12117

Szczegóły
Tytuł 12117
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12117 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12117 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12117 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

H. L. Gold K�OPOTY Z WOD� (TROUBLE WITH WATER) Prze�o�y� Rafa� Wilko�ski Tego dnia Greenberg nie potrafi� w�a�ciwie doceni� wszystkich urok�w otoczenia Pierw- szy w sezonie pojawi� si� z w�dk� nad wod�, co gwarantowa�o wspania�� zdobycz. Siedzia� w suchej �odzi - sam wybra� tak� bez jednej, cho�by najmniejszej szparki - kt�r� wypu�ci� si� na �rodek jeziora. Wiatr ledwie marszczy� powierzchni� wody, na tyle tylko, by delikatnie porusza� sztuczn� much�. S�o�ce przyjemnie grza�o, a jednocze�nie powietrze by�o ch�odne i rze�kie. Mi�kka poduszka zapewnia�a mu odpowiedni komfort, wzi�� ze sob� wa��wk�, a po��czone sznureczkiem dwie butelki piwa, przewieszone przez jarzmo steru, ch�odzi�y si� w zimnej wo- dzie. Ka�dy na jego miejscu rozp�ywa�by si� z rado�ci, mog�c sobie w�dkowa� w taki pi�kny dzie�. Greenberg r�wnie� powinien by� szcz�liwy, lecz obecnie zamiast si� relaksowa� i w spo- koju czeka�, a� ryba zacznie bra�, czu� si� osaczony przez strapienia. Ten niski, nieco t�gawy, niemal ca�kowicie �ysy, budz�cy szacunek cz�owiek interes�w wi�d� prawdziwie cyga�skie �ycie. Latem zamieszkiwa� hotelowy apartament w Rockaway, zimy sp�dza� w luksusowym hotelu na Florydzie, za� w obu miejscach prowadzi� bufety, kt�re bra� w sezonow� ajencj�. Tymczasem od wielu lat deszcz pada� jak na zam�wienie w ka�dy weekend, natomiast we wszystkie wa�niejsze �wi�ta pa�stwowe mia�y miejsce potworne burze i ulewy. Nie przepada� za swoim �yciem, ale nie zna� innego sposobu zarabiania pieni�dzy. Zamkn�� oczy i j�kn�� p�aczliwie. Gdyby chocia� los da� mu syna zamiast Rosie! Wtedy na pewno wszystko wygl�da�oby inaczej... Syn m�g�by przynajmniej zajmowa� si� rusztem z hot dogami i hamburgerami, Esther serwowa�aby piwo, a on przyrz�dza�by napoje ch�odz�ce. Zyski, co sam musia� przyzna�, nie by�yby w znacz�cy spos�b wi�ksze, ale za to mo�na by co� od�o�y� na stare lata, zamiast ciu�a� ka�dy grosz na posag dla niewymownie szpetnej, klocowatej i �a�o�nie rw�cej si� do zam��p�j- �cia c�rki. - W porz�dku... i co z tego, �e nie znajdzie sobie m�a? - wykrzykiwa� do swojej �ony ty- si�ce razy. - Jako� j� utrzymam. Inni potrafi� z�apa� zi�cia, maj�c do zaoferowania ma�� cukie- renk�, z dwoma kranikami do wody sodowej. Nie rozumiem, dlaczego ja mia�bym fundowa� jakiemu� ch�opaczynie ca�e kasyno? - Oby ci j�zyk zgni� w tym pustym �bie, ty stare sk�pirad�o! - odwrzaskiwa�a mu przy ta- kich okazjach. - Nie mo�na skazywa� dziewczyny na staro panie�stwo. Nawet je�li mieliby�my zemrze� w przytu�ku dla biedoty, moja biedna Rosie musi dosta� m�a. Ka�dy grosik, kt�rego nie potrzebujemy na �ycie, p�jdzie na jej posag! Nie mo�na powiedzie�, �eby Greenberg nienawidzi� swojej c�rki. Nie wini� jej za swoje nieszcz�cia. Prawd� jednak by�o to, �e w�a�nie przez ni� przyszed� dzi� �owi� ryby, wyposa�ony w po�aman� w�dk�, kt�rej po��wki sklei� za pomoc� ta�my. Rankiem, gdy jego �ona otworzy�a oczy i zobaczy�a, jak pakuje sw�j w�dkarski ekwipu- nek, natychmiast otrz�sn�a si� z resztek snu. - Jasne, id� sobie na ryby, ty darmozjadzie! - rozdar�a si� piskliwie. Nigdy nie opanowa�a sztuki porozumiewania si� normalnym tonem, jakiego ludzie zazwyczaj u�ywaj� podczas co- dziennych rozm�w. - Zostaw mnie tutaj sam�! Pewnie, ja mog� sama pod��czy� rury do piwa i gaz do wody sodowej. Sama nam�wi� lody, frankfurterki, bu�ki, syrop, a jednocze�nie b�d� pilnowa� fachowc�w od gazu i elektryczno�ci. A ty id�, id� sobie na ryby! - Wszystko jest ju� zam�wione - mrukn�� pojednawczo. - A dzisiaj nie b�d� nam pod��- cza� gazu ani elektryczno�ci. Chcia�em tylko zrobi� ma�y wypad na rybki - to ostatnia szansa. Jutro otwieramy bufet. Sp�jrzmy prawdzie w oczy, Esther: czy b�d� mia� czas na wypad z w�dk�, kiedy ju� otworzymy interes? - Nic mnie to nie obchodzi. Jestem twoj� �on�, a ty zamawiasz sobie, co ci przyjdzie do g�owy, nawet nie pytaj�c mnie o zdanie? Broni� si�. To by� taktyczny b��d. Powinien by� po prostu zabra� sprz�t i wyj��, dop�ki jeszcze nie wygrzeba�a si� z ��ka. A tak, kiedy doszli w k��tni do posagu Rosie, Esther sta�a ju� gro�nie naprzeciw niego. - Wcale nic chodzi mi o mnie! - wrzeszcza�a. - C� za potw�r z ciebie! Mo�esz tak po prostu i�� sobie na ryby, podczas gdy twojej c�rce serce krwawi z b�lu. I to w dodatku w taki dzie�! Powiniene� zadba� jedynie o to, ty kolacja by�a smaczna, a twoja c�ra dobrze ubrana. Jak widz�, nie bardzo ci� chodzi, �e dzi� wieczorem na kolacji b�dzie fajny ch�opak, kt�ry by� mo�e zabierze gdzie� potem nasz� Rosie. Ty wyrodny ojcze, ty! W tym miejscu brakowa�o jeszcze tylko jednego gwa�townego protestu i jednego piskli- wego przekle�stwa, by m�g� znale�� si� na �rodku pokoju, �ciskaj�c w r�ce po��wk� z�amanej w�dki, podczas gdy druga po��wka z bolesn� regularno�ci� spada�a na jego g�ow�. Teraz za� tkwi� w swojej przecudnie suchej ��dce na wspaniale rybnym jeziorze w g��bi Long Island, z desperacj� rozmy�laj�c o tym, �e jakakolwiek ryba normalnych rozmiar�w potrafi zniszczy� jego sklejon� napr�dce w�dk�. Czeg� gorszego m�g� si� jeszcze spodziewa�? Sp�ni� si� na poci�g, potem musia� d�u- go czeka� na w�a�ciciela przystani, jego ulubiona suszona mucha gdzie� si� zapodzia�a, a na do- miar z�ego od samego rana ani jedna rybka nawet nie tkn�a pyszczkiem przyn�ty. Ani jedna! Tymczasem robi�o si� naprawd� p�no. Traci� ju� cierpliwo��. Zerwa� kapsel z butelki i duszkiem wypi� jej zawarto��, aby doda� sobie odwagi przed podj�ciem decyzji o zmianie mu- chy na mniej wymagaj�c� przyn�t� w postaci larwy ochotki. Przykro mu by�o si� podda�, tak bardzo chcia� wreszcie z�apa� jak�� ryb�. Haczyk z robakiem poszed� pod wod�. Zanim sp�awik si� ustatkowa�, nast�pi�o lekkie szarpni�cie. Odetchn�� z ulg� i energicznie podci�� zdobycz. Poczu�, jak haczyk wbija si� g��bo- ko w rybi pysk. Czasami, my�la� filozoficznie, po prostu nie chc� bra� sztucznej przyn�ty. Zacz�� powoli zwija� �y�k�. - O, Bo�e - modli� si� na g�os - dam dolara na ofiar�, tylko niech ta w�dka nie zegnie si� w miejscu, gdzie j� sklei�em. Tymczasem w�dzisko wygina�o si� bardzo niebezpiecznie. Otaksowa� je nieszcz�liwym spojrzeniem i podni�s� pocz�tkow� stawk� do pi�ciu dolar�w. Ale nawet za tak� cen� wyci�gni�- cie ryby zakrawa�o na niemo�liwo��. Wobec tego zanurzy� w�dk� w wodzie, staraj�c si� trzyma� j� w jednej linii z napi�t� �y�k�, �eby zmniejszy� dzia�anie niszcz�cej si�y Cieszy� si�, �e nikt nie widzi, jak wykonuje te haniebne manewry, niegodne rasowego w�dkarza. �y�ka nawija�a si� te- raz na ko�owrotek bez najmniejszego oporu. - Czy�bym - nie daj Bo�el - z�apa� jakiego� w�gorza lub inne niekoszerne paskudztwo? - wymamrota�. - A niech ci� szlag! Dlaczego nie walczysz? Naprawd� nie obchodzi�o go, co to b�dzie - m�g� to by� nawet w�gorz albo cokolwiek in- nego. W ko�cu wyci�gn�� d�ugi, spiczasty, zielony kapelusz pozbawiony ronda. Przez moment wpatrywa� si� z furi� w wydobyte z wody nakrycie. Usta �ci�gn�y mu si� w w�sk� kresk�. Wreszcie, rozz�oszczony, mocnym szarpni�ciem zerwa� kapelusz z haczyka, cisn�� go na dno �odzi i zapami�tale po nim depta�. - Ca�y dzie� tkwi� tu z w�dk� - skar�y� si� �a�o�nie - zap�aci�em dwa dolary za bilet na poci�g, dolara za ��dk�, �wier� dolara za przyn�t�, poza tym musz� kupi� now� w�dk�... i na dodatek mam do uiszczenia pi�ciodolarow� ofiar�. I to wszystko po co? Po to, �eby z�owi� taki g�upi, krety�ski kapelusz, jak ty, ty... Gdzie� od strony wody us�ysza� jaki� niezwykle �agodny g�os; kto� zwr�ci� si� do niego z uprzejm� pro�b�. - Czy m�g�by mi pan odda� m�j kapelusz, bardzo pana prosz�. Greenberg potoczy� wok� dzikim wzrokiem. Ujrza� ma�ego cz�owieczka, kt�ry szybko p�yn��, kieruj�c si� w jego stron�. Drobne ramiona z�o�one na piersi trzyma� z niezwyk�� godno- �ci�, za� pot�ne uszy odstaj�ce od twarzy o bardzo ostrych rysach stanowi�y nader szybki i skuteczny nap�d. Z wielk� determinacja przemierzy� dziel�c� ich odleg�o��, a kiedy zatrzyma� si� przy prawej burcie, jego niesamowite, energicznie poruszaj�ce si� uszy utrzymywa�y go na powierzchni, podczas gdy cz�owieczek z powa�n� min� spogl�da� na Greenberga. - Depcze pan m�j kapelusz - stwierdzi� bez cienia z�o�ci. Greenberg pomin�� jego beznami�tn� uwag�. - Wios�ujesz uszami - zauwa�y�, u�miechaj�c si� z wy�szo�ci�. - Strasznie �miesznie to wygl�da! - A jak inaczej mia�bym p�ywa�? - spyta� uprzejmie cz�owieczek. - Machaj�c r�kami i nogami, rzecz jasna, jak ka�dy normalny cz�owiek. - Ale ja nie jestem cz�owiekiem. Jestem wodnym gnomem, dalekim krewnym bardziej znanego gnoma podziemnego. Nie potrafi� p�ywa�, u�ywaj�c ramion, gdy� musz� mie� je skrzy- �owane na piersiach, aby prezentowa� si� godnie, jak na wodnego gnoma przysta�o. Nogi za� s�u�� mi do pisania i trzymania r�nych przedmiot�w. Poza tym, moje uszy s� wspaniale przy- stosowane do nadawania mi pr�dko�ci w wodzie. Dlatego te� u�ywam ich w�a�nie do tych cel�w. Ale teraz, prosz�, niech pan mi odda kapelusz. Mam jeszcze do za�atwienia kilka spraw niecier- pi�cych zw�oki, przeto nie wolno mi marnowa� czasu. Nieprzyjazne nastawienie Greenberga do niezwykle uprzejmego gnoma by�o ca�kiem zro- zumia�e. Wreszcie natkn�� si� na kogo�, komu m�g� okaza� sw� wy�szo��, a uciekaj�c si� do obelg i zniewag, m�g� si� roz�adowa� i pom�c urosn�� swemu st�amszonemu ego. Wodny gnom, mierz�cy nie wi�cej ni� dwie stopy wzrostu, wydawa� si� wystarczaj�co nie gro�ny. - A c� to za pilne sprawy mo�esz mie� do za�atwienia, Wielkouchu? - spyta� napastliwie. Greenberg przypuszcza�, �e gnom poczuje si� ura�ony. Tak si� jednak nie sta�o, jako �e; du�e uszy wydawa�y si� gnomowi czym� najzupe�niej normalnym i w�a�ciwym. To tak jakby przedstawiciel jakiej� w�t�ej i rachitycznej rasy nazwa� cz�owieka Bicepsiakiem. Ka�dy z nas m�g�by nawet odebra� to okre�lenie jako komplement. - Naprawd� bardzo mi spieszno - powiedzia� gnom, w kt�rego g�osie ju� by�o s�ycha� nieznaczne zniecierpliwienie. - Lecz skoro musz� odpowiedzie� na pa�skie pytania, by odzyska� m�j kapelusz, to niech pan si� dowie, �e w�a�nie zajmujemy si� zarybianiem wschodnich w�d. W ostatnim roku liczba ryb zmniejszy�a si� alarmuj�co. Urz�d Rybo��wstwa wsp�pracuje z nami do pewnego stopnia, ale nie mo�emy na tym zbytnio polega�. Dop�ki populacja nie osi�- gnie swojego normalnego stanu, ka�da ryba ma przykazane, by nie tyka� przyn�ty. Greenberg pozwoli� sobie na u�mieszek. Irytuj�co sceptyczny u�mieszek. - Moje zadanie - ci�gn�� gnom zrezygnowanym tonem - polega na kontrolowaniu opad�w na ca�ym wschodnim wybrze�u. Nasza komisja badawcza, z siedzib� w meteorologicznym cen- trum kontynentu, zarz�dza zapotrzebowaniem na opady na ca�ym obszarze. Kiedy komisja ustali, �e dana ilo�� deszczu jest niezb�dna w okre�lonym miejscu na wschodzie, do mnie nale�y wywo- �anie opad�w o odpowiednim czasie trwania i w�a�ciwej intensywno�ci. A teraz, czy mog� ju� otrzyma� z powrotem m�j kapelusz? Greenberg za�mia� si� chrapliwie. - Ju� pierwsze k�amstwo - �e zakazujecie rybom bra� - by�o wystarczaj�co naci�gane. Ty tak wywo�ujesz deszcz, jak ja jestem prezydentem Stan�w Zjednoczonych! - Pochyli� si� w stron� gnoma i zapyta� chytrze: - Mo�e jaki� dowodzik? - Skoro tak pan nalega - Gnom uni�s� sw� cierpliw�, tr�jk�tn� twarz w stron� nieskazitel- nie czystej i b��kitnej cz�ci nieba, nieco w bok od miejsca, gdzie sta�a ��d� Greenberga. - Niech pan obserwuje tamto miejsce na niebie. Greenberg spojrza� w g�r� z drwi�cym u�mieszkiem na ustach. Nie straci� rezonu nawet wtedy, gdy pierwsza ma�a, ciemna chmurka przes�oni�a bezchmurny dot�d skrawek niebosk�onu. To m�g� by� czysty zbieg okoliczno�ci. Ale wkr�tce ci�kie krople deszczu zacz�y spada� na obszar w kszta�cie ko�a o �rednicy mniej wi�cej sze�ciu metr�w. Wtedy kpi�cy u�mieszek powoli zacz�� si� kurczy� i przechodzi� w gniewny grymas. Kiedy wreszcie Greenberg utwierdzi� si� w swoim przekonaniu, spojrza� z nienawi�ci� na gnoma. - A wi�c to ty jeste� tym gnojkiem, przez kt�rego leje w ka�dy weekend! - Zazwyczaj w letnie weekendy - przyzna� gnom. - Dziewi��dziesi�t dwa procent ca�ko- witego zu�ycia wody przypada na dni pracuj�ce. A naszym zadaniem jest, rzecz jasna, ci�g�e uzupe�nianie jej zasob�w. Dlatego te� koniec tygodnia to najbardziej dogodny termin. - Ty parszywy z�odzieju! - rykn�� histerycznie Greenberg. - Ty z�oczy�co! C� ci� ob- chodzi, jakie szkody wyrz�dzasz mojemu bufetowi tymi twoimi ulewami! Nie wystarcza ci, �e interes ledwie dyszy i bez tych deszcz�w, to ty jeszcze musisz serwowa� nam prawdziwe potopy! - Przepraszam - odpar� gnom, niewzruszony dramatyczn� retoryk� Greenberga - ale my nie wywo�ujemy opad�w dla ludzi. Naszym zadaniem jest ochrona ryb. A teraz prosz�, niech pan odda mi m�j kapelusz. I tak zmitr�y�em tu mn�stwo czasu, zamiast przygotowywa� wyj�tkowo obfite deszcze na koniec tego tygodnia. Greenbeig zerwa� si� na r�wne nogi, nie zwa�aj�c na to, �e ��d� niebezpiecznie si� chy- bocze. - Ulewy na koniec tego tygodnia... kiedy raz wreszcie mog�em spodziewa� si� jakich ta- kich zysk�w! Nic ci� nie obchodzi, �e wkr�tce doprowadzisz mnie do ruiny. A niech te twoje ryby u�wierkn� w potwornych m�czarniach razem z tob�! To m�wi�c, z furi� podar� zielony kapelusz i strz�pami cisn�� w twarz gnoma. - Jest mi bardzo przykro, z powodu tego, co pan przed chwil� zrobi� - powiedzia� cz�owie- czek spokojnym g�osem, nadal nie okazuj�c najmniejszych oznak poirytowania ani nawet na chwil� nie przyspieszaj�c tempa rytmicznego wios�owania uszami, dzi�ki kt�remu utrzymywa� si� na wodzie. - My, przedstawiciele Ma�ego Ludu, nigdy nie tracimy panowania nad sob�. Jed- nak�e co jaki� czas dostrzegamy konieczno�� zastosowania �rodk�w dyscyplinarnych wobec niekt�rych spo�r�d waszych ludzi, aby w�a�ciwie chroni� tak drog� nam godno��. Obca jest mi wszelka z�o�liwo��, ale poniewa� okaza� pan nienawi�� wobec wody oraz wszystkiego, co w niej �yje, od dzi� woda i jej mieszka�cy b�d� trzyma� si� od pana jak najdalej. Z ramionami wci�� splecionymi na piersiach w ge�cie pe�nym godno�ci, malutki wodny gnom oddali� si�, energicznie machaj�c uszami, by po chwili zanurkowa�, nie wydaj�c �adnego plusku i znikn��. Greenberg z w�ciek�o�ci� patrzy� na kr�gi rozchodz�ce si� po wodzie od miejsca, gdzie karze�ek zszed� na g��biny. Nie zrozumia� ostatniego zakl�cia gnoma, ani nawet nie sili� si�, by je interpretowa�. Zamiast tego k�tem oka gniewnie spogl�da� na niesamowite zjawisko, jakim by� kolisty fragment jeziora, w kt�ry z ca�ej si�y wali�y deszczowe krople spadaj�ce z bezchmurnego nieba. Najwyra�niej gnom musia� przypomnie� sobie o tej sztuczce zaraz po swoim odej�ciu, gdy� w chwil� p�niej przesta�o pada�. Wygl�da�o to tak, pomy�la� Greenberg, jakby kto� nagle zakr�ci� kran. - A wi�c �egnajcie weekendowe zyski - burkn��. - Je�li Esther si� dowie, �e mia�em zatarg z go�ciem, kt�ry wywo�uje deszcze... Spr�bowa� jeszcze raz zarzuci� w�dk�, licz�c, �e mo�e wreszcie podetnie jak�� rybk�, ale rozwini�ta �y�ka wypr�y�a si� jak drut ponad powierzchni� jeziora, za� haczyk, zatoczywszy �uk, zawis� nieruchomo w powietrzu. - No, spadaj do wody, cholera jasna! - mrukn�� rozz�oszczony Greenberg i szarpa� w�dzi- skiem na wszystkie strony, pr�buj�c wytr�ci� haczyk z jego krety�skiej lewitacji. Ale ten wci�� odmawia� mu pos�usze�stwa. Mamrocz�c co� o tym, �e wpierw zawi�nie na pierwszym lepszym drzewie, ni� si� podda, Greenberg cisn�� sw� bezu�yteczn� w�dk� w to� jeziora. Tym razem bez wi�kszego zdziwienia skonstatowa�, �e w�dzisko szybuje w powietrzu ponad lustrem wody. Poprzesta� na rzuceniu dzi- kiego spojrzenia przekrwionych oczu, wywali� za burt� pozosta�o�ci gnomiego kapelusza i krzepko schwyci� za wios�a. Kiedy wykona� nimi pierwszy zamaszysty ruch, pragn�c skierowa� ��dk� w stron� brze- gu, nie zdo�a�, rzecz jasna, zanurzy� w wodzie ich drewnianych pi�r. Wios�a przeci�y powietrze, nic napotykaj�c �adnego oporu, przez co Greenberg run�� gwa�townie w ty� na dno �odzi. - Oho! - wychrypia�. - Zaczynaj� si� k�opoty. Przechyli� si� przez burt�, by spojrze� w d�. Tak jak si� spodziewa�, kil lodzi znajdowa� si� wysoko ponad lustrem wody. Wios�uj�c w powietrzu, przesuwa� si� w stron� brzegu niesamowicie powoli. Przypomina� �redniowieczne wyobra�enie machiny lataj�cej z pradawnych rycin. Mia� jedynie nadziej�, �e nikt nie zobaczy go w tej poni�aj�cej roli. Kiedy wr�ci� do hotelu, spr�bowa� przemkn�� si� przez kuchni� do �azienki. Wiedzia�, �e Esther czeka tam na niego, aby zasypa� go przekle�stwami za to, �e �mia� w�dkowa� w przeddzie� otwarcia interesu, w szczeg�lno�ci za� za wyjazd w dniu, kiedy pewien mi�y ch�o- pak mia� z�o�y� wizyt� jej ukochanej Rosie. Liczy�, �e je�li zdo�a szybko zmieni� str�j, lista oskar�e� �ony znacznie si� skr�ci... - Ach, wi�c ju� jeste�, ty ladaco! Greenberg zamar�. - Sp�jrz tylko na siebie! - zakrzykn�- �a piskliwie. - Ty brudasie... ca�y �mierdzisz ryb�! - Nie z�apa�em ani jednej, kochanie - zaprotestowa� nie�mia�o. - �mierdzisz, tak czy siak. Dalej, w�a� do wanny i najlepiej si� w niej utop! Najdalej za dwie minuty masz by� ubrany! Musisz zaj�� si� tym ch�opakiem, jak tylko przyjdzie. Po�piesz si�! Zamkn�� drzwi �azienki szcz�liwy, �e zdo�a� uciec przed jej natr�tnym gderaniem. Od- kr�ci� kurek przy wannie i rozebra� si� od pasa w g�r�. Liczy�, �e gor�ca k�piel pozwoli mu otrz�sn�� si� z fatalnego nastroju. Najpierw - ani jednej ryby, a teraz - deszcz we wszystkie weekendy! Co powiedzia�aby Esther... gdyby si� o tym dowiedzia�a, rzecz jasna. Ale on, oczywi�cie, nie mia� zamiaru niczego �onie m�wi�. - �ycia by jej nie starczy�o na wyzwanie mnie od ostatnich! - mrukn�� ponuro. - Ha! W�o�y� now� �yletk� do maszynki, odkr�ci� tubk� z kremem do golenia i przyjrza� si� swojemu odbiciu. Najbardziej rzucaj�cym si� w oczy elementem nalanego, pucu�owatego obli- cza, kt�re gapi�o si� na niego z lustra, by� brzydki, czarny, kilkudniowy zarost. Greenberg wysu- n�� do przodu spiczast� brod�, �wiadcz�c� o wytrwa�o�ci i uporze, po czym rzuci� lustrzanej tafli bu�czuczne spojrzenie. Naprawd� sprawia� wra�enie cz�owieka mocnego i nieustraszonego. Nie- stety, Esther nigdy nie widzia�a takiego wyrazu jego twarzy, bowiem w przeciwnym razie na pewno poskromi�aby sw�j j�zyk. - Herman Greenberg nigdy si� nie poddaje! - wyszepta�, poruszaj�c gniewnie �ci�gni�ty- mi wargami. - Deszcz w weekendy, ani jednej ryby - niech mu b�dzie, co mi tam! Kln� si�, �e sam przype�znie tu do mnie, zanim ja udam si� do niego. Po chwili jednak zda� sobie spraw�, �e jego p�dzel do golenia wci�� jest suchy. Spojrza� w d� i zobaczy�, jak strumie� wody z kranu rozdziela si� na dwa malutkie strumyczki, aby omi- n�� podstawiony pod kurek p�czek w�osia. Nieul�k�� i hard� min� wnet zast�pi�o rosn�ce zanie- pokojenie. Usi�owa� na�apa� wody, sk�adaj�c d�onie w ma�� czark�, a gdy to si� nie powiod�o, postara� si� ukradkiem zaj�� j� od ty�u, jakby by�a jakim� p�ochliwym zwierz�ciem, by nast�pnie szybkim ruchem ramienia wyrzuci� p�dzel do przodu i zamoczy� go z zaskoczenia, ale woda zawsze zd��y�a mu umkn��. W ko�cu schwyci� ca�� d�oni� wylot kranu. Pokonany, ws�uchiwa� si�, jak woda z gulgotem wycofuje si� w d� rury, prawdopodobnie a� do g��wnego kolektora. - I co ja teraz zrobi�? - j�kn��. - Dopiero Esther da mi popali�, je�li si� porz�dnie nie ogo- l�! Ale jak? Bez wody na pewno mi si� to nie uda. Przybity, zakr�ci� kurek, rozebra� si� ca�kowicie i wszed� do wanny. Po�o�y� si� na dnie, �eby si� zamoczy�. Min�a kr�tka chwila, podczas kt�rej strach sparali�owa� jego cia�o; zda� so- bie spraw�, �e le�y w wannie, ale nie ma w niej wody. Ta bowiem, w odruchu niek�amanego obrzydzenia, po prostu wyla�a si� na pod�og�. - Herman, przesta� chlapa�! - us�ysza� wrzask �ony. - Przed chwil� umy�am pod�og� w �azience. Je�li znajd� tam cho� male�k� ka�u��, zamorduj� ci� go�ymi r�kami! Greenberg przyjrza� si� wodzie pokrywaj�cej ca�� pod�og� �azienki. Si�ga�a po kostki. - Jasne, kochanie - wychrypia� �a�o�nie. Uzbrojony w szmat�, bez w�tpienia zbyt ma�� w stosunku do potrzeb, zacz�� ugania� si� za uciekaj�c� przed nim wod�, maj�c nadziej�, �e uda mu si� j� zebra�, zanim przes�czy si� do apartamentu znajduj�cego si� ni�ej. Ale szmata pozosta�a sucha, on za� domy�la� si�, �e sufit pod spodem zaczyna ju� przecieka�. Tymczasem na pod�odze wci�� by�o pe�no wody. Zrozpaczony przysiad� na skraju wanny i przez jaki� czas siedzia� w absolutnej ciszy. Po chwili jednak �ona zacz�a dobija� si� do drzwi, przynaglaj�c go do zwolnienia �azienki. Wsta� i z grobow� min� zacz�� si� ubiera�. Kiedy chy�kiem wymkn�� si� z �azienki, dok�adnie zamykaj�c za sob� drzwi, tak by nie zala� ca�ego mieszkania, wci�� by� niesamowicie brudny, a twarz mia� poranion� w miejscach, kt�re eksperymentalnie pr�bowa� ogoli� na sucho. - Rosie! - zawo�a� ochryp�ym szeptem. - Pssst! Gdzie jest mama? C�rka siedzia�a w�a�nie na rozk�adanej kanapie, nak�adaj�c lakier na paznokcie swych pulchnych paluch�w. - Wygl�dasz okropnie - zauwa�y�a ca�kiem spokojnym tonem. - Czy�by� nie mia� zamia- ru si� ogoli�? A� si� skuli� na d�wi�k jej g�osu, kt�ry jemu wydawa� si� rykiem syreny. - Ciszej, Rosie, psst! - i dla podkre�lenia wagi swych s��w po�o�y� palec ustach. S�ysza�, jak �ona ci�ko cz�apie po kuchni. - Rosie - zagrucha� przymilnie - dam ci ca�ego dolara, je�li wytrzesz wod�, kt�r� rozla�em w �azience. - Nie mog�, tatku - odpar�a dziewczyna zdecydowany m g�osem. - Jestem ju� ubrana. - Dwa dolary, Rosie... niech b�dzie dwa i p�, ty ma�a szanta�ystko. Jeszcze bardziej skuli� si� w sobie, s�ysz�c okrzyk przera�enia, jaki c�rka wyda�a po wej- �ciu do �azienki. Ale zanim wysz�a stamt�d w kompletnie przemoczonych pantoflach, zd��y� ju� czmychn�� po schodach na d�. Ruszy� przed siebie bez celu, w stron� miasteczka. No, dopiero teraz si� zacznie, pomy�la�, ju� niemal s�ysz�c wrzaski Esther i szlochanie Rosie... W dodatku b�dzie musia� kupi� c�rce nowe buty i da� jej dwa i p� dolara. Ale b�dzie jeszcze gorzej, je�li nie zdo�a si� pozby� zarostu na twarzy... Delikatnie g�adz�c otarte miejsca na policzkach, po kt�rych przeci�gn�� such� �yletk�, wpatrywa� si� t�po w witryn� apteki. Nie zauwa�y� na wystawie nic, co mog�oby mu pom�c, ale i tak wszed� do �rodka, po czym z nadziej� stan�� przed lad�. Jakie� oko przyjrza�o mu si� przez szpar� w wielkim lustrze zdobi�cym �cian� i po chwili z zaplecza wyszed� aptekarz. Mi�y, inteli- gentny go��, oceni� Greenberg na pierwszy rzut oka. - Czy ma pan co� takiego do golenia, �eby nie trzeba by�o u�ywa� wody? - spyta�. - Podra�nienie sk�ry, co? - zainteresowa� si� sprzedawca. - Nie, ja tylko... Ja po prostu nie lubi� u�ywa� wody przy goleniu. Aptekarz wygl�da� na rozczarowanego. - Polecam specjalny krem do golenia, kt�rego nie trzeba rozrabia� p�dzlem - powiedzia� i po chwili jego twarz rozpromieni�a si�. - Ale mam te� maszynk� elektryczn� - to co� znacznie lepszego. - Ile? - zapyta� Greenberg nieufnie. - Tylko pi�tna�cie dolar�w, ale starcza na ca�e �ycie. - Poprosz� o krem - powiedzia� Greenberg ch�odno. Stosuj�c taktyk� godn� wojskowego eksperta, pow��czy� si� jeszcze troch� pomi�dzy domami, czekaj�c, a� si� �ciemni. Dopiero wtedy uda� si� do hotelu i zaczeka� przed wej�ciem. Min�a ju� si�dma i zaczyna� doskwiera� mu g��d, ale wszyscy ludzie, kt�rzy wchodzili do �rod- ka, byli sta�ymi letnikami. W ko�cu jaki� m�czyzna, kt�rego nie zna�, min�� go i wbieg� po schodach na g�r�. Greenberg zawaha� si� przez chwil�. Nieznajomego trudno by�oby nazwa� ch�opcem, jak bez w�tpienia okre�li�a go Esther, ale on doszed� do wniosku, �e to jedynie pobo�ne �yczenie jego �ony, tak wi�c rado�nie ruszy� za nieznanym m�czyzn�. Odczeka� jeszcze kilka minut, by da� cz�owiekowi czas na przedstawienie si�, a swojej �onie i c�rce na zaprezentowanie ich towarzyskiego obycia. Kiedy ju� nabra� pewno�ci, �e jego pojawienie si� nie wywo�a dantejskich scen, dop�ki go�� b�dzie w domu, wszed� do �rodka. Nie zwa�aj�c na wrogie spojrzenia rodziny, uprzejmie u�cisn�� d�o� Sammiego Katza, kt�ry okaza� si� lekarzem - najprawdopodobniej, domy�li� si� sprytnie Greenberg, poszukuj�cym pracy - i przeprosi� wszystkich na moment. Znalaz�szy si� w �azience, uwa�nie przeczyta� instrukcj� dotycz�c� u�ycia kremu. Lekki niepok�j wzbudzi�a w nim informacja, �e przed goleniem nale�y dok�adnie umy� twarz wod� i myd�em, ale mimo i� nie m�g� skorzysta� ani z jednego, ani z drugiego, rozprowadzi� krem po ca�ej twarzy, delikatnie poklepuj�c brod� i policzki, a nast�pnie poczeka�, a� jego zarost zmi�k- nie. Niestety, pozosta� tak samo twardy jak przedtem, o czym przekona� si�, gdy tylko zacz�� operowa� brzytw�. Na koniec wytar� twarz do sucha. R�cznik by� ca�y lepki i czarny od jego w�os�w zmieszanych z kremem i dobrze wiedzia�, �e za to te� przyjdzie mu drogo zap�aci�. Zre- zygnowany wzruszy� ramionami. Tak czy siak, b�dzie musia� wyda� pi�tna�cie dolar�w na ma- szynk� elektryczn�. Ca�a ta g�upia sprawa kosztowa�a go prawdziw� fortun�! Jedynie obecno�ci go�cia w ich domu zawdzi�cza� - z czego doskonale zdawa� sobie spraw� - �e zaczekano na niego z rozpocz�ciem kolacji. Ani na chwil� nie zmieniaj�c wyrazu twarzy, na kt�rej kr�lowa� czaruj�cy u�miech, Esther zdo�a�a jednak szepn�� mu w przelocie: - Poczekaj tylko! Jeszcze pogadamy... Odpowiedzia� jej r�wnie ujmuj�cym u�miechem, z b�lem marszcz�c sw� um�czon�, po- zacinan� twarz. Uratowa� mog�o go jedynie niezwykle uprzejme zachowanie wobec m�odego absztyfikanta Rosie. Je�li uda�oby mu si� wcisn�� Sammiemu kilka dolar�w - kolejne wydatki, j�kn�� w duchu - �eby tylko zabra� gdzie� Rosie, Esther z pewno�ci� wszystko by mu wybaczy�a. Zbyt by� poch�oni�ty ukazywaniem Sammiemu rozpromienionego oblicza i robieniem wszystkiego, co tylko mo�liwe, by ten poczu� si� dobrze w jego towarzystwie, �eby zastanawia� si� nad skutkami jedzenia kanapek z kawiorem. W innych okoliczno�ciach ultraprofesjonalne, obficie nawoskowane w�siki Sammiego - bezczelnie ma�e, ostro zako�czone cude�ka - jak r�w- nie� jego komercyjne podej�cie do biednej Rosie, na pewno wzbudzi�y by w nim obrzydzenie. Ale w tej chwili Greenberg traktowa� go jako potencjalnego wybawc�. - Czy otworzy� pan ju� sw�j gabinet, doktorze Katz? - Jeszcze nie. Wie pan, jak si� sprawy maj�. Prosz� mi m�wi� Sammie. To by�o znakomite otwarcie, oceni� Greenberg, zw�aszcza �e tak bardzo spodoba�o si� Eslher. Za jednym zamachem Sammie zosta� zmuszony, by wkrada� si� w �aski, jednocze�nie przyst�puj�c do negocjacji. Nie m�wi�c nic wi�cej, Greenberg uni�s� �y�k�, aby zaatakowa� zup�. Schwytanie w potrzask tego skwapliwego doktorka nie przedstawia�o wi�kszych trudno�ci. Doktor! Nic dziwnego, �e Esther i Rosie a� si� nadyma�y z rado�ci. Zgodnie z zasadami savoir-vivre�u nabra� �y�k� zup�, poruszaj�c ni� w stron� �rodka sto- �u, od siebie. Ca�a �y�ka zupy wyla�a si� na obrus. - Nie tak mocno, kretynie - sykn�a Esther. Zdecydowa� si� czerpa� zup� w kierunku odwrotnym. Tym razem porcja zupy wyskoczy- �a z talerza jak �ywe stworzenie prosto na niego, ale zanim obla�a mu ubranie, skr�ci�a w bok, by unikn�� kontaktu z nim, i spad�a na pod�og�. Greenberg g�o�no prze�kn�� �lin�, gwa�townie od- suwaj�c talerz. Wtedy zupa przela�a si� przez brzeg talerza, tworz�c ka�u�� na �rodku sto�u. - I tak nie mia�em ochoty na zup� - powiedzia�, pr�buj�c niezdarnie obr�ci� wszystko w �art. Na szcz�cie, my�la� przera�ony, obecno�� Sammiego i jego wyra�ny akcent cz�owieka po szko�ach wp�ywaj� mityguj�ce na Esther. Dobry, poczciwy Sammie - fajny ch�opak, mimo tego w�sa. Niekiedy m�g�by by� bardzo przydatny. Greenberg zamar� sparali�owany strachem. Czu� ogromne pragnienie po zjedzeniu kana- pek z kawiorem, kt�ry pod tym wzgl�dem przebija nawet solonego �ledzia. Ale �wiadomo��, �e ka�de zbli�enie si� do wody wywo�a jej ucieczk�, a by� mo�e rozlanie si� po stole, sprawi�a, i� to pragnienie sta�o si� niepohamowan� ��dz�. Spr�bowa� sprytnie podej�� do problemu. Wsp�biesiadnicy rozmawiali coraz szybciej i coraz bardziej gor�czkowo, najwyra�niej staraj�c si� pokry� narastaj�ce zak�opotanie. On za� odczeka�, a� jego odwaga nabierze tej samej intensywno�ci co jego pragnienie, a nast�pnie pochyli� si� nad sto�em ze szklank� w d�oni. - Sammie, czy m�g�by�... kapk� wody, h�? Sammie nala� mu wody z dzbanka, podczas gdy Estlier bacznie przygl�da�a si� ca�ej sce- nie, podejrzewaj�c, �e m�� ma w zanadrzu kolejne sztuczki. W�a�ciwie powinien wszystko prze- widzie�, a mimo to by� zszokowany, kiedy woda chlusn�a ze szklanki, oblewaj�c garnitur Sam- miego. - Pa�stwo wybacz� - odezwa� si� doktor, z trudem hamuj�c z�o�� - ale nie zwyk�em jada� z lud�mi niespe�na rozumu. To m�wi�c, wyszed�, mimo �e Esther wybuchn�a p�aczem, b�agaj�c go, by zosta�. Rosie by�a zbyt wstrz��ni�ta, aby wykona� najmniejszy cho�by ruch. Kiedy drzwi zamkn�y si� za go- �ciem, Greenberg podni�s� wzrok i skierowa� swe pe�ne udr�ki spojrzenie na �on�, kt�ra zbli�a�a si� ku niemu krokiem kata gotowego do wykonania egzekucji. Greenberg sta� na drewnianej werandzie przed swoim bufetem i m�tnym wzrokiem wpa- trywa� si� gniewnie w spokojne, granatowe wody nieprzyjaznego oceanu. Zastanawia� si�, co by si� sta�o, gdyby wszed� do wody i po prostu zacz�� i�� przed siebie. Prawdopodobnie dotar�by such� stop� do brzeg�w Europy. By�o jeszcze wcze�nie - o wiele za wcze�nie, �eby otwiera� interes - on za� ju� czu� si� potwornie zm�czony. Ani on, ani Esther nie zmru�yli oka przez ca�� noc, a z du�� doz� pewno�ci mo�na by za�o�y�, �e ich s�siedzi tak�e. Ale przede wszystkim dr�czy�o go niewiarygodne wprost pragnienie. W ramach eksperymentu spr�bowa� sobie przyrz�dzi� jaki� gazowany nap�j. Poniewa� nic da si� przyrz�dzi� napoju bez wody, zawarto�� szklanki z chlupotem wyla�a si� na pod�og�. Na �niadanie zamierza� napi� si� soku owocowego i kawy, ale jego starania spe�z�y na niczym. Z j�zykiem tak suchym, �e jego powierzchnia wydawa�a mu si� obci�gni�ta szorstkim fu- trem, opad� bezw�adnie na �awk� przed bufetem. By� pi�tek rano, dlatego te� dzie� zapowiada� si� pogodnie i upalnie. Gdyby to by�a niedziela, z pewno�ci� ju� by pada�o. - W tym roku - j�kn�� �a�o�nie - b�d� ca�kowicie sp�ukany. Je�li nie jestem w stanie przy- gotowywa� napoj�w, dlaczego piwo mia�oby pozostawa� w szklance, do kt�rej je nalej�? My�la- �em, �e za dziesi�� dolar�w tygodniowo wynajm� ch�opaka do sma�enia hot dog�w. Ja m�g�bym wtedy przygotowywa� napoje, a Esther serwowa�aby piwo. Ale facetowi od napoj�w b�d� musia� p�aci� dwadzie�cia albo i dwadzie�cia pi�� tygodniowo. Nie zdo�am nawet wyj�� na swoje - stra- c� fur� pieni�dzy! Sytuacja przedstawia�a si� naprawd� tragicznie. Dzier�awienie bufet�w jest uzale�nione od zbyt wielu czynnik�w zewn�trznych, by mo�na t� dzia�alno�� prowadzi� inaczej ni� z kapry�nie zmiennym szcz�ciem. W gardle czu� ogie�, a jego �agodne, br�zowe oczy miota�y w�ciek�e b�yski, podczas gdy pod��czano mu gaz i elektryk�, skr�cano rury do piwa, ��czono pomp� ze zbiornikiem dwutlenku w�gla i uruchamiano lod�wk�. Powoli pla�a zape�nia�a si� amatorami morskiej k�pieli. Patrz�c na nich, Greenberg skr�- ca� si� z zazdro�ci na swojej �awce. Szcz�ciarze! Mogli sobie p�ywa� i pi� ile dusza zapragnie, a �aden p�yn nie ucieka� przed nimi w panicznym strachu. Nie m�czy�o ich pragnienie... I wtedy spostrzeg�, jak nadchodzi pierwszy klient. Do�wiadczenie m�wi�o mu, �e w takie ranki klienci kupuj� g��wnie napoje ch�odz�ce. W szale�czym po�piechu podni�s� �aluzje bufetu i p�dem ruszy� do hotelu. - Esther! - zawo�a�. - Musz� ci co� powiedzie�! Nie mog� ju� wytrzyma�... �ona unios�a gro�nie miot�� niczym kij baseballowy. - Natychmiast wracaj do bufetu, ty g�upi wariacie. Jeszcze ci ma�o? Nie m�g� ju� oberwa� gorzej, ni� to mia�o miejsce. Dlatego te� wreszcie porzuci� wszelki strach. - Musisz mi pom�c, Esther. - Dlaczego� si� nie ogoli�, ty cuchn�cy menelu! Czy istnieje jaki� spos�b, �eby... - O tym w�a�nie chc� z tob� m�wi�. Wczoraj po�ar�em si� mocno z pewnym wodnym gnomem... - Z czym? - Esther spojrza�a na� podejrzliwie. - Z wodnym gnomem - wyrzuci� z siebie szybko. - Takim ma�ym cz�owieczkiem o wielkich uszach, kt�rymi wios�uje, kiedy p�ywa. Z tych, co to wywo�uj� deszcze... - Herman! - rykn�a po�owica. - Sko�cz wreszcie ple�� te bzdury. Jeste� kompletnym �wi- rem! Greenberg paln�� si� pi�ci� w czo�o. - Nie jestem �wirem. Pos�uchaj, Esther. Zejd� ze mn� do kuchni. Posz�a za nim, nie zwlekaj�c, ale jej postawa sprawi�a, �e poczu� si� bardziej bezradny i samotny ni� kiedykolwiek w swym �yciu. Opieraj�c pi�ci o pulchne biodra, z szeroko rozstawionymi stopami, przygl�da�a mu si� uwa�nie, jak pr�buje nape�ni� szklank� wod�. - Czy ty nic nie widzisz? - zatka� �a�o�nie.- Ona nie chce wlatywa� do szklanki. Wylewa si�. Ucieka ode mnie. Wygl�da�a na zupe�nie zdezorientowan�. - Co ci si� sta�o? Ca�kowicie za�amany, Greenberg opowiedzia� jej o swoim spotkaniu z wodnym gnomem, nie pomijaj�c �adnego upokarzaj�cego szczeg�u. - Tak wi�c teraz nie mog� dotyka� wody - zako�czy�. - Nie mog� niczego pi�. Nie mog� przygotowywa� napoj�w. I na dodatek m�czy mnie straszliwe pragnienie. Ju� ledwo �yj�. Reakcja Esther by�a natychmiastowa. Obj�a m�a za szyj�, przyci�gn�a jego g�ow� do swego ramienia i chc�c pocieszy�, po klepa�a po plecach, jakby by� malutkim dzieckiem. - Herman, moje biedactwo! - wyszepta�a czule. - Czym sobie zas�u�yli�my na takie prze- kle�stwo? - Co mam robi�, Esther? - j�kn�� bezradnie. Kobieta odsun�a go od siebie na d�ugo�� ramienia. - Musisz i�� do lekarza - powiedzia�a zdecydowanie. - Jak d�ugo mo�esz wytrzyma�, nic nie pij�c? Bez wody umrzesz. Mo�e czasami traktuj� ci� zbyt surowo, ale wiesz przecie�, �e ci� kocham... - Wiem, mamu�ka - westchn��. - Ale c� mi pomo�e lekarz? - Czy ja jestem lekarzem, �ebym to mia�a wiedzie�? Id� tak czy siak. Co na tym stracisz? Zawaha� si�. - Potrzebuj� pi�tnastu dolar�w na elektryczn� maszynk� do golenia - powiedzia� cichym, s�abiutkim g�osem. - No i co z tego? - odpar�a. - Je�li musisz j� mie�, to nie ma na to rady. Id�, kochanie. Ja zajm� si� bufetem. Ju� nie czu� si� opuszczony. Dziarskim, niemal zawadiackim krokiem ruszy� do gabinetu lekarskiego. Bez obaw o wszystkim opowiedzia�. Lekarz s�ucha� go z wyuczonym wyrazem wsp�czucia na twarzy, a� do chwili, kiedy Greenberg doszed� do opisu wodnego gnoma. Wtedy oczy medyka zab�ys�y i zw�zi�y si� nieco. - Mam co� akurat dla pana, panie Greenberg - przerwa� mu opowie��. - Niech pan tu po- czeka, dop�ki nie wr�c�. Greenberg siedzia� pos�usznie w ciszy. Pozwoli� sobie nawet na przyp�yw nadziei. Ale za- ledwie w chwil� p�niej us�ysza� zbli�aj�cy si� w jego stron� odg�os wyj�cej syreny. Wkr�tce potem zosta� osaczony przez lekarza i dw�ch piel�gniarzy, kt�rzy rzucili si� na niego, usi�uj�c wt�oczy� go w jaki� w�r. Rzecz jasna, stawi� im czynny op�r. Przera�ony, macha� pi�ciami jak oszala�y. - Co wy ze mn� robicie? - wrzeszcza�. - Nie wk�adajcie tego na mnie! - Tylko spokojnie - powtarza� doktor, pr�buj�c go u�agodzi�. - Wszystko b�dzie w porz�dku. W chwili, gdy rozgrywa�a si� ta upokarzaj�ca scena, w gabinecie pojawi� si� policjant, kt�ry zgodnie z prawem musia� towarzyszy� publicznym ambulansom. - Co tu si� dzieje! - zapyta�. - Nie st�j tak, pata�achu - wrzasn�� na niego jeden z piel�gniarzy. - To szaleniec. Pom� nam wsadzi� go w ten kaftan. Ale policjant zbli�y� si� powolnym, niezdecydowanym krokiem. - Niech pan si� uspokoi, panie Greenberg. Oni nic panu nie zrobi�, dop�ki tu jestem. Niech pan mi powie, o co tu chodzi? - Mike! - wrzasn�� Greenberg i uczepi� si� r�kawa swojego protektora. - Oni my�l�, �e zwariowa�em... - Oczywi�cie, �e zwariowa� - stwierdzi� kategorycznie lekarz. - Przyszed� do mnie z jak�� fantastyczn� histori� o wodnym gnomie, kt�ry rzekomo rzuci� na niego kl�tw�. - Co to za kl�twa, panie Greenberg? - spyta� ostro�nie Mike. - Pok��ci�em si� z wodnym gnomem; on wywo�uje deszcze i opiekuje si� rybami - wyrzu- ci� z siebie Greenberg. - Zniszczy�em mu kapelusz. A teraz karze�ek nie pozwala, bym mia� jaki- kolwiek kontakt z wod�. Nie mog� niczego pi�, ani nawet dotkn�� wody... Doktor pokiwa� g�ow�. - No prosz�. Absolutne wariactwo. - Radz� si� panu przymkn��. - Przez d�ug� chwil� Mike wpatrywa� si� ciekawie w Greenberga. A potem zada� pytanie: - Czy kt�rykolwiek z was, m�drale, pomy�la� o poddaniu go testom? Prosz�, panie Greenberg. - Nala� wody do papierowego kubka i poda� go pacjentowi. Greenberg wyci�gn�� r�k�. Woda wycofa�a si� do drugiej po�owy kubka, jak najdalej od r�ki nieszcz�snego ajenta bufetu. Kiedy chwyci� kubek w d�o�, ca�a zawarto�� wystrzeli�a w powietrze. - A wi�c jest wariatem czy nie? - zapyta� Mike ironicznie. - Zapewne nic nie wiecie o takich stworzeniach jak gnomy czy elfy. Niech pan p�jdzie ze mn�, panie Greenberg. Wyszli razem i ruszyli w stron� drewnianego ganku. Greenberg opowie dzia� Mike�owi ca�� histori� i wyja�ni� mu, w jaki spos�b ci���ca na nim kl�twa, opr�cz tego, �e ukazuje go na potworne cierpienia i niewygody, spowoduje finansow� ruin�. - Lekarze panu nie pomog� - stwierdzi� Mike po d�u�szej chwili. - C� oni wiedz� o Ma�ym Ludzie? Trudno mi pana wini� za zwymy�lanie gnoma. Gdyby by� pan Irlandczykiem, to pewnie okaza�by mu pan wi�kszy respekt. W ka�dym razie, m�czy pana pragnienie? Nie mo�e pan pi� absolutnie niczego? - Nic a nic - potwierdzi� Greenberg �a�obnym tonem. Weszli do bufetu. Jedno spojrzenie powiedzia�o Greenbergowi, �e interes nie idzie najle- piej, ale nawet to nie zdo�a�o pogr��y� go w wi�kszej rozpaczy ni� ta, kt�r� prze�ywa�. Esther przypad�a do niego, jak tylko go zobaczy�a. - No i co? - spyta�a niecierpliwie. Greenberg bezradnie wzruszy� ramionami. - Nic. Lekarz pomy�la�, �e zwariowa�em. Mike w zamy�leniu spogl�da� na bar i po wyrazie jego twarzy mo�na by�o s�dzi�, �e usi- �uje co� sobie przypomnie�. - No jasne - odezwa� si� po d�u�szej chwili milczenia - Czy pr�bowa� pan pi� piwo, panie Greenberg? Kiedy by�em ma�ym ch�opcem, moja matka cz�sto opowiada�a mi o elfach i gnomach, a tak�e innych przedstawicielach Ma�ego Ludu. Zna�a ich wszystkich bardzo dobrze. Oni w og�le nie dotykaj� alkoholu. Niech pan spr�buje �ykn�� szklaneczk� piwa... Greenberg pos�usznie pocz�apa� za bar i w�o�y� szklank� pod kurek. Nagle jego zgn�biona twarz rozja�ni�a si�. Spienione piwo wype�ni�o szklank�... i pozosta�o w niej! Mike i Esther wy- mienili u�miechy, kiedy Greenberg odchyli� do ty�u g�ow� i �apczywie opr�nia� naczynie. - Mike! - zarycza� rado�nie. - Jestem ocalony. Musisz napi� si� ze mn�! - No, c�... - zaprotestowa� s�abo policjant. P�nym popo�udniem Esther musia�a zamkn�� lokal i zabra� swojego m�a razem z Mikiem do hotelu. Nast�pnego dnia la�o jak z cebra, jako �e by�a to sobota. Greenberg nie m�g� zwalczy� pot�nego kaca, kt�ry coraz bardziej si� pog��bia� przez fakt, �e musia� nieustannie pi� piwo, aby zaspokoi� powracaj�ce pragnienie. Z rozpaczliw� t�sknot� my�la� o zakazanych dla niego wor- kach z lodem i rozpuszczanych w wodzie pastylkach Alka Seltzeru. - Nie znios� tego d�u�ej! - zawodzi�. - Piwo na �niadanie - tfu! - Lepsze to ni� nic - skomentowa�a Esther fatalistycznym tonem. - Nie wiem, czy to mi cokolwiek pomo�e. Ale, kochanie, nie jeste� na mnie w�ciek�a za tamten wiecz�r z Sammiem? �ona u�miechn�a si� �agodnie. - Sk�d�e! Zacznij tylko m�wi� o posagu, a w mig pojawi si� z powrotem. - Tak sobie w�a�nie my�la�em. Tylko co ja poczn� z ci���c� na mnie kl�tw�? Mike z�o�y� parasol i rado�nie wkroczy� do lokalu, prowadz�c ze sob� malutk� staruszk�, kt�r� przedstawi� jako swoj� matk�. Greenberg z zazdro�ci� patrzy� na Mike'a, widz�c znakomite efekty dzia�ania work�w z lodem i Alka Seltzeru; policjant by� w r�wnie �wietnej formie, co po- przedniego dnia. - Mike opowiedzia� mi t� histori� o panu i gnomie - odezwa�a si� starowinka. - Znam do- brze Ma�y Lud i nie chc� pana wini� za obra�enie gnoma, bo przecie� nigdy kogo� takiego pan nie spotka�. Ale przypuszczam, �e chcia�by si� pan pozby� ci���cej na nim kl�twy. Czy �a�uje pan tego, co pan zrobi�? Greenberg a� zadr�a�. - Piwo na �niadanie! Czy� trzeba wi�cej pyta�? - A wi�c niech pan idzie nad to samo jezioro i da gnomowi dow�d, �e jest panu przykro. - Jaki to ma by� dow�d? - zapyta� skwapliwie Greenberg. - Trzeba zanie�� mu cukru. Wszystkie stworzenia z Ma�ego Ludu wprost za nim przepa- daj�... Twarz Greenberga zaja�nia�a w u�miechu. - S�yszysz, Esther? Dam mu ca�� beczk�... - One uwielbiaj� cukier, ale nie mog� go je�� - wtr�ci�a staruszka. - Rozpuszcza im si� w wodzie. Musi pan wymy�li� jaki� spos�b, �eby pozosta� nienaruszony. Wtedy tamten ma�y cz�owieczek przekona si�, �e naprawd� �a�uje pan swego post�pku. W lokalu zapanowa�a pe�na wsp�czucia cisza, podczas gdy rozgor�czkowany umys� Gre- enberga pr�bowa� rozwi�za� problem na r�ne sposoby. Po chwili starsza kobieta odezwa�a si� raz jeszcze g�osem, w kt�rym zdziwienie miesza�o si� z zachwytem. - W chwili gdy zobaczy�am to miejsce, wiedzia�am, �e Mike powiedzia� mi prawd�. Nig- dy w �yciu nie widzia�am czego� podobnego... deszcz leje ciurkiem z nieba wsz�dzie dooko�a, tylko to miejsce i jego najbli�sze otoczenie pozostaje suche jak pieprz. Greenberg s�ucha� jej jednym uchem, ale Mike pokiwa� g�ow�, za� Esther sprawia�a wra- �enie szczeg�lnie zainteresowanej tym niezwyk�ym zjawiskiem. Kiedy Greenberg, uznaj�c si� za pokonanego, zako�czy� poszukiwania w�a�ciwego rozwi�zania i otrz�sn�� si� z g��bokiego zamy- �lenia, by� ju� sam w bufecie, w pami�ci maj�c jeszcze echo s��w �ony, kt�ra informowa�a go, �e wr�ci dopiero za kilka godzin. - I co ja teraz zrobi�? - wymamrota�. - Cukier, kt�ry nie b�dzie si� rozpuszcza�... - Nala� sobie szklank� piwa i wypi� zatopiony w rozmy�laniach. - To dopiero dziwaki! Nie wystarczy im, �ebym przyni�s� zwyk�y syrop - przecie� te� jest s�odki. Poszwenda� si� troch� w t� i z powrotem po lokalu, rozgl�daj�c si� za jak�� robot� dla siebie. Wiedzia�, �e nie powinien polerowa� kurk�w przy barze, poza tym zanosi�o si� na to, i� tych kilka frankfurterek sma��cych si� na ruszcie najprawdopodobniej sko�czy w �mietniku. Pod�oga zosta�a ju� zamieciona. Wreszcie usiad� i pe�en niepokoju �ama� sobie g�ow�, jak roz- wi�za� nurtuj�cy go problem. - W poniedzia�ek, niezale�nie od wszystkiego - zdecydowa� - udam si� nad jezioro. P�j- �cie tam jutro nie ma najmniejszego sensu. Zazi�bi� si� tylko, bo na pewno b�dzie la�o. W ko�cu wr�ci�a Esther, dziwnie radosna. By�a dla niego wyj�tkowo �agodna, czu�a i opieku�cza. Nie wiedzia�, jak ma okaza� sw� wdzi�czno��. Ale ju� tego samego dnia wieczo- rem i przez ca�� niedziel� mia� okazj� pozna� powody owego nag�ego szcz�cia. Uda�o jej si� rozpu�ci� pog�oski, �e podczas gdy w ca�ym miasteczku leje jak z cebra, wok� ich lokalu jest cudownie sucho. Tak wi�c, pomimo potwornego b�lu g�owy, kt�ry spra- wia�, i� ca�e cia�o pulsowa�o mu w rytm ob��dnych palpitacji, Greenberg musia� pracowa� za sze�ciu, pr�buj�c zaspokoi� potrzeby wielkiego t�umu, kt�ry obieg� lokal, aby podziwia� niespo- tykany cud natury oraz rokoszowa� si� wspania�� pogod� i przyjemnym ciepe�kiem. Nikt nigdy si� nie dowie, ile zarobili w owe dni. Greenberg nie mia� w zwyczaju rozma- wia� o tak osobistych sprawach. Ale mo�na mie� pewno��, �e nawet w 1929 roku nie zbi� takiej fortuny w ci�gu jednego weekendu. Wczesnym rankiem w poniedzia�ek zachowywa� si� bardzo cicho, aby nie obudzi� �ony. Jednak Esther unios�a g�ow� i opieraj�c si� na �okciu, patrzy�a na niego pe�na w�tpliwo�ci. - Herman - spyta�a - czy naprawd� musisz tam i��? Obr�ci� si� w jej stron�, nic nie rozumiej�c. - Co masz na my�li, pytaj�c, czy musz� tam i��? - No wi�c.... - zawaha�a si� przez chwil�, ale zaraz ci�gn�a dalej: - Nie m�g�by� poczeka� do ko�ca sezonu, kochanie? Greenberg cofn�� si� o krok. Na jego twarzy malowa�o si� przera�enie. - C� to za pomys�y rodz� si� w g�owie mojej �ony? - zaj�cza�. - Mam pi� piwo zamiast wody? Jak ja to wytrzymam? Czy ty s�dzisz, �e ja tak bardzo lubi� piwo? Poza tym, nie mog� si� nawet umy�. Ju� teraz ludzie wol� nie stawa� zbyt blisko mnie, a pomy�l o tym, co b�dzie pod koniec sezonu? Wygl�dam jak �ebrak albo w��cz�ga, poniewa� moja broda jest zbyt g�sta dla maszynki elektrycznej, a na dodatek ca�y czas �a�� pijany... By�bym pierwszym Greenbergiem, kt�ry zdoby�by sobie miano moczymordy. Chc�, aby mnie szanowano... - Wiem kochanie - westchn�a. - Ale my�la�am, �e ze wzgl�du na Rosie... Nigdy w �yciu nie zbili�my takich kokos�w jak w ten weekend. Wiesz, �e w ka�d� sobot� i niedziel� b�dzie la�o wsz�dzie, tylko nie na nasz bufet. Na pewno dorobiliby�my si� fortuny! - Esther! - zawo�a� Herman, wstrz��ni�ty do g��bi. - Czy moje zdrowie nic dla ciebie nie znaczy? - Ale� znaczy, znaczy, kochanie. My�la�am sobie tylko, �e mo�e by� to jako� przetrzyma� przez... Gwa�townym ruchem schwyci� kapelusz, marynark�, krawat i wyszed�, trzaskaj�c drzwiami. Jednak�e kiedy znalaz� si� na zewn�trz, zatrzyma� si� niezdecydowany. S�ysza� p�acz �ony i zda� sobie spraw�, �e je�li uda mu si� uprosi� gnoma, aby cofn�� swoj� kl�tw�, zmarnuje znakomit� okazj� do zrobienia naprawd� du�ych pieni�dzy. Sko�czy� si� ubiera�, ale robi� to teraz znacznie wolniej ni� przedtem. W pewnym sensie Esther mia�a racj�. Gdyby m�g� jeszcze jaki� czas wytrzyma� bez wody... - Nie! - zgrzytn�� z�bami z determinacj�. - Ju� teraz przyjaciele mnie unikaj�. To niedo- puszczalne, aby taki szanowany obywatel jak ja wiecznie chodzi� na ba�ce i nie bra� k�pieli. Nic to, zarobimy troch� mniej. Pieni�dze to nie wszystko... I zdecydowanym krokiem ruszy� ku jezioru. Ale tego samego dnia wieczorem, kiedy Mike zaszed� do bufetu przed p�j�ciem do domu, zasta� tam Greenberga siedz�cego na krze�le z twarz� ukryt� w d�oniach, kiwaj�cego si� nerwo- wo w ty� i w prz�d. - Co panu jest, panie Greenberg? - zapyta� uprzejmie. Greenberg podni�s� wzrok. Oczy mia� zamglone. - Ach to ty. Mike - powiedzia� oboj�tnym g�osem. Ale kiedy zorientowa� si�, kogo ma przed sob�, jego oczy nabra�y jasno�ci, spojrzenie sta�o si� bardziej wyraziste, bardziej inteli- gentne. Wsta� i poprowadzi� Mike�a do baru. W ciszy zacz�li s�czy� piwo. - By�em dzi� nad jeziorem - odezwa� si� w ko�cu g�ucho. - Chodzi�em dooko�a dr�c si� w niebog�osy. A ten gnom ani razu nawet nie wystawi� g�owy nad wod�. - Wiadomo - Mike smutno pokiwa� g�ow� - s� strasznie zapracowane. Greenberg uni�s� d�onie w b�agalnym ge�cie. - Wi�c co mam robi�? Nie mog� napisa� do niego listu ani nada� depeszy. On nie ma drzwi, do kt�rych m�g�bym zapuka�, ani dzwonka, kt�rym m�g�bym zadzwoni�. Jak mam go wywabi�, �eby wyszed� ze mn� pogada�? Opu�ci� ramiona w wyrazie bezradno�ci. - Prosz�, Mike. Pocz�stuj si� cygarem. Naprawd�, dobry z ciebie przyjaciel, ale wydaje mi si�, �e tym razem nie znajdziemy �adnej rady. Przez chwil� stali przy barze w kr�puj�cej ciszy. W ko�cu Mike wyrzuci� z siebie: - Strasznie dzi� gor�co. Prawdziwy skwar. - Aha. Esther m�wi, �e interesy id� znakomicie i oby tak dalej. Mike rozwin�� cygaro z celofanowego opakowania. Greenberg skierowa� rozmow� na in- teresuj�cy go temat: - Przypu��my, �e uda mi si� pogada� z gnomem. Co jednak zrobi� z tym cukrem? Zn�w zapad�a cisza, tym razem jeszcze bardziej napi�ta i kr�puj�ca. Mike by� wyra�nie zmieszany. Jego prosta i raczej szorstka natura nie podsuwa�a mu �adnych pomys��w, w jaki spos�b nale�a�o pociesza� za�amanych przyjaci�. W usilnym skupieniu mi�tosi� w palcach cyga- ro i s�ucha� szelestu tytoniowego li�cia. - Taki dzie� jak dzi� jest niedobry dla cygar - wymamrota�, dla wznowienia urwanej kon- wersacji. - Upa� wysusza je na wi�r. To jednak jest przyjemnie wilgotne. - Aha - potwierdzi� zdawkowo Greenberg, b��dz�c gdzie� my�lami. - To dzi�ki temu, �e je pakuj� w celofan... Spojrzeli po sobie, a na ich sm�tnych twarzach pojawi�y si� tryumfalne miny. - A niech mnie! - wrzasn�� Mike. - Trzeba zawin�� cukier w celofan! - wykrztusi� Greenberg. - Jasne - wyszepta� Mike, jakby ol�niony tym wspania�ym pomys�em. - Zapytam Joego, czy m�g�by mnie jutro zast�pi� i p�jd� nad jezioro razem z panem. Wpadn� wcze�nie rano. Greenberg z ca�ej si�y u�cisn�� jego d�o�, zbyt przej�ty, aby wydusi� z siebie jakie� s�owa. Kiedy Esther przysz�a mu pom�c, zostawi� j� sam� w bufecie w towarzystwie niedo�wiadczone- go ch�opca obs�uguj�cego ruszt, sam za� uda� si� do miasteczka na poszukiwanie kostek cukru pozawijanych w celofan. S�o�ce ledwie zd��y�o wsta�, kiedy Mike przyszed� do hotelu, ale Greenberg od dawna by� ju� na nogach, niecierpliwie oczekuj�c na werandzie je go nadej�cia. Mike�owi udzieli�o si� radosne podekscytowanie przyjaciela. Greenberg, zataczaj�c si�, ruszy� ku stacji, przymykaj�c oczy z b�lu, o jaki przyprawia� go kilkudniowy ka