1190
Szczegóły |
Tytuł |
1190 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1190 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1190 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1190 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karol May
"W lochach Babilonu"
K~RO
V
rr
D ~ D
uu
Akcja powie�ci toczy si� na terenie
Mezopotamii, gdzie g��wny bohater Kara Ben
Nemzi wraz z szejkiem Halefem tocz� walk� z
przemytnicz� organizacj� dzia�aj�c� na pograniczu
turecko - perskim. Znaczna cz�� ich przyg�d
rozgrywa si� w tajemniczych podziemiach
staro�ytnego Babilonu i w jego najbli�szej okolicy.
Dalsze losy naszych bohater�w znajdziecie
Pa�stwo opisane w kolejnej ksi��ce cyklu,
"Twierdza w g�rach", kt�ra uka�e si� niebawem
nak�adem naszego wydawnictwa.
�yczymy przyjemnej lektury.
JtlCY~;~
l~ f
9
~a
~.a
Pan i s�uga
Bagdad!
Ile wspania�ych wizji budzi ta nazwa w duszy cz�owieka, kt�ry nie
zna ani Bagdadu, ani jego stosunk�w, a wyobra�a sobie s�ynne miasto
jedynie na podstawie bajek z tysi�ca i jednej nocy. Ludzie Wschodu
nazywaj� Kair Bauwaabe esz Szark-wrota Wschodu, a Bagdad Nefs
esz Szark - Dusza Wschodu. Okre�lenie to by�o mo�e s�uszne przed
laty, ale dzi� straci�o podstawy. Bagdad dzieli los wielu swych sio-
strzyc, kt�rych s�awa i pi�kno�� nale�� do przesz�o�ci. Nawet na to,
co uda�o si� uratowa� z dawnych czas�w, nale�y patrze� z daleka, z
bliska bowiem wydaje si� odra�aj�ce.
Dumna stolica kalif�w, kt�ra by�a niegdy� o�rodkiem ruchu maho-
metafiskiego, straci�a, m�wi�c s�owami poety perskiego: "pi�kno��
twarzy, czerwiefi policzk�w, blask oczu, gibko�� postaci i wdzi�k
linii". Kiedy� otacza�j� istny raj, dzi� wznosi si� w�r�d r�wniny, kt�r�
mo�na por�wnywa~ do wszystkiego, z wyj�tkiem niebia�skiego ogro-
du. 'lii� doko�a miasta jest troch� zieleni, ale o kilka krok�w dalej
rozpo�ciera si� kraj g�uchy i wymar�y. Przep�ywa przeze� Tygrys; nad
rzek� wznosi si� most d�ugo�ci jakich� dwustu metr�w. Ruiny starego
miasta i mur�w le�� po zachodniej stronie rzeki. Nowa i wi�ksza
S
cz�� miasta mie�ci si� na wschodnim brzegu. Trzeba przyzna�, �e dzi�
jeszcze miasto od strony rzeki wywiera niez�e wra�e�ie; wystarczy
jednak wej�� w ulic�, a z�udzenie pryska. Rozpad�y si� mury, otacza-
j�ce miasto; po �wietnych budowlach kalif�w pozosta�y mizerne
szcz�tki. Wszystkie okna murowanych dom�w wychodz� na podw�-
rze; w krzywych, w�skich niebrukowanych ulicach wida� tylko go�e
�ciany i w�skie zaryglowane drzwi. Najbardziej godne zwiedzenia s�
bazary; tworz� d�ugie, sklepione kru�ganki, w kt�rych kupi� mo�na
wszystko, co produkuje Wsch�d.
Latem jest tak gor�co, �e mieszka�cy w dzie� siedz� w ch�odnych
sardaubach, piwnicach, w nocy za� sypiaj� na p�askich dachach do-
mostw. Podczas stosunkowo ch�odnej zimy, cz�onkowie rodzin zbie-
raj� si� doka�a mangalu, kominka. Piece nie istniej� w og�le.
Bagdad zosta� za�o�ony przez A1 Mansura, drugiego kalifa Abba-
syd�w. Za czas�w Haruna ar-Raszida miasto si� powi�kszy�o; zbudo-
wano pierwszy most. A1 Monstasir ufundowa� Akademi� Chemii i
Medycyny, kt�ra kiedy� by�a wzorem dla wszystkich szk� mahome-
ta�skich; od szeregu lat sta�a si� jednak punktem zbornym dla kara-
wan. Jeszcze gorszy los spotka� miasto. Zburzy� je chan mongolski
Hulagu. Nast�pc�w jego przep�dzi� Timur, kt�ry zdoby� Bagdad i
zr�wna� z ziemi�. Dla uczczenia zwyci�stwa wzni�s� szereg wie�,
u�ywa;�c jako fundament�w stu tysi�cy g��w pomordowanych miesz-
ka�c�w. Po latach zdobyli Bagdad Osmanowie. P�niej miasto prze-
sz�o w r�ce szacha perskiego Ismaela. Od czasu zwyci�stwa su�tana
Murada IV miasto znajduje si� pod panowaniem tureckim.
Z wspania�ych czas�w Haruna ar-Raszida nie pozosta�o niemal
nic, z wyj�tkiem pomnika �ony jego Zobeidy, stoj�cego samotnie na
wzg�rzu na prawym brzegu rzeki. Nies�usznie nazwano ar-Raszida
sprawiedliwym. Dziewi�� razy pielgrzymowa� pieszo do Mekki, ale
nie nale�y zapomina�, �e u�atwia� sobie te podrb�e, ka��c wy�ciela�
ca�� drog� mi�kkimi dywanami i wznosz�c na ka�dym postoju g�spo-
d�. Kupowa� poet�w, opiewaj�cych s�aw� jego imienia, by� jednak
6
znienawidzony przez poddanych. Nienawi�� wzmog�a si� z chwil�, gdy
w�asn� siostr�, imieniem Abbasah, kaza� wraz z dwojgiem dzieci
zamurowa� �ywcem. Ar-Raszid zdawa� sobie spraw� z tej nienawi�ci.
Ba� si� jej do tego stopnia, �e z pocz�tku przeni�s� sw� rezydencj� do
Rakki nad g�rnym Eufratem, potem za� przesiedli� si� na p�asko
wzg�rze p�nocnej Persji, gdzie go te� pogrzebano w miejscowo�ci
Chorasan. Syn jego Mamum lubi� si� r�wnie� popisywa� bogactwami.
Na uroszysto�ci jego za�lubin z Buran, c�rk� wezyra Hassana Ibn
Sahr, wweselnych salach p�on�y tysi�ce �wiec z ambry, a setkom go�ci
rozdzielono kule z pi�ma i ambry, zawieraj�ce kwity na drogie kamie-
nie, domy i posiad�o�ci ziemskie. Wspomnienia tych czas�w �yj�
jedynie w ustach hakawat�w, oficjalnych gaw�dziarzy. Powodem
upadku miasta by� d�ugi sp�r mi�dzy wyznawcami Alego a jego prze-
ciwnikami, kt�ry rozbi� �wiat mahometafiski na dwa wrogie, dzi�
jeszcze walcz�ce ze sob� obozy sunnit�w i szyit�w.
Przybywszy do Bagdadu okazali�my na komorze celnej nasze pa-
piery. Przed udaniem si� w dalsz� drog�, postanowili�my odwiedzi�
miejsce, w kt�rym niegdy�, podczas ostatniej bytno�ci le�eli�my po-
waleni zaraz�. Trzeba by�o przede wszystkim pomy�le� o wyszukaniu
mieszkania w mie�cie. W miejscu postoju karawan nie chcia�em si�
zatrzymywa� ze wzgl�du na brud i pluskwy; Halef uwa�a� r�wnie�, �e
b�dziemy jeszcze mieli dosy� sposobno�ci do zapoznania si� z "wdzi�-
kiem i czarem tych czworono�nych przyjaci�". Europejczycy staraj�
si� zwykle korzysta� w Bagdadzie z go�cinno�ci urz�dnik�w, przyby-
�ych z Europy. Uwa�am, �e nie jest to wskazane. Komu nie chodzi
jedynie o powierzchowne poznanie kraju i narodu, kto ma zamiar
zapozna� si� z wszystkim gruntownie, ten musi zbli�y� si� do miesz-
kafic�w, musi �y� ich �yciem. Dlatego unika�em i unikam podczas
mych podr�y wielkich, wydeptanych szlak�w, odrzucam balast euro-
pejskich nawyk�w i nie szukam Europejczyk�w. Wymaga to wielu
wysi�k�w, znajomo�ci j�zyk�w, gruntownego przygotowania, rezyg-
nacji z wyg�d, jako te� pewnej dozy odwagi. Mo�na wtedy jednak
7
osi�gn�� szereg korzy�ci, nie dost�pnych na szerokim, wygodnym
szlaku. Z�o�enie wizyty paszy lub tutejszemu konsulowi za�atwi�oby
na miejscu spraw� mieszkania, gdy� imi� Kara Ben Nemzi by�o dobrze
znane w tutejszych sferach wojskowych i urz�dniczych. Nie chcia�em
si� jednak uzale�nia� od grzeczno�ci innych i postanowi�em sam
znale�� odpowiednie lokum dla nas i dla naszych koni. Nic wi�c
dziwnego, �e przy tej okazji przypomnia�em sobie Polaka, orygina�a,
u kt�rego�my swego czasu mieszkali. W�tpi�em, czy jeszcze �yje, a
je�eli tak, czy mieszka nadal w Bagdadzie i w tym samym domu, co
przedtem.
Nie tylko ja przypomnia�em sobie naszego mi�ego uprzejmego
gospodarza. Gdy�my sprowadzili konie z kelleku na brzeg, Halef
rzek�:
- Tratwa nie przedstawia dla nas obecnie �adnej warto�ci. Nikt
jej nie kupi. Najlepiej b�dzie tratw� zostawi� tutaj; niech j� sobie
bierze, kto chce. Dok�d zwr�cimy si� teraz, sidi?
- Chcia�em spyta� ci� o to samo.
- Przysz�a mi pewna my�l do g�owy. Mam nadziej�, �e ci si� to
spodoba. Pami�tasz, u kogo�my wtedy mieszkali?
- Oczywi�cie.
- Mo�e by si� tam zwr�ci�?
- My�la�em o ty samym. Cieszy�bym si� bardzo, gdyby�my
odnale�li tego cz�owieka.
- I jego s�ug�, kt�rego by� niewolnikiem - roze�mia� si� Halef.
Oczywi�cie pami�ta�em grubasa - s�u��cego, kt�ry w oryginalny
spos�b pe�ni� sw� powinno�~. Przypuszcza�em, �e nie �yje, gdy� ju�
wtedy wykazywa� z nadmiaru tuszy sk�onno�ci do apopleksji. Mieli-
�my du�o wolnego czasu, wi�c mo�na by�o na wszelki wypadek odszu-
ka� dom, w kt�rym kiedy� mieszka� Polak ze swym s�ug� i dowiedzie�
si�, kto go zamieszkuje obecnie. Dosiedli�my wi�c koni i ruszyli�my
w kierunku domostwa. Sta�o w palmowym ogrodzie, w po�udniowej
cz�ci miasta. Mimo up�ywu lat, odnale�li�my je bez trudu. Tym
g
razem nie zatrzymali�my si� przed w�sk� furtk�, lecz przed bram�,
mieszcz�c� si� po drugiej stronie ogrodu. Zsiad�szy z koni, zacz�li�my
dobija� si� do bramy. Po d�ugim oczekiwaniu rozleg�y si� powolne,
oci�a�e kroki. W bramie, kt�r� po chwili otworzono znajdowa� si�
ma�yotw�r. Przez ten otw�r ujrzeli�my d�ugi, ostry, ostrzejszyjeszcze
ni� dawniej, nos i star� blad� twarz. Spod wielkich okr�g�ych okula-
r�w spojrza�a na nas para wyblak�ych oczu. Pad�o pytanie, wypowie-
dziane cienkim, dr��cym g�osem:
- Czego tu chcecie?
Pozna�em go od razu. To nasz by�y gospodarz, oficer turecki,
polskiego pochodzenia. Nie nosi� wtedy okular�w. Od tego czasu
bardzo si� postarza�. Nie pozna� mnie z pewno�ci�, a poniewa� zapyta�
po arabsku, odpowiedzia�em w tym samym j�zyku:
- Mieszkasz sam w tym domu?
- Po co ci ta wiadomo�� potrzebna? - zapyta�.
- Bo chcia�bym tu zamieszka�.
- Nie mam miejsca dla obcych ludzi.
- Zap�acimy.
- Nie mam zamiaru wynajmowa� mieszkania. Widz� zreszt�, �e
macie konie dla kt�rych nie ma u mnie pomieszczenia.
- W takim podw�rzu? Pod dachem zmieszcz� si� wi�cej ni� dwa
konie.
- Do licha! Znasz to podw�rze? W takim razie tym bardziej nie
nale�y ci ufa�.
Chcia� zas�oni� otw�r. Wzi��em go za r�k� i rzek�em:
- Mo�esz nam ufa�. Jeste�my uczciwi ludzie. Przynosimy ci po-
zdrowienia.
- Pozdrowienia? Od kogo?
- Czy nie pami�tasz, �e kiedy� mieszka� u ciebie pewien perski
ksi��e z dwiema �onami i orszakiem s�u�by.
- Owszem - odpar� po�piesznie. - By� te� pewien effendi z
Niemiec wraz z towarzyszem Arabem.
9
- Ten effendi zwa� si� Kara Ben Nemzi?
- Tak. Znasz go?
- Znam i przynosz� od niego pozdrowienia.
- �yje jeszcze? Bawi� u mnie nied�ugo, ale polubi�em go bardz�.
Powiedz, gdzie teraz przebywa i jak mu si� powodzi!
- Czy nie b�dzie lepiej, je�li ci odpowiem w mieszkaniu?
- Oczywi�cie! Wejd�cie wi�c do ogrodu. Otworz� bram�.
Prawdopodobnie mieszcz�ca si� po przeciwnej stronie furtka by�a
cz�ciej u�ywana, ni� brama. Musia� nat�y� wszystkie si�y s�abych
dr��cych r�k, aby przekr�ci� klucz w zamku. Gdy mu si� to wreszcie
uda�o, skrzyd�o bramy nie chcia�o ust�pi�, wi�c musia�em je pchn�e.
Brama si� wreszcie otworzy�a. Ujrzeli�my starca w tych samych co
dawniej olbrzymich pantoflach i w wystrz�pionym znoszonym kafta-
nie. Zasun�wszy bram�, zaryglowa�em j� i wr�czy�em mu klucz.
- Chod�cie na podw�rze! - rzek� i podrepta� na swych cienkich
nogach przez ogr�d w kierunku ��ob�w. Umie�ciwszy przy nich konie,
udali�my si� do sieni, z kt�rej prowadzi�y znane nam z dawnych
czas�w schody. Otworzy� drzwi, mieszcz�ce si� po prawej stronie.
Weszli�my do biblioteki, kt�ra wygl�da�a tak samo jak przed laty.
Wezwawszy nas do zaj�cia miejsca na kanapie, klasn�� w d�onie
wschodnim zwyczajem. Czeka�em z nat�aniem, kto si� zjawi na to
wezwanie. Oczyma duszy ujrza�em potwornie grubego Ganimeda,
kt�ry wypija� wino swego pana i wod� nape�nia� jego flachy. Gospo-
darz musia� jeszcze kilka razy klasn�� w d�onie. Wreszcie, kiedym mu
zawt�rowa� otworzy�y si� drzwi i ujrza�em w nich ... Tak to by� s�uga
we w�asnej osobie! Uty� tylko niewiarygodnie. Policzki zwisa�y jal~
worki, pod oczami widnia�y krwi� nabieg�e fa�dy, tak �e �renic prawie-
nie by�o widaE.
Podbr�dek okalaj�cy twarz, wa�y� na oko nie mniej, ni� spore`
prosi�. G�ow� okrywa� fez usiany t�ustymi plamami, z kt�rych po,.
wygotowaniu zebra�by si� niechybnie funt baraniego �oj~u. Jedynyns~
ubiorem tej �ywej beczki by� podarty kaftan. Spod materii rysowa�y^
10
si� s�oniowate ramiona i �apy. A brzuch? Biada! A nogi? Tkwi�y te
nogi w pantoflach podobnych do cz�en. Ruch�w, kt�re wykonywa�,
nie mo�na by�o nazwa� chodem, raczej sztywnym przepychaniu si�
naprz�d. Pot sp�ywa� mu z czo�a, cho� jedyn� prac�, jak� wykona� by�o
otwarcie najwy�ej dwojga drzwi. Nic dziwnego, �e sam gospodarz
musia� nam otworzy� bram�. Grubas by� jednak mi�ym, sympatycz-
nym poczciwcem. Spyta� przyjaznym, na p� poufa�ym, na p� uni�o-
nym tonem:
- Czego chcesz, effendi! Znowu klaska�e� na mnie. Czy dasz mi
kiedy� spok�j? Rozkazuj jednak; spe�ni�, co karzesz.
- Kawy i tytoniu - brzmia�a odpowied� pana. - Widzisz prze-
cie�, mam go�ci.
- Kawy? Allah, Allah! - westchn�� grubas, �ypi�c oczyma.
- Czego st�kasz? Ruszaj si�! Istnieje przecie� zwyczaj cz�stowa-
nia go�ci kaw�.
- Wiem o tym, effendi. Zwyczaj zwyczajem, ale trzeba mie�...
kaw�!
- Przecie� przedwczoraj wzi��e� ode mnie sze�� piastr�w na ku-
pno kawy.
-Tak i przysi�gam ci na wszystkich prorok�w i kalif�w, �em kupi�,
co poleci�e�.
- Gdzie� si� ta kawa podzia�a?
- Wysz�a.
- Wysz�a? Przecie� ze wzgl�du na stan mego wzroku nie wypi�em
ani jednego �yku?
- Nie gniewaj si�, effendi! Jestem niewinny, ale ja w�a�nie ze
wzgl�du na stan mego wzroku musz� pi� kaw�; chodzi mi o doskona-
lenie wzroku, bym ci m�g� s�u�y� sumiennie i wiernie.
- Sze�� piastr�w w ci�gu dw�ch dni?
- C6� mo�na dosta� za sze�� piastr�w? Id�c po kaw�, musz� dwa
razy wst�pi� do kawiarni, aby si� pokrzepi�. W drodze powrotnej to
samo. W rezultacie, na kupno kawy pozostaj� tylko dwa piastry. C�
mo�na za to otrzyma�? Widzisz, effendi, jestem niewinny!
- A jednak musz� swych go�ci pocz�stowa� kaw�!
- Tak, musisz. Daj mi wi�c sze�� piastr�w.
-O jazik! O biada! Je�eli ci� po�l�, wst�pisz znowu cztery razy do
kawiarni i wr�cisz dopiero wieczorem z zakupem za dwa piastry.
Trac� g�ow�; nie wiem, co pocz��.
Poniewa� s�owa te wypowiedziane by�y cz�ciowo do s�u��cego,
cz�ciowo do mnie, odrzek�em pojednawczo:
- Nie martw si�, effendi! Zaopatrzyli�my si� w dostateczny zapas
kawy; pozosta�o n.am jeszcze nieco w kulbakach. Towarzysz m�j
zejdzie na podw�rze i przyniesie troch� kawy.
- Dzi�ki ci, panie! Zdejmujesz mi kamiefi z serca i ratujesz od
hafiby, �e nie mog�em swych go�ci poczestowa� brunatnym trunkiem
go�cinno�ci. Za to b�dziesz m�g� wypali� ze mn� nieco najlepszego
tytoniu, jaki mamy w Bagdadzie. Przynie� �ywo tszibuki!
Grubas, do kt�rego s�owa te zosta�y wypowiedziane, �ypn�� znowu
oczami i zawo�a� �a�o�nie:
-Tszibuki?Allah'lAllah! O tytoniu, tytoniu!
- Nie j�cz, zwijaj si�!
- Prosz� ci�, effendi, zbierz zmys�y! Po co mam si� �pieszy�, je�eli
i tak nic nie poradz�. Tytoniu nie ma.
- Nie ma...? To niemo�liwe! Jak�e to? Przecie� nie pali�em przez
ca�y ostatni tydziefi!
- Ja r�wnie� nie pali�em, effendi.
- Wszak przedwczoraj, gdy� chodzi� po kaw�, mia�e� tak�e przy-
nie�� tytoniu. Da�em ci dziesi�� piastr�w.
- To prawda, otrzyma�em dziesi�� piastr�w.
- No wi�c, gdzie� jest tytofi?
- O tytoniu! Allahi, Wallahi, Tallahi!
- Gadaj! Musz� pocz�stowa� mych go~ci tszibukiem.
- Racja, effendi, musisz! Prosz� wi�c o dziesi�� piastr�w, a za�a-
twi� spraw�.
12
- Jeszcze� nie kupi� tytoniu?
- Nie.
- A gdzie pieni�dze, kt�re ci da�em?
- Effendi, wiesz dobrze, �e pal� rzadko, gdy� porcja naszul~
tabaki, jest mi milsza od fajki duchan, tytoniu. Ale by�em winien
sprzedawcy tytoniu dziesi�� piastr�w za tabak�. Nalega�, grozi�, wi�c
mu wreszcie sp�aci�em d�ug.
- Tak? Zamiast nabi� mi tszibuki, u�y�e� tych pieni�dzy dla swego
nosa!
- Effendi, nie gniewaj si�, pomy�l chwil�, a zrozumiesz, �e jestem
niewinny! Czy� mog�em dopu�ci�, aby sprzedawca tytoniu opowiada�
po kawiarniach, �e s�u��cy tak dostojnego pana, jak ty, nie jest w
stanie p�aci� swych d�ug�w? Czy mo�na by�o dopu�ci�, aby� si� z tego
powodu musia� rumieni� przed lud�mi? Je�eli przywo�asz wszystkie
si�y swej m�dro�ci, powiedz� ci one, �e nie my�la�em o szcz�ciu swego
nosa, lecz jedynie o tym, aby opinia twoja nie zosta�a nara�ona na
szwank. Jestem przekonany, �e nie w�tpisz ju� o mojej niewinno�ci!
Spasione niewini�tko spojrza�o na swego pana z takim wyrzutem,
a pan obrzuci� je tak bezradnym spojrzeniem, �em rzek�:
- Nie martw si� o tytofi, effendi! Pod tym wzgl�dem jestem
r�wnie� zaopatrzony. Tw�j s�u��cy... jak�e mu na imi�?
- Kepek.
- A wi�c niech�e ten tw�j Kepek przyniesie tszibuki, a towarzysz
m�j p�jdzie tymczasem po kaw� i tytofi.
-Jak�e� �askawy, o panie! 'I~lko dzi�ki twojej uprzejmo�cijestem
w stanie spe�ni� wobec was obowi�zki pana domu.
Halef oddali� si�, Kepek pozosta�. Wzruszywszy kilka razy grubymi
ramionami, opu�ci� doln� warg� i ukaza� nam spod niej ostatni ze
swych trzydziestu dw�ch z�b�w.
- Czego chcesz jeszcze? - zapyta� gospodarz.
- M�wisz o tszibukach, effendi, a zapominasz, �e mamy tylko
jeden i palimy z niego do sp�ki.
13
- By�y przecie� dwa!
- To dawne czasy. Jednego wszak u�ywa�em do rozdmuchiwania
ognia w kominku, wi�c z czasem nieco si� przypali�.
- Czy tszibuk powinien s�u�y� za miech kowalski?
- Nie. Na dow�d jednak swej niewinno�ci musz� ci przypomnie�,
�e nie mog� si� schyla�; a tszibuk nie odczuwa �adnych b�l�w, gdy go
trzymam nad ogniem. Zrozumiesz to chyba, effendi!
- Id� wi�c i przynie� fajk�!
Mog� chyba nie podkre�la�, �e ten stosunek mi�dzy panem a
s�u��cym bawi� mnie szczerze. Pob�a�liwo�� pana musia�a mie� pod-
staw�. Przypomnia�em sobie s�owa gospodarza, wypowiedziane pod-
czas naszej pierwszej bytno�ci: shx�y� u mnie, kiedy jeszcze by�em
oficerem. Mo�e opowiem wam kiedy�, dlaczego tak pob�a�am temu
cz�owiekowi. Wy�wiadczy� mi wielkie us�ugi.
Kepek znaczy "koniczyna". Doskona�e okre�lenie! Przecie� istniej�
stworzenia, kt�re si� tuczy kepekiem. Przypomnia�em sobie s�owa,
kt�re kiedy� wypowiedzia� effendi: Sam wszystko zjada i wypija, a ja
dostaj� reszt�. Nic wi�c dziwnego, �e pan w przeciwie�stwie do s�ugi
by� chudy, jak szczapa.
Zjawi� si� wreszcie Halef z kaw� i tytoniem. Przyni�s� r�wnie�
nasze fajki, wybawiaj�c gospodarza z ostatniego k�opotu, gdy� w
przeciwnym razie musieliby�my wszyscy trzej pali� z jednego tszibuka.
Po jakim� czasie zjawi�a si� znowu "koniczyna". Sapi�c, jak miech
kowalski, wr�czy� swemu panu fajk�. Dokonawszy tego ci�kiego
dzie�a, grubas ulotni� si�, przymykaj�c drzwi. By�em przekonany, �e
stan�� pod nimi, nie chc�c si� przem�cza� na wypadek, gdyby si� panu
zachcia�o znowu klasn�� w d�onie. C� si� sta�o z kaw�? Widocznie o
niej zapomnia�, wsun�wszy pod olbrzymi kaftan woreczek z ziarnami,
przyniesionymi przez Halefa.
Nabiwszy tszibuki tytoniem i zapaliwszy je, by�y oficer rzek�:
- A wi�c przynosicie mi pozdrowienie od perskiego ksi�cia, kt�-
rego zowi� Hassan Ardszir mirza. By� to wielki, bogaty pan; mo�e
14
nale�a� nawet do rodziny szachinszacha.
Gruby Kepek wysun�� g�ow� i rzek�:
- Tak, musia� to by� wielki pan; wyje�d�aj�c, da� mi jako bakszysz
trzy z�ote tumany.
Gospodarz, nie skarciwszy go ani jednym s�owem, ci�gn�� dalej:
- Pewne powody sk�aniaj� mnie do odmawiania go�ciny Persom.
Ale przed tym cz�owiekiem otworzy�em podwoje swego domu, ponie-
wa� sprowadzi� go Kara Ben Nemzi, kt�rego polubi�em od pierwsze-
go wejrzenia.
Grubas wsun�� znowu g�ow� i zawo�a�:
- Mnie r�wnie� bardzo si� podoba�, poniewa� da� mi bakszysz w
wysoko~ci dw�ch z�otych tuman�w.
M�wi� prawd�. Op�aci�a mu si� wtedy go�cinno��, poniewa� Has-
san Ardszir mirza obdarowywa� wszystkich niezwykle hojnie.
Spasiona twarz znikn�a zn�w za drzwiami, a gospodarz ci�gn��
dalej:
- Dziwnym cz�owiekiem by� te� �w Anglik, Dawid Lindsay, kt�ry
ustawicznie rozprawia� o wykopaliskach. Musia� by� jednak niezwy-
kle bogaty; s�ysza�em, �e kupi� ca�y ogromny maj�tek ksi�cia.
W drzwiach zjawi�a si� znowu g�owa Kepeka:
- Tak, by� bardzo bogaty. Jako bakszysz zostawi� mi z�otego lira
inglizi, za kt�rego zap�acono mi sto dwadzie�cia piastr�w.
- A wi�c razem otrzyma�e� trzysta sze��dziesi�t piastr�w bakszy-
szu. Czy� je dotychczas zachowa�? - zapyta� pan.
- Nie.
- Gdzie� s�?
- Wysz�y, ulotni�y si� z aromatem tabaki.
- Tyle pieni�dzy na tabak�?
- Nie gniewaj si�, effendi, nie wzruszaj si� bez powodu! Je�eli
policzysz, ile czasu up�yn�o od tej chwili, zrozumiesz, �e jestem
niewinny.
Po tych s�owach znowu skry� g�ow�.
Halef, nie mog�c si� opanowa~, zapyta� gospodarza:
- Czy nigdy nie s�ysza�e� o tych, kt�rzy u ciebie mieszkali?
- O Persach i o Angliku nic; o tamtych dw�ch troch�. �yj� bardzo
samotnie, rzadko opuszczam ten dom. Kepek jednak, wychodz�c po
zakupy, wst�puje do czterech kawiarni, o kt�rych niedawno opowia-
da�. Bywalcy kawiarniani opowiadaj� tam sobie cuda o dawnych
czasach. Gaw�dz� te� cz�sto o wielkich wodzach i bohaterach. Tocz�
si� r�wnie� rozmowy na bie��ce tematy, zw�aszcza je�eli chodzi o
sprawy, rozgrywaj�ce si� w naszej okolicy. Kepek s�ysza� kilkakrotnie
opowiadania o emirze i jego towarzyszu Arabie. S� to niezr�wnani
strzelcy i najs�awniejsi wojownicy, jak d�uga i szeroka Mezopotamia.
Przed ich waleczno�ci�, sprytem i broni� dr�� wszystkie ludy, miesz-
kaj�ce mi�dzy granic� a pustyni�. Kara Ben Nemzi posiada podobno
zaczarowane strzelby, kt�re strzelaj� bez na�adowania. M�wi�, �e
nigdy nie chybia. Uwa�am to za legend�. Fakt jednak powstania takiej
legendy jest dowodem, �e Kara Ben Nemzi i jego nieodst�pny przy-
jaciel to niezwykli ludzie.
Przy tych s�owach na twarzy Halefa odmalowa� si� wyraz zachwytu.
Oczy mu zaja�nia�y. Zapyta� triumfuj�cym g�osem:
- Halef? To pe�ne imi�? Nie znasz jego pe�nego imienia?
- Owszem. O ile sobie przypominam, brzmi ono Had�i Halef
Omar.
- O nie, to tylko pocz�tek! Najs�awniejszy ten wojownik po�r�d
wszystkich plemion Haddedihn�w zwie si� Had�i Halef Omar Ben
Had�i Abul Abbas Ibn Had�i Dawud al Gossarah. I to jeszcze nie
wszystko! Ze wzgl�du na niezliczon� ilo�� przodk�w i praprzodk�w
m�g�by powi�kszy� to imi� tak dalece, �e si�ga�oby od ziemi a� po
niebo i od nieba po ziemi�.
Starzec zna� bez w�tpienia beduifisk� zasad�, wed�ug kt�rej nale�y
szanowa� cz�owieka stosownie do d�ugo�ci jego imienia. Wiedzia�
r�wnie� z pewno�ci� i o tym, �e ka�dy, kto pragnie nada� swej osobie
autorytet, zwyk� nawet doczepia� do imienia tyle fikcyj nych imion, ile
16
tylko zdo�a spami�ta�. Z tego te� powodu nie zdziwi� si� uwadze
Halefa i rzek�:
- Chcia�bym wiedzie�, czy to prawda, �e ten Halef by� kiedy�
biednym, nieznanym cz�owiekiem i �e dzi�ki waleczno�ci awansowa�
na naczelnego szejka Haddedihn�w.
- Tak, prawda, mog� to nawet udowodni� - odrzek� Halef. -
Czy pozna�by� tego zwyci�zc� bohater�w, gdyby si� znowu zjawi� u
ciebie?
- W�tpi�. Wzrok mam wyczerpany.
.
- A po g�osie? -
- Nie wiem. Trzeba d�ugo z cz�owiekiem przebywa�, aby jego g�os
zapami�ta�, a ten Had�i Halef Omar przebywa� u mnie niezbyt d�ugo.
Nie wpad� mi zreszt� do tego stopnia w oko, aby twarz i g�os j ego wry�y
mi si� w pami��.
- Nie wpad� ci w oko? Co s�ysz�! Pozw�l, �e nie b�d� kry� si� ze
zdumieniem. Przecie� oblicze niezr�wnanego szejka Haddedihn�w
cechuje tak niezbadana g��bia wyrazu, �e mo�na ni� obdzielie ca��
karawan� bohater�w. Wszyscy wojownicy wrogich plemion, wszy-
stkie dzikie drapie�ne zwierz�ta g�r znaj� rysy jego twarzy i uciekaj�,
gdy go tylko ujrz� lub pos�ysz�. A ty, kt�remu przypad�wielki zaszczyt
poznania go w tym domu i nasycenia si� wspania�o�ci� jego zalet,
mog�e� o nim zapomnie�? Zdumiewa mnie to niezmiernie. Sp�jrz na
s�awnego emira Kara Ben Nemzi effendi! On powie ci r�wnie�, �e
nawet s�abo�� twej pami�ci...
Gdy ma�y samochwa� wymieni� nieopatrznie me imi�, gospodarz
zdumia� si� i przerwa�:
- Powiedzia�e�: emir Kara Ben Nemzi effendi. Czy dobrze zrozu-
mia�em?
- Allah, Wallah! - roze�mia� si� Halef nieco zak�opotany. -
Istotnie, m�j sidi wypad� mi z ust. Przypatrz mu si�. Nie pozna�e� go
r�wnie�!
-Maszallah! B�g czyni cuda! Awi�c to wy obaj?'Ty� Had�i Halef
Omar, a on Had�i Kara Ben Nemzi?
- Tak, to my. Nie mo�na nas z nikim pomyli�.
- Witam was z ca�ego serca i o�wiadczam, �e wszystkie pokoje
mego domu i wszystko, co posiadam, oddaj� do waszej dyspozycji!
Podbieg� do nas, u�cisn�� nas za r�ce. Radosne to powitanie by�o
tym bardziej wzruszaj�ce, �e za pierwszej bytno�ci byli�my jego go��-
mi bardzo nied�ugo. Mia�em wi�c wra�enie, �e rado�� jego p�ynie z
innych~jeszcze pobudek.
Po chwili drzwi otworzy�y si� na o�cie�; wszed� przez nie Kepek i
po�pieszy� do nas w najwi�kszym tempie, na jakie mu tusza pozwala�a.
Wyci�gn�wszy ku nam obie r�ce, zawo�a� tubalnym g�osem:
- Hamdulillah za wielk� rado��, kt�r� mi dzi� zgotowali�cie. Jak
ju� s�ysza�e�, m�j emirze, nie zapomnia�em o dw�ch z�otych tuma-
nach, kt�re� mi ofiarowa�. Wesz�y wprawdzie do mego nosa pod
postaci� tabaki, ale nie zgin�y, o nie! Sp�yn�y a� do serca. Od tego
czasu marzyli�my, by was znowu ujrze� i wtajemniczy� w pewn�
spraw�, nad kt�r� na pr�no si� g�owimy.
Awi�cjest i specjalny pow�d do rado�ci! Stosunek mi�dzy panem,
a s�u��cym by� tak serdeczny, �em bez wahania u�cisn�� r�ce grubasa,
co z powodu ich rozmiar�w i zawarto�ci t�uszczu nie �atwym by�o
zadaniem.
- Tak, tak. - rzek� gospodarz. - Effendi, chc� ci� prosi� o rad�.
Ty� jedyny cz�owiek, kt�remu mog� si� zwierzy�.
- Ch�tnie ci s�u��. Ale dlaczego w�a�nie na mnie pad� wyb�r?
- Uwa�am, �e ty jeden potrafisz mi dopom�c. Wszystko, co mi o
tobie opowiadano i czegom si� dowiedzia� od Kepeka, utwierdza
mnie w przekonaniu, �e nie na pr�no zwr�c� si� do ciebie. Uszcz�-
�liwia mnie wasze przybycie, poniewa� przywracacie mi utracony
spok�j serca.
-A mnie si�� zdrowego trawienia -doda� Kepek melancholijnie.
- �o��dek m�j wch�ania� dawniej wszystko, czym go karmiono. Od
pewnego czasu odmawia mi pos�uszefistwa i z trudem zmuszam go
18
jedynie do poch�aniania nieodzownej dozy pokarmu. Czuj�, �e umie-
ram powoli �mierci� g�odow�; jestem przekonany, �e Allah przys�a�
ci� do Bagdadu, emirze, po to, aby� mnie ratowa�.
Mia�em ochot� odpowiedzie� �miechem na jego skargi, ale opano-
wa�em si� i nie zdradzi�em nawet mrugni�ciem oka. Pan, r�wnie� nie
okazuj�c wsp�czucia dla biadafi s�ugi, rozkaza�:
; Musimy dowie��, jak bardzo obydwaj go�cie s� nam mili i
po��dani. Kepek, �ywo, biegnij na jednej nodze i ka� przygotowa�
jad�o! Godzina obiadu dawno ju� min�a.
"�ywo, biegnij na jednej nodze!" �wietne wezwanie pod adresem
niepospolitego grubasa. Nie ruszy� si� z miejsca. Wskaza� tylko ze
zdumieniem na g�ow� i spojrza� z wyrzutem na swego w�adc�.
- No, na co czekasz? - zapyta� pan. - Nie wiesz, co si� robi, gdy
do domu zawitaj� tak mili go�cie?
- Owszem, wiem doskonale.
- �piesz si� wi�c i przygotuj posi�ek!
- O Allahu, o Mahomecie! �pieszy� si�, gdy po�piech nic zmieni�
nie mo�e?!
- Dlaczeg� to?
-Z powodu zupe�nego braku zapas�w. Gdy nic nie ma, nie mo�na
nic ugotowa�.
- Nic nie ma? - zapyta� ze zdumieniem.
- Nic, absolutnie nic!
- Przecie� przedwczoraj, gdym ci� pos�a� po kaw� i tytofi, przy-
nios�e� p� barana?
- Tak jest.
- I kur�?
- Nie, koguta. Delikatnego, smacznego kogucika.
- A ry�, mas�o, pomidory, korzenie?
- Tak.
- A m�k�?
- Tak�e.
19
- W takim razie masz wszystko niezb�dne do przygotowania
smacznego obiadu!
- O effendi, raczysz �artowa�! Wszystko, co� dotychczas wyliczy�,
zjedzone.
- Nie mo�e to by�! Kt� m�g� tyle spa�aszowa�?
- Ja.
- Ty? Przecie� nie masz �o��dka wieloryba!
Grubas przybra� t�skn� min� i rzek�:
-Effendi, niechaj ci Allah przebaczy, �e mnie por�wnujesz z tym
potworem morskim. Czy� nie s�ysza�, com niedawno powiedzia�?
S�awny emir Kara Ben Nemzi i szejk Had�i Halef Omar s�yszeli mnie
dobrze. Za�wiadcz� wi�c, �e prawie nic nie jem, poniewa� biedny m�j
�o��dek jest s�aby i cienki, jak p�cherz, kt�ry ka�dej chwili mo�e
p�~�E.
- Przy tej s�abo�ci �o��dka poch�on��e� p� barana, m�odego
koguta i kilo m�ki? O tym, co� dla mnie zostawi�, nie warto nawet
m�wi�!
- Allah! Spowijasz m� dusz� w zas�on� smutku. To, com uczyni�,
uczyni�em ze szczerej mi�o�ci do ciebie. Baran, kt�ry poni�s� �mier�
przed kilkoma dniami, zapachem swoim domaga� si� pogrzebu. Mia-
�em pozwoli�, aby� go jad�?
- Dlaczego� kupi� cuchn�cego barana?
- Kiedy jeszcze nie cuchn��, nie by�o mnie u rze�nika.
- Trzeba by�o kupi� �wie�� sztuk�.
- Nie by�o innej. Wszystkie po�cie mi�sa w tej jatce cuchn�y.
- Dlaczego� nie poszed� do innego rze�nika?
Grubas �ypn�� znowu oczkami, rozejrza� si� ze zdumieniem dooko-
�a, z�o�y� r�ce, �e a� hukn�o, jakby kto paln�� z sze�ciu mo�dzierzy i
rzek�:
- Niechaj mnie Allah chroni! P�j�� do innego? Popatrz na mnie,
effendi! Czy jestem chartem, �e mi ka�esz gna� od rze�nika do
rze�nika? Pomy�l o tym, �e umr�, je�eli mi oddechu zabraknie. Wiesz
20
r�wnie dobrze, �e musia�em p�j�� nie tylko do rze�nika, ale i wst�pi�
do kilku sklep�w. Sk�d�e starczy�oby mi czasu na wszystko, skoro
musia�em jeszcze wypi� cztery fili�anki kawy?
- Mog�e� raz odst�pid od swego zwyczaju.
- O nie, effendi, tak by� nie mo�e! Dzi� przekona�e� si�, jak wa�ne
s� te moje wizyty w kawiarniach; dzi�ki nim mog� ci komunikowa�
wszystkie nowinki. Gdybym ci ich nie znosi�, nie dowiedzia�by� si�
niczego o tych dw�ch dostojnych m�ach. Przyznajesz wi�c, �e zarzut
by� nies�uszny i �e jestem niewinny.
- Dobrze, dobrze, nie chc� na ten temat dyskutowa�; by�em
jednak przekonany, �e mi�so wystarczy na ca�y tydziefi i ...
- Na ca�y tydzie�? Co ci te� wpada do g�owy! Je�eli p� barana ma
wystarczy� na ca�y tydziefi, c� ma przypa�� na jeden dziefi? A je�eli
mi�so przy kupnie tr�ci padlin�, czy� po up�ywie tygodnia b�dzie
pachnia�o mirr�? Ju� teraz by�o nie do prze�kni�cia. Ajednak ugoto-
wa�em je i zjad�em z samozaparciem, aby� ty na swym zdrowiu nie
stwierdzi� smutnych skutk�w. I oto, zamiast pochwa�y, zbieram wy-
rzuty. Trudna to rzecz by� jednocze�nie s�u��cym i kucharzem cz�o-
wieka, kt�ry twierdzi, �e p� barana wystarczy na ca�y tydziefi!
Starego wzruszy�a widocznie ta filipika. Odrzek� mi�kko i �agod-
nie:
- Dajmy ju� spok�j baranowi! Ale dlaczego kogut znik� tak
szybko z widowni?
- Prosz� ci�, nie wspominaj o kogucie! Widocznie tak by�o prze-
znaczone w ksi�gach. Zabito go w tym samym dniu, co i barana.
~ Kupi�em go jednocze�nie z baranern, zanios�em do domu i ugoto-
wa�em na tym samym ogniu. Trzeba wi�c by�o spo�y� go z baranem.
A zreszt�, kogut uchroni� mnie od �mierci. Trzeba ci bowiem wie-
dzie�, �e gdy baran przeszed� przez drog� swego przeznaczenia, �o��-
dek m�j znalaz� si� w stanie tak op�akanym, �em ju� my�la� o opusz-
czeniu ziemskiej pow�oki i powi�kszeniu grona przodk�w. Nie l�kam
si� �mierci, t�skni� do wiecznych rado�ci raju, pomy�la�em jednak, co
21
si� z tob� stanie, gdy ci� opu�cijedyna podpora dni twoich. Po d�ugich
walkach wewn�trznych postanowi�em wytrwa� przy tobie, nie bacz�c
na to, �e mnie tak cz�sto zasmucasz zbyt natr�tnymi wyrzutami.
Musia�em wi�c przezwyci�y� z�y stan trawienia i powo�a�em do �ycia
na p�l umar�y �o��dek, rzucaj�c mu na pastw� m�odego koguta.
Wszystko posz�o sk�adnie. Z rado�ci� obdarowa�em sw�j �o��dek
porcj� �wie�o upieczonego chleba, kt�rej nie mo�esz mi od�a�owa�.
Ganisz mnie za to, �em ciebie i siebie uratowa�. Jestem niewinny jak
kozio�, pos�dzony o spo�ycie wielb��da, podczas gdy to by�o sprawk�
lwa. Oto wszystko, co ci mog� powiedzie�, effendi. Czyfi teraz, co ci
si� podoba!
Starzec, wzruszony oracj� "jedynej podpory swych dni", skin��
dobrotliwie g�ow� i rzek�:
- Nie chc� ci� zasmuca� i cofam wyrzuty, ale to nie zmienia
sytuacji. Nadesz�a pora posi�ku, a w domu nic nie ma.
- O Allah, Allah! Jaka� to s�abo�� pami�ci, jaki brak koniecznej
przytomno�ci umys�u! Je�eli us�uchasz mej rady, wszystko skoficzy si�
pomy�lnie.
- C� mi radzisz?
- Daj znowu pieni�dzy, a p�jd� i przynios�, co nale�y.
- I przed wieczorem nie wr�cisz.
- No tak, musz� przecie� zajrze� do moich czterech kawiarni i
opowiedzie�, �e przyby� do nas niepor�wnany emir Kara Ben Nemzi
effendi oraz Had�i Halef Omar. B�d� musia� odpowiedzie� na tysi�ce
pyta�, trudno wi�c b�dzie wr�ci� przed zachodem s�ofica.
Gdyby w Europie jaki� s�u��cy odwa�y� si� na tak� zapowied�,
uwa�anoby go za wariata, ale dziwaczny Kepek s�dzi�, �e mia� pe�ne
prawo zajada�, kiedy my g�odowali�my i ani my�la� o zrezygnowaniu
z w��cz�gi po kawiarniach. Bezgranicznie pob�a�liwy pan jego nie
wiedzia�, jak si� zachowa�. Wyr�czy� go Halef. By�em z tego obrotu
sprawy zadowolony, poniewa� sam nie mia�em ochoty karci� orygi-
nalnego grubasa. M�j ma�y Had�i straci� ju� cierpliwo��. Wstaj�c,
22
klepn�� niewini�tko po plecach, i zawo�a�:
- Wybacz mi, przyjacielu po�owy barana i ca�ego m�odego koguta!
Czy nie by�by� �askaw powiedzie�, kto tutaj jest w�a�ciwie panem
domu?
- Effendi, kt�remu s�u��.
- Ach, wi�c jeste� jego s�ug�?
- Tak.
- Kt� powinien by� pos�uszny, s�uga, czy pan?
Oczywi�cie, s�uga.
-Pi�knie, m�j ty naj�ar�oczniejszy kucharzu na ziemi! Awi�c nie
wolno ci robi�, co ci si� podoba, a musisz spe�nia� to, czego wymaga
go�cinno�E twego pana. Postaraj si� tedy jak najpr�dzej, aby jego
go�cie mieli co do ust w�o�y�. P�niej b�dziesz m�g� p�j�� do kawiar-
ni. Nie mam prawa do rozkazywania tobie, ale je�eli, uwa�aj co teraz
powiem,je�eli pi�niesz cho�byjedno s��wko, �ejeste�myw Bagdadzie
i zamieszkali�my w tym domu, b�dziesz jutro rano trupem Kepeka,
mordowanego powoli i okrutnie przez ca�� noc!
Przera�ony grubas cofn�� si� o kilka krok�w z szybko�ci�, jakiej
bym si� po nim nie spodziewa�. Bledn�c a� po koniuszki w�os�w,
J�~��:
- Powoli i okrutnie... mordowanego... trupem...?
- Tak - odpar� Halef bardzo powa�nie.
- Ale�... dlaczego martwy... dlaczego zamordowany... dlaczego
trup...?
- Pos�uchaj! Mamy wrog�w, �cigaj� nas, b�d� nas szuka� w Bag-
dadzie. Je�eli nas znajd�, dojdzie do walki. My dwaj zwyci�ymy, ale
dom, w kt�rytn mieszkamy, rozpadnie si� w gruzy, a mieszkaficy jego
zostan� zam�czeni na �mier�.
- Zam�czeni... na �mier�...! Niechaj Allah strze�e mnie przed
diab�em, przed �mierci� i przed wszystkimi lud�mi, kt�rzy mnie chc�
pozbawi� �ycia! Przez ca�y czas waszego pobytu nie wst�pi� nawet do
kawiarni. B�d� milcza� i nie zdradz� nikomu, gdzie przebywacie.
23
Najch�tniej zosta�bym w domu i nie wychodzi� poza granice naszego
ogrodu.
- Doskona�y pomys�! Jestem got�w uda� si� sam do miasta po
zakupy. Chod� ze mn� do kuchni!
Gdy si� oddalili, gospodarz zapyta�:
- Had�i Halef Omar przesadzi� z pewno�ci�. Naprawd� macie
wrog�w, kt�rzy was �cigaj�?
- Spotkali�my ludzi, kt�rzy odnie�li si� do nas tak wrogo, �e
musieli�my im da� pokosztowa� bata. S� to Persowie.
- Czy by� mo�e?
- Tak. Dysz� ��dz� zemsty. Skoro si� dowiedz�, �e jeste�my w
Bagdadzie, b�d� nas szuka�. Halef przesadzi�, aby twemu s�u��cemu
nap�dzi� strachu. Mam wra�enie, �e tw�j Kepek nie cierpi na nadmiar
odwagi.
- Mylisz si�, effendi. Piastowa� godno�� onbasziego, kaprala,
nale�a� do cenionych nieustraszonych podoficer�w. Przy okazji pa-
mi�tasz z pewno�ci�, �e nazywam si� Ozorski i dos�u�y�em si� w
wojsku rangi binbasiego, majora. Kepek postarza� si� i rozleniwi�.
Dawniej by� zwinny, ruchliwy, zawsze got�w do zwady; dzi�, dzi�ki
nies�ychanej tuszy, trudno wl9rost uwierzy� w jego bujn� przesz�o��.
A mo�e pod wp�ywem mi�o�ci i opieki, kt�r� mnie stale otacza, sta�
si� dzi� ostro�niejszy, ni� dawniej. Trzeba ci bowiem wiedzie�, �e z
szabl� w r�ku nieraz oswobadza� mnie z r�k wroga i �wiadczy� mu
s�ugi, dzi�ki kt�rym patrz� przez palce na jego s�abostki i braki.
Jestem przekonany, �e i dzi� w razie konieczno�ci postawi�by swe
�ycie na kart�. Jest mi wierny jak pies. Zna si� na kuchni, wi�c
zast�puje kucharza. Sam nieprawdopodobnie �ar�oczny, karmi mnie
resztkami, ale to mi wystarcza. Co do kawy, to gotuje dwa rodzaje:
dobr� mocn� - dla siebie, md�� jak lura - dla mnie, twierdz�c, �e
mocna kawa �le wp�ywa na nerwy. Do kro�set! M�wi� o kawie, a
zapomnia�em, �e nam jeszcze nie poda�! Jakie niedbalstwo wzgl�dem
go�ci! Niech nam przyniesie kawy!
24
Klasn��w d�onie raz, drugi, dziesi�ty; grubas si� nie zjawi�. Dopie-
ro, gdym ja waln�� w d�onie tak mocno, �e zacz�y mnie pali�, wtoczy�
si� powoli, mrucz�c z niech�ci�:
- Znowu! Ledwie zd��y�em udzieli� wskaz�wek temu analfabecie
Had�i Halefowi, kt�ry w dodatku �mieje si�, zamiast ich s�ucha� z
powag� i godno�ci�, a ju� musz� lecie�. Czeg� chcecie?
- Kawy! - odpar� pan.
- Kawy? Nie mam jeszcze kawy; Had�i przyniesie. Sam p�aci za
wszystko, wi�c mu powiedzia�em, aby i o kawie nie zapomnia�.
- Przecie� masz troch� kawy!
- Gdzie?
- Nie wiem, gdzie� j� podzia�, aIe wiem, �e Had�i wyj�� ziarna z
kulbaki.
Przypomnia�em grubasowi, �e ukry� kaw� na w�asnej piexsi.
Kepek zaprzeczy� jednak ruchem g�owy i rzek� z nieprawdopodob-
nym spokojem:
- Tak, w�o�y�em j� tam, ale zd��y�em ju� wyj��.
- Gdzie� jest?
- Ukry�em.
- Po co~ ukry�?
- Aby nikt nie znalaz�.
- Wi�c w rezultacie chcesz zachowa� t� kaw� dla siebie?
- Tak. Przyznasz chyba, emirze, �e mam do tego pe�ne prawa. Za
kilka dni obchodz� id el milad, �wi�to urodzin. Mam zamiar zaprosi�
kilku znajomych. S� to wytrawni znawcy kawy, a poniewa� spostrze-
g�em, �e twoja kawa jest lepsza od tej, kt�r� zwyk� kupowa� m�j
effendi, zatrzymam j� na dzie� urodzin, a wam ugotuj� t�, kt�r�
przyniesie Had�i. Nieco cierpliwo�ci! Wr�ci wkr�tce.
- Dlaczego w�a�nie twoi go�cie maj� pi� moj� doskona�� kaw�?
-Jak�e mo�esz o to pyta�, emirze! Wed�ug jednego z najwa�niej-
szych przepis�w Koranu nale�y zawsze podejmowa� go�ci tym, co
najlepsze i najsmaczniejsze.
25
�ci�gn�wszy gro�nie brwi, odpar�em:
- W�a�nie dlatego, �e przepis ten jest mi znamy i dlatego, �e znam
ca�y szereg innych przepis�w, odnosz�cych si� r�wnie� do spraw
go�cinno�ci, dziwi� si� niepomiernie, �e �miesz pozbawia� mnie w�as-
nej kawy i proponujesz w zamian gorsz�. Twoi go�cie s� go��mi
s�u��cego, kt�ry by� dawniej onbaszim, my za� go�cimy u twego pana,
kt�ry ma rang� binbasiego. Kt� jestdostojniejszy, on, czy ty? Zabierz
si� wi�c natychmiast do gotowania mojej kawy; pami�taj, aby by�a
mocna i smaczna, jak przystoi dla dostojnych pan�w! Ostrzegam ci�
przy tej okazji przed Had�i Halefem Omarem. Przywyk� do starannej
i skrupulatnej obs�ugi, nie znosi lekcewa�enia. Ponadto ch�tnie jada
smaczne potrawy i pija smaczne napoje. Kto tego nie przestrzega,
tego zwyk� bardzo pr�dko uczy� moresu. Strze� si� jego gniewu! Jest
to wolny Ben Arab. Na najmniejszy objaw lekcewa�enia potrafi od-
powiedzie� razami lub nawet no�em.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e grubas ju� dawno nie s�ysza� takiej
perrory. Pochyliwszy si� nisko, rzek� pokornie:
- Dzi�ki ci, emirze, �e� zwr�ci� moj� uwag� na niebezpieczne
w�a�ciwo�ci szejka. To istny satrapa! Zaraz przynios� kaw�, ugotowa-
n� z twoich ziaren. Woda ju� si� gotuje, a kaw� zme��em.
- Ju�? Przygotowa�e� j� dla siebie, a my mieli�my czeka�?
- Wstrzymaj si� od wyrzut�w, emirze! Chc�c pocz�stowa� moich
go�ci, musia�em jej skosztowa�. Teraz, po twej nauce, wiem, jak si�
zachowa�. Aromat kawy z�agodzi tw�j gniew, od�wie�y zmys� powo-
nienia. Id�, biegn�!
Zacz�� przebiera� nogami, jak rowerzysta. U�miechn��em si� pod
nosem. Pan jego roze�mia� si� na ca�e gard�o i rzek�:
- Wiem dobrze, �em go rozpu�ci�, jak dziadowski bicz. Traktuj�
go, jak si� w Europie zwyk�o traktowa� ma�e pieski lub kanarki. Im
bardziej si� rozzuchwala�, tym wi�ksz� czu�em dofi s�abo��. Dopiero
ty nauczy�e� go moresu. Jestem pewien, �e skutki wkr�tce nast�pi�.
Mia� racj�; grubas wr�ci� pr�dzej, ni� si� mo�na by�o spodziewa�,
26
i postawi� kaw� na stoliku.
Po chwili rzek� melancholijnie:
- Oto jest! O�wiadczam, �e nawet nie skosztowa�em. W przysz�o-
�ci b�d� j� sam gotowa�, cho�by nawet b�ogi aromat mia� mnie pozba-
wi� spokoju duszy. Je�eli jednak, m�j emirze, Allah w swej �askawo�ci
natchnie ci� my�l�, �e i ja powinienem wypie fili�ank� tego napoju,
nie zapomnij mnie o tym zawiadomi�.
Po tych s�owach oddali� si�. W lepszych domach Wschodu zwyk�o
si� podawa� kaw� w fili�ankach. Du�e naczynia nale�� do z�ego tonu.
Nasz poczciwy Kepek nie pomy�la� o tym i przyni�s� pe�ny dzbanek.
By�em z tego zadowolony, poniewa� nie lubi� ustawicznego kr�cenia
si� s�u�by z fili�ankami. Mia�em r�wnie� wra�enie, �e gospodarz,
korzystaj�c z nieobecno�ci s�u��cego, zechce podzieli� si� ze mn�
informacjami, o kt�rycti wspomina�. Siedzieli�my przez d�ug� chwil�
w milczeniu. W przerwach mi�dzy jedn� fili�ank� a drug� zaci�ga�em
si� wonnym papierosem. Wreszcie starzec rzek�:
- By�e� ju� w Persji?
- By�em.
- Powiedz mi wi�c, czy� s�ysza� o pewnej Gul-i-Sziraz?
- O gul-i-Sziraz? Oczywi�cie! R�e z Szirazu s� s�awne, cho�
musz� przyzna�, �e hodowla r� w Rumili zachwyca mnie bardziej.
- Nie o to mi chodzi. Nie mam na my�li hodowli r�; m�wi� o
okre�lonej r�y, kt�r� z niewiadomych mi powod�w nazwano R�
z Szirazu, Gul-i-Sziraz.
- O takiej r�y nie s�ysza�em. Jest mi nieznana.
- To jest smutne.
- Mieszkasz tu od lat, ja zatrzyma�em s~� na Wschodzie przejaz-
dem, a ty wr�cz s�dzisz, �e znane jest mi wszystko.
- Pytanie to dowodzi, i� nie jeste� poinformowany, co i jak o tobie
m�wi�. Opowiadania, kr���ce to na temat emira Had�i Kara Ben
Namzi effendi, upowa�niaj� mnie do przypuszcz�nia, �e wiesz o
wszystkim.
27
- I�cie wschodnia przesada. Europejczyk umie po prostu wi�cej
od niewykszta�conego Araba. Oto wszystko.
- Wiem o tym r�wnie dobrze, jak i ty. Cieszysz si� jednak tak
niezwyk�� opini�, �e jestem sk�onny spodziewa� si� po tobie nieprze-
ci�tnych zalet. Czy Had�i Halef Omar jest twoim przyjacielem, czy
s�ug�?
- Przyjacielem.
- W takim razie musi by� wtajemniczony we wszystko, co si�
odnosi do waszej dotychczasowej podr�y?
- Tak. Nie mam przed nim �adnych tajemnic.
- Od�o�� wi�c rozmow�, a� powr�ci. 'Tymczasem mo�emy si�
pos�ugiwa� tw� mow� ojczyst�.
Zgodzi�em si� bardzo ch�tnie, ale przyjemno�� ta nie trwa�a d�ugo,
gdy� zjawi� si� Halef i zameldowa�:
- Przynios�em, co mo�na by�o w pobli�u znale��. Powinno to
starczy� na par� dni, chyba �e gruby Ojciec Ob�arstwa zje wszystko
przez noc, ratuj�c si� przed �mierci�. Pozw�lcie, �e si� zapytam, kto
to b�dzie gotowa� i sma�y�?
- Oczywi�cie, Kepek, - odrzek� binbasi.
-Allah'l Allah! Czy znasz swoj� kuchni�? Kiedy� tam by� po raz
ostatni?
- Przed laty. To kr�lestwo Kepeka; nie wpuszcza mnie do niego.
- By�em tego pewien. Dlatego wpad�em w tak� pasj�, gdy zacz��
m�wi� o czysto�ci �ycia i apetyczno�ci potraw. Da�em mu godn�
odpraw�. Ze strachu usadowi� si� na ziemi z takim hukiem, �e my�la-
�em, i� ziemia si� wali.
- A potem? - spyta� starzec, nieco zaniepokojony. - C6� robi
teraz?
- Nie martw si�! Siedzi sobie najspokojniej; wstanie dopiero
wtedy, gdy mu pomog�. Pozw�l mu siedzie�, dop�ki nie wr�c�. Po-
zwolisz, �e zapytam, czy wolno mi wypowiedzie� swoje szczere zda-
nie?
28
- Ale�, prosz� bardzo!
- W takim razie musz� ci o�wiadczy�, �e nie masz poj�cia, w jaki
spos�b przyrz�dzano i gotowano potrawy. Gdyby mnie zmuszono do
zjedzenia cho�by jednego k�ska, pochodz�cego z opas�ej r�ki tego
D�edd el Wasacha, Dziadka Brudu, brzuch m�j przenicowa�by si� jak
mieszek przy wysypywaniu pieni�dzy.
Obawiaj�c si�, �e rozgniewa naszego gospodarza, da�em mu znak,
aby si� miarkowa�. Nie bacz�c na to, ci�gn�� dalej:
- M�j sidi kiwa na mnie, abym milcza�. Skoro jednak pragniesz
dzieli� si� z nami sto�em, musz� ci o�wiadczy�, �e przez ca�y czas
naszego pobytu b�d� sam w kuchni. Nie chc� opisywa� tej kuchni, bo
mi brak s��w, ale te naczynia, te naczynia!... W k�cie stoi wiadro z
wod�, w kt�rym Kepek myje twarz i r�ce; tej samej wody u�ywa do
gotowania. Na dnie wiadra le�y gruba warstwa szlamu. Gdy usiad�,
obezw�adniony l�kiem, wyla�em mu ca�e wiadro na g�ow�...
- �le post�pi�e�! - zawo�a� binbasi. - Je�eli zachoruje i...
- Nie l�kaj si�! - przerwa� Halef. - Ta k�piel wyjdzie mu na
dobre. Dowodem, �e chcia� jeszcze wody, jest fakt, i� z przera�enia
rozdziawi� g�b�, jak wrota; niestety, wiadro by�o ju� puste. Potem
rzuci�em okiem na gliniany garnek, w kt�rym zwyk� gotowa� jarzyny
i mi�so. Ca�e dno pokryte by�o na palec grub� warstw� brudnego
t�uszczu. Kepek wyja�ni� mi z ca�ym spokojem, �e t�uszcz ten s�u�y mu
jako pasta do obuwia. Wyskroba�em naturalnie t�uszcz i wysmarowa-
�em mu oblicze.
-Niech ci� B6g ma w swej opiece! Je�li� rzeczywi�cie tak post�pi�,
to Kepek...
- Nie k�opocz si�, effendi! - przerwa� Halef. - Nic z�ego mu si�
nie sta�o. Zdj�� spokojnie t�uszcz z twarzy; zachowa go z pewno�ci�
jako past�. W swej gorliwo�ci odkry�em r�wnie� patelni� z miedzi, na
kt�rej zwyk� tobie, effendi, sma�yE mi�so. Gotowa� si� na niej ma��
na wyniszczenie pluskiew, kt�re si� rozmno�y�y w jego ��ku. Posma-
rowa�em go nieco t� ma�ci�. Potem...
29
- Wstrzymaj si�! - przerwa�em. - Nie chc� s�ysze� nic wi�cej.
P�jdziesz i kupisz potrzebne na dzi� naczynia; darujesz je p�niej
grubasowi. Mam nadziej�, �e dzi�ki temu odzyskasz jego sympati�.
- A wi�c mog� si� uwa�a� za w�adc� kuchni?
Gospodarz skin�� na to g�ow�, po czynn Halef oddali� si�. Major by�
nies�ychanie zak�opotany i zbity z tropu. Stara� si� os�abi� wra�enie
s��w Halefa za pomoc� wyja�niefi. Nie sprzeciwia�em si�, udaj�c, �e
wierz�, i� g��wn� przyczyn� niechlujnego gospodarstwa jest z�a �ytu-
acja finansowa. Rozmawiali�my na temat mojej ijego ojczyzny, kt�r�
kocha� gor�co. Zapyta�, czy zamierzam dzi� wyj�� do miasta. Gdym
zaprzeczy�, udali�my si� do ogrodu i przekona�em si� przy tej okazji,
�e koniom naszym nie zbywa na niczym. Po powrocie do domu
zatrzymali�my si� pod kuchennymi drzwiami. W�r�d trzasku ognia i
d�wi�ku naczyfi rozlega� si� g�os grubasa:
- Czcigodny szejku Haddedihn�w uwa�aj, by zupa nie wykipia�a,
bo szkoda ka�dej kropelki. Widz�, �e� prawdziwy mistrz kuchni i
ciesz� si� jak su�tan my�l� o tych potrawach.
Binbasi u�miechn�� si�; ja r�wnie� by�em zadowolony z dobrych
stosunk�w, jakie mi�dzy nimi zapanowa�y. Weszli�my do pokoju. Po
nied�ugim czasie wtoczy� si� Kepek i rzek� do swego pana:
- Effendi, uczta wkr�tce si� zacznie, a Had�i twierdzi, �e jestem
mu w kuchni zawad�. Czy wolno mi usi��� tutaj, jak zwykle, gdy nie
mam nic do roboty?
Starzec obrzuci� mnie pytaj�cym spojrzeniem. U�wiadomiwszy
sobie, jak cz�sto ci dwaj samotni ludzie siadaj� razem, ju� cho�by
dlatego; �e s� skazani na obcowanie wy��cznie ze sob�, postanowi�em
nie wprowadza� �adnych zmian. Odpowiedzia�em wi�c onbasziemu,
kt�ry wygl�da� teraz znacznie czy�ciej:
- Siadaj.
Warto by�o patrze�, jak on si� sadowi�! Naprz�d odwr�ci� si� do
�ciany i opar� o ni� r�kami, potem opu�ci� si� wolno, nie pochylaj�c
si� wcale. Wreszcie pad� na poduszk�, jak k�oda. Musia�em zebra�
30
wszystkie si�y, by nie wybuchn�� �miechem. Brzuch grubasa wygl�da�
jak nap�cznia�y balon. Sapa� onbaszi jak miech kowalski, usi�uj�c
zakry� nogi przykr�tkimi po�ami kaftana. Po jakim� czasie westchn��
i rzek� z u�miechem ulgi:
- No tak! Nie podnios� si� st�d, zanim si� nie najem do syta.
- Jeste� g�odny? - zapyta� pan.
-Czy g�odny?Allah ilAllah! Odczuwam wi�ksz� udr�k�, ni� g��d.
Kiedy si� widzi szejk� Haddedihn�w z wielkiego plemienia Szamma-
r�w uwijaj�cego si� zr�cznie i apetycznie po kuchni, wszystkie wody
ziemi i nieba sp�ywaj� do g�by. Znam si� na tym doskonale! Chcia�-
bym patrze~ bez przerwy, jak gotuje, i je��, je�� ustawicznie, jak
szalony!
Mlasn�wszy j�zykiem ci�gn�� dalej z b�ogim wyrazem twarzy:
- Zreszt�, nie jest taki z�y, jak mi si� wydawa�o z pocz�tku. W
pierwszej chwili traktowa� mnie obcesowo. P�niej jednak pokaza�
mi cudowne naczynia i o�wiadczy�, �e daruje mi wszystkie. Nic wi�c
dziwnego, �e gniew mego serca zmieni� si� w rozczulenie. Przyni�s�
wody, rozpali� ogiefi, nastawi� mi�so i jarzyny. Potem znowu poszed�
po wod�, przyni�s� kawa� myd�a i zabra� si� do szorowania mej osoby.
Z pocz�tku wyda�o mi si� to zbyteczne, p�niej jednak poczu�em
dla� wielk� wdzi�czno��. Umywszy mnie dokumentnie, pom�g�wstae
i raczy� poleci� mi piecz� nad ogniem, aby si� ry� nie przypali�.
Podczas tego zaj�cia dusze nasze coraz bardziej zbli�a�y si� do siebie.
Zauwa�y�em, �em go polubi�. A gdy mi da� do pokosztowania kawa�ek
maszwi, sma�onego mi�sa nie mog�em si� powstrzyma� od u�ciskania
tego wspania�ego szejka. Na to poprosi� mnie uprzejmie, abym si�
uda� do was i czeka� w spokoju ducha na dalsze specja�y.
Wypowiedzia� to wszystko z b�ogim wyrazem twarzy: A gdy w
drzwiach zjawi� si� Halef z kilkoma garnkami w r�ku, twarz grubasa
rozpromieni�a si� jeszcze bardziej. Halef wraca� jeszcze kilka razy do
kuchni. Wreszcie ca�y serir i pod�oga zosta�y pokryte produktami jego
sztuki kulinarnej. Po drugiej stronie, tu� przed grubasem, widnia�a
31
olbrzymia g�ra ry�u i mi�sa; by�em pewien, �e wystarczy mu na dzi� i
jutro. O, jak�e si� myli�em! Po kr�tkim stosunkowo czasie g�ra
znik�a, a "koniczyna" zacz�a wodzi~ t�sknym wzrokiem w nasz� stro-
n�. Wzrok ten m�wi� wyra�nie: "dajcie mi jeszcze"! Halef spe�ni� t�
niem� pro�b� z takim zapa�em, �e poczu�em niejakie obawy o stan
zdrowia grubasa. Nadesz�a wreszcie jednak chwila, w kt�rej sam
zrozumia�em, �e nawet najwi�kszy otw�r mo�na zasypa� po brzegi.
Pog�adziwszy si� pieszczotliwie po tej cz�~ci cia�a, kt�r� przedtem
por�wnywa�em do balonu, onbaszi westchn�� g��boko i rzek�:
- Dajcie ju� spok�j, nie mog� wi�cej! O przeklefistwo dosytu, o
ciasnoto brzucha! Dlaczeg� cz�owiekowi jeszcze �linka idzie do ust,
kiedy ju� gard�o nie chce nic prze�kn��? Nie masz na �wiecie dosko-
na�o�ci! Pocieszam si� jednak nadziej�, �e nasz wspania�y szejk Had-
dedihn�w uda si� dzi� jeszcze raz do miasta i odwiedzi rze�nika. Je�eli
tego zaniecha, obawiam si�, �e jutro nic po�ywnego nie dostanie.
Halef by� jeszcze bardziej rozradowany, ni� nienasycony grubas.
Otrzyma� przecie� w formie opr�nionych garnk�w wspania�y dow�d
uznania dla swej sztuki kulinarnej. Pocieszy� Kepeka nowin�, �e
zam�wi� ju� dalsz� porcj� mi�sa, kt�r� rze�nik przy�le wieczorem.
Halef m�wi� prawd�: przed wieczorem zjawi� si� wyrostek przys�a-
ny przez rze�nika.
By�em ju� przesycony mi�sem. Nie wiadomo, czy b�d� mia� okazj�
zakosztowa� go jutro. Mo�e ruszymy w drog�, cho� nie jest wykluczo-
ne, �e pod wp�ywem opowiadania binbasiego pozostaniemy tu d�u�ej.
Opowiadanie majora
Nasta� wiecz�r. Panuj�cy w ci�gu dnia upa� nie ust�powa�, wi�c
zabrali~my tytofi i fajki i przeszli�my na p�aski dach domu, zast�puj�cy
tutaj europejskie balkony. Po nied�ugiej chwili przywl�k� si� r�wnie�
onbaszi i przy pomocy Halefa rozsiad� si� na jednej z poduszek.
Jedyny tszibuk zacz�� w�drowa� mi�dzy panem i s�u��cym.
Niebo l�ni�o tysi�cami gwiazd, wiatr porusza� palmami; szum
drzew by� jedynym szeptem w�r�d g��bokiej ciszy. Noc jak z bajki!
Lud osnu�