11523

Szczegóły
Tytuł 11523
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11523 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11523 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11523 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WAMPIR VITTORIO Anne Rice �Nowe opowie�ci o wampirach� T�umaczy� Les�aw Hali�sk Rozdzia� 1. Kim jestem, dlaczego pisz�, co si� wydarzy Gdym by� jeszcze ma�ym ch�opcem, przy�ni�o mi si� co� strasznego. W owym �nie dzier�y�em w ramionach odci�te g�owy mojego m�odszego brata i siostry. Ich nieme oblicza ci�gle by�y �ywe: na du�ych oczach trzepota�y powieki, policzki za� czerwieni�y si� rumie�cami. Niewys�owiona groza mnie r�wnie� odebra�a zdolno�� mowy. Sen okaza� si� proroczy. Nikt wszak�e nie raczy uroni� �ezki � ani nade mn�, ani nad nimi. Pochowano ich potem bezimiennie, grzebi�c pod pi��set-letni� pokryw� czasu. Jestem wampirem; imi� me Vittorio. Pisz� te s�owa w najwy�szej wie�y podupad�ego zamczyska, wzniesionego na jednym z g�rskich szczyt�w Toskanii � tej arcypi�knej krainy w samym sercu W�och. To w�a�nie tutaj przyszed�em na �wiat. Jakkolwiek na to patrze�, jestem wampirem nietuzinkowym. �yj� ju� od pi�ciu stuleci, czyli od czas�w Cosima Mediciego, i dysponuj� ogromn� si��. Za �wiadk�w niechaj pos�u�� mi anio�owie, je�li uda si� wam sk�oni� ich do rozmowy. Miejcie si� wi�c na baczno�ci. Nie mam jednak�e nic wsp�lnego z bohaterami �Kronik wampir�w�. Mam na my�li ow� gromad� osobliwych romantyk�w, wywodz�c� si� z po�o�onego na po�udniowych kra�cach Nowego �wiata miasta Nowy Orlean b�d� w dalszym ci�gu tam za- mieszka�a. Znacie ich ju� zapewne z wielu pociesznych ksi�g i opowie�ci. Nic mi nie wiadomo o tych przera�aj�co prawdziwych postaciach, kt�re paraduj� przed wami pod os�on� fikcji literackiej. Nie s� mi znane ich niebia�sko pon�tne grz�zawiska w Luizjanie, dlatego te�, pocz�wszy od tego zdania, �adnej wzmianki na ich temat w niniejszym tomie ju� nie u�wiadczycie. A jednak to w�a�nie one sk�oni�y mnie do przelania na papier opowie�ci o mych m�odych latach, do snucia gaw�d o w�asnej przesz�o�ci. W ten spos�b okruchy mego �ywota zostan� uwiecznione w ksi�dze, kt�ra � by tak rzec � kr���c po �wiecie szerokim, zetknie si� kiedy� za spraw� przypadku b�d� przeznaczenia z dzie�ami tamtych wampir�w dotycz�cymi. Przez ca�e stulecia mej wampirzej egzystencji b��ka�em si� po �wiecie, obserwuj�c go bacznie i przenikliwie. Ani jeden z mych pobratymc�w nigdy niczym mi nie zagrozi�, poniewa� uda�o mi si� unikn�� ich podejrze� i pozosta� dla� zupe�nie nie rozpoznanym. Nie pragn� tu jednak zdawa� relacji z mych perypetii. Jako si� rzek�o: opowiem o swoich pocz�tkach. Wierz� bowiem g��boko, i� mam wam do przekazania wie�ci zgo�a niezwyk�e. Kto wie, czy po uko�czeniu tej ksi�gi nie stan� si� z w�asnej woli jedn� z postaci w przeogromnym cyklu powie�ciowym, zaludnionym przez wampiry z Nowego Orleanu i San Francisco. Na razie nie sil� si� na odpowied�, bo i ta sprawa nie zaprz�ta mojej uwagi. To tutaj sp�dzam swoje spokojne noce � w�r�d zaro�ni�tych li��mi kamieni, w miejscu, gdziem jako dziecko zazna� tyle szcz�cia. Zdeformowane i pop�kane �ciany pokry�y si� ju� ciernistymi krzewami porzeczek, a pachn�ce d�by i kasztany utworzy�y doko�a niewielki lasek. Wszystko to usposabia do spisania wydarze�, kt�re przypad�y mi w udziale, albowiem los m�j wydaje si� niepodobny do �ycia innych wampir�w. Bynajmniej nie zawsze przebywam tu w�a�nie. Przeciwnie � najcz�ciej bytuj� w owym mie�cie, kt�re jawi mi si� kr�low� miast wszystkich. We Florencji zakocha�em si� w chwili, gdym dzieckiem b�d�c, zobaczy� j� po raz pierwszy. Cosimo Starszy prowadzi� naonczas sw�j pot�ny Banco Medici, troszcz�c si� o� osobi�cie, cho� by� najmaj�tniejszym cz�owiekiem w Europie. W domostwie Cosima Mediciego rezydowa� wielki rze�biarz Donatello, wykuwaj�cy swe dzie�a z marmuru i br�zu. Mieszkali tam nadto rozliczni malarze i poeci tudzie� badacze magii wraz z adeptami sztuki muzycznej. Prze�wietny Brunelleschi � tw�rca kopu�y w najwi�kszej z florenckich �wi�ty� � wznosi� pod�wczas kolejn� katedr�, ponownie na zlecenie Cosima. Michelozzo za� trudzi� si� nad przebudow� klasztoru �w. Marka, przyst�puj�c zarazem do pracy nad pa�acem dla Cosima, rozs�awionym p�niej jako Palazzo Vecchio. Dla najs�ynniejszego z Medyceuszy przeczesywano te� zakurzone biblioteki ca�ej Europy w poszukiwaniu klasycznych ksi�g Grek�w i Rzymian, by przek�ada� je potem na nasz w�oski j�zyk ojczysty, odwa�nie wybrany przez Dantego na tworzywo jego Boskiej komedii. Pod dachem Cosima dane mi by�o � mnie, m�odziutkiemu �miertelnikowi, co go fortuna i fatum pospo�u sobie wybra�y � tak, na w�asne oczy ujrze� dostojnych go�ci soboru we Florencji: papie�a Eugeniusza IV i przyby�ego z Bizancjum samego cesarza i patriarch� Konstantynopola, Jana VIII Paleologa. Zawitali tam oni w celu zasypania przepa�ci mi�dzy Ko�cio�em wschodnim i zachodnim, a jam jeno patrzy�, jak w pe�ni swego majestatu wje�d�aj� do targanego srog� burz� miasta i po�ywiaj� si� przy Cosimowym stole. Do�� ju� tego, powiecie. Ja za� si� z wami zgodz�. Nie jest to wszak historia rodu Medyceuszy. Pozw�lcie mi atoli nadmieni�, i� cz�ek, kt�ry nazwie ich przy was niegodziwcami, sam jest niespe�na rozumu. W ko�cu nikt inny jak w�a�nie potomkowie Cosima otoczyli opiek� Leonarda da Vinci, Micha�a Anio�a i ca�e legiony innych artyst�w. A wszystko to za spraw� bankiera (b�d� te� lichwiarza � jak zwa�, tak zwa�), co zechcia� doda� Florencji pi�kna i splendoru, albowiem uzna� to za chwalebne i po��dane. Do Cosima powr�c� w stosownej chwili, zreszt� jedynie w kilku kr�tkich s�owach. Cho� przyzna� si� musz�, �e zwi�z�o�� nie nale�y do moich przymiot�w, tutaj powiem wam tylko, �e cz�owiek ten ci�gle jest w�r�d �ywych. Ja za� od roku 1450 sypiam w towarzystwie umar�ych. Zanim poznacie moje pocz�tki, niech b�dzie mi wolno uzupe�ni� niniejsz� przedmow� jednym jeszcze ust�pem. Nie my�lcie, b�agam, i� napotkacie tu starodawny styl. Nie liczcie zatem na dr�tw�, afektowan� angielszczyzn�, kt�ra przywo�ywa�aby wizje zamkowych mur�w przez g�rnolotne, acz skromne w istocie rzeczy s�ownictwo. Swoj� histori� opowiem w spos�b naturalny i kunsztowny zarazem, delektuj�c si� przy tym s�owami, bom jest ich wielkim mi�o�nikiem. Jako istota nie podleg�a �mierci, wch�on��em w siebie angielszczyzn� czterech minionych stuleci � od sztuk Christophera Marlowe�a i Bena Jonsona a� po urywany, chropowaty, lecz sugestywny j�zyk film�w z Sylvestrem Stallone'em. Znajdziecie mnie wszechstronnym, �mia�ym, ba, bez ma�a szokuj�cym. Dlaczego bowiem nie mia�bym czerpa� z pe�nego arsena�u mego epickiego talentu? Czyli� angielska mowa nie wysz�a ju� by�a poza obr�b jednej tylko krainy, a potem dw�ch, trzech, czterech l�d�w? Sta�a si� oto j�zykiem ca�ej planety � zar�wno odludnych zak�tk�w Tennessee, jak i najodleglejszych wysp celtyckich, a tak�e rojnych miast Australii i Nowej Zelandii. Jestem dzieckiem renesansu, przeto param si� wszystkim i bez �enady mieszam ze sob� przer�ne rzeczy. Czyni� to w g��bokim przekonaniu, i� s�u�� w ten spos�b jakowym� wy�szym celom. Co tyczy si� mej rodzimej w�oszczyzny, niechaj czytane na g�os imi� Vittorio brzmi w waszych uszach bardzo mi�kko, a inne italskie imiona z tej ksi��ki obdarzcie tchnieniem pe�nym i wonnym. Jest to w istocie j�zyk tak s�odki, �e angielskie s�owo stone (kamie�) rozrasta si� w nim do rozmiar�w trzech sylab: pi-ea-tra. Nic te� nie r�wna si� z nim elegancj�. Dlatego ka�dym innym j�zykiem m�wi� z takim w�oskim akcentem, jaki spotkacie we wsp�czesnej Florencji. Raduj� si� wi�c niepomiernie, i� moje angloj�zyczne ofiary mog� upaja� si� mymi jedwabi�cie wym�wionymi pochlebstwami, mym po�yskliwie w�oskim akcentem. Nie jestem wszak�e szcz�liwy. Nie wolno wam tak my�le�. Nie napisa�bym tego tomiszcza, aby ukaza� los szcz�liwego wampira. Mam m�zg oraz serce. Otacza mnie r�wnie� eteryczna podobizna siebie samego, stworzona najpewniej przez jakie� Wy�sze Moce. Wewn�trz tej nienamacalnie zwiewnej pow�oki tkwi to, co cz�owiek nazywa dusz�. Tako� i ja dusz� posiadam. Hektolitry krwi nie zatopi� jej we mnie � nie przedzierzgn� si� w beztroskiego upiora. Okej, okej, okej. Podobno s�owo to znane jest wszystkim mieszka�com naszego globu. Jeste�my gotowi, mo�emy zaczyna�. Jednokowo� pragn� wam jeszcze zacytowa� pewnego zapoznanego, lecz wybornego pisarza nazwiskiem Sheridan Le Fanu. B�d� to s�owa wypowiedziane w wielkiej udr�ce przez op�tanego bohatera jednego z doskonale napisanych opowiada� tego� w�a�nie autora. Pisarz �w, wywodz�cy si� z Dublinu, zmar� wprawdzie w roku 1873, zwa�cie wszelako na �wie�o�� jego j�zyka i zatrwa�aj�c� ekspresyjno��, jakiej udzieli� on postaci kapitana Bartona w opowiadaniu The Familiar. �Jakichkolwiek w�tpliwo�ci nie budzi�aby we mnie autentyczno�� tego, co podaje si� nam za prawdy objawione, groz� przepaja mnie jeden niezbity fakt: poza tym �wiatem istnieje inna, duchowa rzeczywisto��, kt�rej mechanizm �askawie si� przed nami ukrywa. Niekiedy wszak�e � ku naszemu przera�eniu � system �w po cz�ci uchyla r�bka swej tajemnicy. Pewien jestem � ba! � nawet wiem (...), �e istnieje jakowy� B�g, straszny B�g, i �e wina poci�ga za sob� kar�, wymierzon� w tajemniczy i zdumiewaj�cy spos�b przez si�y dla nas niepoj�te i budz�ce bezbrze�n� trwog�. Wielki Bo�e, jak�em ja przekonany o istnieniu owego duchowego wymiaru, kt�ry z�owrogi jest, nieprzejednany i wszechmocny. Pod jego to jarzmem ugina�em si� i uginam, doznaj�c m�k w�a�ciwych wszystkim wiekui�cie pot�pionym istotom!� I c� wy na to? Mnie samego ten fragment �miertelnie bez ma�a ugodzi�. Raczej nie nazw� naszego Boga �strasznym�, naszego wymiaru za� �z�owrogim�, cho� w s�owach tych zda si� tkwi� nie daj�ce si� nijak podwa�y� j�dro prawdy. Aczkolwiek jest to fikcja literacka, nie brak w niej chyba szczerych emocji. Powy�szy wyimek oceniam wysoko, gdy� ci��y nade mn� potworna kl�twa, kt�rej ja w�r�d wampir�w jestem jedyn� ofiar�. Mniemam, i� inni s� od niej wolni. Wedle mnie ka�dy z nas � ludzie i wampiry, s�owem: wszystkie istoty zdolne do uczu� i p�aczu � cierpi wskutek pewnego przekle�stwa. Ot� i one: dysponujemy wiedz�, kt�rej ci�ar nas przerasta, i nie mo�emy uczyni� nic, absolutnie nic, aby oprze� si� jej sile i zwi�zanym z ni� pokusom. Pod koniec mej opowie�ci podejm� ten temat ponownie. Przekonam si�, jak te� poj�li�cie niniejsz� histori�. Zapad� ju� wczesny wiecz�r. Monumentalne ruiny najwy�szej wie�y mego ojca w dalszym ci�gu wznosz� si� dumnie na tle mieni�cego si� gwiazdami niebosk�onu. Przez okno widz� te� roz�wietlone ksi�ycem wzg�rza i doliny Toskanii, a nawet wody morza, pob�yskuj�ce spoza kamienio�om�w Carrary. Czuj� zapachy kwietnych ��k na dziewiczych jeszcze zboczach, gdzie toska�skie irysy w dalszym ci�gu kwitn� za dnia na czerwono i bia�o, abym ja znajdowa� je potem pod aksamitn� os�on� otulaj�cej mnie nocy. Przelewam teraz na papier te s�owa, czekaj�c, a� ksi�yc w swej jak zwykle przy�mionej pe�ni ukryje si� za chmurami. Zapal� wtedy sze�� �wiec, wetkni�tych w nier�wno wykute kandelabry, stoj�ce onegdaj na biurku ojca. Rodzic m�j by� w�wczas feudalnym panem tej g�ry wraz ze wszystkimi na niej wioskami. Sprawowa� on r�wnie� nieoficjaln� w�adz� nad Florencj�, kt�r� wspomaga� w czasie wojny i pokoju jako jej trwale lojalny sojusznik. Byli�my wtedy bogaci, m�ni, ciekawi �wiata i niewymownie wr�cz szcz�liwi. Pora ju�, bym opisa� wam to, co przepad�o. Rozdzia� 2 M�j kr�tki �ywot cz�owieka �miertelnego, pi�kno Florencji, �wietno�� naszego ma�ego dworu � to, co przepad�o Umar�em w wieku lat szesnastu. Jestem raczej s�usznego wzrostu, moje g�ste br�zowe w�osy opadaj� mi na ramiona, no a �a�osne spojrzenie piwnych oczu bywa zaiste trudne do wytrzymania. To ostatnie nadaje mi w pewnym sensie wygl�d nieledwie androginiczny. Mam r�wnie� powabny, w�ski nos, kt�rego nozdrza niezbyt si� jednak wyr�niaj�. Usta me natomiast s� do�� akuratnych rozmiar�w � ani za w�skie, ani nadmiernie zmys�owe. Jak na owe czasy by�em zaprawd� pi�knym ch�opcem. W przeciwnym bowiem razie nie nale�a�bym ju� teraz do grona �ywych. Tak to si� dzieje z wi�kszo�ci� wampir�w, cho�by m�wiono wam co innego. Uroda sprowadza na nas nieszcz�cie. Wyra�aj�c si� za� dok�adniej: nie�miertelno�� daj� nam ci, co nie potrafi� oprze� si� roztaczanym przez nas powabom. Oblicze me nie jest dziecinne, lecz bez ma�a anielskie. Brwi mam g�ste, ciemne i na tyle wysoko umieszczone, �e oczy b�yszcz� mi stanowczo zbyt mocno. Z kolei czo�o by�oby odrobin� za wysokie, gdyby z drugiej strony nie by�o tak p�askie i gdyby g�ste, br�zowe w�osy nie okala�y mej twarzy fal� lok�w. Odznaczam si� mocnym podbr�dkiem, kt�rego kwadratowy zarys nie przystaje do reszty mego oblicza. Zdobi go jednak ma�y do�ek. Moje cia�o jest silne i nadmiernie wr�cz muskularne. Mam szerok� klatk� piersiow� oraz poka�ne ramiona, nadaj�ce mi wygl�d krzepkiego m�a. Dzi�ki temu umyka uwadze ma nieforemna szcz�ka i � przynajmniej z pewnej odleg�o�ci � mog� uchodzi� za m�czyzn� co si� zowie. Owo solidnie zbudowane cia�o zawdzi�czam �wiczeniom z u�yciem ci�kiego miecza, kt�rym oddawa�em si� intensywnie w ostatnich latach mego �ywota. Przys�u�y�y mi si� r�wnie� szale�cze polowania w g�rach, gdy wspomagany przez soko�y gania�em wsz�dy na w�asnych nogach (cho� posiada�em ju� w�wczas cztery rumaki, a po�r�d nich konia kr�lewskiej krwi, zdatnego do uniesienia mnie w pe�nym rynsztunku bojowym). Tamta zbroja ci�gle spoczywa pod moj� wie��. Nigdy nie u�y�em jej w trakcie walki. Wprawdzie Italia za moich czas�w ogarni�ta by�a wojenn� po�og�, to jednak Florenty�czycy zawsze wys�ugiwali si� w bitwach najemnikami. Ojciec m�j musia� jedynie zadeklarowa� sw� absolutn� lojalno�� wzgl�dem Cosima i nie dopu�ci�, by jakikolwiek stronnik �wi�tego Cesarstwa Rzymskiego, ksi�cia Mediolanu lub rzymskiego papie�a przemieszcza� swe wojska przez nasze prze��cze lub zatrzymywa� si� w naszych wioskach. Tak si� szcz�liwie z�o�y�o, i� posiad�o�ci nasze nie le�a�y na �adnym z g��wnych trakt�w. Przemy�lni antenaci wznie�li to zamczysko trzy setki lat przed mymi narodzinami. R�d nasz ma sw�j pocz�tek w czasach Longobard�w, czyli przyby�ych z P�nocy barbarzy�c�w, kt�rzy � jak mniemam � zostawili nam w schedzie nieco swojej krwi. Kt� to mo�e wiedzie�? Wszak od upadku staro�ytnego Rzymu niejedno obce plemi� wtargn�o do Italii. Zewsz�d otacza�y nas frapuj�ce pozosta�o�ci okresu poga�skiego. Na okolicznych polach napotykali�my raz po raz osobliwe nagrobki nie pierwszej ju� m�odo�ci, jak r�wnie� cudaczne boginie z kamienia, otaczane jeszcze czci� przez miejscowe ch�opstwo, o ile�my wcze�niej owych pos�g�w nie poddali konfiskacie. Pod naszymi wie�ami znajdowa�y si� podziemia, kt�re � jak czasem m�wiono � pochodzi�y sprzed narodzin Chrystusa. Obecnie wiem, �e w istocie tak by�o i �e miejsca te nale�a�y do znanego nam ju� z historii ludu Etrusk�w. W domu naszym panowa�y stare obyczaje feudalne, z pogard� odnoszono si� do zaj�� handlowych, od m�skich jego mieszka�c�w za� wymagano odwagi i waleczno�ci. Zgromadzonych podczas rozlicznych wojen skarb�w by� ci u nas prawdziwy dostatek: z�ote i srebrne kandelabry oraz kinkiety, masywne szafy z bizantyjskimi wzorkami, flamandzkie gobeliny, ca�e tony koronek tudzie� r�cznie zdobione z�otem i klejnotami baldachimy, a wszystko to z najwspanialszej przetworzone materii. Jako �e ojciec m�j wielce Medyceuszy podziwia�, we wszelkie zbytkowne przedmioty zaopatrywa� si� podczas swych wizyt we Florencji. W ka�dym z wa�niejszych pomieszcze� naszego domostwa �ciany nie mia�y prawa �wieci� kamiennymi pustkami: pokrywa�y je kwieciste arrasy, wszystkie za� korytarze i alkowy zape�nione by�y rdzewiej�cymi zbrojami rycerzy, kt�rych imiona dawno ju� posz�y w zapomnienie. Cieszyli�my si� niepomiernym bogactwem. S�uchy na ten temat dosz�y mnie ju� w dzieci�stwie, kiedy m�wi�o si� niezbyt jasno zar�wno o heroicznie zdobytych �upach wojennych, jak i o tajemniczych skarbach z czas�w poga�skich. Bywa�y, rzecz jasna, takie stulecia, kiedy to nasza rodzina wadzi�a si� zbrojnie z innymi g�rskimi miastami i fortami. Jeden zamek napada� na drugi i w mgnieniu oka burzono dopiero co wniesione obwarowania. W tym samym okresie Florencja stanowi�a baz� niezmiennie swarliwych i ��dnych krwi Gwelf�w i Gibelin�w. �wczesna komuna florencka posy�a�a swoje wojska, by r�wna� z ziemi� podobne naszemu zamki i unicestwia� ka�dego z zagra�aj�cych jej magnat�w. Tamten okres nale�a� ju� jednak do przesz�o�ci. Przetrwali�my dzi�ki zmy�lno�ci i trafnym decyzjom. Byli�my zreszt� zdani na w�asne si�y � w tej skalistej, nieprzyjaznej cz�owiekowi krainie, kt�r� wie�czy� jeden z g�rskich szczyt�w (to tam bowiem Alpy zst�puj� do Toskanii), i gdzie najbli�sze naszemu zamczyska przeistoczy�y si� ju� w opuszczone ruiny. Nasz najbli�szy s�siad sprawowa� w�adz� nad w�asn� enklaw� wiosek, zachowuj�c lojalno�� wobec ksi�cia Mediolanu. Nie k�opota� si� wszak�e nasz� obecno�ci�, a i my nie po�wi�cali�my mu uwagi. Nasza polityka jego domeny nie dotyczy�a. Mury nasze liczy�y dziesi�� metr�w wysoko�ci, by�y niezwykle grube, starsze ni�li sam zamek, ba, starsze nawet ni� snute o nich gaw�dy. Bez ustanku je pogrubiano i uzupe�niano wszelakie ubytki. W obr�bie naszej zamkowej osady mie�ci�y si� te� trzy wioseczki, obro�ni�te smakowit� winoro�l�, z kt�rej owoc�w wyrabiano czerwone wino najwy�szego gatunku. Znajdowa�y si� tam ponadto miodne ule, krzaki je�yn, pola pszenicy i inne uprawy. Na owym terenie hodowano r�wnie� mnogo�� kur i kr�w, a w przeogromnych stajniach trzymano nale��ce do nas rumaki. Nigdy nie wiedzia�em, ile os�b trudzi si� prac� w naszym ma�ym �wiatku. Dom pe�en by� administrator�w, kt�rzy odpowiadali za takie sprawy. Ojciec m�j niecz�sto wi�c podejmowa� decyzje osobi�cie i r�wnie rzadko odwo�ywa� si� do w�adz s�dowych Florencji. Nasz ko�ci� przypisano do ca�ego dystryktu, tote� osadnicy zamieszkali w licznych sio�ach u podn�a g�ry przybywali do nas na chrzty, �luby i inne uroczysto�ci. Poza tym przez drugi czas rezydowa� w naszych murach pewien dominikanin, kt�ry ka�dego ranka odprawia� dla nas msz� �wi�t�. W czasach dawniejszych wyci�to w okolicach poka�ne po�acie lasu, aby �aden naje�d�ca nie m�g� niepostrze�enie przemieszcza� si� po zboczach naszej g�ry. Wszelako gdym ja pojawi� si� na �wiecie, �rodki takowe nie by�y ju� nieodzowne. Poniekt�re w�wozy i stare �cie�ki zd��y�y ju� pokry� si� bujnymi i r�wnie jak teraz niedost�pnymi lasami, kt�re podchodzi�y prawie pod same mury zamku. Z wie� naszych wida� by�o jaki� tuzin niewielkich osad, ci�gn�cych si� ku terenom dolinnym i otoczonych uprawnymi polami, sadami tudzie� winnicami. Wszystkie one podlega�y naszemu w�adaniu i by�y wzgl�dem nas lojalne. W razie wybuchu konfliktu zbrojnego mieszka�cy owych osiedli co tchu pognaliby pod nasze bramy, podobnie jak wcze�niej � z pe�n� racj�� czynili to ich przodkowie. Urz�dzano na�wczas dni targowe, celebrowano wiejskie �wi�ta, obchodzono dni �wi�tych patron�w, niekiedy za� praktykowano nawet alchemi� i czary. Nasz kraj by� zaiste wspania�y. Zamiejscowi duchowni zawsze zatrzymywali si� u nas na d�u�ej. Zdarza�o si�, i� w wie�ach naszego zamku lub w ni�szych, niedawno wzniesionych budynkach kamiennych zamieszkiwa�o dw�ch b�d� trzech odwiedzaj�cych nas ksi�y. Jako ma�e jeszcze dzieci� pos�ano mnie na edukacj� do Florencji, gdzie pomieszkiwa�em w luksusem i �yciem t�tni�cym palazzo, nale��cym do wuja mojej matki. Gdym mia� lat czterna�cie, krewniak �w zmar�, dom jego zamkn�� podwoje, mnie za� wraz z dwiema starszymi ciotkami przywieziono na powr�t do rodzimego zamczyska. Odt�d jedynie z rzadka zdarza�o mi si� nawiedzi� Florencj�. Ojciec m�j ci�gle by� w g��bi serca arystokrat� starej daty. Chocia� z instynktu waleczny by� i niez�omny, trzyma� si� z dala od intryg na sto�ecznym dworze. �y� zatem w staro�wieckim stylu na swoich w�o�ciach, a gdy do Florencji zagna�y go interesa, Cosimo go�ci� go tam osobi�cie. Je�li za� sz�o o syna, ojciec pragn�� wychowa� mnie na ksi�cia, na rycerza, na padrone. Musia�em wi�c posi��� wszelkie umiej�tno�ci i cechy dla rycerza typowe. W wieku lat szesnastu dosiada�em ju� konia, aby w pe�nej zbroi i z opuszczon� przy�bic� p�dzi� ku s�omianemu celowi i przeszy� go swoj� kopi�. Czyni�em to z r�wn� �atwo�ci� i uciech�, jak� dawa�y mi wyprawy �owieckie, p�ywanie w g�rskich potokach b�d� konne wy�cigi u boku mych wiejskich r�wie�nik�w. Polubi�em to wszystko bez najmniejszego protestu. By�em jednakowo� istot� wewn�trznie rozdart�. Umys� m�j bowiem po�ywia� si� wcze�niej przekazywan� mu przez wy�mienitych florenckich nauczycieli �acin�, grek�, filozofi� i teologi�. Bra�em te� udzia� w dzieci�cych widowiskach i sztukach teatralnych, nierzadko odgrywaj�c g��wn� rol� w spektaklach, kt�re w wujowskim domu prezentowa�a moja konfraternia. Z jednej strony umia�em wcieli� si� uroczy�cie w biblijnego Izaaka, sk�adanego w ofierze przez pos�usznego Abrahama; z drugiej za� by�em czaruj�cym Anio�em Gabrielem, kt�rego podejrzliwy �wi�ty J�zef zastaje przy Naj�wi�tszej Maryi Pannie. Ckni�o mi si� teraz za tym wszystkim: za ksi�gami, za czytaniami w katedrze, kt�re ch�on��em z niezwyk�� u dziecka uwag�, i za cudnymi nocami we florenckim domostwie mojego wuja. Zwyk�em w tym czasie zasypia� przy d�wi�kach efektownych widowisk operowych, a umys� m�j pe�en by� fantastycznych postaci, kt�re zsuwa�y si� po linach przy wt�rze rozszala�ych b�bn�w, lutni i �piewaj�cych unisono g�os�w tudzie� wykonuj�cych ma�e akrobacje tancerzy. Moje dzieci�stwo nie by�o wi�c trudne. W ch�opi�cej konfraterni poznawa�em te� ubo�sz� dziatw� z Florencji � kupieckich syn�w, sieroty, jak r�wnie� ch�opc�w ze szk� przyklasztornych � tak bowiem wychowywano naonczas przysz�ego mo�now�adc�. Musia�em zaznajomi� si� z posp�lstwem. Odnosz� wra�enie, i� w tych szczeni�cych latach cz�sto wymyka�em si� z tego domu, i to z r�wn� �atwo�ci�, jak p�niej, kiedy robi�em wypady poza rodzinny zamek. Pami�� ma zachowa�a wiele florenckich zabaw, uroczysto�ci, �wi�t i procesji � zbyt wiele jak na dziecko przyuczane do dyscypliny. I nazbyt cz�sto patrzy�em z t�umu na okazale przyozdobione platformy sun�ce ulicami ku czci �wi�tych; nazbyt cz�sto zadziwia�y mnie tak�e milcz�ce szeregi paraduj�cych ze �wiecami ludzi, kt�rych powolny ch�d kojarzy� mi si� z religijnym jakowym� transem. Owszem, by�em zapewne nicponiem. Bynajmniej si� tego nie wypieram. Wychodzi�em przez kuchni�, przekupiwszy wcze�niej s�u��cych. Poza tym zbyt wielu moich przyjaci� rekrutowa�o si� spo�r�d grandziarzy i zwyk�ych �obuz�w. Wdawa�em si� w jak�� rozr�b�, po czym co tchu p�dzi�em do domu. Grywali�my w pi�k� i toczyli�my bitwy na miejskich placach, sk�d ksi�a przeganiali nas r�zgami i pogr�kami. Zachowywa�em si� grzecznie i niegrzecznie, cho� nigdy nie by�em z�ym ch�opcem. W wieku lat szesnastu umar�em dla tego �wiata i nigdy ju� potem nie ujrza�em florenckich � czy jakichkolwiek innych � ulic w roz�wietlony s�o�cem dzie�. Mog� tylko zapewni� was, �e widzia�em to, co najlepsze. Potrafi� bez trudu przywo�a� obraz uroczysto�ci �wi�toja�skich: przed sklepami i sklepikami wystawiano najokazalsze towary, a id�cy do katedry mnisi �piewali swe arcypi�kne hymny w podzi�ce za powodzenie, jakim B�g obdarzy� to miasto. M�g�bym tak jeszcze bardzo d�ugo. Zachwyty nad �wczesn� Florencj� nie powinny zaiste mie� ko�ca. W mie�cie tym �yli handlarze i wybitni arty�ci; przebiegli politycy i nawiedzeni �wi�ci; natchnieni poeci i zuchwali szubrawcy. My�l�, �e znano tam wtedy wiele rzeczy, kt�re do Anglii i Francji mia�y dotrze� znacznie p�niej, a kt�re w pewnych krajach nie s� znane nawet obecnie. Dwie sprawy nie ulegaj� tu najmniejszej nawet w�tpliwo�ci: Cosimo by� najpot�niejszym cz�owiekiem na �wiecie, Florencj� za� rz�dzi� lud, tylko lud. Wr��my jednak do mego ojczystego zamczyska. Kontynuowa�em w nim swoj� nauk� i w mgnieniu oka potrafi�em przedzierzgn�� si� z rycerza w m�odego uczonego. Cie� na me �wczesne �ycie rzuci� jeden fakt: gdym mia� lat szesna�cie, mog�em ju� rozpocz�� studia na uniwersytecie. Wiedzia�em o tym i w pewnym sensie tego pragn��em; ali�ci zajmowa�a mnie wtedy hodowla soko��w, kt�re poddawa�em odpowiedniej tresurze, aby nast�pnie zabiera� je na polowania. Zaprawd� pokusa ta by�a nie do odparcia. Starsi krewniacy, zw�aszcza za� zasiadaj�cy co dzie� do wieczerzy wujowie mojego ojca, widzieli we mnie mola ksi��kowego. Ludzie ci nale�eli do czas�w ju� minionych, do okresu, �gdy �wiatem nie w�adali jeszcze bankierzy�. Opowiadali oni bajeczne historie o odbytych za m�odu krucjatach, o krwawej bitwie pod Akk�, o walkach na Cyprze i Rodos, o �yciu na morzu tudzie� o wielu egzotycznych portach, gdzie stanowili oni postrach okolicznych tawern i miejscowych kobiet. Matka moja by�a pi�kna i pe�na �ycia; mia�a br�zowe w�osy i bardzo zielone oczy. Uwielbia�a sw�j wiejski �ywot, chocia� Florencj� pozna�a tylko od strony �e�skiego klasztoru. G��boki niepok�j budzi�a w niej moja ch�� czytania Dantego oraz czas, jaki po�wi�ca�em na pisanie. �ycie mej matki ogranicza�o si� do przyjmowania go�ci w wielce wytwornym stylu. Dzi�ki niej na posadzkach s�a�y si� listki lawendy i zio�a o s�odkim zapachu, a wina mia�y odpowiedni aromat. Sama te� rozpoczyna�a ta�ce, w czym partnerowa� jej brat mego dziadka, jako �e ojciec do ta�czenia skory nie by�. W por�wnaniu z Florencj� wszystko to odznacza�o si� raczej wolnym tempem i brakiem wi�kszego o�ywienia, kt�rego dostarcza�y mi jedynie opowie�ci o prawdziwych wojnach. Wychodz�c za mego ojca, matka musia�a by� bardzo m�oda, albowiem w noc swojej �mierci obarczona by�a brzemieniem kolejnego potomka. Dziecko to zmar�o wraz z ni�. Ju� niebawem wam o tym opowiem � jak tylko nadarzy si� okazja. No c�, szybko�� nie nale�y do mych przymiot�w. Brat m�j Matteo by� cztery lata ode mnie m�odszy; uczy� si� znakomicie, cho� z domu nigdzie go nie posy�ano (a szkoda). Moja siostra za� o imieniu Bartola urodzi�a si� w nieca�y rok po moim na ten �wiat przyj�ciu, tak szybko, �e ojca napawa�o to chyba wstydem. Matteo i Bartola byli dla mnie najwspanialszymi i najciekawszymi lud�mi na tym �wiecie. Cieszyli�my si� wiejsk� swobod�, biegali�my po lasach, zbierali�my je�yny i s�uchali�my razem opowie�ci cyga�skich gaw�dziarzy, zanim ich jeszcze nie poj-mano, a potem usuni�to z naszych teren�w. Darzyli�my si� wzajemn� mi�o�ci�. Matteo uwielbia� mnie a� za bardzo, albowiem darem wymowy g�rowa�em nad naszym ojcem. Brat m�j nie dostrzega� wszak�e ukrytej si�y naszego rodziciela ani te� jego wytwornych manier. My�l�, �e to ja w�a�nie wszystkiego Mattea uczy�em. Bartola natomiast przyprawia�a o wieczn� zgryzot� nasz� matk�, kt�ra nie mog�a przej�� do porz�dku nad stanem jej w�os�w: pe�nych ga��zek, p�atk�w, li�ci i ziemi, czyli �lad�w po naszych le�nych zabawach. Bartola musia�a r�wnie� uczy� si� wyszywania, �piewu, poezji i modlitwy. Z drugiej wszak�e strony urok osobisty i posiadany maj�tek pozwala�y mojej siostrze na uchylanie si� od niemi�ych jej obowi�zk�w. Ojciec ub�stwia� sw� c�rk� i raz po raz napomina� mnie dyskretnie, abym nie spuszcza� jej z oczu podczas naszych peregrynacji po lesie. Tak te� czyni�em. By�em got�w pozbawi� �ycia ka�dego, kto bodaj �mia�by j� dotkn��! Ach... To ju� dla mnie zbyt wiele! Nie wiedzia�em naonczas, �e czeka mnie a� tyle bole�ci. Zabi� ka�dego, kto �mia�by j� dotkn��! Teraz za� nachodz� mnie koszmary, kt�re niczym skrzydlate monstra gro�� mi wiekuistym oddzieleniem od bezg�o�nych �wiate�ek niebia�skich przestworzy. Pozw�lcie ali�ci, bym wr�ci� do przerwanego na moment w�tku. Matki mej nigdym nie rozumia�, i ocenia�em j� zapewne w spos�b b��dny i niesprawiedliwy. Dla niej bowiem wszystko sprowadza�o si� do przybrania odpowiedniego stylu i nabrania stosownych manier, podczas gdy ojciec przejawia� bezgraniczn� autoironi� i zawsze umia� mnie rozbawi�. Jego �arty i zgry�liwe opowie�ci sprawia�y wra�enie cynicznych, cho� odznacza�y si� zarazem pewn� dobroduszno�ci�. Swymi s�owami ojciec nicowa� na wylot wszelk� sztuczno�� i pomp�, nie oszcz�dzaj�c przy tym samego siebie. Za beznadziejny uwa�a� cz�owieczy los na tej ziemi, a wojna sprowadza�a si� dla� do komedii, pozbawionej bohater�w i granej przez g�upc�w. W samym �rodku perory mojego wuja ojciec wybucha� gromkim �miechem, podobnie zreszt� kwituj�c moje nierzadko przyd�ugie poema. Na domiar z�ego rodzic m�j chyba nigdy nie zwr�ci� si� do matki cho�by jednym uprzejmym s�owem. By� on cz�ekiem okaza�ej postury, g�adko ogolony, o d�ugich w�osach i pi�knych, w�skich palcach. Te ostatnie kontrastowa�y z jego poka�n� sylwetk�, tym bardziej �e r�ce naszych przodk�w bywa�y do�� mi�siste. Dlatego wszystkie noszone przez ojca pier�cienie, wyj�tkowej zaprawd� urody, nale�a�y wcze�niej do jego matki. Na marginesie dodam, �e mnie r�wnie� natura obdarzy�a takimi d�o�mi. W swoim zamku ojciec m�j ubiera� si� bardziej efektownie ni� we Florencji, gdzie nie odwa�y�by si� pokazywa� w tak drogich strojach. Nosi� ot� kr�lewski aksamit z naszytymi na� per�ami oraz wielgachne p�aszcze oblamowane gronostajami. R�kawice mia� obite lisi� sk�rk�, jego du�e oczy za�, osadzone g��biej ni� moje, spogl�da�y doko�a krytycznie i nieufnie, nie szcz�dz�c otoczeniu ironii, sarkazmu i drwiny. Ojciec m�j jednakowo� nigdy nie zachowywa� si� podle, a jego jedyna dziwaczna maniera polega�a na piciu wina z kielich�w szklanych, nie za� z drewnianych, srebrnych czy z�otych. Wieczerz� jadali�my wobec tego przy stole zastawionym b�yszcz�cymi naczyniami ze szk�a. Matka moja u�miecha�a si� zawsze, zwracaj�c si� do ma��onka tymi s�owy: �Panie m�j, czy by�by� �askaw zdj�� swoje nogi ze sto�u� lub: �By�abym wdzi�czna, gdyby� dotyka� mej osoby, umywszy wcze�niej swe t�uste d�onie�, lub: �Zali chcesz wej�� do domu w takim stanie?� Pomimo jednak zewn�trznej urokliwo�ci, s�dz�, i� matka ojca nienawidzi�a. Raz tylko pos�ysza�em jej podniesiony na ojca g�os, gdy w niedwuznaczny zgo�a spos�b o�wiadczy�a, i� po�owa dzieci w naszych wioskach zosta�a sp�odzona w�a�nie przez ojca, ona sama za� pochowa�a o�mioro niemowl�t, kt�rym nie dane by�o przyj�� na ten �wiat. Zarzuci�a wtedy m�owi brak opanowania, typowy dla nieokie�znanego ogiera. Zaskoczony tym nag�ym wybuchem ojciec wy�oni� si� z ma��e�skiej alkowy i dr��c na ca�ym ciele, zwr�ci� si� do mnie z poblad�� twarz�: �Wiesz, Vittorio, twoja matka wcale nie jest tak nierozumna, jakom wcze�niej o niej zwyk� my�le�. Nie, bynajmniej. W istocie rzeczy jest ona po prostu nudna�. W zwyk�ych okoliczno�ciach ojciec nie powiedzia�by o �onie nic r�wnie obcesowego. Tymczasem matka, kiedym wszed� do rodzicielskiej sypialni, rzuci�a mi si� w ramiona, by przez kolejny kwadrans wylewa� z siebie gorzkie �zy. Siedzieli�my bez s�owa w tej niewielkiej kamiennej sali, znajduj�cej si� do�� wysoko w najstarszej wie�y naszego domostwa i wyposa�onej w poz�acane meble. W pewnym momencie matka wytar�a oczy i powiedzia�a: � Wiesz... On troszczy si� o wszystkich. Dba o moje ciotki i wuj�w, kt�rzy bez niego by sobie nie poradzili. Mnie r�wnie� nigdy niczego nie odm�wi�. � I ci�gn�a swoim �agodnym, ukszta�towanym w klasztorze g�osem: � Sp�jrz na ten dom. Jest w nim pe�no ludzi starszych, kt�rych m�dro�� tak bardzo si� wam, dzieci, przys�u�y�a. A wszystko to dzi�ki waszemu ojcu, bogatemu na tyle, by wsz�dzie bywa� i wsz�dzie dotrze�. Jest on doprawdy nad wyraz szczodry. Tylko... Vittorio! Vittorio, nie... To znaczy... Te wiejskie dziewuchy... Ma�o brakowa�o, a powodowany ch�ci� pocieszenia matki, powiedzia�bym, i� wedle mej wiedzy ja sam sp�odzi�em tylko jednego b�karta, kt�ry jak dot�d chowa si� nale�ycie. W sam� por� zorientowa�em si� jednak, �e skutki takiego wyznania by�yby ani chybi katastrofalne, i �adne s�owo z mych ust nie pad�o. Spotkanie to mog�o okaza� si� jedyn� rozmow�, kt�r� odby�em z w�asn� matk�, wszelako trudno je tak okre�li�, bom przecie� nic wtedy nie powiedzia�. Tak czy inaczej, matka mia�a racj�. Trzy jej ciotki i dw�ch jej wuj�w mieszka�o w murach naszego zamczyska, i �y�o im si� dobrze: ubierali si� w drogie stroje z najnowszych tkanin, sprowadzone prosto z Florencji, zaznaj�c te� wszystkich innych uciech i przywilej�w egzystencji na magnackim dworze. Ja oczywi�cie sporo zyska�em, przys�uchuj�c si� s�owom tych starych ju� ludzi, kt�rzy o �wiecie szerokim naprawd� niema�o wiedzieli. Podobnie by�o z wujami mego ojca. Ali�ci tereny te nale�a�y w�a�nie do nich, a raczej do tej ga��zi rodziny, tote� s�dzili oni, . i� wi�kszy maj� do nich tytu�, chyba r�wnie� dlatego, i� swego czasu ws�awili si� swym or�em na Ziemi �wi�tej b�d� te� za takich pragn�li uchodzi�. Poza tym spierali si� z moim ojcem o wszystko: pocz�wszy od smaku pasztecik�w z mi�sem a� po niepokoj�co nowoczesny styl sprowadzanych z Florencji malarzy, kt�rzy swymi dzie�ami mieli ozdobi� nasz� ma�� kapliczk�. Opr�cz upodobania do przedmiot�w ze szk�a owo nowoczesne naonczas malarstwo by�o jedyn� nowink� ciesz�c� si� przychylno�ci� mojego ojca. Nasza kapliczka przez kilka stuleci �wieci�a nagimi �cianami. Podobnie jak cztery zamkowe wie�e i wszystkie otaczaj�ce nas mury, zbudowano j� z bia�ego kamienia, kt�ry cz�sto spotyka si� w p�nocnej Toskanii. R�ni si� on wydatnie od typowych dla Florencji materia��w ciemniejszych � szarych i wygl�daj�cych na nie doczyszczone. Nasz p�nocny budulec kojarzy si� za� swoj� barw� z pastelow� tonacj� r�owych r�yczek. Gdym by� jeszcze bardzo m�ody, ojciec sprowadzi� z Florencji wy�mienitych malarzy, terminuj�cych wcze�niej u Piero della Franceski i innych mistrz�w. Zleci� im pokrycie kapliczki malowid�ami, kt�rych osnow� stanowi� mia�y cudowne opowie�ci o �wi�tych i pozosta�ych postaciach biblijnych, zaczerpni�te z ksi�gi Z�ota legenda. Jako �e ojciec m�j nie grzeszy� nadmiarem wyobra�ni, nakaza� malarzom powielanie schemat�w, z kt�rymi wcze�niej zapozna� si� we Florencji. Wskutek tego podczas ostatnich lat mego ziemskiego bytowania zamkowa kapliczka pokry�a si� podobiznami Jana Chrzciciela � patrona miasta i kuzyna Pana naszego � a tak�e �w. El�biety, �w. Jana, �w. Anny, Matki Boskiej, Zachariasza i mn�stwa anio��w. Warto doda�, i� ka�d� z tych postaci przyodziano zgodnie z obowi�zuj�c� wtedy najnowsz� florenck� mod�. To w�a�nie przeciwko tej �nowomodno�ci�, tak bardzo r�ni�cej si� od dzie� Giotta lub Cimabuego, protestowali moi podstarzali wujowie i ciotki. Nasi wiejscy s�siedzi chyba te� nie do ko�ca te obrazy rozumieli; ich zreszt� przera�a�a sama kaplica, gdy przy okazji jakiego� �lubu czy chrztu zdarza�o im si� j� nawiedzi�. Ja natomiast nie posiada�em si� z rado�ci, widz�c, jak powstaj� rzeczone malunki. Z przyjemno�ci� przebywa�em wtedy w obecno�ci tych artyst�w, kt�rzy jednak opu�cili nas jeszcze przed demoniczn� rzezi� k�ad�c� kres mojemu �yciu. We Florencji dane mi by�o obejrze� wiele prze�wietnych obraz�w. Patrzy�em na nie niespiesznie, delektuj�c si� wspania�ymi wizjami anio��w i �wi�tych, umieszczonymi w bocznych kapliczkach katedr. Raz nawet � podczas wsp�lnej z ojcem do Florencji wyprawy � zobaczy�em w domu Cosima nadzwyczaj pobudliwego malarza, Filippa Lippiego, kt�rego musiano naonczas trzyma� pod kluczem, �eby uko�czy� wreszcie jeden ze swoich obraz�w. Uj�� mnie ten artysta sw� prostoduszn�, acz siln� osobowo�ci� i nierzadko gwa�townymi sposobami, do jakich zwyk� si� ucieka�, by pozwolono mu wyj�� z pa�acu. Powa�ny Cosimo u�miecha� si� do� tylko i swoim niskim g�osem pr�bowa� okie�zna� histeri� malarza; przekonywa� go, i� ten odzyska niezm�cony spok�j ducha, jak tylko jego praca znajdzie wreszcie sw�j finisz. Filippo Lippi by� wprawdzie zakonnikiem, lecz szala� za p�ci� pi�kn�, o czym zreszt� wszyscy wiedzieli. Rzec nawet mo�na, i� by� dla florentczyk�w ulubionym szwarccharakterem. To w�a�nie poci�g do kobiet nie pozwala� mu spokojnie pracowa� w pa�acu. Podczas wieczerzy, kt�r� nas wtedy tam podj�to, pad�a sugestia, i� Cosimo winien zamkn�� Filippa z kilkoma niewiastami, co � by� mo�e � zdo�a�oby tego artyst� uszcz�liwi�. Cosimo najpewniej nie skorzysta� z tej rady; w przeciwnym bowiem razie jego wrogowie rozg�osiliby t� wie�� w ca�ym mie�cie. W tym miejscu pragn� wszak�e podkre�li� rzecz wa�n�: nig-dym nie zapomnia� tego kr�tkiego spojrzenia na genialnego Filippa, bo � w istocie � geniuszem on by� i w dalszym ci�gu za takiego go poczytuj�. � A c� ci si� tak w nim spodoba�o? � pyta� mnie ojciec. � On jest i dobry, i z�y � odrzek�em. � A nie tylko z�y b�d� dobry. Dostrzegam tocz�c� si� w nim walk�. Ponadto widzia�em, jak pracuje z Fra Giovannim... � tak to nazywano wtedy cz�owieka rozs�awionego jako Fra Angelico � .. .i zaprawd� powiedzie� musz�, i� jest on niezwykle zdolny. Gdyby by�o inaczej, Cosimo z pewno�ci� nie godzi�by si� na takie sceny. S�ysza�e� go, papo? � Czy Fra Giovanni jest �wi�tym? � zapyta� ojciec. � Hm... Owszem. Tak... Ale czy� widzia� cierpienie Fra Filippa? Hm, by�em pod wra�eniem. Ojcec uni�s� brwi. Podczas naszej kolejnej i ostatniej zarazem wyprawy do Florencji ojciec postanowi� pokaza� mi wszystkie obrazy Filippa. Zdumia� mnie tym, i� pami�ta� o mej fascynacji tym malarzem. Odwiedzili�my zatem wiele dom�w, w kt�rych wisia�y najpi�kniejsze jego obrazy, po czym wybrali�my si� do pracowni samego mistrza. Tam za� na zam�wienie Francesca Maringhiego powstawa� obraz, kt�ry mia� przyozdobi� o�tarz jednego z florenckich ko�cio��w. Kiedy ujrza�em nie wyko�czon� jeszcze Koronacj� Naj�wi�tszej Maryi Panny, omal�e nie zemdla�em z zachwytu, w jaki dzie�o to mnie wprawi�o. Zaiste trudno mi by�o stamt�d wyj��. Westchnieniom i �zom nie by�o ko�ca. Nigdy wcze�niej nie widzia�em nic r�wnie pi�knego � by� to nieprzebrany t�um powa�nie spogl�daj�cych ludzkich twarzy wraz z cudownymi anio�ami i �wi�tymi; przedstawione tam kobiety odznacza�y si� niezwyk�� gracj�, m�czy�ni za� niebia�sk� wr�cz doskona�o�ci� sylwetek. Po prostu szala�em z zachwytu. Ojciec pokaza� mi jeszcze dwie inne prace Filippa, obrazuj�ce Zwiastowanie. Wspomina�em ju�, �e jako dziecko gra�em rol� Anio�a Gabriela, kt�ry przychodzi do Naj�wi�tszej Panienki, aby o�wiadczy� o pocz�ciu w jej �onie Chrystusa. W naszej interpretacji by� to anio� ujmuj�cy swym m�skim, ba, samczym wdzi�kiem, a jego obecno�� przy Maryi mia�a wprawi� J�zefa w os�upienie. Jako gromadka ch�opc�w, nie stroni�cych od uciech tego �wiata, postanowili�my okrasi� ten spektakl szczypt� pikanterii. To znaczy, dodali�my par� rzeczy od siebie, bo w Pi�mie nie ma chyba ani s�owa na temat �w. J�zefa, kt�ry odkrywa potajemn� schadzk� swej ma��onki. By�a to zatem ma ulubiona rola, st�d te� szczeg�lnie upodoba�em sobie p�niej obrazy ukazuj�ce Zwiastowanie. Ostatnie za� malowid�o o takim charakterze, kt�re widzia�em wtedy we Florencji, wysz�o w�a�nie spod p�dzla Filippa w latach czterdziestych pi�tnastego wieku i sw� wspania�o�ci� przy�mi�o wszystko, com do tej pory ogl�da�. Anio� na tym obrazie by� z jednej strony postaci� niematerialn�, z drugiej natomiast odznacza� si� cielesn� doskona�o�ci�, a jego skrzyd�a sk�ada�y si� z pawich pi�r. Ogran�a mnie nieprzeparta ch�� posiadania tego dzie�a na w�asno��. Zapragn��em je zakupi� i zawie�� do naszego zamczyska. Nie by�o to jednak mo�liwe, albowiem prace Filippa nie znajdowa�y si� w normalnym obiegu rynkowym. Ojciec musia� mnie wi�c odci�gn�� od obrazu mistrza i bodaj nazajutrz znowu byli�my w domu. Dopiero p�niej zda�em sobie spraw� z jego milczenia, gdym bez ustanku perorowa� przy nim o Fra Filippie: � Ten obraz jest subtelny i oryginalny � m�wi�em � a zarazem zgodny z powszechnie przyj�tymi zasadami malowania. Na tym w�a�nie polega geniusz: wprowadza� zmiany, lecz z pewnym umiarem; by� nieszablonowym, lecz zrozumia�ym dla innych. I to mu si� w�a�nie uda�o, ojcze. � Wylewa� si� ze mnie nieprzerwany potok s��w. � Takie jest moje o nim zdanie. Jego cielesno��, nami�tno�� do kobiet, nieomal szata�skie �amanie z�o�onych �lub�w zakonnych; a z drugiej strony on przecie� ci�gle jest osob� duchown�, nosi habit, jest Fra Filippo. Z tego wewn�trznego konfliktu wy�aniaj� si� twarze, kt�re na jego obrazach przybieraj� wyraz zupe�nej bezwolno�ci. � Ojciec dalej mnie s�ucha�. � Ot� to � kontynuowa�em. � Te postacie odzwierciedlaj� nieustanne kompromisy przeciwstawnych sobie impuls�w, tote� s� smutne i m�dre, nigdy nie s� niewinne, a ich mi�kkie rysy stanowi� odbicie trapi�cej ich niemej udr�ki. Gdy wracali�my do domu strom� le�n� drog�, ojciec zapyta� mnie raptem, czy malarze pracuj�cy wcze�niej w naszej zamkowej kapliczce byli moim zdaniem cokolwiek warci. � Raczysz �artowa�, papo � odpar�em. � Byli znakomici. Ojciec u�miechn�� si�. � No c�, nie wiedzia�em. � Wzruszy� ramionami. � Chcia�em naj�� jak najlepszych. Na mojej twarzy r�wnie� pojawi� si� u�miech. Ojciec roze�mia� si� dobrodusznie. Nigdy nie pyta�em go, kiedy i czy w og�le b�d� m�g� opu�ci� rodzinny dom, aby znowu odda� si� studiom. Uwa�a�em chyba, �e potrafi�bym swoim post�powaniem ukontentowa� zar�wno jego, jak i siebie. W drodze powrotnej z Florencji zrobili�my ponad dwa tuziny postoj�w. Zakrapiane winem wieczerze spo�ywali�my w mijanych przez nas zamkach i przechadzali�my si� po jasnych, wykwintnie urz�dzonych rezydencjach oraz przylegaj�cych do nich ogrodach. Do niczego nie przywi�zywa�em naonczas szczeg�lnej wagi, albowiem ka�de z tych zjawisk stanowi�o cz�� sk�adow� mojego �ycia: altanki pokryte fioletow� wistari�, winnice na zieleni�cych si� zboczach czy g�adkolice dziewcz�ta kiwaj�ce do mnie ze swych lod�ii. W owym okresie Florencja wda�a si� w konflikt wojenny. Sprzymierzy�a si� z arcys�awnym Francesco Sforza, aby przej�� kontrol� nad Mediolanem. Po stronie tego ostatniego opowiedzia�y si� z kolei Neapol i Wenecja. Ta straszna wojna nie dotkn�a jednak naszej rodziny. Walki toczy�y si� mi�dzy najemnikami, a wszelkie odg�osy i echa tych potyczek da�o si� s�ysze� na miejskich ulicach, nie za� na naszej g�rze. Wojna ta kojarzy mi si� do dzisiaj z dwiema wybitnymi postaciami. Pierwsza z nich to ksi��� Mediolanu Filippo Maria Visconti � cz�owiek, kt�ry niezale�nie od naszego do� stosunku musia� okaza� si� naszym nieprzyjacielem; by� bowiem wrogiem Florencji. Pos�uchajcie najpierw opisu tej osobisto�ci: odra�aj�ca tusza, przyrodzony niejako brud na ciele oraz zwyczaj rozbierania si� do naga, by tarza� si� w b�ocku w�asnego ogrodu! Przera�a� go sam widok szabli i wy�, gdy wyj�to j� z pochwy. Dr�a� na my�l, i� kto� m�g�by sportretowa� go na p��tnie, poniewa� uwa�a� si� za niebywale brzydkiego, co swoj� drog� nie mija�o si� z prawd�. Ma�o tego � nie by� on zdolny usta� na swoich ma�ych i s�abych nogach, tote� paziowie musieli wsz�dzie go nosi�. Mia� wszak�e poczucie humoru. Chc�c kogo� wystraszy�, ze swego r�kawa wypuszcza� w�a! Urocze, nieprawda�? A jednak cz�owiek ten przez trzydzie�ci pi�� lat sprawowa� w�adz� nad Ksi�stwem Mediolanu, przeciwko kt�remu wyst�pi� teraz jego w�asny najemnik � Francesco Sforza. Nad tym ostatnim nie b�d� si� zbyt d�ugo rozwodzi�, jako �e by� on postaci� barwn�, acz w inny spos�b. Ten silny, m�ny i przystojny syn wie�niaka � wie�niaka, kt�ry uprowadzony jako dziecko zdo�a� sta� si� przyw�dc� swych w�asnych ciemi�-�ycieli � cz�owiek ten ot� (Francesco) stan�� na czele tego w�a�nie oddzia�u z chwil�, gdy jego ojciec uton�� w potoku, pr�buj�c ocali� �ycie pewnego pazia. Obydwaj zatem odznaczali si� ogromnym m�stwem, czysto�ci� ducha i talentem przyw�dczym. Francesco Sforze na w�asne oczy ujrza�em dopiero po mojej �mierci dla tego �wiata, gdym ju� nale�a� do w�drownych wampir�w. Rzeczywisto�� okaza�a si� zgodna z pos�yszanymi wcze�niej opisami: by� on cz�owiekiem o powierzchowno�ci i wn�trzu wielkiego bohatera. Chocia� nie�atwo w to uwierzy�, to w�a�nie temu nieprawemu synowi wie�niaka o mentalno�ci urodzonego �o�nierza s�abonogi i zwariowany ksi��� Mediolanu postanowi� odda� za �on� sw� c�rk�. Ta ostatnia nie zrodzi�a si� bynajmniej z l�d�wi ksi���cej ma��onki, trzymanej zreszt� w �cis�ym odosobnieniu, lecz by�a c�rk� jego na�o�nicy. W�a�nie �w zwi�zek stanowi� zarzewie rzeczonej wojny. Z pocz�tku Francesco walczy� dzielnie za ksi�cia Filippa Mari�, kiedy za� ten dziwaczny i nieobliczalny ksi��� w ko�cu wyzion�� ducha, jego zi�� � nasz przystojny Francesco, pod urokiem kt�rego znajdowa�y si� ju� ca�e W�ochy, od papie�a po Cosim� � sam zapragn�� przyj�� tytu� ksi�cia Mediolanu! Wszystko to szczer� jest prawd�. Zali nie ciekawi was ci�g dalszy? Poszperajcie zatem w encyklopediach. Nie nadmieni�em tu bowiem (na przyk�ad), i� ksi��� Filippo Maria ba� si� r�wnie� piorun�w, co sk�oni�o go do wybudowania w swoim pa�acu specjalnej d�wi�koszczelnej komnaty. Takich fakt�w jest znacznie wi�cej. Sforza zmuszony by� ochroni� Mediolan przed gro��cymi mu wojskami, natomiast Gosimo musia� go w tych wysi�kach wspiera�. W przeciwnym razie Francja ani chybi dokona�aby agresji na nasz� krain�, a i to nie by�oby jeszcze najgorsze. Wszystko to dostarcza�o mi niezgorszej rozrywki. Jak napomkn��em wcze�niej, ju� w m�odym wieku by�em got�w w razie potrzeby bra� udzia� w wojnie lub znale�� si� na ksi���cym dworze. Mimo to te dwie postacie by�y dla mnie jedynie tematem wieczornych rozm�w przy stole. Kiedy za� mowa by�a o szalonym Filippo Marii i wypuszczanym przeze� z r�kawa w�u, ojciec m�j mruga� do mnie i szepta� mi do ucha: � Nie majak czysta krew ksi���ca, synu � po czym wybucha� �miechem. Co si� tyczy romantycznego i m�nego Francesco Sforzy, ojciec roztropnie nic o nim nie m�wi�, dop�ki cz�owiek ten walczy� po stronie wrogiego nam ksi�cia; gdy jednak wszyscy�my zwr�cili si� przeciw Mediolanowi, papa zachwala� tego �mia�ego samouka, jak r�wnie� jego dzielnego ojca-wie�niaka. Po �wczesnej Italii kr��y� te� inny znamienity wariat � rozb�jnik i zawadiaka znany jako sir John Hawkwood, kt�ry swoich najemnych wojak�w got�w by� przeciwstawi� ka�demu, z florentczykami w��cznie. Ali�ci sko�czy� on jako sojusznik Florencji, ba, sta� si� nawet jej obywatelem, a kiedy opu�ci� ten �wiat, jego posta� uwieczniono na fresku w katedrze! Tak, takie to by�y czasy! My�l�, �e los �o�nierza nie by� wtedy najgorszy, albowiem cz�owiek poniek�d sam decydowa�, gdzie b�dzie toczy� swe boje, i m�g� tym samym bez reszty si� w tak� walk� zaanga�owa�. By� to r�wnie� dobry czas na czytanie poezji, kontemplacj� obraz�w albo arcywygodne �ycie pod bezpieczn� os�on� starych mur�w. Mo�na te� by�o po prostu w��czy� si� po t�tni�cych �yciem ulicach bogatych miast � je�li kto� dysponowa� jakimkolwiek wykszta�ceniem, jego wyb�r by� zaiste nieograniczony. Z drugiej strony nie wadzi�o naonczas zachowa� pewn� ostro�no��. Magnatom w rodzaju mojego ojca grozi�a w takich wojnach totalna zag�ada. Regiony g�rskie, dotychczas wolne i bezpieczne, sta�y si� polem niszczycielskich inwazji. Raz po raz zdarza�o si�, i� ludzie wcze�niej stoj�cy z boku nastawiali si� raptem przeciwko Florencji i posy�ali tam najemnik�w w brz�cz�cych or�ach, aby wszystko po drodze zr�wna� z ziemi�. Powiem tu jeszcze, �e Sforza wygra� w ko�cu sw� wojn� z Mediolanem, w czym wydatnie pomog�a mu udzielona przez Cosim� po�yczka pieni�na. P�niejsze wypadki to absolutna ju� hekatomba. No c� � m� cudown� Toskani� m�g�bym tak opisywa� bez ko�ca. Ze smutkiem ogromnym i �a�o�ci� my�l� o tym, jak �y�aby moja rodzina, gdyby naonczas nie nawiedzi�o nas z�o. Nie potrafi� wyobrazi� sobie ojca jako staruszka ani siebie samego w zmaganiach z podesz�ym wiekiem. W imaginacji nie widz� te� siostry mej jako �ony miejskiego arystokraty (na co bardzo liczy�em, przedk�adaj�c to nad zwi�zek z jakim� wiejskim baronem). Ciesz� si� i zarazem ogarnia mnie zgroza na my�l o istnieniu w tych g�rach ci�gle tych samych wiosek i osad, kt�re opar�y si� dzia�aniu najstraszniej szych nawet wojen i w kt�rych dalej na brukowanych uliczkach wida� stoj�ce w oknach doniczki z pelargoniami. Przetrwa�y r�wnie� niekt�re zamczyska, przywracane �yciu przez kolejne pokolenia ich mieszka�c�w. A ot� i ciemno��. Ot� i Vittorio pisz�cy przy �wietle gwiazd. W po�o�onej ni�ej kapliczce rozgo�ci�y si� ju� je�yny i inne kolczaste krzewy; malunk�w nie ogl�da ju� nikt, a �wi�te relikwie kamiennego o�tarza pokry�y si� grub� warstw� kurzu. Cierpi� te atoli chroni� pozosta�o�ci po moim domu. Pozwoli�em im rosn��. Pozwoli�em, by zatar�y si� le�ne drogi, b�d� sam przyczyni�em si� do ich destrukcji. Musz� zachowa� cho� troch� dla Siebie! Musz�! Ale znowu �ci�gam na siebie oskar�enia o rozwlek�o�� � zupe�nie zasadne, przyznaj�. Czas ju� zako�czy� ten rozdzia�. Niniejszy wst�p ma swoje �r�d�o w spektaklach, kt�re widzia�em w domostwie mojego wuja b�d� przed katedr� w Cosiinowej Florencji. Trzeba najpierw odmalowa� drugi plan, sporz�dzi� rekwizyty, przygotowa� liny, po kt�rych mo�na salwowa� si� ucieczk�, a tak�e uszy� stosowne kostiumy. Dopiero potem na scen� wkraczaj� aktorzy wyst�puj�cy w historii pierwocin mojego �ycia. Tak po prostu by� musia�o. Pozw�lcie mi wi�c zako�czy� ten esej o cudach pi�tnastowiecznej Florencji s�owami wielkiego alchemika Ficino: By� to �wiek z�oty�. Teraz za� rozpoczyna si� tragedia. Rozdzia� 3. W kt�rym spada na nas nieszcz�cie Pocz�tek ko�ca nadszed� kolejnej wiosny, nied�ugo po moich szesnastych urodzinach, kt�re przypad�y tamtego roku na ostatni wtorek przed wielkim postem. Zamek i okoliczne wsie cieszy�y si� wtedy ostatnimi chwilami karnawa�u.