1254
Szczegóły |
Tytuł |
1254 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1254 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1254 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1254 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANNE McCAFFREY
Pie�� kryszta�u
(T�umaczy�a: Paulina Braiter)
PRELUDIUM
Killashandra s�ucha�a, a s�owa niczym lodowe bomby pada�y ci�kimi, o�owianymi kroplami na jej skostnia�e cia�o. Wpatrywa�a si� w s�ynny profil Maestra, obserwuj�c, jak jego usta zamykaj� si� i otwieraj�, formuj�c s�owa, b�d�ce wyrokiem �mierci dla wszystkich jej ambicji i nadziei na przysz�o��. Dziesi�� lat ci�kiej pracy i nauki - na darmo.
Wreszcie Maestro spojrza� wprost na ni�. Szczere wsp�czucie, maluj�ce si� w jego wyrazistych oczach, dodawa�o mu lat. Mocne mi�nie szcz�ki zawodowego �piewaka rozlu�ni�y si�, tworz�c podw�jny podbr�dek.
Kiedy� by� mo�e Killashandra przypomni sobie wszystkie te szczeg�y. Teraz jednak zbyt by�a przygnieciona wszechogarniaj�cym poczuciem kl�ski, by dotar�o do niej cokolwiek poza �wiadomo�ci� ostatecznej przegranej.
- Ale... ale jak pan m�g�?
- Jak mog�em co? - spyta� Maestro zaskoczony.
- Jak m�g� mnie pan zach�ca� do dalszej nauki?
- Zach�ca�? Ale� drogie dziecko, nic podobnego.
- W�a�nie �e tak! M�wi� pan, �e... �e musz� tylko ci�ko pracowa�. Czy�bym zbyt ma�o si� stara�a?
- Oczywi�cie, �e nie - odpar� Valdi z uraz�. - Stawiam moim uczniom wysokie wymagania. Potrzeba lat pracy, aby wyszkoli� g�os i opanowa� repertuar, stanowi�cy cho�by cz�stk� muzyki z r�nych planet...
- Ja mam repertuar! Tak si� stara�am, a teraz... teraz pan mi m�wi, �e nie mam g�osu?
Maestro Valdi g��boko westchn��. Ten zwyczaj zawsze irytowa� Killashandr�, a akurat teraz by� wr�cz nie do zniesienia. Ju� otwiera�a usta, aby zaprotestowa�, powstrzyma� j� jednak uniesieniem r�ki. Przyzwyczajenie, utrwalone przez cztery lata nauki, kaza�o jej zamilkn��.
- Nie masz g�osu, by by� solistk�, moja droga Killashandro, nie wyklucza to jednak wielu innych odpowiedzialnych i interesuj�cych...
- Nie b�d� na drugim planie. Chc�... chcia�am - mia�a przynajmniej t� satysfakcj�, by ujrze�, jak Maestro krzywi si� na d�wi�k bij�cej z jej s��w goryczy - zosta� �piewaczk� koncertow� najwy�szej klasy. Powiedzia� pan, �e mam...
Ponownie uni�s� d�o�.
- Natura obdarzy�a ci� idealnym s�uchem, twoja muzykalno�� jest nienaganna, pami�� - znakomita, zdolno�ci aktorskie bez zarzutu. Lecz tw�j g�os brzmi lekko chrapliwie i w wy�szych rejestrach staje si� nie do zniesienia. S�dzi�em, �e trening pozwoli ci si� tego pozby�, ale... - bezradnie wzruszy� ramionami i zmierzy� j� surowym wzrokiem. - Dzisiejsze przes�uchanie w obecno�ci ca�kowicie niezale�nych s�dzi�w udowodni�o ostatecznie, �e owa skaza jest nieod��czna twojemu g�osowi. Ten moment musi by� dla ciebie straszny, dla mnie te� nie jest najprzyjemniejszy - widz�c buntownicz� min�, obdarzy� j� kolejnym karc�cym spojrzeniem. - Niecz�sto myl� si� przy ocenie g�os�w. Naprawd� sadzi�em, �e zdo�am ci pom�c. Niestety, nie potrafi� i podw�jnym okrucie�stwem z mojej strony by�oby zach�ca� ci� do dalszej pracy solowej. Nie. Lepiej b�dzie, gdy rozwiniesz swoje mo�liwo�ci w inn� stron�.
- A c� to, wed�ug pana, ma by�? - spyta�a ostro Killashandra. Jej g�os by� tak napi�ty, �e zabola�o j� gard�o. Zdo�a� spojrze� jej prosto w oczy.
- Nie jeste� zbyt cierpliwa i nie masz usposobienia nauczycielki, ale znakomicie sprawdzi�aby� si� w jednej z bratnich dyscyplin teatralnych, gdzie twoje zrozumienie dla problem�w pracy �piewaka mog�oby okaza� si� bardzo u�yteczne. Czy masz trening syntetyzerski? Hmmm. Wielka szkoda, wykszta�cenie muzyczne by�oby tu ogromnym atutem. - Urwa�, wida� by�o, �e co� przysz�o mu do g�owy. Porzuci� jednak t� my�l. - No c�, w takim razie zaleca�bym, aby� w og�le porzuci�a teatr. Przy twoim s�uchu mog�aby� stroi� kryszta�y, pracowa� przy odlotach pojazd�w lotniczych i prom�w, czy...
- Dzi�kuj� panu, Maestro - powiedzia�a, bardziej z przyzwyczajenia ni� wiedzion� szczer� wdzi�czno�ci�. Obdarzy�a go p�uk�onem, jakiego wymaga�a jego pozycja, i wysz�a.
Nie zdo�a�a si� powstrzyma� przed zatrza�ni�ciem drzwi. Sz�a korytarzem, o�lepiona �zami, kt�rym duma nie pozwala�a pop�yn��. Jednocze�nie pragn�a i obawia�a si� spotkania z kt�rym� z koleg�w, mog�cych zapyta�, czemu p�acze, i wsp�czu� w nieszcz�ciu. Kiedy jednak dotar�a do swej studenckiej klitki nie napotkawszy nikogo, ogarn�a j� niepohamowana ulga. Wreszcie wolno jej by�o podda� si� rozpaczy, szlocha�a histerycznie i krztusi�a si� �zami, p�ki nie by�a zbyt wyczerpana, by tylko chwyta� powietrze.
Je�li jednak jej cia�o protestowa�o przeciwko emocjonalnej nawa�nicy, umys� rozkoszowa� si� ni�. Bowiem Killashandra czu�a, �e zosta�a wykorzystana, �le pokierowana, okrutnie potraktowana i ok�amana. Kto wie, ilu jej koleg�w w skryto�ci ducha na�miewa�o si� teraz z jej roje� o ol�niewaj�cych sukcesach na scenach operowych i koncertach. Killashandrze nie brakowa�o pewno�ci siebie, jej wysoce rozwini�te ego zaspokoi�by tylko wy�niony zaw�d. Natomiast zupe�nie brakowa�o jej samokrytycyzmu: uwa�a�a, �e sukces i status gwiazdy to tylko kwestia czasu. Teraz a� kuli�a si� wspominaj�c dawn� pewno�� siebie i arogancj�. Poranne przes�uchanie traktowa�a jako czcz� formalno�� i otrzymanie rekomendacji do dalszej pracy solowej wydawa�o jej si� czym� zupe�nie pewnym. Pami�ta�a twarze egzaminator�w, tak mi�o u�miechni�te; jeden z nich bezmy�lnie kiwa� g�ow� w takt szkolnych arii. Wiedzia�a, �e jej tempo by�o bez zarzutu, za to akurat otrzyma�a wysokie noty. Jak mogli wygl�da� na tak... tak... zadowolonych? Patrze� zach�caj�co? Pragn�a ca�kowicie wymaza� z pami�ci dzisiejsze fiasko!
Jak mogli wystawi� jej niezadowalaj�c� ocen�?
"G�os pozbawiony dynamiki operowej. Nieprzyjemna i zbyt dono�na chrapliwo��". "Dobry instrument, nadaj�cy si� do �piewu z orkiestr� i ch�rem, zag�uszaj�cym skaz�". "Du�e mo�liwo�ci w zakresie prowadzenia ch�ru; studentk� nale�y zdecydowanie odwie�� od pracy solowej".
Niesprawiedliwe! Niesprawiedliwe! Jak mo�na by�o pozwoli� jej zaj�� tak daleko, ca�y czas oszukiwa� j�, tylko po to, by w ko�cu odrzuci� na przedostatnim etapie? Po czym zaoferowa� na pocieszenie prowadzenie ch�ru! C� za ha�ba i poni�enie!
Z torturuj�cych j� wspomnie� wy�ania�y si� twarze braci i si�str, szydz�cych z tego, �e "drze si� na ca�e gard�o". Wy�miewaj�cych godziny sp�dzone na wystukiwaniu palc�wek i pr�bach "zrozumienia" niekt�rych dziwacznych harmonii poza�wiatowej muzyki. W ko�cu rodzice zaakceptowali jej wyb�r zawodu, poniewa�, po pierwsze, od pocz�tku nauk� op�aca� planetarny system edukacji; po drugie, mog�o to podnie�� ich w�asn� pozycj� spo�eczn�; i po trzecie, pierwsi nauczyciele sztuki wokalnej i muzyki zadawali si� j� zach�ca� do dalszej pracy. A oni! Czy to niekompetencji jednego z tych prostak�w zawdzi�cza�a skaz� w swym g�osie? Czy to jaki� b��d we wczesnym, jak�e wa�nym stadium nauczania? Killashandra zwija�a si� w m�ce �alu nad sam� sob�.
W pewnym momencie zrozumia�a, �e naprawd� to jest tylko u�alanie i usiad�a sztywno na krze�le, patrz�c w lustro, kt�re odbija�o wszystkie d�ugie godziny nauki i samodoskonalenia. Samooszukiwania!
Co takiego Valdi o�mieli� si� zasugerowa�? Bratnie dyscypliny? Syntetyzerstwo? Ha! Mia�aby sp�dzi� �ycie na opiekowaniu si� uszkodzonymi umys�ami w domu dla psychicznie chorych jedynie dlatego, �e w jej g�osie tak�e wyst�powa�a skaza? Czy naprawia� uszkodzone kryszta�y, �eby umo�liwi� prawid�owe funkcjonowanie transportu mi�dzyplanetarnego albo czyjej� przetw�rni energii?
Nagle, w jednej sekundzie, Killashandra otrz�sn�a si� ca�kowicie z �a�osnego samopob�a�ania. Rozejrza�a si� po pracowni, male�kim pokoiku zdominowanym przez stosy nut, porz�dnie pouk�adanych obok widifaksu, kt�rego pe�na klawiatura pod��czona by�a do archiw�w Centrum Muzycznego, dostarczaj�c na �yczenie wszystko, co stworzyli kompozytorzy ca�ej galaktyki. Zerkn�a na odbitki ze szkolnych przedstawie� - zawsze ona �piewa�a g��wne partie - i zrozumia�a, �e najlepiej b�dzie zapomnie� o tym wszystkim! Je�li nie mog�a znale�� si� w�r�d najlepszych, to do diab�a z teatrem! W tym, czym si� zajmie, albo dotrze na szczyt, albo umrze, staraj�c si� tam dosta�.
Wsta�a. W pokoju, kt�ry jeszcze trzy godziny temu stanowi� centrum jej �ycia, teraz nie znajdowa�a nic, co chcia�aby zatrzyma�. Wszelkie osobiste drobiazgi, poukrywane w szufladach i na p�kach, rozwieszone na �cianach dyplomy i opatrzone autografami hologramy �piewak�w, kt�rym mia�a nadzieje dor�wna�, a potem prze�cign��, nie mia�y ju� z ni� nic wsp�lnego. Si�gn�a po p�aszcz i zanim przewiesi�a go sobie przez ramie, zdar�a z niego studencki znaczek. Obracaj�c si� na pi�cie pomy�la�a, �e jednak lepiej b�dzie zabra� ze sob� p�ytk� kredytow�. Gdy grzeba�a w pe�nej papierk�w szufladzie, dostrzeg�a przyczepion� do drzwi wiadomo��.
"Poegzaminacyjna impreza u Roarego!" Prychn�a. Pewnie wszyscy ju� wiedz�. Niech sami na�miewaj� si� z jej upadku. Dzi� wiecz�r nie b�dzie odgrywa�a odwa�nie u�miechni�tej w obliczu nieszcz�cia bohaterki. Ani nigdy wi�cej.
- Killashandra ukradkiem schodzi ze sceny �rodkowym wyj�ciem - powiedzia�a do siebie, zbiegaj�c po d�ugich, opadaj�cych �agodnym �ukiem schodach, wychodz�cych ma promenad� naprzeciw Centrum Kultury. Ponownie poczu�a jednocze�nie satysfakcj� i �al, �e nikt nie jest �wiadkiem jej odej�cia.
Bardziej dramatycznego wyj�cia nie mog�a sobie wymarzy�. Dzi� wiecz�r b�d� si� zastanawia�, co si� sta�o. Mo�e kto� o czym� s�ysza�. Wiedzia�a, �e Valdi nigdy nie powt�rzy�by nikomu ich rozmowy. Nie znosi� pora�ek, a szczeg�lnie w�asnych. Od niego si� nie dowiedz�. Werdykt egzaminator�w, a przynajmniej jego dok�adne brzmienie, by� zamkni�ty w komputerze. "Kto�" jednak b�dzie "wiedzia�", �e Killashandra Ree obla�a ko�cowy egzamin wokalny i dlaczego tak si� sta�o.
Ale jej tymczasem uda si� znikn��. Mogli si� zastanawia� - od tego nic ich nie powstrzyma. Przypomn� j� sobie, kiedy stanie si� s�awna na innym polu. Wtedy zrozumiej�, �e jedna pora�ka nie zdo�a zniszczy� jej wrodzonej wielko�ci.
Podobne refleksje pociesza�y Killashandr� przez ca�� drog� do mieszkania. Studentom przys�ugiwa�y dotowane kwatery. Jej pok�j z pewno�ci� nie by� jednak pa�acem.
Gdy nie odnowi rejestracji w Centrum Muzycznym, komputer zawiadomi w�a�cicielk� mieszkania, ta za� zamknie przed ni� drzwi. �ycie na zasi�ku wydawa�o si� Killashandrze odra�aj�ce: oznacza�o brak zdolno�ci do osi�gni�cia czego� lepszego. Ale tu te� postanowi�a przej�� inicjatyw�. Zatem pok�j nale�y opu�ci� natychmiast. A wraz z nim wszystkie zawarte tu wspomnienia.
Poza tym nie chcia�a zniszczy� efektu "tajemniczego znikni�cia". Tote�, lekko skin�wszy g�ow� gospodyni, kt�ra zawsze sprawdza�a, kto wchodzi i wychodzi, Killashandra wdrapa�a si� na swoje pi�tro, wystuka�a kod i otworzy�a drzwi, po czym rozejrza�a si� wok�. Naprawd� nie by�o tu nic wartego zabrania, mo�e poza ubraniami.
Mimo to Killashandra spakowa�a r�wnie� lutni�, kt�r� kiedy� wykona�a w�asnor�cznie. By� mo�e ju� nigdy nie zechce na niej gra�, ale te� nie potrafi�aby jej tak po prostu zostawi�. W�o�y�a instrument pomi�dzy ubrania do worka, kt�ry przewiesi�a przez rami� i okry�a fa�dami p�aszcza. Zasun�a drzwi i zbieg�a po schodach, jak zawsze pozdrowi�a gospodyni� i wysz�a bez s�owa. Zaspokoi�a tym samym dramatyczne wymagania swej nowej roli, ale teraz nie mia�a najmniejszego poj�cia, co dalej. Przeskoczy�a na szybszy pas chodnika, kieruj�c si� w stron� centrum miasta. Powinna zarejestrowa� si� w biurze pracy, powinna zwr�ci� si� o zasi�ek. Powinna zrobi� wiele rzeczy, lecz nagle Killashandra odkry�a, �e s�owo "powinna" przesta�o rz�dzi� jej �yciem. Koniec z pr�bami, lekcjami, nauk�, z po�wi�caniem czasu tak zwanym przyjacio�om i znajomym. By�a wolna - ca�kowicie, bezdyskusyjnie wolna. I mia�a mn�stwo czasu, kt�ry powinna czym� zape�ni�. Powinna?
Chodnik unosi� j� b�yskawicznie w ruchliwsze, handlowe dzielnice. Na skrzy�owaniach miga�y oznaczenia dla pieszych: fioletowy tr�jk�t handlowy na�o�ony na pomara�czowe ko�o opieki socjalnej; zielona fabryczna kratka i b��kitne linie noclegowni, medyczne czerwono-zielone paski, a dalej czerwona strza�ka lotniska i gwia�dzistoniebieska kosmoportu.
Killashandra, ogarni�ta parali�em niezdecydowania, oszo�omiona r�norodno�ci� rzeczy, jakie mo�e zrobi�, min�a skrzy�owanie, z kt�rego prowadzi�y drogi w miejsca, gdzie powinna si� dosta�.
Znowu "powinna", pomy�la�a. I pozosta�a na po�piesznym pa�mie. Jedna jej po�owa czu�a rozbawienie: oto ona, Killashandra, niegdy� tak pewna celu w �yciu, teraz nie potrafi�ca si� na nic zdecydowa�. W tej chwili nie przysz�o jej nawet na my�l, �e prze�y�a niezwykle silny wstrz�s. I �e w�a�nie go odreagowuje: z pocz�tku w niezbyt dojrza�y spos�b, gwa�townie porzucaj�c wszystko, co j� uprzednio zajmowa�o, a teraz jak cz�owiek doros�y: otrz�saj�c si� z �alu nad sob� i wyruszaj�c na poszukiwanie nowego, innego �ycia.
Nie mog�a wiedzie�, �e Esmond Valdi martwi si� o ni�, wiedz�c, i� dziewczyna musi silnie prze�ywa� koniec wszystkich swoich ambicji. Gdyby zdawa�a sobie z tego spraw�, mo�e pomy�la�aby o nim nieco przyja�niej, cho� ograniczy� si� jedynie do sprawdzenia, czy dotar�a do pracowni, i zawiadomienia o swych obawach szkolnych kadr. Doszed� do uspokajaj�cego wniosku, �e Killashandra znajduje si� w pokoju jednego z przyjaci�, gdzie mo�e wyp�aka� swe troski. Znaj�c jej umi�owanie muzyki, uzna� - r�wnie b��dnie - �e bez w�tpienia nie przerwie muzycznej edukacji i w odpowiednim czasie przyjmie kierownictwo ch�ru. Tam w�a�nie chcia� j� widzie�. Nie przesz�o mu nawet przez my�l, �e Killashandra mog�aby by� zdolna do odrzucenia w jednym u�amku sekundy dziesi�ciu lat intensywnego szkolenia.
Tymczasem obiekt jego rozterek by� ju� w po�owie drogi do kosmoportu, cho� Killashandra jeszcze nie postanowi�a, �e tam w�a�nie powinna si� uda�. Tym razem "powinna" nie w sensie obowi�zku, lecz ciekawo�ci.
Fuerte wi�za�a si� dla niej jedynie z przykrymi wspomnieniami. Opu�ci j�, zrywaj�c w ten spos�b wszystkie �lady bolesnych wi�z�w, rodzinnych i zawodowych. Dobrze, �e zabra�a lutni�. Mia�a wystarczaj�ce uprawnienia, aby zatrudni� si� na jakim� statku jako - w najlepszym razie - muzyk, a w najgorszym - cz�onek obs�ugi. R�wnie dobrze mo�e troch� popodr�owa� i zastanowi� si�, co jeszcze "powinna" zrobi� ze swym �yciem.
Gdy chodnik pocz�� zwalnia� na prowadz�cym do terminalu kosmoportu zakr�cie, Killashandra po raz pierwszy od czasu, gdy opu�ci�a gabinet Maestra Valdiego, dostrzeg�a swe otoczenie: ludzi i przedmioty.
U�wiadomi�a sobie nagle, �e jeszcze nigdy nie by�a w tym, zaplanowanym z i�cie gwiezdnym rozmachem budynku. Nigdy nie przy��czy�a si� do �adnego z komitet�w powitalnych, wychodz�cych na spotkanie poza�wiatowych przybysz�w. Z doku poderwa� si� prom, a odg�os jego pot�nych silnik�w sprawi�, �e nieszcz�sny budynek a� zadygota�. Lecz zwyczajnemu ha�asowi towarzyszy� te� wysoki, przeszywaj�cy skowyt, kt�ry dociera� do niej niemal podprogowo. Czu�a go od ko�ci czaszki a� po pi�ty. Potrz�sn�a g�ow�. Skowyt wzmaga� si� - musia� dochodzi� z promu - a� wreszcie w obronie przed nim zakry�a d�o�mi uszy. Stopniowo d�wi�k przygas� i wkr�tce zapomnia�a o tym incydencie, w�druj�c po nakrytej wielk� kopu�� ogromnej hali przylot�w. W wewn�trznej cz�ci dostrzeg�a szeregi widifaks�w, ka�dy z nich opatrzony by� tabliczk� z nazw� statku transportowego lub pasa�erskiego. Na zielonych ekranach widnia�y niezwykle brzmi�ce nazwy odleg�ych miejsc: przyszed� jej na my�l fragment starej pie�ni i natychmiast zosta� wymazany. Koniec z muzyk�. Przystan�a przy oknie, obserwuj�c roz�adunek statku. Wok� kr�cili si� ludzie z obs�ugi i ich pneumatyczne w�zki, u�ywane do przewo�enia niewymiarowych pakunk�w, nie mieszcz�cych si� na ta�mie �adowarki. Brygadzista by� wsz�dzie, z�owieszczo marszcz�c brwi przegl�da� kody paskowe, �onglowa� jednostkami wagi i wyk��ca� si� z pracownikami doku. Killashandra prychn�a. Musia�a znale�� uj�cie dla roz�adowania rozpieraj�cej j� energii. Nagle poczu�a apetyczny zapach.
By�a g�odna! G�odna? Kiedy ca�e jej �ycie leg�o w gruzach? Jakie� to banalne. Lecz wo� sprawi�a, �e do ust nap�yn�a jej �linka. No c�, posiadany kredyt powinien wystarczy� na jaki� posi�ek, cho� lepiej sprawdzi�, bo po co ma si� naje�� wstydu w restauracji.
Przy jednym z wielu znajduj�cych si� w hali przyj�� publicznych wyj�� komputera wcisn�a sw� bransolet� we wg��bienie i przy�o�y�a do sprawdzaj�cej odciski p�ytki prawy kciuk. Mile zaskoczy�o j� odkrycie, �e w�a�nie tego dnia jej kredyt si� zwi�kszy�. O kolejne stypendium, jak stwierdzi�a ze z�o�ci�. Ostatnie. Fakt, �e dosta�a premi�, zirytowa� j� jeszcze bardziej. Premi�, kt�ra mia�a wynagrodzi�, �e nigdy nie zostanie solistk�?
Szybkim krokiem skierowa�a si� w stron� najbli�szej restauracji, uwa�aj�c tylko, by nie by� to jeden z tanich bar�w. Dawna, obowi�zkowa Killashandra wycofa�aby si� po�piesznie. Nowa Killashandra z godno�ci� wkroczy�a do �rodka.
O tej porze nie by�o t�oku, tote� zaj�a kabin� na wy�szym poziomie, z kt�rej poprzez plastoszk�o roztacza� si� widok na przep�ywaj�ce obok statki i mniejsze jednostki kosmiczne. Nigdy nie zdawa�a sobie sprawy, jak wielki ruch panowa� w porcie jej niezbyt wa�nej rodzinnej planety. Mgli�cie majaczy�o jej w g�owie, �e Fuerte stanowi punkt przesiadkowy. Menu na ekranie widifaksu by�o d�ugie i urozmaicone. Kilka razy poczu�a pokus�, aby zaszale� i spr�bowa� zach�caj�co opisanych egzotycznych delikates�w. Ostatecznie zdecydowa�a si� na potrawk�, rozwa�nie skomponowan� z poza�wiatowych ryb, niezwyk��, lecz nie za ostr� dla niedo�wiadczonego studenckiego podniebienia. Wchodz�ce w sk�ad dania pozaplanetarne wino zasmakowa�o jej tak bardzo, �e zam�wi�a jeszcze jedn� karafk�. Zapada� zmierzch.
Nagle poczu�a dziwne poruszenie, z pocz�tku pomy�la�a, �e to rezultat wypitego wina. Lecz nieprzyjemne uczucie narasta�o zbyt szybko jak na efekt dzia�ania alkoholu. Rozcieraj�c kark i krzywi�c usta rozejrza�a si� w poszukiwaniu potencjalnego �r�d�a zak��ce�. Potrz�sn�a g�ow� i dopiero widz�c schodz�cy do l�dowania prom zrozumia�a, �e musi to by� reakcja na d�wi�k, chocia� nie mia�a poj�cia, jak m�g�by przedosta� si� do os�oni�tej restauracji. Zakry�a uszy, z ca�ej si�y dociskaj�c d�onie, aby z�agodzi� przeszywaj�cy b�l. Nagle wszystko usta�o.
- M�wi� wam, ten prom jest na granicy eksplozji, po��czcie mnie z kierownikiem kontroli - w b�ogiej ciszy rozleg� si� czyj� baryton. Zaskoczona Killashandra rozejrza�a si� wok�.
- Sk�d wiem? Wiem! - upiera� si� wysoki m�czyzna. - Dajcie mi wie�� kontroln�. Czy wszyscy tam s� g�usi? Chcecie mie� wybuch przy nast�pnym starcie promu? Nie s�yszeli�cie tego?
- Ja s�ysza�am - powiedzia�a Killashandra, podbiegaj�c, �eby znale�� si� w polu widzenia urz�dnika.
- S�ysza�a pani? - ��czno�ciowiec by� autentycznie zdumiony.
- Oczywi�cie. Prawie rozwali�o mi czaszk�. Nadal bol� mnie uszy. Co to by�o? - spyta�a wysokiego m�czyzn�.
Nawet zdenerwowany g�upot� urz�dnika sprawia� wra�enie kogo� nawyk�ego do wydawania polece�. Jego nazbyt szczup�e cia�o by�o dumnie wyprostowane, dzi�ki czemu str�j z kosztownego materia�u o wyra�nie poza�wiatowym kroju i wykonaniu znakomicie si� uk�ada�.
- Ona te� s�ysza�a. A teraz po��cz nas pan z wie�� kontroln�.
- Ale� prosz� pana, mamy wyra�ne rozkazy...
- Nie b�d� takim s�u�bist� - warkn�a Killashandra nader obra�liwym tonem.
To, �e podobnie jak on sama by�a Fuertank�, zadzia�a�o mocniej ni� oblega. A potem obcy, wypluwaj�c z siebie przekle�stwo r�wnie barwne, co dobitnie okre�laj�ce idiotyzm upartego stra�nika, otworzy� wydobyty zza pasa portfel z kartami identyfikacyjnymi. Cokolwiek pokaza�, sprawi�o, �e urz�dnik wyba�uszy� oczy.
- Przepraszam pana. Nie zdawa�em sobie sprawy, prosz� pana.
Killashandra obserwowa�a, jak m�czyzna wystukuje kod. Po chwili na ekranie pojawi� si� widok wie�y kontrolnej. Poza�wiatowiec stan�� dok�adnie przed ekranem, a Killashandra odsun�a si� uprzejmie.
- Kontrola? Chodzi o ten prom, kt�ry w�a�nie wyl�dowa�. Nie mo�na zezwoli� mu na ponowny start. Potrzebuje ca�kowitego przegl�du. Rezonuje do tego stopnia, �e po�owa kryszta��w nap�du musi si� przegrzewa�. Czy nikt z was nie s�ysza� cz�stotliwo�ci uderze�? Wt�rne rejestry... Nie, nie jestem pijany i to nie s� pogr�ki. To fakt. Czy ca�a za�oga kontrolna zupe�nie og�uch�a? Nie monitorujecie krzywych pr�dko�ci? Ile kosztuje sprawdzenie nap�du w por�wnaniu z cen� nowego portu? Czy tej zapad�ej planetki nie sta� nawet na stroiciela kryszta��w albo mechanika?
- No, nareszcie co� rozs�dnego - oznajmi� obcy po chwili. - Co do mnie, to jestem Carrik z Cechu Heptyckiego, z Ballybranu. Tak, to w�a�nie powiedzia�em. S�ysza�em wt�rne rejestry przez �ciany, wi�c diablo dobrze wiem, �e kryszta�y musz� si� przegrzewa�. Ciesz� si�, �e wasze monitory zarejestrowa�y nier�wny odrzut silnik�w. Wi�c przech�od�cie ten prom i zestr�jcie kryszta�y. - Nast�pi�a kolejna przerwa. - Dzi�ki, ale ju� zap�aci�em sw�j rachunek. Nie, dzi�kuj�. Tak... - Killashandra wyra�nie widzia�a, �e wyrazy wdzi�czno�ci dra�ni� Carrika. - Och, no dobrze, jak chcecie - zerkn�� na Killashandr�. - Dla dwojga - doda� i u�miechn�� si� do niej szeroko. - W ko�cu ty te� to s�ysza�a� -odszed� od konsoli i uj�� �okie� Killashandry. Poprowadzi� j� w stron� odosobnionej kabiny.
- Mam tam butelk� wina - zaprotestowa�a lekko, jednocze�nie rozbawiona t� apodyktyczn� eskort�.
- Za chwil� dostaniesz lepsze. Nazywam si� Carrik, a ty?
- Killashandra Ree.
U�miechn�� si�, a jego szare oczy przez moment zab�ys�y.
- Co za urocze imi�.
- Daj spok�j. Na pewno znasz lepsze teksty.
Za�mia� si�, mimochodem star� pot z czo�a i znad g�rnej wargi, po czym opad� na miejsce.
- Znam i jeszcze do nich dojd�, co nie zmienia faktu, �e to pi�kne imi�. Melodyjne. Czy powiedzia�em co� nie tak?
- Nie. Nic.
Na to szczere zapewnienie rzuci� jej sceptyczne spojrzenie. Z podajnika wynurzy�a si� oszroniona butelka. Carrik zerkn�� na etykiet�.
- Siedemdziesi�ty drugi. Niesamowite - przerzuci� menu. - Ciekawe, czy maj� tu forella�skie herbatniki i past� aldebara�sk�. A, maj�. C�, mo�e b�d� musia� zmieni� sw� opini� o Fuerte.
- Naprawd�, w�a�nie sko�czy�am... - zaprotestowa�a Killashandra.
- Wr�cz przeciwnie, moja droga Killashandro Ree, dopiero zacz�a�.
- Ach tak? - s�ysz�c ton jej g�osu, ka�dy z by�ych znajomych Killashandry natychmiast zmieni�by taktyk�.
- Tak - ci�gn�� Carrik pogodnie. W jego oczach b�yska�y iskierki wyzwania. - Jest to bowiem noc uczt i zabaw... zreszt� na koszt kierownictwa. Poniewa� przed chwil� ocalili�my port przed zr�wnaniem z ziemi�, twoje i moje �yczenie jest dla nich rozkazem. B�d� jeszcze wdzi�czniejsi - ci�gn�� weso�o - kiedy rozbior� nap�d i zobacz� p�kni�cia kryszta��w przetwornika. Zesz�y z tonu co najmniej o sto drga�.
Jej niemal ju� podj�te postanowienie wycofania si� z godno�ci� zgas�o w zarodku. Spojrza�a na Carrika. Wychwycenie takiej r�nicy wysoko�ci wymaga�o bardzo wytrenowanego ucha.
- Co najmniej sto drga� z tonu? Jak to rozumiesz? Jeste� muzykiem?
Carrik popatrzy� na ni�, jakby powinna dobrze wiedzie�, kim i czym by�. Pod��y� wzrokiem za jednym z cz�onk�w obs�ugi, po czym wyci�gn�wszy si� niedbale na siedzeniu, u�miechn�� si� do niej enigmatycznie.
- Tak, jestem czym� w rodzaju muzyka. A ty?
- Ju� nie - odpar�a kwa�no. Pragnienie ucieczki powr�ci�o z ogromn� si��. Na bardzo kr�tk� chwil� zdo�a�a zapomnie�, dlaczego znalaz�a si� w kosmoporcie. Teraz przypomnia� jej o tym, a nie �yczy�a sobie wi�cej takich wspomnie�.
Mocny uchwyt jego palc�w na ramieniu przytrzyma� Killashandr� na miejscu. Dok�adnie w tym momencie do restauracji wpad� jeden z urz�dnik�w. Wzrokiem szuka� Carrika. Na ich widok jego twarz przybra�a wyraz udawanej ulgi i rado�ci. Podszed� do stolika. Carrik u�miechn�� si� do Killashandry, jakby prowokuj�c j� do tego, by wobec �wiadka spr�bowa�a si� uwolni�. Mia�a nawet na to ochot�, doskonale wiedzia�a jednak, �e nie mo�e zrobi� sceny. Jak dot�d nie da� jej dostatecznych podstaw do oskar�enia o naruszenie swobody osobistej. Carrik, w pe�ni �wiadom, w jak k�opotliwej sytuacji j� stawia, o�mieli� si� wznie�� na jej cze�� zuchwa�y toast, po czym prze�kn�� tradycyjny pr�bny �yk wina.
- Tak, prosz� pana, siedemdziesi�ty drugi. Doskona�y wyb�r. Z pewno�ci� b�dzie pan...
Klapa podajnika unios�a si�, ukazuj�c lekko paruj�cy talerz herbatnik�w i p�misek czerwonobr�zowej substancji.
- Ale� tak, forella�skie herbatniki i pasta aldebara�ska. Jak widz�, herbatniki podaj� tu na gor�co. Wasza obs�uga zna si� na rzeczy - stwierdzi� Carrik z udawanym zaskoczeniem.
- Fuerte nie imponuje mo�e wielko�ci� w zestawieniu z portami, jakie pan widywa�... - zacz�� uni�enie urz�dnik,
- Tak, tak, dzi�kuj� - i Carrik odprawi� go szorstkim gestem. Killashandra odprowadzi�a m�czyzn� wzrokiem, zastanawiaj�c si�, jakim cudem nie zareagowa� ostro na tak bezczeln� odpraw�.
- W jaki spos�b uchodzi ci takie zachowanie? - spyta�a Carrika. U�miechn�� si�.
- Skosztuj wina, Killashandro - jego u�miech sugerowa�, �e ten wiecz�r b�dzie tylko preludium do intymnej znajomo�ci.
- Kim jeste�? - teraz by�a ju� naprawd� w�ciek�a.
- Jestem Carrik z Cechu Heptyckiego - powt�rzy� tajemniczo.
- I to daje ci prawo do naruszania mojej wolno�ci osobistej?
- Tak, je�li s�ysza�a� rezonans kryszta��w.
- Nie rozumiem.
- Powiedz mi, co s�dzisz o winie, Killashandro Ree. Z pewno�ci� musia�o zaschn�� ci w gardle i wyobra�am sobie, �e od tych podd�wi�kowych tortur rozbola�a ci� g�owa. To t�umaczy tw�j paskudny humor.
Istotnie, czu�a b�l u podstawy czaszki. Mia� te� racj� co do sucho�ci w gardle... i paskudnego humoru. Z�agodzi� jednak krytyczne brzmienie s��w g�adz�c jej d�o�.
- Musisz wybaczy� moje zachowanie - w jego g�osie nie s�ycha� by�o prawdziwego zak�opotania. U�miechn�� si� ujmuj�co. - Te harmonie nap�d�w s� denerwuj�ce. Wyzwalaj� w nas wszystko, co najgorsze.
S�cz�c wino, przytakn�a skinieniem g�owy. Trunek by� przedni. Z zachwytem unios�a wzrok, a on poklepa� j� po ramieniu i gestem nakaza�, aby dopi�a.
- Kim jeste�, Carriku z Cechu Heptyckiego, �e w�adze portowe s�uchaj� ci�, a wie�e kontrolne zamawiaj� z wdzi�czno�ci egzotyczne przysmaki?
- Naprawd� nie wiesz?
- Gdybym wiedzia�a, nie pyta�abym.
- Gdzie by�a� przez ca�e �ycie, skoro nie s�ysza�a� o Cechu Heptyckim?
- Studiowa�am muzyk� na Fuerte - odpar�a, niemal wypluwaj�c s�owa.
- Nie masz przypadkiem s�uchu absolutnego? - jego nieoczekiwane, zbyt nonszalancko zadane pytanie zaskoczy�o ja tak, �e nawet nie zd��y�a si� na dobre rozz�o�ci�.
- Tak, mam, ale nie...
Jego twarz, i tak raczej atrakcyjna, rozpromieni�a si�.
- Co za fantastyczne szcz�cie! Powinienem by� da� temu agentowi, kt�ry mnie tu przys�a�, spory napiwek. To wr�cz nie do wiary...
- Szcz�cie? Gdyby� tylko wiedzia�, czemu tu jestem.
- To mnie nie interesuje. Ty tu jeste� i ja tu jestem - chwyci� jej d�onie. Wzrokiem zdawa� si� po�era� twarz Killashandry. Za�mia� si� tak weso�o i zara�liwie, �e i ona nie mog�a opanowa� u�miechu.
- Och tak, prawdziwe szcz�cie, moja droga. Los, przeznaczenie, Karma, Lequoal, Fidalkoram, jakkolwiek nazwa�aby� przypadek, kt�ry po��czy� linie naszego �ycia. Powinienem zam�wi� dziesi�tki flaszek tego wina dla pilota, tego niezdary, za to, �e wywo�a� takie zagro�enie dla portu i nas osobi�cie.
- Nie mam poj�cia, o czym tak rozprawiasz, Carriku z Cechu Heptyckiego - oznajmi�a Killashandra, nie by�a jednak ca�kiem odporna na komplementy ani na roztaczany przez niego urok. Wiedzia�a, �e zazwyczaj jej pewno�� siebie zniech�ca�a m�czyzn, tu jednak siedzia� przed ni� do�wiadczony poza�wiatowiec, cz�owiek o niew�tpliwie wysokim stanowisku i pozycji, z niewyja�nionych powod�w wyra�nie ni� zainteresowany.
- Naprawd�? - dra�ni� si�, wy�miewaj�c banalno�� jej zaprzecze�. Zamkn�a usta, przez sekund� gotowe do wypowiedzenia dalszego ci�gu standardowej odprawy. -M�wi�c powa�nie - ci�gn��, g�adz�c palcami wn�trze jej d�oni, jakby staraj�c si� uciszy� jej gniew - czy nie s�ysza�a� nigdy o �piewakach kryszta�u?
- �piewakach kryszta�u? Nie. Stroicielach kryszta�u, owszem.
Carrik zby� stroicieli lekcewa��cym pstrykni�ciem palc�w. - Wyobra� sobie, �e �piewasz c - czyste, wyra�ne �rodkowe c - i s�yszysz, jak odpowiada ci ca�e g�rskie pasmo.
Wpatrywa�a si� w niego bez s�owa.
- Podnie� g�os o tercj� albo obni�, to bez znaczenia. �piewasz i s�yszysz, jak wraca do ciebie harmonia. Ca�a g�ra odpowiadaj�ca c i kolejna �ciana r�owego kwarcu, wibruj�ca w dominancie. Noc budzi tonacje molowe niczym b�l w piersiach, najpi�kniejszy b�l na �wiecie, bowiem muzyka kryszta��w jest w twojej krwi, w twoich ko�ciach...
- Oszala�e�? - Killashandra wpi�a palce w jego d�onie, �eby przerwa� potok s��w. Przywodzi�y na my�l zbyt wiele bolesnych skojarze�. Musi po prostu zapomnie� o tym wszystkim. - Nienawidz� muzyki. Nienawidz� wszystkiego, co ma zwi�zek z muzyk�.
Przez moment przygl�da� si� jej z niedowierzaniem, potem jednak obj�� j� ramieniem i przyci�gn�� do siebie, mimo pocz�tkowego oporu dziewczyny. Nieoczekiwanie w jego oczach zab�ys�o wsp�czucie i tkliwo��.
- Moja droga, co ci si� dzi� przydarzy�o?
Jeszcze przed chwil� pr�dzej prze�kn�aby gar�� od�amk�w szk�a, ni� zwierzy�a si� komukolwiek, lecz ciep�o jego g�osu obiecuj�ce wyrozumia�o�� by�o tak niespodziewane i trafi�o na odpowiedni moment. Urywanymi zdaniami opowiedzia�a mu ca�� histori� swej osobistej kl�ski. Uwa�nie s�ucha� ka�dego s�owa, od czasu do czasu mocniej �ciskaj�c jej d�o� na znak wsp�czucia. A wreszcie z zaskoczeniem ujrza�a, �e w jego oczach odbija si� prawdziwe uczucie. W ostatniej chwili uda�o jej si� powstrzyma� nap�ywaj�ce �zy.
- Moja droga Killashandro, co mog� na to powiedzie�? Wszelkie s�owa pociechy nikn� w obliczu podobnej osobistej katastrofy! A ty - w jego oczach zal�ni�o co�, co Killashandra zdecydowa�a si� uzna� za podziw - siedzia�a� sobie tutaj nad butelk� wina jak gdyby nigdy nic. Albo mo�e - przechyli� si� ku niej ze z�o�liwym u�miechem - zbiera�a� si� na odwag�, by skoczy� pod startuj�cy prom? - nadal trzyma� jej d�onie, kt�re na t� szokuj�c� sugesti� spr�bowa�a uwolni�. - Nie, widz�, �e samob�jstwo by�o najdalsze od twych my�li. Cho�... - wyraz jego twarzy zmieni� si� na zamy�lony - mimowolnie mog�oby ci si� uda�, gdyby dopuszczono do ponownego startu tego promu. Gdyby mnie tu nie by�o... - posia� jej czaruj�co naganny u�miech.
- C� za skromno��! - jednak jej oskar�ycielski ton by� tylko �artem. Nie mog�a si� oprze� dyktatorskiemu zachowaniu Carrika, kt�ry r�ni� si� od wszystkich ludzi, jakich zna�a.
Nadal u�miecha� si� zuchwale, kiwaj�c g�ow� w stron� resztek egzotycznej przek�ski.
- Nie bez powod�w, drogie dziewcz�. S�uchaj, jeste� ju� wolna od wszelkich zobowi�za�, prawda? - kiedy z wahaniem przytakn�a, doda�: - Czy masz jakiego� przyjaciela? - wypowiedzia� te s�owa ostro, jakby chc�c wyeliminowa� ka�dego rywala.
P�niej Killashandra przypomni sobie mo�e, jak zr�cznie Carrik j� podszed�, wykorzystuj�c to, �e by�a ca�kowicie wytr�cona z r�wnowagi i �e jej kobieco�� domaga�a si� swych praw. Lecz ten przeb�ysk zazdro�ci stanowi� du�y komplement, a zapa� jego oczu, jego r�k nie by� udany.
- Nie ma nikogo, kto by za mn� t�skni�. Carrik spojrza� na ni� sceptycznie i musia�a przypomnie� mu, �e wszystkie swe si�y po�wi�ci�a �piewowi.
- Z pewno�ci� nie wszystkie - zadrwi� z jej po�wi�cenia.
- Nikogo - powt�rzy�a stanowczo.
- Zatem z�o�� ci szczer� propozycj�. Jestem poza�wiatowcem na wakacjach. Nie musz� wraca� do Cechu przed... - nonszalancko wzruszy� ramionami - jak d�ugo zechc�. Pieni�dzy mam do��. Pom� mi je wyda�. Oczyszcz� ci� z brudu uczelni muzycznej.
Spojrza�a na niego ostro, bowiem ich znajomo�� by�a tak kr�tka i niezwyk�a, �e Killashandra nie wzi�a nawet pod uwag� mo�liwo�ci, �e m�g�by jej towarzyszy�. Niezupe�nie mu ufa�a. Jego w�adcze, dominuj�ce zachowanie zar�wno poci�ga�o j�, jak i odpycha�o, stanowi� jednak wyzwanie.
Z pewno�ci� by� ca�kowitym przeciwie�stwem m�odych m�czyzn, jakich dot�d spotyka�a na Fuerte.
- Nie musimy te� zosta� na tej kulce b�ota.
- To po co tu przylecia�e�? Roze�mia� si�.
- Powiedzieli mi, �e nigdy przedtem nie trafi�em na Fuerte. Nie mog� powiedzie�, aby by�a godna swojej reputacji, chyba �e ty podniesiesz walory planety. No dalej, Killashandro - doda�, gdy stara�a si� st�umi� u�miech. - Na pewno nieraz ju� ci� podpuszczano. A mo�e studenci muzyki tak bardzo zmienili si� od moich czas�w?
- Studiowa�e� muzyk�?
W jego oczach przez moment przemkn�� dziwny cie�.
- Chyba tak. Niedok�adnie pami�tam. W innych czasach, w innym �yciu... - naraz jego uroczy u�miech sta� si� jeszcze g��bszy i cieplejszy, co z lekka j� zaniepokoi�o. -Powiedz, co zabawnego mo�na robi� na tej planecie?
Killashandra zastanowi�a si� przez moment, na jej twarzy pojawi� si� wyraz zdziwienia.
- Wiesz, �e nie mam bladego poj�cia!
- Zatem dowiemy si� razem.
Po��czone dzia�anie wina, wprawnych pochlebstw Carrika i jej w�asnej brawury sprawi�o, �e Killashandra nie zdo�a�a oprze� si� pokusie. Wiedzia�a, �e powinna zrobi� mn�stwo rzeczy, lecz "powinno��" znikn�a gdzie� podczas trzeciej butelki. Po nocy sp�dzonej w jego ramionach w najdro�szym apartamencie portowego hotelu Killashandra postanowi�a na kilka dni zawiesi� swoje plany i zaj�� si� czaruj�cym go�ciem.
Drukarka widifaksu zaterkota�a i wyplu�a z siebie dziesi�tki kart z propozycjami r�nych miejscowo�ci wypoczynkowych na Fuerte. Killashandra nie przypuszcza�a, �e na planecie jest ich a� tyle. Ale w ko�cu dot�d mia�a ograniczone �rodki i czas. Nigdy nie je�dzi�a na nartach wodnych, wi�c Carrik zdecydowa�, �e oboje spr�buj� tego sportu. Zam�wi� prywatny �lizgacz, kt�ry mia� by� got�w za godzin�. Podczas gdy rado�nie wy�piewywa� swym d�wi�cznym, g��bokim basem, pluskaj�c si� w eleganckiej, wpuszczonej w pod�og� wannie ich apartamentu, Killashandra przywo�a�a resztki samozachowawczej ostro�no�ci i wystuka�a na konsoli kilka dyskretnych pyta�.
�PIEWAK KRYSZTA�U... kolokwialny galaktyczny eufemizm okre�laj�cy cz�onk�w Cechu Heptyckiego z Ballybranu, zajmuj�cych si� pracami wydobywczymi w kryszta�owych pasmach g�rskich, wyst�puj�cych wy��cznie na tej planecie. PATRZ: Ballybran, system Regulusa, A-S-F/128/4. Kryszta� wydobycie. Kryszta� technologia. Czarny kwarc - zastosowanie w ��czno�ci. UWAGA: nieupowa�nione l�dowanie na Ballybranie zabronione przez Federacj� Planet Rozumnych, artyku� 907, kod 4, paragrafy 78-90.
Zakaz l�dowania zaskoczy� Killashandr�. Spr�bowa�a przypomnie� sobie szczeg�y z obowi�zkowych zaj�� szkolnych, dotycz�cych Praw i Obowi�zk�w FPR. Artyku�y dziewi��setne mia�y co� wsp�lnego z formami �ycia, tak jej si� przynajmniej zdawa�o, natomiast kod 4 sugerowa� znaczne zagro�enie.
Wystuka�a numer artyku�u, kod i paragrafy, i w odpowiedzi uzyska�a pytania o "Uzasadnienie". Poniewa� w tej chwili nie potrafi�a wymy�li� �adnego, przesz�a do odno�nika planetarnego i na ekranie pojawi� si� d�ugi tekst.
BALLYBRAN: pi�ta planeta s�o�ca Scoria, sektor Regulusa; trzy satelity; l�dowanie dozwolone na pierwszym, Shankillu; standardowa baza handlowo mieszkalna, pomieszczenia dla przybysz�w. ZAKAZ L�DOWANIA NA PLANECIE BEZ UPOWA�NIENIA: artyku� 907, kod 4, paragrafy 78-90. Wy��czne zwierzchnictwo: Cech Heptycki, Baza Ksi�ycowa Shankill.
Po tym nast�powa�y g�sto zapisane wiersze analiz spektralnych Scorii i jej satelit�w, z kt�rych jedynie Ballybran zosta� zaszczycony d�u�szym wydrukiem. Te dane Killashandra potrafi�a cz�ciowo zinterpretowa�. Grawitacja Ballybranu by�a nieco ni�sza od galaktycznej normy ludzkiej adaptacyjno�ci. Planeta mia�a atmosfer�, kt�r� da�o si� oddycha�, wi�cej ocean�w ni� l�du, p�ywowe komplikacje spowodowane oddzia�ywaniem trzech ksi�yc�w i niezwyk�� meteorologi�, pobudzan� przez plamy s�oneczne gwiazdy.
G��wny przemys�: 1) kryszta�y ballybra�skie; 2) wody terapeutyczne.
1) Ballybra�skie �ywe kryszta�y r�ni� si� g�sto�ci�, barw�, trwa�o�ci� i wyst�puj� wy��cznie na tej planecie. Niezb�dne przy produkcji element�w kontrolnych, zast�puj� uk�ady scalone (w hierarchii kaskadowej); u�ywane w robotyce pozytronowej; jako przetworniki promieniowania elektromagnetycznego (w pa�mie podstawowym od 20 do 500 KHz, ze wspomaganiem akustycznym i rezonansem w ni�szych rejestrach) i cieplnego w ofteria�skich przeka�nikach d�wi�ku i instrumentach muzycznych; b��kitne czworo�ciany stanowi� kluczowy element tachjonowych uk�ad�w nap�dowych.
Tak zwany czarny kwarc, fenomen wyst�puj�cy jedynie na Ballybranie, to niezb�dny sk�adnik natychmiastowych mi�dzygwiezdnych system�w komunikacyjnych. Posiada zdolno�� zwijania przestrzeni, tak �e pod wzgl�dem magnetycznym, elektrycznym i, na ile uda�o si� stwierdzi�, optycznym para poddanych rezonansowi segment�w nie wykazuje �adnego dostrzegalnego oddzielenia, niezale�nie od dziel�cej je rzeczywistej odleg�o�ci. Zgodno�� czasowa przy odleg�o�ci 500 lat �wietlnych ujawnia sp�jno�� rz�du 1 x 10-6 wed�ug czasowego standardu atomu cezu.
Czarny kwarc zdolny jest do osi�gni�cia jednoczesnej synchronizacji z dwoma innymi segmentami, dzi�ki czemu uzyskuje si� pier�cieniowy uk�ad podw�jny. Na przyk�ad przy sze�ciu segmentach A-F, A po��czony jest z C, D i F...
Wszystko, cokolwiek chcia�abym wiedzie� o komunikacji czarnokwarcowej, pomy�la�a Killashandra, gdy na ekranie zacz�y przesuwa� si� wykresy i obliczenia, i wywo�a�a bardziej interesuj�ce dane. Zwolni�a tempo wy�wietlania, dostrzeg�szy has�o "Cz�onkostwo", i wr�ci�a do pocz�tku tekstu.
W chwili obecnej liczba cz�onk�w Cechu Heptyckiego z Ballybranu wynosi 4425, ��cznie z cz�onkami nieaktywnymi, liczba ta jednak podlega nieustannym wahaniom w zwi�zku z niebezpiecze�stwami pracy. Personel pomocniczy i techniczny liczy obecnie 20 007 os�b. Osoby ubiegaj�ce si� o przyj�cie do Cechu winny wzi�� pod uwag�, i� profesja ta oceniana jest jako wysoce niebezpieczna i zgodnie z wymaganiami Prawa Federacji Cech Heptycki zobowi�zany jest ujawni� wszelkie szczeg�y mo�liwych zagro�e� przed przyj�ciem nowych cz�onk�w.
Cztery tysi�ce czterysta dwadzie�cia piec by�o absurdalnie ma�� liczba jak na Cech o zasi�gu galaktycznym, zaopatruj�cy tak wiele ga��zi przemys�u w niezb�dne elementy. Wi�kszo�� galaktycznych cech�w liczy�a co najmniej cztery miliony cz�onk�w. A personel pomocniczy i techniczny? Wszelkie szczeg�y mo�liwych zagro�e� nie zniech�ci�y Killashandry ani odrobin�. Niebezpiecze�stwo to poj�cie umowne.
Wycinanie ballybra�skich kryszta��w to zaj�cie wymagaj�ce starannego wyszkolenia i znakomitych warunk�w fizycznych. Mi�dzy innymi wymaga ono absolutnego s�uchu i zdolno�ci idealnej reprodukcji d�wi�k�w w skali g�osowej i timbre spotykanych jedynie u typ�w IV do VII dwunogich humanoid�w - pochodzenie Sol III.
Wydobycie kryszta�u wi��e si� nieod��cznie z cz�onkostwem w Cechu Heptyckim, kt�ry szkoli, wyposa�a i zawiaduje cechowymi us�ugami medycznymi, za co pobiera trzydziestoprocentowy podatek od wszystkich aktywnych cz�onk�w.
Killashandra gwizdn�a cicho pod nosem: trzydzie�ci procent to prawdziwe zdzierstwo. A przecie� Carrik mia� wystarczaj�co du�y kredyt i to zar�wno finansowy, jak i profesjonalny. Widocznie siedemdziesi�t procent zarobk�w stanowi�o niez�� sumk�.
Wspomniawszy Carrika, wystuka�a pytanie. Ka�dy m�g� udawa� cz�onka cechu; oszu�ci cz�sto pos�ugiwali si� znakomicie podrobionymi dokumentami i potrafili przekonuj�co dyskutowa� o swej domniemanej pracy, lecz komputera nie da�o si� oszuka�. Uzyska�a potwierdzenie, �e Carrik istotnie by� cz�onkiem Cechu Heptyckiego, lokuj�cym si� na dobrej pozycji, obecnie na urlopie. Przez ekran przemkn�� hologram Carrika sporz�dzony przed pi�cioma dniami, gdy korzysta� z p�ytki kredytowej, kupuj�c bilet na Fuerte. No c�, niew�tpliwie by� tym, za kogo si� podawa�. Jego status cz�onka Cechu gwarantowa� jej bezpiecze�stwo w razie przyj�cia "szczerego zaproszenia" na wsp�lne sp�dzenie wakacji. Nie zostawi jej z nie zap�aconymi rachunkami, gdyby nawet zdecydowa� si� pochopnie opu�ci� planet�. U�miechn�a si� do siebie. A wi�c Carrik uwa�a�, �e ma szcz�cie? Ona r�wnie� tak sadzi�a. Ostatni �lad "powinno�ci" stanowi�a przelotna my�l, �e "powinna" zarejestrowa� si� w centralnym komputerze Fuerte jako osoba bez sta�ego zatrudnienia, ale poniewa� bynajmniej nie mia�a obowi�zku tego robi� tak d�ugo, jak d�ugo nie wyst�powa�a o zasi�ek, my�l przepad�a.
W tym akurat momencie kilkoro z jej koleg�w szkolnych zacz�o si� powa�nie o Killashandr� niepokoi�. Wszyscy wiedzieli, �e werdykt komisji musia� j� bardzo poruszy�. I nawet je�li w opinii niekt�rych zas�u�y�a sobie na to sw� pewno�ci� siebie i pych�, to przecie� inni, �agodniejszego serca, czuli pewne obawy z powodu jej znikni�cia. Podobnie jak Maestro Valdi.
Prawdopodobnie nie rozpoznaliby Killashandry �migaj�cej na wodnych nartach w�r�d oceanicznych fal zachodniej p�kuli, czy przyodzianej w eleganck� sukni� i wspartej na ramieniu wysokiego, dystyngowanego m�czyzny, kt�rego traktowano z rewerencj� nawet w najbardziej ekskluzywnych hotelach.
Z nieograniczonymi funduszami Killashandra czu�a si� znakomicie. Carrik zach�ca� j� do wydawania, a rzeczywisto�� sprawi�a, �e zapomnia�a o resztce skrupu��w pozosta�ych z czas�w, gdy studenckie stypendium musia�o starczy� na wszystkie najpilniejsze potrzeby. Zachowa�a cho� tyle przyzwoito�ci, by z pocz�tku protestowa� przeciwko tym ekstrawagancjom.
- Nie przejmuj si�, male�ka. I tak trzeba to wyda� -zapewnia� j� Carrik. - Mn�stwo zarobi�em na durowych tercjach w B��kitnym Pa�mie mniej wi�cej w tym samym czasie, gdy jacy� idiotyczni rewolucjoni�ci wysadzali w powietrze po�ow� systemu komunikacyjnego swej planety - urwa�; jego oczy zw�zi�y si�, jakby na wspomnienie czego� nieprzyjemnego. - Mia�em te� szcz�cie, je�eli chodzi o kszta�t. Widzisz, nie wystarczy tylko przy wycinaniu z�apa� rezonanse. Musisz pami�ta�, jaki kszta�t ci��, i w�a�nie to prowadzi do sukcesu albo pora�ki �piewaka. Trzeba pami�ta�, co akurat chodzi na rynku, chyba �e zdarza si� co� takiego jak ta rewolucja na Hardesty - dla podkre�lenia swych s��w rytmicznie uderza� w st�, g�upio zachwycony tym wspomnieniem. - Dobrze pami�ta�em i dok�adnie wtedy, kiedy trzeba.
- Nie rozumiem,
Rzuci� jej szybkie spojrzenie.
- Nie przejmuj si�, male�ka - standardowy unik. -Chod�, poca�uj mnie, oczy�� m� krew z kryszta�u.
Mi�o�� z nim nie mia�a jednak nic z kamiennego ch�odu, i widz�c, jak wielk� rado�� czerpa� z jej cia�a, Killashandra �wiadomie nie zwraca�a uwagi na jego uniki. Z pocz�tku s�dzi�a, �e w ko�cu go�� ma wakacje i nie chce rozmawia� o pracy. Potem zacz�a odnosi� wra�enie, jakby jej pytania budzi�y w nim niesmak - jakby za wszelk� cen� pragn�� zapomnie� o �piewaniu kryszta�u. Nie posuwa�o to naprz�d jej plan�w, ale Carrik nie by� przecie� niezdarnym nastolatkiem, b�agaj�cym o �ask� i wzgl�dy. Tote� pomog�a mu zapomnie� o �piewaniu kryszta�u.
Zaj�temu odkrywaniem ci�gle nowych cud�w zar�wno jej samej, jak i Fuerte, udawa�o mu si� to znakomicie a� do owej nocy, gdy zbudzi�y j� jego j�ki. Zwija� si� z b�lu.
- Carrik, co si� dzieje? Czy to te skorupiaki, kt�re jad�e� na kolacj�? Mam wezwa� lekarza?
- Nie, nie! - szarpn�� si� gwa�townie i pochwyci� jej r�k�, nim zd��y�a dotkn�� komunikatora. - Nie zostawiaj mnie. To przejdzie.
Obj�a go zatem i trzyma�a w ramionach, gdy krzycza� i zaciska� z�by w niezno�nej m�ce. Ze wszystkich por�w wylewa� mu si� pot, a mimo to Carrik z uporem nie pozwala� na wezwanie kompetentnej pomocy. Wstrz�saj�ce nim ataki trwa�y ponad godzin�, nim wreszcie usta�y, pozostawiaj�c go wyczerpanego i s�abego. W ci�gu tej godziny Killashandra u�wiadomi�a sobie, jak bardzo si� do niego przywi�za�a, ile rado�ci sprawia�o jej przebywanie razem z nim, jak wiele straci�a, nie pozwalaj�c sobie wcze�niej na �adne intymne zwi�zki. Kiedy ju� wyspa� si� i odpocz��, nie�mia�o spyta�a, co to by�o. - Kryszta�, moja droga, kryszta� - jego szorstkie zachowanie i wyczerpany wyraz twarzy, nadaj�cy mu naraz wygl�d bardzo starego cz�owieka, sprawi�y, �e nie zapyta�a o nic wi�cej.
Po po�udniu by� ju� niemal sob�. Znikn�a jednak wcze�niejsza spontaniczno��. Na poz�r nadal �wietnie si� bawi�, zach�caj�c j� do coraz �mielszych wypad�w na nartach wodnych, ale sam pluska� si� jedynie na p�yci�nie. Ko�czyli w�a�nie leniwy posi�ek w ulubionej nadmorskiej restauracji, kiedy oznajmi�, �e musi wraca� do pracy. - Nie mog� powiedzie� "tak szybko"? - Killashandra parskn�a �miechem. - Ale czy to nie zbyt nag�a decyzja? U�miechn�� si� dziwnie.
- Zgadza si�, lecz czy nie by�o tak samo z wi�kszo�ci� moich decyzji? Na przyk�ad z pokazaniem ci drugiej strony ponurej, st�ch�ej Fuerte?
- A teraz nasza idylla dobieg�a ko�ca? - stara�a si�, by zabrzmia�o to nonszalancko, lecz do jej g�osu zakrad�a si� obca nuta.
- Musz� wraca� na Ballybran. Ha! To zupe�nie jak jaka� rybacka pie�� - zanuci� banaln� melodi�, tak przewidywaln�, �e Killashandra z �atwo�ci� do��czy�a do niego, wt�ruj�c harmonijnie.
- Razem tworzymy pi�kn� muzyk� - stwierdzi�. Jego spojrzenie szydzi�o z niej. - Przypuszczam, �e wr�cisz teraz do nauki?
- Nauki? Po co? �eby zosta� wiod�cym sopranem w ch�rze, od�piewuj�cym opatrzone komentarzem i zorkiestrowane steki oraz j�ki Fiffidipidiego z planety Grnch?
- Mog�aby� stroi� kryszta�y. W waszym kosmoporcie najwyra�niej potrzebuj� fachowca.
Mrukn�a nieuprzejmie i spojrza�a na niego wymownie. Odpowiedzia� jej u�miechem, grzecznie odwracaj�c g�ow� i czeka�, co powie.
- Albo te� - stwierdzi�a przeci�gle, nie spuszczaj�c z niego wzroku - mog�abym zg�osi� si� do Cechu Heptyckiego jako �piewaczka kryszta�u.
Napi�cie i ostro�� w jego g�osie zaskoczy�y j� przez moment.
- Wcale nie chcesz �piewa� kryszta�u.
- Sk�d wiesz, czego chc�? - wybuchn�a wbrew sobie, nie bacz�c na dr�cz�c� j� niepewno�� co do jego uczu�. Mog�a by� idealn� partnerk� w wylegiwaniu si� na s�onecznej pla�y, ale czy chcia� j� jako sta�� towarzyszk� w niebezpiecznym zawodzie?
- Nie chcesz by� �piewaczk� - u�miechn�� si� ze smutkiem.
- Och, daj spok�j tym komputerowym bzdurom.
- S� prawdziwe.
- A zatem, skoro mam doskona�y s�uch, mog� pr�bowa�.
- Nie wiesz sama, w co si� pakujesz - powiedzia� to p�askim, bezbarwnym g�osem. Jego mina wyra�a�a jednocze�nie ostrze�enie i gniew. - �piewanie kryszta�u oznacza okropne, samotne �ycie. Nie zawsze mo�esz znale�� kogo�, kto �piewa�by z tob�, czasem nie uda ci si� trafi� na w�a�ciwy ton w�a�nie odkrytej kryszta�owej �ciany. Oczywi�cie, �piewaj�c w duecie mo�na dokona� niesamowitych rzeczy - jakby si� zawaha�.
- Jak mam si� o tym przekona�? - spyta�a, udaj�c niewini�tko. Prychn�� z rozbawieniem. - Jasne, �e tylko w praktyce. Ale ty nie chcesz �piewa� kryszta�u. Smutek, jaki zad�wi�cza� w jego g�osie, niemal j� przerazi�.
- Kiedy ju� raz zaczniesz �piewa� kryszta�, nie mo�esz przesta�, dlatego w�a�nie m�wi� ci: nawet o tym nie my�l.
- A wi�c... powiedzia�e� mi, �ebym o tym nie my�la�a.
Z�apa� j� za r�k� i z pasj� spojrza� w oczy.
- Nigdy nie by�a� w Mikeleyach podczas gigawichru. Pojawiaj� si� znik�d - podkre�li� te s�owa zamaszystym gestem - i zwalaj� si� na ciebie niczym nagle rozp�tane piek�o - poczu�a pod d�oni�, �e cia�em Carrika wstrz�sa dreszcz. - To w�a�nie oznacza zdanie z banku danych: "Cech do ko�ca zajmuje si� swymi cz�onkami". Gigawiatr mo�e zredukowa� cz�owieka do poziomu ro�liny w jednym wielkim crescendo.
- Istniej� jeszcze inne - cho�by mniej gwa�towne - sposoby doprowadzania do poziomu ro�liny - odpar�a, my�l�c o pracownikach hotelowych, o kontrolerze nadzoruj�cym za�adunki, przejmuj�cym si� tylko ci�arem towaru, o nauczycielach, apatycznie s�uchaj�cych gam wy�piewywanych przez pocz�tkuj�cych student�w. - Z pewno�ci� istniej� instrumenty, kt�re ostrzega�yby o nadej�ciu wichury - nawet tej giga - w g�rach?
Przytakn��. Jego wzrok skierowany by� ponad jej g�ow�, skupiony na jakim� niedostrzegalnym zjawisku.
- Zabierasz si� do ci�cia kryszta�u i jeste� w�a�nie w po�owie. Wiesz, �e kiedy wiatr ucichnie, zmieni� si� wszystkie tonacje, i przekraczasz margines bezpiecze�stwa, ale ten ostatni kryszta� mo�e oznacza�, �e uda ci si� wyjecha�...
- Nie ka�da wyprawa w g�ry oznacza opuszczenie planety? Niecierpliwie pokr�ci� g�ow�, zirytowany jej wtr�ceniem.
- Nie zawsze udaje si� pokry� koszty podro�y, sp�aci� stare szkody, czy wyci�� odpowiedni kszta�t i ton. Czasami ton jest wa�niejszy ni� kszta�t, wiesz?
- I musisz pami�ta� wszystko, czego potrzeba, tak? - Skoro dysponowa�a absolutnym s�uchem i znakomit� pami�ci�, �piewanie kryszta�u wydawa�o si� zawodem jakby stworzonym specjalnie dla niej.
- Musisz pami�ta� wszelkie nowiny - odpar�, k�ad�c dziwny nacisk na czasownik.
Killashandra nie rozumia�a, w czym problem. Pami�� to tylko kwestia przyzwyczajenia, wyszkolenia, pewnych mnemotechnicznych chwyt�w, kt�re uruchamia�y dost�p do istotnych informacji. Mia�a spor� praktyk� w zapami�tywaniu.
- Czy jest jaka� szansa, �ebym mog�a towarzyszy� ci na Ballybran i zg�osi� si�...
Jego palce wzmocni�y uchwyt, nawet oddech jakby zamar� na chwil�. Oczy wpatrzy�y si� w ni� z niezno�nym napi�ciem.
- Prosi�a� o to. Pami�taj!
- C�, je�li moje towarzystwo...
- Poca�uj mnie i nie m�w nic, czego mog�aby� p�niej �a�owa� - stwierdzi�, przyci�gaj�c j� szorstkim gestem do siebie i zamykaj�c usta tak szczelnie, �e nie mog�a wydusi� z nich ju� ani s�owa.
Drugi atak konwulsji nast�pi� tak szybko po orgazmie, �e w pierwszej chwili zacz�a wini� siebie. Drgawki by�y jeszcze silniejsze ni� za pierwszym razem i kiedy wreszcie usta�y, Carrik zapad� w gor�czkowy, niespokojny sen.
Gdy si� obudzi�, po jakich� czternastu godzinach, wygl�da� na starego i zm�czonego. Porusza� si� niczym zaawansowany przypadek geriatryczny.
- Musz� wraca� na Ballybran, Killa - g�os mu dr�a�, a ca�a duma i pewno�� siebie gdzie� znikn�y. - Na leczenie? Zawaha� si� lekko.
- Raczej odnowienie zapasu energii. Po��cz si� z portem i zarezerwuj nam miejsca. - Nam?
- Mo�esz lecie� ze mn� - oznajmi� z powag�. Sformu�owanie to ubod�o j� nieco, a zaproszenie zabrzmia�o bardziej jak pro�ba ni� zgoda. - Nie czekajmy na lot bezpo�redni. Byle jak najszybciej dotrze� na miejsce. Uzyska�a po��czenie i po trwaj�cych ca�� wieczno�� formalno�ciach i zmaganiach z urz�dnikiem zdoby�a wreszcie potwierdzenie rezerwacji na prom startuj�cy z Fuerte za cztery godziny. Po kolejnym cz