11518
Szczegóły |
Tytuł |
11518 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11518 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11518 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11518 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wiktor Hugo
Pracownicy morza
Tłum. Maria Korniłłowicz
Religia, społeczeństwo i przyroda; oto trzy przeciwności, z którymi zmaga się człowiek. Te trzy
przeciwności są jednocześnie jego trzema potrzebami; musi wierzyć, stąd świątynia; musi tworzyć,
stąd społeczność; musi żyć, stąd pług i statek. Lecz te trzy rezultaty jego wysiłków noszą w zarodku
trzy wojny. Tajemnica trudności życia wynika ze wszystkich trzech. Człowiek natrafia na przeszkody
pod postaciami zabobonu, przesądu i żywiołu. Ciąży nad nami potrójna ananke, ananke dogmatów,
ananke praw i ananke rzeczy. W Katedrze Marii Panny w Paryżu autor wytknął tę pierwszą; w
Nędznikach upamiętnił drugą, w tej książce ukazuje trzecią.
Te trzy rodzaje przeznaczenia, którymi człowiek jest omotany, łączą się z jego wewnętrznym
przeznaczeniem, z najwyższą ananke, jaką jest ludzkie serce.
Hauteville-House, marzec 1868.
ARCHIPELAG NA KANALE LA MANCHE
1.
DAWNE KATAKLIZMY
Atlantyk wżera się w nasze brzegi. Siła biegunowego prądu zniekształca nasze skaliste
wybrzeże zachodnie. Mur odgradzający nas od morza jest podminowany od Saint-Valery-sur-Somme
aż po Ingouville; walą się olbrzymie kamienne bloki, woda niesie chmary otoczaków, porty są
zanoszone piaskiem lub kamieniami, przy ujściach rzek formują się tamy. Codziennie jakaś połać
normandzkiej ziemi odrywa się i znika zalana falą. To niezwykłe dzieło, które dzisiaj dokonuje się
powoli, było ongiś straszliwe. Aby je powstrzymać, trzeba było tej olbrzymiej ostrogi, jaką jest
Finistere. Siły prądów polarnych i gwałtowności podmywającej fali może dowodzić wyrwa, która
powstała pomiędzy Cherbourgiem a Brestem.
Utworzenie się zatoki La Manche kosztem francuskiej ziemi datuje się jeszcze z czasów
przedhistorycznych. Można jednak oznaczyć datę ostatniego gwałtownego ataku oceanu na nasz
brzeg. W 709 roku, na sześćdziesiąt lat przed wstąpieniem na tron Karola Wielkiego, napór morza
oderwał Jersey od Francji. Inne wyniosłości ziemi, już uprzednio zatopionej, są widoczne podobnie
jak i Jersey. Owe szczyty wyłaniające się z wody to wyspy. To jest właśnie Archipelag Normandzki.
Mieści się tam zapobiegliwe mrowisko ludzkie.
Na ruinach będących dziełem morza powstała społeczność — dzieło człowieka.
2.
GUERNESEY
Granit na południu, piasek na północy; tu urwiska, tam wydmy; pochyła płaszczyzna łąk
pofalowana pagórkami, najeżona wystającymi skałami; piana morska tworząca frędzlę dokoła tego
zielonego pofałdowanego kobierca; wzdłuż wybrzeża baterie artyleryjskie, tu i ówdzie wieże
strzelnicze; wzdłuż całej nisko położonej plaży masywna bariera, poprzerzynana blankami i stopniami
schodów, zasypywana przez piasek i oblegana przez jedynego groźnego wroga — fale; wiatraki o
połamanych przez nawałnice skrzydłach; niektóre, jak w Valle, w Ville-au-Roi, w Saint-
Pierre-Port i w Torteval, obracające się jeszcze; wśród skał nadmorskich miejsca, gdzie można
zarzucić kotwicę; na wydmach stada bydła, owczarek i pies poganiacza wołów na tropie i przy pracy;
wózki kupców z miasta przemierzające galopem głęboko wydrążone drogi; czarne domki,
smołowane od zachodu dla ochrony przed deszczem; koguty, kury, śmietniki; wszędzie
cyklopiczne mury; wspaniałe były mury dawnego portu, zniszczone, niestety: bezkształtne bloki,
potężne słupy i masywne łańcuchy; fermy otoczone starodrzewem; pola ogrodzone do wysokości
oparcia rzędami niespojonych żadną zaprawą kamieni, rysujące się na równinie jak dziwna
szachownica; tu i ówdzie zwały kamieni wokół kępy ostu, chatynki z granitu pokryte strzechą,
ziemianki, chałupki, które śmiało mogą urągać kulom armatnim; niekiedy, w najdzikszym miejscu,
nowy budyneczek z dzwonnicą: to szkoła; parę strumyków na łąkach, w zagłębieniach gruntu;
wiązy i dęby; lilia, która tylko tam rośnie: Guernesey lily; w sezonie „wielkiej orki" pługi zaprzężone
w osiem koni; przed domem przysadziste stogi siana wzniesione na kolistej podstawie z kamiennych
słupów, wielkie kępy ciernistego janowca; gdzieniegdzie ogrody w staroświeckim francuskim stylu,
strzyżone cisy i bukszpany, rokokowe wazy wśród sadów i ogrodów warzywnych; wyszukane kwiaty
w chłopskich zagrodach; rododendrony między krzakami ziemniaków; na trawie porozrzucane
wszędzie wodorosty barwy krokusów; na cmentarzach miast krzyży kamienne brzeszczoty
przypominające w poświacie księżyca postacie Białych Dam; na horyzoncie dziesiątki gotyckich
dzwonnic; w starych kościołach nowe dogmaty: protestancki obrządek wśród katolickiej architektury;
na piaskach i przylądkach nierozświetlone zagadki celtyckie, rozrzucone w rozmaitych formach:
menhiry, podłużne głazy, kamienie wróżek, ruchome skały, kamienie śpiewające, kamienne galerie,
kromlechy, dolmeny; ślady przeszłości wszelkiego rodzaju; po druidach księża, po nich pastorowie;
wspomnienia o strąconych z nieba: Lucyfer na jednym cyplu w zamku Archanioła Michała, Ikar na
drugim, zwanym przylądkiem Dicart; kwiatów tyle niemal zimą, co latem; oto Guernesey.
3.
GUERNESEY, CIĄG DALSZY
Gleba urodzajna, tłusta, ciężka. Trudno o lepsze pastwiska. Niezrównana pszenica, słynne
krowy. Jałówki wypasane koło Saint-Pierre-du-Bois dorównują premiowanym baranom z płaskowyżu
Confolens. Zrzeszenia rolnicze we Francji i w Anglii przyznają nagrody arcydziełom łąk i pastwisk
Guernesey. Rozwojowi rolnictwa sprzyja tu dobrze rozbudowana sieć komunikacyjna; ożywiony ruch
panuje na całej wyspie. Drogi są bardzo dobre. Na rozstaju dwóch dróg wznosi się płaski kamień z
krzyżem. Pierwszy w historii, najdawniejszy starosta na Guernesey sprawujący urzędy w 1284
roku, Gaultier de la Salle, został powieszony za wydanie niesprawiedliwego wyroku. Ów
krzyż, zwany Krzyżem Starosty, stoi w tym miejscu, gdzie Gaultier ukląkł, by odmówić ostatnią w
życiu modlitwę.
W zatokach i zatoczkach powierzchnię morza urozmaicają pływające na wodzie boje od małych
kotwic oraz duże boje w kształcie głowy cukru, czarno-żółte w czerwono-białe kraty, upstrzone
na zielono, niebiesko, pomarańczowo, w marmurkowy deseń; miejscami słychać monotonny śpiew
załogi holującej na linie jakiś statek.
Wieśniacy wyglądają tu nie mniej zadowoleni z życia niż rybacy, ogrodnicy również. Gleba
przesycona pyłem skalnym jest ogromnie żyzna; nawóz ze szlamu i traw morskich wzbogaca granit w
sól; stąd niezwykła życiodajność tej ziemi, cudowna moc żywotnych soków; magnolie, mirty,
wawrzyn, oleandry, błękitne hortensje, fuksje rosną niezwykle bujnie; tu i ówdzie wznoszą się
arkady trójlistnej werbeny i mury geranium; pomarańcze i cytryny dochodzą wprost w ziemi;
winogrona natomiast dojrzewają tylko w cieplarni i są doskonałe; kamelie rozrastają się w drzewa, w
ogrodach widać kwiaty aloesu wyższe od domów. Trudno o większą bujność i rozrzutność natury niż
ta roślinność, która zasłania i zdobi kokieteryjnie fasady willi i wiejskich domków.
Guernesey po jednej stronie jest pełne uroku, po drugiej straszliwe. Wybrzeże zachodnie jest
pustoszone podmuchami z pełnego morza. Pełno tam raf podwodnych, huku nawałnicy, zdradzieckich
mielizn w zatokach, połatanych barek, ugorów, wrzosowisk, walących się ruder; gdzieniegdzie jakaś
mała wioska wstrząsana wiatrami, stada chudego bydła, niska i słona trawa, surowy obraz wielkiego
ubóstwa.
Li-Hou jest małą, położoną opodal, niezamieszkałą wysepką, dostępną w czasie odpływu.
Pokrywają ją krzewy i nory królicze. Króliki na Li-Hou orientują się w godzinach. Wychodzą ze
swoich jamek tylko podczas przypływu. Drwią sobie z ludzi. Chroni je ich sojusznik ocean. To
wielkie braterstwo — to cała przyroda.
Rozkopując namuły w zatoce Vason, natrafilibyśmy na drzewa. Pod tajemniczymi pokładami
piasku znajduje się las.
Rybacy zahartowani przez zachodnie wichry są zawołanymi żeglarzami. Morze otaczające
wyspy archipelagu ma szczególną właściwość. Pobliska zatoka Cancale jest miejscem najwyższych
przypływów na świecie.
4.
TRAWA
Trawa na Guernesey jest taka jak wszędzie, tylko trochę bujniejsza; łąka na Guernesey to
nieomal gazon w Cluges albo w Gemenos. Można tam znaleźć kostrzewę i wiechlinę jak w pierwszej
lepszej trawie; poza tym psi ząb i mannę jadalną, stokłosę miękką z kłoskami w kształcie wrzeciona,
mozgę kanaryjską, mietlicę, która daje zieloną tynkturę, życicę, łubin żółty, trawę miodową o
wełnistej łodydze, tomkę wonną, drżączkę, nagietki, dziki czosnek o tak słodkim kwiecie, a tak ostrej
woni, tymotkę, wyczyniec łąkowy, którego kłos przypomina małą maczugę, ostnicę nadającą się do
wyplatania koszyków, wydmuchrzycę, która powstrzymuje pochód ruchomych piasków. Czy to
wszystko? Nie, jest jeszcze rżniączka, której kwiaty zbijają się w kupki, proso, a nawet, zdaniem
niektórych miej scowych agronomów, palczatka kosmata. Jest santal o liściach podobnych do
mniszka, który pokazuje godziny, jest mlecz syberyjski, który przepowiada pogodę. Wszystko to jest
trawą; ale taka trawa nie wszędzie wyrasta; jest specjalnością archipelagu; trzeba jej granitu jako
podłoża i oceanu, który by ją nawadniał. A po tej łące łażą i fruwają tysiące owadów, wstrętnych lub
miłych dla oka; pod trawą kozioróg duży, stonka ziemniaczana, wołek zbożowy, mrówki zajęte
dojeniem mszyc, krów mrówczych, szarańcza o śliskich skrzydełkach; biedronka-boża krówka i
sprężyk-diabelskie nasienie; na trawie i w powietrzu ważka, gąsienicznik, osa, złotowiec, aksamitne
trzmiele, baryłkarz; tak wygląda uroczy obraz, jaki roztacza się w czerwcowe południe na wzgórzach
Jerbourga lub Fermain-Bay przed oczyma marzyciela entomologa lub poety przyrodnika.
Pod tym miękkim, zielonym trawnikiem można nieoczekiwanie dostrzec małą, kwadratową
płytkę kamienną z wyrżniętymi na niej literami: „W. D.", co oznacza War Department —
Departament Wojny. I słusznie. Cywilizacja musi się jakoś ujawnić. W przeciwnym wypadku byłaby
to dzika okolica. Pójdźcie nad brzegi Renu; zaszyjcie się w najmniej znane zakątki; w niektórych
miejscach krajobraz ma w sobie jakiś pontyfikalny majestat; można by myśleć, że Bóg jest tu
bliżej niż gdzie indziej, poszukajcie schronienia, w którym góry darzą najzupełniejszą
samotnością, a lasy najgłębszą ciszą; wybierzcie na przykład Ander-nach i jego okolice; pójdźcie nad
ponure i niewzruszone jezioro Laach, tak dalece nieznane, że niemal tajemnicze; trudno o
dostojniejszą ciszę; życie wszechświata roztacza tu swój błogi religijny spokój, nic go nie zakłóca;
wszędzie doskonały ład wielkiego bezładu natury; przejdźcie się, rozrzewnieni, po tym pustkowiu,
napawa ono rozkoszą jak wiosna, melancholią jak jesień; idźcie, gdzie oczy poniosą; pozostawcie za
sobą ruiny opactwa, wśród śpiewu ptasząt i szelestu liści pogrążcie się we wzruszający spokój
parowów; napijcie się źródlanej wody z własnej dłoni, wędrujcie oddając się rozmyślaniom i
zapomnieniu; a oto chatynka; stoi na skraju wioski ukrytej wśród drzew; jest cała zielona, tonie w
kwiatach i bluszczu, pełna uroku, balsamicznej woni, dzieci i śmiechu; zbliżywszy się do domku
stojącego w olśniewającym załamaniu blasku słońca i cienia, ujrzycie w rogu, na starym kamieniu w
murze, poniżej nazwy wsi Liederbreizig, wyryty napis: „22 batalion landwery 2 komp."
Sądzisz, że jesteś na wsi, a jesteś w pułku. Taki jest człowiek.
5.
NIEBEZPIECZEŃSTWA MORZA
Overfall, czyli karkołomne urwiska, ciągną się wzdłuż całego zachodniego wybrzeża
Guernesey. Fale poszarpały je ze znajomością rzeczy. Nocą na wierzchołkach podejrzanych skał
nieprawdopodobne światła, widziane ponoć przez morskich włóczęgów, ostrzegają lub zwodzą. Ci
sami wędrowcy, ludzie zuchwali i łatwowierni, dostrzegają pod wodą legendarne ukwiały, tę morską,
piekielną pokrzywę, której muśnięcie parzy rękę. Miejscowe nazwy, takie jak na przykład Tinttajeu
(galijskie Tin-Tagel), wskazują na obecność diabła. Eustachy, którego nazywano Wacem , mówi o
tym w starym wierszu:
Stąd całe morze jest poruszone,
Wezbrały fale wichrem spienione,
Od czarnej chmury niebo ściemniało
I rychło morze brzegi zalało.
Kanał La Manche jest dziś równie nieujarzmiony jak za czasów Tewdriga, Umbrafela, Hamon-
dhu czarnego i rycerza Emyra Lhydau, który schronił się na wyspie Groix koło Quimperle. Zdarzają
się w tych stronach niespodziewane wybryki oceanu, których należy się wystrzegać. Na przykład taki
oto częsty kaprys róży wiatrów na Channel Islands: burza nadciąga od południowego wschodu; potem
następuje cisza, zupełna cisza; człowiek oddycha z ulgą; taki stan trwa niekiedy godzinę; nagle
huragan, który ucichł na południowym wschodzie, powraca z północnego zachodu; trzymał cię za
ogon, teraz łapie za głowę; jest to burza odwrócona. Jeśli nie jesteś wytrawnym żeglarzem czy starym
wilkiem morskim, jeśli nie byłeś na tyle przezorny, aby korzystając z ciszy opuścić żagle, w chwili
gdy wiatr się odwracał, statek rozleci się na kawałki i zatonie.
Ribeyrolles , który pojechał do Brazylii, aby tam umrzeć, podczas pobytu na Guernesey
prowadził dorywczo dla samego siebie zapiski codziennych wydarzeń; jedną z tych kartek mamy
przed sobą: „1 styczeń. Noworoczne prezenty. Burza. Statek płynący z Portrieux zatonął na
Esplanadzie. — 2. Trójmasztowiec zaginął koło Rocquaine. Szedł z Ameryki. Siedmiu ludzi utonęło.
Dwudziestu jeden uratowanych. — 3. Statek pasażerski nie przybył. — 4. Burza trwa nadal. —... 14.
Deszcze. Ziemia się obsunęła zabijając człowieka. — 15. Pogoda straszna. „Tawn" nie mógł
wyruszyć. — 22. Gwałtowna wichura. Pięć nieszczęśliwych wypadków na zachodnim wybrzeżu. —
24. Nawałnica nie ustaje. Okręty toną jeden po drugim."
Ten zakątek oceanu nie zna prawie spoczynku. Stąd krzyki mew rozlegające się w ciągu
wieków, wśród niekończącej się nawałnicy, w śpiewie nieukojonego poety starożytnego Lhy-ouar'h-
henna, tego Jeremiasza mórz.
Burze nie stanowią jednakże największego niebezpieczeństwa dla żeglugi na archipelagu;
wiatry są tam gwałtowne i służą jako ostrzeżenie; można wrócić do portu lub zwinąć wielki żagiel, a
zarefować pozostałe starając się, aby środek siły parcia wiatru na pozostałe znajdował się jak najniżej;
jeśli wiatr się wzmaga, można zwinąć wszystkie żagle i uniknąć rozbicia. W tych stronach największe
niebezpieczeństwa to niebezpieczeństwa niewidoczne, czyhające zawsze i wszędzie, a tym
groźniejsze, im pogoda piękniejsza. W takich wypadkach trzeba specjalnie manewrować statkiem.
Marynarze z zachodniego wybrzeża Guernesey celują w tego rodzaju manewrach, które można by
nazwać prewencyjnymi. Nikt nie zna tak jak oni trzech niebezpieczeństw spokojnego morza: prądów,
mielizn i trzeciego — najstraszniejszego — wirów, lejów utworzonych przez skały podwodne
podmorskich studni.
6.
SKAŁY
Wybrzeża archipelagu La Manche są na ogół dzikie. Te wyspy to przytulne mieszkanka
nieprzystępne i surowe z zewnątrz. Jako że kanał La Manche jest czymś w rodzaju Morza
Śródziemnego, falę ma krótką, gwałtowną i stłoczoną. Stąd dziwacznie poszarpane skały i głęboko
pocięte brzegi.
Ten, kto płynie wzdłuż brzegu, napotyka ciągłe miraże. Skały bez przerwy usiłują omamić
wędrowca. Gdzież gnieżdżą się owe ułudy? W granicie. Przedziwna rzecz. Są tam olbrzymie
kamienne ropuchy, które powyłaziły z wody, widocznie dla nabrania oddechu; gigantyczne zakonnice
pochylają się na horyzoncie, jakby dążąc gdzieś pospiesznie; skamieniałe fałdy ich welonów ułożył
pęd wiatru; królowie w hadesowych koro nach siedzą w zamyśleniu na masywnych stokach
obryzganych morską pianą; przeróżne istoty, ukryte wśród skał, wyciągają na zewnątrz swe race;
widać rozczapierzone palce. Takim jest ów bezkształtny brzeg. Zbliż się. Nie ma nic. Kamienne formy
umieją zanikać. Oto forteca, oto ruina świątyni, oto powalone domy i mury, ślady po opustoszonym
mieście. A nie ma ani miasta, ani świątyni, ani fortecy; samo skaliste wybrzeże. W miarę jak się
człowiek zbliża lub oddala, zbacza z drogi lub skręca, brzeg zmienia się w oczach, w żadnym
kalejdoskopie zmiany nie są tak szybkie, obrazy rozbijają się, aby natychmiast ułożyć się na nowo;
perspektywa także płata figla. Ten blok kamienny jest zrazu trójnogiem, potem lwem, potem aniołem
z rozpostartymi skrzydłami, wreszcie siedzącą postacią, która pochyla się nad książką. Nic tak nie
zmienia kształtów jak chmury, chyba tylko skały.
Owe kształty czynią wrażenie potęgi, ale nie piękna. Daleko im do tego. Bywają czasem
chorobliwe i ohydne. Na skałach widnieją guzy, narośle, torbiele, sińce, kaszaki, brodawki. Góry są
garbami ziemi. Pani de Stael słysząc jak Chateaubriand , który miał nieco za wysokie ramiona, z
niechęcią mówi o Alpach, powiedziała: „zazdrość garbusa". Jakieś olbrzymie rozbicie kształtów
tworzące swoistą harmonię uzupełnia przedziwnie wielkie i majestatyczne zarysy przyrody, poziom
mórz, sylwetki gór, ciemne plamy lasów, błękit nieba. Piękno ma swoje linie, a brzydota swoje.
Istnieje uśmiech i grymas wyszczerzonych zębów. Wietrzenie skał wywołuje ten sam efekt co
rozwiewanie się chmur. Jedno unosi się w powietrzu i rozprasza, drugie jest stałe i pozbawione więzi.
W stworzonym świecie pozostało coś z niepokoju chaosu. Najwspanialsze dzieła miewają swoje
blizny. Brzydota, czasami olśniewająca, łączy się z tym, co najpiękniejsze, protestując niejako przeciw
pojęciu ładu. Na obłoku maluje się grymaś, istnieje niebiańska groteska. Linia fali, skały, listowia iest
poszarpana, można się w niej dopatrzyć nie wiedzieć jakich parodii. Króluje bezkształt. Żadnego
poprawnego konturu. Wielkość, ale nie doskonałość. Przyjrzyjcie się obłokom: rysują się na nich
rozmaite twarze, ukazują się rozmaite podobieństwa, zarysowują się przeróżne postacie; starajcie się
w nich doszukać greckiego profilu. Znajdziecie Kalibana, lecz nie ujrzycie Wenery; nigdy nie
zobaczycie Partenonu. Lecz czasem, gdy noc zapada, jakiś olbrzymi blat cienia, wsparty na podporach
z chmur i otoczony zwałami mgieł, wyłoni się na mrocznym, rozjaśnionym bladą poświatą niebie, jak
olbrzymi i potworny dolmen.
7.
KRAJOBRAZ I OCEAN
Zabudowania folwarczne na Guernesey są monumentalne. Mury ich ciągną się czasem wzdłuż
drogi niczym teatralna dekoracja, z dwoma otworami przebitymi obok siebie: bramą wjazdową i obok
furtką dla pieszych. Czas wyżłobił w odrzwiach i sklepieniach głębokie bruzdy, w których rozwijają
się zarodniki polnej tortulli i częstokroć kryją się śpiące nietoperze. Wioski schowane wśród drzew są
zgrzybiałe, ale pełne życia. Chaty mają w sobie coś ze starych katedr. Na drodze do Hubies stoi
kamienny domek, a we wgłębieniu ściany znajdują się resztki kolumienki i data: „1405". Niedaleko
Barmoral, na fasadzie innego domku, tak jak na wiejskich chatach w Hernani i Astigarraga , widnieje
herb wykuty w kamieniu. Wszędzie na fermach spotyka się okna o szybkach w kształcie rombu,
wieżyczki z krętymi schodkami i renesansowe archi2trawy. Przed każdą bramą granitowy stopień do
wsiadania na konia.
Niektóre chaty były kiedyś barkami. Przewrócony kadłub statku, umieszczony na palach i
poprzecznych belkach, służy im za dach. Nawa sklepiona u góry to kościół; u dołu to statek; przybytek
modlitwy, odwrócony, poskramia morze. W ubogich parafiach zachodnich zwykła studnia,
uwieńczona małą kopułą z białego kamienia, stoi pośród ugorów niczym arabski pustelnik. Belka z
otworem pośrodku, osadzona na osi będącej kamiennym cokołem, zamyka żywopłot otaczający pole;
po pewnych śladach można poznać żerdzie płotu, których w nocy dosiadają chochliki i duszki.
Stoki parowów porośnięte są paprociami, powojem, dziką różą, ostrokrzewem o szkarłatnych
jagodach, głogiem, tarniną, szkockim hebdem, ligustrem i tymi długimi, pofałdowanymi wstęgami,
które zowią „kryzką Henryka IV". Wśród trawy bujnie rośnie i rozmnaża się strączkowa roślina,
chętnie zajadana przez osły, której botanicy nadają wdzięczne miano „oślej trawy". Wszędzie zarośla,
szpalery grabowe, zwarta zieleń, wśród której świergoce cały skrzydlaty światek, niepokojony przez
świat pełzających stworów; kosy, makolągwy, rudziki, sójki, ardeńskie wróble latają jak strzały, stada
szpaków zataczają w powierzu spirale; tam znowu dzwońce, szczygły, kawka pikar-dyjska, wrona
czerwononóżka. Tu i ówdzie żmija.
Małe wodospady ujęte w ograbienie ze spróchniałego drzewa, przepuszczającego krople wody,
obracają koła młyńskie, których pracę słychać pod gęstwiną gałęzi. W niektórych fermach na środku
obejścia znajdują się jeszcze prasy do wytłaczania cydru i stary, wyżłobiony kamień, gdzie obracało
się koło do rozcierania jabłek. Bydło poi się w korytach przypominających sarkofagi. Jakiś celtycki
król zamienił się być może w proch w tej granitowej skrzyni, z której spokojnie piją wodę kro-wy o
oczach Junony. Pełzacze i pliszki z pełną wdzięku poufałością przychodzą wykradać kurom
ziarno.
Wzdłuż wybrzeża wszystko jest płowe. Wiatr chłoszcze spaloną słońcem trawę. Bluszcz obrasta
kościoły i ciągnie się kobiercem aż do dzwonnicy. Miejscami, wśród pustynnych wrzosowisk, widać
jakąś chatynkę uczepioną wystającej skały. Łodzie, wyciągnięte na ląd w braku portu, są podparte
wielkimi głazami. Żagle lodzi płynących na horyzoncie są raczej koloru ochry lub łososia niż białe.
Od strony deszczowej i wietrznej kożuch porostów pokrywa drzewa; nawet kamienie zdają się
przezornie wdziewać na siebie futro z gęstego mchu. Słychać pomruki, westchnienia, szelest gałęzi,
gwałtowny trzepot skrzydeł morskich ptaków, unoszących czasem w dziobie srebrnołuską rybę;
chmary motyli, o zmiennych barwach zależnie od pory roku, wirują w powietrzu; skały rozbrzmiewają
tysiącem głębokich odgłosów. Konie puszczone na pastwisko galopują poprzez ugory. Tarzają się,
skaczą, zatrzymują się nagle; wiatr rozwiewa im grzywy; spoglądają w przestrzeń, w bezkres
następujących po sobie fal. W maju stare, wiejskie i rybackie domostwa pokrywają się lewkoniami, w
czerwcu pnączem bzu.
Na wydmach rozpadają się fortyfikacje nadbrzeżnych baterii. Wieśniacy wykorzystują
bezużyteczność przestarzałych dział; rybackie sieci suszą się na strzelnicach. W czterech ścianach
zrujnowanego blokhauzu zbłąkany osioł lub koza uwiązana..do kołka szczypią krótką, hiszpańską
trawę i błękitny oset. Śmieją się półnagie dzieciaki. Na ścieżkach widnieją ślady po grze w klasy.
Wieczorem poziomo padające promienie zachodzącego słońca oświetlają w głęboko
wydrążonych drogach powolny powrót jałówek, które zatrzymują się co chwila, by uszczknąć na
prawo i na lewo liści z żywo płotu, dając psom powód do szczekania. Dzikie przylądki zachodnie
falisto zanurzają się w morze; z rzadka rosną tam drżące na wietrze tamaryszki. O zmierzchu
cyklopowe mury, przepuszczając resztki światła między kamieniami, tworzą na szczytach wzgórz
długie grzebienie z czarnej koronki. Wśród tych pustkowi odgłos wiatru czyni wrażenie jakiejś
niesłychanej dali.
8.
SAINT-PIERRE-PORT
Saint-Pierre-Port, stolica Guernesey, była zabudowana ongiś domami z rzeźbionego drzewa,
sprowadzanymi z Saint-Malo. Na głównej ulicy, zwanej Grand Rue, istnieje jeszcze piękny, kamienny
dom z szesnastego wieku.
Saint-Pierre-Port jest wolnym portem. Miasto wznosi się tarasami wśród uroczego bezładu
pagórków i dolin pofałdowanych dokoła Starego Portu, jak gdyby zmiętych w dłoni olbrzyma. Ulice
biegną w wąwozach. Schody skracają drogę na zakrętach. Stromymi ulicami galopują świetne
zaprzęgi anglonormandzkie.
Na rynku przekupki, siedzące pod gołym niebem na bruku, mokną w czasie zimowych deszczy;
ale o kilka kroków opodal stoi pomnik z brązu jakiegoś księcia. Rocznie na Jersey spada stopa
deszczu, a na Guernesey dziesięć i pół cali. Sprzedawcy ryb mają się lepiej od sprzedawców warzyw:
targ rybny mieści się w dużej hali pod dachem, a rozłożone na marmurowych stołach rezultaty
połowów, tak często wprost cudownych na Guernesey, wspaniale się przedstawiają.
W Saint-Pierre-Port nie ma biblioteki publicznej. Jest natomiast stowarzyszenie mechaników i
kółko literackie. Istnieje szkoła średnia. Buduje się tu tyle kościołów, ile się tylko da. Kiedy
kościół jest już wzniesiony, zostaje oddany do zatwierdzenia „panom z rady". Widok przejeżdżającego
ulicą wozu z ładunkiem drewnianych gotyckich ram okiennych, ofiarowanych przez tego czy innego
cieślę dla tego czy innego kościoła, nie należy wcale do rzadkości.
Istnieje gmach sądu. Sędziowie przybrani w fiolety głośno rozprawiają. W zeszłym stuleciu
rzeźnicy nie mogli sprzedać funta wołowiny czy baraniny, zanim wyżsi urzędnicy sądowi nie wybrali
mięsa dla siebie.
Liczne „kaplice" dysydenckie są protestem przeciw oficjalnym kościołom. Wejdźcie do którejś
z tych kaplic, usłyszycie wieśniaka tłumaczącego innym zasady nestorianizmu, „to znaczy różnicę,
jaka zachodzi między Matką Chrystusa a Matką Boga", lub nauczającego, że Bóg-Ojciec jest potęgą,
podczas gdy Syn jest tylko pewnym rodzajem potęgi; trąci to herezją Abelarda . Nie brak irlandzkich
katolików nie odznaczających się cierpliwością; dzięki temu dyskusje teologiczne bywają czasem
przerywane uderzeniami ortodoksyjnych pięści.
Niedzielna bezczynność jest obowiązującym prawem. Wszystko jest dozwolone poza wypiciem
w niedzielę szklanki piwa. Jeśli chce ci się pić „w święty dzień sabatu", zgorszysz tym cnego Amosa
Chicka, który ma licencję na sprzedaż piwa i cydru na High Street. Niedzielny obowiązek: śpiewać
bez picia. Poza słowami pacierza, nie mówi się „mój Boże", lecz „mój Dobry". Good zamiast God.
Młoda Francuzka, nauczycielka, została wydalona za „używanie przekleństw", gdyż podnosząc
nożyczki zawołała: „Ach, mój Boże!" Ci ludzie są bardziej wyznawcami Biblii niż Ewangelii.
Istnieje teatr. Wchodzi się doń z pustej uliczki, przez bramę otwierającą się na korytarz.
Wnętrze jest wykonane w stylu zbliżonym do stylu przyjętego w architekturze przy budowie stodoły.
Szatan ma tu lokal niewygodny i pozbawiony przepychu. Naprzeciw teatru znajduje się więzienie,
druga siedziba tego samego indywiduum.
Na północnym wzgórzu, w Castle Carey (to błąd, należałoby mówić Carey Castle), znajduje się
cenny zbiór wyrobów przeważnie mistrzów hiszpańskich. Gdyby był dostępny publiczności, stałby się
muzeum. W niektórych domach arystokratycznych spotyka się ciekawe okazy holenderskich
malowanych kafli, którymi był wyłożony kominek cara Piotra Wielkiego w Saardam , i wspaniałych
tafli fajansowych służących do wykładania ścian, a zwanych w Portugalii azulejos; stary przemysł
fajansowy, wyrabiający prawdziwe dzieła sztuki, został dziś wskrzeszony w jeszcze piękniejszej
postaci dzięki takim inicjatorom jak doktor Lasalle, dzięki takim fabrykom jak Premieres i takim
artystom-garncarzom jak Deck i Devers.
Tym, czym w Paryżu jest Chaussee d'Antin , na Jersey jest Rouge-Bouillon; odpowiednik
Faubourg Saint-Germain nazywa się na Guernesey Les Rohais; dużo jest tam pięknych, dobrze
utrzymanych ulic z ogrodami. W Saint-Pierre-Port widzi się tyle drzew co dachów, więcej gniazd niż
domów i słyszy się więcej świergotu ptaków niż hałasów czynionych przez pojazdy. Les Rohais mają
wspaniały, patrycjuszowski wygląd arystokratycznych dzielnic Londynu, lśnią bielą i czystością.
Spróbujcie przebyć wąwóz i przejść na drugą stronę Mili Street, potem zagłębić się w przesmyk
między dwoma wysokimi domami i pójść pod górę przez wąskie, niekończące się, kręte schody o
chwiejących się kamiennych stopniach, a znajdziecie się w jakimś beduiń-skim miasteczku; rudery,
kałuże, uliczki o powyrywanym bruku, spalone mury, zapadnięte mieszkania, opuszczone,
zarastające trawą pokoje bez drzwi i okien, belki i ruiny zagradzające ulice, tu i ówdzie jakaś
zamieszkała chałupka, mali chłopcy biegający nago, blade kobiety; zupełnie jak w Zaatcha .
W Saint-Pierre-Port istnieje wiele lokalnych wyrażeń. Zwłaszcza nazwy rzemiosł różnią się
znacznie od francuskich. Niektóre określenia brzmią nader zabawnie.
Kobiety chodzące od drzwi do drzwi, by odprzedawać wybrakowane towary nabyte na bazarze
lub targu, nazywają się les chineuses. Są zwykle bardzo biedne, z trudem mogą zarobić parę groszy w
ciągu dnia. Oto powiedzenie jednej z nich: „No, proszę, jak mi się powiodło, odłożyłam przez tydzień
siedem soldów." Pewnego razu któryś z naszych przyjaciół dał przechodząc takiej kobiecie pięć
franków; powiedziała: „Dziękuję panu, to mi pozwoli na hurtowe zakupy."
W maju zaczynają przypływać jachty, przystań roi się od statków wycieczkowych; większość z
nich to dwumasztowce, czasami zdarza się jakiś parowiec. Utrzymanie takiego jachtu kosztuje
właściciela sto tysięcy franków miesięcznie.
Gra w krykieta święci tryumfy, boks podupada. Wszędzie królują towarzystwa
wstrzemięźliwości, co szczerze mówiąc — jest bardzo pożyteczne. Odbywają procesje i noszą swoje
chorągwie z masońską nieomal pompą, która może wzruszyć nawet szynkarzy. Zdarza się, że
właścicielka tawerny mówi obsługując pijaka: „Wypijcie szklaneczkę, ale nie wypijcie całej butelki."
Ludność jest zdrowa, piękna i ma dobre serce. Więzienie miejskie bardzo często świeci
pustkami. Na Boże Narodzenie dozorca więzienia, jeśli ma jakichś więźniów, wydaje im małą,
rodzinną ucztę.
Miejscowa architektura ma swoje zakorzenione dziwactwa; miasto Saint-Pierre-Port jest
wierne królo wej, Biblii i zasuwanym oknom; mężczyźni kąpią się w lecie nago; majteczki są rzeczą
nieprzyzwoitą, podkreślającą kształty.
Matki celują w ubieraniu dzieci; czyż może być coś ładniejszego niż owa różnorodność
kokieteryjnie obmyślonych małych toalet. Dzieci same chodzą po ulicy, co dowodzi wzruszającej i
miłej ufności. Małe pędraki prowadzą młodsze rodzeństwo.
Pod względem mody Guernesey naśladuje Paryż. Nie zawsze jednak; czasami kolor płomienno
czerwony albo jaskrawo niebieski przypomina o łączności z Anglią. Jednakże kiedyś pewna
miejscowa modystka, doradzając coś tamtejszej elegantce, protestowała przeciw kolorom indygo i
szkarłatnemu, czyniąc taką oto uwagę: „Sądzę, że kolor bratków jest bardzo pański i na miejscu."
Ciesielstwo okrętowe na Guernesey ma swoją sławę; w stoczniach pełno jest statków, które
czekają na naprawę. Wyciąga się je na ląd przy dźwiękach fletu. Majstrowie ciesielscy twierdzą, że
flecista dokonuje więcej niż robotnik.
Saint-Pierre-Port ma swoje Pollet, jak Dieppe, i bulwar nadbrzeżny taki jak: Strand w Londynie.
Człowiek z towarzystwa nie pokazałby się na ulicy z plikiem dokumentów lub teczką pod pachą, lecz
w sobotę chodzi z koszykiem na targ. Pobyt któregoś z członków rodziny królewskiej
przejeżdżającego przez Saint-Pierre-Port posłużył jako pretekst do zbudowania wieży. Zmarłych
grzebie się w mieście. Ulica du College biegnie wzdłuż dwóch cmentarzy położonych po jej lewej i
prawej stronie. Jakiś grób z lutego 1610 roku tworzy część muru.
Hyvreuse jest skwerem, którego trawniki i drzewa przypominają najpiękniejsze zakątki Pól
Elizejskich w Paryżu, a ponadto otoczony jest morzem. Na wystar wach eleganckiego bazaru „Pod
Arkadami" można zobaczyć takie na przykład ogłoszenie: „Tu sprzedajemy perfumy polecane przez
szósty pułk artylerii."
Po mieście jeżdżą we wszystkie strony wózki naładowane beczkami piwa lub workami z
węglem kamiennym. Przechodzień może zobaczyć tu i ówdzie także inne ogłoszenia: „Tutaj
wypożycza się nadal, jak dawniej, pięknego byczka." — „Płacimy najwyższe ceny za odpadki, ołów,
szkło, kości." — „Sprzedam wyborowe młode kartofle." — „Sprzedam tyczki do grochu, kilka ton
siana na sieczkę, pełny komplet angielskich drzwi do salonu, a także tuczną świnię. Ferma Mon-
Plaisir. Saint-Jacąues." — „Sprzedam plewy w dobrym gatunku, świeżo wymłócone, żółtą marchew
na setki i dobrą francuską sikawkę. Wiadomość w młynie portowym w Saint-Andre." — „Zabrania się
czyszczenia ryb i wyrzucania odpadków." — „Sprzedam dojną oślicę" itd., itd.
9.
JERSEY, AURIGNY, SERK
Wyspy na kanale La Manche są kawałkami Francji, które wpadły do morza i zostały pozbierane
przez Anglię. Stąd ludność mieszana. Mieszkańcy Jersey i Guernesey nie są z pewnością Anglikami
wbrew własnej woli, ale są Francuzami wbrew własnej wiedzy. Jeśli nawet zdają sobie z tego sprawę,
starają się o tym zapomnieć. Można to poznać po trosze po francuszczyźnie, którą mówią.
Archipelag składa się z czterech wysp; dwóch dużych, Jersey i Guernesey, i dwóch małych,
Aurigny i Serk, nie licząc małych wysepek jak Ortach, Casquets, Herm, Jet-Hou itd. Wysepki i rafy tej
starej Galii noszą często nazwę Hou. Koło Aurigny znajduje się Bur Hou, koło Serk Bracq-Hou,
Guernesey ma swoje Li-Hou i Jet-Hou, Jersey swoją Ecre-Hou; Granville swoją Pir-Hou. Jest
przylądek Hougue, jest Hougue-bye, Hougue des Pommiers, Houmets itp. Jest wyspa Chou-sey, rafa
Chouas itd. W wielu wyrazach można znaleźć ten godny uwagi rdzeń pierwotnego języka (np. houle
— wzburzone morze, huee — krzyki, nagonka, hure — łeb, houre — szubienica, houx — ostrokrzew,
howpe-ron — rekin, hutlement — wycie, hulotte — puszczyk, chouette — sówka itd.). Rdzeń ten
przebija w dwóch wyrazach wyrażających nieskończoność: unda i unde (fala i skąd), i w dwóch
wyrażających wątpliwość: ou i pil (albo i gdzie).
Serk jest o połowę mniejsze od Aurigny, Aurigny stanowi jedną czwartą Guernesey, Guernesey
dwie trzecie Jersey. Całe Jersey jest dokładnie tej samej wielkości co Londyn. Aby utworzyć
powierzchnię Francji, trzeba by dwa tysiące siedemset takich wysp jak Jersey. Według obliczeń
Charassina, doskonałego agronoma i praktyka, gdyby Francja była tak dobrze uprawiona jak Jersey,
mogłaby wyżywić dwieście siedemdziesiąt milionów ludzi, czyli całą Europę. Z tych czterech wysp
Serk jest najmniejszą i najpiękniejszą; Jersey największą i najładniejszą; Guernesey, dzika i
roześmiana, ma w sobie coś z jednej i drugiej. Na Serk są złoża srebra, nikt ich jednakże nie
eksploatuje ze względu na niską wydajność. Jersey ma pięćdziesiąt sześć tysięcy mieszkańców,
Guernesey trzydzieści tysięcy, Aurigny cztery i pół tysiąca, Serk sześciuset, Li-Hou jednego.
Odległość z jednej wyspy na drugą, z Aurigny na Guernesey i z Guernesey na Jersey, można by
przebyć jednym krokiem siedmiomilowego buta. Cieśnina pomiędzy Guernesey i Herm nazywa się
Mały Ruau, a między Herm i Serk Duży Ruau. Najbliższym cyplem francuskim jest przylądek
Flaman ville. Na Guernesey słychać armaty z Cherbourga, a w Cherbourgu grzmoty z
Guernesey.
Jakeśmy już mówili, burze na archipelagu La Manche są straszliwe. Archipelagi są ojczyzną
wichru. Między wszystkimi wyspami biegną korytarze, ustawicznie czynne miechy. Dobre to dla
morza, złe dla lądu. Wiatr ściąga wyziewy i zatapia okręty. To prawo panuje na wyspach na Kanale,
podobnie jak na każdym innym archipelagu. Cholera wśliznęła się na wyspy Jersey i Guernesey. W
średniowieczu wybuchła na Gurnesey tak gwałtowna epidemia, że starosta ziemski spalił archiwa, aby
usunąć zarazę.
We Francji chętnie nadaje się tym wyspom miano wysp angielskich, w Anglii nazywają je
wyspami normandzkimi. Wyspy kanału La Manche biją swoją monetę; ale jedynie z miedzi. Rzymska
droga, której ślady są jeszcze widoczne, wiodła z Coutances na Jersey.
Jakeśmy już wspomnieli, w 709 roku ocean oderwał Jersey od Francji. Pochłonął dwanaście
parafii. Rodziny żyjące po dziś dzień w Normandii mają jeszcze swoje lenna w tych parafiach; ich
boskie prawo znajduje się pod wodą; to się zdarza boskim prawom.
10.
HISTORIA, LEGENDA, RELIGIA
Sześć pierwotnych parafii na Guernesey należało do jednego pana; był nim Neel, wicehrabia de
Cotentin, pokonany koło Dunes w 1047 roku. W tym to czasie, jak twierdzi Dumaresą, istniał na
wyspach La Manche wulkan. Data zatonięcia dwunastu parafii na Jersey jest zapisana w Czarnej
Księdze katedry w Coutances. Pan de Briąuebec tytułował się baronem na Guernesey. Aurigny było
lennem Henryka 1'Artisan; Jersey przetrwało dwóch grabieżców, Cezara i Rollona .
Haro jest prawdopodobnie zawołaniem księcia (Ha! Rollo!), jeśli nie pochodzi od saksońskiego
haran, krzyczeć. Okrzyk haro należy powtórzyć trzykrotnie, na klęczkach, na głównej drodze, a wtedy
ustaje wszelka praca w okolicy aż do chwili, w której sprawiedliwości stanie się zadość.
Przed Rollonem, księciem normandzkim, na archipelagu panował Salomon , król Bretonów.
Stąd wiele pozostałości normandzkich na Jersey i wiele bretoń-skich na Guernesey. Historia odbiła się
na przyrodzie; Jersey ma więcej łąk i zieloności, a Guernesey jest bardziej skaliste i surowe.
Wyspy były usiane szlacheckimi siedzibami. Hrabia Essex pozostawił na Aurigny ruinę zamku
Essex Castle. Na Jersey jest Montorgueil, a na Guernesey zamek Cornet. Zamek Cornet stoi na skale
zwanej Ostrowiem lub Hełmem. Slady tej metafory odnajdujemy w nazwach Casquets, Casques.
Zamek ten był w swoim czasie oblegany przez pikardyjskiego pirata Eustachego , a Montorgueil
przez Duguesclina . Fortece, podobnie jak i kobiety oblegane przez sławnych ludzi, lubią się tym
chełpić.
Jeden z papieży w piętnastym wieku ogłosił, że wyspy Jersey i Guernesey są neutralne. Uczynił
to z myślą o wojnie, a nie o schizmie. Nauka Kalwina, głoszona na Jersey przez Piotra Moorice, a na
Guernesey przez Mikołaja Baudouina, przedostała się na Archipelag Normandzki w 1563 roku.
Szerzyła się równie prędko jak nauka Lutra; dziś jednak wypierają ją metodyści, odłam protestantów,
do których należy przyszłość Anglii.
Na archipelagu nie brak kościołów. Szczegół ten wart jest podkreślenia; wszędzie świątynie.
Katolicka pobożność została zdystansowana; każdy skrawek ziemi na Jersey czy Guernesey dźwiga
więcej kapliczek niż jakikolwiek kawałek ziemi tej samej wielkości w Hiszpanii czy we Włoszech.
Właściwi metodyści, zjednoczeni metodyści, metodyści niezależni, baptyści, prezbiterianie, milleniści,
kwakrowie, badacze Pisma świętego, bretherns (bracia z Plymouth), antysekciarze itd.; dodajmy do
tego kościół diecezjalny anglikański, kościół rzymskokatolicki. Na Jersey istnieje także kaplica
mormonów. Biblie ortodoksyjne poznaje się po tym, że Szatan pisze się małą literą: szatan. Dobrze
mu tak.
Skoro już mowa o Szatanie, wypada nadmienić, że Wolter jest ogólnie znienawidzony. Słowo
Wolter ma być podobno jednym z imion Szatana. Kiedy wchodzi w grę Wolter, wszystkie sekty się
sprzymierzają, mormon sympatyzuje z anglikaninem. Wszystkich ogarnia jednakowy gniew i
wszystkie wyznania zieją jednakowo wielką nienawiścią. Potępienie Woltera jest punktem zbieżnym
wszystkich odłamów protestantyzmu. Zjawisko godne uwagi: katolicyzm nie cierpi Woltera, a
protestantyzm go nienawidzi. Genewa przelicytowuje Rzym. Istnieje cała gama coraz silniejszych
przekleństw. Nie ma znaczenia sprawa Calasa, Sirvena i cała elokwencja rozwinięta przeciw
prześladowaniom dysydentów. Wolter zaprzeczył dogmatom, to wystarczy. Bronił protestantów, lecz
zranił protestantyzm. Protestanci darzą go ortodoksyjną niewdzięcznością. Kogoś, kto miał
przemawiać publicznie w Saint-Helier na rzecz kwesty, ostrzeżono, że jeśli wymówi imię Woltera,
zaprzepaści sprawę. Jak długo przeszłość potrafi dobyć z siebie głosu, Wolter będzie potępiany.
Posłuchajcie tylko tych wszystkich głosów: nie jest to ani geniusz, ani talent, ani dowcip. Obrzucano
go obelgami jako starca, unicestwia się jako zmarłego. Jest zawsze przedmiotem napaści. Na tym
polega jego sława. Czyż można mówić o Wolterze spokojnie i sprawiedliwie?
Jeśli człowiek góruje nad swoją epoką i staje się wcieleniem postępu, spotyka się nie z krytyką,
lecz z nienawiścią.
11.
DAWNE JASKINIE I DAWNI ŚWIĘCI
Cyklady tworzą okrąg; archipelag La Manche tworzy trójkąt. Kiedy się patrzy na wyspy kanału
La Manche na mapie, która jest dla człowieka widokiem z lotu ptaka, trójkątny odcinek morza rysuje
się pomiędzy trzema punktami szczytowymi: Aurigny jest punktem najbardziej wysuniętym na
północ, Guernesey na zachód, Jersey na południe. Każdą z tych trzech wysp macierzystych otaczają
wysepki-pisklęta. Aurigny ma Bur-Hou, Ortach i Casquets; Guernesey ma Herm, Jet-Hou i Li-Hou;
Jersey otwiera w kierunku Francji łuk zatoki Saint-Aubin; dwie rozproszone, lecz wyraźne grupy
wysepek, Grelets i Minquiers, zdają się dążyć w jej stronę wśród lazuru wody, równie błękitnej jak
powietrze, ną kształt dwóch rojów pszczelich zbiegających się do otworu ula. W środku archipelagu
— Serk ze swoimi satelitami, Brecq-Hou i Koźlą Wyspą, jest łącznikiem między Guernesey i Jersey.
Porównanie Cyklad z wyspami na Kanale niewątpliwie zastanowiłoby szkołę mistyków badających
mity, która w czasie Restauracji, poprzez Ecksteina, była związana z de Maistre'em ; to porównanie
natchnęłoby ją do stworzenia symbolu: zaokrąglony Archipelag Helleński, ore rotundo ; archipelag
La Manche, ostry, najeżony, nasrożony, kanciasty; jeden przywodzi na myśl harmonię, drugi złośliwą
przekorę; nie jest to dziełem przypadku, że jeden z nich jest archipelagiem greckim, a drugi
normandzkim.
Ongiś, w czasach przedhistorycznych, wyspy kanału La Manche były zupełnie dzikie. Pierwsi
wyspiarze należeli prawdopodobnie do tego typu pierwotnych ludzi o cofniętych szczękach, który
można odnaleźć w Moulin-Guignon. Przez jedno półrocze żywili się rybami i skorupiakami, a przez
następne tym, co wyrzuciło morze. Żyli z plądrowania swego wybrzeża. Znali tylko dwie pory roku:
porę połowów i porę rozbicia okrętów; podobnie Grenlandczycy nazywają lato polowaniem na reny, a
zimę polowaniem na foki. Wszystkie te wyspy, później normandzkie, były porośnięte ostem i
jeżynami, pełne nor dzikiego zwierza i kryjówek piratów. Stary miejscowy kronikarz wyraża sią o
nich dosadnie: „Gniazdo szczurów i korsarzy". Przybyli tam Rzymianie, ale za ich sprawą uczciwość
uczyniła niewielki krok naprzód: piratów wieszali na krzyżach 1 wprowadzili święto Furinales,
czyli święto łotrów. Święto to obchodzi się jeszcze u nas 25 lipca w niektórych wioskach, a przez
okrągły rok w miastach.
Jersey, Serk i Guernesey nazywały się ongiś Ange, Sarge i Bissarge. Aurigny to dawne
Redanoe, o ile nie Thanet. Według pewnej legendy, na Szczurzej Wyspie, insula rattorum, ze
skrzyżowania króliczych samców i szczurzych samiczek powstała świnka morska, turkey cony. Jeśli
możemy wierzyć księdzu Furetiere , proboszczowi z Chalivoy, który wyrzucał La Fontaine'owi, że
ten ostatni nie rozróżnia drzewa nieokorowanego od dekoracyjnego starodrzewu, Francja lata całe nie
dostrzegała Aurigny u swego boku. Istotnie, Aurigny zajmuje w historii Normandii bardzo mało
miejsca. Jednakże Rabelais znał już Archipelag Normandzki; wymienia Herm i Serk, które nazywa
Cerą. „Ręczę wam, że ten kraj tutaj jest zupełnie podobien wyspom Serk i Herm między Bretanią i
Anglią, które zwiedzałem niegdyś" ». (Wydanie z 1558 r. Lyon, str. 423) .
Casquets są niebezpiecznym miejscem, gdzie tonie wiele okrętów. Przed dwustu laty Anglicy
zajmowali się wyławianiem stamtąd armat. Jedna z tych armat, pokryta ostrygami i małżami, znajduje
się w muzeum w Valognes.
Herm jest pustelnią; święty Tugdual, przyjaciel świętego Sampsona, odprawiał modły na Herm,
podobnie jak święty Magloire na Serk. Aureole pustelników jaśniały na wszystkich tych wystających z
morza skałach. Helier modlił się na Jersey, a Marcouf wśród skał Calvados. Były to czasy, kiedy
pustelnik Eparchias został świętym Cybardem w jaskiniach Angouleme, a anachoreta Crescentius w
lasach Treves zburzył świątynię Diany wpatrując się w nią uporczywie przez pięć lat. Na Serk, które
było jego świętym przybytkiem, son jonccd naomak, Magloire skomponował hymn do wszystkich
świętych, odtworzony przez Santeula Coelo quos eadem gloria consecrat . Stąd też rzucał
kamieniami w Saksonów, których łupieska flota po dwakroć przeszkodziła mu w jego modłach.
Archipelag był w owej epoce nieco niepokojony także przez amwa-rydoura, wodza kolonii celtyckiej.
Od czasu do czasu Magloire przechodził przez wodę udając się na rozmowę z Mactiernem z
Guernesey, Nivou, który był prorokiem. Pewnego dnia Magloire, uczyniwszy cud, ślubował, że nie
będzie już nigdy jadał ryb. Poza tym, aby uchronić psy od złych obyczajów i nie nasuwać grzesznych
myśli swoim mnichom, usunął z wyspy Serk wszystkie suki; prawo do przetrwało do dziś dnia. Święty
Magloire oddał archipelagowi także wiele innych usług- Przybył kiedyś na Jersey, aby przemówić do
rozumu pospólstwu, które miało brzydki obyczaj zamieniania się w dzień Bożego Narodzenia w różne
zwierzęta na cześć Mitry . Święty Magloire położył kres tym nadużyciom. Jego relikwie zostały
skradzione za panowania Nominoego, wasala Karola Łysego, przez mnichów z Lehonlez-Dinan.
Wszystkie te wydarzenia są potwierdzone przez bollandystów , Acta Sanctii Marculphi itd., i opisane
w Historii Kościoła księdza Trigan . Wiktrycjusz z Rouen, przyjaciel Marcina z Tours, miał swoją
grotę na Serk, która to wyspa w jedenastym wieku należała do opactwa w Montebourg. W chwili
obecnej Serk jest lennem unieruchomionym w rękach czterdziestu dzierżawców.
12.
ODRĘBNOŚCI LOKALNE
Każda z wysp ma swoją odrębną monetę, odrębną gwarę, odrębny samorząd i odrębne przesądy.
Jersey obawia się właścicieli francuskich. A nuż zechcą wykupić całą wyspę! Na Jersey
cudzoziemcom nie wolno kupować ziemi; na Guernesey — wolno. Przepisy religijne natomiast są tam
dużo surowiej przestrzegane; niedziela na Jersey jest nieskrępowana, na Guernesey bynajmniej. Biblia
ma większy autorytet w Saint-Pierre-Port niż w Saint-Helier. Kupno nieruchomości na Guernesey jest
rzeczą skomplikowaną, zwłaszcza dla cudzoziemca, który nie wie o pewnym szczególnym ryzyku;
kupujący przez lat dwadzieścia odpowiada nabytą własnością za stan interesów i finansów sprzedawcy
w chwili dokonania transakcji.
Inne trudności wynikają z różnicy miar i monety. Szyling, nasz dawny ascalin lub chelin, wart
jest dwadzieścia pięć soldów w Anglii, dwadzieścia sześć na Jersey, a dwadzieścia cztery na
Guernesey. „Królewska waga" ma także swoje kaprysy: funt guernesejski nie jest równy funtowi z
Jersey, a ten znów różni się od funta angielskiego. Na Guernesey mierzy się pole na pręty, a pręty na
piędzie. Ten system zmienia się na Jersey. Na Guernesey monetą obiegową są pieniądze francuskie,
lecz określa się je według monety angielskiej. I tak jeden frank nazywa się „dziesięć pensów". Brak
równowagi posuwa się tak daleko, że na archipelagu jest więcej kobiet niż mężczyzn; na pięciu
mężczyzn przypada sześć kobiet.
Guernesey ma wiele przydomków, niektóre z nich są archeologiczne; uczeni zwą je Granosia, a
ludzie prawomyślni „mała Anglia". Istotnie przypomina ono Anglię swoim kształtem geometrycznym;
Serk byłoby jej Irlandią, a