1158
Szczegóły |
Tytuł |
1158 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1158 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1158 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1158 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ma�gorzata Musierowiicz
Sz�sta klepka
Wydawnictwo Akapit Press, ��d�, 1997 r.
korekta Anna Koczaska
I
1.
Dziesi�tego grudnia 1975 roku, jak zwykle, w r�nych punktach globu zegary wskazywa�y r�ny czas. W Poznaniu by�a pi�ta rano.
Ulic� S�owackiego, dok�adnie tak samo jak wszystkimi ulicami wszystkich polskich miast, pierwsi dr��cy przechodnie przemykali pod �cianami dom�w, to oblewaj�c si� nieziemsk� po�wiat�, wydzielan� przez lampy jarzeniowe, to zn�w gin�c w mroku poranka. Gdyby kt�remu� z tych niewyspanych ludzi przysz�a fantazja spojrze� w g�r�, ujrza�by zapewne widok godny uwagi. Ale o pi�tej rano, w grudniu, fantazja jest ostatni� rzecz�, jak� mo�e poszczyci� si� przechodzie�.
O godzinie pi�tej rano, w grudniu przechodzie� szcz�ka z�bami, patrzy pod nogi i sunie do pracy. Nie ma zbyt wiele czasu, �eby si� rozgl�da�. Gdyby mia� zbyt wiele czasu, toby raczej wsta� o kwadrans p�niej.
W tych okoliczno�ciach nikt nie dostrzeg�, �e na balkonie starego domu z wie�yczk� p�onie ognisko. Ognisko by�o imponuj�ce. P�omienie hucza�y tryskaj�c snopami iskier, �ywy, migotliwy blask wydobywa�
z mroku nieruchom� figurk� w kaloszach i swetrze zarzuconym na pi�am�. Figurk� ow� by� Bobcio, inteligentny sze�ciolatek, zamieszkuj�cy wraz z rodzin� �ak�w pierwsze pi�tro ��tego domu
z wie�yczk�. Bobcio bawi� si� w�a�nie w Nerona.
Ciekaw� t� posta� historyczn� wprowadzono w pod�wiadomo�� Bobcia zaledwie wczoraj. Sprawc� tego by� dziadek, kt�ry wi�d� przy kolacji m�cz�cy sp�r z wujem �aczkiem. Bobcio siedzia� w�a�nie przed telewizorem i ogl�da� na dobranoc przygody Kozio�ka Mato�ka.
Dziadek, jak zwykle krewki, da� si� unie�� fali elokwencji i szeroko komentowa� nikczemne poczynania cesarza-matkob�jcy, na temat kt�rego w�a�nie niedawno przeprowadzi� wnikliwe studia. Bobcio siedzia� cicho i wlepia� w ekran swoje b��kitne oczy, sprawiaj�c wra�enie, �e przygody durnego kozio�ka poch�on�y go ca�kowicie. Dziadek nie m�g� przypuszcza�, �e jego opowie�� zakie�kuje w duszy wnuka. Ale zakie�kowa�a. Szcz�liwie �adna ze zbrodni staro�ytnego okrutnika nie przem�wi�a do wyobra�ni dziecka tak silnie, jak widowiskowy casus podpalenia Rzymu.
W nocy Bobcio spa� niespokojnie. Przed pi�t� wyrwa� go ze snu �omot pojemnik�w na butelki i g�o�ne przekle�stwa mleczarza. Ch�opiec wyszed� ze swego ��eczka, wywl�k� spod fotela kalosze, po ciemku odnalaz� sweter i uda� si� na balkon, wymijaj�c zr�cznie kanap� ze �pi�c� mam�. Pami�ta�, �e na balkonie wujek �aczek zwyk� i by� pali� niepotrzebne zwoje kalek zawieraj�cych tajne projekty dla Zak�ad�w HCP Cegielski. Wuj u�ywa� do tego celu specjalnego kube�ka po marmoladzie wieloowocowej. Bobcio wszak�e postanowi� odda� cesarzowi co cesarskie i roznieci� ognisko wprost na kamiennej posadzce balkonu. Kalka pali�a si� p�omieniem wielkim, lecz kr�tkotrwa�ym. Ogniowi grozi�o wyga�ni�cie. Bobcio rzuci� wi�c na stos spory plik tygodnik�w kulturalno-spo�ecznych, kilka nudnych, jego zdaniem, broszur, du�� ilo�� w�asnych rysunk�w przedstawiaj�cych g��wnie czo�gi, a wreszcie, wiedziony raczej pomys�owo�ci� ni� wiedz�, chlusn�� w ogie� reszt� denaturatu, kt�rym wczoraj kuzynka Cesia my�a szyby w kredensie.
Pali�o si� fajnie. Od denaturatu ogie� by� jakby niebieski. A kiedy zaj�a si� firanka, p�omienie zyska�y pi�kny odcie� ��ci. Bobcio by�by d�u�ej upaja� si� t� feeri� barw, by� jednak m�drym dzieckiem
i wiedzia�, �e od firanek na og� zaczyna si� po�ar. Tyle przynajmniej spami�ta� z pewnego pouczaj�cego filmu w telewizji.
Uda� si� wi�c spokojnie do �azienki, by nala� wody do dzbanka. troch� to trwa�o. Kiedy wr�ci�, nie by�o ju� firanki, ale ogie� dogasa�. Bobcio pola� wod� dywan, na kt�rym tli�o si� kilka iskier, chlusn�� dla �wi�tego spokoju na okopcone �ciany i zala� ostatecznie Neronowe ognisko. Potem ziewn��, zrzuci� kalosze i wskoczy� do ��ka pod ciep�� jeszcze ko�derk�. Strasznie zachcia�o mu si� spa�.
2.
Ca�a rodzina �ak�w, ko�ysana �agodnie w obj�ciach Morfeusza, p�yn�a z wolna ku nieuchronnemu przebudzeniu.
Obok Bobcia, kt�ry natychmiast zapad� w kamienny sen, po�wistywa�a przez nos jego mama. Spa�a spokojnie, poniewa� w jej pod�wiadomo�ci zakodowana by�a informacja, �e w retuszerni Zak�ad�w Graficznych imienia Kasprzaka pierwsza zmiana zaczyna prac� o �smej.
W s�siednim pokoju wujek Bobcia, in�ynier �ak, spa� mocno obejmuj�c ramieniem swoj� �on�. Wujek �aczek mia� by� wkr�tce wyrwany ze snu przez terkot budzika. Chodzi� do pracy na si�dm�. Pani �akowa natomiast, z zawodu i powo�ania artystka rze�biarka, prowadzi�a nieusystematyzowany tryb �ycia i budzi�a si� w zale�no�ci od tego,
o kt�rej godzinie w nocy sko�czy�a zmagania tw�rcze.
Ma�y pokoik w g��bi korytarza nale�a� do dziadka. Mimo zamkni�tych drzwi p�yn�o stamt�d gromkie chrapanie, obwieszczaj�ce �wiatu, �e starszy pan �pi snem sprawiedliwego.
W drugim ma�ym pokoiku, przerobionym z dawnej spi�arni, spa�y siostry �ak - Julia i Celestyna. Julia, pi�kna studentka sztuk pi�knych, obdarzona przez rozrzutn� Natur� nie tylko licznymi talentami, lecz
i urod� hiszpa�skiej gwiazdy filmowej, spa�a cicho, z lekkim u�miechem na pi�knych ustach, nawet we �nie zadowolona z siebie, Natomiast Celestyna, zwana w rodzinie Ciel�cin�, le�a�a skurczona
i �ni�a, �e nikt jej nie kocha.
3.
By�o wp� do si�dmej, gdy Celestyna otworzy�a oczy.
Przez chwil� le�a�a bez ruchu grzej�c si� w cieple po�cieli. Ca�e jej szesnastoletnie jestestwo wzdraga�o si� przed porzuceniem tego ciep�a. Ale nie trwa�o to d�ugo; Celestyna �ak wyrabia�a w sobie bowiem siln� wol�, wychodz�c z za�o�enia, �e je�li ju� nie jest �adna, to przynajmniej powinna by� godna szacunku. Cho�by tylko swojego.
Bohatersko odrzuci�a ko�dr� i usiad�a na ��ku. Kt�ra to mo�e by� godzina? W pokoju by�o ciemno. Z s�siedniego tapczanu, razem z delikatn� woni� perfum "Antiiope", p�yn�� cichy, r�wny oddech. Artystka Julia wstawa�a o zgo�a innej porze.
Cesia namaca�a w ciemno�ciach mi�kk� tkanin� szlafroka i niemrawo wpychaj�c d�o� w r�kaw zastanawia�a si�, czy ojciec ju� poszed� do pracy i czy nie zapomnia� zostawi� dla niej gor�cej wody na herbat�.
Pewnie ju� poszed�, bo w mieszkaniu panowa�a cisza rozdzierana jedynie dramatycznym chrapaniem dziadka. Cesia zawi�za�a szlafrok
i powlok�a si� d�ugim, zimnym korytarzem. Wesz�a do �azienki, kt�ra by�a ponurym pomieszczeniem wyposa�onym w armatur� z pocz�tk�w stulecia. ��te �wiat�o lampki umieszczonej nad umywalk� obla�o twarz Celestyny. Obiektywnie by�a to twarz mi�a, optymistyczna i r�owa,
o jasnych oczach, jasnych brwiach, jasnych rz�sach i jasnych kud�atych w�osach wok� tego wszystkiego. Jasne oczy mia�y spojrzenie uczciwe i my�l�ce, a na twarzy malowa�y si� wrodzona pogoda
i poczucie humoru. Wydawa�oby si�, �e ten zesp� zalet wystarczy, by wprawi� osob� szesnastoletni� w stan zadowolenia z w�asnej powierzchowno�ci.
Ale Celestyna by�a odmiennego zdania. Uwa�a�a, �e jest beznadziejnie brzydka, a co gorsza, brzydka brzydot� banaln�, odstraszaj�c�, prozaiczn� i rzeczow�. Z tak� twarz� - my�la�a - nie spos�b wygl�da� uwodzicielsko ani tajemniczo. Z tak� twarz� wygl�da si� zawsze trze�wo, zdrowo i obrzydliwie zwyczajnie.
Nic dziwnego, �e nikt si� w niej dot�d nie zakocha�. Ona sama uwa�a swoj� twarz za nieinteligentny kawa�ek r�owego mi�sa. Czy widok takiego obiektu mo�e sprawi�, �e serce jakiego� wspania�ego ch�opaka zabije nagle p�omiennym uczuciem? Wykluczone.
- �e ju� nie wspomn� o �ydkach - powiedzia�a g�o�no Celestyna, -wpatruj�c si� w swoj� twarz w zwierciadle. - Za grube, za grube,
o wiele za grube. - Gdzie� w g��bi jej piersi narasta�o przeczucie chandry. Do klas�wki z matematyki zosta�o marne p�torej godziny.
Za oknem ciemnia� ponury ranek. By�o zimno i rozpaczliwie. Oczami duszy ujrza�a Cesia niesko�czon� przestrze� czasu, k�ad�c� si� mi�dzy chwil� obecn� a zgonem. I czas ten by� wype�niony g��wnie samotno�ci�, poniewa� z takim wygl�dem mo�na liczy� tylko na samotno��. Inne dziewczyny b�d� sobie prze�ywa�y wielkie mi�o�ci, b�d� sobie nast�pnie �y�y rado�nie i szcz�liwie hoduj�c dzieci
i wnuki. Ona b�dzie tragicznie sama.
Jako� nic nie p�yn�o z odkr�conego kranu. Celestyna z trudem oderwa�a wzrok od swojego odpychaj�cego odbicia w lustrze.
- Dlaczego nic nie p�ynie z kranu? - zada�a sobie pytanie.
I natychmiast dostrzeg�a na umywalni kartk� zagryzmolon� pismem ojca:
Cesia, nie ma wody, szlag by trafi�. Pewnie zn�w zalali�my Nowakowskich. Id�, przepro� i niech w��cz�. Aha i zadzwo� do PZU po ajenta, niech przyjdzie i wyceni straty. Bo�e, co za �ycie. �aczek.
- Przecie� nie zd���! - powiedzia�a zirytowana Celestyna.
Postanowi�a si� umy� resztk� wody z imbryka i nie pi� za to herbaty. Kartk� ojca zostawi�a na umywalni, niech kto inny dzwoni do PZU
i nak�ania s�siad�w, by otworzyli g��wny kran. Ona musi si� skupi� wewn�trznie przed klas�wk�. Poza tym na p�ce pod lustrem le�a�o jakie� nowe interesuj�ce pude�eczko ze z�otym napisem "Eliza-beth Arden". Nale�a�o zbada� jego zawarto��.
Tusz do rz�s. I to jaki, ho, ho. Po co Julia chce smarowa� swoje cudowne czarne rz�sy? Niepoj�ty jak zwykle brak umiaru.
"Co innego ja" - pomy�la�a Cesia i spojrza�a z odraz� w lustro.
A gdyby tak poci�gn�� tuszem te bia�e k�aczki wok� oczu?
Poci�gn�a. O, jakby g��bsze spojrzenie. Oczy troch� bardziej zielone ni� zwykle. No, no. Cesia wyd�a wargi i opu�ci�a nieco powieki patrz�c sobie w oczy kusz�cym spojrzeniem. Och.
Kusz�ce jednak nie. Ale gdyby tak figlarne? Spojrza�a figlarnie, po czym z j�kiem rozpaczy wr�ci�a do normalnego wyrazu twarzy.
Spojrzenie zach�caj�ce. Prosz� uprzejmie. O Bo�e. Jakby zach�ca�a do zupy pomidorowej. Nie, to na nic. Spojrza�a rzeczowo i z rezygnacj�.
O, tak. Tak jest. Tylko to.
Teraz nale�y co� zje��, ubra� si� i p�j�� do szko�y.
4.
Na dworze by�o jeszcze gorzej, ni� przewidywa�a. Z czarnego nieba la� si� prosto za ko�nierz lodowaty p�yn, wiatr szarpa� po�ami Cesinego p�aszcza. Ulica S�owackiego by�a ponura i niemi�a. Cesia przesz�a przez jezdni� i zatrzyma�a si� obok o�wietlonego kiosku "Ruchu", przed kt�rym sta�a kolejka po "G�os Wielkopolski". Na p�ce obok okienka, pomi�dzy plastykowymi �o�nierzykami a kartonem pe�nym d�ugopis�w "Zenitu", sta�o lusterko, w kt�rym Cesia ujrza�a swoje odbicie: fragment �le ubranej, nieciekawej dziewczyny w naci�ni�tej na oczy w��czkowej czapce. Spod czapki wystawa� du�y, czerwony nos, po nosie sp�ywa�y krople deszczu. By� to rozdzieraj�cy widok.
Ciemno�� na ulicach, deszcz, zimno. Przechodnie wtulaj� nosy
w ko�nierze i kryj� si� pod parasolami. Samotno��. �adnej bratniej duszy. Cesi� ogarn�a z wolna chandra-gigant, rozpaczliwe poczucie osamotnienia i bezsensu wszystkiego. C� bowiem czeka j� w �yciu?
Jakie ma szans� na umeblowanie �wiata swoich uczu�, je�li po trzech miesi�cach nauki w nowej szkole nie potrafi�a znale�� sobie przyjaci�ki, nie m�wi�c ju� o ch�opaku do chodzenia. Od pocz�tku roku szkolnego nikt na Cesi� po prostu nie zwr�ci� uwagi, a ona by�a zbyt nie�mia�a i zbyt dumna, �eby zabiega� o wzgl�dy kole�anek. Zreszt� by�y to na og� dobrze ubrane, pewne siebie dziewczyny, kt�re zawsze wprawia�y biedn� Ciel�cin� w stan podziwu i l�ku zarazem.
A zn�w Danka Filipiak, kt�ra od pocz�tku zwr�ci�a jej uwag� swoj� poetyczn�, taiemnicz� ma�om�wno�ci�, jak i wysoce uduchowionym wyrazem twarzy po prostu wci�� jeszcze nie dostrzega�a, �e Cesia istnieje.
W domu to samo. Celestyna mia�a dziwne szcz�cie do zajmowania ostatniego miejsca, gdziekolwiek by si� znalaz�a. Nie sprawia�a rodzicom tylu k�opot�w co szalona, leniwa i rozflirtowana Julia, przeciwnie, cichutko i rzetelnie wype�nia�a wszystkie swoje obowi�zki. A jednak, mimo i� kochali Cesi� tak samo jak starsz� c�rk�, zauwa�ali j� znacznie rzadziej. Sama za� Julia, kt�ra w tym roku po wielu wysi�kach i uruchomieniu wszystkich mo�liwych znajomo�ci dosta�a si� wreszcie do PWSSP, od dnia inauguracji roku akademickiego przepad�a dla Celestyny nieodwo�alnie. W domu �ak�w pojawi�y si� ekstrawagancko ubrane dziewczyny, przy kt�rych Cesia czu�a si� jak zakurzony sprz�t domowy, i kud�aci plastycy, kt�rzy patrzyli tylko na Juli�, poniewa� rzecz jasna Julia by�a najpi�kniejsza.
Oczywiste jest, �e Celestyn� musia�a trawi� zawi��.
Zazdro�ci�a Julii urody, talent�w, przedziwnego wdzi�ku, swobody bycia i elokwencji, niezrozumia�ej umiej�tno�ci ubierania si� w byle co i wygl�dania przy tym jak modelka z "EUe" i, oczywi�cie, powodzenia u ch�opak�w - tego najbardziej.
Przy tym wszystkim nale�y zaznaczy�, �e nie by�a Cesia osob�
o charakterze odra�aj�cym. Nie nienawidzi�a przedmiotu swej zawi�ci, przeciwnie, kocha�a Juli� z ca�ej mocy, wielbi�a j� i podziwia�a. Z�e zdanie mia�a tylko o sobie. W g��bi jej duszy g��boko zakorzeni�o si� prze�wiadczenie, �e jest o wiele gorsza od innych dziewcz�t. Przyznawa�a sama przed sob�, �e posiada, owszem, najr�niejsze skarby ducha, lecz, niestety, zalety jej cia�a s� przygn�biaj�co nieliczne. Brak pewno�ci siebie utrudnia� Cesi �ycie i niemo�liwym czyni� pe�ne
porozumienie z otoczeniem.
Gdyby kto� jej powiedzia�, �e od samego domu idzie za ni� - jak wiemy cie� - wysoki ch�opak w skafandrze z kapturem, by�aby przekonana, �e to jakie� nieporozumienie lub �e kto� chce jej zrobi� g�upi kawa�.
A jednak szed�!
Chodzi� tak co dzie� od trzech miesi�cy. Co dzie� rano czeka� za kioskiem "Ruchu" naprzeciwko ��tego domu z wie�yczk�. Kry� si�
tam, dop�ki nie zobaczy� wychodz�cej z domu Celestyny, a potem szed� za ni� krok w krok podziwiaj�c jej smuk�� sylwetk� i ruchy pe�ne gracji, a tak�e wspania�e jasne w�osy fruwaj�ce wok� �licznej g�owy. Nie przesz�o mu przez my�l, �e Celestyna w tej w�a�nie chwili wymy�la sobie od odra�aj�cych egocentryczek i dochodzi do wniosku, �e zamiast zajmowa� si� bezustannie swoimi kompleksami, powinna po�wi�ci� raczej ca�� uwag� temu nieszcz�liwemu �wiatu. Zosta� zakonnic� lub zatrudni� si� w domu sierot na stanowisku pomywaczki lub te� uda� si� do najbli�szego leprozorium i tam s�u�y� pomoc� wszystkim tr�dowatym. Albo p�j�� na studia medyczne, oczywi�cie w przysz�o�ci. W ka�dym za� razie na pewno d��y� do udoskonalenia swej duszy, a wi�c przede wszystkim po�o�y� kres zawi�ci, poniewa� zawi�� jest uczuciem poni�aj�cym.
5.
Kilka minut po �smej Cesia w�lizn�a si� boczkiem do klasy Ib. Prawie wszyscy ju� byli. Panowa�a atmosfera dosy� napr�ona, jak to przed klas�wk�. Wszyscy rozmawiali przyciszonymi g�osami. Wchodz�c Celestyna jak co dzie� - pogratulowa�a sobie w duchu, �e we wrze�niu wybra�a �awk� , w rz�dzie przy drzwiach. Teraz wystarczy� tylko krok i ju� siedzia�a w swojej bezpiecznej fortecy. Gdyby mia�a przej�� przez ca�� klas� pod ostrza�em spojrze� wszystkich obecnych, wola�aby najprawdopodobniej zawr�ci� i uciec do domu. Nie mog�aby znie�� my�li, �e wszyscy patrz� krytycznie na jej zbyt grube �ydki.
R�wnolegle za� dr��y�a j� paradoksalna �wiadomo��, �e nawet gdyby przesz�a przez ca�� klas� trzykrotnie tam i z powrotem, i tak nikt by na ni� nie spojrza�. W ka�dym razie siedzia�a teraz w swojej �awce obok najprzystojniejszego ch�opca w klasie i nie tylko on, ale nikt
w og�le nie zwr�ci� uwagi na fakt, �e pomalowa�a dzisiaj rz�sy.
Najprzystojniejszy ch�opiec w klasie mia� na imi� Pawe�ek i podobny by� do wszystkich aktor�w filmowych naraz, a ju� najbardziej do nieokre�lonego idea�u m�skiej urody, jaki nosi w swym sercu ka�da kobieta. Mia� p�d�ugie z�ote w�osy, ol�niewaj�cy u�miech i promienne szafirowe oczy. Kiedy Cesia patrza�a na niego zezem, widzia�a majacz�ce w tle ponure oblicze niejakiego Jerzego Hajduka i jego okr�g��, kr�tko ostrzy�on� g�ow�, kt�ry to widok stanowi� oczywisty kontrast z rzymskim profilem Pawe�ka.
Z tego, �e siedzia�a w jednej �awce z pi�knym Pawe�kiem, nie mog�o wynikn�� nic poza korzy�ciami �ci�le naukowymi. Pawe�ek by� �wietnym matematykiem i ch�tnie dawa� �ci�gi poproszony o t� przys�ug�. Nie proszony nie tylko nie dawa� �ci�g, ale w og�le nie dostrzega� Celestyny, czemu ona nawet si� nie dziwi�a. B�d� co b�d� w klasie by�o tyle �licznych dziewcz�t, �e doprawdy mia� Pawe�ek na co popatrze�.
W tej chwili w�a�nie patrza� na czarnow�os� Kasi�, w�a�cicielk� g�owy w loczkach, zadartego noska i wspania�ych rz�s. Cesia r�wnie� popatrza�a na Kasi� z bezinteresownym uznaniem. Pawe�ek przeni�s� wzrok na rud� Beat�, a za nim spojrza�a i Cesia, odnotowuj�c przy okazji, �e Beata ma pomalowane brwi. No, no, niczego sobie, nos te� popudrowa�a, patrzcie, patrzcie.
A Hajduk gapi� si� na Cesi� niech�tnym wzrokiem.
Czego ten si� gapi? Ponurak jeden. Gapi si� i gapi.
Cesia obdarza�a Hajduka spojrzeniem ostrym i wynios�ym. Niech si� nie gapi. Wstr�tny facet.
Patrzy taki i krytykuje w my�lach ka�d� wad� Cesinej urody. Wszyscy oni s� tacy. Lubi� tylko �adne dziewczyny i zawsze patrz� przede wszystkim na nogi. "A sam wcale nie jeste� taki �liczniutki, kolego. Pryszcze masz i tyle."
W tok Cesinowych m�ciwych rozmy�la� wdar�a si� matematyczka, pani Po�cikowa, otwieraj�c energicznie drzwi i wkraczaj�c do klasy. By�a to rumiana, zaaferowana osoba o siwej czuprynie i r�kach pe�nych zeszyt�w do klas�wek.
W klasie natychmiast zmieni� si� nastr�j. Usta�a wymiana spojrze�
i znik�y wszelkie odmiany cichego flirtu. Nie by�o ju� nic wa�niejszego od klas�wki.
Min�o p� godziny i Cesia szcz�liwie dotar�a do ko�ca oblicze�. Tym razem uda�o si� jej nie poprosi� Pawe�ka o pomoc, z czego by�a szalenie dumna. W�a�nie zaczyna�a w duchu chwali� sam� siebie, kiedy skrzypn�y drzwi klasy i stan�a w nich Danka Filipiak. Celestyna spojrza�a na ni� z zachwytem. Danka wygl�da�a jak rusa�ka z jeziora �wite� - wysmuk�a, blada, z tajemniczymi zamglonymi oczami.
- A to co? - spyta�a pani Po�cikowa ze zdziwieniem patrz�c w stron� drzwi.
- Zaspa�am - o�wiadczy�a Danka. Jej d�ugie, br�zowe w�osy by�y potargane, bluzka zapi�ta krzywo.
- Co b�dzie z twoj� klas�wk�?
- Nie napisz�.
- Dlaczego jeste� tak niedbale ubrana? - spyta�a pani Po�cikowa ku oburzeniu Celestyny.
Danka milcza�a krn�brnie patrz�c w ziemi�.
- Po lekcji zg�osisz si� do wychowawcy - powiedzia�a zimno nauczycielka. - Brak mi ju� cierpliwo�ci, Filipiak�wna. Masz katastrofalne oceny i ani �ladu dobrej woli.
Danka w milczeniu siad�a na swoim miejscu. Cesia w�a�nie rozwa�a�a mo�liwo�� sporz�dzenia �ci�gaczki dla sp�nionej �witezianki, kiedy Pawe�ek zaszepta� co� z boku. Odwr�ci�a si� - przesuwa� w jej stron� karteczk� zwini�t� w rulonik.
- podaj Danusi...
- Nowacki! - powiedzia�a w tej samej chwili pani Po�cikowa. Jej kole oko dostrzeg�o podejrzany ruch w drugiej �awce. Podesz�a bli�ej, wyci�gaj�c d�o�.
Pawe�ek zachowa� si� zdumiewaj�co. Z�apa� rulonik
i usi�owa� go zniszczy� z po�piechem tak podejrzanym, jakby to by� zwitek tajnej bibu�y, a nie zwyk�a �ci�gaczka.
- Daj to, daj - powiedzia�a nauczycielka stanowczo i Pawe�ek, nagle obezw�adniony, wypu�ci� z palc�w karteczk�.
- "Nie gniewaj si� kochana, wszystko ci wyt�umacz�! - przeczyta�a g�o�no pani Po�cikowa. - Przepisz szybko, mo�e zd��ysz. Mo�e ci postawi cho� tr�jk�. Ona jest ma�o spostrzegawcza. Ca�uj�, tw�j na zawsze - Raczek".
W klasie rozleg� si� zbiorowy wybuch rado�ci.
- Czy to li�cik do Filipiak�wny? - pad�o srogie pytanie. Zmartwia�y Pawe� pokr�ci� g�ow�.
- No to do kogo? - zdziwi�a si� pani Po�cikowa. Pawe� skin�� w stron� Cesi, nawet na ni� nie patrz�c. K�tem oka Cesia zobaczy�a wystraszon� twarz Danki. W nast�pnej chwili zda�a sobie spraw�, �e poza Dank�
i Pawe�kiem tylko ona jedna wie, kto mia� by� odbiorc� kartki. Przelecia� jej jeszcze przez g�ow� obraz kole�anki stoj�cej przed dyrektorem i oboj�tnie przyznaj�cej si� do wszystkiego, co jej zarzuc� - i zerwa�a si� z miejsca, z sercem przepe�nionym uczuciem ofiarnej przyja�ni.
- T-to do mnie - powiedzia�a s�abo, wskazuj�c palcem �ci�gaczk�. Pani Po�cikowa popatrzy�a na ni� z zastanowieniem.
W klasie panowa�a cisza.
- Ach, tak - powiedzia�a wreszcie nauczycielka.
- T-tak... - szepn�a Cesia, kt�rej zaczyna�o ju� brakowa� tchu. Zdawa�a sobie spraw�, �e wersja, i� Pawe�ek do niej pisywa� czu�e li�ciki, by�a wysoce nieprawdopodobna. Pawe�ek! - do niej! Pani Po�cikowa chyba w to nie uwierzy.
A jednak uwierzy�a.
- No, �adne rzeczy - powiedzia�a surowo. - Po lekcji p�jdziecie ze mn� do waszego wychowawcy. Filipiak�wna te�, z powodu sp�nienia. - Nauczycielka westchn�a. - A to si� ucieszy profesor Dmuchawiec...
Odwr�ci�a si�, a wtedy Cesia zacz�a sporz�dza� kolejn� �ci�gaczk�. By�a jeszcze nadzieja, �e Danka zd��y odpisa�.
7.
Po dzwonku pani Po�cikowa powiod�a tr�jk� winowajc�w do pokoju nauczycielskiego. Cesia dotar�a tam w ca�kiem niez�ym nastroju. Dw�ja z klas�wki rzecz nieprzyjemna, ale po pierwsze, dot�d mia�a
z matematyki niez�e oceny, a po drugie, warto by�o! Danka patrzy�a na Cesi� z oddaniem i wdzi�czno�ci�. Pawe�ek stroi� g�upie miny za plecami pani Po�cikowej. Za oknem ukaza�o si� s�o�ce.
Nauczycielka znikn�a w ��tych drzwiach pokoju nauczycielskiego. Winowajcy mieli poczeka� na wychowawc�. Pawe�ek zacz�� to oczekiwanie od uchylenia ��tych drzwi, dzi�ki czemu widzieli i s�yszeli wszystko, co dzia�o si� wewn�trz.
Dmuchawiec, siwy, z potargan� grzyw� i dobrotliwym spojrzeniem zza niemodnych okular�w, po�kn�� by� w�a�nie aspiryn� i teraz ogl�da� sobie gard�o, stoj�c przed lustrem. Pani Po�cikowa podesz�a, opar�a si� o umywalk� i p�g�osem, zwi�le zreferowa�a zaj�cie w klasie Ib.
- No, i co pan na to, kolego?
Dmuchawiec spojrza� na ni� z rozpacz� spod zapoconych szkie� i bez s�owa �ykn�� gor�cej herbaty z termosu. Odkaszln�� i bezw�adnie pad� na krzes�o.
- I to w�a�nie dzisiaj! -j�kn��. -Jestem chory, a do tego zak�adu przywiod�o mnie wy��cznie poczucie obowi�zku. Mam trzydzie�ci osiem
i pi��, a pani mi tu taki numer wycina, moje z�otko.
- Ja wycinam? - zdenerwowa�a si� pani Po�cikowa. - To �ak�wna wycina. Trzeba uprzedzi� jej rodzic�w!
- Nikogo nie b�d� uprzedza� - o�wiadczy� Dmuchawiec. - Gdzie ta karteczka?
Wzi�� podany mu zwitek, nie czytaj�c podar� i wrzuci� do kosza na �mieci.
Pani Po�cikowa usiad�a wzdychaj�c z rezygnacj�.
- Podar� pan dow�d rzeczowy - stwierdzi�a bezsilnie.
- Nie czytuj� cudzych list�w.
- To nie by� list, tylko �ci�gaczka.
- List - rzek� z uporem Dmuchawiec. - List, je�li wierzy� pani, mi�osny. Czytanie czego� takiego budzi we mnie odruchowy wstr�t.
W dodatku oni wci�� jeszcze robi� okropne b��dy ortograficzne.
- No to co pan chce zrobi� z t� spraw�?
- Zastanowi� si� - beztrosko odpar� polonista, wycieraj�c nos wielk� chustk�. - Bo dzi�, szczerze m�wi�c, najbardziej obchodzi mnie stan mego zdrowia.
- Pa�ska oboj�tno�� mnie przera�a! - powiedzia�a pani Po�cikowa. - Kocham m�odzie� i nie mog� spokojnie patrze� na te wszystkie historie.
Dmuchawiec nag�ym gestem przy�o�y� sobie d�o� do czo�a, badaj�c temperatur�. Pomilcza� chwil� z zagadkowym wyrazem twarzy, gestem nakazuj�c to samo Po�cikowej. Wreszcie, wzgl�dnie zadowolony z wyniku bada�, o�wiadczy�:
- Piramidon. Cudotw�rczy lek. Jad�a pani kiedy piramidon? - spojrza� na gniewn� min� kole�anki i doda� czym pr�dzej: - Co do m�odzie�y, to ja tam jej nie kocham - zerkn�� ze skruch�. - Szczerze m�wi�c, wielu z nich to nawet nie lubi�, prosz� pani. Ale w miar� si� - pospieszy� z zapewnieniem - w miar� si� staram si� by� dla nich �agodny
i wyrozumia�y. Ostatecznie, ka�dy z nas musia� kiedy� przej�� przez to piek�o zwane m�odo�ci�.
8.
Cesia sta�a w kolejce po chleb. By�a pi�tnasta dziesi�� i Celestyna �ak sta�a w kolejce wij�cej si� przed piekarni� PSS przy ulicy D�browskiego, tu� obok sklepu z sortami mundurowymi MO. W piekarni tej mo�na by�o dwukrotnie w ci�gu dnia dosta� chleb �wie�y
i chrupi�cy i dlatego w�a�nie tylko dwa razy dziennie formowa�a si� tam kolejka.
Cesia posuwa�a si� naprz�d po p� kroczku, a min� mia�a bardzo zgn�bion�. Owszem, troch� z powodu Dmuchawca. Nauczyciel nie omieszka� bowiem nabazgra� w jej dzienniczku uwagi na temat korzystania ze �ci�gaczek. Cesia mia�a pe�n� �wiadomo��, �e przy okazji podpisywania dzienniczka kt�re� z rodzic�w zauwa�y, �e
oberwa�a dw�j� z klas�wki. Ale to nie by�o gro�ne. Istotn� przyczyn� jej przygn�bienia by�o to, �e zn�w wraca�a ze szko�y sama.
W szatni po lekcjach by� moment, kiedy Danka ju�-ju� podchodzi�a do Cesi z tak� min�, jakby w�r�d przyjacielskich �arcik�w chcia�a zaproponowa� wsp�lny spacer. Ale w tej samej chwili wpad� do szatni Pawe�ek i w�adczo poci�gaj�c Dank� za r�kaw, wywl�k� j� ze szko�y. Wida� ich by�o z okna: Danka zapad�szy w obj�cia Pawe�ka oddala�a si� w stron� ulicy Grunwaldzkiej, nie obdarzaj�c Cesi ani jednym spojrzeniem.
Kolejka przesun�a si� przed lad�, gdzie le�a�y br�zowe, l�ni�ce bochenki. Cesia kupi�a dwa, w�adowa�a je do torby z ksi��kami
i posz�a. �uj�c oderwany od przylepki kawa�ek chleba dotar�a przed sw�j dom, z daleka ju� przygl�daj�c si� jego dziwnej sylwetce. Ka�de niemal okno tej budowli by�o innego kszta�tu. Balkony by�y tak�e r�norodne, zdobne w zacieki i �aty oderwanego tynku. Absurdalna wie�yczka z blaszanym kogutkiem wie�czy�a ca�o�� dzie�a secesyjnej my�li architektonicznej. Okno w kuchni �ak�w by�o szeroko otwarte - zapewne kto� ju� co� gotowa�. Cesia poczu�a ssanie w �o��dku
i przyspieszy�a kroku.
"Ciekawe, dlaczego szyby u Nowakowskich takie okopcone" - pomy�la�a wchodz�c do bramy wyk�adanej wzorzystymi kafelkami.
Wbieg�a po ciemnych schodach i otworzy�a drzwi mieszkania. Powietrze domu, nagrzane, pachn�ce kurzem, jak�� spalenizn�, perfumami Julii, kiszon� kapust� i jeszcze czym�, nieuchwytnym, charakterystycznym
i mi�ym, ogarn�o zn�kan� Cesi� jak przyjazne ramiona. By�o swojsko, dobrze i przytulnie. Chocia� jakby co� si� sta�o.
Celestyna uda�a si� do du�ego pokoju. Jak zwykle panowa� tam lekki nie�ad, poniewa� jedyny du�y pok�j w tym mieszkaniu s�u�y� rozlicznym okazjom. Umeblowany by� bardzo dziwnie, na zasadzie koegzystencji pokojowej znajdowa�y si� tu r�ne rzeczy - od rega�u Kowalskiego do biedermeierowskiej kanapki po babci Celestynie �akowej. Nad kanapk�, na tle �ciany pokrytej przedwojenn� tapet� w r�e, panoszy�a si� podeschni�ta palma, kt�rej nikt nie mia� czasu piel�gnowa�, ale kt�ra ze zdumiewaj�c� ��dz� przetrwania wypuszcza�a wci�� nowe li�cie. Boczn� �cian� zdobi�y dwa bure olejne obrazy w z�otych ramkach oraz melancholijny pejza� z dzikimi kaczkanii. Mama �akowa otrzyma�a wyra�ny zakaz dotykania tych zbytk�w, kiedy po �lubie wprowadzi�a si� do domu z wie�yczk�. Dziadek o�wiadczy� w�wczas, �e dla eksponowania dzie� pozna�skiej awangardy plastycznej najlepiej si� nadaje sypialnia m�odej pary, i to tylko dlatego, �e le�y na uboczu mieszkania. Tak wi�c mimo i� w domu zamieszka�a plastyczka, nastr�j du�ego pokoju nie uleg� zmianie, co wysz�o mu, przyzna� trzeba, raczej na dobre. Kiedy wszak�e w domu zjawi� si� Bobcio, salon �ak�w straci� ostatnie �lady elegancji; na honorowym miejscu, na sosnowej p�ce, l�ni� i b�yszcza� szkar�atny metalowy traktor, ukochana zabawka Bobcia, Pod nogami przewala�y si� klocki i �a�o�nie chrz�ci�y plastykowe �o�nierzyki, kt�rym co chwila kto� mia�d�y� butem g��wki. W dywan wdeptane by�y banany i herbatniki, na tapetach widnia�y smugi czekolady, a z kanapki stercza� p�k w�osia wydarty ko�em zamachowym blaszanej wy�cig�wki.
W chwili gdy Cesia wesz�a do pokoju, na kanapce siedzieli przedstawiciele rodziny. Dziadek, naje�ony i siwy, ciska� spod czarnych brwi iskrz�ce si� gniewem spojrzenia. Po prawicy mia� swojego syna, ojca Celestyny i Julii, kt�ry usilnie udawa� gro�nego tyrana, przybieraj�c odpowiedni� poz� i marszcz�c jasne jak k�osy brwi nad jasnymi, poczciwymi oczami. Wci�ni�ta mi�dzy t�g� sylwetk� �aczka, a po lewej stronie kanapki jego siostra, czyli ciocia Wiesia, kuli�a si� w pozie winowajczyni. Natomiast jej synek Bobcio, stoj�cy przed tym trybuna�em, wydawa� si� raczej beztroski.
T�ga, czarnow�osa, rumiana mama �akowa i Julia, jej o po�ow� szczuplejsza kopia, siedzia�y obok siebie na dostawionych z boku krzese�kach, gdy� na kanapce by�o miejsce tylko dla trzech os�b. Tym samym powaga trybuna�u doznawa�a niejakiego uszczerbku, poniewa� obie artystki nie umia�y przebywa� ze sob� w milczeniu. To jedna, to druga wszeptywa�y sobie nawzajem do ucha najr�niejsze sekrety i ploteczki.
Wej�cia Cesi prawie nie zauwa�ono.
- ...i moje najlepsze, angielskie kalki! - ojciec Cesi ko�czy� w�a�nie akt oskar�enia. - Co ty sobie w�a�ciwie my�la�e�, Bobek?
- My�la�em sobie w�a�ciwie, �e fajnie si� pal� - odpowiedzia� ch�opczyk prawdom�wnie.
- Ale dlaczego w�a�nie kalki?
- Sam je palisz - wytkn�� Bobcio wujowi.
- Ale zu�yte! Rozumiesz?
- Rozumiem - zgodzi� si� Bobcio wpijaj�c w wuja wierne i uczciwe spojrzenie.
- A firanki, firanki, panie tego?! - wtr�ci� ochryple dziadek. - Od firanek zazwyczaj zaczyna si�...
- Po�ar! - krzykn�� Bobcio, kt�ry by� dzieckiem m�drym i domy�lnym.
Dziadek irytowa� si�, kiedy mu przerywano lub, co gorsza, pozbawiano jego wypowiedzi puenty.
- Cicho b�d�, smarkaczu! Czego� to taki weso�y, h�?
- Bobeczku - wtr�ci�a mama �akowa swoim ciep�ym altem. - Czy ty si� wcale nie boisz?
- A czego?
- Kary. Za ten po�ar.
Bobcio zastanowi� si� g��boko, staraj�c si� wnikn�� w samego siebie.
- Nie za bardzo - wyzna� wreszcie.
- On sobie z nas bimba! - warkn�� dziadek.
- Hi, hi! - wyrwa�o si� Bobciowi.
Cesia usiad�a ze znu�eniem przy wielkim stole.
- A co si� w�a�ciwie sta�o?
- Bobcio usi�owa� w nocy podpali� dom - r�bn�� ojciec.
- Aha - mrukn�a Celestyna bez zdziwienia.
Zapad�o niezr�czne milczenie. Doro�li siedzieli sztywno, zastanawiaj�c si�, co nale�y uczyni�, by - po pierwsze - jak najszybciej zako�czy� t� przykr� scen�, a po drugie - da� Bobciowi nale�yt� nauczk� i wykluczy� w przysz�o�ci podobne wybryki.
- I w dodatku nie zamkn��e� kranu! - zbeszta�a kuzyna Julia, przy okazji sprawdzaj�c, czy nie leci jej oczko na z�ocistej po�czoszce.
- Woda si� la�a ca�� godzin�. Nowakowskim zala�o tranzystor i �wie�o upran� bielizn�.
- Agent by�, a propos? - zainteresowa� si� ojciec, zwany w rodzinie �aczkiem.
- B�dzie nied�ugo.
- Nogi mnie bol� - poskar�y� si� Bobcio. - Wam to dobrze, wy sobie siedzicie.
- On sobie jawnie bimba! - hukn�� dziadek.
Mimo woli �aczek wsta�. Nie�mia�e promyki s�o�ca zaigra�y na jego
�ysiej�cej g�owie. �aczek wpakowa� r�ce do kieszeni rozwleczonego domowego swetra i rzek�, pr�no usi�uj�c nada� sobie wygl�d marsowy:
- S�uchaj, m�j ch�opcze. Zast�puj�c tu niejako twego ojca, kt�ry niestety, ebm, tego...
- Si� rozwi�d� - podpowiedzia� us�u�nie Bobcio.
- Si� rozwi�d� - powt�rzy� speszony �aczek. - No wi�c, zast�puj�c tu niejako...
Matka Bobcia nagle opu�ci�a utlenion� g�ow� i chlipn�a w gar��. By�a szczup��, niedu�� zmartwion� kobietk�, kt�r� �ycie darzy�o wy��cznie rozczarowaniami. Kiedy kto� taki chlipie w gar��, powstaje obraz rozdzieraj�cy. Tote� �aczek wygl�da�, jakby kraja�o mu si� serce. Mama �akowa i Julia przycich�y, bole�nie spogl�daj�c na cioci� Wiesi�, dziadek wzdycha� dwana�cie razy na minut�. Natomiast Bobcio ze skupieniem d�uba� w nosie.
- S�owem... - m�czy� si� �aczek. - Niejako... S�uchaj, Bobcio, a mo�e ty sam mi powiesz, jak mam ci� ukara�?
- Zabij mnie - zaproponowa� Bobcio, szczerze zainteresowany t� niecodzienn� perspektyw�.
S�o�ce na dobre wylaz�o zza chmur i potok blasku wpad� do pokoju przez zakopcone szyby. Dziadek wsta�, przeci�gn�� si�, a� chrupn�y mu ko�ci, i podszed� do okna.
- Robi si� pogoda, panie tego - zauwa�y�. - Nie darmo mnie w krzy�u �upa�o.
- B�dzie mr�z, s�ysza�am prognoz� - wtr�ci�a mama �akowa masuj�c sobie pulchny podbr�dek. - Dobrze, �e ju� sko�czy�am "�ab�dzic� II", b�d� mogli ustawi� w parku, zanim ziemia zamarznie.
- Co ma do tego twoja �ab�dzica? - spyta� �aczek, bezradnie mrugaj�c jasnymi rz�sami. - Ja tu m�wi� o Bobku i jego wyst�pku.
- Kto� dzwoni - powiedzia�a Celestyna.
9.
Julia posz�a otworzy� drzwi i po chwili wprowadzi�a do pokoju grubego pana w paltocie, �ciskaj�cego obur�cz wypchan� teczk�. Nie
by� to �w zaprzyja�niony ajent, kt�ry co roku pobiera� op�aty za now� polis�. PZU tak cz�sto musia�o interesowa� si� ��tym domem
z wie�yczk�, �e stosunki mi�dzy lokatorami domu a personelem instytucji by�y niemal rodzinne.
- Rzucili wat�! - powiedzia� konfidencjonalnie pan z teczk� i uchyli� jej r�bka. Istotnie, teczka by�a zapchana foliowymi paczuszkami
w charakterystycznych barwach bia�o-zielonych. - Niech si� pani pospieszy, pani �akowa, bo wykupi�.
Odstawi� teczk�, rozejrza� si� po licznym zgromadzeniu i wzrok jego zatrzyma� si� na �cianie balkonowej, gdzie widnia�y smugi sadzy zacieki po wodzie, a nad wszystkim powiewa� nie dopalony strz�pek firanki.
- Oho - zauwa�y�.
Bobcio podszed� bli�ej z min� autora.
- Pali�o si�, co? - spyta� retorycznie pan z PZU. - No, u pa�stwa Nowakowskich straty ju� wyceni�em. Z odszkodowaniem zalaniowym nie b�dzie problem�w. Li i jedynie. Natomiast tu - zbli�y� si� do �ciany i potar� j� palcem. - Kto to podpali�? - spyta�.
- Ja - rzek� Bobcio.
- Ile masz latek, kawalerze? - spyta� pan, patrz�c na Bobcia
z urz�dowym ch�odem.
- Prawie sze�� - odpar� Bobcio. - Li i jedynie.
�aczek st�umi� chichot, ciocia Wiesia przygryz�a wargi, natomiast
pan z PZU milcza�, obmierzaj�c �cian� za pomoc� niklowanej,
sk�adanej miareczki.
- Kapnie tu pa�stwu z tysi�czek odszkodowania - oceni� wreszcie. - Ale tylko dzi�ki temu, �e dziecko nieletnie. B�dzie z tysi�czek. Tylko i li.
- S�yszycie?! - zakrzykn�� Bobcio, �api�c si� za g��wk�.
- Tak, tysi�czek - upewnia� pan z PZU.
- Jeszcze na mnie zarobicie! - wy�o uszcz�liwione dziecko.
�aczek poderwa� si� z miejsca jak uk�uty.
- Nie, no co� podobnego!
- To nie mo�e by�! - do��czy� dziadek.
Pan z PZU by� zgorszony.
- Panie �ak, naprawd�, wi�cej si� nie nale�y...
�aczek zamacha� r�kami.
- Pan nie rozumie! My absolutnie nie mo�emy przyj�� tych pieni�dzy!
- Ale� pan, panie?! - zach�ysn�� si� przedstawiciel PZU.
- Za nic w �wiecie - popar� syna dziadek. - Za �adne skarby,
- Ze wzgl�d�w wychowawczych - wyja�ni� �aczek.
Posadzili grubego na kanapie i zacz�li mu wyja�nia� dobitnie
i zawile, dlaczego nie mog� przyj�� odszkodowania.
W tym samym czasie mama i Julia zag��bi�y si� w cichej rozmowie zapominaj�c zupe�nie o przyczynie zgromadzenia. Mama po chwili wsta�a i przyk�adaj�c do swych obfitych kszta�t�w zwoje brunatnego kaszmiru, radzi�a si� Julii co do fasonu. Julia siedzia�a z niewymuszonym wdzi�kiem, wysmuk�a i elegancka, za�o�ywszy jedn� pi�kn� nog� na drug�, mru��c swoje hiszpa�skie oczy i wydymaj�c �liczne usta. Cesia przygl�da�a si� siostrze ponuro, ze wszystkich si� staraj�c si� nie dopu�ci� do swej duszy trawi�cego jadu zawi�ci.
- Ale, prosz� pan�w... - wi� si� na kanapce ajent. - Niech�e mnie panowie zrozumiej�... Istniej� przepisy i ja ich musz� przestrzega�...
Ciocia Wiesia uzna�a, �e jej rola w zebraniu ju� sko�czona,
i wymkn�a si� do kuchni, skromnie zajmuj�c jak najmniej miejsca
w przej�ciu. Po chwili z kuchni dobieg� szcz�k garnk�w i nap�yn�� zapach sma�onej cebuli. Celestyna westchn�a z ulg�. Jak to dobrze, �e w domu jest ciocia Wiesia!
Ciocia Wiesia, dobry duszek kuchenny, pojawi�a si� na powr�t w swym domu rodzinnym wkr�tce po rozwodzie, kt�ry mia� miejsce niespe�na rok temu. Zasta�a sytuacj� jasno okre�lon�; poniewa� na Juli� i mam� nie mo�na by�o liczy� w dziedzinie tw�rczo�ci kulinarnej, obiady gotowa�a Celestyna. Co do reszty zaj�� domowych, mama �akowa udziela�a im swojej uwagi tylko z konieczno�ci, natomiast Julia nie przyk�ada�a si� do nich wcale. By� wprawdzie w �yciu rodziny d�ugotrwa�y okres, kiedy usi�owano przyuczy� Juli� do pracy i wdro�y� j� do tych wszystkich czynno�ci, kt�re s�, niestety, nieod��cznym sk�adnikiem losu ka�dej kobiety. Julia wszak�e szybko zrozumia�a, �e je�li przy ka�dym myciu naczy� st�ucze minimum jedn� szklank�, zaszczyt pomagania mamusi zostanie jej odj�ty. I tak si� sta�o. Natomiast rzetelna Celestyna pracowa�a wci�� z t� sam� ofiarno�ci�,
nic nie t�uk�a i jeszcze by�a dumna ze swej zr�czno�ci. Z wolna ca�e gospodarstwo znalaz�o si� na jej g�owie.
Ciocia Wiesia pracowa�a jako retuszer na oddziale rotograwiury, co oznacza�o, �e nie ma jej w domu od rana do obiadu lub od obiadu do wieczora, w zale�no�ci od tego, na kt�r� zmian� chodzi�a do pracy. Ciocia samorzutnie wzi�a na siebie cz�� obowi�zk�w domowych, kiedy tylko zamieszka�a w domu z wie�yczk�. By�a to jednak pomoc
z konieczno�ci niesystematyczna. Tak czy inaczej, Cesia by�a kariatyd� kuchenn� rodziny.
Teraz podnios�a si� ze swego miejsca i skierowa�a ku wyj�ciu. Nale�a�o pom�c cioci Wiesi, kt�ra mia�a dzi� za sob� niew�tpliwie ci�kie prze�ycia. Id�c do drzwi Cesia us�ysza�a jeszcze, jak przedstawiciel PZU, kt�ry wci�� si� wzbrania� przed niedope�nieniem obowi�zk�w s�u�bowych, poddany zostaje pr�bie przekupienia. Mama mianowicie proponowa�a mu �ap�wk� w postaci rze�by ceramicznej sto�owej pod tytu�em "Fryne III".
10.
Po up�ywie p� godziny �akowie zacz�li gromadzi� si� przy stole. Nikt ju� nie pami�ta� o ajencie, kt�ry odszed� pokonany, unosz�c �ap�wk� ceramiczn�. Ciocia Wiesia sko�czy�a sma�enie. Bobcio, jako przysz�o�� narodu, uhonorowany zosta� kotledkiem z marchewk�. Dla reszty rodziny by�y pierogi ruskie z mro�onki oraz kapusta. Potrawy te wywo�a�y swym pojawieniem si� fal� narzeka�. Przy stole brakowa�o dziadka, kt�ry po wyj�ciu ajenta uda� si� do swego pokoju, zapad� w lektur� i nie dociera�y do niego �adne zewn�trzne sygna�y.
Dziadek by� na emeryturze od dw�ch trudnych lat. Z zawodu in�ynier
z przedwojennym dyplomem, co cz�sto podkre�la�, wi�d� dot�d zawsze �ycie czynne. Kiedy go zmuszono, by przesta� pracowa� i bra� za darmo pieni�dze od skarbu pa�stwa, odczu� to bardzo bole�nie. Pewn� pociech� stanowi� dla� fakt, �e wci�� zwracano si� do niego
z pro�bami o fachowe konsultacje, a tak�e to, �e znalaz� sobie frapuj�ce zaj�cie. Postanowi� mianowicie nadrobi� zaleg�o�ci
w czytaniu, kt�re gromadzi�y mu si� przez ca�e �ycie, poniewa� nigdy dot�d nie mia� do�� czasu na smaczn�, d�ug�, pe�n� namys�u lektur� dzie� literatury pi�knej. Jako cz�owiek systematyczny i wewn�trznie zorganizowany, dziadek ustanowi� sobie prosty system: wizytowa� poblisk� bibliotek� publiczn� i wypo�ycza� w porz�dku alfabetycznym wszystko, czego jeszcze nie czyta�. Z pobudek patriotycznych zacz�� od rega�u z literatur� polsk�. Pod koniec drugiego roku emerytury, przy literze "W", odnowi� star� znajomo�� z Wa�kowiczem. Owocem tego spotkania sta� si� pseudonim Celestyny, zaczerpni�ty z "Ziela na kraterze".
Ciel�cina w�a�nie stawia�a na stole ostatni talerz z pierogami, potykaj�c si� co chwila o rozrzucone zabawki Bobcia, kiedy
w korytarzu rozleg� si� dzwonek.
- To agent. Li i jedynie - powiedzia� �aczek, mrugaj�c do �ony. - Obejrza� sobie Fryne i spiesznie odnosi.
Ale na progu zjawi�a si� ciocia Wiesia, wiod�c zmarzni�t� i blad� Dank� Filipiak.
Cesia stan�a jak wryta.
- Dzie� dobry... - zbola�ym g�osem przem�wi�a Danka. - Cesiu, czy nie przeszkadzam? Musz� z tob� pom�wi�...
Nie dano jej doj�� do s�owa. Tato �ak zmusi� j�, by siad�a przy stole, i na�o�y� na talerz solidn� porcj�. Pierwsza przyjaci�ka, odk�d Ciel�cina, biedactwo, posz�a do liceum! Takiego go�cia nale�a�o ufetowa�.
- Piero�k�w? - spyta� uwodzicielsko �aczek.
Danka zgodzi�a si� ochoczo, u�miechaj�c si� przez st� do Celestyny.
"O Bo�e - modli�a si� Cesia. - �eby tylko rodzina nie zacz�a tych swoich numer�w".
- Ja nie jestem g�odny! - zawiadomi� �wiat Bobcio, mrugaj�c oczkami
i wydymaj�c r�owe usteczka. - Zjem tylko troch� marchewki,
w marchewce jest witamina M.
- A w kotlecie witamina K - powiedzia�a przebiegle ciocia Wiesia. Bobcio mia� chysia na temat witamin, co nale�a�o inteligentnie wykorzysta�.
- Co za mania jaka� - naigrawa� si� ojciec Cesi. - Czy kto widzia� kiedy witamin�?
- Ja widzia�em! - ofukn�� go Bobcio, srogo marszcz�c jasne brewki. - By�a zielona i �azi�a po talerzu.
- Du�a by�a, mniej wi�cej? - dopytywa� si� �aczek, zachowuj�c ca�kowit� powag�.
- O, taka - pokaza� Bobcio. - Tu mia�a takie kropki. Wygl�da�a bardzo zdrowo.
- Nie mo�e by�.
- Powiedzia�a mi, �e jak nie zjem sa�aty, to nigdy nie zostan� stra�akiem po�arnym.
- O Bo�e - powiedzia� �aczek. - To by�oby tragiczne.
- Tragiczne - powt�rzy�o dziecko, lubuj�c si� nowym s�owem. - Tragiczne, psiakrew.
- Syneczku!!!...
- Tragiczny krwawy kotlecik - powiedzia� Bobcio dobitnie.
Cesia siedzia�a jak na roju os. Co sobie Danka pomy�li o jej rodzinie? Jak dot�d, zaprezentowali si� jej w fatalnym �wietle.
A przecie� wszystko jeszcze mog�o si� zdarzy�.
Wszed� dziadek z nosem w lekturze. Niedawno rozpocz�� okres francuski, co go ca�kowicie poch�on�o. Oderwa� go od czytania m�g� wy��cznie po�ar. Senior rodu usiad� nieuwa�nie za sto�em, si�gn�� po omacku po �y�k� i spr�bowa� kapusty nie przestaj�c czyta�.
- Dziadziu - niemal j�kn�a Celestyna. - Mamy go�cia.
Dziadek jakby si� ockn��.
- Ach, tak - b�kn�� w roztargnieniu, prawie nie patrz�c w stron� Danki. - Pani wybaczy, �e czytam, ale ten ca�y Barbusse �miertelnie mnie nudzi.
- Tragiczny krwawy barbus - powiedzia� Bobcio, �uj�c niech�tnie marchewk�.
Cesia ba�a si� cho�by spojrze� na swoj� imponuj�c� kole�ank�.
A tymczasem rodzina zgromadzona przy stole poczyna�a sobie z go�ciem tak swojsko, jakby nie mia� on tych uduchowionych oczu i tajemniczego wyrazu twarzy. O wstydzie, ojciec nawet pozwoli� sobie na grubia�skie �arty, twierdz�c, �e Danka ma z pewno�ci� pow�d, by my�le�
o niebieskich migda�ach - poniewa� na pewno posiada trzeci, i to powi�kszony... Och, jakby to by�o cudowne m�c cofn�� czas... Nie
o wiele, o dziesi�� minut. Dzwonek zad�wi�cza�by, kiedy Cesia by�a
w kuchni. Mog�aby sama otworzy� i uprowadzi� Dank� gdzie� na ubocze. A tak, to... Odwa�y�a si� spojrze� na Dank�, spodziewaj�c si� najgorszego. Na rusa�czanej twarzy go�cia malowa� si� jednak wyraz pob�a�liwego rozbawienia. Danka jad�a z apetytem i nawet jakby stawa�a si� nieco mniej uduchowiona.
"To wp�yw tej mojej rodziny - pomy�la�a Cesia. - Oni s� tak beznadziejnie konkretni."
Wreszcie mo�na by�o wsta� od sto�u.
- Id�cie, kochane dziewczynki - powiedzia�a z uczuciem ciocia Wiesia. - Ja pozmywam, ja wszystko rozumiem, tak�e kiedy� by�am m�oda. Id�cie, id�cie do siebie.
"Do siebie". Dobrze powiedziane. Tu� przed drzwiami Cesia u�wiadomi�a sobie, w jakim stanie zostawi�a dzisiaj wn�trze panie�skiego pokoiku. Ohyda. Niestety, w domu nie by�o �adnego innego pomieszczenia,
w kt�rym dwie dorastaj�ce osoby p�ci �e�skiej mog�yby si� pogr��y�
w kulturalnej rozmowie. W kuchni panowa� ba�agan.
W pokoju dziadka nie wolno, bo gdzie� by si� zmaga� ze swoim Barbussem, zreszt�, nie by�o precedensu, pok�j dziadka to sanktuarium. U rodzic�w wsz�dzie pe�no gliny i gipsu, po k�tach strasz� kikuty nie doko�czonych rze�b na indywidualn� wystaw� mamy. wyj�tek stanowi k�t za segmentem Kowalskiego, gdzie ojciec ma swoj� pedantycznie czyst� pracowni�. Tam te� jednak�e zwyk� by� ucina� sobie drzemk� po obiedzie. Cesia westchn�a. A wi�c niestety...
Przestrzeg�a Dank�, �e w pokoju troch� nieporz�dnie i trwo�nie pchn�a drzwi. O, cudzie! Julia sprz�tn�a!
By� to nieomylny znak, �e pracowa�a. Zawsze przed zrywem do powa�nej pracy tw�rczej Julia my�a pod�og�, a czasem nawet okna w razie potrzeby. Wszystko wok� l�ni�o, powietrze wype�nia� zapach �wie�ych firanek i deszczu. Lekki zgrzyt w tej symfonii czysto�ci stanowi� wielki st� Julii, pokryty g�r� poci�tych papier�w, otwartych s�oik�w z plakat�wkami i dziesi�tkiem naczy� z brudn� wod� od p�dzli. Po�rodku zabryzganego farb� i klejem brystolu bieli� si� du�y prostok�t - �lad po dziele sztuki, z kt�rym Julia niechybnie polecia�a na zaj�cia.
Cesia posadzi�a Dank� na tapczanie.
- Fajnie, �e wreszcie wpad�a� - powiedzia�a prze�amuj�c onie�mielenie.
- Musia�am ci podzi�kowa�. Mia�am tak� wewn�trzn� potrzeb� - odpar�a Danka. - Jej g�os brzmia� dystyngowanie i wieloznacznie.
- Nie ma za co - odpar�a Cesia prostodusznie i w tej samej chwili zacz�a mie� w�tpliwo�ci, czy aby na pewno nale�a�o tak odpowiedzie�.
- Pawe� post�pi� obrzydliwie. Nikt dla mnie nie zrobi� tyle, co ty.
I tak bezinteresownie - ci�gn�a Danka, przymykaj�c swoje zamglone oczy.
- Nie ma o czym m�wi� - Cesia brn�a w bana�y.
- Jestem samotna - powiedzia�a Danka z przejmuj�cym smutkiem
i spojrza�a prosto w oczy Cesi.
Celestyna nabra�a powietrza. Samotna, m�j Bo�e.
- Tak? - spyta�a idiotycznie.
- Zupe�nie samotna - powt�rzy�a Danka.
- A... Pawe�? - odwa�y�a si� spyta� Cesia.
- Nie jestem dla niego cz�owiekiem. Moje �ycie wewn�trzne zupe�nie go nie interesuje.
Cesia westchn�a ze wsp�czuciem.
- potrafi tylko pyta�, czemu jestem taka dr�twa. A czy ja to umiem wyt�umaczy�? Boj� si� �ycia. Cesiu, czy ty te� boisz si� �ycia?
- Ka�dy si� boi.
- �wiat jest taki obcy i nieprzychylny...
- To prawda - przyzna�a Cesia. - Jak tylko wyjd� za pr�g domu, to czuj� si�, jakbym wskoczy�a do lodowatej wody... nie, to g�upie, co
m�wi�. ��
- Przeciwnie, bardzo interesuj�ce - powiedzia�a Danka bez zainteresowania. - A mnie si� nic nie chce... pewnie mnie z budy wylej�... wcale si� nie ucz�. Ca�ymi godzinami tylko s�ucham p�yt. Patrz� w �cian�, s�ucham i spok�j mnie ogarnia.
- Masz chandr�?
- Zawsze j� mam - j�kn�a Danka. - Ja, wiesz, po prostu nie widz� sensu w tym wszystkim. Po co si� uczy�? Po co si� m�czy�? W ko�cu
i tak umr�, jak wszyscy.
- Po prostu chandra - stwierdzi�a Cesia, czuj�c si� nareszcie pewnie na znanym sobie gruncie. - Na to jest kilka dobrych sposob�w.
W zale�no�ci od stopnia nat�enia mo�na...
- Jestem samotna - przerwa�a jej Danka, patrz�c smutno w sufit.
- Je�li chcesz - powiedzia�a Cesia z g��bi serca - mog� by� twoj� przyjaci�k�. S�uchaj, od jutra uczymy si� razem, zgoda?
- M�wisz to z lito�ci... - j�kn�a Danka. - A ja nie jestem tego warta. Jestem taki s�aby, bezwolny mi�czak...
- To nie b�d� mi�czak - poradzi�a jej kr�tko Cesia, kt�ra powoli zaczyna�a mie� dosy�. - Trzeba si� wzi�� w gar��. Na takie depresje najlepiej robi du�o pilnej pracy. Takiej z widocznymi efektami.
- Przeciwnie... w�a�nie du�o pracy zawsze mnie za�amuje.
- Lenistwo - kr�tko stwierdzi�a Cesia. - Naj�atwiej jest machn�� r�k� na wszystko. Mama zawsze powtarza, �e pracowa� nad sob� trzeba do ko�ca �ycia, bo zawsze jeszcze mo�na co� poprawi�.
Rozleg� si� �mieszek.
- Ja bym nie powiedzia� - rzek� ojciec Celestyny. Sta� oparty o drzwi i najspokojniej pods�uchiwa�. Cesia a� krzykn�a z oburzenia:
- Pods�uchujesz?
- Sk�d�e znowu - wyja�ni�. - Przyszed�em tylko zapyta�, czy nie napi�yby�cie si� kompotu. Ciocia Wiesia mnie z tym przys�a�a.
- Mog�e� chocia� chrz�kn��! Albo zapuka�! - Cesia by�a bliska p�aczu. Co za wstyd, doprawdy, pods�uchuj�, wtr�caj� si� do rozmowy, nie, to nie do wytrzymania.
- Drzwi by�y otwarte - broni� si� �aczek. - To co z tym kompotem?
- Nie chcemy! - uci�a Cesia ze z�o�ci�.
- Ja bym si� napi�a... - Danka u�miechn�a si� nie�mia�o do �aczka.
- Przepraszam ci� za tat� - powiedzia�a Cesia, jak tylko ojciec oddali� si� w stron� kuchni.
- No, co� ty? Masz strasznie fajn� rodzin�! - z przekonaniem krzykn�a Danka. - S�uchaj, a jak oni reaguj� na twojego ch�opca?
- Wcale nie reaguj�, bo go nie mam - przyzna�a m�nie Celestyna.
- Nie �artuj! Jak to - nie masz?
- Po prostu. Nikomu interesuj�cemu nie wpad�am w oko.
- Podziwiam ci�! Masz odwag� by� sama!
- Raczej nikt mnie nie chce - Cesia u�miechn�a si� sm�tnie.
- Przecie� jeste� bardzo �adna! - zawo�a�a Danka, spontanicznie przejmuj�c rol� pocieszycielki.
- Sk�d�e - powiedzia�a Cesia jeszcze sm�tniej.
- �liczna!
- To ty jeste� �liczna - Cesia z zawi�ci� spojrza�a na Danusi�.
- Nienawidz� swojej g�by - wyzna�a Danka ponuro.
- Ty chyba oszala�a�?! - zdumia�a si� Cesia. - No, chod�, chod� do lustra, zobacz, jak� masz twarz pe�n� wyrazu, a ja? R�owy kartofel. Ciel�cina.
- Nie, nie, to ty w�a�nie masz twarz pe�n� wyrazu! - upiera�a si� Danka kurtuazyjnie.
- Nic podobnego. Ty!
- Ja nie! Ty!
- M�wi� ci, �e w�a�nie ty i koniec!
- O, Bo�e - j�kn�a nagle Danka. Odwr�ci�y si� od lustra i na widok swoich min wybuchn�y dzikim �miechem.
- Lubimy to s�ysze�, co?
- Pr�ne idiotki.
- Tylko nam to m�w i m�w. �e�my takie �liczne.
- Oni lubi� �liczne.
- No w�a�nie. Czyta�a� w "Filipince"? Dziewczyny najbardziej lubi� w ch�opcu inteligencj� i poczucie humoru.
- A oni?
- Jeszcze si� pytasz. Oczywi�cie, �eby by�a �liczna i dobrze
gotowa�a.
- Co� takiego.
- Tak jest.
- Co za g�upki.
- Niedoczekanie takiego, �ebym mu gotowa�a i skarpetki pra�a.
- Niedoczekanie jakiego?
- Paw�a na przyk�ad. Ten cz�owiek mnie irytuje. Wczoraj zrobi� mi straszn� scen� zazdro�ci, a dzisiaj napisa� dla mnie sonet.
- �artujesz.
- Sk�d. Regularny sonet napisa�. By�am zachwycona, dop�ki mi mama nie powiedzia�a, �e Pawe�ek �ywcem odpisa� z Szekspira.
- No, pewnie sam nie umia� - powiedzia�a Cesia tolerancyjnie.
- Na to wygl�da - kwikn�a Danka, spojrza�y na siebie i pad�y na tapczan w ataku �miechu. Trwa�o to a� do kompletnego wyczerpania.
- Od jutra - przem�wi�a wreszcie Cesia, ocieraj�c �zy i �miej�c si� po raz ostatni. - Od jutra uczymy si� razem, zgoda?
- Dobrze. Jeste� fajna.
- Pomog� ci w matmie i w og�le we wszystkim. W ko�cu to �adna filozofia.
- Pewnie. Jak taka Kowalczuk mo�e mie� dobre i bardzo dobre... - pociesza�a si� Danka.
- No wi�c w�a�nie. B�dziesz przychodzi� co dzie�, zgoda?
- No... nie wiem, czy Pawe� pozwoli...
- Jak uwa�asz - powiedzia�a Cesia troch� sztywno i zmieni�a temat.
�aczek by� tak sp�oszony przez c�rk�, �e ruszy� si� z kuchni dopiero, kiedy us�ysza� trzask drzwi wej�ciowych, zamykaj�cych si� za Dank�.
- W Ciel�cin� diabe� wst�puje przy obcych - o�wiadczy�.
- Daj�e jej spok�j - mitygowa�a ciocia Wiesia. - Tak jej zale�y na tym, �eby dobrze wypa��.
- Ale co ona tak si� stara dla tej chuderlawej pannicy? - zirytowa� si� �aczek.
W�a�nie w tej chwili wesz�a Cesia.
- Chuderlawej?! - krzykn�a. - Danka jest prze�liczna! Ty jy, tato, w og�le nie widzisz bez okular�w!
- Bez okular�w widzia�em tylko, �e ma wci�� nie domkni�te usta - odgryz� si� ura�ony �aczek. - St�d w�a�nie moja subtelna aluzja na temat trzeciego migda�a. A w og