12214
Szczegóły |
Tytuł |
12214 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12214 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12214 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12214 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karol Klimczak
sobota, 16 września 2000
15:30
RĘKA BOSKA
Na mostku OFI Wolność ciągła bieganina ustąpiła nagle miejsca całkowitej
ciszy.
Oficerowie i obsługa siedzieli w swoich fotelach z zapiętymi pasami. Nawigator
unosił się
spokojnie w swojej kapsule wypełnionej cieczą i jeśli jego twarz mogła w ogóle
coś wyrażać to
było to wyczekiwanie. Porucznik Jorm był równie niespokojny jak inni podczas
tego pierwszego
skoku okrętu Federacji Irmi. Tak jak i inni miał świadomość niedostatku
przeszkolenia,
technologii i wiary w misję. OFI Wolność miał jako pierwszy okręt wojenny ich
świata wykonać
skok międzywymiarowy. Załoga w zasadzie ufała maszynie, lecz mimo wszystko każdy
czuł się
nieswojo wiedząc, że nie jest to nawet statek ich produkcji. HITO dało go Irmi w
leasing by
Federacja mogła wziąć udział w pierwszej misji pokojowej od czasu przyjęcia do
HITO i w ten
sposób dowieść, że przyjęcie jej do Paktu nie było decyzją tylko polityczną.
Jorm nie chciał
rozstrzygać spraw polityki międzywymiarowej, ale czuł pod skórą, że coś jest nie
tak. Zresztą,
czuli to wszyscy. Potok myśli Jorma został przerwany rozpoczęciem sekwencji
odliczania:
—4…3…2…1…—zapaliła się czerwona lampka. Pokład zawibrował z wyższą
częstotliwością,
gdy ogromna ilość energii została wyrzucona w przestrzeń by przemieścić statek o
zaledwie parę
metrów w czwartym wymiarze. Po chwili wszystko ucichło, lecz załoga nadal bała
się oddychać
głośno. Kapitan rozkazał włączyć na głównym ekranie widok z dziobu. Ekran
zabłysnął, po
czym pokazał się na nim okrągły, żółty glob, który z pewnością nie był stolicą
Federacji.
Wszyscy odetchnęli z ulgą przez swoje potrójne nozdrza i odpięli pasy
bezpieczeństwa. Jorm
zrobił to samo, rozluźnił napięte mięśnie, rozprostował zaciśnięte pięści
przyglądając się swoim
czterem przeciwstawnym palcom.
Nie istniały żadne naukowe teorie wyjaśniające w dostatecznym stopniu
fenomen
równoległych światów. Znane były tylko suche fakty, które nie dawały innego
wyjaśnienia, jak
tylko istnienie Boga, siły sprawczej. Wszystkie znane światy były trójwymiarowe,
ułożone
równolegle do siebie w czwartym wymiarze. Nigdzie się nie przecinały, więc żeby
przejść z
jednego do drugiego trzeba było wykonać skok przez przestrzeń między nimi, co
wymagało
ogromnych nakładów energii. Z tego powodu na żadnym ze światów nie odkryto tego
fenomenu
wcześniej niż w trzy tysiące lat po powstaniu tam cywilizacji, a cywilizacje
istniały w każdym ze
światów. Jednak nie było dwóch cywilizacji tego samego gatunku, gdyż każdy świat
miał tak
dobrane parametry by powstał tam inny gatunek. Były to różnice subtelne, lecz
wystarczające by
ewolucja pobiegła w trochę innym kierunku. Gdy Ludzie, którzy w tej chwili mieli
hegemonię
nad okolicznymi światami wykonali swój pierwszy skok, odkryli ze zdziwieniem, że
wylądowali
w pobliżu planety, na której kwitła cywilizacja. Gdy wykonali następne skoki
zdziwili się
jeszcze bardziej: odległość między światami wynosiła zawsze tyle samo, w związku
z czym
przyjęto ją za jednostkę w skokach międzywymiarowych, przy czym planety-matki
wszystkich
światów leżały na jednej czterowymiarowej prostej. Skoro nauce nie udało się
wytłumaczyć tak
dziwnej prawidłowości, z pomocą przyszła religia i czym prędzej przejęła stery
władzy na Ziemi,
a gdy sąsiednie cywilizacje w końcu też się dowiedziały o istnieniu równoległych
światów,
doszła do władzy i tam. Oczywiście równoległe światy nie zawsze mogły zgodzić
się ze sobą,
wybuchały więc wojny międzywymiarowe.
Wojny wybuchały i gasły, przymierza były zawiązywane i łamane, gdy nagle
pojawiła się
inna siła, która weszła w konflikt z resztą. Pewnego dnia w jednym ze światów
położonych
daleko od Ziemi pojawiła się armada nieznanych statków, których wnętrza były
wypełnione
chlorem. Najwyraźniej chlorodyszni uznali, że tlenodyszni zbytnio się rozpychają
i postanowili
temu zaradzić zbierając siły oraz rekrutując sprzymierzeńców spośród mało
rozwiniętych
światów tlenodysznych pogranicza. Irmi było jednym z tych światów, które wzięły
swój
niechlubny udział w walce po stronie chlorodysznych. Wybuchła wojna, która
objęła wiele
światów i pochłonęła wiele ofiar. W celu odparcia wspólnego wroga kilka światów
tlenodysznych utworzyło HITO (Holy Interdimentional Treaty Organization, czyli
Święty Pakt
Międzywymiarowy), oczywiście pod suprematem Ziemi i Ludzi. W późniejszych latach
wojny
kolejne światy dołączyły do HITO by pokonać wspólnego wroga i tak Pakt rozrósł
się do
potężnej organizacji obejmującej większość walczących światów tlenodysznych.
Pakt posiadł
wystarczającą siłę by zakończyć długotrwały konflikt z odmiennymi formami życia.
Po
dwudziestu latach nieustających walk Wielka Wojna Międzywymiarowa zakończyła się
podpisaniem traktatu pokojowego w bazie Ludzi na orbicie Jowisza. W Traktacie
Jowiskim obie
strony uznały, że ponieważ ich światy mają bardzo odmienne warunki życia, które
wykluczają
rozwój tlenodysznych w światach chlorodysznych i na odwrót, nie ma sensu dalej
walczyć.
Wojna zamieniła się w pokój, który został przypieczętowany raz na zawsze
ogromnym
rozkwitem handlu między światami, które tak długo ze sobą walczyły.
W tej sytuacji HITO stanęło przed niezwykłym problemem, który do tego
czasu nikomu
nie przyszedł do głowy: co zrobić z Paktem wojennym, skoro wojna się już
skończyła? W
trakcie dwudziestoletniej Wojny światy uczestniczące w Pakcie wypracowały metody
współpracy, przyzwyczaiły się do mówienia po ludzku, a ponad wszystko Ludzie
polubili
poczucie zwierzchności nad rozlicznymi wszechświatami. Dowództwo HITO zmieniło
więc
założenia strategiczne organizacji: odtąd miała ona zajmować się utrzymywaniem
pokoju i
równowagi sił w znanych światach tlenodysznych. Przyjęto też do organizacji
nowych
członków, także biedne światy, które w czasie Wielkiej Wojny walczyły po
przeciwnej stronie, w
tym Federację Irmi. Teraz nadszedł czas, by Federacja wzięła udział w pierwszej
misji
pokojowej na planecie Travnjik, stolicy świata Fijuków położonego zaledwie trzy
jednostki od
Irmi w stronę Ziemi.
Nagła zmiana krajobrazu widocznego na ekranie mostka wyrwała porucznika
Jorma z
zamyślenia. Na ekranie pojawiały się rozbłyski, z których wyłaniały się coraz to
nowe statki
HITO, z czarnymi kołami na burtach—symbolem Paktu. Większość z nich wyglądem
przypominała OFI Wolność, były to statki zwiadu i rozpoznania, lecz po chwili
pojawiły się też
większe statki oraz jeden kolos: lotniskowiec Jimmitz z Ziemi. Ogromem
przysłaniał on
wszystkie inne statki w polu widzenia. Jimmitz miał kształt płaskiego dysku,
pociętego
szramami pokładów startowych dla myśliwców i bombowców, które chowały się w jego
wnętrzu. Z powodu swojego rozmiaru nie miał on nigdy wylądować na żadnej
planecie, gdyż
miażdżąca siła grawitacji złamała by go jak ciastko w mgnieniu oka. Jednak mimo
tej słabości
czarna, maskująca barwa nadawała lotniskowcowi ludzi niesamowity, boski wygląd.
Każąca
ręka Boga, ukryta na razie we wnętrzu potwora miała niedługo spaść na Fijuków,
którzy
sprzeniewierzyli się konwencjom międzywymiarowym. Statki HITO ustawiły się na
ustalonych
wcześniej pozycjach wokół Jimmitza po czym dowódcy wezwali swoje załogi na
odprawę przed
pierwszym atakiem. Jorm nie miał akurat mieć wachty, więc wstał i podążył na
swoich
patykowatych nogach za resztą oficerów, by usłyszeć co kapitan miał do
powiedzenia. Odprawa
odbywała się w mesie, która była jedynym pomieszczeniem na statku, mogącym
pomieścić całą
załogę. Jedynym poza hangarem, ale w nim stał w tej chwili prom. Załoga
wyprężyła się na
baczność, gdy kapitan wszedł na małe podium w rogu sali. Potem bosman dał
komendę spocznij
i wszyscy usiedli.
—Wszyscy chyba oglądali serwisy informacyjne zanim tu przylecieliśmy, więc
wiecie jak
wygląda sytuacja na Travnjiku—tu kapitan zawiesił głos i spojrzał spod oka na
załogę—lecz na
wypadek gdyby byli tu jacyś niezorientowani pokrótce przedstawię sytuację. Pod
koniec
zeszłego roku, w wyniku kolejnego przewrotu do władzy doszedł generał Kriv.
Wprowadził
totalitarne rządy z propagandą populistyczną, przy czym winą za wszelkie
niepowodzenia
obarczył mniejszość Veenańską, która przybyła tu z sąsiedniego świata w czasie
Wielkiej Wojny.
Najpierw ich represjonował a potem zaczął przepędzać ze „swojego” świata. Ci
którzy mieli
pieniądze już odlecieli do domu, a inni dalej ukrywają się na planecie i
stacjach orbitalnych.
Znajduje się tu nieużywana od czasów Wojny platforma przeładunkowa, na której
według
naszych informacji mieszka w tej chwili około stu tysięcy Veenańczyków. W czasie
gdy wam
przedstawiam zaistniałą sytuację Kriv dalej morduje niewinnych obywateli.
Odrzucił wszelkie
możliwości rozwiązań pokojowych, więc przybyliśmy tu my, żeby skłonić go do
rozmów. Flota
będzie od dzisiaj bombardować strategiczne cele położone na orbicie oraz na
powierzchni
planety. My będziemy głównie obserwować i od czasu do czasu zrzucać jakąś bombę.
Pierwsze
cele…—kapitan przeszedł do szczegółów technicznych, które Jorm i tak już znał.
Na tym miała
polegać ta misja, bombardować dopóki nie ulegną przy minimalnych stratach
własnych. Na
godzinę przed planowanym atakiem po raz ostatni wezwano rząd Fijuków do
zaprzestania walk i
przystąpienia do rozmów pokojowych. Generał Kriv nie skorzystał jednak z tej
ostatniej szansy,
więc siły HITO przystąpiły do wykonania swojej misji.
***
ODEZWA DO LUDU FIJUKÓW
Gen. William Poloning, z pokładu OZ Jimmitz.
Obywatele Travnjika, mówi do was dowódca lotniskowca Jimmitz, należącego do sił
pokojowej
misji HITO. Nasza flota została przysłana tutaj przez dowództwo Świętego Paktu,
by nie
dopuścić do dalszego rozlewu krwi mniejszości Veenańskiej. Mamy tego dokonać
poprzez
zmniejszenie potencjału militarnego wojsk generała Kriva. W związku z tym, jeśli
generał nie
zgodzi się na rozpoczęcie rozmów pokojowych, w przeciągu godziny od tego
przekazu
zaatakujemy cele militarne na powierzchni Waszej planety. Zależy nam byście
pamiętali, że nie
jest naszym celem walka przeciwko światowi Fijuków. Wręcz odwrotnie, jesteśmy tu
po to aby
nawrócić Wasz świat z błędnej drogi terroru i despotyzmu, na jaką wprowadził go
rząd generała
Kriva. W każdej chwili możemy zaprzestać ataków jeśli tylko Wasz rząd przystanie
na nasze
postulaty. Nie chcemy atakować Travnjika ani zabijać mężnych Fijuków, jednak
społeczność
międzywymiarowa nie może zgodzić się na gwałcenie praw istot inteligentnych, do
którego
dochodzi na Waszej planecie. Nie ugniemy się przed terrorem Kriva. Fijukowie,
wystąpcie
przeciwko dyktatorowi, stańcie po stronie sprawiedliwości a nie stanie się Wam
ani Waszemu
macierzystemu światowi krzywda.
***
Trójwymiarowy konwój floty rozwinął się niczym drapieżny szpon
kilkadziesiąt
kilometrów nad powierzchnią planety. Pośrodku zgrupowania tkwiła czarna masa
Jimmitza,
budząca grozę wśród mieszkańców Travnjika. W ciemnych czeluściach pokładów
startowych
zapaliły się miriady świateł naprowadzających, po czym powoli otworzyły się
wrota śluz
powietrznych. Ciągle poszerzające się pasma świateł muskały czarną sylwetkę i
ginęły
pochłonięte przez kamuflaż statku. Z wnętrza kolosa wystrzeliły strzały
myśliwców
bombardujących, z luków na obu burtach wyleciały w fontannach zamarzniętego gazu
igły rakiet
samonaprowadzających. Tuż za tym rojem podążały ciężkie bombowce uzbrojone w
bomby
grawitacyjne, które wyrwały się ze swoich nisz pod brzuchem lotniskowca. Jorm
przyglądał się
jak chmara małych statków opadała ku planecie, ściągana tam przez siłę samej
ofiary.
Działalność OFI Wolność miała się zacząć dopiero gdy padną pierwsze strzały:
Irmińczycy
zostali wyznaczeni do orzekania rozmiarów zniszczeń i klasyfikowania celów jako
zniszczone,
lub nie. Na razie trwało niszczenie planetarnych systemów obrony zawieszonych na
orbicie, a
śmiercionośna flota znajdowała się jeszcze kilkanaście kilometrów nad
powierzchnią Travnjika,
powoli zaczynała opuszczać się w atmosferę. Statki wchodziły w ten sposób w
najniebezpieczniejszy moment akcji, ponieważ w czasie hamowania zewnętrzne
powłoki statków
rozgrzewały się, zmniejszając ich odporność na działa przeciwnika oraz
unieruchamiając część
sprzętu. Przeciwnik natomiast, mógł spokojnie wisieć w atmosferze oczekując na
ofiary. Kriv
wykorzystał tą sytuację i rzucił na pierwszy ogień najlepsze ze swych jednostek.
Statki HITO
nie mogły ich wykryć poprzez otaczające je chmury rozgrzanej plazmy, lecz
Fijukowie wyraźnie
widzieli je w swoich celownikach optycznych i dali ognia, gdy tylko straż
przednia znalazła się
w zasięgu. Kilkanaście małych myśliwców obrony planetarnej otworzyło ogień w
kierunku
zbliżającej się floty niszcząc jeden statek i rakietę lecące w straży przedniej.
Jednak HITO było
zaprawione w bojach i przewidziało taki obrót rzeczy. Ponad myśliwcami Fijuków
wybuchły
bomby odłamkowe, rozsiewając chmurę gorących kawałków metali, które opadały na
przeciwnika. Statki obrony skryły się w tej chmurze by więcej z niej nie
wyjrzeć. W miejscu
gdzie się uprzednio znajdowały wybuchło piekło eksplozji, po chwili ucichło, a
płonące szczątki
statków spaliły się na popiół w atmosferze. Kilka małych myśliwców, które
uniknęły zagłady
spróbowało ponownie zaatakować flankę floty, lecz nie miały szans w walce z
świetnie
przeszkolonymi i zaprawionymi w bojach na różnych światach pilotami, którzy
ponadto byli
wielokrotnie liczniejsi.
Pokonując kolejne fale oporu, flota wyrównywała lot nad planetą,
bezlitośnie
bombardując gradem pocisków wszelkie cele militarne. Załoga OFI Wolność nie
miała trudności
z orzekaniem stopnia zniszczeń. Jorm przy ogromnej większości trafionych celów
stawiał
krzyżyk w rubryce „całkowicie zniszczone”. W kontraście do spokoju panującego na
mostku,
kamery filmujące operacje na planecie przedstawiały apokaliptyczny obraz: chmara
żelaznej,
zabójczej szarańczy pustoszyła główny kontynent Travnjika z urządzeń mających
wpływ na
potencjał militarny. Stanowiska obrony, namierzania, walki elektronicznej,
centra dowodzenia,
kolejno zmieniały się w kłębowiska płomieni. Ciężkie bombowce zajęły się głównie
niszczeniem infrastruktury technicznej: zrzucały setki ton bomb na lotniska,
drogi, zakłady
zbrojeniowe. Z płonących budynków wybiegały w popłochu ciemne postacie Fijuków.
Na
ekranach widać też było kilka żywych pochodni, biegnących na oślep przez miasta,
w pogoni za
chłodnym powietrzem i ukojeniem bólu. Atak zakończył się po godzinie, a
trzydzieści minut
później cała machina wojenna schowała się na powrót w swojej norze, w
czeluściach Jimmitza.
Gdyby nie pamięć niedawnych wydarzeń, możnaby pomyśleć, że żaden atak nie miał
miejsca.
Jednak generał Kriv musiał teraz czuć głębokie rany zadane jego wojsku przez
chmarę statków i
bomb. Długo zajmie mu wylizanie się z tych ran, a w tej chwili jego planeta była
praktycznie
bezbronna wobec jakichkolwiek najeźdźców z przestrzeni kosmicznej. Instalacje
obrony
planetarnej legły w gruzach w czasie kilkaset razy krótszym niż trwała ich
budowa. Oficerowie
na pokładach statków floty z zadowoleniem patrzyli na wykazy dokonanych
zniszczeń.
Gdy załogi zdążyły już ochłonąć z adrenalinowej psychozy wywołanej
atakiem, generał
Poloning wezwał dowódców statków floty na odprawę, celem podsumowania dokonań
dnia. OFI
Wolność wydelegował kapitana, oraz porucznika Jorma, który miał przedstawić
swoje dane o
spustoszeniu systemów obronnych przeciwnika. Ze statków otaczających Jimmitza
wystrzeliły
małe promy, kierując się do środka zgrupowania, czarnej plamy statku. Jorm
patrzył jak czarna
sylwetka powiększała się na ekranie, by w końcu przesłonić wszystko inne.
Przypominała czarną
dziurę, a system naprowadzania lądujących statków sprawiał, że nawet trochę
zachowywała się
jak czarna dziura. W odległości kilometra od lotniskowca we wnętrzu promu
zapaliła się lampka
naprowadzania, więc Jorm puścił stery i skoncentrował się na obrazie
wyświetlonym na
głównym ekranie. Powoli uwidaczniały się szczegóły konstrukcji statku: rozliczne
śluzy,
łączenia, trójkątnie rozłożone filary strzegące całości budowli przed nierównym
rozłożeniem sił,
które mogłyby ją rozerwać na strzępy. Prom płynął powoli nad plątaniną żelaznych
sztab,
komór, dział i anten, które pokrywały korpus Jimmitza. Gdy zbliżyli się do
jednego z pokładów
startowych otworzyły się wrota i prom cicho wleciał do środka kolosalnego
statku. Komputer
osadził prom na jednym z wyznaczonych miejsc i podsunął rękaw, by goście mogli
wysiąść.
Kapitan Wolności i Jorm szli teraz przez niekończącą się plątaninę korytarzy w
trzewiach
lotniskowca. Jorm przypomniał sobie, jedną z tych bajd opowiadanych przez
załogę, o tym jak
to pewnego dnia generał, który przyleciał tu na wizytację, wszedł w labirynt
korytarzy i już
nigdy go nie opuścił. Przyjazna dowódcy załoga zadbała o to, by usłyszał tą
historię zanim
poleci na odprawę. Jednak Jorm niepotrzebnie się martwił. Fioletowe strzałki na
każdym
rozgałęzieniu pokazywały, kierunek do sali konferencyjnej, gdzie miała się odbyć
odprawa.
Dowódcy statków floty należeli do wszystkich ras, które współtworzyły
HITO.
Dwunożni i beznożni, pięciopalczaści i czteropalczaści, chodzący i latający.
Wszelkie warianty
ewolucji były reprezentowane w sali konferencyjnej Jimmitza. To znaczy—prawie
wszystkie—
nie było tutaj żadnej istoty oddychającej chlorem, lub innym gazem poza tlenem.
Jednak nie
można było się temu dziwić, należało docenić, że znalazły się tutaj takie rasy
jak Irmigowie.
Odprawa rozpoczęła się od przedstawienia wyników bombardowań, które okazały się
nader
pomyślne dla floty, co zresztą nikogo nie zdziwiło. Później przyszła pora na
sprawozdania
przygotowane przez komórkę wywiadowczą na planecie i obserwatorów analizujących
sytuację z
satelit szpiegowskich. Na podium wystąpiła istota nosząca insygnia pułkownika.
Był to
śmieszny, mały stwór o ogromnych, zielonych oczach umieszczonych u szczytu
krótkiego ryja.
Pułkownik wyglądał wyjątkowo zabawnie w mundurze, który w żaden sposób nie
chciał się
ułożyć na futrze właściciela. Jednak w HITO obowiązywała zasada nie komentowania
cech
istoty wynikających z charakterystyki jej rasy. Za takie postępowanie można było
zostać
skierowanym do komisji dyscyplinarnej i odsiedzieć kilka dni bez jedzenia.
—Informacje, jakie mam Państwu do przekazania nie są pomyślne.—zaczęła istota,
głosem
buczącym głęboko w jej trzewiach—Z naszych informacji wynika, że Kriv rozpoczął
przyspieszoną eksterminację tych Veenańczyków, którym się jeszcze nie udało
opuścić
planety…
Bezpośrednim efektem sprawozdania włochatego pułkownika było podjęcie
decyzji o
poszerzeniu listy celów. Zostały do niej dołączone zgrupowania wojsk oraz część
cywilnej
infrastruktury technicznej. Następny atak został zaplanowany na osiem godzin po
pierwszym,
tak by załogi zdążyły wypocząć.
***
DRUGA ODEZWA DO LUDU FIJUKÓW
Gen. William Poloning, z pokładu OZ Jimmitz.
Fijukowie, ponownie wzywam was do zaprzestania walk. Wasze akcje ściągną na was
tylko
następne nieszczęścia. Przed chwilą odebrałem raport o nasileniu eksterminacji
ludności
Veenańskiej. W tej sytuacji nie mamy wyboru. Poszerzyliśmy listę celów. Będziemy
teraz
atakować także zgrupowania wojsk generała Kriva oraz część cywilnej
infrastruktury
technicznej, by uniemożliwić dalszą eksterminację. Po raz kolejny zaznaczam, że
nie walczymy
przeciwko Wam, lecz po to by Wam pomóc. Możecie łatwo zapobiec śmierci Waszych
synów.
Czekamy równie niecierpliwie jak Wy na koniec bombardowań…
***
Po ośmiu godzinach od poprzedniego ataku, OZ Jimmitz, po raz drugi
otworzył swoje
wrota i wypuścił pomiot chaosu, by dokonał zemsty na niewiernych. Statki i
rakiety znów
opadały ku powierzchni planety. Tym razem nie wszystkie miały ściśle
przydzielone cele.
Wysłano także małe myśliwce, których zadaniem było przeczesanie kontynentu w
poszukiwaniu
obiektów wojskowych, których nie zauważyły satelity. Jednak na wszechmocną flotę
HITO
czekała przykra niespodzianka. Z atmosfery Travnjika wyłoniła się mała grupa
kilkunastu
statków handlowych, które kierowały się prosto na OZ Jimmitz. Zaskoczeni piloci
patrzyli jak
statki zbliżają się do nich nie będąc pewnymi co zrobić, podczas gdy dowództwo
pośpiesznie
starało się nawiązać łączność ze statkami. Jednak statki nie odpowiadały na
wezwania, wobec
czego generał Poloning podjął decyzję o przejęciu statków i aresztowaniu ich
pilotów. Część
myśliwców odłączyła się od głównych sił i podążyła na spotkanie statków
handlowych otaczając
je i zmuszając do wejścia w pole działania wiązek naprowadzających Jimmitza,
lecz piloci mieli
najwyraźniej inne plany, bo gdy tylko myśliwce zbliżyły się dostatecznie jeden
statek skręcił
nagle i wrył się burtą w dziób myśliwca. Złączone statki wybuchły siekąc
przestrzeń wokół
odłamkami. Podobnie postąpiły i inne statki Fijuków. Z bałaganu i zniszczenia
wywołanego
przez nie udało się wydostać tylko jeden statek, któremu unieruchomiono napęd
celnym strzałem.
Mały handlowiec wisiał teraz na wiązce Jimmitza, oczekując na prom z odziałem
piechoty, który
miał go zabezpieczyć przez wprowadzeniem pod pokład. Ocalałe myśliwce wróciły do
zgrupowania i statki ruszyły znów ku planecie.
Jorm podsumował efektywność drugiego nalotu i przesłał raport do dowództwa
floty.
Dla siebie samego mógł podsumować to krótko: główny kontynent został oczyszczony
z
wszystkich zgrupowań wojsk generała Kriva. Do tego większość instalacji
militarnych oraz
pomocniczych legła w gruzach. Myśliwce i bombowce mila po mili przeczesały
główny
kontynent i wyniszczyły nawet małe zgrupowania. Kriv już właściwie nie miał
wojska. Według
szacunków Jorma śmierć poniosło ponad sto tysięcy żołnierzy. Zastanawiał się czy
teraz
Fijukowie się poddadzą. „Muszą się poddać, albo będziemy musieli zniszczyć nawet
cele
cywilne.”—pomyślał. Jednak w głębi duszy wątpił czy się zgodzą na przystąpienie
do rozmów.
„Jak to przeżyją Veenańczycy? Dostali już pomoc humanitarną, w każdym razie ci
na platformie
przeładunkowej i niedługo zostaną odesłani na Veen. Resztę trzeba będzie zacząć
ewakuować z
planety.” Mijało już osiem godzin od drugiego ataku. „Czas wezwać Fijuków do
poddania się.”
Ekran łączności zabłysnął białym okręgiem HITO, po czym pojawiła się na nim
twarz generała
Poloninga.
***
TRZECIA ODEZWA DO LUDU FIJUKÓW
Gen. William Poloning, z pokładu OZ Jimmitz.
Ludu Fijuków! Generał Kriv cały czas odrzuca nasze propozycje rozmów pokojowych.
Nadal
kontynuuje też eksterminację Veenańczyków. Nie możemy na to pozwolić, w związku
z czym z
bólem musimy podjąć decyzję o wznowieniu nalotów na cele położone na powierzchni
Travnjika. Rozszerzamy zakres kwalifikacji celów do zniszczenia na
infrastrukturę cywilną oraz
cywilne zakłady produkcyjne. Błagamy Was abyście powstrzymali generała Kriva
przed
kontynuowaniem tych morderstw. Wtedy zarówno my jak i Wy, a także Veenańczycy
wrócimy
do naszych domów w pokoju.
7