12914
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 12914 |
Rozszerzenie: |
12914 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 12914 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 12914 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
12914 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
PIERRE MARLSOM
S�UGA MIASTA
Jor obud� si�... Obud� si� kochany!
Zawraca mu g�ow�. Otworzy� jedno oko i zaraz je zamkn��. Od rana �wieci�o ostre
s�o�ce. Zn�w b�dzie upa�. Jak wczoraj.
- Po diab�a mnie budzisz, Frugia?
- Policja, Jor! Zacz�li wyrzuca� ludzi z trzech dom�w na Po�udniowej Wyspie.
Rozdali ostemplowane papiery, �e niby nie zap�acono podatk�w, �le wype�niono: deklaracje
blokowe i co� tam jeszcze. Ekipy rozbi�rkowe wysadz� domy przed po�udniem.
Jor na�o�y� spodnie i na, bosaka, rozczochrany zbieg� po schodach. Nie zwalniaj�c
zjada� kanapk�, kt�r� mu Frugia wcisn�a do r�ki.
Cofnijcie si�! przebywanie na tym obszarze jest zabronione z powodu
niebezpiecze�stwa rozpadni�cia si� dom�w. Cofnijcie si�!
- To niemo�liwe! Nie ma jeszcze miesi�ca, jak nasza s�u�ba urbanistyczna z�o�y�a
Gubernatorowi za�wiadczenie o bezpiecze�stwie tych budynk�w. Prosz�. Tu jest dow�d
z�o�enia.
- Sfa�szowany. Dosy� tego! Cofnijcie si�!
Jor wykaza� tyle refleksu, �eby odwr�ci� g�ow�. Ten gest oszcz�dzi� mu z�amania
nosa, ale cios i tak trafi� w ko�� policzkow�. Upad� do ty�u z rozkrzy�owanymi ramionami.
Tysi�ce ognik�w pojawi�y mu si� przed oczyma, kiedy uderza� g�ow� o bruk. Widzia� tylko
kr�c�ce si� wok� niego cienie, kt�re przenios�y go na trawnik. Czu� r�ce Frugii na swojej
twarzy, kiedy przemywa�a mu ran� mokr� chusteczk�. Z potwornym wysi�kiem uda�o mu si�
otworzy� oczy i dostrzec co� spoza tych cieni. Spr�bowa� si� u�miechn��:
- Dostaniemy ich jeszcze.
- Mo�esz chodzi�?
Kto� pom�g� mu wsta�. Frugia patrzy�a na niego b�agalnie.
- Tak - stwierdzi�. - Jako� si� dowlok�.
Co to wszystko znaczy? To by�a Policja Miejska, a nie Dzielnicowa. Co najmniej
cztery lata nie widzia�em tych typ�w.
Narada odbywa�a si� w holu przed wej�ciem do kina. G��wni odpowiedzialni byli w
komplecie: May, Lisbeth, Ken, Rudy. Opodal zebra� si� t�um mieszka�c�w - m�odzi
zmieszani ze starymi.
- Trzeba zaraz zwo�a� zebranie generalne - stwierdzi�a Frugia.
- Jest to zabronione zarz�dzeniem Gubernatora - zauwa�y� Ken. - Prywatny doradca
Gubernatora Maklunda ma wyst�pi� na konferencji prasowej celem uspokojenia ludno�ci. -
�wietnie! - przerwa� mu Jor. - Najpierw uderzaj�, potem uspokajaj. Stera metoda.
- Maklund to stary lis.
- Nasza dzielnica jest skazana. - Nie pozw�lmy si� wyrzuci�.
- Rozwalmy gliniarzy. Potem b�dzie za p�no.
Jor z trudem podni�s� si� z pod�ogi, na kt�rej siedzieli. Niezbyt dobrze widzia� i wci��
jeszcze hucza�o mu w g�owie. Mimo to by� zadowolony. Odg�osy t�umu z zewn�trz upewni�y
go o tym, �e mieszka�cy dzielnicy Slooboro postanowili nie pozwoli� wyrzuci� si� si�� ze
swoich dom�w. Opieraj�c si� plecami o mur stan�� i da� t�umowi znak r�k�. Ci, kt�rzy to
zauwa�yli, uciszyli innych.
- Przyjaciele! Wybaczcie, �e jestem jeszcze troch� stukni�ty - m�wi� w zapad�ej ciszy,
obmacuj�c r�k� obola�y policzek. - Postaram si� zebra� troch� informacji. Spotkamy si�
wieczorem na Placu Niepodleg�o�ci. Przeka�cie t� wiadomo�� innym! Do tego czasu
wracajcie do siebie. Nie dajcie si� sprowokowa�, ale pami�tajcie, �e musicie pokaza�
wszystkim, �e tu mieszkacie. Niech policjanci i ekipy rozbi�rkowe czuj� wasz� wrogo��,
OK?
T�um si� zgadza. Wiwatuje. Wreszcie wyp�ywa na ulic�. Spocona, ale jeszcze radosna
masa ludzi w o�lepiaj�cych promieniach gor�cego ju� o tej porze s�o�ca.
Jor zatrzymuje na chwil� Kena, Lisbeth i Rudego.
- Zr�bcie z tego zgromadzenia milcz�cy protest! - m�wi. W tym czasie ja z Frugi�
spr�bujemy skontaktowa� si� ze stron� rz�dow�. Mamy tam jeszcze kilku przyjaci�.
- My�lisz o kim� konkretnie? - zapyta� Ken.
- O doktor Sytii Leryn z Okr�gowej Prokuratury - Je�eli uda ci si� do niej dotrze� -
zauwa�y�a Lisbeth. Pa�ac Prokuratora musi by� strze�ony r�wnie silnie, co i Gubernatora.
Mo�e lepiej b�dzie zawiadomi� pras�. Na przyk�ad tego Kaala. Jest siostrze�cem jakiego�
przemys�owca.
- Zobaczymy - stwierdzi�a Frugia. - Zreszt� masz racj�. Way Kaal zna dobrze doktor
Leryn.
- Dobra. Trzymajcie si�! - rzuci� May na po�egnanie.
- S�dzisz, �e dasz sobie rad�? - zapyta�a Frugia, bior�c pod rami� Jora.
- Nie jestem a� tak poturbowany, jak wygl�da�em.
W jasnych oczach dziewczyny zab�ys�y radosne ogniki szcz�cia.
- Chod� kochany! - powiedzia�a. - W�o�� sp�dniczk� w kolorze malwy i najbardziej
przezroczyst� z opasek na piersi.
- A ja ubior� z�oty str�j - doda� Jor z u�miechem. - Tak przebrani b�dziemy wygl�dali
na autentycznych bur�uj�w.
Niewielka winda bezszelestnie zatrzyma�a si� na pi�trze. Dziennikarz da� znak, �eby
szli za nim. Ubrany by� w jednocz�ciowy kombinezon z du�� liczb� suwak�w. Szyj� zdobi�
mu olbrzymi, sztywny od krochmalu ko�nierz. Jego nerwowa twarz by�a spi�ta w nieudolnej
pr�bie nadania jej wyrazu spokoju, spod kt�rego przebija� cie� strachu.
- Postaram si� zaprowadzi� was do doktor Leryn - powiedzia� niepewnym g�osem. -
Ale ostrzegam, �e to mo�e by� niebezpieczne.
- Dlaczego? - zapyta�a Frugia, ale Way Kaal nie udzieli� im dalszych wyja�nie�
pozostawiaj�c to doktor Leryn. Pod��ali za nim w istnym labiryncie korytarzy, holi i ma�ych
przej�� Pa�acu Sprawiedliwo�ci. Po przetrzymaniu kilku generacji urz�dnik�w, po
przemeblowaniach z polecenia poszczeg�lnych szef�w pion�w, chaos ten by� nie do
unikni�cia... a zreszt� stanowi� jeszcze jeden spos�b oszo�omienia nie wtajemniczonych
go�ci... Ponury stra�nik w obcis�ym, br�zowym mundurze zast�pi� im drog� na kt�rym� z
korytarzy. Kaal szepn�� mu co� do ucha i stra�nik kiwn�� g�ow� przyzwalaj�co, otwieraj�c
ciemne drzwi, obite z drugiej strony jasno ��t� sk�r�.
Biuro by�o puste i ozdobione surowo: Na bia�ych �cianach wisia�y dwa obrazy
neoabstrakcjonist�w i jakie� ryciny. Wideofon, biurko i trzy krzes�a z ciemnego drewna
odbijaj�cego �wiat�o padaj�ce z przezroczystego sufitu dope�nia�y wystroju. Frugia i
dziennikarz zatrzymali si� przed biurkiem. Jor obejrza� ryciny i usiad� na krze�le. W tym
pomieszczeniu bez okien s�ycha� by�o tylko szum urz�dze� klimatyzuj�cych.
- �Dziennik Warboonu� nie dowiedzia� si� naprawd� niczego o eksmisjach i
wysadzaniu dom�w w Slooboro? zapyta�a Frugia.
- Ju� wam m�wi�em. A zreszt�, je�eli doktor Leryn zezwoli, to jestem zdecydowany
towarzyszy� wam wraz z ekip� dziennika.
- Uwa�am, �e jeste� zbyt uleg�y wobec cenzury Prokuratury - zauwa�y� Jor, coraz
bardziej niespokojny. Je�eli jakikolwiek policjant z Warboon dowie si� o wizycie dw�ch os�b
odpowiedzialnych za Slooboro, to nawet doktor Leryn nie b�dzie w stanie zagwarantowa� im
bezpiecze�stwa.
- Doktor Leryn prywatnie g�osi raczej rewolucyjne pogl�dy - odpar� Kaal: - Nie
mylcie jej rad z cenzur� Prokuratury. - By� mo�e, chocia�...
Jor nie doko�czy� zdania, bo do gabinetu wesz�a doktor Leryn. U�miecha�a si� do nich
przyjemnie. Ubrana by�a w r�owy p�aszcz k�pielowy bez r�kaw�w, tak kr�tki i� pozwala�
bez trudu domy�la� si� blond w�os�w wzg�rza �onowego. Poca�owa�a Frugi� w usta, a obu
m�czyznom poda�a r�k� na przywitanie.
- Witajcie, przyjaciele. Przyszli�cie rozmawia� na temat eksmisji mieszka�c�w ze
Slooboro?
- Tak - potwierdzi� Jor, zadowolony, �e m�od� urz�dniczka jest tak dok�adnie
poinformowana. - Chcieliby�my dowiedzie� si� motyw�w waszej ofensywy. Fakt istnienia
naszej... hm... zawszonej dzielnicy jest zagwarantowany przez organizacj� Val Atlagera, jak
pani zapewne wiadomo.
- W�a�nie - twarz Sytii sta�a si� w mgnieniu oka nadzwyczaj powa�na, cho� w jej
spojrzeniu wci�� b�yszcza�a jaka� dziwna rado�� - Atlager nie �yje.
Jor poczu� u�cisk w gardle. Odej�cie Atlagera oznacza�o zerwanie kruchej r�wnowagi
si� panuj�cej w Warboon, kt�ra do tej pory by�a jedynym gwarantem istnienia formalnej
przynajmniej demokracji. Je�eli to Ohelesseci, pierwszy adiutant zmar�ego, by� przyczyn� tej
�mierci, to nale�a�o obawia� si�, �e zaoferuje Slooboro Gubernatorowi, jako wyraz dobrej
woli w zamian za neutralno��. Ich dzielnica stanowi�a idealn� wyrost monet� przetargow�.
Sam Atlager nie widzia� w �az�gach ze Slooboro niczego innego ni� zwyk�y wrz�d na
zdrowym ciele. Jego ochrona nie obejmowa�a dzielnicy w sensie rzeczywistym. Po prostu
zawsze zaj�ty by� czym innym. Przejmuj�c imperium po Atlagerze, Ohe niczym nie
ryzykowa�, pozostawiaj�c Slooboro chciwo�ci lokalowej Maklunda.
- Co z Ohelessecim? - wybe�kota�a zdumiona Frugia. Sytia usiad�a na brzegu biurka,
ods�aniaj�c tym ruchem rozp�rki u do�u szlafroka opinaj�ce jej b�yszcz�ce uda. Przygl�da�a
si� w milczeniu ka�demu z nich po kolei.
- Ercole Ohe r�wnie� nie �yje - oznajmi�a.
- Co!!!?:-tr�jk� go�ci wyda�a ten okrzyk zdziwienia jednocze�nie.
- Przestaniecie si� zapewne dziwi� temu, �e dwa wypadki o tak ma�ym
prawdopodobie�stwie zdarzy�y si� w�a�ciwie jednocze�nie, kiedy dowiecie si� �e do
Warboon przyby� w misji specjalnej S�UGA MIASTA:
- Niemo�liwe! i zaperzy� si� Jor, poczerwienia�y nagle ze z�o�ci.
- Naprawde? - zdziwi� si� trzeci zast�pca Prokuratora. - A to dlaczego?
- BO S�UDZY MIASTA NIE ISTNIEJ�
- Naprawd� tak my�lisz? - zapyta�a Sytia s�odkim tonem a co by� powiedzia�, gdyby�
go spotka� osobi�cie?
W tym momencie drzwi gabinetu otworzy�y si� z trzaskiem.
- S� tutaj. Nie rusza� si�! - krzycza� policjant w mundurze formacji rz�dowej. He�m
mia� odsuni�ty na kark, oczy przymru�one. W r�ku trzyma� pistolet o d�ugiej chromowanej
lufie.
- Zatrzymajcie mi te dw�jk�! - rozkaza� swoim ludziom - Pani wybaczy!- zwr�ci� si�
do Sytii. - Ale tych dwoje jest prowodyrami tych �az�g�w z Sooboro. To gro�ni anarchi�ci.
- To niemo�liwe, poruczniku - odparta Sytia, prostuj�c si� na ca�� wysoko�� swojej
drobnej talii, nie�wiadoma sk�po�ci swego stroju. Policjanci tymczasem nie tracili z oczu
najmniejszego szczeg�u jej anatomii. Dy�urka Komisariatu Centralnego b�dzie dzi� wiecz�r
rozbrzmiewa�a z pewno�ci� opowie�ciami o zaletach cia�a blond eminencji z Pa�acu
Sprawiedliwo�ci.
- Moi informatorzy s� zgodni - upiera� si� policjant. - A zreszt� sprawdzenie
to�samo�ci nigdy nikomu nie zaszkodzi�o. Zw�aszcza obywatelom respektuj�cym prawo.
Zabra� mi tych dwoje.
Policjanci obezw�adnili Jora i Frugie, zatrzaskuj�c im na d�oniach kajdanki. Frugia z
trudem powstrzymywa�a przekle�stwa cisn�ce si� jej na usta. Tu�. przed wyj�ciem niemal
zabi�a wzrokiem swego dawnego przyjaciela. Dow�dca zatrzyma� si� na progu.
- W przypadku, gdybym si� pomyli�; przeprosz� pani� na pi�mie - powiedzia�. - Moje
uszanowanie, Pani Prokurator.
Uruchomi�e� ciekawe wydarzenia, S�ugo - stwierdzi�a Sytia szyderczym tonem.
Wpad�a jak burza do pokoju Erwina Rom Zarke i po�piesznie zak�ada�a niebiesk�
sukienk�.
- Moja akcja, spotka�a si� z reakcj�. By� mo�e nawet z reakcj� �a�cuchow�.
Erwin le�a� bezw�adnie na sofie obitej ciemnym welurem, w angielskim salonie swego
apartamentu. Z tego pokoju wchodzi�o si� wprost do sypialni. Tej samej, w kt�rej kr�lowa�o
�o�e opuszczone przed kilkoma zaledwie minutami przez doktor Leryn.
- Co si� dzieje? Wygl�dasz na podniecon�. Co zrobi�a� z tym dziennikarzem i jego
przyjaci�mi?
- Zastanawiam si�, czy si� nie zgrywasz? - stwierdzi�a niepewnie Sytia. - W�a�nie
aresztowano oboje go�ci z Slooboro w moim w�asnym biurze... znaczy tym; kt�re odda�am do
twojej dyspozycji.
Wyja�ni�a po�piesznie szczeg�ln� sytuacje tej dzielnicy. Erwin s�ucha� jej w
skupieniu. U�miecha� si� widz�c, jak dziewczyna rozpala si� coraz bardziej, broni�c swego
punktu widzenia. Zrozumia�, �e te �az�gi s� jej szczeg�lnie bliskie.
- Jak� rol� w tym wszystkim odgrywa nasz pr�yjaciel Way Kaal? - zapyta�. - Twoje
por�czenie nie przeszkodzi�o aresztowaniu?
Sytia podnios�a gwa�townie g�owie, wprawiaj�c tym samym swoje blond w�osy w tak
charakterystyczny dla niej ruch. Jej oczy p�on�y oburzeniem. Erwin zaczyna� lubi� te mniej
lub bardziej udawane napady w�ciek�o�ci pi�knej pani prokurator..
- Way r�wnie� darzy wielk� sympati� mieszka�c�w Slooboro - powiedzia�a: - Postara
si� dosta� z redakcji ten temat na reporta�. Co do mnie, to powiadomi�am o wszystkim
swojego szefa. Mimo wszystko jest to uczciwy cz�owiek. Walczy z despotyzmem policji, no
i...
- Pomy�la�a� o mnie. Aktualnym super mocarstwie w tym mie�cie.
- Nie. Chcia�am po prostu ci o tym opowiedzie�. Jako przyjacielowi.
- Pot�nemu przyjacielowi. Albo nawet, czemu to ukrywa�, jako mordercy.
- S�ugo, zaczynasz mnie naprawd� denerwowa� - stwierdzi�a Sytia z naciskiem. - Czy
interesujesz si� moimi przyjaci�mi z Slooboro, czy nie? Powiedz prawd�! Prze�kn�
wszystko.
- Nie denerwuj si�, kochanie! - Erwin przytuli� j� do siebie, pieszcz�c jej udo. - Zgoda.
Uwolni� twoich podopiecznych.
- Ale ostrzegam ci�, S�ugo Miasta: w ten spos�b otwarcie wyst�pisz przeciwko
Gubernatorowi Maklundowi.
- Kto wie? Drogi przeznaczenia s� nieprzeniknione... Pu�ci� z �alem trzeciego
zast�pc� Prokuratora i wsta� z westchnieniem. Sytia pomog�a za�o�y� mu marynark� i
poprawi�a peleryn� na ramionach. Na wielkich Schodach oficjalnego wej�cia, w �wietle
pot�nych lamp, nabiera�a ona krwawych odcieni.
- S�UGA!!! - krzyczeli stra�nicy, urz�dnicy i policjanci. Wszyscy oddawali honory,
k�aniaj�c si� do samej ziemi, by ukry� przera�one twarze.
Czy�by�cie si� potkn�li, Obywatelu? - zapyta� policjant i zaraz si� przedstawi�.
Porucznik Mik Connor, do us�ug - za�mia� si� rechotliwie, odsuwaj�c jeszcze bardziej do ty�u
sw�j kapelusz z szerokim rondem.
- Nazywaj� mnie Jor - powiedzia� wi�zie�. Mimo skutych r�k i obola�ej twarzy
przyjmowa� bez mrugni�cia okiem wszystkie docinki. Rzeczywiste znaczenie tego
cynicznego grubasa znacznie przekracza�o jego stopie�. Jor i Frugia skuci razem,
przetrzymali ju� kilka godzin na niewygodnych �awkach korytarza, na kt�rym wszyscy
przechodz�cy policjanci, i cywile uwa�ali za stosowne potr�ci� ich przypadkiem.
- Siadaj, Jorze Venvalt! - Pani r�wnie�! - odezwa� si� Connor. - Nie ma potrzeby
zaprzecza�, �e nale�ycie do tych zapale�c�w z Slooboro. Jestem lepiej poinformowany ni�
mog�oby si� wam wydawa�. Teraz s�uchaj! Masz dwie mo�liwo�ci. Albo kolaborujesz z nami
i natychmiast ko�czysz rozruchy. Wtedy zatrzymamy jako gwaranta twoj� przyjaci�k� -
m�wi�c to obmaca� Frugi� po udach i piersiach.
- Albo zatrzymam was a� do zaprowadzenia spokoju w dzielnicy. W tym czasie
doprowadza do tego, �e b�dziecie �a�owa� braku elastycznego podej�cia do sprawy. Wsta�
oci�ale i przeszed� ko�o Jora nie zauwa�aj�c go. Zatrzyma� si� przed Frugi�. Dotkn�� r�k�
opask� zas�aniaj�c� jej piersi. Powoli zgni�t� delikatny materia� i zerwa� go gwa�townym
szarpni�ciem. Na lewej skroni zacz�a mu pulsowa� nabrzmia�a �y�a. Jor przygl�da� si� tej
�yle i czu� jak ro�nie w nim szale�cza w�ciek�o��, Connor rzuci� opask� na dywan i popchn��
Frugie w g��b fotela, �ciskaj�c jednocze�nie obie jej piersi.
- Siedzie�!!! - krzykn��. Obraca� si� w�a�nie, pragn�c oceni� efekt swoich poczyna�,
kiedy trafi� go kant kajdanek Jora. W okolicy lewego oka pojawi�a si� rana o
nieprawdopodobnej g��boko�ci. Wiezie� przygl�da�, si� jej przez d�ug� chwile zanim
porucznik run�� na pod�og� nieprzytomny.
- Jor! Co� ty zrobi�? - krzykn�a. Frugia staraj�c si� nieporadnie przytuli� do niego
mimo kajdanek. Nie odpowiedzia�, bo nie m�g� m�wi�. Oddycha� gwa�townie. Przepe�niony
by� zwierz�c� rado�ci�.
- �winia! - zacz�� od szeptu. - �winia! �WINIA!!! Na twarzy porucznika pojawi�a si�
krew.
- Mam nadziej� �e go zabi�em - powiedzia� Jor. Uj�� Frugi� za r�k� i poci�gn�� w
stron� niskiego, zaledwie metrowego parapetu prowadz�cego na prywatny taras. W�a�nie
zamierza� wyj�� na zewn�trz, kiedy w pokoju zabrzmia� suchy rozkaz:
- Ani kroku dalej Venvalt, bo zaczn� strzela�.
Porucznik grozi� im pistoletem, opieraj�c si� o framug� drzwi. Jor poczu�, �e opadaj�
mu ramiona..
- Zbli�cie si� - wysapa� Connor.
- Nie!
To by�o wszystko. Taras zaroi� si� od policjant�w. Czyje� race z�apa�y Jora pod
pachami. Setki cios�w spada�y na jego plecy, po�ladki i g�ow�. Zosta� wrzucony do biura.
Frugia podzieli�a jego los w tych samych okoliczno�ciach.
Porucznik Connor umia� si� pozbiera�. Stan�� teraz miedzy powalonymi wi�niami i
zdj�� pas. Spokojnie, trzy razy uderzy� nim po nagich piersiach Frugii, kt�ra pr�bowa�a
zas�oni� si� nieudolnie r�koma. Pasek trafi� j� wtedy w twarz. Ca�e czo�o i policzki
dziewczyny pokry�y si� ciemnymi plamami. Nie wytrzyma�a i podnios�a r�ce do twarzy.
Pasek trafia� j� zn�w w piersi. Jorowi uda�o si� ukl�kn��. Napi�� mi�nie. S�dzi�, �e uda mu
si� skoczy�. W tej samej chwili ca�y �wiat wybuch� mu przed oczyma. Poczu� jeszcze
potworny b�l z ty�u g�owy i wydawa�o mu si�, �e dostrzega czarne w�osie dywanu. Odczu�
jeszcze kopni�cie w nerki i straci� przytomno�� do ko�ca.
Na kr�tko. Podni�s� si� lekko na r�kach (le�a� na brzuchu) i zobaczy� Frugie w
szponach czterech facet�w w czarnych mundurach sekcji specjalnej Policji Rz�dowej.
Roz�o�yli j� na oparciu fotela. Jeden z nich wykr�ca� jej ramiona do ty�u, drug� r�k�
obmacuj�c bole�nie piersi. Dwaj inni trzymali w rozkroku nogi i uda, podczas gdy ostatni
zajmowa� si� jej szeroko otwartym �onem. Frugia cichutko j�cza�a. Mia�a zamkniete oczy.
Wielkie siniaki pokrywa�y oba policzki.
Jor spu�ci� g�ow�. Poczu�, �e s�abnie. Czerwone kr�gi na dywanie przed jego twarz�
ros�y nieprzerwanie. Krew.
- Uwa�ajcie! �adnych �lad�w! - przypomnia� g�o�no Connor.
Podni�s� g�ow� Jora za w�osy.
- S�uchaj mnie, ty �mieszna kupo gnoju i �ajna! - powiedzia�. - Widowisko dopiero si�
zaczyna. Twoja ukochana nie wie nawet, co jeszcze j� spotka, a ty tym bardziej nie masz o
tym poj�cia. A przecie� ten spektakl mo�na powstrzyma�. Nie jestem sadyst�, a po prostu
�wiadomym funkcjonariuszem.
- Nie daj si� kupi�, Jor! - krzykn�a Frugia.
Na szcz�cie Jor zn�w zemdla�. Ockn�� si� na odg�os niewyra�nej k��tni. Rozpozna�
nagle g�os Sytii.
- Nie do przyj�cia. Sporz�dz� raport...
- S�UGA MIASTA - wym�wi� z niespotykanym respektem g�os porucznika.
Jor otworzy� oczy.
Doktor Leryn, trzeci zast�pca Prokuratora Warboonu, pomaga�a s�aniaj�cej si� Frugii
za�o�y� sp�dnice: Jaki� metaliczny g�os warkn�� nagle z niesamowitym autorytetem:
- Uwolnijcie tego m�czyzn� i kobiet�! Natychmiast!
Jor powoli podni�s� wzrok. Przed nim sta� u�miechni�ty blondyn o bladej twarzy i
rasowej sylwetce przykrytej szkar�atn� peleryn�, spod kt�rej wystawa�y tylko d�ugie nogi.
Odkry� przed sob� S�UGE MIASTA.
Kiedy tylko znale�li si� w apartamencie Erwina, Frugia run�a z rozkosz� na ��ko.
- Jeste�cie teraz pod ochron� S�ugi - powiedzia�a Sytia. Nikt ju� nie b�dzie pr�bowa�
was zatrzyma�.
- Tutejsza policja jest rzeczywi�cie nerwowa - stwierdzi� Erwin, kt�ry razem z Syti� i
Jorem siedzia� w ma�ym saloniku. Przez uchylone drzwi do sypialni wida� by�o wystaj�ce
spod ko�dry prawie bia�e w�osy Frugii. Zm�czenie nie przeszkadza�o jej s�ucha� i patrzy�. Jej
g�owa spoczywa�a na poduszce tu� pod wyhaftowanym monogramem SM: Jor walczy� z
dr�eniem kolan. Wsta�, ale ca�e cia�o te� dr�a�o. W�ciek�o�� ogarnia�a go na my�l o tym, co
zrobiono z jego towarzyszk�:
- Nie �artuj, przebiera�cu - mrukn�� niecierpliwym tonem. - Twoje przebranie
wybawi�o nas z k�opot�w. Jak d�ugo jednak mo�esz zwodzi� facet�w typu Connora?
- Jor nie wierzy w istnienie S�ug - wyja�ni�a Sytia..
- B�d� musia�... - mrukn�� Erwin: - A zreszt� nie: Jestem S�UG� i mam zamiar wam
pom�c.
- W takim razie pozw�l mi skontaktowa� si� z przyjaci�mi. Szykujemy si� do
odparcia ataku ze strony...
- Znam wasze problemy - przerwa� mu Erwin. - Doktor Leryn wszystko mi
opowiedzia�a.
- W tym czasie o ma�o nie zamordowa�a nas wasza policja.
- Musia�em mie� czas na zebranie informacji. Czego chcesz?
- Czy ten wideofon jest pod��czony na zewn�trz? - spyta� Jor i na widok niemej zgody
Sytii nakr�ci� numer.
- Ken? Tu Jor - przez kilka sekund s�ucha� swojego rozm�wcy.
- Znale�li�my pomoc. Przyje�d�am. B�d� za jakie� p� godziny. Cze��. - Odwr�ci� si�
do reszty i poinformowa� ich:
- Nasi s� na Po�udniowej Wyspie. Jak dot�d uniemo�liwili wysadzenie budynk�w, a
nawet odzyskali kilka �adunk�w. To ostatnie chyba rozw�cieczy�o policje. Bez przerwy
wysy�aj� posi�ki z�o�one z oddzia��w specjalnych, Ale jednocze�nie przy��czyli si� do nas
studenci z uniwersytetu. Wiele stoczni r�wnie� przerwa�o prace i robotnicy ��cz� si� z nami.
Lada chwila wybuchn� rozruchy. Czy mog� odzyska� samoch�d Kaala i powierzy� Frugi�
waszej opiece?
- Kaal musi by� teraz gdzie� w Slooboro - odpar�a Sytia. Ale mam s�u�bowy
samoch�d na poziomie szosy numer trzy. Jed� wind� 7B! A tu masz kart� s�u�bow�
stwierdzaj�c�, �e jeste� zaprzysi�onym wsp�pracownikiem Pa�acu Sprawiedliwo�ci. Tylko
nie daj si� z tym z�apa� twoim narwa�com.
- Id� z tob� - stwierdzi�a Frugia i opar�a si� o jego ramie.
- Niebezpieczne. Lepiej b�dzie, jak sobie po�pisz tutaj.
- Wcale nie. Mam wzmacniacze - Frugia wrzuci�a do ust trzy tabletki. - Idziesz z nami
S�UGO? - spyta�a przedrze�niaj�c Erwina.
- Troch� p�niej - odpar� zapytany. - Musz� przedtem porozmawia� w waszej sprawie
z Gubernatorem i Szefem Policji.
Ci�gni�ci popychani, czasami mia�d�eni o mury i bramy, z trudem torowali sobie
drog�. Ulice by�y ciemne od ludzi. Krwawe s�o�ce o�wietla�o jeszcze cze�� miasta. Reszt�
mroku rozwiewa�y p�on�ce tu i �wdzie samochody policyjne,. Mieszka�cy powoli
odnajdywali w sobie dosy� si�y, aby walczy� z policj�.
- S�uga miasta... Gdyby to by�a prawda - my�la� Jor. - On naprawd� istnieje i
naprawd� obieca� im pom�c. Ale to niemo�liwe: To tylko legenda, ersatz religii, iluzja
rzucona masom przez oficjaln� propagand�. Wiara w mo�liwo�� takiej interwencji s�u�y po
prostu panowaniu i terroru i niesprawiedliwo�ci; bo w ten spos�b wmawia si� ludziom, �e
niedoskona�o�� szczeg��w s�u�y sprawie Ostatecznej Perfekcji ca�o�ci. Wiara w pomoc
S�ugi jest mrzonk�, z kt�r� trzeba walczy�: A zreszt�. Co mo�e zrobi� ten za m�ody
m�czyzna, za grzeczny, za drobny i za pewny siebie? Mierny aktor bez pracy. Nawet gdyby
naprawd� by� S�ug� rzeczywistej Pot�gi, to czy wmiesza�by si� w t�um manifestant�w dzi�
wieczorem? POWIEDZIA�, �e przyjdzie.
- Hej tam, Sta�!
W zamy�leniu Jor wpakowa� si� na opuszczone skrzy�owanie, co wykorzystali
gliniarze dla zrobienia kontroli. Z wrodzon� zreszt� odwag� - dwudziestu na dwoje. Na
szcz�cie karta Pa�acu Sprawiedliwo�ci zdzia�a�a cuda.
- Powodzenia, inspektorze! - krzykn�� sier�ant, trzaskaj�c obcasami.
Ci�gn�c za sob� Frugi�, - Jor W ci�� pcha� si� do swoich. Dotarli wreszcie na ulic�
Mac Loerba. Budynki przeznaczone do wysadzenia znajdowa�y si� na drugim jej ko�cu. By�a
to prosta, d�uga i do�� szeroka ulica. Maklund wybra� j� specjalnie z tego powodu. W tym
samym momencie zacz�a si� szar�a policji. T�um m�odych dziewcz�t i ch�opc�w, kilku
doros�ych, wszyscy uciekali gonieni przez w�z pancerny otoczony zwartym szeregiem
policjant�w ubranych na czarno.
- Spieprzaj, kolego! - krzykn�� jaki� m�odzieniec �ciskaj�cy w r�ku butelk� z benzyn�.
Jor zabra� j� i podpali� od innej.
Butelka wyl�dowa�a idealnie pod g�sienic� wozu pancernego i wybuch�a z g�uchym
hukiem. W�z zatrzyma� si�. Czarne mundury zaczynaj� si� pali�. Wyj�ce sylwetki biegaj� na
o�lep �cigane przez demonstrant�w uzbrojonych w pa�ki i kamienie. Ogie� ogarnia ca�y
pojazd, z kt�rego pospiesznie wyskakuje za�oga.
- Jor! Frugia?!
To Ken i May. S� cali czarni od prochu, benzyny i kurzu, ale twarze maj�
u�miechni�te. T�um wraca. Jor biegnie w stron� ci�ar�wki policyjnej zaparkowanej w
pobli�u. Jaki� policjant pr�buje bezskutecznie zlikwidowa� zaci�cie swojego pistoletu
maszynowego. Skok. Trafiony w splot s�oneczny czarny mundur osuwa si� na ziemie, Frugia,
kt�ra bieg�a za nim ko�czy dzie�o kopni�ciem miedzy nogi. Potem jeszcze wy�ywa si� na
twarzy tamtego.
Jor wskakuje do kabiny i zapala silnik. Jedynka i ju� jest na ulicy Mac Loerba.
Demonstranci robi� mu drog� w swych szeregach. Policjanci, kt�rzy dot�d wycofywali si� we
wzorowym porz�dku teraz zaczynaj� si� waha�. Jor wdusza z w�ciek�o�ci� gaz do oporu.
Zderzak trafia na pierwsz� pier� policyjn�.
- �mia�o Jor! �mia�o! - krzycz� Frugia i Ken, kt�rzy wdrapali si� do �rodka nie
wiedzie� kiedy.
Ruch kierownicy w lewo i w prawo, w prawo i w lewo. Szalona ci�ar�wka zmiata
ciemne mundury z ca�ej szeroko�ci ulicy. Jor ma wra�enie, �e stopi� si� w jedno�� ze swoj�
maszyn�, �e to on sam m�ci si� za ka�d� sekund� tortur Frugii.
- Zawracaj Jor! Zawracaj! Jedziesz za daleko!
Czy s�yszy ostrze�enie? Jedzie wci�� prosto na zapor� policyjn�, za kt�r� stoj� w
b�yszcz�cych he�mach stra�acy, a za nimi saperzy z ekip rozbi�rkowych w ��tych
kombinezonach. Znowu wstrz�s i krzyki.
Smugi �wiate�. Kule ci�kiego karabinu maszynowego trafiaj� w karoserie. Jor
pr�buje si� ratowa� i skr�ca w male�k� uliczk� w prawo. Zbyt szybko. Ci�ar�wka wpada w
po�lizg i trafia ca�ym p�dem w wystaw� najbli�szego sklepu. Przednia szyba rozpada si� w
kawa�ki. Jor czuje, jak co� go podnosi z siedzenia. Potem wszystko niknie.
Frugia krwawi z ramienia, ale trzyma si� wci�� prosto z arogancj�. Ken ma z�aman�
nog�. Jor czuje tylko potworn� migren�.
Ka�dy z nich podtrzymywany jest przez dw�ch policjant�w. Na szyjach maj�
za�o�one p�tle, kt�rych ko�ce przeci�gni�te s� przez rami� ogromnej koparki, kt�rej czerpak
podniesiony jest do po�owy.
Ca�y plac sk�pany jest w jasnym �wietle. Panuj� �miertelna cisza. Demonstranci
sprzed kilku minut stoj� teraz trzydzie�ci metr�w dalej. Jor przygl�da si� zakrwawionym
twarzom, popalonym w�osom, kt�re m�wi� o zaci�to�ci walk.
- Wolni Obywatele Slooboro - krzycz� megafony. - Nie id�cie �ladem tych
prowodyr�w szukaj�cych pod p�aszczykiem hase� walki o wolno�� jedynie s�awy i korzy�ci
osobistych. Dwa wal�ce si� domy maj� zosta� rozebrane. I zostan� rozebrane. W �adnym
wypadku nie chodzi o zburzenie waszej dzielnicy. Daj� wam na to moje s�owo. Tu m�wi
Radca Herb Fhoon. M�wi� w imieniu naszego wsp�lnie wybranego Gubernatora wszystkich
mieszka�c�w Warboonu: Jego Ekselencji Ericsona E. Maklunda. We�cie udzia� w ukaraniu
tych kryminalist�w, a potem rozejd�cie si� do dom�w!
Silnik koparki zaczyna chrobota� i powoli podnosz� czerpak.
- Naprz�d towarzysze! - krzyczy Jor.
Lina jednak ju� si� napr�y�a nad g�owami wszystkich skazanych.
Bariery porz�dkowe zostaj� nagle zerwane przez morze ludzi. Co� �ciska okropnie
szyj� Jora. Napina maksymalnie mi�nie szyi.
T�um ogarnia policjant�w, stra�ak�w i saper�w. Silnik koparki wci�� warczy. Czarno
ubrane postaci zaczynaj� ucieka� sk�pane we krwi.
Czerwone plamy zaczynaj� skaka� Jorowi przed oczyma. Co� trzeszczy mu w kr�gach
szyi. Cia�o Frugii ci�nie si� do niego, a potem odp�ywa. Z drugiej strony potr�ca go cia�o
Kena. Jor chcia�by krzykn��, ale j�zyk puchnie mu w ustach.
Nagle dzielnica Slooboro znika. Wszystko znika.
Z pok�adu helicara Warboon przypomina ogromn�, kolorow� zabawk� b�yszcz�c�
w�r�d nocy. Tylko Slooboro jest ciemne.
- Chcia�bym przelecie� nad tym gor�cym punktem Slooboro, kt�ry Maklund zamierza
wysadzi� - m�wi Erwin. Mo�esz mnie tam poprowadzi�?
Sytia wskaza�a mu drog� do dzielnicy �az�g�w, kt�rej obskurne domy s�siaduj� z
luksusowymi rezydencjami przemys�owc�w i dygnitarzy. Wkr�tce dostrzegli d�ug� lini�
b�d�c� ulic� Mac Loerba.
- Czy g�rny taras tego wielkiego szarego budynku jest wed�ug ciebie solidny? -
zapyta� Erwin.
Skin�a g�ow�. W ostatniej chwili, bo ju� zostali ostrzelani przez jakiego� snajpera.
Pochyleni na parapecie tarasu obcerowali gwa�towny kontratak mieszka�c�w. W�z
pancerny Policji zacz�� nagle p�on��. Grupa oddzia��w specjalnych wycofywa�a si� w
nie�adzie. Demonstranci opanowali jak�� ci�ar�wk� policyjn� i w szale�czej szar�y
zaatakowali swoich przeciwnik�w, kt�rzy wpadli w zupe�n� panik�. Ci�ki pojazd dojecha�
a� do ko�ca ulicy, zgarniaj�c po drodze niewiarygodn� ilo�� czarnych sylwetek. Wreszcie
rozbi� si� o mur.
- Dzielne ch�opaki! - krzykn�a Syria klepi�c go po ramieniu. - Pomo�esz im?
Prawda? Erwin! Erwin, tym razem uda�o si�. TO REWOLUCJA! I JA TEGO
DOCZEKA�AM!!! Rzuci�a mu si� w ramiona p�acz�c z rado�ci.
- Spokojnie! Rewolucja? Mo�e jeszcze nie teraz. Ale z pewno�ci� fakt, kt�ry utrwali
si� w anna�ach tego miasta.
Ruszy� do helicara. Sytia z�apa�a go za r�kaw.
- Wr�cimy tam, prawda? - powiedzia�a b�agalnie. - Helicar!. Wspaniale. Ty b�dziesz
prowadzi�, a ja b�d� strzela�a z twojego pistoletu. Kiedy nabrali wysoko�ci, Erwin pokaza� jej
d�ugie kolumny ci�kiego sprz�tu zd��aj�ce w stron� Slooboro.
- Nie maj� nawet jednej szansy na tysi�c na opanowanie dzielnicy. Przykro mi, �e ci�
musz� rozczarowa�, ale taka jest rzeczywisto��. �a�uj�, �e pozwoli�em tym dwojgu wr�ci� do
siebie. Mam nadziej�, �e uda im si� na czas uciec i zamelinowa� we w�asnym domu.
- Co?! Przecie� oni s� ju� straceni - j�kn�a Sytia, ju� bez cienia poprzedniej
egzaltacji. �ycie jest niesprawiedliwe. Prawi s� ci�gle niszczeni, bo z regu�y s� zbyt biedni,
�eby zdoby� wystarczaj�c� ilo�� �rodk�w do opierania si� z�ym ludziom.
- Twoje wykszta�cenie historyczne nie przes�oni�o ci, mam nadziej�, tej oczywisto�ci -
stwierdzi� zimno S�uga Miasta.
- Czy ty masz l�d w sercu? hukn�a Sytia i skoczy�a na niego, bij�c go pi�ciami po
piersi.
- Chyba udowodni�em ci co� przeciwnego - powiedzia� Erwin, u�miechaj�c si�
smutno. - Pragn� tylko; �eby twoi przyjaciele wyszli ca�o z tego tam na dole. M�wi�a� mi, �e
s� wyznawcami biernego oporu?.
Sytia zamilk�a; przyparta do muru. Erwin skierowa� helicar w stron� Pa�acu
Sprawiedliwo�ci. Dziewczyna natomiast stara�a pokrzepi� si� na duchu, przypominaj�c sobie
rozmow�, kt�ra poprzedzi�a ich wylot. Radca Herb Fhoon przyszed� do S�ugi wyrazi�
niezadowolenie Gubernatora Maklunda. S�uga Miasta nie spodoba� si� Gubernatorowi,
podwa�aj�c autorytet Connora przed jego podw�adnymi i lekkomy�lnie uwalniaj�c
niebezpiecznych prowodyr�w.
- Panie Polityku - odpar� Erwin mierz�c rozm�wce zimnym wzrokiem. - Czy mam
panu przypomnie�, �e jestem tutaj na wyra�ne �yczenie waszego w�asnego tyrana? Moje
zadanie polega w�a�nie na tym, �eby w jaki� spos�b mog�y si� wyrazi� tendencje ludowe. Ma
to pom�c w�a�nie temu, czemu udaje, �e s�u�y wasz Gubernator. My�l� o demokracji,
�eby�my unikn�li nieporozumie�.
Nast�pnego ranka, kiedy Erwin my� si� w �azience, lokaj powiadomi� go, �e
Gubernator czeka w poczekalni i prosi o audiencj�.
Prosz� wprowadzi� Gubernatora do salonu i poprosi�, �eby zaczeka� kilka chwil.
Powoli sko�czy� si� goli� i starannie dobiera� szczeg�y ubioru. Ubranie odgrywa
wielk� rol� w kontaktach z wielkimi tego �wiata. Erwin Rom Zarke dobrze pami�ta� jak�
wag� przywi�zywano do tego tematu w Instytucie Arno Euska. Na razie niezbyt wyra�nie
widzia� jak si� sko�czy ca�a ta sprawa Warboonu. Od czasu jego przyjazdu nic si� nie
zmieni�o w tutejszym uk�adzie si�; a je�li ju�, to na gorsze. A mimo to mia� dziwne
przeczucie, �e przesilenie nast�pi lada moment.
T�skni� za spokojem swojej kwatery g��wnej w Nengarai. Nawet pob�a�liwa
kordialno�� jego szef�w wydawa�a mu si� oaz� spokoju po tym, co tu zobaczy�. W�adza
niszczy to wszyscy przyjmowali za pewnik, ale Erwin dopiero teraz zrozumia� przyczyn�
cz�stych tendencji paranoidalnych u wielkich tego �wiata. Wkr�tce jednak mia� zrzuci� z
siebie ten ci�ar.
W�o�y� obcis�e spodnie w kolorze be�owym, br�zowe buty, kurtk� w stylu
my�liwskim w kolorze szarym z czerwonymi wy�ogami i bia�ym szamerunkiem. Starannie
u�o�y� fa�dy niepokalanie bia�ej peleryny ozdobionej jedynie szkar�atnymi galonami i
postawi� jej ko�nierz na karku.
- Prosz� poda� �niadanie do salonu, w kt�rym czeka Gubernator i zaanonsowa� moje
przyj�cie! - poleci� lokajowi.
Starannie przybra� na twarzy nonszlancki u�miech pogardy i ruszy� na spotkanie
Maklunda.
- Nie we�miecie mi za z�e, Gubernatorze, �e wykorzystam te kilka chwil naszego
spotkania na zjedzenie �niadania! W ci�kim stroju oddzia��w specjalnych, E. E. Maklund
wygl�da� na jeszcze grubszego ni� by� w rzeczywisto�ci. Pali� z radosn� min� olbrzymie
cygaro o kosztownym aromacie.
- S�ugo! - zacz�� jowialnie. - Chcia�bym najmocniej przeprosi� za niezr�czno��
wykazan� wczoraj przez Herba Fhoona.
- Prosz� mi wybaczy�, Gubernatorze! - przerwa� mu Erwin. - Ale m�g�by Pan zgasi�
t� okropn� rzecz?
- Oczywi�cie - wykrzykn�� Maklund przepraszaj�cym tonem. - Chcia�bym panu
podzi�kowa� za to wczorajsze genialne posuni�cie. Co do reszty, to oczywi�cie musz� kry�
swoich wsp�pracownik�w... no i ich sposoby...
- Sadystyczne? - Erwin �u� w zamy�leniu par�wk�.
- Wszystkie przes�uchania doprowadzaj� oficer�w wcze�niej czy p�niej do z�ego
traktowania podejrzanych. - Doceniam pana eufemizm. Prosz� m�wi� dalej!
- Dzi�kuj�! - na ci�kich, rysach twarzy Gubernatora mo�na by�o dostrzec �lady
pewnego niepokoju. - Chcia�bym przede wszystkim wyrazi� wdzi�czno�� za Pana
jasnowidzenie. Prowokatorzy wypuszczeni przez pana doprowadzili do zamieszek i
dostarczyli pretekstu do masowej interwencji policji. Ludno�� naszego miasta w
przewa�aj�cej wi�kszo�ci pobiera nieugi�to�� rz�du. Wszyscy S�udzy maj� jaki� dar
wychwytywania w ciemno tego typu niuans�w. I pomy�le�, �e dot�d uwa�a�em si� za
dobrego polityka.
- Lepiej jest okaza� si� zr�cznym politykiem. Kr�tko m�wi�c, jestem szcz�liwy, �e
pan jest zadowolony - odpar� Erwin z kamienn� twarz�. - Czym jeszcze mog� s�u�y�? -
Ale�... nic... s�dzi�em, �e...
- Naprawd� pan s�dzi, �e potrzebuj� pana uznania?
- Oczywi�cie, �e nie, S�ugo - wybe�kota� kompletnie roz�o�ony Maklund.
- W takim razie prosz� pozwoli� mi sko�czy� �niadanie i opu�ci� ten salon.
Tego by�o za wiele dla w�adcy Warboonu. Jego twarz zacz�a si� robi� czerwona z
w�ciek�o�ci. Pi�ci zacz�y si� zaciska�. Z trudem prze�kn�� �lin� i otworzy� usta.
W tym momencie drzwi za jego fotelem otworzy�y si� z hukiem. Erwin zobaczy� Syti�
wpadaj�c� do salonu w kra�cowej furii. Podbite oko, twarz zlana potem i pokryta sadz�.
Lewy policzek zdobi�a du�a blizna pokryta zakrzep�� krwi�. Sukienka by�a porwana w
strz�py, spod kt�rych wydostawa�y si� w rytmicznych podrygach go�e piersi. W prawej d�oni
�ciska�y olbrzymi pistolet kalibru 45 mm. Zrobi�a jeszcze trzy kroki do przodu ustawiaj�c na
linii strza�u Gubernatora i kontroluj�c S�ug�. Potem zacz�a strzela�. Niezdecydowanie,
zdumienie i obawa zast�pi�y z�o�� na twarzy Gubernatora Maklunda. Ka�dy strza� odrzuca�
r�k� Sytii, kt�ra z w�a zr�czno�ci� natychmiast przywraca�a jej poprzedni� pozycje i
ponownie naciska�a spust. Pierwsze trzy pociski trafi�y Gubernatora w brzuch. Maklund by�
jednak zbyt silny. Upad� na kolana, ale nie straci� przytomno�ci.
- Dlaczego? - szepn��:
Ale Sytia ju� celowa�a w g�ow�. Ostatni wystrza� wyda� si� Erwinowi najg�o�niejszy.
Czaszka ofiary rozpad�a si� go nim na kawa�ki; a cia�o zosta�o odrzucone do ty�u. Mieszanina
krwi i m�zgu spryska�a �ciany. Zanim jeszcze przesta�o mu szumie� w uszach od nagle
zapad�ej ciszy, Erwin skoczy� na Syti� i wyrwa� jej bro� z r�ki.
Kto� zapuka� do drzwi. Erwin popchn�� kobiet� do przodu.
- Szybko! Do �azienki! Umyj si� i przebierz! I nie pokazuj si� pod �adnym
pretekstem!
Bezmy�lnie wykona�a jego polecenie. Erwin odprowadzi� j� pod prysznic i wr�ci�
otworzy� drzwi: Ukaza�a si� w nich twarz przestraszonego Herba Fhoona.
- Prosz� przyprowadzi� do mnie najwy�szego rang� oficera Policji - rozkaza� S�uga,
wymachuj�c wielkim pistoletem. - Przed chwil� zabi�em Gubernatora Maklunda.
Prokurator Graham Waellaby nerwowo kr�ci� si� w fotelu. Do pasji doprowadza�o go
najwyra�niej, �e zosta� wezwany przez winnego morderstwa. Ale Erwin Rom Zarke nie by�
zwyczajnym morderc�. By� S�UG� MIASTA.
- Moje zadanie dobiega ko�ca, panie Prokuratorze stwierdzi� na wst�pie. - Powr�c�
teraz do swojej bazy. Sytuacja bez wyj�cia, w jakiej znajdowa�o si� wasze miasto przed moim
przyjazdem, uleg�a wyja�nieniu. Wszystkie g��wne frakcje, ��cznie z grup� Maklunda,
znajduj� si� ponownie w stanie r�wnowagi politycznej. Ka�da zosta�a pozbawiona swojego
przyw�dcy. Rozruchy w dzielnicy Slooboro przyhamuj� na pewien czas apetyty
ewentualnych nast�pc�w. Wiem, �e jest pan opanowany i mam nadziej�, �e wystarczaj�co
zdolny do wybrania spo�r�d urz�dnik�w rz�dowych tych, kt�rzy wykazuj� najdyskretniej
swoje ci�goty do przeniewierstwa. W imieniu miasta obdarzam pana moim zaufaniem. Mo�e
pan zaraz zwo�a� posiedzenie obu izb parlamentu i og�osi� nowe wybory - S�uga podni�s� si�
na znak, �e sko�czy� i wyci�gn�� r�k� na po�egnanie.
Niepewny, ale kompletnie przero�ni�ty przez wydarzenia Prokurator opu�ci�
pospiesznie salon. W znowu zapad�ej ciszy Erwin us�ysza� tym razem zdecydowane kroki.
- Erwin! M�wili mi, �e odje�d�asz - powiedzia�a Sytia, tul�c si� w jego ramionach. -
Dzi�kuj�, �e� mnie wyci�gn�� z tego bagna.
- Dlaczego? - zapyta� Erwin.
- Och! Erwin! - �zy obficie moczy�y pobru�d�on� twarz Sytii. S�uga zaprowadzi� j�
na sof�.
- Jor, Frugia i jeszcze jeden ich przyjaciel, kt�rego te� zna�am. To oni byli w tej
ci�ar�wce, kt�ra zmasakrowa�a wczoraj policjant�w, kiedy ogl�dali�my Slooboro z tarasu.
To straszne. Zostali schwytani i... powieszeni. Na miejscu. Gdyby�my poczekali jeszcze kilka
minut mogliby�my ich uratowa�.
- To rzeczywi�cie okropne - Erwin przyciska� dziewczyn� do siebie. - Ale nie umarli
na pr�no.
- Jak to?
- Dramat takich ruch�w polega na tym, �e na og� przyjmuj� polityk� biernego oporu,
bez u�ycia si�y. To nigdy nie prowadzi do rozwi�za� politycznych. Oni zgin�li, bo wczoraj po
raz pierwszy odrzucili koncepcj� niestosowania, si�y. Ale zgin�li r�wnie� po to, �eby
przyspieszy� t� rewolucj�, o kt�rej �nisz po nocach.
Sytia wyzwoli�a si� z u�cisku Erwina i wyci�gn�a oskar�aj�co palec.
- Je�eli pozwoli�e� im wyj�� w takim stanie psychicznym w jakim znajdowali si�
wczoraj, to nie sta�o si� to przypadkiem - Nie spodziewa�em si�, �e wyzwol� oni nowe si�y -
Erwin u�miechn�� si� smutno.
- Ale�... zabi�e� ich!
- Nie. Po prostu zgin�li. Ale nie na darmo: Widzisz Sytio. �az�gi ze Slooboro i ich
naturalni sprzymierze�cy, wszyscy niezadowoleni, ludzie marginesu spo�ecznego, wszyscy
wyzyskiwani dostali teraz w posiadanie nieobliczalne bogactwo.
- Jakie?!.
- M�czennik�w.
- Och. Erwin. Wi�c na tym polega ta os�awiona polityka d�ugoterminowa, ta
ostateczna sprawiedliwo�� miasta?
- W�a�nie na tym: doskona�o�� ca�o�ci opiera si� na niedoskona�o�ci i na tragediach
jednostek. Poca�uj mnie Sytio - Nie!
- Poca�uj mnie! Odchodz�. Kocham ci� i odchodz�.
- Nie! Nieee!
Run�li sobie w ramiona i d�ugo trwali w u�cisku bez s�owa. Erwin odsun�� si�
wreszcie, podziwiaj�c wibruj�ce pi�kno Sytii i wyraz zdecydowania widoczny na jej twarzy.
Czu�, �e serce �ciskaj� mu wyrzuty sumienia, w�tpliwo�ci i �al.
- �egnaj; Sytio. Kocham ci�. Nigdy o tobie nie zapomn�.
- �egnaj S�ugo. Ja te� ci� kocham.
przek�ad: Tadeusz Markowski