12815

Szczegóły
Tytuł 12815
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12815 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12815 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12815 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KAWABATA YASUNARI G�OS G�RY Prze�o�y�a Ewa Szulc Tytu� orygina�u �Yama no oto� I G�os g�ry 1. �ci�gn�wszy nieco brwi i lekko rozchyliwszy usta, Shingo Ogata zdawa� si� co� rozwa�a�. Dla kogo� patrz�cego z boku nie wygl�da�o chyba na to, �e rozmy�la. Raczej, �e co� go nurtuje. Jego syn, Shuichi, dostrzeg� to, ale jak zwykle nie przywi�zywa� do tego wagi. Dla niego fakt zamy�lenia ojca by� bardziej oczywisty ni� dla samego Shingo. Wydawa�o si�, jakby co� przywo�ywa� w pami�ci. Ojciec zdj�� kapelusz, po czym po�o�y� go na kolanach, przytrzymuj�c palcami prawej r�ki. Shuichi odebra� mu go bez s�owa i wsun�� na p�k� poci�gu. - Hm... jakby to... Shingo zazwyczaj z trudem wydobywa� z siebie s�owa. - Ta.... s�u��ca, kt�ra w�a�nie odesz�a.... jak�e jej by�o na imi�? - Ojciec ma na my�li Kayo? - A tak, Kayo... Kiedy odesz�a? - W ubieg�y czwartek, a wi�c pi�� dni temu. - Pi�� dni, m�wisz? Odprawili�my j� zaledwie pi�� dni temu, a ja ju� nie pami�tam ani jej twarzy, ani ubrania. Dziwne, co? �Ojciec przesadza� - pomy�la� Shuichi. - Ta Kayo, rozumiesz, dwa czy trzy dni przedtem... zanim odesz�a... Wychodzi�em w�a�nie na spacer i wk�adaj�c geta zauwa�y�em co� na nodze. M�wi� �to chyba jaki� grzyb czy co?�, a ona wtedy powiedzia�a ,,po prostu nog� pan szanown� obtar��. By�o to jakie� takie, �e poczu�em si�... zaskoczony. Faktycznie po ostatnim spacerze mia�em pi�t� obtart� rzemieniem od sanda�a... ale ona o zwyk�ej skaleczonej nodze powiedzia�a �szanowna noga�. Zdziwi�em si�, �e jest a� tak uprzejma. Teraz dopiero do mnie dotar�o, �e u�y�a s�owa �szanowna� w stosunku do nogi. To nie ja by�em �szanowny�, to moja noga. Nie mia�em si� czemu dziwi�. Po prostu akcent Kayo ma niew�a�ciwy i przez to da�em si� oszuka�. Teraz dopiero mnie to uderzy�o - opowiada� Shingo. - A nie przes�ysza� si� ojciec po prostu? - Powiedzia�a �szanowna noga�. - Maj�c na my�li nog� ojca obtart� przez pasek od geta? - Tak. - Aha. No to wed�ug mnie ojciec ma racj�. Kayo zrobi�a b��d. Ojciec pochodzi� z prowincji, wi�c nie zawsze by� pewien swego tokijskiego akcentu. Za to Shuichi wychowa� si� w Tokio. - Powiedzia�a �nog� pan szanown� obtar��, wi�c odnios�em wra�enie, �e specjalnie w stosunku do mnie u�y�a tego uprzejmego zwrotu. Zabrzmia�o to bardzo �adnie. Odprowadzi�a mnie do drzwi i tam ukl�k�a. A ta �szanowno�� odnosi�a si� do nogi w sandale! Teraz dopiero sobie u�wiadomi�em, jak ona si� w istocie wyrazi�a... a patrz, nie mog�em sobie przypomnie� jej imienia. Twarzy ani sukienki te� dobrze nie pami�tam. Ta Kayo by�a u nas jakie� p� roku, prawda? - Tak, ojcze. Shuichi przywyk� ju� do tego rodzaju problem�w i bynajmniej nie okazywa� ojcu wsp�czucia. Sam Shingo r�wnie� si� przyzwyczai�, a jednak odczuwa� lekki niepok�j. Ilekro� usi�owa� wyobrazi� sobie Kayo, zupe�nie nie m�g� odtworzy� w pami�ci jej wyra�nego obrazu. Nast�pstwem tego by�a czcza irytacja, kt�ra jednak mija�a do�� szybko. I teraz te� Shingo widzi przed oczyma scen�, kiedy Kayo obiema r�kami rozsuwa drzwi od werandy. Potem widzi, jak wstaje i m�wi: �nog� pan szanown� obtar��. Tak oto wspominaj�c, jak to pewnego dnia s�u��ca Kayo pracuj�ca u nich oko�o p� roku, odprowadza�a go do drzwi werandy, Shingo poczu� nagle, �e przemija �ycie. 2. Yasuko, �ona Shingo, ma sze��dziesi�t trzy lata i jest od niego o rok starsza. Maj� dwoje dzieci, syna i c�rk�. Starsza, Fusako, sama ju� jest matk� dw�ch c�reczek. Yasuko wygl�da m�odziej od m�a. Bynajmniej nie sprawia wra�enia, �e ma rok wi�cej. Nie tyle jednak Shingo tak szybko si� postarza�, ile raczej �ona wydaje si� m�odsza, co nie jest przecie� niczym niezwyk�ym. Niewysoka i mocno zbudowana, cieszy si� dobrym zdrowiem. Yasuko nigdy nie by�a pi�kna. Poniewa� w m�odo�ci r�nica wieku mi�dzy nimi rzuca�a si� w oczy, nie lubi�a nawet pokazywa� si� przy boku m�a. Od pewnego momentu jednak ta r�nica wieku zatar�a si� i przesta�a w�a�ciwie by� widoczna. Kiedy? Shingo bezskutecznie si� nad tym zastanawia�. Przypuszcza�, �e gdzie� ko�o pi��dziesi�tego pi�tego roku �ycia. Zwykle pono� kobieta starzeje si� szybciej, lecz w ich wypadku sta�o si� odwrotnie. W ubieg�ym roku sze��dziesi�ciojednoletni ju� Shingo niespodziewanie dosta� krwotoku. Wygl�da�o to na p�uca, ale ani nie da� si� porz�dnie zbada� lekarzom, ani nie troszczy� o leczenie; zreszt� dolegliwo�ci wkr�tce ust�pi�y. Nie by� to chyba objaw starczej niemocy. Po chorobie cera jego sta�a si� bardziej j�drna, a po dw�ch tygodniach przymusowego pozostawania w ��ku odm�odnia�y mu oczy i wargi nabra�y koloru. Shingo dawniej nigdy nie dostrzega� u siebie symptom�w gru�licy. To, �e po sze��dziesi�tce dosta� krwotoku, najwyra�niej wprawi�o go w przygn�bienie i dlatego pewnie unika� wizyty u lekarza. Shuichi uwa�a� to za starczy up�r. Przyczyna jednak le�a�a g��biej. Yasuko jest zdrowa i dobrze sypia. Cz�sto Shingo budzi si� w �rodku nocy wskutek chrapania �ony. Yasuko zacz�a chrapa� gdzie� oko�o pi�tnastego roku �ycia. Rodzice jej dok�adali stara�, �eby j� z tego wyleczy�. Po �lubie wszystko min�o, ale wr�ci�o ponownie ko�o pi��dziesi�tki. W takim wypadku Shingo �ciska� palcami nos Yasuko i lekko nim porusza�. Je�li to nie pomaga�o, chwyta� j� za szyj� i potrz�sa�. Tak bywa�o, gdy mia� dobry humor, lecz gdy budzi� si� w z�ym nastroju, uderza�a go nieprzyjemnie starcza brzydota tego cia�a, z kt�rym prze�y� wsp�lnie ju� tyle lat. Tej nocy r�wnie� by� w z�ym nastroju, wi�c zapali� �wiat�o i zerkn�� z ukosa na twarz �ony. Potem z�apa� j� za gard�o i mocno potrz�sn��. Troch� spoci� si� przy tej czynno�ci. Pomy�la� sobie, �e gdyby wyci�gn�� r�k� i tylko dotkn�� cia�a �ony, to chrapanie na pewno by usta�o, i gdzie� na dnie serca poczu� lito��. Wydoby� spod poduszki ilustrowany magazyn. Poniewa� jednak by�o bardzo gor�co i wilgotno, wsta� i otworzy� jedno skrzyd�o drzwi do ogrodu. Tam przykucn��. By�a ksi�ycowa noc. Na dworze wisia�a sukienka Kikuko. Jakiego� nieokre�lonego bia�awego koloru. Czy to zapomnia�a o rozwieszonym praniu, czy te� mo�e specjalnie zostawi�a przepocone ubranie, �eby przenikn�a je nocna rosa. - Giaa, giaa, giaa - rozleg� si� w ogrodzie przenikliwy g�os ptaka. Po lewej stronie, na pniu wi�niowego drzewka, siedzia�a cykada. W�tpliwe, �eby to ona wyda�a z siebie taki nieziemski d�wi�k, ale... chyba to jednak ona. Czy�by i j� sp�oszy�y z�e sny? Owad rozwin�� skrzyde�ka, wzbi� si� w powietrze i przysiad� na skraju moskitiery. Shingo wzi�� cykad� w d�onie, lecz nie wyda�a g�osu. - Niema - mrukn��. To nie ta cykada krzycza�a ,,giaa�. Aby zn�w nie przylecia�a zwabiona �wiat�em, Shingo z ca�ej si�y rzuci� cykad�, obr�ciwszy si� w stron� wi�niowego drzewka po lewej stronie. Nie odpowiedzia�a mu d�wi�kiem. Oparty o ram� drzwi spogl�da� w stron� wi�ni. Nie wiedzia�, czy cykada usiad�a tam, czy te� upad�a gdzie� dalej. Ksi�ycowa noc g��bia�a. T� g��bi� czu�o si� z boku, gdzie� z oddali. Cho� nie min�� jeszcze dziesi�ty sierpnia, owady ju� �piewa�y. S�ycha� by�o d�wi�k, jakby rosy opadaj�cej z li�cia na li��. I nagle Shingo us�ysza� g�os g�ry. Nie ma wiatru. Ksi�yc ja�nieje, nied�ugo osi�gnie pe�ni�. W t� mroczn�, parn� noc kontury drzew maluj�cych si� na szczycie wzg�rza robi� wra�enie zamazanych. A wiatr ich nie porusza. Li�cie paproci u st�p werandy, na kt�rej stoi Shingo, tak�e ani drgn�. W g��bi doliny Kamakura zdarzaj� si� noce, kiedy s�ycha� uderzenia fal, wi�c Shingo zastanawia� si�, czy to nie odg�os morza. Ale nie, to g�os g�ry. Przypomina� szmer wiatru w oddali, lecz by�a w nim g��boka moc, jak wtedy, gdy dr�y ziemia. G�os rozbrzmiewa� te� wewn�trz jego w�asnej czaszki, Shingo my�la� wi�c przez chwil�, �e mo�e dzwoni mu w uszach, i spr�bowa� potrz�sn�� g�ow�. G�os ucich�. Kiedy ju� umilk�, Shingo po raz pierwszy poczu� l�k. Ch�odny dreszcz na my�l o nie znanym dniu �mierci. Chcia� rozwa�y� na zimno, czy m�g� to by� g�os wiatru, g�os morza, czy te� d�wi�cza�o mu w uszach. Przysz�o mu do g�owy, �e musia� to by� jeden z tych trzech d�wi�k�w. Ale nie, na pewno s�ysza�, jak krzyczy g�ra. Jakby jaki� demon pojawi� si� ni st�d, ni zow�d i wywo�a� swym przybyciem jej krzyk. G�os szybko przybiera� na sile. W tej nocnej scenerii, przesyconej wilgoci�, g�ra stercza�a jak czarna �ciana. W�a�ciwie nie by�a to g�ra, lecz pag�rek tu� za ich ogrodem. Cho� robi� wra�enie �ciany, z drugiej strony wygl�da� jak wielkie jajko rozci�te na p�. Z ty�u i z boku by� jednak g�r�, a to, �e wydawa� g�os, czyni�o go podobnym do pasma g�r widocznych po drugiej stronie ich domu. W�r�d drzew porastaj�cych wierzcho�ek przeb�yskiwa�y raz po raz gwiazdy. Zamykaj�c drzwi Shingo przypomnia� sobie zadziwiaj�c� histori�. Jakie� dziesi�� dni temu czeka� na znajomego, kt�rego zaprosi� do niedawno postawionej herbaciarni. Go�cia jeszcze nie by�o. Gejsza te� pojawi�a si� tylko jedna, pozosta�e sp�nia�y si� widocznie. - Prosz� zdj�� krawat, gor�co nie do wytrzymania - powiedzia�a gejsza. - Mhm. Shingo nie protestowa�, gdy rozwi�za�a i zdj�a mu krawat. Nie dosz�o mi�dzy nimi do �adnej poufa�o�ci, a jednak gejsza, wetkn�wszy krawat do kieszeni okrycia Shingo, kt�re wisia�o obok tokonoma , rozpocz�a zwierzenia. Mniej wi�cej dwa miesi�ce temu gejsza oraz cie�la, kt�ry stawia� t� oto herbaciarni�, postanowili, jak si� zdaje, pope�ni� razem samob�jstwo. Ale gdy przysz�a pora wypicia kwasu pruskiego, dziewczyn� opanowa�y w�tpliwo�ci, czy aby na pewno ta porcja wystarczy, aby umrze�. - Ten cz�owiek zapewnia mnie, �e dawka jest �miertelna. A na dow�d powiada: ,,Po c� by pakowano j� w osobn� torebeczk�? Otruje nas skutecznie, nie ma co.� Nie uwierzy�a jednak. Przeciwnie, umocni�a si� jeszcze w swych w�tpliwo�ciach. - �Od kogo masz t� trucizn�? Mo�e ten cz�owiek specjalnie odmierzy� tak� porcj�, aby ciebie i kobiet� ukara�, wyda� na cierpienia?� Pytam go: �Kt�ry lekarz czy aptekarz da� ci to?�, a on nic nie m�wi. Przecie� to �mieszne! Mamy umrze� oboje, a on, nie wiadomo dlaczego, nie chce nic powiedzie�. Przecie� po wszystkim i tak bym si� nie dowiedzia�a. - Ale� to brzmi jak farsa! - mia� ju� powiedzie� Shingo, lecz ugryz� si� w j�zyk. Gejsza upiera�a si�, �e po truci�nie otrzymanej od nie wiadomo kogo na pewno przyjd� do siebie. - Tak wi�c nosz� j� przy sobie! �Co za niesamowita rozmowa� - pomy�la�. Zapami�ta� tylko, �e chodzi o cie�l�, kt�ry stawia� t� herbaciarni�. Z papierowego portfelika dziewczyna wydosta�a torebeczk� z trucizn� i pokaza�a j� Shingo. - Mhm - mrukn��, rzuciwszy tylko na ni� okiem. Nie m�g� oceni�, czy to rzeczywi�cie kwas pruski, czy te� co innego. W�a�nie w tym momencie, zamykaj�c okno werandy, Shingo przypomnia� sobie t� gejsz�. Po�o�y� si� na materacu. Nie zdoby� si� jednak na to, aby obudzi� sw� star� �on� i opowiedzie� jej o tym, jak s�ysza� g�os g�ry, i o l�ku, jaki go wtedy ogarn��. 3. Shuichi pracowa� w tej samej firmie co ojciec, a ponadto mia� za zadanie przypomina� mu o wszystkim. Oczywi�cie tak�e Yasuko i Kikuko, m�oda �ona Shuichiego, podzieli�y si� zadaniem czuwania nad pami�ci� Shingo. I tak wsp�lnym wysi�kiem ca�a trzyosobowa rodzina wspiera�a umykaj�c� pami�� ojca. W biurze funkcj� t� pe�ni�a urz�dniczka rezyduj�ca w gabinecie Shingo. Shuichi, wszed�szy do pokoju Shingo, z ma�ej biblioteczki w rogu wyci�gn�� jak�� ksi��k� i zacz�� przerzuca� kartki. - Oho ho! - mrukn��, podszed� do stolika urz�dniczki i pokaza� jej otwart� stronic�. - Co takiego? - spyta� Shingo z u�miechem. Shuichi zbli�y� si� z otwart� ksi��k�. By�o tam napisane: �Tutaj oto nie zanik�o jeszcze poczucie cnoty. Kiedy m�czyzna cierpi z mi�o�ci ku kobiecie, a kobieta nie mo�e znie�� cierpie�, jakie niesie jej mi�o�� m�czyzny, to lekarstwem na to, aby odczuwali oni rado��, aby mogli d�u�ej kocha� si� nawzajem, jest ich wzajemne odnalezienie si� jako ludzi, nie tylko jako kochank�w. Wzmacniaj�c ponadto ich wewn�trzne wi�zi...� - �Tutaj� to znaczy gdzie? - zapyta� Shingo. - W Pary�u. To dziennik podr�y po Europie. Wra�liwo�� Shingo na dowcipy i aforyzmy nieco ju� st�pia�a. Jednak to, co us�ysza�, by�o dla� nie tyle dowcipne czy paradoksalne, co jasne jak na d�oni. Nie wydaje si�, �eby te s�owa wywar�y wi�ksze wra�enie na Shuichim. Nie ulega natomiast w�tpliwo�ci, �e za ich po�rednictwem zr�cznie dogada� si� z urz�dniczk� w kwestii wsp�lnego wyj�cia z biura. Shingo wyczu� to instynktownie. Kiedy wysiad� na dworcu w Kamakurze, pomy�la�, �e dobrze by si� sta�o, gdyby ustali� z Shuichim wsp�ln� godzin� powrotu albo wraca� p�niej od niego. T�umy ludzi jecha�y w�a�nie z Tokio, autobus te� by� przepe�niony, wi�c Shingo poszed� pieszo. Gdy zatrzymawszy si� na chwil� przed sklepikiem z rybami rzuci� na� okiem, w�a�ciciel sklepu pozdrowi� go uprzejmie. Podszed� wi�c do wystawy. Woda w cebrzyku, do kt�rego w�o�ono krewetki, mia�a m�tno bia�y kolor. Shingo potr�ci� palcem langust�. Wygl�da�a na �yw�, ale nie poruszy�a si�. Obok le�a�o mn�stwo �limak�w sazae, wi�c doszed� do wniosku, �e kupi �limaki. - Ile pan sobie �yczy? Shingo stropi� si�, us�yszawszy pytanie w�a�ciciela. - Hm... Prosz� trzy. Z tych wi�kszych. - Chwileczk�. Ju� przygotowuj�. W�a�ciciel i jego syn otwierali muszelki ko�cem kuchennego no�a i wyd�ubywali z nich zawarto��. D�wi�k, jaki wydawa�o ostrze w zetkni�ciu z muszl�, wyda� si� Shingo obrzydliwy. Podczas gdy sklepikarz, umywszy �limaki pod kranem, zr�cznie kroi� je na kawa�ki, przed sklepem zatrzyma�y si� dwie dziewczyny. - Czego? - mrukn�� w�a�ciciel, nie przerywaj�c krojenia. - Prosz� makrele. - Ile? - Jedn�. - Tylko jedn�? - Tak. - Na pewno tylko jedn�? Makrele by�y dosy� niewielkie. Dziewczyny nie zwraca�y uwagi na nie ukrywane szyderstwo w g�osie sklepikarza. Ten owin�� ryb� kawa�kiem papieru i poda� pierwszej z nich. Dziewczyna stoj�ca z ty�u tr�ci�a swoj� towarzyszk� w rami� i rzuci�a: - Mo�e we�miemy jeszcze co�?... Pierwsza dziewczyna schowa�a makrel�, po czym obr�ci�a si� w stron� langust. - Te langusty b�d� chyba jeszcze w sobot�? M�j ch�opak bardzo je lubi. Druga nic nie odpowiedzia�a. Shingo, wzdrygn�wszy si�, spojrza� ukradkiem na dziewcz�ta. To chyba jakie� latawice z s�siedztwa. Go�e plecy, na nogach p��cienne sanda�y, zbudowane nie�le. W�a�ciciel sklepiku z rybami zsun�� posiekane mi�czaki na �rodek deski i, rozk�adaj�c mi�so do trzech muszelek, wyrzuci� z siebie: - Takich teraz namno�y�o si� w Kamakurze! Shingo zaoponowa�, jako �e ton sklepikarza wyda� mu si� zbyt okrutny: - Czy to �le? Przecie� nic z�ego nie robi� W�a�ciciel zr�cznie nak�ada� mi�so do muszelek, ale pokrojone sazae pomiesza�y si� i Shingo ze zdziwieniem uzmys�owi� sobie fakt, �e chyba �aden �limak nie wr�ci� do w�asnej skorupy. �Dzisiaj jest czwartek, do soboty zosta�o trzy dni, i w tym czasie na pewno wykupi� langusty ze sklepiku - pomy�la�. - Te nieokrzesane dziewczyny, c� one przyrz�dz� z jednej langusty? Pewnie pocz�stuj� tym jakiego� cudzoziemca. Langust� mo�na ugotowa� albo usma�y�, albo podgrza� nad par�... one chyba zrobi� co� barbarzy�sko prostego.� Shingo mimo wszystko my�la� o dziewczynach z sympati�, lecz wkr�tce my�li te wypar�o przejmuj�ce uczucie osamotnienia. Jego rodzina sk�ada si� z czterech os�b, a on wzi�� tylko trzy sazae. Wiedzia� wprawdzie, �e Shuichi nie wr�ci na kolacj�, �wiadomie jednak nie zrobi�by nic, co mog�oby zrani� Kikuko. Zagadni�ty nagle przez sklepikarza, pod�wiadomie jako� pomin�� Shuichiego. Po drodze kupi� jeszcze na straganie owoce mi�orz�bu. 4. To, �e Shingo wracaj�c zrobi� zakupy, by�o rzecz� niezwyczajn�, ale ani Yasuko, ani Kikuko nie okaza�y zdziwienia. Chyba zrobi� to po to, aby zatuszowa� wra�enie, �e znowu Shuichi nie przyszed� razem z nim. Wr�czywszy Kikuko owoce i �limaki, Shingo wszed� za ni� do kuchni. - Daj mi szklank� os�odzonej wody. - Zaraz przynios� - odpowiedzia�a Kikuko, ale Shingo sam ju� odkr�ci� kurek z wod�. W zlewie le�a�y langusty i krewetki. Wyczu� w tym jak�� harmoni�. Wszak b�d�c w sklepie zastanawia� si�, czy nie kupi� krewetek. Nie przysz�o mu jednak do g�owy, �e m�g�by wzi�� jedno i drugie. Przygl�daj�c si� barwie krewetek rzuci�: - Niez�e, co? By�y jeszcze �ywe i mia�y �adny po�ysk. Kikuko, uderzaj�c w owoc mi�orz�bu trzonkiem kuchennego no�a, powiedzia�a: - Przykro mi bardzo, ale nie nadaj� si� do jedzenia. - Tak? My�la�em, �e o tej porze roku s� jeszcze dobre. - Mo�e zadzwoni� do owocarni i powiedzie� im to? - Hm, mo�na. Tylko �e... te krewetki podobne s� w smaku do sazae.... Chyba nie potrzebujemy a� tyle? - Zupe�nie jak w sklepiku z herbat� na Enoshima! - m�wi�c to Kikuko pokaza�a na moment koniuszek j�zyka. - �limaki ugotujemy w skorupkach, wi�c langusty mo�na usma�y�, a krewetki we�mie si� do tempury . Grzyby kupi�am... Tato, czy nie poszed�by tata do ogrodu po bak�a�any? - Mhm. - Te raczej niedu�e. I troch� �wie�ych li�ci shiso . Tak... a mo�e wystarcz� same krewetki? Do sto�u Kikuko poda�a dwie sazae w skorupkach. Shingo, zawahawszy si� nieco, rzek�: - Chyba zosta�a jeszcze jedna? - Tak, ale pomy�la�am sobie, dziadku i babciu, �e nie macie ju� najlepszych z�b�w, wi�c chyba zadowoli was jeden �limak na sp�k� - odpar�a Kikuko. - Co?... Dlaczego robisz nam tak� przykro��?! W domu nie ma jeszcze wnuk�w, a ty... dlaczego �dziadku�? Yasuko zachichota�a, zas�oniwszy d�oni� usta. - Bardzo przepraszam. - Kikuko podnios�a si� lekko i przynios�a trzeci� muszl�. - Kikuko chcia�a powiedzie�, �e lepiej by�oby, gdyby�my jedli kolacj� we dwoje - wyja�ni�a Yasuko. Shingo w g��bi ducha podziwia� bystro�� odpowiedzi Kikuko. Chcia�a uratowa� sytuacj�, kt�r� sam stworzy�, kupuj�c trzy sazae zamiast czterech. �e te� umia�a zachowa� si� tak naiwnie... O, to przebieg�a dziewczyna! My�la�a pewnie, �e albo jedn� muszl� zostawi dla Shuichiego i sama nie b�dzie nic jad�a, albo podzieli si� �limakiem z te�ciow�. Yasuko, nie wyczuwaj�c intencji m�a, zn�w g�upio nawi�za�a do poprzedniego tematu: - Czy by�y tylko trzy sazae? Ca�a awantura przez to, �e przynios�e� trzy, a jest nas przecie� czworo. - Shuichi jeszcze nie wr�ci�, wi�c wystarcz� trzy. Yasuko u�miechn�a si� gorzko. Zwa�ywszy na jej lata mo�e ten u�miech i nie by� a� tak bardzo gorzki. Kikuko tak�e nie da�a nic po sobie pozna�. Nie zapyta�a nawet, dok�d to poszed� dzisiaj Shuichi. Kikuko jest najm�odsza z o�miorga rodze�stwa. Siedmioro starszych te� ju� po�eni�o si�, maj� dzieci. Shingo zastanawia� si� kiedy� nad niezwyk�� p�odno�ci� rodzic�w dziewczyny. Kikuko nieraz m�wi�a z �alem, �e te�� do tej pory nie pami�ta dobrze imion jej braci i si�str. To prawda, nie m�g� spami�ta�, tak ich by�o du�o. Kiedy Kikuko mia�a si� urodzi�, matka jej, czy to nie pragn�c wi�cej dzieci, czy przekonana, �e nie powinna ju� zachodzi� w ci��� i �e wstyd rodzi� w tym wieku, znienawidzi�a w�asne cia�o. Chcia�a przerwa� ci���, ale si� nie uda�o. Por�d mia�a ci�ki, g��wk� dziecka trzeba by�o wyci�ga� kleszczami. Kikuko dowiedzia�a si� o tym od matki i kiedy� powiedzia�a to Shingo. Nie m�g� zrozumie� matki, kt�ra opowiada dziecku takie rzeczy, ani poj��, jak Kikuko mo�e rozmawia� z nim o czym� takim. W�wczas dziewczyna odgarn�a w�osy z czo�a i pokaza�a niewyra�ny �lad po kleszczach. Odk�d Shingo na w�asne oczy zobaczy� blizn� na czole Kikuko, synowa sta�a mu si� jeszcze bardziej droga. Rodzina odnosi�a si� do Kikuko jak do najm�odszego dziecka. Nie tyle nawet j� rozpieszczano, ile po prostu wszyscy j� bardzo kochali. Mo�e troch� ze wzgl�du na jej s�abe zdrowie. Kiedy przysz�a jako synowa do jego domu, Shingo zauwa�y� u niej wyj�tkowo wdzi�czny ruch ramion. Wyczu� w tym wyra�nie pewn� kokieteri�. Od wiotkiej Kikuko o jasnej cerze my�l jego pop�yn�a ku starszej siostrze Yasuko. Durzy� si� w niej we wczesnej m�odo�ci. Po jej �mierci Yasuko, jeszcze panna, wprowadzi�a si� do domu m�a siostry, by zaopiekowa� si� sierotami. Harowa�a bez wytchnienia. Chcia�a zaj�� miejsce zmar�ej. Oczywi�cie lubi�a bardzo swego przystojnego szwagra, poza tym kocha�a siostr�. Siostra by�a niezwykle pi�kna, a� nie do wiary, �e urodzi�a je ta sama matka. W oczach nie�adnej Yasuko ma��e�stwo siostry wydawa�o si� idealne. Yasuko przyda�a si� bardzo sierotom i szwagrowi, kt�ry jednak udawa�, �e nie dostrzega jej uczucia. Taka sytuacja by�a mu bardzo na r�k�. Zupe�nie jakby Yasuko rzeczywi�cie mia�a zamiar z rezygnacj� po�wi�ci� si� s�u�bie innym. Shingo, dowiedziawszy si� o tym, o�eni� si� z Yasuko. Teraz, po trzydziestu z g�r� latach, nie uwa�a� swojego ma��e�stwa za pomy�k�. D�ugi zwi�zek niekoniecznie trzeba ocenia� przez pryzmat jego pocz�tk�w. Obraz pi�knej siostry trwa� jednak nieprzerwanie gdzie� na dnie serca obojga ma��onk�w. Cho� nigdy o niej nie m�wili, nie potrafili jej zapomnie�. Kiedy syn si� o�eni� i Kikuko zamieszka�a w domu Shingo, jego wspomnienia od�y�y na nowo, jakby roz�wietlone b�yskawic�. Ale tym razem nie by�o to ju� takie bolesne. Nie min�y dwa lata, odk�d Shuichi o�eni� si� z Kikuko, i ju� znalaz� sobie kochank�. Ojciec nie m�g� si� temu nadziwi�. Inaczej ni� m�ody Shingo, w�wczas �wie�o przeniesiony z prowincji do miasta, Shuichi nigdy nie cierpia� ani z mi�o�ci, ani z po��dania. Nie dawa� te� po sobie pozna�, �e co� le�y mu na duszy. Shingo nigdy nie dowiedzia� si� prawdy o tym, kiedy syn po raz pierwszy zbli�y� si� do kobiety. Ojciec by� zdania, �e obecna kochanka Shuichiego musi by� gejsz�, a mo�e nawet zwyk�� prostytutk�. Kobiety tego pokroju co urz�dniczka z biura s�u�� mu tylko jako partnerki na dancingu albo te� dla zamydlenia oczu ojcu i odwr�cenia jego uwagi. Nie wydaje si�, aby gustowa� w takich dzierlatkach. Shingo w jaki� spos�b doszed� do takiego wniosku obserwuj�c Kikuko. Odk�d tamta kobieta pojawi�a si� w �yciu Shuichiego, ich po�ycie intymne rozwin�o si� znacznie. Kikuko jakby dojrza�a, figura jej si� zaokr�gli�a. Tego dnia, gdy na kolacj� by�y �limaki w muszelkach, Shingo obudzi� si� w �rodku nocy, us�yszawszy g�os Kikuko, jakiego nigdy przedtem nie s�ysza�. �Kikuko nic nie wie o tej kobiecie Shuichiego� - pomy�la� i mrukn��: - Czy wybaczysz kiedy� staremu ojcu t� brakuj�c� sazae? A je�li Kikuko, nie orientuj�c si� w niczym, w g��bi ducha przeczuwa jednak istnienie rywalki? Kiedy wreszcie morzy� go sen, zacz�o w�a�nie �wita�. Shingo wsta� i si�gn�� po gazet�. Ksi�yc sta� jeszcze wysoko na niebie. Przerzuciwszy wi�c pobie�nie strony, wr�ci� do ��ka. 5. Shuichi wskoczy� zr�cznie do kolejki na Dworcu Tokijskim i zaj�� miejsce siedz�ce, po czym ust�pi� je ojcu, kt�ry wsiad� zaraz po nim. Nast�pnie poda� mu wieczorne wydanie gazety i wyj�� z kieszeni okulary. Shingo te� nosi� przy sobie par� szkie�, ale poniewa� cz�sto je gdzie� zostawia�, Shuichi zawsze mia� przy sobie zapasowe. Pochyliwszy si� ku ojcu sponad dziennika syn oznajmi�: - Dowiedzia�em si� dzi�, �e Tanizaki ma kole�ank�, jeszcze ze szko�y podstawowej, kt�ra chce p�j�� na s�u�b�, i zgodzi�em j� do nas. - Co takiego? Czy... nie przeszkadza ci, �e to kole�anka Tanizaki? - Czemu by mia�o przeszkadza�? - Taka s�u��ca mo�e si� jeszcze dowiedzie� czego� o tobie od Tanizaki i a nu� opowie Kikuko? - Bzdura! C� ona mo�e powiedzie�? - Hm, jak by to... Warto by chyba pozna� najpierw t� dziewczyn� - m�wi�c to Shingo zwr�ci� oczy ku gazecie. Kiedy wysiedli na dworcu w Kamakurze, Shuichi zagadn��: - Ojcze, czy Tanizaki opowiada�a co ojcu o mnie? - Nic nie m�wi�a. Przy mnie zachowuje si� tak, jak gdyby nie potrafi�a wykrztusi� s�owa. - Tak? To przykre... Wiesz, ojcze, ostatnio troch� przystawia�em si� do niej, chocia� to twoja sekretarka. Mam nadziej�, �e nie uwa�asz tego za niestosowne ani nie �miejesz si� ze mnie? - Sk�d�e, to twoja sprawa. Tylko nie m�w nic Kikuko. Shuichi, kt�ry nie mia� zamiaru niczego specjalnie ukrywa�, rzek� na to: - Tanizaki musia�a jednak ojcu co� wygada�. - Czy wiedz�c, �e masz kochank�, Tanizaki mimo to chce si� z tob� zadawa�? - Mhm, chyba tak. My�l�, �e w po�owie przez zazdro��. - Co za absurd! - Rozstan� si� z ni�! Ju� dawno chcia�em j� rzuci�. - Nie wiem, o czym m�wisz. Opowiedz wszystko od pocz�tku. - Kiedy z tym sko�cz�, opowiem ojcu wszystko. - W ka�dym razie pami�taj, nie m�w o niczym Kikuko. - Dobrze. Ale, ojcze, Kikuko chyba wie. - Doprawdy?! Shingo, zirytowany, zamilk�. Nawet w domu irytacja go nie opu�ci�a. Po kolacji szybko wsta� od sto�u i poszed� do swojego pokoju. Kikuko przynios�a mu porcj� pokrajanego arbuza. - Kikuko, zapomnia�a� soli! - krzykn�a za ni� te�ciowa. Obie nie wiadomo po co usiad�y na werandzie. - Czy nie s�ysza�e�, kiedy Kikuko wo�a�a do ciebie �arbuz, arbuz�? - spyta�a Yasuko. - Nic nie s�ysza�em. Wiedzia�em tylko, �e ch�odzicie arbuza. - Kikuko, on nie s�ysza�. - Yasuko zwr�ci�a si� w jej stron�. Kikuko, te� obr�ciwszy si� ku te�ciowej, zauwa�y�a: - To dlatego, �e ojciec dzi� nie w humorze. Pomilczawszy chwil�, Shingo zacz��: - Ostatnio rzeczywi�cie jako� dziwnie s�ysz�. Onegdaj, kiedy w �rodku nocy otworzy�em okno, �eby troch� przewietrzy� pok�j, s�ysza�em co�, jakby g�os g�ry. Babka wtedy mocno spa�a. Yasuko i Kikuko spojrza�y na g�ry za domem. - Czy to mo�liwe, �eby g�ra wo�a�a? - spyta�a dziewczyna. - Kiedy� m�wi�a mi o tym matka - powiedzia�a Yasuko. - Jej starsza siostra, jak mi opowiada�a, s�ysza�a g�os g�r tu� przed �mierci�. Shingo zadr�a�. Zdumia� si�, �e m�g� zapomnie� o czym� takim. To wprost nie do wybaczenia. Czemu� s�ysz�c g�os g�ry od razu nie pomy�la� o �mierci? R�wnie� Kikuko, gdy Yasuko sko�czy�a m�wi�, sprawia�a wra�enie przygn�bionej i tylko lekko poruszy�a pi�knymi ramionami. II Skrzyd�a cykady 1. Przyjecha�a c�rka, Fusako, z dwojgiem dzieci. Starsze ma cztery latka, m�odsze niedawno si� urodzi�o. Shingo zastanawia� si� nad tym, czy fakt, i� rodzi�a po tak d�ugiej przerwie, m�g�by �wiadczy� o tym, �e wi�cej dzieci ju� nie planuje. Zapyta� wi�c nieostro�nie: - To ju� ostatnie, prawda? Na wi�cej si� nie decydujesz? - Zn�w, ojcze, zaczynasz! Przecie� tyle razy ci m�wi�am. Fusako po�o�y�a dziecko od razu na wznak i przewijaj�c je rzuci�a: - A jak u Kikuko? Ci�gle nic? Zapyta�a o to, ot tak, mimochodem, a jednak twarz Kikuko, zwr�cona w stron� niemowl�cia, dziwnie st�a�a. - To dziecko... mo�e zostaw je tak przez chwil� - odezwa� si� ojciec. - Kuniko, a nie �adne ,,to dziecko�. Czy� nie wie ojciec, �e da�am jej imi� po dziadku? Chyba tylko Shingo zauwa�y� zmian� na twarzy Kikuko. Ale i on nie przywi�zywa� do tego wi�kszej wagi i przypatrywa� si� z upodobaniem ruchom nagich, niczym nie skr�powanych n�ek niemowl�cia. - Nie ubieraj jej jeszcze. Jak to si� cieszy! Strasznie si� musia�a zgrza� - doda�a Yasuko i zbli�ywszy si� pocz�a lekko �askota� niemowl� po brzuszku i pupie. - Fusako, id��e ze starsz� do �azienki i umyjcie si�. Jeste�cie spocone jak myszy. - Czy przynie�� r�czniki? - Kikuko si� poderwa�a. - Dzi�kuj�, zabra�am swoje - odpar�a Fusako. To znaczy, �e ma zamiar zosta� tu par� dni. W czasie gdy Fusako wyjmowa�a z zawini�tka, furoshiki , r�cznik i bielizn� na zmian�, do plec�w jej przylgn�a starsza dziewczynka, Satoko, i sta�a tak, rzucaj�c wko�o pos�pne spojrzenia. Dziecko nie wypowiedzia�o jeszcze ani s�owa od chwili, gdy przest�pi�o pr�g domu. Patrz�c na nie od ty�u dostrzega�o si� przede wszystkim czarne, wyj�tkowo g�ste w�osy. Furoshiki c�rki wyda�o si� Shingo znajome, cho� pami�ta� jedynie, �e zabra�a je z domu rodzinnego. Fusako przysz�a od dworca pieszo, d�wigaj�c na plecach ma�� Kuniko, w jednej r�ce ci�kie zawini�tko, a drug� r�k� prowadz�c Satoko. Shingo wyobra�a� sobie, �e musi by� porz�dnie zm�czona. W ten sam spos�b prowadzi�a teraz ma�� do �azienki. Satoko jednak wci�� by�a pochmurna. Podczas gdy Fusako upada�a ze zm�czenia, dziecko wygl�da�o na coraz bardziej rozdra�nione. �Jakie to musi by� przykre dla Yasuko - pomy�la� Shingo. - Przecie� Kikuko zawsze tak dba o wygl�d zewn�trzny.� Gdy Fusako znikn�a ju� w �azience, Yasuko, g�aszcz�c wci�� zaczerwienion� lekko pupk� dziecka, zauwa�y�a: - Wygl�da na to, �e to dziecko chowa si� lepiej ni� Satoko. - Mo�e dlatego, �e urodzi�a si�, kiedy rodzice przestali si� ju� k��ci� - odpar� Shingo. - A wtedy w�a�nie, kiedy Satoko przysz�a na �wiat, zacz�o si� psu� mi�dzy nimi. To musia�o mie� wp�yw na dziecko. - C� mo�e poj�� czteroletnie dziecko? - Rozumie, rozumie. Takie sprawy mog� mie� nawet du�y wp�yw. - E, nie. Satoko ma taki charakterek od urodzenia. Nagle niemowl� przewr�ci�o si� na brzuszek w spos�b, o kt�ry by go nikt nie pos�dzi�, podczo�ga�o do shoji i wsta�o, przytrzymuj�c si� listew. - Ajajaj! - Kikuko wyci�gn�a obie r�ce, uj�a nimi d�onie Kuniko i poprowadzi�a j� w stron� s�siedniego pokoju. Yasuko podnios�a si� niespodziewanie. Wzi�a sakiewk�, kt�ra le�a�a obok rzeczy Fusako, i zajrza�a do �rodka. - Ach! Co ty robisz?! Shingo wyrzek� te s�owa przyt�umionym g�osem, lecz dr�a� ca�y. - Zostaw to! - Ale� dlaczego? Yasuko przysiad�a na pi�tach. - Jak powiedzia�em �zostaw�, to zostaw! C� ty wyprawiasz? A� r�ce mu lata�y. - Przecie� nic jej nie ukradn�. - To gorsze od kradzie�y. Yasuko od�o�y�a sakiewk� na poprzednie miejsce i kl�kn�wszy obok powiedzia�a: - Dlaczego my�lisz, �e to co� z�ego obejrze� rzeczy c�rki? Przysz�a nagle, zmartwi�am si�, �e mo�e nie ma za co nakarmi� dzieci... Ja te� powinnam chyba wiedzie� co nieco o sytuacji w domu Fusako. Shingo spojrza� na �on� z w�ciek�o�ci�. W tej w�a�nie chwili Fusako wr�ci�a z �azienki. Yasuko zacz�a nagle m�wi�, jakby j� kto nakr�ci�: - Pos�uchaj, Fusako. Przed chwil� zajrza�am do twojej portmonetki i dziadek skrzycza� mnie za to. Je�eli zrobi�am co� z�ego, to bardzo ci� przepraszam. - Ach! C� w tym z�ego? To, �e �ona powiedzia�a o wszystkim c�rce, by�o dla Shingo jeszcze bardziej wstr�tne. Zrozumia�, �e zdaniem Yasuko mi�dzy matk� a c�rk� dopuszczalne s� takie rzeczy, a to, �e on a� si� ca�y trz�sie z oburzenia, jest na pewno objawem starczego znu�enia, kt�re uzewn�trzni�o si� ni st�d, ni zow�d. Fusako dostrzeg�a zmian� na twarzy ojra. Jego wybuch zdziwi� j� chyba wi�cej ni� post�pek matki. - Prosz� bardzo, zobacz. Nie kr�puj si�! - powiedzia�a troch� gwa�townie i rzuci�a sakiewk� na kolana Yasuko. Gest ten jeszcze bardziej rozdra�ni� ojca. Yasuko nawet palcem nie tkn�a sakiewki. - Aihara my�li, �e gdy nie mam przy sobie pieni�dzy, nie mog� od niego odej��. Wi�c naturalnie nic w niej nie ma - doda�a Fusako. N�ki Kuniko, kt�ra do tej pory spacerowa�a razem z ciotk�, odm�wi�y pos�usze�stwa i ma�a upad�a. Kikuko wzi�a j� na r�ce i podesz�a ku te�ciom. Fusako, uni�s�szy bluzk� do g�ry, zacz�a karmi� niemowl�. Jest raczej nie�adna, ale dobrze zbudowana. Jej piersi te� jeszcze nie straci�y kszta�tu. Teraz, pe�ne mleka, wydawa�y si� du�e i spr�yste. - C� to, dzisiaj niedziela, a Shuichi gdzie� wyszed�? Fusako usi�owa�a zmieni� temat. Zauwa�y�a jednak, �e pytanie to pogorszy�o i tak ju� z�y nastr�j matki i ojca. 2. Wracaj�c do domu Shingo zwr�ci� uwag� na pi�kny kwiat s�onecznika przed czyj�� will�. Zbli�y� si� nie odrywaj�c od niego oczu. S�onecznik r�s� tu� obok furtki i, nachylony w stron� wej�cia, zdawa� si� broni� wst�pu do domu. W tej chwili pojawi�a si� ma�a dziewczynka, mieszkanka willi. Stan�wszy za plecami Shingo, cierpliwie czeka�a. Nie znaczy to, �e nie mog�a przej�� obok niego i dosta� si� do furtki, ale zna�a Shingo z widzenia, wi�c wola�a poczeka�. Ten po kr�tkiej chwili zauwa�y� dziewczynk� i zagadn��: - C� za ogromny kwiat! Zaiste, wspania�y! Ma�a u�miechn�a si�, jakby troch� sp�oszona. - Bo zostawili�my tylko ten jeden kwiat. - Tylko jeden, m�wisz? I dlatego taki du�y? D�ugo ju� tak kwitnie? - Tak. - Kiedy zakwit�? Dziewczynka, na oko dwunasto- trzynastoletnia, nie odpowiedzia�a. Zastanawia�a si�, patrz�c jednocze�nie w oczy Shingo, a potem razem z nim ponownie obr�ci�a wzrok ku s�onecznikowi. By�a opalona, o twarzy pe�nej i okr�g�ej, cho� nogi i r�ce mia�a chudziutkie. Wreszcie Shingo zauwa�y�, �e powinien pozwoli� dziecku przej��, i ruszy� dalej. Lecz przed drugim czy trzecim domkiem zn�w ros�y s�oneczniki. U tamtych z jednej �odygi wyrasta�y a� trzy kwiaty, tote� tarcze ich, dwa razy mniejsze ni� u tego przed domkiem dziewczynki, zwisa�y w d� z samego czubka �odygi. Kiedy Shingo, odchodz�c ju�, ostatni raz obr�ci� oczy ku s�onecznikom, pos�ysza� g�os Kikuko: - Ojcze! Kikuko sta�a za jego plecami. Z jej koszyka na zakupy wystawa�a fasolka. - Ju� ojciec wraca? I kwiatki ojciec ogl�da po drodze? W g�osie jej brzmia�o roz�alenie, nie tyle faktem, �e te�� przygl�da si� s�onecznikom, ile �e znowu wraca bez Shuichiego, a mimo to jakby nigdy nic ogl�da sobie kwiaty, i to tu� ko�o domu. - Zdumiewaj�cy ten s�onecznik - powiedzia� Shingo. - Prawda, �e wygl�da jak g�owa wielkiego cz�owieka? Kikuko mechanicznie kiwn�a g�ow� na znak potwierdzenia. �G�owa wielkiego cz�owieka.� S�owa te przysz�y mu na my�l dopiero w tym momencie, przedtem wcale tego nie kojarzy�. W chwili, gdy je wypowiada�, uderzy�a go moc bij�ca od wielkiego i pe�nego godno�ci s�onecznikowego kwiatu. Uzmys�owi� sobie, jak doskonale, regularnie jest on zbudowany. P�atki niczym falbaniasta korona otaczaj� kr�g�� tarcz�, kt�r� wype�niaj� pr�ciki i s�upki. Pr�ciki, st�oczone obok siebie, a� p�czniej� od wewn�trznego napi�cia. A jednak nie ma w�r�d nich niezgody, ale porz�dek i spok�j. I ta ich rzucaj�ca si� w oczy pot�ga! Kwiat wi�kszy od g�owy cz�owieka. W tym momencie obfito�� systematycznie u�o�onych ziarenek skojarzy�a si� Shingo z ludzkim m�zgiem. �A zn�w ta kipi�ca energi� si�a witalna - pomy�la� nagle - czy� to nie symbol pot�nej m�sko�ci?� Wprawdzie tarcz� kwiatu wype�nia�y zar�wno pr�ciki, jak i s�upki, wyczuwa� tu jednak, nie wiadomo dlaczego, tylko element m�ski. Letni dzie� dobiega� ju� ko�ca. Nadchodzi�a wieczorna cisza. A p�atki kwiatu, otaczaj�ce tarcz� pe�n� pr�cik�w i s�upk�w, czy� nie wygl�daj� jak kr�g ��to odzianych dziewcz�t? ,,To wszystko przez to, �e obok stoi Kikuko. St�d takie dziwne my�li przychodz� mi do g�owy.� Shingo oderwa� oczy od s�onecznika i post�pi� naprz�d. - Ostatnio z moj� g�ow� nie jest najlepiej i dlatego chyba, gdy widz� s�onecznik, zaczynam o niej my�le�. Tyle �e g�owa nie taka pi�kna jak ten kwiat... Przed chwil� zastanawia�em si� w poci�gu, czemu� to nie mo�na odda� g�owy do prania czy do naprawy. Uci�� szyj�, o, nie, to obrzydliwe, ale zdj�� tylko g�ow� z tu�owia i wyczy�ci�... to by mi si� podoba�o. Na przyk�ad zostawi� j� w szpitalu uniwersyteckim. Podczas gdy tam czy�ciliby m�zg i naprawiali wszystko, co szwankuje, cia�o spa�oby sobie mocno jakie� trzy dni czy tydzie�. Nie kr�ci�oby si� w ��ku... ani sn�w by �adnych nie widzia�o... - Chyba jest ojciec zm�czony - powiedzia�a Kikuko, lekko opu�ciwszy powieki. - O, tak! Kiedy dzi� rozmawia�em w biurze z klientem, zapali�em papierosa i raz tylko si� zaci�gn�wszy od�o�y�em do popielniczki. Po jakim� czasie znowu wyj��em papierosa, zapali�em i zapomnia�em o nim. Kiedy wreszcie zajrza�em do popielniczki, to, wyobra� sobie, le�a�y tam trzy papierosy ledwie zapalone. G�upio mi si� zrobi�o na ten widok. Podczas jazdy poci�giem rzeczywi�cie rozmy�la�, jak mo�na by�oby oczy�ci� m�zg cz�owieka, ale jeszcze bardziej spodoba�a mu si� perspektywa tego mocnego snu dla cia�a. Ech, pospa� sobie tak, nie troszcz�c si� o g�ow� i o to, co si� w niej rodzi! To by dopiero by�o przyjemnie. Naprawd� czu� si� zm�czony. Dzisiaj przed �witem dwa razy �ni� i za ka�dym razem przy�ni� mu si� umar�y. - Czy nie ma ojciec zamiaru wzi�� urlopu? - spyta�a Kikuko. - My�la�em o tym, aby wzi�� sobie wolne i pojecha� w g�ry. Bo przecie� nie ma gdzie zostawi� g�owy na przechowanie. Ch�tnie bym zn�w zobaczy� g�ry. - Och, to doskona�y pomys�! - zauwa�y�a Kikuko z lekk� kokieteri� w g�osie. - Mhm. Tylko �e, widzisz, teraz przyjecha�a Fusako. Wygl�da na to, �e te� przyjecha�a odpocz��. Jak my�lisz, czy ona woli, abym by� w domu, czy lepiej, �ebym wyjecha�? - Och, ojcze, jaki ojciec jest troskliwy. Szcz�liwa Fusako! Ton g�osu Kikuko r�wnie� si� zmieni�. A mo�e Shingo, strasz�c j� swymi wizjami i odwracaj�c tym samym jej uwag�, post�powa� tak celowo, aby nie zauwa�y�a, �e znowu wraca sam, bez Shuichiego? Z pewno�ci� nie robi� tego �wiadomie, ale chyba tak by�o naprawd�. - Po c� ta ironia? Shingo powiedzia� to od niechcenia, a jednak jego s�owa g��boko poruszy�y Kikuko. - Jak�e mog� by� dobrym ojcem, kiedy Fusako wpad�a w takie tarapaty? Kikuko zak�opota�a si�, policzki jej pokry�y si� czerwieni�, nawet uszy por�owia�y. - Przecie� to nie jest wina ojca! W tonie jej g�osu Shingo znalaz� pewn� pociech�. 3. Nawet latem Shingo nie lubi� pi� niczego zimnego. Od bardzo dawna mia� taki zwyczaj. Yasuko nigdy nie podawa�a mu ch�odnych napoj�w. Zazwyczaj, czy to wcze�nie rano, czy po powrocie z pracy, wypija� najpierw kilka czarek gor�cej zielonej herbaty. Kikuko zna�a dobrze to jego przyzwyczajenie. Kiedy oboje wr�cili do domu po ogl�daniu kwiat�w s�onecznika, Kikuko przede wszystkim szybko poda�a herbat�. Shingo upi� po�ow� czarki, po czym przebra� si� w yukat� i z czark� w r�ce wyszed� na werand�. Tam, spaceruj�c, popija� herbat� ma�ymi �ykami. Po chwili synowa przynios�a mu wilgotny r�cznik i papierosy oraz dola�a herbaty do czarki. Za moment wr�ci�a zn�w z gazet� i okularami. Otar�szy twarz r�cznikiem, nie nak�adaj�c okular�w, kt�rych dotyku bardzo nie lubi�, Shingo wpatrywa� si� w ogr�d. Trawa strasznie zapuszczona. W ko�cu ogrodu bujnie i zupe�nie dziko rozros�y si� k�py koniczyny i traw susuki, kt�rych ekspansji nie powstrzyma�a ludzka r�ka. W�r�d koniczyny lata�y motyle. Raz po raz wida� je by�o w szczelinach mi�dzy zieleni� li�ci i dlatego wydawa�o si�, �e jest ich bardzo du�o. Shingo spodziewa� si�, �e zaraz polec� w g�r� albo gdzie� w bok, ale motylki uparcie kry�y si� w zaro�lach. Przypatruj�c im si� pomy�la�, �e mo�na by odnie�� wra�enie, jakby w chaszczach koniczyny kry� si� jaki� miniaturowy �wiat. Skrzyde�ka motyle, migaj�ce w�r�d li�ci, wyda�y mu si� niezwykle pi�kne. Wspomnia� nagle, jak to niedawno, w noc blisk� pe�ni ksi�yca, miedzy drzewami porastaj�cymi wierzcho�ek wzg�rza migota�y gwiazdy. Na werandzie usiad�a Yasuko. Ch�odz�c si� okr�g�ym wachlarzem zauwa�y�a: - A Shuichi pewnie dzisiaj zn�w wr�ci p�no. - Aha. - Shingo nie odwraca� twarzy od ogrodu. - Popatrz, tam w koniczynie lataj� chyba motyle. Widzisz? - Widz�. W tej w�a�nie chwili motylki, jakby nie mog�c znie�� spojrzenia Yasuko, wzlecia�y ponad zaro�la. By�o ich trzy. - O, a� trzy! To chyba �jask�cze ogony�? Ten gatunek motyli o niewielkich rozmiarach odznacza� si� przy�mionymi barwami. Motyle skierowa�y si� w stron� sosny na podw�rzu s�siada, kre�l�c uko�n� lini� na tle p�otu. Tam wszystkie trzy w jednym szeregu, nie burz�c szyku ani nie wprowadzaj�c chaosu w przestrzeni, wzbi�y si� ku wierzcho�kowi sosny, kt�ra, nie przyci�ta na kszta�t drzew ogrodowych, strzela�a wysoko w g�r�. Nagle, nie wiadomo sk�d, pojawi� si� jeszcze jeden motyl, przeci�� nisko ogr�d i zacz�� kr��y� ponad k�p� koniczyny. - Dzi� rano, zanim si� obudzi�em, dwa razy �nili mi si� umarli. - Shingo obr�ci� si� ku �onie. - Dziadek Tatsumiya cz�stowa� mnie sob� . - I ty jad�e� t� sob�?! - Jak? Co m�wisz? A czy nie powinienem je��? �Czy�by to by�a prawda, �e gdy si� zje we �nie co�, co poda�a r�ka umar�ego, to potem si� umiera?� - pomy�la�. - No, jak�e to by�o? Wydaje mi si�, �e nie jad�em, ale... podano tylko jedn� porcj�. Chyba obudzi� si�, zanim zd��y� cokolwiek zje��. Do tego momentu Shingo widzi wszystko wyra�nie, pocz�wszy od tego, �e sob� podano na kwadratowej tacce z bambusa, z zewn�trz lakierowanej na czarno, a od �rodka na czerwono, a sko�czywszy na odcieniu samego makaronu. Nie wie tylko, czy te kolory pojawi�y si� we �nie, czy ju� po przebudzeniu. W ka�dym razie dok�adnie pami�ta tylko sob�. Reszta zamaza�a si� ju� w niepami�ci. Porcja makaronu postawiona jest wprost na matach. Przed ni� stoi Shingo. Tatsumiya i jego rodzina, jak si� zdaje, siedz�. Dla niego nikt nie po�o�y� poduszki, �eby m�g� usi���. To �mieszne, �e przed nimi stoi, ale najwyra�niej - stoi. Tyle tylko pami�ta, a i to do�� niejasno. W chwili gdy urwa� mu si� w�tek snu, pami�ta� go dok�adnie. Potem zasn�� i zn�w si� obudzi�, ale rano pami�ta� wszystko jeszcze lepiej. A pod wiecz�r nie przypomina� sobie prawie nic. Pozosta� tylko mgli�cie zaznaczony fakt, �e podano sob�, lecz to, co by�o przedtem i potem, znik�o zupe�nie. Tatsumiya, stolarz meblowy, staruszek przesz�o siedemdziesi�cioletni, umar� trzy czy cztery lata temu. Shingo gustowa� w przedmiotach w starym stylu, wi�c par� razy co� u niego zamawia�. Nigdy jednak nie byli w tak za�y�ych stosunkach, �eby jeszcze po trzech latach m�g� pojawia� si� w jego snach. Ta soba, kt�r� pocz�stowano go we �nie... Chyba dzia�o si� to w pokoju jadalnym na ty�ach pracowni Tatsumiyi. Ale cho� zdarza�o si�, �e Shingo stoj�c w pracowni rozmawia� ze staruszkiem znajduj�cym si� w pokoju sto�owym, jednak nigdy tam nie wszed�. To zupe�nie nie do poj�cia, dlaczego we �nie widzia�, �e cz�stuj� go sob�. Tatsumiya mia� sze�cioro dzieci, same c�rki. Wieczorem Shingo nie m�g� sobie przypomnie� tak�e i tego, czy we �nie widzia� cho�by jedn� z tych c�rek. Pami�ta tylko, �e dotyka� tam jakiej� dziewczyny. Tak, to na pewno pami�ta, ale zupe�nie nie wie, kto to m�g� by�. Nie pami�ta wi�cej niczego, co by mog�o zaprowadzi� go na trop tych wspomnie�. W chwili gdy si� budzi�, wiedzia� dok�adnie, kto to jest. Rankiem, po drugim �nie, te� chyba j� pami�ta�. A teraz, wieczorem - pustka. W�a�ciwie nie ma najmniejszych podstaw, by s�dzi�, �e chodzi�o o jedn� z c�rek Tatsumiyi, cho� mia�by powody tak my�le�, bo przecie� o nim by� ci�g dalszy snu. Sylwetek jego c�rek w �aden spos�b jednak nie mo�e wywo�a� z pami�ci. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e historia z dziewczyn� nale�a�a do tego snu, lecz czy to by�o przed, czy po tym, jak cz�stowano go sob�? Kiedy obudzi� si�, scena z makaronem utrwali�a mu si� w pami�ci najwyra�niej. Dlatego widzi j� do tej pory. Ale, ale, czy przypadkiem snu nie przerwa�o mu wielkie zdumienie, spowodowane tym, �e pie�ci� dziewczyn�? Nie, chyba jednak nie. Przecie� do tego stopnia nie mog�o go to poruszy�? Z w�tku dziewczyny nie pami�ta nic a nic. Nawet jej posta� rozp�yn�a si� i nie zdo�a� przywo�a� jej na powr�t. Jedyne, co odczuwa jeszcze w tej chwili, to wra�enie czego� �agodnego. Nie podda�a si�, nie odpowiedzia�a na jego pieszczoty. Co� tu nie gra�o. W rzeczywisto�ci nigdy nie mia� tego typu do�wiadcze� z kobietami. Mniejsza o to, kim by�a, i tak to nieprawdopodobne, tym bardziej �e sz�o o m�od� dziewczyn�. Shingo ma ju� sze��dziesi�t dwa lata, nie by�oby wi�c niczym niezwyk�ym, gdyby przesta� ju� miewa� takie niepokoj�ce sny, ale gdy si� obudzi�, pomy�la� sobie, �e w�a�ciwie sprawi�o mu to przyjemno��. A po przebudzeniu zn�w szybko zasn��. I od razu przyszed� sen nast�pny. Ogromny, korpulentny Aita wspina si� w kierunku domu Shingo, d�wigaj�c na plecach wielk�, prawie dwulitrow� butl�. Wygl�da, jakby ju� sporo wypi�; twarz ma czerwon�, z rozszerzonymi porami, i w og�le sprawia wra�enie zalanego. Opr�cz tej sceny Shingo nie pami�ta z tego snu nic wi�cej. Nie wie nawet, czy chodzi�o o obecny dom, czy te� o ten, w kt�rym mieszkali uprzednio. Jakie� dziesi�� lat temu Aita by� dyrektorem firmy, w kt�rej pracowa� Shingo. Pod koniec ubieg�ego roku umar� na apopleksj�. Przed �mierci� schud� znacznie. - Potem mia�em drugi sen. Tym razem, wiesz, widzia�em, jak Aita przyszed� do nas z wielk� butl� sake - powiedzia� do �ony. - Pan Aita? Je�li to on naprawd�, to przecie� nie pi�. Nie pami�tasz? Dziwne, bardzo dziwne. - Hm, no tak. Aita mia� astm�, a kiedy dosta� apopleksji i krta� mia� ca�� zapchan� flegm�, przez to w�a�nie umar�, nawet dla ul�enia sobie nie wzi�� ani kropli do ust. Cz�sto nosi� butelk� z lekarstwem. Ale przyszed� szerokim krokiem pijaka, ten Aita ze snu. Jego sylwetk� Shingo dok�adnie zarejestrowa� w umy�le. - To znaczy, �e ty poszed�e� sobie wypi� z Ait�? - Nie pi�em. Siedzia�em, a on szed� w moj� stron�, bodaj�e jednak obudzi�em si�, zanim zd��y� doj�� i usi��� przy mnie. - Hm, to niedobrze. Dw�ch umar�ych w jedn� noc... - Jak my�lisz? Czy przyszli si� ze mn� spotka�? Co prawda jest ju� w tym wieku, �e na tamtym �wiecie ma wielu bliskich ludzi. Wi�c to chyba naturalne, �e w jego snach pojawiaj� si� umarli. Tylko �e ani Tatsumiya, ani Aita nie przyszli stamt�d. Pojawili si� tak, jakby wci�� jeszcze �yli. I oto znowu jak w porannym �nie, ujrza� ich twarze, ujrza� tak wyra�nie, jakby �ywi stali mu przed oczyma. Wyra�niej ni� to si� zdarza we wspomnieniach. Czerwona twarz podpitego Aity, twarz, jakiej nie m�g�by ujrze� na jawie; mimo to pami�ta j� w najdrobniejszych szczeg�ach, nawet te rozszerzone pory... A cho� tych dw�ch pami�ta tak dok�adnie, posta� dziewczyny, kt�r� pie�ci�, i jej imi� zupe�nie ulecia�y mu z pami�ci. Dlaczego tak si� sta�o? �Mo�e przyczyn� mojej niepami�ci s� wyrzuty sumienia?� - pomy�la�. Ale nie, jednak nie. Przecie� ci�gle jeszcze spa�, nie obudzi� si�, a trudno przypu�ci�, �eby snu� moralne refleksje we �nie. Przypomnia� sobie jeszcze uczucie jakby rozczarowania. Nie zdziwi�o go ono, chocia� wzi�o si� nie wiadomo sk�d. Yasuko nic o tym nie wspomnia�. Z kuchni dobiega�y odg�osy rozmowy Kikuko i Fusako. Wydawa�o mu si�, jakby m�wi�y nieco za g�o�no. 4. Co wiecz�r od strony wi�niowego drzewa wpada�y do mieszkania roje cykad. Shingo zszed� do ogrodu i zbli�y� si� do wi�ni. Zewsz�d dobiega� go szelest cykadzich skrzyde�ek. Ale� ich du�o! Niebywa�e. I jakie dziwne te d�wi�ki. Jakby ca�e stado wr�bli poderwa�o si� z trzepotem. Podni�s� w g�r� oczy - cykady nieprzerwanie kr��y�y wok� wi�ni. Chmury, kt�re pokrywa�y niebo, p�dzi�y w stron� wschodu. Prognoza pogody zapowiada�a wprawdzie, �e dwie�cie dziesi�ty dzie� w roku powinien min�� spokojnie , ale Shingo by� zdania, �e przypuszczalnie tej nocy spadnie temperatura i zacznie pada� deszcz. Do ogrodu przysz�a Kikuko. - Co si� sta�o? Jak ojciec my�li, czemu te cykady tak ha�asuj�? - Rzeczywi�cie, taki rejwach, jakby co� im si� sta�o. M�wi si� o ��opocie skrzyde� dzikich g�si�, ale cykady? Dziwne. Kikuko trzyma�a w palcach ig�� z nawleczon� czerwon� nitk�. - Bardziej ni� tym szumem przerazi�am si� ich krzykiem. - Tutaj tego krzyku w og�le nie s�ycha�. Shingo rzuci� okiem na pok�j, z kt�rego wysz�a Kikuko. Szy�a tam czerwone dziecinne kimono z resztek starego kimona babki. - A Satoko wci�� zabawia si� cykadami? - zapyta�. Kikuko kiwn�a g�ow�. Potem przytwierdzi�a, prawie nie poruszaj�c ustami: - Aha. Dla Satoko, kt�ra mieszka�a w Tokio, cykady by�y czym� osobliwym. Albo mo�e taki ju� mia�a charakter. Na pocz�tku ba�a si� ich, a� w ko�cu matka schwyta�a du�� cykad� i obci�wszy jej skrzyde�ka no�yczkami, da�a dziecku do zabawy. Od tej pory Satoko wci�� chwyta�a cykady i przychodzi�a z nimi do babki lub do Kikuko, domagaj�c si�, �eby obcina�y im skrzyd�a. Yasuko wydawa�o si� to straszne. Powiedzia�a, �e Fusako, gdy by�a ma�a, nigdy nie robi�a niczego podobnego. To jej m�� sprawi�, �e sta�a si� taka nieczu�a. A� pozielenia�a