12815
Szczegóły |
Tytuł |
12815 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12815 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12815 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12815 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KAWABATA YASUNARI
G�OS G�RY
Prze�o�y�a Ewa Szulc
Tytu� orygina�u �Yama no oto�
I
G�os g�ry
1.
�ci�gn�wszy nieco brwi i lekko rozchyliwszy usta, Shingo Ogata zdawa� si� co�
rozwa�a�. Dla kogo� patrz�cego z boku nie wygl�da�o chyba na to, �e rozmy�la. Raczej, �e
co� go nurtuje.
Jego syn, Shuichi, dostrzeg� to, ale jak zwykle nie przywi�zywa� do tego wagi. Dla
niego fakt zamy�lenia ojca by� bardziej oczywisty ni� dla samego Shingo. Wydawa�o si�,
jakby co� przywo�ywa� w pami�ci.
Ojciec zdj�� kapelusz, po czym po�o�y� go na kolanach, przytrzymuj�c palcami prawej
r�ki. Shuichi odebra� mu go bez s�owa i wsun�� na p�k� poci�gu.
- Hm... jakby to...
Shingo zazwyczaj z trudem wydobywa� z siebie s�owa.
- Ta.... s�u��ca, kt�ra w�a�nie odesz�a.... jak�e jej by�o na imi�?
- Ojciec ma na my�li Kayo?
- A tak, Kayo... Kiedy odesz�a?
- W ubieg�y czwartek, a wi�c pi�� dni temu.
- Pi�� dni, m�wisz? Odprawili�my j� zaledwie pi�� dni temu, a ja ju� nie pami�tam
ani jej twarzy, ani ubrania. Dziwne, co?
�Ojciec przesadza� - pomy�la� Shuichi.
- Ta Kayo, rozumiesz, dwa czy trzy dni przedtem... zanim odesz�a... Wychodzi�em
w�a�nie na spacer i wk�adaj�c geta zauwa�y�em co� na nodze. M�wi� �to chyba jaki� grzyb
czy co?�, a ona wtedy powiedzia�a ,,po prostu nog� pan szanown� obtar��. By�o to jakie�
takie, �e poczu�em si�... zaskoczony. Faktycznie po ostatnim spacerze mia�em pi�t� obtart�
rzemieniem od sanda�a... ale ona o zwyk�ej skaleczonej nodze powiedzia�a �szanowna noga�.
Zdziwi�em si�, �e jest a� tak uprzejma. Teraz dopiero do mnie dotar�o, �e u�y�a s�owa
�szanowna� w stosunku do nogi. To nie ja by�em �szanowny�, to moja noga. Nie mia�em si�
czemu dziwi�. Po prostu akcent Kayo ma niew�a�ciwy i przez to da�em si� oszuka�. Teraz
dopiero mnie to uderzy�o - opowiada� Shingo.
- A nie przes�ysza� si� ojciec po prostu?
- Powiedzia�a �szanowna noga�.
- Maj�c na my�li nog� ojca obtart� przez pasek od geta?
- Tak.
- Aha. No to wed�ug mnie ojciec ma racj�. Kayo zrobi�a b��d.
Ojciec pochodzi� z prowincji, wi�c nie zawsze by� pewien swego tokijskiego akcentu.
Za to Shuichi wychowa� si� w Tokio.
- Powiedzia�a �nog� pan szanown� obtar��, wi�c odnios�em wra�enie, �e specjalnie w
stosunku do mnie u�y�a tego uprzejmego zwrotu. Zabrzmia�o to bardzo �adnie. Odprowadzi�a
mnie do drzwi i tam ukl�k�a. A ta �szanowno�� odnosi�a si� do nogi w sandale! Teraz
dopiero sobie u�wiadomi�em, jak ona si� w istocie wyrazi�a... a patrz, nie mog�em sobie
przypomnie� jej imienia. Twarzy ani sukienki te� dobrze nie pami�tam. Ta Kayo by�a u nas
jakie� p� roku, prawda?
- Tak, ojcze.
Shuichi przywyk� ju� do tego rodzaju problem�w i bynajmniej nie okazywa� ojcu
wsp�czucia.
Sam Shingo r�wnie� si� przyzwyczai�, a jednak odczuwa� lekki niepok�j. Ilekro�
usi�owa� wyobrazi� sobie Kayo, zupe�nie nie m�g� odtworzy� w pami�ci jej wyra�nego
obrazu. Nast�pstwem tego by�a czcza irytacja, kt�ra jednak mija�a do�� szybko.
I teraz te� Shingo widzi przed oczyma scen�, kiedy Kayo obiema r�kami rozsuwa
drzwi od werandy. Potem widzi, jak wstaje i m�wi: �nog� pan szanown� obtar��.
Tak oto wspominaj�c, jak to pewnego dnia s�u��ca Kayo pracuj�ca u nich oko�o p�
roku, odprowadza�a go do drzwi werandy, Shingo poczu� nagle, �e przemija �ycie.
2.
Yasuko, �ona Shingo, ma sze��dziesi�t trzy lata i jest od niego o rok starsza. Maj�
dwoje dzieci, syna i c�rk�. Starsza, Fusako, sama ju� jest matk� dw�ch c�reczek.
Yasuko wygl�da m�odziej od m�a. Bynajmniej nie sprawia wra�enia, �e ma rok
wi�cej. Nie tyle jednak Shingo tak szybko si� postarza�, ile raczej �ona wydaje si� m�odsza,
co nie jest przecie� niczym niezwyk�ym. Niewysoka i mocno zbudowana, cieszy si� dobrym
zdrowiem.
Yasuko nigdy nie by�a pi�kna. Poniewa� w m�odo�ci r�nica wieku mi�dzy nimi
rzuca�a si� w oczy, nie lubi�a nawet pokazywa� si� przy boku m�a.
Od pewnego momentu jednak ta r�nica wieku zatar�a si� i przesta�a w�a�ciwie by�
widoczna. Kiedy? Shingo bezskutecznie si� nad tym zastanawia�. Przypuszcza�, �e gdzie�
ko�o pi��dziesi�tego pi�tego roku �ycia. Zwykle pono� kobieta starzeje si� szybciej, lecz w
ich wypadku sta�o si� odwrotnie.
W ubieg�ym roku sze��dziesi�ciojednoletni ju� Shingo niespodziewanie dosta�
krwotoku. Wygl�da�o to na p�uca, ale ani nie da� si� porz�dnie zbada� lekarzom, ani nie
troszczy� o leczenie; zreszt� dolegliwo�ci wkr�tce ust�pi�y.
Nie by� to chyba objaw starczej niemocy. Po chorobie cera jego sta�a si� bardziej
j�drna, a po dw�ch tygodniach przymusowego pozostawania w ��ku odm�odnia�y mu oczy i
wargi nabra�y koloru.
Shingo dawniej nigdy nie dostrzega� u siebie symptom�w gru�licy. To, �e po
sze��dziesi�tce dosta� krwotoku, najwyra�niej wprawi�o go w przygn�bienie i dlatego pewnie
unika� wizyty u lekarza. Shuichi uwa�a� to za starczy up�r. Przyczyna jednak le�a�a g��biej.
Yasuko jest zdrowa i dobrze sypia. Cz�sto Shingo budzi si� w �rodku nocy wskutek
chrapania �ony. Yasuko zacz�a chrapa� gdzie� oko�o pi�tnastego roku �ycia. Rodzice jej
dok�adali stara�, �eby j� z tego wyleczy�. Po �lubie wszystko min�o, ale wr�ci�o ponownie
ko�o pi��dziesi�tki.
W takim wypadku Shingo �ciska� palcami nos Yasuko i lekko nim porusza�. Je�li to
nie pomaga�o, chwyta� j� za szyj� i potrz�sa�. Tak bywa�o, gdy mia� dobry humor, lecz gdy
budzi� si� w z�ym nastroju, uderza�a go nieprzyjemnie starcza brzydota tego cia�a, z kt�rym
prze�y� wsp�lnie ju� tyle lat.
Tej nocy r�wnie� by� w z�ym nastroju, wi�c zapali� �wiat�o i zerkn�� z ukosa na twarz
�ony. Potem z�apa� j� za gard�o i mocno potrz�sn��. Troch� spoci� si� przy tej czynno�ci.
Pomy�la� sobie, �e gdyby wyci�gn�� r�k� i tylko dotkn�� cia�a �ony, to chrapanie na
pewno by usta�o, i gdzie� na dnie serca poczu� lito��.
Wydoby� spod poduszki ilustrowany magazyn. Poniewa� jednak by�o bardzo gor�co i
wilgotno, wsta� i otworzy� jedno skrzyd�o drzwi do ogrodu. Tam przykucn��.
By�a ksi�ycowa noc.
Na dworze wisia�a sukienka Kikuko. Jakiego� nieokre�lonego bia�awego koloru. Czy
to zapomnia�a o rozwieszonym praniu, czy te� mo�e specjalnie zostawi�a przepocone ubranie,
�eby przenikn�a je nocna rosa.
- Giaa, giaa, giaa - rozleg� si� w ogrodzie przenikliwy g�os ptaka. Po lewej stronie, na
pniu wi�niowego drzewka, siedzia�a cykada. W�tpliwe, �eby to ona wyda�a z siebie taki
nieziemski d�wi�k, ale... chyba to jednak ona.
Czy�by i j� sp�oszy�y z�e sny?
Owad rozwin�� skrzyde�ka, wzbi� si� w powietrze i przysiad� na skraju moskitiery.
Shingo wzi�� cykad� w d�onie, lecz nie wyda�a g�osu.
- Niema - mrukn��. To nie ta cykada krzycza�a ,,giaa�. Aby zn�w nie przylecia�a
zwabiona �wiat�em, Shingo z ca�ej si�y rzuci� cykad�, obr�ciwszy si� w stron� wi�niowego
drzewka po lewej stronie. Nie odpowiedzia�a mu d�wi�kiem.
Oparty o ram� drzwi spogl�da� w stron� wi�ni. Nie wiedzia�, czy cykada usiad�a tam,
czy te� upad�a gdzie� dalej. Ksi�ycowa noc g��bia�a. T� g��bi� czu�o si� z boku, gdzie� z
oddali.
Cho� nie min�� jeszcze dziesi�ty sierpnia, owady ju� �piewa�y.
S�ycha� by�o d�wi�k, jakby rosy opadaj�cej z li�cia na li��.
I nagle Shingo us�ysza� g�os g�ry.
Nie ma wiatru. Ksi�yc ja�nieje, nied�ugo osi�gnie pe�ni�. W t� mroczn�, parn� noc
kontury drzew maluj�cych si� na szczycie wzg�rza robi� wra�enie zamazanych. A wiatr ich
nie porusza. Li�cie paproci u st�p werandy, na kt�rej stoi Shingo, tak�e ani drgn�.
W g��bi doliny Kamakura zdarzaj� si� noce, kiedy s�ycha� uderzenia fal, wi�c Shingo
zastanawia� si�, czy to nie odg�os morza. Ale nie, to g�os g�ry. Przypomina� szmer wiatru w
oddali, lecz by�a w nim g��boka moc, jak wtedy, gdy dr�y ziemia. G�os rozbrzmiewa� te�
wewn�trz jego w�asnej czaszki, Shingo my�la� wi�c przez chwil�, �e mo�e dzwoni mu w
uszach, i spr�bowa� potrz�sn�� g�ow�.
G�os ucich�.
Kiedy ju� umilk�, Shingo po raz pierwszy poczu� l�k. Ch�odny dreszcz na my�l o nie
znanym dniu �mierci.
Chcia� rozwa�y� na zimno, czy m�g� to by� g�os wiatru, g�os morza, czy te�
d�wi�cza�o mu w uszach. Przysz�o mu do g�owy, �e musia� to by� jeden z tych trzech
d�wi�k�w. Ale nie, na pewno s�ysza�, jak krzyczy g�ra.
Jakby jaki� demon pojawi� si� ni st�d, ni zow�d i wywo�a� swym przybyciem jej
krzyk. G�os szybko przybiera� na sile. W tej nocnej scenerii, przesyconej wilgoci�, g�ra
stercza�a jak czarna �ciana. W�a�ciwie nie by�a to g�ra, lecz pag�rek tu� za ich ogrodem.
Cho� robi� wra�enie �ciany, z drugiej strony wygl�da� jak wielkie jajko rozci�te na p�. Z ty�u
i z boku by� jednak g�r�, a to, �e wydawa� g�os, czyni�o go podobnym do pasma g�r
widocznych po drugiej stronie ich domu.
W�r�d drzew porastaj�cych wierzcho�ek przeb�yskiwa�y raz po raz gwiazdy.
Zamykaj�c drzwi Shingo przypomnia� sobie zadziwiaj�c� histori�.
Jakie� dziesi�� dni temu czeka� na znajomego, kt�rego zaprosi� do niedawno
postawionej herbaciarni. Go�cia jeszcze nie by�o. Gejsza te� pojawi�a si� tylko jedna,
pozosta�e sp�nia�y si� widocznie.
- Prosz� zdj�� krawat, gor�co nie do wytrzymania - powiedzia�a gejsza.
- Mhm.
Shingo nie protestowa�, gdy rozwi�za�a i zdj�a mu krawat. Nie dosz�o mi�dzy nimi do
�adnej poufa�o�ci, a jednak gejsza, wetkn�wszy krawat do kieszeni okrycia Shingo, kt�re
wisia�o obok tokonoma , rozpocz�a zwierzenia.
Mniej wi�cej dwa miesi�ce temu gejsza oraz cie�la, kt�ry stawia� t� oto herbaciarni�,
postanowili, jak si� zdaje, pope�ni� razem samob�jstwo. Ale gdy przysz�a pora wypicia kwasu
pruskiego, dziewczyn� opanowa�y w�tpliwo�ci, czy aby na pewno ta porcja wystarczy, aby
umrze�.
- Ten cz�owiek zapewnia mnie, �e dawka jest �miertelna. A na dow�d powiada: ,,Po
c� by pakowano j� w osobn� torebeczk�? Otruje nas skutecznie, nie ma co.�
Nie uwierzy�a jednak. Przeciwnie, umocni�a si� jeszcze w swych w�tpliwo�ciach.
- �Od kogo masz t� trucizn�? Mo�e ten cz�owiek specjalnie odmierzy� tak� porcj�, aby
ciebie i kobiet� ukara�, wyda� na cierpienia?� Pytam go: �Kt�ry lekarz czy aptekarz da� ci
to?�, a on nic nie m�wi. Przecie� to �mieszne! Mamy umrze� oboje, a on, nie wiadomo
dlaczego, nie chce nic powiedzie�. Przecie� po wszystkim i tak bym si� nie dowiedzia�a.
- Ale� to brzmi jak farsa! - mia� ju� powiedzie� Shingo, lecz ugryz� si� w j�zyk.
Gejsza upiera�a si�, �e po truci�nie otrzymanej od nie wiadomo kogo na pewno przyjd� do
siebie.
- Tak wi�c nosz� j� przy sobie!
�Co za niesamowita rozmowa� - pomy�la�. Zapami�ta� tylko, �e chodzi o cie�l�, kt�ry
stawia� t� herbaciarni�.
Z papierowego portfelika dziewczyna wydosta�a torebeczk� z trucizn� i pokaza�a j�
Shingo.
- Mhm - mrukn��, rzuciwszy tylko na ni� okiem. Nie m�g� oceni�, czy to rzeczywi�cie
kwas pruski, czy te� co innego.
W�a�nie w tym momencie, zamykaj�c okno werandy, Shingo przypomnia� sobie t�
gejsz�.
Po�o�y� si� na materacu. Nie zdoby� si� jednak na to, aby obudzi� sw� star� �on� i
opowiedzie� jej o tym, jak s�ysza� g�os g�ry, i o l�ku, jaki go wtedy ogarn��.
3.
Shuichi pracowa� w tej samej firmie co ojciec, a ponadto mia� za zadanie przypomina�
mu o wszystkim. Oczywi�cie tak�e Yasuko i Kikuko, m�oda �ona Shuichiego, podzieli�y si�
zadaniem czuwania nad pami�ci� Shingo. I tak wsp�lnym wysi�kiem ca�a trzyosobowa
rodzina wspiera�a umykaj�c� pami�� ojca. W biurze funkcj� t� pe�ni�a urz�dniczka rezyduj�ca
w gabinecie Shingo.
Shuichi, wszed�szy do pokoju Shingo, z ma�ej biblioteczki w rogu wyci�gn�� jak��
ksi��k� i zacz�� przerzuca� kartki.
- Oho ho! - mrukn��, podszed� do stolika urz�dniczki i pokaza� jej otwart� stronic�.
- Co takiego? - spyta� Shingo z u�miechem.
Shuichi zbli�y� si� z otwart� ksi��k�. By�o tam napisane: �Tutaj oto nie zanik�o
jeszcze poczucie cnoty. Kiedy m�czyzna cierpi z mi�o�ci ku kobiecie, a kobieta nie mo�e
znie�� cierpie�, jakie niesie jej mi�o�� m�czyzny, to lekarstwem na to, aby odczuwali oni
rado��, aby mogli d�u�ej kocha� si� nawzajem, jest ich wzajemne odnalezienie si� jako ludzi,
nie tylko jako kochank�w. Wzmacniaj�c ponadto ich wewn�trzne wi�zi...�
- �Tutaj� to znaczy gdzie? - zapyta� Shingo.
- W Pary�u. To dziennik podr�y po Europie.
Wra�liwo�� Shingo na dowcipy i aforyzmy nieco ju� st�pia�a. Jednak to, co us�ysza�,
by�o dla� nie tyle dowcipne czy paradoksalne, co jasne jak na d�oni.
Nie wydaje si�, �eby te s�owa wywar�y wi�ksze wra�enie na Shuichim. Nie ulega
natomiast w�tpliwo�ci, �e za ich po�rednictwem zr�cznie dogada� si� z urz�dniczk� w kwestii
wsp�lnego wyj�cia z biura. Shingo wyczu� to instynktownie.
Kiedy wysiad� na dworcu w Kamakurze, pomy�la�, �e dobrze by si� sta�o, gdyby
ustali� z Shuichim wsp�ln� godzin� powrotu albo wraca� p�niej od niego.
T�umy ludzi jecha�y w�a�nie z Tokio, autobus te� by� przepe�niony, wi�c Shingo
poszed� pieszo.
Gdy zatrzymawszy si� na chwil� przed sklepikiem z rybami rzuci� na� okiem,
w�a�ciciel sklepu pozdrowi� go uprzejmie. Podszed� wi�c do wystawy. Woda w cebrzyku, do
kt�rego w�o�ono krewetki, mia�a m�tno bia�y kolor. Shingo potr�ci� palcem langust�.
Wygl�da�a na �yw�, ale nie poruszy�a si�. Obok le�a�o mn�stwo �limak�w sazae, wi�c
doszed� do wniosku, �e kupi �limaki.
- Ile pan sobie �yczy?
Shingo stropi� si�, us�yszawszy pytanie w�a�ciciela.
- Hm... Prosz� trzy. Z tych wi�kszych.
- Chwileczk�. Ju� przygotowuj�.
W�a�ciciel i jego syn otwierali muszelki ko�cem kuchennego no�a i wyd�ubywali z
nich zawarto��. D�wi�k, jaki wydawa�o ostrze w zetkni�ciu z muszl�, wyda� si� Shingo
obrzydliwy.
Podczas gdy sklepikarz, umywszy �limaki pod kranem, zr�cznie kroi� je na kawa�ki,
przed sklepem zatrzyma�y si� dwie dziewczyny.
- Czego? - mrukn�� w�a�ciciel, nie przerywaj�c krojenia.
- Prosz� makrele.
- Ile?
- Jedn�.
- Tylko jedn�?
- Tak.
- Na pewno tylko jedn�?
Makrele by�y dosy� niewielkie. Dziewczyny nie zwraca�y uwagi na nie ukrywane
szyderstwo w g�osie sklepikarza. Ten owin�� ryb� kawa�kiem papieru i poda� pierwszej z
nich. Dziewczyna stoj�ca z ty�u tr�ci�a swoj� towarzyszk� w rami� i rzuci�a:
- Mo�e we�miemy jeszcze co�?...
Pierwsza dziewczyna schowa�a makrel�, po czym obr�ci�a si� w stron� langust.
- Te langusty b�d� chyba jeszcze w sobot�? M�j ch�opak bardzo je lubi.
Druga nic nie odpowiedzia�a.
Shingo, wzdrygn�wszy si�, spojrza� ukradkiem na dziewcz�ta. To chyba jakie�
latawice z s�siedztwa. Go�e plecy, na nogach p��cienne sanda�y, zbudowane nie�le.
W�a�ciciel sklepiku z rybami zsun�� posiekane mi�czaki na �rodek deski i, rozk�adaj�c
mi�so do trzech muszelek, wyrzuci� z siebie:
- Takich teraz namno�y�o si� w Kamakurze!
Shingo zaoponowa�, jako �e ton sklepikarza wyda� mu si� zbyt okrutny:
- Czy to �le? Przecie� nic z�ego nie robi�
W�a�ciciel zr�cznie nak�ada� mi�so do muszelek, ale pokrojone sazae pomiesza�y si� i
Shingo ze zdziwieniem uzmys�owi� sobie fakt, �e chyba �aden �limak nie wr�ci� do w�asnej
skorupy.
�Dzisiaj jest czwartek, do soboty zosta�o trzy dni, i w tym czasie na pewno wykupi�
langusty ze sklepiku - pomy�la�. - Te nieokrzesane dziewczyny, c� one przyrz�dz� z jednej
langusty? Pewnie pocz�stuj� tym jakiego� cudzoziemca. Langust� mo�na ugotowa� albo
usma�y�, albo podgrza� nad par�... one chyba zrobi� co� barbarzy�sko prostego.�
Shingo mimo wszystko my�la� o dziewczynach z sympati�, lecz wkr�tce my�li te
wypar�o przejmuj�ce uczucie osamotnienia. Jego rodzina sk�ada si� z czterech os�b, a on
wzi�� tylko trzy sazae. Wiedzia� wprawdzie, �e Shuichi nie wr�ci na kolacj�, �wiadomie
jednak nie zrobi�by nic, co mog�oby zrani� Kikuko. Zagadni�ty nagle przez sklepikarza,
pod�wiadomie jako� pomin�� Shuichiego.
Po drodze kupi� jeszcze na straganie owoce mi�orz�bu.
4.
To, �e Shingo wracaj�c zrobi� zakupy, by�o rzecz� niezwyczajn�, ale ani Yasuko, ani
Kikuko nie okaza�y zdziwienia. Chyba zrobi� to po to, aby zatuszowa� wra�enie, �e znowu
Shuichi nie przyszed� razem z nim.
Wr�czywszy Kikuko owoce i �limaki, Shingo wszed� za ni� do kuchni.
- Daj mi szklank� os�odzonej wody.
- Zaraz przynios� - odpowiedzia�a Kikuko, ale Shingo sam ju� odkr�ci� kurek z wod�.
W zlewie le�a�y langusty i krewetki. Wyczu� w tym jak�� harmoni�. Wszak b�d�c w
sklepie zastanawia� si�, czy nie kupi� krewetek. Nie przysz�o mu jednak do g�owy, �e m�g�by
wzi�� jedno i drugie.
Przygl�daj�c si� barwie krewetek rzuci�:
- Niez�e, co?
By�y jeszcze �ywe i mia�y �adny po�ysk. Kikuko, uderzaj�c w owoc mi�orz�bu
trzonkiem kuchennego no�a, powiedzia�a:
- Przykro mi bardzo, ale nie nadaj� si� do jedzenia.
- Tak? My�la�em, �e o tej porze roku s� jeszcze dobre.
- Mo�e zadzwoni� do owocarni i powiedzie� im to?
- Hm, mo�na. Tylko �e... te krewetki podobne s� w smaku do sazae.... Chyba nie
potrzebujemy a� tyle?
- Zupe�nie jak w sklepiku z herbat� na Enoshima! - m�wi�c to Kikuko pokaza�a na
moment koniuszek j�zyka. - �limaki ugotujemy w skorupkach, wi�c langusty mo�na
usma�y�, a krewetki we�mie si� do tempury . Grzyby kupi�am... Tato, czy nie poszed�by tata
do ogrodu po bak�a�any?
- Mhm.
- Te raczej niedu�e. I troch� �wie�ych li�ci shiso . Tak... a mo�e wystarcz� same
krewetki?
Do sto�u Kikuko poda�a dwie sazae w skorupkach. Shingo, zawahawszy si� nieco,
rzek�:
- Chyba zosta�a jeszcze jedna?
- Tak, ale pomy�la�am sobie, dziadku i babciu, �e nie macie ju� najlepszych z�b�w,
wi�c chyba zadowoli was jeden �limak na sp�k� - odpar�a Kikuko.
- Co?... Dlaczego robisz nam tak� przykro��?! W domu nie ma jeszcze wnuk�w, a ty...
dlaczego �dziadku�?
Yasuko zachichota�a, zas�oniwszy d�oni� usta.
- Bardzo przepraszam. - Kikuko podnios�a si� lekko i przynios�a trzeci� muszl�.
- Kikuko chcia�a powiedzie�, �e lepiej by�oby, gdyby�my jedli kolacj� we dwoje -
wyja�ni�a Yasuko.
Shingo w g��bi ducha podziwia� bystro�� odpowiedzi Kikuko. Chcia�a uratowa�
sytuacj�, kt�r� sam stworzy�, kupuj�c trzy sazae zamiast czterech. �e te� umia�a zachowa� si�
tak naiwnie... O, to przebieg�a dziewczyna!
My�la�a pewnie, �e albo jedn� muszl� zostawi dla Shuichiego i sama nie b�dzie nic
jad�a, albo podzieli si� �limakiem z te�ciow�.
Yasuko, nie wyczuwaj�c intencji m�a, zn�w g�upio nawi�za�a do poprzedniego
tematu:
- Czy by�y tylko trzy sazae? Ca�a awantura przez to, �e przynios�e� trzy, a jest nas
przecie� czworo.
- Shuichi jeszcze nie wr�ci�, wi�c wystarcz� trzy.
Yasuko u�miechn�a si� gorzko. Zwa�ywszy na jej lata mo�e ten u�miech i nie by� a�
tak bardzo gorzki.
Kikuko tak�e nie da�a nic po sobie pozna�. Nie zapyta�a nawet, dok�d to poszed�
dzisiaj Shuichi.
Kikuko jest najm�odsza z o�miorga rodze�stwa. Siedmioro starszych te� ju� po�eni�o
si�, maj� dzieci. Shingo zastanawia� si� kiedy� nad niezwyk�� p�odno�ci� rodzic�w
dziewczyny.
Kikuko nieraz m�wi�a z �alem, �e te�� do tej pory nie pami�ta dobrze imion jej braci i
si�str. To prawda, nie m�g� spami�ta�, tak ich by�o du�o.
Kiedy Kikuko mia�a si� urodzi�, matka jej, czy to nie pragn�c wi�cej dzieci, czy
przekonana, �e nie powinna ju� zachodzi� w ci��� i �e wstyd rodzi� w tym wieku,
znienawidzi�a w�asne cia�o. Chcia�a przerwa� ci���, ale si� nie uda�o. Por�d mia�a ci�ki,
g��wk� dziecka trzeba by�o wyci�ga� kleszczami.
Kikuko dowiedzia�a si� o tym od matki i kiedy� powiedzia�a to Shingo. Nie m�g�
zrozumie� matki, kt�ra opowiada dziecku takie rzeczy, ani poj��, jak Kikuko mo�e
rozmawia� z nim o czym� takim. W�wczas dziewczyna odgarn�a w�osy z czo�a i pokaza�a
niewyra�ny �lad po kleszczach. Odk�d Shingo na w�asne oczy zobaczy� blizn� na czole
Kikuko, synowa sta�a mu si� jeszcze bardziej droga.
Rodzina odnosi�a si� do Kikuko jak do najm�odszego dziecka. Nie tyle nawet j�
rozpieszczano, ile po prostu wszyscy j� bardzo kochali. Mo�e troch� ze wzgl�du na jej s�abe
zdrowie.
Kiedy przysz�a jako synowa do jego domu, Shingo zauwa�y� u niej wyj�tkowo
wdzi�czny ruch ramion. Wyczu� w tym wyra�nie pewn� kokieteri�.
Od wiotkiej Kikuko o jasnej cerze my�l jego pop�yn�a ku starszej siostrze Yasuko.
Durzy� si� w niej we wczesnej m�odo�ci. Po jej �mierci Yasuko, jeszcze panna,
wprowadzi�a si� do domu m�a siostry, by zaopiekowa� si� sierotami. Harowa�a bez
wytchnienia. Chcia�a zaj�� miejsce zmar�ej. Oczywi�cie lubi�a bardzo swego przystojnego
szwagra, poza tym kocha�a siostr�. Siostra by�a niezwykle pi�kna, a� nie do wiary, �e urodzi�a
je ta sama matka. W oczach nie�adnej Yasuko ma��e�stwo siostry wydawa�o si� idealne.
Yasuko przyda�a si� bardzo sierotom i szwagrowi, kt�ry jednak udawa�, �e nie
dostrzega jej uczucia. Taka sytuacja by�a mu bardzo na r�k�. Zupe�nie jakby Yasuko
rzeczywi�cie mia�a zamiar z rezygnacj� po�wi�ci� si� s�u�bie innym.
Shingo, dowiedziawszy si� o tym, o�eni� si� z Yasuko.
Teraz, po trzydziestu z g�r� latach, nie uwa�a� swojego ma��e�stwa za pomy�k�. D�ugi
zwi�zek niekoniecznie trzeba ocenia� przez pryzmat jego pocz�tk�w. Obraz pi�knej siostry
trwa� jednak nieprzerwanie gdzie� na dnie serca obojga ma��onk�w. Cho� nigdy o niej nie
m�wili, nie potrafili jej zapomnie�.
Kiedy syn si� o�eni� i Kikuko zamieszka�a w domu Shingo, jego wspomnienia od�y�y
na nowo, jakby roz�wietlone b�yskawic�. Ale tym razem nie by�o to ju� takie bolesne.
Nie min�y dwa lata, odk�d Shuichi o�eni� si� z Kikuko, i ju� znalaz� sobie kochank�.
Ojciec nie m�g� si� temu nadziwi�.
Inaczej ni� m�ody Shingo, w�wczas �wie�o przeniesiony z prowincji do miasta,
Shuichi nigdy nie cierpia� ani z mi�o�ci, ani z po��dania. Nie dawa� te� po sobie pozna�, �e
co� le�y mu na duszy. Shingo nigdy nie dowiedzia� si� prawdy o tym, kiedy syn po raz
pierwszy zbli�y� si� do kobiety.
Ojciec by� zdania, �e obecna kochanka Shuichiego musi by� gejsz�, a mo�e nawet
zwyk�� prostytutk�. Kobiety tego pokroju co urz�dniczka z biura s�u�� mu tylko jako
partnerki na dancingu albo te� dla zamydlenia oczu ojcu i odwr�cenia jego uwagi. Nie wydaje
si�, aby gustowa� w takich dzierlatkach. Shingo w jaki� spos�b doszed� do takiego wniosku
obserwuj�c Kikuko. Odk�d tamta kobieta pojawi�a si� w �yciu Shuichiego, ich po�ycie
intymne rozwin�o si� znacznie. Kikuko jakby dojrza�a, figura jej si� zaokr�gli�a.
Tego dnia, gdy na kolacj� by�y �limaki w muszelkach, Shingo obudzi� si� w �rodku
nocy, us�yszawszy g�os Kikuko, jakiego nigdy przedtem nie s�ysza�.
�Kikuko nic nie wie o tej kobiecie Shuichiego� - pomy�la� i mrukn��: - Czy
wybaczysz kiedy� staremu ojcu t� brakuj�c� sazae?
A je�li Kikuko, nie orientuj�c si� w niczym, w g��bi ducha przeczuwa jednak istnienie
rywalki?
Kiedy wreszcie morzy� go sen, zacz�o w�a�nie �wita�. Shingo wsta� i si�gn�� po
gazet�. Ksi�yc sta� jeszcze wysoko na niebie. Przerzuciwszy wi�c pobie�nie strony, wr�ci�
do ��ka.
5.
Shuichi wskoczy� zr�cznie do kolejki na Dworcu Tokijskim i zaj�� miejsce siedz�ce,
po czym ust�pi� je ojcu, kt�ry wsiad� zaraz po nim. Nast�pnie poda� mu wieczorne wydanie
gazety i wyj�� z kieszeni okulary. Shingo te� nosi� przy sobie par� szkie�, ale poniewa� cz�sto
je gdzie� zostawia�, Shuichi zawsze mia� przy sobie zapasowe.
Pochyliwszy si� ku ojcu sponad dziennika syn oznajmi�:
- Dowiedzia�em si� dzi�, �e Tanizaki ma kole�ank�, jeszcze ze szko�y podstawowej,
kt�ra chce p�j�� na s�u�b�, i zgodzi�em j� do nas.
- Co takiego? Czy... nie przeszkadza ci, �e to kole�anka Tanizaki?
- Czemu by mia�o przeszkadza�?
- Taka s�u��ca mo�e si� jeszcze dowiedzie� czego� o tobie od Tanizaki i a nu� opowie
Kikuko?
- Bzdura! C� ona mo�e powiedzie�?
- Hm, jak by to... Warto by chyba pozna� najpierw t� dziewczyn� - m�wi�c to Shingo
zwr�ci� oczy ku gazecie.
Kiedy wysiedli na dworcu w Kamakurze, Shuichi zagadn��:
- Ojcze, czy Tanizaki opowiada�a co ojcu o mnie?
- Nic nie m�wi�a. Przy mnie zachowuje si� tak, jak gdyby nie potrafi�a wykrztusi�
s�owa.
- Tak? To przykre... Wiesz, ojcze, ostatnio troch� przystawia�em si� do niej, chocia� to
twoja sekretarka. Mam nadziej�, �e nie uwa�asz tego za niestosowne ani nie �miejesz si� ze
mnie?
- Sk�d�e, to twoja sprawa. Tylko nie m�w nic Kikuko.
Shuichi, kt�ry nie mia� zamiaru niczego specjalnie ukrywa�, rzek� na to:
- Tanizaki musia�a jednak ojcu co� wygada�.
- Czy wiedz�c, �e masz kochank�, Tanizaki mimo to chce si� z tob� zadawa�?
- Mhm, chyba tak. My�l�, �e w po�owie przez zazdro��.
- Co za absurd!
- Rozstan� si� z ni�! Ju� dawno chcia�em j� rzuci�.
- Nie wiem, o czym m�wisz. Opowiedz wszystko od pocz�tku.
- Kiedy z tym sko�cz�, opowiem ojcu wszystko.
- W ka�dym razie pami�taj, nie m�w o niczym Kikuko.
- Dobrze. Ale, ojcze, Kikuko chyba wie.
- Doprawdy?!
Shingo, zirytowany, zamilk�.
Nawet w domu irytacja go nie opu�ci�a. Po kolacji szybko wsta� od sto�u i poszed� do
swojego pokoju.
Kikuko przynios�a mu porcj� pokrajanego arbuza.
- Kikuko, zapomnia�a� soli! - krzykn�a za ni� te�ciowa. Obie nie wiadomo po co
usiad�y na werandzie.
- Czy nie s�ysza�e�, kiedy Kikuko wo�a�a do ciebie �arbuz, arbuz�? - spyta�a Yasuko.
- Nic nie s�ysza�em. Wiedzia�em tylko, �e ch�odzicie arbuza.
- Kikuko, on nie s�ysza�. - Yasuko zwr�ci�a si� w jej stron�. Kikuko, te� obr�ciwszy
si� ku te�ciowej, zauwa�y�a:
- To dlatego, �e ojciec dzi� nie w humorze.
Pomilczawszy chwil�, Shingo zacz��:
- Ostatnio rzeczywi�cie jako� dziwnie s�ysz�. Onegdaj, kiedy w �rodku nocy
otworzy�em okno, �eby troch� przewietrzy� pok�j, s�ysza�em co�, jakby g�os g�ry. Babka
wtedy mocno spa�a.
Yasuko i Kikuko spojrza�y na g�ry za domem.
- Czy to mo�liwe, �eby g�ra wo�a�a? - spyta�a dziewczyna.
- Kiedy� m�wi�a mi o tym matka - powiedzia�a Yasuko. - Jej starsza siostra, jak mi
opowiada�a, s�ysza�a g�os g�r tu� przed �mierci�.
Shingo zadr�a�. Zdumia� si�, �e m�g� zapomnie� o czym� takim. To wprost nie do
wybaczenia. Czemu� s�ysz�c g�os g�ry od razu nie pomy�la� o �mierci?
R�wnie� Kikuko, gdy Yasuko sko�czy�a m�wi�, sprawia�a wra�enie przygn�bionej i
tylko lekko poruszy�a pi�knymi ramionami.
II
Skrzyd�a cykady
1.
Przyjecha�a c�rka, Fusako, z dwojgiem dzieci. Starsze ma cztery latka, m�odsze
niedawno si� urodzi�o. Shingo zastanawia� si� nad tym, czy fakt, i� rodzi�a po tak d�ugiej
przerwie, m�g�by �wiadczy� o tym, �e wi�cej dzieci ju� nie planuje. Zapyta� wi�c
nieostro�nie:
- To ju� ostatnie, prawda? Na wi�cej si� nie decydujesz?
- Zn�w, ojcze, zaczynasz! Przecie� tyle razy ci m�wi�am.
Fusako po�o�y�a dziecko od razu na wznak i przewijaj�c je rzuci�a:
- A jak u Kikuko? Ci�gle nic?
Zapyta�a o to, ot tak, mimochodem, a jednak twarz Kikuko, zwr�cona w stron�
niemowl�cia, dziwnie st�a�a.
- To dziecko... mo�e zostaw je tak przez chwil� - odezwa� si� ojciec.
- Kuniko, a nie �adne ,,to dziecko�. Czy� nie wie ojciec, �e da�am jej imi� po dziadku?
Chyba tylko Shingo zauwa�y� zmian� na twarzy Kikuko. Ale i on nie przywi�zywa�
do tego wi�kszej wagi i przypatrywa� si� z upodobaniem ruchom nagich, niczym nie
skr�powanych n�ek niemowl�cia.
- Nie ubieraj jej jeszcze. Jak to si� cieszy! Strasznie si� musia�a zgrza� - doda�a
Yasuko i zbli�ywszy si� pocz�a lekko �askota� niemowl� po brzuszku i pupie.
- Fusako, id��e ze starsz� do �azienki i umyjcie si�. Jeste�cie spocone jak myszy.
- Czy przynie�� r�czniki? - Kikuko si� poderwa�a.
- Dzi�kuj�, zabra�am swoje - odpar�a Fusako.
To znaczy, �e ma zamiar zosta� tu par� dni.
W czasie gdy Fusako wyjmowa�a z zawini�tka, furoshiki , r�cznik i bielizn� na
zmian�, do plec�w jej przylgn�a starsza dziewczynka, Satoko, i sta�a tak, rzucaj�c wko�o
pos�pne spojrzenia. Dziecko nie wypowiedzia�o jeszcze ani s�owa od chwili, gdy przest�pi�o
pr�g domu. Patrz�c na nie od ty�u dostrzega�o si� przede wszystkim czarne, wyj�tkowo g�ste
w�osy.
Furoshiki c�rki wyda�o si� Shingo znajome, cho� pami�ta� jedynie, �e zabra�a je z
domu rodzinnego.
Fusako przysz�a od dworca pieszo, d�wigaj�c na plecach ma�� Kuniko, w jednej r�ce
ci�kie zawini�tko, a drug� r�k� prowadz�c Satoko. Shingo wyobra�a� sobie, �e musi by�
porz�dnie zm�czona.
W ten sam spos�b prowadzi�a teraz ma�� do �azienki. Satoko jednak wci�� by�a
pochmurna. Podczas gdy Fusako upada�a ze zm�czenia, dziecko wygl�da�o na coraz bardziej
rozdra�nione.
�Jakie to musi by� przykre dla Yasuko - pomy�la� Shingo. - Przecie� Kikuko zawsze
tak dba o wygl�d zewn�trzny.�
Gdy Fusako znikn�a ju� w �azience, Yasuko, g�aszcz�c wci�� zaczerwienion� lekko
pupk� dziecka, zauwa�y�a:
- Wygl�da na to, �e to dziecko chowa si� lepiej ni� Satoko.
- Mo�e dlatego, �e urodzi�a si�, kiedy rodzice przestali si� ju� k��ci� - odpar� Shingo.
- A wtedy w�a�nie, kiedy Satoko przysz�a na �wiat, zacz�o si� psu� mi�dzy nimi. To
musia�o mie� wp�yw na dziecko.
- C� mo�e poj�� czteroletnie dziecko?
- Rozumie, rozumie. Takie sprawy mog� mie� nawet du�y wp�yw.
- E, nie. Satoko ma taki charakterek od urodzenia.
Nagle niemowl� przewr�ci�o si� na brzuszek w spos�b, o kt�ry by go nikt nie
pos�dzi�, podczo�ga�o do shoji i wsta�o, przytrzymuj�c si� listew.
- Ajajaj! - Kikuko wyci�gn�a obie r�ce, uj�a nimi d�onie Kuniko i poprowadzi�a j� w
stron� s�siedniego pokoju.
Yasuko podnios�a si� niespodziewanie. Wzi�a sakiewk�, kt�ra le�a�a obok rzeczy
Fusako, i zajrza�a do �rodka.
- Ach! Co ty robisz?!
Shingo wyrzek� te s�owa przyt�umionym g�osem, lecz dr�a� ca�y.
- Zostaw to!
- Ale� dlaczego?
Yasuko przysiad�a na pi�tach.
- Jak powiedzia�em �zostaw�, to zostaw! C� ty wyprawiasz?
A� r�ce mu lata�y. - Przecie� nic jej nie ukradn�.
- To gorsze od kradzie�y.
Yasuko od�o�y�a sakiewk� na poprzednie miejsce i kl�kn�wszy obok powiedzia�a:
- Dlaczego my�lisz, �e to co� z�ego obejrze� rzeczy c�rki? Przysz�a nagle, zmartwi�am
si�, �e mo�e nie ma za co nakarmi� dzieci... Ja te� powinnam chyba wiedzie� co nieco o
sytuacji w domu Fusako.
Shingo spojrza� na �on� z w�ciek�o�ci�.
W tej w�a�nie chwili Fusako wr�ci�a z �azienki.
Yasuko zacz�a nagle m�wi�, jakby j� kto nakr�ci�:
- Pos�uchaj, Fusako. Przed chwil� zajrza�am do twojej portmonetki i dziadek skrzycza�
mnie za to. Je�eli zrobi�am co� z�ego, to bardzo ci� przepraszam.
- Ach! C� w tym z�ego?
To, �e �ona powiedzia�a o wszystkim c�rce, by�o dla Shingo jeszcze bardziej wstr�tne.
Zrozumia�, �e zdaniem Yasuko mi�dzy matk� a c�rk� dopuszczalne s� takie rzeczy, a
to, �e on a� si� ca�y trz�sie z oburzenia, jest na pewno objawem starczego znu�enia, kt�re
uzewn�trzni�o si� ni st�d, ni zow�d.
Fusako dostrzeg�a zmian� na twarzy ojra. Jego wybuch zdziwi� j� chyba wi�cej ni�
post�pek matki.
- Prosz� bardzo, zobacz. Nie kr�puj si�! - powiedzia�a troch� gwa�townie i rzuci�a
sakiewk� na kolana Yasuko.
Gest ten jeszcze bardziej rozdra�ni� ojca. Yasuko nawet palcem nie tkn�a sakiewki.
- Aihara my�li, �e gdy nie mam przy sobie pieni�dzy, nie mog� od niego odej��. Wi�c
naturalnie nic w niej nie ma - doda�a Fusako.
N�ki Kuniko, kt�ra do tej pory spacerowa�a razem z ciotk�, odm�wi�y pos�usze�stwa
i ma�a upad�a. Kikuko wzi�a j� na r�ce i podesz�a ku te�ciom.
Fusako, uni�s�szy bluzk� do g�ry, zacz�a karmi� niemowl�.
Jest raczej nie�adna, ale dobrze zbudowana. Jej piersi te� jeszcze nie straci�y kszta�tu.
Teraz, pe�ne mleka, wydawa�y si� du�e i spr�yste.
- C� to, dzisiaj niedziela, a Shuichi gdzie� wyszed�?
Fusako usi�owa�a zmieni� temat. Zauwa�y�a jednak, �e pytanie to pogorszy�o i tak ju�
z�y nastr�j matki i ojca.
2.
Wracaj�c do domu Shingo zwr�ci� uwag� na pi�kny kwiat s�onecznika przed czyj��
will�.
Zbli�y� si� nie odrywaj�c od niego oczu. S�onecznik r�s� tu� obok furtki i, nachylony
w stron� wej�cia, zdawa� si� broni� wst�pu do domu.
W tej chwili pojawi�a si� ma�a dziewczynka, mieszkanka willi. Stan�wszy za plecami
Shingo, cierpliwie czeka�a. Nie znaczy to, �e nie mog�a przej�� obok niego i dosta� si� do
furtki, ale zna�a Shingo z widzenia, wi�c wola�a poczeka�.
Ten po kr�tkiej chwili zauwa�y� dziewczynk� i zagadn��:
- C� za ogromny kwiat! Zaiste, wspania�y!
Ma�a u�miechn�a si�, jakby troch� sp�oszona.
- Bo zostawili�my tylko ten jeden kwiat.
- Tylko jeden, m�wisz? I dlatego taki du�y? D�ugo ju� tak kwitnie?
- Tak.
- Kiedy zakwit�?
Dziewczynka, na oko dwunasto- trzynastoletnia, nie odpowiedzia�a. Zastanawia�a si�,
patrz�c jednocze�nie w oczy Shingo, a potem razem z nim ponownie obr�ci�a wzrok ku
s�onecznikowi. By�a opalona, o twarzy pe�nej i okr�g�ej, cho� nogi i r�ce mia�a chudziutkie.
Wreszcie Shingo zauwa�y�, �e powinien pozwoli� dziecku przej��, i ruszy� dalej. Lecz
przed drugim czy trzecim domkiem zn�w ros�y s�oneczniki.
U tamtych z jednej �odygi wyrasta�y a� trzy kwiaty, tote� tarcze ich, dwa razy
mniejsze ni� u tego przed domkiem dziewczynki, zwisa�y w d� z samego czubka �odygi.
Kiedy Shingo, odchodz�c ju�, ostatni raz obr�ci� oczy ku s�onecznikom, pos�ysza�
g�os Kikuko:
- Ojcze!
Kikuko sta�a za jego plecami. Z jej koszyka na zakupy wystawa�a fasolka.
- Ju� ojciec wraca? I kwiatki ojciec ogl�da po drodze?
W g�osie jej brzmia�o roz�alenie, nie tyle faktem, �e te�� przygl�da si� s�onecznikom,
ile �e znowu wraca bez Shuichiego, a mimo to jakby nigdy nic ogl�da sobie kwiaty, i to tu�
ko�o domu.
- Zdumiewaj�cy ten s�onecznik - powiedzia� Shingo. - Prawda, �e wygl�da jak g�owa
wielkiego cz�owieka?
Kikuko mechanicznie kiwn�a g�ow� na znak potwierdzenia.
�G�owa wielkiego cz�owieka.� S�owa te przysz�y mu na my�l dopiero w tym
momencie, przedtem wcale tego nie kojarzy�. W chwili, gdy je wypowiada�, uderzy�a go moc
bij�ca od wielkiego i pe�nego godno�ci s�onecznikowego kwiatu. Uzmys�owi� sobie, jak
doskonale, regularnie jest on zbudowany.
P�atki niczym falbaniasta korona otaczaj� kr�g�� tarcz�, kt�r� wype�niaj� pr�ciki i
s�upki. Pr�ciki, st�oczone obok siebie, a� p�czniej� od wewn�trznego napi�cia. A jednak nie
ma w�r�d nich niezgody, ale porz�dek i spok�j. I ta ich rzucaj�ca si� w oczy pot�ga!
Kwiat wi�kszy od g�owy cz�owieka. W tym momencie obfito�� systematycznie
u�o�onych ziarenek skojarzy�a si� Shingo z ludzkim m�zgiem.
�A zn�w ta kipi�ca energi� si�a witalna - pomy�la� nagle - czy� to nie symbol pot�nej
m�sko�ci?� Wprawdzie tarcz� kwiatu wype�nia�y zar�wno pr�ciki, jak i s�upki, wyczuwa� tu
jednak, nie wiadomo dlaczego, tylko element m�ski.
Letni dzie� dobiega� ju� ko�ca. Nadchodzi�a wieczorna cisza.
A p�atki kwiatu, otaczaj�ce tarcz� pe�n� pr�cik�w i s�upk�w, czy� nie wygl�daj� jak
kr�g ��to odzianych dziewcz�t?
,,To wszystko przez to, �e obok stoi Kikuko. St�d takie dziwne my�li przychodz� mi
do g�owy.�
Shingo oderwa� oczy od s�onecznika i post�pi� naprz�d.
- Ostatnio z moj� g�ow� nie jest najlepiej i dlatego chyba, gdy widz� s�onecznik,
zaczynam o niej my�le�. Tyle �e g�owa nie taka pi�kna jak ten kwiat... Przed chwil�
zastanawia�em si� w poci�gu, czemu� to nie mo�na odda� g�owy do prania czy do naprawy.
Uci�� szyj�, o, nie, to obrzydliwe, ale zdj�� tylko g�ow� z tu�owia i wyczy�ci�... to by mi si�
podoba�o. Na przyk�ad zostawi� j� w szpitalu uniwersyteckim. Podczas gdy tam czy�ciliby
m�zg i naprawiali wszystko, co szwankuje, cia�o spa�oby sobie mocno jakie� trzy dni czy
tydzie�. Nie kr�ci�oby si� w ��ku... ani sn�w by �adnych nie widzia�o...
- Chyba jest ojciec zm�czony - powiedzia�a Kikuko, lekko opu�ciwszy powieki.
- O, tak! Kiedy dzi� rozmawia�em w biurze z klientem, zapali�em papierosa i raz tylko
si� zaci�gn�wszy od�o�y�em do popielniczki. Po jakim� czasie znowu wyj��em papierosa,
zapali�em i zapomnia�em o nim. Kiedy wreszcie zajrza�em do popielniczki, to, wyobra� sobie,
le�a�y tam trzy papierosy ledwie zapalone. G�upio mi si� zrobi�o na ten widok.
Podczas jazdy poci�giem rzeczywi�cie rozmy�la�, jak mo�na by�oby oczy�ci� m�zg
cz�owieka, ale jeszcze bardziej spodoba�a mu si� perspektywa tego mocnego snu dla cia�a.
Ech, pospa� sobie tak, nie troszcz�c si� o g�ow� i o to, co si� w niej rodzi! To by dopiero by�o
przyjemnie. Naprawd� czu� si� zm�czony.
Dzisiaj przed �witem dwa razy �ni� i za ka�dym razem przy�ni� mu si� umar�y.
- Czy nie ma ojciec zamiaru wzi�� urlopu? - spyta�a Kikuko.
- My�la�em o tym, aby wzi�� sobie wolne i pojecha� w g�ry. Bo przecie� nie ma gdzie
zostawi� g�owy na przechowanie. Ch�tnie bym zn�w zobaczy� g�ry.
- Och, to doskona�y pomys�! - zauwa�y�a Kikuko z lekk� kokieteri� w g�osie.
- Mhm. Tylko �e, widzisz, teraz przyjecha�a Fusako. Wygl�da na to, �e te� przyjecha�a
odpocz��. Jak my�lisz, czy ona woli, abym by� w domu, czy lepiej, �ebym wyjecha�?
- Och, ojcze, jaki ojciec jest troskliwy. Szcz�liwa Fusako!
Ton g�osu Kikuko r�wnie� si� zmieni�.
A mo�e Shingo, strasz�c j� swymi wizjami i odwracaj�c tym samym jej uwag�,
post�powa� tak celowo, aby nie zauwa�y�a, �e znowu wraca sam, bez Shuichiego? Z
pewno�ci� nie robi� tego �wiadomie, ale chyba tak by�o naprawd�.
- Po c� ta ironia?
Shingo powiedzia� to od niechcenia, a jednak jego s�owa g��boko poruszy�y Kikuko.
- Jak�e mog� by� dobrym ojcem, kiedy Fusako wpad�a w takie tarapaty?
Kikuko zak�opota�a si�, policzki jej pokry�y si� czerwieni�, nawet uszy por�owia�y.
- Przecie� to nie jest wina ojca!
W tonie jej g�osu Shingo znalaz� pewn� pociech�.
3.
Nawet latem Shingo nie lubi� pi� niczego zimnego. Od bardzo dawna mia� taki
zwyczaj. Yasuko nigdy nie podawa�a mu ch�odnych napoj�w.
Zazwyczaj, czy to wcze�nie rano, czy po powrocie z pracy, wypija� najpierw kilka
czarek gor�cej zielonej herbaty. Kikuko zna�a dobrze to jego przyzwyczajenie.
Kiedy oboje wr�cili do domu po ogl�daniu kwiat�w s�onecznika, Kikuko przede
wszystkim szybko poda�a herbat�. Shingo upi� po�ow� czarki, po czym przebra� si� w
yukat� i z czark� w r�ce wyszed� na werand�. Tam, spaceruj�c, popija� herbat� ma�ymi
�ykami.
Po chwili synowa przynios�a mu wilgotny r�cznik i papierosy oraz dola�a herbaty do
czarki. Za moment wr�ci�a zn�w z gazet� i okularami.
Otar�szy twarz r�cznikiem, nie nak�adaj�c okular�w, kt�rych dotyku bardzo nie lubi�,
Shingo wpatrywa� si� w ogr�d.
Trawa strasznie zapuszczona. W ko�cu ogrodu bujnie i zupe�nie dziko rozros�y si�
k�py koniczyny i traw susuki, kt�rych ekspansji nie powstrzyma�a ludzka r�ka.
W�r�d koniczyny lata�y motyle. Raz po raz wida� je by�o w szczelinach mi�dzy
zieleni� li�ci i dlatego wydawa�o si�, �e jest ich bardzo du�o. Shingo spodziewa� si�, �e zaraz
polec� w g�r� albo gdzie� w bok, ale motylki uparcie kry�y si� w zaro�lach.
Przypatruj�c im si� pomy�la�, �e mo�na by odnie�� wra�enie, jakby w chaszczach
koniczyny kry� si� jaki� miniaturowy �wiat. Skrzyde�ka motyle, migaj�ce w�r�d li�ci, wyda�y
mu si� niezwykle pi�kne.
Wspomnia� nagle, jak to niedawno, w noc blisk� pe�ni ksi�yca, miedzy drzewami
porastaj�cymi wierzcho�ek wzg�rza migota�y gwiazdy.
Na werandzie usiad�a Yasuko. Ch�odz�c si� okr�g�ym wachlarzem zauwa�y�a:
- A Shuichi pewnie dzisiaj zn�w wr�ci p�no.
- Aha. - Shingo nie odwraca� twarzy od ogrodu. - Popatrz, tam w koniczynie lataj�
chyba motyle. Widzisz?
- Widz�.
W tej w�a�nie chwili motylki, jakby nie mog�c znie�� spojrzenia Yasuko, wzlecia�y
ponad zaro�la. By�o ich trzy.
- O, a� trzy! To chyba �jask�cze ogony�? Ten gatunek motyli o niewielkich
rozmiarach odznacza� si� przy�mionymi barwami.
Motyle skierowa�y si� w stron� sosny na podw�rzu s�siada, kre�l�c uko�n� lini� na tle
p�otu. Tam wszystkie trzy w jednym szeregu, nie burz�c szyku ani nie wprowadzaj�c chaosu
w przestrzeni, wzbi�y si� ku wierzcho�kowi sosny, kt�ra, nie przyci�ta na kszta�t drzew
ogrodowych, strzela�a wysoko w g�r�.
Nagle, nie wiadomo sk�d, pojawi� si� jeszcze jeden motyl, przeci�� nisko ogr�d i
zacz�� kr��y� ponad k�p� koniczyny.
- Dzi� rano, zanim si� obudzi�em, dwa razy �nili mi si� umarli. - Shingo obr�ci� si� ku
�onie. - Dziadek Tatsumiya cz�stowa� mnie sob� .
- I ty jad�e� t� sob�?!
- Jak? Co m�wisz? A czy nie powinienem je��?
�Czy�by to by�a prawda, �e gdy si� zje we �nie co�, co poda�a r�ka umar�ego, to
potem si� umiera?� - pomy�la�. - No, jak�e to by�o? Wydaje mi si�, �e nie jad�em, ale...
podano tylko jedn� porcj�.
Chyba obudzi� si�, zanim zd��y� cokolwiek zje��.
Do tego momentu Shingo widzi wszystko wyra�nie, pocz�wszy od tego, �e sob�
podano na kwadratowej tacce z bambusa, z zewn�trz lakierowanej na czarno, a od �rodka na
czerwono, a sko�czywszy na odcieniu samego makaronu. Nie wie tylko, czy te kolory
pojawi�y si� we �nie, czy ju� po przebudzeniu. W ka�dym razie dok�adnie pami�ta tylko sob�.
Reszta zamaza�a si� ju� w niepami�ci.
Porcja makaronu postawiona jest wprost na matach. Przed ni� stoi Shingo. Tatsumiya
i jego rodzina, jak si� zdaje, siedz�. Dla niego nikt nie po�o�y� poduszki, �eby m�g� usi���. To
�mieszne, �e przed nimi stoi, ale najwyra�niej - stoi. Tyle tylko pami�ta, a i to do�� niejasno.
W chwili gdy urwa� mu si� w�tek snu, pami�ta� go dok�adnie. Potem zasn�� i zn�w si�
obudzi�, ale rano pami�ta� wszystko jeszcze lepiej. A pod wiecz�r nie przypomina� sobie
prawie nic. Pozosta� tylko mgli�cie zaznaczony fakt, �e podano sob�, lecz to, co by�o
przedtem i potem, znik�o zupe�nie.
Tatsumiya, stolarz meblowy, staruszek przesz�o siedemdziesi�cioletni, umar� trzy czy
cztery lata temu. Shingo gustowa� w przedmiotach w starym stylu, wi�c par� razy co� u niego
zamawia�. Nigdy jednak nie byli w tak za�y�ych stosunkach, �eby jeszcze po trzech latach
m�g� pojawia� si� w jego snach.
Ta soba, kt�r� pocz�stowano go we �nie... Chyba dzia�o si� to w pokoju jadalnym na
ty�ach pracowni Tatsumiyi. Ale cho� zdarza�o si�, �e Shingo stoj�c w pracowni rozmawia� ze
staruszkiem znajduj�cym si� w pokoju sto�owym, jednak nigdy tam nie wszed�. To zupe�nie
nie do poj�cia, dlaczego we �nie widzia�, �e cz�stuj� go sob�.
Tatsumiya mia� sze�cioro dzieci, same c�rki.
Wieczorem Shingo nie m�g� sobie przypomnie� tak�e i tego, czy we �nie widzia�
cho�by jedn� z tych c�rek. Pami�ta tylko, �e dotyka� tam jakiej� dziewczyny.
Tak, to na pewno pami�ta, ale zupe�nie nie wie, kto to m�g� by�. Nie pami�ta wi�cej
niczego, co by mog�o zaprowadzi� go na trop tych wspomnie�.
W chwili gdy si� budzi�, wiedzia� dok�adnie, kto to jest. Rankiem, po drugim �nie, te�
chyba j� pami�ta�. A teraz, wieczorem - pustka.
W�a�ciwie nie ma najmniejszych podstaw, by s�dzi�, �e chodzi�o o jedn� z c�rek
Tatsumiyi, cho� mia�by powody tak my�le�, bo przecie� o nim by� ci�g dalszy snu. Sylwetek
jego c�rek w �aden spos�b jednak nie mo�e wywo�a� z pami�ci.
Nie ulega w�tpliwo�ci, �e historia z dziewczyn� nale�a�a do tego snu, lecz czy to by�o
przed, czy po tym, jak cz�stowano go sob�? Kiedy obudzi� si�, scena z makaronem utrwali�a
mu si� w pami�ci najwyra�niej. Dlatego widzi j� do tej pory. Ale, ale, czy przypadkiem snu
nie przerwa�o mu wielkie zdumienie, spowodowane tym, �e pie�ci� dziewczyn�?
Nie, chyba jednak nie. Przecie� do tego stopnia nie mog�o go to poruszy�?
Z w�tku dziewczyny nie pami�ta nic a nic. Nawet jej posta� rozp�yn�a si� i nie zdo�a�
przywo�a� jej na powr�t. Jedyne, co odczuwa jeszcze w tej chwili, to wra�enie czego�
�agodnego. Nie podda�a si�, nie odpowiedzia�a na jego pieszczoty. Co� tu nie gra�o.
W rzeczywisto�ci nigdy nie mia� tego typu do�wiadcze� z kobietami. Mniejsza o to,
kim by�a, i tak to nieprawdopodobne, tym bardziej �e sz�o o m�od� dziewczyn�.
Shingo ma ju� sze��dziesi�t dwa lata, nie by�oby wi�c niczym niezwyk�ym, gdyby
przesta� ju� miewa� takie niepokoj�ce sny, ale gdy si� obudzi�, pomy�la� sobie, �e w�a�ciwie
sprawi�o mu to przyjemno��.
A po przebudzeniu zn�w szybko zasn��. I od razu przyszed� sen nast�pny.
Ogromny, korpulentny Aita wspina si� w kierunku domu Shingo, d�wigaj�c na
plecach wielk�, prawie dwulitrow� butl�. Wygl�da, jakby ju� sporo wypi�; twarz ma
czerwon�, z rozszerzonymi porami, i w og�le sprawia wra�enie zalanego.
Opr�cz tej sceny Shingo nie pami�ta z tego snu nic wi�cej. Nie wie nawet, czy
chodzi�o o obecny dom, czy te� o ten, w kt�rym mieszkali uprzednio.
Jakie� dziesi�� lat temu Aita by� dyrektorem firmy, w kt�rej pracowa� Shingo. Pod
koniec ubieg�ego roku umar� na apopleksj�. Przed �mierci� schud� znacznie.
- Potem mia�em drugi sen. Tym razem, wiesz, widzia�em, jak Aita przyszed� do nas z
wielk� butl� sake - powiedzia� do �ony.
- Pan Aita? Je�li to on naprawd�, to przecie� nie pi�. Nie pami�tasz? Dziwne, bardzo
dziwne.
- Hm, no tak. Aita mia� astm�, a kiedy dosta� apopleksji i krta� mia� ca�� zapchan�
flegm�, przez to w�a�nie umar�, nawet dla ul�enia sobie nie wzi�� ani kropli do ust. Cz�sto
nosi� butelk� z lekarstwem.
Ale przyszed� szerokim krokiem pijaka, ten Aita ze snu. Jego sylwetk� Shingo
dok�adnie zarejestrowa� w umy�le.
- To znaczy, �e ty poszed�e� sobie wypi� z Ait�?
- Nie pi�em. Siedzia�em, a on szed� w moj� stron�, bodaj�e jednak obudzi�em si�,
zanim zd��y� doj�� i usi��� przy mnie.
- Hm, to niedobrze. Dw�ch umar�ych w jedn� noc...
- Jak my�lisz? Czy przyszli si� ze mn� spotka�?
Co prawda jest ju� w tym wieku, �e na tamtym �wiecie ma wielu bliskich ludzi. Wi�c
to chyba naturalne, �e w jego snach pojawiaj� si� umarli.
Tylko �e ani Tatsumiya, ani Aita nie przyszli stamt�d. Pojawili si� tak, jakby wci��
jeszcze �yli.
I oto znowu jak w porannym �nie, ujrza� ich twarze, ujrza� tak wyra�nie, jakby �ywi
stali mu przed oczyma. Wyra�niej ni� to si� zdarza we wspomnieniach. Czerwona twarz
podpitego Aity, twarz, jakiej nie m�g�by ujrze� na jawie; mimo to pami�ta j� w
najdrobniejszych szczeg�ach, nawet te rozszerzone pory...
A cho� tych dw�ch pami�ta tak dok�adnie, posta� dziewczyny, kt�r� pie�ci�, i jej imi�
zupe�nie ulecia�y mu z pami�ci. Dlaczego tak si� sta�o?
�Mo�e przyczyn� mojej niepami�ci s� wyrzuty sumienia?� - pomy�la�. Ale nie, jednak
nie. Przecie� ci�gle jeszcze spa�, nie obudzi� si�, a trudno przypu�ci�, �eby snu� moralne
refleksje we �nie. Przypomnia� sobie jeszcze uczucie jakby rozczarowania.
Nie zdziwi�o go ono, chocia� wzi�o si� nie wiadomo sk�d.
Yasuko nic o tym nie wspomnia�.
Z kuchni dobiega�y odg�osy rozmowy Kikuko i Fusako. Wydawa�o mu si�, jakby
m�wi�y nieco za g�o�no.
4.
Co wiecz�r od strony wi�niowego drzewa wpada�y do mieszkania roje cykad.
Shingo zszed� do ogrodu i zbli�y� si� do wi�ni.
Zewsz�d dobiega� go szelest cykadzich skrzyde�ek. Ale� ich du�o! Niebywa�e. I jakie
dziwne te d�wi�ki. Jakby ca�e stado wr�bli poderwa�o si� z trzepotem.
Podni�s� w g�r� oczy - cykady nieprzerwanie kr��y�y wok� wi�ni.
Chmury, kt�re pokrywa�y niebo, p�dzi�y w stron� wschodu. Prognoza pogody
zapowiada�a wprawdzie, �e dwie�cie dziesi�ty dzie� w roku powinien min�� spokojnie , ale
Shingo by� zdania, �e przypuszczalnie tej nocy spadnie temperatura i zacznie pada� deszcz.
Do ogrodu przysz�a Kikuko.
- Co si� sta�o? Jak ojciec my�li, czemu te cykady tak ha�asuj�?
- Rzeczywi�cie, taki rejwach, jakby co� im si� sta�o. M�wi si� o ��opocie skrzyde�
dzikich g�si�, ale cykady? Dziwne.
Kikuko trzyma�a w palcach ig�� z nawleczon� czerwon� nitk�.
- Bardziej ni� tym szumem przerazi�am si� ich krzykiem.
- Tutaj tego krzyku w og�le nie s�ycha�.
Shingo rzuci� okiem na pok�j, z kt�rego wysz�a Kikuko. Szy�a tam czerwone
dziecinne kimono z resztek starego kimona babki.
- A Satoko wci�� zabawia si� cykadami? - zapyta�. Kikuko kiwn�a g�ow�. Potem
przytwierdzi�a, prawie nie poruszaj�c ustami: - Aha.
Dla Satoko, kt�ra mieszka�a w Tokio, cykady by�y czym� osobliwym. Albo mo�e taki
ju� mia�a charakter. Na pocz�tku ba�a si� ich, a� w ko�cu matka schwyta�a du�� cykad� i
obci�wszy jej skrzyde�ka no�yczkami, da�a dziecku do zabawy. Od tej pory Satoko wci��
chwyta�a cykady i przychodzi�a z nimi do babki lub do Kikuko, domagaj�c si�, �eby obcina�y
im skrzyd�a.
Yasuko wydawa�o si� to straszne. Powiedzia�a, �e Fusako, gdy by�a ma�a, nigdy nie
robi�a niczego podobnego. To jej m�� sprawi�, �e sta�a si� taka nieczu�a.
A� pozielenia�a