Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1205 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
tytu�: "Sp�nieni kochankowie"
autor: William Wharton
tytu� orygina�u: "Last Lovers"
t�umaczy�: Krzysztof Fordo�ski
tekst wklepa�:
[email protected]
DOM WYDAWNICZY REBIS
POZNA� 2000
Copyright c 1991 by William Wharton
Ali rights reserwed
Copyright c for the Polish edition by REBIS Publishing House Ud., Pozna� 1995, 1997, 2000
Redaktor: El�bieta Bandel
Opracowanie graficzne serii i projekt ok�adki: Lucyna Talejko-Kwiatkowska
Fotografia na ok�adce: Piotr Chojnacki
Zdj�cie na I stronie: Tomasz Szponder
Wydanie I w nowym t�umaczeniu (dodruk)
Nak�ad I (luty 1995)
Nak�ad II (maj 1995)
Nak�ad III Lipiec 1995)
Nak�ad IV (sierpie� 1995)
Nak�ad V (pa�dziernik 1995)
Nak�ad VI (stycze� 1996)
Nak�ad VII (kwiecie� 1996)
Nak�ad VIII (sierpie� 1996)
Nak�ad IX (wrzesie� 1996)
Nak�ad X (listopad 1996)
Oprawa twarda (nak�ad I - listopad 1996)
Nak�ad XI (kwiecie� 1997)
Nak�ad XII (sierpie� 1997)
Nak�ad XIII (grudzie� 1997)
Oprawa twarda (nak�ad II - grudzie� 1997)
Nak�ad XIV (kwiecie� 1998)
Nak�ad XV (sierpie� 1998)
Nak�ad XVI (luty 1999)
Nak�ad XVII (pa�dziernik 1989)
Oprawa twarda (nak�ad III - pa�dziernik 1899)
Nak�ad XVIII (kwiecie� 2000)
Nak�ad XIX (listopad 2000)
ISBN 83-7120-199-0
Dom Wydawniczy REBIS sp. z o.o.
ul. �migrodzka 41/49, 60-171 Pozna�
tel. 867-47-08, 867-81-40, fax 867-37-74
e-mail rebis@�>ol.pl
www.rebis.com.pl
Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca S.A. w Krakowie
Druk z dostarczonych diapozytyw�w. �arn. 822/00
* * *
Mojej �onie, Rosemary
Opowie�� ta dzieje si� w Pary�u pomi�dzy kwietniem a listopadem 1975 roku.
Uwierzy� znaczy zobaczy�
w. w.
* * *
Rozdzia� 1
Bum! Niespodziewanie l�duj� na d�oniach i kolanach na asfalcie obok �awki stoj�cej w pobli�u pomnika Diderota na niewielkim placyku przylegaj�cym do bulwaru SaintGermain, naprzeciwko ko�cio�a SaintGermaindesPres. Trzyna�cie bezcennych tubek z farb� le�y porozrzucanych dooko�a. Moje wspania�e sztalugi, sztalugi, kt�re wytargowa�em za trzysta frank�w na Marche Aligre, le�� przewr�cone z jedn� nog� podgi�t� pod siebie, a drug� wyci�gni�t� w bok, jak gdyby by�y kulawym wielb��dem, kt�ry pr�buje utrzyma� si� na nogach w czasie burzy. Cholera! Tego tylko mi brakowa�o. Nadal trzymam w d�oni p�dzel, u�amany jakie� trzy cale nad moimi knykciami. Na szcz�cie p��tno upad�o pomalowan� stron� do g�ry, mog�o wi�c by� jeszcze gorzej. Wtedy dopiero j� zauwa�am. Tu� obok mnie kl�czy starsza pani ubrana na czerwono. Wygl�damy teraz pewnie jak dw�jka kloszard�w bij�cych si� o jeden rzucony na chodnik niedopa�ek. W pierwszej chwili uznaj�, �e wszystko to jej wina, dlaczego, u diab�a, nie patrzy, gdzie lezie? Nie podnosz� si� wi�c z kolan, staram si� nie zwraca� na ni� �adnej uwagi i zaczynam zgarnia� ku sobie rozsypane tubki z farb�, zanim jaki� idiota nadepnie na kt�r�� z nich. To dopiero by�by ba�agan, kolorowe �lady rozbieg�yby si� po ca�ej Dzielnicy �aci�skiej, ��te, zielone, karmazynowe. Przesuwam si�, by podnie�� p��tno i oprze� je o �awk�, nie dostrzegam �adnych uszkodze�. Nast�pnym razem skryj� si� we wn�ce za �awk�, tam nie b�d� mi ju� zagra�a� zwariowane podstarza�e paniusie w czerwonych kostiumach. P�niej wracam. Kobieta podnios�a si� i usiad�a, pociera teraz kolano. Padaj�c na ziemi�, podar�a po�czochy. Jedno kolano krwawi, kobieta li�e palec i pociera nim skaleczenie jak kotka. Nie patrzy jednak na swoje kolano. Patrzy na mnie.
- Estce que vous etes peintre, monsieur, artiste peintre*? A co ona sobie, do diab�a, wyobra�a? �e jestem geometr�, kt�ry dokonuje pomiar�w SaintGermaindesPres, aby�my mogli postawi� jego kopi� na pustyni dla jakiego� arabskiego ksi�cia, kt�ry przerobi go p�niej na meczet? Mo�e znalaz�oby si� tam miejsce dla mojego chevalet, konia zmienionego w wielb��da. Francuzi nie wiedzie� czemu, nazywaj� sztalugi chevalet, co dla mojego niedokszta�conego francusko-ameryka�skiego ucha brzmi podobnie do s�owa cheval, ko�. Pochylam si� i pr�buj� postawi� sztalugi, wyci�gam tyln� n�k�, potem powoli przekr�cam t�, kt�ra wygi�a si� w bok. Wygl�da na to, �e nic nie jest po�amane, dzi�ki Bogu. Mog�oby to zdusi� w zarodku moj� znakomicie si� zapowiadaj�c� karier� artystyczn�. Cho� s�owo ,,szczep" lepiej chyba pasuje w tym kontek�cie ni� ,, zarodek".
- Oui, madame, je suis peintre, artiste peintre**.
- Ach, zatem jest pan r�wnie� Amerykaninem. To bardzo ciekawe. Wtedy dopiero zauwa�am jej lask�. Bia��. Czuj� si� jak prawdziwy kretyn. Nieczu�o��, niewra�liwo��, oto moje najwi�ksze problemy. Opadam na kolana obok starszej pani.
* Estce que vous etes peintre, monsieur, artiste peintre? (franc.) - Czy jest pan malarzem, artyst� malarzem?
*''' Oui, madame, je suis peintre, artiste peintre (franc.) - Tak, prosz� pani, jestem artyst� malarzem.
- Estce que je peux vous aider?* Wydaje mi si�, �e przenika mnie wzrokiem na wylot. Dopiero teraz zdaj� sobie spraw� z tego, �e odezwa�a si� do mnie doskona��, prawie ca�kowicie pozbawion� obcego akcentu angielszczyzn�.
- Ach tak, zauwa�y� pani moj� lask�. Poznaj� to po zmianie pa�skiego g�osu. Tak, mo�e mi pan pom�c. Czy m�g�by pan pom�c mi podnie�� si� na nogi? Je�li spr�buj� to zrobi� sama, b�d� musia�a ukl�kn��, a to by�oby do�� bolesne. Wyci�ga ku mnie drobne, g�adkie d�onie. �agodnie pomagam jej wsta�. Prawd� powiedziawszy, podnosi si� sama, wykorzystuj�c moje d�onie jako oparcie. Jak na starsz� paniusi� ma wcale silne ramiona. Pochylam si�, podnosz� z ziemi bia�� lask� i wsuwam w jej d�o�. Otrzepuje si� ze staranno�ci� �lepca, kt�ry nie wie, gdzie naprawd� si� pobrudzi�. Zaczyna wykonywa� swoj� lask� szybkie ruchy tu� nad ziemi�, jakby by� to radar albo wykrywaczem metali poszukiwa�a skarb�w na pla�y. Widz�, �e szuka swojej torebki czy raczej torby, kt�ra le�y dwa metry od niej w stron� ko�cio�a. Podchodz� i podnosz� torb�, potem wchodz� w zasi�g jej laski i dotykam jej r�ki, wsuwaj�c sk�rzane paski w jej d�o�, tak by mog�a je uchwyci�.
- Ach, prosz� pana, czasami tak trudno jest by� �lep�. Dzi�kuj� za pa�sk� uprzejmo��. Bardzo mi przykro, �e na pana wpad�am. A mo�e powinnam powiedzie�, �e zderzy�am si� z panem? W ka�dym wypadku bardzo przepraszam. Widzi pan, mam swoje �cie�ki, na kt�rych mog� by� pewna, �e na nikogo ani na nic nie wpadn�, a pan w�a�nie stan�� na jednej z nich. Nie spodziewa�am si� tu pana. Musi pan bardzo cicho pracowa�, monsieur, w przeciwnym razie us�ysza�abym pana. Oczywi�cie, panuje tutaj ha�as ze wzgl�du na samochody. - Wskazuje lask� bulwar SaintGermain. - Powinnam jednak by�a pana poczu�, a przy
* Estce que je peux vous aider? (franc.) - Czy mog� pani pom�c?
poczu� cudowny zapach terpentyny. Tak, powinnam by�a go poczu�. Chyba ju� si� starzej�, czasami trudno jest zda� sobie z tego spraw�.
- Mo�e sta�em pod wiatr? Prostuje si�, u�miecha, patrzy mi prosto w oczy, oczywi�cie je�eli niewidoma mo�e spojrze� komu� prosto w oczy.
- Wi�c jest pan ameryka�skim malarzem obdarzonym poczuciem humoru. Bardzo interesuj�ce. Nie spodziewa�am si� tego, a to bardzo mi�a niespodzianka. W moim �yciu niecz�sto zdarzaj� si� przyjemne niespodzianki. Zauwa�am, �e nie jest ubrana wy��cznie na czerwono, ju� nie. Ma na g�owie toczek, podobny do tego, kt�ry mia�a w Dallas Jackie Kennedy, tylko �e ten jest czerwony, nie r�owy, sp�dnic� czerwon� jak p�aszcz �wi�tego Miko�aja, sweterek i p�aszcz. P�aszcz jest jednak teraz do�� mocno poplamiony farbami z mojej palety. Musia�a otrze� si� o ni� w czasie naszego zderzenia, kolizji, kataklizmu czy jak jeszcze mo�na to okre�li�.
- Bardzo przepraszam, madame, ale ma pani farb� na p�aszczu. Je�li zechce pani stan�� na chwil� nieruchomo, wywabi� j� terpentyn�. Je�li jej teraz nie usun�, zaschnie, a wtedy nie da si� ju� jej sczy�ci�.
- Czy malunek na moim p�aszczu jest �adny? Gdyby tak by�o, wola�abym, aby tam pozosta�. Cudownie by�oby mie� r�cznie malowany p�aszcz, pomalowany przez ameryka�skiego malarza w Pary�u, n'estce pas? Wprawdzie nie mog�abym go nigdy zobaczy�, ale by�oby to niezwykle ekscytuj�ce.
- Obawiam si�, madame, �e to tylko plama sjeny palonej, ochry i karmazynowej czerwieni z odrobin� ultramaryny. Nawet w Salon de Mai nie uznano by tego za szczeg�lnie interesuj�c� kompozycj�. Zazwyczaj nie jestem tak bardzo wygadany. Mo�e dzieje si� tak dlatego, �e niecz�sto ostatnio miewam okazj�, by m�wi� po angielsku, bawi� si� zatem wolno�ci�, jak� daje mi m�j w�asny j�zyk, cho� my�l�, �e wynika to po cz�ci z charakteru tej kobiety, z ca�ej sytuacji. Chc� dalej ci�gn�� te ma�e gry s��w, nasz� zabaw�, prawie flirt. A mo�e dzieje si� tak dlatego, �e wyczuwam przez sk�r�, �e i ona jest samotna, �e i ona chce z kim� porozmawia�, po�wiczy� angielski.
- A zatem, monsieur, chyba najlepiej b�dzie, je�li zdejm� p�aszcz, aby m�g� pan usun��, przekszta�ci� lub zmaza� pa�skie dzie�o sztuki spontanicznej. Wtedy przynajmniej b�dzie mnie przez dzie� czy dwa otacza� zapach terpentyny, pami�tka naszego spotkania. My�l�, �e to b�dzie bardzo mi�e. Jestem pewna, �e b�dzie to o wiele lepsze od wizyt w galeriach. Zawsze czuj� si� w nich niepo��danym go�ciem. Wydaje mi si�, �e niekt�rzy malarze czuj� si� obra�eni, kiedy na ich obrazy patrzy niewidomy, by� mo�e maj� racj�. Szukam tam jednak czego�, co chcia�abym zobaczy�. Z tego, co m�wi�a mi moja siostra Rolande, niewiele zmieni�oby si� dla mnie, gdybym mog�a widzie�, niewiele wi�c trac�. No c�, �lepota r�wnie� miewa swoje dobre strony. Zaczyna rozpina� guziki i zsuwa z ramion p�aszcz. Jest szczup��, zgrabn�, schludn� kobiet�. Podchodz� do niej od ty�u i bior� od niej palto. Przek�ada torb� i lask� z jednej r�ki do drugiej, by wysun�� rami� z r�kawa.
- Czy nie b�dzie pani zbyt zimno, madame? M�g�bym po�yczy� pani swoj� marynark�, ale jest prawie ca�kowicie pomazana farb�. My�l�, �e zosta�aby bez problemu przyj�ta do jakiej� galerii.
- Nie, nie obawiam si�, by by�o mi zimno. Usi�d� sobie na �aweczce u st�p monsieur Diderota. Tam w�a�nie sz�am, kiedy spotkali�my si� w tak nieoczekiwany czy mo�e raczej niespodziewany spos�b, nie, to nie s� w�a�ciwe s�owa. Jak najlepiej wyrazi� to po ameryka�sku, monsieur? Przysi�g�bym, �e znowu spojrza�a mi prosto w oczy. Mo�e nie jest wcale ca�kowicie niewidoma, a mo�e udaje, gdy� z jej tylko znanych powod�w bawi� j� spacery z bia�� lask�. A mo�e nie jest wcale Francuzk�? M�wi po angielsku lepiej ni� wi�kszo�� znanych mi Anglik�w czy Amerykan�w, jej j�zyk jest tak precyzyjny, dob�r s��w tak bogaty i przemy�lany.
- Czy zgodzi�aby si� pani na �fortunne", madame?
- Oczywi�cie, to wprost cudowne. Amerykanin z poczuciem humoru, a na dodatek tak elegancki. Ale� tak! Odchodzi szybkim krokiem, kieruj�c si� prosto w stron� pomnika, nie stuka wcale swoj� lask� o chodnik, nie wida� w og�le, by by�a niewidoma. Nie dziwi� si� teraz wcale, �e na mnie wpad�a. Je�li sz�a w takim tempie, a� dziw, �e oboje prze�yli�my to zderzenie. Gdyby�my grali w pi�k�, dosta�aby czerwon� kartk� za faulowanie. Zbieram z ziemi wszystkie swoje rzeczy. Je�li nie liczy� rozmazanej palety i z�amanego p�dzla, nie ponios�em specjalnych strat. Rozk�adam p�aszcz na �aweczce i zaczynam wyciera� go jedn� z moich szmatek zamoczon� w terpentynie. Wczoraj w pobli�u mojej kryj�wki w Bastylii znalaz�em na �mietniku trzy r�czniki. Wszystkie by�y mocno przetarte na �rodku, ale na szmatki do farby nadawa�y si� po prostu znakomicie. Podar�em je na mniej wi�cej trzydziestocentymetrowe kwadraty. Teraz pos�uguj� si� najlepsz� z nich. Problem polega na tym, by nie rozciera� farby bardziej ni� jest to absolutnie konieczne, a jednocze�nie by usun�� j� z materia�u. Praca zajmuje mi oko�o dziesi�ciu minut, inn� cz�ci� szmatki wycieram ka�dy kolor. Kiedy ko�cz�, na p�aszczu wida� tylko wilgotn� plam� terpentyny. W Pary�u zaczyna si� ju� wiosna. Ga��zie kasztanowc�w wypuszczaj� dopiero pierwsze listki, kt�re wychylaj� si� w�a�nie z p�k�w, nie ma jeszcze nawet �ladu kwiat�w. Znana piosenka opowiada o kwietniu w Pary�u, ga��ziach kasztanowc�w obsypanych kwiatami i tak dalej, ale kwiaty tak naprawd� pojawiaj� si� dopiero w maju. Dzisiaj mamy dziewi�ty kwietnia, ale cho� s�o�ce �wieci jasno, temperatura zaledwie pozwala na malowanie; ch��d nie sprawia ju� przynajmniej, �e palce sztywniej�, a farba zastyga na palecie, jednak starsza pani musia�a nie�le zmarzn�� bez p�aszcza. Przygl�dam si� swojemu dzie�u po raz ostatni. Rzucam okiem w jej strone i Chryste, go��bie obsiad�y j� od st�p do g��w! Siedz� na jej ramionach, na g�owie, na kolanach, a jednego trzyma w d�oni. Jak �lepa kobieta mog�a schwyta� go��bia? Podchodz� do niej. Kiedy si� zbli�am, wi�kszo�� ptak�w podrywa si� w powietrze, kilka siada na ziemi u jej st�p, obserwuj�, co si� teraz wydarzy. Nienawidz� go��bi. Je�li zamierza pozwala�, by j� obsiada�y, znaczy to, �e straci�em tylko czas i terpentyn�, aby usun�� plamy. Za chwil� ca�a b�dzie pokryta go��bimi kupkami, jak� wi�c r�nic� mo�e jej sprawi� kilka plam farby? Cholera, go��bie to lataj�ce szczury, nic wi�cej! Zwraca si� ku mnie, kiedy dzieli nas jeszcze oko�o trzech metr�w.
- Ach, to ameryka�ski malarz przyszed� do nas z wizyt�. Prosz� si� nie przejmowa�, moi skrzydlaci towarzysze przylec� z powrotem, kiedy przekonaj� si�, �e jest pan moim przyjacielem. A zatem podniesiony zosta�em do rangi przyjaciela. Czy mo�e to tylko dos�owny odpowiednik francuskiego ami? Je�li za� chodzi o go��bie, w zupe�no�ci wystarczy, �e nie b�d� sra� na mnie czy na m�j obraz.
- Oczy�ci�em pani p�aszcz z farby. Zapach powinien wkr�tce si� ulotni�. Mam nadziej�, �e nie b�dzie przeszkadza� go��biom. C� Nie szkodzi przynajmniej spr�bowa� zachowywa� si� uprzejmie? Starsza pani podnosi si� i wk�ada p�aszcz. Poprawia ramiona, sprawdza d�oni�, czy ko�nierz jest w�a�ciwie u�o�ony, zapina guziki. Wszystko to robi szybkimi, swobodnymi ruchami, bez po�piechu, ale bardzo efektywnie. Zwraca oczy w moj� stron�. Wydaj� mi si� zupe�nie normalne, nie dostrzegam ani katarakty czy bielma. Wygl�daj� na ca�kowicie zdrowe, wrota prowadz�ce do duszy.
- Czy m�g�by pan posiedzie� ze mn� przez chwil�, monsieur le peintre? Niecz�sto zdarza mi si� z kim� porozmawia�, a zw�aszcza z malarzem, ameryka�skim malarzem. Dziwne, ale zdaje mi si� ostatnio, �e gram rol� w filmie, jednym z tych ruchomych obraz�w, o kt�rych slyszalam. Siada, a ja siadam obok niej. Kamienna �awka jest bardzo zimna, zauwa�am, �e ona siedzi na ma�ej, dmuchanej poduszeczce. Si�ga do swej torby i wydobywa z niej drug�, identyczn�, zwini�t� w ma�� paczuszk� rozmiar�w cygara.
- Prosz�, mo�e pan na niej usi���, w przeciwnym razie mo�e pan zachorowa� na nerki. Bo�e, jak gdybym s�ysza� moj� matk�! Wydaje mi si�, �e potrafi czyta� w moich my�lach, nie tylko ,,widzie�", cho� jest niewidoma. Czuj� si� do�� g�upio, ale nadmuchuj� poduszeczk� i wsuwam j� pod siedzenie. Jest wygodna i nie przepuszcza zimna, a poza tym jest o wiele bardziej mi�kka od twardego kamienia. Starsza pani naprawd� wie, jak radzi� sobie z takimi sprawami. W dzie� taki jak dzisiejszy, kiedy �wieci s�o�ce, szybko robi si� ciep�o. Jednak kiedy tylko zostanie zas�oni�te przez nadci�gaj�ce czarne i bia�e chmury, podrywa si� ch�odny wietrzyk i natychmiast robi si� zimno. Teraz jednak s�o�ce o�wietla cudowne francuskie chmury takie jak na obrazach impresjonist�w, nigdzie indziej takich nie widzia�em. Mam nadziej�, �e pewnego dnia zbior� w sobie do�� odwagi, by samemu spr�bowa� je namalowa�. Przekl�te go��bie naprawd� wr�ci�y. Wygl�da na to, �e nie zwracaj� na mnie zbytniej uwagi, jak gdyby starsza pani by�a w stanie zapewni� im czarodziejsk� opiek�. W tej chwili ca�a jej uwaga skupiona jest na ptakach. Obserwuj� j�, a nigdy w �yciu nie widzia�em czego� r�wnie dziwnego. Ma niewielki sk�adany przybornik ze sk�ry, dobry mechanik m�g�by nosi� w podobnym swoje klucze, ten jest tylko odrobin� mniejszy. Otwarty przybornik le�y obok niej na �awce, w �rodku znajduj� si� niewielkie no�yczki, dwie pincetki, du�a i ma�a, r�ne metalowe d�utka, wyka�aczki, kr�tkie, patyczki z watk� na ko�cu, niewielkie buteleczki pachn�ce alkoholem i kilka ma�ych pilnik�w. Widz� te� butelk� ze �rodkiem odka�aj�cym. Sam nie wiem, jak ona to robi, wysuwa przed siebie palec, nie k�adzie na nim nawet nic do jedzenia, i kilka z tych zwariowanych go��bi podlatuje natychmiast, by na nim usi���. Wybiera jednego z ptak�w, powoli i delikatnie k�adzie d�o� na jego grzbiecie. Kiedy go��b kuli si�, podnosi go do g�ry. Delikatnie rozk�ada jego skrzyd�a i przesuwa wzd�u� nich palcem. Je�li natrafi na uszkodzone pi�ro, pr�buje je wyprostowa�, je�li pi�ro jest z�amane, wyrywa je szybkim szarpni�ciem, dotyka wra�liwymi palcami pochewki i zakrapia j� odrobin� �rodka odka�aj�cego. Bada w ten spos�b ca�e cia�o ptaka, sprawdza, maca, poprawia. Wygl�da na to, �e go��biom bardzo si� to podoba, traktuj� to jak szwedzki masa�. Nie trzepoc� skrzyd�ami, aby wyrwa� si� z jej r�k, �adnej paniki, odpr�aj� si� i poddaj� jej woli. P�niej bada �apki, szukaj�c �usek, jak s�dz�, wyg�adza lub spi�owuje stwardnienia, przycina pazurki, je�eli jest to konieczne, czy�ci ich okolice, myje ca�� �apk�. Gdybym by� go��biem, chcia�bym, by kto� dba� tak o mnie. Nie sra�bym wtedy na pomniki. Jeden z ptak�w ma zainfekowany staw, w miejscu gdzie palec ��czy si� z �apk�. Kobieta czy�ci go starannie, delikatnie, ale fachowo, szuka opuchlizny i aplikuje na chore miejsce alkohol i �rodek odka�aj�cy. Sko�czywszy opatrywa� kolejnego go��bia, si�ga pewnym ruchem do ka�dej z dziesi�ciu torebek, kt�re ustawi�a obok swego uda. Wybiera pojedyncze ziarenka, jak gdyby by�y to witaminy w pigu�kach, i karmi nimi ptaka, kt�rym si� w�a�nie zajmuje. W tym czasie go��b stroszy pi�rka, szybko dotyka wszystkiego dziobem, sprawdzaj�c, co z nim zrobi�a. Go��b wybiera ziarna, p�niej �agodnym ruchem kobieta wypuszcza go z d�oni. Kolejne ptaki podrywaj� si� do lotu, wykonuj�c kilka k�ek w powietrzu, a potem l�duj� na pos�gu Diderota na szybk� kupk�. Wygl�da na to, �e ich ulubionym miejscem jest pi�ro w d�oni pisarza, sama d�o� i g�owa. Obsiad�y ca�� posta� Diderota. Siedzi na nim o wiele wi�cej go��bi ni� na starszej pani, ale nic dziwnego, jest od niej dziesi�� razy wi�kszy. Pos�g pokryty jest bia�� warstw� ptasiego ka�u, zas�aniaj�cego zielon� patyn�. Patrz�, jak kobieta opatruje w ten spos�b pi�� czy sze�� go��bi. Jestem nazbyt zafascynowany, by cho�by pomy�le� o powrocie do pracy. Nigdy w �yciu nie widzia�em niczego podobnego. W liceum hodowa�em kanarki, kocha�em wprost ich �piew. Ale go��bie potrafi� jedynie gulgota� bez przerwy, sam ten d�wi�k doprowadza mnie do wymiot�w. Musz� jednak przyzna�, �e nigdy nie widzia�em, by kto� zajmowa� si� ptakami tak jak ta starsza pani. Wykonuj�c te wszystkie czynno�ci, nie przerywa rozmowy ze mn�, najcz�ciej to ona zadaje pytania. Jest skoncentrowana na ptaku, kt�rym si� zajmuje, ale co pewien czas ,,spogl�da" w moj� stron� i u�miecha si� do mnie. Zaczynam rozumie�, �e poznaje, gdzie jestem, po g�osie, zapachu, B�g wie czym jeszcze. Domy�lam si�, �e robi to, aby nie kr�powa�a mnie jej �lepota. Udaje dla mnie, �e widzi. Ja jednak czuj� si� skr�powany, nic nie mog� na to poradzi�. Nadal nie potrafi� domy�li� si�, jak to mo�liwe, �e patrzy mi prosto w oczy. Dziwne.
- Od dawna mieszka pan w Pary�u, monsieur le peintre?
- Od prawie pi�ciu lat.
- A jednak ma pan nadal silny ameryka�ski akcent. Skoro tak d�ugo mieszka pan w Pary�u, powinien pan m�wi� o wiele lepiej po francusku. Wielki Bo�e, powiedzia�em do niej mo�e pi�tna�cie s��w po francusku. Nie wiedzia�em, �e jest a� tak �le.
- Obawiam si�, �e nie mam ucha do j�zyk�w, madame. Staram si� nauczy� francuskiego, ale to bardzo trudne. M�wi� teraz o wiele lepiej ni� rok temu, a to ju� pewne osi�gni�cie. Moja rozm�wczyni koncentruje si� na lotce, kt�r� nale�y usun��. By�aby �wietnym chirurgiem, jej d�onie s� tak szybkie i pewne.
- Ma pan zatem dobre oczy, a ja dobre uszy. Razem wiele mogliby�my dowiedzie� si� o �wiecie, gdyby�my tylko potrafili si� tym podzieli�. Prawie nikt nie wykorzystuje swoich talent�w. Dopiero gdy utraci si� jeden z posiadanych dar�w, zaczyna si� dostrzega� i docenia� pozosta�e. - Tu przerywa na d�ug� chwil�, ostro�nie usuwa pi�ro i zakrapia pochewk� �rodkiem odka�aj�cym. - Teraz b�dziesz czu� si� o wiele lepiej, Orlando. B�dziesz m�g� lata� szybciej od samochod�w, a pi�ro wkr�tce ci odro�nie. - Ponownie odwraca si� w moj� stron� i u�miecha. - Mam nadziej�, �e nie przeszkadza panu, �e rozmawiam z moimi go��biami. Ka�demu z nich nadalam imi�, to moi jedyni przyjaciele, ca�a moja rodzina. Stara niewidoma kobieta bywa czasami bardzo samotna.
- Ja sam m�wi� do go��bi, madame, czasami to jedyne stworzenia, z kt�rymi mog� porozmawia�. - Nie m�wi� jednak, �e najcz�ciej przeklinam je, kiedy podrywaj� si� nagle z furkotem skrzyde� za moimi plecami, w�a�nie wtedy, kiedy pr�buj� skoncentrowa� si� na malowaniu. Mo�na dosta� ataku serca, kiedy ca�e stado go��bi podrywa si� nagle do lotu. - Nie znam ich jednak tak jak pani, madame. Kiedy do nich m�wi�, wydaje si� im pewnie, �e m�wi� do siebie, nie s� w stanie niczego si� ode mnie dowiedzie�. Nigdy nie by�em z nimi tak blisko jak pani.
- No c�, przychodz� tutaj codziennie od trzydziestu lat. Od ko�ca wielkiej wojny siedz� tutaj od dziesi�tej rano a� do czasu, gdy dzwony wybij� po�udnie. Go��bie w stadzie zmieniaj� si�, ale samo stado pozostaje to samo. Znaj� mnie piskl�ta i ptaki, kt�re przy��czaj� si� z innych stad. Widzi pan, go��bie to naj�agodniejsze, najufniejsze, najmniej agresywne stworzenia na ziemi. Jestem przekonana, �e s� w stanie si� porozumiewa�, maj� swoj� mow�, ale cho� s�ucham ich zawsze uwa�nie, nie zdo�a�am pozna� ich j�zyka. Ludzie mog� jednak wiele si� od nich nauczy�, dowiedzie� si�, jak powinni �y�. �yj� na ulicach, zdarza mi si� wi�c spotyka� najr�niejszych wariat�w, ale tym razem trafi�em na okaz specjalny - niewidom� staruszk�, kt�ra chce rozmawia� z go��biami w nadziei, �e naucz� j�, jak powinni �y� ludzie. Zaczynam obawia� si�, �e spotka�em nast�pnego �wira. Rozwin��em w sobie sz�sty zmys�, kt�ry pozwala mi na odr�nienie prawdziwych wariat�w. Ta kobieta zdaje si� jednak inna. Opr�cz tego, co m�wi o go��biach, wydaje mi si� normalniejsza, m�drzejsza, inteligentniejsza od wszystkich ludzi, z kt�rymi zdarzy�o mi si� od d�u�szego czasu rozmawia�. Czuj� jednak te�, �e pora ju� wraca� do mojego malowania. Postanowi�em namalowa� t� kobiet� u st�p pomnika. Zdecydowanie przyda mi si� wyra�na barwna plama w tle, czerwony �wietnie by wygl�da� na tle zieleni drzew w parku przy ko�ciele. Naszkicuj� jedynie sylwetk� Diderota, zarys br�zu, kilka go��bi i sk�on w stron� ko�cio�a po przeciwnej stronie ulicy.
- Pora wraca� do pracy, madame. �wiat�o si� zmienia, a ja chcia�bym sko�czy� dzisiaj podmal�wk�.
- Co pan maluje? Czy mo�e ko�ci�? Nadal nie potrafi� przyj�� do wiadomo�ci, �e jest niewidoma. Kiedy m�wi co� takiego, wydaje mi si�, �e �artuje, ale zdarza�o mi si� to ju� przecie� z lud�mi widz�cymi. Siedz� sobie przed interesuj�cym mnie widokiem, staraj�c si� odda� go maksymalnie wiernie, a oni staj� obok, rozgl�daj� si� doko�a zaskoczeni i w ko�cu pytaj�, co w�a�ciwie maluj�. Takie pytania doprowadzaj� mnie do szale�stwa, nie najlepiej dzia�a to r�wnie� na moj� wiar� we w�asne mo�liwo�ci. Z pocz�tku wydawa�o mi si�, �e �artuj�, ale tak nie jest, po prostu nie potrafi� patrze�, tak jak ja nie potrafi� nauczy� si� francuskiego. Ale ta kobieta jest oczywi�cie naprawd� niewidoma. Wie tylko, �e stoj� obok pomnika Diderota. Mog� przecie� malowa� kawiarni� czy nawet Hotel Madison.
- Tak, madame. Maluj� ko�ci�, ale nie tylko. Po lewej stronie obrazu znajdzie si� pos�g Diderota, dalej bulwar SaintGermain i Le Drugstore, po drugiej stronie ulicy Les DeuxMagots i rue Bonaparte. Na �rodku obrazu znajdzie si� wie�a ko�cio�a, nawa przetnie obraz na p�. W tle umie�ci�em ogr�d, w kt�rym bawi� si� dzieci, a na pierwszym planie bulwar i przystanek autobusowy. Przestaje zajmowa� si� go��biem i s�ucha mnie uwa�nie. Przymyka oczy, jak osoba widz�ca, kt�ra stara si� wyobrazi� sobie jaki� obraz.
- Znakomicie pan to opisa�, widz� to teraz w my�lach. Chcia�abym zobaczy� pa�ski obraz. Cafe swoje �ycie prze�y�am w tej dzielnicy. Domy�lam si�, �e jest pan bardzo dobrym malarzem, poniewa�, jak s�dz�, jest pan dobrym cz�owiekiem. Dzi�kuj� za oczyszczenie mojego p�aszcza i za dotrzymanie mi towarzystwa. Mam nadziej�, �e b�dzie pan zadowolony ze swojego obrazu, gdy ju� pan go sko�czy. Gdy to m�wi, dzwony SaintGermaindesPres zaczynaj� bi� pi�knym, g�uchym, pustym tonem. Najpierw kilka nut, potem crescendo, kt�re w miar� jak tempo narasta, podnosi mnie na duchu. W�a�nie w Pary�u nauczy�em si� kocha� dzwony. Niezbyt daleko st�d ni�szy ton dzwon�w SaintSulpice wita po�udnie, zaprasza na tak wa�ny dla Francuz�w dejeuner*.
* DeJeuner (franc.) - obiad
Starsza niewidoma dama zaczyna sk�ada� swoje narz�dzia, umieszcza je kolejno w przyborniku. Zbiera woreczki z ziarnem, potem si�ga do wi�kszego i rzuca na ziemi� przed siebie troch� ziarna. Zwraca si� w moj� stron�:
- W ten spos�b nie zauwa�aj�, �e odchodz�, �atwiej jest im si� z tym pogodzi�. Prosz� mi powiedzie�, czy s� w�r�d nich jakie� mniejsze ptaszki? Patrz� na ptaki i dostrzegam w�r�d go��bi kilka wr�bli, kt�re wydziobuj� nawet wi�cej, ni� im si� nale�y.
- Tak, wr�ble.
- Czy go��bie walcz� z nimi o po�ywienie? Patrz� i pewien jestem, �e nie, ptaki odpychaj� si�, aby dotrze� do upatrzonego ziarenka, ale nie dziobi� si�, nie walcz� pomi�dzy sob� czy z ma�ymi wr�blami.
- Nie, nie walcz�. Pozwalaj� mniejszym ptaszkom bra� to, na co maj� ochot�.
- Sam pan zatem widz, monsieur, jak wiele mo�emy nauczy� si� od go��bi. - Po tych s�owach bierze lask� i wyci�ga d�o� w moj� stron�. Wymieniamy u�cisk d�oni. - Czy b�dzie pan tu jutro pracowa� nad swoim obrazem?
- Tak, pod warunkiem, �e nie b�dzie zbyt zimno albo nie b�dzie pada� deszcz. Podnosi g�ow�, przechyla j� w lewo i w prawo jak pointer szukaj�cy tropu.
- Nie, pogoda b�dzie taka jak dzisiaj. Mam zatem nadziej�, �e zobaczymy si� jutro. Obserwuj�, jak odwraca si� i odchodzi szybkim krokiem, z rzadka tylko pos�uguj�c si� swoj� lask�. Powiedzia�a, �e si� ,,zobaczymy". Dziwne, �e niewidoma m�wi o widzeniu. Wracam do mojego p��tna. Zostawiam wolne miejsce tam, gdzie zamierzam j� namalowa�. B�d� musia� zapyta� j�, czy nie ma nic przeciwko temu. Oczywi�cie, nigdy by si� o tym nie dowiedzia�a, ale uznaj�, �e tak w�a�nie nale�y post�pi�. Ucz� si� podobnych rzeczy powoli, ale niezawodnie. Co� co jednemu cz�owiekowi wydaje si� zupe�nie oczywiste i logiczne, dla drugiego mo�e okaza� si� potwornym gwa�tem, ka�dy z nas jest inny. Szkoda, �e nie nauczy�em si� tego wcze�niej. Zapytam j� jutro, zanim na powa�nie zabior� si� do malowania. Kilka godzin pracuj� nad podmal�wk�. Zazwyczaj idzie mi to o wiele szybciej, ale w kilku obrazach olejnych, kt�re do tej pory namalowa�em, odkry�em b��dy rysunku lub kompozycji mo�liwe do przyj�cia czy wr�cz niewidoczne na pocz�tku, kt�re rzucaj� si� w oczy po uko�czeniu pracy. Staram si� usun�� wszelkie podobne usterki. Mimo to czuj� jednak, �e czekaj� mnie problemy podobne do tych, kt�re mia�em z poprzednimi p��tnami. Nawet je�li uda mi si� wykona� poprawny rysunek, nie tylko dok�adny, ale odpowiednio zakomponowany, nawet je�li podmal�wka wydaje si� odpowiednia, w�a�ciwa, w moim obrazie brakuje pasji. Czuj�, �e nie jestem w stanie zawrze�, umie�ci� w moich obrazach g��bokich uczu�, jakie wywo�uje we mnie przedmiot moich obraz�w, Pary�, �ycie. Czego� w nich brakuje, pomi�dzy mn� a tym, co chc� powiedzie�, wyrasta �ciana strachu, niepewno�ci. Pojawia si� te� arogancja. Wydaje mi si�, �e nie potrafi� rozlu�ni� si�, wpa�� w obraz, sta� si� jego cz�ci�. Mo�e przyjdzie to w miar� praktyki, kiedy mniej ju� b�d� mnie trapi� problemy techniczne, mam przynajmniej tak� nadziej�. Oko�o pi�tej po po�udniu �wiat�o zaczyna przygasa�. Czuj�, �e podmal�wka jest ju� prawie sko�czona, je�li przeschnie przez noc, powierzchnia powinna by� jutro rano gotowa do impastu. Zaczn� od nieba, spr�buj� uchwyci� zmienne, czarodziejskie chmury na p�ynnym b��kicie nieba. Przyda mi si� teraz m�j b��kit paryski. Kiedy� spr�buj� malowa� na mokro, przej�� bezpo�rednio z podmal�wki do impastu bez suszenia p��tna. Tak malowa� Rembrandt i kilku innych wielkich Holendr�w, a tak�e niekt�rzy W�osi. Pakuj� sztalugi, wieszam na nich p��tno i ruszam do domu. M�g�bym pojecha� autobusem linii 86, kt�ry dowi�z�by mnie prawie do samego domu, ale lubi� spacerowa� po Pary�u. To w�a�nie trzyma�o mnie przy �yciu przez najgorsze dni. Poza tym o tej porze dnia autobusy s� zazwyczaj pe�ne, a bardzo �atwo pobrudzi� kogo� wilgotn� farb�, nawet je�li jest to tylko podmal�wka. Id� bulwarem SaintGermain, przechodz� na drug� stron� przez Pont Sully, a potem ulic� Henri IV kieruj� si� w stron� Bastylii. Id� rue de la Roquette, potem robi� sobie skr�t w�sk� uliczk� o nazwie rue Keller. Spacer ten zajmuje mi oko�o czterdziestu pi�ciu minut. Sztalugi s� tak lekkie, �e prawie nie zauwa�am ich ci�aru. Chodzenie pomaga mi r�wnie� zachowa� kondycj�. Dzisiaj naprawd� b�dzie mi smakowa�a kolacja. Wchodz� w passage des Taillandiers, ulic�, przy kt�rej mieszkam. Jest wcze�nie, wi�c domofon nie zosta� jeszcze w��czony. Prze�lizguj� si� bez k�opotu obok loge de concierge*. Znam nazwisko pewnego malarza mieszkaj�cego w tym budynku, gdyby zatem zdarzy�o si�, �e konsjer�ka zapyta mnie, dok�d id�, odpowiem, �e chc� go odwiedzi�. Prawd� powiedziawszy, nigdy nie widzia�em tego malarza, mam nadziej�, �e nigdy go nie spotkam. Wchodz� na g�r� klatk� schodow� C, najmniej u�ywan�. O tej porze wi�kszo�� rzemie�lnik�w posz�a ju� do domu. Cicho, ale pewnym krokiem, jak gdybym by� u siebie w domu, pobrz�kuj�c w d�oni k�kiem z niepotrzebnymi kluczami, wchodz� na sam� g�r�, mijam ostatnie drzwi prowadz�ce do mieszkania, wchodz� wy�ej i przez ci�kie przeciwpo�arowe drzwi dostaj� si� na ciemny strych, le grenier. Nie ma tu �adnego o�wietlenia. Wyci�gam ze schowka latark�, zapalam j� i wchodz� w w�ski korytarzyk
* Loge de concierge (franc.) - pok�j dozorczym.
prowadz�cy do poszczeg�lnych pomieszcze� na strychu, kieruj�c si� do pokoju, kt�ry uzna�em za w�asny, cho� jestem tu tylko dzikim lokatorem. Si�gam po klucz ukryty nad drzwiami i wchodz� do �rodka. Wo� starego kurzu, suchego drewna pokrytego trocinami, st�ch�e powietrze, oto zapachy mojego domu. Ustawiam sztalugi i obraz w k�cie pokoju. W pochy�ym suficie umieszczony jest �wietlik z metalow� podp�rk�. Otwieram go, chc�c wpu�ci� troch� powietrza. Szpary w drzwiach zas�aniam star� kotar�, aby nie przepuszcza�y �wiat�a na korytarz, i zapalam dwie �wieczki. Zdejmuj� p��tno ze sztalug i ustawiam je pomi�dzy �wieczkami. Rozgl�dam si� doko�a, by sprawdzi�, czy nikt tu nie grzeba�. Wydaje mi si�, �e min�� co najmniej rok od chwili, gdy wszed� tu kto� opr�cz mnie. Nie wiem nawet, kt�ry z mieszcz�cych si� na dole zak�ad�w rzemie�lniczych wykorzystywa� to pomieszczenie jako magazyn. Wyci�gam zza belki materac z pianki i �piw�r, kt�re chowam tam za dnia. Wyjmuj� malutk� kuchenk� gazow� i litrowy s��j z gotowanymi warzywami. Do tego bior� butelk� wina i p� bagietki, kt�r� kupi�em dwa dni temu. Jem tylko raz dziennie, jestem wi�c naprawd� g�odny. Mia�em ju� prawie ochot� podkra�� go��biom troch� ziarna. Zapalam gaz na kuchence i w starym garnku podgrzewam m�j bezmi�sny gulasz. Wyci�gam �y�k� zza filaru i nalewam sobie szklaneczk� wina, tylko na tyle pozwalam sobie ka�dego dnia. Butelka za sze�� frank�w musi starczy� mi na ca�y tydzie�. Opr�cz koszt�w materia��w malarskich, wino, gaz do kuchenki, bagietki i �wiece sk�adaj� si� na ca�o�� moich wydatk�w. Siedz� w �wietle zapadaj�cego zmierzchu i powoli jem Porcj� gulaszu. Prosz�, ja, cz�owiek, kt�ry ca�e �ycie �ywi� si� mi�sem i ziemniakami, sta�em si� z przymusu wegetarianinem. Na pocz�tku strasznie narzeka�em, ale teraz, po kilku miesi�cach, my�l� czasami, �e nie potrafi�bym prze�kn�� steku czy nawet wypieczonego hamburgera. Czuj� si� przy tym o wiele lepiej. Ale mo�liwe, �e to dlatego, i� ostatnio du�o biegam. Przygl�dam si� obrazowi. W tym o�wietleniu, kiedy nie mog� por�wnywa� go z rzeczywisto�ci�, wygl�da o wiele lepiej. Prawdopodobnie dzisiaj nie b�d� malowa� we �nie. Ca�y pomys� malowania obraz�w olejnych, bior�c pod uwag� koszty, to szale�stwo, ale nie potrafi� go od siebie odepchn��. Nie mam poj�cia, jak kiedykolwiek zdo�am sprzeda� je dostatecznie drogo, by zwr�ci�y mi si� przynajmniej koszty p��tna i farb, nie wspomn� nawet o zarobieniu kilku frank�w. Gdybym jednak musia� wr�ci� do rysunk�w i akwareli, poczu�bym si� tak, jak gdyby odr�bano mi obie nogi. B�d� jednak musia� to zrobi�, by ochroni� moj� wolno��. Sztalugi kupi�em za grosze. To prawdziwe sk�adane sztalugi, wykonane z twardego drewna z ��czeniami w jask�czy ogon i mosi�nymi okuciami. Maj� pewnie z pi��dziesi�t lat, s� wi�c starsze ode mnie. Nie maj� metalowych wk�adek ani dodatkowej szuflady jak te wsp�czesne, s� za to mocne i lekkie. S� tak skonstruowane, �e nogi sk�adaj� si� do ty�u, dodatkowo je wzmacniaj�c. W skrzynce mo�na zmie�ci� praktycznie wszystko - farby, palet�, p�dzle, terpentyn�, werniks, olej, szmatki, mo�na na nich ustawi� p��tno do rozmiaru 25 F. Ca�e s� przy tym wysmarowane farb�, co jeszcze podkre�la ich autentyczno��. Czuj� dreszczyk ju� cho�by dlatego, �e wychodz�, by z nimi malowa�. Czuj� si� wtedy jak Monet, Pissarro, Cezanne czy Sisley, prawdziwy malarz w plenerze. Bardzo g��boko zastanawia�em si� nad doborem farb. W pobli�u znalaz�em magazyn HMB. Nie jest to sklep dla artyst�w, zaopatruje w farby pracuj�cych w tej dzielnicy rzemie�lnik�w. P�ac� tutaj za farby i p�dzle po�ow� tego, co przysz�oby mi zap�aci� gdzie indziej. Zdecydowa�em si� na farby Le Franc Bourgeois, s� niezbyt drogie, a nie ma w nich zbyt du�o spoiwa czy oleju. Kupuj� du�e tuby. Stara�em si� trzyma� tanich kolor�w, umieszczonych pod numerami 1 i 2 na sze�ciostopniowej skali. Kupi�em biel tytanow� i czer� kostn�. Pami�ta�em, �e w czasie studi�w, kiedy marzy�em o tym, �e zostan� malarzem, by�y to moje ulubione kolory. P�niej kupi�em kolory ziemi. Gdyby okaza�o si� to konieczne, malowa�bym tylko nimi oraz czerni� i biel�. Kupi�em sjen� palon� i naturaln�, umbr� palon� i ��t� ochr�. P�niej naby�em tub� jasnej ultramaryny. Razem da�o to siedem kolor�w. Aby uzupe�ni� widmo, niezbyt du�ym kosztem dokupi�em jeszcze fiolet ultramarynowy, najta�szy z fiolet�w, wszystkie pozosta�e oznaczone by�y numerami 5 lub 6. Do tego ��� chromow� i oran� chromowy, obydwa mia�y mi zast�pi� barwy kadmowe, kt�re oznaczone s� sz�stk�. Nast�pnie wybra�em karmazyn alizarynowy. Z zieleni wybra�em ziele� ro�linn�. Jest przezroczysta i mo�na wykorzystywa� j� do podmal�wki, a zmieszana z kolorami ziemi i ��ci� b�dzie si� nadawa� do malowania li�ci. Na koniec poszed�em na ca�o�� i naby�em b��kit paryski jako trzynasty kolor do mojej palety. Malowanie paryskiego nieba bez b��kitu paryskiego by�oby prawdziwym szale�stwem. Kupi�em p�dzle ze �wi�skiej szczeciny numer 4, 8 i 10 oraz luksus nad luksusami, borsuczy p�dzel numer 6. Kosztowa� mnie 42 franki, co wystarczy�oby mi na �ycie na dwa tygodnie. Werniks przygotowuj� sam z kryszta��w �ywicy syntetycznej, kt�r� kupuj� w HMB. Tam te� nabywam puszki bia�ej farby akrylowej do gruntowania p��tna, a tak�e p�galonowe puszki terpentyny i oleju lnianego. Na og� zostawiam kilka kryszta�k�w w nylonowej po�czosze, kt�ra moczy si� w terpentynie. Pr�buj� uzyska� odpowiedni sk�ad werniksu, najcz�ciej polegam wy��cznie na swoim szcz�ciu i wyczuciu. Najwi�cej kosztuje mnie p��tno. Po�ow� wszystkich pieni�dzy wyda�em na bel� surowego drelichu w sklepie dla malarzy. Podkradam drewniane listwy ze strychu i sam zbijam z nich blejtramy. Mocuj� na nich p��tno pluskiewkami, w koszu na �mieci na ulicy znalaz�em m�otek z u�aman� r�koje�ci�. Kr�tki trzonek w zupe�no�ci mi wystarcza, mam teraz m�otek i p�dzel z ob�amanym trzonkiem. P��tno naci�gam palcami, udaje mi si� w ten spos�b osi�gn�� wcale niez�y efekt. Pewien problem stanowi�o wybranie odpowiedniego dnia na naci�ganie p��tna i podgrzewanie kleju do jego gruntowania. W weekendy nie ma tu jednak prawie nikogo, a konsjer�ka wyje�d�a na niedziele, uzna�em wi�c, �e b�dzie to najlepszy dzie�. Przybijanie jest okropnie ha�a�liwe, a klej �mierdzi jak cholera. Na takiej w�a�nie pracy sp�dzi�em ca�� ostatni� niedziel�, najpierw zebra�em tylko warzywa i troch� owoc�w na zamkni�tym targu warzywnym Marche d'Aligre. Handlarze wyrzucaj� wszystko, co zaczyna si� psu�. Gotuj� sw�j gulasz na ca�y tydzie�, r�wnocze�nie naci�gam p��tna i przygotowuj� klej, wszystkie zapachy ��cz� si� wtedy razem. Zbi�em pi�� blejtram�w, po naci�gni�ciu zagruntowa�em p��tno i na�o�y�em dwie warstwy farby akrylowej. Naci�gn��em je �licznie i mocno, a potem schowa�em za belk�. Nada�em im standardowe francuskie wymiary, dwa p��tna to 15 Figur�, trzy pozosta�e to 25 Figur�, o wymiarach mniej wi�cej sze��dziesi�t na dziewi��dziesi�t centymetr�w. W tej chwili pracuj� nad jednym z wi�kszych, 15 Figur� rozczarowa�o mnie, okaza�o si� za ma�e. Powoli staj� si� prawdziwym wielkim malarzem, nie zarabiam jednak na tym ani grosza. Wszystkie te tanie rozwi�zania nie b�d� w stanie odsun�� zbli�aj�cej si� ruiny finansowej, je�eli nie zdo�am sprzeda� tych cholernych obraz�w. Obliczy�em, bior�c pod uwag� jedynie warto�� zu�ytych materia��w, a nie mojego czasu i pracy, �e w ka�de wyko�czone p��tno inwestuj� oko�o stu frank�w. Znaczy to, �e powinienem dosta� za nie co najmniej trzysta. Niewielu ludzi w��czy si� po ulicach z podobn� sum� w kieszeni, jeszcze mniej jest takich, kt�rzy byliby sk�onni wyda� j� na obraz namalowany przez byle kogo. Prawdopodobnie zdo�am je sprzeda� latem. B�d� po prostu musia�! Nie skar�� si� jednak. Wszystko na razie idzie jak nale�y, czuj� si� przy tym �wietnie. Wiem, �e wszystko b�dzie dobrze. Czuj�, �e pomimo przeciwno�ci, moje �ycie zaczyna nabiera� nowego sensu. Najgorsza jest samotno��. Usi�uj� z ni� walczy�, ale ci�gle powraca. Staram si� r�wnie� dba� o higien�. Raz w tygodniu chodz� do publicznej �a�ni przy komisariacie policji niedaleko Marche d'Aligre. Staram si� zeskroba� z cia�a najgorszy brud, a potem udeptuj� ubranie, by je w ten spos�b przepra�. Wykr�cam mokre rzeczy, upycham je w foliowej torbie i zanosz� na strych, by tutaj wysch�y. Mam drugie ubranie, kt�re wk�adam po wyj�ciu z k�pieli. Nadal jednak wygl�dam jak �ebrak. By� mo�e sprawia to broda. Pr�bowa�em skraca� j� no�yczkami, ale kiedy nosi si� udeptane, nie wyprasowane rzeczy i brod�, nawet je�li jest si� czystym, cz�owiek wygl�da jak kloszard. Nie�atwo goli� si� co rano bez ciep�ej wody. Maszynka do golenia zwi�kszy�aby tylko moje wydatki, poza tym polubi�em moj� brod�. Zdaje si� zdejmowa� ze mnie przekle�stwo MBI, popycha� mnie we w�a�ciwym kierunku, w kierunku, kt�ry wybra�em sobie na reszt� mego �ycia. Mniej wi�cej raz na miesi�c nosz� rzeczy do pralni samoobs�ugowej. Wrzucam wszystko do jednej pralki, opr�cz dresu, kt�ry pior� r�cznie, a p�niej wk�adam wszystko do suszarki, co kosztuje mnie jednego franka. Za pranie ��cznie z suszeniem p�ac� siedemna�cie frank�w, to du�o, jednak przez kilka nast�pnych dni pachn� jak anio�, moje podkoszulki �wiec� w�asnym blaskiem, a d�insy maj� kanty. Ko�cz� jedzenie, gasz� �wiece i przez chwil� wygl�dam przez �wietlik w suficie. Ci�gle planuj�, �e wdrapi� si� na g�r� i umyj� szybk�, �eby m�c obserwowa� niebo, ale obawiam si�, �e w�a�ciciel m�g�by zauwa�y�, �e na strychu pojawi� si� nowy mieszkaniec. Pogoda poprawia si�, mog� zatem zostawia� na noc otwarte okno i obserwowa� gwiazdy, je�eli tylko je wida�. Z do�wiadczenia wiem ju�, jak szeroko mog� otworzy� okienko, aby deszcz nie pada� mi do �rodka. Przez zapadni�ciem w g��boki sen przypominam sobie, �e jutro powinienem zaj�� do biura American Express, aby sprawdzi�, czy nie ma do mnie �adnych list�w od Lorrie albo dzieci. Chc� te� napisa� do nich, poinformowa�, �e u mnie wszystko w porz�dku i o tym, jak �wietnie idzie mi malowanie.
Marzenia w mroku
jego zapach tak bardzo r�ni si� od zapachu innych m�czyzn, nie tylko ze wzgl�du na terpentyn�. I jego g�os, czasami spokojny, kiedy odpowiada na moje pytania, ale kryje si� w nim pasja. A jednocze�nie to smutny cz�owiek, samotny cz�owiek. My�l�, �e jest dobrym malarzem. Jak to mi�o z jego strony, �e chcia� usi��� ze mn� pod pomnikiem. Stopy monsieur Diderota pachnia�y dzisiaj st�chlizn�, prawdopodobnie od deszczu i go��bi. Dzisiaj zapach ten by� silniejszy ni� zwykle. Nie wydaje mi si�, by monsieur le peintre lubi� moje go��bie. Wyczu�am to w jego g�osie, w sposobie, w jaki siedzia�, cho� dosta� przecie� moj� poduszeczk�. Wyczu�am, �e by� skr�powany. Musz� nauczy� go kocha� je tak, jak ja je kocham. Mam nadziej�, �e wr�ci jutro. Z drugiego pokoju nadal dobiega mnie zapach terpentyny. Mam nadziej�, �e nie by�am wobec niego zbyt bezpo�rednia. Tak rzadko zdarza mi si� porozmawia� z kim�, kto nie my�li tylko o mojej �lepocie. To ich �lepota. Tak cz�sto zdarza mi si� czu� �al wobec tych, kt�rzy musz� �y� wewn�trz �wiata, a nie na zewn�trz tak jak ja. To musi by� dla nich naprawd� trudne.
* * *
Rozdzia� 2
Budz� si� wraz z pierwszym brzaskiem. Wk�adam szybko m�j str�j do biegania - szorty, koszulk� z kr�tkimi r�kawami i dres. Najlepsze, co zabra�em ze sob� odchodz�c, to dwie pary adidas�w. Mia�em je ju� od trzech lat, ale ani razu w nich nie biega�em. Nie chc� nawet my�le� o tym, co si� stanie, kiedy ca�kiem si� zedr�. Takie buty kosztuj� pi��dziesi�t dolar�w. Jedn� par� nosz� na co dzie�, kiedy maluj�, drugiej u�ywam wy��cznie do biegania. Przemykam si� przez bram�. O tej porze spotykam jedynie wozy �mieciarzy i Algierczyk�w zamiataj�cych ulice. Zaczynam codzienn� rozgrzewk�, biegn� avenue LedruRollin, przez rzek� i wzd�u� lewego brzegu Sekwany. Przebiegam przez niewielki park i obok ma�ej wystawy rze�b na wolnym powietrzu. Biegn� dalej bulwarem, cho� musz� wchodzi� i schodzi� po schodach. Przeskakuj� stopnie po dwa naraz. Chc�, �eby krew zawrza�a mi w �y�ach. Biegn� tak do Pont Alexandre III, przebiegam po nim na drugi brzeg. Robi si� coraz ja�niej i ruch uliczny zaczyna powoli narasta�. Nie lubi� biega� w�r�d spalin. Biegn� ulic� r�wnoleg�� do nabrze�a na prawym brzegu Sekwany. Czasami drog� prowadz�c� wzd�u� rzeki. Mijam wtedy budki bukinist�w. Przemierzam Marais, kieruj�c si� w stron� Bastylii. Ruch uliczny przybiera na sile. Przebiegam rue de la Roquette, t� sam� drog� wraca�em wczoraj do domu, rue Keller i jestem u siebie. Bieg zajmuje mi zaledwie godzin�, ale budzi mnie do �ycia. Nie mam �adnych problem�w z wej�ciem do �rodka, konsjer�ka wstaje dopiero oko�o wp� do �smej. Sp�ywaj�c potem, wchodz� po schodach do mojej kryj�wki, przeskakuj�c jak zawsze po dwa stopnie naraz. �ci�gam dres i wieszam go a haczyku za drzwiami. Przepocone spodenki i podkoszulek wieszam na sznurku wisz�cym wzd�u� �ciany za d�ugimi deskami. Wyci�gam kawa�ek wyk�adziny, kt�ry znalaz�em w �mieciach przy sklepie z dywanami na rogu rue de Charonne i avenue LedruRollin. K�ad� si� p�asko, pr�buj� uspokoi� oddech, odpr�y� si�. Mniej wi�cej po pi�ciu minutach zaczynam robi� sto przysiad�w po��czonych z g��bokimi wdechami, potem wykonuj� kilka �wicze� jogi. Ko�cz� pi��dziesi�cioma wolnymi pompkami, przy ka�dej odrywam r�ce od pod�ogi. My�l�, �e nigdy w �yciu nie by�em w tak znakomitej formie, a przynajmniej od chwili uko�czenia liceum. Musz� dba� o kondycj�. Nie mam �adnego wsparcia, �adnego francuskiego ubezpieczenia, �adnego MBI. Musz� by� zdrowy. Najwa�niejsze jednak jest to, �e dbanie o kondycj� to wspania�a zabawa. Kiedy zacz��em �y� na ulicy, a min�� ju� prawie rok, znalaz�em si� na r�wni pochy�ej. Nie �ywi�em si� odpowiednio, nie dba�em o higien�, co wiecz�r wypija�em przed snem butelk� czerwonego wina, �eby m�c zasn��, a nast�pnego dnia dopiero oko�o po�udnia mog�em potrz�sn�� g�ow� bez b�lu. By�em na najlepszej drodze do tego, by sta� si� prawdziwym kloszardem. Trudno Wprost uwierzy�, jak szybko mo�na si� stoczy�, je�li tylko si� o siebie nie dba. Przygotowuj� uczt�, kt�r� zwykle rezerwuj� sobie na niedziel�, cho� mamy dopiero czwartek. Przynajmniej wydaje mi si�, �e to czwartek. Z wczorajszego wieczora zosta�a mi ko�c�wka bagietki, mocz� j� wi�c w kubku kawy ugotowanej na kuchence. Prawdziwy luksus. Siedz� oparty o zwini�te pos�anie i patrz� na m�j obraz. Chcia�bym ju� do niego wr�ci�. W czasie przebie�ki przyjrza�em si� niebu, wygl�da na to, �e niewidoma staruszka nie myli�a si�, czeka nas kolejny wspania�y dzie�, wprost stworzony do malowania. Chowam wszystko, odk�adam str�j do biegania w takie miejsce, gdzie nie b�d�c zbyt widoczny, mo�e spokojnie przeschn��, op�ukuj� si� szybko w wodzie przyniesionej w butelkach po winie. Nie mam myd�a. Odk�adam w zwyk�e miejsce klucz i latark� i cicho schodz� na d�. Nikt nie przychodzi do pracy przed �sm�, nie mam wi�c �adnych k�opot�w. Drzwi prowadz�ce do mieszkania konsjer�ki r�wnie� s� jeszcze zamkni�te. Na zewn�trz s�o�ce stoi ju� wysoko na niebie, d�ugie, uko�ne promienie sprawiaj�, �e wszystko zdaje si� jasne i b�yszcz�ce. Dobiegaj� mnie zwyk�e dla paryskiego poranka d�wi�ki, warkot �mieciarek, chlupot wody sp�ywaj�cej rynsztokiem. Go��bie gruchaj� i pluszcza si� w brudnej wodzie, dopiero si� budz�. Patrz�, jak �lizgaj� si� po niebie. Domy�lam si�, �e to stadko mieszka na wie�y ko�cio�a SainteMarguerite. My�l� teraz o staruszce i o tym, co opowiedzia�a mi o go��biach. C� za zwariowany pomys�. Musz� jednak przyzna�, �e wspaniale wygl�daj� na tle nieba, zamierzam wykorzysta� je, aby nada� sp�jno�� moim obrazom, zwi�za� razem ziemi� i niebo. Postanawiam przej�� si� dzisiaj Henri IV, tras� autobusu, aby przyjrze� si� katedrze NotreDame od ty�u. Znam takie miejsce na mo�cie, z kt�rego wida� r�wnie� niewielki ogr�d wci�ni�ty na kra�cu wyspy. Na miejsce docieram oko�o wp� do dziewi�tej. Odk�adam sztalugi i siadam na �aweczce, nasi�kam tym, co zamierzam namalowa�, pozwalam, by wszystko sta�o si� samo. Staram si� tego w�a�nie nauczy�. Jestem zbyt agresywny, zawsze wymuszam temat, nie zmieniam go, ale pr�buj� uczyni� go swoim, zamiast pozwoli�, by to on zmieni� mnie. Oddycham g��boko, pr�buj� si� rozlu�ni�, nabra� zaufania. Przez zbyt wiele lat ka�da chwila relaksu, ,,obijania si�", mog�a by� wykorzystana przeciwko mnie. Ka�dy dzie� zaczyna� si� i ko�czy� wy�cigiem, kto pierwszy znajdzie si� w biurze i kto ostatni z niego wyjdzie. Nigdy jednak nie zdawa�em sobie z tego sprawy, a nie dotyczy�o to jedynie mnie, ale nas wszystkich. Kiedy dzwony wybijaj� dziewi�t�, jestem ju� got�w do pracy. Przesuwam si� nieco w lewo od miejsca, w kt�rym malowa�em wczoraj. W ten spos�b nikt na mnie nie wpadnie, a mog� wykorzysta� �awk� do u�o�enia butelek z werniksem i terpentyn�. Zaczynam malowa� od nieba, od g�ry obrazu, wciskam je pomi�dzy drzewa, otulam dachy budynk�w. Lubi� zako�czy� niebo, zanim zajm� si� reszt�. Pozosta�e elementy ustawiam wtedy na jego tle. W ten spos�b niebo nie wchodzi mi w parad�, nie rozmazuje si� w czasie dalszej pracy. Rozja�niam w�a�nie szczyt wie�y, kiedy podkrada si� do mnie od ty�u. Naprawd� podskakuj� z wra�enia. Nie us�ysza�em ani nie wyczu�em w �aden spos�b, �e si� do mnie zbli�a.
- Ach, monsieur le peintre, to pan. Dobrze. Czy jest pan zadowolony ze swojego obrazu w tak pi�kny dzie�? Wyci�ga w moj� stron� r�k� do u�cisku. Moje d�onie s� stosunkowo czyste, ale dostrzegam kilka plam b��kitu i ��tej ochry. Szybko wycieram je szmatk� i podaj� Jej r�k�.
- Ale� nic si� nie stanie, je�li ubrudzi pan moj� d�o� farb�, rnonsieur. Poczu�abym j� i star�a chusteczk�. U�miecha si�, a ja pr�buj� domy�li� si�, sk�d wiedzia�a. Oczywi�cie, dostrzeg�a chwil� wahania, zanim uj��em jej r�k�, a wiedzia�a, �e maluj�. To prawdziwy Sherlock Holmes.
- Tak, madame, na razie malowanie �wietnie mi idzie. W�a�nie malowa�em wie�� na tle nieba.
- Musi czu� si� pan teraz jak go��b, kt�ry mo�e tam dolecie�. Czasami, kiedy zapadam w sen, pr�buj� wyobrazi� sobie �e jestem go��biem unosz�cym si� w powietrzu, blisko dzwon�w, nieba, ponad drzewami i ulicami. To cudowne. - Przerywa na chwil�. - Wie pan, zdarza si� cz�sto, �e o tym �ni�. We �nie widz�. Ogl�dam wtedy ca�y Pary� pod sob�, b�yszcz�cy, migocz�cy magicznym �wiat�em. W snach nigdy nie jestem niewidoma. Czy� to nie ciekawe? co� mi to m�wi, znaczy to, �e nie urodzi�a si� niewidoma. Budzi si� we mnie psycholog wyszkolony na potrzeby firmy. Mo�e to r�wnie� znaczy�, �e lubi k�ama�, a to te� interesuj�ce. Znowu zabieram si� do malowania. Kobieta staje obok mnie.
- Monsieur le peintre, czy mog�abym zawrze� z panem pewna umow�? Prosz�, prosz�, ciekawe co teraz. Odsuwam si� od obrazu, ale nie wypuszczam z r�ki p�dzla. W ka�dej chwili mog� przyj�� pozycj� en gard�. Oczami wyobra�ni widz� ju� wielki tytu� na pierwszej stronie �Le Soir". AMERYKA�SKI MALARZ ARESZTOWANY POD ZARZUTEM ZAATAKOWANIA NIEWIDOMEJ STARUSZKI P�DZLEM. Z tym oczywi�cie wyj�tkiem, �e wszystko to by�oby po francusku.
- Widzi pan, znam ka�dego ptaka w moim stadzie, jest ich razem czterdzie�ci sze��, ale jedynie na dotyk. Chcia�abym bardzo dowiedzie� si�, jak wygl�daj�, jakiej s� barwy, jakie desenie maj� na pi�rach, czy s� to pr��ki, czy plamki. Jest pan artysta, nauczy� si� pan widzie� prawdziwie i wyra�nie, m�g�by je pan zatem opisa�. Urywa, a ja czekam, co b�dzie dalej. Wspomina�a co� o umowie. Czy chce w zamian zaproponowa� mi pieni�dze?
- Je�li zechce pan to dla mnie zrobi�, monsieur, przygotuj� dla pana dzisiaj w po�udnie smaczny obiad. Zapewniam, �e jestem znakomit� kuchark�, sama bardzo lubi� je��. Jak ju� m�wi�am kiedy traci si� jeden dar, pozosta�e zmys�y nabieraj� mocy. Moje zmys�y smaku i zapachu s� bardzo silne. My�l� wi�c, �e moje potrawy b�d� panu smakowa�. Jak mog� jej odm�wi�? To oznacza, �e niewiele dzisiaj namaluj�, ale przecie� wcale mi si� nie �pieszy. Na pewno nie p�jdziemy daleko. Jest niewidoma, a to znaczy, �e musi mieszka� gdzie� w pobli�u.
- Mieszkam niedaleko st�d, za pomnikiem monsieur Diderota, tu� obok w�oskiej restauracji. Ulica nazywa si� rue des Ciseaux. Mieszkam pod numerem 5, na drugim pi�trze. S� tam tylko jedne drzwi. Je�li pan przyjdzie, wystarczy zapuka�. Wielki Bo�e, ona wydaje si� mie� jaki� sz�sty zmys�. Zdaje mi si�, �e czyta w moich my�lach. Urywa, teraz to ona czeka. Znam rue des Ciseaux, to