11910

Szczegóły
Tytuł 11910
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11910 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11910 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11910 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Astronix prolog czy coś takiego Ostatni zapamiętany widok... Myślę, iż najbardziej charakterystyczny był nie widok, a nastrój, głosy, zapach... Jeśli chodzi o widok, to wszystko, co pamiętam, to niezwykle jaskrawe kolory, nietypowe jak na takie miejsce... Pani nadąża? Bo może by to jakoś nagrywać? Ach, to dobrze. Jeżeli ktoś cale życie przygotowywany jest na to, że taka chwila przyjdzie, to może się nawet cieszyć... Ja nie potrafiłem. Dlatego bardzo wyraziście protestowałem... Mi ta „nędza” mojej nudnej, zwykłej egzystencji odpowiadała, aczkolwiek - jak każdy - nieraz narzekałem. Co teraz robię? Czytam, jak zawsze, czytam ludzi. To taka śmieszna umiejętność - mogę bezkarnie zaglądać do ich głów, mówić a kuku i śmiać się do rozpuku (hihi, zrymowałem) grzebiąc w najbardziej skrywanych zakątkach ich duszyczek. Tutaj korzystają z tego ludzie, którzy nie powinni... Ale nie mam wyboru... Tak, wiem, dlaczego mnie tu trzymają. Ale prawda jest, ze moje umiejętności nie są nieograniczone, a tutaj - mniejsze niż do tej pory. Pani teraz myśli, ze wobec tego to bezsens i głupota trzymać mnie, ale, logicznie rzecz biorąc, na zewnątrz nic dla nich nie zrobię, a tu - mimo, ze o polowe słabszy, jestem wiele razy mocniejszy od najzdolniejszego z nich - taki już mój dar. A oni wiedza jak to wykorzystać. Czemu co? Ach, nie mogłem podarować sobie przyjemności zajrzenia w Panią... Niech się pani nie czerwieni, nie zaglądałem tak chamsko i złośliwie... Oglądałem wspomnienia, kilka, z dzieciństwa. Niesamowita zazdrość mnie ogarnia... Mam chyba prawo i podstawy, żeby zazdrościć, prawda? No tak, pani mi nie odpowie... Zresztą, nie musi pani odpowiadać, ale czemu nie spyta pani o to, o co chce pani spytać? Czemu nie spyta pani o to, czy ja cały czas widzę i słyszę wasze myśli? Nie, tak nie jest, mogę się „nastawić”, a mogę nie słyszeć nic... No, chyba, ze ktoś jest natarczywy i sam chce nadawać. Moi przyjaciele, gdybym takich miał... Pewnie polecałbym im ta metodę kontaktowania się ze mną, aczkolwiek słabo odbieram na duże odległości. Mógłbym, ale miałbym strasznie duży mętlik, to trudne zadanie, a ja nie lubię się wysilać. Chaotycznie opowiadam? Bardzo możliwe, akurat tego nie opanowałem, nawet nie próbowałem nigdy opanować sztuki opowiadania, nie zamierzam zostać Szeherezada, przed niczym mnie to nie uchroni... A szkoda, bo poświęciłbym się, i uczył, gdyby tylko to było gwarancja spokoju, tego, iż mnie zostawia, na zawsze, w mojej norze, razem z Setem. Set? A nie mówiłem o nim? To mój szczur, mam go od zawsze... Od roku, znaczy... Tak, to był uśmiech, całkiem zwyczajny, ludzki uśmiech... Co jest niezwyczajnego w tym, iż nazwałem mój uśmiech ludzkim? Dziwnego? Nie, nadal nie rozumiem. Lustro? Tak, wisi tam. O, próżności kobieca... Już pani nie chce skorzystać? Czy to z powodu mojej uwagi? Przepraszam, naprawdę, nie mogłem się powstrzymać, ale teraz już będę się bardziej starał. Wyczuwam Pani lęk... Nie, to naturalne odczucie, związane z moja empatią, nie zaglądałem w Panią ani przez moment, nie byłoby to zabawne, aczkolwiek mogłoby być pouczające, i mogłoby mi pomóc znaleźć się w tej trudnej sytuacji... Pani przecież musi dużo wiedzieć... Wie pani, czemu tego nie zrobię. Ja cały czas jestem szantażowany, Pani wie, kim on jest, i dlaczego to robi. Kocham Seta i nie pozwolę go skrzywdzić. Budujące jest to, ze mogę go czasem oglądać. Biedak, jest absolutnie otępiały... Musze przyznać, ze mnie Pani zaskoczyła, i to bynajmniej nie pozytywnie. Myśli Pani, ze skoro Set to zwierze, łatwiej go rozgryźć, bo prościej myśli? Primo - Set to nie zwierzę, a szczur. Secundo - On myśli szybciej, więcej i inteligentniej od nas. Uważa Pani za śmieszne stwierdzenie, iż ktoś myśli inteligentniej niż ktoś inny. Może to śmieszne, ale zarazem jedyne rozsądne i najbardziej odpowiednie stwierdzenie. Ja nigdy nie zastanawiam się, czy kogoś ranie, mówiąc to, co myślę. Oni nie myśleli o mnie, kiedy mnie tu zabierali, prawda? PRAWDA? Znów to uporczywe milczenie osoby, która chce, ale nie może. Żenujące. Ale tak często spotykane w tej profesji. Patrzy pani z takim wyrzutem, jakby zarzucała mi odebranie roli prowadzącej. Taki już jestem... Hihi. I co teraz? Porozmawiamy o Syndromie Zamknięcia? Cierpimy na to obaj, ja i Set. Pani tez, pani psycholog? To ja - pani PSIchol. Wspaniały obiekt do badań. Jeśli pani chce, będę odpowiadał na pytania. Wszystkie. To z mojej strony duże poświęcenie, wiec proszę mnie docenić. Jak? Niech pani tez się wysili. Na końcu rozmowy nagrodzi mnie pani jakąś ciekawostka, z której będę mógł wysnuć naukę na przyszłość w tym miejscu. Będzie? No to dawaj, pani doktor... * * * Aktualnie mam 27 lat, a przynajmniej cos Kolo tego. Urodziłem się wolny, w Kraju Gdzie Nie Ma Ciemności. To taka maleńka kraina, do której moja matka wyruszyła jako dwunastolatka z Merthu - krainy niewolników i ciemności. A także ciemnoty. Każda z tych krain jest w innym świecie, ale moja mama miała swojego rodzaju bilet - wtedy kilka kobiet dostało takie dary, nikt nie wie, od kogo, bo zasadniczo to nie ma siły wyższej, no i mogła sobie podróżować. Ale mało kto ja lubił - no i na dodatek ja - mama wpadła ze mną - zawsze byłem sam. Aż pewnego dnia trafiliśmy do jakiejś zakichanej prowincji, gdzie Ona postanowiła zostać - poznała faceta, który ja hie hie pokochał, no i zostaliśmy. Ten kochający zakatował Ja na śmierć, a mnie chciał zrobić to samo, ale zdążyła wysłać mnie gdzieś. Wylądowałem tutaj - na Ziemi. W śmiesznym wszechświecie, gdzie światy są kulami, a ludzie zjadają zwierzęta. Gdzie ludzie zabijają innych ludzi, żeby mieć z tego wymierny zysk - wasz świat jest odmierzony. Policzony. Chwilami mam wrażenie jakby moja mamusia dostała klucz nie tylko na pokoje, ale i do kuchni i w ciemne zakamarki tego całego wielkiego Czegoś - no i przez pomyłkę wrzuciła mnie do kosza na śmieci w jakiejś komórce. Radosne byłoby, gdyby chociaż dala mi jakąś wskazówkę, w końcu wszędzie można się dostosować...Ale nie, ona zostawiła mnie tu samego, bo w końcu, jej zdaniem, geniusze musza sobie radzić w każdej, najdzikszej krainie ( miała ciekawe zdanie o jednych z najdelikatniejszych istot w tym... i każdym innym... wszechświecie). W naszym paskudnym świecie, gdzie są nie tylko ludzie, ale i smoki. Dobra, nie chce mi się wymyślać więcej. W zasadzie to brzmi to jak początek opowiadania fantasy w bardzo złym stylu - takich najgorszych wydań, które można kupić w byle kiosku za parę groszy - mało ambitnych i z dużą dozą bohaterów, bohaterek i ich wspólnej prokreacji. Nieważne - koniec wymyślania. Pani się denerwuje, pani doktor. Nie trzeba. Ale, w zasadzie, mnie tez zaczyna już pani dziś denerwować. Nie będę rozmawiał. Zapraszam jutro. Chociaż przeczuwam, ze i bez mojego zaproszenia byś tu przyszła, dobra kobieto. Czyż nie? I znów to milczenie. Coraz częściej mam racje. W pani zawodzie to musi przygnębiać. Na koniec tej pierwszej, integracyjnej wizyty powiem pani niesmieszny, drastyczny żart - grę słowną, który został pomyślany przez pani szefa na mój widok: PSIonicy schodzą na PSy...Interesujące. Może to ma jakiś głębszy sens? * * * 13. 12. A.D.98 Dziś odbyłam pierwsza wizytę u pacjenta no. 3/98/12/sch. Nie wiem, w jakim celu, ale nie zostaliśmy sobie przedstawieni. Powiedziano mi, ze to schizol, i ze mam udowodnić, ze nie jest psionikiem, jak nam oznajmił. Nie wiem skąd go wzięli, ani w ogóle nic na ten temat, bo kliniki prywatne rzadza się dziwnymi prawami, wśród których priorytetowym jest: żeby inwestor dalej płacił. Łożył, znaczy. Przynajmniej w klinikach eksperymentalnych, których rząd nie chce utrzymywać. Ciekawe czemu? Nie chcieli dać do wglądu swoich nowatorskich, świeżo opracowanych, leżących w białych, nie ruszonych teczkach metod ratowania zwichrowanych dusz? Każdy dziś chroni swe tajemnice, wiec bym się nie zdziwiła. Jutro pójdę poczytać o sposobach na leczenie sch. Zaczynam się zastanawiać, czy to dobrze, ze zgodziłam się na ta prace. Ile to już? Za dwa miesiące cztery lata. Pieprzyć to! Cholerny dyplom z takim wyróżnieniem. I co? Mogłam jak wszyscy... Mogłam do dziś pracować w klinice i zdobywać doświadczenie, jak każdy, jak On... Wszystko zjebalam jednym podpisem. Związana do końca. Mojego lub szpitala. I tylko pacjenci, mieszkanie, raz w tygodniu wychodne, i oczywiście pieniądze. I nie ma ich na co wydać. Och, jak ja marze o tym, żeby wydać je na jakąś rzecz, tak nieprzydatna jak i cale moje życie. GLUPIA, CO TY ZROBILAS!!! Głupio ci teraz, bo sama nie wiesz. Boże, zaczynam mówić do siebie! Wyśle komuś maila, może mi przejdzie. Tylko komu? Natasza nie odpowiada drugi miesiąc, wiec niech spada. No to Wiertnik... Przecież napisał, ze go nudzę. To w sumie dobrze, bo on mnie troszkę jakby tez. A Witkacy? Ha ha! (To był uśmiech triumfu). Cześć słonko, dawno nie pisałam, jest chujowo, napisz, baranina i papier toaletowy w 9 - ciu kolorach tęczy i zero niezdrowej żywności, i nie spij poza domem (regulamin!) i wino marki żebyś choć raz sprawdziła i jak to komu powiesz, to od razu lepiej, ale dobrze wiesz, ze nie ma komu, i ze nie powinnaś... Wysłałam. Nie brzmiał co prawda jw., ale to przecież moja sprawa, co mam w laptopie, czyż nie? Troszkę już mi lepiej. Jak patrzę na to, co napisałam wyżej, zastanawiam się, czy to przypadkiem nie wygląda jak notatki jakiegoś pacjenta tutejszego przybytku. Chyba za dużo tego wina. (Nie piłaś wina!)...A kolacja z szefostwem? Zamiast przepisowej lampki - cztery... Jesteś trzeźwa? Nieważne. Jutro na badanie przyniosę mu parę zdjęć, może będzie umiał powiedzieć cos o tych ludziach. Zaczynam wierzyć, ze on naprawdę psionikuje. Jak on to powiedział? Porozmawiamy o Syndromie Zamknięcia? Cierpimy na to obaj, ja i Set. Pani tez, pani psycholog? Skąd wiedział? A może to tylko tak, może on nie wie? * * * Dziś cos się pani spóźniła, a to nieładnie, zwłaszcza, ze miała pani ode mnie zaproszenie... Brzydko z pani strony. Ale... Cóż to za interesujące rekwizyta pani przyniosła? Wygląda jak przygotowania do seansu nekromancyjnego, czy jakoś tak... Tak mi się kojarzy, znaczy. No, może jak do seansu u jasnowidza. I co ja mam zrobić z tymi zdjęciami? Nigdy nie próbowałem czegoś takiego...I tak nie ma nic lepszego do roboty. A zatem - ruszajmy. * * * Ten dziadek o niczym nie myśli... Czy pani mnie sprawdzała? Jego ostatnia myśl brzmiała ‘nadchodzę Marysiu... Tu faktycznie jest pięknie...’ Ta niewiasta jest raczej nudna. W tej chwili myśli o tym, co zrobić, aby jej mąż był zadowolony i szczęśliwy, czego jest jej trudno dokonać, bo jest głupia, a on nie. Poza tym myśli o firankach, koronkach, sąsiadce, której nie lubi i swoim śmiesznym życiu. Jej mąż jej nie kocha, a ich ślub, który odbył się rok temu (zdjęcie jest nieaktualne) został zaaranżowany przez nią i jej rodziców, bo on jest inteligentny i nieźle się zapowiada. To forma inwestycji jej rodziców, on zgodził się dla pieniędzy, których potrzebował. Teraz za to płaci, nienawidzi się za te decyzje... Późno, bo spisali intercyzę, i straci wszystko, jeśli się rozstaną. Ona jest w tym wszystkim biedna, bo usiłuje go pokochać, żeby wynieść z tego życia cos wartościowego. Widzę, iż to o niego chodziło, prawda? Nie, nie czytam, patrzę na pani reakcje na moja tyradę... Interesujące. Lubiłaś go, prawda? Bardzo nawet. Milo widzieć pani zdumienie. Zatem ruszajmy z naszym quizem. Ta postać nie istnieje. To mężczyzna, nie kobieta. Jedyne, co posiada to pierwotny umysł, który każe za wszelka cenę przetrwać. Warzywko. Od wielu lat. Może jakieś zdjęcie nie związane z panią i nie podchwytliwe? Ten chłopak ma siedemnaście lat - obchodzi urodziny za dwa tygodnie. Zaprosił na nie dziewczynę, która od półtora roku usiłuje poderwać - jego uczennicę. Daje jej korepetycje z niemieckiego i matematyki. Mówią na niego Kret. Chłopak na ogól jest miły, ale ma drobne problemy ze sobą - niekontrolowane stany agresji. Chodzi do psychiatry, ale bardzo się tego wstydzi - wie o tym tylko matka. Ojciec jest w Szwajcarii, i jedyne, ku czemu kieruje swe zainteresowanie, to zarabianie pieniędzy. Ma tam na boku panienkę, jego sekretarkę, Anę, i właśnie w tej chwili podejmuje szalenie ważną decyzje dotyczącą jego firmy. Problem przedstawia się następująco: czy Ana ma zostać, czy powinien ja zwolnić, bo przespała się z innym, a potem otwarcie do tego przyznała. Wróćmy jednak do tematu - chłopak boi się wyjść gdziekolwiek ze względu na to, co może się stać. Kiedyś pobił siostrę do nieprzytomności. Ma jednak wspaniały charakter - jest pracowity, sympatyczny i wrażliwy. Poza tym jest zapalonym informatykiem, kocha jazz i gra na flecie. Uwielbia wymyślać historyjki, które opowiada siostrze i spisuje w wielkim brulionie. Ona już dawno mu wybaczyła, choć teraz trzyma go na dystans i nie są zżyci jak dawniej. On bardzo nad tym ubolewa, ale pogodził się. Dość na dziś. Resztę zdjęć może pani zostawić, przejrzę do jutra. Zatem idzie pani? I nie porozmawiamy? No cóż, przeżyje. Wymyśliłem sobie zajęcie - usiłuje nawiązać kontakt z Setem - udaje się, choć biedak jest strasznie skołowaciały. Zdarza mu się, ze mówi anagramami (jak ten gość z Monty Pythona) albo przesyła mi fragmenty tego, co słyszy. A poza tym, czasem gada z sensem - i wtedy jest jak dawniej... * * * 14.12.98 Ja mu wierze... Chyba. * * * Chciałbym w końcu uzyskać od pani wskazówkę, która obiecała mi pani przy naszym pierwszym spotkaniu. I co z tego, że ja się nie wywiązałem? Czy fakt, ze ja łamię dane słowo uprawnia panią do tego samego? Myślę, że pani spełnia swoje obietnice... Człowiek, który walczy o swój pozytywny wizerunek i prestiż powinien... Chociaż... Oni nie chcą niczyjej krzywdy, pragną tylko dobra swych pacjentów. Pacjentów? Pani sama w to nie wierzy, prawda? Nie, nie czytam, patrzę na pani twarz - mówi to pani bez przekonania, jakby czytała pani mierne wypracowanie ucznia, którego tatuś jest Bardzo Ważnym Panem, i mówiła o nim (wypracowaniu, znaczy), ze jest świetne, nowatorskie, poruszające zagadnienie z ciekawego punktu widzenia. Niemniej jednak - przemyślę to. A propos niczego - jak wyszedł mój test ze zdjęciami? Wiem, ze nie musze pytać, ale ja bardzo lubię triumfować. Ten chłopak... Kret... On się tu leczy prawda, to pani pacjent? On pani nie lubi. A jutro robi sobie dready. Na początku będzie miał ich kilka, i może dziwnie wyglądać. Ale niech ich pani nie krytykuje. Zero komentarza. Poczytałem tez w umyśle męża kobiety z drugiego bodajże zdjęcia. Myślał o tobie, pani doktor... tęskni za panią... liczy na znak życia, bo on nie może skontaktować się z panią. Chciałby odświeżyć to, co was dawniej łączyło. Nawiasem mówiąc, choć sam w to nie wierzy (stara się zapomnieć) nadal panią kocha. Nurtuje mnie, czy pani go również, taka ze mnie ciekawska, a właściwie wręcz wścibska (ciekawe, ze gdyby wymówić ten wyraz nazbyt dokładnie powstanie interesujący neologizm, czy wręcz neowulgaryzm, który notabene jest bardzo jednoznaczny i dobitny...) natura, ale nie sprawdzę tego w żaden chamski sposób... Po prostu, jeśli mi pani nie odpowie, będę niedoinformowany, a co za tym idzie - nieskory do współpracy. Uprzedzałem, ze lubię triumfować. Pomimo mojej sytuacji, która z pozoru stawia mnie na przegranej pozycji, to ja będę dyktował warunki. W tej chwili jest mi już wszystko jedno. Z panią współpracuje, bo mi pani żal, tak, to swego rodzaju litość, oni mogą mi zrobić bardzo niewiele tego ‘dobra’ (specyficzne określenie). Wstrzyknęli coś Setowi. Teraz jest, że tak to określę, w Krainie Wiecznych Śmietników. A wiec jednak... Pani tez go kocha. Proszę pamiętać o tym, ze ja pani ufam, bo obiecałem nie czytać. Wierzę pani. Ale jeśli się przekonam, że to nieprawda - że tak to określę - koniec z nami * * * 16.12. 1998 Wczoraj po wizycie u psionika poszłam dowiedzieć się, co stało się z Setem. Dowiedziałam się, że była to decyzja głównego. O co chodzi? Wiedzieli, że sch. na nim zależy. A może właśnie dlatego? Sama już nie wiem. Dowiedziałam się, jak się nazywa - Stokrotka. Pohippisowskie dziecko. Wygląda bardzo młodo. I staro zarazem. Jest bardzo blady, ale wygląda to naturalnie, nie jest ‘trupio’ czy ‘upiornie’ blady... Bardzo dziwny wyraz twarzy. Cały czas się uśmiecha, ale... To nie jest zwykły uśmiech. Taki dziwny grymas, połączenie ogromnego bólu, cierpienia, z błogostanem wszechwiedzy... On drwi z nas wszystkich. Co z tego, ze powiedział, ze nie czytał? A czy sam nie przyznał się do złamania słowa? Doskonale wie, co się we mnie dzieje. Może on jednak nic nie wie? Może faktycznie jest zwykłym szaleńcem? W końcu dziś nie odkrył, ze ja nie kochałam tego mężczyzny. Notabene ten facet sądził, ze go kocham. Powinnam teraz napisać, ze tak naprawdę kochałam jego ojca (brata, stryja, najlepszego przyjaciela, brata bliźniaka, o którym on nie wie, młodszą siostrę, bo tak naprawdę jestem mężczyzna w przebraniu, etc.) i już miałabym dobry materiał na telenowelę hi hi. Może ktoś poza moim ‘kwiatuszkiem’ zauważyłby, jaka jestem zabawna, inteligentna i warta poświęceń. Byłoby fajnie. Witkacy mi odpisał: ‘Każdy ma gorsze dni... Fajne schizy cię dopadły. Nie mam czasu. Napisze później więcej, bo teraz szef idzie. Mam nadzieje, ze kiedy czytasz, już ci przeszło - WIT’ No to się chopok wysilił, jak powiadają starzy (pokój 103 i 107), którzy są tu od ponad roku. Dobranoc. Jutro musze oddać pierwsze sprawozdanie dotyczące wyników badań. Sądzę, ze póki co, dla ogółu pozostanie po prostu zwykłym schizofrenikiem. To będzie chyba właściwsze, nie wiem czemu, ale podejrzewam, że im faktycznie chodzi o to, żeby był PSI... I to nie będzie z korzyścią dla niego. No cóż... Po raz pierwszy nie będę lojalna wobec (firmy?)... Rozwijam się? * * * Po co pani dziś przyszła? Dali mi kredki, wie pani? Narysowałem mu klepsydrę... Ma teraz Ostatnie Pożegnanie - czyż nie jest ładna? Cieszę się, ze choć raz się zgadzamy. Kto pani to powiedział? Nie mam na imię Stokrotka. Tak miała na imię Mama. Ja nazywam się Yellah. Mówiono na mnie Stokrotka, bo byłem do Niej podobny, ale z wiekiem mi przeszło. Choć przezwisko zostało. A propos wczoraj - pani nie skłamała. Złamałem dane słowo po raz kolejny. Czytałem. Może pani nawet nie wie, ale ta tęsknota, ta pustka, której pani dala etykietkę przywiązania i tęsknoty za czasami przedtutejszymi, to tak naprawdę miłość do tego człowieka. Trochę zapomniana i jakby odrobinę zakompleksiona. Oto mój rysunek - myślę, ze się pani spodoba. Skoro pani tak chce... Skoro tak chcesz... ja jestem Yellah, to już wiesz. Wracając do rysunku - przedstawia centaura, walczącego z jednorożcem. Ten centaur ma na imię Granef, a jednorożec - Derias. Walczą o prawa do marzeń, gdyż tylko jedna rasa może je mieć. Druga dostanie poezje i ludzi pod opiekę. Oboje walczą zaciekle, bo boja się ściągnąć na swoja rasę przekleństwo obcowania z ludźmi - rasa okrutna i głupią. Pytasz o rezultat... Granef zadusi Deriasa, a ten padając rozedrze mu klatkę piersiowa, przebijając serce. Dzięki temu marzenia i poezja staną się udziałem ludzi, którzy w sporej większości będą je niewłaściwie wykorzystywać, zaś pozostali przedstawiciele obydwu walczących ras zostaną uwięzieni w ideach, o które walczyli. Znasz to dzieło Gemma, prawda? Cale dzieciństwo to śniłaś. Co cię będę oszukiwać - to nie jest czyjeś tam dzieło. Ty miałaś wiedzieć ze są tacy jak my - bo my mieliśmy przyjść przez ciebie. Teraz już rozumiem, bardziej niż ty, i bardziej niż inni. Powiem ci cos - bo ty będziesz potrzebować. Ty dasz rade mnie zniszczyć. Moja moc nie jest wieczna. * * * 24.12. ‘98 Wesołych świąt!!! Ja spędzam święta w miejscu ‘odosobnionym’. Dla własnego dobra oczywiście. Psionik nie jest im potrzebny. Nie będzie współpracował. Plany dotyczące Yellah’a zajmują sześćdziesiąt trzy rozdziały. Jego mózg pracuje na częstotliwości 13,7 Hz, tak niedaleko od szczura, tak daleko od człowieka... Laptop bez sieci, i zero kontaktu z ludźmi. Tylko główny robi mi jedno pranie mózgu dziennie, milo, bo chociaż punktualnie. Śmieszny jest, z ta swoja powaga powtarzając takie idiotyzmy, ze mój dwuletni syn (gdybym go miała) wstydziłby się tak pierdolić. Niemniej jednak po prawie tygodniu zaczyna to działać. Cale zamieszanie z sch. zaczęło się od głupiego błędu. Główny nie zwrócił uwagi na napis na klatce, a nienawidzi wszystkiego, co ma ogon lub chodzi na więcej niż dwu nogach, lub po prostu nie jest w pełni dojrzałym człowiekiem IQ 131 oraz więcej. Potem Stokrotek (określenie z laboratorium) zaczął się z nami bawić. Oni wyciągnęli ode mnie sposób na zrobienie mu swoistej lobotomii - znaczy nie bezpośrednio, ale jak mówił Yellah - tu jest wielu innych, słabszych. Znamię jest na lewej łydce, po zewnętrznej stronie. Po prostu trzeba sprawić, żeby przestało być widoczne. Kazał mi odnaleźć imię jego matki. Powiedział, ze musze być silna. * * * Ten sam dzien. O godz. 17.00 zaproponowano mi wyjście i przejście na prowizoryczna sale śmierci - tzn. za szybę. To znaczy, ze nie ja umrę!(?) A zatem? Nie chciałam myśleć, bo po co. Gdyby nie to, ze w ogóle w niczym go nie przypominał, przyrównałabym go do Nazarejczyka. Miał czarny, poszarpany sweter i sztruksy w paski, te, w których przyszedł. Uśmiechnął się do mnie. Teraz, gdy zrozumiałam kim był, czuje się zaszczycona. Na lewej nogawce miał ślady krwi - nie sadze by znamię usuwano operacyjnie. Uchyliłam szybę (w końcu to prowizorka) i krzyknęłam - Lilith! Jesteś dzieckiem Stokrotki Lilith! Wiedzmy Adamowej! Uchylił swoje drobne ząbki w swoim dziwnym uśmiechu. Krótko - dlugie, spocone włosy spadały mu na zielone (czy aby?) oczy. Interesującym było to, ze procedura była fair (gdyby nie to, ze ‘skazany’ był niewinny). Zapytano go o ostatnie życzenie, spytał, czy może do mnie podejść i cos mi powiedzieć. Zgodzono się. Powiedział: ‘witaj Klejnocie, oto pierwsze dziecko Lilith. Chroń inne i bądź silna - tak, to przede wszystkim. My nie kpimy z boga chrześcijan, my tez chcieliśmy jego miłości. Brak miłości rodzi cynizm. Lilith pozdrawia cię, bo jesteś przez Nią wybrana. Tysiąc Stokrotek, Klejnot szlifowany na tysiąc płaszczyzn.’ Byłam obecna podczas sekcji. Na plecach miał rany po odciętych skrzydłach... Rany, prawdopodobnie już dawno zabliźnione, które otworzyły się na nowo. Główny rzygał jak niedoświadczona pielęgniarka.