1191
Szczegóły |
Tytuł |
1191 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1191 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1191 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1191 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karol May
"W Podziemiach Mekki"K~ROL 1r1 ~Y
ru
Kara Ben Nemzi wraz ze swym przyjacielem
Halefem i jego dzielnymi wojownikami przybywa
do Mekki.
W �wi�tym Mie�cie prze�ywaj� niesamowite
przygody. Walcz� z podst�pnym Ghanim, kt�remu
uniemo�liwiaj� spisek na �ycie wielkiego szarifa,
rozwi�zuj� zagadk� Mi.ined�iego i przywracaj�
mu wzrok.
Ka�dy kto czyta� "Most �mierci" znajdzie tu
dalszy ci�g przyg�d bohater�w, jednak�e
ksi��ka ta stanowi odr�bn�, samodzieln� ca�o��.
�yczymy przyjemnej lektury.
O.,aY~
-
4~ OOOn
^Kq~KOv~^
W czy��cu
Po po�udniu droga prowadzi�a nas przez ca�kowicie bezludn�,
pust�, piaszczyst� pustyni�. Bahr bila Ma -morze bez wody; na takie
okre�lenie zas�ugiwa�a ta cz�� pustyni, gdzie w g��bokim piasku
grz�z�y nogi wielb��d�w. Jecha�em z szejkiem Beni Lam�w, kt�ry
s�u�y� nam za przewodnika, a Halef i Khutab Aga jechali przodem.
'I~n ostatni by� milcz�cy i zamkni�ty w sobie, wci�� jeszcze nie m�g�
otrz�sn�� si� z wydarzefi ostatnich dni. Tym bardziej rozmowni byli
obaj szejkowie, kt�rzy w kr�tkim czasie poczuli do siebie sympati�.
Halef pilnie skorzysta� ze sposobno�ci, by swoj� i moj� osob� ukaza�
w odpowiednio korzystnym �wietle. Ja bra�em niewielki udzia� w tej
rozmowie, wtr�ca�em tylko od czasu do czasu kr�tk� uwag�. Niekiedy
rzuca�em tak�e ostrzegawcze kutub, kiedy Halef zbytnio przesadza�.
Ale on nie da� si� powstrzyma�. Wskutek zbyt silnych prze�yE nie
mo�na by�o powstrzyma� jego elokwencji.
Od czasu do czasu zagl�da�em do Muned�iego, kt�rego poleci�em
troskliwej opiece Hanneh i jej syna. Wci�� jeszcze nie doszed� do
siebie, le�a� jak martwy na kocach, kt�rymi wymo�cili�my siod�o jego
hed�ina.
5
Pod wiecz�r pustynia straci�a sw�j dotychczasowy wygl�d. Jej g�ad-
ka powierzchnia przesz�a w lekkie fale, kt�re w przyjemny spos�b
przerywa�y m�cz�c� wzrok monotoni�. W zapadlinie utworzonej po-
mi�dzy dwiema takimi falami zatrzymali�my si�, by rozbi� ob�z.
Nazajutrz ko�o po�udnia chcieli�my dotrze� do duaru Beni Lam�w,
wi�c nie musieli�my oszcz�dza� wody. Jeszcze byli�my zaj�ci poje-
niem zwierz�t, gdy z miejsca, w kt�rym urz�dzili�my pos�anie dla
�lepca, rozleg� si� ostry, przeci�g�y krzyk. 'Pdki krzyk wydaje cz�owiek
tylko w najwi�kszym strachu i �miertelnym niebezpiecze�stwie. Pr�e-
kaza�em buk�ak, z kt�rego poi�em nale��c� teraz do mnie koby��
Persa stoj�cemu najbli�ej Haddedihnowi i pobieg�em do �lepca. Kie-
dy tam dotar�em, ujrza�em Halefa, Abd el Daraka i Basz Nasira,
kt�rych tam r�wnie� przyci�gn�� ten potworny krzyk. Prawdopodob-
nie Muned�i oprzytomnia� w chwili, gdy Hanneh i Kara Ben Halef
zaj�ci byli ustawianiem kobiecego namiotu i dlatego nie pilnowali go.
Wraz z przytomno�ci� wr�ci�o Muned�iemu wspomnienie zdrady
Ghaniego. Sta� przed nami wyprostowany, na jego zapad�ej twarzy
malowa�o si� przera�enie, podczas gdy oczy pozbawione wyrazu wpa-
trywa�y si� w pustk�. R�ce jego przy tym wykonywa�y koliste ruchy,
jak gdyby szuka�y oparcia. Otoczyli�my go w milczeniu, tak�e Hadde-
dihnowie i Beni Lamowie przerwali swoje zaj�cia i w milczeniu
spogl�dali w nasz� stron�. Nie trzeba by�o zbytnio zna� si� na lu-
dziach, by zrozumie�, jakie nieopisane rzeczy dzia�y si� teraz w duszy
biednego �lepca. Us�ysza� nasze kroki i chyba s�dzi�, �e zbli�a si� jego
mniemany dobroczy�ca, poniewa� wyci�ga� do nas b�agalnie r�ce i po
prostu krzycza�.
- Abadilah! Abadilah!
Potem boja�liwie nas�uchuj�c pochyli� g�ow�, jak gdyby oczekuj�c
sk�d� odpowiedzi. A �e jej nie by�o, podni�s� g�os i zawo�a� jeszcze
dono�niej, a w krzyku tym wyra�a� si� szale�czy strach.
- Abadilah, b�agam ci� w imi� mojej mi�o�ci, b�agam na lito�E
Allacha...
6
- Muned�i, nie jeste� u Abadilaha, lecz u Haddedihn�w i Beni
Lam�w, kt�rzy s� twoimi przyjaci�mi - przerwa�em mu, bo uzna-
�em, �e ju� czas go uspokoi� i wyprowadzi� z b��du.
Gdy niewidomy us�ysza� m�j g�os, r�ce powoli mu opad�y, z piersi
wydoby�o si� westchnienie ulgi, potem powoli pad� na kolana i zas�o-
ni� twarz d�o�mi, a cia�em jego wstrz�sa� spazmataczny cichy p�acz.
Po kilku minutach ods�oni� oczy i skierowa� je w stron�, z kt�rej
nadesz�y moje s�owa.
- Z twojego g�osu poznaj�, �e jeste� effendim z Wadi Draa.
Powiedz, jeste� nim naprawd�?
- T~k, jestem nim.
- Wi�c prosz� ci� na wszystko, co dla ciebie �wi�te, powiedz mi
prawd�. Uczynisz to?
-'Pak - rzek�em.
- Effendi, wiesz, �e czasem m�j duch ulatnia si� i �e wtedy
prze�ywam rzeczy, o kt�rych potem nie zawsze wiem, czy by�y prawd�,
czy tylko wytworem mojej wyobra�ni. 'Idki sen dopiero co mia�em.
Powiedz, czy chcesz mi wyjawi� czyst� prawd� bez wzgl�du na b�l, jaki
te s�owa mog�yby wywo�a� w moim sercu?
- Daj� ci moje s�owo - rzek�em po prostu.
�lepiec przyj�� pozycj� siedz�c�. Potem skierowa� swoje niebieskie
spojrzenie przed siebie i zacz�� m�wi�, a w przerwach cia�o jego
przebiega�ydreszcze,jak gdybywstrz�sany by�wewn�trzn� potajemn�
febr�.
- Mia�em okropny sen. A mo�e to nie by� sen? Siedzia�em na
hed�inie i jecha�em u boku mego obro�cy i z cia�em jego syna na
trzecim wielb��dzie, oddalaj�c si� od was w g��b pustyni. Byli�my w
drodze oko�o czterech godzin, gdy m�j towarzysz nagle si� zatrzyma�
i zapyta� mnie, kogo uwa�am za z�odzieja Kans el Adhai. Odpowie-
dzia�em zgodnie z prawd�, �e jego . Doda�em, �e uwa�am go tak�e za
morderc� �o�nierzy, ale obieca�em zostai; z nim, bo nadal uwa�am
~o za mojego dobroczyfic�, kt�rego nie wolno mi opu�ci�. Wtedy
wybuchn�� szyderczym �miechem, ale nie odezwa� si� ani s�owem.
Chyba godzin� jeszcze trwa�a nasza podr�. Potem znowu si� zatrzy-
mali�my. M�j obro�ca rozkaza� mi zej�� na ziemi� i usi���. A potem...,
potem nast�pi�a ta straszna, nieopisana i okropna rzecz. Poczu�em
nagle sznury na r�kach i nogach. A kiedy nic jeszcze z�ego nie prze-
czuwaj�c zapyta�em Abadilaha, co chce ze mn� zrobi�, za�mia� si�
kr�tko i wrogo. O effendi, by� to �miech, jakiego nigdy jeszcze u niego
nie s�ysza�em, �miech tak ostry, jak gdyby przeszywa� mi dusz� sztyle-
tem. A potem rzek� jedno zdanie, a g�os jego brzmia� jak g�os szatana
z piek�a, �e jestem szale�cem, nies�ychanym szale�cem i kaza� mi
jecha� do d�ehennem! Potem nie s�ysza�em ju� nic poza biegiem
p�dz�cych zwierz�t. Nasta�a cisza, by�em sam na pustyni, sam z moj�
rozpacz�, sam z piek�em w sercu. Nie przypominam sobie szczeg��w
mego snu, wiem tylko, �e pe�en rozpaczy szarpa�em wi�zy, ale nie
mog�em si� z nich uwolni�, a� wreszcie przesta�em, zm�czony bezna-
dziejnym wysi�kiem. Ale najgorsze dopiero by�o przede mn�. Effendi,
wiesz, co m�wi nasza wiara o m�kach pot�pie�c�w? W d�ehennem
stoi okropne drzewo sakkum, na jego ga��ziach rosn� diabelskie
g�owy. Pot�pie�cy musz� zjada� te ohydne owoce, kt�re potem roz-
rywaj� ich wn�trzno�ci. Och, wiem teraz, czym s� te g�owy diabelskie,
bo wszystkie, wszystkie poczu�em w swoich trzewiach. S� to rozpacz-
liwe my�li, kt�re niby �mije zakrad�y si� do mego wn�trza i zatopi�y
swoje jadowite z�by w mojej duszy. A w�r�d nich by�a my�l, kt�ra
doprowadzi�a mnie do szale�stwa, my�l, �e zosta�em zdradzony przez
tego jedynego, kt�remu ofiarowa�em dusz� niemal doszcz�tniewypa-
lon� wskutek osch�o�ci ludzkiej. Effendi, czy mo�esz zrozumie�, co
to znaczy i jaki piekielny b�l sprawia nag�a utrata tre�ci ca�ego
zubo�a�ego serca? Czy mo�esz to zrozumie�, je�li to nawet by� tylko
sen?
�lepiec urwa� wyczerpany i opad� na koce. Nie udzieli�em mu
odpowiedzi na jego ostatnie pytanie, chyba nawet nie m�g�bym.
Byli�my wszyscy g��boko wzruszeni, z wn�trza pobliskiego, kobiecego
8
namiotu us�yszeli�my cichy p�acz, Halef skuba� i szarpa� osiem cien-
kich nitek z prawej i dziewi�� z lewej swego nosa, co oznacza�o u niego
wzruszenie. Abd el Darak i Khutab Aga spogl�dali z g��bokim wsp�-
czuciem na �lepca. 'I~n uni�s� si� zn�w na pos�aniu i zapyta� mnie
dr��cym ze wzruszenia g�osem:
- Effendi, s�dzi�em, �e to by� sen, co prawda okropny, niesamo-
wity, ale tylko sen. Effendi, prosz� ci�, b�agam, powiedz, �e tak by�o,
�e to naprawd� by� jedynie sen, a b�d� ci� b�ogos�awi� jeszcze w
godzinie �mierci.
Co mia�em pocz��? Ok�ama� �lepca i zawie�� jego zaufanie, kiedy
tak wierzy� w moj� prawdom�wno��? Da�em mu s�owo, musia�em
wi�c go dotrzyma�. Nie mia�oby sensu ukrywanie przed nim tego, co
si� sta�o, wkr�tce i tak nadejdzie czas, kiedy nie b�dzie mo�liwe
ukrywanie tego przed nim.Tbte� zacz��em powoli i mo�liwie ogl�dnie.
- Muned�i, wierzysz w Allacha i w mi�o�� Allacha, dlatego to, co
ci...
�lepiec przerwa� mi niecierpliwie :
- Effendi, nie owijaj w bawe�n�, powiedz kr�tko - �ni�em czy
prze�y�em to naprawd�?
Nie mog�em d�u�ej ukrywa� przed nim prawdy, odpar�em wi�c:
- Tivoja opowie�� nie by�a snem, lecz prawd�.
W�wczas jakby zlodowacia�. Zacisn�� pi�ci, a� paznokcie wbi�y si�
w cia�o, oczy pozbawione blasku utkwi� w pustce, usta mia� szeroko
otwarte - wydawa�o si� , �e w Muned�im wszystko zamar�o. Ale nie
by� martwy, gdy� z jego ust przez zaci�ni�te wargi wydziera�y si�
oderwane s�owa.
- Moja... opowie��... nie... jest... snem... lecz... prawd�... prawd�...
prawd�...
Po czym z przera�liwym j�kiem opad� na koce, zamkn�� oczy,
kurczowo zaci�ni�te pi�ci si� rozlu�ni�y.
Lecz trwa�o to tylko chwil�. Potem Muned�i zerwa� si� na nogi,
jakby na spr�ynie, wyda� okrzyk jeszcze bardziej przera�liwy i dziki
9
wybuchn�� szyderczym �miechem, ale nie odezwa� si� ani s�owem.
Chyba godzin� jeszcze trwa�a nasza podr�. Potem znowu si� zatrzy-
mali�my. M�j obro�ca rozkaza� mi zej�� na ziemi� i usi���. A potem...,
potem nast�pi�a ta straszna, nieopisana i okropna rzecz. Poczu�em
nagie sznury na r�kach i nogach. A kiedy nic jeszcze z�ego nie prze-
czuwaj�c zapyta�em Abadilaha, co chce ze mn� zrobi�, za�mia� si�
kr�tko i wrogo. O effendi, by� to �miech, jakiego nigdyjeszcze u niego
nie s�ysza�em, �miech tak ostry, jak gdyby przeszywa� mi dusz� sztyle-
tem. A potem rzek� jedno zdanie, a g�os jego brzmia� jak g�os szatana
z piek�a, �e jestem szale�cem, nies�ychanym szale�cem i kaza� mi
jecha� do d�ehennem? Potem nie s�ysza�em ju� nic poza biegiem
p�dz�cych zwierz�t. Nasta�a cisza, by�em sam na pustyni, sam z moj�
rozpacz�, sam z piek�em w sercu. Nie przypominam sobie szczeg��w
mego snu, wiem tylko, �e pe�en rozpaczy szarpa�em wi�zy, ale nie
mog�em si� z nich uwolni�, a� wreszcie przesta�em, zm�czony bezna-
dziejnym wysi�kiem. Ale najgorsze dopiero by�o przede mn�. Effendi,
wiesz, co m�wi nasza wiara o m�kach pot�pie�c�w? W d�ehennem
stoi okropne drzewo sakkum, na jego ga��ziach rosn� diabelskie
g�owy. Pot�pie�cy musz� zjada� te ohydne owoce, kt�re potem roz-
rywaj� ich wn�trzno�ci. Och, wiem teraz, czym s� te g�owy diabelskie,
bo wszystkie, wszystkie poczu�em w swoich trzewiach. S� to rozpacz-
liwe my�li, kt�re niby �mije zakrad�y si� do mego wn�trza i zatopi�y
swoje jadowite z�by w mojej duszy. A w�r�d nich by�a my�l, kt�ra
doprowadzi�a mnie do szale�stwa, my�l, �e zosta�em zdradzony przez
tego jedynego, kt�remu ofiarowa�em dusz� niemal doszcz�tnie wypa-
lon� wskutek osch�o�ci ludzkiej. Effendi, czy mo�esz zrozumie�, co
to znaczy i jaki piekielny b�l sprawia nag�a utrata tre�ci ca�ego
zubo�a�ego serca? Czy mo�esz to zrozumie�, je�li to nawet by� tylko
sen?
�lepiec urwa� wyczerpany i opad� na koce. Nie udzieli�em mu
odpowiedzi na jego ostatnie pytanie, chyba nawet nie m�g�bym.
Byli�mywszyscy g��boko wzruszeni, z wn�trza pobliskiego, kobiecego
g
namiotu us�yszeli�my cichy p�acz, Halef skuba� i szarpa� osiem cien-
kich nitek z prawej i dziewi�� z lewej swego nosa, co oznacza�o u niego
wzruszenie. Abd el Darak i Khutab Aga spogl�dali z g��bokim wsp�-
czuciem na �lepca. Ten uni�s� si� zn�w na pos�aniu i zapyta� mnie
dr��cym ze wzruszenia g�osem:
- Effendi, s�dzi�em, �e to by� sen, co prawda okropny, niesamo-
wity, ale tylko sen. �ffendi, prosz� ci�, b�agam, powiedz, �e tak by�o,
�e to naprawd� by� jedynie sen, a b�d� ci� b�ogos�awi� jeszcze w
godzinie �mierci.
Co mia�em pocz��? Ok�ama� �lepca i zawie�� jego zaufanie, kiedy
tak wierzy� w moj� prawdom�wno��? Da�em mu s�owo, musia�em
wi�c go dotrzyma�. Nie mia�oby sensu ukrywanie przed nim tego, co
si� sta�o, wkr�tce i tak nadejdzie czas, kiedy nie b�dzie mo�liwe
ukrywanie tego przed nim.Tbte� zacz��em powoli i mo�liwie ogl�dnie.
- Muned�i, wierzysz w Allacha i w mi�o�� Allacha, dlatego to, co
ci...
�lepiec przerwa� mi niecierpliwie :
- Effendi, nie owijaj w bawe�n�, powiedz kr�tko - �ni�em czy
prze�y�em to naprawd�?
Nie mog�em d�u�ej ukrywaE przed nim prawdy, odpar�em wi�c:"
-'Iieoja opowie�� nie by�a snem, lecz prawd�.
W�wczas jakby zlodowacia�. Zacisn�� pi�ci, a� paznokcie wbi�y si�
w cia�o, oczy pozbawione blasku utkwi� w pustce, usta mia� szeroko
otwarte - wydawa�o si� , �e w Muned�im wszystko zamar�o. Ale nie
by� martwy, gdy� z jego ust przez zaci�ni�te wargi wydziera�y si�
oderwane s�owa.
- Moja... opowie��... nie... jest... snem... lecz... prawd�... prawd�...
prawd�...
Po czym z przera�liwym j�kiem opad� na koce, zamkn�� oczy,
kurczowo zaci�ni�te pi�ci si� rozlu�ni�y.
Lecz trwa�o to tylko chwil�. Potem Muned�i zerwa� si� na nogi,
jakby na spr�ynie, wyda� okrzyk jeszcze bardziej przera�liwy i dziki
9
ni� ten po przebudzeniu, nast�pnie rykn�� ca�� si�� p�uc:
- Zostawcie mnie... zostawcie mnie wszyscy, wszyscy... bo jestem
pot�piony... jestem napi�tnowany przez Allacha... wierzy�em w mi-
�o�� ludzk�... mi�o�� nie istnieje... mi�o�� to k�amstwo... wielkie, wiel-
kie k�amstwo... najwi�ksze k�amstwo, jakie tylko mo�e by�... o Alla-
chu... pozw�l mi umrze�... umrze�...
Przy ostatnich s�owach g�os Muned�iego stawa� si� coraz s�abszy.
Kolana zacz�ly mu dr�e� i by�by upad�, gdybym nie podbieg� i nie
chwyci� go w ramiona. Potem powoli po�o�y�em go na pos�aniu i
zbada�em puls. By� bardzo s�aby, ale wyczuwalny. Biedny, po�a�owa-
nia godny cz�owiek, potrzebowa� teraz spokoju, bezwzgl�dnego spo-
koju. Dlatego poleci�em go opiece Kary Ben Halefa, i wszyscy ode-
szli�my.
Gdy byli�my w takiej odleg�o�ci, �e �lepiec nie m�g� nas us�ysze�,
Basz Nasir zatrzyma� si�~i z g��bokim westchnieniem zwr�ci� si� do
mnie:
- Effendi, czy to nie jest okropne? Jak�e �al mi tego biednego
cz�owieka! Jak�e dusza jego kocha�a tego Ghaniego, je�li po wykryciu
jego niegodziwo�ci wpad�a w najg��bsze otch�anie rozpaczy! Jak�e
ch�tnie bym mu pom�g�, gdybym m�g�, by mi�o�ci� i jeszcze raz
mi�o�ci� pozwoli� mu zapomnie� o najwi�kszym rozczarowaniu jego
�ycia. Ale sam jeszcze mam tak ma�o do�wiadczenia w tej sztuce,
jestem jeszcze nowicjuszem, effendi, pom�w z nim, dowied� mu...
-'I~raz to nie jest odpowiednia pora. Jego dusza jest jeszcze zbyt
zraniona i rozbita. Istniej� sytuacje w �yciu cz�owieka, a Muned�i
w�a�nie si� teraz znalaz�w takiej sytuacji, kiedy b�l szarpie i rozdziera
dusz� do najg��bszych g��bi. Ka�de wtr�canie si�, nawet jak naj�ycz-
liwsze, by�oby odebrane jak natarczywo��.
- A nie m�g�by� przynajmniej... - zacz�� Pers od nowa, lecz
przerwa� mu Halef.
- Niech ci wystarczy to, co powiedzia� sidi. Wiem, co ma na my�li.
Dusza Muned�iego podobna jest do pustej torby na daktyle, z du��
dziur� na dnie. Mo�esz wsadzi� do tej torby tyle daktyli, ile tylko
zechcesz, a i tak wypadn� przez dziur�! Zostaw sidiemu czas, by m�g�
za�ata� t� dziur�. On to potrafi, o Khutabie Ago, tego mo�esz by�
pewny. Dobrze go znam.
'I~n ma�y cz�owiek doprawdy trafi� w sedno swoim dziwnym por�w-
naniem. Co prawda przypisywa� mi, jak zawsze, wi�cej mo�liwo�ci, ni�
posiada�em, a w obecnej chwili naprawd� nie wiedzia�em, jak mam
za�ata� ow� dziur� w torbie na daktyle.
Teraz tak�e szejk Beni Lam�w zwr�ci� si� do mnie.
- Effendi, czy nie s�dzisz, �e �lepcowi w jego obecnym wyczerpa-
niu mo�e zaszkodzi� nieopisana burza, jaka rozp�ta�a si� w jego
duszy? By�oby mi naprawd� bardzo �al, gdyby sta� si� �upem �mierci,
po tym, kiedy ju� dwukrotnie w tak cudowny spos�b ocala�.
- Uspok�j si�, o szejku! W�a�nie to, �e opar� si� dwukrotnie
�mierci, wskazuje, i� cia�o jego jest do�� mocne, by oprze� si� i
dzisiejszemu niebezpiecze�stwu. Nie mog� ci dowie��, ale g�os we-
wn�trzny m�wi mi, �e sprowadzimy Muned�iego ca�ego i zdrowego
do Mekki. A moje przeczucia rzadko mnie zawodzi�y.
Tymczasem zapad�a noc. Zjedli�my kolacj� sk�adaj�c� si� z kawa�-
ka baraniny i gar�ci daktyli na deser. Potem zajrza�em na kr�tko do
Muned�iego, kt�ry po wyczerpuj�cym prze�yciu zapad� w g��boki sen.
Kiedy zarz�dzi�em wszystko, co dotyczy�o jego wygody, sam uda�em
si� na spoczynek. Assil Ben Rih, kt�rego ostatnio troch� zaniedba-
�em, powita� mnie radosnym parskaniem. Wyszepta�em mu zwyk��
sur� do ucha i u�ywaj�c szyi konia jako poduszki, osun��em si�
wkr�tce w ramiona boga snu. Zbudzi�em si� z dziwnym uczuciem, jak
gdyby kto� czule pog�aska� mnie po twarzy. Jeszcze w p�nie chwyci-
�em r�k�, kt�r� pozna�em, kiedy stara�em si� przenikn�� oczami
ciemno��. By�a to r�ka Muned�iego. Wed�ug po�o�enia gwiazd by�a
mniej wi�cej godzina przed p�noc�. Jak ten �lepiec znalaz� drog� do
mnie popi zez szeregi �pi�cych? Starzec nie da� mi czasu do namys�u,
trzymaj�c moj� r�k�, poprosi� mnie szeptem i to nie jak oczekiwa�em,
g�osem Ben Nura, lecz w�asnym, bym zaprowadzi� go poza ob�z. Bez
s�owa uczyni�em zado�� jego woli i zaprowadzi�em go tak daleko od
obozu, by nie by�o nas s�ycha�. 'Iiitaj usiedli�my, przy czym �lepiec
znowu trzyma� mnie za r�k�.
,
D�ugo milcza�. Ciszy nocnej nie przerywa�o nic poza szybkim
wyra�nym oddechem �lepca. Wreszcie zapyta�, a g�os jego by� dziwny
i boja�liwie dr��cy. Nigdy go u niego nie s�ysza�em.
- Effendi, kt�ra teraz godzina?
- Za godzin� b�dzie p�noc.
Muned�i milcza�, jak gdyby musia� sobie u�wiadomi� tre�� moich
s��w, potem rzek� z wahaniem:
- Za godzin� wi�c... pocz�tek nowego dnia!... Och, gdyby te�... dla
mnie... s�ofice... jeszcze raz... za�wieci�o... tylko jeszcze... jeden jedyny
raz...!
Znowu umilk�, ale tym razem na d�u�sz� chwil�. Wiedzia�em do-
brze, jakie s�o�ce ma na my�li, ale si� nie odezwa�em, zreszt� wcale
nie spodziewa� si� odpowiedzi, gdy� ci�gn�� dalej:
- Effendi... prosz� ci�... na Allacha... nie opuszczaj mnie...! Nie
teraz... na ca�ej kuli ziemskiej... nikogo pr�cz...pr�cz ciebie... tylko
ciebie mam...!
Nie potrafi� opisa� stanu, w jakim si� znalaz�em. Nade mn� niebo
ze �wiec�cymi gwiazdami, doko�a wznios�a cisza pustyni, obok mnie
biedny, bezgranicznie nieszcz�liwy cz�owiek... nie by�em w stanie
wydob� z siebie s�owa. Jedyn� moj� odpowiedzi� by� mocny u�cisk
d�oni �lepca.
- Effendi... dzi�kuj� ci... dzi�kuj�... tak bardzo... tak bardzo...!
Potem, tak szybko, �e nie mog�em temu przeszkodzi�, podni�s�
moj� r�k� do ust i poca�owa� j�. Ile ten cz�owiek musia� przej��, jak
bardzo pragn�� mi�o�ci, je�li zwyk�y u�cisk d�oni tak go wzruszy�.
Postanowi�em w tej chwili, nawet za cen� mego �ycia, ods�oni� taje-
mnic�, w kt�rej cieniu znajdowa� si� Ghani i zwr�civ �lepcowi utra-
cony spok�j deszy. Na razie jeszcze b��dzi�em po omacku, mia�em
12
jednak nadziej�, �e od Muned�iego otrzymam jak�� wskaz�wk�.
- Czy nie zechcia�by� opowiedzie� mi historii twojego �ycia? -
rzek�em. - Mo�e przyniesie to ulg� twojej duszy.
- Dzi�kuj� ci za twoje wsp�czucie, effendi. Zanim zapropono-
wa�em ci, by� ze mn� poszed�, by�em zdecydowany to uczyni�. Co�
wewn�trz nagli�o mnie do tego. Mo�e by� to g�os Ben Nura, kt�ry chce,
bym wszystko powiedzia�, chocia� nie rozumiem, w jaki spos�b mo-
g�oby mi to pom�c.
- Miej ufno�� w Allachu, on wie najlepiej, jak doprowadzi�
wszystko do szcz�liwego zako�czenia. '
W�wczas to �lepiec nag�ym ruchem wyrwa� swoj� d�o� z mojej i
zawo�a� przera�ony:
- O, effendi, tego nie powiniene� by� powiedzie�, bo zmuszasz
mnie tym do wyznania czego�, przez co na pewno strac� twoje wsp�-
czucie.
Domy�li�em si�, co teraz nast�pi, stara�em si� jednak go uspokoi�
i rzek�em:
- Muned�i, cokolwiek masz mi do powiedzenia, b�d� przekonany,
�e moje uczucia dla ciebie w najmniejszym stopniu nie ulegn� zmia-
nie.
- Ach, gdybym m�g� w to uwierzy�, effendi, jaki szcz�liwy by�bym
w moim nieszcz�ciu! Ale nie wolno mi ju� ukrywa� przed tob� tego
najgorszego, tego, co naprawd� najgorsze. Wiesz, effendi, �e by�em
chrze�cijaninem. Ale widzia�em u chrze�cijan, z kt�rymi mia�em do
czynienia, tyle cech niechrze�cija�skich, dozna�em od nich tyle z�ego,
�e zachwia�o to moj� wiar� w chrze�cija�stwo. Kiedy po raz pierwszy
kto� odni�s� si� do mnie z mi�o�ci�, by� to wyznawca islamu, wi�c
uczyni�em ten krok, z chrze�cijanina sta�em si� muzu�maninem. Ro-
zumiesz, co mnie do tego sk�oni�o? Mi�o��, tylko mi�o��, kt�rej nie
znalaz�em w chrze�cija�stwie, a teraz znalaz�em w islamie, czy te�
s�dzi�em, �e znalaz�em. Mog� rzec, �e w�r�d muzuhnan�w by�em
najgorliwszy, cho� nie ukrywam, �e powodem mojej gorliwo�ci by�
13
wewn�trzny niepok�j, kt�ry mnie mimo wszystko nie opuszcza�, i
kt�ry usi�owa�em u�pi~ spe�niaj�c wszystkie obrz�dy religijne. Daw-
niej, b�d�c chrze�cijaninem, uwa�a�em je za fanatyzm. Mo�esz wi�c
sobie wyobrazi�, jak �miertelnie oddzia�uje na moje przekonania
religijne �wiadomo��, �e si� zawiod�em tak�e na islamie?
S�dzi�em, �e on mnie darzy mi�o�ci� i to by�o jednym jedynym
powodem mojego przej�cia na inn� wiar�. Teraz to upad�o i tym
samym run�� islam z o�tarza, jaki zbudowa�em mu w moim sercu. O,
effendi, czemu nie zostawi�e� mnie na pustyni i nie da�e� zgin��!
Ostatnie, najwi�ksze rozczarowanie zosta�oby mi oszcz�dzone! A
teraz znalaz�em si� na innej, o wiele okropniejszej pustyni. Gdzie
mam znale�� wod�, by nie zgin�� z pragnienia? Pytam ci�, effendi,
gdzie mam j� znale��?
Muned�i wykrzykn�� ostatnie s�owa tak g�o�no, �e s�dzi�em, i�
�pi�cy w obozie ludzie si� zbudz�. Po chwili ci�gn�� dalej.
- Effendi, jeste� muzu�maninem i b�dziesz, nie, musisz by� innego
zdania ni� ja. Musz� przyj�� w pokorze, je�li odm�wisz mi pomocnej
d�oni jako podejrzanemu odszczepie�cowi. W�wczas nie wiem, co
pocz��, b�d� pozostawiony na tej pustyni sam jeden... zupe�nie sam...
�lepiec umilk�. Ja tak�e si� nie odzywa�em przez d�u�szy czas.
My�la�em o swej drodze przez Llano Estacado. By�a noc jak dzi�. U
mego boku znajdowa�o si� dw�ch ludzi, kt�rych wn�trze podobne
by�o do stanu ducha Muned�iego; stracili Boga, jeden wskutek kary-
godnego uporu, drugi pod naciskiem wielkiego cierpienia. W�wczas
dane mi by�o odegra� niebagateln� rol� w ich �yciu i skierowa� ich
�ycie na nowe tory.
Czy i dzi� mi si� to uda? Muned�i nie by� niewierz�cym. Jego
nieszcz�cie polega�o na tym, �e oderwa� si� od wszelkiej wiary, tak
�e teraz sarn si� sobie wydawa� jak zab��kany na pustyni, kt�ry co
prawda widzi zbawcz� oaz� w dali, ale nie ma si�y dotrze� do niej. W
�yciu jego istnia� martwy punkt, przez kt�ry nie m�g� przebrn��. Czy
potrafi� ten punkt znale�� i usun��? Jak�e ch�tnie bym mu
14
powiedzia�, �e jestem chrze�cijaninem, ale mia�em powody, by ukry�
to przed �lepcem. Musia�em nadal gra� rol� muzu�manina. Lecz czy
mog�em jako taki powiedzie� mu, �e pope�ni� ogromny b��d przecho-
dz�c na islam? Czy mog�em to uczyni�, nie zdradzaj�c samego siebie?
A przecie� tak ch�tnie bym mu dopom�g�! Ogarn�o mnie wsp�czu-
cie dla tego nieszcz�liwego cz�owieka.
Uj��em zn�w jego r�k�, kt�r� przedtem cofn�� i rzek�em:
- Nie cofam swej r�ki, lecz podaj� ci po raz drugi. Nie uwa�am,
�ejeste� odszczepie�cem, kt�rego nale�y unika�, lecz nieszcz�liwym
bratem, potrzebuj�cym mojej pomocy. Powiedzia�e� mi kiedy�, �e
rodze�stwo ci� nienawidzi�o. Wi�c przyjmij mnie na ich miejscejako
swego brata. Pragn� wynagrodzi� ci b�l i krzywd�, jakich dozna�e�.
Czy si� zgadzasz?
W�wczas Muned�i poda� mi drug� r�k� i zapyta� z wahaniem:
- Chcesz by� moim bratem? Naprawd�? I pytasz mnie jeszcze, czy
si� zgadzam? By�bym rad, gdyby� mnie nie odp�dzi� od siebie, gdyby�
pozwoli� mi zosta�. Nie �mia�bym pragn�� niczego wi�cej. A teraz
znalaz�em brata ... brata...!
- Mam przeczucie, �e znajdziesz co� wi�cej ni� brata, odnajdziesz
spok�j serca. Lecz musisz sam si� do tego przyczyni�, musisz modli�
si� o t� �ask�!
- M�wisz, modli� si�? - zawo�a� Muned�i z udr�k�. - Ach,
gdybym m�g�! I gdybym wiedzia�, jak mam si� modli�! Czy mam
modli� si� "Ojcze nasz, kt�ry� jest w niebie, �wi�� si� imi� 'Iwoje!" T�
modlitw� utraci�em, kiedy odwr�ci�em si� od chrze�cija�stwa. Czy te�
mam m�wi� " W imi� Boga Mi�osiernego, Lito�ciwego!" 'Pdk nie mog�
si� ju� modli�, od dzi� ju� nie! Jak wi�c mam si� inaczej modli�, by
moje b�aganie dotar�o do tronu Allacha i dozna�o �aski?
- M�dl si� wi�c tak, jak ci serce wska�e! Allach us�yszy twoj�
modlitw� i przyjmie j� mi�osiernie, nawet je�li nie b�dzie mia�a
zwyczajowej formy. Czy Isa Ben Marjam, kt�rego wiar� kiedy� wyzna-
wa�e�, nie powiedzia�: "Pro�cie, a otrzymacie, szukajcie, a znajdziecie,
pukajcie, a b�dzie wam otworzone?" Szukaj Allacha prostym poczci-
wym sercem, a on pozwoli ci znale�� do siebie drog� i da ci spok�j,
kt�ry utraci�e�.
- Pok�j! O, gdyby� si� nie myli�, effendi! Jak�e mocno strzeg�bym
tego pokoju, by mi go znowu nie skradziono!
- Skradziono? Czy naprawd� s�dzisz, Muned�i, �e cz�owiekowi
mo�na skra�� pok�j jak mieszek z�ota? Czy naprawd� jeste� przeko-
nany, �e on sam przy tym nie ponosi winy? Czy te� pok�j nosi si� w
kieszeni u pasa, tak �e pierwszy lepszy cz�owiek mo�e go ukra��? Nie,
Muned�i, pok�j to co� wewn�trznego, tak zespolonego z jednostk�,
�e �aden z�odziej, nawet najsprytniejszy, nie zdo�a go ukra��.
- Czy m�wi�c o cz�owieku, kt�ry pok�j beztrosko nosi w kieszeni
i dlatego mo�e go �atwo straci�, masz mnie na my�li, effendi? Gdyby�
zna� moj� histori� albo gdyby� prze�y� i do�wiadczy� tego co ja, nie
ocenia�by� mnie tak nisko.
- Nie chcia�em ci� urazi�, m�wi�em og�lnikowo. Lecz wiem, cho�
nie znam twojej historii, �e nie jeste� ca�kiem bez winy w nieszcz�ciu,
kt�re ci� spotka�o.
- Jak mo�esz tak twierdzi� z ca�� pewno�ci�? Wcale mnie nie
znasz, nie wiesz, jakie stanowisko zajmowa�em w moim minionym
�ycia.
- Pod tym wzgl�dem nie jestem tak nie�wiadom, jak s�dzisz -
u�miechn��em si�. - My�l�, �e jeste� perskim uczonym narodowo�ci
rosyjskiej, je�li nie profesorem s�ynnej uczelni w 'I~heranie.
- Maszallah! - zawo�a� Muned�i zaskoczony. - Naprawd� to
wiesz! Gdzie o mnie s�ysza�e�?
- Nic o tobie nie s�ysza�em, sam doszed�em do tego po zastano-
wieniu. Zapyta�em ci� przecie�, czy jeste� Europejczykiem, a ty nie
zaprzeczy�e�. Reszt� b�z trudu da�o si� wywnioskowa�. Nie mog�e�
by� dyplomat�, bo jako taki niew�tpliwie przejrza�by� Ghaniego,
swego mniemanego dobroczy�c�. Pozostaje tylko jedno przypuszcze-
nie! Wiem, �e szach Nassredin jest zwolennikiem wykszta�cenia
16
europejskiego i, �e sprowadzi� nauczycieli dla swoich szk�. Jaki kraj
m�g�by wchodzi� w rachub�? Oczywi�cie zaprzyja�niona Rosja. Inne
kraje europejskie raczej nie, gdy� szejk pozna� je dopiero podczas
swych p�niejszych podr�y zagranicznych. Dziwi mnie tylko, �e jako
perski nauczyciel mog�e� si� wzbogaci�. Powiedzia�e�, �e przybywaj�c
do Mekki by�e� cz�owiekiem zamo�nym. A wydaje mi si�, �e na
gromadzenie bogactw perska katedra nie jest w�a�ciwym miejscem,
mimo �e, jak s�dz�, szach nie�le op�aca swych zachodnich profeso-
r�w.
- Effendi, s�ysz� ze zdumieniem, �e doskonale orientujesz si� w
warunkach perskich. Szach p�aci dobrze, ale bogactwa si� przy tym
nie zdob�dzie. To, co posiada�em, zdoby�em nie moim zawodem, lecz
odziedziczy�em po ojcu, hrabim Werni�owie, bogatym rosyjskim po-
siadaczu ziemskim, ze starego rodu. Maj�tek ojciec pozostawi� nam,
swoim synom. I tym samym rozpoczyna si� historia mojego �ycia.
Ojciec i bracia nie lubili mnie. Byli pogl�d�w, jak to si� m�wi,
feudalnych i to w takim stopniu, kt�ry moim zdaniem, graniczy� z
przesad�. I dlatego budzi�em ich wielk� niech��, kiedy w ci�gu roku
spostrzegli, �e ja, najm�odszy w rodzinie, okazywa�em sk�onno�ci,
kt�re by�y zaprzeczeniem tej rodzinnej tradycji. Effendi, czy s�ysza�e�
co� o Lwie To�stoju i jego pismach? Musz� przyzna�, �e spos�b jego
pojmowania �wiata wywar� pewien wp�yw na moje �ycie. Postanowi-
�em po�wi�ci� si� studiom. Ju� to por�ni�o mnie z rodzin�, kt�ra w
swym najwy�szym konserwatyzmie widzia�a we mnie odszczepiefica,
zdrajc� �wi�tych tradycji jej stanu. Effendi, nie chc� twierdzi�, �e m�j
proces kszta�cenia by� najdoskonalszy. My, Rosjanie, je�li idzie o
wykszta�cenie, pozostajemy zacofani w por�wnaniu z innymi krajami
europejskimi, ale mog� za�wiadczy�, �e podchodzi�em do wszystkich,
tak�e najwa�niejszych i decyduj�cych zagadniefi dotycz�cych mojej
ojczyzny z szeroko otwartym, wra�liwym sercem. Zwr�ci�em swe
zainteresowania w kiei unku historii. I teraz dosz�o do ca�kowitego
zerwania z rodzin�. Studia historii i powi�zania jej z ekonomi�
2 - W podziemiach Mekki
mojego kraju rozbudzi�y we mnie dr�cz�ce niezadowolenie z paso-
�ytniczego �ycia, kt�re wiod�em jako cz�onek uprzywilejowanej
mniejszo�ci. Pragn��em sta� si� po�ytecznym, co doprowadzi�o mnie
do rezygnacji ze swego dotychczasowego trybu �ycia.
Po uko�czeniu studi�w w stosunkowo m�odym wieku otrzyma�em
katedr� na uniwersytecie w Petersburgu. U�y�em swych wp�yw�w, by
pisemnie i s�ownie przedstawia� moje pogl�dy, jakie wyznawa�em od
lat m�odzie�czych. Wstawia�em si� za wszystkim, co uwa�a�em za
godne mojego poparcia, zw�aszcza za r�wnouprawnieniem narod�w
i przeciw uciskowi ch�op�w. Okaza�em te� swoje wsp�czucie Pola-
kom, otwarcie wyst�pi�em przeciwko planom ca�kowitej rusyfikacji
polskich prowincji. M�wiono, �e posiadam doskona�y dar wymowy,
tote� odnosi�em do�� znaczne sukcesy. Chyba rozumiesz, effendi, �e
ta forma mojej dzia�alno�ci dola�a oliwy do ognia nienawi�ci, jak�
prze�ladowa�a mnie moja rodzina. Jestem przekonany, �e gdyby oj-
ciec jeszcze �y�, wydziedziczy�by mnie. 'Pakjednak, b�d�cw posiadaniu
du�ego dziedzictwa, szybko przebola�em to, �e bracia zerwali ze mn�
wszelkie stosunki, o�eni�em si� z dziewczyn� ubog�, lecz nale��c� do
petersburskiej szlachty. S�dzi�em, �e dzieli moje pogl�dy. W�wczas,
po kr�tkim okresie szcz�cia, spad�o na mnie nieszcz�cie. Powodem
by� zamach nihilisty Dymitrija Karakozowa na cara Aleksandra II.
Stronnicy cara, do kt�rych nale�eli tak�e moi bracia zajmuj�cy zna-
czne stanowiska, oskar�yli mnie, swego niebezpiecznego przeciwni-
ka, o udzia� w nieudanym zamachu. Jak uda�o im si� tego dokona�,
jest dla mnie do dzi� zagadk�, poniewa� nigdy nie mia�em nic wsp�l-
nego z nihilistami. Faktem jest, �e grozi�o mi aresztowanie i by�bym
nic nie przeczuwaj�c znalaz� si� w wi�zieniu, gdyby nie ostrzeg� mnie
pewien przyjaciel. Up�ynni�em wi�c wi�ksz� cz�� mego maj�tku i
zapyta�em swoj� m�od� mai�onk�, czy zechce mi towarzyszy�. 'I~raz
dopiero pozna�em jej prawdziwy charakter. Mi�o�� jej to by�o udawa-
nie i wyrachowanie. Powiedzia�a mi otwarcie, �e wysz�a za mnie, by
dzieli� ze mn� blaski i zaszczyty, a nie wygnanie.
Muried�i urwa�. Wspomnienie przesz�o�ci wyczerpa�o go. Przesu-
n�� r�k� po czole, jak gdyby chc�c sp�oszy� wszystkie przykre my�li,
potem ci�gn�� dalej.
- Pomi�dzy Rosj� a Persj� panowa�o w�wczas pewne napi�cie z
powodu kwestii turkiesta�skiej. S�dzi�em wi�c, �e najpr�dzej w Persji
znajd� azyl i ochron� przed prze�ladowaniami, zw�aszcza �e ju� od
dawna pragn��em pozna� Wsch�d. Nie zawiod�em si�. Nie wiem, w
jaki spos�b, ale imi� moje dotar�o a� do dworuw Teheranie i zosta�em
przez szacha przyj�ty na audiencji. Odni�s� si� do mnie �yczliwie i jak
s�usznie odgadle�, powo�al na profesora tamtejszej s�ynnej uczelni.
Mo�esz sobie wyobrazi�, �e przychylne przyj�cie, jakiego pogardzany
chrze�cijanin dozna� u prawowiernych muzu�man�w, nie pozosta�o
bez wp�ywu na moje pogl�dy religijne. Wolny czas, jaki pozostawia�
mi m�j zaw�d, po�wi�ca�em z najwi�ksz� gorliwo�ci� studiowaniu
islamu. Nie ��dano ode mnie, co w pe�ni docenia�em, bym przyj��
pa�stwow� wiar� Persji. Odwdzi�czy�em si� za t� przychylno�� w ten
spos�b, �e wszystkie moje si�y i ca�� wiedz� po�wi�ci�em krajowi, kt�ry
mi okaza� tak� go�cinno��. Bola�o mnie, �e obce narodowo�ci prowa-
dzi�y na smyczy ten utalentowany nar�d, kt�ry nie mia� si�y si� wyzwo-
li�, tote� u�ywa�em swego rosn�cego z dnia na dzie� wp�ywu na
szacha, by przekona� go o konieczno�ci, ale tak�e o mo�liwo�ci
podniesienia ojczyzny z tak niegodnego po�o�enia.
Wiesz mo�e, �e szach podejmowa� rozliczne podr�e, podczas
kt�rych bada� urz�dzenia europejskie i, �e skutkiem tego by� ca�y
szereg znanych ulepsze�. Mi�dzy innymi ustanowiono tolerancj�
wobec wszystkich spo�eczno�ci wyznaniowych, z wyj�tkiem babi. Mo-
g� powiedzie�, �e sam przyczyni�em si� do wielu tych ulepsze�, cho-
cia� musia�em przyzna�, �e im Persja stawa�a si� samodzielniejsza,
tym interesy polityczne Rosji musia�y dozna� uszczerbku. W owym
czasie pozna�em Abadilaha el Warak�, kt�ry przyby� na dw�r szacha
jako wielki szarif Mekki. Wprawdzie stwierdzi�e�, �e nie marn naj-
mniejszych zdolno�ci dyplomatycznych, ale nie jestem jednak tak
19
niedo�wiadczony, bym nie spostrzeg� wkr�tce, jakie cele mia�o to
poselstwo. Wiesz mo�e, �e Persja wielokrotnie d��y�a do posiadania
Bagdadu i �wi�tych miast Kerbela i Mesched Ali. Zatargi wielkiego
szarifa Mekki z Port� s� powszechnie znane. W�a�nie wtedy szach
znowu skierowa� po��dliwie sw�j wzrok poza granice i nie ulega�o dla
mnie w�tpliwo�ci, �e poselstwo Mekki d��y do zawarcia sojuszu z
szachem. Wielki szarif pragn�� swoim wp�ywem na wiernych pod
wzgl�dem wyznaniowym poprze� Persj� po�rednio, podczas gdy kroki
rz�du perskiego przeciwko Porcie mia�y j� powstrzyma� od zajmowa-
nia si� sprawami mekka�czyk�w. Chyba nie zaprzeczysz, effendi, �e
moje przypuszczenia by�y s�uszne?
Ja sam co prawda w tym punkcie nie zgadza�em si� z polityk�
persk� i nie zawaha�em si� u�y� w tym wzgl�dzie mego wp�ywu. To
jednak nie przeszkadza�o ani Abadilahowi, ani mnie w utrzymaniu
przyjaznych stosunk�w. Jak na warunki wschodnie jest to wybitnie
wykszta�cony cz�owiek i posiada obszern� wiedz�, je�li chodzi o Ko-
ran i jego wyk�adni�. Nic wi�c dziwnego, �e szuka�em jego towarzy-
stwa i, �e czu�em si� z nim dobrze. Wkr�tce te� mia�em si� przekona�,
�e by� mi szczerym przyjacielem. Je�li s�dzi�em, �e moi rosyjscy wro-
gowie o mnie zapomnieli, to niestety si� �udzi�em. Moje wp�ywowe
stanowisko w Teheranie by�o im od dawna sol� w oku. Okr�n� drog�
przez Abadilaha, kt�ry jako pose� w wielu wypadkach mia� wi�kszy
wgl�d w rozmaite sprawy, dowiedzia�em si� o knowaniach moich
przeciwnik�w. M�wi�em ju�, �e w Persji wszystkie spo�eczno�ci wy-
znaniowe by�y tolerowane, pr�cz babich, kt�rzy wskutek znanego
zamachu na szacha w roku 1852 �ci�gn�li na siebie okrutne prze�la-
dowania. Co prawda stara�em si� o z�agodzenie surowych paragraf�w
maj�cych na celu ca�kowite zniszczenie babich, jednak nic nie wsk�-
ra�em. Ot� dowiedzia�em si�, przez Abadilaha, �e moi rosyjscy wro-
gowie wykorzystali m�j humanitarny krok jako pretekst, by potajem-
nie kopa� pode mn� do�ki i dowie�y, �e spiskuj� z babi. Abadilah
ostrzeg� mnie i doradza�, bym si� zawczasu ukry�. Posun�� si� nawet
20
do tego, �e zaofiarowa� mi schronienie w swoim domu w Mekce. Cho�
propozycja ta bardzo mnie kusi�a -jako obeznanemu z islamem nie
by�o mi trudno wyst�powa� jako muzu�manin nie budz�c podejrze�
- lecz �wiadom swojej niewinno�ci nie czu�em si� zagro�ony i zle-
kcewa�y�em ostrze�enia przyjaciela. Nie mia�em poj�cia, jak bardzo
pozycja moja by�a zagro�ona.
Zbudzenie ze snu, w jakim pogr��y�a mnie moja beztroska, nast�-
pi�o ju� wkr�tce. A by�o ono straszne! Ciemn� noc� do mego domu
w�ama�o si� pi�ciu zamaskowanych ludzi i wyrwa�o mnie z ��ka.
Zawi�zali mi oczy i skr�powawszy zabrali. Dok�d mnie wzi�li, nie
mog�em wywnioskowa�, by�em na p� �ywy z przera�enia. Kiedy
zdo�a�em zn�w trze�wo my�le�, znalaz�em si� w ciemnym lochu,
zupe�nie sam! I w�wczas z przera�aj�c� jasno�ci� zrozumia�em, co
chciano ze mn� zrobi�. Moi wrogowie znowu odnie�li nade mn�
zwyci�stwo. Zacz��em si� domy�la�, jak tego dokonati, przypomnia-
�em sobie ostrze�enie mojego przyjaciela, z kt�rego ust dowiedzia�em
si� potem ca�ej prawdy. Chrze�cija�skim knowaczom uda�a si� ich
diabelska sztuka, przekonali persk� policj�, �e jestem osob� zagra�a-
j�c� bezpiecze�stwu pa�stwa. I oto mog�em znikn�� bez �ladu! Zna-
�em dostatecznie dobrze perski spos�b wymierzania sprawiedliwo�ci,
by nie poj��, �e jestem zgubiony, je�li jaki� anio� nie przyjdzie mi na
ratunek.
Dr�cz�ce oczekiwanie w tym okropnym lochu wydawa�o si� trwa�
wiecznie, w istocie trwa�o oko�o trzech godzin. Nie umiem ci opisa�,
effendi, co w tym czasie odczuwa�em. Wiem tyle tylko, �e szala�em j ak
ob��kany. Przeklina�em Boga, ludzi i samego siebie, a� wyczerpany
pad�em na brudne kamienne p�yty piwnicy. Wtedy us�ysza�em, �e
klucz zabrz�cza� w zamku, drzwi si� otwar�y i wszed� m�j anio�, m�j
zbawca, m�j przyjaciel Abadilah, z latark� w r�ku. Nie s�uchaj�c
moich s��w zaskoczenia na jego niespodziewany widok, rzek� spiesz-
nie:
- Teraz �adnych wyja�nie�! Musisz st�d uciec, natychmiast.
21
Dzi�kuj Allachowi, nie mnie, �e jeszeze w ostatniej chwili dowiedzia-
�em si� o tym zamachu!
Po czym szybko uwolni� mnie z wi�z�w i poci�gn�� na g�r� po
ciemnych w�skich schodkach piwnicznych i przez d�ugi ciemny kory-
tarz na zewn�trz.
Potem weszli�my w ciemny zau�ek, gdzie s�u��cy Abadilaha czeka�
z trzema ko�mi. Skoczyli�my na siod�a i pomkn�li�my niczym wiatr
przez wyludnione ulice. Wszystko trwa�o par� chwil. W godzin� po
opuszczeniu miasta m�j zbawca si� zatrzyma� i wszystko mi wyja�ni�.
Dowiedzia� si�, ale nie chcia� mi powiedzie� jak, poniewa� przyrzek�
milczenie pewnej osobie, �e tej nocy mam zosta� unieszkodliwiony i
natychmiast podj�� odpowiednie kroki, by mnie uratowa�. Po pier-
wsze przekupi� wielk� sum� dozorc� wi�zienia, kt�ry natychmiast po
tym uciek� z miasta. Nast�pnie trzeba by�o zdoby� konie i potrzebny
baga�, to zadanie powierzy� s�u��cemu. Abadilah sam wzi�� na siebie
cz�� najtrudniejsz� i najbardziej niebezpieczn�, moje ocalenie. Ile
przy tym ryzykowa�, dopiero p�niej sobie u�wiadomi�em. Bo gdyby
podejrzenie, �e pom�g� mi uciec, pad�o na niego, by�by straci� swoje
stanowisko na dworze w Teheranie.
Effendi, teraz rozumiesz, �e mog�em twierdzi�, i� Abadilah by�
jedynym cz�owiekiem, kt�ry okaza� mi w �yciu mi�o��? I, �e moje
miejsce by�o u boku mego dobroczy�cy mimo wszystkiego, czego si�
o nim z�ego dowiedzia�em?
Nic mu nie odpowiedzia�em, prosi�em tylko, �eby opowiada� dalej.
- Abadilah znowu zaproponowa� mi, abym zamieszka� u niego w
Mekce. Mo�esz sobie wyobrazi�, effendi, �e teraz z rado�ci� si� na to
zgodzi�em. Co prawda nie m�g� mi towarzyszy�, obowi�zki zatrzymy-
wa�y go w Persji, a mnie potrzebna by�a jego pomoc w innej sprawie.
Chodzi�o bowiem o uratowanie nie tylko mnie, lecz tak�e mojego
maj�tku z�o�onego w cesarskim banku. Je�li si� go od razu nie
podejmie, b�dzie na zawsze stracony. Kiesa pa�stwowa i kieszenie
chciwych urz�dnik�w poch�on�yby go bezpowrotnie. Okaza�o si�, �e
22
przezorny Abadilah i o tym pomy�la�. Przyni�s� ze sob� papier i
atrament, nawet moj� piecz��. Jak tego dokona�, �e znalaz�a si� wjego
r�kach, le�a�a bowiem u mnie w domu na biurku, nie mog� poj��.
Kaza� mi wystawi� upowa�nienie, na podstawie kt�rego bank wyda
mu m�j maj�tek. Jeszcze tego samego ranka, zaraz po otwarciu
banku, mia� podj�� pieni�dze. Imi� dor�czyciela nie by�o w upowa�-
nieniu podane, by nie nara�a� go na niebezpiecze�stwo. 'Pak wi�c
przynajmniej uratuj� m�j maj�tek, my�la�em, je�li ju� dom by� stra-
cony. Potem po�egnali�my si�. Przerwa� moje podzi�kowania kr�t-
kim, niech Allach ma ci� w swojej opiece i pojecha� z powrotem do
miasta, podczas gdy my ruszyli�my w d�ug� i uci��liw� drog� do
Mekki.
Musz� ci powiedzie�, effendi, �e m�j zamiar, aby wyst�powa� jako
muzu�manin, nie przyszed� mi z trudno�ci�. Podczas d�ugiej podr�y
mia�em do�� czasu, by zastanowi~ si� nad moim przysz�ym stosunkiem
do chrze�cija�stwa. Od tak zwanych chrze�cijan dozna�em tyle z�ego,
�e s�dzi�em, i� niech�� do nich przenios�em na ca�y �wiat chrze�cija�-
ski. Czy mia�em racj�, teraz, po ostatnich wypadkach, zaczynam w�t-
pi�, w ka�dym razie w�wczas s�dzi�em, �e post�puj� s�usznie. I z
ka�dym krokiem, kt�ry zbli�a� mnie do Mekki, wzrasta�o moje prze-
konanie, �e drzewo, kt�re rodzi tak z�e owoce, samo jest zgni�e i
zmursza�e. Pr�cz tego mo�e wdzi�czno�� wobec mego dobroczy�cy
SpOwOdOwa�a, �e oStatnie wi�zy, ~akie mnie ��czy�y z chize�cijafi-
stwem, zerwa�em i postanowi�em przyj�� wiar� tego jedynego cz�o-
wieka, kt�ry okaza� mi serce i bezinteresown� przyja��.
�lepiec skierowa� wzrok w dal, jakby si� pogr��y� w rozmy�laniach,
zanim zacz�� m�wi� dalej.
- Zmiana wiary nie sprawi�a mi trudno�ci. Po wieloletnim pobycie
w Persji najbli�sz� by�aby wiara szyit�w. Ale m�j dobroczy�ca by�
sunnit�, zrozumia�e wi�c, �e i ja przeszed�em na sunn�. Mo�e wsku-
tek tego zwierzenia wydam ci si� bezwolnym, ale powiadam ci, effen-
di, sta�bym si� nawet buddyst�, gdyby m�j dobroczy�ca tego ode mnie
23
oczekiwa�. Czy mo�esz wczu� si� w tego rodzaju stan duszy?
- Owszem - odpar�em kr�tko.
- Sp�dzi�em spokojny miesi�c w domu mojego wybawcy, kiedy ten
powr�ci�. Przywi�z� mi z�o�ony w banku maj�tek. Wyp�acono mu go
co do ostatniej monety, mog�em wi�c teraz znowu wyst�powa� odpo-
wiednio do mojego stanu. Wkr�tce znany by�em w tej dzielnicy miasta
jako bogaty Pers. Wprawdzie nie trwa�o to d�ugo. M�wi�em ci ju�, �e
m�j opiekun jest g��wnym nadzorc� dzielnicy. W Mekce nie wolno
pielgrzymom mieszka� tam, gdzie zechc�, lecz przydziela im si� dziel-
nice dla nich tylko przeznaczone. 'Izak wi�c jest dzielnica Turk�w,
Pers�w, Afga�czyk�w, Hindus�w i tak dalej. M6j opiekun jest nad-
zorc� dzielnicy'Iizrk�w. Urz�d ten sprawia, �e wielu obcych pielgrzy-
m�w przychodzi do domu mojego dobroczy�cy. Kiedy pewnego wie-
czoru wr�ci�em z mod��w, okaza�o si�, �e w moim pokoju by�o
w�amanie. Skrzynia z wieloma woreczkami tuman�w znikn�a, zosta-
�em biedakiem. Zg�osi�em mojemu opiekunowi t� kradzie� i Abadi-
lah nakaza� przeprowadzi� dok�adne poszukiwania, jednak bezskute-
cznie. S�dzi�, �e sprawcami s� tureccy pielgrzymi, kt�rzy tego popo-
�udnia zg�osili si� do niego, ale nie uda�o si� ich odnale��. Widocznie
zaraz po dokonaniu kradzie�y opu�cili miasto. Nie powiem, �e utrata
maj�tku jako� szczeg�lnie mnie zmartwi�a. Przywyk�em ju� do spada-
j�cych na mnie nieszcz��. Gorzkie by�o tylko to, �e nie mog�em, tak
jak dot�d, p�aci� za us�ugi �wiadczone mi w domu mego opiekuna.
Poza tym dobra ziemskie mia�y dla mnie niewielk� warto��, tym
mniejsz�, �e choroba, kt�ra ju� w 'I~heranie bardzo si� zaostrzy�a,
wkr�tce zamieni�a si� w ca�kowit� �lepot�. C� mog�y mi pom�c
tysi�ce woreczk�w tuman�w! Odda�bym je z rado�ci�, zw�aszcza �e
posiada�em co�, co by�o mi dro�sze od ca�ego z�ota �wiata. Przyja��
mego opiekuna, kt�ry pozostawi� mnie u siebie, cho� z bogatego
Persa sta�em si� ubogim Persem. Przyja�fi ta by�a dla mnie najwi�-
kszym bogactwem. Dosz�o do tego jeszcze co�. Im bardziej oczy moje
traci�y Swiat�o dnia, tym szerzej otwiera�y si� moje oczy wewn�trzne
24
na �wiat�o promieniej�ce z mojego przewodnika Ben Nura. W jego
�wietle dane mi by�o dojrze� rzeczy, o kt�rych wiedza dost�pna jest
tylko niewielu ludziom, poniewa� serca ich s� zaj�te dobrami doczes-
nymi, a oczy za�lepione blaskiem z�ota, za kt�rym bez przerwy si�
uganiaj�. Effendi, jest to dhzga, wielokrotnie spleciona nitka, kt�ra
od chrze�cija�skiego Rosjanina prowadzi do mahometa�skiego mek-
ka�czyka, droga d�uga, ci�gn�ca si� mozolnie sze��dziesi�t lat. Czy�
mo�esz mie� mi za z�e, �e teraz pragn� spokoju? Czy naprawd�,
effendi, nie opu�cisz mnie teraz, kiedy zosta�em zdradzony przez
mego dotychczasowego opiekuna? Mam jeszcze jedn� pro�b�. Wiem,
wiem, �e nie masz dobrego zdania o Abadilahu. Nie pozna�e� go nigdy
z jego lepszej strony, tak jak ja, i mo�e nie uwierzysz we wszystko, co
ci opowiedzia�em o �wczesnej bezinteresowno�ci mego przyjaciela.
Effendi, mo�esz o nim s�dzi�, co zechcesz. Ale prosz�, pozostaw mi
wiar� w dawn�, czyst� dobro� mego opiekuna! To takie pi�kne wie-
rzy� w dobro cz�owieka. To takie pi�kne... takie pi�kne...!
�lepiec urwa� wyczerpany. Podczas tej d�ugiej opowie�ci nie pu�ci�
mojej r�ki. Biedny cz�owiek! Nie mia� poj�cia, �e �lepota jego oczu
nie by�a jedyna. By� �lepy podw�jnie, ba, potr�jnie! Czy wolno mi by�o
ze wzgl�du na jego r�wnowag� duchow� pozostawia� go w tej szcz�-
�liwej niewiedzy? Nie, nie i jeszcze raz nie! W wypadku duchowej
�lepoty takiej jak jego, istnia� tylko jeden jedyny spos�b wyleczenia
go, a mianowicie bezwzgl�dna szczero��! Wcze�niej czy p�niej musi
si� dowiedzie� smutnej prawdy! Czy� nie lepiej by�o natychmiast
przyst�pi� do operacji? Bezlitosnej, bezwzgl�dnej?
Dlatego, kiedy Muned�i sko�czy�, by nada� moim s�owom wi�ksze
znaczenie, milcza�em d�u�szy czas. Potem zacz��em powoli, podkre-
�laj�c ka�de s�owo.
- Muned�i, opowiedzia�e� mi smutn� histori�. M�g�bym p�aka�
nad ni�, lecz tak�e p�aka� nad tob�, biedny �lepy cz�owieku! Musz� ci
powiedzie�, Muned�i, �e �lepy cz�owiek godny jest wsp�i;zucia. Je�li
jednak istnieje mo�liwo�� uleczenia jego �lepoty, a niewidomy broni
25
si�, zaciskaj�c z ca�� si�� oczy, poniewa� nie chce si� nauczy� widzie�,
w�wczas wsp�czucie zamienia si� w pogard�. A twoj� �lepot� tak
�atwo wyleczy�! Dziecko mog�oby ci� wyleczy�. Muned�i, czy nie
potrafisz zrozumie�, �e twoja historia od pocz�tku, kiedy ukazuje si�
tw�j obro�ca, jest bajk�? Nie, nie bajk�, lecz jednym wielkim oszu-
stwem, wymy�lonym przez sko�czonego �ajdaka, tak wielkim oszu-
stwem, �e a� dziwne, i� ty, cz�owiek niby to do�wiadczony, nie przej-
rza�e� tego od pierwszego wejrzenia...?
Muned�i zrobi� gwa�towny ruch, jak gdyby chcia� mi przerwa�, nie
da�em mu jednak doj�� do s�owa i ci�gn��em dalej.
- Nie przerywaj mi, Muned�i! Chyba rozumiesz, �e nie m�wi�bym
w taki spos�b, gdybym nie mia� ku temu dok�adnie przemy�lanych
powod�w. Ghani od pocz�tku nie by� twoim obro�c�, lecz twoim
wrogiem dzia�aj�cyri z dobrze przemy�lan� przebieg�o�ci�. By� twoim
najwi�kszym wrogiem! Sam przecie� m�wisz, �e by�e� przeciwnikiem
�wczesnej polityki perskiej. Wi�c tym samym by�e� jego przeciwni-
kiem, poniewa� on j� popiera�. A ty by�e� niebezpiecznym przeciwni-
kiem, poniewa� mia�e� wp�yw na szachinszacha. Tote� nale�a�o ci�
usun��. Oszczerstwem przeciwko tobie nic by nie wsk�ra�, bo w�adca
mia� dla ciebie zbyt wiele szacunku. Musia� wi�c dzia�a� inaczej. Poza
tym chodzi�o nie tylko o twoj� osob�, lecz tak�e o tw�j wielki maj�tek.
Ghani chcia� za jednym zamachem upiec trzy pieczenie na jednym
ogniu.
-'Ii~zy pieczenie... nie rozumiem ci�...
- A przecie� zamiar tego �ajdaka tak �atwo przejrze�. By�e� cz�o-
wiekiem wielce elokwentnym. Jakie� by�oby to chwalebne, gdyby
uda�o mu si� ciebie, kt�ry i tak sk�ania�e� si� ku islamowi, zjedna� dla
swej wiary! Jaki zaszczyt przynios�oby mu to w jego rodzinnym mie-
�cie i jak� si�� islam zyska�by dzi�ki tobie!
- Wci�� jeszcze nie rozumiem...
- Zaraz zrozumiesz. A wi�i; ze wzgl�d�w politycznych nale�a�o
ci� usun��, tw�j maj�tek mia� przypa�� Ghaniemu, a ty sam by�e� dla�
26
cennym �upem, cenniejszym, ni� on sam w�wczas przypuszcza�.
Osi�gn�� ten potr�j ny cel m�g� �w oszust tylko w�wczas, gdyby uda�o
mu si� cichaczem wywie�� ciebie z kraju i gdyby� ty sam dopom�g�
mu w jego zamiarach. Powiedz mi tylko jeszcze jedno, Muned�i, czy
opowiedzia�e� Ghaniemu histori� swego �ycia?
-'Pdk. Nie widzia�em powodu ukrycia jej przed nim, kiedy mnie
o to zapyta�.
- Thk te� sobie pomy�la�em. Czy nie zauwa�y�e� nigdy podobie�-
stwa fatalnych wydarze� w twoim �yciu? Raz by�o to wymy�lone przez
twoich wrog�w powi�zanie z rosyjskimi nihilistami, co wyp�dzi�o ci�
z ojczyzny, a drugi raz tw�j mniemany zwi�zek z wykl�t� sekt� babi,
kt�ry mia� by� powodem twojego nieszcz�cia. Czy wci�� jeszcze nie
zdajesz sobie sprawy, jak podejrzana jest ta historia z babi? Ghani
zr�cznie wykorzysta� us�yszane od ciebie wiadomo�ci, wbi� ci �wieka
w g�ow� bajeczk� o zem�cie ze strony twych rosyjskich wrog�w. T�
by�a jego pierwsza pr�ba zastraszenia ci�, ale min�a si� z celem, bo
czu�e� si� pewny maj�c czyste sumienie. Tym celniejsza by�a druga
pr�ba. Ghani upozorowa� napad, tak �e musia�e� doj�� do przekona-
nia, i� twoim wrogom uda�o si� narazi� twoje iycie na najwi�ksze
niebezpiecze�stwo. Wiesz sam najlepiej, jak dobrze wszystko si�
uda�o. Siedzia�e� z�amany w pu�apce, a Ghani ukaza� si� jako wybawca
i wys�a� ci� tam, gdzie chcia� ci� mie�, do Mekki. Zamaskowani ludzie
to byli jego op�aceni pomocnicy, a historia z przekupieniem dozorcy
wi�ziennego istn� bujd�. S�u��cy, kt�ry mia� ci� zawie�� do Mekki,
by� oczywi�cie we wszystko wtajemniczony.
R�ka Muned�iego, kt�r� trzyma�em, mocno dr�a�a, nie odezwa�
si� jednak, chocia� moje s�owa musialy dzia�a� jak uderzenia m�otem.
- Jeszcze nie sko�czy�em. Dwie rzeczy uda�y si� Ghaniemu.
Uda�o mu si� ciebie oddali� i mia� ci� w swojej mocy. 'I~raz chodzi�o
jeszcze o tw�j maj�tek. Powiadasz, �e nie masz poj�cia, wjaki spos�b
tw�j obro�ca zdo�y� iwoj� piecz��. A przecie� nie ma w tym nic
tajemniczego. Podczas kiedy jego wsp�lnicy zajmowali si� tob�, on
27
sam spokojnie poszed� do twojego gabinetu i zabra� piecz�� z biurka,
poniewa� bez piecz�ci bank by nie uzna� upowa�nienia, kt�re Ghani
kaza� ci wystawi�. Nie m�g� jednak z miejsca zaw�adn�� pieni�dzmi.
Musia�y na razie trafi� do twoich r�k, gdy� wcze�niej mog�e� nabra�
podejrzenia, czy istotnie skradziono mu je podczas podr�y. Ale
kiedy ju� je mia�e�, nie by�y ani chwili pewne. I Ghani nie waha� si�
ju� d�ugo, aby po nie si�gn��. Musz� ci jeszcze powiedzie�, �e obcy
pielgrzymi to bardzo licha wym�wka twego mniemanego dobroczy�-
cy.
'I~raz opu�ci� Muned�iego bezruch, z jakim mnie dot�d shxcha�.
- Przesta�, effendi, przesta�! To zbyt okropne, co m�wisz! Na
pewno si� mylisz, musisz, musisz si� myli�!
- Nie myl� si�, Muned�i! Prosz� ci�, nie zaciskaj oczu przed
s�o�cem!
- Wi�c nie jestem... nie jestem wykl�ty przez szacha!... I to wszy-
stko... wszystko... naprawd� jest tylko potwornym oszczerstwem...?
-'Pdk jest. Powiedz szczerze, czy w Mekce pr~ez wszystkie te lata
mog�e� cho� jeden jedyny raz bez przeszk�d ro~mawiaE z kimkolwiek
bez �wiadk�w? Albo by� przy tym Ghani, albo ci� zamykano.
- Powiada�, �e to konieczne, bo moi wrogowie s� pot�ni i r�ce
ich si�gaj� daleko. A kiedy nie j estem zamkni�ty lub kiedy on sam nie
jest ze mn�, nie m�g�by mnie obroni�.
- Bzdura! Wymaga�o tego nie twoje, lecz jego bezpiecze�stwo.
Przecie� mog�o si� zdarzy�, �e jaki� perski pielgrzym, kt�ry widzia� ci�
w 'I~heranie, pozna�by ci� i u�wiadomi� prawdziwy stan rzeczy. 'l~mu
nale�a�o za wszelk� cen� zapobiec. Z tego te� powodu zabra� ci� ze
sob� w t� uci��liw�,