127

Szczegóły
Tytuł 127
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

127 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 127 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

127 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ernest Mandel SOCJALIZM W PRZEDEDNIU XXI WIEKU WST�P Zgodnie z tradycyjnym okre�leniem Marksa i Engelsa socjalizm oznacza spo�ecze�stwo zjednoczonych wytw�rc�w - pierwsz�, ni�sz� faz� spo�ecze�stwa komunistycznego - charakteryzuj�c� si� w�asno�ci� �rodk�w produkcji, bezpo�rednio spo�ecznym charakterem pracy oraz planow� produkcj� maj�c� na celu zaspokojenie potrzeb (wytwarzanie zwyk�ych warto�ci u�ytkowych nie za� towar�w). Chodzi wi�c o spo�ecze�stwo bez klas i pa�stwa, to znaczy bez swoistych aparat�w czy organ�w wyodr�bnionych z og�u obywateli w celu zarz�dzania, kierowania i podejmowania decyzji. Takim mo�e by� jedynie w pe�ni decyduj�ce o sobie samym spo�ecze�stwo, kt�re kszta�tuje si� na bazie samorz�du wytw�rc�w i obywateli (tak wi�c i konsument�w), jest wyzwolone z tyranii "praw rynku" (prawa warto�ci) i despotycznej w�adzy pa�stwa. W spos�b wolny i �wiadomy, w oparciu o wyb�r uporz�dkowanych i uzasadnionych wniosk�w podejmuje ono decyzje o priorytetach w wykorzystaniu w�a�ciwych �rodk�w materialnych i b�d�cym w jego dyspozycji czasie dla pracy spo�ecznej. Dlatego te� takie spo�ecze�stwo wymaga pluralizmu (inaczej m�wi�c sytuacji, w kt�rej nie istnieje tylko jedna partia, jeden aparat "zdalnego sterowania"), pluralizmu w g��bszym tego s�owa znaczeniu, to znaczy w sensie istnienia narodowych (i mi�dzynarodowych) alternatywnych cel�w. To bynajmniej nie wyklucza wielorakich mechanizm�w decentralizacji (regionalnej, lokalnej, na poziomie dzielnicy czy te� gospodarczej, spo�ecznej, itp.), w ramach kt�rych organy oddolnej demokracji wypowiadaj� si� w kwestii podejmowanych wybor�w. Uwzgl�dniaj�c nier�wnomierny rozw�j wzajemnych powi�za� si� spo�eczno-politycznych na p�aszczy�nie mi�dzynarodowej, budowa spo�ecze�stwa socjalistycznego mo�e rozpocz�� si� w skali narodowej. Jednak w pe�ni mo�e ono zosta� zrealizowane tylko w skali globalnej lub inaczej m�wi�c, gdy obejmie g��wne kraje �wiata. Tak zdefiniowany socjalizm nie oznacza ani raju na ziemi, ani urzeczywistnienia odwiecznych marze�, pe�nej harmonii mi�dzy jednostk� a spo�ecze�stwem czy te� spo�ecze�stwem a przyrod�. Nie jest te� "ko�cem historii", ko�cem sprzeczno�ci okre�laj�cych byt cz�owieka. Cel do kt�rego zmierzaj� zwolennicy socjalizmu jest niepor�wnywalnie bardziej skromny. Rozwi�za� sze�� czy siedem sprzeczno�ci, kt�re na przestrzeni minionych wiek�w by�y i s� obecnie �r�d�em najbardziej masowych ludzkich cierpie�: zniewolenie i wyzysk cz�owieka przez cz�owieka; wojna i na masow� skal� przemoc mi�dzy lud�mi; wykorzenienie raz na zawsze g�odu, nier�wno�ci i niezaspokojenia pal�cych potrzeb r�nych warstw spo�ecznych; zinstytucjonalizowanie i systematyczne dyskryminowanie kobiet, ras czy grup etnicznych; poni�enie narodowych i lokalnych mniejszo�ci, itp.; kryzysy ekonomiczne; kryzysy ekologiczne. Wraz z usuni�ciem powy�szych sprzeczno�ci nie znika wcale dramat cz�owieka. W spos�b uargumentowany mo�emy twierdzi�, �e �w dramat dopiero w�wczas by si� rozpocz��. Dramat, kt�ry ludzko�� dot�d prze�ywa�a i prze�ywa nadal nie jest ludzki lecz wieczny. Jakkolwiek by jednak by�o, dotychczasowy dorobek godny jest rozpatrzenia w ca�ej swej donios�o�ci. Lecz jest on zaledwie jedn� z alternatyw, z kt�r� ludzko�� si� styka. My, socjali�ci jeste�my przekonani o tym, �e rozwi�zanie owych sze�ciu czy siedmiu wspomnianych sprzeczno�ci, by�oby gigantycznym skokiem na drodze post�pu i uwolnienia tak rodzaju ludzkiego, jak i sk�adaj�cych si� na� jednostek, post�pu, kt�ry w swej donios�o�ci m�g�by si� r�wna� likwidacji kanibalizmu czy niewolnictwa. Przekonani jeste�my, �e takowy post�p jest mo�liwy tylko w drodze obumarcia w�asno�ci prywatnej, towaru i pieni�dza, co jest podstaw� obumarcia klas oraz pa�stwa. Podobnie jeste�my przekonani, �e bez tego, to znaczy bez ustanowienia Og�lno�wiatowej Federacji Socjalistycznej, obecny stan rzeczy d�ugo si� nie utrzyma. Niebezpiecze�stwo zag�ady cywilizacji ludzkiej, zag�ady rodzaju ludzkiego, b�dzie rezultatem coraz bardziej niepohamowanego wy�cigu, coraz bardziej przera�aj�cych katastrof, kt�re staj� si� coraz bardziej widoczne. SOCJALIZM JEST KONIECZNY W tym sensie, w jakim dopiero co zosta� zdefiniowany, socjalizm jest czym� najzupe�niej koniecznym - w przeciwnym wypadku ludzko�� stoczy si� na skraj katastrofy. Sceptycyzm co do konieczno�ci socjalizmu kryje w sobie owo lekcewa�enie tendencji do samozag�ady ludzko�ci, kt�re narasta w przezywaj�cym obecnie kryzys spo�ecze�stwie bur�uazyjnym Ta dezynwoltura graniczy z zupe�nym brakiem odpowiedzialno�ci. Przytoczmy sfery, w kt�rych owe tendencje do samozag�ady s� najbardziej widoczne: wy�cig zbroje� (bro� atomowa, biologiczna, chemiczna) oraz niebezpiecze�stwa zagra�aj�ce r�wnowadze ekologicznej. Zbyteczne jest w tym miejscu wymienianie niezliczonych �r�de� naukowych dowodz�cych mo�liwo�ci zag�ady �ycia na Ziemi, mo�liwo�ci w kt�re brzemienne s� dostrzegalne w skali �wiata tendencje. W zwi�zku z tym dylemat nie przedstawia si� ju� w postaci alternatywy: socjalizm czy barbarzy�stwo, obecny dylemat brzmi: socjalizm czy te� zag�ada. Chyba nie mniej niebezpiecznie przedstawiaj� si� zagro�enia n�dz� i g�odem najbiedniejszych region�w "trzeciego �wiata", jak r�wnie� ryzyko przeobra�enia znacznej cz�ci ludno�ci metropolii imperialistycznych w warstwy o charakterze lumpenproletariackim lub quasi-lumpenproletariackim. Je�li przyj�� realn� hipotez� o czterdziestu milionach bezrobotnych w krajach imperialistycznych w latach 1985-1987, oznacza to , �e razem z rodzinami, z cz�ciowo bezrobotnymi, z kobietami "usuni�tymi z rynku pracy" oraz m�odzie��, kt�ra nigdy na ten rynek nie wesz�a (1), otrzymujemy jakie� 100 milion�w ludzi - m�czyzn i kobiet - doznaj�cych n�dzy materialnej, intelektualnej i moralnej w tak zwanych "bogatych" krajach. A jest to zaledwie pierwsze stadium kryzysu, kt�ry nie osi�gn�� jeszcze swego apogeum. Bur�uazyjny projekt ustanowienia "podw�jnego spo�ecze�stwa" mo�e t� liczb� zwi�kszy� dwu-, a nawet trzykrotnie. Nale�y porzuci� iluzj�, jakoby wszystkie te tendencje mia�y charakter zarodkowy, �e ich fatalne nast�pstwa mo�na jeszcze zatrzyma� na zno�nym poziomie - poziomie, kt�ry zapewni�by ci�g�o�� cywilizacji materialnej oraz kultury ludzkiej, a przy tym nie przeobrazi�by gruntownie struktury spo�ecznej. W rzeczywisto�ci jest wr�cz odwrotnie. Niszcz�ce nast�pstwa opisanych tendencji w coraz wi�kszym stopniu kumuluj� si�. Przyk�adowo, dzi� rozmy�lamy o kosztach, jakie przyjdzie nam zap�aci� za naruszenie r�wnowagi ekologicznej podczas nowego kryzysu; jutro b�d� one jednak znacznie wy�sze. Iluzja, jakoby taki stan rzeczy m�g� si� utrzyma� przez d�u�szy czas bez �adnych katastroficznych nast�pstw, zbudowana jest w oparciu o hipotez� o pono� nieograniczonych mo�liwo�ciach przystosowawczych systemu kapitalistycznego, o rzekomo nadzwyczajnej elastyczno�ci gospodarki rynkowej, jakoby "wszechmocnych mechanizmach regulacji", kt�re by�y sankcjonowane przez ca�y wiek XX. Owo z�udzenie zbudowane jest na fakcie, �e kryzysy, wojny, wszelkiego rodzaju kl�ski �ywio�owe nie zdj�y z porz�dku dziennego rutyny w rodzaju "business as usual", lecz jedynie okresowo j� t�umi�y. Trzeba by� �lepym lub, inaczej m�wi�c, absolutnie nie rozumie� historii bie��cego stulecia, by nie zauwa�y�, �e zasi�g i waga periodycznych zak��ce� r�wnowagi wzrastaj� z dziesi�ciolecia na dziesi�ciolecie. Pierwsza wojna �wiatowa poch�on�a dziesi�� milion�w istnie� ludzkich. Cena drugiej - to ju� osiemdziesi�t milion�w. Jakiej hekatomby wymaga�aby trzecia? W okresie mi�dzy pierwsz� a drug� wojn� �wiatow� mia�o miejsce oko�o dwudziestu "wojen lokalnych". Od zako�czenia drugiej wojny po dzie� dzisiejszy byli�my �wiadkami oko�o pi��dziesi�ciu takich wojen; ich liczba wzrasta z roku na rok, z p�rocza na p�rocze. Oko�o trzydziestu milion�w ludzi w Azji i Afryce zmar�o z g�odu mi�dzy dwoma wojnami �wiatowymi. W okresie od 1940 roku do chwili obecnej liczba ta zwi�kszy�a si� dziesi�ciokrotnie. Jak pokaza�a tragedia Etiopii, kl�ski g�odowe dopiero si� rozpocz�y. W okresie mi�dzy dwiema wojnami stopniowo rozprzestrzeni�y si� tortury, zadomawiaj�c si� w oko�o dwudziestu pa�stwach; obecnie w sze��dziesi�ciu-siedemdziesi�ciu pa�stwach tortury s� zjawiskiem powszechnym, w skrajnych przypadkach zinstytucjonalizowanym. Jedynym "jasnym punktem" jest fakt, �e od 1945 roku nie powt�rzy�y si� O�wi�cim i Hiroszima Ale kto zagwarantuje, �e nie stanie si� tak za lat dwadzie�cia? W pierwszej po�owie obecnego stulecia powi�kszanie si� obszaru pusty� i zanieczyszczenie rzek oraz atmosfery by�y zjawiskami marginalnymi, dotycz�cymi bardzo niewielkich obszar�w planety. Dzi� stwierdzamy raptem, �e jeste�my �wiadkami katastrofy nie tylko na obszarach Sahelu i Amazonii, ale i niespodziewanej zag�ady po�owy las�w w Niemczech. Tak jak nieodpowiedzialne jest niedocenianie niebezpiecze�stw, kt�rych z dnia na dzie� jest coraz wi�cej, tak te� nieodpowiedzialne jest twierdzenie, �e jest ju� za p�no, �e katastrofa ju� nast�pi�a lub - co w zasadzie jest tym samym - �e rozpoczynaj�ca si� katastrofa to proces nieodwracalny. Ta z gruntu pesymistyczna teza jest jedynie racjonalizacj� strachu i rozczarowania, demoralizuj�cego bredzenia i poczucia beznadziejno�ci. Nie posiada �adnego uzasadnienia naukowego, jest �wiadomym wyrzeczeniem si� rozs�dku. Takie reakcje pozbawione s� sensu, tak�e gdy patrzy si� na nie z perspektywy �ycia i uczu� Kiedy pali si� dom i drogim nam osobom zagra�a �mier�, �aden cz�owiek godny tego miana nie powie: "nie podejm� �adnych wysi�k�w, aby ich ratowa�". Gdy p�onie dom, to ci, kt�rzy zadowalaj� si� sofizmatem - czy warto t�umi� po�ar, skoro ju� jutro mo�e wybuchn�� nowy - sami pozbawiaj� si� szans na prze�ycie. Jednak instynkt samozachowawczy, przywi�zanie do �ycia przys�uguj� wszystkim �ywym istotom. Cechuj� tak�e rodzaj ludzki. Dlatego tez starania, by powstrzyma� nadci�gaj�c� katastrof�, s� mo�liwe dop�ki jest jeszcze czas i, koniec ko�c�w, wezm� g�r�. Oto dlaczego walka o socjalizm trwa nieustannie. Oto s� jego szanse, by w rezultacie zatriumfowa� na przek�r fatalistycznym i defetystycznym pogl�dom co do przysz�o�ci �wiata. Za tez�, �e bezpowrotnie staczamy si� w przepa��, kryje si� b��dna diagnoza co do przyczyn gro��cej nam apokalipsy. Tendencje do samozag�ady naszego gatunku wyp�ywaj� nie z "odziedziczonego kapita�u" i nie z jakiej� "wrodzonej u�omno�ci" (takie twierdzenie dziwnie przypomina mit grzechu pierworodnego, z tym �e wyra�ony w kategoriach biologicznych), ani te� z "agresywno�ci samca", czy fatalnych nast�pstw, jakie nios� ze sob� nauka i technika (co nasuwa skojarzenie z biblijn� przypowie�ci� o zakazanych owocach z drzewa wiadomo�ci). Gro��ce nam katastrofy wynikaj� nie z nadmiaru rozumu, ale z jego niedostatku, nie z nadmiaru wiedzy, ale jej braku, nie z nadmiaru instynktu, ale z niedostatku �wiadomo�ci. Je�li wsp�czesna technika wyzwoli�a zjawiska o katastrofalnych nast�pstwach, to dlatego, �e niekt�re z konsekwencji zastosowania zdobyczy nauki zosta�y w znikomym stopniu zbadane (2). Zwi�kszenie zakresu poznania, zapewnienie dalszego post�pu przyrodoznawstwa, oznacza mi�dzy innymi zwi�kszenie, a nie zmniejszenie mo�liwo�ci unikni�cia globalnej katastrofy. Nie w tym jednak tkwi sedno problemu. Post�p przyrodoznawstwa, wy�szy stopie� w�adania przyrod� (3) towarzyszy� - a w�a�ciwie przeczy� - prawie ca�kowitemu brakowi opanowania przez cz�owieka swej "drugiej natury", inaczej m�wi�c �rodowiska spo�ecznego, okre�lenia w�asnego bytu spo�ecznego. Jednym z g��wnych osi�gni�� marksizmu, kt�re powszechnie zaczynaj� uznawa� uczeni - niemarksi�ci, jest teza o determinuj�cej roli spo�ecze�stwa w stosunku do nauki i techniki. Historia nauki i techniki podlega oczywi�cie swoistej logice. Logika ta posiada w�asne wymogi, w�a�ciwe ka�dej dyscyplinie z osobna, kt�re nierzadko s� bezpo�rednio powi�zane z wymogami "dyscyplin pokrewnych". Jednak�e jej g��wne zwroty odzwierciedlaj� og�ln� logik� rozwoju spo�ecznego, rodz� si� z nowych pyta�, nowych struktur, kt�re - swoj� drog� - odpowiadaj� specyficznym potrzebom i interesom spo�ecznym. W tym sensie wy�cig w kierunku ewentualnych rozstrzygni�� w wojnie j�drowej nie jest wcale automatycznym produktem fizyki kwantowej. Zanieczyszczenie ocean�w nie jest nieuniknion� konsekwencj� post�pu w dziedzinie chemii syntetycznej. Powi�kszanie si� obszar�w pustynnych nie jest nieuniknionym nast�pstwem wysi�k�w maj�cych na celu zwi�kszenie wydajno�ci rolnictwa. Wymienione zagro�enia oraz kl�ski wynikaj� z rozwoju tych rodzaj�w nauki i techniki, kt�re podlegaj� tyranii kapita�u, innymi s�owy, pogoni za zyskiem, kt�ry przeliczany jest i zamieniany w pieni�dz w ka�dej firmie z osobna; tym samym okazuj� si� by� we w�adzy bezlitosnych wymog�w konkurencji i akumulacji kapita�u, niezale�nie od d�ugofalowych konsekwencji i nast�pstw, kt�re wp�yn� na si�� robocz�, ca�e spo�ecze�stwo, czy te� r�wnowag� ekologiczn� (4). To nie zwyrodnienie naszego poznania prowadzi do kryzys�w ekonomicznych, ekologicznych i politycznych. Na kraw�d� wojen i kryzys�w spychaj� nas decyzje inwestycyjne kieruj�ce si� kr�tko- i �rednioterminowymi partykularnymi interesami, nie uwzgl�dniaj�cymi odleg�ych w czasie nast�pstw. Tu, a nie gdzie indziej, szuka� nale�y �r�de� owej coraz bardziej gro��cej wybuchem mieszaniny partykularnej racjonalno�ci i irracjonalno�ci systemu, kt�ra charakteryzuje ca�okszta�t tendencji rozwojowych spo�ecze�stwa bur�uazyjnego. W ten oto spos�b doszli�my do istoty problemu. Socjalizm jest konieczny, poniewa� logika spo�ecze�stwa bur�uazyjnego, logika prywatnej w�asno�ci i gospodarki rynkowej, logika ��dzy wzbogacenia si�, a przede wszystkim ob��dnego mechanizmu powszechnej konkurencji przez ni� wyzwalanej we wszystkich dziedzinach dzia�ania jednostkowego i spo�ecznego, wytwarza piekieln� dynamik� wiod�c� do katastrofy. Nak�ady kapita�owe dokonywane s� gdzie popadnie i jak popadnie, nawet kosztem bilionowego zad�u�enia i setek milion�w bezrobotnych (w metropoliach i "trzecim �wiecie" razem wzi�tych). Produkuje si� cokolwiek, nie bacz�c na koszty zniszczenia zasob�w surowcowych. Produkuje si� bro� atomow�, kt�ra mo�e zniszczy� wszystko co �ywe dziesi��, dwadzie�cia, sto razy (jakim�e potwornym absurdem jest w tym kontek�cie poj�cie "overkill"). Tak� dynamik� wsp�czesnego �wiata coraz trudniej jest kontrolowa�, niezale�nie od tego, czy odnosi si� to do �wiata czysto kapitalistycznego, czy �wiata rozbitego na "dwa obozy" (kt�ry jest przecie� jednolit� geograficzne i biologicznie ca�o�ci�). Mo�na j� jeszcze zablokowa�, zatrzyma�, zawr�ci� dzi�ki zwyci�stwu mi�dzynarodowego socjalizmu. Dla rodzaju ludzkiego sta�o si� to spraw� �ycia lub �mierci. Zachodzi konieczno�� tego, by ludzko�� zaw�adn�a w�asnym sposobem organizowania swego materialnego bytowania, swego ekonomicznego, spo�ecznego i politycznego �ycia. Ten problem jest r�wnoznaczny z problemem opanowania si� przyrody. W tym stopniu, w jakim pierwszy nie zostanie podniesiony, drugi stanie si� �r�d�em zag�ady. W tym stopniu, w jakim pierwszy zyska aprobat�, problem panowania nad przyrod� mo�na b�dzie odda� pod kontrol� i w s�u�b� �ycia oraz szcz�cia wi�kszo�ci mieszka�c�w - m�czyzn i kobiet - tej planety. �adna czysto mechaniczna si�a, �adne "ko�o z�bate przeznaczenia" nie mo�e przeszkodzi� w tym, aby siedemset pi��dziesi�t milion�w zjednoczonych w skali �wiata wytw�rc�w podj�o z dnia na dzie� decyzje zaprzestania raz na zawsze produkcji broni j�drowej, chemicznej, biologicznej i in. Nie mog� przeszkodzi�, by w jednym dniu zniszczy� wszystkie istniej�ce zapasy tych rodzaj�w broni i wprowadzi� mechanizmy kontroli i ogranicze� w celu zagwarantowania przestrzegania tych decyzji. W tym celu wystarczy, aby sami wytw�rcy stali si� gospodarzami zak�ad�w i wsp�lnie nimi zarz�dzali. Nie ma takiej "obiektywnej prawid�owo�ci", takiej "�elaznej konieczno�ci", kt�ra mog�aby przeszkodzi� owym siedmiuset pi��dziesi�ciu milionom najemnych robotnik�w - przeobra�onym w zjednoczonych wytw�rc�w - w rozdzieleniu uzyskanego w ten spos�b czasu pracy na wszystkich w celu produkowania d�br materialnych i us�ug dla zaspokojenia rozumnych potrzeb. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w takich warunkach wprowadzi� dwudziestopi�cio-, dwudziestogodzinny tydzie� pracy dla wszystkich w miejsce podzielonej na dwie cz�ci ludzko�ci: tych, co pracuj� jako wyrobnicy po czterdzie�ci osiem - pi��dziesi�t sze�� godzin tygodniowo i tych, kt�rzy nie daj� �adnej spo�ecznie u�ytecznej pracy lub robi� to tylko cz�ciowo, otrzymuj�c za to nie wi�cej ni� �ebracz� ja�mu�n�. M�czy�ni i kobiety powinni pokaza�, �e s� zdolni do podejmowana decyzji. �aden "automatyzm" niezale�ny od ich woli nie mo�e przeszkodzi� im w wybraniu drogi rozs�dku i ludzkiej solidarno�ci. Interes ogromnej wi�kszo�ci wymaga opowiedzenia si� za socjalizmem i zrobi ona to tym ch�tniej po to, by nie stoczy� si� w przepa�� nadci�gaj�cych katastrof. SOCJALIZM JEST MO�LIWY Spo�ecze�stwo oparte na samorz�dzie zjednoczonych wytw�rc�w, b�d�cych panami swych los�w, jest mo�liwe przede wszystkim dlatego, i� osi�gni�ty zosta� taki poziom rozwoju si� wytw�rczych, kt�ry stwarza materialne przes�anki zaniku niedostatku i obumarcia w skali globalnej gospodarki rynkowej. To naturalnie wymaga radykalnej zmiany rozdzia�u �rodk�w, kt�ry nie pozwoli na ich samowolne wykorzystanie lub roztrwonienie (produkcja broni, produkt�w szkodliwych dla zdrowia itp.). Wymaga to r�wnie� ponownego podzia�u nak�ad�w kapita�owych, kt�ry dawa�by pierwsze�stwo zaspokajaniu pal�cych potrzeb - nie na bazie samowoli czy technokratycznego dyktatu, ale z uwzgl�dnieniem priorytet�w, kt�re demokratycznie by�yby okre�lane przez samych wytw�rc�w - konsument�w. My za� ze swej strony jeste�my przekonani, �e istniej�ce obecnie �rodki daj� mo�liwo�� rozs�dnego rozwi�zywania problem�w w kr�tkim czasie i nie ma podstaw by s�dzi�, �e ub�stwo jest w skali globu czym� nieuniknionym, zw�aszcza gdy idzie o dobra i us�ugi pierwszej potrzeby (�ywno��, odzie�, mieszkanie z minimum komfortu, kultur� i wypoczynek, transport publiczny). Obumarcie produkcji opartej o mechanizmy rynkowe nie jest jak�� utopi�. Opr�cz tego mo�liwe jest zagwarantowanie wszystkim mieszka�com planety produkt�w �ywno�ciowych bez jednoczesnego naruszania r�wnowagi ekologicznej, w dodatku przy wzro�cie demograficznym, kt�ry daje si� kontrolowa� w skali globalnej i kt�ry w istocie mo�na kontrolowa� ju� dzi�. Co za� do obaw, �e wyczerpaniu ulegn� zasoby energetyczne czy surowcowe, to dzi� s� one pozbawione podstaw. Wystarczaj�co �wiadcz� o tym dost�pne dane (5). Ponowny podzia� w skali �wiata �rodk�w produkcji netto w celu wykorzenienia g�odu i n�dzy nie oznacza w �adnym wypadku konieczno�ci obni�enia poziomu �ycia ludzi pracy na p�kuli p�nocnej. Owej repartycji mo�na dokona� przy wykorzystaniu �rodk�w, kt�re s� obecnie trwonione lub - innymi s�owy - nie przyczyniaj� si� do utrzymania tego poziomu. Wystarcz� dwa przyk�ady, aby u�wiadomi� sobie, jakim poziomem rezerw na te cele dysponuje ludzko��. Og�lna suma wydatk�w na zbrojenia w skali �wiata si�ga siedmiuset miliard�w dolar�w. Og�lna masa nie wykorzystanych mocy produkcyjnych w rolnictwie i przemy�le kraj�w imperialistycznych i zale�nych p�przemys�owych wynosi za ostatnie dziewi�� lat 20%. Inaczej m�wi�c, jest dwukrotnie wi�ksza od poprzednio przytoczonej sumy. W ZSRR i Europie Wschodniej suma ta jest wprawdzie minimalna, ale procent niewykorzystanych roboczogodzin - mimo, i� o�miogodzinny dzie� pracy wydaje si� "naturalnym" - jest podobny (Andropow przytoczy� dane wskazuj�ce, �e ilo�� niewykorzystanych godzin pracy mo�e si�ga� nawet 33% og�u godzin pracy w przemy�le). Suma tych dw�ch wielko�ci daje obraz tego, co ju� dzi� mo�na osi�gn�� w sferze zaspokojenia podstawowych potrzeb ca�ej ludzko�ci, nawet je�li przejawi si� tu niezb�dn� ostro�no�� w odniesieniu do eksploatacji nieodtwarzalnych przy obecnym poziomie wiedzy zasob�w surowcowych. Obumarcie gospodarki rynkowej nie mo�e oczywi�cie dokona� si� z dnia na dzie� b�d� w oparciu o decyzje jakiejkolwiek w�adzy, niechby nawet w�adzy wi�kszo�ci wybranej w wolnych, demokratycznych i pluralistycznych wyborach. Zjednoczeni wytw�rcy, gospodarze swoich �rodk�w produkcji b�d� ostatecznie zainteresowani, by do maksimum oszcz�dzi� sw�j wysi�ek produkcyjny. Skojarzenie tego interesu z zainteresowaniem wzrostem zapotrzebowania na zaspokajanie potrzeb, kt�re nie s� podstawowymi, stwarza okre�lone napi�cia spo�eczno-ekonomiczne, kt�rych optymalne rozwi�zanie (optymalne, a nie jedynie mo�liwe) wymaga dalszego funkcjonowania sektora towarowo-pieni�nego - szczeg�lnie w sferze "luksusu" - na r�wni z sektorem nierynkowym, opartym na zasadzie podzia�u wed�ug potrzeb. Wsp�istnienie tych dw�ch sektor�w jest faktem, kt�ry nie pozwala zrobi� bezpo�redniego "skoku" z tak zorganizowanej gospodarki - zar�wno kapitalistycznych, jak i tzw. socjalistycznych kraj�w - do rzeczywi�cie socjalistycznej ekonomiki. Mi�dzy nimi znajduje si� okres przej�ciowy, kt�ry ju� rozpocz�� si� w tzw. krajach socjalistycznych, ale jest daleki od zako�czenia. Historyczna logika okresu przej�ciowego zawiera si� tym, by zagwarantowa� stopniowe obumieranie zar�wno gospodarki rynkowej, jak r�wnie� jakiegokolwiek innego sposobu okre�lania i podzia�u spo�ecznego produktu dodatkowego, kt�ry przeczy�by swobodnie i demokratycznie zatwierdzonej woli wi�kszo�ci wytw�rc�w. Rzecz w tym, by zapewni� zanikanie nier�wno�ci spo�ecznych i wszelkich materialnych warunk�w dziel�cych spo�ecze�stwo na rz�dz�cych i rz�dzonych (owe warunki materialne zak�adaj�, �e przed�u�anie dnia pracy uniemo�liwia dost�p do informacji i wiedzy, z kt�rego mo�e skorzysta� tylko jedna cz�� spo�ecze�stwa, w tym czasie gdy inni uwik�ani s� w proces wytwarzania). W taki oto spos�b obumieranie gospodarki rynkowej wi��e si� �ci�le z obumieraniem klas spo�ecznych i pa�stwa jako takiego. Zasadnicza perspektywa trzeciej rewolucji - rewolucji technologicznej, a obecnie jeste�my �wiadkami etapu jej upowszechniania i uspo�eczniania - wzmacnia materialne mo�liwo�ci wskazanych przemian. W miar� coraz wi�kszego post�pu w kierunku robotyzacji i pe�nej automatyzacji, skr�cenie dnia pracy nawet o po�ow� w �adnym wypadku nie musi poci�ga� za sob� ograniczenia produkcji materialnej. Mikroelektronika ju� dzi� daje mo�liwo�� najbardziej demokratycznego dost�pu do informacji wszystkim obywatelom. Jest to zupe�nie mo�liwe i stosunkowo proste do urzeczywistnienia. Problem jednak ze swej natury nie jest techniczny, lecz polityczny i spo�eczny. Jak mianowicie zagwarantowa�, aby te ogromne mo�liwo�ci wsp�czesnej techniki nie przywiod�y do katastrof, nowych - korzystnych dla mniejszo�ci - nadu�y�, przywilej�w, monopoli. Jest tylko jedna odpowied�: te mo�liwo�ci powinni wzi�� w swe r�ce sami wytw�rcy - konsumenci, kolektywnie zorganizowani dla demokratycznego podejmowania decyzji i ich kontroli. W istocie rzeczy m�wimy wi�c o specyficznym po��czeniu w gospodarce sektora nierynkowego z rynkowym, kt�re zmierza�oby do stopniowego ograniczania tego drugiego, do jego obumierania. Rzecz bowiem nie w jakim� doktrynerskim, z g�ry za�o�onym rozstrzygni�ciu (dlatego, �e dla Marksa i Engelsa pe�ne urzeczywistnienie socjalizmu oznacza�o zniesienie gospodarki rynkowej). Idzie o nieuchronny wniosek, wynikaj�cy z marksistowskiej analizy, tzn. analizy naukowej, nie tylko nast�pstw ekonomicznych, ale przede wszystkim spo�ecznych i psychologicznych, wynikaj�cych z przezwyci�enia gospodarki rynkowej. W �wietle do�wiadczenia historycznego, w tym do�wiadczenia tzw. kraj�w socjalistycznych, bezspornym jest fakt, �e przezwyci�enie ekonomiki rynkowej, je�li nie liczy� przypadk�w granicznych, niezawodnie oznacza przezwyci�enie konkurencji w celu zabezpieczenia dost�pu do �rodk�w konsumpcji i wymiany (w skrajnych przypadkach do �rodk�w produkcji), przezwyci�enie tendencji do prywatnego przyw�aszczania i prywatnego wzbogacenia - a zatem przezwyci�enie motywacji dla zachowa� spo�eczno- ekonomicznych, kt�re s� ich podstaw�. Powy�szych motywacji bynajmniej nie nale�y pojmowa� jako "przyrodzonych cz�owiekowi"; nie towarzyszy�y dzia�aniom ludzi przez setki tysi�cy lat. Jeszcze do niedawna nie wyst�powa�y one w wi�kszo�ci wiejskich i plemiennych wsp�lnot, w kt�rych �y�a wi�kszo�� ludzko�ci. Gdy jednak zasi�g gospodarki rynkowej zacz�� si� rozszerza� (lub, co w zasadzie jest tym samym, gdy jej zanik sprowadza si� do jednego tylko fragmentu spo�eczno-ekonomicznej aktywno�ci), jej upowszechnienie prze�ciga jak�kolwiek "socjalistyczn� propagand�", wszelkie rodzaje "edukacji" czy te� "totalitarnej" indoktrynacji. Jak g�osi�a ludowa m�dro�� w ZSRR, i to w najbardziej przecie� krwawym okresie stalinowskiego terroru: b�at - us�ownyj jazyk, argo - silnieje Stalina*. Socjalizm jest nowym systemem, kt�ry samoreprodukuje si� automatycznie bez zewn�trznego nacisku - w tym tak�e i pa�stwa - w�wczas, gdy motywacja do wsp�pracy i solidarno�ci wszystkich robotnik�w - proletariuszy (dominuj�ca, cho� na niskim poziomie, w spo�ecze�stwie pierwotnym, a obecnie stopniowo rozprzestrzeniaj�ca si� na ca�e spo�ecze�stwo) zast�pi, og�lnie m�wi�c, bezduszn� motywacj� do samobogacenia. Taka przemiana nie jest utopi� z uwagi na to, �e oba wskazane komponenty (tzn. indywidualistyczny i socjalistyczny, przyp. t�um.) posiadaj� antropologiczne pierwiastki. Likwidacja niedostatk�w i walki o byt (struggle for life) zrodzonej przez t� motywacj� stwarza materialne podstawy do tej przemiany. Jednak�e zmiana spo�ecznego klimatu i rewolucja psychologiczna, nieodzowne dla takiej zmiany, wymagaj� wi�cej ni� tylko zwyk�ego przyspieszenia rozwoju si� wytw�rczych i zwyk�ej "eksplozji" materialnego bogactwa i dobrobytu. Potrzebuj� rewolucji stosunk�w produkcji i stosunk�w wymiany, aby wsp�praca i solidarno�� og�u wytw�rc�w i konsument�w przekszta�ci�a si� w si�� nap�dow� ca�ej bie��cej aktywno�ci ekonomicznej. To za� w powszednim �yciu wszystkich m�czyzn i kobiet powinno znale�� odzwierciedlenie w likwidacji wszelkich materialnych i spo�ecznych przywilej�w. Nie jest to jednak mo�liwe do urzeczywistnienia bez stopniowego obumierania gospodarki rynkowej i zbudowanej na niej konkurencji. Nie zamierzamy tu opisywa� etap�w, przez kt�re przechodzi� b�dzie proces obumierania gospodarki rynkowej, ani te� nie twierdzimy, �e nast�pi to jutro, jako rezultat powszechnego obalenia kapitalizmu oraz osi�gni�tego punktu rozwoju w tzw. krajach socjalistycznych. Nie postawimy tez pytania, czy istniej� jakie� "uniwersalne" etapy tego okresu, czy tez mo�e lepiej by by�o - s�dz�c po obecnym stanie naszej wiedzy - zadowoli� si� pragmatyczn� analiz� g��wnych problem�w demokratycznego i opartego na samorz�dzie planowania (rozstrzygni�� nale�a�oby szuka� w sposobach, w jakich te problemy powsta�y oraz w jakim stopniu rodz� je realne procesy rewolucji socjalistycznej i plami�ce je wypaczenie biurokratyczne). Zamierzamy postawi� pewne pytania w formie mo�liwie najszerszej, na p�aszczy�nie historii, bior�c pod uwag� jej decyduj�ce - jak nam si� zdaje - znaczenie dla samego problemu socjalizmu. JAKIE SI�Y SPO�ECZNO-POLITYCZNE S� ZAINTERESOWANE WPROWADZENIEM SOCJALIZMU Naukowy socjalizm bazuje na tezie, �e nadej�cie spo�ecze�stwa bezklasowego nie mo�e by� wynikiem zwyk�ego Aufklaerung - edukacji i propagandy, kieruj�cych si� "rozumem", "nauk�", " pragnieniem emancypacji" czy szlachetnymi pobudkami (dajmy na to - etycznymi) urzeczywistnienia dobrobytu dla mo�liwie du�ej liczby ludzkich istot. Bez w�tpienia wszystkie te motywy ujawnia�y si� u dzia�aczy socjalistycznych, od Marksa i Engelsa poczynaj�c. S� one nawet niezb�dne dla wyt�onej i d�ugotrwa�ej dzia�alno�ci socjalistycznej. Jak si� wydaje, spo�ecze�stwa socjalistycznego nie mo�na urzeczywistni� bez socjalistycznej teorii (Engels pos�ugiwa� si� nawet terminem: nauka socjalistyczna) oraz bez g��bokiej woli walki o wyzwolenie. Jednak nawet je�li te motywy i pobudki s� konieczne, to zarazem s� przecie� daleko niewystarczaj�ce dla zagwarantowania zwyci�stwa socjalizmu. Zwyci�stwo to wymaga istnienia si�y spo�ecznej, kt�rej interes materialny odpowiada projektowi likwidacji podzia�u spo�ecze�stwa na klasy. Wymaga realnej aktywno�ci spo�ecznej tej klasy, jako pochodnej jej materialnych interes�w. To za� mo�e wynika� tylko z realnego ruchu rzeczywi�cie istniej�cej klasy (6), kt�ra w realny spos�b przezwyci�y�a przeciwno�ci na drodze realizacji spo�ecze�stwa bezklasowego, wy�aniane przez systemy bur�uazyjne oraz istniej�ce prze�ytki system�w przedbur�uazyjnych. W�r�d tych sprzeczno�ci g��wn�, lecz nie jedyn�, jest w�asno�� prywatna. Owa materialistyczna konkretyzacja starego socjalistycznego planu - w istocie tak starego, jak sam podzia� spo�ecze�stwa na klasy, kt�rego ludzko�� mimo relatywnych sukces�w i pora�ek nigdy nie zaakceptowa�a jako czego� niezmiennego - wydaje si� by� g��wnym wk�adem Marksa w dzie�o socjalizmu, w dzie�o wyzwolenia bezpo�rednich wytw�rc�w, og�lniej za� - rodzaju ludzkiego. Owa konkretyzacja pozwoli�a na stopniowe zespolenie efektywnie i �wiadomie wykorzystywanej organizacji klasy robotniczej (starszej ni� marksizm) z planem socjalistycznym; zespolenie, kt�re osi�gn�o sw� kulminacj� w pierwszych trzydziestu latach naszego stulecia. Od tego czasu przezywa ono sw�j letalny kryzys. Niekiedy kryzys wyst�puj�cy pod postaci� historycznej kl�ski (Hitler, Stalin) przybiera formy gro��ce wybuchem lub katastrof�. Dlatego te� rodzi si� pytanie: czy mamy do czynienia z koniunkturalnym kryzysem, historycznie przemijaj�cym, czy te� strukturalnym i historycznie nieodwracalnym. W polityczno-strategicznym sensie mo�na to wyrazi� przy pomocy nast�puj�cego pytania: gdzie znajduje si� punkt kulminacyjny rewolucji proletariackiej (w tym znaczeniu, jaki przydawali jej w oparciu o historyczn� analiz� walk klasowych w drugiej po�owie XIX wieku Marks i Engels) - za czy te� przed nami? Powy�szy problem mo�na podzieli� na nast�puj�ce pytania: 1. Czy rzeczywi�cie wewn�trz kapitalistycznego spo�ecze�stwa, kt�re przekroczy�o pr�g uprzemys�owienia, proletariat dysponuje ekonomicznymi, spo�ecznymi, psychologicznymi i moralnymi �rodkami koniecznymi dla zwyci�skiej walki z bur�uazj�, gwarantuj�cymi mu zarazem tak� pozycj�, kt�ra przy minimum nawet szans umo�liwi rozpocz�cie budowy spo�ecze�stwa socjalistycznego? 2. Czy �rodki te b�d� istnie� i w�wczas, gdy kapitalizm straci sw�j rozp�d w skali �wiatowej, gdy zacznie si� rozpad systemu? Czy te� te �rodki rozpadn� si� jako to�samy wynik stopniowego rozpadu samej "cywilizacji" kapitalistycznej? 3. Czy mo�e zabrn�li�my w wyj�tkowy w historii �lepy zau�ek, polegaj�cy na tym, �e proletariat, ekonomicznie si� wyzwalaj�c, jest ci�gle w stanie prowadzi� �wiat do socjalizmu - jednak przeszkody spo�eczne, psychologiczne i moralne, tj. subiektywne, nadal s� nie do przezwyci�enia? Po�r�d przeszk�d, kt�re ujawni� si� w planie politycznym, mamy do czynienia przede wszystkim z rozbiciem proletariatu (niemo�no�ci� przezwyci�enia odr�bno�ci grupowych interes�w: zawodowych, zak�adowych, regionalnych, narodowych, etnicznych, silnie pobudzanych przez rozcz�onkowany "rynek pracy" w kapitalizmie - co z kolei prowadzi do ogromnych r�nic w wysoko�ci dni�wki). R�wnie� ma miejsce wzgl�dne usamodzielnienie si� "czynnika kierowniczego", kt�re swoja drog� odzwierciedla niedomagania w politycznej aktywno�ci r�nych od�am�w proletariatu, r�nice w poziomie ich �wiadomo�ci i zorganizowania. Pojawienie si� aparatu funkcjonariuszy wewn�trz organizacji robotniczych, jego wzgl�dna samodzielno�� w odniesieniu do mas (jego biurokratyzowanie si�), posiadanie materialnych przywilej�w, wszystko to razem wzi�te prowadzi do sytuacji, w kt�rej obrona tych przywilej�w oraz monopolu w�adzy politycznej i organizacyjnej zast�puje miejsce rzeczywistego interesu klasy jako ca�o�ci. Na pierwsze pytanie naj�atwiej jest da� odpowied� w �wietle danych empirycznych. Historia wzrostu i rozprzestrzeniania si� kapitalizmu w skali mi�dzynarodowej, poczynaj�c od rewolucji przemys�owej b�d� momentu, gdy Marks i Engels napisali "Manifest Komunistyczny", jest w konsekwencji r�wnie� histori� wzrostu i ekspansji klasy robotniczej, samoorganizowania si� robotnik�w i ich walki klasowej. Fakt ten, spo�r�d wszystkich przewidywa� Marksa, znalaz� swe rzeczywiste, historyczne potwierdzenie. W latach czterdziestych zesz�ego wieku by�o w �wiecie raptem 100 lub 200 tysi�cy robotnik�w nale��cych do zwi�zk�w zawodowych. Obecnie jest ich ponad 200 milion�w. Nie ma takiego miejsca, czy b�dzie to wyspa na Pacyfiku, czy zgubiona wioska w Amazonii lub tropikalnym lesie Afryki, w kt�rym kapita� nie wzni�s�by portu, wytw�rni cz�ci zamiennych, filii firmy handlowej, banku, w kt�rym najemni robotnicy zwi�zani prac� nie zjednocz� si� pr�dzej czy p�niej i w ko�cu nie zakwestionuj� prawa bur�uazji do podzia�u czystego produktu na p�ac� i zysk. Jakkolwiek z�owrogo by krakano, to liczba najemnej si�y roboczej w miastach (do kt�rej nale�y te� w��czy� najemn� si�� robocz� w tzw. krajach socjalistycznych) nie przesta�a rosn�� w skali ca�ego �wiata. Obecnie, w szczytowym okresie kryzysu, osi�gn�a ona rz�d 750 milion�w, wielokro� przewy�szaj�c liczb� z lat 1914, 1940 czy 1968 (je�li do��czy� do tego najemnych robotnik�w w rolnictwie, to og� robotnik�w najemnych przekroczy liczb� jednego miliarda ludzi). Masa ta nadal b�dzie si� powi�ksza� zar�wno w liczbach bezwzgl�dnych, jak i w odsetku og�u ludno�ci czynnej zawodowo. S� kraje, takie jak USA, Szwecja czy Wielka Brytania, w kt�rych udzia� najemnej si�y roboczej w og�lnej liczbie ludno�ci przewy�sza 90%. Tak kolosalna masa ludzi, bardziej ni� kiedykolwiek w przesz�o�ci, jest obiektywnie w stanie wzi�� w swe r�ce �rodki produkcji i cyrkulacji, kt�re codziennie wprawia w ruch, po to, by nimi zarz�dza� wed�ug kryteri�w i priorytet�w, kt�re �wiadomie i swobodnie zostan� obrane. Wspominaj�c o "kryteriach i priorytetach, kt�re �wiadomie zostan� obrane", chcemy podkre�li� szczeg�lny wymiar rewolucji socjalistycznej i budownictwa socjalistycznego - wymiar, kt�ry odr�nia j� od wszystkich poprzednich rewolucji spo�ecznych w historii. Idzie o kluczow� rol� czynnika subiektywnego, czynnika "�wiadomo�ci", a w rezultacie czynnika politycznego w powstawaniu i zwyci�stwie socjalizmu. Dlatego te� pierwsze pytanie po cz�ci odsy�a nas do trzeciego. Dok�adniej nale�a�oby powiedzie�: oto pow�d, dla kt�rego nale�y rozr�nia� obiektywne, spo�eczno-ekonomiczne przes�anki socjalizmu od jego przes�anek subiektywnych, spo�eczno- politycznych. To ka�e nam przeformu�owa� nieco pierwsze pytanie. Mo�liwo�� urzeczywistnienia socjalizmu nie jest czym� automatycznym jako nieunikniony rezultat zrazu rozkwitu, a potem kryzysu kapitalizmu oraz zrodzonej przeze� walki klasowej. Istnieje tylko jeden z dwu mo�liwych rezultat�w, wynik�w, z kt�rych ten drugi, jak okre�li� to Engels, por�wnywalny jest ze znanym losem spo�ecze�stw niewolniczych, oznacza jednoczesny rozpad obu podstawowych klas. W rezultacie wi�c prawid�owe sformu�owanie pierwszego pytania brzmi: czy rozw�j, a nast�pnie kryzys kapitalizmu generuje w dalszym ci�gu istnienie rewolucyjnego potencja�u, pozwalaj�cego na stawianie na porz�dku dnia (gdy przeszkody subiektywne zostaj� natychmiastowo przezwyci�ane) zagadnienia budowy spo�ecze�stwa bezklasowego. Na to pytanie historia odpowiedzia�a twierdz�co. Wystarczy przypomnie� tylko niekt�re z ostatnich znacz�cych manifestacji "realnego ruchu klasy", kt�re zmierza�y we wskazanym kierunku: maj 1968 roku we Francji, "gor�ca jesie�" 1969 roku we W�oszech, rewolucja portugalska lat 1974/1975, "Solidarno��" w Polsce w 1980 i 1981 roku. Przyk�ady te wystarcz�, aby uwypukli� trwa�o�� historycznego potencja�u, na przek�r oczywistemu zreszt� kryzysowi zorganizowanego ruch robotniczego, ci�gn�cemu si� ju� od p�wiecza. (Kryzys ten jest namacalny, cho� nie przeszkodzi� w zwyci�stwie, jakim by�a rewolucja jugos�owia�ska, wzmocniona ruchem samorz�dowym robotnik�w. Ale i te zwyci�stwa pozosta�y cz�stkowymi, ograniczonymi i sprzecznymi w�a�nie w ramach tego og�lnego kryzysu). Odpowied� na drugie pytanie jest bardziej sprzeczna. Gdy jednak spogl�damy na rzeczy, to odpowied� ta, zbudowana nie na jakiej� dogmatycznej "wierze", ale na solidnym poznaniu fakt�w w ich totalno�ci, pozostaje po dawnemu jasna. W znacznej mierze zale�y to od okre�lenia samego poj�cia �proletariat� oraz od tego, co rozumie si� przez "rewolucyjny potencja�", inaczej m�wi�c od zdolno�ci do przezwyci�enia spo�ecze�stwa bur�uazyjnego przez proletariat, przezwyci�enia zawartego w tym okre�leniu. "Rewolucyjny potencja�" wsp�czesnego proletariatu kszta�tuje si� zw�aszcza w oparciu o obiektywne warunki koncentracji, socjalizacji i wsp�pracy w procesie produkcji, z kt�rego te cechy wyrastaj�, a r�wnie� na przetransponowaniu tych zdolno�ci do zorganizowania si� i wsp�pracy mas na sfer� samowyzwolenia w drodze aktywnej, �wiadomej i dobrowolnej solidarno�ci - to znaczy w ramach organizacji i walki, kt�r� proletariat rozwija w celu obrony swoich interes�w. W rezultacie pojawia si� obiektywna mo�liwo�� parali�owania, a nast�pnie wci�gania do ruchu pod w�asnym kierownictwem ca�okszta�tu ekonomicznych i spo�ecznych mechanizm�w wsp�czesnego �wiata. Analiza powy�szych uwarunkowa� do�� szybko wykazuje, �e jej specyficznych cech nie nale�y uto�samia� z cechami robotnika fizycznego w przemy�le ci�kim (nie obala to jednak faktu, �e koncentracja w oczywisty spos�b stwarza najbardziej dogodne warunki dla rozwoju wspomnianych powy�ej cech). Wsp�cze�nie, w odr�nieniu od powy�szego, cech� t� jest wolno�� bycia si�� najemn�, konkretniej za� - zgodnie z klasycznym okre�leniem marksistowskim - jest ni� ekonomiczna konieczno�� sprzeda�y si�y roboczej, kt�rej podlega jednostka (wszystkie jednostki tworz�ce klas� robotnicz�). Wielko�� dni�wki - czy to wysoka czy te� niska - nie ma znaczenia, dop�ki reprodukcji ulega konieczno�� ekonomiczna (tj. p�ki dni�wka nie osi�gnie poziomu, na kt�rym oszcz�dno�� pewnej znacznej jej cz�ci nie jest mo�liwa i nie pozwala na pozyskanie �rodk�w produkcji b�d� zysk�w z okre�lonego kapita�u). R�wnie� charakter pracy - czy chodzi o fizyczn� czy umys�ow�, b�d� w odniesieniu do kapita�u o "produkcyjn�"- r�wnie� nie posiada takiego konkretnego znaczenia do czasu, gdy historyczna tendencja zmierza w kierunku koncentracji (przyk�adowo: masowa syndykalizacja pracownik�w wielkich dom�w towarowych, urz�dnik�w towarzystw ubezpieczeniowych). Co za� si� tyczy zdolno�ci parali�owania spo�ecze�stwa, to ma si� ona tak samo u pracownik�w elektrowni, telekomunikacji czy banku, jak i stalowni b�d� zak�ad�w samochodowych. Jak�kolwiek by wi�c rol� odgrywa�a w skali �wiata przemys�owa klasa robotnicza zwi�zana z prac� fizyczn� (relatywnie rosn�c� czy te� malej�c�, trudno to w tej chwili oceni�), to znaczenie ca�ego proletariatu, zgodnie z przyj�tym przez nas okre�leniem, niew�tpliwie wzrasta, na przek�r d�ugiej depresji, b�d�cej funkcj� dokonuj�cych si� zmian. Dzi�ki mikroelektronice i informatyce jeste�my �wiadkami nie pocz�tk�w spo�ecze�stwa postindustrialnego, lecz raczej post�puj�cego uprzemys�owienia us�ug i mechanizacji pracy fizycznej. Pogl�d, jakoby poci�ga�o to za sob� g��bok� decentralizacj� pracy (tj. decentralizacj� pracy i kapita�u, w skutek pojawienia si� na nowo w skali masowej ma�ych rodzinnych przedsi�biorstw) jest sprzeczny z wszelkimi d�ugofalowymi statystykami. Uwzgl�dniaj�c nawet nowatorskie i eksperymentalne znaczenie ma�ych firm i rozdrobnionych przedsi�biorstw w "sektorach wysokiej techniki", jest to jedna klasyczne przej�ciowe zjawisko. Bowiem gdy tylko sukces przedsi�wzi�cia jest zagwarantowany, koncentracja sama si� niejako narzuca. Sektor "komputer�w domowych" (home computer) wykaza� to niestety zar�wno w USA, jak i w Wielkiej Brytanii czy Japonii. Kryzys kapitalistyczny jest na razie jeszcze daleki od tego, aby spowodowa� rozpad proletariatu (co najwy�ej wzmaga ryzyko jego podzia�u na tych, co posiadaj� prac� i bezrobotnych; cho� jest to podzia� tak stary jak sam kapitalizm, to ruch robotniczy mo�e i powinien odpowiedzie� na to walk� o nowe radykalne skr�cenie tygodnia pracy). Proletariat nadal pozostaje "podmiotem antykapitalistycznym", "podmiotem socjalistycznym" w nowoczesnym tego s�owa znaczeniu. Historia wewn�trz "nowych" warstw proletariatu reprodukuje, czasem ze zdumiewaj�c� szybko�ci�, te same przytoczone przez Marksa w pierwszym tomie "Kapita�u" cechy, kt�re stawiaj� go na "wezwanie socjalizmu". Obecna problematyka zatem ogranicza si� nie przypadkiem do trzeciego pytania. Mianowicie kwestia ukszta�towania si� subiektywnych warunk�w wzrostu si�y socjalizmu, zar�wno do jak i po obaleniu kapitalizmu, jest bodaj najtrudniejszym zagadnieniem. Takie twierdzenie nie zawiera samo w sobie niczego osobliwego. Proletariacka rewolucja spo�eczna jest pierwsz� w historii rewolucj�, kt�ra winna przekaza� losy spo�ecze�stwa w r�ce klasy, kt�ra do dnia swego politycznego zwyci�stwa (a by� mo�e nawet d�ugo po tym dniu) w dalszym ci�gu pozostaje klas� ekonomicznie i kulturowo zale�n� i wyzyskiwan�. I je�li wszelkie wcze�niejsze rewolucje spo�ecznie umo�liwia�y przej�cie w�adzy przez klas� posiadaj�c� ju� ekonomiczn� i ideologiczn� hegemoni�, to kompletn� utopi� by�oby przypuszcza�, �e proletariat m�g�by uzyska� przewag� ekonomiczn� w ramach spo�ecze�stwa kapitalistycznego. Jeszcze wi�ksz� utopi� by�oby przypuszczenie, i� mo�e on urzeczywistni� ideologiczn� hegemoni�, zostaj�c po dawnemu wyzyskiwanym i w sensie ekonomicznym zale�nym. Tym samym konsekwencje zale�no�ci ekonomicznej i ideologicznej ograniczaj� zwykle zdolno�ci samoorganizowania si�, wsp�pracy i solidarno�ci klasowej, kt�re zreszt� wynikaj� z tych�e warunk�w �ycia w ramach spo�ecze�stwa kapitalistycznego. Zderzenie si� tych dw�ch tendencji rodzi z jednej strony powszedni� rutyn� robotniczego �ycia z tendencj� do przystosowania si� do "realizmu" dna codziennego, tendencj� do reformizmu, a z drugiej - periodyczne zrywy do wielkich klasowych wyst�pie� (strajki masowe i powszechne, kryzysy polityczne, kryzysy przedrewolucyjne, sytuacje rewolucyjne), kiedy to obalenie kapitalizmu na kr�tki czas jest mo�liwe. W oparciu o t� dialektyk�, kt�ra w swej w�asnej g��bi uwarunkowana jest dialektyk� "obiektywnego i subiektywnego czynnika historii", wspieraj� si� wielkie cykle walki klasowej w ko�cu XIX stulecia (powiedzmy - od jego lat czterdziestych), cykle, kt�re mimo wszystko stanowi� tre�� g��wnej tendencji historycznej. Pierwsze wzniesienie fali rewolucyjnej doprowadzi�o do rewolucji 1848 roku i jej p�niejszego krachu, po kt�rym nast�pi�o na d�u�ej uspokojenie, przerwane pocz�tkowym zwyci�stwem Komuny Paryskiej. Drugie wielkie wzniesienie osi�ga kulminacj� w zwyci�stwie rewolucji rosyjskiej 1917 roku, po kt�rym mia�o miejsce za�amanie rewolucji w Europie Centralnej w latach 1919-1923, co �na wielu p�aszczyznach� okre�li�o los tej pierwszej. Drugie wzniesienie fali rewolucyjnej prowadzi do uspokojenia, a wkr�tce do nowych, ci�szych pora�ek (Japonia, Niemcy, Hiszpania), kt�re wiod� wprost do wojny �wiatowej i rozprzestrzenienia si� faszyzmu na ca�y prawie kontynent europejski, od Gibraltaru do rogatek Leningradu, Moskwy i Stalingradu. Nast�pnie, na skutek dzia�a� ruchu oporu i nowego wzrostu walki rewolucyjnej, wznosi si� nowa fala, osi�gaj�ca najwy�szy punkt w zwyci�stwie rewolucji jugos�owia�skiej i chi�skiej, cho� jednocze�nie poniesione zosta�y dotkliwe kl�ski w Europie Zachodniej, USA i Japonii (stabilizacja kapitalizmu, maccartyzm, "zimna wojna"). A i tym razem uspokojenie nie mia�o charakteru powszechnego z uwagi na to, �e rewolucja wspierana antyimperialistycznym ruchem narodowowyzwole�czym, rozprzestrzeni�a si� na Indochiny, Kub� i Nikaragu�. To uspokojenie jest czym� realnym na p�kuli p�nocnej podczas dziesi�cioleci i ko�czy si� na 1968 roku; lecz bez zwyci�stw rewolucyjnych, co wskazuje na presj� stosunku si� w skali �wiatowej, jak i na przygn�biaj�co d�ug� pasywno�� ameryka�skiego i radzieckiego proletariatu. Jednak�e owa dialektyka powszedniej rutyny i periodycznych zryw�w ka�e nam, z kolei, wr�ci� do dialektyki "masy - kierownictwo", a �ci�lej - do dialektyki "realnego ruchu klasy i jego politycznego wyrazu". I ten fakt, �e przyznajemy, i� proletariat jest w stanie okresowo przezwyci�y� subiektywne przeszkody na drodze do socjalizmu, nie umniejsza znaczenia drugiego twierdzenia - �e kryzys praktyki zorganizowanego ruchu robotniczego (zar�wno jego socjaldemokratycznej, jak i stalinowskiej cz�ci) jest jednym z rzucaj�cych si� w oczy fakt�w historii minionych pi��dziesi�ciu lat. Swoim brzemieniem silnie oddzia�uje na mo�liwo�� zagwarantowania og�lno�wiatowego zwyci�stwa socjalizmu w ko�cu XX wieku. Ma to tym wi�ksze znaczenie, gdy� kryzys ten coraz bardziej trwale splata si� z kryzysem praktyki, znanej pod nazw� "budownictwa socjalistycznego" w krajach, kt�re zlikwidowa�y kapitalizm, a �ci�lej z kryzysem modelu ekonomicznego, politycznego, kulturowego i spo�ecznego zarz�dzania, kt�ry objawi� si� we wspomnianych krajach. Kryzys �w przeplata si� z kryzysem kapitalizmu i praktyki zorganizowanego ruchu robotniczego w krajach kapitalistycznych w tym sensie, w jakim rodzi zw�tpienie, sceptycyzm i demoralizacj� w szeregach klas zniewolonych i wyzyskiwanych - nie tylko w odniesieniu do "socjalistycznych modeli" przeznaczonych do na�ladowania, ale i w tym sensie, w kt�rym wzbudza w�tpliwo�ci co historycznej mo�liwo�ci samowyzwolenia si� przez najemn� si�� robocz�. Te nowe przeszkody mog� by� przezwyci�one tylko przez samo �ycie, dzi�ki nowym historycznym do�wiadczeniom (cho� wk�ad teoretyczny pozostanie decyduj�cy w ich przygotowaniu). Na szcz�cie nowe "modele" rodz� si� nieuchronnie na gruncie "ruchu realnego", jak mia�o to miejsce w maju 1968 roku czy w przypadku "Solidarno�ci". Za� owe "nowe modele" wskazuj� zawsze na jedn� i t� sam� historyczn� tendencj� do samoorganizacji i samorz�dno�ci. Ruch realny nadal b�dzie gromadzi� si�y i do�wiadczenia w powszednim �yciu (strajki o charakterze ekonomicznym, dzia�alno�� wyborcza, walka o demokratyczne reformy itp.), jednak jak dawniej, co jaki� czas b�dzie stwarza� gro��ce wybuchem kryzysy spo�ecze�stwa bur�uazyjnego i szans� dla dzia�a� radykalnych, dla kt�rych socjali�ci powinni przygotowa� siebie i masy, przejawiaj�c w takich wypadkach m�stwo i decyduj�c� rol� inicjatywy rewolucyjnej, kt�r� nieustannie postulowali Marks i Engels. Wszystko to w skali �wiatowej jest mo�liwe bardziej ni� kiedykolwiek - co wi�cej, konieczne przynajmniej w stadium pocz�tkowym. Ten, kto liczy, �e "cykl rewolucji" ju� si� zako�czy�, otrzyma od historii nale�ne sprostowanie. Wiek XX zako�czy si� i rozpocznie XXI, kt�ry spot�guje to, co przynios�o nasze stulecie wraz z pocz�tkiem 1905 roku: wiek rewolucji i kontrrewolucji. Pod tym wzgl�dem proletariat mo�e oprze� si� na dw�ch silnych sojusznikach: bezgranicznie eksploatowanym ch�opstwie "trzeciego �wiata" (sojusz robotniczo-ch�opski by� si�� nap�dow� zwyci�stw w Jugos�awii, Chinach, Indochinach, na Kubie i w Nikaragui), wspieranym cz�sto pot�nym, antyimperialistycznym ruchem narodowowzwole�czym; na nowych ruchach spo�ecznych, powstaj�cych w rezultacie buntu przeciw gro��cym nam katastrofom (j�drowej, ekologicznej) czy dotkliwemu upo�ledzeniu (walka o wyzwolenie kobiet), obejmuj�cych coraz szersze kr�gi proletariatu w nowoczesnym tego s�owa znaczeniu. Ruchy te kryj� w sobie wyj�tkowo silne i post�powe j�dro skierowane przeciw kapitalizmowi, a wynikaj�ce z samej analizy warunk�w, kt�re przydaj� realno�ci dylematowi: socjalizm b�d� zag�ada. Jednak �w potencja�, to j�dro, b�dzie si� wyswobodza� tylko w tym stopniu, w jakim ruch robotniczy b�dzie umia� wszystkie te ruchy zjednoczy� dla realizacji wyra�nych cel�w antykapitalistycznych, nie pr�buj�c przy tym ich �kastrowa�", pozbawia� samodzielno�ci, przeobra�a� w si�y dope�niaj�ce w polityce presj� na "przysposobienie" kapitalizmu. Socjalizm nie zatryumfuje ani dzi�ki wojnie �wiatowej (przecie� to potworny absurd), ani jako skutek jakiej� namacalnej przewagi "obozu socjalistycznego" nad "obozem kapitalistycznym" (co jest trudne do wyobra�enia w najbli�szym czasie). Zatryumfuje w ten sam