1253
Szczegóły |
Tytuł |
1253 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1253 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1253 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1253 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Daniel Ange
Tytul: ZRANIONY PASTERZ
ABY ODCZYTA� T� NIEWIELK� KSI��K� nie
przerzucaj
kartek, tak jakby to by�a powie��. Nie uciekaj w ni�
jak w fikcyjn� przygod�, nale��c� jedynie do
literatury.
Ksi��ka ta nie jest ani jednym, ani drugim. Przed-
stawione s� w niej prawdziwe RZECZYWISTO�CI, na
dw�ch nieustannie przenikaj�cych si� p�aszczyznach
�ycia.
1 RZECZYWISTO�� POSTRZEGALNA �YCIA
CODZIENNEGO - rzeczywisto�� opisana w ca�ej
swej obiektywnej nago�ci, zgodnie z faktami
widzianymi, zas�yszanymi, prze�ytymi. Nie s� one ani
naci�gane, ani wyolbrzymione, ani te� zafa�szowane.
Bohater tej ksi��ki osadzonej w kulturze Zachodu
po�owy lat osiemdziesi�tych, cho� sam jako taki nie
istnia�, dzieli si� z nami tym, co setki m�odych ludzi,
prawdziwie �yj�cych, rzeczywistych, napisa�o mi,
powierzy�o, opowiedzia�o z w�asnego �ycia. Ka�da
strona czy zdarzenie mog�yby by� podpisane,
po�wiadczone, przez Ew�, Ank�, Krzysztofa, Marka
i tylu innych... Zmienione s� tylko nazwy miejsc i
os�b.
2. RZECZYWISTO�� �YCIA DUCHOWEGO - nie mniej
codzienna i aktualna - oddana w pewnej mierze j�zy-
kiem poezji, kt�ry jako jedyny jest w stanie wyrazi�
nadprzyrodzon� rzeczywisto��. Ale tak�e tutaj
wszystko oparte jest na do�wiadczeniu
PRZE�YWANYM przez wielu wczoraj, dzi� jeszcze i
jutro - by� mo�e na TWOIM do�wiadczeniu.
W gr� wchodz� autentyczne i wieczne rzeczywisto-
�ci - jedyne, kt�rych przestrze� nie ogranicza, czas
nie dewaluuje i kt�re nie wi�dn� wskutek
przyzwyczajenia. Pozostaj� i pozostan� na zawsze.
One S�.
Przemieniaj� rzeczywisto�� �ycia codziennego, na-
daj�c jej sens i transcendencj�. Niewidzialne dla oczu
cia�a, jednak postrzegalne w ca�ym swym realizmie
poprzez konkretne �wiadectwa przemienionego �ycia,
przemienionego istotnie, namacalnie dzi�ki nowemu
�wiat�u. Niczym fale radiowe, kt�rych nie mo�na ani
zobaczy�, ani dotkn��, ani us�ysze�, o ile nie zostan�
przechwycone przez jaki� odbiornik. Tutaj trzeba si�
odwo�a� do oczu serca, kt�re odnajduj� to, co
niewidzialne: najistotniejszy wymiar ka�dego
cz�owieczego �ycia, kt�re nie chce by� wegetacj�
poni�ej ludzkiego stadium rozwoju. Na tym poziomie
nie ma�haju�, �zgrywy�, �lipy�: jest zakorzenianie si�
w najbardziej rzeczywistych rzeczywisto�ciach..
Do�wiadczenie duchowe jest jak atmosfera: nie wi-
dzisz jej, lecz gdyby nie ona, co by� zobaczy�?
Udusi�by� si�.
Materia i duch. Cia�o i dusza. Widzialne i niewi-
dzialne. Ziemia i Niebo... To nie dwa �wiaty zesta-
wione ze sob� lub przeciwstawne sobie, ocieraj�ce
si� o siebie lub wykluczaj�ce si�. To DWIE
RZECZYWISTO�CI
TEGO SAMEGO �WIATA, tak jak twoje cia�o i twoje
serce:
nie dwie rozdzielone i walcz�ce ze sob� osoby, lecz
dwie nieroz��czne cz�ci ciebie samego. Nie jak
strony lewa i prawa, lecz jedno wewn�trz drugiego.
�ycie wewn�trzne
jest wn�trzem �ycia.
Tak wi�c ta ma�a ksi��ka chce po prostu otworzy�
Ci� na Spojrzenie, kt�rego �wiat�o sprawi, �e Twoje
�ycie stanie si� �yciem.1 Twoje istnienie nabierze
sensu, stanie si� obecno�ci�, �arem, b�dzie sia�
nadziej�.
1 Jest ona utkana aluzjami do ksi�gi nad ksi�gami -
Biblii. Aby pom�c ci w odczytaniu tej ksi��ki,
zaznacz� od czasu do czasu fragmenty, kt�re
wyja�ni� ci to, co pozostawione jest w domy�le. Tak
jak znaki drogowe... .
ZGLISZCZA
�arnowi, 1 stycznia, pierwsza w nocy
Cze�� stary!
Pozw�l, �e opowiem ci, teraz, gdy rodzi si� kolejny
nowy rok, co si� sta�o w moim �yciu, od naszego
ostatniego spotkania. Niesamowite rzeczy! Gdyby�
mnie zobaczy), nie pozna� by� mnie. Zero, za kt�re
si� uwa�a�em, zaczyna od zera: start zupe�nie
nowego �ycia! Wybacz, �e nie b�d� si� streszcza�, w
tej historii liczy si� ka�dy szczeg�.
Tydzie� temu chodzi�em par� godzin w ulewnym
deszczu. By�o to akurat w wigili� Bo�ego
Narodzenia. Przemokni�ty do suchej nitki, dotar�em o
zmroku do Zgliszcz. Zabiegani przechodnie wracali
do siebie z r�koma pe�nymi prezent�w. Dla mnie
�adnego spojrzenia, �adnego u�miechu! Pobieg�em na
poczt�, by�a jeszcze otwarta. Sylwia! Jak bardzo mi
jej brakowa�o! Zostawi�em adres na poste-restante.
Czy napisa�a?... Czy o mnie zapomnia�a? Uff! list!
To od niej! Przeczytam go w spokojnej chwili.
Tymczasem, co pocz�� z oczekuj�c� mnie d�ug�
noc�? Mowa! Najd�u�sz� w roku! I pomy�le�, �e
kiedy by�em ma�y, marzy�em, �eby si� nigdy nie
sko�czy�a... Co pocz�� tej nocy z �moj�� noc�?
Gdzie zabi� czas? A mo�e by tak jaki� niez�y filmik
Super przygoda, by na dwie godziny uciec od z�ej
przygody! Mi�o��
na um�r... Mi�o�� na ziemi... Demon... Uee! Ten
demon na ca�� szeroko�� plakatu! Co za wstr�tna
morda.. .Fascynuj�cy! Kina nic innego nie reklamuj�!
Trzy sale, trzy filmy. Ani jeden nie rozpali moich
z�udze�.
A jednak! Mad Max, krwawy obro�ca, mierzy w
ciebie z palcem na cynglu.. Podpis: �Gdy przemoc
zaw�adnie �wiatem, m�dlcie si�, by by� z wami!� Co to
za jeden? Troch� dalej (wymiar panoramiczny):
brzuch, r�ka! Pod spodem: �Zdrowa� Mario�... Ot
tak, na �rodku chodnika! Dziwne! Moja matka te� ma
na imi� Maria. Kiedy� by�em w niej, o, tak jak tutaj...
a teraz?...
Trzy kroki dalej ha�a�liwy rechot paru facet�w z
pobliskiej kawiarni baru sali gier nocnego lokalu.
Wszystko znajdziesz u �Baltazara�! Tu przynajmniej
nie b�d� sam. Za progiem k��by dymu, wyziewy napo-
j�w, decybele do dechy witaj� mnie serdecznie. Przy
ladzie ch�opcy w czarnej sk�rze, w�osy na punka, zali-
czaj� kolejki piwa. �adnego spojrzenia, �adnego
u�miechu. Tak jakbym ju� ich zna�, ich, ten lokal i..
.regu�y gry. Wszystkie bary �wiata czy to nie troch�
m�j dom? Uwaga, maj� na mnie oko. Nie szkodzi,
dzisiaj nie mam ochoty nikogo odgrywa�. Chocia� raz
nikogo nie zaszokuj�.
�Weso�ych �wi�t� �yczy mi tradycyjnie z g��bi sali
lustro, nagryzmolonymi na t� okazj� bia�ymi literami.
Na zielonych ro�linach - sto procent plastiku - trzy nie-
bieskie girlandy. Przypominaj� mi one... tak, pewn�
choink�, ubieran� z rado�ci�... �wieczki, obecno��... a
mo�e czekaj� na mnie tego wieczoru? Gdyby mnie zo-
baczyli, czy poznaliby mnie? Czy by mnie przyj�li? To
ju� dwa lata, jak zwia�em! nie, nie my�le� o tym! to
by�o wczoraj, albo przedwczoraj!
Przemykam si� w�skim korytarzem. Przede mn�
oko�o trzydziestu migocz�co bucz�cych gier. Meta-
liczne, syntetyczne, �komputerowe� wycia: �Ten �wiat
jest tw�j, b�dziesz jak kr�l!� �adnego spojrzenia, �ad-
nego u�miechu. Ka�dy sam, wczepiony w ster,
przyciski, ekran. Zagubiony w niedost�pnym dla
drugiego �wiecie. Przechodz� za nimi. Nawet nie
czuj� mojej obecno�ci. Czy istniej�? szybko, zwia�!
Co wybra�?
Rzucam si� na wolny flipper. Po dobrej chwili pod-
nosz�c oczy spostrzegam swego partnera, zielonego
diab�a - na metalowym obiciu ogromna morda,
fosforyzuj�ce oczy. Ten sam co na afiszu kina...
Zaprasza mnie? Oto jeste�my twarz� w twarz. Flipper
�Devil�s dare� wykrzywia si� w szyderczym
grymasie. Nie mam ochoty mu odpowiada�... Chc�
jecha� dalej. O, na przyk�ad gra video... Cho�by ta:
jestem p�-robotem i mam unicestwi� upiory.
Wszystko w wystroju cmentarza, wok� krzy�e...
Jaki� go��, szybszy ode mnie, wpycha mi si� przed
nosem. �adnego spojrzenia, �adnego u�miechu.
Nale�� ju� do wystroju...
Odbijam sobie na drugim. Cel: siedz� za kierownic�
super wozu i mam rozjecha� jak najwi�cej pieszych.
Wreszcie mnie wci�ga... Wreszcie wychodz� ze
stresu. Przy ka�dym trafionym przechodniu zabawny
sygna� skanduje m�j triumf. W tle ryk graj�cej szafy:
�I kill chirdren�. W my�lach t�umacz� przekaz: �B�g
kaza� mi obedrze� ci� �ywcem ze sk�ry. Zabijam
dzieci, lubi� patrze�, jak umieraj�. Lubi� patrze�, jak
umieraj�. Zabijam dzieci, a wtedy matki p�acz�.
Rozje�d�am je mym wozem...�
Przy�pieszam. Jestem u kresu... �Chc� s�ysze�, jak
krzycz�!� Ju� osiemdziesi�t siedem rozjechanych.
Musz� mie� sto, za ka�d� cen�... �Chc� da� im do
jedzenia zatrute cukierki...�
Raptem, na ekranie czyje� odbicie... Kto to? Tu� za
mn�? Odwracam si�. Patrzy na mnie w milczeniu,
u�miecha si�. Na twarzy pewne zdziwienie, smutek...
zdaje si� m�wi�: �Po co zabija� dziecko, kt�rym
jeste�?� Panikuj�. Co mu strzeli�o do g�owy, �eby tak
na mnie patrze�? W dodatku przez niego straci�em
gr�!
Nie znaj�c karate, pozbywam si� go jednym uderze-
niem pi�ci, tak gwa�townym, �e sam jestem
zdziwiony:
�Sp�ywaj!� Uderza czo�em o stoj�cy obok flipper.
Nie m�wi nic, odchodzi. Nikt si� nie odwraca.
�adnego spojrzenia, �adnego u�miechu.
Podrzucam par� monet, kt�re mi jeszcze zosta�y. Nie
chc� ju� tej forsy. Pali mi kieszenie. Dosta�em j� od
faceta, kt�remu si� sprzeda�em na par� nocy...
Obrzydzenie - zapomnienie! zapomnienie!
Papieroska... trzyma� fason! Kogo roz�mieszy�?
Przed kim zaszpanowa�? Kogo zaszokowa�?... lub
przywie�� do p�aczu? Rzut oka na siedz�ce przy sto-
liku dwie dziewczyny, popijaj�ce zielony sok... woda
z mi�t�? Nie, to nie ten styl, raczej �Get�... �Get 27
to piek�o�. Rozmawiaj� gestykuluj�c szeroko, gra
bransoletek, rozrzuconych kosmyk�w...
Oczka i �miechy w stron� bufetu... Czy ch�opak
chwilowych marze� na nie odpowie? Chichocz�...
Jedna z nich zaczepia mnie. Po co sam na ni�
spojrza�em? Wzrok m�tny, prowokuj�cy u�miech.
Nie! Twarz Sylwii u�miecha si� do mnie w pami�ci.
Ma�a nalega. Robi si� gor�co! Wybiegam na dw�r,
zapadam w ciemno�ci nocy. Ulewa. �piesz�cy si�
ludzie. �adnego spojrzenia, �adnego u�miechu.
Kaskada dzwon�w. Nie do zniesienia! Ka�de ude-
rzenie uderza w serce. Wo�anie - przywo�anie,
przywo�anie - wo�anie. Jakby chcia�y obudzi� u�pione
we mnie dziecko. Obudzi� je. Zachwyci�...
Dlaczego powraca nagle piosenka, u�o�ona w cza-
sach, gdy przymierza�em si� do postaci �poety�?
Wzrok zranionego dziecka, Wzrok szklany, kt�ry nie
zna �aru ta�ca i ognia, Tylko gorycz i znudzenie,
Niewinno�ci, zgubi�em ciebie!
Utopi�em ci�, niewinno�ci, utopi�em, W g��bi
wn�trzno�ci moich, zada�em ci �mier�.
Wzrok widz�cy zbyt jasno, Mi�o��, kt�ra wymaga za
wiele, Chcia�e�, bym wyda� swe cia�o.
Niewinno�ci, upad�em,
jak dziecko osuwa si� i krzyczy.
Zabrak�o koj�cej
Goryczy �ez.
B�l przywalonego ziemi�
Zr�wnanej g�ry,
Sza� kr��y i n�ka,
serce rozdarte ju� nie �mie.
Niewinno�ci kiedy, kiedy nareszcie odzyskam ciebie?
Niewinno��? A przecie� tamtego wieczoru jeszcze
mi troch� niewinno�ci pozosta�o. Musz� przyzna�, �e
od tamtej pory wzi��em j� w obroty. Wszystkie �rodki
by�y dobre, by sta� si� tym, kim chcia�em. Za ka�d�
cen�. Ot, r�ne do�wiadczenia... wszystko wiedzie�!
wszystko m�c! I oto ju� nic nie wiedzia�em... ani o
sobie, ani o �wiecie. Rozwiera�a si� otch�a�.
Ociera�em si� o przepa�ci. Nosi�em je w sobie.
D�wi�k dzwon�w w ciemno�ciach nocy, jeszcze i
jeszcze... uciszy� je! Przy pasku mam walkmana, za-
k�adam s�uchawki: moja ulubiona kaseta Eell�s belis:
�Jestem �oskotem gromu, rw�c� ulew�. Przybywam
jako huragan, moje b�yskawice rozdzieraj� niebo. Je-
ste� m�ody, lecz umrzesz. Nie bior� je�c�w. Nie da-
ruj� �ycia nikomu, nie napotkam sprzeciwu. Mam
swoje dzwony, zaprowadz� ci� do piek�a. Dostan�
ciebie! Piekielne dzwony, tak, dzwony piek�a!�
Beat wybija m�j krok. Jeszcze par� kilometr�w i
osuwam si� na stok pag�rka. Siedz� z g�ow� opart�
na kolanach. Jak zasn��, kiedy bierze g�r� strach?
Przed chwil� udawanie, teraz do�owanie. Przebiegaj�
mnie dreszcze, jak pr�d elektryczny. Zdejmuj�
s�uchawki, Dzwony ucich�y. Nareszcie!
�adnego odg�osu w�r�d nocy. Cisza ta jest nie do
zniesienia. Krzycz�: �Jakie jest moje imi�?�... �Nie,
nie, nie�... odpowiada skalne echo. M�j glos, bardziej
rozdzieraj�cy ni� kaseta: ��ycie jest z�e!�... �Wy�pie-
waj je, wy�piewaj je, wy�piewaj je!� Czy moim
jedynym rozm�wc� jest echo? Czy tylko ono s�yszy
moje wo�anie? �Sens mi daj!�... �Raj, raj, raj!� Jakby
chc�c zag�uszy� samego siebie, rzucam: �Moje serce
jest pe�ne z�o�ci!�... �Mi�o�ci, mi�o�ci, mi�o�ci!�
Nie! Nie! Nie! Niemo�liwe, to echo!. Wszystko
przekr�ca, udaje poet�, kaset�, decybele. �eby si�
zatrzyma�, trzeba wiedzie� dlaczego. A ja nie wiem
dla czego. �Kiedy patrz� na Zach�d, m�j duch
krzyczy, �eby odp�yn��...� Uff! Na szcz�cie krzyki
Axela Maasa s� pod r�k�, by wypowiedzie� moje
pragnienie: odp�yn�� w dal i zobaczy�, czy mnie tam
nie ma...
DZIE� PIERWSZY
Godzina 6.45. Na prawym ramieniu czyja� r�ka.
Podrywam si�. W �wietle pochodni jaka� posta�: to
on, znowui on! Jego usta poruszaj� si�. Wci�� s�ysz�:
�... M�j duch krzyczy, �eby odp�yn��...�
Nie! Nie! Nie chc� ani starze� si�, ani umiera�. Ale
tak jak on, u�miecha� si�. Tak jak on, kt�ry wygl�da
tak m�odo, tak bardzo m�odo! Z ka�dym dniem
m�odszy. M�ody na zawsze, na zawsze. M�ody jak
mi�o��. M�ody jak dzie�.
Walkman wci�� ryczy. Jego twarz u�miecha si� do
mnie w ciszy. Uszy pe�ne agonalnego wycia. Jego
oczy pe�ne promieni �ycia. Spojrzenie przes�anie.
Dzikie wo�anie - zbli�enie dw�ch planet.
Rozdzielonych przez ca�e lata �wietlne. Jak przebi�
mur d�wi�ku?
Ma�e pude�ko wydziera si�: �Pragn�, by B�g zgi��
kolana przed Szatanem. Tak, Szatan twym Panem!�
Czy on te� to s�yszy? W tej chwili rozpo�ciera
ramiona. Nie wytrzymuj�. P�kam. Rozdarty mi�dzy
dwoma �wiatami.
Zrywam s�uchawki. Przewody puszczaj�. Odrzucam
daleko aparat. S�ysz� go! S�ucham go! Noc okrywa
cisz� jego glos. Jego g�os! Z br�zu i aksamitu. Wart
tyle co wszystkie dzwony �wiata.
� Nareszcie!... Nareszcie!
ZAWIEJE
Nie znajduje innych s��w... Jakby biegi za mn� bez-
ustanku od p�nocy... a kto wie? Mo�e od bardzo
dawna...
Zrywam si� na r�wne nogi:
Dlaczego, dlaczego mnie szukasz?
Wstaje dzie�. Jak d�ugie wst�gi, postrz�pione
chmury owijaj� si� wok� szczyt�w. W jego oczach
pe�no gwiazd:
� Ale� wia�o tej nocy!
Jest! Ju� wiem! Jak to si� sta�o, �e wczorajszego
wieczoru nie rozpozna�em go? Czy moje oczy a� tak
bardzo o�lep�y od kalejdoskopu sali gier? A mo�e to
jego twarz tak zsinia�a w bladawym �wietle neonu
�Baltazara�? To by�o rok temu! Ca�y rok!
Jechali�my do Maroka z paroma kumplami. Dotar-
li�my do starego miasteczka, pijanego s�o�cem,
Zawieje. Dzie� targowy. Po�udnie. Umierali�my z
pragnienia. Na placu, w cieniu ko�cio�a, fontanna! Na
jej brzegu siedzia� m�ody ch�opak. To by� on. Gra� na
flecie. S�ucha� go z przej�ciem ma�y ch�opiec na
w�zku inwalidzkim, kt�rego od czasu do czasu
powiew wiatru orze�wia� bryzgami �wie�ej wody.
Odpowiada� na to radosnym �miechem. Gromada
dzieci ta�czy�a farandol� pod arkadami. Wtem troje
pierwszych oderwa�o si� od korowodu, nie
przerywaj�c �piewanej piosenki podbieg�o do nas i,
wyci�gaj�c ku nam drobne r�ce, zaprosi�o do ta�ca.
Wzruszyli�my na to ramionami i dalej stali�my oparci
o mur, z r�koma w kieszeniach. Do��czaj�c do po-
zosta�ych, jedno z dzieci odwr�ci�o si� jeszcze na
mgnienie oka: �Chcesz pi�... ? Nie lubisz tego?� Po
odegraniu jakiej� melodii ma�y grajek zwr�ci� si� do
nas:
� Ej ch�opcy, nie podoba si� wam moja
piosenka?
Ulotnili�my si�. Jego smutne oczy zdawa�y si� m�-
wi�: �S� jeszcze zbyt duzi, �eby zrozumie� moj� mu-
zyk�!�. A jednak par� d�wi�k�w uchwyconych w
przelocie powraca�o do mnie, kiedy dostawa�em w
ko��. Podstawia�em pod nie inne s�owa, ale by�a to ta
sama melodyjka. I m�wi�em sobie: �Ach, gdybym
wtedy zata�czy�!�
Par� miesi�cy p�niej, wracaj�c z Maroka,
spotka�em go w Dolinie Kr�la, gdy siedzia� pod
wiejskim ko�cio�em. Wygl�da� na tak bardzo
rozbitego! G��d? Zm�czenie? �a�oba? Zgubi� sw�j
flet, czy te� po prostu straci� ochot� do grania?
Wyci�gn�� do mnie otwarte d�onie. My�l�c, ze prosi o
ja�mu�n�, wsun��em mu par� monet. I znowu jego
oczy okry�y si� mg��: �O nie, nie chodzi mi o twoje
pieni�dze!� Czego wi�c chcia�? �ebym go wzi�� do
siebie? Ale czego� takiego jak �u siebie� nigdzie ju�
nie mia�em! On pewnie tak�e nie! Poda� mi ga��zk�
ja�owca z trzema z�otymi kwiatami (chyba ju�
ostatnimi tego roku):
� To dla ciebie!
Cisn��em kwiat do rowu. I tak od tego dnia, im d�u�ej
podr�owa�em, tym cz�ciej jego twarz stawa�a mi
przed oczyma. Nie da si� zapomnie� tych wielkich
OCZU pe�nych �miechu, wnikn�y we mnie, B�g jeden
wie, przez jak� szczelin�!
Cz�sto spostrzega�em go z daleka, na rozstajach
dr�g, gdzie mia�em zdecydowa�, w jakim kierunku i��
dalej. Przy�pieszaj�c kroku obiera�em drog� na
prze�aj. Chcia� i�� za mn� czy te� mia� zamiar mnie
wyprzedzi�? Ba�em si�, �eby mnie nie dogoni�. A
jednak, to dziwne, im bardziej stara�em si� od niego
odczepi�, tym wi�ksz� mia�em ochot�, by go znowu
zobaczy�. Ot, tak, po
prostu, �eby sobie troch� porozmawia�. Gdy zapada�y
zimowe wieczory i nie otwiera�y si� przede mn�
�adne drzwi, nic nie pomaga�o udawanie. M�wi�em
sobie w�wczas: �Z pewno�ci� �atwiej jest do�owa�
we dw�ch�.
Jak wygl�da� m�j ma�y grajek? Jak�e go opisa�?
Nigdzie nie widzia�em kogo� takiego jak on. Prosi�em
wielu przyjaci�, �eby mi go narysowali, ale �aden
rysunek nie by� udany. Nawet te, kt�re umieszczam
tutaj, s� dalekie od rzeczywisto�ci! Kiedy si� go raz
zobaczy�o...
By� z pewno�ci� przybyszem. W Zawiejach, w Doli-
nie nikt nie by� do niego podobny. Oczy lekko sko�ne,
czo�o szerokie, sylwetka wysmuk�a, cera ogorza�a (w
ci�g�ych w�dr�wkach?), przypomina� mi m�odych
Berber�w, a raczej pi�kne dzieci �ydowskie, kt�re
spotyka�em dawniej na kresach Maghrebu. Wygl�da�
jak kto� z bardzo biednego �rodowiska. R�ce
stwardnia�e, jakby od dawna obrabia�y drewno.
Szerokie czerwone poncho si�ga�o mu prawie do ko-
stek. G�ow� okrywa� cz�sto kapturem. Przez pier�
przewieszona torba z plecionego sznurka. Na
przegubie d�oni nie mia� zegarka, lecz rodzaj sznurka z
czarnej we�ny, z du�� ilo�ci� supe�k�w. Od czasu do
czasu przesuwa� je w palcach.
Nie spos�b okre�li�, ile mia� lat. Oko�o trzydziestu?
Rysy twarzy silnie wy��obione, musia� cz�sto zmaga�
si� z przeciwno�ciami, przeby� wiele d�ugich i
ci�kich do�wiadcze�. Ale jaka� �agodno�� nadawa�a
jego twarzy wyraz trudnej do okre�lenia czu�o�ci.
A przede wszystkim oczy! Jego oczy! Nigdy, nigdy
nikt na mnie w ten spos�b nie patrzy�. Na pocz�tku
cz�sto je spuszcza�, tak �e ledwo je widzia�em. Ba�
si�, �e wprawi mnie w zak�opotanie? Musz�
przyzna�, �e
mia� racj�. No i ten wyraz twarzy zawsze zdziwiony,
tak jakby musia� si� jeszcze wszystkiego nauczy�,
jakby wszystko by�o zawsze nowe. B�yszcza�o w nich
pragnienie podzielenia si� jakim� szczeg�lnym
odkryciem. Wygl�da� wtedy dok�adnie na dwana�cie
wiosen. Oczy dziecka, ogromne, wi�ksze od twarzy,
roz�wietlone przez nag�y u�miech. Tak g��bokie, �e a�
ciemne, przypomina�y g�rskie jeziora. P�yn�a z nich
jednak taka jasno��, �e twarz by�a jakby
prze�wietlona. Jak to powiedzie�? Tak jakby to, co w
�rodku, przebija�o na zewn�trz. Oczy te wnika�y w
ciebie tak g��boko, tak bardzo g��boko... Nie
m�g�bym d�ugo wytrzyma� ich spojrzenia...
A sk�d bra� si� u niego ten kr�lewski spos�b bycia?
Co� w nim umyka�o mi. Ze wszystkich stron okrywa�
go jakby p�aszcz niewinno�ci, by�a to jednak
niewinno�� bolesna. Sk�d m�g� pochodzi�?
Wyobra�a�em sobie jaki� tajemniczy kraj, rodzaj
pustyni, kt�rego Europejczycy by� mo�e nigdy nie
zg��bi�, nigdy nie wyzyskaj�.
Ale wr��my do tego poranka Bo�ego Narodzenia.
Sta� przede mn� z lekko rozwartymi ramionami. Ba�
si�, �e mnie przestraszy? Nie �mia� post�pi� ani kroku
dalej, czy�by oczekiwa� tego ode mnie? Wszystko w
nim zdawa�o si� m�wi�: �Ale� tak, to ja!�!
Po chwili zaryzykowa�:
� Wiesz, m�g�bym ci towarzyszy�,
pokaza� r�ne skr�ty, miejsca na nocleg,
pozna� ci� z paroma przyjaci�mi...
Czu�em, �e chodzi mu nie tyle o to, �eby mnie popro-
wadzi�, ile �eby troch� ze mn� poby�. Ale w�wczas
powiedzia�em sobie: �Chce mn� zaw�adn��?
Podejrzane!� Nigdy nie by�em kochany. Nie chcia�em
tego. Kocha�, czy to nie znaczy by� zale�nym? A
poza tym, je�li si�
zgodz�, to czy uda mi si� go kiedykolwiek pozby�?
Po co si� miesza do moich spraw? Odpali�em dosy�
gwa�townie:
Odbi�o ci?
Musia�em ci�gle gra� mocniejszego. Ze strachu
przed wszystkim i przed wszystkimi by�em �wietnie
opancerzony: zbroja ze stali! Ani jednej szczeliny,
przez kt�r� mo�na by mnie dosi�gn��. Pos�ugiwa�em
si� ironi�, by odparowa� wszelki atak. Strzeli� go w
mord�?. Nadstawi�by mi drugi policzek... i �lad mojej
r�ki pozosta�by na zawsze.
Po d�ugim milczeniu odezwa� si� ponownie:
Dlaczego? Dla czego?
Nie wiedz�c, jak si� wykr�ci�, wypali�em z g�upia
frant:
Jak chcesz, �ebym poszed� z zaka�on� nog�?
Ale ja mog� ci� wyleczy�.
Za kogo mnie masz? Za �ebraka? My�lisz, �e jest mi
�le? Sam si� z tego wyci�gn�! Dzi�kuj�!
Boli mnie, gdy widz�, jak bardzo jeste� poraniony. A
twoje oczy - wiecznie zgaszone! Chcia�bym, �eby
by�y pe�ne s�o�ca!
Moje s�o�ce umar�o!
A zmarszczki na czole, zdajesz sobie spraw�? Tak
szybko! Twoje serce musi gdzie� mie� szramy.
Twarz jest odbiciem serca. Masz tyle lat co twoje
serce.
Czy on tak�e uwa�a�, �e doszed�em do jesieni �ycia?
Umilk� na chwil�, jakby zastanawiaj�c si�, czy nie
powiedzia� ju� za wiele. W jego oczach malowa�o si�
oczekiwanie, zabarwione niemal�e niepokojem:
�Zrozumie wreszcie, czy te� zn�w zrobi unik?�
Na moim podkoszulku: �Bom to loose�.
� To nieprawda! Nie urodzi�e� si�, �eby
przegra�! Ale by �ycie w tobie zwyci�a�o
wszelk� �mier�. Urodzi�e� si�, aby �y�, �y�,
�y�!
� �y�, co to znaczy?
� By� pijanym mi�o�ci�.
� To, czego chc�, to mi�o�� bez
przepa�ci...
� Znam szcz�cie, kt�re nie ga�nie z poz�
sobotniego wieczoru.
� To niemo�liwe!
� Nie chcesz zobaczy�, gdzie mieszkam?
I oto jedziemy stopem. Jak�e wielu, wczepionych w
kierownic�, przygl�da si� nam i dodaje gazu!
Wreszcie jaka� ci�ar�wka. Fajnie, zatrzymuje si�!
Wpychamy si� do szoferki obok dw�ch m�odych
kierowc�w. Mimo wibracji szesnastu ton, co� jakby
pok�j przenika powietrze. Na tablicy rozdzielczej
wizerunek kobiety, m�odej, w niebieskim p�aszczu w
gwiazdy, z dzieckiem w ramionach. Ma szram� na
policzku...
Stefan: � Jedziemy do Warszawy. Tysi�ce dzieci
nie jada tam do syta. Chcieli�my przyjecha� na Bo�e
Narodzenie, ale administracja ci�gle podstawia�a nam
nog�. Ten transport przygotowa�a grupa m�odzie�y.
Ca�e miesi�ce chodzenia od drzwi do drzwi, zbierania
�ywno�ci i ubra�. Dzieci robi�y �wieczki i
sprzedawa�y je, �eby kupi� lekarstwa. Jedna
dziewczynka z Etiopii, sierota, da�a ca�� swoj�
skarbonk�. Jacy jeste�my szcz�liwi, �e mo�emy
przekazywa� �ycie! �ycie to jest to!
Bernard: � Pracowa�em w szpitalu dla tr�dowatych
w p�nocnym Kamerunie. By�a to szko�a rado�ci!
Robert, umieraj�c, powiedzia� mi: �Zobaczy� Boga to
jest Szcz�cie� Mia� dwadzie�cia cztery lata,
rozumiesz?
Ale po co to wszystko! Kropla wody w oceanie
n�dzy!
Stefan: � Nie! Iskra! Wystarczy, aby wybuch� po-
�ar!
Zacz��em wspomina� zesz�oroczne lato - ani
ja�owiec, ani lawenda nie zakwit�y. Po�ar wszystko
spopieli�. W czarnej trawie pozosta�y tylko bia�e
kamienie. Jednak, to dziwne, ogie� ujawni� wszystkie
�cie�ki, od dawna zatarte... Jak odnale�� zagubione
�cie�ki serca? Po co je odnale��? Czy potrzebny jest
ogie�? jaki ogie�?
NOC PIERWSZA
Po dwudziestu kilometrach skrzy�owanie:
� �witanie, to t�dy.
Wysadzaj� nas na poboczu. Przechodzimy przez
tartak. Wspinamy si� pod g�r�. Post�j na kanapki,
kt�re da� nam Stefan. Szukaj�c scyzoryka natrafiam
na list Sylwii. Otwieram go gor�czkowo i czytam
p�g�osem. On jest obok mnie. Mo�e wszystko
us�ysze�. Od czasu do czasu przygl�dam mu si�
ukradkiem. Zamyka oczy..
�...�ycie? Co to znaczy? To znaczy co� dla tych,
kt�rym si� uda�o - szcz�cie, fart, a dla reszty, dla
spisanych na straty - bana�. To tak ju� jest, jedni si�
rodz� pod szcz�liw� gwiazd�, a inni nie. Nic si� na
to nie poradzi, �lepy traf i tyle!
�mier�? Co to znaczy? To znaczy co� dla tych, kt�-
rym si� uda�o: Strach przez du�e S, maj� przed ni�
okropnego pietra (co mnie zreszt� bardzo �mieszy), a
dla innych, dla spisanych na straty - to ju� mniej ba-
nalne, na pewno jakie� rozwi�zanie. To prawda, tak
sobie w�a�nie my�l� rano, kiedy czuj� si�
zawiedziona, �e s�o�ce zn�w wzesz�o, i m�wi� sobie,
�e je�li �mier� chce wej�� do mnie, do mojego domu,
otworz� jej szeroko drzwi. To ju� wiele tygodni, wiele
miesi�cy jak o niej my�l�, jak jej pragn�, jak na ni�
czekam. Ale od ci�g�ego wpatrywania si� w
horyzont, na kt�rym nic nie wida� przychodzi mi
my�l, �eby zwin�� manatki i wyj��
�WITANIE
jej naprzeciw. W ko�cu tak jest szybciej, no i przecie�
nietrudno j� znale��, istnieje tysi�c dr�g. Na razie to
tylko my�l, bo jeszcze nawet nie wyruszy�am w drog�
i nie zwin�am swoich manatk�w. Jednak my�l� o
tym i za ka�dym razem, gdy cierpienie zadaje jeden
cios wi�cej w moje rany, p�ynie krew krzywdy i
buntu, pot�guj�c pragnienie �mierci.
�ycie, a raczej czas, wy��obi�o w moim sercu jak ude-
rzeniami d�uta niezatarte s�owa: STRACH PUSTKA,
NIENAWI��, NIC. .. i wiele podobnych. To s�owa
proste, bez wi�kszego znaczenia, kiedy widzi si� je ot
tak, czarno na bia�ym. Jednak s� straszne, kiedy si� je
prze�ywa, kiedy trzeba je znosi�. Boj� si� jutra. Jakie
upokorzenia b�d� jeszcze musia�a znie��? Z jak�
samotno�ci� b�d� si� jeszcze musia�a zmierzy�? Czy
jutro b�dzie gorsze ni� dzisiaj? Albo czy b�dzie
lepsze? BOJ� SI�.
Kiedy dla nikogo si� nie liczysz, kiedy nikt nie ma do
ciebie zaufania, kiedy masz rodzic�w, kt�rych uwa-
�asz za mocnych, a okazuje si�, �e s� s�absi �d
ciebie... kiedy masz ojca kruchego jak gliniana
doniczka, kiedy twoi rodzice mieszaj� przesz�o�� i
tera�niejszo��, kiedy nie masz przyjaci�, kiedy ci�gle
kto� ci� obje�d�a, czy to w szkole, czy w domu, kiedy
twojej klasie jest wszystko jedno, czy jeste�, czy ci�
nie ma, kiedy �adne czu�e spojrzenie nie spotka si� z
twoim, kiedy rzucasz wezwania SOS, kt�re spadaj� ci
na nos, bo nikt nie chce ich pochwyci�, kiedy nie ma
si� na czym oprze�... wtedy wzbiera rozpacz, kt�ra
ci� poch�ania. Przy ka�dym niepowodzeniu, przy
ka�dym upokorzeniu, pustce, kolejna kropla rozpaczy
do��cza do pozosta�ych, by ci� zatopi�.
Ale to nie ja wybra�am sobie �ycie! To nie ja powie-
dzia�am: �Chc� si� urodzi�!� A wi�c dlaczego?
Dlaczego
mimo wszystko �yj�? Dlaczego, kiedy przestaj� oddy-
cha�, po chwili odruch nad kt�rym nie panuj�, ka�e mi
nabra� powietrza? Dlaczego �ycie jest chwilami takie
uporczywe i dlaczego jest takie okrutne, takie pod�e?
Dlaczego �wiat jest tak bardzo zepsuty? Dlaczego
trudno jest zrobi� sobie miejsce na ziemi i dlaczego mi
si� to nie udaje?
Dlaczego potrzebuj� czu�, �e jestem kochana, NIE-
ZB�DNA, i dlaczego tego nie czuj�? I dlaczego
wszystkie te pytania bez odpowiedzi? Mam nadziej�,
�e mi szybko odpowiesz. Czekam z
niecierpliwo�ci�...�
A on, jak to przyjmuje? Widz�, jak siedzi z g�ow�
opart� na kolanach. Czy�by p�aka�?
Po bardzo d�ugim milczeniu:
Ona jest NIEZB�DNA. Ona jest �wiat�em. Jest kto�,
kto nie mo�e si� bez niej obej��.
Moja Sylwia, a wi�c do tego dosz�a! A ja chcia�em si�
na niej oprze�! Marzy�em, �eby uczyni� j� szcz�liw�!
Chcia�bym spotka� twoj� Sylwie! Ile ma lat?
Czterna�cie!
Co jej odpiszesz?
Jej pytania, one wszystkie s� moje... Par� minut
wahania i skacz� na g��bok� wod�:
Czy mog� ci co� powiedzie�?... To dla mnie zbyt
ci�kie. Spodziewa si� dziecka... z kim� innym! Mo�e
od dw�ch miesi�cy?
Jak mo�e da� �ycie, je�li nie wie nawet, po co �y�?
Nigdy nie daruj� temu facetowi! J� kocham nadal, ale
dzieciak b�dzie musia� znikn��! I to szybko!
Rozmow� przerywa brutalnie banda ch�opak�w, zje�-
d�aj�cych z g�ry na charcz�cych motorach
Wychodzimy na spokojn� polan�. �wietnie,
opuszczona stodo�a! Chronimy si� w niej przed
lodowatym, p�nocno-zachodnim wiatrem.
Zm�czenie czy zaka�enie? Powoli daj� si�
oswoi�. Intryguje mnie. Raz na zawsze
dowiedzie� si�, z kim mam do czynienia.
Rzucam wreszcie pytanie, kt�re pali mi wargi:
� Kim ty w�a�ciwie jeste�?
� Och, to d�uga historia... Jestem
pasterzem, to m�j zaw�d, i lubi� go.
� A twoje stado, gdzie ono jest?
� Na hali w�uczykij�w,. Kt�rego� dnia
zerwa�a si� tam straszna burza. Dziesi�tki owiec
zosta�o ra�onych piorunem. Na domiar z�ego,
psy wywo�a�y pop�och. Niekt�re owce wpad�y do
jaru, inne si� porani�y . Prawdziwa kl�ska. Nie
m�wi�c ju� o z�odziejach stad, kt�rzy wyko-
rzystuj� nawa�nice. Trzeba by�o szybko dzia�a�.
Tata powiedzia� mi: �S�uchaj, m�j ma�y, jeste�
jeszcze m�ody, ale nie mam nikogo opr�cz
ciebie. R�b, co chcesz,, odszukaj je wszystkie.
To b�dzie ci�kie. B�dziesz potrzebowa� du�o
czasu, ale to twoje zadanie. Niech owczarnia
b�dzie zape�niona! Id� wiec, m�j ma�y, nie bierz
nic ze sob�, �eby� m�g� biega�.
Powiedzia� mi jeszcze mn�stwo innych rzeczy, ale to
pozostanie mi�dzy nami (musisz wiedzie�, �e jestem
Jego jedynym synem). No i wyruszy�em w drog�, ot
tak, bez niczego. I zacz��em szuka� przez wszystkie
czasy, we dnie i w nocy. Kiedy ju� nie mam si�y, kiedy
chcia�bym si� zatrzyma�, my�l� o Nim. Gdyby�
wiedzia�, jakie to
�wi�to, ilekro� Mu przyprowadz� par� owiec!
Zupe�ne szale�stwo! Jak na uczcie weselnej!
� Nie�le si� poharata�e�!
� Bez ustanku szuka�em jednej owcy,
jednej jedynej. Mia�em wra�enie, �e ucieka, gdy
tylko mnie spostrze�e. Trzeba by�o si� spieszy�.
O tej porze roku noc zapada szybko. Tutaj z byle
powodu mo�na upa�� i skr�ci� sobie kostk�.
Jednak krwawi�c, ucz� si� leczy� innych.
� Je�li dobrze zrozumia�em, to zostawi�e�
reszt� stada tak po prostu, bez pasterza?
� Co chcesz, na tej jednej owcy Ojcu zale�y
jak na �renicy oka. Dla Niego liczy si� tylko ona.
Co �a cios, gdybym jej nie odnalaz�!
� I jeszcze jej nie odnalaz�e�?
� Ona si� boi, �e j� odszukam.
� A ja, czy m�g�bym pom�c ci j� odnale��?
� Jeszcze jak! Co wi�cej, tylko ty mo�esz
mi pom�c. Bez ciebie nigdy jej nie odnajd�.
� Mo�na by spr�bowa� jutro.
� Ojcu si� spieszy, wiesz? A poza tym do
jutra mog�aby sobie zrobi� co� z�ego.
� Wygl�dasz na zmordowanego!
Odpocznij tej nocy.
� Moim odpoczynkiem jest mie� j� tu, na
ramieniu.
� Czy twoje zwierz�ta maj� imiona?
� Ka�dej nada�em imi�.
� A ta, kt�rej dzisiaj szukasz, jak si�
nazywa? Odnios�em wra�enie, �e si� waha.
Milczenie pog��bia�o si�. A potem jedno jedyne
s�owo:
� Emanuel
Elektrowstrz�s! Grom z jasnego nieba!
Moje w�asne imi�? Sk�d je zna�? Nikt mi go jeszcze
nie powiedzia� w ten spos�b, tak jak si� wyjawia
sekret. Jakbym s�ysza� je po raz pierwszy! Jeszcze
�agodniej powt�rzy�:
� E-ma-nu-el!
Tego by�o za wiele! Co� p�k�o w jakim� zakamarku
serca. W jednej chwili zosta� rozbity m�j pot�ny sys-
tem samoobrony!
Wygl�da� na tak s�abego, �e ja r�wnie� poczu�em si�
s�aby, zupe�nie s�aby. Jak mog�em d�u�ej os�ania� si�
przed dzieckiem, kt�rego jedyn� broni�, aby mnie
zwyci�y�, by�o moje imi�! Jak dalej odgrywa� moje
ma�e wewn�trzne kino? Jak jeszcze ok�amywa�
samego siebie?
� Wiesz, znam ci� ju� od dawna! Pozna�em
ci� na d�ugo przed tym dniem na rynku w
Zawiejach... Na pla�y w sztormie-�wi�tego-Jana,
pewnej nocy, pami�tasz? S�ucha�em, jak
�piewa�e� ,,Niewinno�ci, zgubi�em ciebie�.
Ksi�yc znaczy� fale srebrn� smug�. Siedzia�em
pod figowcem i my�la�em: ,, To do mnie si�
zwraca. Ale o tym nie wie�. Od tamtej nocy ci�gle
n�ka�o mnie twoje spojrzenie. ilekro� zamyka�em
oczy, widzia�em twoje.
Tak wi�c czeka� na t� chwil� od lat! Od lat my�la� o
mnie! Stoj�c za ciernistymi zaro�lami wypatrywa�
mnie dniem i noc�, m�wi�c sobie za ka�dym odg�osem
krok�w:
�To on!� Jak si� jeszcze upiera�, �e niczego i nikogo
nie potrzebuj�, kiedy on nie m�g� si� beze mnie
obej��?
Jak dzieciak wybuchn��em p�aczem. Gdzie� pu�ci�a
jaka� tama: �zy, zbyt d�ugo t�umione, p�yn�y, p�yn�y...
�zy inne ni� zwykle! Od tylu lat na nie czeka�em...
Podni�s� si� teraz. Nic nie m�wi�c, z jakim� niewzru-
szonym majestatem, pokaza� mi swoje r�ce. Spostrze
g�em na nich rozleg�e rany. Musia�y bardzo krwawi�.
Na stopach, mi�dzy rzemieniami sanda��w, te same
dziwne okaleczenia. Spoza rozdartego poncha wida�
by�o niemal rozorane rami�. Pokazywa� mi te rany,
jakby nie m�g� znale�� nic innego, by mnie uspokoi�.
Nic innego, by mi powiedzie�, kim jest. Tak jak si�
pokazuje dow�d osobisty.
Czy to szukaj�c mnie tak si� pokaleczy�? Czy rany
rozszerza�y si� za ka�dym razem, gdy przed nim
ucieka�em?
Na czole zauwa�y�em �lady uderzenia o flipper. To ja
go przewr�ci�em! A je�eli go tak zrani�em, to czy sam
nie by�em poraniony? W swoim sercu, tak jak on w
swoim ciele? Wszystkie te pytania oraz wiele innych
uderza�o o siebie z ogromn� pr�dko�ci�, jak kamyki w
rw�cym potoku.
� Tak, owc�, bez kt�rej Ojciec nie mo�e
spa� spokojnie, jeste� ty!
� Ale ja nie jestem �adn� owc�!
� Je�li nie masz gdzie sk�oni� g�owy, je�li
zgubi�e� swoj� gwiazd� polarn�, je�li zapomnia�e�
o �cie�ce swego serca, je�li nie znasz ju� swego
imienia, je�li twoja rodzina ci� odrzuci�a, to tak, to
jeste� t�, kt�rej szuka Mi�o��.
� �mieszny jest ten tw�j ojciec!
� On jest w�a�nie taki! Ma do ciebie
s�abo��! A w takich wypadkach nic nie jest zbyt
pi�kne... Jest bardzo mocny, ale ma jeden s�aby
punkt: ilekro� cierpisz, On cierpi razem z tob�.
� Tak jak El�bieta, ze swoim upo�ledzonym
dzieckiem...
� Gdyby� wiedzia�, co m�wisz! Im bardziej
nie by�e� w stanie sam sobie poradzi�, tym
bardziej On nie m�g� odm�wi�, bym przyszed� ci�
uleczy�. By�em dla Niego wszystkim. Jak�e lubi�
na mnie spogl�da�! Nigdy si� tym nie nu�y�. I
pewnego dnia zgodzi� si�, abym Go opu�ci� i
przyszed� ci� piel�gnowa�. Gdy jeste� sam, On
jest biedny, bardzo biedny. Rozumiesz?
� A gdybym ci wpakowa� kul� w �eb, co by
zrobi�?
� Wypuszczaj�c mnie w drog�, podj��
wszelkie ryzyko.
Siedzia�em obok niego, zatopiony w my�lach. Nagle
spomi�dzy dw�ch ga��zi wyp�yn�� promie� ksi�yca i
spocz�� mu na d�oniach.
Ale... Te rany na r�kach, sk�d je masz?
Zadali mi je przyjaciele.
Przyjaciele?
� Tak. To jest dla mnie do�� szczeg�lne.
Trudne do wyt�umaczenia: to dlatego, �e mnie
zranili, uczyni�em z
nich przyjaci�, a nawet o wiele wi�cej: braci.
P�niej to zrozumiesz.
� W jaki spos�b tak ci� skrzywdzili?
� Pewnego dnia ludzie pochwycili mnie i
ubiczowali, Bali si�, �e dalej b�d� gra� na flecie...
Ubodzy tak bardzo lubili przychodzi� mnie
s�ucha�, �e gdybym nie przesta�, staliby si�
wkr�tce jednym ludem. Ludem szcz�liwym,
gdy� na wzg�rzach �piewa�em tylko jedno: ,,
Szcz�cie! Szcz�cie! Szcz�cie!� I zewsz�d
pr�ybiegali, spragnieni szcz�cia... Od tak dawna
ju� czekali!
� No i?...
� Przywi�zali mnie do drzewa, na wzg�rzu.
Wbili w moje r�ce du�e gwo�dzie, by mie�
pewno��, �e ju� nie b�d� mog�y uzdrawia�.
Ale przywi�zany do drzewa, i do tego przybity
gwo�dziami, powiniene� by� umrze�?
Tak w�a�nie si� s�a�o. Przeszed�em przez �mier�, przez
twoj� �mier�...!
A wi�c w jaki spos�b jeste� tu dzisiaj?
W�a�nie to wam jest tak trudno zrozumie�! Pos�uchaj.
Nast�pnej nocy Ojciec przyszed� po cichu. Wszed� do
groty, gdzie mnie z�o�ono. Pochyli� si� nade mn�.
Tchn�� w moje usta, tak jak si� to robi z topielcem.
Wzi�� mnie za r�k�, a ja wsta�em. Potem poszed�em
spotka� tych, kt�rych zostawi�em, tam gdzie p�akali -
w ogrodzie, na strychu, na drodze... I oyto jestem
dzisiaj tu, na twojej drodze...
Ale do czego zmierzasz?
Emanuelu, czy zgodzisz si�, �ebym ci� przyprowadzi� z
powrotem do nas, to znaczy, do ciebie?
A je�eli odm�wi�?
C�! Zostawi� ci� raz jeszcze, tak jak w Zawiejach,
jak w Dolinie, jak w Z�ej �mierci... Nie lubi� d�ugo
stuka� do jednych drzwi...
Daleko jest twoja owczarnia?
Du�o bardziej na wsch�d. St�d trzeba i�� przez
�wietlisty Krzy�, a potem wspi�� si� w kierunku
wschodz�cego s�o�ca.
A jak si� nazywa miejsce, sk�d pochodzisz?
Rado�ci. Dojdziemy tam kt�rego� dnia. Ale po d�ugiej
w�dr�wce. Najpierw trzeba postawi� na nogi
zwierz�ta. Niedaleko st�d jest popas. Pozna�em tam
wielu przyjaci�. Pomagaj� mi leczy� owce.
Pokaza�em im, jak si� do tego zabra�.
Rozmawiali�my ju� do�� d�ugo, musia�o by� oko�o
p�nocy. Lekka mg�a unosi�a si� znad doliny, wioski
ton�
w niej. W dole jednak nieliczne �wiat�a domostw
rozja�nia�y j� swym blaskiem. Nagle u�wiadomi�em
sobie, �e nie wiem, jak go nazywa�.
Musz� ci� kocha� imieniem, kt�re jest tylko twoje.
Nie zostawisz mnie, zanim mi go nie zdradzisz.
Zawsze si� troch� boj� je wyjawi�, p�ki nie zap�onie
iskra. Moje imi� jest tak pi�kne w ustach Ojca, �e
serce Mu si� �ciska, gdy s�yszy, jak si� je wymawia
byle jak. Ale zacz�li�my by� przyjaci�mi, masz prawo
do mojego imienia. Ojciec chcia� najpierw mnie
nazwa� Emanuel.
O! tak jak ja! A wi�c mamy to samo imi�?
To samo. To ja pierwszy je otrzyma�em.
Dlaczego tw�j ojciec si� waha�?
S�dzi�, �e nie jest dosy� wymowne. I pewnego dnia
wymy�li� inne: ,, Emanuelu, od dzisiaj b�dziesz JESZUA
�.
Co to znaczy?
Ten, kt�ry przychodzi uzdrawia�. Wy m�wicie chyba..
.JEZUS.
Jezus! A wi�c to On! Naprawd� On? Jak to mo�liwe?
Tyle razy mi o Nim m�wiono!
Powy�ej dziurek w nosie! Ju� mama zacz�a: �Nie r�b
tego, Bozia ci� uka�e!� Obrzyd� mi. W szkole, gdzie
wkuwali�my regu�ki na pami��, �eby zdoby� punkty,
zacz�� mi si� myli� z nauczycielk�. W�cieka�a si� o
byle co. Potem wyobrazi�em Go sobie na kszta�t
Jezusa-Chrystusa-Super-Star, a� nagle dzisiaj co�
zupe�nie, ale to zupe�nie innego!
Musz� przyzna�, �e pewnego razu, gdy przechodzi�em
przez Dzielnic� �aci�sk�, zaskoczy�a mnie grupa
m�odych ludzi. Siedzieli w kr�gu na chodniku i zdawali
si� rozmawia� z kim� spo�r�d siebie, ale z kim? �Do-
brze jest nam by� z Tob� tego wieczoru. Dzi�kuj� Ci,
�e dajesz nam braci. Dotknij serca tych, kt�rzy
przechodz� obok nas...� S�owa zupe�nie proste...
Pomy�la�em sobie wtedy: �Mo�e to w�a�nie jest
modlitwa?�
Pod koniec zaczepili mnie: �Trzeba, �eby� rozpocz��
od nowa swoje �ycie. Mieszkamy na Wyspie Kr�-
lowej razem z Cyganami. Wpadnij do nas, jak b�dziesz
chcia�. Zobaczysz wozy, zaraz za zabudowaniami.
Je�li b�dziemy jeszcze w pracy, to wejd�, nie ma ani
zamka, ani klucza. Czuj si� jak u siebie�.
Boj�c si�, �e wpadn� w jak�� sekt�, spanikowa�em.
To prawda, �e wygl�dali na troch� stukni�tych,
chocia� nie byli agresywni. Ich spos�b m�wienia o
Jezusie - jak zakochani. No, a przede wszystkim
wygl�dali na szcz�liwych, i to nie by�y zgrywy! Co mi
utkwi�o w pami�ci - ich �piew przy gitarze. Jedna ze
zwrotek wr�ci�a do mnie w�a�nie zesz�ej nocy:
�Stoisz pod drzwiami, i ci�gle pukasz, Chc� Ci
otworzy�, by podzieli� si� chlebem. Mego �ycia ju� nie
ma. Potrzebuj� Ciebie. Otw�rz mi, m�j Kr�lu, gin� bez
Ciebie!�
I teraz On. Naprawd� On! To On do mnie m�wi�. To
On mnie s�ucha�. To On mnie dotyka�. To On mnie...
kocha�! Rozumiesz! Nigdy, przenigdy bym Go sobie
takim nie wyobrazi�. Nic wsp�lnego z kinow�
pi�kno�ci� Jezusa z Nazaretu, kt�rego grali na
naszych ekranach. Przypomina� mi najbardziej
�ukasza, najm�odszego z grupy modl�cej si� na
chodniku. Twarz mia� pe�n� tak �agodnego �wiat�a, �e
w Zawiejach my�la�em, �e ma�y flecista, to On.
Ale wr��my do �witania. D�ugo, d�ugo trwali�my tak,
patrz�c na siebie, w ciszy. A potem odwa�y�em si�:
Ale je�eli Jezus to naprawd� Ty, to dlaczego wy-
gl�dasz jak zagubione dziecko? Musisz mie� chyba
przyjaci�?
� Dla mnie ka�dy jest jedyny na �wiecie,
tak jakbym tylko przez niego m�g� by� kochany,
A wi�c, kiedy mnie tego pozbawia... nie mam
potrzebnej mi mi�o�ci.
� No to musisz by� strasznie �le kochany:
nikt nie odda� wszystkiego, tak jak Ty... i nikt nie
jest tak wzgardzony...
Chcia� mi jeszcze co� powiedzie�, czy o co� zapyta�?
Ruchem r�ki daj� Mu znak, by zaczeka� chwil�, abym
m�g� si� przyzwyczai� do Jego imienia.
W oddali pianie koguta rozrywa cisz�. Ju�! Niech noc
trwa w niesko�czono��! By� tutaj z Nim, tylko z Nim,
jak to dobrze!
Co znaczy ch��d i ciemno��, g��d i senno��? Co zna-
czy wczoraj i jutro? Ju� nic si� nie liczy, tylko moje
imi� w Jego oczach. Jego imi� w moich.
Ju� nie jestem sam. Noc ju� nie jest noc�.
DZIE� DRUGI
Poranna mg�a unosi si� nad dolin�. Z chwili na chwil�
nabrzmiewa �wiat�em, w ten sam nie�mia�y spos�b, w
jaki s�o�ce wita najbardziej odleg�e zak�tki zimy. Tak
w�a�nie �wiat�o Jego oczu wzesz�o w mojej nocy.
Oddala si� troch� w stron� lasu otwieraj�cego si� na
dolin�. Mo�e chce, by ostatnie wydarzenia uciszy�y si�
na dnie mego serca?
Oto stoi pod star� lip� - wyprostowany, z r�koma
wzniesionymi, twarz� zwr�con� ku rodz�cej si�
jasno�ci, kt�ra czyni Jego oblicze jeszcze bardziej
przejrzystym. Wydaje si� m�odszy ni� wczorajszego
wieczoru. Pozwala si� ogarn�� temu �wie�emu i
nowemu �wiat�u, jakby go nigdy nie widzia�. A �wiat
zdaje si� zawieszony na Jego spojrzeniu...
Ja, znieruchomia�y, bez s�owa, patrz�, jak On patrzy.
Widzia�em ju� wszystko - czy umiem jeszcze patrze�?
Podchodz�, by lepiej zobaczy�, co Go tak fascynuje.
S�ysz�c chrz�st oszronionych li�ci, odwraca si� i
ruchem r�ki daje mi znak, bym si� zatrzyma�. U mych
st�p tysi�ce gwiazd: w wysokiej trawie, na
paj�czynach s�o�ce igra teraz z ros�.
� Nie niszcz tych arcydzie�! Wszystko to,
co ci si� wydawa�o w twoim �yciu szare, smutne i
brudne, zaja�nieje per�ami, gdy spojrzysz od
strony wschodz�cego s�o�ca.
MI�OCHWALE
Czy mia� na my�li swoje spojrzenie, rzucaj�ce okruchy
�wiat�a na najn�dzniejsz obszary mojego �ycia? Tak
jakby mnie widzia� nie takim, jakim by�em wczoraj,
lecz jakim b�d� jutro? Przypatrywa� mi si� w
przysz�o�ci...
Wtem brutalny krzyk syren. Wyj�, rozdzieraj� cisz�.
Oszala�e �anie uciekaj�, r�wnaj�c z ziemi� stodo��.
M�czy�ni, wyposa�eni w pi�y, s� ju� na miejscu.
Sosny, buki, modrzewie, lipy... nic si� nie ostoi, bez
wzgl�du na wiek! Padaj� ci�ko, niczym
rozstrzeliwani skaza�cy, wydaj�c przeci�g�y j�k. S�
�wiartowane �ywcem! Ludob�jstwo! Ogromne
maszyny rozpruwaj� wzg�rze.
Poprzedniego dnia pochwyci�em przypadkowo na
drodze rozmow� dw�ch wie�niak�w: � M�wi�, �e to
parcelacja gruntu, ma powsta� o�rodek narciarski. To
du�o przynosi. Nie pytaj� nas o zdanie. Przyjdzie nam
si� st�d wynie��!�
Podminowane ska�y rozpadaj� si� w kawa�ki. Jego
dolina, Jego rozkoszna dolina jednym polem bitwy!
Wpierw j� zgwa�cili, a teraz j� morduj� na Jego
oczach. Ju� ze wszystkich stron krwawi! Tak wi�c
jedyna rzecz na �wiecie, kt�ra by�a jeszcze dla mnie
pi�kna - natura, przestanie istnie�! Wr�ble ju� nigdy
nie b�d� mia�y z czego uwi� sobie gniazda. Czy
�wiat�o b�dzie jeszcze �wiat�em? Czy niebo pozostanie
niebieskie? A deszcz wierny um�wionym spotkaniom?
Czy pory roku b�d� umia�y si� w tym po�apa�? Czy
ma�e �r�d�a pozostan� na zawsze przysypane
piaskiem?
3 � Zraniony Pasterz
Spychacze wyj�, doprowadzaj�c do ko�ca mordercze
dzie�o, gdy m�wi� Mu:
Chod�my st�d! nie patrzy si� na agoni� pi�kna!
Jednak pewnego dnia cierpienie rozbije si� o pi�kno.
Podni�s� kij, w�o�y� sanda�y, wsun�� flet za pasek i
przerzuci� torb� przez rami�.
Ostatnie spojrzenie na polan�: ile� tu si� zdarzy�o!
�witanie, z Bogiem! Nigdy nie zapomn� o tobie!
Gdy mieli�my ju� odej��, wyci�gn�� z torby ma��
ksi��k�:
� Masz, we� j�! Potrzebna ci b�dzie w
drodze. Kiedy si� boisz lub wahasz, otwierasz j�:
s�uchasz.
Zrobi�em, nie bez nieufno�ci, to, o co mnie prosi�.
Natrafi�em na s�owa z rozdzia�u zatytu�owanego
Tobiasz:
�Znam wszystkie drogi. Przeszed�em wszystkie doliny
i g�ry, znam wszystkie szlaki.
Otw�rz jeszcze raz,
�Ja jestem z tob� i b�d� ci� strzeg�, gdziekolwiek si�
udasz. A potem sprowadz� ci� do tego kraju. Bo nie
opuszcz� ci�, dop�ki nie spe�ni� tego, co ci obiecuj�.�2
� Znajdziesz w tej ksi��ce pie�ni, kt�re sam
u�o�y�em. Nazywaj� je psalmami. Dobrze si� w
ich rytmie w�druje. S� odpowiednie na ka�d�
okazje - gdy p�aczesz, ta�czysz, krzyczysz, gdy
si� bawisz. A zw�aszcza gdy kochasz. M�g�by�
nauczy� si� ich na pami��. W ka�dej sytuacji
b�d� odzywa� si� w twoim sercu. No i... gdyby
kiedy� zabrano ci t� ksi��k�... W niekt�rych
krajach posiadanie jednego egzemplarza jest
niemal zbrodni� przeciwko pa�stwu.
^ob.TobS.lOb. �Zob. Rod� 28,16.
A dlaczego jest tak bardzo wywrotowa?
� Bo opowiada moje �ycie, wszystko, co
robi�em i m�wi�em, co wycierpia�em i co
kocha�em. Gdy si� tym �yje, mo�na zmieni�
�wiat. No i opr�cz tego to nie jest ksi��ka taka
jak inne. Jeszcze dzisiaj m�wi� w niej do
ka�dego. Daj mi t� szans�, bym ka�dego dnia
m�g� przez ni� m�wi� do ciebie, zgoda?
�
Zdecydowanym krokiem ruszy� w drog�. Dok�d mnie
{ w ko�cu zawiedzie? Zacz�� nuci� jeden ze swoich
ulubionych utwor�w:
�Szcz�liwi, kt�rzy mieszkaj� w domu Twoim,
Panie,
kt�rzy zachowuj� ufno�� w swoim sercu.
Przechodz�c dolin� p�aczu, przemieniaj� j� w �r�d�o.
Z mocy w moc wzrasta� b�d�:
ujrz� oblicze Boga.�
Przy s�owie �B�g� wykrzywiam si�.
Nie, nie! To nie B�g, o jakim my�lisz. Nic podobnego!
Jest zupe�nie inny. Zrobiono z Niego karykatur�! Z
g��bi parowu dochodzi huk wzburzonej wody.
Czy daleko jeszcze do Rado�ci?
� �eby si� tam dosta�, trzeba przej��
przez strumie�, kt�ry zawsze napawa l�kiem.
L�k przed utrat� gruntu, przed porywistym pr�dem?
� Je�li zostaniesz ze mn�, b�dziemy
razem w czasie tej trudnej przeprawy. Wiem,
gdzie jest br�d. A poz
tym w przej�ciu przez wody pomaga Mama. Z
Ni� jest to �atwiejsze do zniesienia.
Na skrzy�owaniu tabliczka: �Obszar chroniony -Park
narodowy - Miiochwale�. W pewnej chwili zrywa
oset, jeden z tych, co jesieni� zmieniaj� si� w
niebieskie gwiazdy.
� Wiesz, B�g przyodzia� ci� w szat�
jeszcze pi�kniejsz�. Przyrzeknij mi wi�c, �e
nigdy nie b�dziesz si� martwi�. Ciesz si�
ka�dego dnia z tego, co On ci daje. O dniu
wczorajszym my�l tylko po to, by powiedzie�:
,,dzi�kuj�! O jutrzejszym za�: ,, z g�ry dzi�kuj�!
Oko�o po�udnia zdaje si� by� u kresu si�. Zapewne na
skutek ci�kiego dnia sp�dzonego na szukaniu mnie.
Tak jak ja ma p�cherze i idzie z trudem.
Nieoczekiwanie ukryta w�r�d wysokiej trawy
koleina. Potyka si� i osuwa na ziemi�. Musz� Go
podnie��. Nie m�wi ju� nic. Spostrzegam studni� i
domy�lam si�, �e nie pogardzi�by kubkiem wody.
Rozczarowanie: cembrowina pop�kana, �a�cuch i
wiadro przerdzewia�e!
Twoja studnia... by�a w�a�nie taka. Ile� razy chcia�em
si� z niej napi�! I nie by�o nic, �eby zaczerpn��
wody!*
Z pobliskiego miasteczka dobiegaj� trzy uderzenia
dzwonu. Zasypia w cieniu oliwnego drzewa. Tak jak
wyczerpane, lecz ukojone dziecko. W czyich
ramionach spoczywa... ? Ogarnia mnie l�k: czy si�
obudzi? Gdyby nie On, co by si� ze mn� sta�o
Jednak otwiera oczy. W jednej chwili zrywa si� na
r�wne nogi.
Omijamy miasteczka. Mo�e chce by� ze mn� sam;
tego pierwszego dnia? Chce mi wiele powierzy�.
Wyko- rzystuje wszystko, co widzimy, by opowiedzie�
mi troch� o sobie, o swoim �yciu, o bliskich.
Przechodzimy przez las. Na ka�dej so�nie gniazda
g�sienic - ga��zie s� zupe�nie zjedzone.
� To straszne, po�eraj� ca�e drzewo, zanim
zd��ysz zda� sobie z tego spraw�!
Kto taki?
Paso�yty twojego serca.
A jak z nimi walczy�?
� Gdy tylko pojawi si� gniazdo, wyci�� je,
spali�, Inaczej ig�a po igle, ga��� po ga��zi, zjedz�
wszystko i z twojego drzewa pozostanie szkielet...
Oko�o pi�tej po po�udniu napotykamy w szczerym polu
budynek szkolny, o ultranowoczesnej architekturze, bez
jednego nawet okna! Wychodz� z niego dzieci,
Przecieraj� oczy, wydostaj�c si� spod agresywnych
uderze� jarzeni�wki na �agodne wieczorne s�o�ce tego
niezwyk�ego zak�tka.
� Dlaczego pozbawia� dzieci �wiat�a dnia,
bez kt�rego rzeczy nie s� ju� tym, czym s�
naprawd�? Dlaczego wprowadza� je w b��d tym, co
sztuczne? Emanuelu, czy jeste� stworzony dla
neon�w, czy dla s�o�ca? Bez prawdy �ycie jest
tylko noc�...
Jego wzrok zdawa� si� widzie� ka�de dziecko w przy-
sz�o�ci i - kto wie? - by� mo�e dla ka�dego z nich t�
przysz�o�� rodzi�. Wystarczy�o, by napotka�y Jego spoj-
rzenie, a ich ma�e twarze rozja�nia� u�miech. By�o to
warte tyle, co wszystkie �dobranoc� �wiata! Mia� praw-
dziwy dar wywo�ywania u�miechu w wygas�ych
oczach, tak jak si� zapala �wiec�.
Przechodzimy obok winnicy. Dw�ch najemnik�w
przycina sekatorem sadzonk� po sadzonce. Po Jego
twarzy przemyka cie�:
� Tyle pracy...
K�adzie r�k� na moim ramieniu:
� Emanuelu, jeste� zdolny do wielkich i
pi�knych rzeczy. Bardzo licz� na ciebie.
Te s�owa! Nikt mi ich nigdy nie powiedzia�! Ca�e lata na
nie czeka�em. W szkole wbijano mi do g�owy:
�Jeste� do niczego!� A On liczy� na mnie!
Ja te� wci�� czekam na te s�owa. Tak rzadko ludzie
uciekaj� si� do mnie. Boj� si� mnie! Lub te� bior� za
dobrodusznego poczciwin�, nieudolnego, s�owem...
nieszkodliwego! Albo te� za kogo� w rodzaju super
dyktatora sado-masochisty
Zapada ju� zmierzch. Czy sp�dzimy t� noc pod go�ym
niebem, tak jak poprzedni�? Za kolejnym zakr�tem
�cie�ki Jego twarz rozja�nia si�. W oddali, ukryty w�r�d
oliwnych drzew, ma�y kamienny domek z r�ow�
dach�wk�.
� To �piewa�. Nareszcie jeste�my!
Nie wida� nikogo, jednak jaki� g�os, przejrzystszy ni�
�wiat�o wieczoru, rozlega si� w�r�d ska� zawieszonych
nad chat�. S�owa staj� si� coraz ja�niejsz
�Ukochany m�j, oto On, oto nadchodzi! Skacze po
pag�rkach...�
� Jak dobrze jest to us�ysze�, gdy si�
wraca po ci�kim dniu.
Obok chlebowego pieca, mi�dzy cyprysami, drobna;
sylwetka m�odej dziewczyny. Czy przygotowuje pod-
p�omyki? Pasterz zatrzymuje si�, po prostu po to, by,
na Ni� popatrze�. Nie spodziewa�a si� Go tego
wieczoru.. Gdy odchodzi�, czy mo�na by�o
przewidzie�! kiedy wr�ci?
�� Ale rado��! Tak bardzo chcia�em ci� z Ni�
pozna�! Jestem pewien, ze J� pokochasz!
Wydaje si� m�odsza od Ciebie... To Twoja ma�a
siostra?
� Raczej twoja... To Mama. Nazywamy J�
Miriam. To ja J� wybra�em.
Przygl�da si� Jej bez ko�ca, wreszcie postanawia
zrobi� niespodziank�. Wstaje, wyci�ga flet i zaczyna
Jej wt�rowa�. Od razu harmonia tak doskona�a, �e
dziewczyna niczego nie spostrzega. Tego jasnego
duetu w�r�d wieczornej ciszy s�ucha�bym ca�� noc.
Raptem Miriam milknie, flet jednak przeci�ga ostatni�
nut�, d�ugo, jak fermat�. Wtedy odgaduje. Odwraca
si�, wybiega na �cie�k�, krokiem pe�nym wdzi�ku,
jakby tanecznym, w d�ugiej bia�ej sukni. Jaka
�wie�o��! Jej tak�e da�bym oko�o dwunastu wiosen.
A przecie� wida� dobrze, �e wie, co znaczy by�
matk�. Podchodzi najpierw do mnie i mnie
pierwszego ca�uje.
Jeszua! Jeszua, m�j ma�y
Przecie� nie jest �lepa! Jak�e mo�e mnie z
Nim myli�?
Ale�, ja nie jestem...
Tak, tak! Jeszua, to ty!
W Jego ogromnych oczach zdziwionego dziecka
kryszta�y z�ota.
Jak bardzo na ciebie czeka�am! Ka�dego ranka
m�wi�am sobie: �To stanie si� dzisiejszego
wieczoru...� Chod�, jeste� u siebie!
Niezwyk�y widok: na kamiennej �aw