12465
Szczegóły |
Tytuł |
12465 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12465 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12465 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12465 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Barbara Rosiek
JAK PTAK PRZYTWIERDZONY DO SKAŁY
Danuśce Marczak
DROGI MIECZYSŁAWIE
To mój kolejny tomik.
Co mogę więcej napisać –
czekam na druk.
Ufam, że go wydasz.
Serdecznie Cię pozdrawiam
Ruda Małpa – Barbara Rosiek
4
jestem głodna
przerażająco spragniona
cała w gorączce
nie podchodź
wydzielam jad tak zwanego życia
jestem nieokreślona
bez uśmiechu
włosy nie myte od miesiąca
nie modlę się już
zapomniałam twarzy Boga
jestem pierwsza
requiem wydzieram
z ust twoich
5
być może choruję
jak bardzo potrzeba życia
kiedy pragnie się miłości
nie ma miłości
kochanek nie przyszedł
brakuje snu marzeń
zaschło w gardle
kot umiera
przytul mnie Panie Boże
najlepiej na godzinę
przed śmiercią
6
ONA cicho gładzie głowę
na poduszce
obłaskawiam ją
jak bezpańskiego kota
mruczy ociera się
jest bliska
i coraz bliżej
jej wołanie we mnie
7
Z tęsknotą
witam nowy dzień
ocieram się o przestrzeń pokoju
niby żebrak
nie ma się na życie
nie potrafię policzyć
drżących palców u dłoni
a dzień starzeje się
od północy
8
mija dzień za dniem
stawiam kolejne kroki
jak dziecko w lęku
przed upadkiem
a może trzeba się unurzać
i powstać
z popiołów otrząsnąć się
wypić zbyt wiele wódki
sięgnąć dna
to ja – wieczne dziecko
z raną w boku
śpiewam poranny hymn
9
niebo się zachmurzyło
boję się letniej burzy
ale potrafię już
łapać błyskawice
i uziemiać je w wynajętym pokoju
10
przyglądam się życiu
i nie dowierzam że istnieję Bóg
czuwa nad upadłymi aniołami
czasami gniewnie wydaje rozkazy
nie sprzeciwiam się boskiej woli
za bardzo kocham
ta druga czeka na swoją kolej
Bóg jest sprawiedliwy
także dla szaleńców
11
Śmierć co rano
jest przyjazna przejmująco
łagodna
żyję
uśmiecham się jak
do starej przyjaciółki
udało się przeżyć noc
dzięki dotykowi ciepłego ciała w łożu
oboje wiemy że Bóg czuwa
śmierć jest bardzo zapracowana
lecz ma czas na krótką rozmowę
wiem że kiedyś nas ukołysze
lecz nie będę tego wiedziała
12
koniec oddalił się
zdradziecko zmieniając
datę do nieskończoności
nie przeniknę przez światło
w tunelu nie ma
przewodnika
może bezkrwawo
prześlizgnę się do twego wnętrza
jednym skokiem zajmę miejsce w
pobliżu serca
i szeptać mogę Bogu
codziennie modlitwę
o ocaleniu
13
Ciało bez dotyku
obumiera za życia
jak stare drzewo
od środka martwieje
soki życia czysta krew
zastygają w wyczekiwaniu
dlatego pragnę cię
w dojrzałej skórze
bezdzietna
piersi...
rozbieram
wczorajszy dzień
14
przyglądam się życiu
co za potęga reinkarnacji
jeśli wierzysz
ja nie Panie Boże
biorę leki
wiesz te od psychiatry
którego kocham
bo niszczy lęk
przysypiam
sen się panoszy na jawie
przyglądam się
przychodzisz nieustępliwy
i mówisz że samobójstwo...
jeżeli nie zostanę twoją żoną
jestem odarta z przeszłości
naga mysz łatwy
łup kocura
15
przytul
chłodną dłoń
połóż na policzku
łagodnie
odpowiem na uścisk
jak niepodobna jest odkryta tęsknota
do twojej
16
odkąd ciebie nie ma
nie widzę naszej drogi
oświetlonej tęczy po burzy
i konie w galopie nie pędzą
byłeś życiem
przerwanym w pół drogi
powróciłam na niewierny szlak
zdradzam cię
jestem żywą kobietą
która walczy
o każdy dzień
17
mam tę przewagę
nad szalonymi poetami
że jeszcze żyję
i nie interesuje mnie
kto będzie
i mogę opisać kres
nakarmić bezdomnego kota
który także szuka
pieszczoty
jest i wspomnienie i miłość
i pogarda wrogów i zmiłowanie pańskie
dzień mija
na utarczkach z Bogiem
18
odkąd ciebie nie ma
na polnych przestworzach i łąkach
konie są zdumione
i nie chcą galopować
i wiatr wieje w oczy
kurzem z pól makowych
nie wiem co mam powiedzieć
rozkwita w sercu uczucie
jak bezdomny piach
odkąd ciebie nie ma
płonę żywą czerwienią lata
19
codzienny niepokój
kładzie cień na powiekach
jakbym spała
nie dostrzegam jawy
upalnego lata
czytam mądre księgi
filozofia psychologia
literatura historia nie
ma ciebie tutaj
w okruchach miłości
jest Chrystus
20
to takie proste
zatrzymać czas
jak półbóg czy szaman
i odchodzi się lekko
bez tęsknoty
bez nadziei a może
być może z nią
tam jest lepszy świat
głoszą prorocy
ale nieznany
kiedy przechodzisz
na drugą stronę
czeka przewodnik w anielskiej
poświacie
wita
odbiera ciało
21
odkąd odjechałeś
nie wiem
nic nie wiem
jak dotknąć bólu
który rozrasta się
jabłonią w ogrodzie
mocnymi korzeniami
wzrasta
nie myślę czuję
że nieobecność
jest jak bezradne dziecko
coraz głębiej
zapadam się
w bezimienną ziemi
22
dzień ma smak
gorzkiej kawy
wargami próbuję
rozwikłać problem
ludzi których zabrakło
zaciskam cichutko pięści
wypijam łyk wbrew sobie
i minuty
spadają do wnętrza
zagubionej duszy
23
czas drażni
mogę przystanąć
nie potrafię
powstrzymać niespokojnych dłoni
wiem już tak wiele
i nadal
nie wierzę w przeszłość
oto życie
przepaść między
jawą a snem
24
mówią że przegrałam
więc moim wrogom
zamykam usta wierszem
jestem jak bezradne dziecko
wspomnienia
– największy skarb
a przecież dzień
jeszcze przede mną
i babie lato
złoci się w słońcu
25
Jestem blisko, na wyciągnięcie dłoni. Czy czujesz ciepło, które się przybliża z
oddalenia? Czy
dotykasz samotności tak niechcianej.
Wieczór jest niedokończony. Rekwizyty, drobiazgi, rozpamiętywania. Nie, nie
powrócę do
szklanej kuli. Mam sen i wichury jak ptak przytwierdzony do skały.
26
czy nie opuszczasz mnie
nie zwodzisz że jesteś blisko
zasłaniasz się
sprawami do rozwiązania
jak napiętym scenariuszem
być może i ja nie oczekuję na
pękniętej strunie
odbijając dźwięk
tańczę
to rytuał
krztuszę się
wbijam nóż na odległość
27
TO, co między nami
odległe, zaplątane w czasie,
chowa się.
Dotykam cię listami, wierszem
to za mało zaledwie
skrawek nieba
– odgadywać wciąż od nowa
To, co między nami
tak ulotne, gubi się
bez pocałunków, zwierzeń nocą
bez twego protestu
przed samotnym rajem
28
czekam na list
z imieniem wspartym
o kruchość papieru
przyjedziesz zatroskany
z sercem płochliwym i mocnym
najpierw list
zaskoczy samotnością
uderzy żarliwością słów
potem ty
zastukasz o świcie
do okna
29
tęsknię
w lecie nasyconym
pocałunkami
przypominam sobie
step i konie
w galopie biegliśmy razem
po przestrzeń nocy
a nocą
zloty księżyc
rozcinał twarz
błyskiem w oczach
30
boję się
że nie doczekam świtu
momentu kiedy
słońce rodzi ciepło
dla planety
boję się
że nie zobaczę
jasności horyzontu
nie odetchnę
w następnym kroku
31
po tamtej stronie cienie
nie było przewodnika
oparłam się o pętlę
straciłam oddech
po tej stronie niewiedzy
ujrzałam prawdę
nie pragnęłam
tęsknota jest nadzieją
32
miłość
przychodzi wieczorem
i śpiewnym głosem
poprzez wicher
we kiwi odciska piętno
pospiesznie ścinam róże
na twój przyjazd
przeganiasz jęk rosnącej burzy
33
poranny niepokój
serce kurczy się
zapisuję dzień
zapisuję ciemność
niekiedy list od ciebie
rozświetla
wędruję
zagubiona dusza
w ogniu samotności
34
rok darowanego życia
przybliża światu
wciąż rozmyślam
ile utraciłam
ile skrytych myśli
zamknęłam w ustach upiorów
35
nie potrafię odejść kiedy
ciemna miłość zalewa
twarz jak księżyc
pod powiekami widzę
skoszone trawy ruiny
spalonych drzew
nie potrafię powiedzieć
żegnaj przyjacielu
kiedy każde
drgnienie serca
przypomina
że istniejsz
36
Tadeuszowi
spotkałam cię
w nieprawdopodobieństwie
zanurzyłam głęboko ciało
wyprostowałam się
nie pragnąłeś tego
jesteś wyrocznią
dlatego tak łatwo
rozszyfrujesz ludzi
37
ostatnie dni
nacierają dusznym powietrzem
jakby przeszłość
toczyła kamień
filozof mówi – nie ma
przeznaczenia
uginam kolana
modlę się
nie czekam na powrót
nie czekam na nadzieję
38
cichy poranek bez ciebie
muzyka zaciera ślady
jakbym podróżowała
w głąb ziemi
piekło jest we mnie
z Bogiem się układam
o jeden skrawek nieba
39
rano się zdumiewam
że jeszcze oddycham
wszystko pozornie jest znajome
martwe sprzęty
widok za oknem
glos ptaka na drzewie
rano wyruszam w drogę
od nowa marznę
od nowa błądzę
z wiarą na kolejny sen
40
mam małe pudełko
w którym chowam listy
te od ciebie i od Boga
litery zamazują się
jakbym nie rozpoznawała
czyja miłość
powstrzymuje
przed obłędem
41
umieranie jest
codziennym przyzwyczajeniem
odchodzą
– obrazy wiersze
zagubione ptaki
zasypiam
nie nocą
nie na wietrznej pustyni
jestem
42
Pętla już rozerwana, oddech ponownie wzbudzony ożywia serce. Nie potrafię
przywrzeć rado-
śnie do życia.
Niepewna z nadzieją na lot jak ptak przytwierdzony do skały.
43
gdzie i kiedy
mam stanąć
by dotknąć oddechem raju
tutaj nie nadążam
za śpiewem
nie buduję pośród
zranionych drzew
w jaskini jest światło
i przepełnione wilgocią
kamienie
stąd mogę odejść
w ciszę nieba
44
w listopadowy wieczór
kiedy nagie drzewa
zaczynają swój śpiew
w chłodnych konarach
przystajesz
i w moje okna zaglądasz
słyszę delikatne brzmienia
jakby drzewo było we mnie
a ty rzuciwszy ramiona
przed siebie
zagarniasz tęsknotę
45
jesteś
jesteś
dotykam ustami powiek
dłonią się przechadzam
po piersiach i pragnę
w światło wlać cień
w milczeniu
po samotnym dniu
z zapachem sennej twarzy
smakuję cię
jak przekwitłą różę
46
Jesteś tchnieniem życia.
W delikatnym dotyku
przekazujesz jego wartość.
To tak jakby nieznajomy
przechodzień obdarował nas
uśmiechem.
Rozmawiamy ze sobą, szukamy
znaczenia słów. I choć to
tylko słowa, jestem bliżej
ciebie, bliżej życia.
47
Czasami tęsknię
kiedy ziemia oddycha
tu duszno
w małym pokoiku
być może tęsknota
jest wybranym drzewem
pod którym zasiadasz
a jednak jestem
48
jestem zmęczona
bardzo zmęczona
powstawaniem słów
które nie ukoją dzieciństwa
obolałego niecierpliwą duszą
wierzę że śmierć
nie zaczyna się
od początku miłości
tyle razy umierałam
kochałam odchodziłam
że mogłabym zaskoczyć Boga
jestem jeszcze młoda
i zbieram pocałunki
od naiwnych poetów
i zaczarowanym źródłom
powierzam szczęście
49
WIERSZE NOWE
Bożenie Annie Winch
jestem senna północ mija
na przedmieściu jest
przejmująca cisza
dalie mrugają w wazonie
rozkwitają dla nas
może piąta rano nie śpię
albo nikły półuśmiech Boga
że wierzę w tę nienażartą tęsknotę
przeganiając wątpliwości
z dnia wczorajszego
że już nigdy cię nie zobaczę
50
zawsze odpowiadam
na twoje wezwanie
nie odchodź jeszcze
noszę w swoim łonie
zarodek nowego życia
moje serce plonie samotne
ścielesz krwawe ścieżki
jakbyś szkło pod stopami trwonił
jestem cala w trwodze
ta droga nie dla mnie
Bóg obdarzył mnie
jedynie łaską codzienności
więc tworzę wiersz dla ciebie
panie jasności
51
Agacie
jest jesień – jestem na wolności
ostatnia niedziela razem
nie jestem zazdrosna – to dobry objaw
w przyjaźni nie ma czułości
sam na sam z lękiem
noc bezsenna po prochach
widzę ciebie jakby w oddali
wielkie miasto i pustka
w sercu zakwitają
a wtedy Bóg pochyla się nad nami
jak mądry ojciec
czuję jego obecność tutaj
Ty jesteś z Nim a ja niepokój
kładę między strofami
52
jestem dumna
że Bóg obdarzył łaską
pisania wierszy
lecz duma przemienia się
w pokorę z każdym zdaniem
wybacz że czasami
rozmawiam z ogoniastym
byłam już dzieckiem Boga
i przy tym pozostanę
wybrańcy nie muszą
żyć krótko
53
sny to marzenia archetypy
i wiara na zmianę
stworzone przez Boga
czasami diabeł tłumaczy
mylnie moją poezję
lecz nie obawiaj się czytelniku
jestem córką Boga jak ty
miłość to ty i ja
spleciemy dłonie w tajemniczym uścisku
i serca płoną jak głownie
w tajemnych podziemiach
zmartwychwstajemy
nie obawiaj się cienia
bogactwo już odkryte
– tylko miłość ma sens
54
mam czasem złudzenie
że jestem obca czy inna
ptaki odlatują z mego ogrodu
porażone samotnością
nie słyszą krzyku dzieci
jedynie kot cicho zamiauczy
gwiazdy oświetlają ciemną stronę duszy
– wieczne pytanie kim jestem
chcę fruwać z niewidzialną czapką
i sekrety innych bezgłośnie poznawać
a to cechy Boga
strzeż mnie panie przed sobą.
55
Oczekiwanie to połowa życia
boję się utraty rodzącej się
w bezlitosnej starości
może mnie Panie weźmiesz wcześniej
będę pisała hymny dla aniołów
kiedyś tracimy wszelkie dobra ziemskie
otrzymujemy dar wieczności
świat jest niewyczerpany
w swoim geniuszu
– to obojętne gdzie się poruszamy
jeżeli jest to droga prawdy
56
modlę się
chcę uchronić kruche życie przed przepaścią
niechaj Bóg prowadzi mnie za rękę
jak strwożone dziecko
a przebiegłość moich wrogów
nie skopie szatan w walce
jestem wybrana
ale to nic nie znaczy
tylko w miłości
jest siła i prawda
57
morze jest darem dla duszy
w spienionych falach wynurzam się
i zapadam niedaleko brzegu
żeby wszystko było takie proste
falowanie – czyż może być
coś piękniejszego w życiu
odbijanie się od dna
– słyszeć krzyk rybitwy
to śnieżnobiały łabędź
ochrania mnie skrzydłami przed topielą
58