12597

Szczegóły
Tytuł 12597
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12597 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12597 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12597 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KS. JAN TWARDOWSKI UTWORY ZEBRANE TOM 5 WIERSZE Z TOMÓW Z LAT 1960–1978 ZEBRAŁA I OPRACOWAŁA ALEKSANDRA IWANOWSKA WIERSZE ROZPROSZONE (1960–1969) LITANIA POLSKA Módlmy się Boże co wysłuchujesz grzeszników zbliż nas tęskniących do Matki Bożej mamy Jej w Polsce obrazy cudowne wielkie średnie małe więcej niż na zawsze dłużej niż na stałe daj nam spojrzeć w Jej oczy w niebie w wierze snu malowane daj nam Jej łzy łaskawe przez Jezusa Chrystusa Pana naszego amen Kyrie elejson, Chryste elejson, zmiłuj się, Boże, nad nami — daj nam pozdrawiać Matkę Najświętszą polskimi inwokacjami Smętna Dobrodziejko z krakowskich ołtarzy z hejnałem jak srebrną trąbką z pełnymi Polski oczami módl się za nami Madonno z Puszczy z Ostrowów Tuszowskich Tarnowa bliska pachnąca świerkami cała w wiewiórkach módl się za nami Matko Serdeczna z sandomierskiej ziemi Matko uczniaków chroń przed wagarami módl się za nami Dzieweczko Lipska w lipowej Lubawie co łzę z żywicy chronisz pod rzęsami módl się za nami O Świętogórska Panno z Gostynia Panno nad pannami módl się za nami Smagła Góralko z Rusinowej Polany zimą zjeżdżają do Ciebie nartami na Anioł Pański zadzwonią łyżwami módl się za nami Gwiazdo Jackowa z Przemyśla z którą polski święty chodził na misje sławiąc różańcami módl się za nami Bolesna w Staniątkach biednych nad chlebem czarnym mleka garnuszkami módl się za nami Nadmorska Pani Rybaczko Swarzewa z grzechów nas wyłów swoimi sieciami módl się za nami Jazłowiecka Pani Ty co ułanów znałaś po imieniu gdy wrzesień pamiętny krwawił ranami módl się za nami Gospodyni Śląska z Piekar co opiekujesz się górnikami synowie węgiel przynoszą rękami aby wciąż śpiewał psalm nad fajerkami módl się za nami Władczyni zamku z Czerwińska Pani tyle młodzieży już śpi pod gruzami módl się za nami Pocieszeń pełna w Warszawie na Piwnej Tyś na Starówce przekłuta mieczami módl się za nami Piastunko karmiąca prawie w każdym domu patronko kuchni butelek ze smoczkami módl się za nami Tęskniąca za czym Ty tęsknisz w pociesznym Powsinie uśmiech Jezusa był mi nabożeństwem a wy straszycie smutnymi minami módl się za nami Mario na Piaskach do której z pieśniami szli karmelici skrzypiąc trzewiczkami módl się za nami Z Rzymu skradziona w Kodniu schowana przed makaroniarzami módl się za nami Zielarko Przydonicka z paprocią, konwalią jałowcem i borówkami módl się za nami Księżno Sieradzka co swe jasne księstwo zakładasz nawet pomiędzy cierniami módl się za nami Misjonarko Starowiejska z tuzinem świętych z apostołami módl się za nami Madonno Inwałdzka któraś skruszyła herszta ze zbójami módl się za nami Ciemna Cudzoziemko przy latarniach z Dzieciątkiem na prawym ręku chroniąca Warszawę nocami módl się za nami Zebrzydowska z Kalwarii między męki Pańskiej stacjami módl się za nami W Studziannej na krześle siedząca przy świecy nad talerzami módl się za nami Żnieżno–Różańcowa Dominikanko z Krakowa wsławiona cudami módl się za nami Zasypiająca w drzewie rzeźbiona tysiącletnim Wita Stwosza dłutami módl się za nami Ostrobramska w każdej biedzie z Polakami módl się za nami Katyńska z zakneblowanymi ustami módl się za nami Co Jasnej bronisz Częstochowy łącz zakochanych szczęścia obrączkami módl się za nami Matko Łaskawa nasza świętości w czerwonej sukni płaszczu zielonym pełna uroku świadku ślubów Jana Kazimierza z panoramą miasta wśród lwowskich obłoków co w Lubaczowie przyjmujesz swych gości módl się za nami Matko z Latyczowa dalekiego Podola z kościoła który wznieśli rycerze z daniny od każdego końskiego kopyta historią jak sztandarem okryta Tułaczko Wygnanko co w skromnej kaplicy w Lublinie z nami żyjesz módl się za nami Hetmańska Zwycięska Mariampolska coś rozpoczęła exodus Polaków ze wschodu na zachód dziś we Wrocławiu z zaczesanymi do tyłu włosami módl się za nami Piękna Pątniczko — bez biżuterii wędrująca polskimi drogami módl się za nami Matko z Loretto spod Kamieńczyka z dobrymi loretankami módl się za nami Matko Bogucicka co czuwasz nad Katowicami módl się za nami Łaskawa ze Świętojańskiej w Warszawie nad gniewu Bożego połamanymi strzałami módl się za nami Jak ziarno wyjęta z ziemi wina obmyta kroplami Gidelska Wieśniaczko módl się za nami Matko Boska Sulisławska co uciekłaś przed złodziejami módl się za nami Matko Tuchowska z różą jabłkiem i redemptorystami módl się za nami Flisaczko Dobrzyńska ze Skępego Nastolatko Królewno ze świętymi rączkami módl się za nami Królowo Sierpecka z wesołymi oczami módl się za nami Matko Karmelitańska z Warszawy w kościele z herbem Radziwiłłów pod trzema trąbami módl się za nami Licheńska Matko która przywróciłaś zdrowie Księdzu Prymasowi Tysiąclecia módl się za nami Matko Boska Radosna opiekunko przyrody z Kampinoskiej Puszczy najmłodsza z ukoronowanych módl się za nami Złoczewska Kamedułko słynąca cudami wspomagana cierpliwą modlitwą mniszek módl się za nami Płacząca nad grzechami ludzkimi która chciałaś do nas przywędrować z La Salette do Dębowca módl się za nami Makowska Królowo Rodzin koronowana przez Jana Pawła II na krakowskich Błoniach módl się za nami Matko Pocieszenia z którą tak trudno było się rozstać że zabrano Ciebie do Teratyna módl się za nami Niepokalana Dziewico Stęszewska która nie chciałaś nas porzucić cudownie ocalona módl się za nami Matko Skałkowa nad źródłem cudownej wody módl się za nami Wspomożycielko Wiernych z najstarszej szkoły salezjanów módl się za nami Na spacerze prowadząca za rękę z pomocą świętego Józefa małego Jezusa Wspomożycielko uwięzionych w Dachau módl się za nami Łaskawa Księżno Wielicka malowana na kamieniu święty skarbie w białej Wieliczce błogosław sól w każdej solniczce módl się za nami Bocheńska Matko zapłakana krwawymi łzami módl się za nami Matko Boska Myślenicka któraś przywędrowała od papieża Sykstusa V wprost do nas módl się za nami Limanowska Pani w wiele sukien ubierana módl się za nami Kresowa Hetmanko patronko konfederatów barskich módl się za nami Matko królująca we Wrocławiu z czasów Jana Sobieskiego módl się za nami Pani Odporyszowska która uratowałaś od najazdów szwedzkich teraz pod opieką misjonarzy od św. Wincentego ? Paulo módl się za nami Ludźmierska Królowo Podhala której upadające berło chwycił Ojciec Święty Jan Paweł II módl się za nami Madonno Mazowiecka z Płocka Królowo równin Mazowsza ze skarpy wiślanej módl się za nami Piękna z Gdańska z czasów bitwy pod Grunwaldem módl się za nami Matko Boska z Miejsca Piastowego tak piękna a prawie że nieznana módl się za nami Świętorodzinna sąsiadko Studziannej z Nieznamierowic módl się za nami Fatimska Pani która ocaliłaś Ojca Świętego Jana Pawła II w czasie zamachu spod Giewontu na wschód zapatrzona módl się za nami Jasna Matemblewska Pani z Panem Jezusem pod sercem do której modlą się kobiety spragnione dziecka módl się za nami Księżno z Łowicza do której przychodzą w barwnych łowickich strojach módl się za nami Nieustającej Pomocy potrzebna na co dzień Karetko Pogotowia w dzień i w nocy Nieustającą nieustannie błagamy módl się za nami Szkaplerzna z Czernej na szlaku Orlich Gniazd módl się za nami Uzdrowienie chorych z polskiego Lourdes z Gietrzwałdu módl się za nami Wadowicka Pani na której rękach wzrastał Ojciec Święty tu właśnie ochrzczony módl się za nami Matko Pocieszenia Największa dłużniczko Boga bo i najwięcej od Niego dostałaś i nam możesz dać wiele módl się za nami Jednym uchem odsłoniętym słuchająca starych próśb z Nowego Sącza módl się za nami Matko Świętej Rodziny z ptakami u nóg z dwiema wisienkami módl się za nami Ratująca od zarazy przenoszona z miasta do miasta przy końcu wędrówek w Opolu zatrzymana módl się za nami Matko Pięknej Miłości na znaczkach pocztowych z listami wysyłana módl się za nami Matko dawczyni wolności od wykupu niewolników powracająca wolność uwięzionym módl się za nami Na procesjach noszona z Gdańska Oliwy przez Kaszubów pokochana módl się za nami Matko Pocieszenia na drodze do Wilna trzymająca trzy kwiaty módl się za nami Żołnierzu Armii Krajowej dłużej niż na zawsze Pamiątko Warszawskiego Powstania módl się za nami Z Kazimierza nad Wisłą zasłuchana w Anioła który do Niej przyszedł módl się za nami Szesnastowieczna Ostrożańska Matko któraś przechodząc zostawiła ślady najświętszych stóp na ziemi wśród starych lip módl się za nami Baranku Boży pokaleczony pokłuty usłysz nas czasami ocal co święte zmiłuj się nad nami 1960, 1996, 2002 * * * Odejść od siebie od walizy zamykanej na kluczyk od własnych wierszy potrzebnych jak dziura w nylonie. Być w zastrzyku na zawał — przełamanej ampułce w naparstku, igle, szpulce cerujących łachy. Przy biednej, śmiesznej cioci, której się wstydzą krewni i nie proszą na mieszkanie — choć nad głowami ciężkie meble chmur i nawet serdeczny palec przestał kiwać z zimna w rękawiczce znieruchomiał, jak rodzinna pamiątka — być wreszcie smoczkiem na wystawie naprzeciwko Poradni Świadomego Macierzyństwa w krzywej uliczce — pod księżycem wystruganym z płaczu. A kiedy wyrzucisz samego siebie sikorom na drugie śniadanie — nienazwany bez fotografii własnej na biurku znajdziesz się nagle w Ranie Jezusowej — Świętej Czapce Niewidce. 1960 PROŚBA O UTRATĘ PAMIĘCI Święta Magdaleno od utraconej cnoty — proszę Cię o utratę pamięci — żebym zapomniał o własnych urazach, jak o czajniczku wrzątku — o wspomnieniach — o dawnej podejrzliwości (jeszcze od lat szkolnych), kiedy pisałem na bibule „kto bibułę buchnie, niech mu łapa spuchnie”. O umarłych, którzy odchylają zasuwy snów, żeby powiedzieć, gdzie za życia poukrywali przed najbliższymi pieniądze o szczęściu, co się urywa, jak kogutek z choinki o tym, że zawsze jest coś takiego, czego nie można skleić, zgoić, zajodynować — o ambicji, co biegnie po nerwach jak nabój krwi — I wiem, kiedy się nałykam tej niepamięci — zatrąbią mi do ucha „no nareszcie” Najprzystojniejsi Święci. 1960 O MILCZENIU Gdyby nie było dowodów na istnienie Boga św. Tomasza z pięcioma drogami — Lourdes — tylko taki zwariowany świat kręcący się w kółko na niebiesko niosący każdego z nas jak barana w przepaść do góry nogami — z pułapką serca lodówką śmierci — zostałoby jeszcze samo milczenie — spokój dziecka przy piersi. 1960 ODA DO GŁOŚNIKA, KTÓRY ZNIEKSZTAŁCA KAZANIA Cóżeś nawyrabiał z moimi kazaniami — głośniku. Ryczałeś, piszczałeś jak młodziutki Mojżesz w koszyku, bywało, że umilkłeś jak księżyc w uliczce — zdziwione oko powietrza — Wtedy tak wyglądało, jakbym ciągnął kazanie na długiej i głupiej nitce. Duszę kładłem w mikrofon, dziesięć Bożych Przykazań, róże świętej Tereski — A ty, hyclu, kwiliłeś, jakby wpadł w twoje ucho samczyk niebieski. Kiedyś rzewnie mówiłem o sercu narzeczonego, parskałeś, tłumaczyłeś — na Arkę Noego. Gołąbek bywał w tobie, lekcja dla głuchoniemych, fiołek na bruku — A na Wszystkich Świętych — cały w Biblii wieloryb z Jonaszem w brzuchu. 1960, 1996 O ZBAWIENIU CIAŁA Zbaw nasze ciało to — co się tak w biurze namęczyło w maszyny nastukało na krześle ukrzyżowane O zmierzchu w migających strzałkach okien tęskniące w telewizor jak w strusie jajo wpatrzone kochało pod lukiem triumfalnym deszczu się trzęsło — w kolejkach stało po mięso — w gniewie — jak pióro burzy w miłości tkliwe jak przedszkolanka w podróży jak oczy świętej Agnieszki przemyte rumiankiem — w szpitalu — ze skaczącą małpką gorączki 1960 O CIERPIENIU NAGIM Żeby nie było o cierpieniu kazań ani książek, ani teologii — tylko po prostu cierpienie zwykłe, tępe — bez credo, glorii. Całkiem gołe, odarte z mistyki — na złość chudym prorokom skrzywione właśnie takie Matka Boska opatrzy, jak powietrze pszczołą zranione. 1960 POMÓDLMY SIĘ W NOC BETLEJEMSKĄ Pomódlmy się w Noc Betlejemską, w Noc Szczęśliwego Rozwiązania, by wszystko się nam rozplatało, węzły, konflikty, powikłania. Oby się wszystkie trudne sprawy porozkręcały jak supełki, własne ambicje i urazy zaczęły śmieszyć jak kukiełki. Oby w nas paskudne jędze pozamieniały się w owieczki, a w oczach mądre łzy stanęły jak na choince barwnej świeczki. Niech anioł podrze każdy dramat aż do rozdziału ostatniego, i niech nastraszy każdy smutek, tak jak goryla niemądrego. Aby się wszystko uprościło — było zwyczajne — proste sobie — by szpak pstrokaty, zagrypiony, fikał koziołki nam na grobie. 1960 O PROSTYM PACIERZU Właśnie w Betlejem wjeżdżali w groty niemalowane wrota — osiołek zaczął się trząść jak w kokluszu — zląkł się kapitalistycznego złota. Święty Józef podniósł brwi — Betlejem stało się pełne mędrców psychologów astronomów kontemplatyków porwanych aż tak do siódmego nieba — że zapomnieli o imieninach mamusi o języku w bucie o kruszynie dla wróbli chleba Wielbłądy biły kopytami i zamieniały Ziemię Świętą w grzechotkę — wół się chwiał — jakby stał na biegunach — a Matka Boska rzekła do Świętego Józefa — Nie wpuszczaj. Niech im księżyc przypnie po srebrnej łacie — niech czekają — póki najmniejszy z pasterzy skończy mówić zwykły pacierz. 1961, 1990 WIELKANOCNY PACIERZ Nie umiem być srebrnym aniołem — ni gorejącym krzakiem — Tyle Zmartwychwstań już przeszło — a serce mam byle jakie. Tyle procesji z dzwonami — tyle już alleluja — a moja świętość dziurawa na ćwiartce włoska się buja. Wiatr gra mi na kościach mych psalmy jak na koślawej fujarce — żeby choć papież spojrzał na mnie — przez białe swe palce. Żeby choć Matka Boska przez chmur zabite wciąż deski — uśmiech mi Swój zesłała jak ptaszka we mgle niebieskiej. I wiem, gdy łzę swoją trzymam jak złoty kamyk z procy — zrozumie mnie mały Baranek z najcichszej Wielkiej Nocy. Pyszczek położy na ręku — sumienia wywróci podszewkę — Serca mojego ocali czerwoną chorągiewkę. 1961 O WIELKANOCNYM PORANKU Poranek Wielkanocny wszystko poprzemieniał — nie ma więcej cmentarza, grobu i kamienia. Świat stał się samym światłem i wprost w okna świeci — skacze złotym zajączkiem w dobre ręce dzieci. Dawną drogą bolesną kroczy Weronika — w chuście dzwon wielkanocny dźwięczy jak muzyka. Cyrenejczyk z radością na nowy krzyż czeka. Pierwszy papież ukradkiem sprawdza źródła wiary — wbiegł do grobu i cudu w zachwycie docieka. Dobry łotr mówi pacierz i niesie ze łzami baranka z chorągiewką, z jasnymi oczami. Magdalena przyjmuje świąteczne życzenia — święty Jan pisać zaczął. Już drży ze wzruszenia. I wszyscy w ewangelii ludzie zapomniani, o których nic nie głoszą z ambony kapłani, gramolą się jak niegdyś pasterze z królami w poranek wielkanocny. Stukają sercami. Więc najpierw pan Zacheusz wdrapał się na drzewo, potem wbiega pacholę, które na pustyni oddało głodnym koszyk z chlebem i rybami, słudzy z Kany jak muły robocze z wiadrami, sam gospodarz zajazdu, ukryty jak w norze, co rannemu dogadzał, stał, prześcielał łoże. Uschnięta figa — zakwitła na nowo, kur wyśpiewuje ranne alleluja, osiołek wciąż hosannę potakuje głową, spóźnione głupie panny lecą zadyszane (wiatr lampy drze za uszy, czarne knoty buja), niewiasta z jedną drachmą, celnik ze słowami: — Poranku Wielkanocny — zmiłuj się nad nami W ogrodzie Matka czuwa, na oliwnych zboczach milcząca — uśmiechnięta — z Wielkim Piątkiem w oczach. 1961 PYTANIE Jaka będzie przyszłość Kościoła — niespokojni pytają uparcie? — Święty Józef tylko się uśmiecha liczy dziury w dziurawym palcie. Matka Boska z parasolką nieba — wszyscy święci nie pojmują trwogi — uśmiechniętym — stara obręcz ciernia jak skakanka toczy się pod nogi. 1961 ŻEBY… Żeby asceci nosili białe kapelusze kolorowe krawaty żeby klasztory budowano nie jak więzienia ale z różowego plastyku w każdym oknie ogonek muzyki żeby pobożnych wprawiały w zachwycenia bocianów czarne nogi złote usta jelenia spódniczki obłoków żeby nie mówiono o mistykach że to sakramenckie ofermy i łamagi Niech im spada rano na łóżko wprost przez okno nieba jabłuszko z piórkiem liścia grającym na organkach światła z armią cieni zielonych na klockach powietrza I żeby każdą sekundę cierpienia ceniono jak języczek konieczny u wagi. 1961 O SZUKAJĄCYCH Mówią, że szukają Boga rozgrzebują filozofię dyskutują z niewierzącymi na wierzących patrzą z przymrużeniem oka dmuchają w świętego Tomasza jak w katedrę złotego kurzu mieszają w mrowisku nieba chcą przejść na czworakach przez ucho igielne chlapią na ptaki niebieskie atramentem ubolewają nad poziomem kazań ważą 50 dowodów na istnienie gryzą proroctwa jak kość z każdej strony z samego szukania uczynili cel i nagle stają się jak parasol na rekolekcjach zgubiony 1961 PRZYCHODZĄ DO MATKI Przychodzą do matki i mówią — straciliśmy wiarę — Msza święta już im nie odsłania cierpliwej dłoni światła choinki z kolędami nie przypomina już pierwszy nagusek śniegu mała święta Tereska stale im kaszle w gruzach nieba niepoprawna gruźliczka aureole świętych drażnią jak grzebienie kogutów męczy grzechotka kazań szlachetni czuli nie dotknęli grzechu tylko świat im się skrzywił jak twarz w beczce śmiechu 1961, 1986 PRELUDIUM DESZCZOWE Daj rękę. Wejdźmy w kościół, jak w głąb tajemnicy wiem o tym, że nie wierzysz… Tu są główne drzwi tam okno z drzewem deszczu szumiącym z ulicy (teraz brzęczy jak beczka pełna strużyn wody tak zawsze kiedy kwaśne jabłko niepogody). Na ławce przy chorągwi naprzeciwko sieni panie po pięćdziesiątce — królewny jesieni bliżej panny we wdziankach z balonem urody obok święty bez teki z srebrną szklanką brody (może złoży nam na pierś order suchej nitki) na razie wprost z potopu świecą mokre łydki. W konfesjonał pod ścianą wrzucają zazdrości kłamstwa, obierki grzechu, szkielety miłości. Wiem o tym, że nie wierzysz… Tu się choć nikt nie schlapie, skarpetek nie zmoczy — Właśnie święta Tereska z róż wyjmuje oczy a w głębi sam Pan Jezus szuka Twego wzroku waży twoją niewiarę. Nareszcie masz spokój. Nie od razu płaczemy w łaski bożej deszczu Nawrócenie — nie zając. Znów ten dzięcioł deszczu. 1961, 1998 O NAWRÓCENIACH W jaki sposób Bóg nawraca grzeszników rozmaicie często jak wiatr co pędzi stado kapeluszy chwyta duszę wprost z miejsca i targa za uszy niekiedy z uśmiechem, prawie że wesoło święci biorą za rękę i bawią się w koło a czasem — nie do wiary ni z tego ni z owego łzę zdejmujesz z twarzy jak pieszczotę śniegu 1961, 1986 KRWI PRZENAJŚWIĘTSZA Krwi Przenajświętsza z Litanii słabość moją, nędzę ogarnij już mnie przemień zawsze niedobrego z grzechem każdym — w białą iskrę śniegu świat uratuj na włosku wiszący — Krwi Przenajświętsza z kielichów daj nam płakać nad sobą po cichu przy ołtarzach, w tramwajach, na bruku w Sakramencie Bożego Słuchu 1962, 1997 JEST Mówią, że modlimy się do głuchych obrazów ślepnących świec że dmuchamy jak dzieci w papierowe trąbki — a On przecież jest w małej hostii jak w iskierce ciepła w mocnych ścianach nadziei. Czeka z sercem jak z Wielkim Piątkiem w tabernakulum umówionej alei — w domkniętym milczeniu — przychodzę tu nieraz jak pogryziony psiak i ostrożnie, dokładnie, po kolei wyjmuję z łap kolce lęku. 1962 JEŚLI… Jeśli stracisz wiarę w to, że Bóg jest staruszkiem z niedostrzyżoną brodą że chrześcijanie wszystkich wyznań muszą się kłócić między sobą że może być dobre długie kazanie — że może gorszyć obcas na szpilce — że można pisać anonimy na sąsiadkę i czuć się niewiniątkiem w kąpiółce modlitwy że jesteś w cierpieniu nagi i tylko sam niepotrzebny jak w uchu ziarenko plaży — że każdy święty zamykał oczy na kobiety jak głoszą święte plotki — wtedy zaczniesz niebo oglądać przez rzęs wilgotne stokrotki. 1962 * * * Ile napisano pobożnych książek — droga do siódmej twierdzy życia duchowego komentarze do komentarzy analizy ucha igielnego matematyczny dowód na istnienie Boga z wykresami o artylerii łaski — a Jezus myśli o nas w liter ciemnym stuku jak trudno w niebo wstąpić spod robactwa druku 1962 SPOSTRZEŻENIE Mój Boże, żeby patrząc na koncercie na ludzkie ręce pąsowe od oklasków po prostu zacząć się modlić — bo to Ty rozdmuchujesz iskry we wszystkich słomkach serca artysty aż bucha „pożar łez — a artysta onieśmielony z przypiętą łatką recenzji — kłaniający się swoim oklaskom niziutko do samej ziemi — w spienionej strudze oddechu — może na razie zapomniał. 1963 ZDUMIENIA PEŁNA Matko Najświętsza któraś się zdumiewała o której nie powiedziano w litanii Zdumienia Pełna któraś dziwiła się dlaczego Bóg urodził się w stajni dlaczego musi uciekać na kopytkach osiołka — spraw — żebym ucząc religii nie mówił: Już wiem. Rozumiem Mam na wszystko odpowiedź gotową Żebym umiał się z ludźmi dziwić nie rozumieć właśnie kiwać głową mój Boże, ile tajemnic w jednej sekundzie Chwaląc męczennika, żebym dodał że skaleczony dmucham czule na krew żeby mniej szczypało Nie głosić tylko, że jak się kocha to mniej boli że przez dziurę łzy można zobaczyć więcej lecz czasami nad tym wszystkim załamać ręce mój Boże, jak pojąć serce śmierci 1963 * * * Dogmatycy hałasują po łacinie moraliści brzęczą nad korytkiem ludzkiego sumienia apologeci skrzypią — porozpinani na krzyżu wiary kaznodzieje reperują głośnik, żeby ich było lepiej słychać filozofowie mruczą na świętego Tomasza ustawionego już ze starymi rocznikami świętych — w archiwum raju męczennicy liczą na głos uderzenia w twarz skrupulatom spadła nareszcie na głowę dynia grzechu organiści oblizują dźwięki — wierni podzielili się na wojenne obozy I tylko w szczerym polu w oddechu zioła — na klęczkach podziwiając zaspy nieba można jeszcze znaleźć Ciszę 1964 * * * Jezu z huczącą jak pszczoła raną z czerwoną ulotką wiecznej lampki ja — ksiądz wędrujący jak grzyb po deszczu w epoce podróży kosmicznych na księżyc proszę Ciebie o zwykły młotek żeby nim stuknąć w kamień serca 1964, 1986 JESZCZE NIE Jeszcze nie umiesz być sam jeszcze się trzymasz wspomnień jak pochyłej poręczy jeszcze się czepiasz chudych moli pamiątek jeszcze nie dajesz spokoju umarłemu chcesz go przyciągnąć z drugiego świata za guzik jeszcze sfę rzucasz kukłom na szyję jeszcze szukasz serca żeby je doić jak kozę ważny jak puzon stukasz cierpliwym kopytkiem różańca ostatecznie można ci postawić trójkę minus z religii 1966 ZNAKI UFNOŚCI (1970) * * * Dziękuję Ci po prostu za to, że jesteś za to, że nie mieścisz się w naszej głowie, która jest za logiczna za to, że nie sposób Cię ogarnąć sercem, które jest za nerwowe za to, że jesteś tak bliski i daleki, że we wszystkim inny za to, że jesteś już odnaleziony i nie odnaleziony jeszcze że uciekamy od Ciebie do Ciebie za to, że nie czynimy niczego dla Ciebie, ale wszystko dzięki Tobie za to, że to czego pojąć nie mogę — nie jest nigdy złudzeniem za to, że milczysz. Tylko my — oczytani analfabeci chlapiemy językiem 1969, 1970 WYJAŚNIENIE Nie przyszedłem pana nawracać zresztą wyleciały mi z głowy wszystkie mądre kazania jestem od dawna obdarty z błyszczenia jak bohater w zwolnionym tempie nie będę panu wiercić dziury w brzuchu pytając co pan sądzi o Mertonie nie będę podskakiwał w dyskusji jak indor z czerwoną kapką na nosie nie wypięknieję jak kaczor w październiku nie podyktuję łez, które się do wszystkiego przyznają nie zacznę panu wlewać do ucha świętej teologii łyżeczką po prostu usiądę przy panu i zwierzę swój sekret że ja, ksiądz wierzę Panu Bogu jak dziecko 1963, 1980 RACHUNEK SUMIENIA Czy nie przekrzykiwałem Ciebie czy nie przychodziłem stale wczorajszy czy nie uciekałem w ciemny płacz ze swoim sercem jak piątą klepką czy nie kradłem Twojego czasu czy nie lizałem zbyt czule łapy swego sumienia czy rozróżniałem uczucia czy gwiazd nie podnosiłem których dawno nie ma czy nie prowadziłem eleganckiego dziennika swoich żalów czy nie właziłem do ciepłego kąta swej wrażliwości jak gęsiej skórki czy nie fałszowałem pięknym głosem czy nie byłem miękkim despotą czy nie przekształcałem ewangelii w łagodną opowieść czy organy nie głuszyły mi zwykłego skowytu psiaka czy nie udowadniałem słonia czy modląc się do Anioła Stróża — nie chciałem być przypadkiem aniołem a nie stróżem czy klękałem kiedy malałeś do szeptu 1967, 1986 O KOŚCIELE Kościele w którym wypadło mi po raz pierwszy w życiu pić ustami mszę chować się do konfesjonału któremu stale odrastają uszy w którym Matka Najświętsza miała złotą koronę i bose nogi w którym obraz świętej Tereski służył latem za plażę dla much drewniany święty Antoni oblazł z habitu ciemny i czysty Kościele w którym zieleniała miedź zasłaniano sumienie listkiem brzozowym kolor nieba wyleniał jak szelest smutny jakby jaskółki umiały tylko chodzić Kościele z posadzką od pacierzy wytartą i krzywą gdzie skrzypiały obcasy pluskało korytko wody święconej szczekał zegar jak emerytowany ludożerca z amboną tak prostą że nie sposób było zakryć na niej żadnym kazaniem swej własnej twarzy Kościele przed którym klękał las krzyżodzioby otwierały szyszki łaskotał zajęczy szczaw cieszyło babie lato jak grzech za lekki fikały żaby a każda żaba ma zawsze czkawkę jesienią czerniały coraz mocniej szpaki zimą sikory sypiały na mrozie parafianki rozbierały się ze śniegu gdzie zamykałem Jezusa w tabernakulum zawsze z cząstką czyjegoś płaczu gdzie modliłem się żeby nigdy nie być ważnym 1965, 1986 * * * Nic mnie nie załamało ani pustka po życzliwym spojrzeniu ani zbieranie na tacę ani to że o mało nie zwichnąłem palca stukając w konfesjonał ani pytania osiemnastoletnich ani anonimy których koperty nawet syczą — ani dowody w które trzeba najpierw uwierzyć ani wierni którzy się nienawidzą w tramwajach ani cnota płacząca jak nieszczęśliwe szczęście ani kaznodzieje ze złotymi zębami ani obawa że nie dam rady nie dojdę wywrócę się jeszcze przed płotem Królestwa Niebieskiego bogatsi zostaną coraz bogatsi a biedni coraz biedniejsi nawet ptaki śpiewają ze strachu nic mnie nie załamało bo wciąż widzę Ciebie Matko Najświętsza zamiast berła — trzymasz kłębek włóczki cerujesz teologię 1964, 1986 O MALUCHACH Tylko maluchom nie nudziło się w czasie kazania stale mieli coś do roboty oswajali sterczące z ławek zdechłe parasole z zawistnymi łapkami klękali nad upuszczonym przez babcię futerałem jak szczypawką pokazywali różowy język grzeszników drapali po wąsach sznurowadeł dziwili się że ksiądz nosi spodnie że ktoś zdjął koronkową rękawiczkę i ubrał tłustą rękę w wodę święconą liczyli pobożne nogi pań urządzali konkurs kto podniesie szpilkę za łepek niuchali co w mszale piszczy pieniądze na tacę odkładali na lody tupali na zegar z którego rozchodzą się osy minut wspinali się jak czyżyki na sosnach aby zobaczyć co się dzieje w górze pomiędzy rękawem a kołnierzem wymawiali jak fonetyk otwarte zdziwione „O” kiedy ksiądz zacinał się na ambonie — ale Jezus brał je z powagą na kolana 1965, 1986 KAZNODZIEJA Ty co nie zbawiasz dusz porośniętych słowami chroń mnie od pięknej gładkiej wymowy kościelnej od homiletyki na piątkę naoliwionych zdań proroczych ryków zgrabnego szeptu czasem można przecież przez dziurę własnego kazania zobaczyć Ciebie jąkać się — chociaż powiedzą znowu wyszedł stał jak rura czerwienił się przez mikrofon wszystkie palce sterczały — jak uszy na ambonie 1965, 1986 ANKIETA Czy nie dziwi cię mądra niedoskonałość przypadek starannie przygotowany — czy nie zastanawia cię serce nieustanne samotność która o nic nie prosi i niczego nie obiecuje mrówka co może przenieść wierzby gajowiec żółty i przebiśniegi miłość co pojawia się bez naszej wiedzy zielony malachit co barwi powietrze spojrzenie z nieoczekiwanej strony kropla mleka co na tle czarnym staje się niebieska łzy podobno osobne a zawsze ogólne wiara starsza od najstarszych pojęć o Bogu niepokój dobroci opieka drzew przyjaźń zwierząt zwątpienie podjęte z ufnością radość głuchoniema prawda nareszcie prawdziwa nie posiekana na kawałki czy umiesz przestać pisać żeby zacząć czytać? 1969, 1970 POSTANOWIENIE Postanawiam pracować nad tym żeby się pozbyć byka retoryki wazeliny stylizacji galanteryjnych pauz wypucowanej składni lirycznego śmietnika żeby zimą przyklęknąć i przynieść Ci niewykwalifikowaną ręką baranka śniegu 1966, 1986 O UŚMIECHU W KOŚCIELE W kościele trzeba się od czasu do czasu uśmiechać do Matki Najświętszej która stoi na wężu jak na wysokich obcasach do świętego Antoniego przy którym wiszą blaszane wota jak meksykańskie maski do skrupulata który stale dmucha spowiednikowi w pompkę ucha do mizernego kleryka którego karmią piersią teologii do małżonków którzy wchodząc do kruchty pluszcza w kropielnicy obrączki jak złote rybki do kazania które się jeszcze nie rozpoczęło a już skończyło do tych co świąt nie przeżywają ale przeżuwają do moralisty który nawet w czasie adoracji chrupie kość morału do dzieci które się pomyliły i zaczęły recytować: Aniele Boży nie budź mnie niech ja najdłużej śpię do pięciu pań chudych i do pięciu pań grubych do zakochanych którzy porozkręcali swoje serca na części czułe do egzystencjalisty który jak rudy lis przenosi samotność z jednego miejsca na drugie do podstarzałej łzy która się suszy na konfesjonale do ideologa który wygląda jak strach na ludzi 1965, 1970 Z DZIECIĄTKIEM JEZUS Święty Józef święty Stanisław Kostka święty Antoni trzymają dziecko Jezus na ręku opiekunowie wzruszeń przyzwyczaili do siebie ale kiedyś nocą kiedy penitenci pookrywali już kołdrami uszy w sierpniu kiedy owady schodzą do ziemi a jesiony za oknem obejmują się jak skrzydła ponownie kwitną łąki i cichną ptaki ktoś mi powiedział przez sen — niech ksiądz weźmie Dzieciątko Jezus sam je potrzyma na ręku ustawi się pod filarem serce mi zadrżało jak owies a potem lęk — jakby uciekały okulary — — ładne rzeczy — ksiądz z dzieckiem na ręku w kościele — jedni powiedzą — świeżo upieczony święty buty lampkami obstawią inni zaczną w maszynach do pisania ostrzyć litery anonimem w kurii oparzą krzyżem wskażą godzinę skrupulaci rozpoczną cedzić w siteczku cień sumienia a Dziecko miało ślipka niebieskie jak w Betlejem podstrzyżone włoski bezbronne i jeszcze bez ran ze wzruszeniem na klęczkach mówiłem coś bez sensu do Matki Boskiej 1963, 1986 TAM GDZIE PROCESJA Tam gdzie procesja przeszła po kościele szukałem przydeptanej śnieżnej rzeżuchy i żółtej ognichy wywietrzałego wrotyczu i rumianku mikołajka jak ametystu omdlałego kadzidła sutanny zamiatającej jak miotła ceremoniarza kiwającego palcem w bucie dotkliwości przedmiotów które stały się wspomnieniem widzialnego świata przechodzącego już w podczerwienie i pozafiolety w ciepło i zimno I odnalazłem Tłumaczyłeś że nie chcesz złotego baldachimu tylko bandaża z grubego płótna 1959, 1970 DO SAMEGO SIEBIE Żebym pisząc wiersze nie wzywał Imienia Pana Boga nadaremno nie tłumaczył Biblii na nie—Biblię nie przychodził w wilczej skórze wtajemniczonych nie polował na piękne słowa jak na płochliwe zające wciągające w puste pole lub na karasie w tataraku nie udowadniał — to znaczy nie zamęczał nie był zbyt pewny (przecież nawet biała kawa nie jest biała) nie sadzał sumienia jak spoconej babci na miękkim fotelu żebym nie patrzył w nie jak w okrucieństwo pamięci nie odkładał milczenia na jutro nie kochał miłością mniejszą od miłości nie uprawiał zdenerwowanej teologii nie pocieszał bólu a nade wszystko żebym nie chował twarzy do rękawa nie zamykał się w budce poezji — kiedy trzeba mówić najprościej o Matce Najświętszej o cierpliwości sakramentów dłuższej niż życie o ciepłym pomruku schodów po których niosą nadzieję chorym — o śniegu który padając na ręce — uczy chyba rozdawania o Jezusie który nieraz tak wygląda między nami jakby chodził od nie swoich do obcych 1967, 1970 * * * Aniele Boży Stróżu mój kiedy zasypiam nachyl się nade mną odmuchaj z księżyca zasłaniaj rękami przed złem — opowiadaj o mokrym ryjku gwiazdy o tym że niebo jest jeszcze całe o gorliwcach, którzy pchają się do Boga za szybko o porażonych żądłem zegara którzy stale smarują coś w książkach zażaleń o leszczynie przez całą zimę ukrytej w pąkach o tym ze nawet teolog piszczy oparzony sercem o tym ze wszystko musi spadać niespodzianie o papieżu, który ukląkł boso na schodku łzy o zgolonej aureoli o bitwie co porosła mchem o żabie co kochając staje się niebieska o tych którym wypadły mleczne zęby wiary o sprzeczności w każdej prawdzie o sakramencie uśmiechu daj mi na starość nie głosić kazań wygrzewać pusty konfesjonał bez penitentów a jeśli powiedzą że jestem do niczego skulić się jeszcze w kłębek czuwać przy samych korzeniach kościoła 1964, 1986 * * * Żebym nie zasłaniał sobą Ciebie nie zawracał Ci głowy kiedy układasz pasjanse gwiazd nie tłumaczył stale cierpienia — niech zostanie jak skała ciszy nie spacerował po Biblii jak paw z zieloną szyją nie liczył grzechów lżejszych od śniegu nie kochał długo i niepewnie nie załamywał rąk nad okiem Opatrzności — żeby serce moje nie toczyło się jak krzywe koło żeby mi nie uderzyła do głowy święcona woda sodowa żebym nie palił grzesznika dla jego dobra żebym nie tupał na tych co stanęli w połowie drogi pomiędzy niewiarą a ciepłem nie szczekał przez sen a zawsze wiedział że nawet największego świętego niesie (jak lichą słomkę mrówka wiary 1964, 1986 MALOWANI ŚWIĘCI Jak się czują malowani święci na wystawach nie mogąc rozpoznać pod szminką świętości swojej tajemnicy milczącego dramatu nie mogą się nadziwić że złote palce wymalowano im żółcią srebrne twarze — błyszczącą bielą do lśniącej czerni dolewano kleju tylko oczy mają naprawdę niebieskie jak gęś domowa wstydzą się tytułów biżuterii i innych podrobów onieśmieleni robią karierę w sklepach z dewocjonaliami Co w nich prawdziwego ucho każdy obraz święty słyszy nawet taki mały który dostałem przed maturą od matki z głodnego dzioba pamięci trzymam go za nitkę o wiele za krótką 1961, 1996 WYZNANIE Zamykałem wiedzę w szufladkach wymieniałem pajęczaki stawonogi i kręgowce myliłem na niebie gwiazdę pierwszą z ostatnią nie rozumiejąc kamieni — nazywałem notowałem w zeszycie spostrzeżenia wiedziałem że kiedy przylecą drozdy i żółte pliszki można już spać przy otwartym oknie — że po wilgach i derkaczach przychodzi pierwsza burza że słonka wędruje tylko w nocy a wyżeł ma brwi nad oczami poznawałem głuszca po zielonej piersi zimorodka po czerwonych nogach dostrzegłem że wiewiórka jest od spodu biała że czajki kładą dzioby na ziemi że kwiaty zapylane nocą nie są nigdy ciemne że w maju kwitną rośliny niskie a w czerwcu wysokie mówiono że można szukać prawdopodobieństwa i utracić prawdę że prac doktorskich teraz się nie czyta tylko się je liczy że króla najłatwiej uwieść ale trudno się do niego dopchać że więcej jest dowodów na istnienie Pana Boga niż na istnienie człowieka że piekło to po prostu życie bez sensu czytałem na cmentarzu: „Tu leży Maria Dymek, ducha oddała Bogu, ziemi — ciało, jezuitom — domek. Dobrze się stało” Chwytałem się jeszcze teologii za rękę pytałem czy anioł spowiadający byłby do zniesienia dzieliłem grzechy na śmiertelne to znaczy ciche i lekkie — inaczej hałaśliwe podglądałem czystość po obu stronach śniegu wreszcie wzruszyłem ramionami: przecież wszystkie słowa sprawiają że się widzi tylko połowę 1969, 1970 DO JEZUSA UMĘCZONEGO ORGANAMI Panie Jezu chyba nie lubisz jak Cię męczą organami w kościołach dość masz muzyki Bacha — może chciałbyś posłuchać jak skrzypi w Biblii na czarnych nogach hebrajska litera jak spowiadający mruczą w samo ucho sumienia boli rosnąca aureola nad świętym płaczą uciekające spojrzenia — ciekną buty po deszczu na posadzce ziewa babcia nad litanią skacze szczygieł śniegu po tramwajowych przystankach piszczy nad świecą w lichtarzu jedna płonąca zapałka Nawet w skrzypcach nie słyszymy strun tylko pudło 1963, 1986 JAK DŁUGO Jak długo wierzyć nie rozumieć jak długo jeszcze wierzyć nie wiedzieć ciemno jak pod bukiem o gładkiej korze pokaż się choć na chwilę w kościele — rozebranym do naga ze świecidełek jak święci co nie mają niczego do ukrywania jak w promieniu miłości promień przyjaźni podaj ręce którymi odwiedzałeś ani za późno ani za daleko nie daj nam tak długo wierzyć 1969, 1970 O JEDNYCH I O DRUGICH — Ach ci pastuszkowie — mówił — bardziej dziecięcy niż dziecinni posłuszni jak len na koszule bardziej prości niż kanonizowani sypią się pod sam próg jak grzeczne króliki bezbronni i nie zapomniani jeszcze bez myśli rosnącej jak ogromny krzyż bez bólu głowy porozstawiani w czterech kątach serca bez problemów inteligenckich spokojni że nie potrzebują ani niczego ukryć ani dodać gorzej z tymi trzema mędrcami których wygoniło na pustynię zaglądanie do nieba którzy wisieli na jednym włosku gwiazdy sam na sam z długim nerwem rozumu szukający po ciemku krzykiem sumienia żeby to co proste — było głębokie to co bliskie — najszersze żeby to co jedyne — nie zamykało się w jednej formułce dla których odnalezienie staje się początkiem którzy wracają zawsze inną drogą którzy dopiero po kropce stawiają i jak niebo idą dalej 1968, 1970 O FIRANKACH W STAJNI Gdyby przyszli do Ciebie wtedy w świętą noc kiedy świeciła jedna czytelna gwiazda ci co uważają że trzeba wszystko mieć żeby nie przestać być ci co się boją bezradności Twoich narodzin może chcieliby przykryć Cię wełnianą kołdrą pozawieszać firanki w stajni sprawić świętemu Józefowi rękawiczki te najcieplejsze z jednym palcem założyć centralne ogrzewanie bardziej wpływowi pisaliby do urzędu kwaterunkowego o mieszkanie dla Ciebie z wygodami żebyś nie mieszkał kątem nieufni doszukiwaliby się w podskakującym ośle kucyka trojańskiego z podejrzanym sumieniem najodważniejsi zaczęliby protestować powołując się na Deklarację praw człowieka i obywatela i wszystkie dekrety o wolności wyznań poeci ubieraliby Betlejem w liryczne wykrętasy malarze smarowaliby złotym pędzlem w najlepszym wypadku modliliby się do Ciebie jak do małego milionera złożonego umyślnie na sianie a Ty tłumaczyłbyś otwartymi oczami ze zmarzniętą matką przy policzku że naprawdę jesteś więc oddajesz wszystko 1969 SPOJRZAŁ Spojrzał na gotyk co stale stroi średniowieczne miny na osiemnastowieczny ołtarz jak barokową trumnę na szczurzych łapkach na włochate dywany które zmieniają nasze kroki w skradające się koty na żyrandol jak dziedziczkę w krynolinie na jaśnie oświecony sufit na pyszno pokutne klęczniki na anioła co stale o jeden numer za mały na liście co w świetle lampki czerwonej wydają się czarne stanął w kącie załamał odjęte z krzyża ręce i pomyślał chyba to wszystko nie dla mnie 1968, 1970 ANTOLOGIA Chodzą naokoło mnie na wysokich obcasach metafor cieniutkimi łzami piszczą na moich obrazach przynoszą na wyciągniętych dłoniach lirykę jak kurczaka potem nawet na maszynie do pisania klękają oczami Proszę o prozę żebyście sami nie darli się za włosy nie podawali miłości jak jeża w cierpieniu mówili dobranoc nie nakładali tłumika na serce tak zastraszeni że niemoralni żebym nie marzła w antologii wierszy o sobie 1966, 1986 MÓWIŁ DO DUSZY — Niebo jest niepoprawnie czarne nad powietrzem udającym błękit gwiazdy z wierzchu najostrzejsze dmuchają na rozpacz a jeszcze tyle milczenia głębokiego jak bazalt ponad zbyt pewnymi odpowiedziami na pytania — — mówił do duszy skubanej jak ptasi rdest nieruchomej jak żółty nocny kwiat zapylony przez ćmę — wahającej się jak ktoś co chciał wejść do kościoła ale chodził w kapeluszu po klamce to co ciasne — przestrasza to co wąskie — kaleczy to co małe — poderżnie to co wielkie — osłoni to co wielkie — zrozumie to co wielkie — rozgrzeszy 1967 O NAWRÓCENIU Więc tyle razy musiałem stawać na uszach w konfesjonale biegać po ambonie rękami na rekolekcjach błyszczeć jak koński ząb bębnić w kociołek sumienia żebyś podrostu zrozumiał bez mojej dłoni wsuwającej się pod ramię — przy lampie czerwonej jak marchew na stole przy zegarze ogryzającym nas po trochu lecz systematycznie nad własnym grzechem — jak dokładnie załataną dziurą 1967, 1970 PROŚBA Panno Święta rysowana w zeszycie dziecięcymi rączkami — piękna jak jedna kreska módl się za nami żeby w kościołach nie było wyszywanych serwetek katafalku z czarną kapą aniołka z barokową łapką z pędzelkami przy chorągwiach frędzli stukających pieniędzy ozdóbek z trupią główką świętej Tereski jak rozpieszczonej gwiazdy niepodobnych do siebie świętych co nie mogą wyjść z nieswojej twarzy — żeby nie było sympatycznego gładko uczesanego Pana Jezusa tylko dla porządnych ludzi 1961, 1970 NIEBO Patrzał w niebo bizantyjskie — z białej mozaiki gotyckie — gołe i złote renesansowe — błękitne barokowe — brunatnowełniste osiemnastowieczne — szafirowe impresjonistyczne — pełne powietrza secesyjne — ondulowane kubistyczne — kanciaste abstrakcyjne — nieprawdziwe i chciał wierzyć w całkiem nowe lekkie i niecałe — jeszcze nie używane 1968 WOŁANIE Bliższy od reguł życia wewnętrznego przepisów na zbawienie odwrotna strono rozpaczy świecący nawet niewierzącym jak ogromne ciało dobroci ile razy klękam przed Tobą bojaźliwy i spokojny z wszystkimi dowodami na istnienie Boga w torbie mózgu i spuszczonym pyskiem sumienia prosząc abyś mnie nauczył cierpienia bez pytań 1965, 1970 WIĘCEJ POWIEDZĄ Święta Teresa w obrazie jak w gorsecie Anioł Stróż jak niedyskretna religia ksiądz Piotr Skarga z podręcznikiem sejmowych kazań w krtani mogą iść poprzez wiersze o Bogu nie pucowani do glansu jak samowar a czasem po prostu rozpacz wielkie nic chodzące pomiędzy nami na palcach stary Tobiasz prowadzony przez anioła i psa ból rozebrany z gałganów do naga więcej powiedzą o Nim 1970 POZA KOLEJKĄ Ilu umundurowanych świętych kanonizowanych bez poprawek moralistów na twardych podeszwach aniołów kipiących jak mleko chyba ciężko będzie czekać po śmierci na swój sąd szczegółowy ze łzą — jak z ostatnim osłem ale Ty Matko Najświętsza — spod ciężkiej betlejemskiej gwiazdy co otwierasz na nas oczy jak weneckie okna co nie przemiękłaś w cierpieniu przyjmiesz poza kolejką wszystkich niepewnych którym się zdawało że znak zapytania jest dłuższy od znaku krzyża tych którzy niczego nie mają chociaż niczego nie oddali wyczekujących w ogonkach narzekających na lata coraz szybsze wydeptujących na krzywych obcasach swoje zbawienie nawet tak załatanych że nie mając czasu modlili się na jednej nodze 1968, 1970 NA SZARYM KOŃCU Wreszcie na szarym końcu zbaw teologów żeby nie pozjadali wszystkich świec i nie siedzieli po ciemku nie bili róży po łapach nie krajalf ewangelii na plasterki nie szarpali świętych słów za nerwy nie wycinali trzcin na wędki nie kłócili się między sobą nie zajeżdżali na hipopotamie łaciny żeby się nie dziwili że do nieba prowadzi bezradny szczebiot wiary 1965, 1986 PAPIEŻ Papież wyfrunął z Rzymu samolotem jak śnieg leci — całuje prawosławnego błogosławi żydowskie dzieci bez tronu tylko łza trzęsie się jak taniec w wielu książkach topnieje zamarznięte słońce cieknie z gardła ususzonych liter — heretycy grzeją w ewangelii pogryzione nogi wydmuchują niebo na organach nadciąga cały wydział personalny aniołów tylko przedwojenny katolik rozłożył papier — skubie pióro jakby zaczepiał wronę pisze skargę na Pana Boga 1964, 1986 O STALE OBECNYCH Mówiła że naprawdę można kochać umarłych bo właśnie oni są uparcie obecni nie zasypiają mają okrągły czas więc się nie spieszą spokojni ponieważ niczego nie wykończyli nawet gdyby się paliło nie zrywają się na równe nogi nie połykają tak jak my przerażonego sensu nie udają ani lepszych ani gorszych nie wydajemy o nich tysiąca sądów zawsze ci sami jak olcha do końca zielona znają nawet prywatny adres Pana Boga nie deklamują o miłości ale pomagają znaleźć zgubione przedmioty nie starzeją się odmłodzeni przez śmierć nie straszą pustką pełną erudycji nie łączą świętości z apetytem bliżsi niż wtedy kiedy odjeżdżali na chwilę przechodzą obok z niepostrzeżonym ciałem ocalili znacznie więcej niż duszę 1968, 1970 ODEJŚĆ Daj odejść od rzeczy okrągłych zamieszanych uprzejmie kilka razy — od tresury uśmiechu od rękawiczek rozdających kwiaty od ludzkiego rozumu który kopnął sam siebie od oficjalnej mądrości która preparuje zestawia wiesza na tabelce i robi każdego na szaro od przesolonej prawdy od wygodnej czystości od luźnego sumienia od tylko ludzkiej odpowiedzi na szczęście i daj samego Siebie co jesteś stały i nie uparty 1967, 1970 DO ŚWIĘTEGO FRANCISZKA Święty Franciszku patronie zoologów i ornitologów dlaczego żubr jęczy jeleń beczy lis skomli wiewiórka pryska kos gwiżdże orzeł szc