11927
Szczegóły |
Tytuł |
11927 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11927 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11927 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11927 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
David Morrell
Strach w gar�ci py�u
(Testament)
Przek�ad Anna Krasko
Wst�p
W 1972 roku co� w pod�wiadomo�ci przypomnia�o mi o artykule, kt�ry czyta�em
kilka lat
wcze�niej, kiedy pisa�em powie�� Rambo. Pierwsza krew. Sko�czywszy j�, szuka�em
tematu do
kolejnej ksi��ki i w�a�nie wtedy, szperaj�c w domowym archiwum, z zadowoleniem
odkry�em, �e
zachowa�em �w artyku�. Analizowa� proces powstawania i dzia�alno�� prawicowych
organizacji
paramilitarnych w Ameryce pod koniec lat 60, a zw�aszcza grupy zwanej Minutemen.
Jej
dow�dcy kt�rzy zamierzali wysadzi� w powietrze gmach Organizacji Narod�w
Zjednoczonych,
trafili do wi�zienia za nielegalne posiadanie broni automatycznej.
Moj� uwag� przyku�y dwa aspekty artyku�u. Po pierwsze � fanatyzm, z jakim
cz�onkowie
grupy realizowali swoje zbrojne, rasistowskie cele. Po drugie � niezwyk�e
zaufanie, jakim ich
dow�dcy obdarzyli autora artyku�u, pozwalaj�c mu obserwowa� swoje agresywne
�wiczenia
bojowe, pokazuj�c mu bro�, a nawet wpuszczaj�c go do swoich dom�w.
Zada�em sobie nast�puj�ce pytanie: za��my �e dow�dcy jednej z takich
organizacji �
nazwijmy j� Stra�nikami Republiki � maj� stan�� przed s�dem i �eby zdoby�
przychylno�� opinii
publicznej, zawieraj� uk�ad z dziennikarzem, polegaj�cy na tym, �e oni poka�� mu
sw�j
radykalny �wiat, a w zamian za to on napisze przychylnie o ich rasistowskich
celach; co by si�
sta�o, gdyby sumienie owego dziennikarza, przera�onego ich brutalno�ci� i
nienawi�ci�, zmusi�o
go do pogwa�cenia uk�adu i napisania artyku�u zjadliwego i pot�piaj�cego,
zamiast �agodz�cego
i sympatyzuj�cego? Jak zareagowaliby na tak� zdrad� Stra�nicy Republiki?
I tak zacz��em pisa� swoj� drug� powie�� Strach w gar�ci py�u. Mojego bohatera,
Reubena
Bournea, chcia�em sprawdzi�, wystawiaj�c go na pr�by kt�re s� skutkiem jego
zasad moralnych.
Co by by�o, pomy�la�em, gdyby Bourne, kt�ry nigdy w �yciu nie zazna� prawdziwej
przemocy,
pisa� r�wnie� krwawe powie�ci sensacyjne i gdyby nagle musia� przetrwa� w
dziczy, polegaj�c
jedynie na czystej teorii, kt�r� wykorzysta� podczas pisania ksi��ek w rodzaju
Rambo. Pierwsza
krew? Innymi s�owy, postanowi�em, �e Reuben Bourne b�dzie moim odpowiednikiem i
�e podzieli
moje obsesyjne obawy o bezpiecze�stwo rodziny. O bezpiecze�stwo rodziny zawsze
l�ka�em si�
najbardziej. Za��my, �e kto� jej grozi: jak zareagowa�by na to cz�owiek taki
jak ja, cz�owiek
nastawiony pokojowo, kt�rego w tw�rczo�ci literackiej � o paradoksie! � poci�ga
przemoc
i gwa�t?
Rozwa�aj�c przer�ne mo�liwo�ci, doszed�em do wniosku, �e tematy natury
pierwotnej
wymagaj� pierwotnego podej�cia, okre�lonej struktury, dzi�ki kt�rej Reuben
Bourne m�g�by
cofn�� si� w czasie i z wygodnego, podmiejskiego domku trafi� do dziczy
ameryka�skiego
pogranicza XIX wieku, a nast�pnie do klaustrofobicznej �nie�nej jaskini, kt�ra
mog�aby istnie�
ju� przed trzydziestoma tysi�cami lat, gdy na Ziemi pojawili si� nasi
przodkowie, pierwsi
przedstawiciele homo sapiens. �eby odda� ho�d wielkim ideom mojego ulubionego
psychologa
Carla Junga, postanowi�em, �e sceneria powie�ci b�dzie archetypowa.
Opracowawszy jej struktur�, zda�em sobie spraw�, �e musz� zdoby� du�� wiedz� o
tym, jak
przetrwa� w dzikim nieprzyjaznym �rodowisku. Profesorskie zwyczaje badawcze
zaprowadzi�y
mnie do biblioteki University of Iowa, lecz ksi��ki, kt�re tam znalaz�em, bardzo
mnie
rozczarowa�y Odnios�em wra�enie, �e ich autorzy pisali je w oparciu o inne
ksi��ki i �e tak samo
jak ja nigdy w �yciu nie byli w prawdziwej dziczy. Konieczno�� pchn�a mnie do
konkluzji, �e aby
wiarygodnie napisa� o walce Reubena Bournea z natur�, musz� t� walk� stoczy�
osobi�cie. I tak
pojecha�em na ob�z przetrwania zorganizowany przez National Outdoor Leadership
School
w Lander, w stanie Wyoming. Przez pi�� wyczerpuj�cych tygodni d�wiga�em
dwudziestotrzykilogramowy plecak, chodzi�em po g�rach, forsowa�em rzeki, marz�em
podczas
letnich zamieci �nie�nych, dowiedzia�em si� mn�stwa ciekawych rzeczy o
wyzi�bieniu organizmu,
o chorobie wysoko�ciowej i o nag�ych gwa�townych burzach. Do domu wr�ci�em o
czterna�cie
kilogram�w l�ejszy, z now�, tward� jak podeszwa sk�r� i wielkim szacunkiem dla
si� przyrody.
W ko�cu zasiad�em do pisania, jednak bardzo szybko uzna�em, �e powie�� wymaga
wi�kszej
r�norodno�ci stylistycznej. Maj�c w pami�ci esej Philipa Younga, ucznia
Hemingwaya, mojego
mentora ze studenckich czas�w na State University, postanowi�em pos�u�y� si�
jego ulubion�
technik� i wkomponowa�em w powie�� fragmenty, w kt�rych cicho, niczym delikatna
basowa
nuta, pobrzmiewa echo stylu wielu klasycznych pisarzy ameryka�skich: Ihego,
Hawthornea,
Melville�a, Faulknera i Hemingwaya. Zawar�em tam nawet cytat z Rambo. Pierwsza
krew.
Wytropienie tych wszystkich aluzji b�dzie dla czytelnika dobr� zabaw�.
Z zaskoczeniem dowiedzia�em si�, �e Strach w gar�ci py�u uznano za jeden z
wa�niejszych
horror�w lat 70. W owym czasie nie traktowa�em tej powie�ci jako klasycznego
horroru. Je�li nie
liczy� niesamowitego, przyprawiaj�cego o dreszcze miasta-widma, nie ma w niej
�adnych
element�w nadprzyrodzonych. Jednak�e patrz�c wstecz, coraz cz�ciej dochodz� do
przekonania,
�e okre�lenie �horror� ma swoje uzasadnienie. Powie�� jest bez w�tpienia
pos�pna. Z niejakim
zdumieniem stwierdzam, �e zawiera kilka bardzo dramatycznych i przykrych scen,
dlatego
postanowi�em, �e ju� nigdy wi�cej nie zajrz� w g��b swojej mrocznej duszy r�wnie
wnikliwie, jak
uczyni�em to w Strachu w gar�ci py�u. By� mo�e �w skok w odm�ty najwi�kszych
l�k�w sprawi�,
�e napisanie tej ksi��ki zaj�o mi trzy lata.
Pocz�tek powie�ci was poruszy. Pocz�tek dlatego, �e jest szokuj�cy, koniec
dlatego, �e jest
kontrowersyjny. Kiedy nad ni� pracowa�em, wojna w Wietnamie mia�a si� ku
ko�cowi.
Ameryka�scy �o�nierze ust�powali pola nieprzyjacielowi, ameryka�scy cywile
podnosili r�ce ze
znu�on�, niech�tn�, a w wielu przypadkach zadziorn� ulg�. Pomy�la�em, �e skoro
przemoc
w Rambo by�a swoistym odbiciem przemocy w Wietnamie, Strach w gar�ci py�u
powinien by�
odbiciem rozpaczliwego d��enia Ameryki do jak najszybszego po�egnania z broni�.
Nie mam
w�tpliwo�ci, �e niekt�rzy czytelnicy odczuj� potrzeb� dalszej przemocy. Moim
zdaniem w Strachu
w gar�ci py�u jest jej a� za du�o. Ci, kt�rym to nie wystarczy, powinni zajrze�
w g��b swojej
duszy, bo taki jest w�a�nie cel tej ksi��ki.
Cz�� pierwsza
1
Tego ranka po raz ostatni byli razem � m��, �ona, c�rka i syn. Dziewczynka
chodzi�a do
podstaw�wki, ch�opczyk nie wyr�s� jeszcze z pieluch. Czy to zreszt� wa�ne? Z
czasem wszystko
straci�o sens. To spad�o na nich jak w kiepskiej komedii � m�czyzna, z bosymi
stopami na
zimnych deskach pod�ogi, siedzia� przy �niadaniu, kiedy kotka wpad�a do miski
mleka. Rzuci�
okiem w stron� pieca. G�upia syjamka! Zasypia�a na nagrzanym telewizorze, a
potem
przewraca�a si� we �nie, spada�a i rozpaczliwie drapi�c tyln� �ciank�
odbiornika, wytrzeszcza�a
zdziwione oczy. Zafascynowana ogniem, potrafi�a wsadzi� nos w p�omie� �wiecy i
przypali�
sobie w�sy. A teraz ju� nawet nie umia�a napi� si� mleka! Jej widok zawstydzi�
m�czyzn�, lecz
gdy usi�owa�a wydosta� si� z miski, otrz�saj�c mokr� mordk�, omal nie wybuchn��
�miechem.
Omal... Bo nagle kotka zachwia�a si�, wpad�a w mleko, a jej �apki zab�bni�y o
�cianki naczynia.
I znieruchomia�y.
M�czyzna zmarszczy� brwi, wsta� i podszed� do syjamki. Le�a�a bez ruchu w
ka�u�y mleka
z przechylonej miski. Podni�s� j�. Uwolnione od ci�aru naczynie powr�ci�o do
pionu. Kotka
by�a dziwnie bezw�adna i ci�ka; jej g�owa, z szeroko otwartymi oczami, kiwa�a
si� powoli.
Krople mleka skapywa�y z mokrego futerka i d�oni do ka�u�y.
� Rany boskie!
Claire nic nie zauwa�y�a, zaj�ta sadzaniem dziecka na wysokim sto�ku i
podgrzewaniem
butelki. Teraz odwr�ci�a si� i podobnie jak przed chwil� m��, ze zdziwieniem
zmarszczy�a brwi.
� Jak j� wypuszcza�am na dw�r, nic jej nie by�o.
� Tatusiu, co si� sta�o Samancie? � spyta�a Sara. Wci�� w pi�amie, spogl�da�a
ponad
oparciem krzes�a, przechylaj�c g�ow�. � Co jej jest? Zachorowa�a?
M�wi�a powoli, spokojnie, ale jej oczy zezowa�y lekko, jak zawsze, gdy si� czym�
martwi�a.
Sypia�a razem ze swoj� kotk�, a nawet u�o�y�a o niej piosenk�:
Samanta z zadartym ogonem chodzi�a, A nawet majtek nie w�o�y�a.
� Id� lepiej do pokoju, skarbie.
� Ale co jej jest?
� Powiedzia�em, id� do pokoju.
Domy�la� si�, co si� sta�o. Wiedzia�, �e kotka by�a na dworze; z furi� wspomnia�
starucha
dwa domy dalej. Ten zawsze myli� Samant� z dwoma innymi kotami syjamskimi, kt�re
cz�sto
zabija�y drozdy i s�jki w okolicy. W�a�nie wczoraj zatrzyma� Sar� na chodniku,
kiedy niezdarnie
nios�a kotk�.
� S�uchaj no, smarkulo, trzymaj tego swojego kota w domu � zapowiedzia�. �
Zabija mi
ptaszki, a wiesz, co robi� z kocurami, jak mi zabijaj� ptaszki? �api� je,
wsadzam do worka
i przywi�zuj� do rury wydechowej samochodu. Albo czekam, a� wejd� mi na
podw�rko, i wtedy
do nich strzelam.
Sara biegiem wpad�a do domu i pr�bowa�a ukry� kotk� w szafie w piwnicy. Stary
nie
otworzy� jej ojcu, gdy poszed� si� z nim rozm�wi�.
� Co robisz? � spyta�a Claire.
� To sprawka tego wrednego starucha. Szukam jakich� ran.
Nic jednak nie znalaz�. �adnego �ladu wskazuj�cego na robot� s�siada. Nic nie
rozumia�. Jak
zgin�a Samanta?
� Nie czepiaj si� starego � zaoponowa�a Claire. � Mog�o j� zabi� B�g wie co.
� Na przyk�ad? S�ucham.
� A sk�d ja mam wiedzie�? Mia�a szesna�cie lat. Mo�e to atak serca?
� Mo�e. Jasne, to mo�liwe. � Ale nie m�g� sobie wybi� starego z g�owy.
Obok niego Sara szlocha�a. Ch�opczyk na dzieci�cym sto�ku zani�s� si� p�aczem.
Ojciec
wyni�s� kotk� na schody do piwnicy, wr�ci� i wzi�� c�rk� w ramiona.
� Nie my�l o tym, skarbie. Chod�, zjedz kaszk�.
Sta�a bez ruchu. Kiedy posadzi� j� na krze�le, odwr�ci�a si� i patrzy�a na
piwniczne schody.
W ko�cu uda�o mu si� j� nam�wi�, by pokaza�a, �e taka du�a dziewczynka sama
potrafi zrobi�
sobie kaszk�.
� Grzeczna dziewczynka. Kocham ci�.
Ch�opczyk nie przestawa� p�aka�. Wykrzywia� brzydk�, pomarszczon� buzi�, gdy
Claire
podnios�a go ze sto�ka i posadzi�a przy stole, �eby nakarmi� go z butelki.
Przytkn�a smoczek do
nadgarstka, sprawdzaj�c temperatur�.
� Po �niadaniu jad� do weterynarza. Ju� ja si� dowiem, co to by�o.
Wci�� my�la� o starym. Mo�e trucizna? Stary m�g� podstawi� zatrute mi�so, ryb�
albo...
Albo mleko...
Kiedy Sara z trudem podnosi�a ci�ki dzbanek i rozcie�cza�a kaszk� mlekiem,
rozlewaj�c
troch� na st�, nie my�la� ju� o starym, my�la� o Kessie, o ich spotkaniu sprzed
o�miu miesi�cy
i o tym, co Kess powiedzia� na temat trucia ludzi. Chryste, nie! Nawet Kess by
si� na to nie
zdoby�.
Nachyli� si� b�yskawicznie i z�apa� Sar� za r�k�, zanim zd��y�a podnie�� �y�k�
do ust �
Butelka! � rzuci� do Claire. � Nie...
Za p�no. Claire w�a�nie wsun�a dziecku smoczek do buzi. Ch�opczyk zakrztusi�
si�,
wypr�y� i znieruchomia�.
�Trucizna � powiedzia� Kess � to wspania�a bro�. �atwo j� zdoby�. Ta, kt�rej
potrzebujesz,
prawdopodobnie le�y gdzie� na p�kach najbli�szej szk�ki drzew i czeka na
destylacj�. �atwo j�
poda�. W ko�cu ka�dy musi je�� i pi�. � Wylicza� zalety na palcach, coraz
bardziej zapalaj�c si�
do tematu. G�os mia� mi�y, �agodny. � Skutek jest pewny i natychmiastowy.
Morderca nie musi
by� blisko ofiary; wystarczy doda� trucizny do t�uczonych ziemniak�w albo mleka
czy kawy
i uciec na drugi koniec miasta, zanim ofiara po�knie to i padnie. No i najlepsze
gatunki trucizn
maj� to do siebie, �e bardzo trudno wy�ledzi�, sk�d pochodz��.
2
Co chwila wygl�da� przez wielkie okno w salonie, czekaj�c na karetk� i policj�.
Co oni
wyprawiaj�? Dlaczego ich jeszcze nie ma? Kr��y� po pokoju, nie czuj�c nawet, �e
st�pa po
mi�kkim dywanie. Zatrzyma� si�, gdy w oddali zabrzmia�a syrena � d�wi�k wyra�nie
narasta�.
Wyjrza� przez okno na r�g ulicy. Zawodzenie osi�gn�o apogeum i cichn�c,
oddali�o si� na
p�noc. Kolejna syrena zawy�a, przybra�a na sile i te� ucich�a na p�nocy.
Karetki p�dz� do
wypadku? Policja kogo� �ciga? B�g raczy wiedzie�. Dlaczego nie podjechali tutaj?
Zerkn�� na Claire, czuwaj�c� przy synku w kuchni. Wygl�da�a coraz gorzej �
niczym
katatonik wpatrywa�a si� pustym wzrokiem w szerok� smug� mleka na czarnym stole.
Bardzo
atrakcyjna, w�a�ciwie zawsze mia�a ciemn� karnacj� i g�adk� cer�; jedynie po
porodzie, kiedy
wci�� wstawa�a w nocy do dziecka, twarz sp�ata�a jej psikusa � naci�gni�ta sk�ra
sta�a si�
groteskowo blada, dok�adnie tak jak teraz. Czu�, �e �ona z ka�d� chwil� jest
coraz bardziej spi�ta,
zbiera si� w sobie. Wola� nie my�le�, co si� stanie, je�li co� nagle w niej
p�knie i zn�w dostanie
ataku sza�u. Kiedy dzwoni� po pomoc, cisn�a w kuchni butelk� dziecka o �cian�.
Naczynie
rozprys�o si�, od�amki szk�a i mleko zala�y kominek, a Sara zakry�a uszy,
krzykn�a:
� Przesta�! Nie chc� tego s�ucha�! Dosy�! � i uciek�a.
Gdzie si� schowa�a? A oni, dlaczego ich jeszcze nie ma? Jak odbije si� na c�rce
ten wstrz�s?
Coraz bardziej zaniepokojony, chcia� j� odszuka�, przytuli�, ale nie m�g�, ba�
si� spu�ci� �on�
z oczu.
To Kess. Nie musia� tego robi�. Nie dziecko. �eby nie wiem co, nie musia�...
Chryste, nie musia� zabija� dziecka!
P�tora roku temu, na wiosn�, omal nie odszed� z inn� kobiet�. Ta �liczna i
dobra dziewczyna
z�apa�a go w czasie, gdy wydawa�o mu si�, �e ca�e jego �ycie sk�ada si�
wy��cznie z pracy
i obowi�zk�w wobec Claire i Sary. Historia stara jak �wiat, wi�c powinien
wykaza� wi�cej
rozs�dku. By�a m�atk�. Dla niego zdecydowa�a si� porzuci� m�a, potem jednak
uzna�a, �e nie
jest jeszcze gotowa zamieszka� z nim pod jednym dachem, �e jaki� czas musi poby�
sama, a to
oznacza�o definitywny koniec. Tymczasem on zd��y� ju� wyzna� Claire, �e chce
odej��,
i dopiero poniewczasie zda� sobie spraw� ze swej g�upoty.
Drugie dziecko mia�o na nowo scementowa� ich zwi�zek. Asystowa� nawet przy
porodzie.
Bite cztery godziny sta� przy ��ku Claire i trzyma� j� za r�k�, kiedy wci�ga�a
powietrze,
zatrzymywa�a je podczas parcia i wypuszcza�a wolno, po czym zn�w oddycha�a
g��boko. Zbyt
gruba owodnia nie chcia�a p�kn�� i lekarz musia� j� przebi�. Wody p�odowe zala�y
��ko. Doktor
znieczuli� rozszerzon� szyjk� macicy za pomoc� d�ugiej ig�y, piel�gniarki
zawioz�y Claire na sal�
porodow�, on i lekarz przeszli przez drzwi obrotowe, w�o�yli bia�e czapki,
fartuchy, maski na
twarz i os�ony na buty, i nagle znalaz� si� w jasnej, �mierdz�cej �rodkami
odka�aj�cymi
porod�wce, na sto�ku u wezg�owia �ony, i patrzy� w lustro ustawione uko�nie
mi�dzy jej
rozchylonymi nogami. Pod mask� czu� sw�j oddech � ciep�y, wilgotny, lekko
dusz�cy.
Piel�gniarki uk�ada�y na tacach instrumenty. �mia� si� z �art�w lekarza, �e
dziecko nielicho si�
zdziwi, jak si� przekona, �e jest na innym �wiecie. Doktor wzi�� no�yce i
rozci�� wej�cie do
pochwy, pola�a si� krew, oboje z Claire ujrzeli w lustrze w�ochat�,
br�zowor�ow� g��wk�
dziecka, dumna matka wyst�ka�a: �Chod� do mnie, wyjd� wreszcie� � i wysz�o,
wychodzi�o
z ka�dym skurczem, a lekarz pomaga� wydosta� najpierw jedno, potem drugie rami�,
czekaj�c
w napi�ciu na wynik, piel�gniarka powtarza�a: �No, chod�, ma�y� � on za�
mamrota�: �Nie, mo�e
to dziewczynka� � a� nagle jednym g�adkim ruchem dziecko wskoczy�o lekarzowi w
ramiona
i kwil�c cichutko, rozpaczliwie wierci�o si�, pr�buj�c zaczerpn�� powietrza �
dobrze zbudowany,
zakrwawiony ch�opczyk, pokryty grub� warstw� �luzu przypominaj�cego br�zow�
owsiank�;
gruba, gumopodobna p�powina poprzecinana sinoczarnymi �y�kami nadal ��czy�a go z
cia�em
matki, a kiedy Claire zdoby�a si� na jeszcze jeden skurcz, w r�ce doktora wpad�o
�liskie
czerwone �o�ysko.
A teraz Ethan skona� na jej r�kach. Przez Kessa. Nie dopuszcza� do siebie tej
my�li, nie
potrafi� si� z tym pogodzi�. Za ka�dym razem, kiedy odwraca� si� od okna i
widzia� Claire
wtulon� w syna, muskaj�c� jego twarz d�ugimi czarnymi w�osami, �wiadomo�� tego,
co si� sta�o,
pora�a�a jego cia�o i umys�.
�To tak jak w hodowli � t�umaczy� Kess. � Chc�c usun�� jednego szkodnika, nale�y
si�
dobra� do wszystkich, zlikwidowa� z�o u samego �r�d�a, wypleni� ca�e potomstwo.
Powinien si�
pan czu� zaszczycony wyr�nieniem. Nikt obcy nie widzia� tej kartoteki. Zawiera
nazwiska
ponad stu pi��dziesi�ciu tysi�cy naszych sympatyk�w oraz ich akta utrwalone na
mikrofilmach.
Niekt�rzy z nich to tylko bierni na�ladowcy, wi�kszo�� jednak stanowi� prawdziwi
agitatorzy,
cz�sto na bardzo wysokich sto�kach. Jedno moje s�owo, a w nieca�e trzy godziny
ka�dego z nich
mog� mie� na muszce karabinu. A potem ich rodziny�.
Nie, powt�rzy� w duchu i potrz�sn�� g�ow�. Nie dziecko. Spr�bowa� zaj�� my�li
czym
innym, postanowi� zaparzy� sobie kaw�, �eby och�on��. B��d. Bo kiedy zobaczy�,
jak kotka
wpada do miski, w�a�nie mia� sobie dola� mleka do pierwszej tego dnia fili�anki
kawy. Gdyby
nie zaj�� si� kotem, wypi�by mleko wraz z kaw� i umar� tak samo jak Ethan.
Utrata dziecka
odsun�a te my�li i dopiero teraz zda� sobie spraw�, �e rozmin�� si� ze �mierci�
o w�os. Zimna
gula podesz�a mu z �o��dka pod gard�o. Lodowata. Strach. M�g� ju� nie �y�, m�g�
le�e�
bezw�adnie na stole; p�cherz i zwieracz odbytu odm�wi�yby mu pos�usze�stwa i
wypr�ni�by si�
pod siebie. Za dwa dni by go pochowali, le��cego spokojnie w zapiecz�towanej
trumnie. Cho�
mo�e trwa�oby to d�u�ej � gdyby Claire i Sara tak�e wypi�y mleko, a nikt nie
zainteresowa�by si�
ich nag�ym znikni�ciem, mogliby tek le�e�, dop�ki nie zgnij�. �ci�ni�te lodem
serce
zatrzepota�o.
Sara! Od schod�w w g��wnym korytarzu us�ysza� jej szybkie, r�wne kroki,
wyt�umione
przez dywan. Stan�� w progu i zobaczy�, jak pokonuje ostatnie schodki.
Spr�bowa�a przecisn��
si� ko�o niego do salonu.
� Gdzie by�a�, skarbie? � zapyta�, zagradzaj�c jej drog�.
� W �azience. � Z niepokojem patrzy�a na co� za jego plecami i pr�bowa�a
przedosta� si� do
pokoju.
� Co tam niesiesz?
� Aspiryn�.
� Po co?
� Dla Ethana.
Desperacka wiara Sary, �e lekarstwo wr�ci jej brata, je�eli dotrze z nim na
czas, by�a nie do
zniesienia. Zamkn�� oczy.
� Nie, skarbie � wydusi� przez �ci�ni�te gard�o.
� Ale mo�e on wcale nie umar�. To mu pomo�e.
� Nie, skarbie � powt�rzy� niskim, ochryp�ym g�osem.
� No to dla mamy.
Tego ju� by�o za wiele. Tama p�k�a.
� Czy ty mnie kiedy� wreszcie pos�uchasz, psiakrew? Powiedzia�em: nie!
3
Na podje�dzie hamowa�a karetka pogotowia. Gwa�townie otworzy� drzwi. � Dlaczego
jechali�cie bez sygna�u? � zawo�a� do kierowcy, kt�ry bieg� ku niemu przez
zalany s�o�cem
trawnik.
� Nie by�o potrzeby. Ruch prawie �aden. � M�czyzna przebieg� przez werand�,
min�� go
i wpad� do ciemnego hallu.
� To dlaczego to tyle trwa�o?
� Dziesi�� minut to d�ugo? Panie, ja gna�em przez ca�e miasto!
Zauwa�y�, �e kierowca jest m�ody, ma d�ugie w�osy, w�sy i baczki. Za nim wbieg�
na oko
jeszcze m�odszy lekarz; ten w�osy mia� jasne, przylizane i starannie rozdzielone
przedzia�kiem.
Rany boskie, pomy�la� zaskoczony, nie potrzeba mi tu dzieci! Dlaczego szpital
nie wys�a� kogo�
starszego?
Zanim zd��y� cokolwiek wyt�umaczy�, wpadli przez salon do kuchni i zatrzymali
si� jak
wryci na widok Claire. Coraz bardziej napi�ta sk�ra na twarzy uwydatnia�a zarys
ko�ci
policzkowych i szcz�ki. Przyciska�a syna do piersi; szeroko otwarte, b�yszcz�ce
oczy napawa�y
strachem. Kiedy lekarz ruszy� w jej kierunku, natychmiast sta�a si� czujna i
dopiero we trzech
uda�o im si� odebra� dziecko. Wydzieranie �onie zw�ok syna przyprawia�o o
md�o�ci. Lekarz
os�ucha� dziecko stetoskopem, sprawdzi� latark� reakcj� �renic i, naturalnie,
stwierdzi� zgon.
� Zw�oki s� tak malutkie, �e zacz�o si� ju� st�enie po�miertne � o�wiadczy�. �
Lepiej, �eby
ich d�u�ej nie ogl�da�a.
Kiedy jednak kierowca chcia� wynie�� dziecko do karetki, Claire wrzasn�a dziko
i rzuci�a
si� na niego z pazurami.
� Niech pan przytrzyma �on� � poleci� lekarz, przemywaj�c jej rami� watk�
nas�czon�
alkoholem.
Cierpki zapach spirytusu dra�ni� nozdrza. Zmaganie si� z �on�, wbijanie palc�w w
jej rami�,
a� do ko�ci, przyprawia�o o katusze.
� Claire � powtarza� tylko. � Claire, prosz� ci�.
Pomy�la�, �e solidny policzek pewnie by j� uspokoi�. Wiedzia� jednak, �e nigdy
si� na to nie
zdob�dzie.
Gdy lekarz d�gn�� j� strzykawk� w rami�, wyrwa�a si� gwa�townie. Wygl�da�o na
to, �e ig�a
si� z�amie, rozora cia�o, ale lekarz wyci�gn�� j� szybko; we dw�ch wyprowadzili
Claire z salonu
i zataszczyli po schodach do sypialni, gdzie kurczowo uczepi�a si� drzwi,
powtarzaj�c:
� Dziecko, oddajcie mi dziecko � podczas gdy oni rozwarli jej palce, zawlekli j�
do ��ka
i przytrzymali.
Walczy�a z nimi, j�cz�c:
� Oddajcie mi dziecko! � a� w ko�cu opad�a z si�, odwr�ci�a si� na bok i
zanios�a p�aczem,
z twarz� ukryt� w d�oniach i podci�gni�tymi pod brod� kolanami. Wreszcie mogli
j� pu�ci�.
� Nie, prosz� nie walczy� � poradzi� lekarz. � Niech pani si� odpr�y, uspokoi.
Niech pani
spr�buje o tym nie my�le�.
Podszed� do okna i zaci�gn�� zas�ony; przebijaj�ce przez nie blade �wiat�o
pozostawia�o
wi�kszo�� pokoju w cieniu.
��ko by�o jeszcze nie zas�ane. Claire le�a�a na zmi�tej po�cieli; przez chwil�
szlocha�a
rytmicznie, potem oddycha�a g��boko, wstrz�sana spazmami, a� znowu wybuchn�a
p�aczem.
Po domu chodzi�a przewa�nie w spranych d�insach, dzi� jednak w�o�y�a
pomara�czow�
plisowan� sp�dniczk�; zadarty materia� ukazywa� teraz jej po�ladek okryty
jedwabn� niebiesk�
bielizn�. Figi nie mia�y �ci�gaczy; one tak�e zadar�y si�, ods�aniaj�c bia�e
biodro. Mi�dzy nogami
Claire spod majtek stercza�o kilka k�dzierzawych w�os�w �onowych. M�� zerkn�� na
lekarza
i skromnie obci�gn�� jej sp�dnic�. Wzdrygn�a si� pod dotykiem jego d�oni.
� Nie ma si� co rzuca�, naprawd�. Prosz� si� podda� �rodkom uspokajaj�cym,
pomog� pani
zasn�� � przykaza� lekarz, nachylaj�c si� nad pacjentk�. Zarumieniona z wysi�ku
twarz
kontrastowa�a z jasnymi w�osami. Obserwowa� j� uwa�nie, jak p�acze, wzdryga si�
i oddycha.
W ko�cu wyprostowa� si� powoli. � No, ju� zaczyna dzia�a�. Za chwil� za�nie. �
Przeci�gn��
d�oni� po zmierzwionych w�osach. � A jak tam z panem?
� Bo ja wiem? � Wysuszone usta nie pozwoli�y mu prze�kn�� �liny. � Chyba
wszystko
w porz�dku. Tak, nic mi nie jest.
� Akurat!� Lekarz si�gn�� do torby i wyj�� przezroczyst� fiolk� kapsu�ek. �
Niech pan
we�mie dwie i popije pe�n� szklank� wody. Pozosta�e dwie prosz� wzi�� przed
snem. � Kapsu�ki
by�y ��te i pod�u�ne. � A jedn� niech pan da c�rce. Tylko niech pan pami�ta...
pe�na szklanka
wody. Zw�aszcza dla dziecka.
Na wzmiank� o c�rce zainteresowa� si� nagle, gdzie si� tym razem podzia�a.
Dwukrotnie
widzia� j� na dole, ale znik�a.
� Chwileczk� � zaprotestowa�. � To nie s� �rodki nasenne?
Doktor spojrza� na niego z ukosa.
� Jasne, �e nie. Przecie� nic panu nie jest.
� Po prostu nie mam zamiaru spa�.
� Te proszki tylko pomog� si� panu uspokoi�. To prawda, niech pan tak na mnie
nie patrzy.
Mo�e pan by� po nich troch� ot�pia�y, wi�c lepiej nie siada� za kierownic�, no i
oczywi�cie ani
kropli alkoholu. Chyba �e chce si� pan zwija� po pod�odze.
Claire prawie ju� spa�a; szlocha�a powoli, cichutko.
� Ja z ni� zostan�, dop�ki si� ca�kiem nie uspokoi, a pan niech lepiej za�yje
lekarstwo.
Spojrza� na �on�, przez chwil� oci�ga� si�, lecz w ko�cu pos�ucha� lekarza.
4
�azienka by�a po drugiej stronie korytarza. My�l�c o zatrutym mleku, niepewnie
patrzy� na
trzyman� szklank�. Woda, jak zawsze po kilkudniowym deszczu, by�a szara i m�tna.
A jednak
nie m�g� wybi� sobie trucizny z g�owy. Mo�e w kapsu�kach? Nie, wiedzia�, �e to
g�upota. Nawet
gdyby Kess mia� zamiar ponowi� atak, wybra�by kogo� innego, kogo� starszego,
bardziej
przypominaj�cego do�wiadczonego lekarza. Cz�owiek Kessa na pewno by si�
przedstawi�
i wspomnia� o szpitalu, by zyska� na wiarygodno�ci. A ten po prostu bez s�owa
wzi�� si� do
roboty.
Woda zalatywa�a piaskiem i ziemi�, co naturalnie zabi�o ewentualny smak
kapsu�ek.
Krztusz�c si�, prze�kn�� je na dwie raty, wsadzi� d�onie pod kran i kilkakrotnie
ochlapa� twarz
zimn� wod�.
Wiedzia�e�, co to za cz�owiek. Zna�e� Kessa, zanim go jeszcze spotka�e�. Wi�c co
ci strzeli�o
do tego g�upiego �ba?!
W grudniu ubieg�ego roku trzech ludzi Kessa stan�o przed s�dem. Dzia�o si� to w
Hartford,
w stanie Connecticut. Oskar�ono ich o pr�b� zamordowania pewnego senatora, po
raz trzeci
z rz�du zasiadaj�cego w Kongresie. W hali, gdzie mia� przemawia� do t�umu
sympatyk�w,
pod�o�yli bomb�, i m�wca tylko dlatego unikn�� �mierci, �e w trakcie wyst�pu
niespodziewanie
zszed� na widowni�, by nawi�za� bezpo�redni kontakt z publiczno�ci�. Od�amki na
podium
ci�ko rani�y osiem os�b w pierwszym rz�dzie. Sprawcami okazali si� cz�onkowie
stanowych
oddzia��w organizacji Kessa, ludzie ciesz�cy si� powszechnym szacunkiem:
policjant, stra�ak
i nauczyciel botaniki w szkole �redniej.
Nast�pnego dnia na farm� w stanie Nowy Jork, gdzie m�odzie� z sekty Dzieci
Jezusa
sp�dza�a ferie zimowe, spad�o sze�� pocisk�w z mo�dzierzy. Pi�tnastominutowy
ostrza� z broni
palnej zabi� dwie dziewczyny i ch�opaka, dwaj inni ch�opcy sp�on�li w ogniu po
wybuchu
pocisk�w, a pozosta�ych rozerwa�y szrapnele. O zmroku policja przeprowadzi�a
nalot na
po�o�ony w ustronnym miejscu klub �owiecki, nale��cy do innej grupy Kessa i
spe�niaj�cy rol�
poligonu. Aresztowano pi�ciu ludzi i skonfiskowano osiem karabin�w maszynowych,
trzy
granatniki, dwa mo�dzierze, wyrzutni� pocisk�w przeciwpancernych, dwa karabiny
typu
Browning, osiem wojskowych aparat�w nadawczo-odbiorczych oraz mn�stwo broni
kr�tkiej,
dubelt�wki, sztucery i dziesi�� tysi�cy sztuk amunicji.
W obu wypadkach Kess twierdzi�, jakoby nie mia� poj�cia o planach swoich
podw�adnych.
Odnosi�o si� wra�enie, �e jest autentycznie wstrz��ni�ty i w�ciek�y. Kiedy
jednak tydzie�
p�niej, w Wigili�, policja wtargn�a do jego posiad�o�ci w Providence, w stanie
Rhode Island,
skonfiskowano dwana�cie nie zarejestrowanych pistolet�w maszynowych Thompsona i
dwie
skrzynki granat�w, w�a�ciciela rezydencji za� oskar�ono o pogwa�cenie ustawy o
kontroli broni
palnej, a tak�e o planowanie ataku (po��czonego z kradzie��) na arsena� stanu
Illinois.
Teraz, we wrze�niu, patrz�c, jak woda �cieka mu z twarzy do zlewu i sp�ywa do
rury,
przypomnia� sobie tamte czasy. Tak pilnie �ledzi� relacje z aresztowania Kessa,
tak bardzo chcia�
zobaczy�, jak on wygl�da. Ale nie pokazano �adnych zdj��. Pami�ta�, ile czasu i
wysi�ku
kosztowa�o go doprowadzenie do spotkania z Kessem... Nagle przed oczami stan��
mu Ethan;
ca�ym wysi�kiem woli postara� si� skupi� na zimnej wodzie wysychaj�cej mu na
policzkach.
Gwa�townie wytar� twarz r�cznikiem. Cokolwiek, byleby tylko nie my�le�. Zajmij
si� czym�,
powtarza� sobie. R�b co�!
Na przyk�ad co?
Na przyk�ad znajd� Sar�. Sprawd�, jak si� czuje.
Znalaz� j� od razu � w jej pokoju na ko�cu korytarza. Siedzia�a podparta
poduszkami
u wezg�owia ��ka i udawa�a, �e czyta. Ale ksi��k� trzyma�a do g�ry nogami.
� Mam dla ciebie zadanie � powiedzia�.
Odwr�ci�a kartk� i spojrza�a na ni�.
� Czy mamusia te� umrze? � zapyta�a cichutko zza ksi��ki.
Zn�w musia� zamkn�� oczy.
� Nie � odpar�. � Ale jest strasznie zmartwiona i za wszelk� cen� musimy jej
pom�c. To
w�a�nie twoje zadanie.
Napi�cie zel�a�o, otworzy� oczy. Sara opu�ci�a ksi��k� i przygl�da�a mu si� z
ukosa.
� Czy mamusi� bola�o, kiedy lekarz robi� jej zastrzyk?
� Troszeczk�. � Czuj�c, �e gard�o mu si� �ciska, czym pr�dzej wyrzuci� z siebie,
co mia� do
powiedzenia: � Skarbie, jak lekarz sobie p�jdzie, id� do sypialni, przykryj mam�
kocem i przytul
si� do niej. Mamusia na pewno bardzo si� ucieszy. Ona �pi i nie poczuje, �e si�
ko�o niej
k�adziesz, ale to bardzo wa�ne, �eby kto� z nas by� przy niej, jak si� obudzi.
Zrobisz to dla niej?
Smutno pokiwa�a g�ow�.
� Skrzycza�e� mnie i popchn��e�.
� Tak, wiem. Przepraszam.
5
Stali w zalanych s�o�cem drzwiach i spogl�dali w g�r�. Patrzyli na niego. Jeden
by� wysoki
i szeroki w biodrach, drugi chudy; obaj �ciskali w wyci�gni�tych r�kach
policyjne odznaki. Ani
na chwil� nie spu�cili z niego wzroku, kiedy schodzi� do nich, trzymaj�c si�
balustrady.
Powiedzia�, �e nazywa si� Reuben Bourne. Siedzia� przy stole i podczas gdy
wysoki zadawa�
pytania, chudy rozgl�da� si� po kuchni, ogarniaj�c spojrzeniem rozlane mleko i
szcz�tki szklanej
butelki przy piecu.
� Ja jestem Webster � oznajmi� szeroki w biodrach � a to jest Ford. Czy pan wie,
co to za
trucizna?
� Nie. � Ich nazwiska wyda�y mu si� niewa�ne. Mo�e przez te proszki, pomy�la�.
Wiedzia�,
�e te nazwiska obi�y mu si� ju� kiedy� o uszy, ale pigu�ki tak bardzo m�ci�y mu
my�li, �e nie
pami�ta�, gdzie i kiedy.
� Wie pan, jak dziecko dosta�o trucizn�?
� Tak. W mleku, kt�re przyniesiono dzi� rano.
� W mleku? � Webster nie dowierza�. Wymienili z Fordem szybkie spojrzenia.
� W mleku. Kotka te� od tego zdech�a. Po�o�y�em j� na schodach do piwnicy. �
Proszki
najwyra�niej dzia�a�y ju� na dobre. Mia� wra�enie, �e jego g�os dochodzi gdzie�
z daleka.
Ford poszed� obejrze� kotk�, omijaj�c rozlane mleko i kawa�ki szk�a. Zdawa�o
si�, �e nigdy
nie pokona tych ostatnich krok�w dziel�cych go od drzwi do piwnicy. Zm�czony
czekaniem, a�
Ford dotrze do celu, powoli odwr�ci� si� na krze�le i zza kuchennego sto�u,
przez wielkie okno
w salonie, spogl�da� na ulic�: kierowca karetki wycofa� samoch�d z podjazdu i
zaparkowa� przy
kraw�niku jezdni, mi�dzy dwoma �wierkami. Widzia�, jak siedz�cy za kierownic�
szofer
przyczesuje w�osy i przegl�da si� w lusterku wstecznym.
� Panie Bourne, zada�em panu pytanie � m�wi� Webster. � Pyta�em, czy nie wie pan
czasem,
w jaki spos�b trucizna znalaz�a si� w mleku?
� Kess � odpowiedzia�, nie odrywaj�c wzroku od karetki. W bocznych oknach by�y
zaci�gni�te zas�onki; widzia� przez nie zarys niewielkiego przedmiotu, ale nie
mia� pewno�ci, czy
to Ethan. My�la� o szorstkim, wykrochmalonym bia�ym prze�cieradle, na kt�rym
jego syn le�y
i nic nie czuje.
� Co to znaczy?
� Kess to zrobi�.
� Pan go zna? Wie pan, �e to na pewno on?
� Nie osobi�cie. To znaczy, znam go, ale nie s�dz�, �eby to on sam zatru� mleko.
Prawdopodobnie zleci� to komu�. Spotka�em go dwa razy na pocz�tku roku, kiedy
zbiera�em
materia�y do artyku�u. � G�os oddala� si� od niego coraz bardziej. Brakowa�o mu
tchu, �eby
powiedzie� wszystko.
Kierowca sko�czy� si� czesa�.
� Panie Bourne, niech pan patrzy na mnie.
Jakim� cudem uda�o mu si� odwr�ci�, by spojrze� na Webstera., � O co chodzi z
tym
artyku�em?
� Jestem pisarzem.
� Co� podobnego! Naprawd�? � odezwa� si� zaciekawiony Ford. W�a�nie wr�ci� z
piwnicy.
By�y to jego pierwsze s�owa, odk�d przyjecha� do tego domu. � A co pan pisze?
Mo�e co�
czyta�em.
� Powie�ci, opowiadania... � Trudno by�o to tak szybko wyt�umaczy�. W�a�nie
przez t�
pisanin� straci� syna, ale nie mia� si�y o tym opowiada�. Poprzesta� wi�c na
szablonowej
odpowiedzi, jakiej zwykle udziela� obcym, kt�rzy pytali go o to, czym si�
zajmuje. � Trzy lata
temu u�miechn�o si� do mnie szcz�cie, moja powie�� otar�a si� o listy
bestseller�w i zosta�a
sfilmowana. � Poda� tytu�.
� Widocznie j� przegapi�em � skwitowa� Ford.
Webster rozgl�da� si� po kuchni i salonie. Dom mia� ponad sto lat, wewn�trzne
�ciany
zrobiono z ceg�y i d�bu. Forsa zarobiona na ksi��ce pozwoli�a Bourne�owi kupi�
go
i odrestaurowa�. Panowa�a w nim atmosfera ze starych fotografii � ciemne belki o
grubych
s�ojach, grube spoiny zaprawy murarskiej na �cianach i inne przedmioty, kt�re
przetrwa�y swoich
tw�rc�w. O tak, ch�opie, mia�e� fart, pomy�la� Webster, na g�os za� zapyta�:
� I co z tym artyku�em?
� Czasem, jak ksi��ka mi nie idzie, odk�adam j� i robi� sobie przerw�. Wtedy
siadam do
artyku�u. B�g chcia�, �e akurat w zesz�ym roku, w grudniu, zrobi�o si� g�o�no
wok� Kessa
i postanowi�em o nim napisa�.
� A kto to w og�le jest? � zapyta� Ford.
Tego ju� by�o za wiele. Mia� wra�enie, �e m�zg powoli obraca mu si� w czaszce, a
kiedy si��
woli zatrzyma� go w miejscu, kuchnia zawis�a pod jakim� dziwnym k�tem. Wsta�,
zachwia� si�,
z�apa� r�wnowag� i st�paj�c po twardej, zimnej pod�odze dotar� do grubego
mi�kkiego dywanu
w salonie, przy �cianie z rega�em na ksi��ki.
� Co si� sta�o? Co pan robi? � pyta� Webster.
� Co� wam poka�� � odpar�, zastanawiaj�c si�, czy b�dzie w stanie wr�ci� do
kuchni i usi���
przy stole. Otworzy� pismo ze swoim artyku�em.� tak, lepiej wam tego nie
opowiem.
6
Chemelec � wielka, roz�o�ysta parterowa rezydencja z blok�w koksowniczych, kt�re
nadaj�
jej wygl�d olbrzymiego, pozbawionego okien bunkra � to baza organizacji Kessa,
jego kwatera
g��wna. Usytuowana po�rodku otwartego pola, na obrze�ach Providence w stanie
Rhode Island,
jest otoczona drutem kolczastym pod napi�ciem. Wok� kr��� uzbrojeni stra�nicy.
Sp�ka produkuje chemikalia i sprz�t elektroniczny, ale zyski czerpie g��wnie z
poka�nych
subsydi�w nap�ywaj�cych z rozmaitych ameryka�skich korporacji. W ko�cu to
w�a�nie Kess od
pocz�tku opowiada� si� za zniszczeniem pracowniczych zwi�zk�w zawodowych.
Na�ladowcy
Kessa wspomagaj� finansowo jego fabryk�: zak�ad musi dzia�a�, dobroczy�com
potrzebne s�
i chemikalia, i elektroniczne podzespo�y s�u��ce do budowy skomplikowanych
materia��w
wybuchowych, kt�rymi zamierzaj� pos�u�y� si� w godzinie pr�by; poza tym chemia
przydaje si�
podczas wojny jako bro�, elektronika za� � do zak��cania ��czno�ci radiowej.
Kess za�o�y� sp�k� w 1965 roku; powsta�a na bazie jego dw�ch wcze�niejszych
sp�ek,
kt�re w 1964 zbankrutowa�y, jak twierdzi, w wyniku nacisku rz�du na jego dawnych
klient�w,
by nie odnawiali z nim um�w. Ten fakt jest tylko przejawem r�nicy zda� mi�dzy
Kessem
a rz�dem, nie za� przyczyn� niezgody. W 1945 roku Kess znalaz� si� w
ameryka�skich
oddzia�ach, kt�re zaj�y Niemcy i kt�rym nakazano zaprzesta� walki, gdy� z
drugiej strony ju�
nadci�gali Rosjanie. Kess, bez do�wiadczenia politycznego � mia� w�wczas ledwie
dwadzie�cia
lat � widzia� wyra�nie, jak Rosja i Ameryka podziel� wp�ywy na terenie zaj�tych
Niemiec.
A przecie� tylu koleg�w zgin�o na jego oczach! Upiera� si� wi�c, �e Amerykanie
maj� prawo
przej�� Niemcy dla siebie. Upiera� si� przy tym tak bardzo, �e wreszcie kazano
mu trzyma� j�zyk
za z�bami. Niesubordynowanego Kessa zwolniono na podstawie wykrytych u niego
zaburze�
psychicznych, okre�lonych jako paranoja agresji.
W roku 1963 wraz z pi�cioma kolegami polowa� na jelenie w g�rnym Michigan, kiedy
inny
my�liwy przypadkiem do nich wystrzeli�. Wszyscy zgodnie zeznali, �e zasmakowa�
im strach;
ukryli si�, rozsypali w tyralier�, otoczyli faceta i ostrzelali, celowo
chybiaj�c, zmusili, by odda�
im strzelb�, trzymali go pod broni� do ko�ca dnia, a� wreszcie pod wiecz�r z
wielkim krzykiem
wygonili go z lasu. Najwi�ksz� frajd� sprawi� im fakt, �e cho� min�y lata od
wyj�cia z wojska,
nadal umieli zachowa� zimn� krew pod ostrza�em, nie zapomnieli, jak si�
podchodzi wroga,
i sprawnie przeprowadzili ca�� akcj�. Zacz�li wspomina� wojenne do�wiadczenia i
stwierdzili, �e
gdyby ich kraj zosta� zaatakowany, co zdawa�o si� ma�o prawdopodobne, wci��
byliby w stanie
pokaza�, co potrafi�. Wypity tego wieczoru alkohol rozgrza� ich tak bardzo, �e
rozwa�ali ju�
techniczn� stron� dzia�a�: snuli plany, jak to rozbij� ob�z w g�rach, jak
trzymaj�c si� z dala od
ludzkich siedzib wyszkol� snajper�w, napadn� na jaki� patrol, to zn�w zaatakuj�
magazyn
zapas�w wroga, a potem, nim nieprzyjaciel wy�le za nimi po�cig, b�yskawicznie
wycofaj� si� do
lasu. Rzecz jasna, idea�em by�oby nie wpu�ci� wroga poza pas przybrze�ny, ale to
wymaga
niezwykle skrupulatnie przygotowanej obrony, na kt�r�, ich zdaniem, rz�d �
zale�ny, jak s�dzili,
od wp�yw�w samego wroga b�d� jego sympatyk�w � nie m�g� sobie pozwoli�. Kess sam
wymy�li� nazw� organizacji: �Stra�nicy Republiki�.
� Pa�ska �ona zasn�a na dobre.
Bourne spojrza� na lekarza, stoj�cego w �ukowatym przej�ciu ��cz�cym salon z
kuchni�.
Dywan najwyra�niej wyt�umi� jego kroki. We w�osach mia� zn�w r�wniute�ki
przedzia�ek.
� Obudzi si� ko�o sz�stej. B�dzie mia�a zawroty g�owy i nie b�dzie chcia�a je��,
ale mimo to
prosz� wmusi� w ni� troch� zupy. A je�li zn�w zacznie szale�, niech pan jej poda
jeszcze dwie
takie pastylki. O, prosz�. Stopa bardzo panu dokucza?
� Jaka stopa?
Bourne zerkn�� w d�. Nagie stopy wyda�y mu si� szalenie dalekie, zupe�nie jakby
ogl�da� je
przez odwrotny koniec teleskopu. Z trudem powstrzyma� si�, �eby nie nachyli� si�
ku nim za
bardzo i nie zlecie� z krzes�a. Paznokie� na du�ym palcu prawej stopy by� zdarty
i na wp�
oderwany od cia�a; krew pod nim zakrzep�a w ciemn� grud�. Nie czu� b�lu. To
przez te proszki,
pomy�la�.
� Nawet nie zauwa�y�em. Musia�em go sobie naderwa� w czasie szamotaniny z
Claire. Sam
to za�atwi�. Jak ju� sobie p�jdziecie. B�d� mia� jakie� zaj�cie, �eby o tym
wszystkim nie my�le�.
� Potrzebna mi pa�ska zgoda na sekcj� zw�ok.
Nie by� na to przygotowany. Nagle wyobra�nia podsun�a mu obraz lekarza
rozcinaj�cego
ma�� klatk� piersiow� Ethana; widzia�, jak lekarz odci�ga p�aty mi�ni, wyjmuje
wn�trzno�ci...
� Dobrze � powiedzia� szybko. � Tak, dobrze � doda�, wpatruj�c si� w dwie d�ugie
��te
pigu�ki w d�oni, �eby zast�pi� czym� widok rozci�tego tu�owia syna. � Ok�ama�
mnie pan
w sprawie tych proch�w.
� Przecie� uspokajaj� pana, prawda?
� Jasne. Je�li to, �e mam ochot� zwali� si� z krzes�a na ziemi�, nazywa pan
spokojem.
Lekarz u�miechn�� si� i si�gn�� po sw�j kuferek.
� Chcia�bym zamieni� z panem s��wko, doktorze � zatrzyma� go Webster.
Lekarz spojrza� na niego.
� Naturalnie.
� Ale nie tutaj.
Bourne zastanawia� si�, o co chodzi. Wdzia�, jak lekarz obrzuca Webstera
zdziwionym
wzrokiem, wychodzi z nim z kuchni i przemierza salon, by wreszcie znikn�� w
hallu ko�o drzwi
wej�ciowych. Us�ysza�, co Webster m�wi w korytarzu, i zaspokoi� ciekawo��.
Webster �ciszy�
g�os, ale jego s�owa i tak dochodzi�y do kuchni.
� Zak�ada�em, �e pan i tak sam wszystko sprawdzi, doktorze � powiedzia� Webster,
ukryty
w hallu. � Ale zabra� pan zw�oki, zanim zd��y�em rzuci� na nie okiem i zrobi�
zdj�cia, wi�c
powiem panu wprost. Chc� wiedzie�, czy na ciele dziecka nie ma �lad�w obra�e�.
Pode�lemy
panu kogo� do pomocy w sekcji. Nasz cz�owiek zajmie si� te� kotem. Nie w�tpi� w
pana
kwalifikacje, ale to wszystko jest na tyle dziwne, �e chc� si� zabezpieczy� i
mie� absolutn�
pewno��, �e nic nie przeoczymy.
S�uchaj�c monologu Webstera, Bourne uparcie patrzy� na Forda, kt�ry pr�bowa�
udawa�, �e
jest czym� bardzo zaj�ty. Najpierw z zak�opotaniem wpatrywa� si� w pod�og�,
potem przeni�s�
wzrok na mleko na stole, wreszcie na szk�o ko�o pieca, jak gdyby w�a�nie
dostrzeg� co�, czego
przedtem nie widzia�. W ko�cu wpad� na pomys�, by zapali� papierosa, i
uszcz�liwiony, �e
nareszcie mo�e otworzy� usta, pocz�stowa� Bourne�a. Ale nie czeka� na odpowied�.
� Niech pan pos�ucha � zacz��. � Webster nie ma nic z�ego na my�li. Naprawd�. Po
prostu
taki ju� jest. Ostami raz okaza� wsp�czucie dziesi�� lat temu. Ojciec zg�osi�,
�e kto� zgwa�ci�
i zabi� jego o�mioletni� c�rk�. Webster siedzia� przy nim. Opowiadali sobie,
jakie to straszne.
Facet wysun�� hipotez�, �e to sprawka pewnego licealisty. No wi�c jak tylko
Webster wyszed�,
go�� wzi�� strzelb� w gar�� i poszed� szuka� ch�opaka. Znalaz� go przed
Websterem i rozwali�
mu �eb na miazg�. Ma�o tego, okaza�o si� potem, �e obaj pope�nili b��d: ten
ch�opak nie by�
sprawc�.
� Ale ja si� nie myl�.
� Nie. Niech pan pos�u...
W�a�nie wtedy lekarz wyszed�. Zamkn�� drzwi i po chwili Webster wr�ci� do
kuchni.
� Niech pan sobie nie zawraca g�owy obra�eniami. Nie mam zwyczaju bi�
pi�ciomiesi�cznych niemowl�t � wypali� Bourne.
� S�ysza� pan?
� Tak, jakby pan tr�bi� z ambony.
� Przepraszam.
� Ja my�l�!
� Przykro mi, �e pan to s�ysza�, ale wcale nie zamierzam przeprasza� za moje
s�owa.
Chcia�em za�atwi� to delikatnie, ale skoro podni�s� pan t� kwesti�, wyja�nijmy
sobie wszystko
uczciwie. Trucizna w mleku jest dla mnie nowo�ci�. Za to mia�em ju� do czynienia
z historiami,
kiedy niemowl� chwyta�o przez przypadek za butelk� z chlorem, past� do pod�ogi
czy mebli, tyle
�e przy wnikliwszym badaniu okazywa�o si�, �e to nie wypadki. Bo dzieciaki by�y
pobite,
zmaltretowane. Niekt�re mia�y pop�kane organy wewn�trzne, przemieszczone stawy,
a durni
rodzice po prostu wyko�czyli je, z nadziej�, �e nie zauwa�ymy siniak�w. Pan
twierdzi, �e to
sprawka Kessa, i nie mam powodu, �eby panu nie wierzy�. Ale musz� wszystko
obw�cha� sam,
z lewa i z prawa. Zreszt�, gdybym tego nie zrobi�, chyba kiepsko by pan o mnie
my�la�. Kto� do
kogo� strzela, kto� kogo� za�atwia no�em, tak, to mog� zrozumie�, z tym mog� �y�
i uzna� to za
normalk�. Ale sam mam dw�jk� pacan�w i kiedy s�ysz�, �e kto� otru� dziecko
mlekiem, to
Chryste Panie!
7
Karetka ju� dawno odjecha�a. Analitycy z policyjnego laboratorium, fotografowie,
spece od
odcisk�w palc�w � wszyscy ju� byli i odjechali. Po drugiej stronie ulicy sta�y
kobiety
i obserwowa�y ostatni radiow�z; patrzy�y, jak we trzech wychodz� na ganek.
Webster da� mu
wizyt�wk� z numerem telefonu, a Ford sta� w pe�nym s�o�cu, �ciskaj�c dwie
plastikowe torebki:
w jednej mia� na wp� pust� butelk� mleka, w drugiej � sztywno zwi�zan� kotk�. A
Bourne
wci�� nie kojarzy�, gdzie s�ysza� ich nazwiska. Palec u nogi rwa� go tak bardzo,
jakby kto� wbi�
mu ostrze sztyletu pod paznokie�. Nagle go ol�ni�o! No jasne! Webster i Ford!
El�bieta�scy
dramatopisarze!
� Co pan m�wi? � zapyta� Webster.
� Nic, nic. To te dzisiejsze prze�ycia. I proszki.
� Chyba powinien si� pan po�o�y�.
� Ju� le��, niech mi pan wierzy.
U�miechn�� si� i chcia� obr�ci� swoje zak�opotanie w �art, ale zaniepokoi� si�
naprawd�.
Skoro nie panowa� nad sob� do tego stopnia, �e m�wi� na g�os, nie zdaj�c sobie z
tego sprawy, to
jak poradzi sobie z Sar� i Claire, kiedy si� obudz�? Martwi�y go te� oczy.
Najpierw kuchnia
zasun�a si� szar� mg�� � zupe�nie jak szklanka wody � a teraz, kiedy �api�c
r�wnowag� chwyci�
si� balustrady ganku i patrzy� na dw�ch detektyw�w zmierzaj�cych przez trawnik
do samochodu,
s�o�ce tak mocno k�u�o go w oczy, �e z b�lu musia� je mru�y� � os�ona z d�oni
nie pomaga�a.
Kr�ci�o mu si� w g�owie, wi�c opar� si� o balustrad� i patrzy�, jak Ford rusza i
odje�d�a. Kiedy
radiow�z skr�ci� w przecznic� i znikn�� z widoku, zadzwoni� telefon.
I jeszcze raz. Drzwi wej�ciowe by�y otwarte; najbli�szy aparat znajdowa� si� w
hallu. Bourne
rzuci� si�, �eby podnie�� s�uchawk�, zanim telefon w sypialni zbudzi Sar�, a
mo�e nawet Claire.
� Halo! � Opad� na �awk� ko�o telefonu. Jego g�os zabrzmia� chrapliwie. Strach
wr�ci�.
� Dobra jest, gliny ju� odjechali, ale s� czy ich nie ma, i tak ci� dopadniem,
niech ci� ba�ka
o to nie boli.
� Co? � krzykn�� i ca�y zesztywnia�. � Co?! Kto m�wi?
� Powiedzmy, �e przyjaciel twojego przyjaciela. Tyle �e wy zn�w nie takie
przyjaciele, co?
Widzia�em, �e do karetki zabrali tylko twojego bachora. Dobra jest. Nie przejmuj
si�, za�atwimy
was wszystkich po kolei, a wtedy b�dziem kwita.
Nie! � chcia� powiedzie�. Chryste, ju� do��! Wystarczy to, co zrobili�cie. Ale
nie zd��y�.
Rozleg� si� metaliczny trzask i w s�uchawce odezwa� si� ci�g�y sygna�.
8
Siedzia� na �awce i d�ugo ws�uchiwa� si� w jednostajne buczenie. Po prostu
siedzia�. Nie mia�
si�y wsta� ani od�o�y� s�uchawki. Nie mia� si�y na nic. Ogarn�� go ch��d. Dr�a�y
mu r�ce i kolana
i wiedzia�, �e je�li wstanie, i tak nie utrzyma si� na nogach. Ten g�os... Ten
g�os ci�gle ko�ata� mu
w g�owie. By� pewien, �e facet udawa� prymitywa, �e celowo m�wi� niepoprawnie. I
cho� nie
rozumia� dlaczego, zacz�� si� ba� jeszcze bardziej. Zimno zamieni�o si� w
rozsadzaj�c� jelita fal�
ciep�a.
Chryste, sk�d wiedzieli, �e Ethana zabrano karetk� i �e policja w�a�nie
odjecha�a? Sk�d ten
facet dzwoni�? By� gdzie� blisko. Bardzo blisko. Ale tu nie ma �adnej budki
telefonicznej! Sk�d
m�g� dzwoni�?
Z jakiego� domu przy ulicy. Albo za rogiem.
Drzwi wej�ciowe by�y nadal otwarte na o�cie�. Bourne odwr�ci� si� i spojrza� na
dom
naprzeciwko. Kobiety nadal sta�y na chodniku. Plotkowa�y, patrzy�y.
Do��! Rzuci� si�, �eby zatrzasn�� drzwi.
Ale przecie� nikt z s�siad�w by tego nie zrobi�. Co do tego nie mia�
najmniejszych
w�tpliwo�ci. Zna� ich wszystkich. Przyja�ni� si� z wieloma. Nawet ten wredny
staruch dwa domy
dalej by tego nie zrobi�. Nagle przypomnia� sobie, �e g�os w telefonie m�wi� co�
o przyjacio�ach,
i to, o czym Kess wspomnia� kilka miesi�cy temu...
Nie jeste�my sami. Istniej� dziesi�tki takich organizacji jak nasza. Mamy
dwadzie�cia tysi�cy
sprawnych �o�nierzy. Kolejne dwadzie�cia tysi�cy czeka na szkolenie. Je�eli doda
pan ich do
stanu innych lojalistycznych ugrupowa� w kraju, otrzyma pan armi� �o�nierzy
niewiele
ust�puj�c� liczbie poborowych ameryka�skiej piechoty morskiej. A ten nab�r,
kiedy ostatnim
razem sprawdza�em, to dwie�cie czterdzie�ci tysi�cy rekrut�w. Nasi ludzie s�
wsz�dzie.
W przemy�le i w rz�dzie, w policji i w wojsku. Facet, od kt�rego kupi� pan
samoch�d, cichy
mieszkaniec pa�skiej uliczki � ka�dy z nich mo�e z powodzeniem by� naszym
cz�owiekiem.
Stan�� przy zamkni�tych drzwiach i zerkn�� na szczyt schod�w. Zaskoczy� go widok
Sary.
Trzyma�a si� za brzuch.
� Tato, �le si� czuj�.
� Bardzo �le? � spyta� i czym pr�dzej zacz�� wchodzi� po schodach.
� Musz� zwymiotowa�.
Proszki od tego doktorka, pomy�la� ze z�o�ci� i natychmiast spr�bowa� si�
uspokoi�. Nie jest
tak �le. Po tych pigu�kach musi ci�gn�� na wymioty.
I nagle zacz�� si� zastanawia�, czy nie pope�ni� b��du. Mo�e lekarz by� jednym z
ludzi Kessa
i poda� im zatrute prochy?... Takie o op�nionym dzia�aniu, �eby go�� zd��y�
odjecha�.
Wpada� w panik�. Patrz�c na bezradn� buzi� Sary, usi�owa� wzi�� si� w gar��.
Trucizna
o op�nionym dzia�aniu by�aby przecie� bez sensu, przekonywa� sam siebie.
Pierwsze objawy
zatrucia stworzy�yby szans� na podanie antidotum.
Jasne.
Przemy�la� to jeszcze raz, gruntownie.
Jasne.
� Wszystko b�dzie dobrze � powiedzia� najspokojniej, jak umia�. � Zwymiotujesz i
poczujesz
si� lepiej. Chod�.
Obj�� Sar� i zaprowadzi� do �azienki. Podni�s� desk�.
� Niech �o��dek zwr�ci, je�li ma ochot� � poradzi� �agodnie. � Kl�knij, a ja ci�
przytrzymam.
Nie ma si� czego ba�.
I czeka�.
� Tato...� Ukl�k�a przed muszl�.
� Tak, kochanie.
� Czyja te� dostan� tego, o czym m�wi�a mama?
� Czego, kochanie? Nie wiem, o co pytasz.
� Tego czego�, czego dosta�a Samanta, bo mia�a ju� szesna�cie lat.
Nie rozumia�. Pr�bowa� odtworzy� sobie moment �mierci kotki i to, co Claire
mog�a wtedy
powiedzie�. Zdawa�o mu si�, �e od chwili, gdy umar� Ethan, i od wszystkich
p�niejszych
wydarze� min�y ca�e wieki.
� My�lisz o zawale serca?
� Tak. Czy ja te� dostan� zawa�u, kiedy sko�cz� szesna�cie lat?
� Saro, wiesz, �e Samant� kto� otru�. Chc�, �eby� zdawa�a sobie z tego spraw�.
Bez mojej
zgody nic nie wolno ci bra� do ust.
� Ale czy jak b�d� mia�a szesna�cie lat, te� dostan� zawa�u?
� Nie. Koty starzej� si� w innym tempie ni� ludzie. Szesnastoletni kot jest
jakby
osiemdziesi�cioletnim starcem.
� Wi�c ty te� jeszcze d�ugo nie dostaniesz zawa�u?
Chwyci� j� mocno, przytuli� i poca�owa� w kark.
� Nie, kochanie. Mam zamiar jeszcze d�ugo po�y�.
Nie zareagowa�a. Kl�cza�a nieporuszona, a on tymczasem �ciska� j� i ca�owa�.
� Tato...
� Tak?
� Czy Ethan i Samanta s� w niebie?
Nareszcie zrozumia�. Powoli odsun�� j� od siebie, �eby widzie� jej twarz.
� Saro, musz� ci� o co� zapyta�.
Nie odezwa�a si�.
� Naprawd� ci� mdli�o, czy chcia�a� tylko z kim� porozmawia�? Czujesz si� bardzo
samotna,
prawda? Nie bardzo wiesz, co si� dzieje, niepokoisz si� i jest ci smutno, tak?
Pokiwa�a opuszczon� g�ow�.
� Trzeba mi by�o powiedzie�. Zrozumia�bym to, naprawd�. A tak zdenerwowa�em si�
tylko,
�e jeste� chora.
Nadal milcza�a.
� Pos�uchaj, nie ma si� czym martwi�. Wszystko b�dzie dobrze. Co� ci powiem.
Musz�
jeszcze co� zrobi�, ale najpierw zaprowadz� ci� do sypialni, zapakuj� do ��ka
obok mamy
i chwilk� z wami posiedz�, tak b�dzie dobrze?
Podnios�a g�ow�, �eby na niego spojrze�. Milcza�a.
Musia� zadzwoni� do Webstera i powiedzie� mu o tym telefonie. Mo�e Webster wy�le
kogo�, kto przeszuka okoliczne domy. Mo�e co� zrobi. Co�, cokolwiek. Odk�ada�
ten moment,
jak tylko m�g�; chcia� mu da� czas na dotarcie do komendy. Mo�e nawet teraz
jeszcze nie
dojecha�? Ale Bourne nie by� w stanie czeka� d�u�ej.
Wsta�; kolana mia� obola�e i sztywne od kl�czenia. Musia� �agodnie poci�gn��
Sar� za r�k�,
�eby zrobi�a pierwszy krok. Przeszli na drug� stron� korytarza, do sypialni.
Claire le�a�a na boku
pod mi�kkim b��kitnym kocem i spa�a g��boko; w bladym �wietle wpadaj�cym zza
opuszczonych �aluzji zdawa�o si�, �e wcale nie oddycha. Niecierpliwie poczeka�,
a� Sara
wpe�znie pod koc obok matki, i w�a�nie kiedy nachyla� si� nad ni�, by poca�owa�
j� w policzek �
zdecydowany, �e jednak nie zaczeka, tylko od razu zejdzie na d� i zadzwoni do
Webstera � na