11269
Szczegóły |
Tytuł |
11269 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11269 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11269 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11269 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl
lub http://wwvy.wszystko-co-najlepsze.prv.pl
Autor K.S. Rutkowski
ODWIECZNA GRA
Nie lubię kobiet łatwych. Tych , które dają się poderwać , bo nie mają nikogo, kto mógłby im tego zabronić. Lubię czyjeś żony i kochanki. A zwłaszcza wyrywać je z ramion ich facetów. Przychodzić kiedy są z nimi i brać je jak swoje. Byle frajer potrafi poderwać samotną kobietę. Niewielu odebrać je ich mężczyzną, patrząc im bezczelnie prosto w twarz.
Tych dwoje namierzyłem na ulicy. Byli objęci, on szedł krokiem pana świata, a ona ponętnie kręciła tyłkiem. A miała czym kręcić. Nie wyglądali na byle lepszą parę i było to istne wyzwanie.
Szedłem za nimi przez jakiś czas i kiedy weszli do baru, zrobiłem to samo. Miałem szczęście, był pusty, nie licząc barmana. Tak jak ci dwoje ,usiadłem przy kontuarze i zacząłem się na tą laskę gapić. Najnormalniej rozbierać ją wzrokiem. I wcale się z tym nie kryłem. Nigdy się z tym nie kryje, nawet gdy siedzą przy nich prawdziwe osiłki.
Ten jednak nie był osiłkiem. Ale na ofiarę losu też nie wyglądał. Jedną ręką trzymał kobietę za kolano, a w drugiej miał szklankę. Jego twarz, parę razy mignęła mi przed oczami, ale nie mogłem się jej jeszcze dokładnie przyjrzeć.
- Ten facet się na mnie gapi - powiedziała do niego w końcu ona. Głośno, tak żebym i ja słyszał.
Gość odwrócił się i mogłem w końcu ujrzeć jego twarz. Miał w porządku. Wypraną z wszelkich uczuć, twardą i zastygłą w grymasie wiecznego smutku.
- Cześć - pomachałem do niego ręką.
- Cześć - odparł - Gapisz się na nią?
- To prawda - odrzekłem. -1 co o niej myślisz?
- Dawno nie widziałem ładniejszej kobiety.
-Widzisz - powiedział do niej ten facet- Gapi się na ciebie, bo cię podziwia. A potem na powrót zajął się drinkiem.
- Co z tobą ?! Pozwolisz, żeby ten typ zaglądał mi pod spódnicę?!!- oburzyła się laska. Miała
ładną twarz, nawet w złości.
- Zaglądasz jej pod spódnicę, amigo? - facet ponownie odezwał się do mnie.
- Nie - odparłem zgodnie z prawdą. Siedziała tak, ze nie mogłem. Inaczej z pewnością zapuścił bym tam żurawia.
- Słyszysz. Mówi, ze nie zagląda ci pod kieckę.
-ALE SIĘ NA MNIE GAPI!! - krzyknęła kobieta - GAPI SIĘ JAK NA DZIWKĘ!!
Facet ponownie obdarzył mnie spojrzeniem. Był od niej i ode mnie dużo starszy i miał za sobą niejedno. Na jego twarzy malowała się historia. Jedna z tych najbardziej męskich. Knajpy, więzienia, masa kobiet. I objawienia. Na przykład to, że babki w gruncie rzQC7y są nic nie warte. Że tylko szczują jednego faceta na drugiego. Że lubią patrzeć na męski pot, łzy oraz na krew. A zwłaszcza na to ostatnie. Że uwielbiają spijać ją wzrokiem, zwłaszcza jeśli cieknie za ich sprawą.
Jednak musiał zadziałać. Nie miał wyjścia. Musiał zachować twarz. Drink musiał zaczekać. I tych parę następnych po nim. Bzykanie TAKICH LASEK do czegoś zobowiązuje. Rozumiałem go. Dobrze go rozumiałem. Ale i tak nie miałem zamiaru przestać się gapić na cycki jego dupy.
- Mógłbyś łaskawie przestać obcinać moją panią. Denerwuje ją to. - przemówił spokojnie. Bez drżenia głosu. Strach był mu obcy. Zostawił go pewnie lata temu, w jakimś ciemnym zaułku, wraz z nożem i ożenionym nim delikwentem. A może nawet w kilku takich zaułkach. Ale wydawało się, że nie chcę wejść do kolejnego. Chciał pić drinka. Chciał wsłuchiwać się w smętną muzykę. I dlatego podsuwał mi wyjście. Aleja miałem je w dupie. Zawsze wchodziłem i wychodziłem głównym. Rozumiecie? Albo świat należy do was, albo do nikogo.
- Niestety, nie mogę - odparłem mu równie grzecznie.
- Dlaczego ?
- Dlatego, że jest miła dla oczu, a w tym gównianym barze miłych rzeczy jest jak na lekarstwo.
- Słyszałeś!! Słyszałeś!! Nazwał mnie rzeczą!! - wykrzyknęła kobieta- Ten kutas nazwał mnie rzeczą.
Miała doskonałe ciało i twarz, ale jej mózg nie poszedł w tym kierunku. Zatrzymał się gdzieś po drodze i zaczął sobie robić manicure. I robił go sobie do dzisiaj.
- Dlaczego szukasz kłopotów - zapytał, równie spokojnie jak wcześniej.
- Wcale ich nie szukam- odparłem - Patrzę się tylko tam gdzie chcę.
- To ci wolno robić , amigo. Tylko akurat, to "tam gdzie chcę" jest zajęte. I to właśnie moje jaja przysłaniają mu świat. Więc jeśli jesteś mądry, zdejmij oczęta z biustu mojej pani i skieruj je na okno. Zanim też się wiele dzieje. Jeżdżą samochody, chodnikami drałują
rozmaite palanty, a na niebie fruwają ptaki i, jak każde mądre stworzenia, srają na wszystko z góry -Nie lubię ptaków- odparłem - Są moim całkowitym przeciwieństwem. Ja sram na wszystko z dołu.
- A co lubisz , amigo?
-Kobiety. Lubię na nie patrzeć. Zwłaszcza na ładne. A twoja jest ładna...
- Powoli zaczynasz mnie wkurwiać.
- Tylko powoli. Przepraszam. Postaram się wkurwiać cię szybciej.
- Widzisz!! Widzisz!! - podżegała go dalej laska - On lubi patrzyć! Pewnie to jakiś zboczeniec!
-Lubię też go wkładać, kiedy już sobie popatrzę - odrzekłem jej -1 to w różne miejsca. I tobie też go wetknę, gdzie tylko sobie zażyczysz.
- Wetknij go sobie do kontaktu - odgryzła się laska. -Wsadzę gdzie sobie zażyczysz.
Facet westchnął głęboko. Życie mężczyzny było ciężkie, bez dwóch zdań. Trzeba było ciągle pokazywać kły. Warczeć. Obszczekiwać. Obsikiwać różne miejsca, zaznaczając swoje terytorium. Robić wszystko, żeby kobiety podziwiały, kieszenie nie świeciły pustkami i w najbliższej knajpie od domu ,dawali bez problemu na krechę.
- W co grasz, amigo? - zapytał. Ton jego głosu nieco się wyostrzył.
- W odwieczną grę - odparłem.
-Mam więc nadzieję, że jesteś w niej dobry.
- Najlepszy.
-Masz jeszcze szansę. Okno jest tylko kawałek dalej od tyłka mojej pani. -Mój kutas też jest od niego niedaleko.
- No cóż... Skoro tak mówisz...
Wskazał ręką na drzwi. Wstałem z krzesła i ruszyłem. On także. Smutny , ogorzały facet. Odważny. Miałem nadzieję, że za 20 lat, też będę miał tyle klasy. Na razie nie miałem. Ale byłem na dobrej drodze.
Wyszliśmy na ulice. Dziewczyna również. W blasku słońca wyglądała jak bogini. Facet zatrzymał się na chodniku i wlepił we mnie wzrok.
- Mój kutas wciąż jest blisko jej tyłka - nie robiłem mu złudzeń.
Wzruszył ramionami. Tak jakby powiedział, dobra, nie ja zacząłem. Potem ruszyliśmy przed siebie. Szedłem przed nimi ,niczego się nie bojąc. Żadnego nagłego ataku od tyłu. Żyłem już jakiś czas na świecie i bezbłędnie potrafiłem rozpoznać uczciwych facetów. Taki nie wbije ci noża w plecy, jeśli za chwilę będzie mieć okazję zrobić to, patrząc ci w oczy.
Jakiś kawałek dalej zeszliśmy z głównej ulicy i zapuściliśmy się w podrzędne. W końcu znaleźliśmy to, o co nam chodziło.
Starą, przeznaczoną do rozbiórki kamienice. Z oknami bez szyb i tynkiem tylko gdzie niegdzie trzymającym się jeszcze ścian. Przeszliśmy przez dziurę w płocie, otaczającym tę ruinę i weszliśmy do środka.
Już pierwsze pomieszczenie na jakie natrafiliśmy, wydało się odpowiednie.
- Jesteś pewien? - zapytał jeszcze facet. Na pewno nie ze strachu, raczej z litości. Byłem młody i miałem jeszcze życie przed sobą. Pewnie był taki sam, gdy zaczynał, ale z czasem nabrał rozumu. Miałem nadzieję, że za 20 lat, też będę tak patrzył na życie. Ale na razie nie patrzyłem. Widziałem tylko tę kobietę. Jej cycki. Jej tyłek. To wystarczyło mi na zachętę.
- Jestem - odparłem. I wyszedłem mu na przeciw.
- Załatw go kochanie - zachęciła go laska.
Sprężynowce strzeliły prawie równocześnie. I prawie jednocześnie zakreśliły w powietrzu łuki. Był szybki, aleja szybszy. Młodość dosyć często wygrywa z doświadczeniem. Wbiłem mu nóż gdzieś w okolicę serca i kiedy go wyciągnąłem, naprawdę nie trwało to długo. Ledwie kilka chwil. Znacznie krócej, niż umierają filmowi bohaterowie.
- Zabiłeś go - powiedziała kobieta, zagryzając z wrażenia rękę. -Rozczarowana?
- Zabiłeś go, sukinsynu!
- Zginął tak jak żył - odrzekłem - Oraz tak jak ci których sam kiedyś załatwił.
- Skąd wiesz, jak on żył, zabójco?!
- Wiem. Wiem i już. Swój zawsze rozpozna swego.
- Zabiłeś go. Zabiłeś.
- Owszem. A teraz mam zamiar zrobić to, co ci obiecałem.
- Co? Co chcesz mi zrobić?
- Wsadzić ci go, gdzie zechcesz, pamiętasz?
- Nigdzie mi go nie wsadzisz! Nigdzie mi go nie wsadzisz!
- Założysz się?
Zbliżyłem się do niej. Miała to co należy. Wiek, urodę i zapach z dobrej perfumerii. Rozpiąłem rozporek i wyciągnąłem kutasa.
Spojrzała w dół. Jej wzrok oblukał moje sflaczałe jeszcze cacko, jak zawodowy mierniczy. A mózg jak genialny matematyk, od razu pomnożył tę liczbę przez dwa. Na tej matematyce znają się nawet najgłupsze kobiety. Wynik spodobał jej się.
- Nie wsadzisz mi tego drąga, nie wsadzisz - powiedziała jeszcze dla przyzwoitości. Obok leżał przecież trup jej faceta. Nie mogła przecież tak od razu się poddać...
Po chwili byłem już gotowy do ataku. Zadarłem jej spódnice i z lekkim oporem z jej strony ,ściągnąłem jej majtki. Jednak gdy już jej wsadziłem zapomniała o wszystkim. Krew sączyła się z jej fagasa tuż obok nas, ale nawet to gówno ją już obchodziło. Życie musiało przecież biec do przodu. Dalej zasuwać swoim torem. Na kolejną stację. Po następnego pasażera. Bo czymże innym byli ci wszyscy faceci w jej życiu, jeśli nie pasażerami. Nadzianymi pasażerami z biletami pierwszej klasy, jeżdżącymi po jej dupie. A chciała ich jeszcze przewieźć wielu. Bardzo wielu. Widziałem to w jej oczach.
W końcu doszedłem. Wystrzeliłem jak z procy, przyciskając ją do ściany. Nie ma co, była dobra w te klocki. Miała okazję się nauczyć. Pewnie trenowała ten sport latami. Pewnie już w podstawówce dawała dupy nauczycielom.
Kiedy już ostatni dreszcz rozkoszy przeszedł mi po plecach,, odsunąłem się od niej. Podciągnąłem spodnie, zapiąłem rozporek i w ogóle doprowadziłem się do porządku. Ona wydawała się nadal przeżywać to co się stało. I nie chodzi mi wcale o śmierć jej faceta. On był już dla niej odległym wspomnieniem.
- Zgwałciłeś mnie - w końcu się odezwała. Ale nie było w tym ani odrobiny wyrzutu.
-No...-odparłem. -1 co teraz? -Nic.
-Wiesz... Muszę ci powiedzieć, że to było coś. Nienawidzę cię za to, że mnie zgwałciłeś i w ogóle, ale bzyknąłeś mnie dobrze. Dawno nie miałam aż tylu orgazmów.
Spojrzałem na trupa jej mężczyzny. Być może jego dusza gdzieś tu była i słuchała. Zrobiło mi się go żal.
- A on - wskazałem go palcem - Nie był w tym dobry? Nie miałaś z nim orgazmów?
- Miałam. Ale nie takie. PRZY TOBIE BYŁ ZWYCZAJNYM CIENIASEM.
-Zginął za ciebie - rzekłem.
- Byłam jego kobietą. Musiał pokazać, że ma jaja.
- Miał jaja - stwierdziłem.
- Ale się wypalił. Kiedyś nie dał byś mu rady. Pracował dla mafii i zabijał dla niej ludzi. Ale już dawno zszedł na psy.
Mówiła o nim jakby od dawna leżał już w grobie na jakimś cmentarzu, a nie tuż obok. Nie podobało mi się to.
- Kochał cię. Inaczej nie przyszedł by ze mną tutaj. Po prostu siedział by w barze i pił. I nie zwracał by uwagi na twoje zrzędzenie. Ale cię kochał, bo poszedł. Poszedł, bo cię kochał
Ale ona nie skorzystała z szansy. Nie okazała pokory. Nie pochyliła głowy i nie zastanowiła się nawet chwili nad moimi słowami. Nie okazała zmarłemu szacunku.
- To był cienias. Już dawno miałam od niego odejść. Ale nie potrafiłam się zebrać. A teraz, dzięki tobie, jestem znowu wolna. W zasadzie powinnam ci za to podziękować.
No cóż... Takie są kobiety. Nie byłem wcale rozczarowany. Nigdy nie byłem rozczarowany, kiedy mówiły mi podobne rzQC7y. Kiedy przekładały fiuta nad miłość. Już dawno straciłam nadzieję, że usłyszę od nich co innego. Trzeba więc było zrobić to co należało.
I zrobiłem. Błyskawicznie. Jeden szybki ruch rękaw to miejsce co zwykle i było po wszystkim. Pewnie nawet nie poczuła. Przytrzymałem ją chwilę, wiercąc jej kosą w brzuchu i wsłuchując się w jej rzężenie, a potem delikatnie opuściłem na ziemię. Jej oczy gasły. A twarz wyrażała zdziwienie. Czyżbym nie dała mu dobrze dupy?, wydawała się pytać. Pogłaskałem japo twarzy i odgarnąłem włosy z czoła. Nawet teraz była piękna. Jak anioł. Może miała zaraz szansę nim zostać. Jeśli Bóg ma kutasa, powinien darować jej wszystkie grzechy. W każdym razie, gdybym to ja nim był, nie pozwoliłbym, żeby szatan bzykał ją zamiast mnie.
Gdy zgasła na dobre, wyciągnąłem z niej nóż. I wytarłem go w jej bluzkę. Potem wyszedłem z tej ruiny.
Powoli nastawał wieczór. Gdzieś za rogiem czekała już jesień. Postawiłem kołnierz w skórzanej kurtce i ruszyłem przed siebie.
Wróciłem pod bar, w którym zaczepiłem tych dwoje i przystanąłem nieopodal. Miałem jeszcze sporo czasu. I całą paczkę fajek. Potrafiłem czekać. Palić i cierpliwie czekać. W tym byłem równie dobry.
Dopalałem jednego z ostatnich papierosów, gdy w barze nareszcie zgasły światła. Potem wysypali się z niego ostatni klienci. Ci, których zwykle trzeba wyganiać, bo sami nie wiedzą kiedy wyjść. Na końcu ujrzałem barmana. Jedynego świadka. Wyrzuciłem kiepa i poszedłem za nim.