12117
Szczegóły |
Tytuł |
12117 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12117 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12117 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12117 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
H. L. Gold
K�OPOTY Z WOD�
(TROUBLE WITH WATER)
Prze�o�y� Rafa� Wilko�ski
Tego dnia Greenberg nie potrafi� w�a�ciwie doceni� wszystkich urok�w otoczenia
Pierw-
szy w sezonie pojawi� si� z w�dk� nad wod�, co gwarantowa�o wspania�� zdobycz.
Siedzia�
w suchej �odzi - sam wybra� tak� bez jednej, cho�by najmniejszej szparki - kt�r�
wypu�ci� si� na
�rodek jeziora. Wiatr ledwie marszczy� powierzchni� wody, na tyle tylko, by
delikatnie porusza�
sztuczn� much�. S�o�ce przyjemnie grza�o, a jednocze�nie powietrze by�o ch�odne
i rze�kie.
Mi�kka poduszka zapewnia�a mu odpowiedni komfort, wzi�� ze sob� wa��wk�, a
po��czone
sznureczkiem dwie butelki piwa, przewieszone przez jarzmo steru, ch�odzi�y si� w
zimnej wo-
dzie.
Ka�dy na jego miejscu rozp�ywa�by si� z rado�ci, mog�c sobie w�dkowa� w taki
pi�kny
dzie�. Greenberg r�wnie� powinien by� szcz�liwy, lecz obecnie zamiast si�
relaksowa� i w spo-
koju czeka�, a� ryba zacznie bra�, czu� si� osaczony przez strapienia.
Ten niski, nieco t�gawy, niemal ca�kowicie �ysy, budz�cy szacunek cz�owiek
interes�w
wi�d� prawdziwie cyga�skie �ycie. Latem zamieszkiwa� hotelowy apartament w
Rockaway, zimy
sp�dza� w luksusowym hotelu na Florydzie, za� w obu miejscach prowadzi� bufety,
kt�re bra�
w sezonow� ajencj�. Tymczasem od wielu lat deszcz pada� jak na zam�wienie w
ka�dy weekend,
natomiast we wszystkie wa�niejsze �wi�ta pa�stwowe mia�y miejsce potworne burze
i ulewy. Nie
przepada� za swoim �yciem, ale nie zna� innego sposobu zarabiania pieni�dzy.
Zamkn�� oczy i j�kn�� p�aczliwie. Gdyby chocia� los da� mu syna zamiast Rosie!
Wtedy
na pewno wszystko wygl�da�oby inaczej...
Syn m�g�by przynajmniej zajmowa� si� rusztem z hot dogami i hamburgerami, Esther
serwowa�aby piwo, a on przyrz�dza�by napoje ch�odz�ce. Zyski, co sam musia�
przyzna�, nie
by�yby w znacz�cy spos�b wi�ksze, ale za to mo�na by co� od�o�y� na stare lata,
zamiast ciu�a�
ka�dy grosz na posag dla niewymownie szpetnej, klocowatej i �a�o�nie rw�cej si�
do zam��p�j-
�cia c�rki.
- W porz�dku... i co z tego, �e nie znajdzie sobie m�a? - wykrzykiwa� do swojej
�ony ty-
si�ce razy. - Jako� j� utrzymam. Inni potrafi� z�apa� zi�cia, maj�c do
zaoferowania ma�� cukie-
renk�, z dwoma kranikami do wody sodowej. Nie rozumiem, dlaczego ja mia�bym
fundowa�
jakiemu� ch�opaczynie ca�e kasyno?
- Oby ci j�zyk zgni� w tym pustym �bie, ty stare sk�pirad�o! - odwrzaskiwa�a mu
przy ta-
kich okazjach. - Nie mo�na skazywa� dziewczyny na staro panie�stwo. Nawet je�li
mieliby�my
zemrze� w przytu�ku dla biedoty, moja biedna Rosie musi dosta� m�a. Ka�dy
grosik, kt�rego
nie potrzebujemy na �ycie, p�jdzie na jej posag!
Nie mo�na powiedzie�, �eby Greenberg nienawidzi� swojej c�rki. Nie wini� jej za
swoje
nieszcz�cia. Prawd� jednak by�o to, �e w�a�nie przez ni� przyszed� dzi� �owi�
ryby, wyposa�ony
w po�aman� w�dk�, kt�rej po��wki sklei� za pomoc� ta�my.
Rankiem, gdy jego �ona otworzy�a oczy i zobaczy�a, jak pakuje sw�j w�dkarski
ekwipu-
nek, natychmiast otrz�sn�a si� z resztek snu.
- Jasne, id� sobie na ryby, ty darmozjadzie! - rozdar�a si� piskliwie. Nigdy nie
opanowa�a
sztuki porozumiewania si� normalnym tonem, jakiego ludzie zazwyczaj u�ywaj�
podczas co-
dziennych rozm�w. - Zostaw mnie tutaj sam�! Pewnie, ja mog� sama pod��czy� rury
do piwa
i gaz do wody sodowej. Sama nam�wi� lody, frankfurterki, bu�ki, syrop, a
jednocze�nie b�d�
pilnowa� fachowc�w od gazu i elektryczno�ci. A ty id�, id� sobie na ryby!
- Wszystko jest ju� zam�wione - mrukn�� pojednawczo. - A dzisiaj nie b�d� nam
pod��-
cza� gazu ani elektryczno�ci. Chcia�em tylko zrobi� ma�y wypad na rybki - to
ostatnia szansa.
Jutro otwieramy bufet. Sp�jrzmy prawdzie w oczy, Esther: czy b�d� mia� czas na
wypad
z w�dk�, kiedy ju� otworzymy interes?
- Nic mnie to nie obchodzi. Jestem twoj� �on�, a ty zamawiasz sobie, co ci
przyjdzie do
g�owy, nawet nie pytaj�c mnie o zdanie?
Broni� si�. To by� taktyczny b��d. Powinien by� po prostu zabra� sprz�t i wyj��,
dop�ki
jeszcze nie wygrzeba�a si� z ��ka. A tak, kiedy doszli w k��tni do posagu
Rosie, Esther sta�a ju�
gro�nie naprzeciw niego.
- Wcale nic chodzi mi o mnie! - wrzeszcza�a. - C� za potw�r z ciebie! Mo�esz
tak po
prostu i�� sobie na ryby, podczas gdy twojej c�rce serce krwawi z b�lu. I to w
dodatku w taki
dzie�! Powiniene� zadba� jedynie o to, ty kolacja by�a smaczna, a twoja c�ra
dobrze ubrana. Jak
widz�, nie bardzo ci� chodzi, �e dzi� wieczorem na kolacji b�dzie fajny ch�opak,
kt�ry by� mo�e
zabierze gdzie� potem nasz� Rosie. Ty wyrodny ojcze, ty!
W tym miejscu brakowa�o jeszcze tylko jednego gwa�townego protestu i jednego
piskli-
wego przekle�stwa, by m�g� znale�� si� na �rodku pokoju, �ciskaj�c w r�ce
po��wk� z�amanej
w�dki, podczas gdy druga po��wka z bolesn� regularno�ci� spada�a na jego g�ow�.
Teraz za� tkwi� w swojej przecudnie suchej ��dce na wspaniale rybnym jeziorze w
g��bi
Long Island, z desperacj� rozmy�laj�c o tym, �e jakakolwiek ryba normalnych
rozmiar�w potrafi
zniszczy� jego sklejon� napr�dce w�dk�.
Czeg� gorszego m�g� si� jeszcze spodziewa�? Sp�ni� si� na poci�g, potem musia�
d�u-
go czeka� na w�a�ciciela przystani, jego ulubiona suszona mucha gdzie� si�
zapodzia�a, a na do-
miar z�ego od samego rana ani jedna rybka nawet nie tkn�a pyszczkiem przyn�ty.
Ani jedna!
Tymczasem robi�o si� naprawd� p�no. Traci� ju� cierpliwo��. Zerwa� kapsel z
butelki
i duszkiem wypi� jej zawarto��, aby doda� sobie odwagi przed podj�ciem decyzji o
zmianie mu-
chy na mniej wymagaj�c� przyn�t� w postaci larwy ochotki. Przykro mu by�o si�
podda�, tak
bardzo chcia� wreszcie z�apa� jak�� ryb�.
Haczyk z robakiem poszed� pod wod�. Zanim sp�awik si� ustatkowa�, nast�pi�o
lekkie
szarpni�cie. Odetchn�� z ulg� i energicznie podci�� zdobycz. Poczu�, jak haczyk
wbija si� g��bo-
ko w rybi pysk. Czasami, my�la� filozoficznie, po prostu nie chc� bra� sztucznej
przyn�ty. Zacz��
powoli zwija� �y�k�.
- O, Bo�e - modli� si� na g�os - dam dolara na ofiar�, tylko niech ta w�dka nie
zegnie si�
w miejscu, gdzie j� sklei�em.
Tymczasem w�dzisko wygina�o si� bardzo niebezpiecznie. Otaksowa� je
nieszcz�liwym
spojrzeniem i podni�s� pocz�tkow� stawk� do pi�ciu dolar�w. Ale nawet za tak�
cen� wyci�gni�-
cie ryby zakrawa�o na niemo�liwo��. Wobec tego zanurzy� w�dk� w wodzie, staraj�c
si� trzyma�
j� w jednej linii z napi�t� �y�k�, �eby zmniejszy� dzia�anie niszcz�cej si�y
Cieszy� si�, �e nikt nie
widzi, jak wykonuje te haniebne manewry, niegodne rasowego w�dkarza. �y�ka
nawija�a si� te-
raz na ko�owrotek bez najmniejszego oporu.
- Czy�bym - nie daj Bo�el - z�apa� jakiego� w�gorza lub inne niekoszerne
paskudztwo? -
wymamrota�. - A niech ci� szlag! Dlaczego nie walczysz?
Naprawd� nie obchodzi�o go, co to b�dzie - m�g� to by� nawet w�gorz albo
cokolwiek in-
nego.
W ko�cu wyci�gn�� d�ugi, spiczasty, zielony kapelusz pozbawiony ronda.
Przez moment wpatrywa� si� z furi� w wydobyte z wody nakrycie. Usta �ci�gn�y mu
si�
w w�sk� kresk�. Wreszcie, rozz�oszczony, mocnym szarpni�ciem zerwa� kapelusz z
haczyka,
cisn�� go na dno �odzi i zapami�tale po nim depta�.
- Ca�y dzie� tkwi� tu z w�dk� - skar�y� si� �a�o�nie - zap�aci�em dwa dolary za
bilet na
poci�g, dolara za ��dk�, �wier� dolara za przyn�t�, poza tym musz� kupi� now�
w�dk�... i na
dodatek mam do uiszczenia pi�ciodolarow� ofiar�. I to wszystko po co? Po to,
�eby z�owi� taki
g�upi, krety�ski kapelusz, jak ty, ty...
Gdzie� od strony wody us�ysza� jaki� niezwykle �agodny g�os; kto� zwr�ci� si� do
niego
z uprzejm� pro�b�.
- Czy m�g�by mi pan odda� m�j kapelusz, bardzo pana prosz�.
Greenberg potoczy� wok� dzikim wzrokiem. Ujrza� ma�ego cz�owieczka, kt�ry
szybko
p�yn��, kieruj�c si� w jego stron�. Drobne ramiona z�o�one na piersi trzyma� z
niezwyk�� godno-
�ci�, za� pot�ne uszy odstaj�ce od twarzy o bardzo ostrych rysach stanowi�y
nader szybki
i skuteczny nap�d. Z wielk� determinacja przemierzy� dziel�c� ich odleg�o��, a
kiedy zatrzyma�
si� przy prawej burcie, jego niesamowite, energicznie poruszaj�ce si� uszy
utrzymywa�y go na
powierzchni, podczas gdy cz�owieczek z powa�n� min� spogl�da� na Greenberga.
- Depcze pan m�j kapelusz - stwierdzi� bez cienia z�o�ci.
Greenberg pomin�� jego beznami�tn� uwag�.
- Wios�ujesz uszami - zauwa�y�, u�miechaj�c si� z wy�szo�ci�. - Strasznie
�miesznie to
wygl�da!
- A jak inaczej mia�bym p�ywa�? - spyta� uprzejmie cz�owieczek.
- Machaj�c r�kami i nogami, rzecz jasna, jak ka�dy normalny cz�owiek.
- Ale ja nie jestem cz�owiekiem. Jestem wodnym gnomem, dalekim krewnym bardziej
znanego gnoma podziemnego. Nie potrafi� p�ywa�, u�ywaj�c ramion, gdy� musz� mie�
je skrzy-
�owane na piersiach, aby prezentowa� si� godnie, jak na wodnego gnoma przysta�o.
Nogi za�
s�u�� mi do pisania i trzymania r�nych przedmiot�w. Poza tym, moje uszy s�
wspaniale przy-
stosowane do nadawania mi pr�dko�ci w wodzie. Dlatego te� u�ywam ich w�a�nie do
tych cel�w.
Ale teraz, prosz�, niech pan mi odda kapelusz. Mam jeszcze do za�atwienia kilka
spraw niecier-
pi�cych zw�oki, przeto nie wolno mi marnowa� czasu.
Nieprzyjazne nastawienie Greenberga do niezwykle uprzejmego gnoma by�o ca�kiem
zro-
zumia�e. Wreszcie natkn�� si� na kogo�, komu m�g� okaza� sw� wy�szo��, a
uciekaj�c si� do
obelg i zniewag, m�g� si� roz�adowa� i pom�c urosn�� swemu st�amszonemu ego.
Wodny gnom,
mierz�cy nie wi�cej ni� dwie stopy wzrostu, wydawa� si� wystarczaj�co nie
gro�ny.
- A c� to za pilne sprawy mo�esz mie� do za�atwienia, Wielkouchu? - spyta�
napastliwie.
Greenberg przypuszcza�, �e gnom poczuje si� ura�ony. Tak si� jednak nie sta�o,
jako �e;
du�e uszy wydawa�y si� gnomowi czym� najzupe�niej normalnym i w�a�ciwym. To tak
jakby
przedstawiciel jakiej� w�t�ej i rachitycznej rasy nazwa� cz�owieka Bicepsiakiem.
Ka�dy z nas
m�g�by nawet odebra� to okre�lenie jako komplement.
- Naprawd� bardzo mi spieszno - powiedzia� gnom, w kt�rego g�osie ju� by�o
s�ycha�
nieznaczne zniecierpliwienie. - Lecz skoro musz� odpowiedzie� na pa�skie
pytania, by odzyska�
m�j kapelusz, to niech pan si� dowie, �e w�a�nie zajmujemy si� zarybianiem
wschodnich w�d.
W ostatnim roku liczba ryb zmniejszy�a si� alarmuj�co. Urz�d Rybo��wstwa
wsp�pracuje
z nami do pewnego stopnia, ale nie mo�emy na tym zbytnio polega�. Dop�ki
populacja nie osi�-
gnie swojego normalnego stanu, ka�da ryba ma przykazane, by nie tyka� przyn�ty.
Greenberg pozwoli� sobie na u�mieszek. Irytuj�co sceptyczny u�mieszek.
- Moje zadanie - ci�gn�� gnom zrezygnowanym tonem - polega na kontrolowaniu
opad�w
na ca�ym wschodnim wybrze�u. Nasza komisja badawcza, z siedzib� w
meteorologicznym cen-
trum kontynentu, zarz�dza zapotrzebowaniem na opady na ca�ym obszarze. Kiedy
komisja ustali,
�e dana ilo�� deszczu jest niezb�dna w okre�lonym miejscu na wschodzie, do mnie
nale�y wywo-
�anie opad�w o odpowiednim czasie trwania i w�a�ciwej intensywno�ci. A teraz,
czy mog� ju�
otrzyma� z powrotem m�j kapelusz?
Greenberg za�mia� si� chrapliwie.
- Ju� pierwsze k�amstwo - �e zakazujecie rybom bra� - by�o wystarczaj�co
naci�gane. Ty
tak wywo�ujesz deszcz, jak ja jestem prezydentem Stan�w Zjednoczonych! -
Pochyli� si�
w stron� gnoma i zapyta� chytrze: - Mo�e jaki� dowodzik?
- Skoro tak pan nalega - Gnom uni�s� sw� cierpliw�, tr�jk�tn� twarz w stron�
nieskazitel-
nie czystej i b��kitnej cz�ci nieba, nieco w bok od miejsca, gdzie sta�a ��d�
Greenberga. - Niech
pan obserwuje tamto miejsce na niebie.
Greenberg spojrza� w g�r� z drwi�cym u�mieszkiem na ustach. Nie straci� rezonu
nawet
wtedy, gdy pierwsza ma�a, ciemna chmurka przes�oni�a bezchmurny dot�d skrawek
niebosk�onu.
To m�g� by� czysty zbieg okoliczno�ci. Ale wkr�tce ci�kie krople deszczu
zacz�y spada� na
obszar w kszta�cie ko�a o �rednicy mniej wi�cej sze�ciu metr�w. Wtedy kpi�cy
u�mieszek powoli
zacz�� si� kurczy� i przechodzi� w gniewny grymas.
Kiedy wreszcie Greenberg utwierdzi� si� w swoim przekonaniu, spojrza� z
nienawi�ci� na
gnoma.
- A wi�c to ty jeste� tym gnojkiem, przez kt�rego leje w ka�dy weekend!
- Zazwyczaj w letnie weekendy - przyzna� gnom. - Dziewi��dziesi�t dwa procent
ca�ko-
witego zu�ycia wody przypada na dni pracuj�ce. A naszym zadaniem jest, rzecz
jasna, ci�g�e
uzupe�nianie jej zasob�w. Dlatego te� koniec tygodnia to najbardziej dogodny
termin.
- Ty parszywy z�odzieju! - rykn�� histerycznie Greenberg. - Ty z�oczy�co! C�
ci� ob-
chodzi, jakie szkody wyrz�dzasz mojemu bufetowi tymi twoimi ulewami! Nie
wystarcza ci, �e
interes ledwie dyszy i bez tych deszcz�w, to ty jeszcze musisz serwowa� nam
prawdziwe potopy!
- Przepraszam - odpar� gnom, niewzruszony dramatyczn� retoryk� Greenberga - ale
my
nie wywo�ujemy opad�w dla ludzi. Naszym zadaniem jest ochrona ryb. A teraz
prosz�, niech pan
odda mi m�j kapelusz. I tak zmitr�y�em tu mn�stwo czasu, zamiast przygotowywa�
wyj�tkowo
obfite deszcze na koniec tego tygodnia.
Greenbeig zerwa� si� na r�wne nogi, nie zwa�aj�c na to, �e ��d� niebezpiecznie
si� chy-
bocze.
- Ulewy na koniec tego tygodnia... kiedy raz wreszcie mog�em spodziewa� si�
jakich ta-
kich zysk�w! Nic ci� nie obchodzi, �e wkr�tce doprowadzisz mnie do ruiny. A
niech te twoje
ryby u�wierkn� w potwornych m�czarniach razem z tob�!
To m�wi�c, z furi� podar� zielony kapelusz i strz�pami cisn�� w twarz gnoma.
- Jest mi bardzo przykro, z powodu tego, co pan przed chwil� zrobi� - powiedzia�
cz�owie-
czek spokojnym g�osem, nadal nie okazuj�c najmniejszych oznak poirytowania ani
nawet na
chwil� nie przyspieszaj�c tempa rytmicznego wios�owania uszami, dzi�ki kt�remu
utrzymywa�
si� na wodzie. - My, przedstawiciele Ma�ego Ludu, nigdy nie tracimy panowania
nad sob�. Jed-
nak�e co jaki� czas dostrzegamy konieczno�� zastosowania �rodk�w dyscyplinarnych
wobec
niekt�rych spo�r�d waszych ludzi, aby w�a�ciwie chroni� tak drog� nam godno��.
Obca jest mi
wszelka z�o�liwo��, ale poniewa� okaza� pan nienawi�� wobec wody oraz
wszystkiego, co w niej
�yje, od dzi� woda i jej mieszka�cy b�d� trzyma� si� od pana jak najdalej.
Z ramionami wci�� splecionymi na piersiach w ge�cie pe�nym godno�ci, malutki
wodny
gnom oddali� si�, energicznie machaj�c uszami, by po chwili zanurkowa�, nie
wydaj�c �adnego
plusku i znikn��.
Greenberg z w�ciek�o�ci� patrzy� na kr�gi rozchodz�ce si� po wodzie od miejsca,
gdzie
karze�ek zszed� na g��biny. Nie zrozumia� ostatniego zakl�cia gnoma, ani nawet
nie sili� si�, by je
interpretowa�. Zamiast tego k�tem oka gniewnie spogl�da� na niesamowite
zjawisko, jakim by�
kolisty fragment jeziora, w kt�ry z ca�ej si�y wali�y deszczowe krople spadaj�ce
z bezchmurnego
nieba. Najwyra�niej gnom musia� przypomnie� sobie o tej sztuczce zaraz po swoim
odej�ciu,
gdy� w chwil� p�niej przesta�o pada�. Wygl�da�o to tak, pomy�la� Greenberg,
jakby kto� nagle
zakr�ci� kran.
- A wi�c �egnajcie weekendowe zyski - burkn��. - Je�li Esther si� dowie, �e
mia�em zatarg
z go�ciem, kt�ry wywo�uje deszcze...
Spr�bowa� jeszcze raz zarzuci� w�dk�, licz�c, �e mo�e wreszcie podetnie jak��
rybk�, ale
rozwini�ta �y�ka wypr�y�a si� jak drut ponad powierzchni� jeziora, za� haczyk,
zatoczywszy
�uk, zawis� nieruchomo w powietrzu.
- No, spadaj do wody, cholera jasna! - mrukn�� rozz�oszczony Greenberg i szarpa�
w�dzi-
skiem na wszystkie strony, pr�buj�c wytr�ci� haczyk z jego krety�skiej
lewitacji. Ale ten wci��
odmawia� mu pos�usze�stwa.
Mamrocz�c co� o tym, �e wpierw zawi�nie na pierwszym lepszym drzewie, ni� si�
podda,
Greenberg cisn�� sw� bezu�yteczn� w�dk� w to� jeziora. Tym razem bez wi�kszego
zdziwienia
skonstatowa�, �e w�dzisko szybuje w powietrzu ponad lustrem wody. Poprzesta� na
rzuceniu dzi-
kiego spojrzenia przekrwionych oczu, wywali� za burt� pozosta�o�ci gnomiego
kapelusza
i krzepko schwyci� za wios�a.
Kiedy wykona� nimi pierwszy zamaszysty ruch, pragn�c skierowa� ��dk� w stron�
brze-
gu, nie zdo�a�, rzecz jasna, zanurzy� w wodzie ich drewnianych pi�r. Wios�a
przeci�y powietrze,
nic napotykaj�c �adnego oporu, przez co Greenberg run�� gwa�townie w ty� na dno
�odzi.
- Oho! - wychrypia�. - Zaczynaj� si� k�opoty.
Przechyli� si� przez burt�, by spojrze� w d�. Tak jak si� spodziewa�, kil lodzi
znajdowa�
si� wysoko ponad lustrem wody.
Wios�uj�c w powietrzu, przesuwa� si� w stron� brzegu niesamowicie powoli.
Przypomina�
�redniowieczne wyobra�enie machiny lataj�cej z pradawnych rycin. Mia� jedynie
nadziej�, �e
nikt nie zobaczy go w tej poni�aj�cej roli.
Kiedy wr�ci� do hotelu, spr�bowa� przemkn�� si� przez kuchni� do �azienki.
Wiedzia�, �e
Esther czeka tam na niego, aby zasypa� go przekle�stwami za to, �e �mia�
w�dkowa�
w przeddzie� otwarcia interesu, w szczeg�lno�ci za� za wyjazd w dniu, kiedy
pewien mi�y ch�o-
pak mia� z�o�y� wizyt� jej ukochanej Rosie. Liczy�, �e je�li zdo�a szybko
zmieni� str�j, lista
oskar�e� �ony znacznie si� skr�ci...
- Ach, wi�c ju� jeste�, ty ladaco! Greenberg zamar�. - Sp�jrz tylko na siebie! -
zakrzykn�-
�a piskliwie. - Ty brudasie... ca�y �mierdzisz ryb�!
- Nie z�apa�em ani jednej, kochanie - zaprotestowa� nie�mia�o.
- �mierdzisz, tak czy siak. Dalej, w�a� do wanny i najlepiej si� w niej utop!
Najdalej za
dwie minuty masz by� ubrany! Musisz zaj�� si� tym ch�opakiem, jak tylko
przyjdzie. Po�piesz
si�!
Zamkn�� drzwi �azienki szcz�liwy, �e zdo�a� uciec przed jej natr�tnym
gderaniem. Od-
kr�ci� kurek przy wannie i rozebra� si� od pasa w g�r�. Liczy�, �e gor�ca k�piel
pozwoli mu
otrz�sn�� si� z fatalnego nastroju.
Najpierw - ani jednej ryby, a teraz - deszcz we wszystkie weekendy! Co
powiedzia�aby
Esther... gdyby si� o tym dowiedzia�a, rzecz jasna. Ale on, oczywi�cie, nie mia�
zamiaru niczego
�onie m�wi�.
- �ycia by jej nie starczy�o na wyzwanie mnie od ostatnich! - mrukn�� ponuro. -
Ha!
W�o�y� now� �yletk� do maszynki, odkr�ci� tubk� z kremem do golenia i przyjrza�
si�
swojemu odbiciu. Najbardziej rzucaj�cym si� w oczy elementem nalanego,
pucu�owatego obli-
cza, kt�re gapi�o si� na niego z lustra, by� brzydki, czarny, kilkudniowy
zarost. Greenberg wysu-
n�� do przodu spiczast� brod�, �wiadcz�c� o wytrwa�o�ci i uporze, po czym rzuci�
lustrzanej tafli
bu�czuczne spojrzenie. Naprawd� sprawia� wra�enie cz�owieka mocnego i
nieustraszonego. Nie-
stety, Esther nigdy nie widzia�a takiego wyrazu jego twarzy, bowiem w przeciwnym
razie na
pewno poskromi�aby sw�j j�zyk.
- Herman Greenberg nigdy si� nie poddaje! - wyszepta�, poruszaj�c gniewnie
�ci�gni�ty-
mi wargami. - Deszcz w weekendy, ani jednej ryby - niech mu b�dzie, co mi tam!
Kln� si�, �e
sam przype�znie tu do mnie, zanim ja udam si� do niego.
Po chwili jednak zda� sobie spraw�, �e jego p�dzel do golenia wci�� jest suchy.
Spojrza�
w d� i zobaczy�, jak strumie� wody z kranu rozdziela si� na dwa malutkie
strumyczki, aby omi-
n�� podstawiony pod kurek p�czek w�osia. Nieul�k�� i hard� min� wnet zast�pi�o
rosn�ce zanie-
pokojenie. Usi�owa� na�apa� wody, sk�adaj�c d�onie w ma�� czark�, a gdy to si�
nie powiod�o,
postara� si� ukradkiem zaj�� j� od ty�u, jakby by�a jakim� p�ochliwym
zwierz�ciem, by nast�pnie
szybkim ruchem ramienia wyrzuci� p�dzel do przodu i zamoczy� go z zaskoczenia,
ale woda
zawsze zd��y�a mu umkn��. W ko�cu schwyci� ca�� d�oni� wylot kranu. Pokonany,
ws�uchiwa�
si�, jak woda z gulgotem wycofuje si� w d� rury, prawdopodobnie a� do g��wnego
kolektora.
- I co ja teraz zrobi�? - j�kn��. - Dopiero Esther da mi popali�, je�li si�
porz�dnie nie ogo-
l�! Ale jak? Bez wody na pewno mi si� to nie uda.
Przybity, zakr�ci� kurek, rozebra� si� ca�kowicie i wszed� do wanny. Po�o�y� si�
na dnie,
�eby si� zamoczy�. Min�a kr�tka chwila, podczas kt�rej strach sparali�owa� jego
cia�o; zda� so-
bie spraw�, �e le�y w wannie, ale nie ma w niej wody. Ta bowiem, w odruchu
niek�amanego
obrzydzenia, po prostu wyla�a si� na pod�og�.
- Herman, przesta� chlapa�! - us�ysza� wrzask �ony. - Przed chwil� umy�am
pod�og�
w �azience. Je�li znajd� tam cho� male�k� ka�u��, zamorduj� ci� go�ymi r�kami!
Greenberg przyjrza� si� wodzie pokrywaj�cej ca�� pod�og� �azienki. Si�ga�a po
kostki.
- Jasne, kochanie - wychrypia� �a�o�nie.
Uzbrojony w szmat�, bez w�tpienia zbyt ma�� w stosunku do potrzeb, zacz��
ugania� si�
za uciekaj�c� przed nim wod�, maj�c nadziej�, �e uda mu si� j� zebra�, zanim
przes�czy si� do
apartamentu znajduj�cego si� ni�ej. Ale szmata pozosta�a sucha, on za� domy�la�
si�, �e sufit pod
spodem zaczyna ju� przecieka�. Tymczasem na pod�odze wci�� by�o pe�no wody.
Zrozpaczony przysiad� na skraju wanny i przez jaki� czas siedzia� w absolutnej
ciszy. Po
chwili jednak �ona zacz�a dobija� si� do drzwi, przynaglaj�c go do zwolnienia
�azienki. Wsta�
i z grobow� min� zacz�� si� ubiera�.
Kiedy chy�kiem wymkn�� si� z �azienki, dok�adnie zamykaj�c za sob� drzwi, tak by
nie
zala� ca�ego mieszkania, wci�� by� niesamowicie brudny, a twarz mia� poranion� w
miejscach,
kt�re eksperymentalnie pr�bowa� ogoli� na sucho.
- Rosie! - zawo�a� ochryp�ym szeptem. - Pssst! Gdzie jest mama?
C�rka siedzia�a w�a�nie na rozk�adanej kanapie, nak�adaj�c lakier na paznokcie
swych
pulchnych paluch�w.
- Wygl�dasz okropnie - zauwa�y�a ca�kiem spokojnym tonem. - Czy�by� nie mia�
zamia-
ru si� ogoli�?
A� si� skuli� na d�wi�k jej g�osu, kt�ry jemu wydawa� si� rykiem syreny.
- Ciszej, Rosie, psst! - i dla podkre�lenia wagi swych s��w po�o�y� palec
ustach. S�ysza�,
jak �ona ci�ko cz�apie po kuchni.
- Rosie - zagrucha� przymilnie - dam ci ca�ego dolara, je�li wytrzesz wod�,
kt�r� rozla�em
w �azience.
- Nie mog�, tatku - odpar�a dziewczyna zdecydowany m g�osem. - Jestem ju�
ubrana.
- Dwa dolary, Rosie... niech b�dzie dwa i p�, ty ma�a szanta�ystko.
Jeszcze bardziej skuli� si� w sobie, s�ysz�c okrzyk przera�enia, jaki c�rka
wyda�a po wej-
�ciu do �azienki. Ale zanim wysz�a stamt�d w kompletnie przemoczonych
pantoflach, zd��y� ju�
czmychn�� po schodach na d�. Ruszy� przed siebie bez celu, w stron� miasteczka.
No, dopiero
teraz si� zacznie, pomy�la�, ju� niemal s�ysz�c wrzaski Esther i szlochanie
Rosie... W dodatku
b�dzie musia� kupi� c�rce nowe buty i da� jej dwa i p� dolara. Ale b�dzie
jeszcze gorzej, je�li
nie zdo�a si� pozby� zarostu na twarzy...
Delikatnie g�adz�c otarte miejsca na policzkach, po kt�rych przeci�gn�� such�
�yletk�,
wpatrywa� si� t�po w witryn� apteki. Nie zauwa�y� na wystawie nic, co mog�oby mu
pom�c, ale
i tak wszed� do �rodka, po czym z nadziej� stan�� przed lad�. Jakie� oko
przyjrza�o mu si� przez
szpar� w wielkim lustrze zdobi�cym �cian� i po chwili z zaplecza wyszed�
aptekarz. Mi�y, inteli-
gentny go��, oceni� Greenberg na pierwszy rzut oka.
- Czy ma pan co� takiego do golenia, �eby nie trzeba by�o u�ywa� wody? - spyta�.
- Podra�nienie sk�ry, co? - zainteresowa� si� sprzedawca.
- Nie, ja tylko... Ja po prostu nie lubi� u�ywa� wody przy goleniu.
Aptekarz wygl�da� na rozczarowanego.
- Polecam specjalny krem do golenia, kt�rego nie trzeba rozrabia� p�dzlem -
powiedzia�
i po chwili jego twarz rozpromieni�a si�. - Ale mam te� maszynk� elektryczn� -
to co� znacznie
lepszego.
- Ile? - zapyta� Greenberg nieufnie.
- Tylko pi�tna�cie dolar�w, ale starcza na ca�e �ycie.
- Poprosz� o krem - powiedzia� Greenberg ch�odno.
Stosuj�c taktyk� godn� wojskowego eksperta, pow��czy� si� jeszcze troch�
pomi�dzy
domami, czekaj�c, a� si� �ciemni. Dopiero wtedy uda� si� do hotelu i zaczeka�
przed wej�ciem.
Min�a ju� si�dma i zaczyna� doskwiera� mu g��d, ale wszyscy ludzie, kt�rzy
wchodzili do �rod-
ka, byli sta�ymi letnikami. W ko�cu jaki� m�czyzna, kt�rego nie zna�, min�� go
i wbieg� po
schodach na g�r�.
Greenberg zawaha� si� przez chwil�. Nieznajomego trudno by�oby nazwa� ch�opcem,
jak
bez w�tpienia okre�li�a go Esther, ale on doszed� do wniosku, �e to jedynie
pobo�ne �yczenie
jego �ony, tak wi�c rado�nie ruszy� za nieznanym m�czyzn�.
Odczeka� jeszcze kilka minut, by da� cz�owiekowi czas na przedstawienie si�, a
swojej
�onie i c�rce na zaprezentowanie ich towarzyskiego obycia. Kiedy ju� nabra�
pewno�ci, �e jego
pojawienie si� nie wywo�a dantejskich scen, dop�ki go�� b�dzie w domu, wszed� do
�rodka.
Nie zwa�aj�c na wrogie spojrzenia rodziny, uprzejmie u�cisn�� d�o� Sammiego
Katza,
kt�ry okaza� si� lekarzem - najprawdopodobniej, domy�li� si� sprytnie Greenberg,
poszukuj�cym
pracy - i przeprosi� wszystkich na moment.
Znalaz�szy si� w �azience, uwa�nie przeczyta� instrukcj� dotycz�c� u�ycia kremu.
Lekki
niepok�j wzbudzi�a w nim informacja, �e przed goleniem nale�y dok�adnie umy�
twarz wod�
i myd�em, ale mimo i� nie m�g� skorzysta� ani z jednego, ani z drugiego,
rozprowadzi� krem po
ca�ej twarzy, delikatnie poklepuj�c brod� i policzki, a nast�pnie poczeka�, a�
jego zarost zmi�k-
nie. Niestety, pozosta� tak samo twardy jak przedtem, o czym przekona� si�, gdy
tylko zacz��
operowa� brzytw�. Na koniec wytar� twarz do sucha. R�cznik by� ca�y lepki i
czarny od jego
w�os�w zmieszanych z kremem i dobrze wiedzia�, �e za to te� przyjdzie mu drogo
zap�aci�. Zre-
zygnowany wzruszy� ramionami. Tak czy siak, b�dzie musia� wyda� pi�tna�cie
dolar�w na ma-
szynk� elektryczn�. Ca�a ta g�upia sprawa kosztowa�a go prawdziw� fortun�!
Jedynie obecno�ci go�cia w ich domu zawdzi�cza� - z czego doskonale zdawa� sobie
spraw� - �e zaczekano na niego z rozpocz�ciem kolacji. Ani na chwil� nie
zmieniaj�c wyrazu
twarzy, na kt�rej kr�lowa� czaruj�cy u�miech, Esther zdo�a�a jednak szepn�� mu w
przelocie:
- Poczekaj tylko! Jeszcze pogadamy...
Odpowiedzia� jej r�wnie ujmuj�cym u�miechem, z b�lem marszcz�c sw� um�czon�, po-
zacinan� twarz. Uratowa� mog�o go jedynie niezwykle uprzejme zachowanie wobec
m�odego
absztyfikanta Rosie. Je�li uda�oby mu si� wcisn�� Sammiemu kilka dolar�w -
kolejne wydatki,
j�kn�� w duchu - �eby tylko zabra� gdzie� Rosie, Esther z pewno�ci� wszystko by
mu wybaczy�a.
Zbyt by� poch�oni�ty ukazywaniem Sammiemu rozpromienionego oblicza i robieniem
wszystkiego, co tylko mo�liwe, by ten poczu� si� dobrze w jego towarzystwie,
�eby zastanawia�
si� nad skutkami jedzenia kanapek z kawiorem. W innych okoliczno�ciach
ultraprofesjonalne,
obficie nawoskowane w�siki Sammiego - bezczelnie ma�e, ostro zako�czone cude�ka
- jak r�w-
nie� jego komercyjne podej�cie do biednej Rosie, na pewno wzbudzi�y by w nim
obrzydzenie.
Ale w tej chwili Greenberg traktowa� go jako potencjalnego wybawc�.
- Czy otworzy� pan ju� sw�j gabinet, doktorze Katz?
- Jeszcze nie. Wie pan, jak si� sprawy maj�. Prosz� mi m�wi� Sammie.
To by�o znakomite otwarcie, oceni� Greenberg, zw�aszcza �e tak bardzo spodoba�o
si�
Eslher.
Za jednym zamachem Sammie zosta� zmuszony, by wkrada� si� w �aski, jednocze�nie
przyst�puj�c do negocjacji.
Nie m�wi�c nic wi�cej, Greenberg uni�s� �y�k�, aby zaatakowa� zup�. Schwytanie
w potrzask tego skwapliwego doktorka nie przedstawia�o wi�kszych trudno�ci.
Doktor! Nic
dziwnego, �e Esther i Rosie a� si� nadyma�y z rado�ci.
Zgodnie z zasadami savoir-vivre�u nabra� �y�k� zup�, poruszaj�c ni� w stron�
�rodka sto-
�u, od siebie. Ca�a �y�ka zupy wyla�a si� na obrus.
- Nie tak mocno, kretynie - sykn�a Esther.
Zdecydowa� si� czerpa� zup� w kierunku odwrotnym. Tym razem porcja zupy
wyskoczy-
�a z talerza jak �ywe stworzenie prosto na niego, ale zanim obla�a mu ubranie,
skr�ci�a w bok, by
unikn�� kontaktu z nim, i spad�a na pod�og�. Greenberg g�o�no prze�kn�� �lin�,
gwa�townie od-
suwaj�c talerz. Wtedy zupa przela�a si� przez brzeg talerza, tworz�c ka�u�� na
�rodku sto�u.
- I tak nie mia�em ochoty na zup� - powiedzia�, pr�buj�c niezdarnie obr�ci�
wszystko
w �art. Na szcz�cie, my�la� przera�ony, obecno�� Sammiego i jego wyra�ny akcent
cz�owieka
po szko�ach wp�ywaj� mityguj�ce na Esther. Dobry, poczciwy Sammie - fajny
ch�opak, mimo
tego w�sa. Niekiedy m�g�by by� bardzo przydatny.
Greenberg zamar� sparali�owany strachem. Czu� ogromne pragnienie po zjedzeniu
kana-
pek z kawiorem, kt�ry pod tym wzgl�dem przebija nawet solonego �ledzia. Ale
�wiadomo��, �e
ka�de zbli�enie si� do wody wywo�a jej ucieczk�, a by� mo�e rozlanie si� po
stole, sprawi�a, i� to
pragnienie sta�o si� niepohamowan� ��dz�. Spr�bowa� sprytnie podej�� do
problemu.
Wsp�biesiadnicy rozmawiali coraz szybciej i coraz bardziej gor�czkowo,
najwyra�niej
staraj�c si� pokry� narastaj�ce zak�opotanie. On za� odczeka�, a� jego odwaga
nabierze tej samej
intensywno�ci co jego pragnienie, a nast�pnie pochyli� si� nad sto�em ze
szklank� w d�oni.
- Sammie, czy m�g�by�... kapk� wody, h�?
Sammie nala� mu wody z dzbanka, podczas gdy Estlier bacznie przygl�da�a si�
ca�ej sce-
nie, podejrzewaj�c, �e m�� ma w zanadrzu kolejne sztuczki. W�a�ciwie powinien
wszystko prze-
widzie�, a mimo to by� zszokowany, kiedy woda chlusn�a ze szklanki, oblewaj�c
garnitur Sam-
miego.
- Pa�stwo wybacz� - odezwa� si� doktor, z trudem hamuj�c z�o�� - ale nie zwyk�em
jada�
z lud�mi niespe�na rozumu.
To m�wi�c, wyszed�, mimo �e Esther wybuchn�a p�aczem, b�agaj�c go, by zosta�.
Rosie
by�a zbyt wstrz��ni�ta, aby wykona� najmniejszy cho�by ruch. Kiedy drzwi
zamkn�y si� za go-
�ciem, Greenberg podni�s� wzrok i skierowa� swe pe�ne udr�ki spojrzenie na �on�,
kt�ra zbli�a�a
si� ku niemu krokiem kata gotowego do wykonania egzekucji.
Greenberg sta� na drewnianej werandzie przed swoim bufetem i m�tnym wzrokiem
wpa-
trywa� si� gniewnie w spokojne, granatowe wody nieprzyjaznego oceanu.
Zastanawia� si�, co by
si� sta�o, gdyby wszed� do wody i po prostu zacz�� i�� przed siebie.
Prawdopodobnie dotar�by
such� stop� do brzeg�w Europy.
By�o jeszcze wcze�nie - o wiele za wcze�nie, �eby otwiera� interes - on za� ju�
czu� si�
potwornie zm�czony. Ani on, ani Esther nie zmru�yli oka przez ca�� noc, a z du��
doz� pewno�ci
mo�na by za�o�y�, �e ich s�siedzi tak�e. Ale przede wszystkim dr�czy�o go
niewiarygodne
wprost pragnienie.
W ramach eksperymentu spr�bowa� sobie przyrz�dzi� jaki� gazowany nap�j. Poniewa�
nic da si� przyrz�dzi� napoju bez wody, zawarto�� szklanki z chlupotem wyla�a
si� na pod�og�.
Na �niadanie zamierza� napi� si� soku owocowego i kawy, ale jego starania
spe�z�y na niczym.
Z j�zykiem tak suchym, �e jego powierzchnia wydawa�a mu si� obci�gni�ta
szorstkim fu-
trem, opad� bezw�adnie na �awk� przed bufetem. By� pi�tek rano, dlatego te�
dzie� zapowiada�
si� pogodnie i upalnie. Gdyby to by�a niedziela, z pewno�ci� ju� by pada�o.
- W tym roku - j�kn�� �a�o�nie - b�d� ca�kowicie sp�ukany. Je�li nie jestem w
stanie przy-
gotowywa� napoj�w, dlaczego piwo mia�oby pozostawa� w szklance, do kt�rej je
nalej�? My�la-
�em, �e za dziesi�� dolar�w tygodniowo wynajm� ch�opaka do sma�enia hot dog�w.
Ja m�g�bym
wtedy przygotowywa� napoje, a Esther serwowa�aby piwo. Ale facetowi od napoj�w
b�d� musia�
p�aci� dwadzie�cia albo i dwadzie�cia pi�� tygodniowo. Nie zdo�am nawet wyj�� na
swoje - stra-
c� fur� pieni�dzy!
Sytuacja przedstawia�a si� naprawd� tragicznie. Dzier�awienie bufet�w jest
uzale�nione
od zbyt wielu czynnik�w zewn�trznych, by mo�na t� dzia�alno�� prowadzi� inaczej
ni�
z kapry�nie zmiennym szcz�ciem.
W gardle czu� ogie�, a jego �agodne, br�zowe oczy miota�y w�ciek�e b�yski,
podczas gdy
pod��czano mu gaz i elektryk�, skr�cano rury do piwa, ��czono pomp� ze
zbiornikiem dwutlenku
w�gla i uruchamiano lod�wk�.
Powoli pla�a zape�nia�a si� amatorami morskiej k�pieli. Patrz�c na nich,
Greenberg skr�-
ca� si� z zazdro�ci na swojej �awce. Szcz�ciarze! Mogli sobie p�ywa� i pi� ile
dusza zapragnie,
a �aden p�yn nie ucieka� przed nimi w panicznym strachu. Nie m�czy�o ich
pragnienie...
I wtedy spostrzeg�, jak nadchodzi pierwszy klient. Do�wiadczenie m�wi�o mu, �e w
takie
ranki klienci kupuj� g��wnie napoje ch�odz�ce. W szale�czym po�piechu podni�s�
�aluzje bufetu
i p�dem ruszy� do hotelu.
- Esther! - zawo�a�. - Musz� ci co� powiedzie�! Nie mog� ju� wytrzyma�... �ona
unios�a
gro�nie miot�� niczym kij baseballowy.
- Natychmiast wracaj do bufetu, ty g�upi wariacie. Jeszcze ci ma�o? Nie m�g� ju�
oberwa�
gorzej, ni� to mia�o miejsce. Dlatego te� wreszcie porzuci� wszelki strach.
- Musisz mi pom�c, Esther.
- Dlaczego� si� nie ogoli�, ty cuchn�cy menelu! Czy istnieje jaki� spos�b,
�eby...
- O tym w�a�nie chc� z tob� m�wi�. Wczoraj po�ar�em si� mocno z pewnym wodnym
gnomem...
- Z czym? - Esther spojrza�a na� podejrzliwie.
- Z wodnym gnomem - wyrzuci� z siebie szybko. - Takim ma�ym cz�owieczkiem
o wielkich uszach, kt�rymi wios�uje, kiedy p�ywa. Z tych, co to wywo�uj�
deszcze...
- Herman! - rykn�a po�owica. - Sko�cz wreszcie ple�� te bzdury. Jeste�
kompletnym �wi-
rem!
Greenberg paln�� si� pi�ci� w czo�o.
- Nie jestem �wirem. Pos�uchaj, Esther. Zejd� ze mn� do kuchni.
Posz�a za nim, nie zwlekaj�c, ale jej postawa sprawi�a, �e poczu� si� bardziej
bezradny
i samotny ni� kiedykolwiek w swym �yciu.
Opieraj�c pi�ci o pulchne biodra, z szeroko rozstawionymi stopami, przygl�da�a
mu si�
uwa�nie, jak pr�buje nape�ni� szklank� wod�.
- Czy ty nic nie widzisz? - zatka� �a�o�nie.- Ona nie chce wlatywa� do szklanki.
Wylewa
si�. Ucieka ode mnie.
Wygl�da�a na zupe�nie zdezorientowan�.
- Co ci si� sta�o?
Ca�kowicie za�amany, Greenberg opowiedzia� jej o swoim spotkaniu z wodnym
gnomem,
nie pomijaj�c �adnego upokarzaj�cego szczeg�u.
- Tak wi�c teraz nie mog� dotyka� wody - zako�czy�. - Nie mog� niczego pi�. Nie
mog�
przygotowywa� napoj�w. I na dodatek m�czy mnie straszliwe pragnienie. Ju� ledwo
�yj�.
Reakcja Esther by�a natychmiastowa. Obj�a m�a za szyj�, przyci�gn�a jego
g�ow� do
swego ramienia i chc�c pocieszy�, po klepa�a po plecach, jakby by� malutkim
dzieckiem.
- Herman, moje biedactwo! - wyszepta�a czule. - Czym sobie zas�u�yli�my na takie
prze-
kle�stwo?
- Co mam robi�, Esther? - j�kn�� bezradnie.
Kobieta odsun�a go od siebie na d�ugo�� ramienia.
- Musisz i�� do lekarza - powiedzia�a zdecydowanie. - Jak d�ugo mo�esz
wytrzyma�, nic
nie pij�c? Bez wody umrzesz. Mo�e czasami traktuj� ci� zbyt surowo, ale wiesz
przecie�, �e ci�
kocham...
- Wiem, mamu�ka - westchn��. - Ale c� mi pomo�e lekarz?
- Czy ja jestem lekarzem, �ebym to mia�a wiedzie�? Id� tak czy siak. Co na tym
stracisz?
Zawaha� si�.
- Potrzebuj� pi�tnastu dolar�w na elektryczn� maszynk� do golenia - powiedzia�
cichym,
s�abiutkim g�osem.
- No i co z tego? - odpar�a. - Je�li musisz j� mie�, to nie ma na to rady. Id�,
kochanie. Ja
zajm� si� bufetem.
Ju� nie czu� si� opuszczony. Dziarskim, niemal zawadiackim krokiem ruszy� do
gabinetu
lekarskiego. Bez obaw o wszystkim opowiedzia�. Lekarz s�ucha� go z wyuczonym
wyrazem
wsp�czucia na twarzy, a� do chwili, kiedy Greenberg doszed� do opisu wodnego
gnoma.
Wtedy oczy medyka zab�ys�y i zw�zi�y si� nieco.
- Mam co� akurat dla pana, panie Greenberg - przerwa� mu opowie��. - Niech pan
tu po-
czeka, dop�ki nie wr�c�.
Greenberg siedzia� pos�usznie w ciszy. Pozwoli� sobie nawet na przyp�yw nadziei.
Ale za-
ledwie w chwil� p�niej us�ysza� zbli�aj�cy si� w jego stron� odg�os wyj�cej
syreny. Wkr�tce
potem zosta� osaczony przez lekarza i dw�ch piel�gniarzy, kt�rzy rzucili si� na
niego, usi�uj�c
wt�oczy� go w jaki� w�r.
Rzecz jasna, stawi� im czynny op�r. Przera�ony, macha� pi�ciami jak oszala�y.
- Co wy ze mn� robicie? - wrzeszcza�. - Nie wk�adajcie tego na mnie!
- Tylko spokojnie - powtarza� doktor, pr�buj�c go u�agodzi�. - Wszystko b�dzie
w porz�dku.
W chwili, gdy rozgrywa�a si� ta upokarzaj�ca scena, w gabinecie pojawi� si�
policjant,
kt�ry zgodnie z prawem musia� towarzyszy� publicznym ambulansom.
- Co tu si� dzieje! - zapyta�.
- Nie st�j tak, pata�achu - wrzasn�� na niego jeden z piel�gniarzy. - To
szaleniec. Pom�
nam wsadzi� go w ten kaftan.
Ale policjant zbli�y� si� powolnym, niezdecydowanym krokiem.
- Niech pan si� uspokoi, panie Greenberg. Oni nic panu nie zrobi�, dop�ki tu
jestem.
Niech pan mi powie, o co tu chodzi?
- Mike! - wrzasn�� Greenberg i uczepi� si� r�kawa swojego protektora. - Oni
my�l�, �e
zwariowa�em...
- Oczywi�cie, �e zwariowa� - stwierdzi� kategorycznie lekarz. - Przyszed� do
mnie z jak��
fantastyczn� histori� o wodnym gnomie, kt�ry rzekomo rzuci� na niego kl�tw�.
- Co to za kl�twa, panie Greenberg? - spyta� ostro�nie Mike.
- Pok��ci�em si� z wodnym gnomem; on wywo�uje deszcze i opiekuje si� rybami -
wyrzu-
ci� z siebie Greenberg. - Zniszczy�em mu kapelusz. A teraz karze�ek nie pozwala,
bym mia� jaki-
kolwiek kontakt z wod�. Nie mog� niczego pi�, ani nawet dotkn�� wody...
Doktor pokiwa� g�ow�.
- No prosz�. Absolutne wariactwo.
- Radz� si� panu przymkn��. - Przez d�ug� chwil� Mike wpatrywa� si� ciekawie
w Greenberga. A potem zada� pytanie: - Czy kt�rykolwiek z was, m�drale, pomy�la�
o poddaniu
go testom? Prosz�, panie Greenberg. - Nala� wody do papierowego kubka i poda� go
pacjentowi.
Greenberg wyci�gn�� r�k�. Woda wycofa�a si� do drugiej po�owy kubka, jak
najdalej od
r�ki nieszcz�snego ajenta bufetu. Kiedy chwyci� kubek w d�o�, ca�a zawarto��
wystrzeli�a
w powietrze.
- A wi�c jest wariatem czy nie? - zapyta� Mike ironicznie. - Zapewne nic nie
wiecie
o takich stworzeniach jak gnomy czy elfy. Niech pan p�jdzie ze mn�, panie
Greenberg.
Wyszli razem i ruszyli w stron� drewnianego ganku. Greenberg opowie dzia�
Mike�owi
ca�� histori� i wyja�ni� mu, w jaki spos�b ci���ca na nim kl�twa, opr�cz tego,
�e ukazuje go na
potworne cierpienia i niewygody, spowoduje finansow� ruin�.
- Lekarze panu nie pomog� - stwierdzi� Mike po d�u�szej chwili. - C� oni wiedz�
o Ma�ym Ludzie? Trudno mi pana wini� za zwymy�lanie gnoma. Gdyby by� pan
Irlandczykiem,
to pewnie okaza�by mu pan wi�kszy respekt. W ka�dym razie, m�czy pana
pragnienie? Nie mo�e
pan pi� absolutnie niczego?
- Nic a nic - potwierdzi� Greenberg �a�obnym tonem.
Weszli do bufetu. Jedno spojrzenie powiedzia�o Greenbergowi, �e interes nie
idzie najle-
piej, ale nawet to nie zdo�a�o pogr��y� go w wi�kszej rozpaczy ni� ta, kt�r�
prze�ywa�. Esther
przypad�a do niego, jak tylko go zobaczy�a.
- No i co? - spyta�a niecierpliwie.
Greenberg bezradnie wzruszy� ramionami.
- Nic. Lekarz pomy�la�, �e zwariowa�em.
Mike w zamy�leniu spogl�da� na bar i po wyrazie jego twarzy mo�na by�o s�dzi�,
�e usi-
�uje co� sobie przypomnie�.
- No jasne - odezwa� si� po d�u�szej chwili milczenia - Czy pr�bowa� pan pi�
piwo, panie
Greenberg? Kiedy by�em ma�ym ch�opcem, moja matka cz�sto opowiada�a mi o elfach
i gnomach, a tak�e innych przedstawicielach Ma�ego Ludu. Zna�a ich wszystkich
bardzo dobrze.
Oni w og�le nie dotykaj� alkoholu. Niech pan spr�buje �ykn�� szklaneczk� piwa...
Greenberg pos�usznie pocz�apa� za bar i w�o�y� szklank� pod kurek. Nagle jego
zgn�biona
twarz rozja�ni�a si�. Spienione piwo wype�ni�o szklank�... i pozosta�o w niej!
Mike i Esther wy-
mienili u�miechy, kiedy Greenberg odchyli� do ty�u g�ow� i �apczywie opr�nia�
naczynie.
- Mike! - zarycza� rado�nie. - Jestem ocalony. Musisz napi� si� ze mn�!
- No, c�... - zaprotestowa� s�abo policjant.
P�nym popo�udniem Esther musia�a zamkn�� lokal i zabra� swojego m�a razem
z Mikiem do hotelu.
Nast�pnego dnia la�o jak z cebra, jako �e by�a to sobota. Greenberg nie m�g�
zwalczy�
pot�nego kaca, kt�ry coraz bardziej si� pog��bia� przez fakt, �e musia�
nieustannie pi� piwo, aby
zaspokoi� powracaj�ce pragnienie. Z rozpaczliw� t�sknot� my�la� o zakazanych dla
niego wor-
kach z lodem i rozpuszczanych w wodzie pastylkach Alka Seltzeru.
- Nie znios� tego d�u�ej! - zawodzi�. - Piwo na �niadanie - tfu!
- Lepsze to ni� nic - skomentowa�a Esther fatalistycznym tonem.
- Nie wiem, czy to mi cokolwiek pomo�e. Ale, kochanie, nie jeste� na mnie
w�ciek�a za
tamten wiecz�r z Sammiem?
�ona u�miechn�a si� �agodnie.
- Sk�d�e! Zacznij tylko m�wi� o posagu, a w mig pojawi si� z powrotem.
- Tak sobie w�a�nie my�la�em. Tylko co ja poczn� z ci���c� na mnie kl�tw�?
Mike z�o�y� parasol i rado�nie wkroczy� do lokalu, prowadz�c ze sob� malutk�
staruszk�,
kt�r� przedstawi� jako swoj� matk�. Greenberg z zazdro�ci� patrzy� na Mike'a,
widz�c znakomite
efekty dzia�ania work�w z lodem i Alka Seltzeru; policjant by� w r�wnie �wietnej
formie, co po-
przedniego dnia.
- Mike opowiedzia� mi t� histori� o panu i gnomie - odezwa�a si� starowinka. -
Znam do-
brze Ma�y Lud i nie chc� pana wini� za obra�enie gnoma, bo przecie� nigdy kogo�
takiego pan
nie spotka�. Ale przypuszczam, �e chcia�by si� pan pozby� ci���cej na nim
kl�twy. Czy �a�uje
pan tego, co pan zrobi�?
Greenberg a� zadr�a�.
- Piwo na �niadanie! Czy� trzeba wi�cej pyta�?
- A wi�c niech pan idzie nad to samo jezioro i da gnomowi dow�d, �e jest panu
przykro.
- Jaki to ma by� dow�d? - zapyta� skwapliwie Greenberg.
- Trzeba zanie�� mu cukru. Wszystkie stworzenia z Ma�ego Ludu wprost za nim
przepa-
daj�...
Twarz Greenberga zaja�nia�a w u�miechu.
- S�yszysz, Esther? Dam mu ca�� beczk�...
- One uwielbiaj� cukier, ale nie mog� go je�� - wtr�ci�a staruszka. - Rozpuszcza
im si�
w wodzie. Musi pan wymy�li� jaki� spos�b, �eby pozosta� nienaruszony. Wtedy
tamten ma�y
cz�owieczek przekona si�, �e naprawd� �a�uje pan swego post�pku.
W lokalu zapanowa�a pe�na wsp�czucia cisza, podczas gdy rozgor�czkowany umys�
Gre-
enberga pr�bowa� rozwi�za� problem na r�ne sposoby. Po chwili starsza kobieta
odezwa�a si�
raz jeszcze g�osem, w kt�rym zdziwienie miesza�o si� z zachwytem.
- W chwili gdy zobaczy�am to miejsce, wiedzia�am, �e Mike powiedzia� mi prawd�.
Nig-
dy w �yciu nie widzia�am czego� podobnego... deszcz leje ciurkiem z nieba
wsz�dzie dooko�a,
tylko to miejsce i jego najbli�sze otoczenie pozostaje suche jak pieprz.
Greenberg s�ucha� jej jednym uchem, ale Mike pokiwa� g�ow�, za� Esther sprawia�a
wra-
�enie szczeg�lnie zainteresowanej tym niezwyk�ym zjawiskiem. Kiedy Greenberg,
uznaj�c si� za
pokonanego, zako�czy� poszukiwania w�a�ciwego rozwi�zania i otrz�sn�� si� z
g��bokiego zamy-
�lenia, by� ju� sam w bufecie, w pami�ci maj�c jeszcze echo s��w �ony, kt�ra
informowa�a go, �e
wr�ci dopiero za kilka godzin.
- I co ja teraz zrobi�? - wymamrota�. - Cukier, kt�ry nie b�dzie si�
rozpuszcza�... - Nala�
sobie szklank� piwa i wypi� zatopiony w rozmy�laniach. - To dopiero dziwaki! Nie
wystarczy im,
�ebym przyni�s� zwyk�y syrop - przecie� te� jest s�odki.
Poszwenda� si� troch� w t� i z powrotem po lokalu, rozgl�daj�c si� za jak��
robot� dla
siebie. Wiedzia�, �e nie powinien polerowa� kurk�w przy barze, poza tym zanosi�o
si� na to, i�
tych kilka frankfurterek sma��cych si� na ruszcie najprawdopodobniej sko�czy w
�mietniku.
Pod�oga zosta�a ju� zamieciona. Wreszcie usiad� i pe�en niepokoju �ama� sobie
g�ow�, jak roz-
wi�za� nurtuj�cy go problem.
- W poniedzia�ek, niezale�nie od wszystkiego - zdecydowa� - udam si� nad
jezioro. P�j-
�cie tam jutro nie ma najmniejszego sensu. Zazi�bi� si� tylko, bo na pewno
b�dzie la�o.
W ko�cu wr�ci�a Esther, dziwnie radosna. By�a dla niego wyj�tkowo �agodna, czu�a
i opieku�cza. Nie wiedzia�, jak ma okaza� sw� wdzi�czno��. Ale ju� tego samego
dnia wieczo-
rem i przez ca�� niedziel� mia� okazj� pozna� powody owego nag�ego szcz�cia.
Uda�o jej si� rozpu�ci� pog�oski, �e podczas gdy w ca�ym miasteczku leje jak z
cebra,
wok� ich lokalu jest cudownie sucho. Tak wi�c, pomimo potwornego b�lu g�owy,
kt�ry spra-
wia�, i� ca�e cia�o pulsowa�o mu w rytm ob��dnych palpitacji, Greenberg musia�
pracowa� za
sze�ciu, pr�buj�c zaspokoi� potrzeby wielkiego t�umu, kt�ry obieg� lokal, aby
podziwia� niespo-
tykany cud natury oraz rokoszowa� si� wspania�� pogod� i przyjemnym ciepe�kiem.
Nikt nigdy si� nie dowie, ile zarobili w owe dni. Greenberg nie mia� w zwyczaju
rozma-
wia� o tak osobistych sprawach. Ale mo�na mie� pewno��, �e nawet w 1929 roku nie
zbi� takiej
fortuny w ci�gu jednego weekendu.
Wczesnym rankiem w poniedzia�ek zachowywa� si� bardzo cicho, aby nie obudzi�
�ony.
Jednak Esther unios�a g�ow� i opieraj�c si� na �okciu, patrzy�a na niego pe�na
w�tpliwo�ci.
- Herman - spyta�a - czy naprawd� musisz tam i��?
Obr�ci� si� w jej stron�, nic nie rozumiej�c.
- Co masz na my�li, pytaj�c, czy musz� tam i��?
- No wi�c.... - zawaha�a si� przez chwil�, ale zaraz ci�gn�a dalej: - Nie
m�g�by� poczeka�
do ko�ca sezonu, kochanie?
Greenberg cofn�� si� o krok. Na jego twarzy malowa�o si� przera�enie.
- C� to za pomys�y rodz� si� w g�owie mojej �ony? - zaj�cza�. - Mam pi� piwo
zamiast
wody? Jak ja to wytrzymam? Czy ty s�dzisz, �e ja tak bardzo lubi� piwo? Poza
tym, nie mog� si�
nawet umy�. Ju� teraz ludzie wol� nie stawa� zbyt blisko mnie, a pomy�l o tym,
co b�dzie pod
koniec sezonu? Wygl�dam jak �ebrak albo w��cz�ga, poniewa� moja broda jest zbyt
g�sta dla
maszynki elektrycznej, a na dodatek ca�y czas �a�� pijany... By�bym pierwszym
Greenbergiem,
kt�ry zdoby�by sobie miano moczymordy. Chc�, aby mnie szanowano...
- Wiem kochanie - westchn�a. - Ale my�la�am, �e ze wzgl�du na Rosie... Nigdy w
�yciu
nie zbili�my takich kokos�w jak w ten weekend. Wiesz, �e w ka�d� sobot� i
niedziel� b�dzie
la�o wsz�dzie, tylko nie na nasz bufet. Na pewno dorobiliby�my si� fortuny!
- Esther! - zawo�a� Herman, wstrz��ni�ty do g��bi. - Czy moje zdrowie nic dla
ciebie nie
znaczy?
- Ale� znaczy, znaczy, kochanie. My�la�am sobie tylko, �e mo�e by� to jako�
przetrzyma�
przez...
Gwa�townym ruchem schwyci� kapelusz, marynark�, krawat i wyszed�, trzaskaj�c
drzwiami. Jednak�e kiedy znalaz� si� na zewn�trz, zatrzyma� si� niezdecydowany.
S�ysza� p�acz
�ony i zda� sobie spraw�, �e je�li uda mu si� uprosi� gnoma, aby cofn�� swoj�
kl�tw�, zmarnuje
znakomit� okazj� do zrobienia naprawd� du�ych pieni�dzy.
Sko�czy� si� ubiera�, ale robi� to teraz znacznie wolniej ni� przedtem. W pewnym
sensie
Esther mia�a racj�. Gdyby m�g� jeszcze jaki� czas wytrzyma� bez wody...
- Nie! - zgrzytn�� z�bami z determinacj�. - Ju� teraz przyjaciele mnie unikaj�.
To niedo-
puszczalne, aby taki szanowany obywatel jak ja wiecznie chodzi� na ba�ce i nie
bra� k�pieli. Nic
to, zarobimy troch� mniej. Pieni�dze to nie wszystko...
I zdecydowanym krokiem ruszy� ku jezioru.
Ale tego samego dnia wieczorem, kiedy Mike zaszed� do bufetu przed p�j�ciem do
domu,
zasta� tam Greenberga siedz�cego na krze�le z twarz� ukryt� w d�oniach,
kiwaj�cego si� nerwo-
wo w ty� i w prz�d.
- Co panu jest, panie Greenberg? - zapyta� uprzejmie.
Greenberg podni�s� wzrok. Oczy mia� zamglone.
- Ach to ty. Mike - powiedzia� oboj�tnym g�osem. Ale kiedy zorientowa� si�, kogo
ma
przed sob�, jego oczy nabra�y jasno�ci, spojrzenie sta�o si� bardziej wyraziste,
bardziej inteli-
gentne. Wsta� i poprowadzi� Mike�a do baru. W ciszy zacz�li s�czy� piwo.
- By�em dzi� nad jeziorem - odezwa� si� w ko�cu g�ucho. - Chodzi�em dooko�a dr�c
si�
w niebog�osy. A ten gnom ani razu nawet nie wystawi� g�owy nad wod�.
- Wiadomo - Mike smutno pokiwa� g�ow� - s� strasznie zapracowane.
Greenberg uni�s� d�onie w b�agalnym ge�cie.
- Wi�c co mam robi�? Nie mog� napisa� do niego listu ani nada� depeszy. On nie
ma
drzwi, do kt�rych m�g�bym zapuka�, ani dzwonka, kt�rym m�g�bym zadzwoni�. Jak
mam go
wywabi�, �eby wyszed� ze mn� pogada�?
Opu�ci� ramiona w wyrazie bezradno�ci.
- Prosz�, Mike. Pocz�stuj si� cygarem.
Naprawd�, dobry z ciebie przyjaciel, ale wydaje mi si�, �e tym razem nie
znajdziemy
�adnej rady.
Przez chwil� stali przy barze w kr�puj�cej ciszy. W ko�cu Mike wyrzuci� z
siebie:
- Strasznie dzi� gor�co. Prawdziwy skwar.
- Aha. Esther m�wi, �e interesy id� znakomicie i oby tak dalej.
Mike rozwin�� cygaro z celofanowego opakowania. Greenberg skierowa� rozmow� na
in-
teresuj�cy go temat:
- Przypu��my, �e uda mi si� pogada� z gnomem. Co jednak zrobi� z tym cukrem?
Zn�w zapad�a cisza, tym razem jeszcze bardziej napi�ta i kr�puj�ca. Mike by�
wyra�nie
zmieszany. Jego prosta i raczej szorstka natura nie podsuwa�a mu �adnych
pomys��w, w jaki
spos�b nale�a�o pociesza� za�amanych przyjaci�. W usilnym skupieniu mi�tosi� w
palcach cyga-
ro i s�ucha� szelestu tytoniowego li�cia.
- Taki dzie� jak dzi� jest niedobry dla cygar - wymamrota�, dla wznowienia
urwanej kon-
wersacji. - Upa� wysusza je na wi�r. To jednak jest przyjemnie wilgotne.
- Aha - potwierdzi� zdawkowo Greenberg, b��dz�c gdzie� my�lami. - To dzi�ki
temu, �e je
pakuj� w celofan...
Spojrzeli po sobie, a na ich sm�tnych twarzach pojawi�y si� tryumfalne miny.
- A niech mnie! - wrzasn�� Mike.
- Trzeba zawin�� cukier w celofan! - wykrztusi� Greenberg.
- Jasne - wyszepta� Mike, jakby ol�niony tym wspania�ym pomys�em. - Zapytam
Joego,
czy m�g�by mnie jutro zast�pi� i p�jd� nad jezioro razem z panem. Wpadn�
wcze�nie rano.
Greenberg z ca�ej si�y u�cisn�� jego d�o�, zbyt przej�ty, aby wydusi� z siebie
jakie� s�owa.
Kiedy Esther przysz�a mu pom�c, zostawi� j� sam� w bufecie w towarzystwie
niedo�wiadczone-
go ch�opca obs�uguj�cego ruszt, sam za� uda� si� do miasteczka na poszukiwanie
kostek cukru
pozawijanych w celofan.
S�o�ce ledwie zd��y�o wsta�, kiedy Mike przyszed� do hotelu, ale Greenberg od
dawna
by� ju� na nogach, niecierpliwie oczekuj�c na werandzie je go nadej�cia.
Mike�owi udzieli�o si�
radosne podekscytowanie przyjaciela. Greenberg, zataczaj�c si�, ruszy� ku
stacji, przymykaj�c
oczy z b�lu, o jaki przyprawia� go kilkudniowy ka