12142
Szczegóły |
Tytuł |
12142 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12142 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12142 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12142 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Edward D. Hoch
ZOO
Dzieci zawsze były grzeczne w sierpniu, zwłaszcza kiedy zbliżał się dwudziesty trzeci.
Tego dnia wielki srebrzysty kosmolot z Międzyplanetarnym Zoo profesora Hugo przybywał
do Chicago z doroczną sześciogodzinną wizytą.
Już przed świtem zbierały się tłumy, tworzyły się długie kolejki dzieci i dorosłych, a każdy
ściskał w garści swojego dolara i czekał niecierpliwie, żeby zobaczyć, jaki gatunek
dziwolągów profesor przywiózł w tym roku.
W ubiegłych latach oglądali trzynożne stwory z Wenus, wysokich, przeraźliwie chudych
ludzi z Marsa, a nawet wężopodobne monstra skądś dalej. Tego roku, kiedy wielki okrągły
statek osiadł powoli na ziemi na olbrzymim parkingu tuż pod Chicago, ludzie obserwowali z
zapartym tchem, jak boki statku uniosły się do góry odsłaniając dobrze znane okratowane
klatki. A za kratami kłębiły się stwory jak z koszmarnego snu — niewielkie, kucykopodobne
zwierzęta, które poruszały się szybkimi, szarpanymi ruchami i nieustannie szczebiotały,
trajkotały wysokimi głosami. Mieszkańcy Ziemi cisnęli się jeden przed drugiego, podczas gdy
ludzie profesora Hugo pośpiesznie zbierali przygotowane dolary. Wkrótce pojawił się sam
dobry profesor w tęczowej opończy i cylindrze.
— Ludzie Ziemi — zawołał do mikrofonu. Tłum ucichł i po chwili profesor kontynuował.
— Ludzie Ziemi, tego roku możecie obejrzeć za swojego dolara coś autentycznie
niezwykłego: mało znany gatunek konio–pająków z Kaan, które przywieźliśmy do was
ogromnym kosztem przez otchłanie Kosmosu. Oglądajcie, słuchajcie, studiujcie je,
opowiedzcie o nich swoim znajomym. Ale śpieszcie się. Mój statek może tu pozostać tylko
przez sześć godzin!
I tłum powoli przesuwał się, jednocześnie przerażony i zafascynowany tymi nieziemskimi
potworami, które wyglądały jak kucyki, a biegały po ścianach klatek jak pająki.
— To jest na pewno warte dolara — rzucił ktoś na odchodne. — Biegnę po żonę.
I tak trwało to przez cały dzień aż przed klatkami wbudowanymi w ściany statku
przedefilowały dziesiątki tysięcy ludzi. Kiedy sześciogodzinny postój dobiegł końca, profesor
Hugo raz jeszcze wziął do ręki mikrofon.
— Musimy już ruszać, ale wrócimy znów za rok. I jeżeli podobało wam się tegoroczne
zoo, zatelefonujcie do swoich znajomych w innych miastach. Jutro lądujemy w Nowym
Jorku, a w następnym tygodniu Londyn, Paryż, Rzym, Hongkong i Tokio. A potem na inne
planety!
Pomachał na pożegnanie, a kiedy statek uniósł się w powietrze, ludzie wyrażali opinię, że
było to najlepsze zoo, jakie widzieli.
W dwa miesiące i trzy planety później srebrzysty kosmolot profesora Hugo osiadł wreszcie
wśród znajomych poszarpanych turni planety Kaan i dziwne konio–pająki szybko wysypały
się z klatek. Profesor Hugo wypowiedział kilka pożegnalnych słów i stwory rozbiegły się we
wszystkich kierunkach, ku swoim domom wśród skal.
W jednym z nich samica z radością witała swojego partnera z dzieckiem. Wyszczebiotała
powitanie w swoim dziwacznym języku i podbiegła, żeby ich uściskać.
— Długo was nie było. Czy dobrze się bawiliście?
Samiec skinął głową.
— Zwłaszcza mały. Odwiedziliśmy osiem światów i napatrzyliśmy się różnych rzeczy.
Mały wbiegł na ścianę jaskini.
— Najlepiej było w miejscu, które nazywa się Ziemia. Tamtejsze stwory zakładają na
siebie drugie, sztuczne skóry i chodzą na dwóch nogach.
— Czy to nie było niebezpieczne? — spytała samica.
— Nie — odpowiedział samiec. — Były kraty dla ochrony przed nimi. Nie opuszczaliśmy
statku. W przyszłym roku musisz polecieć z nami. To naprawdę było warte te dziewiętnaście
komoksów.
A mały dodał.
— Najlepsze zoo, jakie widzieliśmy.
Tłum. Lech.Jęczmyk