11291
Szczegóły |
Tytuł |
11291 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11291 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11291 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11291 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARIA RODZIEWICZ�WNA
MAGNAT
WYDANIE PIERWSZE: WARSZAWA 1899 S. LEWENTAL
WYDANIE VI: POZNA� 1931 WYDAWNICTWO POLSKIE R. WEGNER,
(�PISMA� T. 10)
I
Marzec z deszczem, �niegiem i wichrem szala� nad dworem kuhackim. Drzewa si� gi�y i
j�cza�y, dachy skrzypia�y na oborach, wszystko, co �y�o, ludzie i bydl�ta, pozaszywa�o si� w
po�ciel lub s�om�, nawet suka rz�dcy, najczujniejsza, nie szczeka�a pod oficyn�, ale tul�c si� do
drzwi le�a�a przera�ona sza�em przyrody. Noc by�a okropna i trzeba by�o bohaterstwa, by si� za
pr�g wychyli�.
Jednak�e, gdy zegar w izbie wybi� dwunast�, rz�dca si� przebudzi� i zaraz zerwa� si� z ��ka.
Chwil� walczy� ze snem i ze zm�czeniem dnia poprzedniego, potem si� wzdrygn��, s�ysz�c
wycie wichru, wreszcie zrezygnowany do obowi�zku, pocz�� si� odziewa� po ciemku, by nie
zbudzi� matki, �pi�cej w s�siedniej stancji.
Naci�gn�� buty, jeszcze mokre od wieczora, ko�uszek, poszuka� czapki, latarni, wyj�� spod
poduszki p�k klucz�w i na palcach wyszed� do sieni.
Tu ju� wicher hula� w najlepsze, ledwie mu dozwoli� zapali� �wiec� w latarni. Za drzwiami
suka, us�yszawszy pana, zapiszcza�a rado�nie i gdy otworzy�, wpad�a mu pod nogi Razem, z ni�
p�d wichru zatamowa� mu prawie oddech.
� Id� do stancji, Warta! � rzek� �agodnie do suki, czuj�c, �e dr�y ca�a.
Ale gdzie�by Warta odst�pi�a swego chlebodawc�. Poliza�a mu r�k� i wybieg�a pierwsza.
Wyszed� i on na sw� zwyk�� codzienn� inspekcj� i przede wszystkim zagwizda� na nocnego
str�a. Odpowiedzia� mu wicher szyderczym chichotem.
Naiwny te� rz�dca, aby mniema�, �e str� na tak� por� jest gdzie indziej ni� w kuchni, przy
piecu. �wiate�ko latarni ruszy�o przez podw�rze, do ob�r, skrzypn�y drzwi, rz�dca zajrza� w
s�om�, pastucha nie by�o. Ju� chcia� wraca� i szuka� go w czworakach, gdy jaki� j�k bydl�cy
rzuci� go w stron�. Tam zapl�tana w �a�cuchach, dusi�a si� krowa. Odmota� j�, pom�g� wsta�,
przeszed� z ko�ca w koniec obor�, obejrza� ka�d� sztuk� uwa�nie i wyszed�. Mijaj�c spichlerz
us�ysza� jaki� �oskot i ujrza� drzwi tylne nie zamkni�te. Ruszy� tedy na g�r�, brz�kaj�c kluczami,
zamkn�� je. Obszed� wko�o stodo��, obejrza� zamki bram, wst�pi� do stajni i owczarni, i wsz�dzie
znalaz� mniejszy lub wi�kszy niedoz�r. Gniew jego wzbiera�. Tak okr��ywszy ca�e gumno,
skierowa� si� ku czworakom. Wszystko spa�o, nigdzie �wiat�a. Otworzy� jedne drzwi na prawo i
krzykn��:
� Micha�, do obory mi zaraz! Bedrycha omal si� nie udusi�a. Niech no si� trafi jaki wypadek,
b�d� wiedzia�, kto winien, piecuchu jeden! Marsz!
Zwr�ci� si� do drzwi lewych i dalej ci�gn��:
� Marek! Str�ujesz ty dobrze pieca! Nie wynios� go, jestem pewny! Ale twoj� pensj�
str�owsk� wynios� ci z ksi�gi sztrafy! Czemu brama od szopy nie zamkni�ta?
Zarusza�o si� na prawo i lewo, a on dalej szed� korytarzem i znowu drzwi otworzy�.
� Panie Owsi�ski, czemu to drzwi od spichlerza stoj� otworem? Zamkn��em je sam tym
razem, ale drugi raz nie zamkn�.
Senny g�os odpowiedzia� ze �rodka:
� Musia� je wicher otworzy�. Ja zamkn��em, jak Boga kocham!
� Tak te� pan Boga kochasz! A wy, �wiartuki, dlaczego wydajecie fornalom owies nie
wiany, bez miary? W stajni pe�ne ��oby!
� A dalib�g nie dawa�em! � odpar� drugi g�os.
� Wi�c wam ukradli. Jeszcze lepiej. Po to stoicie jak wiecha w stodole?
Zatrzasn�� drzwi i wyszed� z czworak�w.
Za nim pogoni�y z czterech ust pobo�ne �yczenia:
� Bodaj ci� najja�niejsze pioruny! Bodaj� r�ce i nogi pokr�ci�! Bodaj ci� tak po �mierci czart
nosi�! Bodaj� o�lep�!
Pomimo szczero�ci tych �ycze� rz�dca zdr�w i ca�y stan�� na swym ganku.
Z czworak�w wyszed� pastuch i str�, a d���c ku oborom, wylewali reszt� ��ci.
� A pies przekl�ty! Siedem sk�r by z cz�owieka obdar� i jeszcze mu by�oby ma�o. Niech no
pani umrze, to we�mie zap�at�.
B�dzie mu za wszystko! Niech no starej nie stanie, psami go synowiec wyszczuje.
� A stara podobno �le � m�wi� lokaj.
� Nied�ugo naszej m�ki. Przeb�dziemy przyb��d�.
� On�e podobno te� krewny starej.
� Przypisa� si� do bogaczki. Z �aski wzi�a, bo zdycha� z g�odu z matk�. A teraz, jak si�
wypas�, pana udaje. Synowiec go nie cierpi! Schudnie bestia pr�dko, jak trzeba b�dzie na chleb
zarobi� samemu, zamiast nami ora�!
Znikn�li za w�g�em. W czworakach, w stancji pisarza i gumiennego rozleg�a si� te� rozmowa:
� Dalib�g zamkn��em! Ten �otr pewnie ��e, byle mie� okazj� I do �ajania.
� Diabe� go nosi w taki psi czas � doda� gumienny.
� Pewnie si� wcale nie k�ad�, ino si� w��czy� od Marcysi do Ma�gosi. Porz�dny cz�owiek, jak
si� w dzie� napracuje, �pi jak kamie�, ale jak si� kto na szpiega i szelm� urodzi, to diabe� w nim
siedzi i gna! Wychowali�my sobie dopiero dr�czyciela!
� Dos�u�y si� on nagrody. Stara ledwie �yje, a sukcesor wy�enie go natychmiast.
� Mo�e mu stara co zapisze.
� Chyba, to� li�e jej nogi i pe�za jak pies.
� A nas traktuje jak cham�w. Cho� my takie same s�ugi p�atne jak on.
� Oho, fanaberia hrabska, a go�y jak bicz!
� �eby mu kto raz za nas odda�, toby spokornia�. Ale wszyscy tch�rze.
� To czemu pan nie spr�bujesz pierwszy? � szyderczo wtr�ci� gumienny. � Pan te�
szlachcic.
� W�a�nie dlatego nie chc� na takim szpiegu r�k wala�.
� I jeszcze pytanie, czyby mu pan dosi�gn�� do twarzy. Pisarz umilk� i po chwili obadwa
zasn�li.
Rz�dca tymczasem wr�ci� do stancji, zawo�a� za sob� Wart� i zabiera� si� do odpoczynku.
Obudzi�a si� jednak matka, zakaszla�a st�kaj�c:
� Czy to ty, Olek?
� Ja. Na gumno chodzi�em.
� A co s�ycha� w pa�acu?
� Nie wiem. Zapewne spokojnie, kiedy ma�a nie przysz�a. Niech mama �pi!
Zapanowa�a cisza. Wicher na dworze szala� i �nieg z deszczem bi� o szyby, s�ycha� by�o
niekiedy trzask �ami�cych si� ga��zi. Rz�dca zasn�� snem kamiennym, spokojny teraz do rana.
�ni�o mu si� jakie� polowanie, krzyki, naganki, granie ogar�w, strza�y. Wtem si� ockn��.
To Warta ujada�a u okna, w kt�re kto� stuka�, a matka wo�a�a:
� Olek! Olek! Wstawaj! Kto� si� dobija.
Zerwa� si�, przyst�pi� do okna. Drobna posta� tuli�a si� do �ciany, stukaj�c w szyb�.
� To ma�a z pa�acu � rzek�.
� Otw�rz jej �ywo! M�j Bo�e, pewnie, nieszcz�cie! � odpar�a matka zapalaj�c zapa�k�.
Rz�dca odzia� si� znowu, mrucz�c:
� Jak ma by� koniec, niech b�dzie. Ju� mam dosy� tego �ycia. Cicho, Warta! Sw�j!
Otworzy� drzwi i wpu�ci� do stancji dziewczynk� drobn�, czarn�, otulon� szalem.
� C� tam? Pani gorzej? � spyta�.
Ale dziewczynka bieg�a do drugiej stancji, chlipi�c i dysz�c.
� Pani Kalinowska! Pani umiera! Kaza�a pos�a� po ksi�dza zaraz i pani� wo�a! Niech pani
zaraz idzie! Ja si� boj� sama wraca�!
Dziecko si� trz�s�o ze strachu i zm�czenia; usiad�a w progu na kuferku, chlipi�c.
Kalinowska ubiera�a si� pr�dko. Syn wyszed�, by wyprawi� bryczk� po ksi�dza.
� Jak�e si� to sta�o? M�w! To� z wieczora dobrze zjad�a i zasn�a.
� Ja nie wiem! Ja spa�am przy ��ku na ziemi. A� tu czuj�, �e mnie pani uderza pantoflem po
twarzy, wi�c si� zerwa�am. Kaza�a zapali� �wiec�. Siedzia�a w ��ku bardzo straszna i wo�a:
�Po�lij po ksi�dza, zawo�aj Kalinowsk�, pr�dzej, ja zaraz umr�!� Wi�c polecia�am.
Kalinowska ju� by�a gotowa. Otuli�a si� szalem i wysz�y. Na progu spotka�a syna,
� Wy�l� zarazem depesz� do Wojew�dzkich � rzek�.
� A to� zabroni�a ci wczoraj.
� To i c�? Kiedy umiera, to m�j obowi�zek uprzedzi� spadkobierc�w. Po �mierci nie
przem�wi, �e to ona broni�a, a �ywi powiedz�, �em ja intrygowa�.
� A jak si� jej polepszy, to si� jej narazisz i nic ci nie da. Zobaczysz!
� A niech tam! Krzyw chodzi� nie umiem, a nie da, to i owszem. B�d� wykwitowany z d�ugu
wdzi�czno�ci i wolny.
� I n�dzarz � mrukn�a stara.
� A niech tam! � powt�rzy� swoje zwyk�e s�owo z zuchwalstwem wielkiej si�y i m�odo�ci.
Kobieta nic nie rzek�a wi�cej, bo si� wko�o pocz�li ludzie budzi� i wychodzi�; posz�a w stron�
pa�acu, a za ni�; jak cie�, drepta�a dziewczynka.
Genera�owa Wojew�dzka, magnatka, dziedziczka d�br i kapita��w, wdowa bezdzietna,
umiera�a.
�y�a za d�ugo dla synowca, kt�ry si� postarza�, oczekuj�c w Warszawie, na miernej posadce
� milion�w.
Genera�owa nienawidzi�a w og�le wszystkich ludzi, a w szczeg�lno�ci rodziny m�a, jak jego
nienawidzi�a za �ycia, nie mog�c mu darowa� mnogich niewierno�ci i marnotrawstwa jej w�asnej
fortuny.
Wiedzia�a, �e ub�stwia� bratow�, �e si� z ni� na�miewa� z �ony, �e maj�tkiem jej op�aca�
fantazje i zbytki tamtej. Gdy umar�, rozpocz�a zemst�.
Patrzy�a z rado�ci�, jak brat m�owski zbankrutowa�, daremnie b�agaj�c j� o pomoc; cieszy�a
si�, gdy syn jego w ci�g�ym niedostatku wegetowa� na marnej posadce,, nie da�a im nigdy
szel�ga, nie przyj�a nawet w go�cin�.
Rozwin�� si� w niej egoizm i sknerstwo, podejrzliwo�� i niewiara. Nie mia�a faworyt�w ani
przyjaci�, rz�dzi�a wszystkim sama.
Z czasem jednak poczu�a staro��, bezsilno�� i wtedy sprowadzi�a do Kuhacza dalek� ubog�
krewn� wdow�, z synem wyrostkiem. Dla wdowy zda�o si� to szcz�ciem i przysz�o�ci� �wietn�
dla syna. Istotnie, genera�owa posy�a�a go do szk�, potem na praktyk� agronomiczn� za granic� i
wreszcie uczyni�a go rz�dc� swych rozleg�ych d�br. Wdowa tymczasem wys�ugiwa� si� ile si�,
znosz�c z�e humory, wypominanie dobrodziejstw i s�u�ebne stanowisko.
Wilgotn� mia�a stancj� w oficynie i ordynari�* niewielk�, sama uprawia�a ogr�d, sama doi�a
krow�, kupion� za oszcz�dzone przez wiele lat pieni�dze.
A jednak niegdy� Kalinowska by�a te� dziedziczk� i pani�, tylko wielka po�oga uczyni�a j�
n�dzark��wdow�, z synaczkiem kilkomiesi�cznym.
Z po�ogi tej wynios�a si�� bohaterstwa i cze�� u ludzi. Szczyci�a si� sw� bied� i dobrze
wychowa�a syna, �eby si� i nim mog�a szczyci�.
Aleksander Kalinowski mia� teraz dwadzie�cia pi�� lat i wyp�aca� si� genera�owej za koszt
nauki, s�u��c, jak on to pojmowa�, uczciwie.
Przed kilku laty genera�owa sprowadzi�a jeszcze jedn� krewn� ubog�, sierot�, dziecko.
Biedactwu temu najci�szy los przypad� w udziale, bo ci�g�e towarzystwo niezno�nej
dziwaczki. Bywa�a bezustannie gderana, musztrowana, cz�sto bita, u�ywana do wszelkich
posy�ek, pos�ug, kozio� ofiarny z�ych humor�w, kaprys�w i dolegliwo�ci magnatki. Musia�a
znosi�, bo nie mia�a nikogo na �wiecie, nikt nawet dobrze nie wiedzia�, sk�d przyby�a, a by�a za
ma�a i s�aba, by uciec, za harda, by si� poskar�y�.
W pa�acu, opr�cz niej i starego lokaja, nikt nie mieszka�, genera�owa nie znosi�a innej s�u�by,
dziwacza�a z ka�dym dniem gorzej.
Od pewnego czasu co dzie� pisa�a i pali�a testamenty, zatroskana jednym, by synowiec nic nie
dosta�; wzywa�a nawet rady prawnika.
Ten radzi� rozda� kapita�y za �ycia, dobra obci��y� bankowym d�ugiem, aby sta�y si�
ci�arem spadkobiercom.
Na to genera�owa nie mog�a si� zdecydowa�. Rozsta� si� z pieni�dzmi by�o nad jej si�y. Mia�a
prze�wiadczenie, �e obdarowani opu�ciliby j� natychmiast na pastw� choroby i �mierci, i z
niczym odprawi�a doradc�.
Raz zawo�a�a do siebie Aleksandra Kalinowskiego i gro��c mu lask�, kt�r� si� podpiera�a,
rzek�a:
� Jestem coraz s�absza, pr�dko umr�, nie chc� nic da� Wojew�dzkim, nie chc� ich widzie�,
ty tego pilnuj, bo je�li si� o�mielisz ich uwiadomi�, nie dam i tobie nic, i wykln�.
Rz�dca, ch�opak smuk�y, pi�kny, silny, o twarzy zuchwa�ej i �mia�ej, jeden tylko �mia� jej
czasem zaprzeczy� lub wypowiedzie� w�asne zdanie. Patrzy� jej w oczy nieustraszenie, obraz si�y
i szlachetno�ci wobec niedo��stwa i uosobienia z�o�ci.
� Pani rozkazywa�, mnie s�ucha� � odpar�. � Nie dlatego to uczyni�, aby mi pani co da�a,
ale dlatego, �e w domu pani ja nie gospodarz. Ale ani si� l�kam, �e mi pani cofnie �ask�, ani si�
kl�tw boj�, bom prawy. Moja rzecz dobytku i roli pilnowa�, poza tym niczym si� nie zajmuj�.
Rzecz dziwna; genera�owa znosi�a jego zuchwa�� mow�. Sierota dr�a�a s�uchaj�c, Kalinowska
blad�a, magnatka si� u�miecha�a. Mo�e j� te szorstkie s�owa bawi�y jak co� rzadkiego. Ona
s�ysza�a tylko pochlebstwa lub l�kliwe potakiwania. I oto zachorowa�a i mia�a umrze�.
Rz�dca, wyprawiwszy depesz� i konie po ksi�dza, ju� si� nie k�ad� spa�, siedzia� na zydelku
pod piecem i got�w na ka�de wezwanie z pa�acu, rozmy�la� nad swoj� dol�.
Marzeniem tego ptaka, z gniazda wyrzuconego, by� w�asny k�s ziemi i powr�t do sfery, w
kt�rej si� urodzi�. Nie u�ywa� mu si� chcia�o, nie panowa�, ale wr�ci� do towarzystwa i
stosunk�w, z kt�rych wyszed�, odzyska� swe miejsce w �wiecie. Nie pogardza�, nie wstydzi� si�
swej biedy i podrz�dnego stanowiska, ale nie uwa�a� go za w�asne.
By� jak przechodzie� w przydro�nej ober�y, nie �y� ze wsp�oficjalistami, nie obcowa� z nimi,
bo czu�, �e tu nie pozostanie ani si� z nimi z�yje i �e s� tak zdemoralizowani, i� nie zdo�a�by ich
do siebie podnie��. Nie zrozumieliby go nawet.
Do wyzwolenia rachowa� po trosze na legat Wojew�dzkiej zapewne, ale przede wszystkim
rachowa� na siebie. Op�tany sw� ide�, sta� si� sk�pcem, z pensji sk�ada� grosz do grosza, obywa�
si� bez tytoniu, bez cie�szego ubrania, bez najmniejszej fantazji i marzy� na pocz�tek o ma�ej
dzier�awie.
W okolicy zna� wszystkie folwarki, obrachowa� je, oceni�, o jeden ju� nawet traktowa� z
w�a�cicielem.
Teraz ju� targu dobije. �eby mu Wojew�dzka zapisa�a trzy tysi�ce rubli, wi�cej nie ��da�, i
dnia by jednego tu nie pozosta�. Poszed�by na swoje! Na swoje! I u�miech ogarnia� mu twarz
surow�.
Matka by znowu gniazdo mia�a na stare lata, jego by nie stawiano na r�wni ze wszystkimi
z�odziejami ekonomami, nie wstydzi�by si� za koleg�w, nie wymawiano by mu �aski, za kt�r�
p�aci� prac� i p�aci� a by� pos�dzony, �e czyni to przez pochlebstwo i rachunek.
�eby najkrwawsza bieda na swoim, l�ej b�dzie ni� tu, w takiej fa�szywej pozycji.
Rachowa� swoje zasoby. Posiada� na zdobycie �wiata pi��set rubli, dwie krowy,, klacz, Wart�,
troch� statk�w i silne postanowienie zwyci�stwa. Uspokoi�o go marzenie, a� ramionami ruszy�
lekcewa��co.
A gdyby nawet Wojew�dzka nic nie da�a! Niechta! Poradz� sobie i sam. Nawet lepiej. Nie
b�d� mi ludzie k�u� w oczy spadkiem.
Wnet jednak si� zastanowi�. A matka?
Jej czas odpocz��. Dla matki trzeba legatu.
Tymczasem ranek si� uczyni�, wicher nieco zwolnia�, na podw�rzu ruch si� rozpocz��. Rz�dca
wzi�� klucze i wyszed�.
A w�a�nie i ksi�dz wje�d�a� we wrota.
Gdy rz�dca wr�ci� do mieszkania na �niadanie, zdziwi� si�, widz�c matk� w kuchence.
� C� tam s�ycha�? � zagadn��.
� Lepiej. Po Sakramentach zasn�a. Zostawi�am ma�� J�zi� na stra�y i przysz�am ciebie
nakarmi�.
� To mo�em za wcze�nie depesz� wys�a�?!
� Wys�a�e�? Po co? Czy� oszala�?
� Ma�a m�wi�a, �e umiera, pos�ali po ksi�dza. My�la�em, �e czas.
� C�e� uczyni�? Co b�dzie, gdy oni zjad�? Co ona powie? Kto si� o�mieli j� o tym
uwiadomi�? Ach, Olek!
� Kto? Ja jej powiem. Zaraz p�jd� i powiem. Wielka rzecz. Wstyd czy ha�ba? Ja nie chc� na
koniec mojej tu s�u�by dosta� nazw� intryganta i z�odzieja. Ona niech pilnuje swoich pieni�dzy, a
ja swego honoru.
Nie chcia� je�� ni czeka�, ca�y wzburzony. Zmusi� matk�, �e posz�a z nim natychmiast do
pa�acu dowiedzie� si�, czy genera�owa �pi i czy mo�e go przyj��.
Genera�owa obudzi�a si� rze�wiejsza, za��da�a roso�u i nawet niezwykle uprzejmie zagada�a
do J�zi. W�a�nie wtedy Kalinowska wesz�a.
� A, dzie� dobry! Przychodzisz mnie nawiedzi� ju�, ot� nie, �yj� jeszcze. Poczekajcie
troch� � rzek�a chora z grymasem szyderczym.
� Syn m�j chcia�by si� z pani� widzie� � odpar�a Kalinowska.
� A on czego mo�e chcie�? Niech wejdzie. Ciekawy pewnie, czy wygl�dam konaj�co.
Warto si� by�o proboszczowi fatygowa� dla takiej poprawy, pomy�la� Aleksander wchodz�c.
Genera�owa popatrzy�a na niego.
� No i c� tam? � spyta�a szorstko. � Pewnie potrzebujesz pieni�dzy?
� Nie. Tylko musz� oznajmi�, �em wys�a� depesz� o chorobie pani do pana Wojew�dzkiego.
Genera�owa, jak ruszona spr�yn�, siad�a na pos�aniu ze strasznie wykrzywion� twarz�,
odtr�ci�a talerz i J�zi� kl�cz�c� przy ��ku.
� Kruk�w sprowadzasz, �eby moje zw�oki dzioba�y! Za �ycia chcecie rozpocz�� uczt�! Ty,
ty! Ile ci obiecali za to, za co� mnie sprzeda�? Macie mnie ju� za trupa, m�j dom za sw�j!
Poczekaj, ja ci za to zap�ac�! Ja jeszcze nie trup! Ja tu pani! J�zia, daj mi pugilares z szuflady.
Pr�dzej, s�yszysz! �wiec� zapali Daj tu, trzymaj!
R�ce jej dr��ce, twarz zmieniona z�o�ci�, oczy zabieg�e krwi� by�y przera�aj�ce.
Kalinowscy patrzyli, zdj�ci wstr�tem i zgroz�.
Stara otworzy�a pugilares, doby�a dwa arkusze papieru i ur�gliwie im pokaza�a.
� Patrzcie, to m�j ostatni testament, wasze legaty ot, macie! I przytkn�a do �wiecy.
P�omie� ogarn�� papier, trzyma�a go, a� si� zw�gli�, i cisn�a im pod nogi.
Potem porwa�a drugi arkusz i potrz�sn�a nim w stron� Aleksandra.
� A to, wiesz co? Informacja dla Aleksandra Kalinowskiego. A wewn�trz: schowanko,
gdziem umie�ci�a moj� got�wk�! O, tu ono wskazane! Masz, ty nic nie dostaniesz, a tamci niech
szukaj�. Mieli by� na twojej �asce, teraz ty b�dziesz na ich �asce, jake� sobie wybra�. A oni niech
szukaj�, niech szukaj�! A teraz precz z moich oczu, zdrajcy! Id�cie do swoich nowych
dobrodziej�w! Jak z g�odu pomrzecie pod p�otem, b�d� si� w grobie cieszy�. Precz! Ja jeszcze
nie trup! Ja tu pani! J�zia, daj mi kropel! Oni mnie dobili!
I upad�a na poduszki, wyczerpan� wybuchem. Kalinowska chcia�a ratowa�, ale syn wzi�� j� za
r�k� i poci�gn��.
� Chod�my, rachunki tu nasze sko�czone. Pokwitowano nas, jeste�my wolni � rzek� do��
g�o�no, aby genera�owa mog�a s�ysze�.
I wyszli, zostawiaj�c magnatk� sam�.
II
Wojew�dzcy, otrzymawszy depesz�, po�yczyli u znajomych kilkadziesi�t rubli i wyjechali
pierwszym poci�giem wszyscy, to jest m��, �ona, c�rka i syn.
� Nareszcie! � by�o ich pierwsze s�owo i zaraz potem: � Jed�my wszyscy co rychlej, �eby
dopilnowa� ca�o�ci. Ten Kalinowski tymczasem kradnie, co sam mo�e, i innym kra�� pozwala,
by go nie wydali.
I pani, bardzo praktyczna, ka�demu wydziela�a robot�.
� Ty, m�u, zajmiesz si� prawnymi formalno�ciami; ty, Stasiu, obejmiesz nadz�r nad
inwentarzami, spichlerzami; my z Kostusi� dopilnujemy domu.
Sta� najmniej chciwy i �artowni� z natury, jeden bez zapa�u jecha� i rol� sw� si� nie
zachwyca�.
� To dopiero b�dzie niespodzianka, gdy wie�� oka�e si� przedwczesn�, i ta quasi�
nieboszczka spotka nas �ywa na progu, z lask� w r�ku!
� Jak mo�esz �artowa� w ten spos�b? Ten Kalinowski nie bez racji do nas si� odzywa.
Czuje, gdzie jest wschodz�ce s�o�ce � wtr�ci� ojciec.
� No, to nie racja. Je�li obra� genera�ow�, to tak bardzo o nas si� nie troszczy. No i
testamentu pewnie te� si� nie boi. Dopilnuje swego interesu.
� Z tym si� porachuj�! � mrukn�� Wojew�dzki zajadle.
Jednak�e �art Stasia rzuci� cie� na ich szcz�cie. A je�li genera�owa wyzdrowia�a�
Ale ju� po drodze otrzymali pocieszaj�c� wiadomo��.
O �mierci milionerki wiedziano ju� na trzy powiaty woko�o. Na ostatniej stacji spotKali
konnego z Kuhacza, kt�ry wysy�a� do nich drug� depesz�.
Naj�li poczt�, obra�eni mocno, �e nie znale�li koni, i ruszyli po z�ote runo.
W pa�acu genera�owa spoczywa�a na katafalku w wielkiej sieni wchodowej, w�r�d zieleni i
�wiat�a. �mier� i jej nawet wyg�adzi�a i uspokoi�a twarz, Star�a z�o��, wyszlachetni�a rysy.
Kilka kobiet czuwa�o przy zw�okach, na drzwiach do dalszych pokoj�w b�yszcza�y piecz�cie.
Wojew�dzki ledwie spojrza� na zw�oki, obejrza� si�, szukaj�c, komu by si� przedstawi�.
W�a�nie w progu stan�� Kalinowski, kt�rego dzwonek pocztowy obja�ni�, kto jedzie.
� Jestem Wojew�dzki, synowiec nieboszczki. Chcia�bym si� widzie� z rz�dc� tutejszym.
� Ja jestem. Co pan rozka�e?
� Prosz� mi dom otworzy�.
� Pos�a�em po w�jta. Natychmiast przyjedzie. Zaraz po zgonie, w obecno�ci dw�ch
�wiadk�w, popiecz�towa� kaza�em sprz�ty, spisa� inwentarz i zamkn��em dom. Oto s� klucze.
� Wi�c mam tu czeka� na w�jta?
� Nie inaczej. Pa�stwo si� chwil� pomodl�.
Sta�, pomimo katafalku, u�miechn�� si� na widok obra�onej miny rodzic�w. Wojew�dzki
spojrza� pogardliwie na rz�dc� i rzek� do �ony:
� Wyjd�my do ogrodu.
Pani zaci�a usta i, przechodz�c obok Kalinowskiego, rzuci�a wzgardliwie:
� Mogli�cie rachowa�, �e przyjedziemy, i przygotowa� troch� uprzejmiejsze przyj�cie.
By�oby to dyplomatyczniej.
Na opalon� twarz Kalinowskiego uderzy�a krew.
� Ja tu ju� nie s�u��, ani dyplomacji nie potrzebuj�! � odpar� zmienionym g�osem. �
Strzeg� prawa, a nie uprzejmo�ci.
� Ja wol� tu czeka� ni� szuka� kataru po b�ocie � rzek� Sta� zostaj�c na ganku.
O par� krok�w od niego sta� Kalinowski, patrz�c na drog� ku wsi. Sta�, po chwili wahania,
zbli�y� si� do niego.
� Pan pozwoli si� przedstawi� � rzek� grzecznie, uchylaj�c kapelusza. Wymieni� nazwisko.
Rz�dca dotkn�� czapki, powiadaj�c swoje.
� Mo�e pan krewny Adama Kalinowskiego � ironicznie wymieni� Sta� � znanego
sportsmena i bogatego panicza w Warszawie?
� To m�j stryjeczny brat � odpar� spokojnie Aleksander.
� Dziwna rzecz, �e on mi o panu nie wspomina� �r�wnie ironicznie ci�gn�� tamten.
� Bo nale�� do takich ubogich krewnych, co nie szukaj� bogatych ani ich potrzebuj�. Nie zna
mnie, ale b�dzie wiedzia�, kto jestem, gdy go pan spyta. Ojciec jego wyni�s� si� za Bug i tam
dobra naby�. M�j ojciec zosta� z tej strony i straci� dobra i nawet �ycie. Nazywa� si� jak ja,
Aleksander.
Patrzy� wci�� na drog�, m�wi� oboj�tnie. Nie chodzi�o mu o przekonanie tego panicza.
� A pan ju� tu od dawna? � zagadn�� Sta�.
� Jestem od dwunastu lat, s�u�� od pi�ciu.
� Podobno, �e genera�owa by�a straszna baba.
� Nie mnie j� s�dzi�. By�a moj� dobrodziejk�.
� A w�jta ani �ladu. A te pokoje nie opalane od kilku dni. Kobiety i stary si� rozchoruj�. A
mnie, licho wie, po co tu wlekli. M�g�by mnie pan ugo�ci� u siebie, na folwarku.
� Mam matk�, a dwa tylko pokoje. Nie chcia�em nawet proponowa�, matka s�aba.
� Du�o te� tu znajdziemy inwentarza? � troch� ura�ony, urz�dowym tonem spyta�
Stanis�aw.
� Pi��set sze��dziesi�t sztuk, wedle ostatniego obrachunku z w�jtem po �mierci pani
genera�owej.
� Pan bardzo przezornie post�pi�, ale taka �cis�o�� na stemplu nam si� odbije. Czy pan ju� ma
inn� posad�?
� Nie, ju� s�u�y� wi�cej nie b�d�.
� Ano, zapewne. Stara musia�a pana zabezpieczy�.
� Nie, legatu �adnegom nie dosta�. Nale�y mi si� tylko p�roczna pensja.
� Oho, jeszcze s� zaleg�o�ci?
� Nawet spore, bo ostatnimi czasy grosza nie mo�na by�o ub�aga�, a krescencj�* sprzeda�a na
pniu i wzi�a z g�ry pieni�dze.
� �adny spadek. Starzy si� uciesz�, jak si� dowiedz�. No, ale got�wka gruba by� musi.
� Zapewne; nie wiem. Nieboszczka trzyma�a kas� sama.
� Wyobra�am sobie, jak j� musieli okrada�.
� Kt�by? Nawet s�u�by przy sobie nie trzyma�a. Stary, g�uchy lokaj i dziewczynka sierota,
wychowanka.
� �e te� jej nie zar�n�li! � roze�mia� si� panicz.
� Ot� i w�jt jedzie � odetchn�� z ulg� Kalinowski.
Zeszed� z ganku na spotkanie urz�dnika i pos�a� gapi�cego si� ch�opca do ogrodu po nowych
dziedzic�w.
Rozpocz�y si� urz�dowe formalno�ci, legitymacje, prawne ceregiele. Z wy�yn katafalku
uczestniczy�a temu zapomniana ju� genera�owa.
Znienawidzeni spadkobiercy zaj�li jej dom, rozgo�cili si�, dawali rozkazy, ona czeka�a
cierpliwie, a� si� naciesz�, wszystko obejrz�, posil� si�, wypoczn� i na ko�cu pomy�l�, by jej da�
gr�b, gdzie ju� nikt o niej nie wspomni.
Kalinowski, po�egnawszy w�jta, wr�ci� do sieni, rozbudzi� drzemi�ce str�ownice zw�ok,
poprawi� �wiece i, s�uchaj�c g�os�w z g��bi domu, z gorycz� pomy�la�. Coraz wi�kszy ogarnia�
go wstr�t do tych Wojew�dzkich, kt�rzy nawet nie zachowali pozor�w ludzkich elementarnej
delikatno�ci.
Za drzwiami pierwsza by�a jadalnia, tam si� posilano, wcale si� s�siedztwem zw�ok nie
kr�puj�c; s�ycha� by�o brz�k porcelany i szk�a, gniewne wybuchy pani, �miech Stasia, rozkazy
pana. S�u�by ju� si� znalaz�o� pe�no, ka�dy bieg� skarbie sobie �aski na przysz�o��. Rz�dcy ju�
nikt nie s�ucha�, w gospodarstwie by� bunt i rozprz�enie. �eby nie piecz�cie, strach prawa,
rozkradziono by gumna i obory.
Do wszystkich poprzednich niech�ci do Kalinowskiego przyby�a ostatnia, �e im kra�� nie
dopu�ci�. On, o uszak* wsparty, pasowa� si� sam z sob�.
I�� tam do nich, nie wo�any, przypomnie� pogrzeb czy odej�� do mieszkania i zbiera� graty do
przeprowadzki? Plany jego przysz�o�ci zupe�nie si� zmieni�y, nie by�o legatu, nie b�dzie
dzier�awy. Jego zasob�w nie by�o do�� na ma�y folwarczek. Postanowi� tymczasem wynie�� si�
do miasteczka, matk� umie�ci� na kwaterze, a samemu szuka� czegokolwiek po �wiecie.
Nieweso�e mia� przed sob� jutro � z �aski genera�owej.
Tu si� wzdrygn��, bo go tkn�o sumienie, �e nie by� lepszy od tych za drzwiami, my�la� tylko
o sobie.
Ruszy� si�, drzwi otworzy�, wszed� do jadalni.
Rodzina w�a�nie sko�czy�a przek�ski, pili herbat�.
Wojew�dzki, gdy go ujrza�, skin�� g�ow�.
� A co tam? Mo�e pan jeszcze co nam ma zabroni�? � rzek� rozdra�niony.
� Chc� spyta�, co b�dzie z pogrzebem?
� No a c�? Zapewne i za to trzeba p�aci�?
� Kupili�my ju� jaj i mleka � wtr�ci�a pani. � Zgotowali�cie nam miluchne przyj�cie. Nie
ma co m�wi�. Dzi�kuj� i nie zapomn�.
� Trumn� obstalowa�em. Wieczorem b�dzie gotowa � rzek� rz�dca nie podnosz�c r�kawicy
i hamuj�c si� ca�� si��. � B�dzie kosztowa�a siedemdziesi�t rubli.
� Siedemdziesi�t rubli? Kt� pana upowa�nia� do takich wydatk�w? Za sze��dziesi�t mo�na
mie� metalow� z Warszawy, Mo�e pan t� zachowa� dla siebie, ja w tej chwili do Warszawy
telegrafuj�.
� A zanim przyjdzie, up�ynie trzy dni! � Wtr�ci� Sta�. � Nie wiem jak kto, ale ja w tym
domu nie zostan�.
Wojew�dzki si� opami�ta�.
� To s� warunki! By� na �asce rozboju rzemie�lnik�w! No i ile� pan jeszcze narachuje
koszt�w?
Ale w Kalinowskim zagra�a krew karmazyn�w.
� Nic nie porachuj�. Zap�ac� sam za pogrzeb. Jutro o dziewi�tej b�dzie eksportacja.
Proboszcz uprzedzony � rzek� dr��cym g�osem i wyszed�.
By� pijany z oburzenia. W gardle d�awi�a go niezmierzona w�ciek�o��, a zarazem pali�y go
oczy krwawymi �zami za krzywd�, o kt�r� nie m�g� si� upomnie�, on, p�atny s�uga.
Wyszed� na ganek oficyny czuj�c ��dz� mordu, odwetu. Ju� nie panowa� nad sob�. Drzwi
rozwar� kolanem, kopn�� nog� wielki baniak gliniany, rozbi� go, wod� zala� stancj� i dopiero na
krzyk �a�osny spojrza� przed siebie.
Na zydelku w k�cie siedzia�a J�zia sierota.
Ona to krzykn�a, uderzona czerepem garnka w samo czo�o. Ostry kant rozci�� g��boko, krew
trysn�a, natychmiast zalewaj�c twarz. Z drugiej stancji wypad�a Kalinowska przera�ona.
� Co si� sta�o? J�ziu, co tobie?
Dziewczyna zwin�a si� w k��bek na ziemi� i zemdla�a.
Tedy Kalinowski nagle ostyg�, opami�ta� si�, rzuci� do dziecka, porwa� je na r�ce i po�o�y� na
��ku. Chwil� w milczeniu ratowali j�, cucili, dopiero obejrzawszy, �e rana nieci�ka,
Kalinowska spojrza�a na syna. Zna�a go, zgad�a, co zasz�o.
� Ty wiesz, �e mo�esz si� sta� morderc�. Ojciec tw�j siedzia� i umar� w wi�zieniu,
chwalebny. A ty, je�li si� nie poprawisz, w jakim b�dziesz? Ty wiesz, co� mi przysi�g�, jakie�
omal nie zakatowa� z�odzieja w spichrzu! Tak dotrzymujesz?
� Matko, oni mnie z�odziejem nazwali! Oplwany jestem, opoliczkowany, zha�biony!
Bodajem si� by� nie rodzi�, bodaj przekl�ty by� ten dzie�, gdy� mnie tu przywioz�a! Ja, ja nie
wytrzymam!
Za�ama� r�ce na g�owie, a� trzasn�y stawy, ob��d rozpaczy mia� w oczach.
Tedy Kalinowska wzi�a go za rami� i poci�gn�a za sob� do drugiego pokoju, zamkn�a
drzwi, przyprowadzi�a go do �ciany, gdzie wisia� krzy�, gromnica i blacha, ryngraf ze starej
zbroi, i z si��, dziwn� na jej wiek, zgi�a go na kolana.
� Ojcze nasz, kt�ry� jest w niebiesiech � zacz�a powoli. Odpowiedzia� jej g�uchy j�k tylko:
� �wi�� si� imi� Twoje, przyjd� Kr�lestwo Twoje! Kalinowski r�kami zakry� twarz, do
ziemi si� pochyli� i zap�aka�. Nad �kaj�cym sko�czy�a modlitw�.
Potem zdj�a ze �ciany krzy�, jaki� dziwny, czarny, troch� krzywy, niezgrabny.
� Masz, poca�uj go! To wszystko, co� dosta� w spadku po ojcu. Z chleba wi�ziennego ulepi�.
I na niego te� plwali i policzkowali go, i ze wszystkiego odarli. By�e� tylko, tak jak on, by�
czysty. Dosy� ci.
Pomilcza�a chwil� i rzek�a ju� spokojniej:
� A b�d� przygotowany, �e to dopiero pocz�tek. Stokro� gorsze ci� czeka, je�li kapita��w
nieboszczki nie znajd�. Podejrzenie padnie na ciebie niezawodnie, mo�esz by� nawet s�downie
zaskar�ony. Spodziewaj si� �ledztwa, rewizji, mo�e wi�zienia, Za tob� mo�e tylko �wiadczy�
B�g, bo ani ja, ani to dziecko nic nie znaczymy wobec prawa. Na to moc zbieraj! Os�upia�ymi
oczyma popatrzy� na ni�.
� M�j Bo�e! To okropne! Mo�e si� znajd� te pieni�dze. J�zia mo�e kiedy widzia�a, gdzie je
schowa�a.
� O J�zi zapomnia�am � szepn�a z wyrzutem Kalinowska, wychodz�c.
Dziewczynka ju� znowu siedzia�a na zydelku w k�cie, chusteczk� obwi�zawszy czo�o,
cichutka, wyl�k�a jak psiak przywyk�y do raz�w i n�dzy.
� Boli? � spyta�a j� troskliwie Kalinowska.
� Nie, nie boli � szepn�a po�ykaj�c �zy.
Wszystko zniesie, byle jej st�d nie wyp�dzono, nie kazano wraca� do pa�acu, gdzie le�y
umar�a pani.
Zaraz po zgonie tu si� schroni�a, za ma�a, by si� troska�, co dalej b�dzie, co z ni� si� stanie.
Kalinowska te� o tym nie my�la�a, ale �e lito�ciwa by�a, nakarmi�a j�, napoi�a, pos�a�a jej na
kanapce i nawet ubra�a j� we w�asny kaftan, bo ubranie, kt�re jej da�a genera�owa, by�o w
�achmanach.
Jako mienie przynios�a z sob� J�zia tekturowe pude�ko, gdzie chowa�a dary swej opiekunki.
By�y tam wst��eczki od p��tna, pude�ka od pastylek, kilka k��bk�w w��czki czerwonej, stary
sk�rzany pasek z klamerk� i tym podobne graty, kt�re dzieci rade zbieraj�.
Kalinowski, zaj�ty now� trosk�, stan�� przed ni� i znienacka zagadn��:
� Czy� ty nie widzia�a, gdzie pani chowa�a pieni�dze?
Dziewczynka ba�a si� go od dawna, teraz j jeszcze bardziej pocz�a si� trz��� i p�aka�.
� Daj jej spok�j! Ja sama wybadam � rzek�a matka. �Ty zjedz co�kolwiek i za�nij. Trzeci�
noc czuwasz.
� Nie mam czasu. Niech mi mama da dwie�cie rubli. Zaraz jad� do proboszcza.
Kalinowska otworzy�a kufer i dobywszy stary pugilares, da�a mu dwie setki.
� Czy chcesz z g�ry tak du�o da� za kwater�? � spyta�a.
� Za kwater� dla genera�owej � odpar� gorzko.
� Jak to?
� Powiedzieli mi, �e nie by�em upowa�niony przez nich do wydatk�w na pogrzeb, �em ich
okrad� na wsp�k� z ksi�dzem i stolarzem. Tedy wzi��em pogrzeb na sw�j koszt.
� To ile� na to wydasz? � spyta�a przera�ona.
� Albo ja wiem, mo�e wszystko, co mam.
Stara kobieta spu�ci�a g�ow� i chwil� pasowa�a si� z sob�, wreszcie rzek�a:
� Ano, c� robi�! Nadzy�my przyszli, nadzy odejdziemy. Tylko szkoda tylu lat i moich si�, i
twojej pracy. Je�li� tak post�pi�, to zna� honor ci tak kaza�, trzeba znie��. Ale ci ludzie to chyba
przebrane chamy. Fe, wstyd! To i pensji twej p�rocznej nie zap�ac�, zobaczysz. �eby cho�
pr�dzej st�d wyjecha�.
� Ju�em naj�� fury na graty. Jutro mama mo�e wyjecha�, ja musz� zda� wszystko. Par� dni
zostan�, Bo�e, jak ja wytrzymam!
Ubra� si� i poca�owawszy matk� w r�k�, wyszed� ku stajniom.
Po chwili wyjecha� za wrota, do miasteczka.
Proboszcz by� to staruszek jowialny, dobrego serca, niechciwy, wi�c Kalinowski rachowa�, �e
wi�cej stu rubli za pogrzeb nie we�mie.
�mia�o te� poszed� na plebani�, zostawiwszy konia u pana Prota Suche�ca, mieszczanina, u
kt�rego wynaj�� oficynk� dla matki.
Pan Prot by� zamo�ny masarz i handlarz nierogacizny, ojciec licznej rodziny i potentat
miasteczkowy.
Proboszcz przyj�� Kalinowskiego z zaj�ciem.
Wie�� si� ju� rozesz�a, �e do Kuhacza przybyli nowi dziedzice, wi�c ksi�dz chcia� od
naocznego �wiadka dowiedzie� si�, co zacz s�.
Ale Kalinowski wzburzenie swoje ju� pohamowa�, niegodnym mu si� zda�o m�wi�, co o nich
my�la�
� Ledwiem ich widzia� � rzek�. � Byli nieradzi, znalaz�szy dom opiecz�towany. Chcia�em
ustrzec ich dobro przed grabie��, a oni si� obrazili. Prosz� ksi�dza proboszcza o pogrzeb na jutro
i ile mam za� zap�aci�?
Proboszcz si� roze�mia�, za�y� tabaczki i odpar�:
� To tak, widzisz. Genera�owa ca�e �ycie nic nie dawa�a na ko�ci�, niech da po �mierci. Tak
my�l�, tysi�czek uszczerbku nie uczyni.
Kalinowski drgn��, a proboszcz rzecz rozwija�:
.� To tak, widzisz. Za stu biedak�w, kt�rych chowam darmo, chrzcz� darmo, �luby daj�
darmo, jeden bogacz musi mi wr�ci�. To sprawiedliwie; z czeg� utrzymam ko�ci�, cmentarz,
s�u�b�. Nieprawda�? Powiedz to ode mnie tym nowym dziedzicom. Niech pierwszy grosz
spadkowy dadz� na nieboszczk�, straszy� ich nie b�dzie.
I �mia� si� jowialny proboszcz.
Tedy Kalinowski musia� wyzna� prawd�.
� Ja im tego nie powiem, bo oni wcale nie chc� za pogrzeb p�aci�; ja grzebi� genera�ow� za
swoje, a �e mam ca�ego kapita�u pi��set rubli, wi�c jak�e mog� da� tysi�c?
Proboszcz nagle spowa�nia� i poczerwienia�.
� Jak to? Oni si� targuj� o pogrzeb swej dobrodziejki? Tak? Ano, to si� potargujemy. Ja od
ciebie pieni�dzy bra� nie b�d�, ani z tob� o to si� uk�ada�. Przyjechali spadkobiercy, niech do
mnie si� udaj�. To takie ptaszki! No to ci radz� od nich z �yciem ucieka�, bo ci� ograbi� i jeszcze
oszkaluj�. Jak�e to by�o? Opowiedz.
Kalinowski powt�rzy� rozmow�. Proboszcz biega� po pokoju i sapa�.
� Wracaj�e i powiedz, �e ja czekam na nich � zawo�a� zacieraj�c r�ce. � Beze mnie si� nie
obejd�. No a c� ty dostaniesz? Jeszcze nie wiadomo?
� Owszem, nic nie dostan�.
� Jak�e? Sk�d wiesz? Testament ju� czytali?
� Nie. I testamentu nie ma, i matka mi przepowiada �ledztwo i wi�zienie. Ale co mia�em
robi�?
I powiedzia� rzecz ca��. Proboszcz si� za g�ow� chwyci�.
� Wariacie, co� uczyni�! B�j si� Boga, to� tam mo�e by� legat i na ko�ci�! Ty� gorzej ni�
wariat! Ja rachowa�em na pewno, �e organy nowe zrobi�! Pewnie by� legat! Ty jeste� osio�
dardanelski!
� Co mia�em robi�? Musia�em depesz� wys�a�, a potem jej si� polepszy�o, wi�c musia�em
wyzna�. Zreszt�, niechta! Sumienie mi nic nie wyrzuca.
� Osio� jeste�! � powt�rzy� oburzony proboszcz. � Czemu twoje sumienie nie pomy�li, ilu�
ty swym wyskokiem biednych ludzi pokrzywdzi�? Wszystkie legaty przepad�y! Rozumiesz ty to?
Wszystkie! Ty masz natur� bezczelnie dumn�, tylko honor, ambicja, a zastanowienia ani za
grosz. Magnacka tradycja, antenaty, kr�lewi�ta! Podepce ma�ych, byle honor sw�j karmazynowy
uchowa�. Oho, czyta si� o takich. No, wpadniesz ty w moje r�ce do spowiedzi! Rozsierdzony,
pogrozi� mu r�k�.
� A o matki staro�ci pomy�la�e�?
� Matka mi przyzna�a racj�.
� Pewnie. Ona jest �wi�ta, ona najgorsze bez szemrania zniesie, ale twoja rzecz da� jej
najlepsze. A c� z t� ma�� sierot� b�dzie? Pomy�la�e�, je�li i jej legat si� spali�?
� Przecie Wojew�dzcy spadek bior�. A oni� nie bior� z tym �adnych obowi�zk�w? Ksi�dz
proboszcz tylko mnie ch�oszcze.
� Ja ch�oszcz� zawsze obecnych. Im te� pewnie z�ego nie pochwal�, b�d� pewny. No a z
sob� c� my�lisz teraz robi�? S�u�b� inn� masz?
� Nie chc� ju� wi�cej s�u�y� i kolegowa� ze zgraj� oficjalist�w, z�odziei! Czy ksi�dz
proboszcz my�li, �e gdybym s�ug� nie by�, oni by si� o�mielili mnie tak oszkalowa�? By� na
r�wni z t� klas� p�atnych z�odziei, to by� do �mierci napi�tnowanym, zabi� sw� cze�� i honor
albo, upomniawszy si� o krzywd�, by� wyrzuconym za drzwi jako zuchwa�y s�uga. W mojej
ko�ysce nie l�gli si� ekonomy i pisarze, i jam na to si� nie rodzi�.
� No wi�c zapewne kupisz dobra albo p�jdziesz na Tatar�w, a mo�e b�dziesz hetmanem.
Wariat jeste� i �le sko�czysz, je�li si� nie opami�tasz. A matka?
Kalinowski ponuro milcza�.
Ksi�dz za�y� znowu tabaczki i kichn��.
� Ot, widzisz, co ci powiem. Fanaberiom daj pok�j, ja ci naraj� posad�. Piszesz dobrze?
Zarekomenduj� ci� do mego stryja w konsystorzu* za pisarza. Oficjalist� tedy nie b�dziesz.
Ale Kalinowski wsta� i wzi�� za czapk�.
� Dzi�kuj� ksi�dzu proboszczowi, alem nie miejski ptak, ani wytrzymam nad biurem.
B�dzie, co b�dzie. We�miemy si� za �by z dol� i albo wydr� jej szmatek ziemi na w�asno�� i
miejsce mi�dzy sobie r�wnymi, albo ksi�dz mi da darmo kilka �okci gruntu i od�piewa mi raz
ostatni, �em by� osio�.
Poca�owa� ksi�dza w rami� i wyszed�.
Gdy wst�pi� po konia do Suche�ca, zasta� w stajni gospodarza, kt�ry go w�a�nie ogl�da�.
� Ja jestem kupiec na pa�sk� klacz � rzek�. � Daj� panu od s�owa za ni� sto rubli.
� Macie, panie gospodarzu, dobre oko, a ciasn� kiesze�. Zreszt� ona nie na sprzeda�.
� A po co ona teraz panu? Przecie pan we�mie po pani genera�owej najmniej dziesi��
tysi�cy, maj�tek kupi, gdzie daleko mo�e?
� A, ba! A jak nie wezm� ni grosza, to pojad� w �wiat szuka� szcz�cia. A na mojej Zozuli
najdalej i najpr�dzej zajad�.
�mia� si� zak�adaj�c w�dzid�o.
� Jutro ju� si� matka do was sprowadzi � doda� k�ad�c nog� w strzemi�. � Ka�cie w piecu
napali�.
� B�dzie ciep�o. Dziewcz�ta jej pos�u�� i wyr�cz�. B�d� pan spokojny; Ale to s�ysz�,
prawdziwe dziedzice genera�owej zjechali, bo dali pocztylionowi dwa z�ote na piwo. Nie
wysokiego rodu ca�e to gniazdo.
Ralinowski poczerwienia�.
� Co po tytule, gdy pusto w szkatule � odpar�. � I ja z rodu magnat�w, a n�dzarz�s�uga.
� Pan to co innego. Pan s�u�y, to prawda, ale w panu fantazja pa�ska. Ho, ho, z pana jeszcze
nikt nie drwi�, a z nich ju� si� �miej�.
Kalinowski dotkn�� pr�tem czapki i wyjecha� za wrota. Patrzy�y za nim c�rki Suche�ca i
tr�ca�y jedna drug�.
� A �adny gdyby lanszaft! � westchn�a jedna.
� A dumny jak kr�lewicz! � szepn�a druga.
I gapi�yby si� i wzdycha�y d�u�ej bezczynnie, gdyby ich ojciec do domu nie zap�dzi�.
� Wygl�dajcie, Wygl�dajcie! � burcza�. � Niech no ja kt�r� z nim na romansach z�api�,
popami�ta! To nie dla was kawaler.
Marcysia, starsza i rezolutna, postawi�a si� �mia�o.
� Jak mnie zaczepi, to si� wcale na tatusia ogl�da� nie b�d�! � Zachichota�a umykaj�c do
kuchni.
Kalinowski tymczasem, wr�ciwszy do Kuhacza, poszed� wprost do pa�acu i zameldowa� si�.
Wyszed� do niego Wojew�dzki, niecierpliwy, bp w�a�nie szperali po r�nych szufladach i
meblach szukaj�c pieni�dzy.
� A co tam? � spyta� sucho.
� Przyszed�em oznajmi�, �e wracam z parafii. Proboszcz nie zechcia� ze, mn� o pogrzeb si�
uk�ada�. Czeka na rozporz�dzenie pana.
� Znowu b�dzie rozb�j na g�adkiej drodze � mrukn�� Wojew�dzki. � Ale mia� racj�: ja tu
jestem panem. Ka� mi pan zaprz�c do powozu. Zaraz jad�.
� Niech pan zawo�a lokaja. On wie, gdzie stajnia � odpar� Kalin�wski i wyszed�.
� To ju� nie zuchwalec, to zb�j! � zawo�a� Wojew�dzki.
Przeszukiwanie biurek i szufladek poprawi�o nieco humory rodziny. Znale�li cenne stare
klejnoty, podr�czn� kas�, a w niej par� tysi�cy got�wki i arkusz z wyliczeniem kapita��w. Suma
dwie�cie tysi�cy rubli w najrozmaitszych papierach, akcjach i z�ocie.
Pod sum� genera�owa napisa�a aforyzm: Beatus qui tenet* i sw�j podpis.
� Tak, sumka okr�g�a! � za�mia� si� Sta�. � Dostan� od ojca jeden folwark i po�ow�
got�wki. Za�o�� stajni� wy�cigow�, jak Adam Kalin�wski, i wi�cej rodzicom nie b�d� dokucza�.
Ale mi ta �acina si� nie podoba. Niesmaczny koncept starej ropuchy. Zdaje si�, �e j� widz� w tej
chwili, jak na nas patrzy i drwi�co si� wykrzywia. A je�li je gdzie� tak schowa�a, �e i czart nie
znajdzie?
� No, no, je�li ich tu nie b�dzie, to je gdzie� schowa� rz�dca � odpar� ojciec. � B�d�
spokojny, s�d przydusi ptaszka, wy�piewa! Szukajcie dalej! Ja pojad� do ksi�dza, �eby raz si�
tego trupa pozby� ze swego domu. Dam klesze trzysta rubli. Chyba dosy�?
� Ale� za wiele! � oburzy�a si� pani. � Daj po�ow�. To� przecie nie miasto!
Wojew�dzki pojecha�. Oni dalej szuKali i szuKali, ale bez �adnego wi�cej skutku. Powoli
ogarnia� ich sza� i rozdra�nienie. Roztrz�sali papiery, listy, bielizn�, ubrania, graty, przeszuKali
ka�dy sprz�t, ��ko, stolik od rob�tek, fotel, portrety na �cianach � na pr�no. Nie by�o nigdzie
pieni�dzy ni testamentu, ni �wistka papieru ze wskaz�wk�.
Wreszcie zm�czeni, ustali i spojrzeli po sobie, ju� nawet i Sta� si� nie �mia�, a panna by�a
bliska md�o�ci.
� Ot i postawi�a baba na swoim! � warkn�� Sta�. � Nie chcia�a nam da� i nie da�a. Bo�
przecie rz�dca nie by�by tak g�upi, �eby wszystko zabra� i czeka� na nas spokojnie.
� W�a�nie, �e jest m�dry. Zabra�, okrad� nas, schowa� w bezpiecznym miejscu i teraz drwi
sobie i bezczelno�ci� nadrabia! Ale to mu lekko nie ujdzie. Trzeba go natychmiast zaskar�y�,
aresztowa� i rewidowa�! Tylko energicznie!
Pani by�a rozgor�czkowana. Chcia�a natychmiast posy�a� po policj�. Zacz�a j� mitygowa�
c�rka.
� Prosz� mamy, a�eby o to rozpyta� tej dziewczynki, kt�ra s�u�y�a i nie odst�powa�a na krok
genera�owej od dw�ch lat. To dziecko podobno, �eby j� �agodnie pyta�, powie.
� Mo�e masz racj�. Gdzie� ona si� podzia�a?
� Lokaj m�wi�, �e boi si� umar�ej i gdzie� si� schowa�a w oficynie.
� Sprowad��e j� tutaj przez lokaja. Mo�e masz dobre natchnienie.
Pos�ano po J�zi�. Dziecko, pos�yszawszy, �e ma i�� do pa�acu, opar�o si�, szlochaj�c i tul�c w
najcia�niejszy k�t, ale Kalinowska przekona�a j�, �e powinna s�ucha� swych nowych opiekun�w.
� Id�, grzecznie si� przywitaj, je�li ci� o co spytaj�, �mia�o odpowiedz i zabierz swoje
pude�ko, bo mo�e ci� zatrzymaj� tam. No, id�, dziecko, id�! Po r�kach ich nie ca�uj, ma�a, ani
pro� o co! � doda� Kalinowski.
Dziecko posz�o, tym ostatnim rozkazem jakby o�mielone. Przypomnia�y jej te s�owa sieroctwo
i wyzysk, zbudzi�y na dnie duszy hardo��.
Na progu sypialni zostawi� j� lokaj.
� Jest ma�a J�zia � oznajmi� i odszed�.
Wojew�dzcy spojrzeli ciekawie. Dziecko by�o uosobieniem n�dzy i zbiedzenia. Drobna,
chuda, �niada, z wielkimi �a�osnymi oczyma, sta�a w progu, gin�c ca�a w kaftanie Kalinowskiej i
obur�cz trzymaj�c drogocenne swe pude�ko.
� Chod��e bli�ej, moje dziecko! � rzek�a �agodnie Wojew�dzka. � Co ty masz w r�kach?
� To moje rzeczy � odpar� cichutki g�osik,
� Z��e je na dawnym miejscu! Ty tutaj sypia�a�, w pani genera�owej pokoju?
� Nie, tu obok, w ubieralni.
� No wi�c si� tam rozgo�� na powr�t i chod��e tu do nas. Dostaniesz cukierk�w. Ty� przecie
sierota, na wychowaniu by�a�, a teraz u nas b�dziesz. Nie l�kaj si� nas, nie skrzywdzimy ci�
nigdy.
Dziecko znikn�o na chwil� i wr�ci�o ju� bez pude�ka, ale zawsze nieufne i dzikie.
Wojew�dzka przyprowadzi�a j� do stolika i da�a gar�� cukierk�w.
Tedy J�zia rozejrza�a si� i widz�c nie�ad w pokoju, podnios�a oczy na sw� now� opiekunk� i
spyta�a:
� Mo�e posprz�ta�?
� To ty tutaj sprz�ta�a� dawniej?
�Ja.
� I ca�y dzie� przebywa�a� z pani�?
� Czasem mnie zamyka�a w bilardowym pokoju za kar�.
� Na d�ugo?
� Ile chcia�a. Zim�, my�l�, �e d�u�ej bywa�o, bo tam zimno bardzo.
� A pani zawsze przebywa�a w swoim pokoju?
� Ej, nie. Chodzi�a po domu, wsz�dzie, zim�, a latem po ogrodzie. Ja za ni� nosi�am
krzese�ko i robot�.
� No a gdzie� ona chowa�a pieni�dze? � spyta� zniecierpliwiony Sta�.
� Tutaj � wskaza�a J�zia biurko, gdzie ju� znale�li got�wk�.
� A gdzie� jeszcze wi�cej?
� W kom�dce przy biurku te�.
I tam znale�li te� portmonetk� z kilkunastu rublami.
� No a tobie nie dawa�a pani pieni�dzy?
� Nie.
� A Kalinowscy cz�sto przychodzili do pani?
� Pan Aleksander co tydzie� przychodzi� do kancelarii z papierami, a po pani� Kalinowska
posy�a�a mnie pani cz�sto, kiedy zachorowa�a. Dawniej nigdy.
� A jak pani umiera�a, by� tu kto opr�cz ciebie? Kalinowscy pewnie?
� Jak si� na pana Aleksandra tak rozgniewa�a, to potem zabroni�a im przychodzi�.
� A o c� si� rozgniewa�a? Jak�e tam by�o?
� On przyszed�, gdy ksi�dz odjecha�, i powiedzia� jej, �e co� pos�a�, co� napisa�, dobrze nie
rozumia�am. Wtedy zacz�a bardzo krzycze� i kaza�a mi da� ot t� sk�rzan� ksi��k�, i �wiec�, i
potem jakie� papiery wyj�a i popali�a, i wyp�dzi�a pana Aleksandra i pani� Kalinowsk�, a mnie
zakaza�a ich wpuszcza� i powiedzia�a, �e jak nie pos�ucham, to mnie po �mierci straszy� b�dzie.
� No a kiedy� umar�a?
� Ja nie wiem. Ja zasn�am na dywaniku przy ��ku, nie budzi�a mnie, i rano patrz�, a pani
jeszcze �pi, ale taka straszna, wi�c uciek�am do oficyny.
� A Kalinowscy wnet do pa�acu poszli?
� Pan Aleksander pos�a� po w�jta, a pani posz�a po ogrodnikow� i kucharzow�.
� I ty z nimi?
� Nie, ja si� ba�am. Mnie nie wo�ali.
� Niewiele�my si� dowiedzieli � rzek� Sta� i doda� po francusku. � Zreszt�, ta ma�a
wygl�da mi na marionetk� samych�e Kalinowskich. Opowiada bajeczk�, kt�rej oni j� nauczyli.
Wojew�dzka bystro przygl�da�a si� dziewczynce.
� A ty, male�ka, bardzo �a�ujesz pani? � spyta�a.
J�zia pomy�la�a chwil�, poruszy�a ustami, ale nic nie odpowiedzia�a.
Roze�mia� si� szyderczo Sta�. � Przynajmniej to milczenie jest wymowne.
� A dawno ju� tu jeste�? � bada�a dalej Wojew�dzka.
� Okropnie dawno � szepn�o dziecko.
� A gdzie� pierwej by�a�?
� U mamusi � odpar�a, i wida� by�o, jak jej oczy nabiera�y �ez. � Ale mamusi ju� nie ma.
Spu�ci�a g�ow� i pocz�y jej �zy kapa� na pod�og�, bez szlochania, bez j�ku. Takie milcz�ce
�zy nad wiek dojrza�ej istoty.
Wojew�dzcy na chwil� zapomnieli o pieni�dzach i interesach, poczuli lito�� dla biedactwa.
Panna zbli�y�a si� do niej, Wojew�dzka podsun�a cukierki, Sta� si�gn�� do kieszeni i da� jej
czterdzie�ci groszy.
J�zia spojrza�a na pieni�dz i przerazi�a si�, �e mo�e my�l�, i� prosi ich o co. Usun�a si�.
� Dzi�kuj� panu � rzek�a przez �zy. � Ja nie potrzebuj� pieni�dzy. Dzi�kuj� panu. � I
cofa�a si� coraz dalej.
� Patrzcie no, fajla! � roze�mia� si�. � I czemu� nie chcesz?
� Bo nie zarobi�am � odpar�a. � Jeszcze jestem za ma�a, �eby s�u�y� za pieni�dze.
W tej chwili turkot si� rozleg� i zaraz ukaza� si� Wojew�dzki sapi�cy z gniewu.
� Wyobra�cie sobie, co klecha za�piewa�: tysi�c rubli. Szakale, nie ludzie! Powiedzia�em mu,
co o nim my�l�, a on na to o�mieli� si� dawa� mi moralne nauki i wskazywa� obowi�zki. No,
przekona�em go!
� Co� zrobi�? � spyta�a �ona.
� Zagrozi�em mu policj�, je�li nie pogrzebie jutro, i rzuci�em mu dwie�cie rubli. Na to obrazi�
si�, odrzuci� mi pieni�dze i powiedzia�, �e czeka, bym gro�b� wykona�. My�la�, �em m�wi� na
wiatr. A ja ruszy�em na policj� i ju� dosta� rozkaz.
� To si� dopiero tatko zasypa�! � zawo�a� Sta�. � Ksi�dz ten papier obwiezie po ca�ym
obywatelstwie i �adnie ojca umaluje. Uf, jak to by�o niedyplomatycznie!
� Ja twoich rad nie potrzebuj� � ofukn�� ojciec, kt�ry, ju� wracaj�c obejrza� si�, �e paln��
g�upstwo i teraz zuchwalstwem nadrabia�. � Ja, dzi�ki Bogu, o opini� nie dbam teraz. B�d� mia�
stosunki, jakie zechc� wybra�.
� B�dzie ojciec nos zadziera�, jak si� pieni�dze znajd�. Tymczasem nie warto! � szydzi�
syn.
� Jak to? Nie ma? � Wojew�dzki poblad�.
� Nie ma i prawdopodobnie nie b�dzie.
Wobec ironii syna stary wybuchn��:
� Ot� b�d�! Zaraz wracam do miasteczka i uwiadomi� policj�. Jestem okradziony, niech
prawo mnie broni przed band� zb�j�w. Dajcie mi ten spis!
Porwa� papier i wypad� na ganek wo�aj�c o konie.
Z wy�yn swego katafalku genera�owa uczestniczy�a wszystkiemu i wykrzywia�a si� drwi�co,
coraz okropniejsza w miar� ubiegaj�cych godzin oczekiwania na spok�j grobu.
III
Na pogrzebie genera�owej, opr�cz dworskich i wiejskich gapi�w, by� tylko Wojew�dzki z
synem. Deszcz la�, wicher pogasi� �wiece; zaraz za bram� dziedzice siedli do powozu, ksi�dz na
bryczk�; ludzie po trosze si� rozpe�zli i gdy karawan przyby� na cmentarz, ma�a tylko stan�a nad
grobem garstka.
Nikt nie zap�aka�, ksi�dz pr�dko modlitw� odczyta�, trumn� w dole wod� �wi�con� pokropi�,
grudk� ziemi cisn�� i pr�dko odszed�. Za t� grudk� potoczy�a si� jedna Wojew�dzkiego, potem
Kalinowski te� gar�� rzuci� i zanim organista od�piewa� Anio� Pa�ski, tylko murarze nad grobem
zostali.
W Kuhaczu tymczasem rozgo�ci�a si� policja.
W pa�acu pisano protok�, a w drzwiach oficyny zjawili si� dwaj stra�nicy, jakby wyczekuj�c
na has�o do ataku.
Zaledwie Kalinowski wr�ci� z pogrzebu, oznajmili mu, �e ma si� stawi� w pa�acu z rozkazu
w�adzy.
Jemu ze zgrozy poczernia�o w oczach, ale szcz�ciem matka go przygotowa�a na najgorsze,
wi�c zebra� wszystk� moc i poszed�, jak sta�, deszczem ociekaj�cy, a za nim stra�nik. Drugi
zosta� na ganku. Wprowadzono go wprost do kancelarii, gdzie za biurem nad papierami siedzia�
urz�dnik.
Znali si� ze sob�, przywitali i urz�dnik, markotny, rzecz zagai�:
� Nieprzyjemna sprawa, panie Kalinowski. Oto nigdzie nie znaleziono pieni�dzy
genera�owej.
� Bo je pewnie trzyma�a w banku � odpar� spokojnie.
� Ba, kiedy i na to nie ma �adnego �ladu. Jest tylko spis warto�ci, numera bilet�w, zreszt�
nic.
� W takim razie musz� by� gdzie� w domu ukryte.
� Szukano i szukaj� wci�� bezskutecznie. Trudno przypu�ci�, aby stara, niedo��na kobieta
odrywa�a posadzki lub wybija�a ceg�y. Nieprzyjemny interes. Pan mnie w niczym nie mo�e
poinformowa�?
� Nie. Domowym tu nigdy nie by�em, nawet dobrze rozk�adu sal nie znam; genera�owa
przyjmowa�a mnie co sobot�, tutaj, przy tym biurku, przegl�daj�c raporta gospodarskie
podpisywa�a co trzeba, pieni�dze przynosi�a z sypialni, zawsze mniej ni� si� nale�a�o, dochody
pobiera�a sama, niewielem mia� i widywa� got�wki. W ksi�gach zosta�y zaleg�o�ci.
� To jest �le, bardzo �le! Pan mi pom�c nie chce. Musz� by� szczery. Nowi dziedzice
obci��aj� pos�dzeniem pana.
� Jakim pos�dzeniem? �em ich okrad�? Niczegom si� lepszego po nich nie spodziewa�. Ale
pos�dzenie trzeba dowie��, bo je�li nie dowiod�, ja ich do obrachunku poci�gn�.
Zamigota�y mu oczy tak strasznie, �e a� urz�dnik si� wzdrygn��.
� Ale� panie Kalinowski, trzeba by� bezstronnym. Obcy ludzie nie znajduj� tak olbrzymiej
sumy. Pan tu by� rz�dc� i gospodarzem, krewnym zmar�ej. Do kog� maj� mie� pretensj�?
� Do cham�w sobie podobnych, nie do mnie. By�em rz�dc� i gospodarzem, odpowiem za to,
ale nie by�em szpiegiem genera�owej ani z�odziejem. Wi�c pan na mocy ich podejrze� poci�ga
mnie do odpowiedzialno�ci?
� Musz�. Pan daruje. Prawo ka�e. Oni wymagaj� rewizji u pana.
Kalinowski si� zatrz�s�.
� Prawo pozwala im mnie szkalowa�, ha�b� zada�, opini� odebra� na ca�e �ycie. A poniewa�
tych pieni�dzy u mnie nie ma i nie znajd�, czym oni mi za to zap�ac�?
� Pan mo�e s�downie swej krzywdy dochodzi�, pozwa� ich o oszczerstwo; ale i oni swej
krzywdy teraz mo