12536
Szczegóły |
Tytuł |
12536 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12536 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12536 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12536 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robert Silverberg
Stacja Hawksbilla
prze�o�y�a Magda G�bicaka-Fr�c
PIERWSZY
Barrett by� niekoronowanym kr�lem Stacji Hawksbilla. Nikt tego nie kwestionowa�.
Przebywa� tam najd�u�ej, wiele wycierpia�, posiada� najwi�ksze wewn�trzne rezerwy si�y. Przed
wypadkiem potrafi� osadzi� w miejscu ka�dego. Dotkn�o go kalectwo, tego nie da�o si� ukry�,
ale zachowa� aur� si�y, kt�ra zapewnia�a mu w�adz�. Kiedy w stacji wynika�y jakie� problemy,
przychodzono do niego i on si� nimi zajmowa�. To by�o zrozumia�e samo przez si�. By� kr�lem.
I w�ada� ca�ym kr�lestwem. W istocie ca�ym �wiatem, od bieguna do bieguna, od
po�udnika do po�udnika: ca�� przekl�t� Ziemi�. Tak�, jaka by�a, a nie mo�na powiedzie�, �e by�a
wiele warta.
Znowu pada�o. Barrett podni�s� si� szybkim, p�ynnym ruchem, za kt�ry zap�aci�
niewyobra�alnie wielkim, starannie ukrytym cierpieniem. Poku�tyka� do drzwi baraku. Deszcz
sprawia�, �e by� spi�ty i zniecierpliwiony - tutejszy deszcz. Jednostajne b�bnienie opas�ych
kropel o dach z falistej blachy ka�dego mog�o doprowadzi� do ob��du, nawet Jima Barretta.
Chi�ska tortura wodna zostanie wynaleziona dopiero za jaki� miliard lat, lecz on a� nazbyt
dobrze rozumia� jej skuteczno��.
Pchn�� drzwi. Stoj�c w progu baraku, popatrzy� na swoje kr�lestwo.
Zobaczy� nag� ska�� si�gaj�c� niemal po horyzont. Tarcza surowego dolomitu ci�gn�a
si� bez ko�ca. Krople deszczu ta�czy�y, podskakiwa�y i rozbryzgiwa�y si� na tej kontynentalnej
p�ycie. �adnych drzew, ani �ladu trawy. Za plecami Barretta rozci�ga�o si� rozko�ysane morze,
szare i rozlegle. Niebo te� by�o szare, nawet kiedy przypadkiem nie pada�o.
Pobrn�� w deszcz.
Pos�ugiwanie si� kul� stawa�o si� coraz �atwiejsze. Z pocz�tku mi�nie pachy i boku
wznieca�y bunt na my�l, �e potrzebuje pomocy przy chodzeniu, ale w ko�cu uleg�y i obecnie
kula wydawa�a si� naturalnym przed�u�eniem cia�a. Wspar� si� na niej wygodnie, nie dotykaj�c
ziemi zmia�d�on� stop�.
W zesz�ym roku, w czasie wyprawy na brzeg Morza Wewn�trznego, przycisn�a go
kamienna lawina. Przycisn�a i okaleczy�a. W domu zosta�by odwieziony do najbli�szego
szpitala, gdzie dosta�by protez� i by�oby po sprawi�: nowa kostka, nowe �r�dstopie, odnowione
wi�zad�a i �ci�gna, w os�onie homogenicznych w��kien akrylowych w miejscu zniszczonej
stopy. Ale dom znajdowa� si� w odleg�o�ci miliarda lat od Stacji Hawksbilla i nie by�o do niego
powrotu.
Deszcz t�uk� naprawd� mocno, grzmoci� go po g�owie, oblepia� czo�o kosmykami
siwiej�cych w�os�w. Barrett zmarszczy� si� gniewnie. Przystan�� w pewnej odleg�o�ci od
baraku, po prostu �eby si� rozejrze�.
By� postawnym m�czyzn�, wysokim na sze�� st�p i sze�� cali, z g��boko osadzonymi
ciemnymi oczami, wydatnym nosem, szcz�k�, kt�ra mog�a uchodzi� za kr�low� szcz�k. W
kwiecie wieku wa�y� ponad sto pi��dziesi�t funt�w, w dobrym, starym, emocjonuj�cym okresie
G�rnoczasu, kiedy nosi� chor�gwie, wykrzykiwa� pe�ne z�o�ci slogany i drukowa� manifesty.
Teraz jednak stukn�� mu sz�sty krzy�yk i zaczyna� si� kurczy�, lu�ne fa�dy sk�ry zwisa�y w
miejscach, gdzie kiedy� pr�y�y si� pot�ne mi�nie. W Stacji Hawksbilla utrzymanie wagi
powy�ej normy napotyka�o trudno�ci. Jedzenie by�o co prawda po�ywne, ale ma�o konkretne. Po
jakim� czasie cz�owiek zaczyna� nami�tnie t�skni� za stekiem. Gulasz z ramienionog�w i siekani
z trylobit�w zdecydowanie nie wystarcza�y.
Barrett jednak�e mia� za sob� wszelkie rozgoryczenia. R�wnie� z tego powodu ludzie
uwa�ali go za przyw�dc� stacji. Zas�ugiwa� na zaufanie. Nie wydziera� si�, nie strz�pi� j�zyka po
pr�nicy. Pogodzi� si� z losem, zaakceptowa� wieczne wygnanie, dlatego m�g� pomaga� innym
w czasie trudnego, rozdzieraj�cego serce okresu przej�ciowego, gdy zmagali si� z
odr�twiaj�cym faktem, �e �wiat, kt�ry znali, jest dla nich bezpowrotnie stracony.
Pojawi�a si� niewysoka posta�, truchtaj�ca niezgrabnie w strugach deszczu: Charley
Norton, doktryner chruszczowizmu z odchyleniami trockistowskimi, rewizjonista z dawien
dawna. Rozpiera�a go energia, wi�c gdy by�y jakie� wiadomo�ci do przekazania, cz�sto
przyjmowa� na siebie rol� pos�a�ca. P�dzi� ku, barakowi Barretta, �lizgaj�c si� po nagiej skale,
dziko m��c�c powietrze �okciami.
Barrett podni�s� r�k�.
- Hola, Charley, hola! Zwolnij, bo skr�cisz kark! Norton z trudno�ci� wyhamowa� przed
barakiem i mokre od deszczu rzadkie pasma kasztanowych w�os�w oblepia�y mu czaszk�,
tworz�c na sk�rze dziwaczny dese�. Mia� skupione, szkliste oczy fanatyka - a mo�e by� to tylko
astygmatyzm. Chwytaj�c �apczywie powietrze, podszed� chwiejnie do baraku. Przystan�� w
otwartych drzwiach i otrz�sn�� si� jak przemoczony szczeniak. Niew�tpliwie bieg� przez ca��
drog� z g��wnego budynku stacji, oddalonego o trzysta jard�w. D�ugi dystans i niebezpieczny,
bo w deszczu tarcza by�a �liska.
- Czemu stoisz na deszczu? - zapyta� Norton.
- �eby zmokn�� - odpar� Barrett. Wszed� do baraku l i popatrzy� z g�ry na Nortona. - Co
nowego?
- M�ot si� jarzy. Nied�ugo b�dziemy mie� towarzystwo.
- Sk�d wiesz, �e to b�dzie �ywa przesy�ka?
- M�ot jarzy si� od pi�tnastu minut. To znaczy, �e podejmuj� �rodki ostro�no�ci.
Najwyra�niej przysy�aj� nam nowego wi�nia. W ka�dym razie nie spodziewamy si� dostawy
towar�w.
Barrett pokiwa� g�ow�.
- W porz�dku. Przejd� si� i zobacz�, co s�ycha�. Je�li to nowy, ulokujemy go z
Latimerem.
Norton parskn�� zgrzytliwym �miechem.
- Mo�e jest materialist�. Je�li tak, Latimer doprowadzi go do szale�stwa tymi swoimi
mistycznymi bzdurami. Mo�e lepiej da� go do Altmana.
- I w ci�gu p� godziny zostanie zgwa�cony.
- Altmanowi ju� przesz�o, nie s�ysza�e�? Przesta� ugania� si� za kiepskimi substytutami i
pr�buje stworzy� prawdziw� kobiet�.
- Nasz nowy mo�e nie mie� zapasowych �eber.
- Bardzo zabawne, Jim. - Norton nie wygl�da� na rozbawionego. W jego b�yszcz�cych
oczkach zap�on�� ogie�.
- Wiesz, kim m�g�by by� ten nowy? - zapyta� chrapliwie.
- Konserwatyst�, to wszystko. Reakcjonist� o czarnej duszy rodem od samego Adama
Smitha. Bo�e, jak bardzo pragn�, �eby ci dranie przys�ali nam kogo� takiego!
- Nie by�by� r�wnie uszcz�liwiony koleg� bolszewikiem, Charley?
- Tutaj jest pe�no bolszewik�w. We wszystkich odcieniach, od jasnego r�u po w�ciek�y
szkar�at. Nie s�dzisz, �e mog� mie� ich powy�ej uszu? Przez ca�y dzie� �owi� trylobity i
rozprawiaj� o wzgl�dnych zaletach doktryny Kierenskiego i Malenkowa! Potrzebuj� partnera do
dyskusji, Jim. Kogo�, z kim naprawd� m�g�bym si� zetrze�.
- Nie ma sprawy - powiedzia� Barrett, zarzucaj�c na ramiona p�aszcz przeciwdeszczowy.
- Zobacz�, czy da si� wyczarowa� z M�ota partnera do dyskusji. Mo�e by� wojuj�cy
obiektywista? - za�mia� si�. Potem doda� cicho: - Wiesz co, Charley, mo�e od czasu otrzymania
ostatnich wiadomo�ci mia�a miejsce rewolucja. Mo�e lewica jest g�r�, a prawic� do�em, i zaczn�
przysy�a� nam wy��cznie reakcjonist�w. Jak by ci si� podoba�o? Powiedzmy na pocz�tek partia
pi��dziesi�ciu albo stu szturmowc�w. Mia�by� mn�stwo materia�u do debat ekonomicznych. I w
miar�, jak g�owy spada�yby w G�rnoczasie, przybywa�oby ich coraz wi�cej, a� w ko�cu
zyskaliby przewag� liczebn�, a wtedy mo�e postanowiliby zrobi� pucz i pozby� si� wszystkich
�mierdz�cych lewicowc�w, kt�rych przys�a� tu stary re�ym, i...
Barrett urwa�. Norton gapi� si� na niego z pustym zdumieniem, szeroko otwieraj�c
wyblak�e oczy, odruchowo g�adz�c rzedniej�ce w�osy i usi�uj�c ukry� niepok�j i zak�opotanie.
Barrett zda� sobie spraw�, �e w�a�nie pope�ni� jedn� z najbardziej karygodnych zbrodni
mo�liwych do pope�nienia w Stacji Hawksbilla: popu�ci� cugli j�zykowi. Akurat w tej chwili nie
mia� ku temu powod�w. Sytuacj� pogarsza� fakt, �e to on pozwoli� sobie na ten ma�y luksus. On,
kt�ry uchodzi� tutaj za cz�owieka silnego, absolutnie uczciwego, przestrzegaj�cego zasad i
rozs�dnego, pe�ni�cego rol� stabilizatora - cz�owieka, kt�ry s�u�y� wsparciem, gdy kto� traci�
kontrol�. I nagle sam wymkn�� si� spod kontroli. By� to z�y znak. W zmia�d�onej stopie znowu
t�tni� b�l; mo�liwe, �e to spowodowa�o wybuch.
Z napi�ciem w g�osie powiedzia�:
- Idziemy. Mo�e nowy ju� jest.
Wyszli na zewn�trz. Deszcz s�ab�, burza przesuwa�a si� nad morze. Na wschodzie, nad
oceanem, kt�ry pewnego dnia mia� zosta� nazwany Atlantykiem, sk��bione pasma szarej mg�y
nadal zasnuwa�y niebo, ale na zachodzie wy�ania�a si� odmienna szaro��; ten odcie� szaro�ci
sygnalizowa� such� pogod�. Przed zsy�k� Barrett wyobra�a� sobie, �e niebo b�dzie praktycznie
czarne, poniewa� w tak dalekiej przesz�o�ci nie powinno by� cz�steczek py�u, kt�re za�amywa-
�yby �wiat�o i nadawa�y mu b��kitn� barw�. Ale niebo okaza�o si� m�cz�co szare, I tyle, je�li
chodzi o teorie tworzone z wyprzedzeniem. Dobrze, �e nigdy nie zgrywa� naukowca.
W kroplach s�abn�cego deszczu szli w kierunku g��wnego budynku stacji. Norton
dostosowa� si� do tempa Barretta, a ten, w�ciekle wymachuj�c kul�, robi� co m�g�, �eby jego
u�omno�� ich nie spowalnia�a. Dwukrotnie niemal straci� r�wnowag� i za ka�dym razem
wychodzi� ze sk�ry, �eby Norton tego nie zauwa�y�.
Przed nimi rozpo�ciera�a si� Stacja Hawksbilla.
Stacja tworzy�a p�kole o powierzchni ponad pi�ciuset akr�w. Na �rodku sta� g��wny
budynek, obszerna kopu�a mieszcz�ca wi�kszo�� wyposa�enia i zapas�w. Z bok�w, w sporych
odleg�o�ciach jeden od drugiego, niczym groteskowe zielone grzyby ze �liskiej skalnej tarczy,
wyrasta�y plastikowe b�ble kwater mieszkalnych. Niekt�re, jak barak Barretta, os�oni�te by�y
arkuszami blachy z przesy�ek od Up Frontu. Inne wygl�da�y dok�adnie tak, jak w chwili wyj�cia
z wyt�aczarki.
By�o ich oko�o osiemdziesi�ciu. W tej chwili w Stacji Hawksbilla przebywa�o stu
czterdziestu wi�ni�w, blisko granicy pojemno�ci, i ich liczba �wiadczy�a o rosn�cej
temperaturze sceny politycznej G�rnoczasu. Materia�y do budowy barak�w nie nap�ywa�y ju�
od dawna, wi�c wszyscy nowsi przybysze musieli mieszka� po dw�ch. Barrett i ci, kt�rzy zostali
zes�ani przed 2014, korzystali z przywileju zajmowania pojedynczych kwater, je�li chcieli.
Niekt�rzy nie chcieli mieszka� samotnie, ale Barrett czu�, �e on musi to robi� w celu zachowania
autorytetu.
Nowych zes�a�c�w dokwaterowywano do tych, kt�rzy mieszkali sami. Prywatne baraki
przydzielano w porz�dku starsze�stwa. Wi�kszo�� zes�a�c�w z 2015 by�a zmuszona przyj��
wsp�lokator�w. Je�li przyb�dzie kolejny tuzin wi�ni�w, ci z 2014 te� b�d� musieli podzieli�
si� kwaterami. Oczywi�cie, od czasu do czasu kto� umiera�, tak w�r�d nowych, jak i starych, co
troch� u�atwia�o spraw�, a poza tym wielu m�czyzn nie mia�o nic przeciwko towarzystwu w
swoich barakach - niekt�rzy wr�cz gor�co go pragn�li.
Barrett jednak�e uwa�a�, �e cz�owiekowi skazanemu na do�ywocie bez prawa ubiegania
si� o zwolnienie warunkowe powinien przys�ugiwa� przywilej prywatno�ci. Jeden z
najwi�kszych problem�w w Stacji Hawksbilla polega� na powstrzymaniu ludzi od wariowania z
powodu jej braku. Nieustanny kontakt z innymi w takim miejscu z czasem stawa� si� nie do
zniesienia.
Norton wyci�gn�� r�k� w stron� wielkiej, l�ni�cej zielonej kopu�y g��wnego budynku.
- Idzie Altman. I Rudiger. I Hutchett. Co� si� dzieje!
Barrett przyspieszy�, krzywi�c si� lekko. Paru z wchodz�cych do budynku administracji
rezydent�w dostrzeg�o zwalist� sylwetk� wy�aniaj�c� si� zza garbu skalnej tarczy i pomacha�o
r�kami. Barrett wzni�s� masywn� d�o� w odpowiedzi. Czu� narastaj�ce dr�enie podniecenia.
Przebycie nowego by�o w stacji wielkim wydarzeniem - praktycznie jedynym wa�nym w�r�d
tych, jakie mia�y tu miejsce. Bez nowych nie mieliby poj�cia, co si� dzieje w G�rnoczasie. Nikt
nie przyby� do Hawksbilla od sze�ciu miesi�cy, po kaskadzie nowych pod koniec zesz�ego roku.
Przez pewien czas zjawiali si� po pi�ciu, sze�ciu dziennie, a potem potok wysech�. I pozosta�
suchy. Sze�� miesi�cy i �ywego ducha: najd�u�sza przerwa w zsy�kach, jak Barrett si�ga�
pami�ci�. Mog�o si� wydawa�, �e ju� nik� nigdy nie trafi do stacji.
Co by�oby katastrof�. Tylko przybycie nowych dzieli�o starszych od ob��du. Nowi
przynosili wie�ci z przysz�o�ci, wie�ci ze �wiata, od kt�rego zostali odci�ci na zawsze. I
o�ywiali relacje w zamkni�tej grupie, kt�re, stale grozi�o niebezpiecze�stwo marazmu.
Barrett by� te� �wiadom, �e niekt�rzy - nie on - �ywili z�udn� nadziej�, i� nast�pnym
przybyszem b�dzie kobieta.
Dlatego p�dzili gromadnie do g��wnego budynku pragn�c zobaczy�, co si� stanie, gdy
M�ot zacznie si� jarzy�. Barrett ku�tyka� �cie�k�. Ostatni strumyczek deszczu wysech�, gdy
dotar� do wej�cia.
W komorze M�ota t�oczy�o si� sze��dziesi�ciu czy si� siedemdziesi�ciu mieszka�c�w
stacji - mniej wi�cej wszyscy zdrowi na ciele i umy�le oraz na tyle witalni, by by�
zainteresowani nowym. Krzykliwie witali Barretta, gdy zmierza� w ich stron�. On kiwa� g�ow�,
u�miecha� si�, zbywa� gor�czkowe pytania przyjaznymi gestami.
- Kto to b�dzie tym razem, Jim?
- Mo�e dziewczyna, co? Jakie� dziewi�tna�cie lat, blondynka, zbudowana jak...
- Mam nadziej�, �e b�dzie umia� gra� w stochastyczne szachy.
- Patrzcie na blask! Pog��bia si�! Barrett, podobnie jak wszyscy, wbija� oczy w M�ot,
obserwuj�c zmiany zachodz�ce w grubej kolumnie. By�o to urz�dzenie umo�liwiaj�cym podr�e
w czasie. Skomplikowany, spiralny zestaw tajemniczych instrument�w p�on�� jasn� czerwieni�,
co �wiadczy�o o nap�ywie B�g wie ilu kilowat�w, pompowanych przez generatory na drugim
ko�cu linii przesy�owej. Rozleg� si� syk, pod�oga lekko zadr�a�a. �ar rozla� si� po Kowadle,
szerokiej aluminiowej p�ycie, na kt�rej l�dowa�y wszelkie przesy�ki z przesz�o�ci. Chwil�
p�niej...
- Stan szkar�at! - wrzasn�� kto�. - Jest!
DRUGI
Miliard lat w g�r� linii czasu fala mocy wlewa�a si� do prawdziwego M�ota, kt�rego ten
ze stacji by� tylko cz�ciow� replik�. Potencja� r�s� nieustannie w wielkim ponurym
pomieszczeniu, kt�re wszyscy w Stacji Hawksbilla pami�tali tak �ywo. Cz�owiek - albo co�
innego, mo�e tylko pakunek z zapasami - sta� na �rodku prawdziwego Kowad�a, porwany przez
wir przeznaczenia. Barrett wiedzia�, jak to jest, sta� na Kowadle i czeka�, a� pole Hawksbilla
spowije ci� i wykopie do wczesnego paleozoiku. Zimne oczy patrzy�y, jak czekasz na swoje
wygnanie, a l�ni�cy w nich triumf m�wi�, �e pozbywaj� si� ciebie z przyjemno�ci�. A potem
M�ot wykonywa� swoj� robot� i wysy�a� ci� w podr� bez powrotu. Efekt przesy�ania w czasie
przypomina� uderzenie gigantycznym m�otem, kt�ry przebija pasa�era przez �ciany continuum:
st�d takie a nie inne nazwy funkcjonalnych cz�ci maszyny.
Wszyscy w Stacji Hawksbilla przybyli przez M�ot.
Zak�adanie stacji by�o d�ugim, powolnym, kosztownym przedsi�wzi�ciem, dzie�em
metodycznych ludzi, kt�rzy nie wzbraniali si� przed niczym, byle tylko pozby� si� swoich
przeciwnik�w w spos�b w dwudziestym pierwszym wieku uwa�any za humanitarny. M�ot wybi�
�cie�k� w czasie i najpierw wys�a� rdze� stacji odbiorczej. Skoro w paleozoiku nie czeka�a na
niego stacja odbiorcza, nast�pi�y pewne nieuniknione straty. W zasadzie M�ot i Kowad�o na
drugim ko�cu nie by�y nieodzowne, s�u�y�y tylko do zminimalizowania strat. Zapobiega�y
rozproszeniu temporalnemu, bo bez urz�dzenia odbieraj�cego pole przenosz�ce mia�o tendencje
do niewielkich odchyle�. Bez naprowadzania przez sprz�t odbiorczy dostawy pochodz�ce z
kolejnych punkt�w wzd�u� linii czasu, wysy�ane w tym samym dniu czy tygodniu, mog�y
rozproszy� si� na przestrzeni dwudziestu czy trzydziestu lat przesz�o�ci. Wok� Stacji
Hawksbilla znajdywano mn�stwo takich temporalnych �mieci, materia��w przeznaczonych dla
pierwotnej instalacji, kt�re wskutek niedok�adno�ci strojenia w dniach �przedmiotowych"
wyl�dowa�y par� dziesi�tk�w lat (i par�set mil) od miejsca przeznaczenia.
Mimo tych trudno�ci w�adzom planuj�cym skoki w czasie uda�o si� przes�a� do
temporalnego punktu docelowego tyle komponent�w, �e wreszcie skonstruowanie stacji
odbiorczej sta�o si� mo�liwe. Budowa przypomina�a nawlekanie ig�y przy u�yciu zdalnie
sterowanych, d�ugich na mil� manipulator�w, ale zako�czy�a si� sukcesem. W tym okresie
stacja nie by�a zasiedlona; rz�d nie chcia� traci� in�ynier�w przez wysy�anie ich tam, sk�d nie
by�o powrotu. Wreszcie nadszed� czas na pierwszych wi�ni�w - politycznych, naturalnie, ale
wybranych z uwagi na wykszta�cenie techniczne. Przed wys�aniem poinstruowano ich, jak
z�o�y� cz�ci M�ota i Kowad�a.
Oczywi�cie, gdy tylko znale�li si� w stacji, mogli odm�wi� wsp�pracy. Byli poza
zasi�giem w�adzy. Ale z�o�enie aparatury odbiorczej le�a�o w ich interesie, gdy� umo�liwia�o
odbi�r materia��w i zapas�w z G�rnoczasu. Wykonali robot�. Od tego momentu zaopatrywanie
Stacji Hawksbilla nie przedstawia�o trudno�ci.
Teraz M�ot jarzy� si�, co znaczy�o, �e uaktywniono pole Hawksbilla na ko�cu
nadawczym, oko�o roku 2028 lub 2030. Nadawanie odbywa�o si� tam. Przyjmowanie odbywa�o
si� tutaj. Podr�e w czasie w drug� stron� nie by�y mo�liwe. Nikt naprawd� nie umia� wyja�ni�
przyczyny, cho� du�o si� m�wi�o o prawach entropii i niesko�czonym p�dzie czasowym, kt�ry
prawdopodobnie uzyska�by obiekt, gdyby spr�bowano nada� mu przyspieszenie wzd�u�
normalnej osi biegu czasu, czyli od przesz�o�ci w przysz�o��.
Uszy zabola�y od zawodzenia i syku, gdy powietrze zacz�o jonizowa� si� na skrajach
pola Hawksbilla. Potem nast�pi� spodziewany grzmot implozji, spowodowany przez
niedok�adne pokrywanie si� ilo�ci powietrza odj�tego z tej epoki i wt�oczonego z przysz�o�ci.
Nagle z M�ota wypad� cz�owiek. Spocz��, oszo�omiony i bezw�adny, na b�yszcz�cym
Kowadle.
By� bardzo m�ody, co wielce zdziwi�o Barretta. Wygl�da� na dwadzie�cia par� lat.
Generalnie na wygnanie do Stacji Hawksbilla skazywano tylko m�czyzn w �rednim wieku.
Ludzi, kt�rzy nie rokowali nadziei na resocjalizacj�, kt�rych nale�a�o odseparowa� od ludzko�ci
dla dobra og�u. Najm�odszy wi�zie�, gdy zjawi� si� w stacji, dobija� do czterdziestki. Paru
m�czyzn sykn�o na widok tego szczup�ego, zgrabnego ch�opaka. Barrett rozumia� konstelacje
emocji, kt�re sprawia�y im b�l.
Nowy usiad�. Porusza� si� jak dziecko budz�ce si� z d�ugiego, g��bokiego snu. Rozejrza�
si�, wci�� oszo�omiony.
By� ubrany w prost� szar� bluz� z opalizuj�cymi nitkami. Twarz mia� tr�jk�tn�,
zw�aj�c� si� ku ostremu podbr�dkowi, w tej chwili bardzo blad�, cienkie, jakby bezkrwiste
wargi, niebieskie oczy. Zamruga� szybko. Potar� brwi, jasne, niemal niewidoczne. Poruszy�
szcz�k�, jakby chcia� co� powiedzie�, lecz nie potrafi� znale�� s��w.
Podr� w czasie nie by�a fizjologicznie szkodliwa, ale mog�a spowodowa� powa�ny
wstrz�s psychiczny. Moment przed opadni�ciem M�ota przypomina� ostatni� chwil� na
gilotynie, i nic dziwnego, bo przecie� zes�anie do Stacji Hawksbilla r�wna�o si� karze �mierci.
Wi�zie� rzuca� ostatnie spojrzenie na �wiat komunikacji rakietowej, sztucznych narz�d�w i
wideofon�w, na �wiat, w kt�rym �y�, kocha� i agitowa� w imi� �wi�tej sprawy politycznej, a
potem M�ot opada� i w jednej chwili przenosi� go w niewyobra�alnie odleg�y punkt na linii
czasu. By�o to wstrz�saj�ce do�wiadczenie i nic dziwnego, �e nowi przybywali w stanie emo-
cjonalnego szoku.
Barrett przepchn�� si� przez t�um w kierunku maszyny. Wi�niowie machinalnie robili
mu przej�cie. Dotar� do kraw�dzi Kowad�a i pochyli� si� nad nim, wyci�gaj�c r�k� do nowego.
U�miechn�� si� szeroko, patrz�c w szkliste, p�przytomne oczy.
- Jestem Jim Barrett. Witaj w Stacji Hawksbilla.
- Ja... to...
- S�uchaj, z�a� st�d, zanim wyl�duje na tobie �adunek artyku��w spo�ywczych. By� mo�e
nie sko�czyli nadawa�.
Barrett skrzywi� si�, wspieraj�c ci�ar cia�a na chorej nodze, ale �ci�gn�� nowego z
Kowad�a. Istnia�o niebezpiecze�stwo, �e ci idioci w G�rnoczasie wystrzel� nast�pn� przesy�k�
w minut� po wys�aniu cz�owieka, nie przejmuj�c si�, czy cz�owiek b�dzie mi�� czas zej�� z
Kowad�a. Kiedy chodzi�o o wi�ni�w, G�rnoczas daleki by� od delikatno�ci.
Barrett skin�� na Mela Rudigera, pulchnego, piegowatego anarchist� o delikatnej r�owej
twarzy. Rudiger poda� nowemu kapsu�k� z alkoholem. Nowy wzi�� j� bez s�owa i przycisn�� do
ramienia. Oczy mu poja�nia�y.
- Masz batonika - powiedzia� Charley Norton. - Piorunem podniesie ci poziom cukru.
Nowy odtr�ci� pocz�stunek, poruszaj�c g�ow� tak, jakby znajdowa�a si� w p�ynnej
atmosferze. Wygl�da� na wstawionego - powa�ny przypadek szoku temporalnego, pomy�la�
Barrett, zapewne najgorszy, jaki dot�d widzia�. Praktycznie nowy jeszcze si� nie odezwa�. Czy
efekt naprawd� m�g� by� taki kra�cowy? Mo�e w przypadku m�odego cz�owieka szok zwi�zany
z wydarciem z w�a�ciwego mu czasu by� silniejszy?
Barrett przem�wi� cicho:
- Zabierzemy ci� do izby chorych i zbadamy, zgoda? Potem przydziel� ci kwater�.
P�niej b�dziesz mia� czas, �eby si� rozejrze� i pozna� wszystkich. Jak si� nazywasz?
- Hahn. Lew Hahn. G�os by� zgrzytliwym szeptem.
- Nie s�ysz� - powiedzia� Barrett.
- Hahn - powt�rzy� m�czyzna, nadal ledwo s�yszalnie.
- Z kt�rego roku jeste�, Lew?
- Z 2029.
- �le si� czujesz?
- Okropnie. Nie wierz�, �e to mnie spotka�o. Tak naprawd� nie istnieje co� takiego jak
Stacja Hawksbilla, prawda?
- Obawiam si�, �e istnieje. Przynajmniej dla wi�kszo�ci z nas. Paru ch�opak�w my�li, �e
to iluzja wywo�ana narkotykami, �e naprawd� nadal jeste�my w dwudziestym pierwszym wieku.
Ja mam co do tego w�tpliwo�ci. Je�li to iluzj�, to cholernie dobr�. Patrz!
Obj�� Hahna za ramiona i wyprowadzi� go przez t�um z komory M�ota na korytarz.
Ruszyli w kierunku niedalekiej infirmerii. Cho� Hahn sprawia� wra�enie chudego, nawet
kruchego, Barrett z zaskoczeniem wyczu� pod r�k� pr�ne stalowe mi�nie. Podejrzewa�, �e ten
cz�owiek jest znacznie mniej bezradny i s�aby ni� mog�o si� wydawa�. Musia� taki by�, bo
inaczej nie zas�u�y�by sobie na wygnanie do Stacji Hawksbilla. Przerzucenie cz�owieka w
odleg�� przesz�o�� wi�za�o si� z du�ymi kosztami i nie przysy�ano tutaj byle kogo.
Zbli�yli si� do otwartych drzwi budynku.
- Popatrz - poleci� Barrett.
Hahn spojrza�. Przeci�gn�� r�k� po oczach, jakby usuwa� niewidzialn� paj�czyn�, i
spojrza� jeszcze raz.
- Krajobraz p�nego kambru - rzek� cicho Barrett - Marzenie geologa, tylko �e geolodzy,
jak si� zdaje, nie zostaj� wi�niami politycznymi. Przed sob� widzisz co�, co nazywaj�
Appalachi�. To pas skalny szeroki na par�set mil i d�ugi na par� tysi�cy, biegn�cy od zatoki
Meksyka�skiej do Nowej Funlandii. Na wschodzie mamy Ocean Atlantycki. Niedaleko st�d na
zach�d le�y co�, co nazywa si� geosynklin� Appalach�w, szeroki na pi��set mil r�w pe�en
wody. Jakie� dwa tysi�ce mil na zach�d jest nast�pny r�w, geosynklin� Kordylier�w. Te� jest
pe�en wody. Na tym etapie historii geologicznej pas l�du mi�dzy geosynklinami zalega poni��,
poziomu morza, dlatego tam, gdzie ko�czy si� Appalachia, rozci�ga si� obecnie Morze
Wewn�trzne. Na zach�d od niego pi�trzy si� w�ski pas l�du zorientowany na osi p�noc-
po�udnie, zwany Cascadi�, kt�ry pewnego dnia stanie si� Kaliforni�, Oregonem i
Waszyngtonem. Nie czekaj ze wstrzymanym oddechu dop�ki to nie nast�pi. Mam nadziej�, �e
lubisz owoce morza, Lew.
Hahn niemo wytrzeszcza� oczy. Barrett, stoj�cy obok niego w wej�ciu, te� patrzy�.
Nawet teraz ten widol napawa� go zdumieniem. Cz�owiek nie m�g� przywykn�� do tego jak�e
obcego miejsca, nawet gdy mieszka tutaj od dwudziestu lat, jak on. To by�a Ziemia, a ze razem
nie Ziemia, pos�pna, pusta i nierealna. Gdzie ludne miasta? Gdzie elektroniczne autostrady?
Gdzie ha�as, zanieczyszczenia, krzykliwe kolory? Jeszcze si� nie narodzi�y. Ta Ziemia by�a
milcz�ca, sterylna.
W szarych oceanach oczywi�cie t�tni�o �ycie, ale na tym etapie ewolucji l�d
zamieszkiwali wy��czni intruzi ze Stacji Hawksbilla. Stercz�ca nad morzami powierzchnia
planety by�a surow� tarcz� nagiej ska� ja�owej i monotonnej, urozmaiconej jedynie przez sk�p
�aty mchu na r�wnie sk�pych �atach gleby. Naw� karaluchy by�yby mile widziane, ale owady
pojawi si� dopiero za par� okres�w geologicznych. Dla mieszka�c�w l�du by� to �wiat martwy,
�wiat jeszcze ni narodzony.
Potrz�saj�c g�ow�, Hahn odsun�� si� od drzwi. Barrett poprowadzi� go korytarzem do
ma�ego, jasno o�wietlonego pomieszczenia, kt�re pe�ni�o rol� infirmerii. Czeka� na nich Doc
Ouesada.
Quesada nie by� prawdziwym lekarzem, ale kiedy� pracowa� jako technik medyczny i to
musia�o wystarczy�. By� drobnym, ale silnym �niadym m�czyzn� o wydatnych ko�ciach
policzkowych, z szeroki klinem nosa. W infirmerii czu� si� jak u siebie. Bior�c pod uwag�
okoliczno�ci, nie straci� zbyt wielu pacjent�w. Barrett niejeden raz widzia�, jak z absolutn�
pewno�ci� siebie wycina �lepe kiszki, zszywa rany i amputuje ko�czyny. W lekko
wystrz�pionym bia�ym kitlu wygl�da� wystarczaj�co profesjonalnie, aby przekonywaj�co
wype�nia� swoj� rol�.
Barrett powiedzia�:
- Doc, to Lew Hahn. Jest w szoku temporalny Doprowad� go do porz�dku.
Quesada posadzi� nowego w ko�ysce z siatki piankowej i energicznie rozpi�� suwak jego
szarej bluzy. Potem si�gn�� po apteczk�. Stacja Hawksbilla by�a dobrze wyposa�ona w
wi�kszo�� medycznych �rodk�w pierwszej pomocy. Ludzie G�rnoczasu nie przejmowali si�
zbytnio losem zes�anych tu wi�ni�w, ale nie pragn�li traktowa� nieludzko tych, kt�rzy ju� nie
mogli im szkodzi�, dlatego od czasu do czasu przysy�ali r�ne u�yteczne rzeczy, jak �rodki
znieczulaj�ce, zaciski chirurgiczne, diagnostaty, lekarstwa i sondy sk�rne. Barrett pami�ta�
czasy, gdy nie by�o tu nic poza pustymi barakami i najmniejsze zranienie urasta�o do rangi
powa�nego problemu.
- Ju� dosta� drinka - powiedzia� Barrett. - Pewnie chcia�by� wiedzie�.
- Widz� - mrukn�� Quesada. Pog�adzi� kr�tkie, szczeciniaste, rudawe w�sy. Ma�y
diagnostat w ko�ysce szybko zabra� si� do roboty, wy�wietlaj�c informacje o ci�nieniu krwi,
poziomie potasu, wska�niku rozszerzenia, przep�ywie naczyniowym, pr�no�ci p�cherzykowej i
tak dalej. Quesada nie mia� k�opot�w ze zrozumieniem lawiny informacji, kt�re b�yska�y na
ekranie i l�dowa�y na ta�mie potwierdzaj�cej. Po chwili odwr�ci� si� do Hahna i powiedzia�:
- Nie jeste� naprawd� chory, co, stary? Tylko troch� wstrz��ni�ty. Nie mam ci za z�e.
Masz - dam ci szybkiego kopa na uspokojenie i wr�cisz do normy. Na tyle, na ile w normie jest
ka�dy z nas, jak s�dz�.
Przy�o�y� rurk� do t�tnicy szyjnej Hahna i nacisn�� spust. Strzykawka subsoniczna
zawarcza�a i wtrysn�a mieszank� uspokajaj�c� do krwiobiegu pacjenta. Hahn zadr�a�.
- Niech odpoczywa przez pi�� minut. Potem najgorsze b�dzie mia� za sob�.
Zostawili Hahna skulonego w ko�ysce i wyszli z infirmerii. Na korytarzu Quesada
mrukn��:
- Jest bardzo m�ody.
- Zauwa�y�em. I pierwszy od wielu miesi�cy.
- My�lisz, �e w G�rnoczasie dzieje si� co� zabawnego?
- Nie mam poj�cia. Ale pogadam z Hahnem, kiedy wr�c� mu si�y. - Barrett popatrzy� na
ma�ego medyka:
- Chcia�em zapyta� ci� o to wcze�niej. Jaki jest stan Valdosta?
Valdosto za�ama� si� par� tygodni wcze�niej. Quesada faszerowa� go lekami i powoli
pr�bowa� nak�oni� do zaakceptowania rzeczywisto�ci Stacji Hawksbilla. Wzruszy� ramionami.
- Bez zmian. Dzi� rano odstawi�em go od soczku nasennego i nic si� nie zmieni�o.
- Nie wierzysz, �e z tego wyjdzie?
- W�tpi�. P�k� na zawsze. W G�rnoczasie mogliby go poskleja�, ale...
- Tak - mrukn�� Barrett. - Gdyby m�g� znale�� si� w Up Front, to by nie p�k�. Dopilnuj,
�eby nie mia� powod�w do narzeka�. Skoro ju� nigdy nie b�dzie zdr�w na umy�le, niech
przynajmniej b�dzie szcz�liwy.
- Choroba Valdosta naprawd� sprawia ci b�l, prawda, Jim?
- A jak my�lisz? - Oczy Barretta rozb�ys�y na chwil�.
- Trzymali�my si� razem prawie od pocz�tku, kiedy partia si� organizowa�a, kiedy
byli�my pe�ni energii i idea��w. Ja by�em koordynatorem, on podk�ada� bomby. By� tak
zaanga�owany w walk� o prawa cz�owieka, �e got�w by� zabi� ka�dego, kto sta� po
niew�a�ciwej stronie liberalnej linii. Stale musia�em go hamowa�. Wiesz, kiedy byli�my
szczeniakami, mieszkali�my razem w Nowym Jorku...
- Jeste� sporo starszy od niego - przypomnia� mu l Quesada. |
- Fakt. On mia� mo�e osiemna�cie lat, a ja prawie l trzydzie�ci. Ale zawsze wydawa� si�
starszy nad sw�j wiek. Mieszkali�my razem, nas dw�ch... i dziewczyny. Dziewczyny na
okr�g�o, przychodz�ce i odchodz�ce, czasami mieszkaj�ce z nami przez par� tygodni. Val
zawsze m�wi�, �e prawdziwy rewolucjonista potrzebuje du�o seksu. Hawksbill te� zagl�da�,
sukinkot, tylko �e wtedy nie wiedzieli�my, �e pracuje nad czym�, co za�atwi nas wszystkich. I
Bernstein. Siedzieli�my do bia�ego �witu, popijaj�c tani nitrowany rum, Valdosto planowa�
zamachy terrorystyczne, my go uciszali�my, i... - Barrett zas�pi� si�. - Do diab�a z tym.
Przesz�o�� nie �yj�. Pewnie b�dzie lepiej, jak Val te� umrze.
-Jim...
- Zmie�my temat. Co z Altmanem? Nadal ma dr��czk�?
- Buduje kobiet�.
- Charley Norton mi m�wi�. Z czego? Szmaty, ko�ci..
- Da�em mu do zabawy troch� zbywaj�cych chemikali�w, wybranych g��wnie z uwagi
na barw�. Ma troch� �mierdz�cych zielonych zwi�zk�w miedzi, odrobin� alkoholu etylowego,
nieco siarczanu cynkowego i sze�� czy siedem innych rzeczy. Zebra� troch� gleby, dorzuci�
mn�stwo martwych skorupiak�w i wyrze�bi� z tego co�, co, jak twierdzi, jest kobiet�. Teraz
czeka na b�yskawic�, �eby uderzy�a i o�ywi�a jego dzie�o.
- Innymi s�owy - wtr�ci� Barrett - odbi�o mu.
- My�l�, �e �mia�o mo�na zgodzi� si� z twoj� tez�. Ale przynajmniej nie molestuje ju�
swoich koleg�w. O ile pami�tam, nie s�dzi�e�, by homoseksualna faza Altmana potrwa�a zbyt
d�ugo.
- Nie, ale nie s�dzi�em, �e totalnie mu odbije, Doc. Je�li m�czyzna potrzebuje seksu i
znajduje paru ch�tnych do zabawy, nie mam nic przeciwko, dop�ki nikomu nie przeszkadzaj�.
Ale kiedy zaczyna lepi� kobiet� z ziemi i zgni�ych ramienionog�w, to znaczy, �e jest stracony na
zawsze. Paskudnie.
Ciemne oczy Quesady spochmurnia�y.
- Wszystkich nas to czeka, Jim, pr�dzej czy p�niej.
- Ja jeszcze nie p�kam. Ty nie p�kasz.
- Daj nam jeszcze troch� czasu. Jestem tu tylko jedena�cie lat.
- Altman tylko osiem. Valdosto jeszcze mniej.
- Niekt�re skorupy p�kaj� pr�dzej od innych - powiedzia� Quesada. - Ha, oto nasz nowy
przyjaciel.
Hahn wyszed� z izby chorych i do��czy� do nich. Nadal by� blady i roztrz�siony, ale
strach znikn�� z jego oczu. Zaczyna, pomy�la� Barrett, godzi� si� z niewyobra�alnym.
Hahn powiedzia�:
- Niechc�cy s�ysza�em cz�� waszej rozmowy. Jest tu wielu psychicznie chorych?
- Niekt�rzy nie mogli znale�� sobie zaj�cia - odpar� Barrett. - Z�era ich nuda.
- A co mo�na tu robi�?
- Quesada zajmuje si� chorymi. Ja mam obowi�zki administracyjne. Paru facet�w
studiuje �ycie morskie, prowadzi badania naukowe z prawdziwego zdarzenia. Mamy gazet�,
kt�ra wychodzi od czasu do czasu i daje zaj�cie paru ch�opakom. S� po�owy i wyprawy trans-
kontynentalne. Ale nigdy nie brakuje takich, kt�rzy poddaj� si� rozpaczy i ci p�kaj�.
Powiedzia�bym, �e w tej chwili w�r�d stu czterdziestu wi�ni�w mamy trzydziestu czy
czterdziestu kompletnych wariat�w.
- Nie tak �le - skomentowa� Hahn. - Bior�c pod uwag� wrodzony brak r�wnowagi u
ludzi, kt�rych tu zsy�aj�, i niezwykle warunki �ycia.
- Wrodzony brak r�wnowagi? - powt�rzy� Barrett. - Nic o tym nie wiem. Wi�kszo�� z
nas uwa�a�a, �e byli�my zdrowi na umy�le i walczyli�my po w�a�ciwej stronie. My�lisz, �e
rewolucjonista ipso facto musi by� szurni�ty? A je�li tak my�lisz, Hahn, to co u diab�a tutaj
robisz?
- �le mnie pan zrozumia�, Barrett. Nie stawiam znaku r�wno�ci mi�dzy dzia�aniami
antyrz�dowymi a zaburzeniami umys�owymi, B�g mi �wiadkiem. Ale musi pan przyzna�, �e
wielu ludzi, kt�rych poci�ga ruch rewolucyjny, jest... c�, ma co� nie w porz�dku z t� czy inn�
klepk�.
- Valdosto - mrukn�� Quesada. - Rzuca� bomby.
- W porz�dku. - Barrett roze�mia� si�. - Hej, Hahn, nagle zrobi�e� si� ogromnie
rozmowny jak na faceta, kt�ry ledwie par� minut temu nie m�g� wykrztusi� jednego
sensownego s�owa. Co za �wi�stwo wstrzeli� ci Doc Quesada?
- Nie chcia�em, �eby to tak zabrzmia�o - zapewni� szybko Hahn. - Mo�e sprawiam
wra�enie nad�tego i protekcjonalnego, ale...
- Daj spok�j. Co robi�e� w G�rnoczasie?
- By�em ekonomist�.
- W�a�nie kogo� takiego nam trzeba - stwierdzi� Quesada. - Pomo�esz nam rozwi�za�
problem bilansu p�atniczego.
Barrett z kolei powiedzia�:
- Skoro by�e� ekonomist�, b�dziesz mia� sporo do powiedzenia. Tutaj jest pe�no
postrzelonych teoretyk�w ekonomii, kt�rzy b�d� chcieli wypr�bowa� na tobie swoje koncepcje.
Niekt�re z nich s� prawie sensowne. Koncepcje, ma si� rozumie�. Chod� ze mn�, poka�� ci,
gdzie zamieszkasz.
TRZECI
�cie�k� z g��wnego budynku do kwatery Donalda Latimera bieg�a generalnie w d�, za
co Barrett by� wdzi�czny, cho� wiedzia�, �e czeka go �mudny powr�t pod g�r�. Barak Latimera
sta� po wschodniej stronie stacji, zwr�cony w jej stron�. Hahn i Barrett posuwali si�
niespiesznie. Hahn, ze wzgl�du na kulawego przewodnika, stara� si� nie wysuwa� do przodu i
Barretta dra�ni�a ta przes�dna troska.
By� zaintrygowany tym Hahnem. Zdawa�o si�, �e facet jest pe�en sprzeczno�ci. Zjawi�
si� w g��bokim szoku temporalnym i wyszed� z niego ze zdumiewaj�c� szybko�ci�. Sprawia�
wra�enie s�abego i nie�mia�ego, ale pod bluz� skrywa� twarde mi�nie. Jego wygl�d sugerowa�
og�ln� nieudolno��, ale m�wi� z ch�odnym opanowaniem. Barrett zastanawia� si�, co takiego
zrobi� ten szczup�y m�ody cz�owiek, aby zas�u�y� sobie na wycieczk� do Stacji Hawksbilla. Ale
pytania mog�y zaczeka�. Mia� ca�y czas �wiata.
Hahn omi�t� r�k� horyzont i zapyta�:
- Wszystko jest takie? Tylko ska�a i ocean?
- Wszystko. �ycie l�dowe jeszcze nie wyewoluowa�o. Nie pojawi si� przez jaki� czas.
Wszystko tutaj jest cudowne proste, nieprawda�? Nie ma t�oku. Nie ma ogromnych miast. Nie
ma kork�w. Troch� mchu wy�azi na l�d, ale niewiele.
- A w morzu? P�ywaj� dinozaury? Barrett pokr�ci� g�ow�.
- Kr�gowc�w nie b�dzie jeszcze przez jakie� trzydzie�ci, czterdzie�ci milion�w lat.
Pojawi� si� w ordowiku, a my jeste�my w kambrze. Jeszcze nie ma nawet ryb, co tu wi�c m�wi�
o gadach. Mamy do zaoferowania wy��cznie to, co p�ywa. Troch� skorupiak�w, troch� wielkich
paskud, kt�re wygl�daj� jak ka�amarnice, no i trylobity. Siedemset miliard�w gatunk�w
trylobit�w, mniej wi�cej. I niejakiego Mela Rudigera - to on da� ci drinka, kiedy tu trafi�e� -
kt�ry je kolekcjonuje. Rudiger pisze wyczerpuj�c� prac� na temat trylobit�w. Dzie�o �ycia.
- Ale nikt nigdy nie b�dzie mia� okazji go przeczyta� - w przysz�o�ci.
- W G�rnoczasie, tak my m�wimy.
- Zatem w G�rnoczasie.
- W tym ca�y b�l. B�yskotliwa praca Rudigera p�jdzie na marne, bo tutaj nikogo poza
nim ani troch� nie obchodzi �ycie i problemy trylobit�w, a nikt z G�rnoczasu nigdy si� o niej
nie dowie. Kazali�my Rudigerowi pisa� na niezniszczalnych z�otych p�ytkach i mie� nadziej�, �e
kiedy� zostan� znalezione przez paleontolog�w. Ale on m�wi, �e nie ma szans. Miliard lat
proces�w geologicznych po�le jego p�ytki do diab�a, zanim ktokolwiek b�dzie mia� szans� je
znale��. Gdyby jakim� cudem przetrwa�y, pewnie sta�yby si� przedmiotem jakiego� nowego
kultu albo czego� w tym stylu. Hahn g��boko wci�gn�� przez nos powietrze.
- Czemu powietrze ma taki dziwny zapach?
- Inny sk�ad. Przeanalizowali�my je. Wi�cej azotu troch� mniej tlenu, ledwie odrobina
dwutlenku w�gla, Ale nie dlatego wydaje ci si� dziwne. Rzecz w tym, �e te czyste powietrze, nie
zanieczyszczone przez wyziewy �ycia Nikt nie wydycha go z wyj�tkiem nas, a my jeste�my zby�
nieliczni, aby mia�o to jakiekolwiek znaczenie. Hahn z u�miechem powiedzia�:
- Czuj� si� troch� oszukany, �e tu jest tak pusto. Spodziewa�em si� bujnych d�ungli
dziwacznych ro�lin, pterodaktyli lataj�cych w powietrzu i mo�e tyranozaura pr�buj�cego
sforsowa� ogrodzenie wok� stacji.
- Zero d�ungli. Zero pterodaktyli. Zero tyranozaur�w. Zero ogrodze�. Nie odrobi�e�
pracy domowej.
- �a�uj�.
- To p�ny kambr. Wy��cznie �ycie morskie.
- Mi�o z ich strony, �e wybrali tak� spokojn� epok na miejsce zsy�ki wi�ni�w
politycznych. Ba�em si�, � czekaj� mnie z�by i pazury.
Barrett splun��, nie kryj�c z�o�ci.
- Mi�o, cholera! Szukali epoki, w kt�rej nie b�dziemy mogli zaszkodzi� �rodowisku.
Musieli umie�ci� na przed ewolucj� ssak�w, po prostu na wypadek, aby�my przypadkowo nie
ukatrupili przodka ca�ej ludzko�� Po g��bszym namy�le postanowili cofn�� nas przed �ycie
l�dowe, w oparciu o teori�, �e nawet zar�ni�cie
jakiego� ma�ego dinozaura mog�oby zmieni� bieg przesz�o�ci. I kszta�t ich �wiata.
- Nie maj� nic przeciwko, �e z�apiemy par� tryl bit�w?
- Najwyra�niej uznali, �e to nikomu nie zaszkodzi - odpar� Barrett. - Wygl�da na to, �e
maj� racj�. Sta� Hawksbilla istnieje dwadzie�cia pi�� lat i nie wyda si�, aby w jaki� znacz�cy
spos�b wp�yn�a na przysz�� histori�. Nasza obecno�� nie zaburzy�a ci�g�o�ci dziej�w:
Oczywi�cie, nie przysy�aj� nam kobiet.
- Dlaczego?
- �eby�my nie zacz�li si� rozmna�a� i w ten spos�b si� nie unie�miertelnili. Ale to by
namiesza�o w liniach czasu! Wyobra� sobie, co by si� sta�o, gdyby�my miliard lat przed nasz�
er� zacz�li ewoluowa�, mutowa� i rosn�� w liczb�?
- Odr�bna linia ewolucji.
- No w�a�nie. D�ugo przed dwudziestym pierwszym wiekiem nasi potomkowie byliby
g�r�, niezale�nie od tego, jakimi istotami staliby si� w trakcie ewolucji. Obecno�� drugiego
rodzaju istot ludzkich spowodowa�aby powstanie wi�kszej liczby paradoks�w ni� m�g�by�
zliczy�. Dlatego nie przysy�aj� kobiet.
- Przecie� cofaj� kobiety w czasie.
- Pewnie. Jest ob�z dla kobiet, ale par� milion�w w g�r� linii czasu, w p�nym sylurze, i
nigdy si� z nimi nie spotkamy. Dlatego Ned Altman lepi sobie kobiet� z ziemi i �mieci.
- B�g potrzebowa� mniej, by stworzy� Adama.
- Ned Altman nie jest Bogiem - zaznaczy� Barrett. - To sedno ca�ego problemu. Patrz,
Hahn, to barak, w kt�rym zamieszkasz. Ulokuj� ci� z Donem Latimerem. Jest wra�liwym,
interesuj�cym, sympatycznym cz�owiekiem. By� fizykiem, zanim zaj�� si� polityk�, przebywa
tutaj od dwunastu lat. Powinienem ci� uprzedzi�, �e ostatnio odbija mu na punkcie nieco
zwariowanego mistycyzmu. Facet, z kt�rym mieszka�, w zesz�ym roku odebra� sobie �ycie i od
tej pory Don pr�buje znale�� wyj�cie ze stacji z wykorzystaniem si� pozazmys�owych.
- Podchodzi do tego na powa�nie?
- Obawiam si�, �e tak. I my staramy si� bra� go na powa�nie. W Stacji Hawksbilla
pob�a�amy cudzym dziwactwom; to jedyny spos�b na unikni�cie epidemii masowej psychozy.
Latimer zapewne b�dzie pr�bowa� nak�oni� ci� do wsp�pracy nad swoim projektem psi. Je�li
nie dasz rady z nim wytrzyma�, za�atwi� ci przeniesienie. Ale jestem ciekaw, jak Latimer
zareaguje na kogo�, kto jest nowy w stacji. Chcia�bym, �eby� da� mu szans�.
- Mo�e nawet pomog� mu znale�� t� psioniczn� bram�, kt�rej szuka.
- Je�li tak, zabierzcie mnie z sob� - powiedzia� Barrett.
Roze�mieli si�. Barrett zapuka� do drzwi Latimera. Nie doczekali si� odpowiedzi, wi�c
po chwili pchn�� drzwi. Stacj� Hawksbilla obywa�a si� bez zamk�w.
Latimer siedzia� na �rodku go�ej kamiennej pod�ogi, ze skrzy�owanymi nogami,
pogr��ony w medytacji. By� smuk�ym cz�owiekiem o �agodnej twarzy, pergaminowej sk�rze i
ponurych, wykrzywionych w d� ustach. Wiek zaczyna� dawa� mu si� we znaki. Wydawa�o si�,
�e w tej chwili przebywa co najmniej milion mil dalej - zupe�nie nie zwraca� uwagi na
przybysz�w. Barrett przy�o�y� palec do ust. Czekali w milczeniu przez par� minut, wreszcie
Latimer zacz�� wychodzi� z transu.
Podni�s� si� jednym p�ynnym ruchem, nie u�ywaj�c r�k. Niskim, uprzejmym g�osem
zapyta�:
- Przyby�e� niedawno?
- Nieca�� godzin� temu. Jestem Lew Hahn.
- Donald Latimer. - Nie wyci�gn�� r�ki. - �a�uj�, �e poznajemy si� w takich
okoliczno�ciach. Ale by� mo�e nie b�dziemy zbyt d�ugo znosi� tego stanu bezprawnego
uwi�zienia.
Barrett powiedzia�: - Don, Lew b�dzie z tob� mieszka�. My�l�, �e si� dogadacie. By�
ekonomist� w 2029, dop�ki nie rzucili go pod M�ot.
Oczy Latimera rozb�ys�y.
- Gdzie mieszka�e�?
- W San Francisco. Blask przygas�, a Latimer zapyta�:
- By�e� kiedy� w Toronto?
- W Toronto? Nie.
- Jestem stamt�d. Mia�em c�rk�... teraz ma dwadzie�cia trzy lata, Nella Latimer... by�em
ciekaw, czyj� j znasz... czy mo�e j� zna�e�...
- Nie. Przykro mi. Latimer westchn��.
- Ma�o prawdopodobne, by� j� zna�. Ale chcia�bym wiedzie�, na jak� kobiet� wyros�a.
By�a ma�� dziewczynk�, gdy widzia�em j� po raz ostatni. Mia�a... czekajcie... sko�czy�a dziesi��
lat, wesz�a w jedenasty. Pewnie wysz�a za m��. Mo�e mam wnuki. Albo mo�e zes�ali j� do
drugiej stacji. Mo�e wda�a si� w polityk� i... - Latimer urwa�. - Nella Latimer - jeste� pewien, �e
jej nie zna�e�?
Barrett zostawi� ich samych, Hahna zatroskanego i pe�nego wsp�czucia, Latimera
ufnego, zaciekawionego, pe�nego nadziei. Wygl�da�o na to, �e dojd� do porozumienia. Barrett
kaza� Latimerowi przyprowadzi� nowego do g��wnego budynku w porze kolacji, �eby
przedstawi� go innym, po czym wyszed�. Zn�w zacz�a si�pi� zimna m�awka. Szed� powoli w
g�r� zbocza, st�kaj�c cicho za ka�dym razem, gdy wspiera� ci�ar cia�a na kuli.
Smutno by�o patrze�, jak �wiat�o ga�nie w oczach Latimera, gdy Hahn powiedzia�, �e nie
zna� jego c�rki. Przez wi�kszo�� czasu ludzie ze Stacji Hawksbilla starali si� nie m�wi� o
swoich rodzinach. Woleli - m�drze - t�umi� te dr�cz�ce wspomnienia. My�lenie o ukochanych
r�wna�o si� odczuwaniu b�lu amputacji, rozpaczliwego i nieuleczalnego. Ale przybycie nowych
zwykle budzi�o wspomnienia. Nigdy nie us�yszeli wie�ci o krewnych i nie mogli o nie poprosi�,
bo nawi�zanie ��czno�ci z kim� z G�rnoczasu by�o niemo�liwe. Nic nie mog�o zosta� przes�ane
w czasie do przodu nawet o jedn� tysi�czn� sekundy.
Nie mogli poprosi� o zdj�cie ukochanej osoby, nie mogli zam�wi� konkretnego
lekarstwa czy sprz�tu, nie mogli dosta� wymarzonej ksi��ki czy upragnionej ta�my. W oboj�tny,
bezosobowy spos�b w�adze G�rnoczasu wysy�a�y od czasu do czasu rzeczy, kt�re mog�y
przyda� si� zes�a�com - ksi��ki, medykamenty, sprz�t techniczny, �ywno��. Asortyment zawsze
by� przypadkowy, nie daj�cy si� przewidzie�, dziwaczny. Czasami nadawcy wykazywali
imponuj�c� hojno��, jak wtedy, gdy przys�ali skrzynk� burgunda albo pud�o szpul
sensorycznych, albo �adowark� do zasilacza sieciowego. Takie dary zwykle sygnalizowa�y
kr�tkotrwa�� odwil� w sytuacji politycznej �wiata. Spadek napi�cia zwykle sprawia�, �e w�adze
przez pewien czas stara�y si� by� mi�e dla ch�opc�w ze Stacji Hawksbilla.
Ale obowi�zywa�y surowe zasady przesy�ania informacji o krewnych. Albo
wsp�czesnych gazet i czasopism. Wyborne wino -jak najbardziej; tr�jwymiar�wka c�rki, kt�rej
ju� nigdy si� nie u�ciska - absolutnie nie wchodzi w rachub�.
W G�rnoczasie nie wykluczano mo�liwo�ci, �e w Stacji Hawksbilla nie ma �ywego
ducha. Zaraza mog�a wyt�uc wszystkich dziesi�� lat temu, lecz nie mogli tego sprawdzi�. Nie
mogli nawet mie� pewno�ci, czy skaza�cy prze�yli podr� w przesz�o��. Z eksperyment�w
Hawksbilla wynika�o, �e cofni�cie w czasie o mniej ni� trzy lata prawdopodobnie nie powoduje
�mierci; wyd�u�anie czasu trwania eksperyment�w poza ten punkt by�o niepraktyczne. Jakie
by�y efekty przeniesienia o miliard lat wstecz? Tego nie wiedzia� nawet Edmond Hawksbill.
Wysy�ali wi�c przesy�ki a priori zak�adaj�c, �e wi�niowie �yj�, aby je odebra�.
Mechanizm w�adzy tyka� z �atw� do przewidzenia regularno�ci�, dbaj�c o tych, kt�rych skaza�
na wieczn� izolacj� od pa�stwa. Rz�d, czego by o nim nie powiedzie�, nie by� z�o�liwy. Barrett
nauczy� si� dawno temu, �e poza krwaw� represyjn� tyrani� istniej� inne rodzaje totalitaryzmu.
Przystan�� na szczycie wzniesienia, by z�apa� oddech. Naturalnie, dla niego obce
powietrze ju� nie mia�o dziwnego zapachu. Wype�nia� nim p�uca, a� zakr�ci�o mu si� w g�owie.
Deszcz zn�w zel�a�. Przez szaro�� przenikn�y w�t�e smu�ki s�o�ca, nagie ska�y zaiskrzy�y si� i
poja�nia�y. Barrett na chwil� przymkn�� oczy i wspar� si� na kuli. Jak gdyby na wewn�trznym
ekranie umys�u zobaczy� d�ugonogie stworzenia gramol�ce si� z morza i szerokie �aty mchu
zagarniaj�ce coraz wi�ksze po�acie l�du, i nie kwitn�ce ro�liny wyci�gaj�ce ku s�o�cu �uskowate
szarawe ga��zie, i wyleguj�ce si� na wybrze�ach dziwaczne zwierz�ta ziemnowodne o p�askich
pyskach i matowej sk�rze, i �wiat zalany tropikalnym �arem epoki powstawania w�gla...
Wszystko to le�a�o daleko w przysz�o�ci.
Dinozaury.
Ma�e szczebiocz�ce ssaki.
Pitekantrop poluj�cy z kamiennym toporkiem w lasach Jawy.
Sargon, Hannibal i Attyla, i Orville Wright, i Thomas Edison, i Edmond Hawksbill. I
wreszcie dobrotliwy rz�d, kt�ry uzna pogl�dy pewnych os�b za zbyt niebezpieczne i postanowi
odizolowa� tych ludzi w jedyny spos�b gwarantuj�cy stuprocentow� skuteczno��: zsy�aj�c ich
na go�� ska�� u zarania czasu.
Rz�d by� zbyt cywilizowany, by skazywa� ludzi na �mier� za dzia�alno�� wywrotow�, i
zbyt tch�rzliwy, by pozwoli� im �y� na wolno�ci. Kompromisem by�a �ywa �mier� w Stacji
Hawksbilla. Miliard lat stanowi� nieprzebyt� barier� nawet dla najbardziej nihilistycznych idei.
Krzywi�c si� lekko, Barrett pokona� reszt� drogi do swojego baraku. Dawno temu
pogodzi� si� ze swoim zes�aniem, ale pogodzenie si� z kalectwem by�o zupe�nie czym� innym.
Zawsze szczyci� si� si�� fizyczn�. Ba� si� staro�ci, bo mog�a oznacza� zanik tej si�y, ale stukn�a
mu sze��dziesi�tka i lata nie os�abi�y go tak bardzo, jak si� obawia�. W zasadzie nie mia� powo-
d�w do narzeka�, wyj�wszy ten niedorzeczny wypadek, kt�ry wszak m�g� go spotka� w ka�dym
wieku. Ju� nie by� op�tany obsesj� znalezienia sposobu na odzyskanie wolno�ci, ale z ca�ej
duszy pragn��, aby te anonimowe w�adze G�rnoczasu przys�a�y sprz�t, kt�ry pozwoli�by mu
odbudowa� stop�.
Wszed� do swojego baraku, odrzuci� kul� i run�� na prycz�. Nie mieli ��ek, gdy zjawi�
si� w Stacji Hawksbilla. Spa�o si� na pod�odze, a pod�og� by�� lita ska�a. Je�li kto� mia� wi�ksze
ambicje, przeszukiwa� szczeliny i rysy skalnej tarczy, zbieraj�c garstki rodz�cej si� gleby, i robi�
sobie grube na cal ziemne pos�anie. Teraz by�o troch� lepiej.
Barrett zosta� zes�any w czwartym roku operacji, kiedy w stacji by� tylko tuzin
budynk�w i niewiele wyg�d. Mia�o to miejsce w 2008 G�rnoczasu. Stacja by�a wtedy surowym,
�a�osnym miejscem, ale dzi�ki sta�ym dostawom z G�rnoczasu �ycie sta�o si� wzgl�dnie zno�ne.
Z oko�o pi��dziesi�ciu zes�a�c�w, kt�rzy poprzedzali Barretta, �aden nie zosta� przy
�yciu. Od prawie dziesi�ciu lat by� w obozie najstarszy sta�em, od �mierci siwobrodego starego
Pleyela, kt�rego uwa�a� za �wi�tego. Czas tutaj p�yn�� w korelacji jeden do jednego z
G�rnoczasem; M�ot, zakotwiczony w jednym punkcie czasu, jednostajnie sun�� w przysz�o��,
dlatego Lew Hahn, kt�ry przyby� tutaj ponad dwadzie�cia lat po Barrecie, wed�ug kalendarza
G�rnoczasu wyruszy� dok�adnie w dwadzie�cia lat i par� miesi�cy od daty wys�ania Barretta.
Hahn przyby� z 2029 -jedno ca�e pokolenie po �wiecie, kt�ry opu�ci� Barrett. Nie mia� odwagi
tak szybko przyst�pi� do wypompowywania z Hahna informacji na temat tego pokolenia. Dowie
si� wszystkiego, co b�dzie chcia� wiedzie�, w swoim czasie, i tak czy owak nie przyniesie mu to
wi�kszej pociechy.
Si�gn�� po ksi��k�, ale ku�tykanie po Stacji wyczerpa�o go bardziej ni� my�la�. Przez
chwil� patrzy� na kartk�. Potem od�o�y� ksi��k� i zamkn�� oczy.
Twarze p�ywa�y mu pod powiekami. Bernstein. Pleyel. Hawksbill. Janet. Bernstein.
Bernstein. Bernstein.
Zapad� w sen.
CZWARTY
Jimmy Barrett mia� szesna�cie lat. Jack Bernstein m�wi� do niego: - Jak kto� taki wielki i
brzydki jak ty mo�e mie� w nosie niedol� s�abych ludzi tego �wiata?
- Kto m�wi, �e mam ich w nosie?
- Nie trzeba tego m�wi�. To jasne. Gdzie twoje zaanga�owanie? Co robisz, �eby
zapobiec upadkowi cywilizacji?
- To nie jest...
- Jest - rzuci� Bernstein z pogard�. - Ty wielki matole, nawet nie czytasz gazet, co?
Zdajesz sobie spraw�, �e w tym kraju panuje kryzys konstytucyjny i �e dop�ki ludzie tacy jak ty
i ja nie zaczn� dzia�a�, za rok od dzisiaj w Stanach Zjednoczonych b�dziemy mie� dyktatur�?
- Przesadzasz. Jak zwykle.
- A widzisz? Nie obchodzi ci� to ani troch�! Barrett zosta� wyprowadzony z r�wnowagi,
ale nie by�o to niczym nowym. Jack Bernstein wyprowadza� go z r�wnowagi od kiedy si�
poznali cztery lata wcze�niej, w 1980. Obaj mieli w�wczas po