1268

Szczegóły
Tytuł 1268
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1268 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1268 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1268 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Cizia Zyke - Sahara CIZIA ZYK� SAHARA (Sahara) Prze�o�y� Stanis�aw Wojnicki Cz�� pierwsza | Cz�� druga | Cz�� trzecia Cz�� pierwsza Niamey. Z ci�ar�wki zeszli�my zm�czeni i pokryci kurzem. Za ostatnie centymy kupuj� dwa lodowate piwa miejscowej produkcji i rozkoszujemy si� nimi sp�dzaj�c chwil� w spokoju i ch�odzie. Poniewa� ma klimatyzacj� i wygodne wn�trze, Rivoli - bar, w kt�rym znale�li�my schronienie - przeznaczony jest w zasadzie dla bia�ych, do kt�rych do��czaj� nieliczni zamo�ni czarni, na og� kupcy lub m�odzi nigerscy studenci. W�a�cicielka, gruba matrona o wyblak�ym i nie�wie�ym wygl�dzie, ma niesamowity marsylski akcent. Na zewn�trz jest gor�co i wilgotno. Na ulicach faluje niespokojnie t�um dzikich, ubranych w kolorowe bubu albo w cokolwiek. Powoli, nios�c na g�owie miednic�, przechodz� kobiety o imponuj�cych zadkach, zaledwie przys�oni�tych kawa�kiem materia�u. Ten obrazek jak z poczt�wki dope�nia widok ma�ych czy�cibut�w i sprzedawc�w owoc�w mango. Kiedy Miguel opowiada� mi o Afryce, nie zdawa�em sobie sprawy Jak bardzo s� czarni i jak jest ich du�o. Dla mnie Afryka to by�a d�ungla i pe�no zwierz�t: przy barze, s�cz�c whisky, sta� podr�nik w kolonialnym kasku, do jego ramienia tuli�a si� blondynka o ochryp�ym g�osie, a nad ich g�owami pracowa� ogromny wentylator. Kiedy zatrzasn��em za sob� drzwi szwajcarskiego mieszkania, wiedzia�em tylko, �e to gdzie� na dole. Na po�udnie, w kierunku s�o�ca? Po niebezpiecznych zwi�zkach z heroin� haust �wie�ego powietrza sta� si� konieczny. Powzi��em decyzj� w ci�gu dw�ch minut, i z r�kami w kieszeniach zag��bili�my si� w ten nieznany kontynent... Nieznany, ale nie bezludny! Afryka to przede wszystkim czarni; jest ich du�o i s� wsz�dzie, wielkie roze�miane dzieci ciekawe wszystkiego, do tego stopnia, �e chwilami staje si� to trudne do zniesienia. Prywatno�� tutaj nie istnieje. Najdrobniejszy nasz ruch wydaje si� mie� kapitalne znaczenie. Otacza nas t�um dzikich, kt�rzy obserwuj�, komentuj�, opowiadaj� co wida� tym, kt�rzy stoj� z ty�u, albo po prostu patrz� na tych dw�ch dziwnych facet�w. Faktem jest, �e nie maj� absolutnie nic innego do roboty. Ta �wiadomo��, �e jest si� gwiazd� otoczon� reporterami, jest z pocz�tku przyjemna, ale szybko staje si� nu��ca. Nie mo�na zrobi� kroku, �eby spod ziemi nie wyros�o Murzyni�tko, kt�re prosi wrzaskliwie: �Da� prezent, szefie?". Dla nich bia�y, tubab, to worek z fors�: jest zawsze bogaty. Odk�d zacz�li�my z Miguelem t� podr�, nie potrafi� wbi� im do g�owy, �e nale�ymy do nowego plemienia, o kt�rym tu nie s�yszano, plemienia bia�ych bez forsy. Konieczne s� d�ugie dyskusje, by to mogli poj��. Wszystko ma swoj� warto��, nawet kawa�ek sznurka podtrzymuj�cy spodnie Miguela. Ka�dy ma co� do sprzedania: sk�r� kajmana, pos��ek albo siostr�. W Niamey wszyscy interesuj� si� samochodami. Od naszego przyjazdu przychodz� bezustannie. - Kupi� tw�j samoch�d, szefie. - Nie mam samochodu. - Bardzo dobrze zap�ac�, szefie. - M�wi� ci, �e nie mam. - Znam kogo�, kto go kupi, szefie. M�cz� mnie. Odys�am dw�ch, dwudziestu, pi��dziesi�ciu, zanim udaje mi si� zazna� chwili spokoju. - Bardzo przepraszam, przyjechali panowie samochodem? Zaczyna si�. Ale posta�, stoj�ca przed naszym stolikiem, od razu wydaje mi si� bardziej interesuj�ca ni� wszyscy poprzedni handlarze razem wzi�ci. To wysoki facet, bardzo stary i pomarszczony, w niebieskim bubu, w bia�ej mycce na g�owie. Ten Murzyn jest muzu�maninem. Ma sympatyczny u�miech, a jego spojrzenie jest nieprawdopodobnie sprytne. Z tego staruszka tryska inteligencja, tutaj to raczej rzadko��. - S�uchaj, nie mamy samochodu, nie mamy forsy i chcemy mie� spok�j. Jasne? U�miecha si� jeszcze szerzej i k�ania si�. - Czy m�g�bym si� przysi���? Kiedy� wbito mi do g�owy, �e na osoby starsze nie nale�y podnosi� r�ki, a poza tym jego spojrzenie budzi sympati�. Siada i przedstawia si�. - Jestem Ministrem Dobrych Interes�w. Wszystko sprzedaj� Wszystko kupuj�. �mieje si�. - Jestem Charlie. A to jest Miguel. Minister. Dobrych Interes�w oznajmia, �e jest mu bardzo mi�o, i wyci�ga z ma�ego jutowego woreczka orzeszek cola, kt�ry zaczyna prze�uwa� nie przerywaj�c rozmowy. Tu, w Niamey, podobnie jak w ca�ej Afryce, wszystko mo�na wymieni�, kupi� lub sprzeda�. Robi wra�enie kr�la handlu, dobrego i sprytnego z�odzieja, ale inteligentniejszego od innych, bo bardzo szybko pojmuje, �e m�wimy prawd�; nie mamy samochodu, ani nawet jednego centyma. Zaskoczenie: zaprasza nas do siebie. Przyjmujemy zaproszenie bez ceregieli. *** Na zewn�trz nadal piekielny �ar i og�uszaj�cy ha�as. Nasz nowy przyjaciel kupuje w skleconym z paru desek stoisku troch� cukierk�w i t�umaczy, robi�c do mnie oko, �e ma du�o wnucz�t. Zatrzymuje taks�wk�, rozklekotanego peugeota 404, kt�ra p�dzi przez Niamey tr�bi�c nieustannie. Minister Dobrych Interes�w mieszka w ogromnej kolonialnej willi, koloru brudno��tego. Kiedy tylko pojawia si�, nadbiega chmara dzieciak�w i wszystkie wczepiaj� si� w jego bubu. Szcz�liwy w�r�d tych Murzyni�tek, rozdziela wko�o cukierki i klepni�cia w g�ow�. Ogr�d, kt�ry kiedy� musia� by� pi�knym parkiem, zamieniony zosta� w rodzaj wysypiska; pe�no tam wrak�w samochod�w na ko�kach, rozebranych niemal doszcz�tnie, starych opon, kawa�k�w �elastwa i bli�ej nie zidentyfikowanych przedmiot�w. To prawdziwe rumowisko, nieopisany burdel. Willa ma co najmniej pi�tna�cie pokoi, w kt�rych roi si� od dzieci, lecz s� tam tak�e m�czy�ni w r�nym wieku oraz mn�stwo kobiet. Wi�kszo�� tych ostatnich ma obna�one piersi, nosz� tylko rodzaj d�ugiej sp�dnicy zawi�zanej dooko�a talii. T�ok panuje wsz�dzie, w ka�dym pokoju i nawet na korytarzach; to potomstwo naszego gospodarza. Minister prowadzi nas do pustego pokoju, w kt�rym kilka kobiet po�piesznie ustawia stolik i �elazne krzes�a. Siadamy we tr�jk�. Ma�y ch�opak przynosi misk� ry�u w sosie, po czym idzie usi��� w k�cie pokoju. Tym razem nie chodzi o wnuka, lecz o sierot�, kt�rego Minister Dobrych Interes�w przygarn�� i kt�ry s�u�y mu za boya. - Jeste� �onaty, Charlie? - Nie. - A wi�c jeste� m�dry... Przerywa, piorunuj�c wzrokiem Miguela, kt�ry, nie mog�c si� ju� powstrzyma�, zacz�� je�� zanurzaj�c r�k� w ry�u. Ten dure� pomyli� r�ce: u muzu�man�w jada si� wy��cznie praw� r�k�. Lewa s�u�y do podmywania ty�ka. T�umacz� to Miguelowi. Minister natychmiast odzyskuje dobry humor i kontynuuje swoje wywody. - Kobiety s� do niczego, Charlie. Kto mo�e o tym wiedzie� lepiej ni� ja, kt�ry mia�em ich siedem i kt�ry codziennie patrzy na rezultaty? Wskazuje mi na otaczaj�ce nas ludzkie mrowie i wzdycha. Mia� osiemna�cie c�rek i dw�ch syn�w, z kt�rych jest bardzo dumny. Za ka�dym razem, kiedy kt�ra� z tych panienek si� pu�ci, przybywa mu nowy smarkacz. - Wi�c co mam zrobi�, �eby ich wy�ywi�, h�? Robi� biznes, to jedyne wyj�cie; wszystko sprzedaj�, wszystko kupuj�... �mieje si�, a z oczu tryska mu weso�o��. - I zarabiam. Widzisz, Charlie, tutaj kobiety drogo kosztuj�. Afryka ma wi�c przynajmniej jedn� cech� wsp�ln� z innymi krajami Trzeciego �wiata, w Azji i Ameryce, kt�re pozna�em. Wydaje si�, �e mi�o�� to choroba Zachodu. Romanse s� mniej wa�ne ni� prze�ycie, trzeba mie� pe�ny �o��dek, �eby zajmowa� si� mi�osnymi uniesieniami. - Tutaj, Charlie, masz pieni�dze, to masz kobiety. Ale uwaga: no money, no fuck. Sam to te� tak zrozumia�em; najpi�kniejsza g�ba na nic si� nie przyda, afryka�skie damy czu�e s� jedynie na banknoty. Zajadaj�c i �artuj�c. Minister t�umaczy mi, jak zarabia swoje pieni�dze. Wi�kszo�� jego interes�w to samochody, u�ywane cz�ci zamienne i wozy, kt�rych sprzeda� w tym kraju, jak si� wydaje, mo�e by� bardzo intratnym zaj�ciem. Sprzedaje swoim rodakom, ale robi r�wnie� interesy ze swoimi dostawcami, Europejczykami. - W tej chwili pracuj� z dwoma Francuzami, z Bordeaux, b�d� tu dzi� wiecz�r. Ale teraz czas, �eby�cie troch� odpocz�li. *** Ma�y boy prowadzi nas do pokoju, gdzie czekaj� na nas dwa cebrzyki z wod�. Dostosowujmy si� do miejscowego zwyczaju, nakazuj�cego spa�, kiedy jest zbyt gor�co, by pracowa�. Na kr�tko przed kolacj� pojawiaj� si� Europejczycy. Jest ich trzech, a raczej dw�ch i jeden. Ten ostatni to klasyczny turysta, ma�y z brzuchem wystaj�cym poza szorty, pro�ciutki przedzia�ek z boku, nie zagojone oparzenia s�oneczne, kraciasta koszula i sanda�y, kr�tko m�wi�c, przeci�tny ba�wan na wakacjach. Minister przedstawia mi go jako Ciastkarza. Dwaj pozostali to cwaniacy, gangsterzy z francuskiego po�udniowego zachodu. Frederic to wysoki, milcz�cy brunet. Nosi okulary intelektualisty, zza kt�rych patrz� zimne oczy: prawdziwy skurwysyn. Alain, jego kumpel, te� wygl�da na skurwysyna, ale du�o sympatyczniejszego. Jestem jeszcze zm�czony, ale po tej d�ugiej sje�cie czuj� si� odpr�ony i nie mam zupe�nie ochoty na nawi�zywanie bli�szej znajomo�ci. Nie zdradzam im, �e ca�� swoj� m�odo�� sp�dzi�em w Bordeaux. Sami te� nie podejmuj� wysi�k�w, �eby ze mn� rozmawia�. Na kolacj� znowu dostajemy ry� podlany pikantnym sosem z ro�linnymi przyprawami. Dla Afryki nie ma miejsca w przewodniku gastronomicznym. Miejscowa trawka jest za to doskona�a. Miguel zrobi� ogromnego skr�ta za pomoc� kartki z Biblii, kt�r� ukrad� w Watykanie. Poniewa� wewn�trz �ar jest nie do zniesienia, rozk�adamy sobie na noc pos�ania na dachu. W Afryce jednym z nielicznych przyjemnych moment�w jest ch��d �witu: kilka minut spokoju. Ale dzisiaj Miguel zadecydowa�, �e b�dzie inaczej. Miguel to m�j towarzysz podr�y, mi�y wariat. Dlatego w�a�nie postanowi�em mu pom�c i jest jeszcze ze mn�. Bardzo wysoki, chudy jak paj�k, podkre�la jeszcze to wra�enie nosz�c stale czarne spodnie, obcis�e niczym druga sk�ra. Ogromna klamra u pasa robi wra�enie, jakby mia�a przewa�y� go do przodu. Jego w�osy, czerwone, zielone i niebieskie, dawniej wygolone po bokach, zwisaj� mu na plecy w postaci d�ugiego, brudnego ko�skiego ogona. Jego kostki i przeguby pokryte s� bransoletami, kt�re brz�cz� przy ka�dym kroku. M�wi ma�o, ale du�o si� �mieje. Cho� jest ca�kowicie nieodpowiedzialny, Miguel ma czasami przeb�yski geniuszu, jak tego ranka, kiedy zamieni� cz�� swojego �elastwa na star� tr�bk�, poniewieraj�c� si� w ogrodzie Ministra. Teraz, stoj�c na baczno�� i na granicy apopleksji, usi�uje wydoby� z niej jakie� d�wi�ki i dzia�a wszystkim na nerwy. Nalewam sobie kawy do po�yczonej mena�ki. Boy wykorzystuje kr�tk� chwil� ciszy, by w��czy� na ca�y regulator radio, ale nie udaje mu si� z�apa� �adnej stacji. Wychodz� pogada� z Alainem, ma�ym cwaniakiem z Bordeaux, kt�ry ziewa przygl�daj�c si�, jak kilka wnuczek Ministra myje si� na podw�rzu, co stanowi pi�kny, wzruszaj�cy widok. Woda �cieka po ich ledwo rozkwit�ych cia�ach, m�ode piersi stercz� dumnie, kr�g�e po�ladki dopraszaj� si� gwa�tu. To jeszcze uczennice, ale ju� kobiety. - Pi�kne s�, co? - O, kurwa! - Jeste� z Brodeaux, Alain? - Tak. - Ja te�. Alain patrzy na mnie zaskoczony: - Niemo�liwe, jeste� z Bordeaux? - No przecie� ci m�wi�. I ju�. Szowinizm przydaje si� r�wnie� do zdobywania sobie kumpli. Do��czy� do nas Fred i po p�godzinie, siedz�c przy pierwszej tego dnia any��wce, doszukujemy si� wsp�lnych znajomych. Dyskutujemy tak ca�y ranek, a popo�udnie schodzi nam na opowiadaniu o naszych najlepszych numerach. Po niezawodnym wieczornym ry�u Alain, coraz bardziej rozgadany i che�pliwy, wyja�nia mi, na czym polega ich handel. Wystarczy kupi� we Francji u�ywany samoch�d, jak najtaniej, sprowadzi� go stamt�d, przejecha� przez pustyni� i sprzeda� go za dobr� cen� w Niamey, gdzie oczywi�cie Minister Dobrych Interes�w zajmuje si� negocjacjami. Przejecha� przez pustyni�, �eby dotrze� a� tutaj, to mnie interesuje. - I mo�na na tym zarobi�? - Cz�owieku, to kopalnia z�ota! To interes stulecia! Te czarne ba�wany kupuj� byle co, i wierz mi, �e maj� fors�. Masz cztero albo pi�ciokrotne przebicie za ka�dym razem. Pi�tna�cie dni na podr� i przejazd przez pustyni�, tydzie� do dziesi�ciu dni na sprzeda�, zabawa tu, zabawa w Bordeaux, i nast�pny kurs. - A przejazd przez pustyni�? - Pustynia? Spokojnie! To pestka. Nie mo�e si� powstrzyma�, �eby nie opowiedzie� mi o podr�y hiszpa�skiego ksi�dza, kt�rego ostatnim razem zabrali na po�udniu Algierii. - Utkn�� tam. Wi�c powiedzieli�my mu: �Prosz� ksi�dza, prosimy do nas", a on nam na to: �dzi�kuj�". Wybucha �miechem, i opowiada dalej: - Po paru kilometrach Alain otworzy� torb� Wielebnego Ojca i dla �artu wyrzuci� przez okno pierwsz� rzecz, jaka wpad�a mu pod r�k�. Ksi�dz nie �mia� nic powiedzie�. Zach�cony tym Alain powyrzuca� po kolei wszystkie jego rzeczy. Poniewa� szary ze strachu ksi�dz nadal nie reagowa�, rozw�cieczony Alain kaza� mi si� zatrzyma�, nasra� w piach, sprofanowa� kilka stron Biblii, po czym, �eby zwi�kszy� jeszcze �wi�tokradztwo, wsadzi� krucyfiks w swoje odchody. Nie pozostawa�o nam nic innego, jak zostawi� �wi�tego m�a, kt�ry zaniem�wi� ze strachu, na �rodku szlaku, �eby poczeka� na nast�pn� ci�ar�wk�. Wydaje si�, �e jest to dla nich �wietny dowcip do opowiadania i tarzania si� ze �miechu! Tacy to w�a�nie ludzie... Najzabawniejsze jest to, �e obaj sko�czyli t� sam� surow� religijn� szko��, kt�ra zrobi�a z nich bandyt�w. To sympatyczni k�amcy i oszu�ci pozbawieni jakiejkolwiek moralno�ci. Spokojnie up�ywaj� mi dni sp�dzone na rozmowach z Ministrem i tymi dwoma anio�kami. Dzi� wcze�nie rano poszed�em si� przej��. Niamey to miasto wilgotne i ha�a�liwe. Ranne godziny to okres najwi�kszego rozgardiaszu na ulicach, zw�aszcza w dzielnicy wielkiego bazaru, prawdziwego labiryntu s�omianych dach�w, kipi�cego krzykliwymi kolorami i ruchliwym t�umem. Wi�kszo�� Afrykan�w to handlarze. Ci, kt�rym wiedzie si� najgorzej, siedz� na ulicy przed mat�, na kt�rej le�y ich jedyny towar: jeden owoc mango, trzy orzeszki ziemne albo dwie stare �ruby. Tych los ju� si� nie odmieni. Inni, grube czarne zwa�y t�uszczu, maj� wi�cej szcz�cia. Sw�j sukces handlowy zawdzi�czaj� doskona�ej firmie UNICEF. Osi�gaj� �wietne mar�e, jako �e sprzedaj� dary. Zawsze s�dzi�em, �e jestem pozbawiony skrupu��w, ale w Afryce nie mam szans. Na niekt�rych kartonowych pud�ach widnieje jeszcze nazwa tej dobroczynnej organizacji. Wielu uczestnik�w akcji charytatywnych by�oby zapewne zdziwionych dowiaduj�c si�, �e ich dary s�u�� wy��cznie do podtuczania paru miejscowych �wi�. Ale robi si� tu jeszcze lepsze interesy: par� miesi�cy temu sprzedano na licytacji kilkaset dziewcz�t i kobiet z plemienia Tamachek. Uciek�y z Sahelu szukaj�c pomocy tutaj, gdzie poczynaj�c od pewnego progu zamo�no�ci do dobrego tonu nale�y posiadanie haremu, co jest zwyczajem przyjemnym, lecz jak�e m�cz�cym. Problem ten rozwi�zano w spos�b radykalny, wycinaj�c tym paniom �echtaczki, i definitywnie pozbawiaj�c je wszelkich apetyt�w seksualnych. *** Kt�rego� wieczoru Minister wraca rozradowany, z kieszeniami pe�nymi cukierk�w. W�a�nie sprzeda�, za bardzo wysok� cen�, samochody obu Francuz�w. Natychmiastowa decyzja Alaina i Freda: � Trzeba to uczci�. Zabawa musi by� w wielkim stylu. Zgarn�li�my tuzin dziewczyn w �Z club", jedynym przyzwoitym nocnym lokalu w Niamey. W jednym z pokoi naszej willi Fred zawiesza banknoty o niewielkich nomina�ach frank�w CFA w regularnych odst�pach na �cianie, na wysoko�ci twarzy. Gra jest prosta: przed ka�dym banknotem staje dziewczyna, rozk�adaj�c r�ce i nogi. Powstaje imponuj�cy rz�dek czarnych, blyszcz�cych po�ladk�w. Fred, jako mistrz ceremonii, przechodzi za ka�d� z nich z wiadrem w r�ku i czy�ci g�bk� zadki naszych go�ci, �dla higieny". S� gotowe. Miguel nie potrafi oprze� si� pokusie, Ciastkarz natomiast ostentacyjnie odmawia. Obaj ch�opcy z Bordeaux przyst�pili ju� do dzie�a. Jako cz�owiek bardzo pruderyjny z natury, zdejmuj� trzy banknoty ze �ciany i zaci�gam odpowiadaj�ce im trzy Murzynki do innego pokoju. *** Nast�pnego dnia dwaj z Bordeaux szykuj� si� do powrotu do Europy. Rano przychodzi do mnie Alain. - S�uchaj, Charlie... - No. - Nie chc� si� wtr�ca� w twoje sprawy, ale co ty robisz z tym hiszpa�skim frajerem? Patrz� na Miguela, kt�ry siedzi niedaleko. Po raz kolejny odcyfrowuje swoj� miniaturow� map� Afryki, wydrukowan� na jednej stronie kieszonkowego kalendarzyka. Afryka ma tam dwa centymetry na trzy, a dooko�a jest reszta �wiata. Co ja robi� z tym facetem, nie jest �atwe do wyt�umaczenia. Jeste�my w tym samym wieku, ale nale�ymy do dw�ch r�nych �wiat�w. Miguel jest niezdolny do dawania sobie rady samemu, a tym bardziej do dawania z siebie czegokolwiek. Nawet jego fa�szywy paszport to kwintesencja amatorszczyzny, stanowi�ca sta�e zagro�enie. Po wielu latach tu�aczki potrzeba czysto�ci i komfortu przywiod�a mnie z powrotem do Europy, w przerwie mi�dzy przygodami. Zamieszka�em w Szwajcarii, cz�sto je�d��c do Amsterdamu, by zaopatrywa� si� w narkotyki na w�asne potrzeby. Tutaj si� spotkali�my. Widzieli�my si� par� tygodni wcze�niej w Hiszpanii i rozpozna� mnie. Opu�ci� ojczyzn� uciekaj�c przed �wczesnym faszystowskim re�imem. By� sam, bez pieni�dzy, w �rodku europejskiej zimy, dostawa� strasznie w ko�� i poprosi� mnie o pomoc. To nie w moim stylu udawa� dobrego samarytanina, i zwykle nie godz� si� na takie uk�ady. Staram si� otacza� facetami z inicjatyw�, kt�rych warto�ciowe cechy rozwijam, aby m�c je wykorzysta�. Przyja�� przychodzi p�niej. Natomiast Miguel niewart jest z�amanego grosza i ma nawet w�a�ciwo�� komplikowania ka�dej sytuacji. Ju� jego wygl�d zewn�trzny przyci�ga k�opoty. Wiedzia�em te�, �e je�li troch� mu pomog�, b�d� si� uwa�a� za zobowi�zanego doprowadzi� spraw� do ko�ca. Ale uda�o mu si� wymusi�, by� mo�e nie lito��, ale w ka�dym razie sympati�. Wi�c wzi��em go pod swoje opieku�cze skrzyd�a. Jego zwariowane numery bawi� mnie. Teraz polubi�em go, to dobry towarzysz podr�y, do kt�rego przyzwyczai�em si�, i do Afryki przyjechali�my po to, �eby mu pom�c. Nie ma sensu tego t�umaczy� Alainowi. Nie zrozumia�by. - M�g�by� robi� ciekawsze rzeczy. Jeste� od nas, jeste� na poziomie. Jeste� piratem tak jak my, Charlie. Rozmawiali�my o tym z Fredem. Sfinansujemy twoj� pierwsz� podr�, pojedziesz z nami i ob�owimy si� ile si� da. Zgoda? Oferta jest kusz�ca. Od pocz�tku tej podr�y wiem, �e nast�pna przygoda czeka mnie na tym kontynencie, zw�aszcza na tej pustyni, kt�r� przejecha�em niechc�cy. Widoki s� wspania�e, ludzie spokojni, a upa� ca�kowicie mi odpowiada. Interesy Alaina i Freda id� dobrze. Na wi�ksz� skal� mo�na tu zrobi� kokosy! Przygoda jest tu�, tu�. Ale oznacza�oby to porzuci� Miguela, a tego nie chc�. Krety�ska dobro� zabrania mi pozostawi� w bagnie kogo�, kto we mnie wierzy. Nie jestem mu nic winien, ale nie zostawi� go. Z tym jego szmat�awym paszportem oznacza�oby to skazanie go na najgorsze. Po co by�y te wszystkie wysi�ki, zaczynaj�c od Amsterdamu, je�li mia�oby to si� tak sko�czy�? Miguel potrzebuje jeszcze poprowadzenia i nauczenia paru rzeczy, zanim b�dzie w stanie dawa� sobie rad� sam. Ponadto ta przyja�d�ka jest potrzebna i mnie, �eby do ko�ca oczy�ci� si� od europejskich narkotyk�w. Interesy przyjd� p�niej. Nie pierwszy raz jestem bez grosza ani nie ostatni, to nie problem. Nie mam zamiaru bawi� si� w turyst� wiecznie. Wiem, �e okazja jest. Wr�c� po ni�, musz� tylko doko�czy� to, co zacz��em z Miguelem. Na razie musz� go jeszcze poprowadzi� za r�k�. D�wi�k tr�bki za plecami umacnia moj� decyzj�. - Nie, Alain. To �adnie z waszej strony, ale nie teraz. Ciastkarz jest z wami? Pytanie to przywraca mu u�miech. - �artujesz, przecie� to frajer... Opowiada mi, �e Ciastkarz ju� dwukrotnie pr�bowa� przejecha� pustyni�, ale zawsze oblatywa� go strach na po�udniu Algierii. Tym razem uda�o mu si� przejecha�, bo dodawa�a mu odwagi obecno�� ch�opak�w z Bordeaux. - Rozumiesz, chcieli�my go naci�gn��. Ale pilnuje si�, skurwiel, nieufny jest. �pi ze swoj� fors�, wiesz o co mi chodzi? A� za dobrze! Tch�rz i sk�piec, akurat typ faceta, jakiego najbardziej nienawidz�. Mo�e si� zabawimy, ale potrzebuj� jeszcze paru informacji. - Chce jecha� do Czarnej Afryki, nie? Alain kiwa g�ow�. - Tak. Taki ma zamiar, ale si� waha. Boi si�, my�li, �e Murzyni go zjedz�. - To doskonale. Na pewno b�dzie potrzebowa� przewodnika... Alain szybko rozumie. Wybucha �miechem i wali si� d�o�mi po udach. Kiedy troch� mu przechodzi, zapewnia, �e szepnie o mnie s��wko. W nieca�e pi�tna�cie minut p�niej Ciastkarz podchodzi do mnie, z wypi�tym brzuchem i buzi� w ciup. - Charlie... To prawda, �e dobrze znasz Afryk�? - Tak. Urodzi�em si� tu i sp�dzi�em ca�e swoje �ycie. - A! Tak. Bo widzisz, ja tak dobrze nie znam, a chcia�bym troch� zwiedzi�... - Co chcesz robi�? Polowa�? - Nie, po prostu poje�dzi�. - To nie moja dzia�ka. Ja si� g��wnie zajmuj� polowaniem. Lwy, bawo�y, s�onie. - A! Zrobi�o to na nim wra�enie, ale jednocze�nie jest rozczarowany. Czuj�, �e jest got�w zrezygnowa�. Pytam go mi�ym tonem: - Dok�d chcesz jecha�? - Na wybrze�e. Gdyby� zechcia�, eee... - Nie. - Nie? - Tw�j samoch�d jest zbyt ma�y. ��dam w ko�cu godziny do namys�u i sp�dzam j� na paleniu trawki z Miguelem. Po up�ywie czasu Ciastkarz pojawia si� ponownie. - Dobrze. Przemy�la�em to. Zgadzam si�. Jego twarz roz�wietla szeroki u�miech ulgi, ale po chwili zn�w powa�nieje. - Ale trzeba ustali�... eee... Jakie chcesz wynagrodzenie? - S�aby z ciebie psycholog, Ciastkarz. Ja nie pracuj� za wynagrodzenie. Je�li si� zgodzi�em, to �eby ci pom�c, jeste� sympatyczny i lubi� ci�. U�miech pojawia si� znowu. - Wystarczy, je�li pokryjesz koszty podr�y. Jego u�miech powoli zanika. M�wi� dalej. - To znaczy hotele, restauracje, no po prostu podstawowy komfort! Teraz z u�miechu pozosta�o ju� niewiele. - Ale nie obawiaj si�, nie b�dziemy ci� drogo kosztowa�. - My? - No tak, Miguel i ja. Tym razem mina zrzed�a mu na dobre. K�ad� mu r�k� na ramieniu protekcjonalnym gestem i m�wi�: - Ciastkarz, zrobimy pi�kn� podr�. Kiwa s�abo g�ow�, mimo wszystko zadowolony, �e si� zgodzi�em. Czy ma to sens, czy nie, ludzie czuj� si� przy mnie bezpieczni i Ciastkarz nie jest wyj�tkiem. �eby uczci� nasz� sp�k� oraz wyjazd ch�opak�w z Bordeaux, inauguruj� m�j nowy bud�et zapraszaj�c wszystkich na ma�y wieczorek podobny do poprzedniego, z tym �e Ciastkarz, kt�ry dzi� stawia, decyduje si� uczestniczy�. *** Nast�pnego dnia Francuzi odjechali do Europy. D�ugo �ciskam d�o� Ministra Dobrych Interes�w, kt�ry wie, �e pojawi� si� znowu. Da�em mu w prezencie fotel pasa�era z citroena mehari Ciastkarza. Fotel usun��em, �eby m�c jecha� na tylnym siedzeniu wygodnie, z wyci�gni�tymi nogami. Miguel siedzi obok mnie. I wyruszyli�my na po�udnie. Ach, Ciastkarz! Dla niego te pi�� tygodni wsp�lnej przeja�d�ki to prawdziwa droga krzy�owa. To jego wina, sam tego chcia�. Ju� od pierwszych dni skar�y� si� na ilo�� moich stosunk�w seksualnych, uwa�aj�c, �e przesadzam: przypomnia�em mu zasady naszej umowy. Pos�usznie dalej wyci�ga� ze swej peda��wki wynagrodzenie dla wszystkich tych m�odych panienek. P�niej powiedzia� mi, �e nasza umowa nie przewidywa�a rozrywek Miguela. Nie zada� sobie najmniejszego trudu, �eby zrozumie�, �e Afryka to kontynent seksu, i �e po��czone efekty skr�t�w z afryka�skiej. trawki i wszystkich tych stercz�cych zadk�w s� odczuwalne i nagl�ce. Nawet przyjacielskie trzepni�cia w kark nie przekona�y go. Nie do��, �e psu� nam przyjemno�� swoj� ma�ostkowo�ci�, to Jeszcze pozwala� sobie na zrz�dzenie na temat cen hoteli i restauracji, w kt�rych si� zatrzymywali�my: jego zdaniem powinni�my byli uprawia� camping! Tak jakbym by� typem cz�owieka, sypiaj�cym pod namiotem! Poniewa� nalega�, �eby spa� pod go�ym niebem, musia�em po�wi�ci� troch� czasu na rozmow� w cztery oczy, a� zrozumia�, jak niebezpieczne mo�e si� to okaza� z powodu z�odziei, bandyt�w i podobnych rzeczy. P�niej oburza� si� na brak pomocy z naszej strony za ka�dym razem, kiedy jego mehari �apa� gum�. Odkr�canie ko�a, naprawa, pompowanie, przykr�canie, wszystko to wydawa�o mu si� zbyt ci�kie dla jednego cz�owieka. Godzi� si� jeszcze na to, �ebym odpoczywa� zajadaj�c banany, podczas gdy on pracuje, jako �e by�em jego przewodnikiem, osob� odpowiedzialn� i szefem ekspedycji. Ale irytowa�o go, �e Miguel siedzia� ko�o mnie i patrzy� na niego rechocz�c lub dmuchaj�c w tr�bk�. Nic ju� nie uk�ada�o si� mi�dzy nimi. Miguelowi sprawia�o z�o�liw� przyjemno�� zjadanie jego porcji w restauracji, dawanie mu po g�owie za moim przyk�adem, wymy�lanie mu po hiszpa�sku. Pocz�tkowo Ciastkarz prosi�, �ebym mu t�umaczy�, ale potem zrezygnowa�. *** Na szcz�cie poznawa�em kontynent i sprawia�o mi przyjemno�� rozgl�danie si� dooko�a, na haju razem z Miguelem. W ko�cu przesta�em zwraca� uwag� na naszego kierowc�. Afryka jest zabawna. Jest nieporz�dna, ha�a�liwa, popsuta, po�atana. Upa� przyt�acza wszystkich i nic nie dzia�a jak nale�y, ale kiedy si� jest tylko przejazdem, jest to nawet dobra rozrywka. W ma�ych wioskach, gdzie s� trzy domki i dwie ma�e okr�g�e stodo�y, ludzie s� sympatyczni. Na nasze powitanie zbiega�y si� dzieciaki, ca�e w u�miechach i z wyci�gni�tymi d�o�mi. Na pocz�tku g�aska�em je po g�owie, �eby sobie wytrze� r�ce. Teraz robi� to z sympatii. Doro�li �miej� si� ca�y czas i nic nie mo�na zrozumie� z tego, co wygaduj�. Kobiety s� zawsze gotowe uczciwie zarobi� par� frank�w, zadar�szy sp�dnic�, nawet bez zdejmowania miednicy czy stosu drewna z czubka g�owy. Szkoda, �e czarnuchy z miast s� r�wnie nieprzyjemne, co t�pe. Ledwie zle�li ze swoich drzew, zwali�a si� im na kark cywilizacja i nie wp�yn�o to na nich dobrze. W miastach rz�dzi przemoc, s� one pozbawione podstawowej higieny i infrastruktury, nic w nich nie mo�na za�atwi� bez zap�aty. To prawdziwie absurdalne �wiaty, podobne granicom wytyczonym przez kolonizator�w, tak samo jak Ich armie, ich administracja i wszystkie inne dziedziny, w kt�rych czarni zacz�li ma�powa� swoje wzorce. Wszyscy celnicy, z kt�rymi mieli�my do czynienia, okazywali si� nad�tymi i skorumpowanymi skurwysynami. Wszyscy gliniarze to sukinsyny, podobnie zreszt� jak s�dziowie. Z tymi ostatnimi nawi�zali�my kontakt przez Ciastkarza. Dok�adnie by�o to w Ghanie. Ciastkarz zacz�� dzie� zapominaj�c, �e po przejechaniu granicy, w �rodku buszu, trzeba nagle je�dzi� po angielsku. kolonizacja zobowi�zuje, czyli po lewej, a nie po prawej, bo inaczej mo�na nadzia� si� na ci�ar�wk�. Po kr�tkich a gwa�townych emocjach rozumiemy, w czym rzecz. W kilka minut p�niej Ciastkarz wydaje z siebie okrzyk i hamuje w miejscu, wywracaj�c Miguela. - Moja torebka! Moje pieni�dze! Ten dure� zostawi� swoj� peda��wk� w restauracji, trzydzie�ci kilos�w wcze�niej. Wracamy i, oczywi�cie, po torebce ani �ladu. Nie ??????????????? na d�ugo jednak, bo krzyki Ciastkarza �ci�gaj� wszystkich dooko�a. Co najmniej trzydziestu Murzyn�w przeszukuje okolic�, i w ko�cu dorywaj� dw�ch sprz�taczy z restauracji, kt�rych oczywi�cie skusi�a taka fortuna w zasi�gu r�ki. Nasz kretyn, ci�gle jeszcze przera�ony nawet po odnalezieniu zguby, ryczy, �eby wezwa� policj�. Po pi�ciu minutach do restauracji wpada dw�ch gliniarzy, w szortach, d�ugich niebieskich skarpetkach i ogromnych butach na tych ich murzy�skich stopach. �api� pa�ki, rzucaj� si� na obu g�wniarzy i wal�. Wal� z ca�ej si�y, rozrywaj� tkanki, uderzaj� w g�ow�, w brzuch. Robi mi si� niedobrze od ich brutalno�ci, pr�buj� interweniowa�, ale jeden z gliniarzy zatrzymuje mnie wyci�gaj�c w moim kierunku pa�k�. - Don't move, it's our business. Na szcz�cie w ko�cu przestaj� i wyci�gaj� nieruchome cia�a na. zewn�trz, ale najpierw zabieraj� nam paszporty, bo musimy uczestniczy� w procesie jako �wiadkowie. Tego samego wieczora robi mi si� g�upio i id� do szefa policji, �eby wynegocjowa� zwolnienie obu ch�opc�w. Ten sucho odmawia i nakazuje nam stawi� si� nazajutrz rano na procesie. W ten spos�b rano znajdujemy si� w wielkiej brudnej sali Pa�acu Sprawiedliwo�ci. Kiedy� budynek musia� by� �adny. Dzisiaj niewiele si� r�ni od afryka�skiego bazaru, panuje tu brud i lata pe�no much. Czekamy tak od godziny na �askawe nadej�cie s�dzi�w. Oskar�eni, w swoim oddzielnym boksie, s� w op�akanym stanie. Cali posiniaczeni, z pop�kanymi wargami, popuchni�tymi g�owami, w postrz�pionych ubraniach, ledwie trzymaj� si� na nogach. R�ce maj� zwi�zane za plecami, a za nimi stoj� dwaj wysocy gliniarze, z kt�rych ka�dy trzyma kij i dla rozrywki poklepuje nim guzy obu ofiar. Jako �wiadkowie jeste�my tak�e pilnowani. Poza tym na sali jest oko�o dwudziestu os�b, korespondent�w lokalnej prasy albo sprzedawc�w mango; nie mam poj�cia, mo�e przyszli tu si� och�odzi� albo przespa�. Wreszcie Panowie S�dziowie, �wiadomi w�asnej wa�no�ci, wchodz� na sal�. Wymierzam Miguelowi cios �okciem mi�dzy �ebra, �eby powstrzyma� niepohamowany �miech, jaki go ogarnia. Ich Wysoko�ci ubrane s� po angielsku, w czerwone togi i bia�e falowane peruki. Ju� na starym angielskim lordzie takie rekwizyty wygl�daj� niepowa�nie, ale na czarnej mordzie robi� zab�jcze wra�enie. - Uwa�aj, s� niebezpieczni. Rzeczywi�cie, w miar� jak rozwija si� ceremonia, czuj�, �e dzieciaki s� w niebezpiecze�stwie. Tamci kretyni postanowili udowodni� nam, �e w ich kraju sprawiedliwo�� nie jest pustym s�owem, i zamierzaj� wlepi� im kar� najwy�sz�. Nie mo�na do tego dopu�ci�. Wstaj� wi�c i zabieram g�os. O�wiadczam im, �e ich kraj jest bardzo pi�kny i �ywi� wiele szacunku dla ich kultury. Opowiadam im o legendarnej wielko�ci Ghany, przypominam szczeg�lne stosunki, jakie zawsze ��czy�y nasze kraje, oraz pe�no innych niedorzeczno�ci tego rodzaju, po czym wzywam do okazania wspania�omy�lno�ci obu oskar�onym. To my jeste�my winni, bo stworzyli�my pokus�. Zreszt� jest to prawda. Nie zostawia si� maj�tku w zasi�gu r�k dzieci, kt�re umieraj� z g�odu. Podczas mojej przemowy patrz� w punkt wysoko ponad ich g�owami. Nie potrafi� zachowa� powagi widz�c te mordy klown�w. Jednak�e zauwa�am, �e s� niezdecydowani. Jeden nieustannie drapie si� w kark, przesuwaj�c w ten spos�b peruk�, kt�ra jest dla niego za du�a i spada mu wtedy na oczy. Wal� obcasem Miguela, kt�ry chichocze obok, i siadam w�r�d og�lnej ciszy, poprosiwszy na zako�czenie przysi�g�ych o wielkoduszno��. S�dziowie patrz� po sobie, najwyra�niej zak�opotani, przygl�daj� si� oskar�onym, potem sufitowi, a kiedy nie zostaje ju� nic do ogl�dania, og�aszaj� uniewinnienie. Ch�opcy dostaj� jeszcze ko�cowe lanie, po czym zostaj� wyrzuceni na ulic�. Odbieram nasze paszporty i r�wnie� wychodz�, by do��czy� do Miguela, kt�ry zatacza si� ze �miechu na chodniku. Od tego czasu Miguel traci ostatecznie szacunek dla Ciastkarza, kt�ry przecie� nadal robi swoje. *** Togo, Dahomej... Podczas gdy w buszu pe�no jest zachwycaj�cych Murzynek, to w�a�nie w Lagos, w Nigerii, w najniebezpieczniejszym mie�cie Afryki, niedorzecznym rezultacie afryka�skiej urbanistyki, nasz szanowny towarzysz objawia nagle swoje seksualne potrzeby. I oto w �rodku nocy jedziemy jego citroenem do czerwonej dzielnicy, w kt�rej dziewczyny podchodz� w �wiat�o reflektor�w, by rozwiera� uda i wykrzykiwa� swoje bojowe zawo�anie: �Fucky-fucky! Fucky- -fucky!" Po d�u�szym kr�ceniu si� po okolicy, co pozwala, �eby wszyscy nas zauwa�yli, Ciastkarz wybiera sobie trzy grube, po czym, kiedy przychodzi�o p�acenia, naturalnie zaczyna awantur�. Za trzy minuty ekstazy na podw�rku dziewczyny ��daj� wi�cej, ni� by�o ustalone. Zamiast da� spok�j i zap�aci�, Ciastkarz przeci�ga spraw�. Sprzeczka przyci�ga jakich� facet�w, i zaczyna si� corrida. Ka�� pozosta�ym wycofa� si� do samochodu. Tamtych jest trzech. Ciastkarz co� d�ugo nie mo�e ruszy�, wi�c walimy. Uderzam najbli�szego lewarkiem. Miguel wbija saperk� w czo�o drugiego. Cofaj� si�. M�j klient ma tward� g�ow�, wraca, wi�c tym razem wal� go z ca�ej si�y, podczas gdy Ciastkarzowi wreszcie udaje si� wrzuci� jedynk�. Tym razem nasz kole� si� przestraszy�. Na pe�nym gazie opuszczamy kraj i jedziemy do Kamerunu. Kilka dni p�niej noc zaskakuje nas na szosie niedaleko Yaounde, i nie ma szans na znalezienie hotelu. Zgadzam si� na sp�dzenie nocy pod go�ym niebem, i �pi� kamiennym snem. Po przebudzeniu okazuje si�, �e nic ju� nie mamy. Skrzynki, ekwipunek, wszystko znikn�o. Miguel i ja spali�my w ubraniach, ale Ciastkarzowi zosta�a tylko peda��wka, kt�r� mia� pod g�ow�. Stoi zaskoczony, w samych tylko slipach w�tpliwej czysto�ci, i prze�ywa katastrof�. Dla niego to pot�ny cios. P�niej dowiem si�, �e z�odzieje spalaj� jak�� ro�lin�, kt�rej dym pog��bia sen. Ciastkarz ma w nosie to wyja�nienie. Za�amuje si�. Kupuje sobie nowe ubranie, po czym wyjawia mi, �e zamierza wszystko rzuci� i wraca� do Europy. Po kr�tkiej dyskusji zgadza si�, �e nie by�oby elegancko zostawia� swoich kumpli w �rodku dzikiej Afryki, bez centa odszkodowania za zerwanie kontraktu. Wyci�ga swoje czeki podr�ne i wyp�aca mi pi��set dolar�w, po czym wstaje od sto�u barowego, przy kt�rym siedzimy. Ko�cem warg mamrocze jakie� do widzenia i odchodzi, nawet nie kiwn�wszy nam r�k�. Facet, kt�ry od ponad miesi�ca dzieli ze mn� �ycie, odwraca si� ode mnie tak po prostu! Miguel i ja, nadal siedz�c za sto�em, z lekkim smutkiem patrzymy, jak citroen oddala si�, po czym zatrzymuje, bo ten zboczeniec Miguel przeci�� obie tylne opony. I taki pozostanie mi ostatni widok Ciastkarza, zaczerwienionego z wysi�ku, dysz�cego, wychud�ego i pomniejszonego, kt�ry raz jeszcze naprawia opony swego ma�ego samochodu pod naszym rozczulonym spojrzeniem. *** Mog�em odebra� mu wszystko. Moj� wielk� satysfakcj�, odk�d przemierzam �wiat, jest to, �e nigdy nie przesta�em podr�owa�. Jestem bez skrupu��w, inteligentny, jestem manipulatorem, jak kto woli, ale mam za sob� siedem lat podr�y, z r�kami w kieszeniach d�ins�w, w wysokich butach na nogach i jedynie z paszportem. Mimo to nigdy niczego sobie nie odmawia�em. Pieni�dze znajduj�, a gdyby trzeba by�o oskuba� t� miernot� z citroenem z ostatniego grosza. zrobi�bym to bez problem�w. Nie zrobi�em tego, bo do nast�pnego kroku potrzeba mi tylko pi�ciuset dolar�w. B�d� musia� rozsta� si� z Miguelem, pozwoli� mu i�� w�asn� drog�, i jednocze�nie pozostawi� sobie wolne r�ce, �eby powa�nie popracowa�. Musz� wr�ci� na Sahar�, gdzie, jak wiem, czeka na mnie przygoda. Zaczynam naprawd� ceni� Miguela. Wyrobi� si�, nabra� rumie�c�w. Zrobi� si� przy mnie rozmowniejszy. To dobry kumpel, ale nie ma dla niego miejsca w dalszym ci�gu tej historii. Pierwsz� spraw� do za�atwienia jest jego paszport. Przed wyjazdem troch� nad nim popracowali�my, ale nie m�g�by si� osta� powa�niejszej kontroli. Dlatego w�a�nie pojechali�my do Afryki, �eby znale�� dla niego nowy paszport, a tak�e dlatego, �e potrzebowa�em �wie�ego powietrza po dw�ch przedawkowaniach heroiny. W Yaounde moj� pierwsz� czynno�ci� by�o sprawdzenie, czy jest tam hiszpa�ski konsulat. Kiedy to ustali�em, wzi��em za pretekst podr� do Gwinei r�wnikowej, dawnej hiszpa�skiej kolonii, �eby spotka� si� z konsulem. By� to m�ody, mniej wi�cej trzydziestopi�cioletni facet, otwarty, bardzo sympatyczny i rozmowny, doskona�y, do roli, jak� mia� dla mnie zagra�. Konsulu, je�li czytasz te s�owa, nie miej do mnie �alu, �e ci� nabra�em, chodzi�o o uratowanie kogo�! Pierwsza sprawa, zmieni� wygl�d, m�j, a zw�aszcza Miguela. Kupujemy marynarki, porz�dne buty, zegarki za trzy grosze i poz�acany �a�cuszek na uzupe�nienie stroju Miguela. Potem najtrudniejsze: przekona� tego t�pog�owego hiszpa�skiego hippisa, �eby �ci�� w�osy. Udaje mi si� go nareszcie do tego nak�oni� i ma�y kameru�ski fryzjerczyk robi mu pi�kn� g��wk� m�odego kretyna, starannie wygolon� za uszami. Kr�cimy si� po wszystkich klimatyzowanych barach w mie�cie, maj�c nadziej� spotka� tam Ramona, naszego konsula, kt�ry ch�tnie chodzi si� zabawi� wieczorami. Po trzech dniach udaje si� nam to w najelegantszej kawiarni Yaounde, gdzie jest bar dla bia�ych i dla czystych dziewczyn; lokal prowadzi jaki� Niemiec, a Ramon jest tam cz�stym go�ciem. Nast�pne dwa tygodnie po�wi�camy na zdobycie jego sympatii. Wed�ug naszego scenariusza Miguel jest ch�opcem z dobrej rodziny, kt�ry uczy si� �ycia podr�uj�c. Ja jestem jego opiekunem. Obaj prze�cigamy si� w uprzejmo�ciach dla Ramona, co przychodzi nam o tyle �atwo, �e facet jest naprawd� mi�y. Dobrze zna Afryk� i ch�tnie o niej opowiada, dobrze si� go s�ucha, a poza tym, rzecz nie do pogardzenia, lubi si� dobrze zabawi�. Lokale, drinki, kolacyjki, par� weso�ych zabaw z dziewczynkami, j szybko stajemy si� nieroz��czni. Dok�adnie wtedy, kiedy w�a�nie zacz�a si� pora deszczowa, oznajmiam mu nasz zamiar odbycia parodniowej wycieczki do d�ungli. W czasie pory deszczowej drogi staj� si� prawdziwymi bagnami, i Ramon ostrzega, �e b�dziemy cierpie�. Odpowiadam, �e w�a�nie o to chodzi, �e nale�y to do regu� gry, bo trzeba, �eby Miguel troch� si� zahartowa�. Nast�pnego dnia opuszczamy Yaounde, cho� oczywi�cie nie zamierzamy gin�� w lesie. Zatrzymujemy si� w ma�ej wiosce, dziesi�� kilometr�w od miasta, i siedzimy tam pi�� dni, goszczeni przez rodzin�, kt�ra udost�pnia nam jedno pomieszczenie w swojej chacie, i palimy, chlamy wino palmowe wyg�upiamy si� z tubylcami. Pi�tego dnia, w ulewnym deszczu, w obecno�ci umieraj�cego ze strachu Miguela, wrzucam uroczy�cie jego paszport w b�oto. Rezultat jest �wietny. Nazwisko daje si� odczyta�, podobnie jak data urodzenia i termin wa�no�ci paszportu. Piecz�� na zdj�ciu jest ca�kowicie zamazana. Wracamy do Yaounde i wkr�tce odwiedzamy Ramona w jego biurze. Przyjmuje nas z otwartymi ramionami, pyta o Miguela i jak uda�a si� nasza ekspedycja. - W�a�nie, Ranion, mamy ma�y k�opot, mo�e m�g�by� nam pom�c. Wyja�niam mu, �e paszport Miguela nieszcz�liwie wpad� w b�oto podczas trudnej przeprawy, �e nied�ugo musimy jecha� do Gwinei r�wnikowej i �e ca�a podr� stanie pod znakiem zapytania, je�li b�dziemy musieli wraca� do Hiszpanii, �ebv wyrobi� mu nowy paszport. Ramon wznosi r�ce do nieba. Ma wprawdzie mo�liwo�ci, �eby wyrobi� Miguelowi nowy paszport, ale oficjalnie nie ma do tego prawa. Wszystko zale�y teraz od przyja�ni, jaka ��czy nas od kilku tygodni, i od zaufania, jakie do nas �ywi. Nie daje odpowiedzi od razu i prosi, �ebym przyszed� nast�pnego dnia. Przez ca�� noc Miguel chodzi w k�ko po hotelowym pokoju. Je�li Ramon odm�wi, to ju� naprawd� koniec. Nast�pnego dnia Ramon zgadza si�. P�nym popo�udniem Miguel znajduje si� w posiadaniu oficjalnego paszportu, podstemplowanego w hiszpa�skim konsulacie. Jest to fa�szywy dokument o tyle wiarygodny, �e jest ca�kowicie autentyczny. W pokoju Miguel bez przerwy ogl�da go ze wszystkich stron, podziwia go i od czasu do czasu wybucha pe�nym szcz�cia �miechem. Te jego nag�e radosne okrzyki �wiadcz� o tym, jak bardzo m�czy�a go sta�a niepewno�� jutra. *** - Prosz� pani, teraz wyli�emy kuciap�. - Teras ... wyliziemy ... kuczape. Zdanie to Miguel powtarza kilkakrotnie. Akcent nie jest jeszcze dobry, ale moje lekcje francuskiego zaczynaj� przynosi� owoce. Postanowi�em uzupe�ni� troch� jego wykszta�cenie, zanim zostawi� go samemu sobie. Francuski i angielski, w po��czeniu z jego hiszpa�skim, pozwol� mu dawa� sobie rad� wsz�dzie. - Kuciap�! Nie kuczape - Kucz... Kuczape. Kuciap�! Moje lekcje maj� nieco szczeg�lny charakter, ale w ci�gu paru tygodni nie mam czasu nauczy� go wszystkich subtelno�ci j�zyka. Pomy�la�em wi�c, �e najlepiej poprzesta� na sprawach najwa�niejszych. Dlatego kilka razy w ci�gu dnia zatrzymujemy, si� przy drodze, �eby troch� odpocz�� i, je�li nie gramy w szachy, ucz� go nowego �wi�stwa. Im dalej posuwamy si� t� pust� drog�, tym bardziej Miguel mnie zadziwia. Robi ogromne post�py i powtarza moje zdania z entuzjazmem. Odk�d ma w kieszeni sw�j nowy paszport, sta� si� innym cz�owiekiem. �mieje si�, rozmawia, bawi. Jego ramiona wyprostowa�y si� i nie ma ju� tego wygl�du niewydarzonego cherlaka, przemykaj�cego si� ukradkiem przez �ycie, kt�ry uderza� w nim na pocz�tku podr�y. Po za�atwieniu sprawy z konsulem w Kamerunie udali�my si� do Czadu, do N'Djameny, ale nie zostali�my tam d�ugo. Trwa�a tam wojna, a poniewa� nie byli�my w stanie ustali�, kt�rzy byli dobrzy, a kt�rzy �li, zostawili�my ich swojemu losowi. Niech si� dalej naparzaj� sami. Nadarza si� te� pierwsza okazja, �eby pozby� si� Miguela. Zaczynam ju� mie� do�� tej przeja�d�ki, i pilno mi zmieni� dzia�alno��. Miguel ma teraz doskona�y paszport, brakuje mu tylko troch� forsy ewentualnie kogo�, kto m�g�by si� nim zaj�� przez jaki� czas, �ebym mia� czyste sumienie. W�a�nie w N'Djamenie dwoje Hiszpan�w prowadzi kwitn�cy handel. To wymarzona okazja. - Miguel, id� do nich, powiedz im, �e rodacy musz� sobie pomaga�, nawsadzaj im kitu! Musi ci si� uda� co� za�atwi�! - My�lisz? Nie wiem, ja chyba nie potrafi�. Lepiej by�oby, �eby� ty z nimi pogada�. - Ale� nie, to nie by�oby to samo. Poza tym musisz si� przyzwyczaja�. No, jazda, troch� wiary we w�asne si�y! Robi kilka krok�w, zatrzymuje si�, wraca. - Nie, niezr�cznie mi, id� ty. - Kurwa, to ty jeste� Hiszpanem! Idzie znowu, stoi par� minut niezdecydowany, po czym odwraca si� w moim kierunku i robi wielki, zrezygnowany ruch r�kami. Do cholery! Mam go ju� do��, ta ofiara mog�aby zrobi� ma�y wysi�ek. To przez niego siedz� w tym idiotycznym kraju i sram z nud�w. Opieprzam go, po czym w przyp�ywie w�ciek�o�ci odwracam si� na pi�cie i odchodz�, nie odwracaj�c si�. Niech sobie sam daje rad�, do�� ju� dla niego zrobi�em. Bior� si� za co� innego. Id� tak dobry kilometr, zanim g�upie wyrzuty sumienia ka�� mi zawr�ci�. Miguel nie ruszy� si�, jak zamurowany gapi si� na sklep. Daj� mu znak r�k� i idzie za mn�, bez s�owa. Kierunek: Kongo, na po�udniu. Pomy�la�em sobie, �e skoro ju� tu jestem, r�wnie dobrze m�g�bym zako�czy� ten obch�d Afryki ma�ym wypadem do centrum, �eby zobaczy� jakie� zwierz�ta i, je�li si� da, za�atwi� par� kobiet Pigmej�w... Zn�w jeste�my bez grosza, i nie mamy zupe�nie ochoty zawraca� sobie g�owy. Wychodz�c z N'Djameny wybieramy drog� na po�udnie, do Konga pozosta�o sze��set kilometr�w, i ruszamy pieszo. *** Od paru tygodni idziemy t� d�ug� drog� z czerwonej ziemi, ca�kowicie prost�, wysadzan� a� po horyzont ma�ymi pokr�conymi i kolczastymi drzewkami i wielkimi �ysymi baobabami. Mangowce, na kt�rych od czasu do czasu znajdujemy wielkie owoce, pozwalaj� nam si� po�ywi�. S� gor�ce, w �rodku p�ynne i powoduj� straszliwe biegunki, ale to praktycznie jedyna rzecz, jak� mo�emy je��. Par� wiosek, przez, kt�re przeszli�my, czy pojedyncze chaty napotkane po drodze, ledwie pozwoli�y nam na urozmaicenie menu. Jaki� ry� z sosem, papka z prosa i par� li�ci. Nic wykwintnego. Mamy to gdzie�. Idziemy spokojnie, dwadzie�cia lub trzydzie�ci kilometr�w dziennie. Powoli tracimy poczucie czasu. Jest noc: zatrzymujemy si�, �eby spa�. Jeste�my zm�czeni: siadamy. Przez reszt� czasu maszerujemy na haju, rozmawiaj�c po drodze. *** Miguel utyka z ty�u. Ogoli� sobie g�ow� i straci� z�b w wyniku chwili zdenerwowania z mojej strony, kiedy po raz kolejny pr�bowa� co� zagra� na swojej tr�bce. Ci�gle trzyma j� w r�ku i od czasu do czasu, bez widocznego powodu, wydobywa z niej jakie� d�wi�ki. Pod pach� �ciska Bibli� i ma�e okr�g�e pude�eczko po nesce, w kt�rym znajduje si� nasz zapas trawki. Jako dodatkowy baga� schowa� do tylnej kieszeni ma�� papierow� szachownic� pokryt� plastikiem i woreczek z figurami, kt�re zrobili�my w Czadzie. Ju� dawno nasze buty wyzion�y ducha i obaj poobcinali�my nogawki naszych d�ins�w. Miguel zawi�za� sobie na g�owie koszul�, niczym turban. Przy ka�dej okazji, to znaczy niezbyt cz�sto, moczy j� wod� ze studni, b�otnist� i o nieprzyjemnym ziemistym smaku. Na nogach mamy wspania�e afryka�skie sanda�y z kawa�k�w opon. Jeste�my czarni, spaleni przez s�o�ce, tak d�ugo idziemy t� drog� bez �adnej os�ony, i mamy doskona�� kondycj�. Jedynym powa�nym problemem jest noga Miguela. Nabawi� si� jakich� paso�yt�w st�p. S� to ma�e, jedno lub dwumilimetrowe larwy, gnie�d��ce si� pod sk�r�. Dziury, jakie ryj� te stworzonka, w po��czeniu z naszym nieustaj�cym marszem, powoduj� prawdziwe cierpienia. Od paru dni zatrzymuj� si� troch� cz�ciej, na partyjk� szach�w. Pozwala to Miguelowi troch� odpocz��. Podczas tej zwariowanej wyprawy prze�y�em dwie spo�r�d najbardziej pami�tnych damskich przyg�d mojego �ycia. Ju� par� kilometr�w temu zauwa�yli�my na horyzoncie samotn� chat� przy drodze i powoli zbli�amy si� do niej, maj�c nadziej�, �e uda si� tam co� zje��. Im bli�ej jeste�my, tym bardziej intryguje mnie pewien szczeg�. Na wprost chaty porusza si� ma�a turkusowoniebieska plama, dobrze widoczna na tle czerwonej ziemi. Jeszcze kilkaset metr�w, i nie mo�e ju� by� �adnych w�tpliwo�ci: to porusza si� dupcia, z g�ry na d�, zadek, kt�ry wydaje si� wspania�y. Ten wypi�ty ty�ek zakryty niebiesk� sp�dnic� jest majestatyczny. Poch�oni�ta ca�kowicie swoj� prac� kobieta, ucieraj�ca proso w ogromnym mo�dzierzu przed chat�, nie s�yszy, jak nadchodzimy. - Dzie� dobry! Nie przerywaj�c pracy odwraca g�ow� w naszym kierunku, patrzy na nas i odpowiada w miejscowym j�zyku. Pe�nymi d�o�mi obejmuj� poruszaj�ce si� po�ladki, otrzymuj�c w odpowiedzi jedynie oboj�tny �miech kobiety i absolutne przekonanie, �e musz� mie� ten ty�ek. - Ej! �licznotko!