11557

Szczegóły
Tytuł 11557
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11557 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11557 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11557 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

David Mitchell sen_numer_9 (number9dream) prze�o�y� Janusz Marga�ski O ile� �atwiej pogrzeba� rzeczywisto��, ni� porzuci� sny Don DeLillo, Americana Dla Keiko Jeden PANOPTICON - Sprawa jest prosta. Ja znam pani nazwisko, pani dawno temu pozna�a moje: Eid�i Mijake. Nie inaczej, ten Eid�i Mijake. Oboje, droga pani Kato, nale�ymy do ludzi zaj�tych, nic wi�c nie stoi na przeszkodzie, by�my sobie uci�li ma�� pogaw�dk�. Przyjecha�em do Tokio, aby odnale�� ojca. Pani zna jego nazwisko i adres. I jedno, i drugie pani mi da. I to zaraz. - Albo co� w tym stylu. Galaktyka �mietanki rozwija si� wst�g� w fili�ance kawy i rozmyta w tle paplanina nabiera ostro�ci. Pierwszy dzie� w Tokio i ju� przechodz� samego siebie. Lunchowy �miech, pi�tkowe plany, brz�k talerzyk�w wype�niaj� Jupiter Cafe. Trutnie warcz� do kom�rek, trutnice moduluj� niskie g�osy, �eby brzmia�y bardziej kobieco. Kawa, kanapki z rybami, detergenty, para. Przez ulic� mam widok na g��wne wej�cie do PanOpticonu. Nie�le si� przedstawia ten metalizowany, szary gotyk drapacza chmur. Jego wy�sze pi�tra spowijaj� chmury. Pod ich �ci�le przylegaj�c� pokryw� Tokio paruje - w temperaturze 34�C przy wilgotno�ci si�gaj�cej 86%. Tak pokazuje wielki wy�wietlacz Panasonika. Ale nie zawsze to wida�, tak �cie�nione jest Tokio. �adnych odleg�o�ci. Wszystko masz ponad sob� - dentyst�w, przedszkola, studia ta�ca. Nawet drogi i chodniki wznosz� si� na ponurych palach. Wenecja, z kt�rej ods�czono wod�. Samoloty zwierciadlanymi odbiciami pn� si� ponad lustrami budynk�w. Zawsze my�la�em, �e Kagoszima jest ogromna, a tymczasem spokojnie zmie�ci�aby si� w jakiej� bocznej alei Szind�uku. Zapalam papierosa - Kool, marka, jak� wybra� stoj�cy przede mn� w kolejce biker - i obserwuj� ruch uliczny, przechodni�w, na skrzy�owaniu alei Omekaido i ulicy Kita. Pr��kowane trutnie, fryzjerka z ozdob� w przebitej wardze, pijaczkowie zaczynaj�cy w po�udnie, gospodynie domowe objuczone dzie�mi. Nikogo, kto sta�by w miejscu. Potoki, nawa�nice, korowody, bajty, pokolenia, tysi�ce twarzy na minut�. Jakuszima to tysi�c minut na twarz. A ka�da wyposa�ona w szufladk� pami�ci opatrzon� tabliczk�: �Rodzice�. Migawki, zdj�cia - porz�dne i spaprane - przera�liwe wizerunki, delikatne obrazki, niewyra�ne uj�cia, porysowane negatywy, niewa�ne, przecie� wiedz�, kto sprowadzi� ich na Ziemi�. Akiko Kato, czekam. Z PanOpticonu na lunch najbli�ej jest do Jupiter Cafe. Gdyby� tam w�a�nie wpad�a na kaw�, o ile� wszystko by�oby prostsze. Rozpoznam ci�, przedstawi� si� i przekonam, �e przyrodzona sprawiedliwo�� jest po mojej stronie. Czy mrzonki mog� si� zi�ci�? Wzdycham. Nie za bardzo i niecz�sto. Szturmem przyjdzie mi bra� t� fortec�, je�eli mam dopi�� swego. Kiepska sprawa. Takie gmaszysko ma pewnie par� innych wyj��, a do tego w�asne restauracje. Siedzisz sobie pewnie ju� jak cesarzowa w otoczeniu us�uguj�cych ci niewolnik�w. Zaraz, a kto powiedzia�, �e w og�le jadasz lunch? Mo�e czysto ludzka s�abo�� do �niada� pomaga ci przetrwa� a� do kolacji. Gasz� kolejnego papierosa marki Kool w doczesnych szcz�tkach jego poprzednika z niez�omnym postanowieniem, �e dopijam kaw� i ko�cz� czatowanie. Mam ci�, Akiko Kato, ju� ruszam. Trzy kelnerki obs�uguj�ce Jupiter Cafe w komplecie. Jedna - szefowa - kruchutka niczym wdowa po cesarskim dygnitarzu, kt�ra z niedoli otru�a swego ma��onka; druga - rycz�ca o�lim g�osem; i trzecia - odwr�cona ty�em, ale za to b�yskaj�ca najdoskonalsz� szyj� pod s�o�cem. Wdowa po dygnitarzu opowiada o�licy o ostatnim nieudanym ma��e�stwie swojego fryzjera. - Jak nie umia�a spe�nia� jego zachcianek, to j� rzuci� - serwuje znad zlewu �yciowe m�dro�ci kelnerka o nieskazitelnej szyi. Wdowa i o�lica olewaj� j�, a mo�e to ona je olewa? PanOpticon stopniowo znika - chmury zesz�y ju� do osiemnastego pi�tra. Odwracam na chwile g�ow�, a mg�a opada coraz ni�ej. Na serwetce licz�, ile dni ju� prze�y�em - 7290, w tym cztery lata przest�pne. Zegar pokazuje za pi�� pierwsz� i trutnie stopniowo odp�ywaj� z Jupiter Cafe. Pewnie si� boj�, �e ich przeszereguj�, je�li o pierwszej znajd� si� gdzie� poza biurow� kabin�. Moja fili�anka pustoszeje w wianuszku sm�tnych plam po kawie. Dobra. Kiedy ma�a wskaz�wka znajdzie si� na pierwszej, ruszam do PanOpticonu. Nie da si� ukry�, �e jestem podenerwowany. A co do nerw�w, to spoko. W zesz�ym roku do szko�y przyszed� oficer, �eby werbowa� do oddzia��w samoobrony, i powiedzia�, �e w wojsku nie potrzeba ludzi, kt�rzy nie odczuwaj� strachu, bo tacy �o�nierze, co si� nie boj�, w ci�gu pierwszych pi�ciu minut walki doprowadzaj� do wybicia swojego plutonu. Dobry �o�nierz panuje nad strachem i wykorzystuje go, �eby zaostrzy� zmys�y. Jeszcze jedn� kaw�? Nie. Papierosa - na zaostrzenie zmys��w. Na zegarze dochodzi p� do drugiej - m�j termin mija. A popielniczka przepe�niona. Potrz�sam paczk� papieros�w - do ostatniego. Chmury zesz�y ju� do dziewi�tego pi�tra PanOpticonu. Akiko Kato wbija wzrok w mg��, spogl�daj�c z okna swojego klimatyzowanego biura. Wyczuwa mnie tak jak ja j�? Czy wie, �e dzisiejszy dzie� nale�y do tych, kt�re ca�kowicie odmieniaj� �ycie? Jeszcze tylko ostatni, najostatniejszy papieros i zaczynam m�j szturm, zanim �nerw� os�abnie. Kiedy wszed�em, w Jupiter Cafe siedzia� staruszek. Nic go nie rusza i nieprzerwanie gra na vidboyu. Wygl�da dok�adnie tak samo jak Lao Tse z mojego podr�cznika - �ysy, brodaty, zwariowany. Inni przychodz�, zamawiaj�, jedz�, wypijaj� swoje i wychodz�. W sam raz dziesi�� minut. A Lao Tse ani drgnie. Kelnerki pewnie my�l�, �e odpali�a mnie dziewczyna albo �e jestem czubek, kt�ry czyha, �eby je �ledzi� w drodze do domu. Z g�o�nika dobiega barowa wersja Imagine; John Lennon chyba przewraca si� w grobie. Co za bagno. Pewnie nawet ci zdrajcy, kt�rzy to nagrali, nie mogli tego s�ucha�. Wchodz� dwie ci�arne i zamawiaj� mro�on� herbat�. Lao Tse kaszle, kaszle kaszlem, kt�remu nie ma ko�ca, i r�kawem koszuli zmazuje flegm� z ekranu swojego vidboya. Zaci�gam si� g��boko i powoli s�cz� dym przez nozdrza. Solidna ulewa - oto, czego trzeba, �eby posprz�ta� Tokio. Gondolierzy graj�cy na mandolinach, sun�cy �odziami po dzielnicy Ginza. - Do tego - kontynuuje wdowa po dygnitarzu do o�licy - te jego �ony to chciwe, mizdrz�ce si� potworki, kt�re zas�uguj� dok�adnie na to, co je spotyka. Kiedy sama b�dziesz wychodzi�a za m��, koniecznie wybierz sobie m�a, kt�rego marzenia nie b�d� przerasta�y twoich. - S�cz� piank� z kawy. Na brzegu kubka �lady po szmince. Obmy�lam prawne argumenty uzasadniaj�ce tez�, �e picie z tej strony fili�anki oznacza poca�unek z nieznajom�. To oznacza�oby, �e liczba ca�owanych przeze mnie dziewczyn wzros�a do trzech - i tak mniej, ni� wynosi �rednia krajowa. Rozgl�dam si� po Jupiter Cafe za ewentualn� kandydatk� do ca�owania i w ko�cu powracam do w�a�cicielki realnej, m�drej, ja�niej�cej szyi. Rozwini�ty kosmyk w�os�w muska jej kark. �askocze. R�ow� fuksj� z kubka por�wnuj� z r�owo�ci� jej szminki. Jakkolwiek by patrze�, po�redni dow�d. Kto wie, ile razy myto t� fili�ank�, zespajaj�c atomy szminki z cz�steczkami porcelany? A taka zagadkowa tokijka ma tylu adorator�w, �e z powodzeniem mo�e wype�ni� pami�� kieszonkowego komputera. Sprawa oddalona. Lao Tse warczy przy swoim vidboyu: - Blasted, blasted, przekl�te bioborgi. Za ka�dym razem blasted. - �ykam swoje fusy i nak�adam bejsbol�wk�. Czas ruszy� i znale�� sprawc� - tego, kto mnie zrobi�. *** Hol PanOpticonu - przepastny niczym brzuch kamiennego wieloryba - poch�ania mnie jednym haustem. Strza�ki w pod�odze reaguj� na moje stopy i prowadz� mnie do pustej kabiny recepcyjnej. Drzwi zamykaj� si� za mn� z sykiem, piecz�tuj�c grobow� ciemno��. Promie� analizatora omiata mnie od st�p do g��w, odczytuj�c z piskiem kod mojego identyfikatora. Rozb�yskuje smuga bursztynowego �wiat�a, a ja cofam si� w my�lach i sprawdzam. Oczywi�cie wszystko gra. Kombinezon, bejsbol�wka, skrzynka z narz�dziami i tabliczka do pisania. Na ekranie rozb�yskuje przede mn� lodowatym �wiat�em dziewczyna. Jest nieskazitelnie symetryczna i pi�kna. OCHRONA - jarzy si� napis na plakietce. - Podaj swoje nazwisko i zaw�d - rozbrzmiewa g�os dziewczyny. Ciekawe, na ile jest cz�owiekiem. Przecie� w dzisiejszych czasach komputery ucz�owieczaj� si�, a ludzie si� komputeryzuj�. Gram onie�mielonego kmiotka. - Dzie� dobry. Nazywam si� Ran Sogabe. Reprezentuj� Przyjaciela Z�otej Rybki. Dziewczyna marszczy brwi. Znakomicie. To tylko cz�owiek. - Przyjaciela Z�otej Rybki? - Nie widzia�a pani naszej reklamy? - i ju� �piewam jej d�ingla. - Zaopatrujemy w �ywno�� naszych p�etwiastych przyjaci�. - W jakim celu prosi pan o wej�cie do PanOpticonu? Udaj� zak�opotanie. - Obs�uguj� akwarium w kancelarii Osugi i Kosugi, prosz� pani. - Osugi i Bosugi. Dotykam swojej plakietki. - Oto odznaka. - W pana torbie zlokalizowa�am jakie� dziwne przedmioty. - �wie�o sprowadzone z Niemiec, prosz� pani. Oto jonowa pra�arka pigu�ek fluorokarbonowych - z pewno�ci� pani wie, jak wielkie znaczenie dla optymalizacji warunk�w w akwarium ma utrzymanie poziomu pH? Chyba jako pierwsi w kraju specjali�ci od kultur akwaryjnych b�dziemy wykorzystywali to cudo. Mo�e zechce pani zapozna� si� z kr�tkim... - Prosz� po�o�y� praw� r�k� na skanerze dost�pu, panie Sogabe. - Mam nadziej�, �e tylko za�askocze - To pa�ska lewa r�ka. - Najmocniej przepraszam. Mija trwaj�ca wieczno�� chwila, po kt�rej migocze zielony napis ZGODNO�� POTWIERDZONA. - A pa�ski kod dost�pu? Czujna. Zaciskam oczy. - Zaraz: 313-636-969. Lodowata panna a� zamruga�a. - Pa�ski kod dost�pu jest wa�ny. - I tak mia�o by�. Za te dziewi�� cyferek zap�aci�em maj�tek najgenialniejszemu dorywczo dzia�aj�cemu hakerowi w Tokio. - Wa�ny do lipca. A musz� panu przypomnie�, �e mamy sierpie�. O wy, hakerzy spod ciemnej gwiazdy. - Hmm, dziwne. - Podrapa�em si� w krocze, �eby zyska� na czasie. - Ten kod dost�pu otrzyma�em od pani - jeszcze jedno sm�tne spojrzenie na tabliczk� - pani Akiko Kato, radcy prawnego w Osugi i Kosugi. - Bosugi. - Na jedno wychodzi. No tak. Skoro m�j kod dost�pu jest niewa�ny, to przecie� nie mog� wej��, prawda? Szkoda. Kiedy pani Kato b�dzie chcia�a dowiedzie� si�, jak to si� sta�o, �e jej bezcenne srebrne rybki z Okinawy zgin�y wskutek zatrucia ekskrementami, ode�l� j� do pani. Jak, przepraszam, brzmi pani nazwisko? Lodowata panienka sztywnieje. Gorliwc�w zawsze �atwo z�apa� na blag�. - Prosz� przyj�� jutro, jak pan sprawdzi kody dost�pu. Zapieram si� i potrz�sam g�ow�. - Wykluczone! Czy pani zdaje sobie spraw�, ile rybek mam w swoim rewirze? Dawniej by�o wi�cej luzu, ale odk�d dostali�my si� w tryby ca�o�ciowej kontroli jako�ci, dzia�amy w ramach systemu godzinowego. Jeden przegapiony termin i nasi p�etwia�ci przyjaciele id� na pasz�. I nawet teraz, kiedy tak stoj� i przez pani� trac� czas na bzdury, mam jeszcze dziewi��dziesi�t anio��w morskich w Metropolitan City Office, kt�rym grozi zaduszenie. Prosz� si� nie gniewa�, ale jestem zmuszony prosi� o pani nazwisko, �eby legalnie anulowa� zg�oszenie - dramatycznie zawieszam g�os. Lodowata panienka trzepocze powiekami. Mi�kn�. - A mo�e by zawo�a� sekretark� pani Kato? Ona potwierdzi, �e mia�em przyj��. - Ju� to zrobi�am. - Teraz ogarnia mnie niepok�j, bo je�li m�j haker popapra� do tego z moim pseudonimem, to le�� i kwicz�. - Ale wygl�da na to, �e termin ma pan dopiero na jutro. - Owszem. Jak najbardziej. Termin mia�em na jutro. Ale Ministerstwo Rybo��wstwa zesz�ej nocy wyda�o ostrze�enie dotycz�ce ca�ego przemys�u. Ze ska�onych obszar�w Tajwanu przysz�a epidemia, yyy, eboli. Przenosi si� drogami oddechowymi, lokuje w skrzelach i... co za okropny widok. Ryba dos�ownie puchnie, a� p�kaj� jej wn�trzno�ci. Naukowcy pracuj� nad lekiem, ale tak mi�dzy nami... Lodowata panienka p�ka. - Dodatkowego pozwolenia udziela si� na dwie godziny. Z recepcji prosz� uda� si� do turbowindy. Trzyma� si� strza�ek, inaczej uruchomi� si� urz�dzenia alarmowe i ca�a procedura wywo�ana nielegalnym wej�ciem. Winda samoczynnie znajdzie si� na poziomie osiemdziesi�t jeden, w Osugi i Bosugi. - Poziom osiemdziesi�t jeden, panie Sogabe - oznajmia winda. - Zawsze do pa�skich us�ug. - Drzwi otwieraj� si� na wirtualny las deszczowy, skomponowany z paproci i ro�lin doniczkowych. Rozbrzmiewaj� telefoniczne trele. Za hebanowym biurkiem m�oda kobieta odstawia rozpylacz do piel�gnacji kwiat�w i zdejmuje okulary. - Ochrona poinformowa�a, �e ma przyj�� pan Sogabe. - Niech zgadn�! Kazuyo, Kazuyo, nie myl� si�? - Nie, ale... - No i jak tu si� dziwi�, �e Ran nazywa pani� anio�em PanOpticonu! Recepcjonistka nie daje si� na to nabra�. - Pa�skie nazwisko? - Praktykant Rana! D�od�i. Na pewno o mnie wspomina�! Zazwyczaj obs�uguj� Harad�uku, ale w tym miesi�cu zajmuj� si� tak�e jego klientami z Szind�uku - przez t� malari� narz�d�w p�ciowych, kt�ra go dopad�a. Recepcjonistce opada szcz�ka. - S�ucham? - Ran nawet o tym nie wspomnia�? No c�, trudno go pot�pia�. Szef jest przekonany, �e to tylko ci�kie przezi�bienie, i dlatego w�a�nie Ran nie wykre�li� swojego nazwiska z terminarza... Ale, pst, cicho, sza! - U�miecham si� ostro�nie rzucaj�c okiem za kamerami wideo. �adnej na widoku. Przykl�kam, otwieram torb� z narz�dziami, wn�trze maskuj�c pokryw� i zaczynam montowa� moj� tajn� bro�. - Kup� czasu straci�em, �eby si� tutaj dosta�, wie pani. Sztuczna inteligencja! Sztuczna g�upota. Do biura pani Kato tym korytarzem, tak? - Tak, ale zaraz, zaraz, niezb�dny jest skanning siatk�wki. - Czy to �askocze? - Gotowe. Zamykam torb� z narz�dziami i za�o�ywszy r�ce do ty�u, podchodz� do biurka, g�upawo szczerz�c z�by. - W co mam spojrze�? Dziewczyna kieruje skaner w moj� stron�. - W ten okular. - Kazuyo - upewniam si�, �e jeste�my sami - Ran powiedzia� mi, no wiesz, to prawda? - �e niby co? - �e masz jedena�cie palc�w u n�g. - Jedena�cie czego? - sekretarka kieruje wzrok na swoje stopy, ods�aniaj�c kark, a wtedy ja zasypuj� j� takim mn�stwem mikropocisk�w ze swojego b�yskawicznie dzia�aj�cego trankwilizatora, �e wystarczy�oby na wybicie ca�ej chi�skiej armii. Osuwa si� na sw�j dziennik biurowy. Dla w�asnej przyjemno�ci robi� jeszcze min� w stylu Jamesa Bonda. Pukam. Trzykrotnie. - Przyjaciel Z�otej Rybki, prosz� pani! Tajemnicza pauza. - Wej��. Upewniam si�, �e na korytarzu nikogo nie ma i w�lizguj� si� do pomieszczenia. Kryj�wka Akiko Kato w wersji realnej niewiele odbiega od tej, kt�r� stworzy�em w wyobra�ni. Dywan w kratk�. �ukowate okno z zatroskan� chmur�. Rz�d staromodnych szafek. �ciana z malowid�ami - zbyt u�adzonymi, by przyku� oko. Pomi�dzy dwiema kanapami w kszta�cie p�ksi�yca bry�a ogromnego zbiornika, w kt�rym flota srebrnych rybek z Okinawy pl�druje koralowy pa�ac i zatopiony okr�t. Akiko Kato widzia�em po raz ostatni dziewi�� lat temu, ale nie postarza�a si� ani o dzie�. Jak zawsze tchn�ca ch�odnym, bezlitosnym pi�knem. Spogl�da zza biurka. - Nie jest pan zwyk�ym facetem od ryb. Zamykam drzwi i klucz wrzucam do kieszeni, gdzie spoczywa m�j pistolet. Akiko Kato mierzy mnie wzrokiem. - Nie, nie jestem facetem od rybek. Odk�ada pi�ro. - Wi�c co, u licha... - Sprawa jest prosta. Ja znam pani nazwisko, pani dawno temu pozna�a moje: Eid�i Mijake. Nie inaczej, ten Eid�i Mijake. Oboje, droga pani Kato, nale�ymy do ludzi zaj�tych, nic wi�c nie stoi na przeszkodzie, by�my sobie uci�li ma�� pogaw�dk�. Przyjecha�em do Tokio, aby odnale�� ojca. Pani zna jego nazwisko i adres. I jedno, i drugie pani mi da. I to zaraz. Akiko Kato mru�y oczy, usi�uj�c przymierzy� to do fakt�w. Potem wybucha �miechem. - Eid�i Mijake? - Nie widz� w tym nic �miesznego. - A nie Luk� Skywalker? Nie Zax Omega? Chyba nie my�lisz, �e ta rzewna gadka zmusi mnie do pos�usze�stwa? �Ch�opiec z wysp chce odnale�� ojca, kt�rego nigdy nie widzia�, i w tym celu podejmuje niebezpieczn� misj�. Czy wiesz, co spotyka ch�opc�w z wysp, kiedy opuszczaj� krain� swoich fantazji? - kiwa g�ow�, udaj�c rozczulenie. - Nawet przyjaciele nazywaj� mnie najbardziej jadowit� prawniczk� w Tokio. A ty wdzierasz si� do mojego biura, bo wydaje ci si�, �e dam si� zastraszy� i przeka�� ci poufne informacje o kliencie? No prosz�! - Pani Kato. - Wyci�gam mojego walthera PK 7,65 mm, robi� nim zgrabnego m�ynka na palcu i wycelowuj�. - W tym pokoju przechowuje pani akta mojego ojca. Niech mi pani je odda. Prosz�. - To gro�ba? - udaje oburzenie. - Mam nadziej�, �e skuteczna. - Odbezpieczam pistolet. - R�ce do g�ry, tak �ebym je widzia�. - Wybra�e� niew�a�ciwy scenariusz, dziecko. - Chwyta za telefon, kt�ry wybucha jak supernowa z plastiku. Pocisk ze �wistem odbija si� od kuloodpornego szk�a i wali w upiorne s�oneczniki na obrazie. Akiko Kato ze zgroz� patrzy na dziur�. - Ty profanie! Uszkodzi�e� mojego van Gogha! Zap�acisz mi za to! - Wi�cej, ni� pani kiedykolwiek za to da�a. Akta. Ju�! - Za trzydzie�ci sekund wpadnie tu ochrona - warczy Akiko Kato. - Znam system elektroniczny tego biura. D�wi�koszczelne i nie do pods�uchania. �adnych informacji - i na wyj�ciu, i na wej�ciu. Niech pani sobie daruje gro�by i da mi akta. - A tak spokojnie mog�e� sobie �y�, zbieraj�c pomara�cze w Jakuszimie z wujami i z babci�. - Nie b�d� drugi raz prosi�. - �eby tylko chodzi�o o takie drobiazgi. Ale, widzisz, tw�j ojciec ma zbyt wiele do stracenia. Gdyby wysz�o na jaw, �e jest jaki� potomek z nieprawego �o�a, taki sprokurowany z dziwk� brzd�c jak ty, ci na g�rze mogliby dosta� apopleksji. St�d w�a�nie nasza zaliczka na poczet zachowania przyzwoitego milczenia - No i? - No, a ty pr�bujesz rozhu�ta� t� nasz� spokojn� ��deczk�. - Ach, rozumiem. Kiedy odnajd� ojca, pani nie b�dzie mog�a go ju� szanta�owa�. - �Szanta�owa� - to s�owo zalatuje kodeksem w ustach kogo�, kto jest jeszcze na etapie poszukiwania idealnego �rodka na tr�dzik. Jako prawnik twojego ojca apeluj� o dyskrecj�. S�ysza�e� w og�le o czym� takim jak dyskrecja? To co�, co r�ni przyzwoitego obywatela od kryminalisty z pistoletem w r�ku. - Nie wyjd� z tego biura bez akt. - To si� naczekasz. Zam�wi�abym jakie� kanapki, ale rozwali�e� mi telefon. Na to ju� czasu nie mam. - Dobra, w porz�dku, mo�e w takim razie rozstrzygniemy to bardziej po doros�emu. - Opuszczam pistolet, a pani Kato zuchwale pozwala sobie na zwyci�ski u�mieszek. Ale w jej karku ju� tkwi� trankwilizatory. Akiko Kato osuwa si� na krzes�o, bez czucia, jakby rozp�ywa�a si� w b��kitnej morskiej toni. Najwa�niejsze to po�piech. Nak�adam odciski palc�w Akiko Kato na odciski Rana Sogabe i mam dost�p do jej komputera. Przesuwam jej cia�o. Niedobrze - w g�owie ko�acze my�l, �e ona w ka�dej chwili mo�e odzyska� przytomno��. Pliki w kolejnych podkatalogach s� zastrze�one has�ami, ale z zabezpieczeniami na szafkach mog� sobie da� rad�. MI jak MIJAKE. W menu pojawia si� moje nazwisko. Podw�jne klikni�cie. EID�I. Podw�jne klikni�cie. S�ysz� obiecuj�ce mechaniczne g�uche stuk i teleskopowa szuflada wysuwa si� do po�owy ze �ciany. Wertuj� w�skie metalowe kasety z aktami. MIJAKE - EID�I - OJCOSTWO. Kaseta b�yszczy z�otem. - Zostaw to. Akiko Kato zamyka pi�t� drzwi i wyci�ga Zuvre Lone Eagle 440, mierz�c w punkt mi�dzy moimi brwiami. W os�upieniu spogl�dam na t� Akiko Kato, kt�ra wci�� spoczywa na krze�le. Akiko Kato stoj�ca w drzwiach wybucha �miechem, szczerz�c w grymasie z�by, w kt�rych l�ni� szmaragdy i rubiny. - Bioborg, g�upku! Replikant! Nie ogl�da�o si� �owcy android�w? Widzieli�my, jak wchodzisz! Nasz szpieg przyuwa�y� ci� w Jupiter Cafe - to ten stary, kt�remu kupi�e� papierosy. Jego vidboy to obiektyw kamery pod��czonej do centralnego komputera w PanOpticonie. A teraz na kolanka, powoli, i pistolet, pchnij go po pod�odze. Powoli. Zuvre z tej odleg�o�ci tak ci pokiereszuje facjat�, �e ci� rodzona matka nie pozna. Zreszt� i tak chyba nigdy nie by�a w tym dobra? Pu�ci�em obelg� mimo uszu. Co za nieostro�no��, tak pozwoli� si� podej��. - Akta twojego ojca to delikatna sprawa. - A wi�c tw�j bioborg m�wi� prawd�. Nie chcesz wypu�ci� ca�ej tej kasy, jak� m�j ojciec daje ci za milczenie. - Daruj sobie t� praktyczn� etyk� i raczej m�dl si�, �ebym ci� nie rozkwasi�a. - Nie spuszczaj�c mnie z oczu, nachyla si�, �eby mi odebra� mojego walthera. Wycelowuj� w jej twarz kaset� i otwieram zatrzaski. Zamontowana w pokrywie l�ni�ca bomba wybucha prosto w jej oczy. Akiko Kato wrzeszczy, daj� nura, jej zuvre strzela, szk�o p�ka; daj� susa, kopa w g�ow�, wyszarpuj� z jej r�ki pistolet - znowu strzela - obr�t, podcinam j� hakiem i rzucam na kanap� w kszta�cie p�ksi�yca. Srebrne rybki bryzgaj� i trzepocz� si� na dywanie. Prawdziwa Akiko Kato le�y bez ruchu. Upycham w kombinezonie opiecz�towan� teczk� z materia�ami na mojego ojca, pakuj� skrzynk� z narz�dziami i wychodz�. Spokojnie zamykam drzwi nad plam�, kt�ra rozp�ywa si� z wolna na dywan w korytarzu. Przechodz� do windy, pogwizduj�c od niechcenia Imagine. Do tej pory to by�a �atwizna. Teraz musz� jeszcze wydosta� si� z PanOpticonu, �ywy. Recepcjonistka nadal le�y w swoim lesie deszczowym, wok� niej kr��� podra�nione trutnie. Niesamowite. Gdziekolwiek przejd�, pozostawiam za sob� nieprzytomne kobiety. Przywo�uj� wind� i przybieram odpowiedni wyraz twarzy. Syndrom wywo�uj�cych md�o�ci budynk�w, jak to nazywa m�j wuj. Podobno to samo dzieje si� z rybami. Nadje�d�a winda, z kt�rej wy�adowuje si� stara piel�gniara, roztr�ca stoj�cych. Wchodz� i naciskam guzik �zamknij�, �eby czmychn��, zanim ktokolwiek zd��y wej��. - Nie tak szybko! - wyglancowany but wbija si� klinem mi�dzy zamykaj�ce si� drzwi, ochroniarz rozsuwa je na si��: postura i nozdrza minotaura. - Parter, synu. Naciskam guzik i zaczynamy zje�d�a�. - Co - odzywa si� Minotaur - jeste� szpiegiem przemys�owym czy jak? Krew z adrenalin� dziwnie �miga mi po ca�ym ciele. - Ehe? Minotaur ma grobow� min�. - Chcia�o si� szybko brykn��, co nie? I dlatego o ma�y w�os nie przyci��e� mnie tam drzwiami od windy. Uff. �arcik. - Taaa. - Poklepuj� skrzynk� z narz�dziami. - Same tajemnice wywiadowcze na temat z�otych rybek. Minotaur parska �miechem. Winda zwalnia i drzwi otwieraj� si�. - Prosz� bardzo - wskazuj� Minotaurowi, by to on wyszed� pierwszy, cho� i tak �adnym gestem nie zdradzi� si�, �e zamierza wyj�� dopiero po mnie. Wychodzi i znika za bocznymi drzwiami. Mnie strza�ki w pod�odze kieruj� z powrotem do kabiny ochrony. Rozpromieniam si� na widok Lodowatej Panienki. - Trafiam na pani� przy wej�ciu i wyj�ciu. To r�ka losu. Rzuca okiem na skaner. - Standardowa procedura. - Aha. - Wykona� pan ju� swoje zadanie? - Co do joty, dzi�kuj�. Wie pani, nasza firma szczyci si� tym, �e w ci�gu osiemnastu lat prowadzenia biznesu nie zdarzy�o si�, �eby jaka� rybka zgin�a wskutek naszego zaniedbania. W ka�dym przypadku d��ymy do ustalenia przyczyny �mierci i dlatego zawsze przeprowadzamy sekcj� zw�ok. Nawet gdy s� to stare osobniki. Albo gdy z winy klienta dochodzi do zatrucia alkoholem w trakcie imprezy na zako�czenie roku. M�g�bym jeszcze o tym poopowiada� przy kolacji, je�eli nie jest pani zaj�ta. Lodowata Panienka mrozi mnie spojrzeniem. - Nie mamy ze sob� nic wsp�lnego. - Ale� oboje jeste�my dzie�em chemii organicznej, a tego nie zawsze mo�na by� pewnym w dzisiejszych czasach. - Je�eli usi�uje pan odstr�czy� mnie od zapytania, dlaczego w pana skrzynce znajduje si� Zuvre 440, to zmuszona jestem poinformowa�, �e pa�skie wysi�ki id� na marne. Nie czas na strach. Jestem zawodowcem. Jak, no jak mog�em by� a� taki g�upi? - Ale� to niemo�liwe. - Pistolet jest zarejestrowany na nazwisko Akiko Kato. - Aaah! - chichocz�, otwieram skrzynk� i wyjmuj� pistolet - to ma pani na my�li? - Owszem. - To? - Tak, to. - To, yyy, jest do... - Do? - Lodowata Panienka si�ga po alarm. - ...tego! Pierwszy strza� w szklane kwiaty - alarm wyje - drugi strza� i szk�o m�tnieje - s�ysz� syk gazu - po trzecim strzale szk�o p�ka, a ja rzucam si� przez okno - strzelam i l�duj� przewracaj�c si� na rozb�yskuj�cej strza�kami pod�odze holu. M�czy�ni i kobiety kul� si� przera�eni. Rozlega si� ha�as i jazgot. Tak dudni� buty ochrony biegn�cej korytarzem. Odbezpieczam zuvre�a, przestawiam go na ci�g�y ogie� plazmowy, wal� w stron� ochroniarzy i daj� nura do wyj�cia. Trzy sekundy na prze�adowanie to nie za wiele; nast�puje wybuch - unosi mnie, wrzuca w obrotowe drzwi i dos�ownie ciska korkoci�giem po zewn�trznych stopniach. Pistolet, kt�ry wysadza w powietrze tego, kto z niego strzela - nic dziwnego, �e zuvre�a wycofano dziewi�� tygodni po rozpocz�ciu produkcji. Za mn� ju� tylko dym, iskry i chaos; wok� mnie uliczny zam�t, wpadaj�ce na siebie samochody i wreszcie to, czego potrzebuj� najbardziej - zdezorientowany t�um. - Szaleniec! - dr� si� na ca�e gard�o - Szaleniec grasuje! Z granatami! Ma granaty! Wezwa� policj�! Z helikopterami! Gdzie si� da helikoptery! Ile si� da! - ku�tykaj�c oddalam si� do najbli�szego magazynu handlowego. Wyjmuj� teczk� ojca z mojej nowiutkiej akt�wki, wci�� opiecz�towan� plastikiem, i dla potomno�ci utrwalam w pami�ci ten moment. 24 sierpnia, dwadzie�cia pi�� po drugiej, na tylnym siedzeniu taryfy prowadzonej przez bioborga, okr��aj�cej od zachodniej strony Park Jojod�i, pod niebem poplamionym niczym kawalerski materac, zaledwie dwadzie�cia cztery godziny po przybyciu do Tokio odkrywam prawdziw� to�samo�� mojego ojca. Niez�e tempo. Poprawiam krawat. Wyobra�am sobie, �e obok mnie na kanapie siedzi And�u i macha nogami. - Widzisz? - m�wi� jej, stukaj�c w teczk�. - Jest tutaj. Jego nazwisko, twarz, dom, to, kim jest i czym jest. Zrobi�em to. Dla siebie i dla ciebie. - Taryfa przechyla si�, bo w nasz� stron� w pa�mie fioletu sunie ambulans. Paznokciem kciuka rozcinam piecz�� i wyci�gam plik kartek. EIDZI MIJAKE. TO�SAMO�� OJCA. Robi� g��boki wdech i to, co odleg�e, nagle staje si� namacalne. Strona pierwsza Reaguj�cy na powietrze atrament z miejsca zaczyna blakn��. *** Lao Tse warczy przy swoim vidboyu: - Blasted, blasted, przekl�te bioborgi. Za ka�dym razem blasted. - �ykam swoje fusy, nak�adam bejsbol�wk� i spr�am si� psychicznie. - Powiedz no, kapitanie - skrzeczy Lao Tse - czy nie zosta� ci tam mo�e jaki pet? - Pokazuj� mu puste pude�ko po mild sevenach. Rzuca mi �a�osne spojrzenie. Tak czy inaczej musz� przecie� kupi�. Mam przed sob� stresuj�ce spotkanie. - Czy jest tu jaki� automat? - Tam - wskazuje g�ow� - tam, gdzie te ca�e ro�liny. Pal� carltony. No i musz� napocz�� nast�pny banknot tysi�cjenowy. Pieni�dze w Tokio wyparowuj�. Zam�wi� mo�e jeszcze kaw�, �eby mie� zapas adrenaliny, kiedy stan� przed prawdziw� Akiko Kato. Zamiast po zmy�lonego walthera PK, si�gam po telepati�. Kelnerka! Tak, ty o najdoskonalszej szyi pod s�o�cem! Sko�cz�e wreszcie opr�nia� t� maszyn� do mycia naczy�, podejd� do kontuaru i obs�u� mnie! Moje zdolno�ci telepatyczne najwyra�niej mnie dzisiaj zawodz�. Dostaje mi si� natomiast wdowa po dygnitarzu. W tym zbli�eniu zauwa�am, �e do jej nozdrzy pasowa�aby wtyczka od suszarki do w�os�w - takie zaci�ni�te, ma�e szparki. Kiwa g�ow� bez wyrazu, kiedy dzi�kuj� jej za kaw�. Wracam powoli na swoje miejsce przy oknie, staraj�c si� nie rozla� napitku, otwieram paczk� carlton�w, ale nie udaje mi si� wydoby� p�omienia z mojej jednorazowej zapalniczki. Lao Tse podsuwa pude�ko zapa�ek dla go�ci pochodz�ce z baru zwanego U Mitty. Zapalam papierosa, najpierw sobie, potem jemu - ju� poch�ania go nowa gra. Bierze - sk�r� na palcach ma stwardnia�� jak u krokodyla - zaci�ga si� i wydaje pe�ne wdzi�czno�ci westchnienie, kt�re tylko palacz jest w stanie zrozumie�. - Stokrotne dzi�ki, kapitanie. Moja synowa gdera, �ebym rzuci�, a ja jej na to, �e i tak umieram, to po co jeszcze przeszkadza� naturze? - Na znak zrozumienia wydaj� z siebie nieokre�lony d�wi�k. Te paprocie troch� za doskona�e, jak na prawdziwe. Zbyt bujne i pierzaste. W Tokio dobrze prosperuj� tylko go��bie, wrony, szczury, karaluchy i prawnicy. S�odz� kaw�, przybli�am �y�eczk� do menisku i wolniuuutko cedz� �mietank� na wkl�s�o�� �y�eczki. Obraca si� Pangea ruchem wirowym, unosi pe�ni� jedno�ci, p�ki nie rozdrobni si� na subkontynenty. Zabawa z kaw� to jedyna przyjemno��, na jak� mog� sobie pozwoli� w Tokio. Czynsz za pierwsze trzy miesi�ce ogo�oci� mnie ze wszystkich pieni�dzy, jakie zaoszcz�dzi�em, pracuj�c dla Wuja Pomara�czy i Wuja Paczinko, co postawi�o mnie przed problemem jaja i kury: nie pracuj�c, nie mog� zosta� w Tokio i szuka� ojca, ale pracuj�c, nie mam kiedy go szuka�. Praca. S�owo wypi�trzone jak g�ra lawy przes�aniaj�ca s�o�ce. Z talent�w, kt�re mo�na by sprzeda�, mam do zaoferowania tylko umiej�tno�� zbierania pomara�czy i przebierania palcami po strunach gitary. Ale jestem chyba z pi��set kilometr�w od najbli�szego drzewka pomara�czowego, a na gitarze nigdy dla kogo� obcego nie gra�em. Teraz ju� rozumiem, co nap�dza trutniowato��. W�a�nie to: pracujesz albo giniesz jak struty. W Tokio przemieniasz si� w �cierwo ci�gni�te na postronku splecionym z salda twego rachunku bankowego, a wysoko�� tego rachunku rozstrzyga o tym, gdzie to �cierwo mo�e mieszka�, czym je�dzi, jak si� ubiera, komu si� podlizuje, z kim mo�e si� um�wi� i z kim o�eni�, gdzie za�ywa k�pieli - w rynsztoku czy w jacuzzi. Je�li m�j gospodarz, czcigodny Buntaro Ogiso, mnie wyroluje, zostaj� bez got�wki na czarn� godzin�. Nie wygl�da na oszusta, ale tacy nigdy nie wygl�daj�. Kiedy spotkam ojca - najdalej za dwa tygodnie - chc�, �eby by�o wiadomo, �e stoj� obiema nogami na ziemi i �e nie oczekuj� ja�mu�ny. Wdowa po dygnitarzu wzdycha z teatralnym gestem kr�lowej: - Chcesz mi powiedzie�, �e to ju� ostatnie opakowanie filtr�w do kawy? Kelnerka o nieskazitelnej szyi przytakuje kiwni�ciem g�owy. W��cza si� o�lica. - Ca�kiem ostatnie? - Najostatniejsze - potwierdza moja kelnerka. Wdowa po dygnitarzu potrz�sa g�ow�, wznosz�c oczy ku niebu. - Jak to mo�liwe? O�lica pr�buje manewru. - W czwartek wys�a�am zam�wienie. Kelnerka o nieskazitelnej szyi wzrusza ramionami. - Dostawa przychodzi po trzech dniach. - Chyba nie chcesz - ostrzega wdowa - za t� sytuacj� obwinia� Eriko-san? - A ty chyba nie chcesz wytyka� mi, �e zauwa�y�am, �e do pi�tej b�dziemy kursowa� bez filtr�w. Po prostu pomy�la�am, �e powinnam co� powiedzie�. Pat. - To niby mam wzi�� z utargu i lecie� dokupi�? Wdowa po dygnitarzu rzuca gro�ne spojrzenie. - Jestem kierowniczk� zmiany i ja a podejmuj� tego rodzaju decyzje. - Nie mog� p�j�� - skamle o�lica. - Dopiero co rano zrobi�am sobie trwa��, a w ka�dej chwili mo�e lun��. Zobacz. Wdowa znowu zwraca si� do kelnerki o nieskazitelnej szyi. - Masz i�� kupi� paczk� filtr�w. - Ze �wistem otwiera kas� i wyjmuje banknot: pi�� tysi�cy jen�w. - Pami�taj o rachunku i przynie� co do grosza reszt�. Przede wszystkim rachunek, inaczej roz�o�ysz mi ksi�gowo��. Kelnerka o nieskazitelnej szyi �ci�ga gumowe r�kawiczki i fartuch, bierze parasolk� i bez s�owa wychodzi. Wdowa po dygnitarzu patrzy za ni�, mru��c powieki. - Ta panienka ma niew�a�ciwy stosunek. - Gumowe r�kawiczki, jeszcze czego! - prycha z dezaprobat�. - Jak jaka modelka od kremu do r�k. - Za bardzo rozpieszczeni s� dzisiejsi studenci! Co to niby ona studiuje? - Snobologi�. - My�li, �e mo�e sobie buja� w ob�okach. Obserwuj�, jak czeka na �wiat�ach, �eby przej�� przez alej� Omekaido. Nie z tej ziemi jest ta pogoda w Tokio. Ci�gle gor�co jak w piecu, a nad g�ow� ciemna powa�a chmur, gotowa w ka�dej chwili p�kn�� pod naporem deszczu. Wyczuwaj� to piesi stoj�cy na wysepce po�rodku ulicy Kita. Wyczuwaj� dwie kobiety zwijaj�ce si� z tablicami reklamowymi z okolicy pizzerii Nero. Wyczuwa grupa starszych ludzi. Tsuga, s�owiki i grzmooooot w e-moll! G�uchy z trzewi grzmoooot przechodz�cy w niewyra�ny, nosowy bas. And�u uwielbia�a grzmoty, nasze urodziny, wierzcho�ki drzew, morze i mnie. Kiedy grzmia�o, jej twarz rozb�yskiwa�a u�miechem chochlika. Krople deszczu najpierw s�ycha� - szszszszsz - dopiero potem je wida� - szszszszsz - dr�� widmowe li�cie - �api� c�tki chodniki, plaskaj� dachy samochod�w, b�bni� nieprzemakalne tworzywa. Moja kelnerka otwiera niebiesko-czerwono-��t� parasolk�. Zielone �wiat�o zapala si� i piesi rzucaj� si� w poszukiwaniu schronienia, chowaj�c si� pod lichymi os�onami z kurtek i gazet. - Zmoknie - odzywa si� o�lica omal radosnym tonem. W�ciek�y deszcz wymiata drug� stron� alei Omekaido. - Zmoknie czy nie zmoknie, filtry do kawy s� nam potrzebne - odpowiada wdowa. Moja kelnerka gdzie� przepada. Mam nadziej�, �e znalaz�a jakie� suche miejsce. Jupiter Cafe wype�nia si� uwolnionymi od pracy uciekinierami prawi�cymi sobie uprzejmo�ci. B�yskawica roz�wietla niebo, �e a� �wiat�a Jupiter Cafe kontrapunktowo ciemniej�. - Ooooo! - wydaj� z siebie jeden okrzyk uciekinierzy. Si�gam po zapa�k� i zapalam kolejnego carltona. Dop�ki nie przejdzie ta burza, nie mog� i�� i stan�� przed Akiko Kato. Stoj�c i ociekaj�c wod� w jej biurze, zrobi�bym co najwy�ej takie wra�enie, jak zmok�a kura. Lao Tse chichocze w ku�ak, krztusi si� i �apie powietrze. - No, no, takiego deszczu to ja nie widzia�em od 1971. Musi koniec �wiata. Widzia�em, jak nadchodzi, w telewizji. *** Jeszcze godzina i skrzy�owanie ulicy Kita z alej� Omekaido przemienia si� w kipi�ce zlewisko samowolnych rzek. Deszcz leje niesamowity. Nawet w Jakuszimie nie mieli�my tak mocnych opad�w. Ulotni�a si� atmosfera wczasowiska i go�ciom zaczyna ci��y� to, �e s� na siebie skazani. Bo te� pod�og� jupiter Cafe zalewa woda i wszyscy okupujemy taborety, kontuary i sto�y. Na zewn�trz ruch uliczny grz�nie i zaczyna nikn�� pod spienion� wod�. Na dachu taks�wki koczuje sze�cioosobowa rodzina. Dziecko zanosi si� od p�aczu i nie chce si� zamkn��. Co aktywniejsi w grupie organizuj� go�ci i zaczynaj� si� gadki o przeniesieniu na wy�sze pi�tro, o pozostaniu, o helikopterach marynarki, o El Nino, o wdrapywaniu si� na drzewa, o inwazji si� p�nocnokorea�skich. Pal� kolejnego carltona i nie odzywam si�: tylu tych kapitan�w, co kieruj� statek w g�r�. W rodzinnej taks�wce ju� tylko tr�jka. Przedmioty kr�c� si� w wodzie, bo nijak im p�ywa�. Kto� ma radio, ale �apie tylko szumy wywo�ane przez ulew�. Pow�d� podpe�z�a pod okno - si�ga ju� do polowy. Zatopione skrzynki pocztowe, motocykle, sygnalizacja uliczna. Pod okno podp�ywa krokodyl i �bem tr�ca szyb�. Nie krzyczy nikt. Mo�e by kto� tak wrzasn��. Co� si� szarpie w k�ciku jego pyska - to r�ka. Krokodyl omiata nas spojrzeniem i zatrzymuje wzrok na mnie. Znam to oko. L�ni. Szarpni�cie ogonem i zwierz� oddala si�. - Tokio, Tokio - rechocze Lao Tse. - Jak nie po�ar, to trz�sienie ziemi. Jak nie trz�sienie, to bomby. Jak nie bomby, to powodzie. - Wdowa po dygnitarzu piszczy ze swojej grz�dy. - Pora na ewakuacj�. Najpierw kobiety i dzieci. - A niby dok�d? - pyta facet w brudnawym p�aszczu nieprzemakalnym. - Wychylisz tylko nosa, a pr�d ci� porwie i wyniesie a� za Guam! - Zostaniemy w �rodku, to si� potopimy! - wo�a o�lica spod p�ki na filtry do kawy, najbezpieczniejszego miejsca w tym lokalu. - O nie, nie teraz, nie teraz - szepcze kobieta w ci��y, dotykaj�c swej wypuk�o�ci. Duchowny poci�ga z piersi�wki, przypomniawszy sobie, �e ma problem, kt�ry trzeba zapi�. Lao Tse nuci �eglarsk� szant�. Kwil�cy dzieciak nie chce si� zamkn��. Widz� czerwono- niebiesko-��t� parasolk� miotaj�c� si� w najgwa�towniejszym nurcie powodzi, za parasolk� moj� kelnerk�, idzie pod wod�, wynurza si�, �apie powietrze. Nie namy�lam si�. Wskakuj� na parapet i odmykam g�rne okno, kt�re jest jeszcze ponad poziomem wody. - Nie r�b tego - wo�aj� jednym g�osem uciekinierzy - to pewna �mier�! - Puszczam moj� bejsbol�wk� do Lao Tse. - Wr�c� po ni�. - Zrzucam z n�g adidasy, podci�gam si� i... nurt wody, mityczna si�a miotaj�ca mn�, zanurzaj�ca i ko�ysz�ca z okrutn� pr�dko�ci�. W �wietle b�yskawicy rozpoznaj� Tokijsk� Wie��, do po�owy zalan� przez pow�d�. Ni�sze gmachy ton�. Liczba ofiar musi i�� w miliony. Tylko PanOpticon wznosz�cy si� w samym sercu tornada wygl�da bezpiecznie. Morze przechyla si� i wznosi, wiatr wyje - ob��kana orkiestra. Kelnerka z parasolk� miga raz bli�ej, raz dalej. I w�a�nie kiedy wydaje mi si�, �e ju� nie utrzymam si� na powierzchni, widz�, �e kelnerka wios�uje w moj� stron� na parasolce. - Okazuje si�, �e z ciebie ratownik - chwyta mnie za r�k�. U�miecha si�, rzuca spojrzenie ponad moj� g�ow� i nagle niewypowiedziane przera�enie pojawia si� na jej twarzy. Odwracam si� i widz� nadje�d�aj�c� paszcz� krokodyla. Wyrywam r�k� z trzymaj�cej mnie d�oni, z ca�ej si�y odpycham od siebie parasolk�, i czyham na swoj� �mier�. - Nie! - krzyczy na to moja kelnerka. Ja niez�omnie trwam w milczeniu. Krokodyl wycofuje si� i daje nura - jego t�uste cielsko, a� po sam ogon, poch�ania woda. Czy�by chcia� mnie tylko nastraszy�? - Szybko - wo�a moja kelnerka, ale haczykowate z�by ju� wbi�y si� w moj� praw� nog� i ci�gn� mnie na d�. Wal� krokodyla, ale r�wnie dobrze m�g�bym mocowa� si� z cedrem. Na d�, na d�, na d�, kopi� i wierzgam, ale z takim tylko skutkiem, �e z mojej podziurawionej �ydki wali coraz g�ciejsza chmura krwi. Dop�ywamy do dna Pacyfiku, jest g�sto zabudowane - u�wiadamiam sobie, �e krokodyl umy�li� sobie utopi� mnie przed Jupiter Cafe, co by �wiadczy�o o tym, �e gady maj� wykszta�cony zmys� ironii. Go�cie i uciekinierzy patrz� bezsilni i przera�eni. Burza chyba ju� przesz�a, bo wszystko rozja�nia b��kit jak na basenie i �wiat�o, �e tylko stepowa�, i przysi�g�bym, �e s�ysz� Lucy in the Sky with Diamonds. Krokodyl przygl�da mi si� oczyma Akiko Kato, co nasuwa my�l, �e oto w komicznej perspektywie mam okazj� obserwowa�, jak m�j wzd�ty zew�ok zostaje z�o�ony w legowisku gada, by nast�pnie w ci�gu najbli�szych tygodni zosta� skonsumowany. Robi mi si� lekko i s�abo. Widz�, jak Lao Tse cz�stuje si� moim ostatnim carltonem i zdejmuje w pozdrowieniu moj� czapk�. Potem na migi d�ga si� palcem w oko i pokazuje na krokodyla. Rozja�nia si� m�tna my�l. Wczoraj m�j gospodarz da� mi klucz - otwiera si� nim frontow� �aluzj�. Ma trzy cale d�ugo�ci i m�g�by s�u�y� jako minisztylet. Nie lada sztuka ustawi� go tak, �eby mo�na by�o zada� cios, ale krokodyl przysypia, to i nie widzi, jak pakuj� mu klucz mi�dzy powieki i wbijam ostre zako�czenie do �rodka. Ciach, �up, drzyzg. Krokodyle wyj�, nawet pod wod�. Szcz�ki rozwieraj� si� i potw�r kr�ci si� jak szalony. Lao Tse �le mi oklaski, a tymczasem jestem ju� trzy minuty bez powietrza, a do powierzchni jest niesamowicie daleko. S�abiutkim szarpni�ciem rzucam si� ku g�rze. W m�zgu buzuje mi azot. Unosz� si� ospale, ocean �piewa. Pod wod� twarz, kt�ra szuka mnie z wn�trza kamiennego wieloryba, to moja kelnerka, do ko�ca przy mnie, jej w�osy strumieniami wij� si� na p�yci�nie. Wymieniamy ostatnie spojrzenie i wtedy, zniewolony urokiem w�asnej �mierci, powoli ton�, zataczaj�c sm�tne kr�gi. Gdy pierwszy promie� czerwonego �wiat�a skrycie otwiera zamek �witu, kap�ani ze �wi�tyni Yasukuni rozniecaj� m�j stos ca�opalny z drzewa sanda�owego. M�j pogrzeb wspania�o�ci� przewy�sza wszystkie inne, jak daleko si�ga ludzka pami��, a ca�y nar�d jednoczy si� w �a�obie. Wok� Kundaszita specjalnie zmieniono kierunek ruchu, pozwalaj�c w ten spos�b dziesi�tkom tysi�cy ludzi odda� mi cze��. P�omienie li�� moje cia�o. Ambasadorowie, krewni ze wszystkich stron, g�owy pa�stw, Yoko Ono w czerni. Kiedy s�o�ce otwiera na o�cie� wrota dnia, moje cia�o bucha p�omieniem. Po raz pierwszy w ci�gu dwudziestu lat moi rodzice stoj� obok siebie pogodzeni, poniewa� Jego Cesarska Wysoko�� zapragn�� wyrazi� im podzi�kowanie. Dziennikarze wypytuj� ich o samopoczucie, ale oni z powodu ogromnego wzruszenia nie s� w stanie wydoby� z siebie ani s�owa. Taka wystawna ceremonia, nigdy przez my�l by mi nie przesz�o, ale w ko�cu bohaterstwo to bohaterstwo. Moja dusza unosi si� wraz z moimi prochami po�r�d go��bi i helikopter�w przys�anych przez stacje telewizyjne. Spoczywam na olbrzymiej p�kolistej bramie, tak obszernej, �e zmie�ci�by si� pod ni� okr�t wojenny, i upajam si� tym nowym widzeniem ludzkich uczu�, jakie tylko �mier� udost�pnia. - Nie powinnam by�a nigdy ich obu porzuca� - my�li moja matka. - Nie powinienem by� nigdy ich trojga porzuca� - my�li m�j ojciec. - Ciekawe, czy dostanie mi si� jego depozyt - my�li Buntaro Ogiso. - Nawet nie zd��y�am zapyta�, jak ma na imi� - my�li moja kelnerka. - Szkoda, �e nie ma tutaj Johna - my�li Yoko Ono. - Napisa�by requiem. - Smarkacz - my�li Akiko Kato. - Ca�e �ycie pracowa�, �eby tak przedwcze�nie sko�czy�. *** Lao Tse chichocze w ku�ak, krztusi si� i �apie powietrze. - No, no, takiego deszczu to ja nie widzia�em od 1971. Musi koniec �wiata. Widzia�em, jak nadchodzi, w telewizji. - Ledwie zd��y� wypowiedzie� ostatnie s�owo i ulewa ko�czy si�. Kobiety w ci��y rozja�niaj� twarze w u�miechu. Nawiedza mnie my�l o ich dzieciakach. Co maluchy widz� w czasie dziewi�ciomiesi�cznego noszenia? W�wozy, bagna, pola bitewne? Fikcja i rzeczywisto�� pewnie zlewaj� si� w jedno dla cz�owieka ukrytego w �onie. Na dworze piesi patrz� nieufnie na niebo i wyci�gaj� d�onie, sprawdzaj�c, czy deszcz jeszcze pada. Sk�adaj� si� parasole. Zwija si� plansza ze sceneri� chmur. Drzwi Jupiter Cafe otwieraj� si� z j�kiem i moja kelnerka wraca, machaj�c torb�. - Troch� ci to zabra�o czasu - gdera wdowa po dostojniku. Moja kelnerka stawia na ladzie paczk� filtr�w. - Kolejki w supermarkecie. To zawsze zabiera czas. - S�ysza�a� grzmot? - pyta o�lica, a mnie zaczyna si� wydawa�, �e wcale nie jest taka z�a, tylko s�aba i uzale�niona od wdowy. - Pewnie, �e s�ysza�a! - parska wdowa. - Moja ciotka Otane s�ysza�a taki grzmot i od dziewi�ciu lat nie �yje. - Pieni��ki - m�wi wdowa, usilnie powstrzymuj�c wybuch w�ciek�o�ci i odsy�aj�c ciotk� Otane do diab�a. - Prosz� o rachunek i reszt�. W biurze wiedz�, �e wzorowo prowadz� ksi�gi i nie zamierzam szarga� sobie reputacji. - Moja kelnerka wr�cza jej rachunek i gar�� monet. Oboj�tno�� okazuje si� niezawodn� broni� w jej r�ku. Na zegarze druga trzydzie�ci. Wyka�aczk� rysuj� w popielniczce pentagramy. Przychodzi mi na my�l, �e zanim p�jd� do biura Akiko Kato, powinienem przynajmniej sprawdzi�, czy ona w og�le jest w PanOpticonie - bo je�li stan� przed jej sekretark� tylko po to, by na monitorze jej komputera znale�� karteczk� z napisem: �B�d� w czwartek�, to wyjd� na kompletnego idiot�. Wizyt�wk� pani Kato nosz� w portfelu. Po�yczy�em j� sobie z ogniotrwa�ej kasetki mojej babci, kiedy mia�em jedena�cie lat, bo zamierza�em zg��bia� tajemnice wudu i wizyt�wka mia�a pos�u�y� za totem. AKIKO KATO. PRAWNIK. OSUGI - BOSUGI. Adres w Szind�uku i numer telefonu. Serce od razu bije mi szybciej. Zawieram z sob� umow� - jedna mro�ona kawa, ostatni carlton i dzwoni�. Czekam, a� moja kelnerka zbli�y si� do kontuaru, i podchodz� po swoj� kaw� i b�ogos�awie�stwa. - Kieliszki! - krzyczy wdowa tak ostrym tonem, �e z miejsca nabieram fa�szywego przekonania, i� m�wi do mnie. O�lica podchodzi do kontuaru, a moja dziewczyna wraca do zlewu. Grozi mi, �e si� zakofeinuj�, ale je�li teraz zmieni� zdanie, to wyjd� na durnia. - Mro�on� kaw�, prosz�. - Czekam, a� Lao Tse da si� po raz kolejny u�mierci� bioborgom i zamieni si� jeszcze jedn� zapa�k� na carltona. Pr�buj� rozpo�owi� p�atek migda�owy, ale wbija mi si� pod paznokie�. - Dzie� dobry. Osugi i Bosugi. Swojemu g�osowi staram si� zaszczepi� odrobin� powagi. - Taaak. - Brzmi jak w okresie dojrzewania, jakby moje jaja jeszcze swobodnie dynda�y. Rumieni� si�, improwizuj� kaszlni�cie i ponownie zaczynam o pi�� oktaw ni�ej. - Przepraszam, czy pani Akiko Kato jest dzisiaj w pracy? - Chcia� pan z ni� rozmawia�? - Nie. Chcia�em si� dowiedzie�, czy... tak. Tak, prosz�. - To znaczy, co tak, prosz� pana? - Czy mog�aby pani po��czy� mnie z pani� Akiko Kato? - Mog�abym wiedzie�, kto m�wi? - To znaczy, yyy, jest w biurze, tak? - A mog�abym wiedzie�, kto m�wi? - To - klapa - rozmowa poufna. - Mo�e pan oczywi�cie liczy� na nasz� ca�kowit� dyskrecj�, ale musia�abym wiedzie�, kto m�wi. - Nazywam si�, yyy, Taro Tanaka. - Najbardziej niewydarzone nazwisko pod s�o�cem. Co za idiota ze mnie. - Czyli pan Taro Tanaka. Czy mog�abym wiedzie�, czego ma dotyczy� pana rozmowa? - Pewnych kwestii, yyyy, prawnych. - Czy m�g�by pan konkretniej? - Yyyy. Nie. W�a�ciwie. Powoli wypuszczam z siebie powietrze. - Pani Kato jest w tej chwili na spotkaniu z szefami naszej firmy, nie mog� wi�c jej teraz poprosi� do telefonu. Gdyby jednak zechcia� pan poda� sw�j numer, nazw� firmy i jaki� zarys swojej sprawy, to mog�abym poprosi� pani� Kato, by oddzwoni�a do pana jeszcze dzisiaj. - Tak, oczywi�cie. - Dzwoni pan z firmy? - Yyyy... - Panie Tanaka? Milkn� i odk�adam s�uchawk�. Trzy z minusem za styl. Ale przynajmniej wiem, �e Akiko Kato czai si� w swojej paj�czynie. Dwadzie�cia siedem - tyle odliczam pi�ter PanOpticonu, zanim natrafiam na chmury. Wypuszczam dym - dmucham ci prosto w nos, Akiko Kato. Jeszcze tylko przez trzydzie�ci minut Eid�i Mijake b�dzie dla ciebie zaledwie mglistym wspomnieniem z zamglonej g�ry z po�udniowego kra�ca Kiusiu. Czy w og�le mie�ci ci si� w g�owie, �e mo�esz mnie spotka� na jawie? A mo�e jestem tylko nazwiskiem figuruj�cym na jakich� dokumentach? G�ry lodowe w mojej kawie pobrz�kuj�c, topniej�. Z dzbanuszka wlewam �mietank� z syropem i obserwuj�, jak ciecz wycieka i wkr�ca si� w wir. Kobiety w ci��y por�wnuj� czasopisma po�wi�cone niemowl�tom. Moja dziewczyna chodzi od stolika do stolika i opr�nia do kub�a zawarto�� popielniczek. Przejd� t�dy, moja jest pe�na. Nic z tego. Wdowa po dygnitarzu wisi na telefonie, ca�a w u�miechach. Moj� uwag� przykuwa m�czyzna przechodz�cy przez ulic� Kita: przysi�g�bym, �e widzia�em, jak ten sam facet przed minut� przechodzi� przez t� sam� ulic�. Nie spuszczam go z oczu i �ledz� wzrokiem, jak posuwa si� w t�umie ludzi przeskakuj�cych przez ka�u�e. Przechodzi, potem czeka na zielone �wiat�o. Przechodzi przez alej� Omekaido i znowu czeka na zielone �wiat�o. Potem z powrotem przechodzi przez ulic� Kita. Czeka, z powrotem przechodzi przez alej� Omekaido. Patrz�, jak zalicza jedno, drugie, trzecie okr��enie. Prywatny detektyw, bioborg, ob��kaniec? Lada chwila s�o�ce przedrze si� przez warstw� chmur. S�omk� przebijam l�d i pij�. Nie mog� ju� d�u�ej lekcewa�y� swojego p�cherza. Wstaj�, ruszam do drzwi toalety, przekr�cam ga�k� - zamkni�te. Skrobi� si� w g�ow� i zak�opotany wracam na swoje miejsce. Kiedy toaleta zostaje zwolniona - przez urz�dniczk� - odwracam spojrzenie, a�eby przypadkiem nie pomy�la�a, �e to ja szarpa�em ga�k�, i tym sposobem trac� kolejk� na rzecz przesadnie skromnej licealistki w mundurku, kt�ra po pi�tnastu minutach wynurza si� w roli biu�ciastego zjawiska w obcis�ej bluzce i minisp�dniczce jak z erotycznego snu. Podnosz� si�, ale tym razem uprzedza mnie wpadaj�ca w drzwi matka z c�reczk�. - Awaria! - chichocze matka, a ja odpowiadam wyrozumia�ym u�miechem. Czy�bym prze�ywa� jeden z tych sn�w, w kt�rych im bli�ej jeste�, tym bardziej si� oddalasz? - S�uchaj no - piszczy m�j p�cherz - zabierz si� do roboty, i to zaraz, bo inaczej nie odpowiadam za siebie! - Czatuj� przy drzwiach i usi�uj� my�le� o wydmach. Jeszcze jedno tokijskie b��dne ko�o - chc�c skorzysta� z toalety, nale�y zam�wi� co� do picia, a�eby na pe�ni� sw�j p�cherz. Na Jakuszimie, jak chc� si� wysika�, to szukam po prostu drzewa. �W ko�cu matka z dzieckiem wychodz� i wreszcie mog� wej��. Wstrzymuj� oddech i walcz� z zamkiem. Podnosz� desk� i sikam trzema kawami. Wypadam bez tchu, �eby zaczerpn�� powietrza. Nawet tak nie �mierdzi, przelatuje mi przez g�ow�. Uryna, margaryna i lawenda w proszku. Lepiej chyba wytrze� obrze�e. Zlew, lusterko i pusty pojemnik na myd�o. Rozprawiam si� z paroma w�grami i przygl�dam si� swemu odbiciu pod r�nymi k�tami: ja, Eid�i Mijake, tokijczyk. Daje si� kto� nabra� czy te�, jak podejrzewam, wszyscy pod�miewaj� si� ze mnie i ukradkiem podgl�daj�? Obrodzi�y mi dzisiaj pryszcze. Czy�by ju� przechodzi�a mi opalenizna z Kiusiu? Moje odbicie mierzy si� ze mn� na spojrzenia. Pierwszy odwracam wzrok. Wygrywa. Zabieram si� do wulkanicznego pasma w�gr�w. Kto� dobija si� i przekr�ca ga�k�. Z powrotem mierzwi� nastroszon� fryzur� na �el i niezdarnie otwieram drzwi. *** To Lao Tse. Mamrocz� pod nosem jakie� przeprosiny, �e kaza�em mu czeka�, i postanawiam bez dalszej zw�oki przyst�pi� do szturmu na PanOpticon. I oto przede mn� maszeruje Akiko Kato, we w�asnej osobie, tu i teraz, a dzieli nas co najwy�ej pi�� milimetr�w szk�a i metr powietrza. Upragnione przeze mnie przypadkowe spotkanie nast�puje akurat wtedy, gdy ju� porzucam nadziej�. W zwolnionym tempie odwraca g�ow� i nie zatrzymuj�c si�, patrzy prosto na mnie. Nie wierz� w�asnym oczom i na chwil� trac� grunt pod nogami. Akiko Kato dochodzi do skrzy�owania i w tym momencie zapala si� zielone �wiat�o. W mojej wyobra�ni w og�le si� nie zestarza�a; w rzeczywisto�ci, owszem, ale te� moja pami�� okaza�a si� zaskakuj�co wierna. Zwodnicze spojrzenie spod powiek, orli nos, ch�odna pi�kno��. Naprz�d! Czekam, a� drzwi otworz� si� na o�cie�, wybiegam i... Bejsbol�wka, idioto! Z powrotem rzucam si� do Jupiter Cafe, �api� czapk� i p�dem do skrzy�owania, gdzie zielone �wiat�o ju� b�yska. Czuj�, �e po dw�ch godzinach sp�dzonych w klimatyzowany