11469

Szczegóły
Tytuł 11469
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11469 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11469 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11469 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

DAVID MORRELL SI�A STRACHU Przek�ad Przemys�aw Bieli�ski AMBER Tytu� orygina�u THE PROTECTOR Redaktorzy serii MA�GORZATA C�BO-FONIOK ZBIGNIEW FONIOK Redakcja stylistyczna KATARZYNA MAKARUK Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSKI Korekta MAGDALENA KWIATKOWSKA EL�BIETA STEGLI�SKA Ilustracja na ok�adce EDWIN HERDER Opracowanie graficzne ok�adki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER Sk�ad WYDAWNICTWO AMBER Wydawnictwo Amber zaprasza na stron� Internetu http://www.amber.sm.pl http://www.wydawnictwoamber.pl Copyright C 2003 by Morrell Enterprises Inc. Ali rights reserved. �adna pasja nie pozbawia umys�u wszelkiej mocy rozumowania i dzia�ania tak skutecznie, jak strach. Edmund Burk� O rzeczach wznios�ych i pi�knych Z 0.0. For the Polish edition Copynght (c) 2003 by Wydawnictwo Amber Sp. z o. ISBN 83-241-0403-8 Prolog STAN WYJ�TKOWY POLICJA ROZP�DZA DEMONSTRANT�W St Louis, Missouri, 14 kwietnia (AP) To, co dla w�adz mog�o by� trzecim dniem zamieszek, sko�czy�o si� dzisiaj rano, kiedy dwa tysi�ce policjant�w przy u�yciu pa�ek i gazu �zawi�cego rozp�dzi�o dziesi�� tysi�cy protestant�w. Zamieszki, w kt�re przerodzi� si� protest przeciwko konferencji �wiatowej Organizacji Handlu (WTO) w St Louis, zamieni�y centrum miasta w ogromne pole bitwy. Straty spowodowane po�arami i aktami wandalizmu ocenia si� na du�o ponad pi�tna�cie milion�w dolar�w. Zdaniem protestuj�cych WTO lekcewa�y ochron� �rodowiska naturalnego i nie szanuje praw pracowniczych w krajach nierozwini�tych. Chocia� podobne demonstracje cztery lata temu w Seattle pokaza�y w�adzom St Louis, czego nale�y si� spodziewa�, policja i tak pocz�tkowo by�a bezradna. - Przygotowywali�my si� p� roku - powiedzia� szef policji Edward Gaines. - Ale ci anarchi�ci s� lepiej zorganizowani ni� w Seattle. Dzi�ki Bogu, w ko�cu ich z�amali�my. - Anarchi�ci. - Prowadz�cy zebranie zastanowi� si� chwil� nad tym s�owem. - �adnie to uj��. rozruchy. Wkroczy�a policja i prawdziwi demonstranci musieli si� broni�, wszczynaj�c zamieszki i dyskredytuj�c swoj� spraw�. - To teoria spiskowa - westchn�� przewodnicz�cy. - Zawsze musi by� jaka� teoria spiskowa. Ale tym razem akurat maj� racj�. Tylko �e tu chodzi o inny spisek, ni� my�l�. Genera� kiwn�� g�ow�. -1 w dodatku wszystko pokaza�a telewizja. Wszystkie stacje. Czarno na bia�ym. Nikt nic nie zauwa�y�. - Jak powiedzia�em - o�wiadczy� wojskowy analityk i rozejrza� si� po zebranych - operacja zako�czy�a si� ca�kowitym sukcesem. �MIER� RANGERS�W PODCZAS MISJI SZKOLENIOWEJ Bagno to m�j przyjaciel, powt�rzy� Braddock. Trzymaj�c nad g�ow� M-16, brn�� przez si�gaj�c� mu do piersi zimn� wod�. Wprawdzie z trudem wyci�ga� buty z mulistego dna, ale powtarza� mantr�, kt�rej dawno temu nauczy� si� na szkoleniu od instruktora. Bagno to m�j przyjaciel. Od tamtej pory wiele si� wydarzy�o. Braddock walczy� na Grenadzie, w Panamie, by� w Afganistanie, bra� udzia� w "Pustynnej Burzy" 11 - To Al zasugerowa�a, �eby Gaines tak ich nazwa� w swoim o�wiad czeniu - powiedzia� genera�. - Ale szef nie mia� poj�cia, co si� naprawd� sta�o. Ta operacja za ko�czy�a si� ca�kowitym sukcesem - podsumowa� wojskowy analityk. W sk�ad grupy wchodzi�o jeszcze dw�ch podpu�kownik�w i wysoka muskularna kobieta. Ubrana w kostium khaki Al (zdrobnienie od Alicia) siedzia�a wraz z innymi w pokoju sztabowym. Wysokie fotele ustawiono przed du�ym ekranem, na kt�rym mo�na by�o zobaczy� nagrania z zamieszek. W�a�nie sko�czy� si� reporta� NBC i zacz�a relacja CNN. Pokazano pierwszy dzie� zamieszek. Demonstracja ci�gn�a si� od Busch Stadium i gmachu s�du federalnego a� do olbrzymiego America's Center, w kt�rym odbywa�a si� konferencja WTO. O zmierzchu ca�e centrum St Louis by�o ju� sparali�owane. Na ekranie wida� by�o demonstrant�w t�uk�cych wszystkie okna w zasi�gu wzroku. Przewracali i podpalali samochody, a p�omienie odbija�y si� w pot�uczonym szkle. Drugiego dnia zamieszek demonstrant�w by�o jeszcze wi�cej. Niszczyli wszystko, co wpad�o w ich r�ce. Na konferencji prasowej burmistrz og�osi� stan wyj�tkowy i nakaza� mieszka�com omija� centrum. Trzeciego dnia policja miejska przy wsparciu oddzia��w policji stanowej i Gwardii Narodowej przeprowadzi�a kontratak. Demonstrant�w zepchni�to przy u�yciu gazu �zawi�cego w stron� Memoria� Park. Tam, w�r�d zieleni otaczaj�cej wynios�y Gateway Arch, protestanci stratowali miasteczko namiot�w, kt�re sami zbudowali. Reporter m�wi� co� szybko. Kamera z helikoptera filmowa�a demonstrant�w spychanych za Gateway Arch. Z t�umu lecia�y na nacieraj�cych policjant�w kamienie i butelki. Jedna wype�niona by�a jakim� p�ynem i zatkana szmat�. M�ody m�czyzna podpali� j� i rzuci�, a kamera uchwyci�a moment eksplozji. Maski przeciwgazowe, tarcze i pancerze sprawia�y, �e policjanci wygl�dali jak "armia robocop�w"; tak to uj�� zdyszany reporter. Ignoruj�c p�on�c� benzyn� i kamienie, policja odpali�a pociski z gazem �zawi�cym. Demonstranci niemal znikn�li za chmur� gazu. Druga kamera, zainstalowana na barce na Missisipi, pokaza�a, jak z chmury gazu wytaczaj� si� ludzie. Zgi�ci wp�, kaszl�cy, wygl�dali na przera�onych. Za nimi pojawili si� policjanci. Demonstranci w panice rzucili si� do ucieczki w jedynym kierunku, jaki im pozosta�: do Missisipi. Tysi�ce ludzi skoczy�o do rzeki. Z trudem usi�owali utrzyma� si� na powierzchni. Na brzegu zaroi�o si� od ciemnych sylwetek policjant�w. - Widzieli�cie cz�owieka, kt�ry rzuci� koktajl Mo�otowa - odezwa� si� genera�. -Niekt�rzy liberalni komentatorzy uwa�aj�, �e to pod�egacz z zewn�trz. Zagro�one korporacje mia�y wynaj�� ludzi, �eby wszcz�li 10 Camp Rudder, Floryda, 24 kwietnia (AP) Dow�dca Camp Rudder, kwatery g��wnej 6. Batalionu Szkoleniowego Rangers�w, potwierdzi�, �e pi�tnastu cz�onk�w tej formacji uton�o dwa dni temu w bagnach podczas misji szkoleniowej. O�wiadczenie zosta�o wydane z op�nieniem, �eby najpierw powiadomi� rodziny �o�nierzy. - Ca�y czas pr�bujemy ustali�, co si� wydarzy�o - powiedzia� podpu�kownik Robert Boland. - Prowa- dzimy �wiczenia w tym rejonie regularnie, ale dot�d nie mieli�my �adnych powa�niejszych problem�w. Co prawda ostatnia noc by�a wyj�tkowo zimna, jak na t� por� roku, a po ostatnich deszczach poziom wody znacznie si� podni�s�. Tylko �e to byli rangersi. Na tym etapie szkolenia wiedzieli ju�, jak radzi� sobie w znacznie trudniejszych warunkach. Wiemy jedynie, �e nie nawi�zali ��czno�ci radiowej o okre�lonej porze. i wielu innych tajnych misjach podczas niewypowiedzianych wojen, cz�sto w d�ungli. Teraz sam by� instruktorem. Brn�� przez ciemno��, pochylony lekko do przodu, by zr�wnowa�y� trzydziestokilowy plecak, i mia� nadziej�, �e ka�dy �o�nierz w jego dru�ynie powtarza t� sam� mantr�. Bagno to m�j przyjaciel. Aligatory to moi przyjaciele. W�e to moi przyjaciele. Nie my�l. Po prostu powtarzaj to i uwierz. Ignoruj�c co�, co przypomina�o zatopion� k�od�, ale przemkn�o mu pod nogami, tak �e niemal straci� r�wnowag�, Braddock skupi� si� man-trze. Mia� nadziej�, �e jego ludzie robi� to samo. Brn�li przez bagno ju� prawie trzy godziny. Przed sob� mieli jeszcze dwie. Ju� ponad po�owa drogi za nami, chcia� pocieszy� �o�nierzy Braddock, ale nie m�g� tego zrobi�. Podczas �wiczenia obowi�zywa�a ca�kowita cisza. Nawet sygna�y wysy�ane przez radio co p� godziny do drugiej dru�yny by�y bezg�o�ne i sk�ada�y si� z elektronicznych impuls�w. Co wi�cej, �aden rangers nie mia� noktowizora w my�l zasady, �e nowoczesny sprz�t to luksus i nie powinni na nim polega�. Ciemno�� to m�j przyjaciel. Noc by�a bezksi�ycowa - dlatego w�a�nie wybrano j� na �wiczenia. Co wi�cej, g�ste chmury zas�ania�y gwiazdy. W ciemno�ci majaczy�y pot�ne pnie martwych drzew, szare na tle wszechobecnej czerni, wyznaczaj�c zarys okolicy. W takich warunkach mog�oby si� wydawa�, �e kolory maskuj�ce na twarzach �o�nierzy s� zb�dne. Braddock uprzedzi� ich jednak, �e musz� by� przygotowani na ka�d� ewentualno��. Nawet podczas nocnej misji maskuj�ca farba na twarzy by�a obowi�zkowa. Przemoczony, zimny mundur klei� si� Braddockowi do cia�a. Przed sob� dostrzeg� lekki poblask kompasu. Zwiadowca sprawdzi� po�o�enie i zmieni� kierunek marszu. B�dzie musia� go za to ukara� - zabra� przepustk�, wyd�u�y� codzienny bieg o kilka kilometr�w. Nie powinien by� dostrzec �wiate�ka kompasu. Snajper te� by je zobaczy�. Chocia� spryska� si� �rodkiem odstraszaj�cym owady, na twarzy siada�y mu chmary komar�w. Nie zwraca� na nie uwagi. Owady to jego przyjaciele. Ws�uchiwa� si� w plusk wody towarzysz�cy oddzia�owi brn�cemu w�r�d ledwie widocznych drzew. Uniesione w g�r� r�ce zaczyna�y dr�twie�. Cuchn�ca woda si�ga�a ju� do szyi. Co� pod powierzchni� otar�o si� o niego. Czu� smr�d gnij�cych ro�lin. Zadr�a�. 12 To go zaniepokoi�o. Przywyk� do znacznie ci�szych warunk�w i mia� do siebie pretensj�, �e traci zimn� krew. Wok� k��bi�a si� szara mg�a, a cierpki smr�d zgnilizny dra�ni� nozdrza. Woda zrobi�a si� jeszcze zimniejsza. Braddock zn�w zadr�a�, ale dr�twota n�g i ucisk w piersi nie mia�y znaczenia. Mia� na g�owie wa�niejsze sprawy. To ju� za chwil�. Nie myli� si�. Na niebie rozb�ys�y flary, przeszywaj�c ciemno�� ostrym �wiat�em. Ludzie Braddocka zaskoczeni spojrzeli w g�r�. �wiat�o flar odbija�o si� w m�tnej wodzie. Chocia� on sam wiedzia�, co ma si� sta�, dosta� rozkaz, �eby nie uprzedza� �o�nierzy. Przewiduj. Nic nie mo�e ci� zaskoczy�. To �wiczenie mia�o sprawi�, �e zm�czony oddzia� Braddocka poczuje si� niespodziewanie zagro�ony. Nad szkieletami drzew trzy my�liwce przemkn�y tak szybko, �e og�uszaj�cy ryk da� si� s�ysze�, dopiero kiedy znik�y w ciemno�ci. Braddock mia� przy sobie elektroniczny lokalizator, �eby piloci wiedzieli, gdzie nie strzela�. Pociski smugowe przeora�y bagno. Dwie�cie metr�w przed rangersami noc o�y�a wybuchami i ogniem. - Jezu - powiedzia� kto�. Nie, j�kn�� bezg�o�nie Braddock. Nie wolno si� odzywa�. - Co, do... - zakl�� kto� inny. - Nie wiedz�, �e tu jeste�my? Braddock rzuci� si� w jego stron� przez zimn� wod�. "Stul pysk", m�wi�o jego spojrzenie. Ca�y oddzia� spowi�y k��by cuchn�cego korytem i padlin� dymu. Braddock omal si� nie zakrztusi�. - Chryste, prawie nas trafili - powiedzia� trzeci komandos. Braddock skoczy� w jego stron�, uciszaj�c go spojrzeniem. Cholera jasna, panujcie nad sob�, chcia� krzykn��. Po prostu wykonujcie rozkazy. Woda wydawa�a si� jeszcze zimniejsza. Co� mi�kkiego zn�w szturchn�o Braddocka w bok. Zadr�a� gwa�townie. Serce wali�o mu jak m�otem, oddech przyspieszy�. - Nikt nie wspomina� nic o rakietach - powiedzia� dr��cym g�osem czwarty �o�nierz. Braddock z w�ciek�o�ci� skoczy� do niego i zatrzyma� si� gwa�townie, gdy flary z sykiem wpad�y do wody. Wszystko uton�o w k��bach dymu. Braddock zadygota� tak mocno, �e zaszczeka�y mu z�by. Poczu�, �e pali go �o��dek. Jego cia�o powoli opanowywa� niepowstrzymany strach. Dr�twia�y mu mi�nie, rozsadza�o klatk� piersiow�. Nie by� w stanie zapanowa� nad oddechem. Wdech, raz, dwa, trzy. Przytrzymaj 13 powietrze, raz, dwa, trzy. Wydech, raz, dwa, trzy. Wdech, raz, dwa, trzy. Przytrzymaj powietrze, raz, dwa, trzy. Pier� jednak nie chcia�a go s�ucha�. Nic nie rozumia�. Mia� za sob� tyle trudnych misji, �e to by�a b�ahostka. Bagno to m�j przyjaciel. Ciemno�� to m�j przyjaciel. Co si� ze mn� dzieje, chcia� wrzasn��. Jeden z rangers�w - najtwardszy w dru�ynie - wrzasn�� naprawd�: - Co� mnie ugryz�o! Nie! Dr��cy g�os �o�nierza zdradza� panik�. Jakby by� zwyk�ym cywilem! O co chodzi? - W��! K�oda - albo co� innego - uderzy�a Braddocka w bok. - Aligator! -Mam co� pod...! Wtem kt�ry� �o�nierz zacz�� strzela� seriami w ciemno��. Ogie� wystrza�u wydoby� drobne zmarszczki na powierzchni wody. Pociski dar�y martwe pnie drzew. Reszta oddzia�u z krzykiem otworzy�a ogie�. Prawe rami� Braddocka przeszy�a kula. Straci� r�wnowag� i run�� do ty�u. B�otnista woda zala�a mu usta i nos. Bro� zagrzechota�a g�ucho pod powierzchni� bagna. Trzymaj�c mocno karabin, Braddock pokona� op�r ci�gn�cego go wd� plecaka. Szarpn�� si� do g�ry. Gdy si� wynurzy�, desperacko �api�c powietrze, huk wystrza��w go og�uszy�. Wok� k��bi� si� dym i czu� by�o smr�d kordytu. B�ysk wystrza��w o�lepia�. - Przerwa� ogie�! - krzykn�� Braddock. - Przerwa� ogie�! Z trudem rozpozna� w�asny g�os. �ciskaj�cy gard�o strach zmieni� krzyk w cienki pisk. Trafiony kul� w lewy bark zn�w osun�� si� do wody. Na szyi poczu� k�y. Nie! Bagno to m�j przyjaciel! Aligatory, w�e...! Gdy po chwili uda�o mu si� wydoby� na powierzchni�, w chaos paniki, krzyk�w i wystrza��w, nast�pny pocisk odstrzeli� mu potylic�. Cz�� pierwsza OCENA ZAGRO�ENIA B uty i zegarki. Ju� dawno temu Cavanaugh nauczy� si�, �e dobry ochroniarz powinien zwraca� uwag� na buty i zegarki. Na przyk�ad mokasyny. Cz�owiek w mokasynach rzadko kiedy okazuje si� wyszkolonym porywaczem czy zab�jc�. Takie buty �atwo zgubi� podczas po�cigu czy walki. Odpowiednie s� jedynie wysokie buty albo sznurowane pantofle. R�wnie� cienkie podeszwy informowa�y, �e ich w�a�ciciel raczej nie stanowi zagro�enia. W walce licz� si� tylko grube podeszwy. Oczywi�cie kto� w mokasynach albo butach na cienkiej podeszwie te� mo�e mie� z�e zamiary, ale wtedy wiadomo �e cz�owiek ma do czynienia z amatorem. Podobnie cennych informacji dostarczaj� zegarki. Wielu agent�w wyszkolonych w latach siedemdziesi�tych i osiemdziesi�tych nosi�o roleksy dla p�etwonurk�w albo pilot�w. Powody by�y dwa. Po pierwsze, cieszy�y si� opini� niezawodnych w trudnych warunkach, co dla agenta jest szczeg�lnie wa�ne. Po drugie, w razie nag�ej potrzeby mo�na je by�o �atwo sprzeda�. Nie ka�dy w�a�ciciel roleksa wzbudza� podejrzenia Cavanaugha. Musia� mie� czterdzie�ci albo wi�cej lat i pasowa� do wizerunku agenta wyszkolonego w latach siedemdziesi�tych i osiemdziesi�tych. Agenci z tamtych lat lubili sportowe buty, d�insy, T-shirty i wiatr�wki (cz�sto sk�rzane). Lu�na kurtka pozwala �atwo ukry� pistolet. Dla niewprawnego oka kto� taki wygl�da zwyczajnie, ale Cavanaugh przygl�da� mu si� podejrzliwie. Agenci wyszkoleni w latach dziewi��dziesi�tych i p�niej wygl�dali inaczej. Byli oczywi�cie m�odsi, a poza tym woleli tanie, ale wytrzyma�e zegarki ze stoperem - na przyk�ad gumowane dla p�etwonurk�w - dost�pne w ka�dym przyzwoitym sklepie sportowym. Nosili buty turystyczne 2 - Sil� strachu 17 (twarde, grube podeszwy), lu�ne spodnie z du�ymi kieszeniami (�eby ukry� bro�), lu�ne bluzy (�eby ukry� bro�) i plecaki (�eby ukry� bro�). Dla wi�kszo�ci ludzi na ulicy kto� taki nie wyr�nia si� z t�umu, Cavanaugh jednak natychmiast umieszcza� go na li�cie podejrzanych. Zegarki. Tyle m�wi� o w�a�cicielach! Cavanaugh pracowa� kiedy� w Istambule. Mia� zapewni� bezpiecze�stwo ameryka�skiemu miliardero-wi, kt�ry pojecha� tam w interesach, nie zwa�aj�c na pogr�ki zwi�zane ze wsparciem finansowym, jakiego udziela� Izraelowi. Zanim samolot miliar-dera wyl�dowa� na istambulskim lotnisku, Cavanaugh sprawdzi� zat�oczon� hal� i teren przed terminalem. W r�nobarwnym t�umie, w kt�rym tradycyjne arabskie stroje miesza�y si� z ubraniami zachodnimi, trudno by�o znale�� co� charakterystycznego, jaki� wsp�lny mianownik. Cavanaugh wiedzia� jednak, �e zegarki rzadko k�ami�. Wy�oni� z t�umu sze�ciu m�czyzn ko�o trzydziestki, w nierzucaj�cych si� w oczy, ale lu�nych ubraniach. Na poz�r nic ich ze sob� nie ��czy�o, wszyscy jednak nosili podobne bury na grubej podeszwie, a na r�kach mieli takie same czarne, wytrzyma�e sportowe zegarki. To w�a�nie zaalarmowa�o Cavanaugha. Wiedzia�, �e musi znale�� jak�� inn� drog�, �eby wydosta� swojego klienta z lotniska. To wszystko by�o nie�wiadome. Dzia�a� instynktownie, zgodnie z zasadami legendarnego speca od ochrony, pu�kownika Jeffa Coopera. Jego uwaga utrzymywa�a si� na poziomie ��tym. Cooper podzieli� nat�enie uwagi na trzy poziomy: bia�y oznacza� zwyk�y brak czujno�ci przechodnia, ��ty - wyt�on� uwag� w warunkach zagro�enia, czerwony - walk� na �mier� i �ycie. Utrzymuj�c uwag� na poziomie ��tym - przygl�daj�c si� zegarkom, butom i innym oznakom ewentualnego niebezpiecze�stwa - Cavanaugh wysiad� z taks�wki przy Columbus Circle. Skierowa� si� do Central Parku. Zbli�a�a si� druga po po�udniu. Trasa, kt�r� wybra�, prowadzi�a go z dala od �cie�ek. Chcia� zorientowa� si�, czy nikt go nie �ledzi. Wyszed� na Zachodniej Siedemdziesi�tej i na chybi� trafi� kilka razy skr�ci�. Kierowa� si� na po�udnie. Wreszcie dotar� do schod�w prowadz�cych z Dziewi�tej Alei na olbrzymi plac przed Lincoln Center. Taka ostro�no�� mia�a te� swoje uroki. Pozwala�a doceni� warto�� ka�dej sekundy, dostrzec ka�dy szczeg� s�o�ca. Cavanaugh widzia� nie tylko k��bi�cy si� t�um, ale tak�e b��kit nieba nad g�ow�. Czu�, jak ogrzewaj� go promienie wspania�ego majowego s�o�ca. Podszed� do s�ynnej fontanny, siad� do niej plecami i rozejrza� si� dooko�a. Dwaj m�odzi m�czy�ni grali we frisbee. Studenci - przypuszczalnie z pobliskiego Juil-liarda - czytali na �awkach skrypty. W t� i z powrotem sun�� t�um pracownik�w z okolicznych budynk�w. Cavanaugh odwr�ci� si� i zobaczy� 18 siedz�cego na kraw�dzi fontanny biznesmena. M�czyzna trzyma� na kolanach teczk� i zerka� na zegarek. Cavanaugh z przyzwyczajenia usiad� tak, �eby mie� go na oku. M�czyzna mia� oko�o trzydziestu kilku lat, by� �redniego wzrostu, i budowy, mia� ciemne, kr�tkie w�osy. Wygl�da� jak typowy yuppie. Czarny, drogi garnitur le�a� na nim jak ula�. Pod takim garniturem nie spos�b ukry� broni. R�wnie droga czarna teczka l�ni�a jak nowa. Kiedy m�czyzna za�o�y� nog� na nog�, Cavanaugh przyjrza� si� jego butom. Solidne czarne pantofle, tak nowe, �e ich podeszwy by�y jeszcze niestarte. A co do zegarka... To wcale nie jego ultranowoczesny wygl�d zaniepokoi� Cavanau-gha. Oczywi�cie biznesmeni na pewnym poziomie unikaj�ostentacji, niekt�rzy jednak lubi� che�pi� si� gad�etami - zegarek wyposa�ony w stoper i wskazuj�cy dok�adny czas jednocze�nie w dw�ch r�nych strefach czasowych wydaje im si� zabawny. Cavanaugha zaniepokoi�o co� innego - zegarek by� tak du�y, �e m�czyzna musia� a� rozpi�� mankiet koszuli. To nadawa�o jego nieskazitelnemu wygl�dowi rys niechlujno�ci. Biznesmen zn�w spojrza� na zegarek i zerkn�� w stron� wej�cia do pobliskiego budynku. Tymczasem Cavanaugh wyczu�, �e kto� do niego podchodzi. Podni�s� wzrok i zobaczy� wysokiego, szczup�ego m�czyzn�. Mia� cienki w�sik i kapelusz z szerokim rondem skrywaj�cy rzedn�ce siwe w�osy. Chocia� wygl�da� na ponad pi��dziesi�t lat, tryska� m�odzie�cz� energi�. W jego wypolerowanych butach odbijali si� przechodnie, a szary pr��kowany garnitur le�a� na nim jak mundur. Bia�a koszula by�a mocno wy-krochmalona. Jedynym kolorowym akcentem by� bia�o-czerwony krawat, kt�ry niezbyt harmonizowa� z blado�ci� twarzy. - Duncan. - Cavanaugh u�miechn�� si� i u�cisn�� d�o� przybysza. - Jeste� troch� blady. Powiniene� cz�ciej wychodzi� na dw�r. - To mi szkodzi. - Rondo kapelusza Duncana skrywa�o jego twarz w cie niu. Duncan Wentworth wi�ksz� cz�� �ycia sp�dzi� na powietrzu jako cz�o nek si� specjalnych, a potem g��wny instruktor szkoleniowy Delta Force. Mia� za sob� trzy operacje z powodu raka sk�ry. - Ty za to jeste� zdecydowa nie za bardzo opalony. Musisz smarowa� si� kremem z wi�kszym filtrem. - Jasne, warstwa ozonowa jest coraz cie�sza. Jakby�my mieli ma�o zmartwie�. - Cavanaugh rzuci� okiem na biznesmena na skraju fontanny. - Zreszt�jest zbyt �adna pogoda, �eby siedzie� w budynku. Pomy�la�em, �e skoro zajmujesz si� nowymi zabezpieczeniami Centrum, mo�emy si� spotka� tutaj, zamiast w twoim biurze. Cavanaugh mia� na my�li g��wn� kwater� Global Protective Services na Madison Avenue. GPS by�o agencj� ochrony, kt�r� Duncan za�o�y� po 19 opuszczeniu Delta Force. Po up�ywie zaledwie pi�ciu lat agencja mia�a swoje oddzia�y w Londynie, Pary�u, Rzymie i Hongkongu i szykowa�a si� do otwarcia nast�pnego w Tokio. GPS cieszy�a si� zas�u�on� renom� ze wzgl�du na kwalifikacje personelu - wszyscy pracownicy s�u�yli niegdy� w si�ach specjalnych, a wielu z nich Duncan szkoli� osobi�cie. - Jak twoje rany? - spyta� Cavanaugha. - Zagoi�y si�. - Ambasador przesy�a pozdrowienia. - Mia� kup� szcz�cia. - Tak. Ma kup� szcz�cia, �e kto� taki jak ty za�atwia jego sprawy. Cavanaugh nie m�g� si� powstrzyma�. Wyszczerzy� z�by w u�miechu. - Za ka�dym razem, kiedy mnie chwalisz, chcesz czego� w zamian. Duncan spojrza� na niego ze skruch�. ' - My�lisz, �e mo�esz ju� wr�ci� do pracy? Cavanaugh zerkn�� w stron� m�czyzny w czarnym garniturze. Zauwa�y�, �e sta� si� niespokojny - cz�ciej spogl�da� na zegarek i ca�y czas patrzy� w stron� Avery Fisher Hali. Rozpi�ty mankiet by� coraz bardziej podejrzany. Wtem m�czyzna zobaczy� co� i zesztywnia�. Po�o�y� r�ce na zatrzaskach teczki. - Przepraszam - powiedzia� Cavanaugh do Duncana. Wsta� i okr��y� fontann�, pod��aj�c wzrokiem za spojrzeniem m�czyzny. Z Avery Fi sher Hali wysz�a w�a�nie kobieta. Mia�a oko�o trzydziestki, by�a dobrze ubrana i atrakcyjna. Obok szed� jaki� m�czyzna, kt�rego poca�owa�a na do widzenia w policzek. Ruszy�a przez plac. Za kilka sekund znajdzie si� przy fontannie i m�czy�nie w czarnym garniturze. Cavanaugh zaszed� go od ty�u w chwili, gdy ten otwiera� teczk�, �eby si�gn�� do �rodka. Kobieta podesz�a bli�ej i zerkn�a w jego kierunku. Dziwne, pomy�la� Cavanaugh, wi�kszo�� ludzi nie zauwa�a, co si� dzieje dooko�a. Zamar�a, kiedy m�czyzna wsta�. Teczka zsun�a mu si� z kolan, ods�aniaj�c w r�ce pistolet. Kilka rzeczy wydarzy�o si� prawie jednocze�nie. Kobieta krzykn�a, m�czyzna w czarnym garniturze ruszy� w jej stron�, a Cavanaugh rzuci� si� na niego. Podbi� mu r�k�, wyrwa� pistolet i szarpn�� w ty�. M�czyzna potkn�� si� o podstawion� nog� i wpad� do fontanny. Cavanaugh natychmiast wepchn�� mu g�ow� pod wod�. Podszed� Duncan. - Tak, widz�, �e czujesz si� ju� lepiej. - B�dziesz tak sta� i si� cieszy�, czy mo�e �askawie zadzwonisz po gliny? 20 Duncan wyj�� kom�rk�. -Nie s�dzisz, �e powiniene� pozwoli� mu z�apa� oddech? - W�a�ciwie nie, ale wtedy pewnie nie powie nam, o co mu chodzi�o. - Przecie� to jasne. Za��da�a rozwodu, czy co� w tym rodzaju, a on nie potrafi� si� z tym pogodzi� - stwierdzi� Duncan. - Tak. Ale chc� wiedzie�, dlaczego si� tak wystroi�. Na co dzie� nie chodzi w garniturze. To wida� - zegarek nie mie�ci mu si� pod mankietem. - Je�li szybko nie dasz mu odetchn��, to si� nie dowiesz. - Ty to umiesz zepsu� zabaw�. Cavanaugh wyci�gn�� g�ow� m�czyzny spod wody i poczeka�, a� z�apie oddech. A potem spyta� go o garnitur. Nast�pna sesja przytapiania sk�oni�a nieznajomego do wyja�nie�. Po zastrzeleniu �ony, kt�ra faktycznie za��da�a rozwodu i mia�a si� z nim spotka� u adwokata, planowa� pope�ni� samob�jstwo. Czarny garnitur by� nowy, podobnie jak buty. Zostawi� list po�egnalny, w kt�rym zaznaczy�, �e w tym stroju ma by� pochowany. - My�la�em, �e po tylu latach nic ju� mnie nie zaskoczy - stwierdzi� Cavanaugh. To jednak nie by�o wszystko. M�czyzna w czarnym garniturze spogl�da� wci�� na zegarek, bo wiedzia�, o kt�rej jego �ona wyjdzie z pracy, �eby si� spotka� z adwokatem. Zegarek mia� trzy wy�wietlacze: jeden pokazywa� obecny czas, drugi odlicza� czas, jaki min�� od decyzji o rozwodzie, a trzeci - sekundy �ycia, kt�re mia�a przed sob� kobieta. Cavanaugh zn�w wepchn�� g�ow� m�czyzny pod wod�. -1 co my�lisz? - spyta� Duncan. - O czym? - Jeste� got�w przyj�� zlecenie? Hotel Warwick zosta� niedawno odnowiony, ale wy�o�ony marmurem i ciemnym drewnem hol pozostawiono bez zmian. Cavanaugh skr�ci� w lewo i wszed� do cichego hotelowego baru. Przy stoliku w rogu siedzia�a atrakcyjna kobieta o zielonych oczach i intryguj�cym wyrazie twarzy. Cavanaugh doceni� wyb�r miejsca - plecami do �ciany, z dala od licznych okien - chocia� gdyby uwa�a�, �e grozi jej jakie� niebezpiecze�stwo, nie pozwoli�by si� jej pokaza� w miejscu publicznym. Nazywa�a si� Jamie Travers i mieszka�a razem z Cavanaughem na jego ranczu w g�rach, niedaleko Jackson Hole w Wyoming. Zawsze kiedy 21 stamt�d wyje�d�a�, pilnowa�, by nie zaniedbywa�a �wicze� z broni� i by byli w pobli�u jacy� jego koledzy. Dwa lata wcze�niej Jamie zeznawa�a w s�dzie w sprawie cz�owieka zabitego w wyniku gangsterskich porachunk�w. Szef mafii, kt�ry trafi� wtedy za kratki, wyda� na ni� wyrok. Mimo policyjnej ochrony dwa razy ledwo usz�a �mierci. W ko�cu Cava-naugh, kt�ry podziwia� jej determinacj�, zaj�� si� t� spraw� osobi�cie i zaaran�owa� jej znikni�cie. Problem rozwi�za� si� sam, kiedy mafioso ud�awi� si� w wi�zieniu spaghetti z klopsikami. Chocia� �mier� wygl�da�a na przypadek, Jamie by�a przekonana, �e Cavanaugh macza� w tym palce. On jednak wypiera� si� udzia�u w ca�ej sprawie, chocia� kiedy� powiedzia� jej, �e jedynym sposobem, aby wyeliminowa� zagro�enie ze strony gangstera, jest jego �mier�. "Kismet", tylko tyle mia� do powiedzenia w sprawie wypadku. Nied�ugo potem Jamie i Cavanaugh pobrali si�. Dalej mieszkali w Wyoming, ale ju� tylko ze wzgl�du na pi�kn� okolic�. D�ugie do ramion ciemne w�osy, szmaragdowa bluzka i be�owe spodnie - Jamie wygl�da�a przepi�knie. Cavanaugh przysun�� sobie krzes�o. Ze swojego miejsca widzia� oba wej�cia i ludzi id�cych Pi��dziesi�t� Czwart� i Avenue of Americas. - Co pijesz? - spyta�. - Perriera z limonk�. Cavanaugh spr�bowa�, rozkoszuj�c si� cytrynowym smakiem. - Jak ci min�o popo�udnie? Podoba ci si� rola turystki? - Bardzo. Dawno nie by�am w Museum of Modern Art. Czu�am si�, jakbym odwiedzi�a starego przyjaciela. A co u ciebie? Powiedzia� jej. - Wzi��e� nast�pne zlecenie? - Jamie wygl�da�a na zaskoczon�. - Mieli�my lecie� pojutrze do domu, wi�c to nie b�dzie du�y pro blem. Zw�aszcza �e chcia�a� jeszcze odwiedzi� matk�. My�la�em, �e nie b�dziesz mia�a nic przeciwko, �eby wr�ci� do domu przede mn�. Przyja d� za tydzie�. - Ale dopiero co przyszed�e� do siebie. - To b�dzie �atwe. - Ostatnim razem te� tak m�wi�e�. -1 dobrze mi zap�ac�. - Mam wi�cej pieni�dzy, ni� potrzebujemy - zauwa�y�a Jamie. Cavanaugh pokiwa� g�ow�. Jego doch�d pozwala� im mieszka� w Warwicku, hotelu wygodnym, ale nie ostentacyjnym. Gdyby p�aci�a Jamie, mogliby zamieszka� w hotelu Pla�a lub przynajmniej St Regis. Niedawno sprzeda�a obiecuj�c� firm� internetow�, kt�r� za�o�y�a podczas boomu w latach dziewi��dziesi�tych. 22 - Dlaczego nie pozwalasz mi si� sob� zaopiekowa�? - spyta�a. - G�upia m�ska duma. - Ty to powiedzia�e�, nie ja. Wzruszy� ramionami. - Ludzie potrzebuj� ochrony. -1 to w�a�nie robisz. Niepotrzebnie pyta�am. - Wzi�a go pod rami�. - Powiedz mi w takim razie, dlaczego to zadanie b�dzie takie �atwe? - Klient nie chce ochrony. - Tak? - Jamie zn�w zrobi�a zdziwion� min�. - A czego chce? - Tego samego co ty. Znikn��. Cavanaugh wysiad� z samochodu - dwuletniego forda taurusa dostarczonego mu przez Global Protective Services. Wybrano go nie tylko z powodu odpowiednich modyfikacji, mi�dzy innymi wy�cigowego silnika i zawieszenia, lecz tak�e ze wzgl�du na brudnoszary kolor i pospolity kszta�t, dzi�ki kt�rym nie wyr�nia� si� z otoczenia. W niedzielne popo�udnie by� to jednak jedyny pojazd w opuszczonej dzielnicy przemys�owej Newark w New Jersey. Cavanaugh przyjrza� si� upstrzonemu graffiti magazynowi - dwupi�trowej budowli z powybijanymi szybami. Pokryte rdzawymi zaciekami drzwi sta�y otworem, ukazuj�c sterty �mieci, kt�re po bli�szym przyjrzeniu okaza�y si� miasteczkiem bezdomnych. Jak wzrokiem si�gn��, wn�trze magazynu wype�nia�y kartonowe schronienia. Ich mieszka�cy trzymali sw�j dobytek w plastikowych czarnych workach. Ciemne chmury przes�oni�y niebo. Na p�yn�cej nieopodal rzece bucza�y silniki �odzi i syreny holownik�w. Zagrzmia�o. Cavanaugh opar� �okie� na przypi�tym do paska pod kurtk� pistolecie. Sig sauer 225 mia� osiem naboj�w w magazynku i jeden w komorze. Nie by�a to taka si�a ognia, jak� zapewnia na przyk�ad szesnastonabojowa beretta, ta jednak by�a troch� za du�a dla Cavanaugha. Dziewi�� dobrze wymierzonych kul jest lepsze ni� szesna�cie pos�anych na boki. Poza tym zgodnie z opini� Federal Air Marshals, waga i konstrukcja sig sauera 225 czyni�y z niego idealn� bro� do noszenia w ukryciu. Na wszelki wypadek Cavanaugh mia� przy sobie dwa zapasowe magazynki. Zimny wiatr wzm�g� si�, zapowiadaj�c ulew�. W otwartych drzwiach magazynu pojawi�o si� kilka zniszczonych twarzy. Cavanaugh wyj�� kom�rk� i wybra� wa�ny tylko dzisiaj numer, kt�ry da� mu Duncan. 23 Tymczasem w drzwiach pojawi�o si� wi�cej twarzy. Malowa� si� na nich strach pomieszany z ciekawo�ci�. Telefon zadzwoni� po raz drugi. - Tak? - Dr��cy m�ski g�os brzmia� tak, jakby rozm�wca znajdowa� si� w studni. Cavanaugh powiedzia� has�o. - Nie wiedzia�em, �e magazyn zosta� zamkni�ty. - Dziesi�� lat temu - brzmia� odzew. G�os dalej by� niepewny. - Pa�skie nazwisko... - Cavanaugh. A pa�skie...? - Daniel Prescott. Daniel. Nie Dan. To r�wnie� by�a cz�� has�a. Cavanaughowi przygl�da�o si� coraz wi�cej obszarpa�c�w, istna armia. Pr�bowali zdecydowa�, czy jest wrogiem, dobroczy�c� czy celem. Kilka kropli spad�o na chodnik. - Global Protective Services to podobno najlepsza firma - powie dzia� Prescott. - Spodziewa�em si� lepszego samochodu. - Jeste�my najlepsi tak�e dlatego, �e nie zwracamy na siebie uwagi. Ani nie �ci�gamy uwagi na naszych klient�w. Deszcz stawa� si� coraz g�stszy. - Zak�adam, �e mnie pan widzi - powiedzia� Cavanaugh. - Tak jak pan chcia�, przyjecha�em sam. - Prosz� otworzy� drzwi samochodu. Cavanaugh us�ucha�. -1 baga�nik. To te� zrobi�. Najwyra�niej Prescott mia� punkt obserwacyjny, z kt�rego m�g� widzie� samoch�d. Ciemne chmury zg�stnia�y. Pada�o coraz mocniej. Cavanaugh us�ysza� w s�uchawce s�abe echo jakich� metalicznych odg�os�w. -Halo? �adnej odpowiedzi, tylko echa. Huk grzmot�w by� coraz bli�ej. Kilku obszarpa�c�w wysz�o z magazynu. Byli obdarci i zaro�ni�ci, ale desperacja w ich oczach wyra�nie r�ni�a si� od rezygnacji i pustki w spojrzeniu reszty. Narkomani, zdecydowa� Cavanaugh. I to na takim g�odzie, �e s� gotowi napa�� kogo�, kto by� na tyle nierozs�dny, �e przyjecha� do piek�a. - Jestem tu, �eby panu pom�c - powiedzia� do s�uchawki. - Nie, �eby zmokn��. 24 W odpowiedzi us�ysza� echa. - Chyba si� pomylili�my. - Zamkn�� baga�nik i drzwiczki. Ju� mia� wsi��� do samochodu, kiedy zn�w us�ysza� dr��cy g�os. - Na wprost, po lewej. Widzi pan drzwi? -Tak. Jedyne zamkni�te drzwi. - Niech pan wejdzie - powiedzia� niepewnym g�osem Prescott. Cavanaugh wsiad� do samochodu. - Powiedzia�em "niech pan wejdzie" - powt�rzy� Prescott. - Tylko przestawi� samoch�d. Ruszy� wzd�u� sp�kanego parkingu. Nieopodal drzwi zawr�ci� i ustawi� w�z przodem do kierunku jazdy. Chcia� si� przygotowa� na szybk� ucieczk�. - Wchodz� - powiedzia� do s�uchawki. Wysiad� z wozu, zamkn�� drzwi pilotem i pobieg� do drzwi. K�tem oka dostrzeg� jaki� ruch. Zerkn�� w lewo, wzd�u� �ciany magazynu, i zobaczy� kilku �pun�w przygl�daj�cych mu si� uwa�nie. W obawie przed tym, co go czeka za drzwiami (nast�pni narkomani?), schowa� telefon do kieszeni i zrobi� co�, czego nie planowa�: wyci�gn�� pistolet. Nacisn�� klamk�. Spod brudu przebija� l�ni�cy metal - zamek by� nowy. Ale otwarty. Cavanaugh pchn�� ci�kie metalowe drzwi, skuli� si� i wbieg� do �rodka. Zatrzasn�� za sob� drzwi tak szybko, jak tylko si� da�o. Niewidoczny na tle �ciany zanurkowa� w cie� i rozejrza� si�. By� na zakurzonej klatce schodowej. W g�r� prowadzi�y metalowe stopnie, z por�czy zwisa�y paj�czyny. Po lewej, za drzwiami windy, warcza� silnik. Wszystko cuchn�o ple�ni� i wilgoci�. Mierz�c z pistoletu w stron� schod�w i windy, Cavanaugh si�gn�� za siebie, �eby zamkn�� zasuwk�. Zanim jednak jej dotkn��, zamek zatrzasn�� si�, sterowany przez pilota. Cavanaugh skoncentrowa� si�, �eby zapanowa� nad rosn�cym niepokojem. Nie mia� powodu podejrzewa�, �e grozi mu niebezpiecze�stwo. Duncan ostrzeg� go, �e potencjalny klient, cho� nie �ciga go prawo, jest ekscentryczny. Prescott po prostu jest ostro�ny, powiedzia� sobie. Do diab�a, je�li boi si� tak, �e a� prosi o ochron�, to jasne, �e zamyka drzwi. To on ma k�opoty, nie ja. To dlaczego trzymam w r�ku pistolet? 25 Wyj�� z kieszeni telefon i przy�o�y� go do ucha. - Co teraz? - Jego g�os rozbrzmia� echem w pustej klatce. Jakby w odpowiedzi otworzy�y si� drzwi windy, ods�aniaj�c jasno o�wietlon� kabin�. Cavanaugh nienawidzi� wind: ma�e, zamkni�te pomieszczenie �atwo mog�o sta� si� pu�apk�. Nigdy nie wiadomo, co czeka za drzwiami, kiedy si� otworz�. - Dzi�ki - powiedzia� do telefonu - ale przyda mi si� troch� ruchu. P�jd� schodami. Kiedy jego wzrok przywyk� do ciemno�ci, pod schodami zauwa�y� kamer� wycelowan� w drzwi. - S�ysza�em, �e chce pan znikn��. Zdaje si�, �e ju� pan to zrobi�. - Niezupe�nie. - Tym razem niepewny g�os dobiega� z ukrytego w �cianie g�o�nika. Cavanaugh schowa� telefon. W nozdrza k�u� go ledwie uchwytny gryz�cy od�r, jakby gdzie� niedaleko rozk�ada�o si� martwe zwierz�. Poczu� przyspieszone bicie serca. Niewa�ne, jak ostro�nie stawia� stopy na metalowych stopniach, klatka schodowa rozbrzmiewa�a echem jego krok�w. Gdy min�� p�pi�tro, gryz�cy zapach sta� si� mniej natarczywy. Stan�� przed metalowymi drzwiami i poczu� skurcz �o��dka. Z wahaniem wyci�gn�� r�k� do klamki. - Nie te. - G�os wci�� dobiega� ze �ciany. Z napi�tymi nerwami Cavanaugh wspi�� si� jeszcze wy�ej i zatrzyma� przy nast�pnych drzwiach w po�owie drogi. - Te te� nie - odezwa� si� Prescott. - Jak mam si� czu� bezpiecznie, widz�c, �e idzie pan do mnie z broni� w r�ku? - Nie wiem jak pan, ale ja w tych okoliczno�ciach czuj� si� z ni� o niebo lepiej. W odpowiedzi us�ysza� d�wi�k, kt�ry m�g� by� gorzkim �miechem. O dach magazynu uderzy�a ulewa. Ca�y budynek zawibrowa�. Na szczycie schod�w czeka�y ostatnie drzwi. By�y otwarte. Cava-naugh zobaczy� jasno o�wietlony korytarz i nast�pne drzwi na ko�cu. To tak jak wej�� do windy, pomy�la�. Smr�d w tym miejscu by� troch� mocniejszy. Cavanaugh poczu�, �e napinaj�mu si� mi�nie. Nie wiedzia�, co si� z nim dzieje. Co� m�wi�o mu, �e powinien opu�ci� budynek. Uda�oby mu si�? Chocia� zawsze mia� przy sobie komplet wytrych�w zaszyty w ko�nierzu kurtki, mog�y nie wystarczy� do otwarcia drzwi na dole. Zacz�� szybciej oddycha�. To nie jemu grozi niebezpiecze�stwo, tylko Pre-scottowi. To nie pu�apka. Facet po prostu chcia� si� zabezpieczy�. 26 Zerkn�� na kamer� pod sufitem. Do diab�a z tym! Gdyby Prescott chcia� mnie zabi�, m�g� to zrobi� ju� dawno. Serce wali�o mu jak m�otem, ale rozs�dek kaza� podda� si�. Co� wewn�trz krzycza�o, �eby ucieka�, mimo �e nie mia� �adnych powod�w uwa�a�, �e jest w niebezpiecze�stwie. Zniecierpliwiony schowa� pistolet do kabury. W tym korytarzu i tak na wiele mi si� nie przyda, pomy�la�. Wszed� do �rodka. Nie zaskoczy�o go, �e drzwi zatrzasn�y si� za nim, a zamek szcz�kn��. Wprawdzie po p�mroku klatki schodowej jasne �wiat�o razi�o go, ale przynajmniej smr�d znikn��. Cavanaugh poczu� si� nieco pewniej. Ruszy� do drzwi na ko�cu korytarza. Nacisn�� klamk� i znalaz� si� w jasno o�wietlonym pomieszczeniu pe�nym monitor�w i elektronicznych konsolet. Okno na przeciwleg�ej �cianie zosta�o zamurowane. Po�rodku pokoju sta� m�czyzna. Mia� oko�o czterdziestu lat i spor� nadwag�. Ubrany by� w pogniecione spodnie i pogniecion� bia�� koszul� z plamami potu pod pachami i na wydatnym brzuchu. G�ste jasne w�osy stercza�y we wszystkie strony. Twarz pokrywa� zarost. M�czyzna mia� worki pod oczami i powi�kszone �renice. Celowa� w Cavanaugha z colta kaliber 0.45. Jego lufa dr�a�a. Gdyby Cavanaugh wci�� mia� w r�ku pistolet, Prescott z pewno�ci� by strzeli�. Pr�buj�c opanowa� oddech, CavanaUgh podni�s� r�ce w uspokajaj�cym ge�cie. Niepok�j, kt�ry czu� na schodach, musi by� niczym w por�wnaniu z tym, co czuje ten m�czyzna. Nie licz�c �o�nierzy w ogniu walki, Prescott by� najbardziej przera�onym cz�owiekiem, jakiego Cava-naugh kiedykolwiek widzia�. - Prosz� pami�ta�, �e to pan po mnie pos�a� - powiedzia�. - Jestem tu, �eby panu pom�c. Prescott dalej mierzy� do niego z colta. Jego �renice zrobi�y si� jeszcze wi�ksze, a pok�j wype�ni� kwa�ny od�r strachu. - Zna�em jednorazowy numer telefonu i has�o - przekonywa� Cava- naugh. - Tylko kto� z Protective Services m�g� mie� te informacje. - M�g� pan wydoby� je si�� od kogo�, kogo wys�ali - odpar� Pre scott. Jego g�os wci�� dr�a�. Cavanaugh zrozumia�, �e nie by� to efekt elektronicznego urz�dzenia - g�os Prescotta dr�a� ze strachu. Drzwi zamkn�y si� z hukiem, a elektroniczny zamek wskoczy� na miejsce. Cavanaughowi uda�o si� nie podskoczy�. 27 - Nie wiem, czego lub kogo si� pan boi, ale raczej nie wys�aliby jednego cz�owieka. Nie przy zabezpieczeniach, jakie pan zbudowa�. Lo gika podpowiada, �e nie jestem dla pana gro�ny. - Najlepsz�taktyk�jest dzia�anie z zaskoczenia. - Uchwyt Prescotta na kolbie czterdziestki pi�tki by�tak samo niepewny jak jego g�os. - Poza tym logika dzia�a przeciwko panu. Je�li jeden cz�owiek nie jest zagro�e niem, jak mo�e mi zapewni� odpowiedni� ochron�? - Nie wspomina� pan, �e potrzebuje ochrony. M�wi� pan, �e chce znikn��. Prescott przyjrza� si� Cavanaughowi uwa�nie. Plamy potu pod jego pachami by�y coraz wi�ksze. - Wst�pne rozmowy zawsze przeprowadzam w pojedynk� - ci�gn�� Cavanaugh. - Musz� zada� panu kilka pyta�, �eby oceni� stopie� zagro �enia. Potem zdecyduj�, jakiej pomocy mi potrzeba. - S�ysza�em, �e by� pan w Delta Force. - Prescott obliza� spierzch ni�te wargi. - Zgadza si�. �o�nierze si� specjalnych mieli szerokie ramiona i w�skie silne biodra - si�a i sprawno�� g�rnej po�owy cia�a by�y jednym w g��wnych cel�w forsownego szkolenia. - Sporo pan �wiczy - zauwa�y� Prescott. - To wystarczy, �eby kogo� chroni�? Cavanaugh za�mia� si�, pr�buj�c go uspokoi�. - Chce pan zobaczy� moje referencje? - Je�li chce mnie pan przekona�, �e przyszed� mi pan pom�c. Je�li chce pan dla mnie pracowa�. - To nie tak. Rozmawiam z potencjalnym klientem nie dlatego, �e chc� dla niego pracowa�. Czasami nie chc�. - Chodzi panu o to, �e musi go pan polubi�? - spyta� z niesmakiem Prescott. - Czasami zdarza si�, �e nie lubi� - odpar� Cavanaugh. - Ale to nie oznacza, �e nie ma prawa �y�. Jestem od ochrony, nie od s�dzenia. Cho� s� wyj�tki. �adnych handlarzy narkotyk�w. Pedofil�w. �adnych potwo r�w. Jest pan potworem? Prescott spojrza� na niego ze zdumieniem. - Oczywi�cie, �e nie. - W takim razie pozosta�o mi ustali� ju� tylko jedno. - To znaczy? , - Czy b�dzie pan pos�uszny? Prescott mrugn��, strzepuj�c z powiek kropelki potu. 28 - S�ucham? -Nie mog� chroni� kogo�, kto nie chce wype�nia� polece� - stwierdzi� Cavanaugh. - Na tym polega paradoks tej pracy. Kto� mnie wynajmuje. Teoretycznie jest moim szefem. Ale kiedy przychodzi co do czego, to ja wydaj� polecenia. Klient musi si� zachowywa�, jakbym to ja by� jego szefem. B�dzie pan pos�uszny? - Zrobi� wszystko, �eby �y�. - Zrobi pan, co panu ka��? Prescott zastanowi� si� chwil� i kiwn�� g�ow�. - W takim razie dobrze, oto pierwsze polecenie: niech pan od�o�y ten pistolet, zanim wepchn� go panu do gard�a. Prescott mrugn�� kilka razy i cofn�� si�, jakby Cavanaugh uderzy� go w twarz. �cisn�� mocniej pistolet, zmarszczy� czo�o i opu�ci� go. - �wietny pocz�tek - powiedzia� Cavanaugh. - Je�li nie jest pan tym, za kogo si� pan podaje, niech pan to zrobi od razu - sapn�� Prescott. -Niech mnie pan zabije. Nie mog� ju� d�u�ej tak �y�. - Spokojnie. Kimkolwiek s� pana wrogowie, ja do nich nie nale��. Cavanaugh rozejrza� si� po pomieszczeniu. W rogu po prawej, za konsoletami i monitorami, zobaczy� po��wk�, minilod�wk�, zlew i kuchenk�. Dalej sta�a toaleta, prysznic i odp�yw. Jedzenie na p�kach jasno wskazywa�o na to, �e Prescott nie przejmowa� si� nadwag�: opakowania makaronu z serem, ravioli i lazanie, czekoladki, batoniki i chipsy, zgrzewki coli. - Jak d�ugo pan tu siedzi? - Trzy tygodnie. Na p�ce pod jedzeniem Cavanaugh zauwa�y� ksi��ki. Wi�kszo�� dotyczy�a fotografii i geologii. Ta od frontu mia�a na ok�adce nag� kobiet� i najwyra�niej traktowa�a o seksie. Dla kontrastu obok sta� zbi�r wierszy Robinsona Jeffersa i kilka ksi��ek biograficznych o autorze. - Lubi pan poezj�? - spyta� Cavanaugh. - Uspokaja dusz� - powiedzia� Prescott obronnym tonem. Wyra�nie ba� si� kpin. Cavanaugh wzi�� tomik i przeczyta� pierwsze wersy, na jakie trafi�. - "Zbudowa�em dla niej wie��, kiedy by�em m�ody, a ona kiedy� umrze". Prescott spojrza� na niego niepewnie. - Podoba mi si�. - Cavanaugh odstawi� ksi��k� i wr�ci� do ogl�dzin. Obok ma�ego telewizora le�a�y kasety wideo. Prescott mia� bardzo r� norodny gust: thriller z Clintem Eastwoodem, stary romans dla nastolat k�w z Troyem Donahue i Sandr� Dee... - Widzia�em ju� gorsze kryj�w ki - zaduma� si� Cavanaugh. - Bezdomni i �puny jako os�ona. Sprytne. Jak pan znalaz� ten magazyn? Jak pan to wszystko urz�dzi�? 29 - Zrobi�em to rok temu - odpar� Prescott. - Przeczuwa� pan k�opoty? - Nie te. - W takim razie po co... - Zawsze si� zabezpieczam - powiedzia� Prescott. - To bez sensu. - Na wszelki wypadek - doda� Prescott. - Na wypadek czego? - Cavanaugh dostrzeg� ruch na jednym z mo nitor�w. - Chwileczk�... 6 - Co si� dzieje? - Prescott gwa�townie odwr�ci� si� do monitora. Na czarno-bia�ym ekranie wida� by�o tuzin obszarpanych m�czyzn zmierzaj�cych w deszczu w stron� taurusa. - Jezu - szepn��. - Determinacja narkoman�w jest zdumiewaj�ca - zauwa�y� Cava- naugh. - Wszystko jedno, co si� zostawi, i tak spr�buj�to ukra��. Zna�em kiedy� faceta, kt�ry r�bn�� ojcu dwadzie�cia kilo karmy dla ps�w, �eby kupi� sobie dzia�k�. I co ciekawe, diler wzi�� od niego t� karm� zamiast pieni�dzy. Z tego, co wiem, sam j� zjad�. Na ekranie przemoczeni m�czy�ni zacz�li szarpa� lusterka i odrywa� dekle z k�. - Da si� st�d us�ysze�, co si� dzieje na zewn�trz? - spyta� Cava- naugh. Prescott wcisn�� przycisk na konsolecie. Z g�o�nika da� si� s�ysze� szum deszczu. Z daleka dobiega� zgrzyt metalu. Przemoczeni obszarpa�-cy pr�bowali rozmontowa� samoch�d. - Znajd�cie sobie prac�, ch�opaki. Cavanaugh wyci�gn�� z kieszeni pilota od taurusa. By� bardziej skomplikowany ni� zwyk�y - mia� sze�� przycisk�w. Prescott popatrzy� ze zdziwieniem, kiedy Cavanaugh nacisn�� jeden z nich. Z g�o�nika dobieg� ryk taurusa. Obszarpa�cy rzucili wszystko, co mieli w r�kach, i uciekli. Przypominali przemoczone strachy na wr�ble. Cavanaugh wcisn�� przycisk jeszcze raz i ryk ucich�. - Jest pan got�w, �eby si� st�d wynie��? - spyta� Prescotta. - Dok�d? - M�czyzna spojrza� na niego z obaw�. - W bezpieczniejsze miejsce, cho� B�g mi �wiadkiem, �e i to jest bezpieczne. Kiedy pojawi si� m�j zesp� i wszystko zorganizujemy, damy 30 panu now� to�samo�� i przeniesiemy pana w jakie� inne miejsce. Najpierw jednak musz� pozna� stopie� ryzyka. Dlaczego si� pan tak boi? Prescott otworzy� usta, �eby odpowiedzie�, ale tylko zmarszczy� czo�o, spojrzawszy na monitor. Czterech m�czyzn wr�ci�o do taurusa. - Nale�� im si� dodatkowe punkty za up�r - zauwa�y� Cavanaugh. Wcisn�� inny przycisk na pilocie. Spod nadkoli trysn�y k��by gazu, kt�ry mimo deszczu wzbi� si�, otaczaj�c chmur�czterech narkoman�w. Kaszl�c, �zawi�c i przeklinaj�c, cofn�li si� zgi�ci, jakby mieli zwymiotowa�. Cavanaugh wcisn�� przycisk jeszcze raz i zamkn�� dop�yw gazu. - Bo�e, co to by�o? - spyta� Prescott. - Gaz �zawi�cy. -Co takiego? - Samoch�d zosta� zmodyfikowany tak jak najlepsze wozy Secret Service. Jest opancerzony i... - Cavanaugh spojrza� na monitor i prze rwa�. - Niesamowite. Gdyby ci go�cie byli politykami, z tak� ambicj� rz�dziliby �wiatem. Dw�ch obszarpa�c�w wr�ci�o do taurusa. - Niech pan �ciszy ten g�o�nik - powiedzia� Cavanaugh. Prescott zrobi�, co mu kazano. Kiedy intruzi znale�li si� dostatecznie blisko samochodu, Cavanaugh nacisn�� trzeci przycisk. Spod nadkoli wystrzeli�y ma�e czarne pojemniki przypominaj�ce puszki z zup�. Eksplodowa�y z hukiem, kt�ry wstrz�sn�� g�o�nikiem. Rozb�ysk towarzysz�cy eksplozji by� tak jasny, �e kamera przez chwil� mia�a problemy z ustawieniem kontrastu. Kiedy rozwia� si� dym, intruzi le�eli na ziemi. - M�j Bo�e, zabi� ich pan - sapn�� Prescott. -Nie. - Ale byli tak blisko granat�w... - To nie by�y granaty. M�czy�ni na monitorze zacz�li si� porusza�. - U�y�em petard hukowych - powiedzia� Cavanaugh. - Petard hukowych? - Przypominaj� granaty, ale nie ra�� od�amkami. Og�uszaj� na chwi l� i o�lepiaj�. Ci dwaj b�d� mieli cholern� migren�. M�czy�ni podnie�li si� z trudem, �ciskaj�c uszy r�kami. - Ale samoch�d mo�na wyposa�y� w granaty, je�li to b�dzie po trzebne - doda� Cavanaugh. -1 mo�na zamontowa� karabiny maszynowe pod �wiat�ami. Ka�dy dyktator i wi�kszy handlarz narkotyk�w ma co� takiego. Oczywi�cie w bardziej luksusowym wozie ni� taki taurus. Pro sz� mi wierzy�, panie Prescott, b�dziemy umieli si� panem zaopiekowa�. 31 Cavanaugh spojrza� na rz�d monitor�w. Jedna z kamer pokazywa�a taurusa z poziomu ziemi, tak �e mo�na by�o pod niego zajrze�. Cava-naugh zmarszczy� brwi na widok czego� ciemnego. Wskaza� palcem. - Czy mo�na powi�kszy� ten obraz? - Mo�na. - Prescott przekr�ci� potencjometr, powi�kszaj�c obraz na monitorze. Kszta�t pod taurusem okaza� si� ma�ym pude�kiem. Jezu, mu sia� to podrzuci� kt�ry� z tych �pun�w, pomy�la� Cavanaugh. Mrugn��, kiedy taurus wylecia� w powietrze. Ryk by� tak pot�ny, �e ca�e pomieszczenie si� zatrz�s�o. Szcz�tki taurusa spad�y na beton na tle kuli ognia i dymu. Prescott patrzy� na monitor z otwartymi ustami. Pokojem wstrz�sn�a druga eksplozja. Inny monitor pokaza� wpadaj�ce do �rodka drzwi, przez kt�re Cavanaugh wszed� do budynku. Dym i p�omienie wype�ni�y dolne pi�tro. Na klatk� wpad�o trzech m�czyzn. Chocia� mieli potargane w�osy i brudne, zaro�ni�te twarze, w ich spojrzeniu nie by�o pustki bezdomnych ani desperacji narkoman�w. Rozgl�dali si� czujnie jak zawodowcy. - Jest st�d jakie� inne wyj�cie? Prescott gapi� si� na ekran. Jeden z m�czyzn mierzy� z pistoletu w stron� drzwi windy, pozostali dwaj z broni� w r�ku szturmowali schody. - Prescott? - Cavanaugh wyci�gn�� pistolet. Prescott patrzy� na monitor. Cavanaugh z�apa� go za rami� i obr�ci�. - Chryste Panie, s�yszysz? Jest st�d jakie� inne wyj�cie? W odpowiedzi Prescott podskoczy� do jednej z konsolet i przekr�ci� jaki� potencjometr. - Co robisz?! - krzykn�� Cavanaugh. Prescott spojrza� na inny monitor. Dwaj m�czy�ni pokazali si� u g�ry schod�w. Zatrzymali si�, mierz�c w g�r� i rozgl�daj�c si� uwa�nie. Wyra�nie my�leli, �e za �atwo im posz�o i w budynku musz� na nich czyha� jakie� pu�apki. Na monitorze pokazuj�cym wej�cie do magazynu pojawi�o si� jeszcze dw�ch zaro�ni�tych napastnik�w. Biegli przez rozwiewaj�cy si� dym z pistoletami w d�oni. Ruszyli po schodach w g�r� i zatrzymali si� w tym samym miejscu, co poprzedni. Podejrzliwie spojrzeli za siebie w d�, jakby wyczuwali niebezpiecze�stwo. 32 - Zaminowa�e� klatk� schodow�, tak? - spyta� Prescotta Cavanaugh. Nic jednak nie wybuch�o. �adne ukryte karabiny nie otworzy�y ognia. Ze �cian nie buchn�y p�omienie. Mimo to napastnicy zachowywali si� niespokojnie. Na monitorach wida� by�o m�czyzn� pilnuj�cego windy, dw�ch, kt�rzy zatrzymali si� na schodach, i dw�ch w po�owie drogi na g�r�. Ci ostatni patrzyli w g��b klatki, jakby my�leli, �e to �miertelna zasadzka. Mieli mokre twarze. Cavanaugh pomy�la� w pierwszej chwili, �e to krople deszczu. Zaraz jednak zda� sobie spraw�, �e to pot. Nagle m�czyzna na schodach zacz�� strzela� w g�r�. Pozostali ruszyli jego �ladem. Obszarpaniec na dole co chwila ogl�da� si� przez rami�, jakby s�ysza� jakie� podejrzane d�wi�ki. Wtem odwr�ci� si�, skoczy� do drzwi i strzeli� w deszcz. - Co si� dzieje, do cholery? - spyta� Cavanaugh. Prescott wci�� kr�ci� pokr�t�em, mamrocz�c pod nosem, jakby si� co� zepsu�o. - Tak - odwr�ci� si� do Cavanaugha. - Jest st�d inne wyj�cie. Zaskoczony Cavanaugh zobaczy�, �e Prescott biegnie w stron� p�ek zjedzeniem. Zmarszczy� czo�o, widz�c na monitorach strzelaj�cych w g�r� napastnik�w. Jedni pospiesznie prze�adowywali bro�, inni miotali si�, celuj�c za siebie. M�czyzna na dole celowa� na zmian� to w drzwi windy, to zn�w na zewn�trz. Cavanaugh us�ysza� chrobot i obejrza� si�. Prescott odsun�� p�ki, ods�aniaj�c drzwi. - Dok�d prowadz�? - Do magazynu. Cavanaugh przypomnia� sobie armi� obszarpa�c�w, kt�r� widzia� na dole. Zastanawia� si�, na ile mo�e liczy� na pomoc Prescotta. - Wie pan, jak pos�ugiwa� si� broni�? -Nie. Cavanaugha to nie zaskoczy�o. Podni�s� czterdziestk� pi�tk� i zobaczy�, �e Prescott nawet jej nie odbezpieczy�. Co gorsza, komora okaza�a si� pusta. Wysun�� magazynek z r�koje�ci i znalaz� w nim siedem naboj�w. Wepchn�� go z powrotem i prze�adowa�. - Ma pan dodatkow� amunicj�? -Nie. To te� go nie zdziwi�o. Odci�gn�� kurek i zabezpieczy� bro� jak przysta�o na zawodowca. Wsun�� pistolet za pasek i wyci�gn�� swojego siga. 33 Po raz ostatni spojrza� na monitory i zobaczy� posi�ki biegn�ce po schodach. R�wnie� ci obszarpa�cy zawahali si� w pewnej chwili, jakby przestraszy�o ich co�, czego nie widzia�y kamery. 3 - Sita strachu Uwag� Cavanaugha przyku� obraz na �rodkowym monitorze. Za wrakiem taurusa, kt�ry wci�� p�on�� mimo ulewy, sta� brodaty m�czyzna w brudnych �achach. Zmokni�ty, trzyma� w r�kach metalow� rur�. Mia�a jakie� p�tora metra d�ugo�ci i podejrzanie przypomina�a wyrzutni� rakiet. - Prescott, gdzie mo�na zobaczy�, co jest za tymi drzwiami? - G�rne monitory. Po prawej. Ekrany pokazywa�y pust� metalow� galeryjk�. - Otwieraj drzwi! Odsu� si�! Przera�ony Prescott otworzy� zamek i szarpn�� drzwi, chowaj�c si� mi�dzy nie i �cian�. Cavanaugh wycelowa� w otw�r, ale zobaczy� tylko galeryjk�, kt�ra gin�a w ciemno�ciach. Ca�y magazyn hucza� od uderzaj�cej w dach ulewy. - Pami�ta pan, co m�wi�em o s�uchaniu polece�? - Tak. - Prescott m�wi� z trudem. - Jest pan chory na serce? Albo na co� innego? - Nie - wydusi� z siebie Prescott. - Dobra. Kiedy wybiegn� na zewn�trz, niech pan biegnie za mn�! Prosz� si� trzyma� blisko mnie! Widoczny na �rodkowym ekranie m�czyzna sko�czy� namierza� cel. W