11910
Szczegóły |
Tytuł |
11910 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11910 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11910 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11910 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Astronix
prolog czy coś takiego
Ostatni zapamiętany widok... Myślę, iż najbardziej charakterystyczny był
nie widok, a
nastrój, głosy, zapach... Jeśli chodzi o widok, to wszystko, co pamiętam, to
niezwykle jaskrawe
kolory, nietypowe jak na takie miejsce... Pani nadąża? Bo może by to jakoś
nagrywać? Ach, to
dobrze.
Jeżeli ktoś cale życie przygotowywany jest na to, że taka chwila
przyjdzie, to może się
nawet cieszyć... Ja nie potrafiłem. Dlatego bardzo wyraziście protestowałem...
Mi ta „nędza”
mojej nudnej, zwykłej egzystencji odpowiadała, aczkolwiek - jak każdy - nieraz
narzekałem.
Co teraz robię? Czytam, jak zawsze, czytam ludzi. To taka śmieszna
umiejętność - mogę
bezkarnie zaglądać do ich głów, mówić a kuku i śmiać się do rozpuku (hihi,
zrymowałem)
grzebiąc w najbardziej skrywanych zakątkach ich duszyczek. Tutaj korzystają z
tego ludzie,
którzy nie powinni... Ale nie mam wyboru...
Tak, wiem, dlaczego mnie tu trzymają. Ale prawda jest, ze moje
umiejętności nie są
nieograniczone, a tutaj - mniejsze niż do tej pory. Pani teraz myśli, ze wobec
tego to bezsens i
głupota trzymać mnie, ale, logicznie rzecz biorąc, na zewnątrz nic dla nich nie
zrobię, a tu -
mimo, ze o polowe słabszy, jestem wiele razy mocniejszy od najzdolniejszego z
nich - taki już
mój dar. A oni wiedza jak to wykorzystać. Czemu co? Ach, nie mogłem podarować
sobie
przyjemności zajrzenia w Panią... Niech się pani nie czerwieni, nie zaglądałem
tak chamsko i
złośliwie... Oglądałem wspomnienia, kilka, z dzieciństwa. Niesamowita zazdrość
mnie ogarnia...
Mam chyba prawo i podstawy, żeby zazdrościć, prawda? No tak, pani mi nie
odpowie...
Zresztą, nie musi pani odpowiadać, ale czemu nie spyta pani o to, o co
chce pani spytać?
Czemu nie spyta pani o to, czy ja cały czas widzę i słyszę wasze myśli? Nie, tak
nie jest, mogę
się „nastawić”, a mogę nie słyszeć nic... No, chyba, ze ktoś jest natarczywy i
sam chce nadawać.
Moi przyjaciele, gdybym takich miał... Pewnie polecałbym im ta metodę
kontaktowania się ze
mną, aczkolwiek słabo odbieram na duże odległości. Mógłbym, ale miałbym
strasznie duży
mętlik, to trudne zadanie, a ja nie lubię się wysilać.
Chaotycznie opowiadam? Bardzo możliwe, akurat tego nie opanowałem, nawet
nie
próbowałem nigdy opanować sztuki opowiadania, nie zamierzam zostać Szeherezada,
przed
niczym mnie to nie uchroni... A szkoda, bo poświęciłbym się, i uczył, gdyby
tylko to było
gwarancja spokoju, tego, iż mnie zostawia, na zawsze, w mojej norze, razem z
Setem. Set? A nie
mówiłem o nim? To mój szczur, mam go od zawsze... Od roku, znaczy... Tak, to był
uśmiech,
całkiem zwyczajny, ludzki uśmiech...
Co jest niezwyczajnego w tym, iż nazwałem mój uśmiech ludzkim? Dziwnego?
Nie,
nadal nie rozumiem. Lustro? Tak, wisi tam. O, próżności kobieca... Już pani nie
chce skorzystać?
Czy to z powodu mojej uwagi? Przepraszam, naprawdę, nie mogłem się powstrzymać,
ale teraz
już będę się bardziej starał.
Wyczuwam Pani lęk... Nie, to naturalne odczucie, związane z moja empatią,
nie
zaglądałem w Panią ani przez moment, nie byłoby to zabawne, aczkolwiek mogłoby
być
pouczające, i mogłoby mi pomóc znaleźć się w tej trudnej sytuacji... Pani
przecież musi dużo
wiedzieć... Wie pani, czemu tego nie zrobię. Ja cały czas jestem szantażowany,
Pani wie, kim on
jest, i dlaczego to robi. Kocham Seta i nie pozwolę go skrzywdzić. Budujące jest
to, ze mogę go
czasem oglądać. Biedak, jest absolutnie otępiały...
Musze przyznać, ze mnie Pani zaskoczyła, i to bynajmniej nie pozytywnie.
Myśli Pani, ze
skoro Set to zwierze, łatwiej go rozgryźć, bo prościej myśli? Primo - Set to nie
zwierzę, a szczur.
Secundo - On myśli szybciej, więcej i inteligentniej od nas. Uważa Pani za
śmieszne
stwierdzenie, iż ktoś myśli inteligentniej niż ktoś inny. Może to śmieszne, ale
zarazem jedyne
rozsądne i najbardziej odpowiednie stwierdzenie.
Ja nigdy nie zastanawiam się, czy kogoś ranie, mówiąc to, co myślę. Oni
nie myśleli o
mnie, kiedy mnie tu zabierali, prawda? PRAWDA? Znów to uporczywe milczenie
osoby, która
chce, ale nie może. Żenujące. Ale tak często spotykane w tej profesji. Patrzy
pani z takim
wyrzutem, jakby zarzucała mi odebranie roli prowadzącej. Taki już jestem...
Hihi.
I co teraz? Porozmawiamy o Syndromie Zamknięcia? Cierpimy na to obaj, ja i
Set. Pani
tez, pani psycholog? To ja - pani PSIchol. Wspaniały obiekt do badań. Jeśli pani
chce, będę
odpowiadał na pytania. Wszystkie. To z mojej strony duże poświęcenie, wiec
proszę mnie
docenić. Jak? Niech pani tez się wysili. Na końcu rozmowy nagrodzi mnie pani
jakąś
ciekawostka, z której będę mógł wysnuć naukę na przyszłość w tym miejscu.
Będzie? No to
dawaj, pani doktor...
* * *
Aktualnie mam 27 lat, a przynajmniej cos Kolo tego. Urodziłem się wolny, w
Kraju Gdzie
Nie Ma Ciemności. To taka maleńka kraina, do której moja matka wyruszyła jako
dwunastolatka
z Merthu - krainy niewolników i ciemności. A także ciemnoty. Każda z tych krain
jest w innym
świecie, ale moja mama miała swojego rodzaju bilet - wtedy kilka kobiet dostało
takie dary, nikt
nie wie, od kogo, bo zasadniczo to nie ma siły wyższej, no i mogła sobie
podróżować. Ale mało
kto ja lubił - no i na dodatek ja - mama wpadła ze mną - zawsze byłem sam. Aż
pewnego dnia
trafiliśmy do jakiejś zakichanej prowincji, gdzie Ona postanowiła zostać -
poznała faceta, który ja
hie hie pokochał, no i zostaliśmy. Ten kochający zakatował Ja na śmierć, a mnie
chciał zrobić to
samo, ale zdążyła wysłać mnie gdzieś. Wylądowałem tutaj - na Ziemi. W śmiesznym
wszechświecie, gdzie światy są kulami, a ludzie zjadają zwierzęta. Gdzie ludzie
zabijają innych
ludzi, żeby mieć z tego wymierny zysk - wasz świat jest odmierzony. Policzony.
Chwilami mam
wrażenie jakby moja mamusia dostała klucz nie tylko na pokoje, ale i do kuchni i
w ciemne
zakamarki tego całego wielkiego Czegoś - no i przez pomyłkę wrzuciła mnie do
kosza na śmieci
w jakiejś komórce.
Radosne byłoby, gdyby chociaż dala mi jakąś wskazówkę, w końcu wszędzie
można się
dostosować...Ale nie, ona zostawiła mnie tu samego, bo w końcu, jej zdaniem,
geniusze musza
sobie radzić w każdej, najdzikszej krainie ( miała ciekawe zdanie o jednych z
najdelikatniejszych
istot w tym... i każdym innym... wszechświecie). W naszym paskudnym świecie,
gdzie są nie
tylko ludzie, ale i smoki.
Dobra, nie chce mi się wymyślać więcej. W zasadzie to brzmi to jak
początek
opowiadania fantasy w bardzo złym stylu - takich najgorszych wydań, które można
kupić w byle
kiosku za parę groszy - mało ambitnych i z dużą dozą bohaterów, bohaterek i ich
wspólnej
prokreacji. Nieważne - koniec wymyślania. Pani się denerwuje, pani doktor. Nie
trzeba. Ale, w
zasadzie, mnie tez zaczyna już pani dziś denerwować. Nie będę rozmawiał.
Zapraszam jutro.
Chociaż przeczuwam, ze i bez mojego zaproszenia byś tu przyszła, dobra kobieto.
Czyż nie? I
znów to milczenie. Coraz częściej mam racje. W pani zawodzie to musi
przygnębiać. Na koniec
tej pierwszej, integracyjnej wizyty powiem pani niesmieszny, drastyczny żart -
grę słowną, który
został pomyślany przez pani szefa na mój widok: PSIonicy schodzą na
PSy...Interesujące. Może
to ma jakiś głębszy sens?
* * *
13. 12. A.D.98
Dziś odbyłam pierwsza wizytę u pacjenta no. 3/98/12/sch. Nie wiem, w jakim
celu, ale
nie zostaliśmy sobie przedstawieni. Powiedziano mi, ze to schizol, i ze mam
udowodnić, ze nie
jest psionikiem, jak nam oznajmił. Nie wiem skąd go wzięli, ani w ogóle nic na
ten temat, bo
kliniki prywatne rzadza się dziwnymi prawami, wśród których priorytetowym jest:
żeby inwestor
dalej płacił. Łożył, znaczy. Przynajmniej w klinikach eksperymentalnych, których
rząd nie chce
utrzymywać. Ciekawe czemu? Nie chcieli dać do wglądu swoich nowatorskich, świeżo
opracowanych, leżących w białych, nie ruszonych teczkach metod ratowania
zwichrowanych
dusz? Każdy dziś chroni swe tajemnice, wiec bym się nie zdziwiła. Jutro pójdę
poczytać o
sposobach na leczenie sch. Zaczynam się zastanawiać, czy to dobrze, ze zgodziłam
się na ta
prace. Ile to już? Za dwa miesiące cztery lata. Pieprzyć to! Cholerny dyplom z
takim
wyróżnieniem. I co? Mogłam jak wszyscy... Mogłam do dziś pracować w klinice i
zdobywać
doświadczenie, jak każdy, jak On... Wszystko zjebalam jednym podpisem. Związana
do końca.
Mojego lub szpitala. I tylko pacjenci, mieszkanie, raz w tygodniu wychodne, i
oczywiście
pieniądze. I nie ma ich na co wydać. Och, jak ja marze o tym, żeby wydać je na
jakąś rzecz, tak
nieprzydatna jak i cale moje życie. GLUPIA, CO TY ZROBILAS!!!
Głupio ci teraz, bo sama nie wiesz. Boże, zaczynam mówić do siebie! Wyśle
komuś
maila, może mi przejdzie. Tylko komu? Natasza nie odpowiada drugi miesiąc, wiec
niech spada.
No to Wiertnik... Przecież napisał, ze go nudzę. To w sumie dobrze, bo on mnie
troszkę jakby
tez. A Witkacy? Ha ha! (To był uśmiech triumfu).
Cześć słonko, dawno nie pisałam, jest chujowo, napisz, baranina i papier
toaletowy w 9 -
ciu kolorach tęczy i zero niezdrowej żywności, i nie spij poza domem
(regulamin!) i wino marki
żebyś choć raz sprawdziła i jak to komu powiesz, to od razu lepiej, ale dobrze
wiesz, ze nie ma
komu, i ze nie powinnaś...
Wysłałam. Nie brzmiał co prawda jw., ale to przecież moja sprawa, co mam w
laptopie,
czyż nie? Troszkę już mi lepiej. Jak patrzę na to, co napisałam wyżej,
zastanawiam się, czy to
przypadkiem nie wygląda jak notatki jakiegoś pacjenta tutejszego przybytku.
Chyba za dużo tego
wina. (Nie piłaś wina!)...A kolacja z szefostwem? Zamiast przepisowej lampki -
cztery... Jesteś
trzeźwa? Nieważne.
Jutro na badanie przyniosę mu parę zdjęć, może będzie umiał powiedzieć cos
o tych
ludziach. Zaczynam wierzyć, ze on naprawdę psionikuje. Jak on to powiedział?
Porozmawiamy o
Syndromie Zamknięcia? Cierpimy na to obaj, ja i Set. Pani tez, pani psycholog?
Skąd wiedział?
A może to tylko tak, może on nie wie?
* * *
Dziś cos się pani spóźniła, a to nieładnie, zwłaszcza, ze miała pani ode mnie
zaproszenie... Brzydko z pani strony. Ale... Cóż to za interesujące rekwizyta
pani przyniosła?
Wygląda jak przygotowania do seansu nekromancyjnego, czy jakoś tak... Tak mi się
kojarzy,
znaczy. No, może jak do seansu u jasnowidza. I co ja mam zrobić z tymi
zdjęciami? Nigdy nie
próbowałem czegoś takiego...I tak nie ma nic lepszego do roboty. A zatem -
ruszajmy.
* * *
Ten dziadek o niczym nie myśli... Czy pani mnie sprawdzała? Jego ostatnia
myśl brzmiała
‘nadchodzę Marysiu... Tu faktycznie jest pięknie...’
Ta niewiasta jest raczej nudna. W tej chwili myśli o tym, co zrobić, aby
jej mąż był
zadowolony i szczęśliwy, czego jest jej trudno dokonać, bo jest głupia, a on
nie. Poza tym myśli
o firankach, koronkach, sąsiadce, której nie lubi i swoim śmiesznym życiu. Jej
mąż jej nie kocha,
a ich ślub, który odbył się rok temu (zdjęcie jest nieaktualne) został
zaaranżowany przez nią i jej
rodziców, bo on jest inteligentny i nieźle się zapowiada. To forma inwestycji
jej rodziców, on
zgodził się dla pieniędzy, których potrzebował. Teraz za to płaci, nienawidzi
się za te decyzje...
Późno, bo spisali intercyzę, i straci wszystko, jeśli się rozstaną. Ona jest w
tym wszystkim
biedna, bo usiłuje go pokochać, żeby wynieść z tego życia cos wartościowego.
Widzę, iż to o niego chodziło, prawda? Nie, nie czytam, patrzę na pani
reakcje na moja
tyradę... Interesujące. Lubiłaś go, prawda? Bardzo nawet. Milo widzieć pani
zdumienie. Zatem
ruszajmy z naszym quizem.
Ta postać nie istnieje. To mężczyzna, nie kobieta. Jedyne, co posiada to
pierwotny umysł,
który każe za wszelka cenę przetrwać. Warzywko. Od wielu lat. Może jakieś
zdjęcie nie
związane z panią i nie podchwytliwe?
Ten chłopak ma siedemnaście lat - obchodzi urodziny za dwa tygodnie. Zaprosił na
nie
dziewczynę, która od półtora roku usiłuje poderwać - jego uczennicę. Daje jej
korepetycje z
niemieckiego i matematyki. Mówią na niego Kret. Chłopak na ogól jest miły, ale
ma drobne
problemy ze sobą - niekontrolowane stany agresji. Chodzi do psychiatry, ale
bardzo się tego
wstydzi - wie o tym tylko matka. Ojciec jest w Szwajcarii, i jedyne, ku czemu
kieruje swe
zainteresowanie, to zarabianie pieniędzy. Ma tam na boku panienkę, jego
sekretarkę, Anę, i
właśnie w tej chwili podejmuje szalenie ważną decyzje dotyczącą jego firmy.
Problem
przedstawia się następująco: czy Ana ma zostać, czy powinien ja zwolnić, bo
przespała się z
innym, a potem otwarcie do tego przyznała. Wróćmy jednak do tematu - chłopak boi
się wyjść
gdziekolwiek ze względu na to, co może się stać. Kiedyś pobił siostrę do
nieprzytomności. Ma
jednak wspaniały charakter - jest pracowity, sympatyczny i wrażliwy. Poza tym
jest zapalonym
informatykiem, kocha jazz i gra na flecie. Uwielbia wymyślać historyjki, które
opowiada siostrze
i spisuje w wielkim brulionie. Ona już dawno mu wybaczyła, choć teraz trzyma go
na dystans i
nie są zżyci jak dawniej. On bardzo nad tym ubolewa, ale pogodził się.
Dość na dziś. Resztę zdjęć może pani zostawić, przejrzę do jutra. Zatem idzie
pani? I nie
porozmawiamy? No cóż, przeżyje. Wymyśliłem sobie zajęcie - usiłuje nawiązać
kontakt z Setem
- udaje się, choć biedak jest strasznie skołowaciały. Zdarza mu się, ze mówi
anagramami (jak ten
gość z Monty Pythona) albo przesyła mi fragmenty tego, co słyszy. A poza tym,
czasem gada z
sensem - i wtedy jest jak dawniej...
* * *
14.12.98
Ja mu wierze... Chyba.
* * *
Chciałbym w końcu uzyskać od pani wskazówkę, która obiecała mi pani przy naszym
pierwszym spotkaniu. I co z tego, że ja się nie wywiązałem? Czy fakt, ze ja
łamię dane słowo
uprawnia panią do tego samego? Myślę, że pani spełnia swoje obietnice...
Człowiek, który
walczy o swój pozytywny wizerunek i prestiż powinien... Chociaż...
Oni nie chcą niczyjej krzywdy, pragną tylko dobra swych pacjentów. Pacjentów?
Pani
sama w to nie wierzy, prawda? Nie, nie czytam, patrzę na pani twarz - mówi to
pani bez
przekonania, jakby czytała pani mierne wypracowanie ucznia, którego tatuś jest
Bardzo Ważnym
Panem, i mówiła o nim (wypracowaniu, znaczy), ze jest świetne, nowatorskie,
poruszające
zagadnienie z ciekawego punktu widzenia. Niemniej jednak - przemyślę to.
A propos niczego - jak wyszedł mój test ze zdjęciami? Wiem, ze nie musze pytać,
ale ja
bardzo lubię triumfować. Ten chłopak... Kret... On się tu leczy prawda, to pani
pacjent? On pani
nie lubi. A jutro robi sobie dready. Na początku będzie miał ich kilka, i może
dziwnie wyglądać.
Ale niech ich pani nie krytykuje. Zero komentarza.
Poczytałem tez w umyśle męża kobiety z drugiego bodajże zdjęcia. Myślał o tobie,
pani
doktor... tęskni za panią... liczy na znak życia, bo on nie może skontaktować
się z panią. Chciałby
odświeżyć to, co was dawniej łączyło. Nawiasem mówiąc, choć sam w to nie wierzy
(stara się
zapomnieć) nadal panią kocha. Nurtuje mnie, czy pani go również, taka ze mnie
ciekawska, a
właściwie wręcz wścibska (ciekawe, ze gdyby wymówić ten wyraz nazbyt dokładnie
powstanie
interesujący neologizm, czy wręcz neowulgaryzm, który notabene jest bardzo
jednoznaczny i
dobitny...) natura, ale nie sprawdzę tego w żaden chamski sposób... Po prostu,
jeśli mi pani nie
odpowie, będę niedoinformowany, a co za tym idzie - nieskory do współpracy.
Uprzedzałem, ze
lubię triumfować. Pomimo mojej sytuacji, która z pozoru stawia mnie na
przegranej pozycji, to ja
będę dyktował warunki. W tej chwili jest mi już wszystko jedno. Z panią
współpracuje, bo mi
pani żal, tak, to swego rodzaju litość, oni mogą mi zrobić bardzo niewiele tego
‘dobra’
(specyficzne określenie). Wstrzyknęli coś Setowi. Teraz jest, że tak to określę,
w Krainie
Wiecznych Śmietników.
A wiec jednak... Pani tez go kocha. Proszę pamiętać o tym, ze ja pani ufam, bo
obiecałem
nie czytać. Wierzę pani. Ale jeśli się przekonam, że to nieprawda - że tak to
określę - koniec z
nami
* * *
16.12. 1998
Wczoraj po wizycie u psionika poszłam dowiedzieć się, co stało się z Setem.
Dowiedziałam się, że była to decyzja głównego. O co chodzi? Wiedzieli, że sch.
na nim zależy.
A może właśnie dlatego? Sama już nie wiem. Dowiedziałam się, jak się nazywa -
Stokrotka.
Pohippisowskie dziecko. Wygląda bardzo młodo. I staro zarazem. Jest bardzo
blady, ale wygląda
to naturalnie, nie jest ‘trupio’ czy ‘upiornie’ blady... Bardzo dziwny wyraz
twarzy. Cały czas się
uśmiecha, ale... To nie jest zwykły uśmiech. Taki dziwny grymas, połączenie
ogromnego bólu,
cierpienia, z błogostanem wszechwiedzy... On drwi z nas wszystkich. Co z tego,
ze powiedział,
ze nie czytał? A czy sam nie przyznał się do złamania słowa? Doskonale wie, co
się we mnie
dzieje.
Może on jednak nic nie wie? Może faktycznie jest zwykłym szaleńcem? W końcu dziś
nie
odkrył, ze ja nie kochałam tego mężczyzny. Notabene ten facet sądził, ze go
kocham. Powinnam
teraz napisać, ze tak naprawdę kochałam jego ojca (brata, stryja, najlepszego
przyjaciela, brata
bliźniaka, o którym on nie wie, młodszą siostrę, bo tak naprawdę jestem
mężczyzna w
przebraniu, etc.) i już miałabym dobry materiał na telenowelę hi hi. Może ktoś
poza moim
‘kwiatuszkiem’ zauważyłby, jaka jestem zabawna, inteligentna i warta poświęceń.
Byłoby fajnie.
Witkacy mi odpisał:
‘Każdy ma gorsze dni... Fajne schizy cię dopadły. Nie mam czasu. Napisze później
więcej, bo teraz szef idzie. Mam nadzieje, ze kiedy czytasz, już ci przeszło -
WIT’
No to się chopok wysilił, jak powiadają starzy (pokój 103 i 107), którzy są tu
od ponad
roku. Dobranoc. Jutro musze oddać pierwsze sprawozdanie dotyczące wyników badań.
Sądzę, ze
póki co, dla ogółu pozostanie po prostu zwykłym schizofrenikiem. To będzie chyba
właściwsze,
nie wiem czemu, ale podejrzewam, że im faktycznie chodzi o to, żeby był PSI... I
to nie będzie z
korzyścią dla niego. No cóż... Po raz pierwszy nie będę lojalna wobec
(firmy?)... Rozwijam się?
* * *
Po co pani dziś przyszła? Dali mi kredki, wie pani? Narysowałem mu klepsydrę...
Ma
teraz Ostatnie Pożegnanie - czyż nie jest ładna? Cieszę się, ze choć raz się
zgadzamy. Kto pani to
powiedział? Nie mam na imię Stokrotka. Tak miała na imię Mama. Ja nazywam się
Yellah.
Mówiono na mnie Stokrotka, bo byłem do Niej podobny, ale z wiekiem mi przeszło.
Choć
przezwisko zostało. A propos wczoraj - pani nie skłamała. Złamałem dane słowo po
raz kolejny.
Czytałem. Może pani nawet nie wie, ale ta tęsknota, ta pustka, której pani dala
etykietkę
przywiązania i tęsknoty za czasami przedtutejszymi, to tak naprawdę miłość do
tego człowieka.
Trochę zapomniana i jakby odrobinę zakompleksiona.
Oto mój rysunek - myślę, ze się pani spodoba. Skoro pani tak chce... Skoro tak
chcesz... ja
jestem Yellah, to już wiesz. Wracając do rysunku - przedstawia centaura,
walczącego z
jednorożcem. Ten centaur ma na imię Granef, a jednorożec - Derias. Walczą o
prawa do marzeń,
gdyż tylko jedna rasa może je mieć. Druga dostanie poezje i ludzi pod opiekę.
Oboje walczą
zaciekle, bo boja się ściągnąć na swoja rasę przekleństwo obcowania z ludźmi -
rasa okrutna i
głupią. Pytasz o rezultat... Granef zadusi Deriasa, a ten padając rozedrze mu
klatkę piersiowa,
przebijając serce. Dzięki temu marzenia i poezja staną się udziałem ludzi,
którzy w sporej
większości będą je niewłaściwie wykorzystywać, zaś pozostali przedstawiciele
obydwu
walczących ras zostaną uwięzieni w ideach, o które walczyli. Znasz to dzieło
Gemma, prawda?
Cale dzieciństwo to śniłaś. Co cię będę oszukiwać - to nie jest czyjeś tam
dzieło. Ty miałaś
wiedzieć ze są tacy jak my - bo my mieliśmy przyjść przez ciebie. Teraz już
rozumiem, bardziej
niż ty, i bardziej niż inni. Powiem ci cos - bo ty będziesz potrzebować. Ty dasz
rade mnie
zniszczyć. Moja moc nie jest wieczna.
* * *
24.12. ‘98
Wesołych świąt!!! Ja spędzam święta w miejscu ‘odosobnionym’. Dla własnego dobra
oczywiście. Psionik nie jest im potrzebny. Nie będzie współpracował. Plany
dotyczące Yellah’a
zajmują sześćdziesiąt trzy rozdziały. Jego mózg pracuje na częstotliwości 13,7
Hz, tak niedaleko
od szczura, tak daleko od człowieka... Laptop bez sieci, i zero kontaktu z
ludźmi. Tylko główny
robi mi jedno pranie mózgu dziennie, milo, bo chociaż punktualnie. Śmieszny
jest, z ta swoja
powaga powtarzając takie idiotyzmy, ze mój dwuletni syn (gdybym go miała)
wstydziłby się tak
pierdolić. Niemniej jednak po prawie tygodniu zaczyna to działać.
Cale zamieszanie z sch. zaczęło się od głupiego błędu. Główny nie zwrócił uwagi
na
napis na klatce, a nienawidzi wszystkiego, co ma ogon lub chodzi na więcej niż
dwu nogach, lub
po prostu nie jest w pełni dojrzałym człowiekiem IQ 131 oraz więcej. Potem
Stokrotek
(określenie z laboratorium) zaczął się z nami bawić. Oni wyciągnęli ode mnie
sposób na
zrobienie mu swoistej lobotomii - znaczy nie bezpośrednio, ale jak mówił Yellah
- tu jest wielu
innych, słabszych. Znamię jest na lewej łydce, po zewnętrznej stronie. Po prostu
trzeba sprawić,
żeby przestało być widoczne. Kazał mi odnaleźć imię jego matki. Powiedział, ze
musze być
silna.
* * *
Ten sam dzien. O godz. 17.00 zaproponowano mi wyjście i przejście na
prowizoryczna
sale śmierci - tzn. za szybę. To znaczy, ze nie ja umrę!(?) A zatem? Nie
chciałam myśleć, bo po
co. Gdyby nie to, ze w ogóle w niczym go nie przypominał, przyrównałabym go do
Nazarejczyka. Miał czarny, poszarpany sweter i sztruksy w paski, te, w których
przyszedł.
Uśmiechnął się do mnie. Teraz, gdy zrozumiałam kim był, czuje się zaszczycona.
Na lewej
nogawce miał ślady krwi - nie sadze by znamię usuwano operacyjnie. Uchyliłam
szybę (w końcu
to prowizorka) i krzyknęłam - Lilith! Jesteś dzieckiem Stokrotki Lilith! Wiedzmy
Adamowej!
Uchylił swoje drobne ząbki w swoim dziwnym uśmiechu. Krótko - dlugie, spocone
włosy
spadały mu na zielone (czy aby?) oczy.
Interesującym było to, ze procedura była fair (gdyby nie to, ze ‘skazany’ był
niewinny).
Zapytano go o ostatnie życzenie, spytał, czy może do mnie podejść i cos mi
powiedzieć.
Zgodzono się. Powiedział: ‘witaj Klejnocie, oto pierwsze dziecko Lilith. Chroń
inne i bądź silna -
tak, to przede wszystkim. My nie kpimy z boga chrześcijan, my tez chcieliśmy
jego miłości. Brak
miłości rodzi cynizm. Lilith pozdrawia cię, bo jesteś przez Nią wybrana. Tysiąc
Stokrotek,
Klejnot szlifowany na tysiąc płaszczyzn.’
Byłam obecna podczas sekcji. Na plecach miał rany po odciętych skrzydłach...
Rany,
prawdopodobnie już dawno zabliźnione, które otworzyły się na nowo.
Główny rzygał jak niedoświadczona pielęgniarka.