12597
Szczegóły |
Tytuł |
12597 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12597 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12597 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12597 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KS. JAN TWARDOWSKI
UTWORY ZEBRANE TOM 5
WIERSZE Z TOMÓW Z LAT 1960–1978
ZEBRAŁA I OPRACOWAŁA ALEKSANDRA IWANOWSKA
WIERSZE ROZPROSZONE
(1960–1969)
LITANIA POLSKA
Módlmy się
Boże co wysłuchujesz grzeszników
zbliż nas tęskniących
do Matki Bożej
mamy Jej w Polsce obrazy cudowne
wielkie średnie małe
więcej niż na zawsze
dłużej niż na stałe
daj nam spojrzeć w Jej oczy
w niebie w wierze snu malowane
daj nam Jej łzy łaskawe
przez Jezusa Chrystusa
Pana naszego
amen
Kyrie elejson, Chryste elejson,
zmiłuj się, Boże, nad nami —
daj nam pozdrawiać Matkę Najświętszą
polskimi inwokacjami
Smętna Dobrodziejko
z krakowskich ołtarzy
z hejnałem jak srebrną trąbką
z pełnymi Polski oczami
módl się za nami
Madonno z Puszczy
z Ostrowów Tuszowskich
Tarnowa bliska
pachnąca świerkami
cała w wiewiórkach
módl się za nami
Matko Serdeczna
z sandomierskiej ziemi
Matko uczniaków
chroń przed wagarami
módl się za nami
Dzieweczko Lipska
w lipowej Lubawie
co łzę z żywicy chronisz pod rzęsami
módl się za nami
O Świętogórska
Panno z Gostynia
Panno nad pannami
módl się za nami
Smagła Góralko
z Rusinowej Polany
zimą zjeżdżają do Ciebie nartami
na Anioł Pański zadzwonią łyżwami
módl się za nami
Gwiazdo Jackowa z Przemyśla
z którą polski święty
chodził na misje
sławiąc różańcami
módl się za nami
Bolesna
w Staniątkach biednych
nad chlebem czarnym
mleka garnuszkami
módl się za nami
Nadmorska Pani
Rybaczko Swarzewa
z grzechów nas wyłów
swoimi sieciami
módl się za nami
Jazłowiecka Pani
Ty co ułanów
znałaś po imieniu
gdy wrzesień pamiętny krwawił ranami
módl się za nami
Gospodyni Śląska z Piekar
co opiekujesz się górnikami
synowie węgiel przynoszą rękami
aby wciąż śpiewał psalm nad fajerkami
módl się za nami
Władczyni zamku
z Czerwińska Pani
tyle młodzieży już śpi pod gruzami
módl się za nami
Pocieszeń pełna
w Warszawie na Piwnej
Tyś na Starówce przekłuta mieczami
módl się za nami
Piastunko karmiąca
prawie w każdym domu
patronko kuchni
butelek ze smoczkami
módl się za nami
Tęskniąca
za czym Ty tęsknisz
w pociesznym Powsinie
uśmiech Jezusa był mi nabożeństwem
a wy straszycie smutnymi minami
módl się za nami
Mario na Piaskach
do której z pieśniami
szli karmelici skrzypiąc trzewiczkami
módl się za nami
Z Rzymu skradziona
w Kodniu schowana
przed makaroniarzami
módl się za nami
Zielarko Przydonicka
z paprocią, konwalią
jałowcem i borówkami
módl się za nami
Księżno Sieradzka
co swe jasne księstwo
zakładasz nawet pomiędzy cierniami
módl się za nami
Misjonarko Starowiejska
z tuzinem świętych
z apostołami
módl się za nami
Madonno Inwałdzka
któraś skruszyła
herszta ze zbójami
módl się za nami
Ciemna Cudzoziemko przy latarniach
z Dzieciątkiem na prawym ręku
chroniąca Warszawę nocami
módl się za nami
Zebrzydowska z Kalwarii
między męki Pańskiej stacjami
módl się za nami
W Studziannej na krześle siedząca
przy świecy nad talerzami
módl się za nami
Żnieżno–Różańcowa
Dominikanko z Krakowa
wsławiona cudami
módl się za nami
Zasypiająca
w drzewie rzeźbiona tysiącletnim
Wita Stwosza dłutami
módl się za nami
Ostrobramska
w każdej biedzie z Polakami
módl się za nami
Katyńska
z zakneblowanymi ustami
módl się za nami
Co Jasnej bronisz Częstochowy
łącz zakochanych
szczęścia obrączkami
módl się za nami
Matko Łaskawa
nasza świętości
w czerwonej sukni płaszczu zielonym
pełna uroku
świadku ślubów Jana Kazimierza
z panoramą miasta wśród lwowskich obłoków
co w Lubaczowie przyjmujesz swych gości
módl się za nami
Matko z Latyczowa dalekiego Podola
z kościoła który wznieśli rycerze
z daniny od każdego końskiego kopyta
historią jak sztandarem okryta
Tułaczko Wygnanko
co w skromnej kaplicy w Lublinie z nami żyjesz
módl się za nami
Hetmańska Zwycięska Mariampolska
coś rozpoczęła exodus Polaków
ze wschodu na zachód
dziś we Wrocławiu z zaczesanymi do tyłu włosami
módl się za nami
Piękna Pątniczko —
bez biżuterii wędrująca
polskimi drogami
módl się za nami
Matko z Loretto spod Kamieńczyka
z dobrymi loretankami
módl się za nami
Matko Bogucicka
co czuwasz nad Katowicami
módl się za nami
Łaskawa ze Świętojańskiej w Warszawie
nad gniewu Bożego połamanymi strzałami
módl się za nami
Jak ziarno wyjęta z ziemi
wina obmyta kroplami
Gidelska Wieśniaczko
módl się za nami
Matko Boska Sulisławska
co uciekłaś przed złodziejami
módl się za nami
Matko Tuchowska
z różą jabłkiem i redemptorystami
módl się za nami
Flisaczko Dobrzyńska ze Skępego
Nastolatko Królewno
ze świętymi rączkami
módl się za nami
Królowo Sierpecka
z wesołymi oczami
módl się za nami
Matko Karmelitańska z Warszawy
w kościele z herbem Radziwiłłów pod trzema trąbami
módl się za nami
Licheńska Matko
która przywróciłaś zdrowie
Księdzu Prymasowi Tysiąclecia
módl się za nami
Matko Boska Radosna
opiekunko przyrody
z Kampinoskiej Puszczy
najmłodsza z ukoronowanych
módl się za nami
Złoczewska Kamedułko
słynąca cudami
wspomagana cierpliwą modlitwą mniszek
módl się za nami
Płacząca nad grzechami ludzkimi
która chciałaś do nas przywędrować
z La Salette do Dębowca
módl się za nami
Makowska Królowo Rodzin
koronowana przez Jana Pawła II
na krakowskich Błoniach
módl się za nami
Matko Pocieszenia
z którą tak trudno było się rozstać
że zabrano Ciebie do Teratyna
módl się za nami
Niepokalana Dziewico Stęszewska
która nie chciałaś nas porzucić
cudownie ocalona
módl się za nami
Matko Skałkowa
nad źródłem cudownej wody
módl się za nami
Wspomożycielko Wiernych
z najstarszej szkoły salezjanów
módl się za nami
Na spacerze prowadząca za rękę
z pomocą świętego Józefa małego Jezusa
Wspomożycielko uwięzionych w Dachau
módl się za nami
Łaskawa Księżno Wielicka
malowana na kamieniu
święty skarbie w białej Wieliczce
błogosław sól w każdej solniczce
módl się za nami
Bocheńska Matko
zapłakana krwawymi łzami
módl się za nami
Matko Boska Myślenicka
któraś przywędrowała
od papieża Sykstusa V
wprost do nas
módl się za nami
Limanowska Pani
w wiele sukien ubierana
módl się za nami
Kresowa Hetmanko
patronko konfederatów barskich
módl się za nami
Matko królująca we Wrocławiu
z czasów Jana Sobieskiego
módl się za nami
Pani Odporyszowska
która uratowałaś
od najazdów szwedzkich
teraz pod opieką misjonarzy od św. Wincentego ? Paulo
módl się za nami
Ludźmierska Królowo Podhala
której upadające berło chwycił
Ojciec Święty Jan Paweł II
módl się za nami
Madonno Mazowiecka z Płocka
Królowo równin Mazowsza
ze skarpy wiślanej
módl się za nami
Piękna z Gdańska
z czasów bitwy pod Grunwaldem
módl się za nami
Matko Boska z Miejsca Piastowego
tak piękna
a prawie że nieznana
módl się za nami
Świętorodzinna
sąsiadko Studziannej z Nieznamierowic
módl się za nami
Fatimska Pani
która ocaliłaś
Ojca Świętego Jana Pawła II
w czasie zamachu
spod Giewontu na wschód zapatrzona
módl się za nami
Jasna Matemblewska Pani
z Panem Jezusem pod sercem
do której modlą się kobiety spragnione dziecka
módl się za nami
Księżno z Łowicza
do której przychodzą
w barwnych łowickich strojach
módl się za nami
Nieustającej Pomocy
potrzebna na co dzień
Karetko Pogotowia w dzień i w nocy
Nieustającą nieustannie błagamy
módl się za nami
Szkaplerzna z Czernej
na szlaku Orlich Gniazd
módl się za nami
Uzdrowienie chorych
z polskiego Lourdes z Gietrzwałdu
módl się za nami
Wadowicka Pani
na której rękach wzrastał Ojciec Święty
tu właśnie ochrzczony
módl się za nami
Matko Pocieszenia
Największa dłużniczko Boga
bo i najwięcej od Niego dostałaś
i nam możesz dać wiele
módl się za nami
Jednym uchem odsłoniętym
słuchająca starych próśb
z Nowego Sącza
módl się za nami
Matko Świętej Rodziny
z ptakami u nóg
z dwiema wisienkami
módl się za nami
Ratująca od zarazy
przenoszona z miasta do miasta
przy końcu wędrówek
w Opolu zatrzymana
módl się za nami
Matko Pięknej Miłości
na znaczkach pocztowych
z listami wysyłana
módl się za nami
Matko dawczyni wolności
od wykupu niewolników
powracająca wolność uwięzionym
módl się za nami
Na procesjach noszona z Gdańska Oliwy
przez Kaszubów pokochana
módl się za nami
Matko Pocieszenia
na drodze do Wilna
trzymająca trzy kwiaty
módl się za nami
Żołnierzu Armii Krajowej
dłużej niż na zawsze
Pamiątko Warszawskiego Powstania
módl się za nami
Z Kazimierza nad Wisłą
zasłuchana w Anioła
który do Niej przyszedł
módl się za nami
Szesnastowieczna Ostrożańska Matko
któraś przechodząc
zostawiła ślady najświętszych stóp
na ziemi wśród starych lip
módl się za nami
Baranku Boży
pokaleczony pokłuty
usłysz nas czasami
ocal co święte
zmiłuj się nad nami
1960, 1996, 2002
* * *
Odejść od siebie
od walizy zamykanej na kluczyk
od własnych wierszy potrzebnych jak dziura w nylonie.
Być w zastrzyku na zawał — przełamanej ampułce
w naparstku, igle, szpulce
cerujących łachy.
Przy biednej, śmiesznej cioci, której się wstydzą krewni
i nie proszą na mieszkanie —
choć nad głowami ciężkie meble chmur
i nawet serdeczny palec przestał kiwać z zimna w rękawiczce
znieruchomiał, jak rodzinna pamiątka —
być wreszcie smoczkiem na wystawie
naprzeciwko Poradni Świadomego Macierzyństwa
w krzywej uliczce —
pod księżycem wystruganym z płaczu.
A kiedy wyrzucisz samego siebie
sikorom na drugie śniadanie —
nienazwany
bez fotografii własnej na biurku
znajdziesz się nagle w Ranie Jezusowej
— Świętej Czapce Niewidce.
1960
PROŚBA O UTRATĘ PAMIĘCI
Święta Magdaleno od utraconej cnoty —
proszę Cię o utratę pamięci —
żebym zapomniał o własnych urazach, jak o czajniczku wrzątku —
o wspomnieniach —
o dawnej podejrzliwości (jeszcze od lat szkolnych), kiedy
pisałem na bibule „kto bibułę buchnie, niech mu łapa spuchnie”.
O umarłych, którzy odchylają zasuwy snów, żeby
powiedzieć, gdzie za życia poukrywali przed najbliższymi pieniądze
o szczęściu, co się urywa, jak kogutek z choinki
o tym, że zawsze jest coś takiego, czego nie można skleić, zgoić, zajodynować —
o ambicji, co biegnie po nerwach jak nabój krwi —
I wiem, kiedy się nałykam tej niepamięci —
zatrąbią mi do ucha „no nareszcie”
Najprzystojniejsi Święci.
1960
O MILCZENIU
Gdyby nie było dowodów na istnienie Boga
św. Tomasza z pięcioma drogami —
Lourdes —
tylko taki zwariowany świat kręcący się w kółko na niebiesko
niosący każdego z nas jak barana w przepaść do góry nogami —
z pułapką serca
lodówką śmierci —
zostałoby jeszcze samo milczenie —
spokój dziecka przy piersi.
1960
ODA DO GŁOŚNIKA, KTÓRY ZNIEKSZTAŁCA KAZANIA
Cóżeś nawyrabiał z moimi kazaniami — głośniku.
Ryczałeś, piszczałeś jak młodziutki Mojżesz w koszyku,
bywało, że umilkłeś jak księżyc w uliczce —
zdziwione oko powietrza —
Wtedy tak wyglądało, jakbym ciągnął kazanie
na długiej i głupiej nitce.
Duszę kładłem w mikrofon,
dziesięć Bożych Przykazań, róże świętej Tereski —
A ty, hyclu, kwiliłeś, jakby wpadł w twoje ucho samczyk niebieski.
Kiedyś rzewnie mówiłem o sercu narzeczonego,
parskałeś, tłumaczyłeś — na Arkę Noego.
Gołąbek bywał w tobie, lekcja dla głuchoniemych, fiołek na bruku —
A na Wszystkich Świętych — cały w Biblii wieloryb z Jonaszem w brzuchu.
1960, 1996
O ZBAWIENIU CIAŁA
Zbaw nasze ciało
to — co się tak w biurze namęczyło
w maszyny nastukało
na krześle ukrzyżowane
O zmierzchu
w migających strzałkach okien tęskniące
w telewizor jak w strusie jajo wpatrzone
kochało
pod lukiem triumfalnym deszczu się trzęsło —
w kolejkach stało po mięso —
w gniewie — jak pióro burzy
w miłości tkliwe
jak przedszkolanka w podróży
jak oczy świętej Agnieszki przemyte rumiankiem
— w szpitalu —
ze skaczącą małpką gorączki
1960
O CIERPIENIU NAGIM
Żeby nie było o cierpieniu kazań
ani książek, ani teologii —
tylko po prostu cierpienie
zwykłe, tępe — bez credo, glorii.
Całkiem gołe, odarte z mistyki —
na złość chudym prorokom skrzywione
właśnie takie Matka Boska opatrzy,
jak powietrze pszczołą zranione.
1960
POMÓDLMY SIĘ W NOC BETLEJEMSKĄ
Pomódlmy się w Noc Betlejemską,
w Noc Szczęśliwego Rozwiązania,
by wszystko się nam rozplatało,
węzły, konflikty, powikłania.
Oby się wszystkie trudne sprawy
porozkręcały jak supełki,
własne ambicje i urazy
zaczęły śmieszyć jak kukiełki.
Oby w nas paskudne jędze
pozamieniały się w owieczki,
a w oczach mądre łzy stanęły
jak na choince barwnej świeczki.
Niech anioł podrze każdy dramat
aż do rozdziału ostatniego,
i niech nastraszy każdy smutek,
tak jak goryla niemądrego.
Aby się wszystko uprościło —
było zwyczajne — proste sobie —
by szpak pstrokaty, zagrypiony,
fikał koziołki nam na grobie.
1960
O PROSTYM PACIERZU
Właśnie w Betlejem wjeżdżali
w groty niemalowane wrota —
osiołek zaczął się trząść jak w kokluszu —
zląkł się kapitalistycznego złota.
Święty Józef podniósł brwi —
Betlejem stało się pełne
mędrców
psychologów
astronomów
kontemplatyków porwanych aż tak do siódmego nieba —
że zapomnieli o imieninach mamusi
o języku w bucie
o kruszynie dla wróbli chleba
Wielbłądy biły kopytami i zamieniały
Ziemię Świętą w grzechotkę —
wół się chwiał — jakby stał na biegunach —
a Matka Boska rzekła do Świętego Józefa
— Nie wpuszczaj.
Niech im księżyc przypnie po srebrnej łacie —
niech czekają — póki najmniejszy z pasterzy
skończy mówić zwykły pacierz.
1961, 1990
WIELKANOCNY PACIERZ
Nie umiem być srebrnym aniołem —
ni gorejącym krzakiem —
Tyle Zmartwychwstań już przeszło —
a serce mam byle jakie.
Tyle procesji z dzwonami —
tyle już alleluja —
a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja.
Wiatr gra mi na kościach mych psalmy
jak na koślawej fujarce —
żeby choć papież spojrzał
na mnie — przez białe swe palce.
Żeby choć Matka Boska
przez chmur zabite wciąż deski —
uśmiech mi Swój zesłała
jak ptaszka we mgle niebieskiej.
I wiem, gdy łzę swoją trzymam
jak złoty kamyk z procy —
zrozumie mnie mały Baranek
z najcichszej Wielkiej Nocy.
Pyszczek położy na ręku —
sumienia wywróci podszewkę —
Serca mojego ocali
czerwoną chorągiewkę.
1961
O WIELKANOCNYM PORANKU
Poranek Wielkanocny wszystko poprzemieniał —
nie ma więcej cmentarza, grobu i kamienia.
Świat stał się samym światłem i wprost w okna świeci —
skacze złotym zajączkiem w dobre ręce dzieci.
Dawną drogą bolesną kroczy Weronika —
w chuście dzwon wielkanocny dźwięczy jak muzyka.
Cyrenejczyk z radością na nowy krzyż czeka.
Pierwszy papież ukradkiem sprawdza źródła wiary —
wbiegł do grobu i cudu w zachwycie docieka.
Dobry łotr mówi pacierz i niesie ze łzami
baranka z chorągiewką, z jasnymi oczami.
Magdalena przyjmuje świąteczne życzenia —
święty Jan pisać zaczął. Już drży ze wzruszenia.
I wszyscy w ewangelii ludzie zapomniani,
o których nic nie głoszą z ambony kapłani,
gramolą się jak niegdyś pasterze z królami
w poranek wielkanocny. Stukają sercami.
Więc najpierw pan Zacheusz wdrapał się na drzewo,
potem wbiega pacholę, które na pustyni
oddało głodnym koszyk z chlebem i rybami,
słudzy z Kany jak muły robocze z wiadrami,
sam gospodarz zajazdu, ukryty jak w norze,
co rannemu dogadzał, stał, prześcielał łoże.
Uschnięta figa — zakwitła na nowo,
kur wyśpiewuje ranne alleluja,
osiołek wciąż hosannę potakuje głową,
spóźnione głupie panny lecą zadyszane
(wiatr lampy drze za uszy, czarne knoty buja),
niewiasta z jedną drachmą, celnik ze słowami:
— Poranku Wielkanocny — zmiłuj się nad nami
W ogrodzie Matka czuwa, na oliwnych zboczach
milcząca —
uśmiechnięta — z Wielkim Piątkiem w oczach.
1961
PYTANIE
Jaka będzie przyszłość Kościoła —
niespokojni pytają uparcie? —
Święty Józef tylko się uśmiecha
liczy dziury w dziurawym palcie.
Matka Boska z parasolką nieba —
wszyscy święci nie pojmują trwogi —
uśmiechniętym — stara obręcz ciernia
jak skakanka toczy się pod nogi.
1961
ŻEBY…
Żeby asceci nosili białe kapelusze
kolorowe krawaty
żeby klasztory budowano nie jak więzienia
ale z różowego plastyku
w każdym oknie ogonek muzyki
żeby pobożnych wprawiały w zachwycenia
bocianów czarne nogi
złote usta jelenia
spódniczki obłoków
żeby nie mówiono o mistykach
że to sakramenckie ofermy i łamagi
Niech im spada rano na łóżko
wprost przez okno nieba jabłuszko
z piórkiem liścia grającym na organkach światła
z armią cieni zielonych na klockach powietrza
I żeby każdą sekundę cierpienia
ceniono jak języczek konieczny u wagi.
1961
O SZUKAJĄCYCH
Mówią, że szukają Boga
rozgrzebują filozofię
dyskutują z niewierzącymi
na wierzących patrzą z przymrużeniem oka
dmuchają w świętego Tomasza jak w katedrę złotego kurzu
mieszają w mrowisku nieba
chcą przejść na czworakach przez ucho igielne
chlapią na ptaki niebieskie atramentem
ubolewają nad poziomem kazań
ważą 50 dowodów na istnienie
gryzą proroctwa jak kość z każdej strony
z samego szukania uczynili cel i nagle stają się jak parasol na rekolekcjach
zgubiony
1961
PRZYCHODZĄ DO MATKI
Przychodzą do matki i mówią — straciliśmy wiarę —
Msza święta już im nie odsłania cierpliwej dłoni światła
choinki z kolędami nie przypomina już pierwszy nagusek śniegu
mała święta Tereska stale im kaszle w gruzach nieba
niepoprawna gruźliczka
aureole świętych drażnią jak grzebienie kogutów
męczy grzechotka kazań
szlachetni
czuli
nie dotknęli grzechu
tylko świat im się skrzywił
jak twarz w beczce śmiechu
1961, 1986
PRELUDIUM DESZCZOWE
Daj rękę. Wejdźmy w kościół, jak w głąb tajemnicy
wiem o tym, że nie wierzysz…
Tu są główne drzwi
tam okno z drzewem deszczu szumiącym z ulicy
(teraz brzęczy jak beczka pełna strużyn wody
tak zawsze kiedy kwaśne jabłko niepogody).
Na ławce przy chorągwi naprzeciwko sieni
panie po pięćdziesiątce — królewny jesieni
bliżej panny we wdziankach z balonem urody
obok święty bez teki z srebrną szklanką brody
(może złoży nam na pierś order suchej nitki)
na razie wprost z potopu świecą mokre łydki.
W konfesjonał pod ścianą wrzucają zazdrości
kłamstwa, obierki grzechu, szkielety miłości.
Wiem o tym, że nie wierzysz…
Tu się choć nikt nie schlapie, skarpetek nie zmoczy —
Właśnie święta Tereska z róż wyjmuje oczy
a w głębi sam Pan Jezus szuka Twego wzroku
waży twoją niewiarę. Nareszcie masz spokój.
Nie od razu płaczemy w łaski bożej deszczu
Nawrócenie — nie zając. Znów ten dzięcioł deszczu.
1961, 1998
O NAWRÓCENIACH
W jaki sposób Bóg nawraca grzeszników
rozmaicie
często jak wiatr co pędzi stado kapeluszy
chwyta duszę wprost z miejsca i targa za uszy
niekiedy z uśmiechem, prawie że wesoło
święci biorą za rękę i bawią się w koło
a czasem — nie do wiary
ni z tego ni z owego
łzę zdejmujesz z twarzy
jak pieszczotę śniegu
1961, 1986
KRWI PRZENAJŚWIĘTSZA
Krwi Przenajświętsza z Litanii
słabość moją, nędzę ogarnij
już mnie przemień zawsze niedobrego
z grzechem każdym — w białą iskrę śniegu
świat uratuj na włosku wiszący —
Krwi Przenajświętsza z kielichów
daj nam płakać nad sobą po cichu
przy ołtarzach, w tramwajach, na bruku
w Sakramencie Bożego Słuchu
1962, 1997
JEST
Mówią, że modlimy się do głuchych obrazów
ślepnących świec
że dmuchamy jak dzieci w papierowe trąbki —
a On przecież jest
w małej hostii jak w iskierce ciepła
w mocnych ścianach nadziei.
Czeka z sercem jak z Wielkim Piątkiem
w tabernakulum umówionej alei —
w domkniętym milczeniu —
przychodzę tu nieraz jak pogryziony psiak
i ostrożnie, dokładnie, po kolei wyjmuję z łap
kolce lęku.
1962
JEŚLI…
Jeśli stracisz wiarę w to,
że Bóg jest staruszkiem z niedostrzyżoną brodą
że chrześcijanie wszystkich wyznań muszą się kłócić między sobą
że może być dobre długie kazanie —
że może gorszyć obcas na szpilce —
że można pisać anonimy na sąsiadkę i czuć się niewiniątkiem
w kąpiółce modlitwy
że jesteś w cierpieniu nagi i tylko sam
niepotrzebny jak w uchu ziarenko plaży —
że każdy święty zamykał oczy na kobiety jak głoszą święte plotki —
wtedy
zaczniesz niebo oglądać
przez rzęs wilgotne stokrotki.
1962
* * *
Ile napisano pobożnych książek —
droga do siódmej twierdzy życia duchowego
komentarze do komentarzy
analizy ucha igielnego
matematyczny dowód na istnienie Boga z wykresami
o artylerii łaski —
a Jezus myśli o nas w liter ciemnym stuku
jak trudno w niebo wstąpić spod robactwa druku
1962
SPOSTRZEŻENIE
Mój Boże, żeby patrząc na koncercie
na ludzkie ręce pąsowe od oklasków
po prostu zacząć się modlić —
bo to Ty rozdmuchujesz iskry we wszystkich słomkach serca artysty
aż bucha „pożar łez —
a artysta onieśmielony
z przypiętą łatką recenzji —
kłaniający się swoim oklaskom
niziutko do samej ziemi —
w spienionej strudze oddechu —
może na razie zapomniał.
1963
ZDUMIENIA PEŁNA
Matko Najświętsza któraś się zdumiewała
o której nie powiedziano w litanii
Zdumienia Pełna
któraś dziwiła się
dlaczego Bóg urodził się w stajni
dlaczego musi uciekać na kopytkach osiołka —
spraw — żebym ucząc religii
nie mówił: Już wiem. Rozumiem
Mam na wszystko odpowiedź gotową
Żebym umiał się z ludźmi dziwić
nie rozumieć właśnie
kiwać głową
mój Boże, ile tajemnic w jednej sekundzie
Chwaląc męczennika, żebym dodał
że skaleczony dmucham czule na krew żeby mniej szczypało
Nie głosić tylko, że jak się kocha to mniej boli
że przez dziurę łzy można zobaczyć więcej
lecz czasami nad tym wszystkim załamać ręce
mój Boże, jak pojąć serce śmierci
1963
* * *
Dogmatycy hałasują po łacinie
moraliści brzęczą nad korytkiem ludzkiego sumienia
apologeci skrzypią — porozpinani na krzyżu wiary
kaznodzieje reperują głośnik, żeby ich było lepiej słychać
filozofowie mruczą na świętego Tomasza ustawionego już
ze starymi rocznikami świętych — w archiwum raju
męczennicy liczą na głos uderzenia w twarz
skrupulatom spadła nareszcie na głowę dynia grzechu
organiści oblizują dźwięki —
wierni podzielili się na wojenne obozy
I tylko w szczerym polu
w oddechu zioła —
na klęczkach podziwiając zaspy nieba
można jeszcze znaleźć Ciszę
1964
* * *
Jezu z huczącą jak pszczoła raną
z czerwoną ulotką wiecznej lampki
ja — ksiądz
wędrujący jak grzyb po deszczu
w epoce podróży kosmicznych na księżyc
proszę Ciebie o zwykły młotek
żeby nim stuknąć
w kamień serca
1964, 1986
JESZCZE NIE
Jeszcze nie umiesz być sam
jeszcze się trzymasz wspomnień jak pochyłej poręczy
jeszcze się czepiasz chudych moli pamiątek
jeszcze nie dajesz spokoju umarłemu
chcesz go przyciągnąć z drugiego świata za guzik
jeszcze sfę rzucasz kukłom na szyję
jeszcze szukasz serca żeby je doić jak kozę
ważny jak puzon
stukasz cierpliwym kopytkiem różańca
ostatecznie można ci postawić trójkę minus z religii
1966
ZNAKI UFNOŚCI
(1970)
* * *
Dziękuję Ci po prostu za to, że jesteś
za to, że nie mieścisz się w naszej głowie, która jest za logiczna
za to, że nie sposób Cię ogarnąć sercem, które jest za nerwowe
za to, że jesteś tak bliski i daleki, że we wszystkim inny
za to, że jesteś już odnaleziony i nie odnaleziony jeszcze
że uciekamy od Ciebie do Ciebie
za to, że nie czynimy niczego dla Ciebie, ale wszystko dzięki Tobie
za to, że to czego pojąć nie mogę — nie jest nigdy złudzeniem
za to, że milczysz. Tylko my — oczytani analfabeci
chlapiemy językiem
1969, 1970
WYJAŚNIENIE
Nie przyszedłem pana nawracać
zresztą wyleciały mi z głowy wszystkie mądre kazania
jestem od dawna obdarty z błyszczenia
jak bohater w zwolnionym tempie
nie będę panu wiercić dziury w brzuchu
pytając co pan sądzi o Mertonie
nie będę podskakiwał w dyskusji jak indor
z czerwoną kapką na nosie
nie wypięknieję jak kaczor w październiku
nie podyktuję łez, które się do wszystkiego przyznają
nie zacznę panu wlewać do ucha świętej teologii łyżeczką
po prostu usiądę przy panu
i zwierzę swój sekret
że ja, ksiądz
wierzę Panu Bogu jak dziecko
1963, 1980
RACHUNEK SUMIENIA
Czy nie przekrzykiwałem Ciebie
czy nie przychodziłem stale wczorajszy
czy nie uciekałem w ciemny płacz ze swoim sercem jak piątą klepką
czy nie kradłem Twojego czasu
czy nie lizałem zbyt czule łapy swego sumienia
czy rozróżniałem uczucia
czy gwiazd nie podnosiłem których dawno nie ma
czy nie prowadziłem eleganckiego dziennika swoich żalów
czy nie właziłem do ciepłego kąta swej wrażliwości jak gęsiej skórki
czy nie fałszowałem pięknym głosem
czy nie byłem miękkim despotą
czy nie przekształcałem ewangelii w łagodną opowieść
czy organy nie głuszyły mi zwykłego skowytu psiaka
czy nie udowadniałem słonia
czy modląc się do Anioła Stróża — nie chciałem być przypadkiem aniołem a nie
stróżem
czy klękałem kiedy malałeś do szeptu
1967, 1986
O KOŚCIELE
Kościele w którym wypadło mi po raz pierwszy w życiu
pić ustami mszę
chować się do konfesjonału któremu stale odrastają uszy
w którym Matka Najświętsza miała złotą koronę i bose nogi
w którym obraz świętej Tereski służył latem za plażę dla much
drewniany święty Antoni oblazł z habitu
ciemny i czysty
Kościele w którym zieleniała miedź
zasłaniano sumienie listkiem brzozowym
kolor nieba wyleniał jak szelest
smutny jakby jaskółki umiały tylko chodzić
Kościele z posadzką od pacierzy wytartą i krzywą
gdzie skrzypiały obcasy
pluskało korytko wody święconej
szczekał zegar jak emerytowany ludożerca
z amboną tak prostą że nie sposób było zakryć
na niej żadnym kazaniem swej własnej twarzy
Kościele przed którym klękał las
krzyżodzioby otwierały szyszki
łaskotał zajęczy szczaw
cieszyło babie lato jak grzech za lekki
fikały żaby a każda żaba ma zawsze czkawkę
jesienią czerniały coraz mocniej szpaki
zimą sikory sypiały na mrozie
parafianki rozbierały się ze śniegu
gdzie zamykałem Jezusa w tabernakulum zawsze z cząstką czyjegoś płaczu
gdzie modliłem się żeby nigdy nie być ważnym
1965, 1986
* * *
Nic mnie nie załamało
ani pustka po życzliwym spojrzeniu
ani zbieranie na tacę
ani to że o mało nie zwichnąłem palca stukając w konfesjonał
ani pytania osiemnastoletnich
ani anonimy których koperty nawet syczą —
ani dowody w które trzeba najpierw uwierzyć
ani wierni którzy się nienawidzą w tramwajach
ani cnota płacząca jak nieszczęśliwe szczęście
ani kaznodzieje ze złotymi zębami
ani obawa że nie dam rady nie dojdę
wywrócę się jeszcze przed płotem Królestwa Niebieskiego
bogatsi zostaną coraz bogatsi a biedni coraz biedniejsi
nawet ptaki śpiewają ze strachu
nic mnie nie załamało
bo wciąż widzę Ciebie Matko Najświętsza
zamiast berła — trzymasz kłębek włóczki
cerujesz teologię
1964, 1986
O MALUCHACH
Tylko maluchom nie nudziło się w czasie kazania
stale mieli coś do roboty
oswajali sterczące z ławek zdechłe parasole z zawistnymi łapkami
klękali nad upuszczonym przez babcię futerałem jak szczypawką
pokazywali różowy język
grzeszników drapali po wąsach sznurowadeł
dziwili się że ksiądz nosi spodnie
że ktoś zdjął koronkową rękawiczkę i ubrał tłustą rękę w wodę święconą
liczyli pobożne nogi pań
urządzali konkurs kto podniesie szpilkę za łepek
niuchali co w mszale piszczy
pieniądze na tacę odkładali na lody
tupali na zegar z którego rozchodzą się osy minut
wspinali się jak czyżyki na sosnach aby zobaczyć
co się dzieje w górze pomiędzy rękawem
a kołnierzem
wymawiali jak fonetyk otwarte zdziwione „O”
kiedy ksiądz zacinał się na ambonie
— ale Jezus brał je z powagą na kolana
1965, 1986
KAZNODZIEJA
Ty co nie zbawiasz dusz porośniętych słowami
chroń mnie od pięknej gładkiej wymowy kościelnej
od homiletyki na piątkę
naoliwionych zdań
proroczych ryków
zgrabnego szeptu
czasem można przecież przez dziurę własnego kazania zobaczyć Ciebie
jąkać się —
chociaż powiedzą
znowu wyszedł stał jak rura
czerwienił się przez mikrofon
wszystkie palce sterczały — jak uszy na ambonie
1965, 1986
ANKIETA
Czy nie dziwi cię
mądra niedoskonałość
przypadek starannie przygotowany
— czy nie zastanawia cię
serce nieustanne
samotność która o nic nie prosi i niczego nie obiecuje
mrówka co może przenieść
wierzby gajowiec żółty i przebiśniegi
miłość co pojawia się bez naszej wiedzy
zielony malachit co barwi powietrze
spojrzenie z nieoczekiwanej strony
kropla mleka co na tle czarnym staje się niebieska
łzy podobno osobne a zawsze ogólne
wiara starsza od najstarszych pojęć o Bogu
niepokój dobroci
opieka drzew
przyjaźń zwierząt
zwątpienie podjęte z ufnością
radość głuchoniema
prawda nareszcie prawdziwa nie posiekana na kawałki
czy umiesz przestać pisać
żeby zacząć czytać?
1969, 1970
POSTANOWIENIE
Postanawiam pracować nad tym
żeby się pozbyć
byka retoryki
wazeliny stylizacji
galanteryjnych pauz
wypucowanej składni
lirycznego śmietnika
żeby zimą przyklęknąć
i przynieść Ci niewykwalifikowaną ręką
baranka śniegu
1966, 1986
O UŚMIECHU W KOŚCIELE
W kościele trzeba się od czasu do czasu uśmiechać
do Matki Najświętszej która stoi na wężu jak na wysokich obcasach
do świętego Antoniego przy którym wiszą blaszane wota jak meksykańskie maski
do skrupulata który stale dmucha spowiednikowi w pompkę ucha
do mizernego kleryka którego karmią piersią teologii
do małżonków którzy wchodząc do kruchty pluszcza w kropielnicy obrączki jak
złote rybki
do kazania które się jeszcze nie rozpoczęło a już skończyło
do tych co świąt nie przeżywają ale przeżuwają
do moralisty który nawet w czasie adoracji chrupie kość morału
do dzieci które się pomyliły i zaczęły recytować:
Aniele Boży nie budź mnie niech ja najdłużej śpię
do pięciu pań chudych i do pięciu pań grubych
do zakochanych którzy porozkręcali swoje serca na części czułe
do egzystencjalisty który jak rudy lis przenosi samotność z jednego miejsca na
drugie
do podstarzałej łzy która się suszy na konfesjonale
do ideologa który wygląda jak strach na ludzi
1965, 1970
Z DZIECIĄTKIEM JEZUS
Święty Józef święty Stanisław Kostka święty Antoni
trzymają dziecko Jezus na ręku
opiekunowie wzruszeń
przyzwyczaili do siebie
ale kiedyś nocą kiedy penitenci pookrywali już kołdrami uszy
w sierpniu kiedy owady schodzą do ziemi
a jesiony za oknem obejmują się jak skrzydła
ponownie kwitną łąki i cichną ptaki
ktoś mi powiedział przez sen —
niech ksiądz weźmie Dzieciątko Jezus
sam je potrzyma na ręku
ustawi się pod filarem
serce mi zadrżało jak owies
a potem lęk — jakby uciekały okulary —
— ładne rzeczy — ksiądz z dzieckiem na ręku w kościele —
jedni powiedzą — świeżo upieczony święty
buty lampkami obstawią
inni zaczną w maszynach do pisania ostrzyć litery
anonimem w kurii oparzą
krzyżem wskażą godzinę
skrupulaci rozpoczną cedzić w siteczku cień sumienia
a Dziecko miało ślipka niebieskie
jak w Betlejem podstrzyżone włoski
bezbronne i jeszcze bez ran
ze wzruszeniem na klęczkach mówiłem
coś bez sensu do Matki Boskiej
1963, 1986
TAM GDZIE PROCESJA
Tam gdzie procesja przeszła po kościele
szukałem przydeptanej śnieżnej rzeżuchy i żółtej ognichy
wywietrzałego wrotyczu i rumianku
mikołajka jak ametystu
omdlałego kadzidła
sutanny zamiatającej jak miotła
ceremoniarza kiwającego palcem w bucie
dotkliwości przedmiotów które stały się wspomnieniem
widzialnego świata przechodzącego już
w podczerwienie i pozafiolety
w ciepło i zimno
I odnalazłem
Tłumaczyłeś że nie chcesz złotego baldachimu
tylko bandaża z grubego płótna
1959, 1970
DO SAMEGO SIEBIE
Żebym pisząc wiersze nie wzywał Imienia Pana Boga nadaremno
nie tłumaczył Biblii na nie—Biblię
nie przychodził w wilczej skórze wtajemniczonych
nie polował na piękne słowa jak na płochliwe zające wciągające w puste pole
lub na karasie w tataraku
nie udowadniał — to znaczy nie zamęczał
nie był zbyt pewny
(przecież nawet biała kawa nie jest biała)
nie sadzał sumienia jak spoconej babci na miękkim fotelu
żebym nie patrzył w nie jak w okrucieństwo pamięci
nie odkładał milczenia na jutro
nie kochał miłością mniejszą od miłości
nie uprawiał zdenerwowanej teologii
nie pocieszał bólu
a nade wszystko żebym nie chował twarzy do rękawa
nie zamykał się w budce poezji —
kiedy trzeba mówić najprościej
o Matce Najświętszej
o cierpliwości sakramentów dłuższej niż życie
o ciepłym pomruku schodów po których niosą nadzieję chorym —
o śniegu który padając na ręce — uczy chyba rozdawania
o Jezusie który nieraz tak wygląda między nami
jakby chodził od nie swoich do obcych
1967, 1970
* * *
Aniele Boży Stróżu mój
kiedy zasypiam nachyl się nade mną
odmuchaj z księżyca
zasłaniaj rękami przed złem —
opowiadaj
o mokrym ryjku gwiazdy
o tym że niebo jest jeszcze całe
o gorliwcach, którzy pchają się do Boga za szybko
o porażonych żądłem zegara którzy stale smarują coś w książkach zażaleń
o leszczynie przez całą zimę ukrytej w pąkach
o tym ze nawet teolog piszczy oparzony sercem
o tym ze wszystko musi spadać niespodzianie
o papieżu, który ukląkł boso na schodku łzy
o zgolonej aureoli
o bitwie co porosła mchem
o żabie co kochając staje się niebieska
o tych którym wypadły mleczne zęby wiary
o sprzeczności w każdej prawdzie
o sakramencie uśmiechu
daj mi na starość
nie głosić kazań
wygrzewać pusty konfesjonał bez penitentów
a jeśli powiedzą że jestem do niczego
skulić się jeszcze w kłębek
czuwać przy samych korzeniach kościoła
1964, 1986
* * *
Żebym nie zasłaniał sobą Ciebie
nie zawracał Ci głowy kiedy układasz pasjanse gwiazd
nie tłumaczył stale cierpienia — niech zostanie jak skała ciszy
nie spacerował po Biblii jak paw z zieloną szyją
nie liczył grzechów lżejszych od śniegu
nie kochał długo i niepewnie
nie załamywał rąk nad okiem Opatrzności —
żeby serce moje nie toczyło się jak krzywe koło
żeby mi nie uderzyła do głowy święcona woda sodowa
żebym nie palił grzesznika dla jego dobra
żebym nie tupał na tych co stanęli w połowie drogi pomiędzy niewiarą a ciepłem
nie szczekał przez sen
a zawsze wiedział że nawet największego świętego niesie
(jak lichą słomkę mrówka wiary
1964, 1986
MALOWANI ŚWIĘCI
Jak się czują malowani święci na wystawach
nie mogąc rozpoznać pod szminką świętości
swojej tajemnicy
milczącego dramatu
nie mogą się nadziwić
że złote palce wymalowano im żółcią
srebrne twarze — błyszczącą bielą
do lśniącej czerni dolewano kleju
tylko oczy mają naprawdę niebieskie jak gęś domowa
wstydzą się
tytułów biżuterii i innych podrobów
onieśmieleni robią karierę w sklepach z dewocjonaliami
Co w nich prawdziwego
ucho
każdy obraz święty słyszy
nawet taki mały który dostałem przed maturą od matki
z głodnego dzioba pamięci
trzymam go za nitkę o wiele za krótką
1961, 1996
WYZNANIE
Zamykałem wiedzę w szufladkach
wymieniałem pajęczaki stawonogi i kręgowce
myliłem na niebie gwiazdę pierwszą z ostatnią
nie rozumiejąc kamieni — nazywałem
notowałem w zeszycie spostrzeżenia
wiedziałem że kiedy przylecą drozdy i żółte pliszki
można już spać przy otwartym oknie —
że po wilgach i derkaczach przychodzi pierwsza burza
że słonka wędruje tylko w nocy a wyżeł ma brwi nad oczami
poznawałem głuszca po zielonej piersi
zimorodka po czerwonych nogach
dostrzegłem że wiewiórka jest od spodu biała
że czajki kładą dzioby na ziemi
że kwiaty zapylane nocą nie są nigdy ciemne
że w maju kwitną rośliny niskie a w czerwcu wysokie
mówiono że można szukać prawdopodobieństwa i utracić prawdę
że prac doktorskich teraz się nie czyta tylko się je liczy
że króla najłatwiej uwieść ale trudno się do niego dopchać
że więcej jest dowodów na istnienie Pana Boga niż na istnienie człowieka
że piekło to po prostu życie bez sensu
czytałem na cmentarzu: „Tu leży Maria Dymek, ducha oddała Bogu,
ziemi — ciało, jezuitom — domek. Dobrze się stało”
Chwytałem się jeszcze teologii za rękę
pytałem czy anioł spowiadający byłby do zniesienia
dzieliłem grzechy na śmiertelne to znaczy ciche i lekkie — inaczej hałaśliwe
podglądałem czystość po obu stronach śniegu
wreszcie wzruszyłem ramionami: przecież wszystkie słowa sprawiają
że się widzi tylko połowę
1969, 1970
DO JEZUSA UMĘCZONEGO ORGANAMI
Panie Jezu chyba nie lubisz jak Cię męczą organami w kościołach
dość masz muzyki Bacha —
może chciałbyś posłuchać
jak skrzypi w Biblii na czarnych nogach hebrajska litera
jak spowiadający mruczą w samo ucho sumienia
boli rosnąca aureola nad świętym
płaczą uciekające spojrzenia —
ciekną buty po deszczu na posadzce
ziewa babcia nad litanią
skacze szczygieł śniegu po tramwajowych przystankach
piszczy nad świecą w lichtarzu
jedna płonąca zapałka
Nawet w skrzypcach nie słyszymy strun tylko pudło
1963, 1986
JAK DŁUGO
Jak długo wierzyć nie rozumieć
jak długo jeszcze wierzyć nie wiedzieć
ciemno jak pod bukiem o gładkiej korze
pokaż się choć na chwilę w kościele — rozebranym do naga ze świecidełek
jak święci co nie mają niczego do ukrywania
jak w promieniu miłości promień przyjaźni
podaj ręce którymi odwiedzałeś
ani za późno ani za daleko
nie daj nam tak długo wierzyć
1969, 1970
O JEDNYCH I O DRUGICH
— Ach ci pastuszkowie — mówił
— bardziej dziecięcy niż dziecinni
posłuszni jak len na koszule
bardziej prości niż kanonizowani
sypią się pod sam próg jak grzeczne króliki
bezbronni i nie zapomniani jeszcze
bez myśli rosnącej jak ogromny krzyż
bez bólu głowy
porozstawiani w czterech kątach serca
bez problemów inteligenckich
spokojni że nie potrzebują ani niczego ukryć ani dodać
gorzej z tymi trzema mędrcami
których wygoniło na pustynię zaglądanie do nieba
którzy wisieli na jednym włosku gwiazdy
sam na sam z długim nerwem rozumu
szukający po ciemku krzykiem sumienia
żeby to co proste — było głębokie
to co bliskie — najszersze
żeby to co jedyne — nie zamykało się w jednej formułce
dla których odnalezienie staje się początkiem
którzy wracają zawsze inną drogą
którzy dopiero po kropce stawiają i
jak niebo idą dalej
1968, 1970
O FIRANKACH W STAJNI
Gdyby przyszli do Ciebie wtedy
w świętą noc
kiedy świeciła jedna czytelna gwiazda
ci co uważają że trzeba wszystko mieć żeby nie przestać być
ci co się boją bezradności Twoich narodzin
może chcieliby przykryć Cię wełnianą kołdrą
pozawieszać firanki w stajni
sprawić świętemu Józefowi rękawiczki te najcieplejsze z jednym palcem
założyć centralne ogrzewanie
bardziej wpływowi pisaliby do urzędu kwaterunkowego o mieszkanie dla Ciebie z
wygodami
żebyś nie mieszkał kątem
nieufni doszukiwaliby się w podskakującym ośle
kucyka trojańskiego z podejrzanym sumieniem
najodważniejsi zaczęliby protestować powołując się
na Deklarację praw człowieka i obywatela i wszystkie dekrety o wolności wyznań
poeci ubieraliby Betlejem w liryczne wykrętasy
malarze smarowaliby złotym pędzlem
w najlepszym wypadku modliliby się do Ciebie jak do małego milionera
złożonego umyślnie na sianie
a Ty tłumaczyłbyś otwartymi oczami
ze zmarzniętą matką przy policzku
że naprawdę jesteś
więc oddajesz wszystko
1969
SPOJRZAŁ
Spojrzał
na gotyk co stale stroi średniowieczne miny
na osiemnastowieczny ołtarz jak barokową trumnę na szczurzych łapkach
na włochate dywany które zmieniają nasze kroki w skradające się koty
na żyrandol jak dziedziczkę w krynolinie
na jaśnie oświecony sufit
na pyszno pokutne klęczniki
na anioła co stale o jeden numer za mały
na liście co w świetle lampki czerwonej wydają się czarne
stanął w kącie załamał odjęte z krzyża ręce
i pomyślał
chyba to wszystko nie dla mnie
1968, 1970
ANTOLOGIA
Chodzą naokoło mnie na wysokich obcasach metafor
cieniutkimi łzami piszczą na moich obrazach
przynoszą na wyciągniętych dłoniach lirykę jak kurczaka
potem nawet na maszynie do pisania klękają oczami
Proszę o prozę
żebyście sami nie darli się za włosy
nie podawali miłości jak jeża
w cierpieniu mówili dobranoc
nie nakładali tłumika na serce
tak zastraszeni że niemoralni
żebym nie marzła w antologii wierszy o sobie
1966, 1986
MÓWIŁ DO DUSZY
— Niebo jest niepoprawnie czarne
nad powietrzem udającym błękit
gwiazdy z wierzchu najostrzejsze dmuchają na rozpacz
a jeszcze tyle milczenia głębokiego jak bazalt
ponad zbyt pewnymi odpowiedziami na pytania —
— mówił do duszy
skubanej jak ptasi rdest
nieruchomej jak żółty nocny kwiat zapylony przez ćmę —
wahającej się jak ktoś co chciał wejść do kościoła
ale chodził w kapeluszu po klamce
to co ciasne — przestrasza
to co wąskie — kaleczy
to co małe — poderżnie
to co wielkie — osłoni
to co wielkie — zrozumie
to co wielkie — rozgrzeszy
1967
O NAWRÓCENIU
Więc tyle razy musiałem stawać na uszach w konfesjonale
biegać po ambonie rękami
na rekolekcjach błyszczeć jak koński ząb
bębnić w kociołek sumienia
żebyś podrostu zrozumiał
bez mojej dłoni wsuwającej się pod ramię —
przy lampie czerwonej jak marchew na stole
przy zegarze ogryzającym nas po trochu lecz systematycznie
nad własnym grzechem — jak dokładnie załataną dziurą
1967, 1970
PROŚBA
Panno Święta rysowana w zeszycie
dziecięcymi rączkami —
piękna jak jedna kreska
módl się za nami
żeby w kościołach nie było wyszywanych serwetek
katafalku z czarną kapą
aniołka z barokową łapką
z pędzelkami przy chorągwiach frędzli
stukających pieniędzy
ozdóbek z trupią główką
świętej Tereski jak rozpieszczonej gwiazdy
niepodobnych do siebie świętych
co nie mogą wyjść z nieswojej twarzy —
żeby nie było
sympatycznego gładko uczesanego Pana Jezusa tylko dla porządnych ludzi
1961, 1970
NIEBO
Patrzał w niebo
bizantyjskie — z białej mozaiki
gotyckie — gołe i złote
renesansowe — błękitne
barokowe — brunatnowełniste
osiemnastowieczne — szafirowe
impresjonistyczne — pełne powietrza
secesyjne — ondulowane
kubistyczne — kanciaste
abstrakcyjne — nieprawdziwe
i chciał wierzyć w całkiem nowe
lekkie i niecałe — jeszcze nie używane
1968
WOŁANIE
Bliższy od reguł życia wewnętrznego
przepisów na zbawienie
odwrotna strono rozpaczy
świecący nawet niewierzącym jak ogromne ciało dobroci
ile razy klękam przed Tobą bojaźliwy i spokojny
z wszystkimi dowodami na istnienie Boga w torbie mózgu
i spuszczonym pyskiem sumienia
prosząc
abyś mnie nauczył
cierpienia bez pytań
1965, 1970
WIĘCEJ POWIEDZĄ
Święta Teresa w obrazie jak w gorsecie
Anioł Stróż jak niedyskretna religia
ksiądz Piotr Skarga z podręcznikiem sejmowych kazań w krtani
mogą iść poprzez wiersze o Bogu
nie pucowani do glansu jak samowar
a czasem po prostu rozpacz
wielkie nic chodzące pomiędzy nami na palcach
stary Tobiasz prowadzony przez anioła i psa
ból rozebrany z gałganów do naga
więcej powiedzą o Nim
1970
POZA KOLEJKĄ
Ilu umundurowanych świętych
kanonizowanych bez poprawek
moralistów na twardych podeszwach
aniołów kipiących jak mleko
chyba ciężko będzie czekać po śmierci na swój sąd szczegółowy
ze łzą — jak z ostatnim osłem
ale Ty Matko Najświętsza — spod ciężkiej betlejemskiej gwiazdy
co otwierasz na nas oczy jak weneckie okna
co nie przemiękłaś w cierpieniu
przyjmiesz poza kolejką
wszystkich niepewnych którym się zdawało
że znak zapytania jest dłuższy od znaku krzyża
tych którzy niczego nie mają chociaż niczego nie oddali
wyczekujących w ogonkach
narzekających na lata coraz szybsze
wydeptujących na krzywych obcasach swoje zbawienie
nawet tak załatanych że nie mając czasu
modlili się na jednej nodze
1968, 1970
NA SZARYM KOŃCU
Wreszcie na szarym końcu
zbaw teologów
żeby nie pozjadali wszystkich świec i nie siedzieli po ciemku
nie bili róży po łapach
nie krajalf ewangelii na plasterki
nie szarpali świętych słów za nerwy
nie wycinali trzcin na wędki
nie kłócili się między sobą
nie zajeżdżali na hipopotamie łaciny
żeby się nie dziwili
że do nieba prowadzi
bezradny szczebiot wiary
1965, 1986
PAPIEŻ
Papież wyfrunął z Rzymu
samolotem jak śnieg leci —
całuje prawosławnego błogosławi żydowskie dzieci
bez tronu
tylko łza trzęsie się jak taniec
w wielu książkach topnieje zamarznięte słońce
cieknie z gardła ususzonych liter —
heretycy grzeją w ewangelii pogryzione nogi
wydmuchują niebo na organach
nadciąga cały wydział personalny aniołów
tylko przedwojenny katolik
rozłożył papier —
skubie pióro jakby zaczepiał wronę
pisze skargę na Pana Boga
1964, 1986
O STALE OBECNYCH
Mówiła że naprawdę można kochać umarłych
bo właśnie oni są uparcie obecni
nie zasypiają
mają okrągły czas więc się nie spieszą
spokojni ponieważ niczego nie wykończyli
nawet gdyby się paliło nie zrywają się na równe nogi
nie połykają tak jak my przerażonego sensu
nie udają ani lepszych ani gorszych
nie wydajemy o nich tysiąca sądów
zawsze ci sami jak olcha do końca zielona
znają nawet prywatny adres Pana Boga
nie deklamują o miłości
ale pomagają znaleźć zgubione przedmioty
nie starzeją się odmłodzeni przez śmierć
nie straszą pustką pełną erudycji
nie łączą świętości z apetytem
bliżsi niż wtedy kiedy odjeżdżali na chwilę
przechodzą obok z niepostrzeżonym ciałem
ocalili znacznie więcej niż duszę
1968, 1970
ODEJŚĆ
Daj odejść od rzeczy okrągłych zamieszanych uprzejmie kilka razy —
od tresury uśmiechu
od rękawiczek rozdających kwiaty
od ludzkiego rozumu który kopnął sam siebie
od oficjalnej mądrości która preparuje zestawia wiesza na tabelce i robi każdego
na szaro
od przesolonej prawdy
od wygodnej czystości
od luźnego sumienia
od tylko ludzkiej odpowiedzi na szczęście
i daj samego Siebie
co jesteś stały i nie uparty
1967, 1970
DO ŚWIĘTEGO FRANCISZKA
Święty Franciszku patronie zoologów i ornitologów
dlaczego
żubr jęczy
jeleń beczy
lis skomli
wiewiórka pryska
kos gwiżdże
orzeł szc