11335
Szczegóły |
Tytuł |
11335 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11335 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11335 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11335 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kazuo Ishiguro
PEJZA�
W KOLORZE SEPII
Prze�o�y� Krzysztof Filip Rudolf
Tytu� orygina�u A Pale View of Hills
CZʌ� PIERWSZA
Rozdzia� pierwszy
Niki, czyli imi�, kt�re nadali�my ostatecznie mojej m�odszej c�rce, nie jest skr�tem -
to wyraz kompromisu, do jakiego dosz�am z jej ojcem. Paradoksalnie to w�a�nie on chcia� da�
jej japo�skie imi�, a ja - by� mo�e powodowana jakim� egoistycznym pragnieniem odci�cia
si� od przesz�o�ci - nalega�am na angielskie. W ko�cu zgodzi� si� na Niki, uwa�aj�c, �e
pobrzmiewaj� w nim jakie� odleg�e echa Wschodu.
W odwiedziny przyjecha�a do mnie na pocz�tku tego roku, w kwietniu, gdy w
powietrzu nadal unosi� si� ch��d, a z nieba lecia�a m�awka. By� mo�e zamierza�a zosta�
d�u�ej, lecz tego nie wiem. Dostrzeg�am jednak, �e m�j wiejski dom i otaczaj�ca go cisza
wprawiaj� j� w niepok�j i �e niecierpliwie wyczekuje momentu, gdy powr�ci do swojego
�ycia w Londynie. Z irytacj� s�ucha�a moich p�yt z muzyk� klasyczn� i przerzuca�a stronice
rozlicznych pism. Telefonowano do niej regularnie, a wtedy - chuda, okryta obcis�ym strojem
- jednym susem przesadza�a dywan, zawsze starannie zamykaj�c za sob� drzwi, bym
przypadkiem nie dos�ysza�a jej rozmowy. Wyjecha�a po pi�ciu dniach.
Dopiero na drugi dzie� wspomnia�a o Keiko. Ranek by� szary i wietrzny, wi�c
przysun�y�my fotele do okna, by obserwowa� deszcz obmywaj�cy m�j ogr�d.
- Spodziewa�a� si�, �e przyjad�? - spyta�a. - To znaczy na pogrzeb?
- Nie, chyba nie. Nie my�la�am, �e si� pojawisz.
- Ta wiadomo�� naprawd� mnie poruszy�a. By�am o krok od przyjazdu.
- Nigdy si� nie spodziewa�am, �e przyjedziesz.
- Ludzie nie wiedzieli, co w rzeczywisto�ci mnie m�czy - rzek�a. - Nie powiedzia�am
nikomu. Zdaje si�, �e by�am ogromnie zmieszana. Nie byliby w stanie tego poj��, naprawd�
nie byliby w stanie poj�� tego, co czu�am. Przecie� siostry powinny by� sobie bliskie,
prawda? Mo�na ich nie lubi�, lecz mimo wszystko pozostaj� nam bliskie. Jednak�e tak nie
by�o. Nawet nie pami�tam teraz, jak wygl�da�a.
- Tak, od waszego spotkania up�yn�o ju� troch� czasu.
- Pami�tam tylko, �e przy niej zawsze czu�am si� nieszcz�liwa. To wszystko, co mi
si� z ni� kojarzy. Niemniej jednak poczu�am smutek, gdy si� dowiedzia�am.
By� mo�e nie tylko cisza wygna�a moj� c�rk� z powrotem do Londynu. Gdy� cho�
nigdy nie rozwodzi�y�my si� d�u�ej nad �mierci� Keiko, ona zawsze by�a gdzie� w pobli�u,
unosz�c si� nad naszymi g�owami, gdy zasiada�y�my do rozmowy.
Keiko, w przeciwie�stwie do Niki, by�a czystej krwi Japonk� i wiele gazet szybko
zwr�ci�o uwag� na ten fakt. Anglicy z upodobaniem piel�gnuj� w sobie przekonanie, �e nasza
rasa posiada wrodzony instynkt samob�jczy; zupe�nie jak gdyby dalsze wyja�nienia by�y
niepotrzebne. Doniesienia zawiera�y tylko dwie informacje: �e by�a Japonk� i �e powiesi�a si�
w swoim pokoju.
Tego samego wieczora sta�am przy oknie, wpatruj�c si� w ciemno�ci, gdy z g��bi
pokoju dobieg� mnie g�os Niki: O czym teraz my�lisz, mamo? - Siedzia�a na sofie z ksi��k�
na kolanach.
- My�la�am sobie o kim�, kogo kiedy� zna�am. O kobiecie, kt�r� kiedy� zna�am.
- O kim�, kogo zna�a�, kiedy... zanim przyjecha�a� do�
- Zna�am j�, gdy mieszka�am w Nagasaki, je�li o to ci chodzi. - Nie spuszcza�a ze
mnie wzroku, wi�c doda�am: - Dawno temu. Na d�ugo przed poznaniem twojego ojca.
Zdawa�a si� usatysfakcjonowana i wyg�osiwszy jak�� og�lnikow� uwag�, powr�ci�a
do swojej ksi��ki. Pod wieloma wzgl�dami Niki jest czu�ym dzieckiem. Nie przyjecha�a
jedynie po to, by zobaczy�, jak przyj�am wiadomo�� o �mierci Keiko; zjawi�a si� tutaj z
okre�lon� misj�. W ci�gu ostatnich bowiem lat umy�li�a sobie podziwia� pewne zdarzenia z
mojej przesz�o�ci i zjawi�a si� pe�na gotowo�ci, by powiedzie� mi, �e bynajmniej nie zmieni�a
zdania i �e nie powinnam �a�owa� podj�tych ongi� decyzji. Kr�tko m�wi�c, aby uspokoi�
mnie, �e nie jestem odpowiedzialna za �mier� Keiko.
Nie mam wi�kszej ch�ci rozwodzi� si� teraz nad spraw� Keiko, gdy� niewielkie
przynosi mi to ukojenie. Wspominam tu o niej dlatego, �e wi�za�a si� z tamt� kwietniow�
wizyt� Niki oraz �e w�a�nie w�wczas, po tak d�ugim czasie, przypomnia�am sobie Sachiko.
Nigdy nie zna�am jej dobrze. Prawd� m�wi�c, na nasz� przyja�� z�o�y�o si� zaledwie kilka
letnich tygodni wiele lat temu.
Najgorsze by�o ju� wtedy za nami. Jak zwykle roi�o si� od ameryka�skich �o�nierzy -
gdy� trwa�y walki w Korei lecz w Nagasaki, w por�wnaniu z tym, co dzia�o si� wcze�niej, dni
pe�ne by�y spokoju i ulgi. �wiat przeczuwa� nadchodz�ce zmiany.
Mieszka�am w�wczas wraz z m�em we wschodniej cz�ci miasta, sk�d tramwajem
szybko mo�na si� by�o dosta� do centrum. W pobli�u p�yn�a jaka� rzeka i powiedziano mi
kiedy�, �e przed wojn� na jej brzegu le�a�a niewielka wioska. P�niej jednak spad�a bomba i
zosta�y tam jedynie zw�glone ruiny. Rozpocz�to odbudow� i niebawem stan�y tam cztery
betonowe budynki, z kt�rych ka�dy liczy� oko�o czterdziestu oddzielnych mieszka�. Z tych
czterech budynk�w nasz by� ostatni i wskazywa�, �e program odbudowy tu w�a�nie ugrz�z� w
martwym punkcie. Mi�dzy nami a rzek� rozci�ga�o si� pustkowie, kilka akr�w wysch�ego
b�ota i row�w. Wielu ludzi uskar�a�o si�, �e jest to zagro�enie dla zdrowia, i rzeczywi�cie ich
skargi nie by�y bezpodstawne. Przez okr�g�y rok wszystkie do�y pe�ne by�y stoj�cej wody, a
w miesi�cach letnich moskity stawa�y si� wr�cz nie do zniesienia. Od czasu do czasu
pojawiali si� urz�dnicy kieruj�cy pomiarami lub sporz�dzaj�cy notatki, lecz miesi�ce mija�y i
nic si� nie dzia�o.
Mieszka�cy owych blok�w podobni byli do nas - m�ode ma��e�stwa. M�owie
najcz�ciej byli zatrudnieni w rozwijaj�cych si� w�wczas firmach. Wiele z tych mieszka�
stanowi�o w�asno�� tych�e firm, kt�re wynajmowa�y je swoim pracownikom na korzystnych
warunkach. Mieszkania nie r�ni�y si� od siebie: na pod�ogach le�a�y tatami, a w �azienkach i
kuchniach panowa� styl zachodni. By�y ma�e i podczas cieplejszych miesi�cy szybko si�
nagrzewa�y, lecz w�a�ciwie w�r�d ich mieszka�c�w panowa�o zadowolenie. Pami�tam
wszak�e wyczuwaln� tam atmosfer� tymczasowo�ci, jak gdyby ka�de z nas wyczekiwa�o
dnia, kiedy przeniesie si� w jakie� lepsze miejsce.
Tylko jeden drewniany domek prze�y� wojenne zniszczenia i prace pa�stwowych
spychaczy. Widzia�am go z naszego okna - sta� samotnie na skraju tego pustkowia,
praktycznie tu� nad sam� rzek�. Takie domki mo�na cz�sto spotka� na wsi - ich dachy, kryte
dach�wk�, opadaj� uko�nie prawie do samej ziemi. Nierzadko, w chwilach pustki, sta�am w
oknie, uporczywie si� we� wpatruj�c.
S�dz�c po wra�eniu, jakie wywo�a�o przybycie Sachiko nie ja jedna wpatrywa�am si�
w �w domek. Du�o spekulowano na temat dw�ch m�czyzn, kt�rych widziano tam kiedy�
przy pracy - czy byli pa�stwowymi robotnikami, czy te� nie. Potem zacz�to m�wi�, �e
mieszka tam jaka� kobieta z c�reczk�, a ja widzia�am je kilka razy, gdy przemierza�y
poprzecinane rowami pustkowie.
Mniej wi�cej na pocz�tku lata - by�am wtedy w trzecim lub czwartym miesi�cu ci��y -
po raz pierwszy zauwa�y�am ten wielki ameryka�ski samoch�d, bia�y i poobijany, kt�ry
podskakuj�c na wybojach, zmierza� w kierunku rzeki. Mia�o si� ju� dobrze ku wieczorowi, a
zachodz�ce za domkiem s�o�ce przez moment zal�ni�o w karoserii samochodu.
Potem pewnego popo�udnia us�ysza�am na przystanku tramwajowym dwie kobiety
rozmawiaj�ce o tej kobiecie, kt�ra wprowadzi�a si� do opuszczonego domku nad rzek�. Jedna
z nich opowiada�a, jak to odezwa�a si� tego ranka do owej kobiety i dosta�a wyra�n� odpraw�.
Jej przyjaci�ka zgodzi�a si�, �e nowo przyby�a jest nieprzyjazna - najpewniej zarozumia�a.
Musi mie� co najmniej trzydziestk�, jak przypuszcza�y, gdy� dziecko ma oko�o dziesi�ciu lat.
Ta pierwsza kobieta powiedzia�a, �e nowo przyby�a m�wi dialektem tokijskim i na pewno nie
pochodzi z Nagasaki. Przez chwil� m�wi�y o jej �ameryka�skim przyjacielu�, po czym owa
kobieta powr�ci�a do tego ranka i nieuprzejmo�ci nowo przyby�ej.
Teraz nie mam w�tpliwo�ci, �e w�r�d kobiet, kt�re mnie w�wczas otacza�y, by�y
takie, kt�re wiele wycierpia�y i kt�re dr�czy�y straszliwe wspomnienia. Jednak gdy
przygl�da�am si� im dzie� po dniu, jak pracowicie dogl�daj� swoich m��w i dzieci, trudno
mi by�o w to uwierzy� - w to, �e kiedykolwiek dotkn�y ich tragedie i koszmary wojny. Nigdy
nie stara�am si� uchodzi� za nieprzyjazn�, lecz prawdopodobnie racj� mieli ci, kt�rzy
twierdzili, i� nie czyni�am �adnych wysi�k�w, by rozwia� to wra�enie. Dzia�o si� tak dlatego,
�e w owym okresie mego �ycia nadal pragn�am, by pozostawiono mnie w spokoju.
Dlatego z niema�ym zainteresowaniem przys�uchiwa�am si� rozmowie tych dw�ch
kobiet na temat Sachiko. To popo�udnie na przystanku tramwajowym trwa jak �ywe w mojej
pami�ci. By� to jeden z pierwszych jasnych, s�onecznych dni po czerwcowych deszczach i
wsz�dzie dooko�a nasi�kni�te wod� ceg�y i beton sch�y w promieniach s�o�ca. Sta�y�my na
mo�cie kolejowym i po jednej stronie tor�w, u st�p wzg�rza, wida� by�o skupisko dach�w,
jak gdyby domy sturla�y si� ze zbocza. Za tymi domami, w niewielkim oddaleniu, znajdowa�y
si� nasze bloki, cztery stercz�ce betonowe s�upy. Opanowa�o mnie wtedy co� na kszta�t
wsp�czucia dla Sachiko i wyda�o mi si�, �e rozumiem po cz�ci t� pow�ci�gliwo��, kt�r�
dostrzeg�am, obserwuj�c j� z oddali.
Tego lata mia�y�my zosta� przyjaci�kami i przynajmniej przez kr�tki czas mog�am
cieszy� si� jej zaufaniem. Trudno by�oby mi opisa� nasze pierwsze spotkanie. Pami�tam, �e
pewnego popo�udnia dostrzeg�am jej sylwetk� daleko przed sob� na �cie�ce prowadz�cej z
terenu, gdzie sta�y bloki. �pieszy�am si�, lecz Sachiko maszerowa�a przed siebie szybkim
krokiem. Wtedy na pewno zna�y�my si� ju� z imienia, gdy� pami�tam, �e zawo�a�am do niej,
gdy znalaz�am si� bli�ej.
Sachiko odwr�ci�a si� i poczeka�a, a� zr�wnam si� z ni�.
- Czy co� si� sta�o? - spyta�a.
- Ciesz� si� �e ci� znalaz�am - powiedzia�am, dysz�c. - Chodzi o twoj� c�rk�. Gdy
wychodzi�am z domu, zauwa�y�am, �e bierze udzia� w jakiej� b�jce. Tam, niedaleko row�w.
- W b�jce?
- Z dw�jk� innych dzieci. Jeden z nich to jaki� ch�opiec. To by�a nieprzyjemna b�jka.
- Rozumiem. - Sachiko ruszy�a przed siebie. Pod��y�am za ni�.
- Nie chcia�am ci� niepokoi� - odezwa�am si�. - Jednak to wygl�da�o na nieprzyjemn� b�jk�.
Wydaje mi si�, �e mia�a skaleczony policzek.
- Ach tak.
- To by�o tam, na skraju tego pustkowia.
- Czy my�lisz, �e nadal si� bij�? - spyta�a, nie przerywaj�c marszu na grzbiet wzg�rza.
- Chyba nie. Widzia�am, �e twoja c�rka ucieka. Sachiko spojrza�a na mnie z u�miechem.
- Nie jeste� przyzwyczajona do widoku bij�cych si� dzieci?
- No c�, s�dz�, �e dzieci zawsze si� bij�. Lecz my�la�am, �e powinnam ci o tym powiedzie�.
A ponadto nie wydaje mi si�, by wybiera�a si� do szko�y. Inne dzieci sz�y w stron� szko�y, lecz twoja
c�rka kierowa�a si� ku rzece.
Sachiko nadal sz�a przed siebie, nie odzywaj�c si� ani s�owem.
- Prawd� m�wi�c - ci�gn�am - ju� wcze�niej zamierza�am ci o tym powiedzie�. Widzisz,
ostatnimi czasy nieraz widywa�am twoj� c�rk�. Gotowa jestem przypu�ci�, �e pozwala sobie na
wagarowanie.
�cie�ka rozwidla�a si� na szczycie wzg�rza. Sachiko zatrzyma�a si� i spojrza�y�my na siebie.
- To mi�o, �e tak si� martwisz, Etsuko - powiedzia�a. - Doprawdy mi�o. Pewna jestem,
�e b�dziesz wspania�� matk�.
Wcze�niej wydawa�o mi si� - podobnie jak kobietom na przystanku tramwajowym -
�e Sachiko ma oko�o trzydziestki. Prawdopodobnie jednak jej m�odzie�cza figura by�a nieco
myl�ca, gdy� jej twarz by�a twarz� osoby starszej. W jej spojrzeniu malowa�o si� lekkie
rozbawienie, a spos�b, w jaki mi si� przygl�da�a, sprawi�, �e za�mia�am si� z za�enowaniem.
- Wdzi�czna jestem, �e zwr�ci�a� si� do mnie w taki spos�b - kontynuowa�a. - Lecz,
jak widzisz, jestem do�� zaj�ta. Musz� i�� do Nagasaki.
- Rozumiem. Po prostu pomy�la�am, �e najlepiej b�dzie, gdy ci� znajd� i powiem ci o
tym. To wszystko.
Przez chwil� patrzy�a na mnie z tym samym rozbawieniem. Wreszcie powiedzia�a:
- Jak to mi�o z twojej strony. Teraz jednak prosz� mi wybaczy�. Musz� i�� do miasta. -
Sk�oni�a si� i ruszy�a �cie�k� prowadz�c� do przystanku tramwajowego.
- Chodzi�o mi o to, �e mia�a skaleczony policzek -powiedzia�am, unosz�c nieco g�os -
A rzeka jest miejscami bardzo niebezpieczna. Pomy�la�am, �e najlepiej b�dzie, gdy ci� znajd�
i powiem ci o tym.
Odwr�ci�a si�, spogl�daj�c na mnie raz jeszcze.
- Je�li nie masz �adnych innych zmartwie� na g�owie, Etsuko, to mo�e zechcesz zaj��
si� przez dzie� moj� c�rk� - zaproponowa�a. - Wr�c� po po�udniu. Jestem pewna, �e
znajdziecie wsp�lny j�zyk.
- Nie mam nic przeciwko temu, je�li tego sobie �yczysz. Musz� powiedzie�, �e twoja
c�rka jest zbyt m�oda, by pozostawia� j� ca�y dzie� bez opieki.
- Jak to mi�o z twojej strony - powt�rzy�a Sachiko, po czym u�miechn�a si� kolejny
raz. - Jestem pewna, �e b�dziesz wspania�� matk�.
Po rozstaniu z Sachiko ruszy�am w d� wzg�rza. Niebawem znalaz�am si� przy
naszym bloku. Przede mn� rozci�ga�o si� pustkowie. Poniewa� dziewczynki nie by�o,
zamierza�am wej�� do domu, lecz wtedy dostrzeg�am jaki� ruch nie opodal brzegu rzeki.
Mariko musia�a wcze�niej kuca�, gdy� teraz widzia�am jej posta� wyra�nie odcinaj�c� si� od
b�otnistej przestrzeni. Pocz�tkowo opanowa�o mnie pragnienie, by zrezygnowa� z ca�ego
zamys�u i powr�ci� do prac domowych, koniec ko�c�w jednak�e ruszy�am w jej kierunku,
starannie omijaj�c liczne rowy.
O ile nie zawodzi mnie pami��, wtedy w�a�nie po raz pierwszy rozmawia�am z
Mariko. Ca�kiem mo�liwe, �e owego ranka w jej zachowaniu nie by�o nic niezwyk�ego, gdy�
- mimo wszystko - by�am dla tego dziecka kim� obcym i mia�a pe�ne prawo traktowa� mnie z
podejrzliwo�ci�. I je�li naprawd� czu�am si� w�wczas dziwnie nieswojo, prawdopodobnie
by�a to najnormalniejsza reakcja na zachowanie Mariko.
Tego ranka nurt rzeki toczy� si� wartko, a poziom wody by� nadal do�� wysoki po
zako�czonej kilka tygodni wcze�niej porze deszczowej. Ziemia opada�a stromo w d�, gdzie
��czy�a si� z brzegiem rzeki, a b�oto u podn�a zbocza by�o zdecydowanie wilgotniejsze.
Mariko ubrana by�a w prost� bawe�nian� sukienk� si�gaj�c� kolan, a kr�tko przyci�te w�osy
nadawa�y jej twarzy ch�opi�cy wygl�d. Podnios�a wzrok bez u�miechu, obrzucaj�c
spojrzeniem moj� posta� stoj�c� na szczycie wzg�rza.
- Dzie� dobry - powiedzia�am. - W�a�nie przed chwil� rozmawia�am z twoj� matk�.
Na pewno jeste� Mariko-san.
Dziewczynka sta�a bez s�owa, nie spuszczaj�c ze mnie wzroku. To, co wzi�am
poprzednio za skaleczenie na jej Policzku, okaza�o si� plam� b�ota.
- Czy nie powinna� by� w szkole? - spyta�am. Przez chwil� jeszcze milcza�a. Wreszcie
odpar�a:
- Nie chodz� do szko�y.
- Ale przecie� wszystkie dzieci musz� chodzi� do szko�y. Nie chcia�aby� te� tam
p�j��?
- Nie chodz� do szko�y.
- Czy jednak twoja mama nie pos�a�a ci� tam? Mariko nie odpowiedzia�a ani s�owem.
Zamiast tego odsun�a si� ode mnie o krok.
- Uwa�aj - ostrzeg�am j�. - Bo wpadniesz do wody. Jest �lisko.
Nadal sta�a z zadart� g�ow�, wpatruj�c si� we mnie uporczywie. Obok niej
dostrzeg�am le��ce w b�ocie ma�e buty. Jej go�e stopy, podobnie jak buty, by�y ca�e ub�ocone.
- W�a�nie przed chwil� rozmawia�am z twoj� matk� -powiedzia�am, u�miechaj�c si�
uspokajaj�co. - Powiedzia�a, �e nie ma nic przeciwko temu, by� zaczeka�a na ni� u mnie w
domu. To niedaleko, o tam, w tamtym budynku. Mo�e przyjdziesz i spr�bujesz troch� ciastek,
kt�re upiek�am wczoraj? Co ty na to, Mariko-san? Mo�e przy okazji opowiesz mi co� o
sobie?
Mariko wci�� bacznie mi si� przygl�da�a. Potem, ani na chwil� nie spuszczaj�c ze
mnie wzroku, przykucn�a i podnios�a swoje buty. Pocz�tkowo potraktowa�am to jako znak,
�e zamierza p�j�� ze mn�. Jednak gdy nadal wpatrywa�a si� we mnie z zadart� g�ow�, zda�am
sobie spraw�, �e podnios�a buty, by przy pierwszej sposobno�ci m�c rzuci� si� do ucieczki.
- Nie zrobi� ci krzywdy - zapewni�am z nerwowym �miechem. - Jestem przyjaci�k�
twojej matki.
O ile dobrze pami�tam, tamtego poranka nie wydarzy�o si� mi�dzy nami nic wi�cej.
W �adnym wypadku nie pragn�am jeszcze bardziej trwo�y� dziecka i po chwili odwr�ci�am
si� i ruszy�am z powrotem przez pustkowie.
Nie b�d� ukrywa�, �e reakcja ma�ej nieco mnie zirytowa�a; w tamtych bowiem
czasach byle drobiazg by� w stanie wywo�a� we mnie najprzer�niejsze z�e przeczucia
zwi�zane z macierzy�stwem. Powtarza�am sobie, �e przecie� nie ma to znaczenia i - tak czy
inaczej - nast�pna okazja do zaprzyja�nienia si� z dziewczynk� niew�tpliwie nadarzy si� w
ci�gu najbli�szych dni. Tymczasem do rozmowy z Mariko dosz�o pewnego popo�udnia jakie�
dwa tygodnie p�niej.
Nigdy wcze�niej nie by�am w tym domku i by�am raczej zdumiona, gdy tamtego
popo�udnia Sachiko zaprosi�a mnie do �rodka. Prawd� m�wi�c, wyczu�am natychmiast, i� nie
uczyni�a tego bez powodu, i - jak si� okaza�o - nie myli�am si�.
Wewn�trz by� porz�dek, lecz w pami�ci utkwi�a mi panuj�ca tam atmosfera
ca�kowitego zaniedbania; drewniane belki krzy�uj�ce si� na suficie by�y nadgryzione z�bem
czasu, a dooko�a unosi�a si� s�aba wo� wilgoci. Drzwi we frontowej cz�ci domu by�y
szeroko otwarte, by wpu�ci� troch� �wiat�a s�onecznego przez werand�. Mimo to wn�trze w
du�ej mierze ton�o w cieniu.
Mariko le�a�a w k�cie najbardziej oddalonym od �wiat�a. Dostrzeg�am, �e co� porusza
si� w cieniu przy jej boku, a gdy podesz�am bli�ej, ujrza�am du�ego kota zwini�tego w k��bek
na tatami.
- Dzie� dobry, Mariko-san. Pami�tasz mnie? Przesta�a g�aska� kota i podnios�a na
mnie wzrok.
- Pozna�y�my si� niedawno - ci�gn�am. - Czy� nie pami�tasz? By�a� wtedy nad rzek�.
Brak reakcji z jej strony �wiadczy�, �e mnie nie pozna�a. Przypatrywa�a mi si� przez
chwil�, po czym zn�w zacz�a g�aska� kota. Z ty�u s�ysza�am krz�tanie Sachiko
przygotowuj�cej herbat� na otwartym piecu mieszcz�cym si� po�rodku pokoju. Ju� mia�am
do niej podej��, gdy Mariko niespodziewanie si� odezwa�a:
- Ona b�dzie mie� koci�ta.
- Naprawd�? To wspaniale.
- Chce pani jednego kociaka?
- To bardzo mi�o z twojej strony, Mariko-san. Zastanowi� si�. Jednak pewna jestem,
�e ka�de z nich znajdzie sobie jaki� mi�y dom.
- A mo�e we�mie pani kociaka? - nalega�o dziecko. - Tamta pani m�wi�a, �e we�mie
jednego.
- Zobaczymy, Mariko-san. A c� to za �tamta pani�?
- Ta inna kobieta. Kobieta, kt�ra mieszka po drugiej stronie rzeki. Powiedzia�a, �e
we�mie jednego.
- Nie wydaje mi si�, by ktokolwiek tam mieszka�, Mariko-san. Tam jest tylko las i
drzewa.
- Powiedzia�a, �e we�mie mnie do siebie do domu. Mieszka po drugiej stronie rzeki.
Nie posz�am z ni�.
Przygl�da�am si� dziecku przez chwil�. Potem ol�ni�o mnie i za�mia�am si�.
- Przecie� to by�am ja, Mariko-san. Czy� nie pami�tasz? Zaprosi�am ci� do siebie do
domu, gdy twoja mama by�a w mie�cie.
Mariko znowu unios�a wzrok.
- Nie pani - powiedzia�a. - Tamta druga kobieta. Ta z drugiej strony rzeki. Ona tu by�a
wczoraj wieczorem. Kiedy mama by�a daleko.
- Wczoraj wieczorem? Kiedy twoja mama by�a daleko?
- Powiedzia�a, �e zabierze mnie do siebie, ale ja z ni� nie posz�am. Bo by�o ciemno.
Powiedzia�a, �e mo�emy wzi�� z sob� lamp� - tu wskaza�a lamp� wisz�c� na �cianie - ale ja z
ni� nie posz�am. Bo by�o ciemno.
Za moimi plecami Sachiko podnios�a si� ze swego miejsca i przygl�da�a si� c�rce.
Mariko umilk�a, potem odwr�ci�a si� i ponownie zacz�a g�aska� kota.
- Wyjd�my na werand� - zaproponowa�a Sachiko. W r�kach trzyma�a tac� z herbat�. -
Na zewn�trz jest ch�odniej.
Tak uczyni�y�my, zostawiaj�c Mariko w k�cie pokoju. Z werandy nie mo�na by�o
obserwowa� rzeki, lecz widzia�am miejsce, w kt�rym grunt opada� i robi� si� wilgotniejszy
tam, gdzie styka� si� z wod�. Sachiko usadowi�a si� na poduszce i zacz�a nalewa� herbat�.
- W okolicy wr�cz roi si� od bezpa�skich kot�w -powiedzia�a. - Nie by�abym tak
optymistyczna, je�li chodzi o te kociaki.
- Rzeczywi�cie jest ich du�o - odpar�am. - A szkoda. Czy Mariko znalaz�a go gdzie�
tutaj?
- Nie, przywie�li�my to stworzenie ze sob�. Je�eli o mnie chodzi, wola�am je tam
zostawi�, lecz Mariko nawet nie chcia�a o tym s�ysze�.
- Przywie�li�cie je a� z Tokio?
- Och, nie. Mieszkamy w Nagasaki ju� prawie od roku.
- Tak? Nie wiedzia�am. Mieszka�a�... z przyjaci�mi? Sachiko przerwa�a nalewanie
herbaty, trzymaj�c imbryk w obydwu r�kach. W jej wzroku dostrzeg�am to samo rozbawienie,
z kt�rym przygl�da�a mi si� w czasie poprzedniego spotkania.
- Obawiam si�, i� jeste� w b��dzie, Etsuko - odezwa�a si� po chwili. Potem zn�w
zacz�a nalewa� herbat�. - Mieszka�y�my w domu mojego wuja.
- Zapewniam ci�, �e jedynie...
- Tak, oczywi�cie. Wi�c nie ma powod�w do zak�opotania, prawda? - Roze�mia�a si� i
poda�a mi fili�ank�. - Przepraszam, Etsuko, nie zamierza�am dra�ni� si� z tob�. Szczerze
m�wi�c, chcia�am ci� o co� poprosi�. O drobn� przys�ug�. - Sachiko zacz�a nalewa� herbat�
do swojej fili�anki, a w jej zachowaniu dawa�a si� dostrzec wi�ksza powaga. Wreszcie
odstawi�a imbryk i spojrza�a na mnie. - Widzisz, Etsuko, pewne sprawy, kt�re planowa�am,
nie potoczy�y si� ca�kowicie po mojej my�li i na skutek tego potrzebuj� pieni�dzy.
Oczywi�cie nie my�l� o du�ej po�yczce. Chodzi o niewielk� sum�.
- Rozumiem doskonale - odpar�am, zni�aj�c g�os. - Na pewno jest ci ci�ko, zw�aszcza
�e masz z sob� Mariko-san.
- Etsuko, czy mog� ci� poprosi� o przys�ug�? Sk�oni�am si�.
- Mam pewne oszcz�dno�ci - powiedzia�am niemal szeptem. - Wi�c z przyjemno�ci�
ci pomog�.
Ku memu zaskoczeniu Sachiko wybuchn�a g�o�nym �miechem.
- To zacnie z twojej strony. Lecz nie zamierza�am prosi� ci� o po�yczk�. Chodzi�o mi
o co� innego. Co�, o czym onegdaj wspomina�a�. Jaka� twoja przyjaci�ka, kt�ra prowadzi
ma�� jad�odajni�...
- M�wisz o pani Fujiwara?
- M�wi�a�, �e mo�e b�dzie potrzebowa� kogo� do pomocy. Taka praca by�aby mi
bardzo na r�k�.
- No c�, mog� si� dowiedzie�, je�li sobie �yczysz -odrzek�am niepewnie.
- By�abym bardzo wdzi�czna. - Sachiko obrzuci�a mnie d�u�szym spojrzeniem. -
Wyczuwam jednak w tobie jak�� niepewno��, Etsuko.
- Bynajmniej. Zapytam j� przy najbli�szym spotkaniu. Zastanawia�am si� jednak - tu
ponownie zni�y�am g�os - kto w ci�gu dnia opiekowa�by si� twoj� c�rk�?
- Mariko? Mog�aby tam pomaga�. Naprawd� potrafi by� u�yteczna.
- W to nie w�tpi�. Widzisz tylko, problem polega na tym, �e nie wiem, jak odebra�aby
to pani Fujiwara. Zreszt� prawd� m�wi�c, Mariko powinna by� w ci�gu dnia w szkole.
- Zapewniam ci�, Etsuko, �e Mariko nie sprawi �adnego k�opotu. Ponadto od
przysz�ego tygodnia wszystkie szko�y b�d� zamkni�te. Dopilnuj�, �eby nikomu nie
przeszkadza�a. O to mo�esz by� spokojna.
Sk�oni�am si� raz jeszcze.
- Zapytam j� przy najbli�szym spotkaniu.
- B�d� ci ogromnie wdzi�czna. - Sachiko wypi�a �yk herbaty. - Mo�e nawet
poprosi�abym ci�, by� spotka�a si� ze swoj� przyjaci�k� w ci�gu kilku najbli�szych dni.
- Postaram si�.
- To zacnie z twojej strony.
Na chwil� zamilk�y�my. Ju� wcze�niej moj� uwag� przyku� imbryk Sachiko; by� to
pi�kny wyr�b z bia�ej porcelany. Fili�anka, kt�r� trzyma�am w d�oniach, wykonana by�a z
tego samego delikatnego materia�u. Gdy siedzia�y�my, pij�c herbat�, uderzy� mnie, nie po raz
pierwszy zreszt�, dziwaczny kontrast pomi�dzy zastaw� do herbaty a og�lnym zaniedbaniem
ca�ego domku i b�otem u podn�a werandy. Gdy podnios�am wzrok, zda�am sobie spraw�, �e
Sachiko mnie obserwuje.
- Przywyk�am do dobrej porcelany, Etsuko - powiedzia�a. - Widzisz, nie zawsze
mieszka�am w takich - wskaza�a r�k� domek - warunkach. Rzecz jasna nie mam nic
przeciwko odrobinie niewygody. Jednak w pewnych kwestiach nie przesta�am by� wybredna.
Sk�oni�am si� w milczeniu. R�wnie� Sachiko pocz�a przygl�da� si� swojej fili�ance.
Bada�a j� z uwag�, obracaj�c powoli w r�kach. Po chwili odezwa�a si� niespodziewanie:
- Chyba prawd� jest, i� ukrad�am ten komplet. Mimo wszystko jednak nie s�dz�, by
m�j wuj odczuwa� jego brak.
Spojrza�am na ni� z niejakim zdziwieniem. Sachiko postawi�a przed sob� fili�ank� i
odp�dzi�a kilka much.
- M�wisz, �e mieszka�a� w domu swojego wuja, prawda? - spyta�am. Skin�a powoli
g�ow�.
- W przepi�knym domu. Ze stawem w ogrodzie. W niczym nie przypomina� miejsca,
gdzie obecnie mieszkam.
Na moment obie zajrza�y�my do wn�trza domku. Mariko le�a�a w swoim k�cie,
odwr�cona do nas plecami. Wydawa�o si�, �e rozmawia po cichu z kotem.
- Nie mia�am poj�cia, �e kto� mieszka po drugiej stronie rzeki - odezwa�am si�, by
przerwa� panuj�c� cisz�.
Sachiko odwr�ci�a si� i obrzuci�a spojrzeniem drzewa na dalekim brzegu.
- Ja te� nikogo tam nie widzia�am.
- Opr�cz twojej opiekunki do dziecka. Mariko m�wi�a, �e ona jest stamt�d.
- Nie mam opiekunki, Etsuko. Nie znam tam nikogo.
- Ale Mariko m�wi�a o jakiej� kobiecie...
- Prosz�, nie zwracaj na to uwagi.
- Chcesz powiedzie�, �e ona to wszystko wymy�li�a? Przez chwil� odnosi�am
wra�enie, �e Sachiko si� nad czym� zastanawia. Wreszcie powiedzia�a:
- Tak, ona to wszystko wymy�li�a.
- Z pewno�ci� dzieciom nierzadko zdarza si� co� takiego.
Sachiko przytakn�a i stwierdzi�a z u�miechem:
- Gdy sama b�dziesz matk�, Etsuko, przyzwyczaisz si� do tego.
P�niej przesz�y�my na inne tematy. By�y to pocz�tki naszej przyja�ni i
rozmawia�y�my g��wnie o b�ahostkach. Dopiero pewnego ranka kilka tygodni p�niej
us�ysza�am, jak Mariko zn�w wspomina ow� kobiet�, kt�ra do niej przychodzi.
Rozdzia� drugi
W owym czasie moim powrotom do dzielnicy Nakagawa towarzyszy�a mieszanina
smutku i przyjemno�ci. Okolica by�a g�rzysta i za ka�dym razem, gdy wspina�am si� po tych
stromych, w�skich uliczkach biegn�cych mi�dzy �ci�ni�tymi grupkami dom�w, nieodmiennie
mia�am poczucie, �e straci�am co� wa�nego. Cho� ka�da moja wyprawa w tamte strony
podyktowana by�a konieczno�ci�, zawsze szybko je opuszcza�am.
Wizyta u pani Fujiwara wywo�a�a we mnie r�wnie mieszane uczucia. Ta dobroduszna
kobieta o posiwia�ych ju� w�wczas w�osach zalicza�a si� kiedy� do najbli�szych przyjaci�
mojej matki. Nale��ca do niej ma�a jad�odajnia po�o�ona by�a w ruchliwej bocznej uliczce;
mia�a betonowy dziedziniec, os�oni�ty rozbudowanym dachem, pod kt�rym przy drewnianych
sto�ach i na drewnianych �awach zasiadali klienci. Zaliczali si� do nich g��wnie urz�dnicy
biurowi, kt�rzy przychodzili tutaj na lunch, a potem wst�powali w drodze do dom�w; o
innych porach miejsce na og� �wieci�o pustkami.
Tego popo�udnia by�am nieco zdenerwowana, gdy� mia�a to by� moja pierwsza
wizyta w owej jad�odajni od czasu, gdy Sachiko zacz�a tam pracowa�. Dr�czy� mnie
niepok�j - przez wzgl�d na obydwie kobiety - poniewa� do ko�ca nie wiedzia�am, czy pani
Fujiwara naprawd� potrzebowa�a pomocnicy. Dzie� by� upalny, a w ma�ej bocznej uliczce
by�o rojno od ludzi. Z ulg� znalaz�am si� w cieniu.
Pani Fujiwara by�a uradowana moim przyj�ciem. Posadzi�a mnie przy stole, po czym
zakrz�tn�a si� przy herbacie. Klient�w tego popo�udnia by�o niewielu - by� mo�e nie by�o
ich wcale, tego nie pami�tam - i nigdzie nie dostrzeg�am Sachiko. Gdy pani Fujiwara wr�ci�a,
zapyta�am j�:
- Jak radzi sobie moja przyjaci�ka? Czy wszystko jest w porz�dku?
- Twoja przyjaci�ka? - Pani Fujiwara spojrza�a przez rami� w stron� drzwi
kuchennych. - Ostatnio obiera�a krewetki. S�dz�, i� niebawem si� tu pojawi. - Potem jednak,
jak gdyby po namy�le, podnios�a si� z miejsca i zrobi�a kilka krok�w w kierunku kuchni. -
Sachiko-san! - zawo�a�a - Przysz�a Etsuko.
Z g��bi kuchni us�ysza�am jaki� g�os. Usiad�szy ponownie, pani Fujiwara wyci�gn�a
r�k� i dotkn�a mojego brzucha.
- Jest coraz bardziej widoczny - powiedzia�a. - Musisz teraz dba� o siebie.
- I tak nie przem�czam si� zbytnio. Prowadz� raczej wygodne �ycie - odpar�am.
- To dobrze. Pami�tam m�j pierwszy raz, wtedy by�o trz�sienie ziemi, i to do�� silne.
Nosi�am w�wczas Kazuo. Jednak urodzi� si� zupe�nie zdrowy. Staraj si� nie zamartwia�,
Etsuko.
- Postaram si�. - Obrzuci�am kr�tkim spojrzeniem kuchenne drzwi. - Czy moja
przyjaci�ka dobrze sobie radzi?
Pani Fujiwara pobieg�a za mn� spojrzeniem. Potem popatrzy�a na mnie i odpar�a:
- S�dz�, �e tak. Jeste�cie dobrymi przyjaci�kami, prawda?
- Tak. Nie znalaz�am wielu przyjaci� w okolicy, gdzie mieszkam. Jestem ogromnie
rada, �e pozna�am Sachiko.
- Tak, mia�a� szcz�cie - powiedzia�a, wpatruj�c si� we mnie. - Etsuko, robisz
wra�enie zm�czonej.
- Przypuszczam, �e tak. - Za�mia�am si� kr�tko. - Wcale mnie to nie dziwi.
- Tak, to raczej normalne. - Pani Fujiwara uwa�nie przypatrywa�a si� mojej twarzy. -
Lecz mam na my�li, �e wygl�dasz na troch�... nieszcz�liw�.
- Nieszcz�liw�? W �adnym wypadku. Po prostu odczuwam niewielkie zm�czenie,
lecz poza tym nigdy w �yciu nie by�am szcz�liwsza.
- To dobrze. Teraz musisz zwraca� sw�j umys� ku radosnym rzeczom. My�le� o
dziecku. O przysz�o�ci.
- I b�d�. My�l o dziecku wprawia mnie w doskona�y nastr�j.
- Dobrze. - Kiwn�a g�ow�, nie spuszczaj�c ze mnie wzroku. - Twoje nastawienie
znaczy bardzo wiele. Matka mo�e podj�� wszelkie starania od strony fizycznej, lecz do
wychowania dziecka potrzebne jest przede wszystkim pozytywne nastawienie.
- No c�, nie mog� powiedzie�, bym nie oczekiwa�a go z rado�ci�. - Za�mia�am si�.
Jaki� ha�as sprawi�, �e spojrza�am ponownie w stron� kuchni, lecz Sachiko nadal si� nie
pojawia�a.
- Co tydzie� widuj� pewn� kobiet� - ci�gn�a pani Fujiwara. - Jest chyba w sz�stym
lub si�dmym miesi�cu ci��y. Spotykam ja za ka�dym razem, gdy id� na cmentarz. Nigdy z
ni� nie rozmawia�am, ale robi tak przygn�biaj�ce wra�enie, gdy stoi tam ze swoim m�em. To
�le, kiedy dziewczyna w ci��y i jej m�� sp�dzaj� niedziele, my�l�c o zmar�ych. Rozumiem, �e
w ten spos�b okazuj� im szacunek, lecz mimo wszystko uwa�am, �e to �le. Powinni raczej
my�le� o przysz�o�ci.
- Przypuszczam, �e trudno jest jej zapomnie�.
- Ja r�wnie� tak s�dz�. Wsp�czuj� jej. Jednak powinni spogl�da� w przysz�o��.
Trudno wyda� dziecko na �wiat, odwiedzaj�c cmentarz co niedziela.
- Zapewne tak.
- Cmentarze nie s� miejscami dla m�odych ludzi. Kazuo towarzyszy mi od czasu do
czasu, lecz nigdy nie nalegam. Najwy�szy czas, by i on zacz�� spogl�da� w przysz�o��.
- Jak miewa si� Kazuo? - zapyta�am. - Czy w pracy wszystko dobrze?
- Je�li chodzi o prac�, jest doskonale. W przysz�ym miesi�cu spodziewa si� awansu.
Musi jednak pomy�le� tak�e i o innych sprawach. Nie b�dzie wiecznie m�ody.
W tym momencie wzrok m�j przyku�a niewielka posta� stoj�ca w s�o�cu po�r�d
�piesz�cych si� przechodni�w.
- Czy� to nie jest Mariko? - spyta�am. Pani Fujiwara odwr�ci�a si�.
- Mariko-san! - zawo�a�a. - Gdzie si� podziewa�a�? Jeszcze przez chwil� Mariko sta�a
na ulicy. Potem wesz�a w cie� dziedzi�ca, przesz�a obok nas i usiad�a przy jednym z
s�siednich stolik�w.
Pani Fujiwara przyjrza�a si� dziewczynce, po czym spojrza�a na mnie niepewnie.
Wydawa�o mi si�, �e chce co� powiedzie�, lecz w ko�cu wsta�a i podesz�a do dziewczynki.
- Mariko-san, gdzie si� podziewa�a�? - Cho� pan Fujiwara zni�y�a g�os, s�ysza�am
wszystko wyra�nie. � Nie mo�esz wi�cej tak sobie ucieka�. Twoja matka jest bardzo z�a na
ciebie.
Mariko przygl�da�a si� uwa�nie swoim palcom. Nie podnios�a wzroku na pani�
Fujiwara.
- I jeszcze jedno, Mariko-san: prosz�, nigdy wi�cej nie wolno ci si� zwraca� do
klient�w w taki spos�b. Czy� nie wiesz, �e to bardzo niegrzecznie? Twoja matka jest bardzo
z�a na ciebie. Mariko nadal przygl�da�a si� swoim r�kom. Za ni�, drzwiach kuchni, stan�a
Sachiko. Przypominam sobie, �e widz�c j� tamtego ranka, raz jeszcze ze zdumieniem
spostrzeg�am, i� w rzeczywisto�ci jest starsza, ni� pierwotnie s�dzi�am. Teraz, gdy jej d�ugie
w�osy by�y ukryte pod chustk�, zmarszczki wok� oczu i ust rysowa�y si� znacznie wyra�niej.
- Oto jest twoja matka - oznajmi�a pani Fujiwara. - Przypuszczam, �e jest na ciebie
z�a.
Dziewczynka nadal siedzia�a odwr�cona ty�em do matki. Sachiko obrzuci�a j�
szybkim spojrzeniem, po czym zwr�ci�a si� do mnie z u�miechem:
- Witaj, Etsuko - powiedzia�a ze zgrabnym uk�onem. - C� za mi�a niespodzianka.
Po drugiej stronie dziedzi�ca dwie kobiety w strojach urz�dniczek zasiada�y w�a�nie
do sto�u. Pani Fujiwara skin�a r�k� w ich stron�, po czym raz jeszcze zwr�ci�a si� do Mariko.
- Mo�e p�jdziesz na chwil� do kuchni? - spyta�a �ciszonym g�osem. - Twoja matka
poka�e ci, co masz robi�. To bardzo proste. Jestem pewna, �e taka bystra dziewczynka jak ty
na pewno sobie poradzi.
Mariko udawa�a, �e nie s�yszy. Pani Fujiwara podnios�a wzrok na Sachiko i przez
chwil� zdawa�o mi si�, �e w ich spojrzeniach wyczuwam ch��d. Potem pani Fujiwara
odwr�ci�a si� i posz�a do swoich klientek. Najwyra�niej by�y to jej znajome, gdy�
przechodz�c przez dziedziniec, powita�a je przyja�nie.
Sachiko zbli�y�a si� do mnie i przysiad�a na skraju sto�u.
- W kuchni jest tak gor�co - powiedzia�a.
- Jak ci tu idzie?
- Jak mi idzie? No c�, Etsuko, bezsprzecznie praca w jad�odajni jest do�� zabawnym
do�wiadczeniem. Szczerze m�wi�c, nigdy nie s�dzi�am, �e pewnego dnia przyjdzie mi
szorowa� sto�y w podobnym miejscu. Niemniej jednak - za�mia�a si� kr�tko - jest to do��
zabawne.
- Rozumiem. A Mariko, czy jako� si� przyzwyczai�a? Obydwie zerkn�y�my na st�,
przy kt�rym siedzia�a Mariko; dziewczynka wci�� przygl�da�a si� swoim r�kom.
- Och, z Mariko wszystko w porz�dku - odpar�a Sachiko. - Oczywi�cie dostrzegam w
niej czasami pewien niepok�j, lecz czeg� innego mo�na si� spodziewa� w takich
okoliczno�ciach? Ubolewam nad tym, Etsuko, lecz moja c�rka zdaje si� nie podziela� mojego
poczucia humoru. Wcale nie uwa�a tego miejsca za zabawne - Sachiko u�miechn�a si� i raz
jeszcze spojrza�a na Mariko. Nast�pnie podnios�a si� i podesz�a do niej. - Czy to prawda, co
powiedzia�a mi pani Fujiwara? - spyta�a cicho.
Dziewczynka milcza�a.
- Powiedzia�a mi, �e zn�w by�a� nieuprzejma dla klient�w. Czy to prawda?
Mariko nadal nie reagowa�a.
- Czy to prawda, co mi powiedzia�a? Mariko, odpowiadaj, prosz�, gdy ci� pytam.
- Ta kobieta znowu tu przysz�a - powiedzia�a Mariko. - Poprzedniej nocy. Gdy ci� nie
by�o.
Sachiko patrzy�a przez chwil� na swoj� c�rk�. Potem odezwa�a si�:
- S�dz�, �e powinna� teraz p�j�� do kuchni. Chod�, poka�� ci, co masz robi�.
- Ona zn�w przysz�a tamtej nocy. Powiedzia�a, �e we�mie mnie do swojego domu.
- Wstawaj, Mariko, id� do kuchni i zaczekaj tam na mnie.
- Ona poka�e mi, gdzie mieszka.
- Mariko, id� do kuchni.
Po przeciwnej stronie dziedzi�ca pani Fujiwara i dwie kobiety g�o�no si� z czego�
�mia�y. Mariko wci�� wpatrywa�a si� w swoje d�onie. Sachiko odwr�ci�a si� i wr�ci�a do
mnie.
- Na chwil� ci� przeprosz�, Etsuko - powiedzia�a. -Zostawi�am co� na ogniu. Zaraz
wr�c� - po czym zni�ywszy g�os, doda�a: - Trudno oczekiwa�, �eby odnosi�a si�
entuzjastycznie do czego� takiego, prawda? - U�miechn�a si� i ruszy�a w stron� kuchni.
Stan�wszy w drzwiach, odwr�ci�a si� ponownie do swojej c�rki. - Mariko, chod� do �rodka.
Dziewczynka ani drgn�a. Sachiko wzruszy�a ramionami i znikn�a w g��bi kuchni.
Mniej wi�cej w tym samym okresie, na pocz�tku lata, odwiedzi� nas Ogata-san; by�a
to jego pierwsza wizyta od czasu wyprowadzki z Nagasaki. By� to ojciec mojego m�a i tak
si� dziwnie sk�ada, i� zawsze w my�lach nazywa�am go �Ogata-san�, pomimo �e w owym
czasie by�o to r�wnie� moje nazwisko. Zna�am go jako �Ogat�-sana� od bardzo dawna -
pozna�am go na d�ugo przed spotkaniem Jira - i trudno mi by�o przyzwyczai� si� do tego, by
zwracaj�c si� do�, u�ywa� formy �ojcze�.
Podobie�stwo rodzinne mi�dzy Ogat�-sanem a moim m�em by�o znikome. Gdy
przypominam sobie dzisiaj Jira, widz� ma�ego, kr�pego m�czyzn� o surowym wyrazie
twarzy; m�j m�� zawsze dba� o sw�j wygl�d zewn�trzny i nawet w domu nierzadko nosi�
koszul� i krawat. Widz� go dzi�, jak widywa�am go wielokrotnie, siedz�cego na tatami w
naszym salonie, zgarbionego nad �niadaniem lub kolacj�. Pami�tam, �e zawsze mia�
sk�onno�� do garbienia si� - w czym przywodzi� na my�l boksera - bez wzgl�du na to, czy
sta�, czy spacerowa�. Natomiast jego ojciec nieodmiennie siedzia� z wyprostowanymi plecami,
roztaczaj�c wok� siebie atmosfer� spokoju i wielkoduszno�ci. Gdy Ogata-san zjawi� si� u nas
tego lata z wizyt�, nadal by� w doskona�ej formie: mocno zbudowany i tryskaj�cy energi�,
wygl�da� na znacznie m�odszego, ni� by� w rzeczywisto�ci.
Doskonale pami�tam �w poranek, gdy pierwszy raz wspomnia� Shigeo Matsud�. By�
ju� wtedy z nami od kilku dni i najwyra�niej dobrze czu� si� w tym ma�ym, kwadratowym
pokoju, skoro zdecydowa� si� przed�u�y� sw�j pobyt. Poranek by� jasny i wszyscy troje
ko�czyli�my �niadanie tu� przed wyj�ciem Jira do biura.
- Ten tw�j zjazd szkolny - powiedzia� do Jira. � To dzi� wiecz�r, prawda?
- Nie, jutro wiecz�r.
- B�dziesz si� widzia� z Shigeo Matsud�?
- Shigeo? Nie s�dz�. On zwykle nie uczestniczy w podobnych uroczysto�ciach. Tak
mi przykro, �e b�d� musia� ojca opu�ci�. Wola�bym z tego zrezygnowa�, lecz mog�oby to
zosta� odebrane jako lekcewa�enie.
- Nie martw si�. Etsuko-san na pewno odpowiednio o mnie zadba. A takie
uroczysto�ci s� naprawd� wa�ne.
- Wzi��bym kilka dni wolnego - ci�gn�� Jiro - lecz mamy teraz tak du�o pracy. Jak ju�
m�wi�em, to zam�wienie przysz�o do biura w dniu ojca przyjazdu. Prawdziwe utrapienie.
- Nic nie szkodzi - odrzek� Ogata-san - Doskonale to rozumiem. Sam jeszcze nie tak
dawno nie mog�em narzeka� na brak pracy. Zreszt� nie jestem jeszcze taki stary.
- Oczywi�cie, �e nie.
Jedli�my w ciszy przez kilka minut. Potem Ogata-san powiedzia�:
- Wi�c nie s�dzisz, �e natkniesz si� na Shigeo Matsude? Czy nadal widujesz go od
czasu do czasu?
- Teraz ju� nie tak cz�sto. Od kiedy przyby�o nam lat, nasze drogi rozesz�y si�.
- Tak, tak jest zawsze. Drogi uczni�w rozchodz� si�, a potem tak trudno jest nawi�za�
z powrotem kontakt. Dlatego te zjazdy s� tak wa�ne. Nie powinno si� zbyt szybko zapomina�
dawnych uk�ad�w. Dobrze jest raz na jaki� czas spojrze� za siebie, to pomaga uzyska� od-
powiedni� perspektyw�. Tak, tak, uwa�am, �e jak najbardziej powiniene� tam jutro p�j��.
- Mo�e ojciec zostanie z nami jeszcze w niedziel�. Wtedy mo�e wyjdziemy gdzie�
wsp�lnie w ci�gu dnia - zaproponowa� m�j m��.
- Tak, my�l�, �e mo�emy tak zrobi�. To wspania�y pomys�. Jednak je�li musisz
pracowa�, to nie ma najmniejszego znaczenia.
- Nie, niedziel� mog� chyba zostawi� sobie woln�. Tak mi przykro, �e mam teraz tyle
zaj��.
- Czy zaprosili�cie na jutro kt�rego� z waszych nauczycieli? - spyta� Ogata-san.
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Wielka szkoda, �e nauczyciele nie s� cz�ciej zapraszani na te uroczysto�ci. Mnie od
czasu do czasu zapraszano. A gdy by�em m�odszy, zawsze stara�em si� zaprasza� naszych
nauczycieli. Uwa�am, �e tak by� powinno. To doskona�a sposobno�� dla nauczyciela, by
ujrze� owoce swojej pracy, a dla uczni�w, by okaza� mu sw� wdzi�czno��. S�dz�, �e
nauczyciele jak najbardziej powinni by� tam obecni.
- Tak, ma ojciec prawdopodobnie racj�.
- Dzi� ludzie tak �atwo zapominaj�, komu zawdzi�czaj� swoje wykszta�cenie.
- Zupe�na racja.
M�j m�� sko�czy� je�� i od�o�y� pa�eczki. Nala�am mul herbaty.
- Co� dziwnego wydarzy�o si� onegdaj - powiedzia� Ogata-san. - Z perspektywy czasu
wydaje si� to nawet zabawne. By�em w bibliotece w Nagasaki i natkn��em si� na to
czasopismo dla nauczycieli. Zetkn��em si� z nim po raz pierwszy; za moich czas�w go nie
by�o. Czytaj�c je, ma si� wra�enie, �e obecnie wszyscy nauczyciele w Japonii s�
komunistami.
- Najwidoczniej komunizm rozprzestrzenia si� w ca�ym kraju - powiedzia� m�j m��.
- By� tam artyku� twojego przyjaciela Shigeo Matsudy. Wyobra� sobie moje
zdumienie, gdy znalaz�em tam swoje nazwisko. Nie s�dzi�em w�wczas, �e jestem tak godny
uwagi.
- Nie w�tpi�, �e ojciec nadal pozostaje w pami�ci wielu os�b z Nagasaki - wtr�ci�am.
- To by�o doprawdy niezwyk�e. Pisa� o doktorze Endo i o mnie, o naszym odej�ciu na
emerytur�. Je�li w�a�ciwie go zrozumia�em, dawa� do zrozumienia, i� dobrze si� sta�o, �e nie
wykonujemy ju� naszego zawodu. W gruncie rzeczy posun�� si� a� do stwierdzenia, �e
powinni si� nas pozby� zaraz po zako�czeniu wojny. Doprawdy niezwyk�e.
- Czy ojciec jest pewien, �e to ten sam Shigeo Matsuda? - spyta� Jiro.
- Ten�e sam. Ze szko�y Kuriyamy. Niezwyk�e. Pami�tam, jak przychodzi� do nas,
�eby bawi� si� z tob�. Twoja matka go rozpuszcza�a. Spyta�em bibliotekark�, czy mog� kupi�
jeden egzemplarz, a ona obieca�a zam�wi� go dla mnie. Poka�� ci go.
- C� za brak lojalno�ci - powiedzia�am.
- By�em ogromnie zaskoczony - odrzek� Ogata-san zwracaj�c si� do mnie. - I
pomy�le�, �e to w�a�nie ja przedstawi�em go dyrektorowi szko�y Kuriyama.
Jiro dopi� herbat� i otar� usta serwetk�.
- To rzeczywi�cie godne po�a�owania. Tak jak m�wie, nie widzia�em Shigeo ju� od
pewnego czasu, przepraszam ojca, ale musz� ju� i��, gdy� inaczej si�
- Ale� oczywi�cie. Przyjemnej pracy.
Jiro skierowa� si� do wyj�cia, gdzie zacz�� wk�ada� buty. Powiedzia�am w�wczas do
Ogaty-sana:
- Kto�, kto osi�gn�� tak� pozycj�, ojcze, musi by� przygotowany na drobn� krytyk�.
To rzecz naturalna.
- Oczywi�cie - odpar�, wybuchaj�c �miechem. -Nie, nie musisz si� tym zamartwia�,
Etsuko. Zupe�nie si� tym nie przej��em. Przypomnia�em sobie o tym tylko dlatego, �e Jiro
wybiera si� na sw�j zjazd. Ciekaw jestem, czy Endo czyta� ten artyku�.
- �ycz� ojcu mi�ego dnia! - zawo�a� Jiro, staj�c w drzwiach. - Wr�c� wcze�niej, je�li
dam rad�.
- Nonsens, nie r�b sobie k�opotu. Twoja praca jest wa�na.
Nieco p�niej, tego samego ranka, Ogata-san wy�oni� si� ze swego pokoju ubrany w
marynark� i krawat.
- Czy ojciec gdzie� wychodzi? - spyta�am.
- Pomy�la�em sobie, �e z�o�� wizyt� doktorowi Endo.
- Doktorowi Endo?
- Tak, pomy�la�em sobie, �e p�jd� i zobacz�, jak mu si� teraz powodzi.
- Ale chyba nie wychodzi ojciec przed lunchem?
- Chyba najlepiej b�dzie, je�li zaraz wyjd� - odpar�, spogl�daj�c na zegarek. - Endo
mieszka teraz kawa�ek za Nagasaki. B�d� musia� pojecha� poci�giem.
- W takim razie zapakuj� ojcu drugie �niadanie. To nie potrwa d�ugo.
- Ale� oczywi�cie, dzi�kuj� ci, Etsuko. Je�li tak, poczekam kilka minut. Szczerze
m�wi�c, mia�em nasiej�, �e zaoferujesz mi drugie �niadanie.
- Skoro tak, to powinien by� ojciec poprosi� - stwierdzi�am, podnosz�c si� z miejsca. -
Trudno liczy�, �e samym przymawianiem si� zdob�dzie ojciec akurat to, czego chce.
- Wiedzia�em jednak, �e odczytasz prawid�owo moje intencje, Etsuko. Wierz� w
ciebie.
Przemierzy�am kuchni�, w�o�y�am sanda�y i wesz�am na kafelkow� pod�og�. Kilka
minut p�niej rozsun�y si� drzwi i stan�� w nich Ogata-san. Usiad� na progu i zacz�� si�
przygl�da�, jak pracuj�.
- C� to takiego dla mnie gotujesz?
- Nic specjalnego. Po prostu resztki z wczoraj. Uprzedziwszy mnie na chwil� przed
wyj�ciem, nie zas�uguje ojciec na nic lepszego.
- A mimo to pewien jestem, �e uda ci si� zmieni� to w co� smakowitego. Co takiego
robisz z tym jajkiem? To nie s� resztki, prawda?
- Dodaj� jeszcze omlet. Ma ojciec szcz�cie, �e jestem dzisiaj tak hojna.
- Omlet. Musisz mnie nauczy�, jak si� to robi. Czy to trudne?
- Niezwykle trudne. Na tym etapie nie ma nawet sensu, �eby ojciec pr�bowa�.
- Ale ja bardzo chcia�bym si� nauczy�. I co rozumiesz przez s�owa �na tym etapie�?
Jestem jeszcze dostatecznie m�ody, by nauczy� si� wielu rzeczy.
- Czy ojciec naprawd� zamierza zosta� kucharzem?
- Nie ma si� z czego �mia�. Z biegiem czasu pocz��em docenia� zalety gotowania. To
sztuka, jestem przekonany, r�wnie szlachetna jak malarstwo czy poezja. A nie docenia si� jej
tylko dlatego, �e produkt tak szybko znika.
- Niech ojciec pozostanie przy malarstwie. Tak b�dzie lepiej.
- Malarstwo - westchn��. - Nie daje mi ju� ono takiej rado�ci jak ongi. Uwa�am, �e
powinienem nauczy� si� robi� omlety tak dobrze jak ty, Etsuko. Musisz mi to pokaza�, zanim
wr�c� do Fukuoki.
- Gdy ojciec nauczy si� to robi�, zaraz przestanie to dla niego by� sztuk�. Wydaje mi
si�, �e kobiety powinny trzyma� to w tajemnicy.
Za�mia� si�, jak gdyby sam do siebie, ca�y czas obserwuj�c mnie w milczeniu.
- Czego si� spodziewasz, Etsuko, ch�opca czy dziewczynki? - spyta� w ko�cu.
- Szczerze m�wi�c, nie wiem. Je�li to b�dzie ch�opiec, to dam mu imi� po ojcu.
- Naprawd�? Czy to obietnica?
- Chyba jednak powiedzia�am to bez zastanowienia. Po prostu zapomnia�am, jak
ojciec ma na imi�. Seiji, to przecie� brzmi brzydko.
- Tylko dlatego, Etsuko, �e uwa�asz mnie za brzydkiego. Pami�tam, jak jedna z moich
klas uzna�a, i� przypominam hipopotama. Jednak�e nie powinny zniech�ca� ci� do mnie owe
zewn�trzne pozory.
- To prawda. No c�, zobaczymy, co Jiro o tym my�li.
- Tak.
- Chcia�abym jednak, by m�j syn nosi� to samo imi� co ojciec.
- By�bym niezmiernie szcz�liwy. - Uk�oni� si� z lekkim u�miechem. - Z drugiej
jednak strony zdaj� sobie spraw�, �e to ogromnie irytuj�ce, gdy krewni nalegaj�, by dawa�
dzieciom ich imiona. Pami�tam czasy, kiedy moja �ona i ja k��cili�my si�, jakie imi� da�
synowi. Chcia�em da� mu imi� po moim wuju, lecz mojej �onie nie podoba� si� zwyczaj
nadawania dzieciom imion krewnych. Koniec ko�c�w, rzecz jasna, postawi�a na swoim.
Keiko by�a nieust�pliw� kobiet�.
- �adne imi�, Keiko. Je�li urodzi si� dziewczynka, to mo�e nazwiemy j� Keiko.
- Nie powinna� sk�ada� zbyt pochopnych obietnic. Stary cz�owiek b�dzie bardzo
rozczarowany, je�li ich nie dotrzymasz.
- Przepraszam, po prostu g�o�no my�la�am.
- A opr�cz tego, Etsuko, na pewno s� inni cz�onkowie rodziny, kt�rych imiona
wola�aby� nada� swojemu dziecku. Osoby, kt�re by�y ci bli�sze.
- By� mo�e. Jednak je�li to b�dzie ch�opiec, nazw� go Seiji. Ojciec by� kiedy� dla
mnie jak prawdziwy ojciec.
- Czy ju� nie jestem dla ciebie jak ojciec?
- Oczywi�cie, �e tak. Tyle �e nieco inaczej.
- Wierz�, �e Jiro jest dobrym m�em.
- Oczywi�cie. Nie s�dz�, bym mog�a by� szcz�liwsza.
- A i dziecko uczyni was szcz�liwymi.
- Tak, trudno sobie wyobrazi� lepszy moment. Prawie zaaklimatyzowali�my si� tutaj,
a z prac� Jira wszystko jak najlepiej. Chwila jest naprawd� idealna.
- A wi�c jeste� szcz�liwa?
- Tak, jestem bardzo szcz�liwa.
- Wspaniale. To sprawia, �e i ja jestem szcz�liwy.
- Prosz�, ju� gotowe - powiedzia�am, wr�czaj�c mu lakierowane pude�ko.
- Ach tak, te resztki - odrzek�, przyjmuj�c je z dramatycznym uk�onem. Uni�s�
nieznacznie wieczko i doda�: - Wygl�da wcale smakowicie.
Gdy wr�ci�am wreszcie do salonu, Ogata-san wk�ada� buty w wej�ciu.
- Powiedz mi, Etsuko - odezwa� si�, nie podnosz�c oczu znad sznurowade� - spotka�a�
kiedy� tego Shigeo Matsud�?
- Raz lub dwa razy. Odwiedza� nas po �lubie.
- Ale on i Jiro nie s� ju� teraz bliskimi przyjaci�mi?
- Nie. Wysy�amy sobie �yczenia i na tym si� ko�czy.
- Chc� poprosi� Jira, �eby napisa� do swojego przyjaciela. Uwa�am, �e winien jest mi
przeprosiny. W przeciwnym razie b�d� nalega�, by Jiro zerwa� kontakty z tym m�odzie�cem.
- Rozumiem.
- Ju� wcze�niej my�la�em o tym, by mu to zaproponowa�, jeszcze przy �niadaniu.
Jednak rozmowy tego rodzaju najlepiej zostawia� na wiecz�r. Zapewne ma ojciec racj� przed
wyj�ciem Ogata-san raz jeszcze podzi�kowa� mi za drugie �niadanie.
Jak si� okaza�o, owego wieczora nie poruszy� tej sprawy. Po powrocie obydwaj
m�czy�ni wygl�dali na zm�czonych i wi�ksz� cz�� wieczoru sp�dzili nad gazetami,
niewiele ze sob� rozmawiaj�c. Tylko raz Ogata-san wspomnia� nazwisko doktora Endo. Sta�o
si� to przy kolacji, kiedy powiedzia� po prostu:
- Endo dobrze wygl�da. Tylko t�skni za prac�. Koniec ko�c�w ten cz�owiek �y� dla
niej.
Tej nocy, przed za�ni�ciem, gdy le�eli�my w ��ku, powiedzia�am do Jira:
- Mam nadziej�, �e ojciec jest zadowolony z przyj�cia, jakie mu zgotowali�my.
- A czeg� innego mo�e oczekiwa�? - spyta� m�j m��. - Je�li tak si� zamartwiasz, to
zabierz go gdzie�.
- B�dziesz pracowa� w sobot� po po�udniu?
- Czy my�lisz, �e mog� sobie pozwoli� na wolne? Mam powa�ne zaleg�o�ci. Akurat
trafi� na najgorszy okres ze swoj� wizyt�.
- Ale w niedziel� wybierzemy si� gdzie�, prawda? Zdaje mi si�, �e nie otrzyma�am
w�wczas �adnej odpowiedzi, lecz czeka�am na ni�, d�ugo wpatruj�c si� w ciemno��. Po
ca�ym dniu pracy Jiro bywa� zm�czony i nie mia� nastroju do rozm�w. W ka�dym razie
niepotrzebnie martwi�am si� o Ogat�-sana, gdy� jego wizyta owego lata by�a najd�u�sza z
dotychczasowych. Pami�tam, �e nadal by� z nami tego wieczora, gdy do drzwi zastuka�a
Sachiko.
Ubrana by�a w sukni�, kt�rej nigdy wcze�niej nie widzia�am, a na ramiona zarzucony
mia�a szal. Twarz pokrywa� staranny makija�, lecz na jej policzku zwisa� cienki kosmyk
w�os�w.
- Przepraszam, �e ci� niepokoj�, Etsuko - powiedzia�a z u�miechem. - My�la�am, �e
mo�e znajd� tu Mariko.
- Mariko? Ale� nie.
- No c�, trudno. Wcale jej nie widzia�a�?
- Niestety nie. Zgin�a?
- Nie patrz tak na mnie. - U�miechn�a si�. - Po prostu nie by�o jej w domu, gdy
wr�ci�am, to wszystko. Na pewno nied�ugo j� znajd�.
Rozmawia�y�my w drzwiach i nagle zda�am sobie spraw�, �e Jiro i Ogata-san
spogl�daj� w nasz� stron�. Przedstawi�am im Sachiko i ca�a tr�jka wymieni�a uk�ony.
- To niepokoj�ce - stwierdzi� Ogata-san - Mo�e lepiej od razu zadzwonimy na policj�.
- Nie ma takiej potrzeby. Na pewno j� znajd� - odrzek�a Sachiko.
- Mo�e jednak lepiej na wszelki wypadek zadzwoni�.
- Naprawd� nie trzeba. - W g�osie Sachiko da�o si� wyczu� cie� irytacji. - Na pewno j�
znajd�.
- Pomog� ci jej szuka� - powiedzia�am, wk�adaj�c kurtk�.
M�j m�� spojrza� na mnie z niezadowoleniem. Chcia� co� powiedzie�, lecz rozmy�li�
si�. Na koniec rzuci�:
- Ju� prawie ciemno.
- Naprawd�, Etsuko, nie ma powodu do takiego zamieszania - m�wi�a Sachiko. - B�d�
ci jednak wdzi�czna, je�li wyjdziesz na chwil� ze mn�.
- Uwa�aj na siebie, Etsuko - powiedzia� Ogata-san. - I zadzwo� na