12528
Szczegóły |
Tytuł |
12528 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12528 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12528 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12528 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
+ Gerard de Villiers
Tajna bro� Ben Ladena
Tumer zbli�y� si� do lustra wisz�cego nad umywalk� i dok�adnie obejrza� swoj� twarz.
Nie znosi� by� �le ogolony.
Lustro ukaza�o mu oblicze m�czyzny o rysach regularnych, cho� twardych, z czarnymi brwiami, podkre �laj�cymi szarozielone, ch�odne oczy bez wyrazu.
Mia� wydatny nos i mocno zarysowane usta, kt�re rzadko uk�ada�y si� do u�miechu.
John Tumer by� przystojnym m�czyzn�, lecz jego zachowanie, pow�ci�gliwe i z rezerw�, co w znacznej mierze wynika�o z nie�mia�o�ci, przyczynia�o si� do tego, �e jego ruchy zdawa�y si� odrobin� niezr�czne.
Wygl�da�o, jakby czu� si� �le w swoim wielkim ciele.
Zadowolony z wygl�du swojej sk�ry, starannie sczesa� g�ste, czarne w�osy na prawo, pozostawiaj�c przedzia�ek po lewej stronie.
Ju� od najwcze�niejszego dzieci�stwa po�wi�ca� wiele uwagi fryzurze.
Jego ojciec, fryzjer z Peorii, ma�ego miasteczka na �rodkowym Zachodzie, nauczy� go strzyc si�, zanim nauczy� go czyta�.
Nagi, tylko z r�cznikiem wok� bioder, zako�czy� wreszcie swoje ogl�dziny.
Nie mia� sk�onno�ci do narcyzmu, jednak lubi� mie� pewno��, �e prezentuje si� dobrze.
Do dajmy: John Tumer by� raczej introwertykiem i mia� nie wielu przyjaci�.
Jego spos�b bycia sprzyja� temu, �e nie
za bardzo zwraca� na siebie uwag�.
By�o to raczej korzystne w zawodzie, kt�ry uprawia� od ponad trzydziestu lat.
- John!
Kobiecy g�os sprawi�, �e drgn�� i szybko wytar� twarz.
Nie znosi�, kiedy kto� zaskakiwa� go nago.
- Jestem w �azience - zawo�a� mocnym, dobrze ustawionym g�osem, jednak nieco bezosobowym.
By� w pomieszczeniu, kt�rego kiczowaty luksus wci�� go zadziwia�.
Wsz�dzie by�o pe�no z�ota i luster.
To, w kt�rym si� przegl�da�, mia�o grub�, z�ot� ram�; sedes zdobi� ornament z fa�szywego br�zu, za� bateria przybor�w toaletowych b�yszcza�a niczym skarby Ali Baby.
Pamela Chamberlain, mieszkanka apartamentu, lubi�a oznaki luksusu, widoczne na pierwszy rzut oka.
Rozleg�o si� stukanie obcas�w i ona sama ukaza�a si� w progu.
Wysoka blondynka, �ywio�owa, z zawadiacko zadartym nosem, weso�ym spojrzeniem szarych oczu i z nogami do nieba.
Tego ranka, ubrana w czarny kostium z alpaki, ze sp�dnic� ponad kolano i w czarnych po�czochach, st�paj�ca na niebotycznych, dwunastocentymetrowych obcasach, przypomina�a jedno z tych ognistych i uwodzicielskich stworze�, jakie mo�na spotka� w porze lunchu u Ciprianiego, eleganckiej restauracji na Pi�tej Alei.
Trudno by�o uwierzy�, �e jest kompetentnym i bezwzgl�dnym adwokatem, najm�odszym ze wsp�lnik�w kancelarii Cohen, Cohen Marvin, kt�ry nie ma zwyczaju pochyla� si� nad problemami swoich klient�w za mniej ni� pi��set dolar�w za godzin�.
W wieku trzydziestu o�miu lat zarabia�a do��, by m�c pozwoli� sobie na ten apartament o powierzchni 1200 st�p na czterdziestym drugim pi�trze Trump Tower, za kosmiczn� sum� 6500 dolar�w miesi�cznie, plus �wiadczenia.
Ponadto, przez snobizm, zostawi�a kilkadziesi�t tysi�cy dolar�w u Claude'a Dalle'a, paryskiego dekorato r, za spraw� kt�rego jej gniazdko mo�na by�o zaliczy� do najbardziej luksusowych w Trump Tower.
Spe�ni�o si� jej marzenie z dzieci�stwa, kt�re up�yn�o w Calico Rock, ma�ej dziurze w Arkansas, w starym, drewnianym, �le ogrzewanym domu, umeblowanym sk�po i po sparta�sku.
Dzieci�stwa, pe�nego sn�w o drapaczach chmur, luksusie i sukcesach.
R�wnie twarda, co niezale�na, chwyta�a si� ka�dej pracy, nigdy nie oczekuj�c pieni�dzy od m�czyzn.
Niemniej jednak jej spektakularna uroda sprawia�a, �e oni padali przed ni� niczym muchy.
Pamela Chamberlain wzi�a jednak swoje �ycie uczuciowe w na wias, zadowalaj�c si� nieskr�powanym �yciem seksualnym z partnerami, kt�rych wybiera�a sama, nie chc�c od nich nic pr�cz seksu.
Obdarzy�a Johna Tumera d�ugim spojrzeniem, lekko zabarwionym wyrzutem.
- Nie by�e� wczoraj w formie - zauwa�y�a.
- Co wi�cej, bez przerwy wierci�e� si� w nocy, jakby dr�czy�y ci� koszmary. Masz k�opoty?
- Nie - stwierdzi� John Tumer swoim neutralnym g�osem.
- Musia�em wypi� odrobin� za du�o.
Jedli kolacj� w chi�skiej restauracji na Mott Street, w Chinatown.
John Tumer lekk� r�k� opr�nia� kolejne szklanki Defendera, za� droga do apartamentu Pameli Chamberlain by�a na tyle kr�tka, �e nie zdo�a� odzyska� si�.
Zadowoli� si� byle jakim numerkiem w stylu starych par kochaj�cych si� przed p�j�ciem spa�.
Pamela musia�a poskromi� swoje libido.
Poczu�a si� zawiedziona i w�ciek�a, widz�c, jak nadzieja na seksualn� satysfakcj� rozwiewa si� niby dym.
Udawa�o si� jej ostatnio utrzymywa� niez�� r�wnowag� hormonaln� dzi�ki kilku kochankom, z us�ug kt�rych korzysta�a z zapa�em, acz umiarkowanie, a John Tumer by� jej faworytem.
Ma�o zaborczy, niezazdrosny, dobrze wygl�daj�cy i nie najgorszy w ��ku, cho� niezbyt nami�tny.
Pamela radzi�a sobie z t� wad�, puszczaj�c wodze swojej fantazji w czasie, kiedy on po rusza� si� w niej.
- Musz� i�� - westchn�a.
- Wracasz do Waszyngtonu?
By�a dopiero si�dma, lecz Pamela przychodzi�a bardzo wcze�nie do biura, by m�c w spokoju studiowa� akta.
- Mam zaraz poci�g.
Musz� by� w moim biurze za dwie godziny.
- OK-, darling - powiedzia�a z lekk� rezerw�, i John Tumer od�o�y� grzebie�.
Zbli�y� si� do niej, przy ci�gn�� j� do siebie, otaczaj�c tali� ramieniem.
- Przykro mi z powodu wczorajszego wieczoru.
Spr�buj� wr�ci� na weekend.
Pamela Chamberlain nie odpowiedzia�a.
Rozwi�z�a, w przeciwie�stwie do niego, my�la�a w tej chwili tylko o jednym: kocha� si�. Pragn�a przed d�ugim i ci�kim dniem wymaza� frustracj�, kt�r� wci�� odczuwa�a. Wtuli�a twarz w szyj� swojego kochanka, czuj�c, jak jego r�ka g�aszcze jej lewe udo i nieruchomieje.
John Tumer pod czarn� sp�dnic� wyczu� podwi�zk�.
Prawie natychmiast Pamela zarejestrowa�a, �e co� wielkiego i twardego rysuje si� pod r�cznikiem, i u�miechn�a si� w duchu.
Jak wszyscy konserwatywni Amerykanie, John Turner mia� g�ow� pe�n� stereotyp�w.
Reagowa� jak pies Paw�owa, po�czochy oznacza�y dla niego dziwk�.
Ubieraj�c si�, Pamela umy�lnie zdecydowa�a si� na po�czochy i nieco d�u�sz� sp�dnic� w miejsce wyzywaj�cego mini.
Dodawa�o jej to erotycznego powabu.
Pragmatyczna, spodziewa�a si�, �e owa taktyka w wyborze stroju nie pujdzie na marne.
Mia�a zaplanowany business lunch z atrakcyjnym prawnikiem z Chicago, kt�ry z du�ym prawdopodobie�stwem m�g� sko�czy� si� tak jak ostatnio, w Sherry Netherland.
John Tumer przeci�gn�� palcami wzd�u� podwi�zki.
Jego pierwsze seksualne do�wiadczenie z przyjaci�k� matki, kt�ra nosi�a czarne, b�yszcz�ce po�czochy, mocno zapisa�o si� w jego pami�ci.
Zacisn�� rami� wok� talii Pameli Chamberlain, kt�ra zrozumia�a, �e jej plan zaczyna przynosi� efekty.
Otar�a si� rozkosznie o swojego kochanka i rzuci�a podnieconym g�osem:
- Jeste� w o wiele lepszej formie ni� wczoraj wieczorem.
John Tumer nie umia� dobrze wyra�a� swoich uczu� i pragnie�, lecz mia� co� w rodzaju sz�stego, zwierz�cego zmys�u.
Jego r�ka posuwa�a si� od podwi�zki w g�r� i znalaz�a nabrzmia�y seks, ukryty pod majteczkami z czarnej satyny.
Nie �ci�gaj�c ich, John Tumer zacz�� delikatnie pie�ci� Pamel�.
Wiedzia�, �e to uwielbia.
M�oda prawniczka przymkn�a oczy i poczu�a, �e wiotczeje w jego ramionach. Po omacku wsun�a d�o� pod r�cznik otaczaj�cy l�d�wie Tumera i zacisn�a pi�� na jego twardniej�cym cz�onku.
Przez kilka chwil pie�cili si� wzajemnie, bez s�owa, odczuwaj�c coraz wi�ksz� satysfakcj�.
Wkr�tce Pamela uczyni�a jednak krok w ty�.
- Chod� - powiedzia�a.
- Nie mam za wiele czasu.
R�cznik zsun�� si� z bioder Johna Tumera za spraw� Jego tryumfuj�cej m�sko�ci.
Pamela poci�gn�a go w kierunku ��ka.
Omin�a je z u�miechem, przeci�a po k�j, docieraj�c do niewielkiego biurka w k�cie living-roomu i zdecydowanym ruchem zmiot�a z niego teczki z aktami, pi�trz�ce si� obok komputera.
Odwr�ci�a si�, opar�a plecami o biurko w pozycji niepozostawiaj�cej �adnych w�tpliwo�ci.
John Tumer zbli�y� si� do niej i ponownie zacz�� j� pie�ci�, wielokro� prze�lizguj�c si� palcami pod satyn�. Pamela opar�a praw� nog� o krzes�o stoj�ce przy biurku, aby zach�ci� go jeszcze bardziej.
Cz�onek kochanka, celuj�cy w jej brzuch, wyda� si� jej ogromny.
Popatrzy�a w d� i powiedzia�a lekko za�amuj�cym si� g�osem:
- Pieprz mnie bez �ci�gania majtek, jak sekretark� dopadni�t� przez szefa.
Obiema r�kami unios�a sp�dnic� a� po biodra, ukazuj�c pon�tne uda.
John Tumer wsun�� si� mi�dzy nie, lew� r�k� odchyli� elastyczny materia� majtek, a praw� wprowadzi� w ni� sw�j cz�onek, odpowiednio powoli.
Pamela popatrzy�a, jak znika w jej wn�trzu i pozwoli�a pchn�� si� na biurko. John Tumer, u�o�ywszy j� we w�a�ciwej pozycji, obj�� jej nogi wyci�gni�te pionowo i zacz�� porusza� si� w niej spokojnymi pchni�ciami l�d�wi, za ka�dym razem wychodz�c z niej niemal ca�kowicie.
Pamela j�cza�a bez przerwy.
Nagle jej po�ladki zacz�y wykonywa� co� w rodzaju ta�ca �wi�tego Wita, jakby siedzia�a na rozpalonej p�ycie, po czym rzuci�a ochryp�ym g�osem:
- Ju� dochodz�!
W kilka sekund p�niej John Tumer wystrzeli� w ni� na sieniem.
Pu�ci� jej nogi i obcasy Pameli odzyska�y kontakt z pod�o�em.
M�oda kobieta unios�a si�, nadal z jego cz�onkiem w sobie; jej twarz przybra�a wyraz rozbawienia.
- Dzi� dobrze mnie pieprzy�e�, ale musz� ju� i��.
John wyszed� z niej i Pamela skierowa�a si� do �azienki, wci�� maj�c sp�dnic� zrolowan� wok� bioder.
Nawet nie zdj�a z siebie reszty stroju.
John Tumer podni�s� r�cznik i zn�w si� nim owin��.
By� bardzo wstydliwy.
Pamela pojawi�a si� po chwili, obdarzy�a go szybkim poca�unkiem, wzi�a swoj� akt�wk� i ruszy�a ku drzwiom.
By�a zaledwie 7.23.
-Zatrza�nij, wychodz�c - rzuci�a. I zadzwo� do mnie.
Na pode�cie, czekaj�c na wind�, pomy�la�a, co te� mog�o tak bardzo zajmowa� Johna w ubieg�y wiecz�r, �e nawet nie zechcia� si� wysili�...
Rzadko m�wi� jej o swoich sprawach, wiedzia�a tylko, �e po odej�ciu z CIA za�o�y� w Waszyngtonie ma�� firm� zajmuj�c� si� wywiadem gospodarczym, przede wszystkim w Azji Centralnej i na Subkontynencie indyjskim.
W�a�nie dzi�ki temu spotkali si� - klient jej kancelarii chcia� otworzy� fabryk� safianu v Pakistanie.
Winda nadjecha�a i windziarz pozdrowi� j�:
- Good morning, Mrs Chamberlain.
How ar� you oday?
- Pretty well, Jimmy, pretty well - odpowiedzia�a machinalnie Pamela Chamberlain, zastanawiaj�c si�, czy b�dzie si� dzisiaj kocha� z dwoma m�czyznami, czy te� ograniczy si� do mi�ych wra�e�, kt�re przyni�s� jej poranek.
By� to czas india�skiego lata w Nowym Jorku i temperatura by�a wi�cej ni� �askawa.
John Tumer pojawi� si� na Pi�tej Alei w promieniach s�o�ca, trzymaj�c w r�ku swoj� akt�wk�.
Mimo i� ubiera� si� w po�piechu, by� ju� sp�niony.
Niepokoi� si�.
Jego zegarek wskazywa� 7.33, gdy dotar� do przystanku linii F metra, na rogu Pi��dziesi�tej Trzeciej Ulicy i Pi�tej Alei.
Pospieszny sk�ad zmierzaj�cy ku downtown w�a�nie nadjecha� i Tumer zaj�� w nim miejsce.
Ko�cowy przystanek by� przy Path, z przesiadk� na lini� Manhattan-New Jersey, przebiegaj�c� pod Hudson.
Uko�ysany ruchami poci�gu, John Tumer pr�bowa� opr�ni� sw�j umys�, z niespokojnych my�li, jak czyni si� to przed wizyt� u dentysty.
Dziesi�� minut p�niej by� ju� na ogromnych ruchomych schodach Path wioz�cych go z trzeciego poziomu podziemnego na parte World Trade Center.
Min�� szybko Path Comer, kupuj�c po drodze New York Timesa.
Agencja Chase Manhattai by�a jeszcze zamkni�ta, lecz w Commuters' Cafe by�o pe�no podr�nych, korzystaj�cych z przerwy mi�dzy jednym metrem a drugim.
Kolejnymi ruchomymi schodami zjecha� na peron Path, kierunek New Jersey. Czeka� mniej ni� minut�.
W tych porannych godzinach metro kursowa�o co trzy minuty.
Sk�ad zielonych wagon�w wjecha� niby schodami na
stacj�, wyrzucaj�c fal� spiesz�cych si� mieszka�c�w sub urbi�w i prawie natychmiast odjecha�.
John Tumer wsiad do pierwszego wagonu, usiad� i umie�ci� akt�wk� pomi� dzy nogami. Niemal od razu blade �wiat�a tunelu, kt�re ta�czy�y przebiega� pod Hudsonem, zacz�y przesuwa� si� za oknem pe�n� szybko�ci�.
Dojazd do pierwszej stacj New Jersey zaj�� zaledwie dwie i p� minuty.
Wagony jad�ce w tym kierunku by�y w trzech czwartych puste Sk�ad zacz�� zwalnia�: zbli�ali si� do Exchange Place, pierwszej stacji po stronie New Jersey.
John Tumer szybko ruszy� w g�r� po schodach i pospieszy� poprzez puste jeszcze ulice Jersey City.
Dziesi�� minut p�niej, przebiegaj�c przed ruszaj�cym w�a�nie z przystanku bia�o-niebieskim tramwajem, wkroczy� do niewielkiego parku nad brzegiem Hudsonu, zwanego J.
Owen Groundy Park.
U wej�cia do parku wznosi�a si� wielka statua z br�zu wyobra�aj�ca polskiego �o�nierza, z bagnetem na karabinie przerzuconym przez plecy, z g�ow� odrzucon� do ty�u Na cokole widnia�a inskrypcja: KATY� 1940.
W Jerse) City �y�a liczna spo�eczno�� polska, za� pomnik ten zosta� wzniesiony dla upami�tnienia masakry polskich oficer�w przez Armi� Czerwon�, wkr�tce po inwazji na Polsk�.
Nieco dalej zaczyna� si� park z prawdziwego zdarzenia z rz�dami �awek, brukowane drewnem jak w Deauville, a� po sam brzeg Hudsonu.
John Tumer dotar� do barierki nabrze�a, usiad� na jednej z �awek i roz�o�y� New York Timesa kupionego przy Path Comer, nie po�wi�caj�c najmniejszej uwagi wspania�emu widokowi.
Po drugiej stronie Hudsonu, na tle b��kitnego nieba rysowa�a si� skyline Manhattanu z dominuj�cymi w niej sylwetkami bli�niaczych wie� World Trade Center.
Mimo ii� oddalone o blisko mil�, usytuowane dalej, ni� budynki pomi�dzy brzegiem Hudsonu a West Street, zdawa�y si� by� ca�kiem blisko.
W pobli�u usiad� jaki� m�czyzna w kaszkiecie, o wygl�dzie skromnego emeryta, grubych rysach, z bia�ym pudlem na smyczy.
John Tumer z�o�y� swoj� gazet�: litery ta�czy�y mu przed oczami.
Nie potrafi� si� skoncentrowa�; to, co czyta�, nie interesowa�o go.
Dziwne uczucie, czu� si� cudzoziemcem we w�asnym kraju!
On, kt�ry po chodzi� z samego j�dra Middle Westu i wyje�d�a� ze Stan�w Zjednoczonych jedynie w zwi�zku ze swoj� prac�, czu� uraz� do tego kraju.
Ameryk� uwa�a� za swoj� ojczyzn�, lecz uzna�, �e schodzi ona na z�� drog�. Drog� pychy, uprzedze�, niesprawiedliwo�ci, pogardy dla ludzi.
Bola�o go to tym bardziej, �e by� g��boko uczciwy.
Gorycz ogarnia�a go cz�sto.
Zmusza� si� ka�dego ranka, by wyruszy� do pracy w swoim ma�ym biurze przy Dziewi�tnastej Ulicy w Waszyngtonie, gdzie �wiadczy� us�ugi jako konsultant.
Robi� to nie tylko dla zaokr�glenia emerytury, ale przede wszystkim po to, by zaj�� si� czym kolwiek.
Pieni�dze nie by�y nigdy jego motywacj�.
Wst�pi� do CIA, by s�u�y� swojemu krajowi.
Duchem patriotyzmu nasi�kn�� ju� w Peorii; jego ojciec, bohater wojny na Pacyfiku, nie opuszcza� �adnego spotkania weteran�w.
John Tumer d�ugo by� taki jak on, dop�ki patriotyzm nie przekszta�ci� si� w niech��.
Chcia� kraju zgodnego z jego
pragnieniami, takiego, kt�ry m�g�by szanowa�.
Nienawidzi� biurokrat�w, kt�rzy panoszyli si� wsz�dzie, ich pew
no�ci siebie i zarozumia�o�ci, kt�re przyprawia�y go o zgrzytanie z�b�w.
Spr�bowa� si� im przeciwstawi� i przegra�.
Mia� racj�, ale tamci byli silniejsi.
Tak wi�c stopniowo, zacz�� czci� inne bo�yszcza - tych, kt�rzy byli wrogami biurokrat�w.
Ludzi, w gruncie rzeczy, zupe�nie od niego r�nych.
Przeciwnik�w jego kraju, a nawet cywilizacji, do kt�rej nale�a�.
Jednym z jego wi�kszych zawod�w by�a odmowa przyznania przez INS wizy m�odemu Afga�czykowi, kt�ry chcia� w Stanach Zjednoczonych uko�czy� studia in�ynierskie.
Rodzina ch�opca nie mia�a wiele pieni�dzy John Tumer zdecydowa� si� go sponsorowa�.
CIA po zwala�a wje�d�a� do Stan�w Zjednoczonych osobnikom naprawd� niebezpiecznym, za to protegowanym przez Bia�y Dom za spraw� rekomendacji "saudyjskich przyjaci�".
Ci nie musieli si� niczego obawia�.
�lepa uleg�o�� wobec tych skorumpowanych ksi���t, na domiar z�ego fa�szywych sojusznik�w, wprawia�a Johna Tumera w z�y chumor.
W�a�nie oni stali si� dla niego wzorem.
Nawet je�li nie�atwo mu by�o przyzna� si� do tego przed sob�, a tym bardziej przed innymi.
Dzi�ki Bogu, mia� niewielu przyjaci�.
Pr�cz Pameli Chamberlain, z kt�r� pozostawa� w bardzo satysfakcjonuj �cyn go zwi�zku seksualnym, spotyka� si� z niewidom� osob� i unika� swych dawnych koleg�w, najcz�ciej zaj�tych pisaniem ksi��ek o swoich wyczynach, prawdziwych lub ba�amutnych.
Spojrza� na zegarek, stary Breitling, kt�ry towarzyszy� mu we wszystkich podr�ach po �wiecie.
Poleci� mu go pewien pilot z Air Force.
Teraz wskazywa� 8.42.
John Turner ustawi� wskaz�wk� sekundnika, kt�ra zacz�a porusza� si� skokami, nieub�aganie.
By� przes�dny i na wszelki wypadek wola� nie unosi� g�owy.
Wskaz�wka dwukrotnie okr��y�a tarcz�.
John Tumer ze spuszczon� uparcie g�ow� przypomina� strusia.
Nie�wiadomie zacisn�� praw� d�o� zanurzon� w kieszeni i �cisn�� nogami swoj� akt�wk�, jakby obawia� si� czego�.
Czu� wewn�trzne rozdarcie i z jednej strony, modli� si�, by wskaz�wka dalej posuwa�a si� naprz�d i �eby nic si� nie zdarzy�o, z drugiej jednak nie chcia�, by okaza�o si�, �e znalaz� si� w tym nas�onecznionym, pustym miejscu na darmo, bez �adnego powodu, nie tego dnia, nie v tym momencie, w�a�nie on.
Cichy odg�os silnik�w samolotu przerwa� te rozmy�lania.
Tym razem nie m�g� nie unie�� g�owy.
Jego puls w kilka sekund osi�gn�� niewiarygodn� szybko��.
Na b��kitnym, czystym niebie ponad Manhattanem pojawi�a si� srebrna plamka, ruszaj�ca si� z p�nocy na po�udnie.
Samolot, na tyle jeszcze odleg�y, �e nie m�g� zidentyfikowa� jego typu, nadlatywa� na niezbyt du�ej wysoko�ci.
John Turner �ledzi� go wzrokiem, z zaschni�tym gard�em.
Kiedy maszyna przybli�y�a si�, m�g� stwierdzi�, �e leci bardzo nisko, ni�ej ni� szczyty najwy�szych drapaczy hmur.
By� to dwusilnikowy, odrzutowy samolot pasa�erski.
John Turner, zafascynowany, nie spuszcza� z niego wzroku.
Maszyna zdawa�a si� kierowa� ku bli�niaczym vie�om i przestrze� mi�dzy ni� i tymi dwoma ogromnymi budynkami o stu dziesi�ciu pi�trach kurczy�a si� szybko.
Wstrzyma� oddech.
Dystans mi�dzy samolotem a p�nocn� wie�� World Trade Center mala� z zawrotn� pr�tko�ci�.
Rozejrza� si� wok� siebie.
M�czyzna z psem by� wci�� obok.
Jaka� para zakochanych oddala�a si� w kierunku tramwaju.
John Tumer poczu� si� nagle
niezdrowej ekscytacji.
Eks-agent CIA r�wnie� kontemplowa� po�ar wie�y.
Zastanawia� si�, jak prze�y� swoje ostatnie chwile pilot boeinga 767, Mohammed Atta - gdy� zna� jego nazwisko - ten, kt�ry sam wybra� moment swojej �mierci.
Co czu�, kiedy boeing 767 nie m�g� ju� ani o cal zboczy� ze swej ko�cowej trajektorii... szybko�ci�.
I w pewnej chwili by�o ju� jasne, �e mo�e zdarzy� si� tylko jedno.
Z pr�dko�ci� blisko 800 kilometr�w na godzin� odrzutowiec wbi� si� w wie�� na wysoko�ci mniej wi�cej dziewi��dziesi�tego pi�tego pi�tra.
Prawie bezg�o�nie.
Kilka sekund p�niej kolosalny pi�ropusz czarnego dymu, w kt�rym ta�czy�y czerwone p�omienie, wzbi� si� ku niebu, obwiewany przez wiatr w kierunku po�udniowo-wschodnim.
Sto tysi�cy litr�w kerosenu w zbiornikach boeinga 767 zapali�o si�, osi�gaj�c w punkcie wrzenia temperatur� blisko 3000 stopni.
John Tuner spojrza� w d�, na sw�j chronometr.
By�a dok�adnie 8.45.
A zatem by� to samolot American Airlines, lot nr 11, startuj�cy o �smej z Logan Airport w Bostonie do Los Angeles.
Pi�ropusz czarnego dymu g�stnia� coraz bardziej.
Syreny stra�ackie, zduszone z powodu odleg�o�ci, coraz liczniejsze i ob�ok czarnego dymu - to by� znak, �e wydarzy�o si� co� ca�kiem niezwyczajnego.
Starszy m�czyzna z psem wsta�, os�upia�y, podszed� do barierki, wpatrzony w to, co dzia�o si� na drugim brzegu Hudsonu.
John Tumer do��czy� do niego.
Do�wiadczy� dziwnego uczucia, mieszaniny dumy, wstydu, smutku i niedowierzania.
Mimo �e wiedzia�, co mia�o si� wydarzy�, nie umia� w to uwierzy�.
M�czyzna w kaszkiecie zwr�ci� si� ku niemu, wzburzony:
- Terrible accident. Thesepilots ar� crazy!
A lot ofp ople ar� going to die!
John Tumer mia� ochot� powiedzie� mu, �e to nie by� wypadek, lecz tego akurat zrobi� nie m�g�.
Wymanrota� co�, jaki� komentarz i jego s�siad zn�w podda� si�. Zacz�li nadbiega� gapie, t�ocz�c si� wzd�u� drewnianej barierki.
Zgromadzili si� tu wszyscy, kt�rzy pracowali v s�siednich budynkach.
Stali zafascynowani widokiem ogromnego pi�ropusza czarnego dymu, wznosz�cego si� w kierunku nieskazitelnie b��kitnemu niebu.
Kto� w t�umie powiedzia� - film Towering inferno.
P�on�cy wie�owiec.
Helikoptery kr��y�y ponad po�arem, niczym owady.
Syreny wci�� vy�y.
Wszyscy nowojorscy stra�acy ruszyli w kierunku po�aru, z Liberty Street, najbli�szej remizy, z Brooklynu, i drugiego brzegu East River.
John Tumer odwr�ci� si� usiad� na �awce.
Gapie, skupieni na widoku po�aru, nie po�wi�cili mu najmniejszej uwagi.
Up�yn�o oko�o pi�tnastu ninut od uderzenia.
Eks-agent CIA zn�w poczu� ucisk v gardle.
Zmusza� si�, by nie patrze� na niebo.
Westchnielie, jakie wznios�o si� ponad t�umem, sprawi�o, �e zmieni� zdanie.
Uni�s� oczy.
Tym razem od po�udnia zbli�a� si� samolot podobny do tego pierwszego; lecia� jeszcze ni�ej, ponad Hudsonem zmierza� na p�noc.
Zanim zr�wna� si� z po�udniow� wie�� World Trade Center, skr�ci�, nie trac�c wysoko�ci, wbi� si� w ni� prosto, z grubsza na poziomie sze��dziesi�tego pi�tego pi�tra.
Pot�ny krzyk wydoby� si� z t�umu w chwili, gdy kula ognia pomieszanego z dymem otoczy�a ugodzon� wie��.
John Tumer ujrza� deszcz od�amk�w opadaj�cych na ziemi�.
Krzyk ust�pi� miejsca skamienia�ej ciszy.
Bli�niacze wie�e p�on�y jak �wiece.
Straszny wypadek! Ci piloci s� szaleni!
Mn�stwo ludzi zginie.
John Tumer spojrza� w d�, na sw�j zegarek.
By�a 9.03.
A zatem by� to lot United Airlines nr 175, startuj�ca z Bostonu do Los Angeles o 8.14.
Pilotowany przez cz�owieka, kt�ry zwa� si� Marwan al-Shehhi.
Widzowie dramatu, zszokowani, oszo�omieni, obejmowali si�, modlili si�, p�akali. A na drugim brzegu Hudso nu dymy wznosi�y si� ku niebu jak ponure, czarne kotary Pilot drugiego samolotu, wchodz�c w ostatni wira�, zdo�a� prawie przeci�� wie�� ze stali i szk�a.
Oba po�ary rozszala�y si� na dobre, wycie syren dominowa�o ponad wszystkimi innymi odg�osami, odwraca�o uwag� od czar nych punkt�w ma�ych jak owady, lec�cych z wy�szych pi�ter.
Byli to ludzie, kt�rzy rzucali si� w pustk�, by nie sp�on�� �ywcem.
John Tumer us�ysza�, jak jaka� kobieta w pobli�u wypowiedzia�a s�owo "terrorysta".
Mia� ochot� odnale�� j� i wyt�umaczy�, �e nie jest to terroryzm, lecz akt wojny. Terrory�ci swoim dzia�aniem przekazuj�jaki� komunikat za� to, co dzia�o si� tutaj, by�o czystym aktem agresji podobnym do tego, jakiego dokona�a japo�ska flota powietrzna, bombarduj�c 7 grudnia 1941 roku Pearl Harbor i zadaj�c ameryka�skiej Flocie Pacyfiku kolosalne straty.
T�um r�s� z ka�d� sekund�.
Wszystkie biura naoko�o musia�y opustosze�.
Jaki� cz�owiek przybieg� i wykrzycza�: - Zamkn�li Path!
Wszystko tam si� pali!
Coraz wi�cej helikopter�w kr��y�o wok� dw�ch olbrzym�w, cz�ciowo skrytych w ob�okach czarnego dymu.
Ponad dwadzie�cia tysi�cy os�b pracowa�o w obu wie�owcach, nie wspominaj�c nawet o pasa�erach obydwu samolot�w, kt�rzy sp�on�li �ywcem w ci�gu kilku sekund.
Wszyscy widzowie wyjmowali swoje kom�rki chc�c dowiedzie� si� czego� wi�cej lub po prostu rozpowszechnia� niewiarygodn� nowin�.
Bli�niacze wie�e World Trade Center - duma Nowego Jorku - sta�y w p�omieniach.
John Tumer wycofa� si� z t�umu i oddali� o kilka krok�w.
On tak�e si�gn�� do kieszeni i wyj�� z niej telefon kom�rkowy Ericssona oraz chusteczk�. Uwa�nie wystuka� numer.
Prawie natychmiast odezwa� si� komunikat poczty g�osowej.
Mia� ledwie tyle czasu, by zaczerpn�� powietrza i rzuci� szybko, z chusteczk� przy ustach: - Do Szejka: Bojinka osi�gn�a cel.
Bojinka osi�gn�a cel - powt�rzy� i przerwa� po��czenie.
W chwili, gdy wy��cza� kom�rk�, zauwa�y� m�czyzn�, kt�ry mu si� przygl�da�. By� to emeryt z bia�ym pudlem.
Nie przejmuj�c si� tym, schowa� kom�rk� i chusteczk� do kieszeni, podni�s� z ziemi swoj� akt�wk� i oddali� si� w kierunku przystanku tramwajowego. Skoro Path by�a zamkni�ta, by� zmuszony dotrze� na Manhattan w inny spos�b. Autobusem, przez Lincoln Tunnel, bar dziej na p�noc. Skr�ci� w kierunku ogrod�w publicznych, ci�gn�cych si� wzd�u� nabrze�a Hudsonu, sk�d statki Coast Guard zmierza�y ku miejscu katastrofy. Zatrzyma� si� na uboczu, wyci�gn�� kom�rk� z kieszeni, otworzy� j� i wyj�� z niej kart� Sprint, kt�r� kupi� na Penn Station za dwadzie�cia dolar�w, gdy przyby� z Waszyngtonu.
Kom�rka mog�a by� zidentyfikowana, za� karta pozwala�a dzwoni� anonimowo. Nast�pnie wyrzuci� telefon jak najdalej w wody Hudsonu, wytar�szy go uprzednio swoj� chusteczk�.
Kilka chwil p�niej podobnie post�pi� z kart�.
Kiedy dociera� do przystanku autobusowego, jego serce bi�o ju� w normalnym rytmie.
Jednak wiedzia�, �e jego �ycie nie b�dzie ju� takie jak dawniej.
ROZDZIA� DRUGI
Fasada hotelu Mayflower, zajmuj�ca ca�� przestrze� mi�dzy L i M Street, gin�a prawie za zas�on� ogromnych gwia�dzistych sztandar�w, kt�re smutno zwisa�y na deszczu.
W trzy miesi�ce po zamachach z 11 wrze�nia Ameryka przesi�kni�ta by�a na wskro� patriotyzmem Flagi by�y wsz�dzie: w ogrodach, hallach hotelowych, na szybach i karoseriach samochod�w, w klapach marynarek.
Zdrowy odruch, niemniej troch� nu��cy.
W Waszyngtonie �w patriotyzm objawia� si� w stopniu wzgl�dnie umiarkowanym, lecz w Nowym Jorku panowa�a prawdziwa zbiorowa histeria.
Malko, zaparkowawszy byle jak samoch�d, przeci�� biegiem Connecticut Avenue i przeszed� wzd�u� witryny sklepu z koszulami Pinka, zajmuj�cymi niemal ca�y parter budynku.
Portier otworzy� przed nim drzwi ze wsp�czuj�cym u�miechem.
- Lousy weather, sir, is nt? budynku, od przecznicy do przecznicy.
- Wstr�tna pogoda, nieprawda�?
Malko kichn��, rozgl�daj�c si� po hallu starego hotelu Mierzy� on dobre sto metr�w; zajmowa� ca�� szeroko�� budynku, od przecznicy do przecznicy.
O�wietlony ni czym sala operacyjna przez ogromne �yrandole, uwydat nione dodatkowo przez pompatyczne z�ocenia i wielkie lustra, zdawa� si� ca�kiem pusty.
Od czasu zamach�w Amerykanie nie podr�owali zbyt wiele...
Malko dotar� do Cafe Promenad�, lokalu w rodzaju herbaciarni, z wej�ciem bezpo�rednio z hallu, po prawej stronie.
Siedzia�o tam jedynie kilka starszych kobiet, wystrojonych i plotkuj�cych bez przesadnego o�ywie nia.
Zawr�ci�.
Fotele z czerwonego weluru w lobby bar by�y puste.
W ko�cu ujrza� szyld Town and Country, restauracji hotelowej - i skierowa� si� w tamt� stron�.
W p�mroku raczej domy�li� si�, ni� ujrza�, �e na lewo znajduje si� d�ugi bar z ciemnego mahoniu, a na wprost -stoliki.
Amerykanie zawsze uwielbiali jada� w ciemno�ciach.
Czyje� rami� wysun�o si� z jednego z boks�w: zosta� zauwa�ony.
Korpulentny m�czyzna sam jeden zajmowa� p�okr�g�e siedzenie w rogu.
Sta�a przed nim solidnie napocz�ta butelka Defendera i pusta szklanka z kilkoma kostkami lodu na dnie.
Podni�s� si�, u�cisn�� d�o� Malko i u�miechaj�c si� k�cikami ust rzuci� niskim i chropawym g�osem: - Long time no see! Frank Capistrano, Special Advisorfor National Security Bia�ego Domu, bardziej przypomina� gangstera z lat czterdziestych ze swoj� g�st�, czarn� czupryn�, nalan� twarz�, przebieg�ym spojrzeniem i masywnym sygnetem na lewej d�oni ozdobionym wielkim diamentem.
Jego ciemny garnitur o szerokich klapach, �le skrojony, dope�nia� ca�o�ci.
Ci�kie wory pod oczami i opadaj�ce k�ciki ust nadawa�y jego twarzy wyraz ogromnego zm�czenia.
Dawno si� nie widzieli�my!
Capo mafioso, oczekuj�cy trudnego przes�uchania przed S�dem Najwy�szym...
George W. Bush by� jednak ju� czwartym prezydenten Stan�w Zjednoczonych, kt�ry korzysta� z jego rad.
Z biura, kt�re zajmowa�, usytuowanego w p�nocno-zachodniej cz�ci Bia�ego Domu, naprzeciwko Gabinetu Owalnego, gdzie Bill Clinton figlowa� z Monik� LewinskyH zawsze mo�liwy by� bezpo�redni dost�p do prezydenta.
Podszed� kelner i Capistrano rzuci� w jego kierunku: - W�dka dla pana.
Stolicznaja, je�li dobrze pami�tam.
- Przykro mi, mamy tylko Absolut - odpar� kelner.
Absolut by�jednym z najwi�kszych sukces�w marketingowych stulecia.
Dzi�ki dolarom i sile przebicia, Szwedzi byli w stanie sprzedawa� na ca�ym �wiecie, nawet w Rosji, trunek b�d�cy zaledwie bimbrem udaj�cym w�dk�.
- A zatem bimber z cytryn� - zaordynowa� Malko.
To mog�o by� jeszcze do wytrzymania.
Frank Capistrano nala� sobie pe�n� szklank� Defendera, zapali� papierosa zapalniczk� Zippo, ca�kiem now�, upami�tniaj�c� zamachy z 11 wrze�nia, z ameryka�sk� flag� wygrawerowan� delikatnie z�otem.
Spojrza� przeci�gle na Malko.
- Wygl�da na to, �e jest pan w jak najlepszej formie - zauwa�y� z westchnieniem. - Jak dawno si� znamy?
- Pi�� lat - sprecyzowa� Malko.
- Islamabad! - podchwyci� natychmiast Frank Capistrano.
- Mia�o to zwi�zek z tym bydlakiem ben Ladenem.
Malko przypomnia� sobie pierwsze spotkanie, w biurze ambasadora Stan�w Zjednoczonych w Pakistanie, gdzie znalaz� si�, zmordowany, po jedenastu godzinach lotu Pakistan Airlines, stanowi�cych przeciwie�stwo cywilizo wanej linii lotniczej.
Frank Capistrano ju� wtedy wygl�da� na zm�czonego.
Po trosze z tych samych powod�w.
Mia� wra�enie, jakby na zewn�trz objawi� si� anio� za g�ady, lec�cy ci�ko w strugach deszczu, ob�adowany bombami i rakietami.
Od trzech miesi�cy Ameryka by�a w stanie wojny z Osam� ben Ladenem, kt�ry zosta� uznany za Z�o absolutne od czasu zamach�w z 11 wrze�nia, za kt�re Amerykanie - i s�usznie - w�a�nie jego obci��ali odpowiedzialno�ci�.
Malko zanurzy� wargi w w�dce, kt�r� kelner przed chwil� mu przyni�s�.
Przynajmniej by�a dobrze sch�odzona.
Podni�s� kieliszek.
- Za lepsze dni!
Frank Capistrano uczyni� tak samo ze swoj� szklank� Defendera.
- Za rewan�! - powiedzia�, opr�niaj�c szklank� jednym haustem.
Po czym odkaszln�� i zapyta�: - Jest pan g�odny?
Malko, z powodu r�nicy czasu i zm�czenia, sam nie wiedzia�, jednak uzna�, �e lepszy wr�bel w gar�ci.
- Troch� - przyzna�.
Amerykanin przywo�a� kelnera i zam�wi�: - Dwa steki, home potatos i dwie sa�atki cezaria�skie. Je�eli macie dobre bordeaux, to prosz� przynie�� butelk�.
Kiedy obs�uguj�cy oddali� si�, Special Advisor pochy li� si� w kierunku Malko, i pomimo i� s�siednie boksy by�y puste, �ciszy� g�os.
- Zdarzaj� si� okresy, kiedy sypiam w biurze.
I sypiam co najwy�ej trzy godziny na dob�. Je�eli w og�le sypiam...
Prezydent, Dick Cheney, Colin Powell i wszystkie te dupki dooko�a, kt�re chc� wojny z ca�ym �wiatem... Bia�y Dom sta� si� domem wariat�w.
Secret Service do sta�a histerii. Ka�� mnie rewidowa�, kiedy przychodz� do mojego biura. Mnie!
- Jak dot�d - zauwa�y� Malko dyplomatycznie - radzicie sobie nie najgorzej.
Frank Capistrano zarechota� gorzko.
- Chce pan powiedzie�, �e uda�o si� nam nie wpa�, w jeszcze wi�ksze g�wno! Jednak, je�li chodzi o �ledztwo, to rezultat jest taki, o!
Z��czy� palec wskazuj�cy i kciuk w kszta�t ko�a i ci�gn�� dalej: - Zero!
Nic! Z wyj�tkiem dziewi�tnastu drani, kt�rzy
zamienili si� w gaz wraz ze swoimi ofiarami...
- Zatrzymali�cie blisko tysi�c os�b...
- Biuro samo ju� nie wie, co robi� - rzuci� lekcewa��co Frank Capistrano.
- Spu�cili ze smyczy "platfus�w".
Tak bardzo im wstyd, �e zostali wydupczeni, �e teraz aresztuj� ka�dego!
Przejdzie pan chodnikiem przed ambasad� Pakistanu w Massachusetts ju� pan jest podejrzany.
Wi�kszo�� aresztowanych przez FBI nie ma nic wsp�lnego z 11 wrze�nia.
Wielu, zwyczajnie, ma problemy z Emmigration.
Ale oni nie pomog� nam w rozwi�zaniu naszego problemu.
- To, co robicie w Afganistanie, nie jest z�e - zauwa�y� Malko.
- Uda�o wam si� w dwa miesi�ce namierzy� i do pa�� talib�w we wszystkich wi�kszych miastach. A tak�e rozbi� infrastruktur� al Kaidy.
Frank Capistrano przeci�gn�� d�oni� po �le ogolonym policzku.
- To prawda - mrukn�� - ale nie uda�o si� zniszczy� do ko�ca tych nawiedzonych szale�c�w. Rozproszyli si� tylko, jak jaka� cholerna banda kojot�w. Czekaj�, a my nie mo�emy wiecznie siedzie� w Afganistanie.
Istnieje ryzyko, �e powr�c�, kiedy si� wycofamy.
Lecz jakkolwiek jest - mniejsza z tym.
Przed 11 wrze�nia prezydent Bush nie wiedzia� nawet, �e istnieje taki kraj jak Afganistan.
- Spodziewacie si� schwyta� ben Ladena i mu��� Omara?
Special Advisor potrz�sn�� g�ow�.
- Nic na to nie wskazuje.
Nie wiem, gdzie si� podziewaj�.
Bazy al Kaidy zosta�y jednak zlikwidowane.
Pojawi� si� kelner, nios�c dwa steki pot�nych rozmiar�w.
Postawi� je przed nimi, m�wi�c: - JSnjoy your meal, gentelmen.
Kiedy oddali� si�, Malko spojrza� uwa�nie na Franka Capistrano.
Co� go intrygowa�o. Kilkakrotnie ju� zetkn�� si� ze specjalnym doradc� Bia�ego Domu, jednym z najlepszych w Stanach Zjednoczonych ekspert�w od spraw terroryzmu, zawsze przy okazji spraw najwy�szej wagi.
Ich pierwsze spotkanie mia�o miejsce w Pakistanie, po tym, jak maszyna TWA, lot 800, rozpad�a si� w powietrzu na drobne kawa�ki w wyniku tajemniczej eksplozji. W�a�nie wtedy po raz pierwszy Malko us�ysza� o ben Ladenie, kt�rego Frank Capistrano czyni� odpowiedzialnym za ten zamach.
Malko, po d�ugim i niebezpiecznym �ledztwie wyja�ni� t� afer� i spotka� si� z Osam� ben Ladenem niedaleko Jalalabadu, w Afganistanie.
Spotkanie to wywo�a�o w nim sprzeczne wra�enia.
Osama ben Laden by� osobnikiem niepospolitym, nieufnym i ostro�nym, lecz w bezpo�rednim obcowaniu �agodnym i umiarkowanym.
Inni agenci CIA mieli z pewno�ci� z nim kontakt w czasie wojny w Afganistanie, w okresie walki z interwencj� sowieck�, jednak to on by� zapewne ostatnim, kt�ry widzia� go po roku 1995, zanim jeszcze Ame rykanie "oficjalnie" wypowiedzieli mu wojn�, zmuszaj�c rz�d Sudanu, �eby go wydali�. Przyby� w�wczas do Afganistanu z w�asnym herculesem C-130, beechcraftem, helikopterem i mn�stwem pieni�dzy...
Kilka miesi�cy p�niej, na pocz�tku 1997, CIA FBI
pr�bowa�a go porwa� w Peszawarze, ale bezskutecznie.
W roku nast�pnym, dok�adnie 23 lutego 1998, Osama ben Laden proklamowa� Trzeci Mi�dzynarodowy Front Islamu i wezwa� do d�ihadu przeciwko �ydom i "krzy�owcom".
By�a to oficjalna deklaracja wojny z Izraelem i Stanami Zjednoczonymi.
Co nie przeszkodzi�o ksi�ciu Turki, szefowi S�u�b Specjalnych Arabii Saudyjskiej, oficjalnie sojusznikowi Ameryki, dostarczy� w lipcu tego samego roku talibom, protektorom ben Ladena - czterysta furgonetek toyoty... Sprawa nie przedstawia�a si� tak prosto.
Dziwne, lecz Frank Capistrano od samego pocz�tku ich rozmowy nie wygl�da� na opanowanego szczeg�ln� obsesj� �cigania wroga publicznego numer jeden Ameryki.
Jednak jego sekretarz, kt�ry skontaktowa� si� z Malkiem czterdzie�ci osiem godzin wcze�niej w zamku Liezen, przekaza� jednoznacznie: Special Advisor chce widzie� si� z nim jak najpilniej.
Cztery eleganckie kobiety usadowi�y si� przy s�siednim stoliku i zacz�y papla�, popijaj�c koktajle o egzotycznych kolorach.
Frank Capistrano zaatakowa� sw�j befsztyk, �uj�c powoli, z wzrokiem utkwionym w pustk�. Jak krowa.
Malko obserwowa� czarne w�osy na jego d�oniach, zastanawiaj�c si�, czy jest nimi pokryte ca�e jego cia�o. By� jednym z kilku ludzi, dysponuj�cych najwi�ksz� w�adz� w Stanach Zjednoczonych.
Z natury obdarzony niezwyk�� wytrzyma�o�ci�, zjawia� si� w swoim biurze o wp� do si�dmej rano, a wychodzi� nie wcze�niej ni� o dziesi�tej wiecz�r.
Malko zna� go nie tylko jako profesjonalist�; wiedzia� te�, �e Frank Capistrano by� indywidualist�, samotnikiem.
Jak d�umy obawia� si� skostnia�ych struktur waszyngto�skiej administracji. Sam zadowala� si� dwiema sekretarkami, pracuj�cymi dla niego na zmiany.
By przerwa� cisz�, Malko rzuci� lekkim tonem: - Przypuszczam, �e ma pan dla mnie bilet do Afganistanu?
Frank Capistrano znieruchomia� z widelcem zawieszonym w powietrzu.
- Do Afganistanu? - powt�rzy�.
- A co tam jest do roboty dla pana?
Tym razem Malko zosta� zaskoczony.
To i owo dzia�o si� w Afganistanie, nawet je�li g��wna operacja zosta�a ju� zako�czona. Malko zna� ben Ladena, by�oby wi�c logiczne, �e CIA wezwie go do pomocy przy jego poszukiwaniach, nawet je�li nie wie za bardzo, jak m�g�by si� przyda�.
Amerykanin prze�kn�� kawa�ek steku, opr�ni� kieliszek bordeaux i spojrza� na niego nieomal weso�o.
- Nie s�dzi pan chyba, �e ka�� panu t�uc si� w �rodku zimy po afga�skich g�rach w poszukiwaniu tego �ajdaka! Mamy tam troch� ludzi, kt�rzy si� tym zajm�: Afga�czycy, nasi ch�opcy, kilku niez�ych pracownik�w terenowych Agencji z paczkami dolar�w w zanadrzu.
Wieloma paczkami dolar�w. Czego mia�by pan tam szuka�?
Pochyli� si� w kierunku Malko i zmieni� ton na konfidencjonalny.
- Mam do powiedzenia co�, co przeznaczone jest wy��cznie dla pana.
Nikt tak naprawd� dzisiaj nie wie, gdzie jest Osama ben Laden.
Wszystkie raporty, jakie otrzymujemy na jego temat s� g�wno warte.
Ka�dy Afga�czyk, w zamian za bro� i kilka dolar�w, got�w jest zapewnia�, �e widzia� go na w�asne oczy. Nie s�dz�, by przebywa� nadal w tych cholernych g�rach, w ToraBora. Po pierwsze dlatego, �e mia� czas, by zorganizowa� sobie odwr�t, a tak�e dlatego, �e znam Arab�w.
Nienawidz� grot i jaski�. To s� Beduini, potrzebuj� przestrzeni i s�o�ca...
Na pewno sp�dzi� jaki� czas w grotach, ale teraz musi by� ju� daleko.
Na obszarach plemiennych Pakistanu, w Kaszmirze, gdzie� indziej w Afganistanie lub w Somalii.
Kiedy� b�dzie zmuszony si� ujawni� i wtedy si� go dopadnie.
Od pana oczekuje pomocy przy rozwi�zaniu problemu wi�kszej wagi o wiele pilniejszego.
Od�o�y� sztu�ce, za� Malko zastanowi� si�, co te� mo�e by� pilniejszego dla Amerykan�w od schwytania ben Ladena, odpowiedzialnego za najbardziej krwawe zamachy wymierzone przeciwko Stanom Zjednoczonym.
Frank Capistrano zapali� nowego papierosa swoj� Zippo i pozwoli�, by przez chwil� trwa�a cisza, jakby chcia� podkre�li� wa�no�� tego, co ma do powiedzenia. Po czym doda� tonem jeszcze bardziej konfidencjonalnym:
- Tysi�ce agent�w FBI i case officers CIA rozpracowuje siatk� al Kaidy.
Nie m�wi�c ju� o komandosach w terenie.
- Tak mi si� zdawa�o - przyzna� Malko.
- Mnie nie po trzebujecie.
Frank Capistrano jednak nie nakaza�by mu podr�owa� przez ca�� szeroko�� Oceanu Atlantyckiego tylko po to, by zwierza� si� ze stanu swojego ducha. To nie by�o w jego stylu.
Amerykanin pochyli� si� w kierunku Malko.
- Naprawd� pana potrzebuj�! - zapewni�.
- Do zadania, kt�re tylko pan mo�e wykona�. Lub, przynajmniej, jest pan jednym z tych niewielu, kt�rzy mog�.
- C� zatem? - spyta� Malko, zak�opotany, pozwalaj�c stygn�� swojemu stekowi.
Frank Capistrano utkwi� w nim spojrzenie swoich czarnych oczu i powiedzia� powa�nie: - To, co chc� panu przekaza�, znane jest jedynie garstce ludzi. Co wi�cej, nie dysponuj� oni wszystkimi kawa�kami puzzli.
Je�li chodzi o Agencj�, tylko George Tenet jest w pe�ni poinformowany.
Malko, coraz bardziej zdumiony, rzuci�: - O co chodzi?
Frank Capistrano dola� bordeaux do obu kieliszk�w i zacz�� t�umaczy� dobitnie: - 11 wrze�nia, o 9.11 NSA zarejestrowa�a po��czenie mi�dzy dwoma telefonami kom�rkowymi. Bardzo kr�tki komunikat: "Do Szejka: Bojinka osi�gn�a cel". Dwa razy.
- Gdzie znajdowa�y si� telefony?
- Pierwszy w New Jersey, dok�adnie w Jersey City, na wprost Manhattanu, w parku. Drugi w Madrycie, w Hiszpanii.
-Ale...
-Niech pan zaczeka!
S�u�by europejskie namierzy�y ten sam przekaz, retransmitowany z Hiszpanii do Niemiec.
Tam by�y po drodze jeszcze dwie "�lepe" kom�rki, to znaczy nie do zidentyfikowania. Przeka�niki w nie kt�rych krajach daj� mo�liwo�� przekazywania informacji bez identyfikacji �r�d�a.
- Telefony do nikogo nie nale�a�y?
- Nie wszystko odbywa si� automatycznie.
Zaopatruj� kom�rki w bardzo pojemne baterie.
Przekazuj� informacje jedna do drugiej bez chwili przerwy.
Ale to nie wszystko. Jeden z naszych satelit�w przej�� ten sam przekaz, transmitowany z Hamburga przez czwart� kom�rk�, do pi�tej, kt�ra znajdowa�a si� na jednym z g�rskich szczyt�w pakista�skiego pogranicza plemiennego, mi�dzy Pakistanem i Afganistanem.
- Baza ben Ladena?
- Raczej przeka�nik. Wniosek jest oczywisty.
Kto� obserwowa� zamach na World Trade Center.
Kto�, kto wiedzia�, co ma si� wydarzy� i kto zameldowa� swojemu szefowi o wyniku operacji. W czasie rzeczywistym.
- Kiedy dowiedzieli�cie si� o tym?
- Niestety, wiele dni po zamachu.
Trzeba by�o nie�le grzeba� w dokumentach i nagraniach z trzech �r�de�.
Wiedzieli�my wcze�niej, �e al Kaida porozumiewa si� w ten spos�b, ale teraz mamy dow�d ostateczny.
- Sk�d pewno��, �e to al Kaida?
Frank Capistrano u�miechn�� si� gorzko.
- Z powodu s�owa "Bojinka".
Operacja Bojinka zosta�a opracowana w 1996 przez Ramzi Jussefa, cz�owieka, kt�ry dokona� pierwszego zamachu na World Trade Center w 1993 roku, w czasie, gdy przebywa� na Filipinach.
Manilia przekaza�a FBI pud�a pe�ne dokument�w po arabsku, znalezionych u niego. P�niej, kiedy zosta� aresztowany w Pakistanie, a potem s�dzony i skazany w Nowym Jorku, dokumenty te zosta�y opiecz�towane i tak by�o a� do wrze�nia. Po zamachach FBI si� przebudzi�o i w pud�ach Jussefa odnaleziono projekt zamachu polegaj�cego na porwaniu samolot�w liniowych i skierowaniu ich przeciw gmachom publicznym.
Ramzi Jussef nazwa� ten projekt "Bojinka".
Niestety, nikt nie przeczyta� w por� tych dokument�w.
Malko pokr�ci� g�ow� i dopowiedzia�: - W 1994 komando GIA kt�re porwa�o Airbus Air France lec�cy do Algieru, chcia�o go skierowa� na wie�� Eiffla.
Tyle, �e terrory�ci nie umieli pilotowa�. Pomys� nie jest nowy.
Nawet gdyby FBI odczyta�o te dokumenty, nikt by pewnie w to nie uwierzy�.
- Prawdopodobnie ma pan racj� - przyzna� Frank Capistrano.
- Ale by�aby przynajmniej szansa.
- A zatem - podsumowa� Malko - Osama ben Laden wys�a� obserwatora do Nowego Jorku, by za jego po�rednictwem otrzyma� relacj�, w czasie rzeczywistym, o kl�sce b�d� powodzeniu swego planu.
Je�li znajdowa� si� w Afganistanie, to oznacza dziewi�tna�cie godzin r� nicy czasu w stosunku do wschodniego wybrze�a.
Musia� mie� wyj�tkowy wiecz�r...
- W gruncie rzeczy, pr�bowali ju� tego wcze�niej - odpar� Frank Capistrano.
- Podczas zamachu na niszczyciel Cole w Adenie jeden z cz�onk�w al Kaidy mia� filmowa� operacj�. Niestety, zaspa�...
- Nie odnale�li�cie w�a�ciciela nowojorskiej kom�rki?
- spyta� Malko.
- Nie. Aparat zosta� zakupiony za got�wk�, bez rejestracji.
W�a�nie to nazywamy "�lep� kom�rk�".
Wystarczy zainstalowa� kart� Sprint, do kupienia gdziekolwiek za dwadzie�cia dolar�w, by m�c dzwoni� po ca�ym �wiecie.
- W jaki spos�b mogli�cie zlokalizowa� ten komunikat z tak� precyzj�?
- To �atwe. Dzi�ki przeka�nikom.
Nawet kiedy aparat nie jest aktywny, to dzia�a w nim ca�y czas sygnalizator, kt�ry pozwala go zlokalizowa�.
By to uniemo�liwi�, trzeba go wy��czy�, co wi�cej, pozby� si� baterii.
Ale ten, co pos�u�y� si� t� kom�rk�, nie dba� o to.
Wiedzia�, �e nie mo�e by� rozpoznany.
Malko nie rozumia�, do czego Amerykanin zmierza.
Nie trudno by�o wykaza�, �e zamachy z 11 wrze�nia by�y drobiazgowo zaplanowane. Wszyscy to wiedzieli.
Frank Capistrano obserwowa� go z �artobliwym b�yskiem swoich atramentowych oczu. Sko�czy� stek, od�o�y� widelec i rzek�:
- Te zamachy by�y niewiarygodnie dobrze przygotowane.
Gdyby lot 93 United Airlines z Newark nie mia� czterdziestominutowego sp�nienia, operacja Bojinka powiod�aby si� w 100%.
Dwa samoloty na World Trade Center, jeden na Pentagon i jeden na Bia�y Dom.
- Jest pan pewny?
- Na 90% - odpar� Amerykanin.
- Chyba, �e celem by�a kwatera CIA.
Jednak nie wierz� w to. Trafienie w Bia�y Dom, nawet pusty, mia�oby o wiele bardziej symboliczne znaczenie. Prawdopodobnie nigdy si� tego nie dowiemy. Tak czy inaczej, by�o to doskonale zaplanowane.
Czwarty zamach uniemo�liwi�o tylko przesuni�cie w czasie.
Lot 93 w�a�nie startowa�, kiedy pozosta�e samoloty uderza�y w swoje cele, World Trade Center i Pentagon. Gdy terrory�ci opanowali samolot, niekt�rym z pasa�er�w uda�o porozumie� si� przez kom�rki z rodzinami i dzi�ki temu dowiedzieli si�, co si� dzieje. Zrozumieli, �e to nie jest zwyk�e porwanie, �e z pewno�ci� zgin�. Kilku z nich, zdecydowanych, by do tego nie dopu�ci�, zaatakowa�o kabin� pilot�w, opanowan� ju� przez terroryst�w. Ci dranie woleli rozbi� samolot w Pensylwanii ni� si� podda�.
To byli bohaterowie, ta grupka pasa�er�w. Bohaterowie, do kurwy n�dzy - powt�rzy�. - Nale�a�oby wystawi� im pomnik.
Zwykli, normalni ludzie.
Zamilk� i zapali� papierosa swoj� patriotyczn� Zippo, by uspokoi� emocje.
- I jaki z tego wniosek? - zapyta� Malko.
- S� dwa. Po pierwsze, zamachy by�y przygotowywane od dawna z wyj�tkow� uwag�. Po drugie, dw�ch terroryst�w, Khalid al-Midhar i Nawa al-Hazmi pilotuj�cy samolot American Airlans, kt�ry uderzy� w Pentagon, przybyli sze�� miesi�cy wcze�niej do Los Angeles z Tajlandii. Zostali rozpoznani przez S�u�by indonezyjskie z Kuala Lumpur jako ludzie al Kaidy. Mohammed Atta, kt�ry pilotowa� lot 11 i uderzy� w North Tower, przyby� do Stan�w w czerwcu 2000 roku. Tak, jak jego kumpel, Marwan al-Shehhi, ten, co uderzy� w South Tower. Trzynastu terroryst�w przyjecha�o do Stan�w Zjednoczonych mi�dzy 23 kwietnia a 29 czerwca 2001.
Ponadto wszystkie bilety na samoloty u�yte w zamachu zosta�y zakupione, w wi�kszo�ci przez Internet, pomi�dzy 25 a 30 sierpnia.
Bez wahania p�acili najwy�sze ceny. Mohammed Atta i jego wsp�lnicy mieli trzy miejsca w pierwszej klasie, po 2500 dolar�w za bilet, tylko po to, by by� jak najbli�ej kabiny pilot�w. Ca�a operacja, wed�ug wylicze� FBI, kosztowa�a blisko 400 000 dolar�w. C�, drobnostka, skoro Twin Towers warte by�y miliard. Wystarczy�a godzina i czterdzie�ci cztery minuty, by leg�y w gruzach. Nawet Titanic ton�� dwie godziny czterdzie�ci. Czy zdaje pan sobie spraw�, �e w przypadku lotu 11 terrory�ci opanowali samolot ju� w 11 minut po starcie?
- Wszystko by�o doskonale zmontowane - przyzna� Malko.
- You bet! - rzuci� gorzko Special Advisor.
- W Sztabie Kryzysowym Bia�ego Domu, do kt�rego nale��, od razu stwierdzili�my, �e banda wszarzy ukrywaj�cych si� w grotach Afganistanu nie by�aby w stanie zorganizowa� tak z�o�onej operacji.
Do tego trzeba zawodowc�w, a przede wszystkim doskona�ej znajomo�ci s�abych punkt�w Ameryki. Co z grubsza oznacza jedno - stempel S�u�b Specjalnych.
- Czy FBI te� tak s�dzi?
Frank Capistrano wzruszy� ramionami.
- "Platfusy" zmontowa�y wielk� operacj� �ledcz�, na zwan� Pentbomb1, w kt�r� zaanga�owane s� tysi�ce agent�w specjalnych.
Aresztuj� wszystkich Arab�w, kt�rzy im si� napatocz�.
Ale nie maj� najmniejszego po j�cia, czego szukaj�.
- M�wi pan o S�u�bach Specjalnych - powiedzia� Malko.
- Ale o jakich? Pakista�skich? Irackich?
Rysy Franka Capistrano nagle st�a�y.
Malko raczej domy�li� si�, ni� us�ysza� s�owo, kt�re wysz�o z jego ust.
-Naszych.
ROZDZIA� TRZECI
Malko, zbity z tropu, mia� wra�enie, �e albo nie zrozumia�, albo �le us�ysza�. Lecz, widz�c smutek w oczach Franka Capistrano, poj��, �e Amerykanin chcia� powiedzie� w�a�nie to, co powiedzia�.
- Twierdzi pan, �e CIA bra�a udzia� w tych zamachach? - spyta�.
- CIA jako taka - nie. Ale niekt�rzy agenci.
Malko zamilk� wobec tak niewiarygodnego wyznania.
Frank Capistrano odsun�� od siebie talerz ze zdegustowan� min�.
- Nic tak nie odbiera mi apetytu, jak rozmowa na ten temat - westchn��.
- Ale nie ma sensu chowa� g�owy w piasek.
Malko r�wnie� nie mia� ochoty najedzenie.
- Prosz� powiedzie� co� wi�cej - za��da�.
Frank Capistrano zaci�gn�� si� dymem z papierosa i rozpocz�� niskim, chropowatym g�osem:
- To jest jedna z najlepiej strze�onych tajemnic pa�stwowych. Tylko garstka ludzi ma dost�p do tej informacji. Pi�� os�b, w tym prezydent.
Znam pana od pi�ciu lat i mam do pana absolutne zaufanie. Tak, jakby pan by� Amerykaninem. Co wi�cej, jest pan �wietnym profesjonalist�.
To, co panu proponuj�, to prawdopodobnie najtrudniejsze �ledztwo w pana d�ugiej karierze. I najbardziej sekretne.
- Dlaczego zwraca si� pan akurat do mnie?
Special Advisor spojrza� na niego z rozczarowaniem.
- A do kogo mia�em si� zwr�ci�? Nie mamy cienia do wodu, same podejrzenia. Za wyj�tkiem George'a Teneta, dyrektora CIA, nikt w Langley nie ma nawet o tym poj�cia. Je�li dojdzie do najmniejszego przecieku, skutki mog� by� zastraszaj�ce.
- A FBI?
Frank Capistrano popatrzy� na Malko ponurym wzrokiem.
- FBI! - sykn��. - Gdyby domy�lali si� o co chodzi, rzuciliby si� na to natychmiast. Oczywi�cie, z gracj� s�onia w sk�adzie porcelany. I bez szans, by znale�� co kolwiek. Co wi�cej, nie omieszkaliby opowiada� o wszystkim swoim kumplom dziennikarzom, a to oznacza�oby koniec Agencji przynajmniej na jedno po kolenie. Obie agencje federalne prawie nigdy nie wsp�pracowa�y ze sob� ch�tnie, z wyj�tkiem niekt�rych przypadk�w. Niedawne wykrycie zdrajcy w sercu FBI wprawi�o w zachwyt CIA, li��c� jeszcze rany po aferze Aldricha Amesa.
- Niech pan zrozumie moj� sytuacj� - podj�� Amerykanin.
- Jestem stra�nikiem straszliwego sekretu, kt�ry dotyczy nie tylko przesz�o�ci, ale i przysz�o�ci, gdy� przekonany jestem, �e organizacja ben Ladena zn�w uderzy. Wykorzystuj�c te same osoby, o ile nie zdemaskujemy ich wcze�niej.
- C�, je�li powiedzia�o si� "a"...
- zauwa�y� Malko.- Na jakiej podstawie podejrzewacie ludzi z CIA?
Frank Capistrano nala� kolejn� porcj� dwunastoletniego Defendera do swej szklanki z widmowymi resztkami kostek lodu, zamiesza� lekko i kontynuowa�: - Ju� panu m�wi�em. Naszym pierwszym wnioskiem po 11 wrze�nia by�o, �e za tak z�o�on� operacj�, wymagaj�c� w fazie wykonawczej udzia�u prawie dwudziestu os�b, kt�re nie maj� kontaktu ze sob� - musz� sta� jakie� s�u�by specjalne. Ponadto mamy pewno��, �e piraci nie uczestniczyli w technicznych przygotowaniach do zamach�w. Wyb�r samolot�w, trajektorie, rozpoznanie system�w bezpiecze�stwa, koordynacja... Gigantyczna robota, bo wszystko musi chodzi� jak w zegarku. Mo�na, z za�o�enia, wyeliminowa� wszystkie s�u�by, kt�re mog�yby tak� operacj� przy gotowa�: brytyjskie, francuskie, niemieckie, izraelskie, rosyjskie. Saudyjczycy, Pakista�czycy, Egipcjanie - raczej nie maj� takich mo�liwo�ci.
- Dodatkowo - podkre�li� Malko - potrzeba do tego szefa operacji i kilku wsp�pracownik�w, dbaj�cych, by ca�y mechanizm zadzia�a� precyzyjnie.
- W�a�nie - przytakn�� wstrzemi�liwie Frank Capistrano.-Kogo� takiego, jak pan... kto przygotowuje wszystko dzie� po dniu i w godzinie "W" wypowiada "go ahead". Kiedy