12447

Szczegóły
Tytuł 12447
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12447 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12447 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12447 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ryszard Tober Kaktus W mieście tym mieszkałem już od kilku tygodni. Skończyłem szkołę, otrzymałem cenzurkę i co dalej? Chciałem rozpocząć studia, jednak nie miałem funduszy na ten cel, a i moi rodzice nie mogli mi pomóc finansowo, ponieważ nie było ich stać. Pozostawało, więc jedno wyjście. Należało znaleźć pracę. W ten sposób mógłbym odłoży ć sobie trochę pieniędzy i po roku kontynuować swoją edukację. Pojawiła się szansa. Powstawała nowa firma, do której przyjmowani byli ludzie z moimi kwalifikacjami. Złożyłem papiery i dostałem się. Tak, więc oto pracuję w tej firmie, która jest obrazem chaosu i całkowitego braku organizacji. Ludzie zatrudnieni tutaj zajmujący stanowiska administracyjne, są kompletnie nieodpowiedzialni, a ja znajdujący się pomiędzy ludźmi pracującymi tutaj staram się odłożyć trochę pieniędzy, aby od nowego roku akademickiego rozpocząć studia. Jako, że z miejscowości, w której mieszkałem z rodzicami dojazd do pracy byłby zupełnie niemożliwy, postanowiłem wynająć mieszkanie niedaleko miejsca pracy. Mieszkanko bardzo mi się podobało. Niewielka kawalerka na obrzeżach miasta, aczkolwiek bardzo przytulna stała się praktycznie moim drugim domem. Na początku trochę pomalowałem pokuj i łazienkę. Kuchnia mogła jeszcze poczekać. W miarę upływu czasu. Urządzałem się coraz wygodniej. Tu jakaś półeczka, tam stolik, potem nowe łóżko. Wszędzie pełno było książek, które wypełniały każdą wolną przestrzeń, gdyż bardzo wiele czasu poświęcałem na czytanie. Przyzwyczaiłem się już do mieszkania. Jednak nie dawała mi spokoju jedna rzecz. Było ono jak dla mnie za puste. Nie było w nim życia. Nie mogłem zafundować sobie zwierzątka, ponieważ nie miał bym czasu, żeby się nim zajmować. Wymyśliłem, więc, że dobrym rozwiązaniem, będzie kupienie sobie jakiejś roślinki. Jako, że kobiety mają lepszy gust niż mężczyźni, wybrałem się z moją dziewczyną do wielkiego centrum handlowego, gdzie można było dokonać takiego nabytku. Chodziliśmy dość długo, przepychając się między ludźmi, którzy pędzili od jednej promocji do drugiej, zanim znaleźliśmy stoisko z kwiatami doniczkowymi. Położone była w samym skraju budynku i ludzie tam w zasadzie nawet nie dochodzili, a to z dwóch powodów: po pierwsze za daleko, a po drugie nie było tam żadnych promocji, po co więc tam iść. Opiekunem stoiska był drobny staruszek, kompletnie siwy. - Słucham. W czym mogę pomóc. – Spytał - Szukamy jakiegoś ładnego kwiatu do mieszkania, który nie wymagał by zbyt dużej opieki – odparłem. - Hmm....Każdy kwiat wymaga opieki. Trzeba z nim rozmawiać, podlewać go, puszczać mu muzykę....... - Rozumiem, rozumiem. Chcę wprowadzić do mieszkania trochę życia. Chodzi mi jednak o to, że czasami nie ma mnie w domu dość długo, a nie chciałbym, żeby kwiat mi usechł. - Chyba jednak będę mógł wam pomóc. Staruszek zniknął w zieleni i po chwili wyłonił się nie wiadomo skąd, niosąc niewielką doniczkę, w której rósł...... kaktus. - Oto coś w sam raz dla państwa. Nie jest to co prawda typowy kwiat, ale kwitnie równie pięknie. Nie wymaga praktycznie w ogóle opieki. Wystarczy raz na jakiś czas podlać. W zasadzie zajmuje się sam sobą hehehe.... - A ile kosztuje? - Oddam go wam za darmo. Nie musicie płacić. Podziękowaliśmy za roślinkę i udaliśmy się w kierunku wyjścia * * * * * Po przyjściu do domu przygotowałem nową doniczkę. Wypełniłem świeżą ziemią, a następnie przesadziłem kaktusa. Potem postawiłem go na parapecie i podlałem. Zawsze, kiedy kupuje się cos nowego jest to przez jakiś czas fascynujące, do czasu, aż się nam nie znudzi. Przynajmniej ja tak mam. Tym razem było podobnie. Przez kilka dni bardzo troskliwie zajmowałem się nim. Podlewałem go, co jakiś czas, rozmawiałem z nim. To znaczy ja mówiłem, a on słuchał. Chyba. Kilka dni później zapomniałem o kaktusie. * * * * * * Któregoś pięknego poranka wstałem jak zwykle wcześnie. Była może za piętnaście szósta. Bardzo lubię usiąść rano przy oknie, posłuchać radia i poczytać dobrą książkę. Nim się zorientowałem, a już musiałem iść do pracy. Dopiłem tylko do połowy kawę. Kanapek nawet nie zdążyłem zjeść. Ubrałem się szybko i wyszedłem pozostawiając niedokończone śniadanie na stoliku, który stał przed oknem. Po pracy jechałem jeszcze odwiedzić dziewczynę. Wybraliśmy się na długi spacer, rozmawialiśmy o sobie i naszej przyszłości..... Kiedy późnym wieczorem wróciłem do domu, mając nadzieję zjeść nie dokończone kanapki, okazało się, że kanapki są już zjedzone. Kawa też była wypita. Kurcze, nikt nie mógł przecież wejść do mieszkania. Przecież dobrze pamiętam, że zamykałem drzwi i nie skończyłem śniadania. Co tu się właściwie dzieje? Teraz miałem dopiero zagadkę. Sytuacja taka powtarzała się przez kilka dni z rzędu. Zawsze wieczorem znajdowałem pusty talerz po kanapkach, albo przynajmniej nadgryzione kanapki i wypitą kawę. Nie, tak dalej być nie może. Wpadłem na pomysł. Wziąłem dzień urlopu i następnego dnia udając, że wychodzę do pracy zostałem w domu. Siedziałem po ciemku w łazience. Wreszcie po jakichś dwóch godzinach usłyszałem szmer. Po cichu wszedłem do pokoju i moim oczom ukazała się następująca scena. Na parapecie obok doniczki siedział sobie kaktus i zajadał się kanapkami od czasu do czasu popijając kawę z mojego kubka. W ziemi w doniczce buła tylko dziura po roślinie. Kształtem przypominał człowieka, aczkolwiek człowiekiem nie był. Wyraźnie można było odróżnić kształt rąk i nóg oraz delikatny zarys głowy, gdzie widniały usta, w których znikało jedzenie. Odważnie wszedłem do pokoju. - No dobra. – Powiedziałem. – Co się tu właściwie dzieje? Kaktus powoli przełknął kanapkę, popił ją kawą, po czym spojrzał z wyrzutem w moim kierunku. - Jak to, co się dzieje? Nie opiekowałeś się mną nie podlewałeś, więc musiałem sam o siebie zadbać. Muszę przecież jeść i pić. Tak jak tobie potrzebne mi jest to do życia. A poza tym denerwujesz mnie. Wyprowadzam się. Znajdę sobie nowego właściciela, który będzie o mnie dbał. Po czym zeskoczył ze stołu i pomaszerował w kierunku wyjścia. Nigdy więcej go nie widziałem. Pozostała mi tylko po nim doniczka z ziemią, w której widoczny był otwór po kaktusie. Kiedyś opowiedziałem tę historię kilku znajomym, ale tylko znacząco pokiwali głowami. Część z nich popukała się znacząco w czoło, albo pytała się czy coś piłem? Muszę przyznać, że od tamtego czasu nigdy więcej nie kupiłem sobie żadnej rośliny. A co się stało z kaktusem? Nie wiem.