11927

Szczegóły
Tytuł 11927
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11927 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11927 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11927 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

David Morrell Strach w gar�ci py�u (Testament) Przek�ad Anna Krasko Wst�p W 1972 roku co� w pod�wiadomo�ci przypomnia�o mi o artykule, kt�ry czyta�em kilka lat wcze�niej, kiedy pisa�em powie�� Rambo. Pierwsza krew. Sko�czywszy j�, szuka�em tematu do kolejnej ksi��ki i w�a�nie wtedy, szperaj�c w domowym archiwum, z zadowoleniem odkry�em, �e zachowa�em �w artyku�. Analizowa� proces powstawania i dzia�alno�� prawicowych organizacji paramilitarnych w Ameryce pod koniec lat 60, a zw�aszcza grupy zwanej Minutemen. Jej dow�dcy kt�rzy zamierzali wysadzi� w powietrze gmach Organizacji Narod�w Zjednoczonych, trafili do wi�zienia za nielegalne posiadanie broni automatycznej. Moj� uwag� przyku�y dwa aspekty artyku�u. Po pierwsze � fanatyzm, z jakim cz�onkowie grupy realizowali swoje zbrojne, rasistowskie cele. Po drugie � niezwyk�e zaufanie, jakim ich dow�dcy obdarzyli autora artyku�u, pozwalaj�c mu obserwowa� swoje agresywne �wiczenia bojowe, pokazuj�c mu bro�, a nawet wpuszczaj�c go do swoich dom�w. Zada�em sobie nast�puj�ce pytanie: za��my �e dow�dcy jednej z takich organizacji � nazwijmy j� Stra�nikami Republiki � maj� stan�� przed s�dem i �eby zdoby� przychylno�� opinii publicznej, zawieraj� uk�ad z dziennikarzem, polegaj�cy na tym, �e oni poka�� mu sw�j radykalny �wiat, a w zamian za to on napisze przychylnie o ich rasistowskich celach; co by si� sta�o, gdyby sumienie owego dziennikarza, przera�onego ich brutalno�ci� i nienawi�ci�, zmusi�o go do pogwa�cenia uk�adu i napisania artyku�u zjadliwego i pot�piaj�cego, zamiast �agodz�cego i sympatyzuj�cego? Jak zareagowaliby na tak� zdrad� Stra�nicy Republiki? I tak zacz��em pisa� swoj� drug� powie�� Strach w gar�ci py�u. Mojego bohatera, Reubena Bournea, chcia�em sprawdzi�, wystawiaj�c go na pr�by kt�re s� skutkiem jego zasad moralnych. Co by by�o, pomy�la�em, gdyby Bourne, kt�ry nigdy w �yciu nie zazna� prawdziwej przemocy, pisa� r�wnie� krwawe powie�ci sensacyjne i gdyby nagle musia� przetrwa� w dziczy, polegaj�c jedynie na czystej teorii, kt�r� wykorzysta� podczas pisania ksi��ek w rodzaju Rambo. Pierwsza krew? Innymi s�owy, postanowi�em, �e Reuben Bourne b�dzie moim odpowiednikiem i �e podzieli moje obsesyjne obawy o bezpiecze�stwo rodziny. O bezpiecze�stwo rodziny zawsze l�ka�em si� najbardziej. Za��my, �e kto� jej grozi: jak zareagowa�by na to cz�owiek taki jak ja, cz�owiek nastawiony pokojowo, kt�rego w tw�rczo�ci literackiej � o paradoksie! � poci�ga przemoc i gwa�t? Rozwa�aj�c przer�ne mo�liwo�ci, doszed�em do wniosku, �e tematy natury pierwotnej wymagaj� pierwotnego podej�cia, okre�lonej struktury, dzi�ki kt�rej Reuben Bourne m�g�by cofn�� si� w czasie i z wygodnego, podmiejskiego domku trafi� do dziczy ameryka�skiego pogranicza XIX wieku, a nast�pnie do klaustrofobicznej �nie�nej jaskini, kt�ra mog�aby istnie� ju� przed trzydziestoma tysi�cami lat, gdy na Ziemi pojawili si� nasi przodkowie, pierwsi przedstawiciele homo sapiens. �eby odda� ho�d wielkim ideom mojego ulubionego psychologa Carla Junga, postanowi�em, �e sceneria powie�ci b�dzie archetypowa. Opracowawszy jej struktur�, zda�em sobie spraw�, �e musz� zdoby� du�� wiedz� o tym, jak przetrwa� w dzikim nieprzyjaznym �rodowisku. Profesorskie zwyczaje badawcze zaprowadzi�y mnie do biblioteki University of Iowa, lecz ksi��ki, kt�re tam znalaz�em, bardzo mnie rozczarowa�y Odnios�em wra�enie, �e ich autorzy pisali je w oparciu o inne ksi��ki i �e tak samo jak ja nigdy w �yciu nie byli w prawdziwej dziczy. Konieczno�� pchn�a mnie do konkluzji, �e aby wiarygodnie napisa� o walce Reubena Bournea z natur�, musz� t� walk� stoczy� osobi�cie. I tak pojecha�em na ob�z przetrwania zorganizowany przez National Outdoor Leadership School w Lander, w stanie Wyoming. Przez pi�� wyczerpuj�cych tygodni d�wiga�em dwudziestotrzykilogramowy plecak, chodzi�em po g�rach, forsowa�em rzeki, marz�em podczas letnich zamieci �nie�nych, dowiedzia�em si� mn�stwa ciekawych rzeczy o wyzi�bieniu organizmu, o chorobie wysoko�ciowej i o nag�ych gwa�townych burzach. Do domu wr�ci�em o czterna�cie kilogram�w l�ejszy, z now�, tward� jak podeszwa sk�r� i wielkim szacunkiem dla si� przyrody. W ko�cu zasiad�em do pisania, jednak bardzo szybko uzna�em, �e powie�� wymaga wi�kszej r�norodno�ci stylistycznej. Maj�c w pami�ci esej Philipa Younga, ucznia Hemingwaya, mojego mentora ze studenckich czas�w na State University, postanowi�em pos�u�y� si� jego ulubion� technik� i wkomponowa�em w powie�� fragmenty, w kt�rych cicho, niczym delikatna basowa nuta, pobrzmiewa echo stylu wielu klasycznych pisarzy ameryka�skich: Ihego, Hawthornea, Melville�a, Faulknera i Hemingwaya. Zawar�em tam nawet cytat z Rambo. Pierwsza krew. Wytropienie tych wszystkich aluzji b�dzie dla czytelnika dobr� zabaw�. Z zaskoczeniem dowiedzia�em si�, �e Strach w gar�ci py�u uznano za jeden z wa�niejszych horror�w lat 70. W owym czasie nie traktowa�em tej powie�ci jako klasycznego horroru. Je�li nie liczy� niesamowitego, przyprawiaj�cego o dreszcze miasta-widma, nie ma w niej �adnych element�w nadprzyrodzonych. Jednak�e patrz�c wstecz, coraz cz�ciej dochodz� do przekonania, �e okre�lenie �horror� ma swoje uzasadnienie. Powie�� jest bez w�tpienia pos�pna. Z niejakim zdumieniem stwierdzam, �e zawiera kilka bardzo dramatycznych i przykrych scen, dlatego postanowi�em, �e ju� nigdy wi�cej nie zajrz� w g��b swojej mrocznej duszy r�wnie wnikliwie, jak uczyni�em to w Strachu w gar�ci py�u. By� mo�e �w skok w odm�ty najwi�kszych l�k�w sprawi�, �e napisanie tej ksi��ki zaj�o mi trzy lata. Pocz�tek powie�ci was poruszy. Pocz�tek dlatego, �e jest szokuj�cy, koniec dlatego, �e jest kontrowersyjny. Kiedy nad ni� pracowa�em, wojna w Wietnamie mia�a si� ku ko�cowi. Ameryka�scy �o�nierze ust�powali pola nieprzyjacielowi, ameryka�scy cywile podnosili r�ce ze znu�on�, niech�tn�, a w wielu przypadkach zadziorn� ulg�. Pomy�la�em, �e skoro przemoc w Rambo by�a swoistym odbiciem przemocy w Wietnamie, Strach w gar�ci py�u powinien by� odbiciem rozpaczliwego d��enia Ameryki do jak najszybszego po�egnania z broni�. Nie mam w�tpliwo�ci, �e niekt�rzy czytelnicy odczuj� potrzeb� dalszej przemocy. Moim zdaniem w Strachu w gar�ci py�u jest jej a� za du�o. Ci, kt�rym to nie wystarczy, powinni zajrze� w g��b swojej duszy, bo taki jest w�a�nie cel tej ksi��ki. Cz�� pierwsza 1 Tego ranka po raz ostatni byli razem � m��, �ona, c�rka i syn. Dziewczynka chodzi�a do podstaw�wki, ch�opczyk nie wyr�s� jeszcze z pieluch. Czy to zreszt� wa�ne? Z czasem wszystko straci�o sens. To spad�o na nich jak w kiepskiej komedii � m�czyzna, z bosymi stopami na zimnych deskach pod�ogi, siedzia� przy �niadaniu, kiedy kotka wpad�a do miski mleka. Rzuci� okiem w stron� pieca. G�upia syjamka! Zasypia�a na nagrzanym telewizorze, a potem przewraca�a si� we �nie, spada�a i rozpaczliwie drapi�c tyln� �ciank� odbiornika, wytrzeszcza�a zdziwione oczy. Zafascynowana ogniem, potrafi�a wsadzi� nos w p�omie� �wiecy i przypali� sobie w�sy. A teraz ju� nawet nie umia�a napi� si� mleka! Jej widok zawstydzi� m�czyzn�, lecz gdy usi�owa�a wydosta� si� z miski, otrz�saj�c mokr� mordk�, omal nie wybuchn�� �miechem. Omal... Bo nagle kotka zachwia�a si�, wpad�a w mleko, a jej �apki zab�bni�y o �cianki naczynia. I znieruchomia�y. M�czyzna zmarszczy� brwi, wsta� i podszed� do syjamki. Le�a�a bez ruchu w ka�u�y mleka z przechylonej miski. Podni�s� j�. Uwolnione od ci�aru naczynie powr�ci�o do pionu. Kotka by�a dziwnie bezw�adna i ci�ka; jej g�owa, z szeroko otwartymi oczami, kiwa�a si� powoli. Krople mleka skapywa�y z mokrego futerka i d�oni do ka�u�y. � Rany boskie! Claire nic nie zauwa�y�a, zaj�ta sadzaniem dziecka na wysokim sto�ku i podgrzewaniem butelki. Teraz odwr�ci�a si� i podobnie jak przed chwil� m��, ze zdziwieniem zmarszczy�a brwi. � Jak j� wypuszcza�am na dw�r, nic jej nie by�o. � Tatusiu, co si� sta�o Samancie? � spyta�a Sara. Wci�� w pi�amie, spogl�da�a ponad oparciem krzes�a, przechylaj�c g�ow�. � Co jej jest? Zachorowa�a? M�wi�a powoli, spokojnie, ale jej oczy zezowa�y lekko, jak zawsze, gdy si� czym� martwi�a. Sypia�a razem ze swoj� kotk�, a nawet u�o�y�a o niej piosenk�: Samanta z zadartym ogonem chodzi�a, A nawet majtek nie w�o�y�a. � Id� lepiej do pokoju, skarbie. � Ale co jej jest? � Powiedzia�em, id� do pokoju. Domy�la� si�, co si� sta�o. Wiedzia�, �e kotka by�a na dworze; z furi� wspomnia� starucha dwa domy dalej. Ten zawsze myli� Samant� z dwoma innymi kotami syjamskimi, kt�re cz�sto zabija�y drozdy i s�jki w okolicy. W�a�nie wczoraj zatrzyma� Sar� na chodniku, kiedy niezdarnie nios�a kotk�. � S�uchaj no, smarkulo, trzymaj tego swojego kota w domu � zapowiedzia�. � Zabija mi ptaszki, a wiesz, co robi� z kocurami, jak mi zabijaj� ptaszki? �api� je, wsadzam do worka i przywi�zuj� do rury wydechowej samochodu. Albo czekam, a� wejd� mi na podw�rko, i wtedy do nich strzelam. Sara biegiem wpad�a do domu i pr�bowa�a ukry� kotk� w szafie w piwnicy. Stary nie otworzy� jej ojcu, gdy poszed� si� z nim rozm�wi�. � Co robisz? � spyta�a Claire. � To sprawka tego wrednego starucha. Szukam jakich� ran. Nic jednak nie znalaz�. �adnego �ladu wskazuj�cego na robot� s�siada. Nic nie rozumia�. Jak zgin�a Samanta? � Nie czepiaj si� starego � zaoponowa�a Claire. � Mog�o j� zabi� B�g wie co. � Na przyk�ad? S�ucham. � A sk�d ja mam wiedzie�? Mia�a szesna�cie lat. Mo�e to atak serca? � Mo�e. Jasne, to mo�liwe. � Ale nie m�g� sobie wybi� starego z g�owy. Obok niego Sara szlocha�a. Ch�opczyk na dzieci�cym sto�ku zani�s� si� p�aczem. Ojciec wyni�s� kotk� na schody do piwnicy, wr�ci� i wzi�� c�rk� w ramiona. � Nie my�l o tym, skarbie. Chod�, zjedz kaszk�. Sta�a bez ruchu. Kiedy posadzi� j� na krze�le, odwr�ci�a si� i patrzy�a na piwniczne schody. W ko�cu uda�o mu si� j� nam�wi�, by pokaza�a, �e taka du�a dziewczynka sama potrafi zrobi� sobie kaszk�. � Grzeczna dziewczynka. Kocham ci�. Ch�opczyk nie przestawa� p�aka�. Wykrzywia� brzydk�, pomarszczon� buzi�, gdy Claire podnios�a go ze sto�ka i posadzi�a przy stole, �eby nakarmi� go z butelki. Przytkn�a smoczek do nadgarstka, sprawdzaj�c temperatur�. � Po �niadaniu jad� do weterynarza. Ju� ja si� dowiem, co to by�o. Wci�� my�la� o starym. Mo�e trucizna? Stary m�g� podstawi� zatrute mi�so, ryb� albo... Albo mleko... Kiedy Sara z trudem podnosi�a ci�ki dzbanek i rozcie�cza�a kaszk� mlekiem, rozlewaj�c troch� na st�, nie my�la� ju� o starym, my�la� o Kessie, o ich spotkaniu sprzed o�miu miesi�cy i o tym, co Kess powiedzia� na temat trucia ludzi. Chryste, nie! Nawet Kess by si� na to nie zdoby�. Nachyli� si� b�yskawicznie i z�apa� Sar� za r�k�, zanim zd��y�a podnie�� �y�k� do ust � Butelka! � rzuci� do Claire. � Nie... Za p�no. Claire w�a�nie wsun�a dziecku smoczek do buzi. Ch�opczyk zakrztusi� si�, wypr�y� i znieruchomia�. �Trucizna � powiedzia� Kess � to wspania�a bro�. �atwo j� zdoby�. Ta, kt�rej potrzebujesz, prawdopodobnie le�y gdzie� na p�kach najbli�szej szk�ki drzew i czeka na destylacj�. �atwo j� poda�. W ko�cu ka�dy musi je�� i pi�. � Wylicza� zalety na palcach, coraz bardziej zapalaj�c si� do tematu. G�os mia� mi�y, �agodny. � Skutek jest pewny i natychmiastowy. Morderca nie musi by� blisko ofiary; wystarczy doda� trucizny do t�uczonych ziemniak�w albo mleka czy kawy i uciec na drugi koniec miasta, zanim ofiara po�knie to i padnie. No i najlepsze gatunki trucizn maj� to do siebie, �e bardzo trudno wy�ledzi�, sk�d pochodz��. 2 Co chwila wygl�da� przez wielkie okno w salonie, czekaj�c na karetk� i policj�. Co oni wyprawiaj�? Dlaczego ich jeszcze nie ma? Kr��y� po pokoju, nie czuj�c nawet, �e st�pa po mi�kkim dywanie. Zatrzyma� si�, gdy w oddali zabrzmia�a syrena � d�wi�k wyra�nie narasta�. Wyjrza� przez okno na r�g ulicy. Zawodzenie osi�gn�o apogeum i cichn�c, oddali�o si� na p�noc. Kolejna syrena zawy�a, przybra�a na sile i te� ucich�a na p�nocy. Karetki p�dz� do wypadku? Policja kogo� �ciga? B�g raczy wiedzie�. Dlaczego nie podjechali tutaj? Zerkn�� na Claire, czuwaj�c� przy synku w kuchni. Wygl�da�a coraz gorzej � niczym katatonik wpatrywa�a si� pustym wzrokiem w szerok� smug� mleka na czarnym stole. Bardzo atrakcyjna, w�a�ciwie zawsze mia�a ciemn� karnacj� i g�adk� cer�; jedynie po porodzie, kiedy wci�� wstawa�a w nocy do dziecka, twarz sp�ata�a jej psikusa � naci�gni�ta sk�ra sta�a si� groteskowo blada, dok�adnie tak jak teraz. Czu�, �e �ona z ka�d� chwil� jest coraz bardziej spi�ta, zbiera si� w sobie. Wola� nie my�le�, co si� stanie, je�li co� nagle w niej p�knie i zn�w dostanie ataku sza�u. Kiedy dzwoni� po pomoc, cisn�a w kuchni butelk� dziecka o �cian�. Naczynie rozprys�o si�, od�amki szk�a i mleko zala�y kominek, a Sara zakry�a uszy, krzykn�a: � Przesta�! Nie chc� tego s�ucha�! Dosy�! � i uciek�a. Gdzie si� schowa�a? A oni, dlaczego ich jeszcze nie ma? Jak odbije si� na c�rce ten wstrz�s? Coraz bardziej zaniepokojony, chcia� j� odszuka�, przytuli�, ale nie m�g�, ba� si� spu�ci� �on� z oczu. To Kess. Nie musia� tego robi�. Nie dziecko. �eby nie wiem co, nie musia�... Chryste, nie musia� zabija� dziecka! P�tora roku temu, na wiosn�, omal nie odszed� z inn� kobiet�. Ta �liczna i dobra dziewczyna z�apa�a go w czasie, gdy wydawa�o mu si�, �e ca�e jego �ycie sk�ada si� wy��cznie z pracy i obowi�zk�w wobec Claire i Sary. Historia stara jak �wiat, wi�c powinien wykaza� wi�cej rozs�dku. By�a m�atk�. Dla niego zdecydowa�a si� porzuci� m�a, potem jednak uzna�a, �e nie jest jeszcze gotowa zamieszka� z nim pod jednym dachem, �e jaki� czas musi poby� sama, a to oznacza�o definitywny koniec. Tymczasem on zd��y� ju� wyzna� Claire, �e chce odej��, i dopiero poniewczasie zda� sobie spraw� ze swej g�upoty. Drugie dziecko mia�o na nowo scementowa� ich zwi�zek. Asystowa� nawet przy porodzie. Bite cztery godziny sta� przy ��ku Claire i trzyma� j� za r�k�, kiedy wci�ga�a powietrze, zatrzymywa�a je podczas parcia i wypuszcza�a wolno, po czym zn�w oddycha�a g��boko. Zbyt gruba owodnia nie chcia�a p�kn�� i lekarz musia� j� przebi�. Wody p�odowe zala�y ��ko. Doktor znieczuli� rozszerzon� szyjk� macicy za pomoc� d�ugiej ig�y, piel�gniarki zawioz�y Claire na sal� porodow�, on i lekarz przeszli przez drzwi obrotowe, w�o�yli bia�e czapki, fartuchy, maski na twarz i os�ony na buty, i nagle znalaz� si� w jasnej, �mierdz�cej �rodkami odka�aj�cymi porod�wce, na sto�ku u wezg�owia �ony, i patrzy� w lustro ustawione uko�nie mi�dzy jej rozchylonymi nogami. Pod mask� czu� sw�j oddech � ciep�y, wilgotny, lekko dusz�cy. Piel�gniarki uk�ada�y na tacach instrumenty. �mia� si� z �art�w lekarza, �e dziecko nielicho si� zdziwi, jak si� przekona, �e jest na innym �wiecie. Doktor wzi�� no�yce i rozci�� wej�cie do pochwy, pola�a si� krew, oboje z Claire ujrzeli w lustrze w�ochat�, br�zowor�ow� g��wk� dziecka, dumna matka wyst�ka�a: �Chod� do mnie, wyjd� wreszcie� � i wysz�o, wychodzi�o z ka�dym skurczem, a lekarz pomaga� wydosta� najpierw jedno, potem drugie rami�, czekaj�c w napi�ciu na wynik, piel�gniarka powtarza�a: �No, chod�, ma�y� � on za� mamrota�: �Nie, mo�e to dziewczynka� � a� nagle jednym g�adkim ruchem dziecko wskoczy�o lekarzowi w ramiona i kwil�c cichutko, rozpaczliwie wierci�o si�, pr�buj�c zaczerpn�� powietrza � dobrze zbudowany, zakrwawiony ch�opczyk, pokryty grub� warstw� �luzu przypominaj�cego br�zow� owsiank�; gruba, gumopodobna p�powina poprzecinana sinoczarnymi �y�kami nadal ��czy�a go z cia�em matki, a kiedy Claire zdoby�a si� na jeszcze jeden skurcz, w r�ce doktora wpad�o �liskie czerwone �o�ysko. A teraz Ethan skona� na jej r�kach. Przez Kessa. Nie dopuszcza� do siebie tej my�li, nie potrafi� si� z tym pogodzi�. Za ka�dym razem, kiedy odwraca� si� od okna i widzia� Claire wtulon� w syna, muskaj�c� jego twarz d�ugimi czarnymi w�osami, �wiadomo�� tego, co si� sta�o, pora�a�a jego cia�o i umys�. �To tak jak w hodowli � t�umaczy� Kess. � Chc�c usun�� jednego szkodnika, nale�y si� dobra� do wszystkich, zlikwidowa� z�o u samego �r�d�a, wypleni� ca�e potomstwo. Powinien si� pan czu� zaszczycony wyr�nieniem. Nikt obcy nie widzia� tej kartoteki. Zawiera nazwiska ponad stu pi��dziesi�ciu tysi�cy naszych sympatyk�w oraz ich akta utrwalone na mikrofilmach. Niekt�rzy z nich to tylko bierni na�ladowcy, wi�kszo�� jednak stanowi� prawdziwi agitatorzy, cz�sto na bardzo wysokich sto�kach. Jedno moje s�owo, a w nieca�e trzy godziny ka�dego z nich mog� mie� na muszce karabinu. A potem ich rodziny�. Nie, powt�rzy� w duchu i potrz�sn�� g�ow�. Nie dziecko. Spr�bowa� zaj�� my�li czym innym, postanowi� zaparzy� sobie kaw�, �eby och�on��. B��d. Bo kiedy zobaczy�, jak kotka wpada do miski, w�a�nie mia� sobie dola� mleka do pierwszej tego dnia fili�anki kawy. Gdyby nie zaj�� si� kotem, wypi�by mleko wraz z kaw� i umar� tak samo jak Ethan. Utrata dziecka odsun�a te my�li i dopiero teraz zda� sobie spraw�, �e rozmin�� si� ze �mierci� o w�os. Zimna gula podesz�a mu z �o��dka pod gard�o. Lodowata. Strach. M�g� ju� nie �y�, m�g� le�e� bezw�adnie na stole; p�cherz i zwieracz odbytu odm�wi�yby mu pos�usze�stwa i wypr�ni�by si� pod siebie. Za dwa dni by go pochowali, le��cego spokojnie w zapiecz�towanej trumnie. Cho� mo�e trwa�oby to d�u�ej � gdyby Claire i Sara tak�e wypi�y mleko, a nikt nie zainteresowa�by si� ich nag�ym znikni�ciem, mogliby tek le�e�, dop�ki nie zgnij�. �ci�ni�te lodem serce zatrzepota�o. Sara! Od schod�w w g��wnym korytarzu us�ysza� jej szybkie, r�wne kroki, wyt�umione przez dywan. Stan�� w progu i zobaczy�, jak pokonuje ostatnie schodki. Spr�bowa�a przecisn�� si� ko�o niego do salonu. � Gdzie by�a�, skarbie? � zapyta�, zagradzaj�c jej drog�. � W �azience. � Z niepokojem patrzy�a na co� za jego plecami i pr�bowa�a przedosta� si� do pokoju. � Co tam niesiesz? � Aspiryn�. � Po co? � Dla Ethana. Desperacka wiara Sary, �e lekarstwo wr�ci jej brata, je�eli dotrze z nim na czas, by�a nie do zniesienia. Zamkn�� oczy. � Nie, skarbie � wydusi� przez �ci�ni�te gard�o. � Ale mo�e on wcale nie umar�. To mu pomo�e. � Nie, skarbie � powt�rzy� niskim, ochryp�ym g�osem. � No to dla mamy. Tego ju� by�o za wiele. Tama p�k�a. � Czy ty mnie kiedy� wreszcie pos�uchasz, psiakrew? Powiedzia�em: nie! 3 Na podje�dzie hamowa�a karetka pogotowia. Gwa�townie otworzy� drzwi. � Dlaczego jechali�cie bez sygna�u? � zawo�a� do kierowcy, kt�ry bieg� ku niemu przez zalany s�o�cem trawnik. � Nie by�o potrzeby. Ruch prawie �aden. � M�czyzna przebieg� przez werand�, min�� go i wpad� do ciemnego hallu. � To dlaczego to tyle trwa�o? � Dziesi�� minut to d�ugo? Panie, ja gna�em przez ca�e miasto! Zauwa�y�, �e kierowca jest m�ody, ma d�ugie w�osy, w�sy i baczki. Za nim wbieg� na oko jeszcze m�odszy lekarz; ten w�osy mia� jasne, przylizane i starannie rozdzielone przedzia�kiem. Rany boskie, pomy�la� zaskoczony, nie potrzeba mi tu dzieci! Dlaczego szpital nie wys�a� kogo� starszego? Zanim zd��y� cokolwiek wyt�umaczy�, wpadli przez salon do kuchni i zatrzymali si� jak wryci na widok Claire. Coraz bardziej napi�ta sk�ra na twarzy uwydatnia�a zarys ko�ci policzkowych i szcz�ki. Przyciska�a syna do piersi; szeroko otwarte, b�yszcz�ce oczy napawa�y strachem. Kiedy lekarz ruszy� w jej kierunku, natychmiast sta�a si� czujna i dopiero we trzech uda�o im si� odebra� dziecko. Wydzieranie �onie zw�ok syna przyprawia�o o md�o�ci. Lekarz os�ucha� dziecko stetoskopem, sprawdzi� latark� reakcj� �renic i, naturalnie, stwierdzi� zgon. � Zw�oki s� tak malutkie, �e zacz�o si� ju� st�enie po�miertne � o�wiadczy�. � Lepiej, �eby ich d�u�ej nie ogl�da�a. Kiedy jednak kierowca chcia� wynie�� dziecko do karetki, Claire wrzasn�a dziko i rzuci�a si� na niego z pazurami. � Niech pan przytrzyma �on� � poleci� lekarz, przemywaj�c jej rami� watk� nas�czon� alkoholem. Cierpki zapach spirytusu dra�ni� nozdrza. Zmaganie si� z �on�, wbijanie palc�w w jej rami�, a� do ko�ci, przyprawia�o o katusze. � Claire � powtarza� tylko. � Claire, prosz� ci�. Pomy�la�, �e solidny policzek pewnie by j� uspokoi�. Wiedzia� jednak, �e nigdy si� na to nie zdob�dzie. Gdy lekarz d�gn�� j� strzykawk� w rami�, wyrwa�a si� gwa�townie. Wygl�da�o na to, �e ig�a si� z�amie, rozora cia�o, ale lekarz wyci�gn�� j� szybko; we dw�ch wyprowadzili Claire z salonu i zataszczyli po schodach do sypialni, gdzie kurczowo uczepi�a si� drzwi, powtarzaj�c: � Dziecko, oddajcie mi dziecko � podczas gdy oni rozwarli jej palce, zawlekli j� do ��ka i przytrzymali. Walczy�a z nimi, j�cz�c: � Oddajcie mi dziecko! � a� w ko�cu opad�a z si�, odwr�ci�a si� na bok i zanios�a p�aczem, z twarz� ukryt� w d�oniach i podci�gni�tymi pod brod� kolanami. Wreszcie mogli j� pu�ci�. � Nie, prosz� nie walczy� � poradzi� lekarz. � Niech pani si� odpr�y, uspokoi. Niech pani spr�buje o tym nie my�le�. Podszed� do okna i zaci�gn�� zas�ony; przebijaj�ce przez nie blade �wiat�o pozostawia�o wi�kszo�� pokoju w cieniu. ��ko by�o jeszcze nie zas�ane. Claire le�a�a na zmi�tej po�cieli; przez chwil� szlocha�a rytmicznie, potem oddycha�a g��boko, wstrz�sana spazmami, a� znowu wybuchn�a p�aczem. Po domu chodzi�a przewa�nie w spranych d�insach, dzi� jednak w�o�y�a pomara�czow� plisowan� sp�dniczk�; zadarty materia� ukazywa� teraz jej po�ladek okryty jedwabn� niebiesk� bielizn�. Figi nie mia�y �ci�gaczy; one tak�e zadar�y si�, ods�aniaj�c bia�e biodro. Mi�dzy nogami Claire spod majtek stercza�o kilka k�dzierzawych w�os�w �onowych. M�� zerkn�� na lekarza i skromnie obci�gn�� jej sp�dnic�. Wzdrygn�a si� pod dotykiem jego d�oni. � Nie ma si� co rzuca�, naprawd�. Prosz� si� podda� �rodkom uspokajaj�cym, pomog� pani zasn�� � przykaza� lekarz, nachylaj�c si� nad pacjentk�. Zarumieniona z wysi�ku twarz kontrastowa�a z jasnymi w�osami. Obserwowa� j� uwa�nie, jak p�acze, wzdryga si� i oddycha. W ko�cu wyprostowa� si� powoli. � No, ju� zaczyna dzia�a�. Za chwil� za�nie. � Przeci�gn�� d�oni� po zmierzwionych w�osach. � A jak tam z panem? � Bo ja wiem? � Wysuszone usta nie pozwoli�y mu prze�kn�� �liny. � Chyba wszystko w porz�dku. Tak, nic mi nie jest. � Akurat!� Lekarz si�gn�� do torby i wyj�� przezroczyst� fiolk� kapsu�ek. � Niech pan we�mie dwie i popije pe�n� szklank� wody. Pozosta�e dwie prosz� wzi�� przed snem. � Kapsu�ki by�y ��te i pod�u�ne. � A jedn� niech pan da c�rce. Tylko niech pan pami�ta... pe�na szklanka wody. Zw�aszcza dla dziecka. Na wzmiank� o c�rce zainteresowa� si� nagle, gdzie si� tym razem podzia�a. Dwukrotnie widzia� j� na dole, ale znik�a. � Chwileczk� � zaprotestowa�. � To nie s� �rodki nasenne? Doktor spojrza� na niego z ukosa. � Jasne, �e nie. Przecie� nic panu nie jest. � Po prostu nie mam zamiaru spa�. � Te proszki tylko pomog� si� panu uspokoi�. To prawda, niech pan tak na mnie nie patrzy. Mo�e pan by� po nich troch� ot�pia�y, wi�c lepiej nie siada� za kierownic�, no i oczywi�cie ani kropli alkoholu. Chyba �e chce si� pan zwija� po pod�odze. Claire prawie ju� spa�a; szlocha�a powoli, cichutko. � Ja z ni� zostan�, dop�ki si� ca�kiem nie uspokoi, a pan niech lepiej za�yje lekarstwo. Spojrza� na �on�, przez chwil� oci�ga� si�, lecz w ko�cu pos�ucha� lekarza. 4 �azienka by�a po drugiej stronie korytarza. My�l�c o zatrutym mleku, niepewnie patrzy� na trzyman� szklank�. Woda, jak zawsze po kilkudniowym deszczu, by�a szara i m�tna. A jednak nie m�g� wybi� sobie trucizny z g�owy. Mo�e w kapsu�kach? Nie, wiedzia�, �e to g�upota. Nawet gdyby Kess mia� zamiar ponowi� atak, wybra�by kogo� innego, kogo� starszego, bardziej przypominaj�cego do�wiadczonego lekarza. Cz�owiek Kessa na pewno by si� przedstawi� i wspomnia� o szpitalu, by zyska� na wiarygodno�ci. A ten po prostu bez s�owa wzi�� si� do roboty. Woda zalatywa�a piaskiem i ziemi�, co naturalnie zabi�o ewentualny smak kapsu�ek. Krztusz�c si�, prze�kn�� je na dwie raty, wsadzi� d�onie pod kran i kilkakrotnie ochlapa� twarz zimn� wod�. Wiedzia�e�, co to za cz�owiek. Zna�e� Kessa, zanim go jeszcze spotka�e�. Wi�c co ci strzeli�o do tego g�upiego �ba?! W grudniu ubieg�ego roku trzech ludzi Kessa stan�o przed s�dem. Dzia�o si� to w Hartford, w stanie Connecticut. Oskar�ono ich o pr�b� zamordowania pewnego senatora, po raz trzeci z rz�du zasiadaj�cego w Kongresie. W hali, gdzie mia� przemawia� do t�umu sympatyk�w, pod�o�yli bomb�, i m�wca tylko dlatego unikn�� �mierci, �e w trakcie wyst�pu niespodziewanie zszed� na widowni�, by nawi�za� bezpo�redni kontakt z publiczno�ci�. Od�amki na podium ci�ko rani�y osiem os�b w pierwszym rz�dzie. Sprawcami okazali si� cz�onkowie stanowych oddzia��w organizacji Kessa, ludzie ciesz�cy si� powszechnym szacunkiem: policjant, stra�ak i nauczyciel botaniki w szkole �redniej. Nast�pnego dnia na farm� w stanie Nowy Jork, gdzie m�odzie� z sekty Dzieci Jezusa sp�dza�a ferie zimowe, spad�o sze�� pocisk�w z mo�dzierzy. Pi�tnastominutowy ostrza� z broni palnej zabi� dwie dziewczyny i ch�opaka, dwaj inni ch�opcy sp�on�li w ogniu po wybuchu pocisk�w, a pozosta�ych rozerwa�y szrapnele. O zmroku policja przeprowadzi�a nalot na po�o�ony w ustronnym miejscu klub �owiecki, nale��cy do innej grupy Kessa i spe�niaj�cy rol� poligonu. Aresztowano pi�ciu ludzi i skonfiskowano osiem karabin�w maszynowych, trzy granatniki, dwa mo�dzierze, wyrzutni� pocisk�w przeciwpancernych, dwa karabiny typu Browning, osiem wojskowych aparat�w nadawczo-odbiorczych oraz mn�stwo broni kr�tkiej, dubelt�wki, sztucery i dziesi�� tysi�cy sztuk amunicji. W obu wypadkach Kess twierdzi�, jakoby nie mia� poj�cia o planach swoich podw�adnych. Odnosi�o si� wra�enie, �e jest autentycznie wstrz��ni�ty i w�ciek�y. Kiedy jednak tydzie� p�niej, w Wigili�, policja wtargn�a do jego posiad�o�ci w Providence, w stanie Rhode Island, skonfiskowano dwana�cie nie zarejestrowanych pistolet�w maszynowych Thompsona i dwie skrzynki granat�w, w�a�ciciela rezydencji za� oskar�ono o pogwa�cenie ustawy o kontroli broni palnej, a tak�e o planowanie ataku (po��czonego z kradzie��) na arsena� stanu Illinois. Teraz, we wrze�niu, patrz�c, jak woda �cieka mu z twarzy do zlewu i sp�ywa do rury, przypomnia� sobie tamte czasy. Tak pilnie �ledzi� relacje z aresztowania Kessa, tak bardzo chcia� zobaczy�, jak on wygl�da. Ale nie pokazano �adnych zdj��. Pami�ta�, ile czasu i wysi�ku kosztowa�o go doprowadzenie do spotkania z Kessem... Nagle przed oczami stan�� mu Ethan; ca�ym wysi�kiem woli postara� si� skupi� na zimnej wodzie wysychaj�cej mu na policzkach. Gwa�townie wytar� twarz r�cznikiem. Cokolwiek, byleby tylko nie my�le�. Zajmij si� czym�, powtarza� sobie. R�b co�! Na przyk�ad co? Na przyk�ad znajd� Sar�. Sprawd�, jak si� czuje. Znalaz� j� od razu � w jej pokoju na ko�cu korytarza. Siedzia�a podparta poduszkami u wezg�owia ��ka i udawa�a, �e czyta. Ale ksi��k� trzyma�a do g�ry nogami. � Mam dla ciebie zadanie � powiedzia�. Odwr�ci�a kartk� i spojrza�a na ni�. � Czy mamusia te� umrze? � zapyta�a cichutko zza ksi��ki. Zn�w musia� zamkn�� oczy. � Nie � odpar�. � Ale jest strasznie zmartwiona i za wszelk� cen� musimy jej pom�c. To w�a�nie twoje zadanie. Napi�cie zel�a�o, otworzy� oczy. Sara opu�ci�a ksi��k� i przygl�da�a mu si� z ukosa. � Czy mamusi� bola�o, kiedy lekarz robi� jej zastrzyk? � Troszeczk�. � Czuj�c, �e gard�o mu si� �ciska, czym pr�dzej wyrzuci� z siebie, co mia� do powiedzenia: � Skarbie, jak lekarz sobie p�jdzie, id� do sypialni, przykryj mam� kocem i przytul si� do niej. Mamusia na pewno bardzo si� ucieszy. Ona �pi i nie poczuje, �e si� ko�o niej k�adziesz, ale to bardzo wa�ne, �eby kto� z nas by� przy niej, jak si� obudzi. Zrobisz to dla niej? Smutno pokiwa�a g�ow�. � Skrzycza�e� mnie i popchn��e�. � Tak, wiem. Przepraszam. 5 Stali w zalanych s�o�cem drzwiach i spogl�dali w g�r�. Patrzyli na niego. Jeden by� wysoki i szeroki w biodrach, drugi chudy; obaj �ciskali w wyci�gni�tych r�kach policyjne odznaki. Ani na chwil� nie spu�cili z niego wzroku, kiedy schodzi� do nich, trzymaj�c si� balustrady. Powiedzia�, �e nazywa si� Reuben Bourne. Siedzia� przy stole i podczas gdy wysoki zadawa� pytania, chudy rozgl�da� si� po kuchni, ogarniaj�c spojrzeniem rozlane mleko i szcz�tki szklanej butelki przy piecu. � Ja jestem Webster � oznajmi� szeroki w biodrach � a to jest Ford. Czy pan wie, co to za trucizna? � Nie. � Ich nazwiska wyda�y mu si� niewa�ne. Mo�e przez te proszki, pomy�la�. Wiedzia�, �e te nazwiska obi�y mu si� ju� kiedy� o uszy, ale pigu�ki tak bardzo m�ci�y mu my�li, �e nie pami�ta�, gdzie i kiedy. � Wie pan, jak dziecko dosta�o trucizn�? � Tak. W mleku, kt�re przyniesiono dzi� rano. � W mleku? � Webster nie dowierza�. Wymienili z Fordem szybkie spojrzenia. � W mleku. Kotka te� od tego zdech�a. Po�o�y�em j� na schodach do piwnicy. � Proszki najwyra�niej dzia�a�y ju� na dobre. Mia� wra�enie, �e jego g�os dochodzi gdzie� z daleka. Ford poszed� obejrze� kotk�, omijaj�c rozlane mleko i kawa�ki szk�a. Zdawa�o si�, �e nigdy nie pokona tych ostatnich krok�w dziel�cych go od drzwi do piwnicy. Zm�czony czekaniem, a� Ford dotrze do celu, powoli odwr�ci� si� na krze�le i zza kuchennego sto�u, przez wielkie okno w salonie, spogl�da� na ulic�: kierowca karetki wycofa� samoch�d z podjazdu i zaparkowa� przy kraw�niku jezdni, mi�dzy dwoma �wierkami. Widzia�, jak siedz�cy za kierownic� szofer przyczesuje w�osy i przegl�da si� w lusterku wstecznym. � Panie Bourne, zada�em panu pytanie � m�wi� Webster. � Pyta�em, czy nie wie pan czasem, w jaki spos�b trucizna znalaz�a si� w mleku? � Kess � odpowiedzia�, nie odrywaj�c wzroku od karetki. W bocznych oknach by�y zaci�gni�te zas�onki; widzia� przez nie zarys niewielkiego przedmiotu, ale nie mia� pewno�ci, czy to Ethan. My�la� o szorstkim, wykrochmalonym bia�ym prze�cieradle, na kt�rym jego syn le�y i nic nie czuje. � Co to znaczy? � Kess to zrobi�. � Pan go zna? Wie pan, �e to na pewno on? � Nie osobi�cie. To znaczy, znam go, ale nie s�dz�, �eby to on sam zatru� mleko. Prawdopodobnie zleci� to komu�. Spotka�em go dwa razy na pocz�tku roku, kiedy zbiera�em materia�y do artyku�u. � G�os oddala� si� od niego coraz bardziej. Brakowa�o mu tchu, �eby powiedzie� wszystko. Kierowca sko�czy� si� czesa�. � Panie Bourne, niech pan patrzy na mnie. Jakim� cudem uda�o mu si� odwr�ci�, by spojrze� na Webstera., � O co chodzi z tym artyku�em? � Jestem pisarzem. � Co� podobnego! Naprawd�? � odezwa� si� zaciekawiony Ford. W�a�nie wr�ci� z piwnicy. By�y to jego pierwsze s�owa, odk�d przyjecha� do tego domu. � A co pan pisze? Mo�e co� czyta�em. � Powie�ci, opowiadania... � Trudno by�o to tak szybko wyt�umaczy�. W�a�nie przez t� pisanin� straci� syna, ale nie mia� si�y o tym opowiada�. Poprzesta� wi�c na szablonowej odpowiedzi, jakiej zwykle udziela� obcym, kt�rzy pytali go o to, czym si� zajmuje. � Trzy lata temu u�miechn�o si� do mnie szcz�cie, moja powie�� otar�a si� o listy bestseller�w i zosta�a sfilmowana. � Poda� tytu�. � Widocznie j� przegapi�em � skwitowa� Ford. Webster rozgl�da� si� po kuchni i salonie. Dom mia� ponad sto lat, wewn�trzne �ciany zrobiono z ceg�y i d�bu. Forsa zarobiona na ksi��ce pozwoli�a Bourne�owi kupi� go i odrestaurowa�. Panowa�a w nim atmosfera ze starych fotografii � ciemne belki o grubych s�ojach, grube spoiny zaprawy murarskiej na �cianach i inne przedmioty, kt�re przetrwa�y swoich tw�rc�w. O tak, ch�opie, mia�e� fart, pomy�la� Webster, na g�os za� zapyta�: � I co z tym artyku�em? � Czasem, jak ksi��ka mi nie idzie, odk�adam j� i robi� sobie przerw�. Wtedy siadam do artyku�u. B�g chcia�, �e akurat w zesz�ym roku, w grudniu, zrobi�o si� g�o�no wok� Kessa i postanowi�em o nim napisa�. � A kto to w og�le jest? � zapyta� Ford. Tego ju� by�o za wiele. Mia� wra�enie, �e m�zg powoli obraca mu si� w czaszce, a kiedy si�� woli zatrzyma� go w miejscu, kuchnia zawis�a pod jakim� dziwnym k�tem. Wsta�, zachwia� si�, z�apa� r�wnowag� i st�paj�c po twardej, zimnej pod�odze dotar� do grubego mi�kkiego dywanu w salonie, przy �cianie z rega�em na ksi��ki. � Co si� sta�o? Co pan robi? � pyta� Webster. � Co� wam poka�� � odpar�, zastanawiaj�c si�, czy b�dzie w stanie wr�ci� do kuchni i usi��� przy stole. Otworzy� pismo ze swoim artyku�em.� tak, lepiej wam tego nie opowiem. 6 Chemelec � wielka, roz�o�ysta parterowa rezydencja z blok�w koksowniczych, kt�re nadaj� jej wygl�d olbrzymiego, pozbawionego okien bunkra � to baza organizacji Kessa, jego kwatera g��wna. Usytuowana po�rodku otwartego pola, na obrze�ach Providence w stanie Rhode Island, jest otoczona drutem kolczastym pod napi�ciem. Wok� kr��� uzbrojeni stra�nicy. Sp�ka produkuje chemikalia i sprz�t elektroniczny, ale zyski czerpie g��wnie z poka�nych subsydi�w nap�ywaj�cych z rozmaitych ameryka�skich korporacji. W ko�cu to w�a�nie Kess od pocz�tku opowiada� si� za zniszczeniem pracowniczych zwi�zk�w zawodowych. Na�ladowcy Kessa wspomagaj� finansowo jego fabryk�: zak�ad musi dzia�a�, dobroczy�com potrzebne s� i chemikalia, i elektroniczne podzespo�y s�u��ce do budowy skomplikowanych materia��w wybuchowych, kt�rymi zamierzaj� pos�u�y� si� w godzinie pr�by; poza tym chemia przydaje si� podczas wojny jako bro�, elektronika za� � do zak��cania ��czno�ci radiowej. Kess za�o�y� sp�k� w 1965 roku; powsta�a na bazie jego dw�ch wcze�niejszych sp�ek, kt�re w 1964 zbankrutowa�y, jak twierdzi, w wyniku nacisku rz�du na jego dawnych klient�w, by nie odnawiali z nim um�w. Ten fakt jest tylko przejawem r�nicy zda� mi�dzy Kessem a rz�dem, nie za� przyczyn� niezgody. W 1945 roku Kess znalaz� si� w ameryka�skich oddzia�ach, kt�re zaj�y Niemcy i kt�rym nakazano zaprzesta� walki, gdy� z drugiej strony ju� nadci�gali Rosjanie. Kess, bez do�wiadczenia politycznego � mia� w�wczas ledwie dwadzie�cia lat � widzia� wyra�nie, jak Rosja i Ameryka podziel� wp�ywy na terenie zaj�tych Niemiec. A przecie� tylu koleg�w zgin�o na jego oczach! Upiera� si� wi�c, �e Amerykanie maj� prawo przej�� Niemcy dla siebie. Upiera� si� przy tym tak bardzo, �e wreszcie kazano mu trzyma� j�zyk za z�bami. Niesubordynowanego Kessa zwolniono na podstawie wykrytych u niego zaburze� psychicznych, okre�lonych jako paranoja agresji. W roku 1963 wraz z pi�cioma kolegami polowa� na jelenie w g�rnym Michigan, kiedy inny my�liwy przypadkiem do nich wystrzeli�. Wszyscy zgodnie zeznali, �e zasmakowa� im strach; ukryli si�, rozsypali w tyralier�, otoczyli faceta i ostrzelali, celowo chybiaj�c, zmusili, by odda� im strzelb�, trzymali go pod broni� do ko�ca dnia, a� wreszcie pod wiecz�r z wielkim krzykiem wygonili go z lasu. Najwi�ksz� frajd� sprawi� im fakt, �e cho� min�y lata od wyj�cia z wojska, nadal umieli zachowa� zimn� krew pod ostrza�em, nie zapomnieli, jak si� podchodzi wroga, i sprawnie przeprowadzili ca�� akcj�. Zacz�li wspomina� wojenne do�wiadczenia i stwierdzili, �e gdyby ich kraj zosta� zaatakowany, co zdawa�o si� ma�o prawdopodobne, wci�� byliby w stanie pokaza�, co potrafi�. Wypity tego wieczoru alkohol rozgrza� ich tak bardzo, �e rozwa�ali ju� techniczn� stron� dzia�a�: snuli plany, jak to rozbij� ob�z w g�rach, jak trzymaj�c si� z dala od ludzkich siedzib wyszkol� snajper�w, napadn� na jaki� patrol, to zn�w zaatakuj� magazyn zapas�w wroga, a potem, nim nieprzyjaciel wy�le za nimi po�cig, b�yskawicznie wycofaj� si� do lasu. Rzecz jasna, idea�em by�oby nie wpu�ci� wroga poza pas przybrze�ny, ale to wymaga niezwykle skrupulatnie przygotowanej obrony, na kt�r�, ich zdaniem, rz�d � zale�ny, jak s�dzili, od wp�yw�w samego wroga b�d� jego sympatyk�w � nie m�g� sobie pozwoli�. Kess sam wymy�li� nazw� organizacji: �Stra�nicy Republiki�. � Pa�ska �ona zasn�a na dobre. Bourne spojrza� na lekarza, stoj�cego w �ukowatym przej�ciu ��cz�cym salon z kuchni�. Dywan najwyra�niej wyt�umi� jego kroki. We w�osach mia� zn�w r�wniute�ki przedzia�ek. � Obudzi si� ko�o sz�stej. B�dzie mia�a zawroty g�owy i nie b�dzie chcia�a je��, ale mimo to prosz� wmusi� w ni� troch� zupy. A je�li zn�w zacznie szale�, niech pan jej poda jeszcze dwie takie pastylki. O, prosz�. Stopa bardzo panu dokucza? � Jaka stopa? Bourne zerkn�� w d�. Nagie stopy wyda�y mu si� szalenie dalekie, zupe�nie jakby ogl�da� je przez odwrotny koniec teleskopu. Z trudem powstrzyma� si�, �eby nie nachyli� si� ku nim za bardzo i nie zlecie� z krzes�a. Paznokie� na du�ym palcu prawej stopy by� zdarty i na wp� oderwany od cia�a; krew pod nim zakrzep�a w ciemn� grud�. Nie czu� b�lu. To przez te proszki, pomy�la�. � Nawet nie zauwa�y�em. Musia�em go sobie naderwa� w czasie szamotaniny z Claire. Sam to za�atwi�. Jak ju� sobie p�jdziecie. B�d� mia� jakie� zaj�cie, �eby o tym wszystkim nie my�le�. � Potrzebna mi pa�ska zgoda na sekcj� zw�ok. Nie by� na to przygotowany. Nagle wyobra�nia podsun�a mu obraz lekarza rozcinaj�cego ma�� klatk� piersiow� Ethana; widzia�, jak lekarz odci�ga p�aty mi�ni, wyjmuje wn�trzno�ci... � Dobrze � powiedzia� szybko. � Tak, dobrze � doda�, wpatruj�c si� w dwie d�ugie ��te pigu�ki w d�oni, �eby zast�pi� czym� widok rozci�tego tu�owia syna. � Ok�ama� mnie pan w sprawie tych proch�w. � Przecie� uspokajaj� pana, prawda? � Jasne. Je�li to, �e mam ochot� zwali� si� z krzes�a na ziemi�, nazywa pan spokojem. Lekarz u�miechn�� si� i si�gn�� po sw�j kuferek. � Chcia�bym zamieni� z panem s��wko, doktorze � zatrzyma� go Webster. Lekarz spojrza� na niego. � Naturalnie. � Ale nie tutaj. Bourne zastanawia� si�, o co chodzi. Wdzia�, jak lekarz obrzuca Webstera zdziwionym wzrokiem, wychodzi z nim z kuchni i przemierza salon, by wreszcie znikn�� w hallu ko�o drzwi wej�ciowych. Us�ysza�, co Webster m�wi w korytarzu, i zaspokoi� ciekawo��. Webster �ciszy� g�os, ale jego s�owa i tak dochodzi�y do kuchni. � Zak�ada�em, �e pan i tak sam wszystko sprawdzi, doktorze � powiedzia� Webster, ukryty w hallu. � Ale zabra� pan zw�oki, zanim zd��y�em rzuci� na nie okiem i zrobi� zdj�cia, wi�c powiem panu wprost. Chc� wiedzie�, czy na ciele dziecka nie ma �lad�w obra�e�. Pode�lemy panu kogo� do pomocy w sekcji. Nasz cz�owiek zajmie si� te� kotem. Nie w�tpi� w pana kwalifikacje, ale to wszystko jest na tyle dziwne, �e chc� si� zabezpieczy� i mie� absolutn� pewno��, �e nic nie przeoczymy. S�uchaj�c monologu Webstera, Bourne uparcie patrzy� na Forda, kt�ry pr�bowa� udawa�, �e jest czym� bardzo zaj�ty. Najpierw z zak�opotaniem wpatrywa� si� w pod�og�, potem przeni�s� wzrok na mleko na stole, wreszcie na szk�o ko�o pieca, jak gdyby w�a�nie dostrzeg� co�, czego przedtem nie widzia�. W ko�cu wpad� na pomys�, by zapali� papierosa, i uszcz�liwiony, �e nareszcie mo�e otworzy� usta, pocz�stowa� Bourne�a. Ale nie czeka� na odpowied�. � Niech pan pos�ucha � zacz��. � Webster nie ma nic z�ego na my�li. Naprawd�. Po prostu taki ju� jest. Ostami raz okaza� wsp�czucie dziesi�� lat temu. Ojciec zg�osi�, �e kto� zgwa�ci� i zabi� jego o�mioletni� c�rk�. Webster siedzia� przy nim. Opowiadali sobie, jakie to straszne. Facet wysun�� hipotez�, �e to sprawka pewnego licealisty. No wi�c jak tylko Webster wyszed�, go�� wzi�� strzelb� w gar�� i poszed� szuka� ch�opaka. Znalaz� go przed Websterem i rozwali� mu �eb na miazg�. Ma�o tego, okaza�o si� potem, �e obaj pope�nili b��d: ten ch�opak nie by� sprawc�. � Ale ja si� nie myl�. � Nie. Niech pan pos�u... W�a�nie wtedy lekarz wyszed�. Zamkn�� drzwi i po chwili Webster wr�ci� do kuchni. � Niech pan sobie nie zawraca g�owy obra�eniami. Nie mam zwyczaju bi� pi�ciomiesi�cznych niemowl�t � wypali� Bourne. � S�ysza� pan? � Tak, jakby pan tr�bi� z ambony. � Przepraszam. � Ja my�l�! � Przykro mi, �e pan to s�ysza�, ale wcale nie zamierzam przeprasza� za moje s�owa. Chcia�em za�atwi� to delikatnie, ale skoro podni�s� pan t� kwesti�, wyja�nijmy sobie wszystko uczciwie. Trucizna w mleku jest dla mnie nowo�ci�. Za to mia�em ju� do czynienia z historiami, kiedy niemowl� chwyta�o przez przypadek za butelk� z chlorem, past� do pod�ogi czy mebli, tyle �e przy wnikliwszym badaniu okazywa�o si�, �e to nie wypadki. Bo dzieciaki by�y pobite, zmaltretowane. Niekt�re mia�y pop�kane organy wewn�trzne, przemieszczone stawy, a durni rodzice po prostu wyko�czyli je, z nadziej�, �e nie zauwa�ymy siniak�w. Pan twierdzi, �e to sprawka Kessa, i nie mam powodu, �eby panu nie wierzy�. Ale musz� wszystko obw�cha� sam, z lewa i z prawa. Zreszt�, gdybym tego nie zrobi�, chyba kiepsko by pan o mnie my�la�. Kto� do kogo� strzela, kto� kogo� za�atwia no�em, tak, to mog� zrozumie�, z tym mog� �y� i uzna� to za normalk�. Ale sam mam dw�jk� pacan�w i kiedy s�ysz�, �e kto� otru� dziecko mlekiem, to Chryste Panie! 7 Karetka ju� dawno odjecha�a. Analitycy z policyjnego laboratorium, fotografowie, spece od odcisk�w palc�w � wszyscy ju� byli i odjechali. Po drugiej stronie ulicy sta�y kobiety i obserwowa�y ostatni radiow�z; patrzy�y, jak we trzech wychodz� na ganek. Webster da� mu wizyt�wk� z numerem telefonu, a Ford sta� w pe�nym s�o�cu, �ciskaj�c dwie plastikowe torebki: w jednej mia� na wp� pust� butelk� mleka, w drugiej � sztywno zwi�zan� kotk�. A Bourne wci�� nie kojarzy�, gdzie s�ysza� ich nazwiska. Palec u nogi rwa� go tak bardzo, jakby kto� wbi� mu ostrze sztyletu pod paznokie�. Nagle go ol�ni�o! No jasne! Webster i Ford! El�bieta�scy dramatopisarze! � Co pan m�wi? � zapyta� Webster. � Nic, nic. To te dzisiejsze prze�ycia. I proszki. � Chyba powinien si� pan po�o�y�. � Ju� le��, niech mi pan wierzy. U�miechn�� si� i chcia� obr�ci� swoje zak�opotanie w �art, ale zaniepokoi� si� naprawd�. Skoro nie panowa� nad sob� do tego stopnia, �e m�wi� na g�os, nie zdaj�c sobie z tego sprawy, to jak poradzi sobie z Sar� i Claire, kiedy si� obudz�? Martwi�y go te� oczy. Najpierw kuchnia zasun�a si� szar� mg�� � zupe�nie jak szklanka wody � a teraz, kiedy �api�c r�wnowag� chwyci� si� balustrady ganku i patrzy� na dw�ch detektyw�w zmierzaj�cych przez trawnik do samochodu, s�o�ce tak mocno k�u�o go w oczy, �e z b�lu musia� je mru�y� � os�ona z d�oni nie pomaga�a. Kr�ci�o mu si� w g�owie, wi�c opar� si� o balustrad� i patrzy�, jak Ford rusza i odje�d�a. Kiedy radiow�z skr�ci� w przecznic� i znikn�� z widoku, zadzwoni� telefon. I jeszcze raz. Drzwi wej�ciowe by�y otwarte; najbli�szy aparat znajdowa� si� w hallu. Bourne rzuci� si�, �eby podnie�� s�uchawk�, zanim telefon w sypialni zbudzi Sar�, a mo�e nawet Claire. � Halo! � Opad� na �awk� ko�o telefonu. Jego g�os zabrzmia� chrapliwie. Strach wr�ci�. � Dobra jest, gliny ju� odjechali, ale s� czy ich nie ma, i tak ci� dopadniem, niech ci� ba�ka o to nie boli. � Co? � krzykn�� i ca�y zesztywnia�. � Co?! Kto m�wi? � Powiedzmy, �e przyjaciel twojego przyjaciela. Tyle �e wy zn�w nie takie przyjaciele, co? Widzia�em, �e do karetki zabrali tylko twojego bachora. Dobra jest. Nie przejmuj si�, za�atwimy was wszystkich po kolei, a wtedy b�dziem kwita. Nie! � chcia� powiedzie�. Chryste, ju� do��! Wystarczy to, co zrobili�cie. Ale nie zd��y�. Rozleg� si� metaliczny trzask i w s�uchawce odezwa� si� ci�g�y sygna�. 8 Siedzia� na �awce i d�ugo ws�uchiwa� si� w jednostajne buczenie. Po prostu siedzia�. Nie mia� si�y wsta� ani od�o�y� s�uchawki. Nie mia� si�y na nic. Ogarn�� go ch��d. Dr�a�y mu r�ce i kolana i wiedzia�, �e je�li wstanie, i tak nie utrzyma si� na nogach. Ten g�os... Ten g�os ci�gle ko�ata� mu w g�owie. By� pewien, �e facet udawa� prymitywa, �e celowo m�wi� niepoprawnie. I cho� nie rozumia� dlaczego, zacz�� si� ba� jeszcze bardziej. Zimno zamieni�o si� w rozsadzaj�c� jelita fal� ciep�a. Chryste, sk�d wiedzieli, �e Ethana zabrano karetk� i �e policja w�a�nie odjecha�a? Sk�d ten facet dzwoni�? By� gdzie� blisko. Bardzo blisko. Ale tu nie ma �adnej budki telefonicznej! Sk�d m�g� dzwoni�? Z jakiego� domu przy ulicy. Albo za rogiem. Drzwi wej�ciowe by�y nadal otwarte na o�cie�. Bourne odwr�ci� si� i spojrza� na dom naprzeciwko. Kobiety nadal sta�y na chodniku. Plotkowa�y, patrzy�y. Do��! Rzuci� si�, �eby zatrzasn�� drzwi. Ale przecie� nikt z s�siad�w by tego nie zrobi�. Co do tego nie mia� najmniejszych w�tpliwo�ci. Zna� ich wszystkich. Przyja�ni� si� z wieloma. Nawet ten wredny staruch dwa domy dalej by tego nie zrobi�. Nagle przypomnia� sobie, �e g�os w telefonie m�wi� co� o przyjacio�ach, i to, o czym Kess wspomnia� kilka miesi�cy temu... Nie jeste�my sami. Istniej� dziesi�tki takich organizacji jak nasza. Mamy dwadzie�cia tysi�cy sprawnych �o�nierzy. Kolejne dwadzie�cia tysi�cy czeka na szkolenie. Je�eli doda pan ich do stanu innych lojalistycznych ugrupowa� w kraju, otrzyma pan armi� �o�nierzy niewiele ust�puj�c� liczbie poborowych ameryka�skiej piechoty morskiej. A ten nab�r, kiedy ostatnim razem sprawdza�em, to dwie�cie czterdzie�ci tysi�cy rekrut�w. Nasi ludzie s� wsz�dzie. W przemy�le i w rz�dzie, w policji i w wojsku. Facet, od kt�rego kupi� pan samoch�d, cichy mieszkaniec pa�skiej uliczki � ka�dy z nich mo�e z powodzeniem by� naszym cz�owiekiem. Stan�� przy zamkni�tych drzwiach i zerkn�� na szczyt schod�w. Zaskoczy� go widok Sary. Trzyma�a si� za brzuch. � Tato, �le si� czuj�. � Bardzo �le? � spyta� i czym pr�dzej zacz�� wchodzi� po schodach. � Musz� zwymiotowa�. Proszki od tego doktorka, pomy�la� ze z�o�ci� i natychmiast spr�bowa� si� uspokoi�. Nie jest tak �le. Po tych pigu�kach musi ci�gn�� na wymioty. I nagle zacz�� si� zastanawia�, czy nie pope�ni� b��du. Mo�e lekarz by� jednym z ludzi Kessa i poda� im zatrute prochy?... Takie o op�nionym dzia�aniu, �eby go�� zd��y� odjecha�. Wpada� w panik�. Patrz�c na bezradn� buzi� Sary, usi�owa� wzi�� si� w gar��. Trucizna o op�nionym dzia�aniu by�aby przecie� bez sensu, przekonywa� sam siebie. Pierwsze objawy zatrucia stworzy�yby szans� na podanie antidotum. Jasne. Przemy�la� to jeszcze raz, gruntownie. Jasne. � Wszystko b�dzie dobrze � powiedzia� najspokojniej, jak umia�. � Zwymiotujesz i poczujesz si� lepiej. Chod�. Obj�� Sar� i zaprowadzi� do �azienki. Podni�s� desk�. � Niech �o��dek zwr�ci, je�li ma ochot� � poradzi� �agodnie. � Kl�knij, a ja ci� przytrzymam. Nie ma si� czego ba�. I czeka�. � Tato...� Ukl�k�a przed muszl�. � Tak, kochanie. � Czyja te� dostan� tego, o czym m�wi�a mama? � Czego, kochanie? Nie wiem, o co pytasz. � Tego czego�, czego dosta�a Samanta, bo mia�a ju� szesna�cie lat. Nie rozumia�. Pr�bowa� odtworzy� sobie moment �mierci kotki i to, co Claire mog�a wtedy powiedzie�. Zdawa�o mu si�, �e od chwili, gdy umar� Ethan, i od wszystkich p�niejszych wydarze� min�y ca�e wieki. � My�lisz o zawale serca? � Tak. Czy ja te� dostan� zawa�u, kiedy sko�cz� szesna�cie lat? � Saro, wiesz, �e Samant� kto� otru�. Chc�, �eby� zdawa�a sobie z tego spraw�. Bez mojej zgody nic nie wolno ci bra� do ust. � Ale czy jak b�d� mia�a szesna�cie lat, te� dostan� zawa�u? � Nie. Koty starzej� si� w innym tempie ni� ludzie. Szesnastoletni kot jest jakby osiemdziesi�cioletnim starcem. � Wi�c ty te� jeszcze d�ugo nie dostaniesz zawa�u? Chwyci� j� mocno, przytuli� i poca�owa� w kark. � Nie, kochanie. Mam zamiar jeszcze d�ugo po�y�. Nie zareagowa�a. Kl�cza�a nieporuszona, a on tymczasem �ciska� j� i ca�owa�. � Tato... � Tak? � Czy Ethan i Samanta s� w niebie? Nareszcie zrozumia�. Powoli odsun�� j� od siebie, �eby widzie� jej twarz. � Saro, musz� ci� o co� zapyta�. Nie odezwa�a si�. � Naprawd� ci� mdli�o, czy chcia�a� tylko z kim� porozmawia�? Czujesz si� bardzo samotna, prawda? Nie bardzo wiesz, co si� dzieje, niepokoisz si� i jest ci smutno, tak? Pokiwa�a opuszczon� g�ow�. � Trzeba mi by�o powiedzie�. Zrozumia�bym to, naprawd�. A tak zdenerwowa�em si� tylko, �e jeste� chora. Nadal milcza�a. � Pos�uchaj, nie ma si� czym martwi�. Wszystko b�dzie dobrze. Co� ci powiem. Musz� jeszcze co� zrobi�, ale najpierw zaprowadz� ci� do sypialni, zapakuj� do ��ka obok mamy i chwilk� z wami posiedz�, tak b�dzie dobrze? Podnios�a g�ow�, �eby na niego spojrze�. Milcza�a. Musia� zadzwoni� do Webstera i powiedzie� mu o tym telefonie. Mo�e Webster wy�le kogo�, kto przeszuka okoliczne domy. Mo�e co� zrobi. Co�, cokolwiek. Odk�ada� ten moment, jak tylko m�g�; chcia� mu da� czas na dotarcie do komendy. Mo�e nawet teraz jeszcze nie dojecha�? Ale Bourne nie by� w stanie czeka� d�u�ej. Wsta�; kolana mia� obola�e i sztywne od kl�czenia. Musia� �agodnie poci�gn�� Sar� za r�k�, �eby zrobi�a pierwszy krok. Przeszli na drug� stron� korytarza, do sypialni. Claire le�a�a na boku pod mi�kkim b��kitnym kocem i spa�a g��boko; w bladym �wietle wpadaj�cym zza opuszczonych �aluzji zdawa�o si�, �e wcale nie oddycha. Niecierpliwie poczeka�, a� Sara wpe�znie pod koc obok matki, i w�a�nie kiedy nachyla� si� nad ni�, by poca�owa� j� w policzek � zdecydowany, �e jednak nie zaczeka, tylko od razu zejdzie na d� i zadzwoni do Webstera � na