12697
Szczegóły |
Tytuł |
12697 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12697 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12697 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12697 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
RAY CLARK MATT WILLIAMS
ŚWIAT MASTERTONA
PRZEDMOWA PETER JAMES
TYTUŁ ORYGINAŁU: MANITOU MAN: THE WORLDS OF GRAHAM MASTERTON
Z ANGIELSKIEGO PRZEŁOŻYLI PAWEŁ WIECZOREK I EWA CISZKOWSKA
Autorzy dziękują Wiesce Masterton, Andrzejowi Kuryłowiczowi, Les i Val
Edwardsom, Sally
Partington i Cathy Schofield za pomoc w przygotowaniu niniejszej edycji
WSTĘP
Można by pomyśleć, że człowieka, który ma w swoim dorobku prawie 60 książek, ma
znakomite recenzje i jest darzony dużym szacunkiem przez współczesnych, nie
trzeba nikomu
przedstawiać. Okazuje się jednak, że choć od 25 lat wydaje się książki Grahama
Mastertona, do
tego z tak różnych gatunków i dziedzin jak horror, thriller, poradnictwo
seksuologiczne czy
powieść historyczna, przeciętnemu czytelnikowi, poproszonemu o wymienienie
najlepszych
pisarzy literatury grozy, nie od razu przychodzi na myśl jego nazwisko. Prędzej
wymienieni
zostaną Dean Koontz, James Herbert i Ste — hen King. Dlaczego jednak tak ma być?
Kim jest
Graham Masterton i o czym mówiąj ego książki? Kto chce poznać odpowiedź na to
pytanie —
trzyma ją w ręku.
Natchnienie do napisania niniejszej książki przyszło w 1996 roku podczas
dorocznego zjazdu
FantasyCon organizowanego przez British Fantasy Society. Zjazd ten ściąga z
całego świata
pisarzy, artystów, wydawców i fanów wszystkiego, co fantastyczne, i właśnie tam
po raz
pierwszy spotkaliśmy Grahama Mastertona.
W późnych latach siedemdziesiątych oferta dla miłośnika horroru była dość
monotonna,
okładki również nie były zbyt wymyślne. I tak na przykład książki Roberta
McCammona
oprawiano w okładki z prostą, choć przyciągającą oko grafiką w jaskrawej
zieleni, purpurze i
żółci, okładki powieści Deana Koontza przedstawiały nagie ciała pięknych kobiet,
mające
nakłonić czytelnika do wydania pieniędzy ukrytą sugestią, że tekst jest
przyprawiony licznymi
opisami golizny. Najbardziej przyciągały oko powieści w okładkach
przedstawiających
szczerzące kły wilki w żółtych pyskach, uśmiechające się pomarańczowe zwłoki i
zielone
demony z rozwidlonymi językami. Egzemplarze reklamowe tych powieści
rekomendowały ich
autora jako „mistrza horroru”.
Chodzi oczywiście o horrory Grahama Mastertona, na których obaj wyrośliśmy.
Możliwość
wypicia kufla piwa i pogadania z jednym z „bohaterów”, którzy nas formowali,
jaką stworzono
nam dwadzieścia lat później, była okazją, której nie mogliśmy pozwolić sobie
odebrać.
Po powrocie ze zjazdu obu nas drążyła ta sama myśl: może warto wspólnie napisać
coś, co
przedstawiałoby dorobek Mastertona — zwłaszcza jego powieści grozy? Do tej pory
napisano o
nim niewiele, na pewno nic syntetycznego, podczas gdy o innych „wielkich
nazwiskach”
uprawiających ten gatunek, takich jak na przykład wspomniany już King czy
Herbert, napisano
niejedną grubą książkę. Natomiast o Mastertonie można się było czegoś dowiedzieć
jedynie z
kilku wywiadów, opublikowanych w różnych czasopismach i trudnych do znalezienia.
Początkowo praca ta miała być małą książeczką, finansowaną i przeznaczoną do
publikacji
przez British Fantasy Society, jednak im bardziej projekt się rozwijał, a nasz
entuzjazm rósł,
coraz częściej wraz z naszym wydawcą zastanawialiśmy się nad możliwością
włączenia do tekstu
fragmentów prozy Mastertona na przykład jego opowiadań. Kiedy Graham zapalił się
do tego
pomysłu i dostaliśmy zapewnienie od polskiego (!) wydawnictwa, że zakupi prawa
do naszej
pracy, możliwe stało się stworzenie pełnowymiarowej książki.
Graham Masterton napisał w ciągu minionych dwudziestu pięciu lat tyle książek,
że od
początku nie mieliśmy nadziei, iż uda nam się — zwłaszcza przy konieczności
zachowania
rozsądnej objętości — przeanalizować wszystkie rodzaje literatury, jakimi się
zajmował.
Skoncentrowaliśmy się więc na jego powieściach grozy, a zwłaszcza na
przewijających się w
nich określonych tematach. Mity, demony, duchy, brutalna przemoc i fantastyczne
światy — to
tylko niektóre z wątków rozwijanych w jego niesamowitych opowieściach i właśnie
te wątki
analizujemy w niniejszej pracy.
Poza omówieniem tematów, do których autor najczęściej wraca, wydawało nam się
ważne
połączenie ich z innymi kluczowymi elementami jego twórczości. W wywiadzie,
opublikowanym kilka lat temu przez „Stardust”, Masterton wymienił pięć
czynników, które jego
zdaniem powinny charakteryzować dobry horror:
— dużo się w nim dzieje i trzyma w napięciu;
— wraz z rozwijaniem się akcji jego bohaterowie coraz wyraźniej pokazują
czytelnikowi, jak
zwykli ludzie radzą sobie z bardzo niezwykłym strachem;
— zgłębia pierwotne, fundamentalne lęki, znane każdemu człowiekowi;
— tłem jego akcji jest legenda;
— jest zamkniętą całością.
Dla osądzenia, w jakim stopniu Autor spełnia ustanowione przez siebie kryteria,
zdecydowaliśmy się zastosować te same zasady do oceny jego pisarstwa.
Tak wygląda punkt wyjściowy książki, którą oddajemy niniejszym w ręce
czytelnika. Poza
naszymi analizami znajdują się tu także opowiadania, które — mamy nadzieję —
demonstrują
niektóre z tematów i pomysłów, omawianych w poszczególnych rozdziałach. Ponieważ
udało
nam się także zamieścić tu oryginalny wywiad z Autorem, kilka znakomitych
rysunków i
największą jak dotychczas bibliografię prac Mastertona, mamy nadzieję, że każdy
znajdzie w tej
książce coś dla siebie.
Naszym zdaniem Graham Masterton to autor najbardziej znaczących i
dostarczających
najwięcej rozrywki powieści grozy i fantasy ostatniego ćwierćwiecza, a powrót do
tych książek i
możliwość podzielenia się kilkoma przemyśleniami na ich temat była dla nas
prawdziwą
przyjemnością.
Mamy także nadzieję, że niniejsza publikacja na tyle zaciekawi czytelników, iż
nawet ci,
którzy nie znają twórczości Grahama Mastertona, sięgną po jego książki. Jeśli
tak będzie w
Twoim przypadku, jesteśmy pewni, że się nie rozczarujesz.
Matt Williams i Ray Clark
Lipiec 1998 roku
PRZEDMOWA
Czasem, bardzo rzadko, spotykamy ludzi, którzy obdarzają nas marzeniami.
W dzieciństwie miałem mnóstwo bohaterów. Pierwsi z nich to Harry Houdini,
Biggles*,
Dennis Rozrabiaka i Edgar Allan Poe. Kolejnym został Douglas Bader, as lotnictwa
wojskowego,
który uczestniczył w Bitwie o Wielką Brytanię — stał się moim bohaterem,
ponieważ nie miał
obu nóg. Moimi bohaterami byli także Famous Five* (choć zawsze się
zastanawiałem, dlaczego
żaden z nich nigdy nie chodzi do toalety), Stirling Moss, Thor Heyerdahl i lan
Fleming. A może
chodziło o Jamesa Bonda?
Zachwycały mnie postacie z prawdziwego życia, postacie z książek oraz te, które
powstają na
ekranie z celuloidowej taśmy — ale wszystkie miały jedną wspólną cechę: były
obdarzone
czymś, co opromieniało je blaskiem bohaterstwa lub świetności i zamieszkiwały w
świecie
odmiennym od mojego, świecie kuszącym, lecz dla mnie nieosiągalnym. Ponad
wszystko
podziwiałem jednak pisarzy i im najbardziej zazdrościłem. Umieli tworzyć coś
wyłącznie przy
pomocy głowy, i na dodatek sprawić, by ich książki publikowano i czytano!
Mając siedemnaście lat nagle znalazłem bohatera, którego można było dotknąć.
Nazywał się
Adam Diment, miał dwadzieścia dwa lata, a jego przystojna twarz spoglądała na
świat z każdej
gazety. Napisał dwie rewelacyjne powieści szpiegowskie — The Dolly Dolly Spy i
The Bang
Bang Girls, jeździł wspaniałym samochodem i był tak bogaty, że przerastało to
moje najśmielsze
wyobrażenia. I miał tylko pięć lat więcej ode mnie! Pochodził z tego samego
kraju! Mało
brakowało, a chodziłbym do tej samej szkoły co on! Pomyślałem sobie, że jeśli on
może, to mogę
i ja, i natychmiast zabrałem się do pisania Wielkiej Angielskiej Powieści.
Siedem lat później Adam Diment był historią, a moja Wielka Angielska Powieść
(400 stron)
rozpadała się powoli wraz z moimi marzeniami o zostaniu pisarzem, którego
książki się wydaje.
Zajmowałem się wtedy produkowaniem filmów i razem ze wspólnikiem wpadliśmy na
pomysł
zrobienia filmu grozy pod tytułem Saliva („Ślina”) o terroryzującym wiejską
okolicę wściekłym
psie. W poszukiwaniu autora scenariusza zadzwoniliśmy do agencji literackiej i
powiedziano
nam, że mają błyskotliwego młodego pisarza, doskonale nadającego się do tego
zadania.
Następnego dnia do naszego biura przy Park Lane wmaszerowały dwa bardzo
eleganckie
kapelusze, pod którymi znajdowało się dwoje nie mniej eleganckich ludzi. Choć
był to rok 1973,
dokładnie pamiętam ten moment i naszych gości: wysokiego, ciemnowłosego, bardzo
przystojnego dwudziestoparoletniego mężczyznę w kapeluszu z króliczego futra, z
zawiniętym
owalnym rondem, w znakomicie skrojonym garniturze, oraz tak samo wspaniale się
prezentującą
elegancką młodą kobietę w filcowym kapeluszu (była to jego agentka i
równocześnie
dziewczyna). Ale pisarz nie tak miał wyglądać. Powinien mieć brodę, nosić
wyświechtane
ubranie i zalatywać gorzałką, z jednej kieszeni powinna wystawać mu fajka, a z
drugiej
„Guardian”, powinien mieć żółte od nikotyny palce i oddech trupa, a na dole
nogawek
zmarszczki od spinaczy mających uchronić jego spodnie od wkręcenia się w
szprychy roweru…
A Graham Masterton, choć dopiero tuż po dwudziestce, był już redaktorem
czasopisma i
wyglądał całkiem inaczej.
Był wyluzowany, nowoczesny i odjazdowy już wtedy, zanim ktokolwiek wpadł na to,
że
pisarz może taki być. Samym wyglądem wyprzedzał o dwadzieścia lat całą tę
przemądrzałą sforę
nowojorskich dzieciaków. W 1973 roku był nie tylko odnoszącym najwięcej sukcesów
młodym
autorem brytyjskim — był także deklaracją pewnego stylu. Poza tym łamał
wszystkie niepisane
zasady — zwłaszcza tę, że pisarz powinien przez lata egzystować w maleńkiej
mansardzie na
poddaszu, harując w mozole nad swoją książką. Tymczasem Graham mieszkał we
wspaniałej
posiadłości w Epsom i jeździł dziwacznym, nieskromnym amerykańskim samochodem.
Na ten
kosztowny tryb życia (ostatnio dodał do swoich dóbr rezydencję w Irlandii) stać
go było dzięki
pisaniu trzech książek na rok — co zresztą robi do dziś. Zarówno dwadzieścia lat
temu jak i teraz
robi to z taką łatwością, że można by sądzić, iż intensywne pisanie wcale go nie
męczy ani nie
wyczerpuje repertuaru jego pomysłów. Na dodatek bez najmniejszego trudu
przychodzi mu
przejście od okultystycznego horroru czy thrillera do obszernej sagi
historycznej i niemal zaraz
potem do naładowanego erotyzmem poradnika seksuologicznego.
Mimo prędkości, z jaką pisze, jakość jego prozy, jej fabuła i przygotowanie
faktograficzne są
bez zarzutu. Zawsze był człowiekiem tryskającym pomysłami i energią. Nigdy nie
zapomnę
pierwszej jego pracy, jaką przeczytałem — manuskryptu o człowieku z obsesją na
punkcie
pobicia światowego rekordu prędkości. Choć ani razu nie padło w nim nazwisko
„Campbell”,
znalazłem w tekście sporo ukrytych wskazówek, kto jest pierwowzorem tej postaci,
co przyszło
mi o tyle łatwiej, że sir Malcolm Campbell był w dzieciństwie jednym z moich
bohaterów.
Graham napisał ten tekst tak, jakby chciał zasugerować, że aby odważyć się na
wejście do
samochodu albo łodzi, by spróbować pobić kolejny rekord szybkości, Campbell
musiał się upijać
albo faszerować lekami pobudzającymi. Jakimś sposobem nie deprecjonowało to
jednak
bohatera, ale czyniło go odważniejszym i bardziej ludzkim. Ukazywanie
wielowarstwowości
postaci, znakomite wyczucie szczegółu, pogłębione psychologicznie przedstawianie
zachowań
bohaterów i żywość opisów — to charakterystyczne cechy prozy Grahama.
To właśnie on — aczkolwiek nieświadomie — dał mi impuls, którego potrzebowałem,
by
kontynuować pisarstwo. Filmu Saliva nie zrealizowaliśmy i minęło osiem lat, nim
nasze ścieżki
znów się przecięły — na corocznej konferencji oficyny W. H. Allen, która
opublikowała moją
pierwszą powieść Dead LetterDrop („Zrzut nie doręczonych listów”). Przypadek
zrządził, że
Graham został wtedy zaproszony jako gość honorowy. Po kilku latach współpracy z
konkurencyjnym wydawnictwem wrócił właśnie do tej szacownej oficyny i fetowano
go po
królewsku. Z duszą na ramieniu przekradłem się na paluszkach do stołu honorowego
gościa,
okazał się jednak łaskawy i chętny do pomocy — i jak zwykle niemożliwie
elegancki.
W wywiadzie, który opublikowano parę lat temu w „Daily Telegraph”, Graham
powiedział, że
jego wspaniała, urodzona w Polsce żona Wiescka często wita go w progu domu
ubrana w futro i
nic więcej. Być może w tym kryje się sekret daru pisarza, na który składa się
jego urok, wieczna
młodość, talent i niewyczerpana produktywność.
Peter James
Lipiec 1998 roku
MITY I LEGENDY
Tuż za węgłem Twojego umysłu istnieje świat, w którym rzeczywistość jest
intruzem, a sny się urzeczywistniają… Możesz tam uciec, jeśli chcesz — nie
potrzebujesz tajemnego hasła, magicznej ściany ani lampy Aladyna, wystarczy
własny umysł i ciekawość.
(„Encyklopedia rzeczy, których nigdy nie było”,
Time–Life).
Mag Johan Wicrus obliczył kiedyś, że w piekle jest 7409127 demonów, którymi
rządzi 79
książąt. Ponieważ Graham Masterton jak dotąd napisał jedynie o około dwudziestu
z nich, trzeba
przyznać, że „podrapał jedynie po powierzchni”.
W 1975 roku Masterton napisał w tydzień powieść o powrocie do świata żywych
najzłośliwszego demona Indian, Misquamacusa, i pojawieniu się go we współczesnym
Nowym
Jorku. Została ona zatytułowana „Manitou” i była pierwszą powieścią, w której
autor zajął się
mitami i legendami.
„Manitou” jest częściowo oparta na dawnej legendzie, którą Masterton przeczytał
w roczniku
„Buffallo Billa” z 1955 roku, a drugim impulsem do jej napisania był fakt, że
żona autora była
wówczas w ciąży.
Książka rozpoczyna się zwyczajnie — niczego nie podejrzewająca Karen Tandy
przebywa w
szpitalu z powodu dolegliwości, która zbiła z tropu lekarzy. Wszystko wskazuje
na to, że ma
„guza nad guzy”
— Co w mm takiego niezwykłego?
— Jest zlokalizowany na karku Pacjentka rasy kaukaskiej*, dwadzieścia trzy lata
Żadnych danych na temat poprzednich narośli nowotworowych, ani łagodnych, ani
złośliwych
— I?
— Ten guz się porusza — oznajmił McEvoy — Rusza się, jakby pod skorą było cos
żywego
Od tej chwili sytuacja biednej Karen zaczyna się pogarszać Indiański szaman
zamierza się
reinkarnować, a ona stała się przypadkiem jego żywicielką Ostatni akapit
pierwszego rozdziału
ustala ramy wydarzeń, jeszcze bardziej intrygując czytelnika
Zgodnie z „Ginekologią kliniczną” kłębek chrząstek i tkanki, który panna Tandy
nosiła
na karku, był ludzkim embrionem Jego rozmiar sugerował wiek około ośmiu tygodni*
Wraz z rozwijaniem się akcji czytelnik jest zaznajamiany z folklorem indiańskim
poprzez
szereg fascynujących legend dotyczących kultury tego narodu, mających ukazać,
jak potężna jest
indiańska magia i jak daleko może sięgać.
A oto inny przypadek osoby będącej żywicielem odradzającego się szamana:
„Rzecz działa się w tysiąc osiemset pięćdziesiątym roku, w pobliżu Fort Berthold
w Górnej
Missouri, w szczepie Hidatsa. Młoda indiańska dziewczyna miała na ramieniu
opuchliznę, która
urosła w końcu tak bardzo, że dziewczyna zmarła. Z opuchlizny wyłonił się
dorosły mężczyzna,
podobno czarownik szczepu sprzed pięćdziesięciu lat.”
Kiedy bohater „Manitou”, Harry Erskine, odkrywa, ze jedynym sposobem walki z
szamanem
jest magia innego szamana, wzywa na pomoc współczesnego indiańskiego czarownika,
Śpiewającą Skałę Czarownik musi odbyć walkę z licznymi indiańskimi demonami,
takimi jak
Kahala, Jaszczur–z–Drzew czy Strażnik Masztu Wigwamu, nie wspominając o Wężu
Wodnym,
Gitche Manitou i Gwiezdnej Bestii, i wreszcie spotyka się z Wielkim Staruchem.
Wielki Staruch jest odpowiednikiem Szatana albo Lucyfera. „Niektórzy twierdzą,
ze
przypomina olbrzymią ropuchę wielkości kilku świń, inni, ze chmurę z twarzą
utworzoną z
węży”. Jest podobno najbardziej żarłocznym i najstraszniejszym ze wszystkich
demonów, istotą
nieskończenie złowrogą i okrutną. „Szatan wydałby się przy nim dżentelmenem”.
Według indiańskich wierzeń „…każdy manitou odradza się siedem razy. I za każdym
razem,
kiedy żyje, umiera i żyje znowu, zdobywa więcej siły i mądrości. Po siódmym
życiu jest tak
mądry, ze może się połączyć z bogami na zewnątrz, w miejscu, które Miczmakowie
nazywają
Wajok, siedzibą wielkich”*
Wszystkie te mity i legendy — choć nie wszystkie są „prawdziwe” — zostały
wplecione w
akcję. W „Manitou” powstał pewien schemat mastertonowskiej powieści grozy:
prastare zło
przybywa do współczesnego świata. Wracał do niego niejeden raz.
W wywiadzie, udzielonym w 1996 roku czasopismu „Survival Kit”, Masterton tak
uzasadnił
wykorzystanie tego tematu:
„Lubię używać motywu »prastary demon wraca«, ponieważ wiele demonów zostało
stworzonych dawno temu jako metafory naszych pierwotnych lęków, a wprowadzenie
określonego demona do współczesnego świata jest bardzo skutecznym sposobem
rozbudzenia na
nowo związanego z nim lęku. Istnieją na przykład szkockie żeńskie demony zwane
glaistigs,
którym niektórzy zajmujący się mleczarstwem rolnicy w odległych regionach
Szkocji po dziś
dzień stawiają co wieczór talerz z mlekiem, by nie odebrały mleka ich krowom
Glaistigs
podobno rodzą dzieci zwane „małymi zatyczkami”, a potem przychodzą z nimi do
ludzkich
domów, podrzynają gardła ludzkim dzieciom i kąpią je w ich krwi. Jak widać,
glaistigs
ucieleśniają bardzo pierwotny lęk — lęk przed utratą życia oraz wtargnięciem do
naszego domu
kogoś, kto zrobi krzywdę naszym dzieciom. Jeszcze nikt nigdy nie skrytykował
mnie za
używanie »obudzonych demonów«, a muszę przyznać, że należą one do moich
najpopularniejszych motywów. Zbieranie materiałów faktograficznych w tym
zakresie bywa
trudne, ale zawsze jest świetną zabawą, a wyniki nagradzają poniesione trudy, na
dodatek ma się
możność wskrzeszenia dawnego demona w teraźniejszości, dzięki czemu książka
oddziałuje na
czytelnika na wielu poziomach”.
W „Manitou” Masterton stworzył wiele niezapomnianych postaci. Poza Misquamacusem
i
Śpiewającą Skałą występuje tu jasnowidz–samouk Harry Erskine, niefrasobliwy
łobuz, bardziej
predysponowany do oskubywania babć z emerytur niż do stawiania czoła demonom.
Powieść
odniosła wielki sukces i została w 1978 roku zekranizowana, z Tonym Curtisem i
Susan
Strasberg w rolach głównych.
W 1979 roku Misquamacus pojawił się ponownie w „Zemście Manitou”, gdzie mimo
uprzedniej porażki w walce ze Śpiewającą Skałą znów chce zaspokoić swą żądzę
zemsty na
bladych twarzach, znalazł bowiem nowy sposób na powrót na Ziemię.
Śpiewająca Skała dochodzi do wniosku, że jest to siódme odrodzenie się
Misquamacusa, co
daje mu nieograniczoną moc. Demon powraca, by szukać sprawiedliwości. Punktem
kulminacyjnym powieści jest porwanie przez Misquamacusa szkolnego autobusu z
dziećmi i
równoczesne wysłanie Śpiewającej Skały i Harry’ego Erskine’a do Skamieniałego
Lasu, gdzie
mają odczytać hieroglify na Tunelowym Drzewie — zagrzebanej głęboko w ziemi
skamieniałej
sekwoi długości ponad stu metrów.
Pierwszy hieroglif zostaje odczytany w następujący sposób:
Słuchajcie! (…) Po dniach, kiedy odejdą najwięksi z wodzów, i dniach, gdy ziemie
i
zwierzęta po nich biegające zostaną stracone, magowie w zewnętrzu czekać będą
przez
dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć księżyców aż do dnia niewidzialnych
gwiazd, kiedy to
zjednoczą się, by wezwać Pa–la–kai i Nashunę, i Coyote, straszliwego
niszczyciela, a także
przywołać Ossadogowah, syna Sadogo—wah, i tych z zewnętrza, którzy nie mają
ludzkiej
postaci.
Dalej Śpiewająca Skała dowiaduje się z owych hieroglifów, że Misquamacus
zamierza zebrać
dwudziestu dwóch szamanów, by spowodować „dwadzieścia cztery godziny chaosu,
rzezi i
tortur”, podczas których Indianie „w jednej wielkiej masakrze zemszczą się za
stulecia zdrady,
morderstw oraz gwałtów”*.
Zemsta zostaje dokonana — czytelnik staje się świadkiem śmierci Śpiewającej
Skały, któremu
własny tomahawk odcina głowę. Jednak nie wszystko zostaje stracone, bowiem Harry
Erskine,
korzystając z nauk Śpiewającej Skały, po raz kolejny krzyżuje szyki
Misquamacusowi. Wzywa
duchy osadników, zamordowanych w 1830 roku pod Las Posadas, którzy jedną salwą
likwidują
szamanów wezwanych przez demona.
Misquamacus, acz niechętnie, przyznaje się do porażki, ale dodaje, że mógłby
Harry’ego
zabić, jednak tego nie uczyni, bo chce go sobie zachować „na inną okazję”.
Misquamacus powraca ponownie po osiemnastu latach w powieści „Duch zagłady”. Tym
razem groza rozpoczyna się od koszmarnych cieni tańczących na ścianie sypialni w
domu
przerażonego nowojorskiego małżeństwa, a kulminuje groźbą zrównania z ziemią
Nowego Jorku.
Złośliwy Misquamacus zamierza wskrzesić rytuał Tańca Duchów, stosowany przez
zdesperowanych Indian północnoamerykańskich w celu zatrzymywania wdzierających
się na ich
tereny osadników.
Opisując Taniec Duchów, Masterton przedstawia autentyczny rytuał z końca XIX
wieku,
zainicjowany jak na ironię przez szermującego pokojowymi hasłami mistyka ze
szczepu Pajutów,
Wovokę. Mieszkający w Nevadzie Wovoka był na wpół schrystianizowanym prorokiem,
ostatnim w długiej linii indiańskich mesjaszy, do których należeli: Papież,
Pontiac, Prorok,
Smohalla, Nakaidoklini i Noszący Miecz. Rytuał ten nazwano Tańcem Duchów,
ponieważ
Wovoka głosił, że modlitwa, śpiew i taniec — a szczególnie taniec — pozwolą
Indianom
odnaleźć nowy, radosny świat, w którym zmarli powstaną, by powitać żywych
przyjaciół, a
potem pojawią się jako cienie i ostatecznie zniszczą białych ludzi. Został on
szczegółowo
opisany w książce Richarda H. Dillona North American Indian Wars („Wojny Indian
północnoamerykańskich”, wydana w 1983 roku przez Magna Books).
Masterton pisze, że Taniec Duchów odprawiono nad Little Big Horn, w wyniku czego
Aktunowihio, znany także jako „rdzennie amerykański bóg ciemności”, wzleciał nad
wzgórze i
zabił generała Custera oraz wymordował wszystkich jego żołnierzy.
„Manitou”, „Zemsta Manitou” i „Duch zagłady” przedstawiają wiele plemion
indiańskich:
Algonkinów, Apaczów, Czejenów, Dakotów, Hidastów, Narrangansettów, Papagów,
Siuksów i
inne. Każde z nich ma własną kulturę, wierzenia, magię, rytuały i zwyczaje.
Książki te są wiarygodne właśnie dzięki przemieszaniu realnej kultury
indiańskiej z
wytworami wyobraźni. Czytelnik nie jest w stanie określić, gdzie kończy się
prawda, a zaczyna
fikcja literacka. Ale legendy, które wymyśla Masterton, są tak przekonujące, że
nie jest to tak
naprawdę istotne.
Jak na razie, Misquamacus pojawił się po raz ostatni w opowiadaniu „Wnikający
duch”, w
którym wykorzystał tajemne zaklęcia Czejenów.
Jest to istota mrożąca krew w żyłach, przebiegła i inteligentna i jeśli raz się
coś o niej
przeczytało — trudno to zapomnieć.
W 1978 roku Masterton napisał „Kostnicę” — pierwszą z dwóch książek
przedstawiających
indiańskiego ducha Coyote*. Jest to historia Seymoura Wallisa, emerytowanego
inżyniera,
właściciela starego domu. Skarży się on pewnego razu prywatnemu detektywowi,
Johnowi
Hyattowi, że jego dom oddycha. Hyatt próbuje wyjaśnić tę zagadkę, ale kiedy
zapoznaje się z
przeszłością domu, stwierdza, że musi wezwać na pomoc indiańskiego szamana,
George’a o
Tysiącu Imion.
Kujot jest najbardziej podstępnym i złośliwym demonem Nawahów, który najlepiej
bawi się
powodując zamieszanie i wzbudzając nienawiść. Jest zabójcą, oszustem,
gwałcicielem kobiet i
złodziejem; znakomicie podsumowuje go stara pieśń tego szczepu:
Pewnego dnia, przechodząc górską przełęczą, Kujot spotkał młodą kobietę. — Co
masz
w tobołku? — zapytała. — Rybie jajka — odparł Kujot. — Mogę trochę dostać? —
zapytała
dziewczyna. — Tylko wtedy, gdy zamkniesz oczy i podniesiesz sukienkę. — Zrobiła,
jak
kazał. — Wyżej — powiedział Kujot i podszedł do kobiety. — Stój spokojnie, abym
mógł
sięgnąć. — Nie mogę — powiedziała — coś mi pełznie między nogami. — Nie martw
się —
odrzekł Kujot — to skorpion, złapię go. Kobieta opuściła sukienkę i powiedziała:
— Za
wolny byłeś, ukąsił mnie.
Jak demonstruje powyższa pieśń, Kujot jest przebiegły i obłudny, a wśród
licznych talentów
posiada także jeszcze jedną umiejętność: potrafi zapanować nad śmiercią. Zdobył
tę umiejętność,
ponieważ kochał pewną indiańską dziewczynę — Niedźwiedzią Pannę — tak bardzo, że
zgodził
się za nią umrzeć. Jednak i tym razem nie zapomniał o sobie: zakopał głęboko w
ziemi swój
oddech, serce, krew i włosy, by móc je w razie potrzeby odkopać. Cztery razy
umierał za
Niedźwiedzią Pannę i cztery razy wracał do życia, w końcu jednak bogowie
odsyłając go w
zaświaty zrobili to tak, by nie mógł więcej powrócić.
Według legend Nawahów, od pojawienia się białego człowieka demonowi udawało się
przeżyć tylko dlatego, że łączył się z kobietą. Co pokolenie wybierał sobie
najpiękniejszą kobietę
Nawahów i dawał jej syna, który był równocześnie nim, więc choć umierał, żył
dalej.
Obecność Kujota w domu Seymoura Wallisa zostaje wyjaśniona w następujący sposób:
„demon ukrył swoje organy w lesie lub w ziemi, a kiedy zbudowano ten dom,
niechcący użyto
drzew albo kamieni, w których Pierwszy, Który Użył Słów dla Siły, zamknął
kawałki swego
ciała. (…) Ludzie, którzy mieli nieszczęście tam zamieszkać, prawdopodobnie
robili wiele rzeczy
całkiem nieświadomie, aby przygotować dla demona drogę powrotu”*.
Do walki z Kujotem George o Tysiącu Imion wzywa innego indiańskiego demona,
Wielkiego
Potwora. Kujot niszczy dom Wallisa, uważa bowiem, że jest w nim przetrzymywana
Niedźwiedzia Panna, w efekcie czego dziewczyna zostaje raniona. George o Tysiącu
Imion
próbuje ją ratować, uniemożliwia mu to jednak nagły atak serca i pozostawia
Hyatta samego.
Hyatt zostaje zmuszony do zawarcia z Kujotem ugody. Legenda mówi, że jeśli skalp
Wielkiego Potwora zostanie wydobyty z ukrycia i umieszczony na czyjejś głowie,
ten, kto go ma,
zyskuje nieograniczoną moc. Kujot zgadza się odejść w zamian za skalp i
Niedźwiedzią Pannę,
jednak Hyatt oszukuje go i owija skalp wokół własnej głowy, a potem,
wykorzystując moc, jaką
został obdarzony, rozrywa demona na kawałki.
Niestety ignoruje przesłanie legendy i nie spala szczątków Kujota, umożliwiając
mu powrót
na ziemię dwadzieścia lat później, w „Kłach i pazurach”.
Książka ta jest drugą częścią serii „Rook”, której głównym bohaterem jest
nauczyciel Jim
Rook. Uczy on w klasie specjalnej szkoły średniej w Dolinie San Femando (West
Grove
Community College w Los Angeles) i choć jego uczniowie są ociężali umysłowo,
trudni i niezbyt
zainteresowani nauką, udaje mu się niektórych z nich pobudzić do myślenia. Jim
Rook w
dzieciństwie omal nie umarł z powodu zapalenia płuc i od tego czasu jest
obdarzony zdolnością
postrzegania zjawisk nadprzyrodzonych, co ma istotne znaczenie dla dalszego
przebiegu akcji
powieści.
Jedną z występujących tu postaci indiańskiego pochodzenia jest Catherine Biały
Ptak,
uczennica z klasy Rooka. Jest bardzo ładna i lubiana, ale pilnie strzeżona przez
dwóch starszych
braci. Kiedy zaczyna chodzić z kapitanem drużyny futbolowej, Martinem Amato,
konsekwencje
tego są straszliwe. Martin Amato zostaje zamordowany i potwornie zmasakrowany, a
braci
Catherine Biały Ptak policja aresztuje pod zarzutem dokonania tego morderstwa.
Po kolejnych
makabrycznych wydarzeniach wszyscy sobie uświadamiają, że po campusie krąży coś
straszliwego, coś grożącego przemianą Catherine w Niedźwiedzią Pannę, żonę
najstraszliwszego
potwora w mitologii Indian Navajo–Coyote.
Jim Rook leci ze swoją klasą do Los Angeles na spotkanie z indiańskim
przewodnikiem
Johnem Trzy Imiona, jedynym człowiekiem, który może pomóc zwyciężyć demona, ale
wyprawa
kończy się klęską. W końcu Jimowi udaje się dokonać tego, co nie udało się
Johnowi Hyattowi:
wzywa innego indiańskiego demona, doprowadza do wyrwania Coyote serca i wchodzi
w jego
posiadanie*.
W 1983 roku Masterton wprowadził w „Wyklętym” nowy motyw. Akcja powieści
rozgrywa
się w Ameryce i pojawia się w niej meksykański demon, zamknięty przez trzysta
lat we wraku
leżącym na dnie bostońskiej cieśniny.
Demon nazywa się Mictanecutli i jest znany także jako Mick the Cutler — Mick
Nożownik,
Władca Mitclampy, aztecki Pan Piekieł.
Legenda przedstawiająca historię jego uwięzienia we wraku „Davida Darka” jest
przedstawiona z najdrobniejszymi szczegółami i czyta się ją z zapartym tchem.
David Dark,
którego imieniem ochrzczono statek, był siedemnastowiecznym płomiennym
kaznodzieją i
„mieszkał początkowo w New Dunwich, a później w Mili Pond opodal wioski Salem.
(…)
Głęboko wierzył, że każdy człowiek musi prowadzić idealnie cnotliwe życie, zanim
w ogóle
będzie miał prawo ubiegać się o miejsce w niebie, toteż jego parafianie powinni
być
przygotowani na to, że niemal na pewno spędzą całą wieczność w piekle”.
Potem przez kilka lat „niewiele było słychać o Davidzie Darku (…) Widocznie na
jakiś czas
zrezygnował z obowiązków kapłańskich i poświęcił się studiom”. Wiadomo, że w tym
czasie
„zaprzyjaźnił się z kilkoma Indianami ze szczepu Narrangansettów, a zwłaszcza z
jednym, który
w swoim plemieniu uchodził za największego żyjącego cudotwórcę i szamana” oraz z
kupcem
Esauem Hasketem, który też „był swego rodzaju maniakiem religijnym”.
Dark przekonał Hasketa, że należy „wysłać do Meksyku statek w bardzo osobliwym
celu”: by
odnaleźć najgroźniejszego demona na całym amerykańskim kontynencie — żywy
szkielet,
„któremu oddawali cześć Aztekowie na wyspie Tenochtitlan, późniejszym Mexico
City” — i
sprowadzić go do Salem, by w ramach kampanii „na rzecz poprawy moralności i
sposobu
myślenia mieszkańców Salem (…) nastraszyć i zmusić do posłuchu miejscową
ludność. W ten
właśnie sposób wykorzystywali demona Aztekowie — żeby nakłonić odstępców
religijnych do
oddawania czci Huitzilpochtli i Quetzalcoatlowi”.
Dowodzona przez Darka „Arabella” zniknęła „prawie na cały rok”, ale ekspedycja
przywiozła
demona — niestety „Dark nie potrafił okiełznać potęgi, którą sprowadził” i
„kiedy próbował
porąbać demona siekierą, został natychmiast zabity”. W końcu „indiański szaman
ze szczepu
Narrangansettów, ten sam, który nauczył Darka zaklinać złe duchy (…) rzucił na
niego czar dość
potężny, by spętać jego wolę”, i przy użyciu ogromnej ilości lodu unieruchomił
demona, zamknął
go w dużej szczelnej skrzyni, którą załadowano na statek, a potem wywieziono
daleko i
wrzucono do morza. Niestety z powodu burzy „czy też za sprawą demona, statek
zdryfował z
powrotem do cieśniny Salem i zatonął gdzieś przy zachodnim wybrzeżu półwyspu
Granithead”*.
Masterton ponownie przeplata tu fakty z fikcją, tworząc jednolity twór złożony z
mitów tak
ciekawych jak najciekawsza rzeczywistość.
Kolejny demon pojawia się w wydanej w 1991 roku powieści Mastertona „Czarny
anioł”.
Akcja książki rozgrywa się w San Francisco i jest to opowieść o Szatanie z Mgły
— sprawcy
wyjątkowo okrutnych rytualnych mordów, który włamuje się do mieszkań i dokonuje
aktów tak
przerażającego sadyzmu, że policja odmawia udzielania jakichkolwiek informacji
na ten temat.
Prowadzący śledztwo porucznik powoli dowiaduje się prawdy — że Szatan z Mgły
jest jedynie
podwładnym znacznie bardziej przerażającej istoty, upadłego anioła Beliala*.
Belial oznacza diabła. Hebrajskie słowo belijja’l pochodzi od zwrotu beli ja ‘al
— „bez
pożytku”, jego znaczenie zostało jednak zmienione tak, by odpowiadało
miltonowskiej wizji
najlubieżniejszego demona w Pandemonium („Raj utracony”, 1, 490). W powszechnym
współczesnym użyciu określenie „dzieci (synowie, córki) Beliala” oznacza ludzi
nieprawych,
niegodziwych. Belial jest także jedną z siedemdziesięciu dwóch dusz Salomona.
Masterton tak wyjaśnił kanwę „Czarnego anioła” we wspominanym już wywiadzie dla
„Survival Kit”: „Wpadłem na pomysł napisania »Czarnego anioła« podczas badania
starych map
San Francisco, gdy przygotowywałem się do napisania sagi historycznej o kolei
transkontynentalnej. Można było na ich podstawie prześledzić, jak bardzo w
pierwszych latach
powstawania miasta zabudowywano zatokę i ile statków porzucano, ponieważ nie
mogły być
wykorzystane. Połączyłem ten historyczny fakt z legendą o Belialu, aniele,
którego wyrzucono z
nieba jako następnego po Lucyferze. Beliala opisano w »Walce Synów Słońca z
Synami
Ciemności«, znajdującej się w tekstach z Qumran (tak zwanych zwojach znad Morza
Martwego).
Zafascynowała mnie idea istoty niezdolnej do mówienia prawdy”.
U Mastertona wątek ten rozpoczyna się pod koniec lat trzydziestych XIX wieku,
kiedy
mieszkańcy San Francisco byli bardzo niezadowoleni ze sposobu zarządzania
miastem i uważali,
że jego gubernatorzy czerpią garściami wszelkie dobra, jakie ma do zaoferowania
miasto, i dbają
jedynie o nabicie własnej kabzy.
W celu przeciwdziałania temu niejaki Sam Roberts „w tysiąc osiemset
czterdziestym
dziewiątym roku uformował grupę tak zwanych policjantów, którzy mieli chronić
prawo i
porządek, ale w rzeczywistości jedynie rabowali, gwałcili i palili dobytki
imigrantów (…)
Mówili o sobie Kierownicy albo Psy Gończe” Kiedy rozpędzono Psy Gończe, Sam
Roberts
poprzysiągł mieszkańcom miasta zemstę. Dowiedział się, gdzie znajduje się
trumna, w której
pochowano Beliala, i sprowadził ją do San Francisco*.
Obiecuje Belialowi, że po przywróceniu go do życia dostarczy mu ciał i dusz
„tysiąca tysięcy
istnień” — a na pierwszy ogień miała iść załoga chilijskiego statku, który
przywiózł demona do
Stanów Zjednoczonych. Niestety plan nie do końca się powiódł i jeden ze
zbiegłych marynarzy
stał się świadkiem ponownego zamknięcia demona w trumnie.
Każde okrucieństwo Szatana z Mgły jest kolejnym krokiem w procesie przywracania
Beliala
do życia. Niebawem okazuje się, że Mandrax (tak brzmi imię Szatana z Mgły) i Sam
Roberts to
jedna i ta sama osoba, a Roberts już nieraz zabijał ludzi i przeprowadzał rytuał
wskrzeszający
Beliala w latach trzydziestych XIX wieku.
Mandrax alias Roberts jest utrzymywany przy życiu przez demona, aby mógł
powtórzyć
rytuał, który przywróci go do życia. Behal chce dostać to, co mu obiecano, czyli
ciała i dusze
tysiąca tysięcy istnień. W zamian za to daje Mandraxowi długie życie i majątek.
Jednak na końcu
książki obaj przezywają niemiłe zaskoczenie — Behal, ponieważ nie może dostać od
razu
miliona dusz, a Mandrax, ponieważ odkrywa, ze Behal — Pan Kłamstwa, Król Fałszu
—
okłamuje również jego, swego sojusznika.
Masterton nie ograniczał się do demonologu indiańskiej i europejskiej — w 1977
roku napisał
„Dzinna”, opowieść o arabskim duchu zamkniętym w prastarym dzbanie, który
znalazł się na
Cape Cod pod Bostonem.
Dżinn, czasem nazywany jinny, należy do gatunku duchów albo demonów, które
według
wierzeń muzułmańskich i przedislamskich potrafią przyjmować postać zwierząt lub
ludzi. W
demonologu asyryjsko–babilońskiej dżinny to demony, zwane czasem uttuku, które
choć są
niewidzialne i obdarzone nadludzką mocą, biorą czynny udział w życiu ludzi Dobry
dżinn,
zwany shedu albo lamassu, chroni człowieka. Natomiast złe dżinny, zwane edimmu,
są duszami
nieodpowiednio pochowanych zmarłych.
Masterton łączy tę legendę z legendą o Ali Babie i Czterdziestu Rozbójnikach,
przy czym
Czterdziestu Rozbójników to czterdzieści śmiercionośnych postaci demona „Dżinn
Ali Baby
skazany został na milionletni sen wewnątrz dzbana” za złamanie paktu.
Dżinn nie tylko został zamknięty w dzbanie, ale jeszcze dodatkowo dzban
zapieczętowano i
zamknięto w gotyckiej wieżyczce. Mimo to demon rośnie w siłę dzięki koncentracji
energii,
wysyłanej przez ustawiony pod odpowiednim kątem astrologiczny zegar nocny,
przypominający
z wyglądu zegar słoneczny, lecz „przeznaczony do oddziaływania duchowego” i
powodujący
„skupienie w określonym punkcie Ziemi wzmocnionego wpływu planet”*.
Dżinn zostaje wypuszczony z dzbana dzięki złamaniu pieczęci i odśpiewaniu
czterdziestu
Pieśni Bezimiennego Wiatru. Choć większość mitów opisujących wypuszczanie
demonów z
naczyń podaje, ze z wdzięczności realizują one życzenia tego, kto je uwolnił,
ten zabija swą
wybawicielkę.
W końcu ponownie pojawia się Harry Erskine i dochodzi do wniosku, ze jedynym
sposobem
pokonania dżinna jest zniszczenie zegara nocnego.
W 1983 roku Masterton zajął się w powieści „Tengu” Dalekim Wschodem.
Tytułowy japoński Tengu to demoniczny stwór, który dobrowolnie godzi się na los,
dla
uniknięcia którego większość ludzi popełniłaby samobójstwo.
Książka ta ma swe korzenie w japońskiej religii sinto (sintoizm), powstałej z
połączenia
pochodzącej z VI wieku naszej ery japońskiej religii politeistycznej i dawnego
japońskiego kultu
etnicznego, którego podstawowym założeniem jest wiara w świętą duchową istotę
(karni),
zawartą w każdej żywej istocie i w każdym przedmiocie materialnym.
Jednak nawet doświadczeni adepci sinto muszą się wystrzegać Tengu — najbardziej
złowieszczego ze wszystkich siedmiu Czarnych Kami, demona bezlitosnego
zniszczenia.
Legenda przedstawia go jako najmroczniejszego ze wszystkich japońskich demonów,
ponieważ zdobywa on siłę wszędzie tam, gdzie człowiek okazuje się słaby i
przekupny. Im
czystszą duszę udaje się Tengu sprowadzić na złą drogę, tym większego uszczerbku
doznaje
japońskie społeczeństwo i tym bardziej demon rośnie w siłę.
Masterton wykorzystuje ten mit jako tło opowieści o globalnym zagrożeniu, bo
Tengu zostaje
uwolniony w ramach diabolicznego planu, mającego na celu zemstę na Ameryce za
zniszczenie
Hiroszimy.
W 1989 roku Masterton zajął się kultem druidycznym. „Zaklęci” — pierwsza z dwóch
książek, wykorzystujących ten kult jako tło, zajmuje się siłami zła, próbującymi
zniszczyć ludzką
solidarność, każącą poświęcać się dla dobra innych. Punktem wyjścia jest tu
zauroczenie
głównego bohatera pewnym domem, który okazuje się dawną kliniką dla umysłowo
chorych,
zamkniętą w 1926 roku, kiedy wszyscy pacjenci, głównie kryminaliści (było ich w
sumie stu
trzydziestu siedmiu), pewnego wieczoru nagle zniknęli. Żadnego z nich nie udało
się nigdy
odnaleźć, ponieważ wszyscy wniknęli w ściany.
Opinia laika na temat druidów jest kształtowana głównie przez nieprzyjazne im
relacje
Juliusza Cezara i rzymskiego historyka Tacyta*, jednak z innych greckich i
rzymskich źródeł
literackich wynika, że druidowie byli wykształceni, pełnili funkcje kapłańskie i
sędziowskie,
zajmowali się filozofią, nauczali i leczyli. Kult druidyczny miał także mroczną
stronę, ale został
bezlitośnie wypleniony przez Rzymian, choć nie do końca wiadomo, czy dlatego, że
druidzi
składali ofiary z ludzi, czy dla zapobieżenia koncentrowaniu się wokół nich
ruchu oporu
przeciwko władzy rzymskiej.
W „Zaklętych” Masterton zajmuje się mroczną stroną druidyzmu: umiejętnością
poruszania
się jego wyznawców pod ziemią. W powieści jest wiele „znaków fabrycznych”
Mastertona, w
tym także kilka fikcyjnych opowieści o wydarzeniach z przeszłości. I tak na
przykład
przedstawione są tu dwa przekazy o „ziemiokrążcach”. „W Applebachsville, stan
Pensylwania, w
1881 roku pewna kobieta ujrzała postać nagiego mężczyzny, idącego wewnątrz
ściany jej
wiejskiego domu; a tak niedawno, jak w roku 1903, pewien farmer w Pewamo, stan
Michigan,
zeznał pod przysięgą w lokalnej gazecie, że widział pole pełne ludzkich rąk.
Przysiągł na
wszystko co święte, że chwyciły one jego nagrodzonego na konkursie białego byka
i wciągnęły
prosto w ziemię”*.
Jak zawsze, Masterton racjonalnie uzasadnia wszystkie nadprzyrodzone wydarzenia:
druidowie mogą poruszać się pod ziemią, ponieważ mają dostęp do linii ley
(podziemne linie
tworzące sieć łączącą magiczne miejsca Ziemi).
Linie ley występują także w „Domu szkieletów”, opowieści o grupie młodych ludzi,
śledzących tajemniczego pana Vane’a, który jest właścicielem domów, powodujących
znikanie
zamieszkujących je ludzi. Masterton trzyma się tu podstawowych cech religii
druidycznej,
przedstawionych w „Zaklętych”. Powieść ta jest ich łagodniejszą wersją i ma
podobną fabułę.
W 1994 roku temat „budzącego się prastarego demona” w książce „Ciało i krew”
zostaje
wpleciony w opowieść o wszczepieniu ludzkich genów wielkiemu i bardzo
niebezpiecznemu
knurowi o imieniu Kapitan Black. Poza wątkiem genetycznym jest tu także wątek
legendarny,
powstały z połączenia dwóch zjawisk z pogranicza świata rzeczywistego i
mitycznego,
występujących w angielskiej historii.
Pierwsze z nich to maszkarnicy. Nazywano tak wędrownych aktorów, krążących w
przebraniu
od domu od domu i odgrywających tradycyjne pantomimy. Przedstawienia
maszkarników to
najpopularniejszy rodzaj angielskiego teatru ludowego i można przypuszczać, że
wywodzą się
one z rytuałów prymitywnych społeczności rolniczych. Ich centralnym wątkiem jest
śmierć i
zmartwychwstanie przedstawianych postaci, co jest oczywistym przełożeniem
budzenia się ziemi
z zimowej „śmierci”.
Drugim wątkiem jest legenda o Zielonym Janku, znanym także jako Zielony Jack
albo Zielony
Wędrowiec, który wykorzystując swą barwę przemyka się lasem i szuka okazji do
napadnięcia
niczego nie przeczuwających drwali i leśniczych.
W „Ciele i krwi” w zamian za zgodę na zapłodnienie żony rolnika Zielony Janek
zapewnia mu
urodzaj, a sobie samemu gwarantuje nieśmiertelność.
Zielony Janek jest sprawcą urodzaju i płodności, ale jest także dziedzicem
prastarych,
tajemniczych sił. Żywi się ludzkimi trzewiami, najczęściej wyrywanymi własnemu
potomstwu,
co oznacza, że w wiele lat po pierwszej wizycie na pewno złoży nieszczęsnemu
rolnikowi
następną.
U Mastertona Janek jest przywódcą grupy maszkarników, która składa się ze
Świadka,
obserwującego i zapisującego grzechy chciwości i zdrady, Chirurga, potrafiącego
nakładać
odcięte głowy i przywracać do życia wybrane ofiary*, Miecznika, pełniącego rolę
kata i oprawcy,
Trędowatego, przenoszącego wszystkie choroby, na jakie może zapaść człowiek,
oraz bliźniaków
Noża i Nagiej, jedynych mówiących członków grupy, jej rzeczników.
Wszystkie te istoty otrzymały nieśmiertelność za zgodą papieża Formosusa
Pierwszego, który
zapewnił im ją, przekazując trzydzieści srebrników*. Pozwalają im one panować
nad czasem, w
którym się poruszają — kto je posiada, znajduje się „jedno uderzenie serca za
innymi”, i dzięki
temu nie można mu w żaden sposób zaszkodzić.
Powieść zaczyna się od makabrycznej sceny na polu, kiedy Terence Pearson obcina
sierpem
głowy dwojgu ze swych trojga dzieci. Powód tego zbrodniczego czynu staje się
jasny później,
kiedy legendy zaczną się splatać z akcją. Różne wątki zbiegają się w jeden,
kiedy okazuje się, że
wszczepione gigantycznej świni ludzkie geny pochodzą od potomka Zielonego
Janka*.
Czytelnik dowiaduje się następnie, że Terence i jego żona są rodzeństwem, a ich
dzieci są
potomkami Zielonego Janka. Terence właśnie dlatego zachował się wobec nich tak
okrutnie:
wiedział, że Janek wróci po ich trzewia.
Janek rzeczywiście wraca, i to w przerażający sposób. Zostaje wtedy zabite
trzecie dziecko
Terence’a, córka Emily*, a Miecznik obcina głowę Terence’owi, przedtem jednak
maszkarnicy
odkrywają, że wcale nie są nieśmiertelni. Naga, nie mając ochrony srebrników,
które zostały jej
skradzione, ginie. Maszkarnicy próbują uciec czarną furgonetką, którą podróżują,
ale szeryf
Lukę, który wie o srebrnikach (i sam jeden z nich posiada), przestrzeliwuje
zbiornik paliwa
samochodu i przemienia go w kulę ognia. Srebrniki zostają stopione, co
przypieczętowuje koniec
maszkarników.
W furgonetce nie ma Janka, ale kiedy dochodzi do konfrontacji między nim a
zbiegłym
Kapitanem Blackiem, rozpoznaje on w przywódcy maszkarników swego dziadka.
Mimo zawartej w „Ciele i krwi” grozy, powieść ta ma bardzo humanitarne
przesłanie.
Masterton steruje czytelnikiem tak, by współczuł świni–zabójcy i nieśmiertelnym
dewiantom, co
nie jest wcale takie łatwe, zwłaszcza w tak skomplikowanej książce.
W „Dziecku ciemności” Masterton lokuje akcję w Polsce i koncentruje się na
potwornościach,
jakim podczas powstania warszawskiego musieli stawić czoło uciekający kanałami
przed
Niemcami członkowie ruchu oporu. Przedstawia tu legendę o Dziecku z Tunelu i
łączy ją z mało
znanym kultem, wyznawanym przez mnichów zwanych Tajemnikami.
Legenda o nich pochodzi z XIII wieku i głosi, że w Chęcinach istniał podówczas
maleńki
klasztor, którego mnisi „posiedli niebywałą wiedzę naukową, o stulecia
wyprzedzającą czasy, w
których przyszło im żyć”. Zapłodnili oni młodą kobietę „wymieszanym nasieniem
człowieka i
karalucha, żeby zobaczyć, czy kobieta może dać życie dziecku posiadającemu cechy
obu tych
gatunków”. Powstała w ten sposób istota okazała się „oddaną Bogu i posłuszną
swym mistrzom,
lecz posiadającą nieprawdopodobną siłę, długowieczność i wybitne walory
umysłowe”.
Tajemnikom udało się stworzyć kilkoro takich „dzieci”, które „potrafiły myśleć
jak ludzie. Jak
ludzie potrzebowały towarzystwa i kogoś, kogo kochają. Ale tak jak karaluchy
nienawidziły
światła i musiały żyć w wilgotnych, mrocznych miejscach. (…) Krzyżacy (…)
odkryli, że za
tych, którzy je karmią i chronią w okresie hibernacji, istoty te potrafią
walczyć jak demony”*.
„Dziecko ciemności” jest podobne do „Ciała i krwi”, bo i tu okazuje się, że
stworzony przez
siły zła zabójca ma jednak ludzkie cechy. Kiedy czytelnik dowiaduje się w końcu,
na czym
polega prawdziwa natura tego bezlitosnego narzędzia zbrodni, odczuwa
współczucie.
Nieszczęsny stwór nie wie, że można postępować inaczej, podziwia człowieka,
który się nim
zaopiekował, i zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, iż został wykorzystany.
Wszystkie występujące u Mastertona demony są przedstawione w licznych
czasopismach
dotyczących folkloru i okultyzmu, a także w The Encyclopedia ofthe Occult Freda
Gettingsa,
wydanej w 1986 roku przez Century Hutchinson. Temat reprezentujących zło i
mających tło
historyczne prastarych istot, które powracają na ziemię we współczesnych nam
czasach, bardzo
często pojawia się w jego książkach.