12647
Szczegóły |
Tytuł |
12647 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12647 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12647 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12647 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Juliusz Verne
Przygody rodziny Ratonów
Baśń o wróżkach
Tytuł oryginału francuskiego:
Aventures de la famille Raton (conte de fées)
Tłumaczenie:
ANDRZEJ ZYDORCZAK (2001)
24 ilustracje Volkera Dehsa zaczerpnięto z wydania niemieckiego
Die Abenteuer der Familie Raton Fischer Taschenbuch Verlag z 1989.
Opracowanie komputerowe ilustracji: Andrzej Zydorczak
Korekta i przypisy: Krzysztof Czubaszek, Andrzej Zydorczak
Opracowanie graficzne: Andrzej Zydorczak
© Andrzej Zydorczak
Wstęp
(pochodzi z wydania broszurowego)
Przygody rodziny Ratonów bez skreśleń
eżeli istniało jakieś dzieło Juliusza Verne’a, do którego przywiązanie autora
różniło się tak
zdecydowanie od obojętności co do jego wydania, to było to z pewnością
opowiadanie
Przygody rodziny Ratonów, zasługujące przy tym w pełni na miano “bajki o
wróżkach”.
Warto jest odnotować uporczywość Juliusza Verne’a, który, po zupełnym
niepowodzeniu
odczytów prowadzonych w 1887 roku w Brukseli, Anvers, Liege, a następnie w
Amsterdamie
i Hadze (cała trasa nie jest dokładnie znana), zaprezentował znowu Przygody
rodziny
Ratonów 1 grudnia 1889 roku podczas publicznego odczytu, tym razem przed
słuchaczami w
Amiens. Ta ostatnia publiczna lektura, jak się wydaje, przyjęta została z dużym
uznaniem.
Rozumie się samo przez się, że trudno było mieszkańcom Amiens inaczej niż dobrze
ocenić
wystąpienie rajcy miejskiego.
Tymczasem Hetzel-syn jakby nie zauważał tego utworu przez dwadzieścia pięć lat,
czyli
całe pozostałe życie pisarza – wbrew ciągle ponawianemu żądaniu Verne’a, aby
wydać
Przygody rodziny Ratonów w pewnego rodzaju albumie oraz w zbiorze opowiadań.
“Kiedy będzie całkowicie gotowy tom opowiadań?” - pisał Juliusz w liście do
Hetzela
jeszcze w kwietniu 1896 roku. Nigdy nie otrzymał od swego wydawcy odpowiedzi na
to
pytanie. Wiadomo, że Hetzel od długiego czasu wiedział o tym opowiadaniu, bowiem
pierwsza wzmianka pochodzi z 20 sierpnia 1886 roku, kiedy to Verne, złożony
chorobą w
łóżku, wspominał w liście do swego bratanka Gastona, że jest “pochłonięty
pisaniem baśni o
wróżkach”. Wydaje się więc oczywiste, że już wtedy powstała pierwotna wersja
tego utworu.
Opowiadanie Przygody rodziny Ratonów zawdzięcza swe pierwsze wydanie trochę
przypadkowemu zbiegowi okoliczności. W odpowiedzi na prośbę René Martina,
redaktora
naczelnego czasopisma “Figaro Ilustrowany”, Juliusz Verne pisał w liście z dnia
14 maja
1890 roku, którego kopię przesłał później Hetzelowi: “Z wielką przyjemnością
zgadzam się
napisać nowelę […] do bożonarodzeniowego numeru “Figaro”, lecz pod jednym
warunkiem –
kiedy przyjdzie mi do głowy pomysł, który będzie odpowiedni dla pańskiego
wydawnictwa”.
Na żądanie Martina rękopis miał być dostarczony za dwa miesiące, co bardzo
zbulwersowało
pisarza. “Przecież nie jestem magikiem!” – pisał do Hetzela 3 czerwca 1890 roku
–
“Potrzebuję więcej czasu niż do końca lipca”.
Jednak zbawcze natchnienie przyszło natychmiast. “Otworzyłem jeszcze raz mój
list, aby
przedstawić myśl, która przyszła mi do głowy. Ponieważ Figaro-Noël ukaże się za
jakiś czas
[par le temps] dlaczego nie mielibyśmy dać Przygód rodziny Ratonów? Opowiadanie
to
prawie odpowiada warunkom, których on [Martin] wymaga. Jest to baśń o wróżkach,
w sam
raz odpowiednia do numeru bożonarodzeniowego. To opowiadanie mam wspaniale
wygładzone i opracowane”.
Ponieważ Hetzel nie dawał uparcie swego zezwolenia, Verne pisał do niego trzy
dni
później: “Jeżeli nie damy Ratonów, odmówię napisania opowiadania do numeru
świątecznego. Po prostu brak mi zupełnie czasu”.
Autoryzowane przez Hetzela i zaakceptowane przez Martina Przygody Rodziny
Ratonów
ukazały się wreszcie w styczniu 1891 roku. Jednak ta publikacja absolutnie nie
mogła
zadowolić pisarza. Z jednej strony Juliuszowi zupełnie nie przypadły do gustu
ilustracje
(częściowo powtórzone w zbiorze opowiadań Hier et demain [Wczoraj i jutro]. W
post
scriptum do listu z 5 stycznia 1891 roku Verne pisał: “Obejrzałem osobiście
odbitkę próbną
Ratonów, przesłaną przez pana. Co z tą wróżką w ubiorze paryżanki?” Z drugiej
strony,
poprawiając próbne odbitki, stwierdził, że w porównaniu z rękopisem tekst został
skrócony.
Powodem tego było dostosowanie jego objętości do rozmiarów i rozkładu stron
stosowanego
w przeglądzie.
Kiedy Michel Verne w roku 1910 przygotowywał wydanie opowiadania w zbiorze Hier
et
demain, nie mógł znaleźć rękopisu (został on zatrzymany przez redaktora “Figaro”
i następnie
zaginął). Dlatego też, nie mogąc nic innego zrobić, przyjął wersję umieszczoną w
“Figaro”,
zawierającą około pięćdziesięciu poprawek i dwa mniejsze opuszczenia.
Długo nie udawało się odnaleźć rękopisu. Zapomniany w archiwach Hetzela,
wyszperany
został w Bibliotece Narodowej w Paryżu, gdzie się obecnie znajduje. Dzięki
nadzwyczaj
szczęśliwemu przypadkowi dysponujemy nie tylko autografem złożonym przez René
Martina, przed poprawkami skracającymi tekst, zawartymi na próbnej odbitce, lecz
także
wersją wcześniejszą, zatytułowaną Le Rat goutteux [Szczur-podagryk]. Chodzi tu o
pewną
kopię, zrobioną dla Hetzela, odpowiadającą pierwotnej wersji utworu. Tekst
jednak z
pewnością nie jest pisany ręką Verne’a, ponieważ miał on zwyczaj – zgodnie z
utartym
postępowaniem – poprawiać pierwotną wersję napisaną ołówkiem. Tymczasem tekst
jest
napisany piórem, prawdopodobnie przez niejakiego Simona, który naniósł ostatnie
poprawki
autora niebieskim ołówkiem w dniu 11 czerwca 1890 roku.
Autograf vernowski tej wersji niestety nie istnieje, ponieważ zniknął, czy to
pod grubymi i
licznymi skreśleniami i odszyfrowanie jego jest niemożliwe, czy też pod
kawałkami papieru
naklejonymi na stronach rękopisu. Taki właśnie obraz przedstawia ta wersja
utworu. Lecz
niewątpliwie Szczur-podagryk jest tym samym opowiadaniem co Przygody rodziny
Ratonów,
jedynie mniej zwartym w formie, zawierającym dużą ilość powtórzeń, kilka błędów,
oraz,
przede wszystkim inne nazewnictwo (w tej wersji książę Kissador nazywa się
Favori).
Przedstawiona poniżej wersja rękopisu została więc z powyższych powodów znacznie
zmniejszona, ale generalnie rzecz biorąc z korzyścią dla stylu i zwartości
akcji. Jednak
przeróbka dokonana do potrzeb druku w “Figaro” jest bardzo niejasna. Nie tylko
poprawiono
wyrażenia ekspresyjne, których rola jest tak ważna, ale posunięto się do godnych
pożałowania
skreśleń: zniknęły wyrażenia [zdania] objaśniające, usunięto całe dialogi
przyczyniające się
korzystnie do charakteryzacji głównych bohaterów, podobnie jak aluzje literackie
i bardziej
poetyczne opisy.
Wersja zawarta w “Figaro”, powtórzona ze zmianami w zbiorze opowiadań Hier et
demain,
liczy 17 rozdziałów, natomiast w manuskrypcie jedynie 16. Ta różnica wynika z
faktu, że
rozdział 15 w oryginalnej wersji włączony jest do rozdziału poprzedniego.
Czytelnik oceni,
czy ta zmiana jest szczęśliwa, czy też nie.
Nigdy zapewne nie poznamy wersji ostatecznej, tej, którą zaakceptowałby Verne,
ponieważ
jest trudne, a raczej wręcz niemożliwe, określenie, które z tych licznych
skreśleń zostałyby
przywrócone, które zaś poprawki stylistyczne zawarte w “Figaro” byłyby
zachowane.
Przedstawiony niżej tekst opowiadania stanowi więc mieszaninę dwóch różnych
wersji:
pierwotnej i wydanej w czasopiśmie w roku 1891.
***
Powyższy wstęp autorstwa Volkera Dehsa, wybitnego niemieckiego znawcy twórczości
Juliusza Verne’a (przetłumaczony przeze mnie z niewielkimi skrótami), został
opublikowany
wraz z opowiadaniem Przygody rodziny Ratonów w Bulletin de la Société Jules
Verne
(biuletynie francuskiego Towarzystwa Juliusza Verne’a) [nr 90 z roku 1989].
Należy koniecznie dodać, że mój przekład nie obejmuje bardzo licznych przypisów
Volkera Dehsa. Pokazują one głównie różnice pomiędzy wersjami opublikowanymi w
“Figaro” i w zbiorze Wczoraj i jutro a rękopisem Szczura-podagryka. Część z nich
odnosi się
do sfery języka francuskiego, np. analizuje użycie innego czasu, składni czy
pojedynczego
słowa. Te niuanse wcale, albo prawie wcale nie mają wpływu na tłumaczenie
polskie.
Dodajmy jeszcze, że Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a jest również
właścicielem
polskiego przekładu Przygód rodziny Ratonów w wersji Michela Verne’a,
pochodzącej ze
zbioru Wczoraj i jutro (z której to też częściowo korzystaliśmy). Być może
kiedyś wersja ta
ukaże się drukiem…
Życzę przyjemnej lektury
Andrzej Zydorczak
I
ewnego razu była sobie uczciwa rodzina szczurów, składająca się z ojca Ratona,
matki
Ratonny, córki Ratiny i kuzyna Ratégo. Mieli dwoje służących – kucharza Ratę i
gosposię
Ratanę.1 Otóż, drogie dzieci, te szacowne gryzonie spotkały tak nadzwyczajne
przygody, że
nie mogę powstrzymać się od ich opowiedzenia.
Zdarzyło się to za czasów wróżek i czarnoksiężników, kiedy nawet zwierzęta
mówiły
ludzkim głosem. Bez wątpienia z tego okresu pochodzi powiedzenie: “opowiadać
głupoty”.2
Nie powiedziały one jednak więcej głupot niż ówcześni i obecni ludzie do tej
pory.
Posłuchajcie zatem, drogie dzieci, ale nade wszystko bądźcie grzeczne. Zaczynam.
II
najpiękniejszym domu, w jednym z najpiękniejszych miast tych czasów żyła dobra
wróżka.
Nazywała się Firmenta.3 Czyniła wiele dobrego, tyle, ile jedna wróżka może
czynić, i bardzo
ją za to kochano.
W tamtych czasach wszystkie istoty żywe podlegały prawom metempsychozy.4 Nie
przerażajcie się tym słowem: oznaczało ono drabinę rozwoju, której szczeble
każde
stworzenie musiało sukcesywnie pokonywać celem osiągnięcia tego ostatniego,
stanowiącego
najwyższy stopień rozwoju ludzkości. Tak więc każdy rodził się mięczakiem,
stawał rybą,
następnie ptakiem, potem czworonogiem, a w końcu kobietą lub mężczyzną. Jak
widzicie,
przechodziło się od stanu najprymitywniejszego do stanu pełnej doskonałości.
Często jednak
za sprawą złośliwych działań niektórych czarnoksiężników zdarzało się komuś
spaść z
drabiny. A wtedy jakiż smutny żywot czekał! Stać się, na przykład, znowu ostrygą
po tym,
jak się było człowiekiem. Na szczęście ostatnio to się już nie zdarza,
przynajmniej w sensie
fizycznym.
Musicie także wiedzieć, że wszelkie metamorfozy dokonywały się za pośrednictwem
geniuszy, dobrych i złych. Dobrzy awansowali, źli się cofali, a jeśli ci ostatni
nadużywali
swojej mocy, Stwórca mógł zawiesić na jakiś czas ich działalność.
Nie trzeba chyba mówić, że wróżka Firmenta była dobrym geniuszem i nikt się
nigdy na
nią nie uskarżał.
A więc pewnego pięknego poranka Firmenta siedziała w jadalni swojego pałacu, w
sali
przyozdobionej wspaniałymi dywanami i cudownymi kwiatami. Promienie słoneczne
wślizgiwały się przez okno, muskając gdzieniegdzie świetlistymi pociągnięciami
porcelanę i
srebra ustawione na stole.
Weszła służąca i oznajmiła swojej pani, że podano obiad – niezwykle wykwintny,
na jaki
tylko wróżki mogły sobie pozwolić, nie lękając się, że mogą zostać posądzone o
łakomstwo.
Zaledwie wróżka zasiadła do stołu, kiedy ktoś zastukał do drzwi pałacu.
Służąca poszła natychmiast otworzyć i w chwilę później zaanonsowała wróżce
Firmencie,
że jakiś piękny młodzieniec chce z nią rozmawiać.
– Wprowadź więc tego pięknego młodego człowieka – powiedziała Firmenta.
Rzeczywiście był przystojny, wzrostu więcej niż średniego, o ładnym i zarazem
śmiałym
obliczu. Ten interesujący młodzieniec miał najwyżej około dwudziestu dwu lat.
Ubrany z
prostotą, prezentował się wdzięcznie.
Od pierwszej chwili wróżka wyrobiła sobie o nim dobre zdanie. Pomyślała, że
przyszedł,
jak inni, prosić o jakąś przysługę i poczuła, że zechce ją spełnić.
– Czego sobie życzysz, piękny młody człowieku? – zapytała swoim najmilszym
głosem.
– Dobra wróżko – odpowiedział – jestem bardzo nieszczęśliwy i tylko w pani moja
ostatnia
nadzieja!
Ponieważ się zawahał, Firmenta powiedziała:
– Powiedz, jak się nazywasz?
– Nazywam się Ratin – odpowiedział. – Nie jestem bogaty, a mimo to nie o fortunę
przybyłem tu panią prosić. Nie! Proszę o szczęście.
– Myślisz więc, że jedno może się obyć bez drugiego? – zapytała wróżka z
uśmiechem.
– Tak, na pewno!
– I masz rację. Opowiadaj dalej.
– Jakiś czas temu – kontynuował – zanim stałem się człowiekiem, byłem szczurem i
jako
taki dobrze byłem przyjmowany w pewnej bardzo zacnej rodzinie, z którą
zamierzałem
połączyć się słodkimi więzami. Podobałem się ojcu, wielce rozsądnemu szczurowi.
Być może
matka, mająca niejakie ambicje, spoglądała na mnie mniej przychylnym wzrokiem,
ponieważ
nie byłem bogaty. Lecz ich córka Ratina patrzyła na mnie z taką czułością!…
Wszystko
wskazywało na to, że będę przyjęty, kiedy straszne nieszczęście położyło kres
moim
nadziejom.
– Cóż się zatem stało? – zapytała wróżka z najwyższym zainteresowaniem.
– Po pierwsze, stałem się człowiekiem, podczas gdy moja Ratina pozostała
szczurzycą.
– Nic wielkiego się nie stało – odpowiedziała Firmenta. – Poczekaj, aż ostatnia
metamorfoza uczyni z niej młodą dziewczynę.
– Oczywiście, dobra wróżko! Na nieszczęście, Ratinę zauważył również pewien
możny
pan, będący królewskim synem. Przyzwyczajony jest spełniać wszelkie swe
zachcianki i nie
znosi najmniejszego oporu. Czy wszystko musi układać się wedle jego woli?
– Kim jest ten możnowładca? – spytała wróżka.
– To książę Kissador.5 Zaproponował on mojej drogiej Ratinie, że zabierze ją do
swojego
pałacu i uczyni najszczęśliwszą ze szczurzyc. Ratina, mimo że jej matka Ratonna
była
zachwycona tą propozycją, odmówiła. Wtedy książę za wszelką cenę próbował ją
kupić, lecz
pan Raton, wiedząc, że jego córka bardzo mnie kochała i umarłaby z boleści,
gdyby nas
rozdzielono, odmówił z całą stanowczością. Nie muszę pani opisywać wściekłości
księcia
Kissadora. Widząc Ratinę już jako szczurzycę tak uroczą, zdawał sobie sprawę, że
będzie
jeszcze piękniejsza, gdy stanie się młodą dziewczyną. Tak, dobra wróżko! Jeszcze
piękniejsza! A on by ją poślubił! Rzecz była korzystna dla niego, lecz jakież
nieszczęście dla
nas!
– To prawda – odrzekła wróżka. – Skoro jednak książę dostał kosza, czego się
obawiasz?
– Wszystkiego – odpowiedział Ratin – ponieważ książę, wyczerpawszy wszelkie
środki,
zwrócił się do Gardafoura…6
– Tego czarnoksiężnika! – wykrzyknęła Firmenta. – Tego złego umysłu, któremu
jedynie
czynienie zła sprawia przyjemność i z którym jestem w stanie wiecznej wojny?
– Tak, tego samego, dobra wróżko!
– Tego Gardafoura, któremu straszliwa moc służy wyłącznie do spychania w dół
drabiny
istot, które pomalutku pną się na wyższe stopnie!
– Tak jak powiedziałaś!
– Na szczęście Gardafour na pewien czas pozbawiony został swojej mocy, ponieważ
jej
nadużywał.
– To prawda – odpowiedział Ratin – ale posiadał ją jeszcze w chwili, kiedy
książę zwracał
się do niego o pomoc. Znęcony zarówno obietnicami możnowładcy jak i zastraszony
jego
groźbami, przyrzekł mu pomścić odmowę rodziny Ratonów.
– I uczynił to?
– Uczynił to, dobra wróżko!
– A jak?
– Przeobraził te dzielne szczury!
– W cóż więc je zamienił?
– W ostrygi, które zamieszkują teraz na ławicy w Samobrives, gdzie mięczaki te,
muszę to
stwierdzić, doskonałej zresztą jakości – kosztują trzy franki za tuzin, co jest
rzeczą oczywistą,
jako że między nimi znajduje się rodzina Ratonów! Oto tak wygląda, dobra wróżko,
cały
ogrom mojego nieszczęścia!
Z życzliwością i litością wysłuchała Firmenta opowiadania młodego Ratina. Bardzo
współczuła ludzkiej niedoli, a szczególnie nieszczęśliwym miłościom.
– Co mogłabym dla ciebie uczynić? – zapytała.
– Dobra wróżko – odpowiedział Ratin – ponieważ moja Ratina żyje
w kolonii w Samobrives, uczyń i ze mnie ostrygę, abym mógł cieszyć się życiem
obok niej!
Powiedziane to było tak smutnym tonem, że wróżka Firmenta poczuła się cała
wzruszona i
biorąc rękę młodego człowieka, rzekła:
– Ratinie, chętnie bym ci pomogła, lecz tutaj nie mogę nic zdziałać. Dobrze
wiesz, że nie
wolno mi degradować żywych stworzeń znajdujących się na drabinie cywilizacyjnej.
Natomiast, skoro nie mogę ciebie zamienić w mięczaka, co jest stanem dosyć
podłym, mogę
przyspieszyć metamorfozę Ratiny.
– Och! Zrób to, dobra wróżko, zrób!
– Lecz Ratina musi przejść przez wszystkie stany pośrednie zanim stanie się
uroczą
szczurzycą, której przeznaczeniem jest stać się pewnego dnia piękną dziewczyną.
Musisz
więc być cierpliwy! Zawierz prawom natury! Zaufaj również…
– Tobie, dobra wróżko!…
– Tak, mnie! Uczynię wszystko, aby ci pomóc. Nie zapominajmy jednak, że czeka
nas
ciężka walka. W księciu Kissadorze, mimo że jest on najgłupszym pośród książąt,
masz
potężnego przeciwnika. A jeśli Gardafour odzyska swoją władzę zanim pojmiesz za
małżonkę
piękną Ratinę, trudno mi będzie go pokonać, bo stanie się równym mnie.
Wróżka Firmenta i Ratin rozmawiali, kiedy właśnie dał się słyszeć cichy głos.
Skąd
pochodził ten głos? Trudno było o odpowiedź na to pytanie.
– Ratinie! Mój biedny Ratinie… – mówił głos. – Kocham cię!
– To głos Ratiny! – krzyknął piękny młody człowiek. – Ach, pani wróżko! Pani
wróżko,
ulituj się nad nią!
Prawdę mówiąc, Ratin zachowywał się jak szalony. Biegał po sali, zaglądał pod
meble,
otwierał szafki, sądząc, że Ratina mogłaby być tam schowana, lecz nie znalazł
jej!
Wróżka zatrzymała go gestem.
I wtenczas, moje drogie dzieci, stała się rzecz osobliwa. Na srebrnym półmisku
na stole
leżało ułożonych rzędem pół tuzina ostryg, pochodzących właśnie z ławicy w
Samobrives.
Pośrodku widać było najpiękniejszą, z mocno błyszczącą skorupką, ładnego
kształtu. Ona to
powiększała się, rozszerzała, rozwijała się, aż w końcu otworzyła połówki
muszli. Z
plisowanego kołnierzyka wyłoniła się urocza główka okolona włosami koloru zboża,
o
najsłodszych na świecie oczach, zgrabnym nosku, uroczych ustach, które
powtarzały:
– Ratinie! mój słodki Ratinie!
– To ona! – zawołał młody człowiek.
Istotnie była to Ratina, nie miał co do tego najmniejszej wątpliwości.
W tych szczęśliwych czasach magii, musicie to wiedzieć drogie dzieci, stworzenia
posiadały
twarz człowieka, zanim jeszcze zaczęły należeć do ludzi.
Jakże piękną była Ratina pod perłową masą swojej muszelki! Niczym klejnot w
swojej
szkatułce. A oto, co mówiła:
– Ratinie, mój drogi Ratinie, słyszałam wszystko, co mówiłeś pani wróżce, i że
Jej
Wysokość raczyła obiecać naprawić zło, jakie nam uczynił ten złośliwy Gardafour.
Och! Nie
opuszczajcie mnie, ponieważ zamienił mnie w ostrygę tylko po to, abym nie mogła
więcej
uciec! Książę Kissador przyjdzie mnie zabrać z kolonii, gdzie żyje moja rodzina,
umieści w
swoim akwarium i będzie czekał, aż stanę się młodą dziewczyną i na zawsze będę
stracona
dla mego biednego i kochanego Ratina!
Mówiła to tak żałosnym głosem, że młody człowiek, głęboko wzruszony, ledwo był w
stanie jej odpowiedzieć.
– Och, najdroższa – wyszeptał.
W porywie czułości wyciągnął rękę do niej, lecz wróżka powstrzymała go, po czym,
wyjąwszy delikatnie wspaniałą perłę, która uformowała się w głębi muszli,
rzekła:
– Weź tę perłę!
– Tę perłę, dobra wróżko?
– Tak, warta jest wielki majątek. Kiedyś może ci się przydać. Teraz przeniesiemy
Ratinę do
ławicy w Samobrives i tam ponownie umieszczę ją na wyższym stopniu…
– Nie mnie samą, dobra wróżko! – zawołała Ratina błagalnym głosem. – Pomyśl o
moim
dobrym ojcu Ratonie, mojej dobrej matce Ratonnie, o moim kuzynie Ratém! Pomyśl o
naszych wiernych służących Racie i Ratanie!
Kiedy tak mówiła, skorupki jej muszli zamykały się powoli i powracały do
normalnych
wymiarów.
– Ratino! – krzyknął młodzieniec.
– Zabierz tę ostrygę! – rzekła wróżka.
Ratin uniósł skorupkę i przycisnął do swych ust. Czyż nie zawierała ona tego
wszystkiego,
co było mu najdroższe na świecie?
III
rwał właśnie odpływ morza. Fala przybojowa delikatnie uderzała w podnóże ławicy
w
Samobrives. Między skałami rozlewały się kałuże wody. Granit7 błyszczał niczym
nawoskowany heban.8 Trzeba było poruszać się wśród gęstej trawy morskiej,9
której
zakończenia pękały, wyrzucając małe fontanny soku. Należało uważać, aby się nie
poślizgnąć, gdyż upadek byłby bolesny.
Jakaż ilość mięczaków znajdowała się w tej kolonii: podobne do wielkich ślimaków
brzegówki, omułki, wenusy, maktry,10 a przede wszystkim miliony ostryg!
Sześć najpiękniejszych kryło się za morskimi roślinami. Nie, pomyliłem się: było
ich tylko
pięć. Miejsce szóstej było wolne!
Właśnie w tym momencie ostrygi otwierały się pod wpływem promieni słonecznych,
aby w
pełni odetchnąć świeżością bryzy.11 Dało się słyszeć rodzaj pieśni, żałosnej
niczym litania
wielkopostnego tygodnia.
Muszle mięczaków były szeroko otwarte. Między ich przeświecającymi żeberkami
zarysowało się kilka twarzy łatwych do rozpoznania.
Jedna z nich należała do Ratona, ojca, filozofa, mędrca, który potrafił
akceptować życie w
każdej jego postaci.
“No cóż – myślał – po szczurzym żywocie zostać mięczakiem nie jest przyjemnie.
Ale
trzeba sobie znaleźć wytłumaczenie oraz rację egzystencji i akceptować rzeczy
takie, jakimi
one są!”
W drugiej ostrydze widać było niezadowoloną, skwaszoną twarz; oczy rzucały
błyskawice.
Na próżno usiłowała wydobyć się ze swojego więzienia. To pani Ratonna.
– Być zamkniętą w tym upokarzającym więzieniu ja, która byłam pierwszą damą
naszego
miasta Ratopolis!12 – mówiła. – Ja, która po dotarciu do stadium ludzkiego
byłabym wielką
damą, księżniczką może!… Ach, ten przeklęty Gardafour!
W trzeciej ostrydze ukazało się ogłupiałe oblicze kuzyna Ratégo, beztroskiego
gamonia,
małego tchórza, który niczym zając nadstawiał uszy na najmniejszy hałas! Musicie
wiedzieć,
że, wykorzystując swoją pozycję kuzyna, oczywiście starał się o względy swojej
kuzynki.
Lecz Ratina, jak wiadomo, kochała innego, czego Raté zazdrościł mu serdecznie.
– Cóż za los być zamkniętym między dwoma skorupami! – użalał się. – W czasach,
kiedy
byłem szczurem, mogłem przynajmniej biegać, uciekać, uganiać się za kotami i
szczurzycami! A teraz wystarczy, że zostanę zebrany wraz z tuzinem podobnych do
mnie i
jakiś wielki nóż sprzedawczyni ostryg otworzy mnie brutalnie; znajdę się na
stole jakiegoś
bogacza, zostanę zjedzony… żywy prawdopodobnie!
W czwartej ostrydze znajdował się kucharz Rata, mistrz dumny ze swoich talentów,
bardzo
pewny swoich umiejętności.
– Przeklęty Gardafour! – wykrzykiwał. – Jeśli kiedyś wpadnie w moje ręce, skręcę
mu
kark! Ja, Rata, mistrz kuchni, wciśnięty między dwie skorupki muszli! A moja
żona Ratana…
– Jestem tutaj – rozległ się cichy głos dochodzący z piątej ostrygi. – Nie smuć
się mój
biedny Rato! To, że nie mogę zbliżyć się do ciebie, wcale nie oznacza, że nie
jestem blisko, a
kiedy będziesz wspinał się na wyższe szczeble rozwoju, dokonamy tego razem!
Wspaniała Ratana! Okrąglutka kobietka, prosta, skromna, kochająca bardzo swego
męża i
jak on oddana swojemu państwu.
Tymczasem smutna litania przybrała ton żałobny. Kilka setek ostryg, oczekując
wybawienia, przyłączyło się do tego koncertu lamentów. Serce się ściskało. A
jakaż to była
boleść dla ojca Ratona i dla pani Ratonny, którzy byli przekonani, że ich córka
już nigdy nie
będzie z nimi!
Nagle nastała cisza. Skorupki pozamykały się.
Na brzeg przybył Gardafour odziany w swoją długą szatę czarnoksiężnika, w
tradycyjnej
czapce na głowie, o zaciekłym wyrazie twarzy. Obok niego szedł ubrany z
przepychem książę
Kissador. Wprost trudno sobie wyobrazić, do jakiego stopnia władca ten
zadowolony był ze
swojej osoby i jak, idąc, kołysał się zabawnie, aby dodać sobie wdzięku.
– Gdzie jesteśmy? – zapytał.
– Przy kolonii ostryg w Samobrives, mój książę – odpowiedział uniżenie
Gardafour.
– A rodzina Ratonów?…
– Wciąż w tym samym miejscu, gdzie ją umieściłem, aby sprawić panu przyjemność.
– Ach, Gardafourze – ciągnął dalej książę, podkręcając wąsa – ta mała Ratina!
Jestem nią
oczarowany! Musi być moją! Płacę ci za to, abyś mi służył i, jeśli ci się nie
powiedzie, strzeż
się!
– Książę – odpowiedział Gardafour – chociaż mogłem zamienić całą tę rodzinę
szczurów w
mięczaki, zanim odebrano mi moją moc, nie mogę uczynić z nich ludzi! Jedynie
wróżka
Firmenta ma taką moc!
– Dlaczego więc, Gardafourze, nie związałeś się z nią?
– Mój książę, proponowałem to jej już wiele razy. Połączywszy siły moglibyśmy
być
panami świata!… Lecz ona odrzuciła mnie!
– Niezdara! – odrzekł książę, którego zarozumiałość nie miała równej sobie. – Ja
załatwiłbym to należycie! No więc, gdzie jest ostryga z tą głupiutką?
Obaj weszli na ławicę, aby dotrzeć do miejsca, gdzie Gardafour sądził, że
znajdzie Ratinę.
W tym samym czasie, po drugiej stronie ławicy, pojawiły się dwie postacie. Była
to wróżka
Firmenta i młody Ratin, który trzymał przy samym sercu muszlę o dwóch
skorupkach,
zawierającą jego ukochaną.
Nagle ujrzeli księcia i czarnoksiężnika. Przystojny młodzieniec zbladł cały.
– Gardafourze, co ty tutaj robisz? – powiedziała wróżka. – Znowu coś knujesz?
– Firmento – odrzekł czarnoksiężnik – dlaczego odmówiłaś połączenia swej mocy z
moją?
– Geniusz dobra sprzymierzony z geniuszem zła?! Nigdy!
– Wróżko Firmento – odezwał się wtedy książę Kissador – wiesz, że oszalałem dla
tej
uroczej Ratiny, która jest wystarczająco rozsądna, aby nie odrzucić człowieka z
moją
pozycją! Tak więc dam ci wszystko, o co mnie poprosisz, jeżeli tylko będzie moją
od
momentu, w którym uczynisz ją dziewczyną…
– Kiedy uczynię ją kobietą – odpowiedziała Firmenta – należeć będzie do tego,
którego
kocha.
– Tego impertynenta! – zaripostował książę Kissador. – Tego Ratina, którego
Gardafour z
łatwością zamieni w osła, kiedy tylko wydłużę mu uszy!
Słysząc tę obelgę, młody człowiek aż podskoczył. Chciał rzucić się na księcia,
aby ukarać
jego zuchwałość, lecz wróżka powstrzymała jego dłoń.
– Opanuj swą wściekłość – rzekła. – Nie czas teraz na zemstę, a obelgi księcia
obrócą się
pewnego dnia przeciwko niemu. Czyń, co masz uczynić i odchodzimy.
Ratin posłuchał i, przycisnąwszy po raz ostatni ostrygę do swoich ust, poszedł
położyć ją w
miejscu, które niedawno zajmowała, wśród swej rodziny. Następnie razem z wróżką
oddalił
się.
Książę Kissador i Gardafour byli dobrze zorientowani w tym, co się stało. Nie
sprawiłoby
im zatem wcale trudności zabranie Ratiny, lecz w tej właśnie chwili morze
zaczęło zalewać
ponownie ławicę w Samobrives. Obaj mieli tylko tyle czasu, aby schronić się
przed
przyborem wody.
Wkrótce woda zaczęła zalewać ostatnie wierzchołki skał i wszystko zniknęło w
rozległym
aż po horyzont morzu, którego kontur zlewał się z niebem.
IV
jednak z prawej strony kilka najwyższych skał pozostało odkrytych. Przypływ nie
dosięgał
ich wierzchołków, jeśli nawet burza wypychała fale na ich zbocza.
To właśnie tam schronili się książę i czarnoksiężnik. Nie groziło im żadne
niebezpieczeństwo. Wchodząc wyżej, mogli stale znajdować się na stałym lądzie.
Kiedy
woda przestałaby pokrywać kolonię, mogli pójść odszukać cenną ostrygę, a
następnie zabrać
ten skarb ze sobą.
W głębi duszy książę był wściekły. Przy całej swojej władzy, jaką
w owych czasach posiadali książęta, a nawet królowie, nie mogli oni nic zrobić
przeciwko
wróżkom. Tak byłoby dalej, gdybyśmy wrócili kiedyś do tej szczęśliwej epoki.
Lecz oto zauważyli, że wróżka i młody Ratin powracają na wysokie wybrzeże.
Natychmiast książę Kissador i Gardafour ukryli się, aby ich obserwować, sami nie
będąc
zauważonymi.
Dobrze wiedzieli, że warto ich śledzić.
Młody człowiek zwrócił się w stronę wróżki Firmenty¸ która powiedziała:
– Teraz, podczas przypływu, Raton i jego rodzina pokonają kolejny stopień
ewolucji,
zbliżając się do człowieczeństwa. Z małży przemienię je w ryby, a w tej formie
nie muszą się
już obawiać swoich wrogów.
– A jeśli zostaną złowione? – zauważył Ratin.
– Możesz być spokojny, będę nad nimi czuwać.
Na nieszczęście Gardafour usłyszał, co mówiła wróżka, natychmiast więc powziął
pewien
plan.
– Chodź ze mną, mój książę – powiedział, kierując się ku stałemu lądowi.
Książę Kissador poszedł za nim, okazując oznaki zniecierpliwienia.
Wtedy wróżka skierowała swą różdżkę w kierunku ławicy w Samobrives, ukrytej pod
wodą. Ostrygi, w których byli Ratonowie, zaczęły się rozchylać. Wyszły z nich
trzepoczące
się ryby, bardzo uszczęśliwione z tej nowej przemiany.
Raton, ojciec – dzielny i godny turbot,13 z naroślami na swoim brunatnym boku,
który,
gdyby nie miał ludzkiej twarzy, patrzyłby na was swymi dużymi oczyma
znajdującymi się na
jego lewej stronie.
Pani Ratonna – ostrosz z mocnym kolcem na pokrywie głowy i z ostrymi kolcami
swojej
płetwy grzbietowej, bardzo zresztą piękna z tymi zmieniającymi się kolorami.
Panna Ratina – śliczna i elegancka chińska dorada, prawie przeźroczysta i
niezwykle
pociągająca w swojej szacie mieniącej się czernią, czerwienią i błękitem.
Rata – wściekła barakuda o wydłużonym ciele, paszczy dochodzącej aż do oczu,
ostrych
zębach, groźnym wyglądzie niczym rekin w miniaturze, o zadziwiającej
żarłoczności.
Ratana – tłusty pstrąg tęczowy z cętkowatymi plamami koloru cynobrowego; o dwu
rogalikach zarysowanych na srebrzystym tle łusek; dobrze wyglądałaby na stole
smakosza.
Wreszcie kuzyn Raté – witlinek o szarozielonym grzbiecie. Ale przez wybryk
natury, lub
być może złośliwość Gardafoura, był on tylko w połowie rybą! Tak, tylna część
jego ciała,
zamiast kończyć się ogonem, dalej uwięziona była między dwiema skorupkami muszli
ostrygi. Czyż nie przekraczało to już granic śmieszności? Biedny kuzyn!
Tak więc witlinek, pstrąg, barakuda, dorada, ostrosz i turbot, spoczywając w
czystej wodzie
u stóp skały, gdzie Firmenta użyła swojej różdżki, wydawały się mówić:
– Dziękujemy, dobra wróżko, dziękujemy!
V
ardafour uznał, że nastała odpowiednia chwila do przeprowadzenia swych
nikczemnych
projektów.
I rzeczywiście, na horyzoncie zaczęła się wyraźniej zarysowywać jakaś
przybywająca z
otwartego morza bryła. Była to szalupa, z czerwonawym grotem i fokiem14
ustawionymi z
wiatrem. Wpływała do zatoki popychana łagodną bryzą.
Na pokładzie znajdował się książę i czarnoksiężnik, i to im właśnie załoga
musiała
sprzedać cały swój połów.
Wrzucono włok15 do morza. Do tego olbrzymiego wora, wleczonego po dnie,
dostawały
się setkami wszelkiego rodzaju ryby, mięczaki i skorupiaki, kraby, krewetki,
homary,
zimnice, płaszczki, sole, nagłady, anioły morskie, ostrosze, dorady, turboty,
morony, barbaty,
kurki czerwone, mugile, barweny i wiele innych!
Jakież więc niebezpieczeństwo groziło rodzinie Ratonów, dopiero co uwolnionej z
więzienia skorupek! Jeśli nieszczęściem zagarnięto by je do włok, nie mogłyby
uciec!
Wtedy turbot, ostrosz, barakuda, pstrąg i witlinek, pojmane ciężką ręką rybaków,
zostałyby
wrzucone do koszy hurtowników i wysłane do jakiegoś dużego miasta; jeszcze żywe
ułożone
zostałyby na kamiennych ladach kupców, a tymczasem dorada, zabrana przez
księcia, już na
zawsze byłaby stracona dla swego ukochanego Ratina!
Ale oto pogoda zaczęła się zmieniać. Morze wzbierało i burzyło się. Gwizdał
wiatr.
Rozpętała się burza. Był to huragan o niezwykle silnych podmuchach wiatru.
Fale straszliwie rzucały statkiem. Nie było czasu zwinąć włoka, który w końcu
się zerwał.
Mimo wysiłków sternika statek rzucony został na brzeg i rozbił się na podwodnych
skałach.
Byłoby lepiej, gdyby książę Kissador i Gardafour nie wyszli z tego cało. Na
nieszczęście,
dzięki poświęceniu rybaków, uratowali się.
To oczywiście dobra wróżka, drogie dzieci, wywołała tę burzę dla ocalenia
rodziny
Ratonów. Ciągle stała w tym samym miejscu na wysokiej skale ze swą cudowną
różdżką w
dłoni, w towarzystwie młodego człowieka.
Teraz Raton i jego najbliżsi trzepoczą się radośnie w uspokajającej się zwolna
wodzie.
Turbot przewracała się z boku na bok. Ostrosz pływał zalotnie, barakuda
otwierała i zamykała
swoje silne szczęki, w których znikały małe rybki, pstrąg roztaczał swoje
wdzięki, a witlinek,
któremu przeszkadzały skorupki, poruszał się niezdarnie. Jeśli chodzi o śliczną
doradę, to
sprawiała ona wrażenie, że oczekuje, aby Ratin przyłączył się do niej. O, tak!
Chciałby to z
pewnością uczynić, ale został powstrzymany przez wróżkę.
– Nie – powiedziała Firmenta. – Nie wcześniej, zanim Ratina przyjmie formę, w
której ci
się spodobała!
VI
atopolis jest jednym z najpiękniejszych miast. Znajduje się ono w królestwie,
którego nazwy
zapomniałem, i które nie leży ani w Europie, ani w Azji, ani w Afryce, ani w
Oceanii, ani w
Ameryce, ale gdzieś musi być.
W każdym razie krajobraz wokół Ratopolis przypomina bardzo pejzaż holenderski.
Czysto,
świeżo, zielono, przejrzyste wody strumieni, wąwozy ocienione pięknymi drzewami,
soczyste
łąki, na których pasą się najpiękniejsze stada świata.
Ratopolis, jak wszystkie miasta, posiada ulice, place, bulwary – lecz ulice te,
place,
bulwary otoczone są wspaniałymi serami w formie domów: gruyerami, crout-
rouge’ami,
mareuilami i dwudziestoma rodzajami chesterów. W ich wnętrzu wydrążono piętra,
mieszkania i pokoje. To tutaj, w swej republice, żyje duża populacja szczurów –
mądra,
skromna i zapobiegliwa.
Mogło być koło siódmej wieczorem. Noc ociągała się z nadejściem. Była niedziela.
Szczury spacerowały rodzinami, rozkoszując się wieczorną bryzą. Po całym
tygodniu
wytężonej pracy przy gromadzeniu zapasów, siódmy dzień przeznaczony był na
odpoczynek.
Książę Kissador znajdował się obecnie właśnie w Ratopolis, oczywiście w
towarzystwie
nieodłącznego Gardafoura. Dowiedziawszy się, że rodzina Ratonów, po przejściu
fazy ryb,
powróciła do postaci szczurów, przygotowywali dla nich sekretne pułapki.
– Tak! Znów i tym razem swoją nową przemianę zawdzięczają tej przeklętej
wróżce!... –
powtarzał książę.
– Ech! Tym lepiej! – odpowiedział Gardafour. – Łatwiej je będzie złapać. Ryby
wymykają
się bez trudu. Gdy zostały szczurami, potrafimy je pojmać!
– Obyś mówił prawdę, Gardafourze!
– A kiedy piękna Ratina już będzie w waszej, książę, mocy – dorzucił
czarnoksiężnik –
straci głowę dla Waszej Wysokości.
Słysząc te słowa, pyszałek zadzierał głowę, puszył się, rzucał zalotne
spojrzenia
spacerującym ładnym szczurzycom.
– Gardafourze – rzekł – nie mamy ani chwili do stracenia!
– Wszystko jest przygotowane, mój książę, i Ratina nie wydostanie się z pułapki,
którą dla
niej przygotowałem.
– Gdzie jest ta pułapka?…
– Właśnie przed nami!
I Gardafour pokazał elegancką kołyskę z listowia, umieszczoną w rogu placu.
– Liczysz więc, że pojmiesz Ratinę, korzystając z tej kołyski?
– Tak, mój książę!
– W jaki sposób?…
– Zobaczysz to książę, a ja obiecuję, że nasza piękność jeszcze dzisiaj znajdzie
się w pałacu
Waszej Wysokości. A wtedy jakże mogłaby dłużej opierać się zaletom pańskiego
umysłu i
osobistemu czarowi?
Głupek połykał wszystkie prymitywne pochlebstwa czarnoksiężnika!
– Oto ona – powiedział Gardafour. – Proszę za mną, książę, nie może nas
zobaczyć.
Skręcili w sąsiednią ulicę.
Istotnie była to Ratina w towarzystwie Ratina, który odprowadzał ją na miejsce
sjesty.16
Jakaż ona była urocza, z blond główką i wdzięczną postacią szczurzycy!
Oto, co jej mówił młody człowiek:
– Droga Ratino, obyś już była panienką! Gdybym mógł dla poślubienia ciebie
powrócić do
szczurzej postaci, nie zawahałbym się. Niestety, jest to niemożliwe.
– A więc, mój drogi Ratinie, pozostaje nam tylko czekać…
– Czekać! Ciągle czekać!
– Jakie to ma znaczenie, skoro wiesz, że cię kocham i będę należeć tylko do
ciebie! Poza
tym chroni nas dobra wróżka i już nie musimy niczego się obawiać ze strony złego
Gardafoura ani księcia Kissadora.
– Tego impertynenta! – wybuchnął. – Już ja dam nauczkę temu głupcowi!
– Nie, mój Ratinie, nie! Nie szukaj z nim zwady! On jest potężny! Ma straże,
które go
obronią!… Ty zginiesz, a co się wtedy stanie ze mną? Cierpliwości, bo tak
trzeba, i zaufania,
ponieważ cię kocham!
Czyż młody człowiek mógł nie bronić Ratiny wypowiadającej te miłe słowa? Tulił
ją do
serca, całował jej małe łapki. Ponieważ poczuła się nieco zmęczona przechadzką,
powiedziała:
– Ratinie, oto kołyska, w której mam zwyczaj odpoczywać! Idź do domu i powiadom
ojca i
matkę, że oczekuję ich tutaj i razem udamy się na uroczystość.
Ratina wsunęła się do kołyski.
Nagle dał się słyszeć suchy trzask, jakby uderzenie naciągniętej sprężyny…
Liście kryły perfidną pułapkę! Ratina, która zlekceważyła niebezpieczeństwo,
dotknęła
sprężyny. Przed kołyskę spadła nagle krata i, od tej chwili, była uwięziona!
Ratin wydał okrzyk wściekłości, któremu zawtórował głos rozpaczy Ratiny, a im z
kolei
odpowiedział triumfalny krzyk Gardafoura, który nadbiegał z księciem Kissadorem.
Na próżno młody człowiek szarpał kratę, próbując wyłamać pręty – nie miał
żadnych
szans. Następnie, w przypływie szału, chciał rzucić się na księcia, aby go
udusić…
Lecz na znak dany przez Gardafoura pokazało się z tuzin sługusów. Ratin pojął,
że jeżeli
nie powstrzyma się, nie zdoła sprowadzić pomocy i zapewnić opieki swej
ukochanej.
Najrozsądniej więc było poszukać ratunku, aby oswobodzić nieszczęsną Ratinę z
rąk
porywacza.
Toteż Ratin oddalił się szybko główną ulicą Ratopolis.
W tym czasie Ratina została już wyciągnięta z pułapki i książę Kissador
przemawiał do
niej najuprzejmiej w świecie:
– Mam cię, moja mała, i teraz już mi się nie wymkniesz!
VII
eden z najbardziej eleganckich domów Ratopolis – wspaniały holenderski ser –
zamieszkiwany był przez rodzinę Ratonów. Salon, jadalnia, sypialnie, wszystkie
pomieszczenia służbowe urządzone były gustownie i komfortowo! Świadczyło to o
tym, że
Raton i jego najbliżsi zaliczani byli do poważanych obywateli miasta i cieszyli
się
powszechnym szacunkiem.
Powrót do dawnej sytuacji absolutnie nie powiększył dumy naszego dzielnego i
zacnego
filozofa. Pozostał takim, jakim był zawsze – skromnym w ambicjach, prawdziwym
mędrcem,
którego La Fontaine17 uczynił przewodniczącym swojej rady szczurów. Każdy
wychodził
dobrze na jego radach. Niestety, zachorował na podagrę18 i chodził o kuli, chyba
że choroba
w ogóle unieruchamiała go w jego wielkim fotelu. Podagrę przypisywał wilgoci
kolonii w
Samobrives, gdzie wegetował kilka miesięcy. Mimo że znajdował się w wodach
uznawanych
powszechnie za najlepsze, jego choroba stała się bardziej zaawansowana niż
przedtem. Dla
niego było to tym bardziej denerwujące, że, to rzecz bardzo zadziwiająca,
przypadłość ta
czyniła go niezdolnym do metamorfozy na wyższe stadium. Istotnie, metempsychozie
nie
mogli podlegać osobnicy dotknięci tą “chorobą bogatych”. Raton musiał więc
pozostać
szczurem, dopóki nie wyleczy się z podagry.
Ale Ratonna! Nie, ona nie była filozofem. W jakiej to się znajdowała sytuacji –
uznawana
za damę, i to wielką damę, miała za męża zwykłego szczura, i do tego chorego na
podagrę!
Och, można było umrzeć ze wstydu! Dlatego była coraz bardziej zgryźliwa,
irytująca jak
nigdy, szukając zwady ze swoim małżonkiem, besztając służące za źle wykonane
polecenia,
choć były one źle wydane. Czyniła życie swojego domu nie do zniesienia.
– Powinieneś się leczyć – mówiła – i będę nad tym czuwać!
– Marzę o tym samym, kochanie – odpowiadał Raton – ale wydaje mi się to
niemożliwe i
muszę pozostać szczurem…
– Szczurem! Ja – żoną szczura! Jak ja będę wyglądać!… I jeszcze do tego nasza
córka
zakochana w chłopcu, który nie ma grosza! Co za wstyd! Załóżmy, że kiedyś
zostanę księżną,
Ratina również będzie księżniczką…
– To znaczy, że wówczas ja będę księciem – odpowiedział Raton, nie bez odrobiny
złośliwości.
– Ty księciem, z ogonem i łapami! Patrzcie, jaki pan!
Tak oto całymi dniami słychać było narzekania pani Ratonny! Najczęściej swój zły
humor
usiłowała wyładować na kuzynie Ratém. Prawdę mówiąc, biedny kuzyn był
rzeczywiście
wdzięcznym celem jej złośliwości. Jeszcze raz metamorfoza nie była całkowita.
Raté tylko częściowo był szczurem – z przodu tak, lecz tył miał rybi, z ogonem
witlinka, co
czyniło go absolutnie groteskowym. Z takim wyglądem – jak tu się podobać pięknej
Ratinie
czy innym szczurzycom Ratopolis!
– Cóż ja takiego uczyniłem naturze, że tak mnie potraktowała! – wykrzykiwał. –
Co
takiego zrobiłem?
– Czy nie mógłbyś schować tego wstrętnego ogona?! – mówiła pani Ratonna.
– Nie mogę, ciociu!
– A więc obetnij go, idioto! Obetnij go!
Nawet kucharz Rata zaofiarował się przystąpić do tej operacji, lecz wstawiła się
za nim
gosposia Ratana. A przecież szef kuchni z pewnością umiałby przyrządzić ogon
witlinka w
sposób jak najbardziej niezrównany. Jakim przysmakiem byłby on na takie święto!
Święto w Ratopolis? Tak, moje drogie dzieci! Również rodzina Ratonów nosiła się
z
zamiarem wzięcia udziału w tym wielkim zgromadzeniu. Czekano już tylko na powrót
Ratiny, aby móc wyruszyć.
W tym właśnie momencie u bramy domu zatrzymała się kareta. Był to pojazd wróżki
Firmenty, ubranej w strój z brokatu i złota, która przybyła z wizytą do swoich
protegowanych.
Jej przyjaźń do tej rodziny ani trochę nie osłabła. Jeśli śmiała się czasem z
komicznych
ambicji Ratonny, ze śmiesznej próżności Raty, z głupstw Ratana i lamentów kuzyna
Ratégo,
to doceniała mądrość Ratona, uwielbiała czarującą Ratinę i koniecznie chciała
doprowadzić
do tego małżeństwa. W jej obecności nawet pani Ratonna nie ośmielała się
krytykować
młodego człowieka, nie będącego nawet księciem!
Powitano więc wróżkę, nie szczędząc podziękowań za wszystko, co już zrobiła i
czego
jeszcze dokona.
– Właśnie na panią czekaliśmy, droga pani wróżko! – powiedziała pani Ratonna. –
Ach,
kiedy wreszcie zostanę damą?
– Cierpliwości, cierpliwości! – odpowiedziała Firmenta. – Musi pani przejść
ostatnie
szczeble, a to wymaga czasu.
– Lecz czy nie można tego przyspieszyć?
– Natura jest temu przeciwna.
– To dlaczego chce także, żebym miał ogon witlinka, kiedy z całą pewnością
zostałem
szczurem?! – wykrzyknął kuzyn, czyniąc rozpaczliwą minę. – Pani wróżko, czy nie
mogłaby
mnie pani od niego uwolnić?
– Niestety nie! – odpowiedziała Firmenta. – Ten ogon stanowi część pańskiej
osobowości.
Postaram się, aby zniknął podczas następnej transformacji. Doprawdy, nie ma pan
szczęścia!
Przyczyną tego jest prawdopodobnie pańskie nazwisko – Raté.19 Miejmy jednak
nadzieję, że
nie będzie pan miał ogona szczura, kiedy zostanie pan ptakiem.
– Och! – krzyknęła pani Ratonna. – Kiedy już się tam znajdziemy, chciałabym
zostać
królową ptaszarni!
– Ja królem drobiu! – dorzucił Rata.
– A ja tłustą indyczką nadziewaną truflami! – naiwnie rzekła gosposia Ratana.
– Będziecie, czym będziecie – ostudził ich Raton. – Jeśli chodzi o mnie, jestem
szczurem i
pozostanę nim bez wątpienia. Lepiej być szczurem, niż stracić pióra jak wiele
znajomych mi
ptaków!
W tym momencie drzwi otworzyły się i ukazał się w nich młody Ratin, blady i w
potarganym ubraniu. W kilku słowach opowiedział historię porwania oraz w jaki
sposób
Ratina wpadła w pułapkę perfidnego Gardafoura.
– Więc to tak – rzekła wróżka. – Chcesz dalej walczyć, przeklęty
czarnoksiężniku! Zgoda!
Spróbujemy się!
VIII
ak, drogie dzieci, całe Ratopolis świętowało i wy też bawiłybyście się świetnie,
gdyby rodzice
was tam zaprowadzili. Wyobraźcie sobie! Wszędzie szerokie bramy z barwnymi
transparentami, nad ulicami łuki triumfalne z zieleni, domy udekorowane
tkaninami,
fajerwerki w górze, muzyka na każdym skrzyżowaniu i, proszę mi wierzyć, okazało
się, że
szczury są bardzo umuzykalnione. Posiadają słodkie głosiki, porównywalne do
dźwięku fletu,
o niemożliwym do opisania wyrazie. Kiedy śpiewały, myślano, że gra orkiestra
dęta Z jakim
wyczuciem wykonywały one dzieła swoich kompozytorów: Rassiniego, Ragnera,
Rasseneta20 i wielu innych mistrzów!
Największy jednak podziw wzbudziłby w was pochód wszystkich szczurów świata i
tych,
którzy nie będąc szczurami, zasłużyli sobie na to miano.
Widać w nim szczury które, niczym Harpagon,21 dźwigają pod łapką drogocenne
kasetki
skąpca; wyleniałe, stare wiarusy, z których wojna uczyniła bohaterów – wciąż
gotowi rzucić
się na ludzki rodzaj dla zdobycia jeszcze jednej belki na pagonie; szczury z
trąbką, z nosem
przypominającym ogon, udające żuawów afrykańskich;22 szczury kościelne, uniżone
i
skromne; szczury piwniczne, mające zwyczaj zapełniać swoje pyszczki na państwowy
koszt;
wreszcie niezliczone zastępy tych miłych szczurów wykonujących taneczne pas i
contre-
pas,23 posuwających się tanecznym krokiem baletu operowego.
Pośród tego pochodu wielkiego świata znajdowała się rodzina Ratonów w
towarzystwie
wróżki. Ona jednak nie zwracała uwagi na to wspaniałe widowisko. Cały czas
myślała o
biednej Ratinie, pozbawionej zarówno miłości swoich rodziców jak i miłości
narzeczonego!
Orszak dotarł do głównego placu. Pułapka w dalszym ciągu tkwiła pod kołyską, ale
po
Ratinie nie było śladu. Z pewnością wywieziono ją daleko, bardzo daleko.
– Oddajcie mi moją córkę! – krzyczała pani Ratonna, której głównym celem stało
się
odnalezienie dziecka.
Jej rozpacz wywoływała prawdziwą litość, rzucała całun boleści na rozbawione
miasto!
Wróżka bezskutecznie usiłowała ukryć swój gniew na Gardafoura. Widać to było po
jej
zaciśniętych ustach, po oczach, które straciły zwykłą słodycz.
W głębi placu powstał wielki tumult. Był to pochód książąt, hrabiów, markizów we
wspaniałych szatach, słowem najświetniejszych panów, otoczonych wszelkiego
rodzaju
strażami.
Na czele głównej grupy rzucał się w oczy książę Kissador, rozdający wokół
uśmiechy i
protekcyjne pozdrowieni