12520

Szczegóły
Tytuł 12520
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12520 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12520 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12520 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Graham Masterton MʯCZY�NI Z MAES Szed� w�a�nie w kierunku baru w �Butchers Arms�, �eby zam�wi� nast�pn� kwart� lagera, kiedy zobaczy� za szyb� przechodz�cego Ellisa Morgana. Przez u�amek sekundy czu� ogromne zadowolenie. Poczciwy stary Ellis! A potem zdr�twia�, zapatrzony z otwartymi ustami w okno, szklanka po piwie wysun�a mu si� z d�oni i rozbi�a na pod�odze. � Patrzcie go, g�upiej szklanki nie mo�e utrzyma� w r�ce! � wrzasn�� Roger Jones. � Hej, David, nie zamierzasz chyba rozwali� tej cha�upy, co? � spyta� stoj�cy za barem John Snape. David rozejrza� si� po znajomych. W niewielkim, nisko sklepionym pomieszczeniu zasnutym papierosowym dymem by�o t�oczno. Dawniej �Butchers� mia�o pomalowane na ��to �ciany i surowe, prosto urz�dzone wn�trze. Teraz browarniany specjalista od marketingu przekszta�ci� je w �liczniusi pseudowiktoria�ski pub o �cianach wytapetowanych w kwiatki i obwieszonych lampami z br�zu i fotografiami w sepii, przedstawiaj�cymi ludzi, kt�rych nikt tu jako �ywo nie zna�. Bywa�y tu dzisiaj nawet kobiety. Co wi�cej, w porze niedzielnego obiadu, kiedy to powinny siedzie� w domu przygotowuj�c posi�ek. Tak si� cholernie wszystko pozmienia�o. � Widzia�em Ellisa � powiedzia� David g�osem bezbarwnym jak czysta woda. O�wiadczenie skwitowa�y szydercze wrzaski. � Ile ju� do tej pory posz�o kwaterek, co?! � krzykn�� Billy Evans. � Nie, nie! Przysi�gam! Tak wyra�nie jak ciebie! Dopiero co przeszed� za oknem! � Dosta�e� �wira � o�wiadczy� Roger Jones. � I dok�d to szed� za tym oknem? Tutaj? Wpa�� na szybkie ma�e piwko? � Ellis Morgan � powt�rzy� David. � Widzia�em go wyra�nie. To nie m�g� by� nikt inny. Mia� ten sw�j czerwony szalik. Za matowymi szybkami osadzonymi w drzwiach baru zamajaczy� cie� m�czyzny w czapce. Klamka szcz�kn�a ostro i na moment ucich�o; wszystkie g�owy si� odwr�ci�y. Drzwi uchyli�y si� powoli. Glyn Bachelor, dyrektor szko�y, wszed� ze spasionym jamnikiem Nye. G��bokie oddechy, a potem rozleg� si� wybuch �miechu. � Ale� nas wystraszy�, Glyn � powiedzia� John Snape. � Na �mier� � pad�o u�ci�lenie. Stary Glyn Bachelor rozejrza� si� po barze, zdumiony, �e sta� si� przyczyn� og�lnej weso�o�ci. John Snape nala� mu ma�ego guinnessa, jak zwykle. I zlewki z dystrybutora do miseczki dla Nye. � Davidowi zdawa�o si�, �e zobaczy� Ellisa M organa na dworze. David ukl�k� i zacz�� zmiata� podk�adk� pod piwo od�amki szk�a do zwini�tej w lejek gazety. By� pot�nym m�czyzn� o czarnych kr�conych w�osach, czerwonych policzkach i intensywnie niebieskich oczach. Nosi� tani szary sweter z golfem, o numer za ma�y i ogromnego rozmiaru d�insy. Jakby przez kontrast g�os mia� wysoki i mi�kki i ka�dy w �Butchers� potwierdzi�by, �e nie jest w stanie skrzywdzi� muchy. � Mog� sobie rechota�. Widzia�em go tak wyra�nie, jak ka�dego w tym barze. Czerwony szalik� i w og�le. Stary Glyn Bachelor zacz�� si� niezgrabnie przeciska� na swoje sta�e miejsce i wszyscy unosili krzes�a, by go przepu�ci�, nie podnosz�c z nich siedze�, zupe�nie jak to robi� dzieci. Glyn zawsze siadywa� w k�cie mi�dzy oknem a kominkiem; by� kierownikiem szko�y i lubi� mie� ca�y bar na oku. Wi�kszo�� zgromadzonych w nim m�czyzn by�a kiedy� jego uczniami. Przezywali go �Ch�o�ciarz�, poniewa� mia� w zwyczaju smaga� ch�opc�w po nogach cieniutk� trzcink�, kt�rej u�ywa� tak�e do wskazywania podczas wyk�adu. Up�yw czasu niewiele go zmieni�: z kr�conymi w�osami i perkatym nosem nieodmiennie wygl�da� jak podstarza�e dziecko. Koszul� mia� nakrochmalon�, krawat w barwach hrabstwa. Spowija�y go warstwy zielonych kardigan�w i br�zowych tweed�w w jode�k�. Chroni� si� w ten spos�b przed wilgoci�, przera�liwie dokuczliw� w Dolinie Rhymney podczas zimowych dni. Poci�gn�� �yk guinnessa i star� pian� z w�s�w grzbietem d�oni. � W takim razie to ju� drugi � powiedzia�, odchylaj�c si� na siedzeniu, by wyci�gn�� z kieszeni playersa bez filtra, rodzaj papieros�w praktycznie ju� w tej chwili nie do zdobycia. � Co to ma znaczy�: ju� drugi? � spyta� Roger Jones, bry�owaty facet z kr�tko ostrzy�onymi w�osami i kolczykiem w uchu. Na boisku obro�ca doskona�y, w pracy kiepski mechanik samochodowy: nawet jego obie lewe r�ce mia�y dwie lewe r�ce. � Kevin Williams widzia� swojego staruszka przy Fleur�de�Lys. � W �yciu! Kiedy? � W pi�tek po po�udniu. Zaczyna�o si� zmierzcha�. Przekracza� rzek� pod wiaduktem, gdy zobaczy� go id�cego po drodze do Ystrad. Tylko mu mign��, wi�c m�g� si� pomyli�. Ale m�wi, �e mia� star� torb� �o�niersk�, t�, w kt�rej zawsze nosi� kanapki. � Poszed� za nim? � spyta� David. � Tak, ale zaraz si� zatrzyma�. Twierdzi, �e nie chcia� z siebie robi� idioty, biegn�c za kim�, kto mo�e nie by� jego ojcem. Poza tym doszed� do wniosku, �e je�li to rzeczywi�cie on, zdecydowanie nie chcia�by si� z nim zobaczy� w jedena�cie lat po tym, jak umar�. David sko�czy� zmiata� kawa�ki szk�a do gazety i poda� j� Johnowi Snape, �eby wyrzuci� zawarto�� do stoj�cego za barem kosza na �mieci. � Daj mi nast�pne, John � powiedzia�. � Co takiego? Mo�e w papierowy kubek � zakpi� barman, ale David go nie s�ysza�. Poszed� do drzwi frontowych, otworzy� je i stan�� na wilgotnym szarym asfalcie parkingu przed barem. Rozejrza� si� wko�o i zacz�� nas�uchiwa�. Surowe, mgliste listopadowe powietrze pachnia�o wilgoci�, nieod��czn� od tych dolin, dymem i spalinami. Po drugiej stronie ulicy pi�ciu czy sze�ciu ch�opc�w zabawia�o si� kopaniem puszki po chodniku, a jeden siedzia� na schodkach do pralni i pali� papierosa. Jakby to by� m�j dzieciak, to bym go spra�, pomy�la� David. Po choler� w og�le wychodzi� z szybu, skoro cz�owiek zamierza pali�? Ojciec chorowa� na p�uca i David poprzysi�g�, �e cho�by jego noga nie posta�a wi�cej w ko�ciele, pod tym wzgl�dem b�dzie kultywowa� ewangelickie cnoty. Odwr�ci� si� w drug� stron� i spojrza� w kierunku kotliny, na wysoki, pos�pny kolejowy wiadukt spinaj�cy brzegi Rhymney. Kiedy� je�dzi�y po nim lory z w�glem i poci�gi pasa�erskie, teraz by� ju� tylko pomnikiem wiktoria�skiej my�li technicznej. G��boka pod jego sklepieniem, o brzegach poro�ni�tych ociekaj�cymi wilgoci� paprociami, Rhymney toczy�a swe niegdy� czarne od w�glowego py�u wody, szumi�c, jakby szeptali w niej zapomniani g�rnicy. Kopalnie Markham, Pengam, Aberbargoed pozamykano, a ludzie pracowali w magazynach z dywanami albo w elektronice lub, co najcz�ciej, �yli z zasi�ku. Prawdziwy walijski g�rniczy dom mo�na by�o zobaczy� ju� tylko w skansenie niedaleko Cardiff. Ptak zatrzepota� nerwowo. � Ellis? � krzykn�� David. � Ellis Morgan, czy to ty? Parking by� pusty, a na okrzyk Davida odpowiedzia� tylko Roger Jones: � Zamknij te cholerne drzwi, bo nas zamrozisz! Kiedy wraca� do �rodka, odwr�ci� si� raz jeszcze i rzuci� okiem na sklepy. Zobaczy� kogo� przelotnie; kogo� w szarym p�aszczu i czerwonym szalu, zmierzaj�cego po kr�tej drodze biegn�cej przez Maes�y�Cwmmer. Kogo� w szarej czapce, ze sk�rzan� torb� przy pasku, id�cego szybko, w charakterystyczny dla Ellisa Morgana spos�b. David, kiedy by� m�odszy, nigdy nie m�g� za nim nad��y�. Dawa� trzy kroki, podbiega� nast�pne trzy i w ten spos�b dociera� do bramy kopalni straszliwie zziajany. � Ellis Morgan � wyszepta�. I w tym samym momencie posta� w szarym p�aszczu i czerwonym szaliku zatrzyma�a si� na rogu Jenkins Street, odwr�ci�a i pomacha�a r�k� w przyjaznym pozdrowieniu. Za daleko i zbyt mgli�cie, by David m�g� go na pewno rozpozna�. Jego twarz rysowa�a si� jak niewyra�na plama i zanim David zd��y� skupi� na niej wzrok, ten kto� znikn�� za rogiem. Ale kt� jeszcze poza Ellisem Morganem i po co mia�by si� zatrzymywa�, by mu pomacha�? Wszed� do �Butchers� i cicho zamkn�� za sob� drzwi. Kwaterka czeka�a na niego na kontuarze. Spojrza� na Glyna Bachelora, siedz�cego w swoim k�cie jakby w ramkach fotografii. Stary nauczyciel odwzajemni� spojrzenie; twarz mia� powa�n�, pe�n� zrozumienia, tak jakby dzielili wsp�lny sekret. Wp� do drugiej wyszed� z pubu i wsiad� do bladoniebieskiej astry vauxhal. Zaj�cza�a pi�� czy sze�� razy, zanim silnik zaskoczy�. Nie s�u�y�a jej wilgo�, przyda�by si� nowy akumulator, na co by�y s�abe szans�, dop�ki David pracowa� dorywczo. Troch� je�dzi� baga��wk�, czasem zajmowa� si� stolark�. Kiedy� montowa� kuchnie Glynetha, ale teraz nikt w okolicy nie m�g� sobie pozwoli� na now� kuchenk� gazow�, a co dopiero na zam�wienie kompletu mebli, wi�c firma splajtowa�a. Lubi� prac� montera. Robota czysta, niez�a, cz�owiek odwiedza przyjemne domy, w kt�rych zawsze cz�stuj� herbat�. Po uko�czeniu szko�y poszed� w �lady ojca i zatrudni� si� w kopalni Maes�y�Dderwen. Przepracowa� pi�� miesi�cy i tydzie�, kiedy ministerstwo j� zamkn�o. By� g�rnikiem to praca na ca�e �ycie, zwyk� mawia� ojciec. Dop�ki jest w�giel i dzielni m�czy�ni, gotowi go wydobywa�, jest i praca. Etykietka z cen� nie zd��y�a si� zetrze� z pude�ka na kanapki, kt�re kupi� pod ziemi�, a on ju� sta� przy bramie, patrz�c, jak zamykaj� j� na �a�cuch i jak nieruchomiej� g�rnicze wyci�gi. Tak to wygl�da�o. Praca na ca�e �ycie. Oczywi�cie katastrofa w Maes�y�Dderwen przy�pieszy�a decyzj� o zamkni�ciu. Ludzie podawali t� dat� jak swoich w�asnych urodzin. Pi�tkowy poranek 15 listopada 1982 roku. Dok�adnie dwadzie�cia siedem minut po dziesi�tej. Pot�ny wybuch p�on�cego gazu oznajmi� rozleg�� eksplozj� w najg��bszym i najdalej po�o�onym szybie numer 7. Jedenastu m�czyzn zasypa�o w zachodnim tunelu; nigdy ich nie odnaleziono. Prawie trzy tygodnie pr�bowano si� do nich dokopa�, a potem nast�pi�y jeszcze trzy t�pni�cia i zapad�a si� niemal po�owa wzg�rza Hengoed razem z trzema domostwami. Krewni wyrazili zgod�, by zabroni� wst�pu na ca�y ten teren, a ziemi� pob�ogos�awili i uznali za u�wi�con� mogi�� pastor od baptyst�w i katolicki ksi�dz, jako �e w�r�d zasypanych znajdowa�o si� dw�ch Polak�w. Zostawili pod ziemi� jedenastu przyjaci�. Jedenastu syn�w, jedenastu ojc�w, jedenastu m�czyzn z Maes. Po�egnali ich stoj�c w deszczu, spleceni ramionami i �piewaj�c psalm. Niczyje oczy nie pozosta�y wtedy suche. Jecha� w kierunku Fleur�de�Lys, wycieraczki klekota�y, gdy min�� starego Glyna Bachelora, id�cego w deszczu z podniesionym ko�nierzem p�aszcza. Podjecha� do skraju drogi, wychyli� si� do okna po stronie pasa�era i krzykn��: � Podwie�� pana, panie Bachelor? � Ale co z Nye? � Nie ma si� co martwi�. Na tylnym siedzeniu le�y stary koc. Glyn Bachelor z wdzi�czno�ci� wdrapa� si� do �rodka i zamkn�� drzwi. � Bo�e �wi�ty, leje jak z cebra � u�ali� si�. Wyj�� z kieszeni zmi�toszon� chusteczk� i wytar� twarz. Nye zw�szywszy koc natychmiast skoczy� na tylne siedzenie i pojechali dalej w lej�cym deszczu, mijaj�c sklepy, wypo�yczalnie wideo, bar z indyjskim jedzeniem na wynos i wzniesione tarasowato domy. Dylan Thomas nie zna� takiej Walii; zna� zadziwiaj�c� Wali�, jak sam to okre�la�, szyb�w kopalnianych, g�r, ch�r�w ko�cielnych, owiec i nierzeczywistych cylindr�w. Teraz by�a jeszcze dziwniejsza � z pozamykanymi kopalniami, bez tradycyjnych sklepik�w, jak �Jones i Porter�, gdzie kroili ser drutem i zawijali w pergamin. � A wi�c my�la�e�, �e widzisz Ellisa Morgana, tak? � spyta� stary Glyn Bachelor. � Ociupin� przera�aj�ce, co? � David kichn�� i potar� kartoflowaty nos. � Przysi�g�bym, �e to on. Przeszed� ko�o okna, a potem dostrzeg�em go znowu na rogu Jenkins. Nawet mi pomacha�� Ale przecie� to nie m�g� by� on, prawda? � Kiedy� ju� si� co� takiego zdarzy�o � powiedzia� stary Glyn. � Co si� zdarzy�o? � Widziano m�czyzn, kt�rzy zmarli. � Kiedy? � Po wybuchu w tysi�c dziewi��set trzydziestym sz�stym w Bedwas. Zgin�o dziewi�ciu. Mia�em zaledwie pi�� lat, nie zna�em �adnego, ale byli w�r�d nich starsi bracia i ojcowie moich koleg�w. Powt�rzy�a si� sytuacja z Maes: nie odkopano ich, okaza�o si� to zbyt niebezpieczne. Pr�bowali, dop�ki nie zawali�a si� po�owa tej cholernej g�ry. � Ale rzeczywi�cie ich widziano? To znaczy, mam na my�li, na przyk�ad id�cych. � Sam jednego widzia�em, chocia� wtedy nie mia�em poj�cia, kogo widz�. Gareth Evans, tata mojego kumpla, Wiliama Evansa. Do dzi� mam to przed oczami. Zdarzy�o si� sze�� lat p�niej, w tysi�c dziewi��set czterdziestym pierwszym. Wyjecha�em zza rogu Plas Inn na rowerze, udaj�c spitfire�a, no wiesz: pah�pah�pah�pah z karabinu maszynowego� i szed� tam sobie w stron� Blackwood, w czapce, z chlebakiem, w starym p�aszczu, i pos�a� mi co� w rodzaju spojrzenia, zanim zd��y�em czmychn��. Widz� te oczy, jakby si� to wydarzy�o wczoraj, bo widzisz, by�y przeczyste. Jakby� patrzy� w sp�ukane deszczem szyby. � Niech pan da spok�j, panie Bachelor � powiedzia� David. � Nie chce mnie pan chyba wystraszy�. � Ale to prawda. I to by� na pewno Gareth Evans. Tydzie� potem poszed�em do Williama, zaproszony jak co tydzie� na herbat�, i zobaczy�em zdj�cie jego ojca nad kominkiem. Biedna pani Evans nie mog�a zrozumie�, dlaczego nie jem chleba z d�emem. Odm�wi�a sobie d�emu ze swojej racji, ale jak jej to mia�em wyja�ni�? �Zdarzy�a si� dziwaczna rzecz, pani Evans: jaki� tydzie� temu zobaczy�em pana Evansa id�cego w stron� Blackwood i to tak wyra�nie, jak pani� teraz widz�. Nie mog�em czego� takiego powiedzie�, nawet z powodu racjonowanego d�emu. Dojechali do Pengam, gdzie mieszka�a siostra starego Glyna i David zatrzyma� astr� przy kraw�niku. Po obu stronach ulicy wznosi�y si� tarasowato w�skie domy z b�yszcz�cymi wielkimi oknami o panoramicznych szybach, os�oni�tych kunsztownie upi�tymi siatkowymi firankami. Zas�ona we frontowym pokoju pod dziewi�tnastk� uchyli�a si� na moment i ukaza�a si� du�a ��tawa twarz. � Nie sp�ni� si� pan chyba na obiad? � Nie, jest po prostu w�cibska. Us�ysza�a zatrzymuj�cy si� samoch�d. � I co si� potem sta�o? � zapyta� David. Glyn Bachelor by� ju� jedn� nog� na zewn�trz, a Nye skoczy� na przednie siedzenie, by p�j�� za nim. � Co masz na my�li? � odwr�ci� si� z powrotem do Davida. � Widzia� pan jeszcze kiedy� Garetha Evansa albo kt�rego� z nich? � S�ysza�em jedn� czy dwie opowie�ci � zerkn�� szybko na Davida � ale nie przywi�zywa�em do nich zbytniej wagi. � Jakie opowie�ci? � Ale� jeste� uparty! Musz� i�� na obiad. � Panie Bachelor, ja naprawd� widzia�em Ellisa Morgana. � Pami�tasz lekcje historii? � Stary nauczyciel poklepa� go po ramieniu. � Pami�tasz Owena Glyn Dwr? David by� zbity z tropu, ale Glyn Bachelor nie zamierza� mu nic wi�cej powiedzie�. Wysiad� z wozu, trzasn�� drzwiczkami i znikn�� w drzwiach dziewi�tnastki, zanim David zd��y� opu�ci� szyb� i krzykn��: �Nie rozumiem, o co panu chodzi, niech mi pan da jak�� wskaz�wk�!� Pojecha� wi�c do domu rodzic�w w Penpedairheol, pag�rkowatej dzielnicy bungalow�w, do�� przygn�biaj�cej, cho� domy by�y tutaj schludne i czyste, �wie�o odmalowane, wi�kszo�� z zaadaptowanymi strychami. Matk�, t�g� i ciep��, spowija� fartuch w kwiatki. Poca�owa� j� w spocone czo�o i rozejrza� si� za ojcem. Siedzia� przed telewizorem, ogl�daj�c mecz pi�ki no�nej. Przera�liwie wysuszony, jak zapomniany w koszyku na jarzyny stary burak. David zastanowi� si�, czy nie powinien mu powiedzie�, �e widzia� Ellisa M organa, gdy ojciec zacharcza� i zakaszla�. Lepiej nie, zdecydowa�. M�g�by sprowokowa� atak, a zreszt� ojciec i tak by mu pewnie nie uwierzy�. � Gdzie pochowa�a� moje stare szkolne ksi��ki, mama? � A do czego ci potrzebne? � Tylko ta do historii. Chcia�em co� sprawdzi�. Le�a�y w kartonowym pude�ku w k�cie na strychu tu� obok zbiornika na wod�. Nowoczesna matematyka. Geografia dzisiaj. I Historia Walii i. D. Lloyda. Zielona ok�adka z czerwonym smokiem, w �rodku zaokr�glone litery: D. Davies, 38 Royce Avenue, Penpedairheol, Mid�Glamorgan, Walia, Europa, �wiat, Wszech�wiat. � D�ugo tam jeszcze b�dziesz, ch�opcze? � krzykn�� ojciec. � Cholerny przeci�g, co najmniej jakby wia� huragan. � Wybuchn�� d�ugim, potwornym kaszlem; bolesna, niszcz�ca fantazja na bezdech i zniszczone b�ony �luzowe. David ukl�k� na strychu, przyciskaj�c d�o� do czo�a w milcz�cej modlitwie i pro�bie o wybaczenie. Przebacz, ojcze, zapomnia�em. Ojciec by� swarliwy, wiecznie zirytowany, ale cierpia� na anthracosis, tkanki p�uc mia� zatkane i nie by�o jednej minuty w ci�gu dnia, �eby nie mia� wra�enia, jakby w jego wn�trzu �y� nieugi�ty szkodnik, kradn�cy mu powietrze, a ulg� mog�o przynie�� tylko zatrzymanie na zawsze oddechu. Szybko kartkowa� mi�kki gruby papier stron Historii Walii. Dok�adnie takie same � obrazki, na kt�re patrzy� w letnie popo�udnia: Cadwaladr, kr�l Gwynedd, w koronie kr�la Artura; Llewelyn ap Iorwerth, czekaj�cy na �mier� w celi klasztoru cysters�w w Aberconway. I Owen Glyn Dwr z Gruffydd, potomek Llewelyna, panuj�cy ksi��� Walii, kt�ry walczy� z Anglikami pod Knighton prawie sze��set lat temu. Owen Glyn Dwr ustanowi� po wsze czasy, �e ka�dy Walijczyk, kt�ry zginie z r�k Anglik�w, powr�ci do swego domostwa, by po�egna� najbli�szych. David pami�ta� to zdanie, cho� w czasach szkolnych go nie rozumia�, a mo�e nie chcia� rozumie� � w�wczas czternastolatek, oszala�y na punkcie rugby i wybrzusze� �wie�ej bia�ej bluzki siedz�cej obok niego dziewczyny, Gwen Griffin, dzisiaj pani Johnson, matki bli�ni�t, r�wnie pot�nej, jak niegdy� jej biust. Ale� czy naprawd� to znaczy�o�? Czy naprawd� Owen Glyn Dwr ustanowi� po wsze czasy, �e ka�dy Walijczyk, kt�ry zginie z przyczyny Anglika, powr�ci do domu, cho� przecie� musia� by� martwy, jak Ellis Morgan i wszyscy zasypani i straceni w Maes�y�Dderwen? Na sam� my�l o tym przesz�y go ciarki, sk�ra g�owy zacz�a sw�dzie�. Czy to w�a�nie pr�bowa� mu powiedzie� stary Glyn Bachelor? �e to prawda? � Albo zamkniesz te cholerne drzwi, Davidzie � wrzasn�� ojciec � albo zamkn� je osobi�cie i zostawi� ci� tam, �eby� zapu�ci� korzenie! Kiedy wraca� z powrotem, zacz�o szarze�. Dobrze wyczuwalny zapach dymu unosi� si� w przejmuj�cym wilgoci� powietrzu, rz�dy lamp sodowych bieg�y jak pod sznurek po g�rskich zboczach. Ciemno, mrocznie i dziko musia�o by� tutaj w czasach Owena Glyna Dwr; teraz doliny nie roz�wietla�y wschodz�ce gwiazdy, tylko pomara�czowe �wiat�o lamp, zupe�nie jak parking przed supermarketem. David zobaczy� dw�ch m�czyzn w czapkach id�cych poboczem i zacz�� si� zastanawia�, czy nie nadchodz� z Maes�y�Ddwerwen. Zerkn�� we wsteczne lusterko, ale gdzie� znikli, mo�e po prostu skr�cili� Nie zawr�ci�, by ich poszuka�. No bo co, je�li to zmarli? O co mia�by ich zapyta�? �Halo, ch�opaki, nie jeste�cie przypadkiem martwi? I czy naprawd� Owen Glyn Dwr dope�ni� obietnicy, �e b�dziecie mogli si� po�egna�?� Dojecha� do Maes�y�Cwmmer, przejecha� przez skrzy�owanie na zielonym �wietle i dalej, kr�t� ulic�, do rogu Jenkins Street. Zatrzyma� samoch�d przy domu Morgan�w i wy��czy� silnik. Zas�ony w pomara�czowo�br�zowe kwiaty w oknie frontowego pokoju by�y szczelnie zaci�gni�te, ale �wieci�o si� w �rodku, nie widzia� za to migoc�cych odblask�w telewizyjnego ekranu, rzecz dziwna o tej porze dnia, kiedy wi�kszo�� rodzin siedzia�a przy herbacie i w��czonych odbiornikach. Wygramoli� si� wreszcie z samochodu, otworzy� furtk� z kutego �elaza, pokona� dwa niskie schodki z betonu i podszed� do frontowych drzwi. Nacisn�� dzwonek i czeka�. Wydawa�o mu si�, �e z wn�trza dochodzi �miech, ale nie by� tego pewien. Drzwi otworzy�y si� po chwili i stan�a w nich Denise, najm�odsza c�rka Ellisa Morgana, ju� nie ca�kiem m�oda, czarnow�osa kobieta o wyrazi�cie zarysowanych brwiach. Policzki mia�a zaczerwienione, jak po wypiciu drinka albo serdecznym �miechu, a mo�e po jednym i drugim. � David? � Pos�uchaj, Denise � czu� si� idiotycznie za�enowany � wiem, �e to brzmi g�upio, ale m�g�bym przysi�c, �e widzia�em twojego ojca dzisiaj po po�udniu. Wpad�em na kwaterk� do �Butchers� i wiesz� zobaczy�em go przechodz�cego za oknem, tak wyra�nie, jak ciebie teraz widz�. Przysi�gam ci. Potem poszed� w kierunku domu, a na rogu odwr�ci� si� i pomacha� mi. Patrzy�a na niego d�u�szy moment nie odzywaj�c si�. S�ysza� dochodz�c� z pokoju muzyk� ze starej p�yty Mela Torme i kobiecy �miech. Wreszcie powiedzia�a: � Pomacha�, tak? � W�a�nie, pomacha�. � W takim razie wejd�, u�ci�nij mu d�o�. � W oczach Denise zal�ni�y �zy. David prze�kn�� �lin�; po raz pierwszy w �yciu ow�adn�a nim panika. Zupe�nie jakby schody frontowe nagle usun�y mu si� spod st�p albo jakby jecha� wind� bez zawiesi czy dozna� nag�ego zawrotu g�owy. � On tutaj jest? Denise wzi�a go pod r�k� i poprowadzi�a przez niewielki przedpok�j ozdobiony barometrem w kszta�cie ko�a sterowego i ufarbowanymi na r�owo pi�ropuszami traw pampasowych. Otworzy�a drzwi do frontowego pokoju i zobaczy� ich wszystkich, ca�� rodzin� Morgan�w: Ivora, z kt�rym chodzi� do szko�y, Janin�, �on� komiwoja�era produkt�w kosmetycznych z Bristolu, Kevina i Brangwyn, i pani� Morgan, posiwia��, w pi�knej r�owo���tej sukni. By� te� Billy Probert, sprzedawca ze sklepu ze sprz�tem komputerowym w Ystrad; kiedy� pracowa� w Maes�y�Dderwen razem z Ellisem. I on te� tam by�. Siedzia� w swoim ulubionym fotelu. Ellis Morgan. Zgin�� zasypany jedena�cie lat temu i oto siedzia� w ulubionym fotelu w�r�d rodziny i przyjaci�, a wszyscy rozmawiali, �mieli si�, popijali piwo z rumem i s�uchali Mela Torme z odtwarzacza kompaktowego. Podni�s� wzrok i spojrza� na Davida, gdy ten wszed� do pokoju. By� du�o bledszy, znacznie bledszy ni� kiedy�, jakby krew zupe�nie z niego wyciek�a, ale nie zmieni� si� za bardzo. Szczup�a twarz, wkl�ni�te policzki, orli nos i kwadratowa szcz�ka. Tylko oczy mia� blade, wydawa�o si�, �e t�cz�wki s� zupe�nie pozbawione koloru, a przecie� David pami�ta�, �e by�y czarne. U�miechn�� si� do Davida na powitanie dziwnie bezosobowym u�miechem. � To David � powiedzia�a pani Morgan. � Popatrz na niego, Ellis, zobacz, jak spot�nia�. David przeszed� przez pok�j i wyci�gn�� r�k�. Serce wali�o mu g�o�no, jakby kto� uderza� w wielk� poduch� kijem do krykieta. Witaj, Davidzie � powiedzia� Ellis i szybko u�cisn�� mu d�o�. � Kawa� czasu. � Przecie� nie �yjesz � o�wiadczy� David. Ca�ym jego cia�em targa�y fale md�o�ci. Gorsze ni� gdyby siedzia� na ma�ej chybotliwej ��dce w przejmuj�cy ch�odem poranek, �owi�c makrele. Chyba mnie o to nie obwiniasz, Davidzie? � Ellis odchyli� si� na oparcie krzes�a i popatrzy� na niego z wyrazem smutku i �alu. � Nie �yjesz, przecie� nie mo�esz by� �ywy. � Odwr�ci� si� do pani Morgan; szybko spu�ci�a oczy, jak i wszyscy pozostali. W milczeniu wpatrywali si� w drinki, tylko Mel Torme poj�kiwa� niezmordowanie. � On nie �yje � wzi�� ich na �wiadk�w. �ciany niedu�ego pokoju dziennego napiera�y na niego. Zobaczy� na taniej politurowanej szafce tr�jwymiarowy obrazek Chrystusa. � Wiedzia�e� o tym. I w�a�nie dlatego przyszed�e� � stwierdzi�a Denise. � Wi�c po co teraz to ca�e larum? Nie przejmuj si� � odezwa� si� Ellis z u�miechem. Jego g�os budzi� dziwaczne echo, zupe�nie jakby m�wi� z innego pokoju. � Glenys o ma�o nie oszala�a, gdy si� pojawi�em w drzwiach. Prawda, kochanie? To nasze dzieci mnie zaakceptowa�y. Bo to pewnie normalne dla dzieci, �e ojciec wraca, nawet pijany albo sp�niony, bo nie zd��y� na autobus. Nawet martwy. � No bo jeste� martwy � powt�rzy� David. � Na rany Chrystusa, ty nie �yjesz, Ellis. Daj�e wreszcie spok�j, siadaj i napij si� czego�. Mam tylko t� jedn� noc. Cmentarz na mnie czeka. Tak nam powiedziano i nie pozostaje nic innego, jak w to uwierzy�. Denise poda�a Davidovi nape�nion� po brzegi szklank� piwa. Spr�bowa� upi� troszeczk�, ale by�o ciep�e, a on si� poci�. Billy Probert posun�� si� nieco i David przysiad� ko�o niego na brze�ku kanapy. � Denise, mo�e by� zapyta�a, czy kto� chce kie�bask� w cie�cie! � powiedzia�a karc�co pani Morgan. � Czy kto� chcia�by kie�bask� w cie�cie? � spyta�a Denise. � We� no te kie�baski, Denise � powiedzia�a pani Morgan, kiedy zobaczy�a, �e wszyscy potrz�saj� przecz�co g�owami � pocz�stuj nimi. I nie zapomnij o serwetkach. David zapatrzony na Ellisa Morgana wci�� nie m�g� uwierzy�, �e on naprawd� tu z nimi jest. Nie �y� od tylu lat, a teraz siedzia� tu, rozmawia�� � W jaki spos�b wydostali�cie si� z kopalni? � zapyta� w ko�cu. � Pr�bowali was odkopa�, ale g�ra si� osuwa�a i postanowili da� spok�j ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa. Uznali, �e nie ma co ryzykowa� �ywych dla umar�ych. To znaczy� zrobili, co by�o w ich mocy. No i dobrze. � Ellis wzruszy� ramionami. � Niewiele tak naprawd� pami�tam, tylko oderwane strz�py wydarze�. Kto� krzykn��: �Wybuch!�, potem jakie� t�pni�cie, trzask, jakby� us�ysza� naraz wszystkie pioruny, co zagrzmia�y przez ca�e �ycie nad twoj� g�ow�, i sklepienie si� zawali�o. Wiedzia�em, �e mnie mia�d�y, Davidzie. Czu�em to. I to, �e przesta�em oddycha�. Potem by�o tak, jakbym zapad� w sen, a kiedy otworzy�em oczy, wsta� dzie�. Niezbyt jasny, raczej deszczowy. W ka�dym razie mog�em dostrzec g�rniczy chodnik wiod�cy do wyj�cia, wi�c zacz��em si� po nim wspina�. Nie mia�em czasu dok�adnie si� rozgl�da�, ale wydawa�o mi si�, �e wydr��enia prowadz� do ogrod�w dzia�kowych i �e chodnik zosta� otwarty przez przypadek. Wyszed�em prosto w deszcz, no i jestem. � Ale przecie� zgin�li�cie lata temu � powiedzia� David. Nie umiem ci na to odpowiedzie�. Czuj� si�, jakbym zaspa�, to wszystko. � Zaspa�?! Trudno w to uwierzy�. Wiem � odpar� Ellis powa�nie. � I dlatego jestem wdzi�czny, �e si� tu znalaz�em. � Ale m�wi�e�, �e masz tylko t� noc � przypomnia� David. Ellis kiwn�� g�ow�. Napijmy si�, co? � podni�s� szklank�. � Sk�d wiesz, �e rzeczywi�cie tylko t� jedn�? Mo�e wi�cej? Mo�e b�dziesz �y� do ko�ca? Nie. Powiedziano nam, �e mamy jedn� noc; jedn� jedyn�, ale przecie� i tak dano nam szans� po�egna� si� porz�dnie z tymi, kt�rych kochali�my. Nale�ysz do nich, Davidzie, i dlatego si� tutaj znalaz�e�, wiesz, prawda? � Kto wam powiedzia� o tej jednej nocy? � dopytywa� si� David. By� zdumiony, przestraszony i podekscytowany zarazem. To by�o jednak cudowne: widzie� Ellisa Morgana znowu, rozmawia� z nim, siedzie� w kr�gu jego rodziny. To si� zdarzy�o, gdy chodnik si� przed nami otworzy�. Ogarn�a nas ciemno��, tylko tak to umiem opisa�. Oczywi�cie, by�o naprawd� ciemno, tam, w szybie, ale teraz ciemno�� jeszcze si� pog��bi�a. Sta�a si� czarna jak sam w�giel. I przem�wi�a do mnie, jakby kto� szepta� tu� przy moim uchu. Dziwnym starodawnym walijskim j�zykiem. � Owen Glyn Dwr � wyszepta� David. � Co powiedzia�e�? � spyta�a ostrym tonem Glenys Morgan. � Owen Glyn Dwr. Czyta�em o nim w ksi��ce do historii. W dniu �mierci poprzysi�g�, �e ka�demu Walijczykowi, kt�ry zginie z r�k Anglik�w, b�dzie dane wr�ci�, by po�egna� si� z rodzin�. � Popatrzy�a na niego rozszerzonymi �renicami, ale nic nie powiedzia�a. Ellis te� si� nie odezwa�, cho� z wyrazu jego twarzy David wyczu�, �e potr�ci� w�a�ciw� strun�. � A co z Rogerem Jonesem? Billym Evansem? I z Johnem Snape z �Butchers�? Mogliby si� z tob� te� po�egna�, nie? Chyba po nich po�l�, �eby przynie�li troch� wi�cej piwa. Podoba�oby misie, gdyby wpadli na chwilk� � u�miechn�� si� Ellis i pokiwa� g�ow�. � Co ty o tym my�lisz, Glenys? Oczy pani Morgan wype�ni�y si� �zami. Do licha, przesta� p�aka�, dziewczyno! Jaki masz pow�d? � z�aja� j� Ellis. Poci�gn�wszy nosem, otar�a �zy. � No bo pierwszy raz w �yciu spyta�e� mnie o zdanie � powiedzia�a. � Przekl�ty m�ski szowinista � za�mia� si� David. W ten w�a�nie spos�b, popijaj�c, rozmawiaj�c, splataj�c d�onie w po�egnalnych u�ciskach, rodzina i przyjaciele Ellisa Morgana sp�dzili w ciep�ej atmosferze przedziwny wiecz�r, kt�ry wydawa� si� trwa� d�u�ej ni� p�yn�ce godziny na to wskazywa�y. Przekazali Ellisowi naj�wie�sze plotki, poinformowali o nowej obwodnicy, kt�re pary si� rozesz�y, ile sklep�w zamkni�to, ��cznie z tym w Blackwood, gdzie zawsze kupowa� kurtki. Ale tu� po pi�tej, gdy s�abe �wiat�o dzienne zacz�o s�czy� si� przez zas�ony, Ellis spojrza� w okno, a na jego twarzy odmalowa�y si� strach, �al i wyczerpanie. Oczy, kt�re wydawa�y si� tak o�ywione w sztucznym o�wietleniu, przybra�y t�py, zaszczuty wyraz. Policzki mu si� zapad�y, wargi zacisn�y mocno na z�bach. � Lepiej b�dzie, je�li teraz wyjd�, Ellis � powiedzia�a Glenys. Nie odpowiedzia�, ale skin�� twierdz�co g�ow�. David niech zostanie � wychrypia�. � Powinien by� przy tobie jaki� m�czyzna, kiedy to si� sko�czy. Przyjaciele obejmowali Ellisa, p�akali otwarcie, nie czuj�c wstydu. Jeden po drugim wychodzili w �wit, a ich kroki budzi�y g�o�ne echa w murach tarasowato po�o�onych dom�w. No? � Ellis zwr�ci� si� do Davida z u�miechem. � Przewspania�a noc, prawda? � Najlepsza ze wszystkich, Ellis, naprawd� najlepsza. Zegar na kominku odmierza� z ha�asem minuty i w miar� jak dzie� si� budzi�, Ellis stawa� si� coraz bledszy, sk�ra si� na nim kurczy�a, jakby najsk�pszy ze z�otnik�w rozbija� na cienki p�atek i skr�ca� srebro w arkuszach. Zacisn�� d�onie na por�czach fotela i David zobaczy�, �e wysch�y na bezcielesne szpony ze stercz�cymi jak patyki ko��mi palc�w i pulsuj�cymi �y�ami. Glenys spojrza�a na Davida zatrwo�ona, ale przycisn�� palec do ust, uciszaj�c j� i daj�c znak, by si� nie martwi�a. Pok�j wype�ni�o s�o�ce, zwiastuj�c wreszcie pogodny dzie�. Broda Ellisa opad�a na piersi; pier� zapad�a si� pod kamizelk�, jak zepsuta bambusowa klatka dla ptak�w, nogawki spodni obwis�y, jakby wype�nia�y je tylko ko�ci. Ellis Morgan na ich oczach dos�ownie kurczy� si� i zapada� w sobie. Przez moment wyraz szcz�cia pojawi� si� na jego twarzy; twarzy celtyckiego �wi�tego: pogodzonej, doskona�ej, m�cze�skiej. � Bo�e b�ogos�aw i zachowaj Ellisa � powiedzia� David. Twarz celtyckiego �wi�tego skruszy�a si� jak wysch�a glina i osun�a mi�kko w ko�nierzyk koszuli. Kiedy promienie s�oneczne dosi�g�y fotela, zosta�a na nim kupka starych ubra� i proch. Glenys sta�a przy drzwiach z r�k� przyci�ni�t� do ust, oczy jej b�yszcza�y smutno. David podszed� i obj�� j� ramieniem. � Widzieli�my go � powiedzia�. � Naprawd� tu by�. I za�o�� si�, �e ca�a reszta te� sp�dzi�a t� jedn� ostatni� noc w swoich domach. Nie mog�a m�wi�, ale kiwn�a g�ow�. Zegar na kominku wybi� si�dm�. Nast�pnego popo�udnia David i stary pan Bachelor szli przez ogr�dki dzia�kowe, wdychaj�c ostry zapach brukselki i py�u w�glowego. Chmury zwisa�y ci�ko jak wyprana po�ciel. Nye biega� sapi�c w�r�d rz�d�w wybuja�ych kartofli i ujada� na szczury wodne. Rhymney bulgota�a, jakby p�yn�a po�r�d ska�. To Nye znalaz� miejsce, gdzie m�czy�ni z Maes�y�Dderwen wyszli na powierzchni�. Rozmok��, na po�y zasypan� dziur� niedaleko brzegu rzeki, poro�ni�tego dzikim szczawiem i pokrzywami. � No i masz � powiedzia� Glyn Bachelor. � Nic nie widz�. � David usi�owa� zajrze� do �rodka. � Nie chcesz chyba tam wej��? � Nie ja � zaoponowa� David. � Do�� mam w�a�enia pod ziemi�. � Jak my wszyscy, je�li ju� o tym mowa � stwierdzi� stary Glyn Bachelor, wzruszaj�c ramionami. David dostrzeg� w zielsku co� po�yskuj�cego jak bursztyn. Podni�s� to i zmarszczy� brwi. Kawa�ek metalu w kszta�cie lilii burbo�skiej, odbarwiony i poodpryskiwany ze staro�ci. Poda� go bez s�owa Glynowi. Ten przyjrzawszy mu si� dok�adnie, potrz�sn�� g�ow�. � To mo�e by� cokolwiek. Cz�� lampy, cz�� korony. � Owen Glyn Dwr nosi� koron�. Pami�tam rysunek z ksi��ki do historii. � Nie nale�y wierzy� we wszystko, co jest napisane w ksi��kach do historii. A ju� zw�aszcza zamieszczonym tam rysunkom. No wiesz, licencja artystyczna, m�j ch�opcze. � Poklepa� Davida uspokajaj�co po ramieniu. Wracali wspinaj�c si� w g�r� ogr�dk�w, gdy zacz�� pada� ulewny deszcz. G��boko w dziurze przy brzegu rzeki poruszy� si� ciemny, mroczny kszta�t i poni�s� si� niewyra�ny d�wi�k, kt�rego �r�d�em m�g� by� wiatr albo kto� m�wi�cy �agodnym g�osem. Krople deszczu po�yskiwa�y �wie�o�ci� na pochy�ych tarasowatych dachach wzd�u� Hengoed, Bargoed, Aberbargoed i Ystrad Mynach. Tego dnia nad ca�� Dolin� Rhymney zawis�a chmura wszechogarniaj�cego smutku, ci�ka jak �wie�o wyprana bielizna. Zapach dymu z w�glowych palenisk g�stnia� w miar� rodzenia si� wieczoru, a wraz z nim nap�ywa�o poczucie ulgi, dzielone przez �ony i dzieci, �e pozwolono wreszcie odej�� tym, kt�rych kochano � ze dumne serce Walii uwolni�o m�czyzn z Maes, by si� po�egnali.