1119

Szczegóły
Tytuł 1119
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1119 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1119 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1119 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tom Clancy Suma wszystkich strach�w Tom 1 (Prze�o�y�: Piotr Siemion) Dla Mike 'a i Peggy Rodgers�w, czyli dla �eglarza i jego pani - a tak�e dla wszystkich m�czyzn i kobiet z ameryka�skich si� zbrojnych, w przekonaniu, �e to w�a�nie ludzie or�a pozwalaj� przetrwa� najszlachetniejszym ideom. PODZI�KOWANIA Jak zwykle w takich wypadkach, niekt�rym osobom winien jestem szczeg�lne podzi�kowania:. Barry'emu, za wnikliwo�� Steve 'owi, za dyscyplin� umys�ow� Ralphowi,za zmys� analityczny Johnowi, za jego znajomo�� prawa Fredowi, za dost�p do materia��w Jeszcze Garry 'emu, za jego przyja�� Poka�nej gromadce pozosta�ych kt�rzy z ch�ci� rozwa�ali moje nieustanne pytania i pomys�y - nawet te . niezbyt m�dre. , A tak�e wszystkim ludziom dobrej woli, kt�rzy �ywi�c tak jak ja nadziej�, �e uda nam si� wreszcie wyj�� na prost� zechcieli ze mn� rozmawia�. PROLOG Z�amana strza�a Je�li posadzi� przy jednym stole najodwa�niejszego marynarza, najbardziej nieustraszonego lotnika i najm�niejszego �o�nierza - c� ujrzymy ? Jak si� sumuje ich strach. Winston Churchill Dwaj adwersarze wytoczyli swoje wojska na b�onia Camlan, by wszcz�� rokowania. Obie strony by�y uzbrojone po z�by, obie te� podejrzewa�y skrycie, �e przeciwnik zechce spr�bowa� jakiej� sztuczki albo fortelu. Rokowania post�powa�y wy�mienicie, gdy naraz jednego z rycerzy uk�si�a �mija. Rycerz wyszarpn�� miecz, by zabi� gada. Na widok obna�onego ostrza, inni rycerze run�li na siebie, wszczynaj�c straszliw� rze�. Kronikarz (. ) u�ci�la, i� rze� okaza�a si� szczeg�lnie krwawa dlatego, �e do bitwy dosz�o przypadkiem, a tym samym nikt nie zd��y� si� do niej przygotowa�. Herman Kahn, "O wojnie termoj�drowej" "Jako wilk na owczarni�... " - powtarzali p�niej w niesko�czono�� komentatorzy, kt�rzy uznali, �e s�awny wers lorda Byrona najtrafniej oddaje atmosfer� syryjskiej ofensywy na bronione przez Izrael Wzg�rza Golan o godzinie czternastej czasu miejscowego, sz�stego pa�dziernika tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tego trzeciego roku. Nie ulega tak�e w�tpliwo�ci, �e takim w�a�nie obrazem delektowali si� w my�lach co bardziej poetycko nastawieni dow�dcy syryjscy, dopracowuj�c szczeg�y operacji, w czasie kt�rej na pozycje izraelskie rzuci� mieli tak� liczb� czo�g�w i artylerii, o jakiej si� nie �ni�o najbardziej che�pliwym genera�om pancernych dywizji Hitlera. Tak si� jednak z�o�y�o, �e owieczki, na kt�re w �w ponury pa�dziernikowy dzie� skoczy�a armia syryjska, bardziej przypomina�y dzikie muflony podczas jesiennej rui ni� jagni�tka opisywane w bukolicznej poezji. Dwie trzymaj�ce Wzg�rza Golan brygady izraelskie stanowi�y doborowe jednostki. Mimo dziewi�ciokrotnej przewagi przeciwnika, Si�dma Brygada nie drgn�a nawet i utrzyma�a p�nocn� cz�� Golanu, dzi�ki swojej sieci umocnie�, umiej�tnie wi���cej sztywno�� obrony z manewrowo�ci�. Poszczeg�lne gniazda oporu broni�y si� zajadle, spychaj�c natarcie Syryjczyk�w w w�skie skalne doliny, gdzie napastnik trafia� pod ogie� manewruj�cych izraelskich czo�g�w, czuwaj�cych dot�d w zasadzce za Fioletow� Lini�. Kiedy drugiego dnia nadci�gn�y posi�ki, obro�cy nadal panowali nad sytuacj�, chocia� wci�� grozi�a wymkni�ciem si� spod kontroli. Po czterech dniach walk z Si�dm� Brygad�, syryjska armia pancerna dymi�a na pobojowisku, nie zdo�awszy sforsowa� izraelskiej obrony. Brygada "Barah" (czyli "Grom"), broni�ca po�udniowej cz�ci Wzg�rz Golan, nie mia�a jednak a� tyle szcz�cia. Teren dawa� tu mniej szans na skuteczn� obron�, a dow�dztwo syryjskie wykaza�o wi�kszy talent. W ci�gu kilku godzin obrona "Gromu" rozpad�a si� na kilka cz�ci. Wprawdzie ka�da z izolowanych grup okaza�a si� gro�niejsza ni� gniazdo �mij, lecz syryjskie zagony pancerne natychmiast run�y w powsta�e luki; kieruj�c si� w stron� strategicznego celu, za kt�ry obrano Jezioro Galilejskie. Bitwa, jaka si� wywi�za�a w ci�gu nast�pnych trzydziestu sze�ciu godzin, stanowi�a dla armii izraelskiej najci�sz� pr�b� od czasu wojny w tysi�c dziewi��set czterdziestym �smym roku. Drugi rzut zacz�� wzmacnia� obron� dopiero nazajutrz. Odwody musiano kierowa� w rejon walk w spos�b rozdrobniony, zatykaj�c dziury, blokuj�c szosy czy wr�cz zagradzaj�c drog� w�asnym oddzia�om, kt�re za�ama�y si� w ogniu walki i po raz pierwszy w historii Izraela ruszy�y do ucieczki pod naciskiem arabskiego natarcia. Dopiero na trzeci dzie� Izrael zdo�a� skupi� si�y w pancern� pi�� i najpierw otoczono, a potem zdruzgotano wojska syryjskie, kt�re dokona�y tak g��bokiego prze�amania. Rozjuszeni �o�nierze izraelscy bez chwili zw�oki przeszli do kontrnatarcia, odrzucaj�c Syryjczyk�w w stron� ich stolicy i zmuszaj�c do poddania si� na r�wninie pe�nej spalonych czo�g�w i przera�onych m�czyzn. Gdy zapada� zmierzch, szturmowcy z obu brygad us�yszeli w radiostacjach skierowany do nich komunikat najwy�szego dow�dztwa Si� Zbrojnych Izraela: OCALILI�CIE NAR�D IZRAELSKI. Tak by�o w istocie. Mimo to jednak poza Izraelem, nawet w szko�ach, w kt�rych wyk�ada si� sztuk� wojskow�, ma�o kto pami�ta o tamtej epickiej bitwie. Podobnie jak podczas wojny sze�ciodniowej w tysi�c dziewi��set sze��dziesi�tym si�dmym roku, ca�� uwag� i podziw �wiata skupi�y na sobie spektakularne dzia�ania wojskowe na Synaju: forsowanie Kana�u Sueskiego, bitwa o "Chi�ski Folwark", czy okr��enie egipskiej Trzeciej Armii. Mo�e to dziwi�, zwa�ywszy straszliwe ewentualne skutki walk o Golan, u samych bram Izraela. Ci �o�nierze Si�dmej Brygady i brygady "Grom", kt�rzy prze�yli wojn�, zdawali sobie jednak spraw� ze swoich zas�ug, a oficerowie obu jednostek mogli pociesza� si� my�l�, �e miara talentu i odwagi, jakiej wymaga�a bitwa o Wzg�rza, stawia ich na r�wni z obro�cami Termopili, Bastogne i Gloucester Hill. Ka�da wojna zna ironiczne zrz�dzenia losu, a wojna pa�dziernikowa nie stanowi wyj�tku. Jak cz�sto bywa podczas heroicznej obrony, po�wi�cenie �o�nierzy i tym razem okaza�o si� niepotrzebne; czy raczej, nie by�oby potrzebne, gdyby wywiad izraelski w�a�ciwie odczyta� doniesienia z Syrii. Gdyby nie pomy�ka sztabu, dwana�cie godzin przed atakiem wdro�ono by w �ycie gotowe plany, w por� wzmacniaj�c odwodami lini� obrony na Wzg�rzach Golan. Przy takim obrocie sprawy, nie dosz�oby po prostu do heroicznej obrony pozycji, i nie musia�oby zgin�� tylu czo�gist�w i piechur�w. Ich liczba by�a tak wielka, �e dopiero po kilku tygodniach ujawniono straty w�asne dumnemu lecz dotkliwie zranionemu narodowi. Gdyby zareagowano wcze�niej na doniesienia, masakra dosi�g�aby Syryjczyk�w daleko przed Fioletow� Lini�, i nie pomog�aby im w niczym ogromna kolekcja radzieckich czo�g�w i armat; trudno za� by�oby s�awi� pami�� masakry. Nigdy nie uda�o si� przy tym wyja�ni� do ko�ca, dlaczego zawiod�o w�wczas rozpoznanie sytuacji. Czy os�awiony Mossad nie zdo�a� zorientowa� si� w arabskim planie? Czy te� mo�e izraelscy politycy nie potrafili skorzysta� z otrzymanego ostrze�enia? Kwesti� t� wkr�tce zaj�a si�, oczywi�cie, prasa ca�ego �wiata, rozpisuj�c si� jednak g��wnie na temat zaskakuj�cego ataku wojsk egipskich i przerwania przez nie okrzyczanej linii Bar-Lewa podczas forsowania Kana�u Sueskiego. R�wnie powa�ny, lecz mniej widoczny okaza� si� tu zasadniczy b��d pope�niony kilka lat wcze�niej przez tak zwykle wszechwiedz�cy sztab generalny Izraela. Mimo znakomitego wyposa�enia w dzia�a, izraelskie wojsko nie mia�o w swoim sk�adzie zbyt wiele artylerii rakietowej, szczeg�lnie z punktu widzenia radzieckiej doktryny wojennej. Zamiast polega� na skoncentrowanych ugrupowaniach ruchomej artylerii polowej, Izraelczycy zdali si� prawie ca�kowicie na mo�dzierze, kt�rych du�a liczba nie kompensowa�a niewielkiego zasi�gu, a tak�e na lotnictwo wsparcia taktycznego. Skutek by� taki, �e podczas walk o Golan na jedno izraelskie dzia�o przypada�o dwana�cie luf syryjskich, a na baterie izraelskie spada�a lawina ognia nie pozwalaj�ca skutecznie wspiera� w�asnej, s�abn�cej obrony. B��d ten kosztowa� Izrael �ycie wielu �o�nierzy. Jak bywa z wi�kszo�ci� zgubnych b��d�w, tak�e w opisywanej tu historii zawinili ludzie inteligentni i dzia�aj�cy w najszlachetniejszych zamiarach: Te same my�liwce bombarduj�ce, kt�re atakowa�y Golan, ponad godzin� p�niej potrafi�y ju� siec ognistym deszczem okolice Suczu. Izraelskie si�y powietrzne by�y bowiem pierwsz� flot� lotnicz� �wiata, w kt�rej zaj�to si� "martwym czasem" mi�dzy kolejnymi lotami bojowymi. Obs�uga naziemna �wiczy�a si� wi�c w swoich dzia�aniach dok�adnie w ten sam spos�b jak mechanicy samochod�w wy�cigowych, a jej szybko�� i umiej�tno�ci podwaja�y w efekcie skuteczno�� bojow� ka�dej maszyny, dzi�ki czemu lotnictwo izraelskie zyska�o na elastyczno�ci i sile ra�enia. Nic dziwnego, �e jeden phantom-ri skyhawk wydawa� si� sztabowcom bardziej godny uwagi ni� tuzin haubic samobie�nych. Izraelscy sztabowcy odpowiedzialni za plan operacyjny zapomnieli jednak wzi�� pod uwag�, �e Arabowie zostali uzbrojeni przez Moskw�, a co za tym idzie, przej�li tak�e radzieck� my�l taktyczn�. ZSRR, kt�ry liczy� si� zawsze z perspektyw� zmaga� z lotnictwem NATO, niew�tpliwie lepszym od radzieckiego, wcze�niej skupi� wysi�ki konstruktor�w na rakietach ziemia-powietrze (SAlln, dzi�ki czemu modele radzieckie uznawano tradycyjnie za najlepsze na �wiecie. Nie kto inny, jak rosyjscy sztabowcy potraktowa� wi�c zbli�aj�c� si� wojn� pa�dziernikow� jako wspania�� szans� do wypr�bowania najnowszego uzbrojenia i doktryny taktycznej. Okazji rzeczywi�cie nie przegapiono: arabscy klienci otrzymali od radzieckich dostawc�w sie� obrony przeciwlotniczej, o jakiej nie mog�o si� w tamtych czasach nawet �ni� wojskom P�nocnego Wietnamu czy kraj�w Uk�adu Warszawskiego. Arabowie dysponowali nieprzebitym murem powi�zanych ze sob� baterii rakiet przeciwlotniczych i stacji radarowych, dyslokowanych w g��bi teatru dzia�a�. Pancernym zagonom towarzyszy�y tymczasem samobie�ne wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych, dzi�ki czemu stref� aktywnej obrony przed samolotami rozci�gni�to nad pierwsz� lini� atakuj�cych wojsk. Oficerowie i �o�nierze, kt�rzy mieli obs�ugiwa� nowy sprz�t, zostali starannie wyszkoleni, cz�ciowo w samym ZSRR, a na dodatek mieli okazj� w pe�ni skorzysta� z wiedzy, jak� Rosjanie i Wietnamczycy zdobyli na temat ameryka�skiej techniki wojennej i taktyki, przej�tej od USA, jak mo�na by�o oczekiwa�, tak�e przez armi� izraelsk�. Spo�r�d wszystkich arabskich uczestnik�w wojny pa�dziernikowej, jedynie wojska przeciwlotnicze osi�gn�y zak�adany cel, gdy� przez dwa dni skutecznie neutralizowa�y dzia�ania lotnictwa Izraela. Gdyby za� dzia�ania l�dowe potoczy�y si� zgodnie z planem, dwa dni zupe�nie by wystarczy�y. ' w�a�nie rozpoczyna si� na dobre niniejsza opowie��. Sytuacj� na Wzg�rzach Golan bardzo pr�dko oceniono jako powa�n�. Z rozproszonych i niedok�adnych informacji, jakie dociera�y z oszo�omionych sztab�w obu brygad, dow�dztwo izraelskie wyci�gn�o wniosek, �e dzia�ania wymkn�y si� spod kontroli. Wygl�da�o na to, �e najstraszliwszy koszmar staje si� rzeczywisto�ci�: armia zosta�a kompletnie zaskoczona atakiem a przeciwnik zaczyna zagra�a� kibucom na p�nocy kraju. W izraelskich cywil�w i dzieci mierzy�y ju� lufy syryjskich czo�g�w, kt�re lada chwila mia�y stoczy� si� z Golanu na r�wnin�. Pierwsza reakcja sztabowych oficer�w operacyjnych przypomina�a wi�c zwyczajn� panik�. Wytrawni oficerowie operacyjni potrafi� jednak uwzgl�dni� w swoich planach nawet panik�. Dla narodu, kt�remu wrogowie otwarcie poprzysi�gli fizyczn� zag�ad�, nie istniej� zbyt ostre czy niedopuszczalne metody obrony. Jeszcze w tysi�c dziewi��set sze��dziesi�tym �smym roku Izrael, podobnie jak jego sojusznicy z USA i z innych pa�stw NATO, opar� sw�j generalny plan obronny na opcji nuklearnej. Si�dmego pa�dziernika o trzeciej pi��dziesi�t pi�� nad ranem czasu lokalnego, zaledwie w czterna�cie godzin po rozpocz�ciu si� walk, izraelska baza lotnicza pod Beer Szewa otrzyma�a teleksem rozkaz podj�cia przygotowa� do planu JOZUE. Izrael nie mia� w tamtym czasie zbyt wielu bomb j�drowych - i po dzi� dzie� zaprzecza, jakoby w og�le dysponowa� broni� nuklearn�. Inna sprawa, �e gdyby dosz�o ju� do u�ycia tej broni, liczba bomb mia�aby znaczenie drugorz�dne. W jednym z wielu podziemnych bunkr�w amunicyjnych w Beer Szewie znajdowa�o si� dwana�cie do�� zwyczajnych przedmiot�w, kt�re od innych bomb i zasobnik�w, podwieszanych pod skrzyd�ami samolot�w szturmowych, r�ni�y si� na oko jedynie rz�dem srebrno-czerwonych pask�w wzd�u� boku. Bomby nie mia�y statecznik�w, a ich kad�uby z oksydowanego na br�zowo, polerowanego aluminium, z kilkoma ledwo widocznymi szwami i zaczepami, wygl�da�y ca�kiem zwyczajnie. By�y takie nie bez powodu. Przypadkowy czy nie wtajemniczony obserwator �atwo m�g� uzna� przedmioty za zapasowe zbiorniki paliwa albo zasobniki z napalmem i niew�tpliwie nie po�wi�ci�by im wiele uwagi. Ka�dy z ob�ych kszta�t�w by� jednak bomb� atomow� z �adunkiem plutonu o mocy sze��dziesi�ciu kiloton, zupe�nie wystarczaj�cym, by wyludni� serce du�emu miastu, u�mierci� tysi�ce �o�nierzy w otwartym terenie albo te�, po doczepieniu do zewn�trznej pow�oki bomby pancerza z kobaltu, �miertelnie skazi� teren dla wszelkich form �ycia na d�ugie lata. Tej nocy w bazie Beer Szewa panowa� w�ciek�y ruch. przez bramy nap�ywali wci�� nowi rezerwi�ci z ca�ego niewielkiego kraju, poprzedniego dnia oderwani przez wojn� od obrz�dk�w religijnych i rodzinnych wizyt. Ci �o�nierze, kt�rych wojna zaskoczy�a na s�u�bie, padali z n�g, wyczerpani trwaj�cym od kilkunastu godzin, niebezpiecznym zaj�ciem, jakim jest podwieszanie bomb i rakiet pod samolot. Nawet nowo przyby�ym nie dane by�o pospa�. Jedna z dru�yn technicznych (kt�rej ze wzgl�du na bezpiecze�stwo nie wyjawiono charakteru zadania), uzbraja�a w�a�nie w bomby atomowe klucz my�liwc�w bombarduj�cych typu A-4 Skyhawk, obserwowana czujnie przez dw�ch oficer�w, zwanych "nadzorcami". Ich rola istotnie polega�a na nadzorowaniu wszystkich, , najmniejszych nawet szczeg��w manipulacji przy broni j�drowej. Niskie w�zki z bombami podtoczono pod centralny zaczep ka�dego z czterech samolot�w, po czym podniesiono kad�uby na wysi�gnikach i zatrza�ni�to zamki bombowe. Mniej wyczerpani z technik�w mogli si� zorientowa�, �e bombom brakuje jeszcze zapalnik�w i statecznik�w, a skoro tak, to widocznie sp�nia si� oficer odpowiedzialny za uzbrojenie �adunk�w, zreszt� nic dziwnego, bo tego pami�tnego �witu sp�niali si� wszyscy i wszystko. W dziobie ka�dej bomby znajdowa� si� uk�ad elektroniczny, za kt�rym umieszczono ju� odpowiednio wcze�niej �adunek wybuchowy i kapsu�� z materia�em rozszczepialnym, zwane ��cznie po prostu "pakietem fizycznym". W odr�nieniu od broni ameryka�skiej, izraelskie bomby atomowe nie by�y przenoszone przez dy�uruj�ce samoloty w okresie pokoju, a co za tym idzie, brakowa�o im skomplikowanych zabezpiecze�, w jakie wyposa�ali ameryka�skie �adunki pracownicy zak�ad�w nuklearnych Pantex niedaleko miasta Amarillo w Teksasie. Detonator izraelskich bomb sk�ada� si� z dw�ch cz�ci, z kt�rych jedn� mocowano w przedniej cz�ci pocisku, a drug� przykr�cano wraz ze statecznikami ogonowymi. Cz�ci detonator�w przechowywano w innym miejscu ni� g��wne �adunki. Izraelskie bomby by�y nader prymitywne w por�wnaniu z broni� ameryka�sk� czy radzieck�, co jednak o niczym jeszcze nie �wiadczy, bo pistolet, cho� jest prymitywniejszy od karabinu maszynowego, z bliskiej odleg�o�ci zabija r�wnie skutecznie. Kiedy zainstalowano ju� i uaktywniono detonatory dziobowe i ogonowe, pozosta�o jeszcze umie�ci� w kabinie ka�dego mY�liwca specjaln� ' tablic� przyrz�d�w i przy��czy� do bomby kabel elektryczny z kad�uba samolotu. Od tej chwili �adunki by�y "sterowane miejscowo", czyli powierzone pieczy m�odych, agresywnych pilot�w kt�rzy mieli je zrzuci� przy zastosowaniu manewru, zwanego "p�tl� kretyna". Wskutek tej akrobacji, bomba zaczyna�a szybowa� po krzywej balistycznej, a pilot po zwolnieniu zamk�w m�g� pr�bowa� wyprowadzi� maszyn� z pola ra�enia eksplozji nuklearnej. ' W zale�no�ci od sytuacji, i po zezwoleniu "nadzorc�w", g��wny oficer do spraw uzbrojenia w Beer Szewie m�g� zamocowa� w bombach detonatory. Na szcz�cie w�a�ciwy oficer nie pali� si� wcale do tego, �eby trzyma� rz�d uzbrojonych "atom�wek" na pasie startowym, na kt�ry pech m�g� w ka�dej chwili zes�a� arabskie bomby. Oficer by� ponadto osob� religijn� i cho� w tamten pos�pny, zimny �wit nad jego krajem zawis�a wielka gro�ba, po cichu odm�wi� dzi�kczynn� modlitw�, kiedy w Tel Awiwie przewa�y� rozs�dek i odwo�ano plan JOZUE. Grupka do�wiadczonych pilot�w, maj�cych prowadzi� maszyny, powr�ci�a do sali odpraw dywizjonu, gdzie kazano jej zapomnie� o planowanej akcji. Oficer do spraw uzbrojenia natychmiast rozkaza� odczepi� bomby i umie�ci� je z powrotem w bunkrze. Kiedy zziajani jak psy �o�nierze z dru�yny obs�ugi zacz�li odpina� bomby z zamk�w, druga dru�yna podtoczy�a nowe w�zki, by przezbroi� skyhawki, tym razem w zasobniki z rakietami Zun. i. Piloci otrzymali tymczasem nowe rozkazy. Kierunek Wzg�rza Golan. Uderzy� na syryjskie kolumny pancerne nacieraj�ce w sektorze Fioletowej Linii brygady , "Grom" z kierunku Kafr Szams. Technicy z obu dru�yn potr�cali si� nawzajem pod samolotami, pr�buj�c robi� swoje. Jednocze�nie zdejmowali bomby, kt�re nie by�y wcale zwyk�ymi bombami, i podwieszali pod skrzyd�ami metalowe kasety pe�ne rakiet Zuni. Oczywi�cie na lotnisku w Beer Szewie znajdowa�o si� du�o wi�cej samolot�w. Powraca�a w�a�nie grupa wys�ana o pierwszym brzasku nad Sucz; a raczej, powraca�y jej resztki. Arabowie zestrzelili maszyn� zwiadu elektronicznego typu Phanton, RFC, a towarzysz�cy jej my�liwiec F4-E ledwo si� dowl�k� do bazy na jednym silniku, roni�c paliwo z podziurawionych zbiornik�w w skrzyd�ach. Pilot przekaza� ju� drog� radiow� ostrze�enie przed nowymi rakietami ziemia-powietrze, by� mo�e w�a�nie tymi Sa-6, przed kt�rymi ostrzega� wywiad. System wykrywania na pok�adzie phanton. n w og�le nie zarejestrowa� wi�zki fal radarowych naprowadzaj�cych rakiet� na cel. Maszyna rozpoznawcza zosta�a trafiona bez ostrze�enia, a pilotowi my�liwca tylko dzi�ki szcz�ciu uda�o si� umkn�� czterem wycelowanym w niego innym rakietom. Zanim uszkodzony my�liwiec chwiejnie dotkn�� betonu, wiadomo�� zosta�a b�yskawicznie przekazana do dow�dztwa wojsk lotniczych. Maszyn� poprowadzono daleko na koniec l�dowiska, w pobli�e miejsca, gdzie sta�y cztery skyhawki. Pilot poko�owa� w �lad za prowadz�cym go gazikiem w stron� czekaj�cych woz�w stra�ackich, lecz zaledwie zd��y� si� zatrzyma�, wystrzeli�a mu opona. Uszkodzona gole� podwozia r�wnie� ust�pi�a, a dwudziestotonowy my�liwiec r�bn�� w beton pasa startowego jak kufer pe�en zastawy sto�owej. Natychmiast zapali�o si� ciekn�ce paliwo, a p�omie�, cho� niewielki, ogarn�� ca�y samolot. Stra�acy podbiegali ju� pod os�on� mg�y wodnej z hydrantu, a dwaj "nadzorcy", poniewa� stali najbli�ej, rzucili si� wyci�ga� obu pilot�w z p�on�cej kabiny. Kiedy wynosili pierwszego, w ca�� grup� trysn�y od�amki eksploduj�cej w ogniu amunicji. Jeden ze stra�ak�w odwa�nie rzuci� si� w ogie� i wyni�s� drugiego cz�onka za�ogi, poparzonego lecz �ywego. Reszta stra�ak�w otoczy�a "nadzorc�w" i uratowanego przez nich pilota, po czym za�adowa�a ich okrwawione cia�a do sanitarki. Szalej�cy tu� obok po�ar odwr�ci� uwag� obs�ugi uwijaj�cej si� pod skyhawkan, i. Jedna z bomb, podwieszona pod maszyn� numer trzy, odpad�a od zamka u�amek sekundy za wcze�nie, zgniataj�c nogi stoj�cemu przy d�wigu szefowi dru�yny. W�r�d krzyku i zamieszania �o�nierze stracili rachub�. Zanim ranny szefznalaz� si� w lotniskowym szpitalu, a trzy odczepione bomby odtoczono na w�zkach z powrotem do bunkra, w obliczu kompletnego chaosu, zwyczajnego w bazie lotniczej w pierwszej dobie prawdziwej wojny, nikt nie zwr�ci� uwagi na pust� ko�ysk� bombow� na czwartym w�zku. Minut� p�niej do maszyn podjechali oficerowie techniczni, by dokona� przyspieszonej kontroli przed lotem. Od strony� baraku za��g nadje�d�a� ju� �azik, z kt�rego zeskoczy�o czterech pilot�w, ka�dy z map� i he�mem w r�ku, ka�dy rw�cy si� do zemsty na wrogach swojego kraju. - A to, co za diabe�? - warkn�� osiemnastoletni porucznik Mordechaj Zadin, chudy i niezgrabny, jak to w tym wieku. Koledzy nazywali go Motti. - Na m�j rozum zbiornik paliwa - odpowiedzia� mu jeden z mechanik�w, sympatyczny pi��dziesi�cioletni rezerwista, w cywilu w�a�ciciel warsztatu samochodowego w Hajfie. - Sram na paliwo! - odkrzykn�� pilot, prawie trz�s�c si� z podniecenia. - Do Golanu i z powrotem nie potrzeb�j� zapasu! - Mog� ci go zdj��, ale to potrwa par� minut. Motti zastanowi� si� przez chwil�. Pilotem zosta� pi�� miesi�cy wcze�niej, a urodzi� si� w kibucu na p�nocy, czyli by� Sabr�, rodowitym Izraelczykiem. Patrzy� teraz, jak tr�jka pozosta�ych pilot�w zapina pasy. Syryjczycy atakowali domostwo jego rodzic�w! Naraz przej�� go strach, �e sp�ni si� na sw�j pierwszy lot bojowy. - A, pierdol�! Zdejmiesz zbiornik, jak wr�c�. - Zadin odwr�ci� si� i b�yskawicznie wspi�� po drabince. Technik pod��y� za nim, pom�g� mu zapi�� uprz�� i ponad ramieniem pilota zerkn�� na tablic� przyrz�d�w. - Wszystko gra, Motti! Lataj powoli! - Przygotuj mi herbaty, jak wr�c� - Pilot u�miechn�� si� z brawur� w�a�ciw� tylko m�odzikom. Technik klepn�� go w wierzch he�mu. - Pewnie, doprowad� mi tylko z powrotem maszyn�. Mechanik zeskoczy� na pas i odstawi� drabink�. Nast�pnie obejrza� jeszcze samolot z zewn�trz, na wszelki wypadek, a Motti zapu�ci� turbin�, sprawdzi� dzia�anie ster�w i doda� gazu, kontroluj�c liczniki paliwa i temperatury silnika. Wygl�da�o, �e wszystko jest w porz�dku. Motti podni�s� g�ow� i da� dow�dcy klucza znak, �e jest gotowy, a potem r�k� opu�ci� owiewk�, ostatni raz spojrza� na szefa mechanik�w i dziarsko zasalutowa� mu na po�egnanie. Jako osiemnastolatek, Motti Zadin nie by� wcale najm�odszym pilotem izraelskiego lotnictwa. Wybrano go ze wzgl�du na b�yskawiczny refleks i ch�opack� agresywno�� dobre cztery lata wcze�niej. Od tamtej pory musia� zajadle walczy� o miejsce w najlepszym lotnictwie wojskowym �wiata. Motti uwielbia� latanie, pilotem pragn�� zosta� od chwili, kiedy jako berbe� ogl�da� treningowe maszyny Bf109, kt�re ironiczny los zes�a� Izraelowi jako zacz�tek floty powietrznej. Motti uwielbia� swojego skyhawka, g��wnie dlatego, �e pilot musia� w nim polega� g��wnie na sobie, zamiast powozi� elektronicznym monstrum w rodzaju phantona. Skyhawki by�y ma�e i zwinne jak drapie�ne ptaki, a przy tym pos�uszne najl�ejszemu ruchowi r�ki na dr��ku. Nareszcie lot bojowy. Motti nie ba� si� zupe�nie. Nigdy nie przysz�o mu do g�owy, �e mo�e straci� �ycie: jak ka�dy nastolatek, by� prze�wiadczony o swojej nie�miertelno�ci. Pr�cz tego pilot�w wojskowych dobiera si� pod k�tem braku zwyk�ych ludzkich s�abo�ci. Mimo to Motti Zadin z dr�eniem wyczekiwa� dzisiejszego dnia. Nigdy jeszcze �wit nie wydawa� mu si� tak pi�kny. Wszystko odbiera� nadzwyczaj wyra�nie, wszystko trafia�o wprost do �wiadomo�ci: mocna poranna kawa, zapach py�u w porannym powietrzu nad Beer Szew�, a teraz m�skie zapachy sk�ry i oleju w kabinie, trzaski w s�uchawkach radiowych i sw�dzenie d�oni na dr��ku sterowym. Motti Zadin nie prze�y� jeszcze podobnego dnia; nie przysz�o mu te� do g�owy, �e mo�e to by� dla niego dzie� ostatni. Cztery maszyny w doskona�ym porz�dku poko�owa�y na pocz�tek pasa numer jeden. Start prosto na p�noc, w stron� wroga czekaj�cego o pi�tna�cie minut lotu st�d, stanowi� dobry omen. Na rozkaz dow�dcy klucza, kt�ry sam liczy� sobie raptem dwadzie�cia jeden wiosen, ka�dy z pilot�w popchn�� dr��ek jak najdalej od siebie, zwolni� hamulce i run�� naprz�d w zimny poranny przestw�r. Po kilku sekundach klucz oderwa� si� od pasa i zacz�� wspina� si� na pu�ap tysi�ca dwustu metr�w, uwa�aj�c na cywilne samoloty pasa�erskie z mi�dzynarodowego lotniska Ben Guriona, wci�� lataj�ce w najlepsze, pomimo wojny - jak to na Bliskim Wschodzie. Kapitan wyda� seri� kr�tkich rozkaz�w, zupe�nie tak samo, jak podczas lot�w �wiczebnych: wyr�wna� lot, sprawdzi� silnik, uzbrojenie, instalacj� elektryczn�. Rozgl�da� si� za migami, i za naszymi. Upewni� si�, �e identyfikator "sw�j-obcy" (IFF) mruga na zielono. Pi�tna�cie minut lotu z Beer Szewy na Wzg�rza Golan min�o bardzo pr�dko. Motti Zadin wytrzeszcza� oczy, chc�c dostrzec wulkaniczn� skarp�, pod kt�r� ledwo sze�� lat wcze�niej zgin�� jego starszy brat, odbijaj�c j� z r�k Syryjczyk�w. Syryjczycy ju� jej nie dostan�, pomy�la� m�odzieniec. - Uwaga klucz: zwrot w prawo, kurs zero cztery trzy. Cel: kolumny pancerne cztery kilometry na wsch�d od linii. Uwa�a� na rakiety i ogie� z ziemi. - Czwarty do prowadz�cego - zameldowa� ch�odnym g�osem Motti. - Trzy w lewo czo�gi. Wygl�daj� na nasze centuriony. - Masz dobre oczy, czwarty - potwierdzi� dow�dca klucza. - To nasze. - Mam alarm na przyrz�dach. Alarm, rakieta! - rozleg� si� inny g�os. Piloci zacz�li przepatrywa� niebo. - Kurwa, mam! - rozleg� si� nast�pny podniecony g�os. - Rakiety nisko na wprost, wspinaj� si�! - Widz�! Klucz, rozsypa� si� w lewo i w prawo, JU�! - rozkaza� kapitan. Klucz rozdzieli� si� na pary. Kilka kilometr�w w przodzie wspina�o si� w niebo tuzin rakiet SA-2, podobnych do s�up�w telegraficznych wzlatuj�cych z trzykrotn� pr�dko�ci� d�wi�ku. Rakiety tak�e rozbi�y si� na dwie grupy, lecz uczyni�y to niezdarnie, a dwie zderzy�y si� i eksplodowa�y w powietrzu. Motti po�o�y� maszyn� na prawy bok i przyci�gn�� dr��ek sterowniczy do brzucha, nurkuj�c w stron� ziemi i przeklinaj�c zbyteczny ci�ar pod skrzyd�em. Dobra, rakietom nie uda�o si� nad��y� za ich manewrem. Wyr�wna� lot kilkadziesi�t metr�w nad ska�ami, lec�c z pr�dko�ci� osiemset na godzin� zmierzaj�c w stron� pozycji syryjskich. Niebo trz�s�o si�, kiedy przelatywa� nad wiwatuj�cymi, obl�onymi �o�nierzami brygady "Grom". Z taktycznego punktu widzenia nalot rozproszon� formacj� stanowi� fuszerk�. Motti sam ju� si� w tym zorientowa�. Niewa�ne, byle ustrzeli� par� syryjskich czo�g�w! Niewa�ne te�, kto w nich siedzi, wa�ne, �e syryjskie! Obok siebie pilot ujrza� innego i skr�ci� w jego stron� w chwili, gdy drugi Izraelczyk przeszed� do ataku. Motti spojrza� przed siebie i ujrza� wreszcie kopulaste wie�e syryjskich T 62. Na �lepo prze��czy� kontakty, uzbrajaj�c rakiety. Z przodu kabiny podni�s� si� jednocze�nie celownik odblaskowy. - Uwaga na ziemi�, nast�pne SAM-y! - G�os kapitana wci�� by� spokojny. Mottiemu zamar�o serce: nad skatami mkn�� w jego stron� r�j rakiet ziemia-powietrze, tym razem mniejszych. Czy to te SA-6, przed kt�rymi nas ostrzegano? - przemkn�o mu przez g�ow�. Jeden rzut oka na elektroniczny system ostrzegania upewni� go, �e przyrz�dy nie wykry�y tych nadlatuj�cych rakiet. M�g� teraz liczy� jedynie na w�asne oczy. Motti instynktownie poderwa� maszyn� znad ziemi, szukaj�c w g�rze swobody manewru. Za nim pomkn�y cztery rakiety, odleg�e o trzy kilometry. Uskoczy� w prawo, zszed� spiral� w d� i zawr�ci� w lewo. Zgubi� trzy lec�ce z ty�u SAM-y, ale czwarty pocisk nadal go �ciga�. Sekund� p�niej rakieta eksplodowa�a zaledwie trzydzie�ci metr�w od samolotu. Skyhawk zako�ysa� si�, odrzucony o dziesi�� metr�w w bok jakby pot�nym kopniakiem. Motti szarpn�� za stery, wyr�wnuj�c lot tu� nad ska�ami. Widok, jaki nast�pnie ujrza�, zmrozi� go: ca�e p�aty lewego skrzyd�a wisia�y w strz�pach, brz�czyki w he�mie i lampki alarmowe na tablicy informowa�y o katastrofalnej skali uszkodze�. Piyn hydrauliczny na zerze, radio wysiad�o, generator martwy. Skyhawk s�ucha� si� jednak r�cznych ster�w, a rakiety mo�na by�o odpali� za pomoc� zapasowego akumulatora. W tej�e chwili Motti dostrzeg� swoich prze�ladowc�w - bateri� rakiet przeciwlotniczych SA-6, czyli Kub�w, cztery g�sienicowe wyrzutnie, jeden g�sienicowy w�z z wielopasmowym radarem, a obok wielk� ci�ar�wk� zapasowych rakiet, zaledwie cztery kilometry przed nim. Orlim wzrokiem pilot umia� nawet dostrzec syryjsk� obs�ug�, zmagaj�c� si� z rakiet� �adowan� na prowadnic� wyrzutni. Syryjczycy tak�e go dostrzegli. Rozpocz�� si� pojedynek, kt�ry cho� kr�tki nie by� przez to wcale mniej epokowy. Motti obni�y� lot na tyle, na ile si� tylko odwa�y�, maj�c uszkodzone stery i starannie nakierowa� celownik. W zasobnikach mia� czterdzie�ci osiem rakiet Zuni, wystrzeliwanych salwami po cztery. Rozpocz�� ogie� z odleg�o�ci dw�ch kilometr�w. Syryjskiej obs�udze uda�o si� jakim� cudem wypu�ci� w jego stron� kolejnego SAM-a. Nie by�o szans na ucieczk�, lecz na szcz�cie kt�ra� z rakiet Zuni przelatuj�c uruchomi�a radarowy zapalnik odleg�o�ciowy syryjskiej rakiety. SAMeksplodowa� bez szkody p� kilometra przed samolotem. Motti za�mia� si� dziko pod mask� tlenow�, do��czaj�c teraz do kolejnych rakiet salw� z dwudziestomilimetrowego dzia�ka i puszczaj�c j� w spl�tan� mas� ludzi i pojazd�w. W bateri� uderzy�a trzecia salwa zuni, a po niej czwarta. Zadin napar� na ster, chc�c umie�ci� w celu ca�y zapas amunicji. Bateria syryjska zmieni�a si� w piek�o p�on�cej ropy, paliwa rakietowego i eksploduj�cych g�owic. Przed samolotem wykwit� pot�ny ognisty grzyb, a Motti, przelatuj�c przez chmur�, wyda� z siebie okrzyk triumfu. Oto zdruzgota� wrog�w, oto pom�ci� przyjaci�! Upojenie zwyci�stwem nie trwa�o d�ugo. Powietrze, przez kt�re skyhawk rwa� nadal z pr�dko�ci� o�miuset kilometr�w na godzin�, zrywa�o z lewego skrzyd�a wci�� nowe p�aty aluminium. Samolotem zacz�o dziko szarpa�. Gdy Motti pochyli� si� w skr�cie, zawracaj�c do bazy, lewe skrzyd�o oderwa�o si� zupe�nie, a skyhawk rozpad� si� w locie. W u�amku sekundy nastoletni wojownik roztrzaska� si� o bazaltowe ska�y Wzg�rz Golan; nie pierwszy i nie ostatni, kt�ry na nich spocz��. Akcji nie prze�y� ani jeden z czterech pilot�w klucza. Niewiele zosta�o tak�e z syryjskiej baterii rakietowej. Wybuchy rozszarpa�y wszystkie sze�� pojazd�w na strz�py. W�r�d zw�ok dziewi��dziesi�ciu �o�nierzy obs�ugi najlepiej zachowanym fragmentem by� tors dow�dcy. Zar�wno dow�dca, jak i Motti Zadin dobrze s�u�yli ojczy�nie, ale jak to bywa, czyny, kt�re przy innej okazji mog�yby natchn�� pi�ro Wergiliusza albo Tennysona, i tym razem przepad�y dla ludzkiej pami�ci. Trzy dni p�niej matka Mottiego otrzyma�a telegram, informuj�cy j�, �e ca�y Izrael ��czy si� z ni� w b�lu; jak gdyby postronni ludzie mogli czu� to samo, co kobieta; kt�ra utraci�a dw�ch syn�w. Do niniejszego, zaginionego fragmentu historii trzeba jeszcze doda�, �e nie uzbrojona bomba oderwa�a si� od rozsypuj�cego si� w powietrzu samolotu i zboczy�a na wsch�d, spadaj�c daleko od kad�uba skyhawka, za to zaledwie pi��dziesi�t metr�w od domostwa druzyjskiego wie�niaka. Dopiero trzy dni p�niej Izraelczycy zorientowali si�, �e bomba znikn�a. Ju� po zako�czeniu wojny pa�dziernikowej zdo�ali odtworzy� scenariusz jej zagini�cia. Stan�li wobec zagadki, przed kt�r� kapitulowa�y najt�sze g�owy. Bomba znajdowa�a si� gdzie� za liniami syryjskimi - lecz w kt�rym dok�adnie miejscu? Kt�ry z czterech samolot�w mia� j� pod kad�ubem? Gdzie si� roztrzaska�? Proszenie Syryjczyk�w o pomoc w poszukiwaniach oczywi�cie nie wchodzi�o w gr�. Izrael nie m�g� te� powiadomi� o wszystkim Amerykan�w, gdy� od nich po kryjomu i cichaczem otrzyma� "specjalne materia�y promieniotw�rcze". Bomba spoczywa�a wi�c w zapomnieniu. Wiedzia� o niej jedynie druzyjski wie�niak, kt�ry najzwyczajniej w �wiecie zasypa� lej dwumetrow� warstw� ziemi i w najlepsze uprawia� sw�j sp�ache� skalistego gruntu. 1 Najd�u�sza podr� Arnold Van Damm klapn�� na sw�j obrotowy dyrektorski fotel z gracj� szmacianej lalki, ci�ni�tej w k�t pokoju. Jack Ryan nie przypomina� sobie, by Arnold kiedykolwiek wyst�powa� w marynarce chyba �e w obecno�ci prezydenta, a i w�wczas nie by�o to wcale regu��. Jack by� przekonany �e przed ka�dym oficjalnym bankietem, z tych na kt�re trzeba chodzi� w smokingu i muszce, Arnie ubiera� si� pod luf� przybocznego agenta z Tajnej S�u�by. Krawat, kt�ry dynda� lu�no pod rozpi�tym ko�nierzykiem, chyba ani razu nie mia� okazji podjecha� do samej g�ry. R�kawy koszuli w niebieskie pasy, koszuli z wysy�kowego magazynu L. L. Bean, by�y podwini�te i wyszmelcowane na �okciach na czarno, jako �e Arnie zwyk� czytywa� dokumenty pa�stwowe zgarbiony i z �okciami opartymi na blacie nigdy nie sprz�tanego biurka. Dyrektor nie garbi� si� tylko podczas rozm�w; przeciwnie, je�eli temat by� wa�ny rozwala� si� w fotelu i opiera� nogi o szuflad�. Arnie Van Damm zaledwie przekroczy� pi��dziesi�tk�, mia� rzedniej�ce siwe w�osy, a twarz zmarszczon� i pooran� jak stara mapa, lecz z jego bladoniebieskich oczu nie znika�o o�ywienie, a my�l nieustannie kr��y�a wok� wszystkiego, co przynosi� dzie�, albo co dzie� pr�bowa� przed nim ukry�: Taka w�a�ciwo�� bardzo si� przydaje, kiedy si� jest szefem sztabu Bia�ego Domu. Van Damm nala� dietetycznej coli do ogromnego kubka na kaw�, z wizerunkiem Bia�ego Domu na jednej stronie i imieniem "Arnie" na drugiej, po czym spojrza� na zast�pc� dyrektora Centralnej agencji Wywiadowczej, troch� przyjacielsko, a troch� badawczo. - Napijesz si�? - Je�li mi znajdziesz prawdziw� col�, nie dietetyczn�- Ryan u�miechn�� si� szelmowsko. Lewa r�ka Arniego znikn�a z blatu, po czym czerwona puszka rozpocz�a lot po krzywej balistycznej, ko�cz�c si� na podo�ku Jacka, kt�ry jednak z�apa� col� w powietrzu. Otwieranie potrz��ni�tej coli to kuszenie losu, lecz Jack manifestacyjnie skierowa� wierzch puszki w stron� Van Damma i poci�gn�� za blaszane k�ko, my�l�c zarazem, �e cho� nie wszyscy lubi� Arniego facet ma sw�j styl. Posada nie uderza�a mu do g�owy, nie licz�c chwil, kiedy szefowi wygodnie by�o sprawia� takie wra�enie. Na pewno nie tym razem. Arnold Van Damm udawa� wa�niaka jedynie wobec obcych. W towarzystwie wsp�pracownik�w nie musia� niczego udawa�. - Szef si� w�cieka i pyta, co si� tam dzieje, do cholery - rozpocz�� Van Damm. - Ja te� si� pytam - przerwa� mu Charles Alden, g��wny doradca prezydenta do spraw bezpiecze�stwa, wchodz�c do gabinetu: - Panowie, przepraszam za sp�nienie. - I my si� pytamy - odrzek� Jack. - Zupe�nie tak samo, jak kilka lat temu. Powiedzie� wam, ile wiemy na pewno? - Strzelaj - przynagli� Alden. - Nast�pnym razem, kiedy b�dziecie w Moskwie, rozejrzyjcie si� za du�ym bia�ym kr�likiem w kamizelce i z zegarkiem. Nurkujcie za nim do kr�liczej nory, a jak wr�cicie, sami opowiedzcie mi, co�cie znale�li. - rozpocz�� Jack z udan� powag�. - Panowie, nie macie przed sob� kolejnego prawicowego idioty, kt�ry skamla, domagaj�c si� powrotu zimnej wojny, ale powiem wam, �e wola�em dawne czasy, kiedy Rosjanie byli jeszcze obliczalni. Teraz si� to wszystko u tych pacan�w zmieni�o, upodobni�o bardziej do naszych porz�dk�w. Niczego nie spos�b przewidzie�. Zabawna sprawa, ale nareszcie rozumiem, dlaczego zawsze tak wkurzali�my KGB. Sytuacja polityczna po tamtej stronie zmienia si� z dnia na dzie�. W kuluarach Narmonow to najzwinniejszy bokser na ca�ym ringu polityki, ale ile razy wyst�pi publicznie, zaczyna si� nowy kryzys. - Jaki jest ten facet? - zapyta� Van Damm. - Powiedz, przecie� si� z nim spotyka�e�. - W odr�nieniu od Aldena, Van Dammowi nie uda�o si� dot�d pozna� osobi�cie Narmonowa. - Nie spotyka�em, a tylko raz go spotka�em - sprostowa� Jack Ryan. Alden umo�ci� si� w fotelu i zauwa�y�: - Spokojnie, Jack, znamy twoj� teczk�. Zar�wno my, jak i prezydent. Do diab�a, prawie uda�o mi si� go przekona�, �e jeste� wart szacunku. Dwie Gwiazdy Wywiadu na piersi, ta historia z okr�tem podwodnym, a potem, Chryste Panie, afera z Gierasimowem... Wiadomo, cicha woda brzegi rwie, ale �eby a� tak? Teraz si� nie dziwi�, �e Altent uwa�a ci� za zasranego geniusza. Gwiazda Wywiadu to w CIA najwy�sze odznaczenie za prac� w terenie. Jack zdoby� ich, prawd� m�wi�c, trzy, ale rozkaz z nominacj� do trzeciej spoczywa� zamkni�ty w bardzo bezpiecznym sejfie, a ca�� spraw� trzymano w takim sekrecie, �e nie wiedzia� o niej i nigdy si� nie mia� dowiedzie� nawet nowy prezydent. - No wi�c, udowodnij, co� wart. Opowiedz nam troch� - przynagli� Jacka Alden. - Narmonow to niezwyk�y facet. Dopiero w chaosie czuje si� u siebie. Zna�em medyk�w podobnych do niego. Zdarzaj� si� tacy, rzadko bo rzadko: nie opuszczaj� izby przyj��, opatruj� ludzi z wypadk�w, robi� reanimacje i co tam jeszcze. Wszyscy inni mog� pada� z n�g, a ci dopiero si� rozkr�caj�. Tacy ludzie po prostu upijaj� si� presj� i stresem, Arnie. Narmonow jest dok�adnie taki sam. Nie jestem pewien, czy faktycznie upajaj� go nietypowe sytuacje, ale radzi sobie z nimi jak nikt. Facet musi mie� ko�skie zdrowie... - Jak wi�kszo�� polityk�w - zauwa�y� Van Damm. - Ich szcz�cie. Tak czy inaczej, pytacie, czy Narmonow w og�le wie, dok�d zmierza? My�l�, �e troch� wie, a troch� nie. Orientuje si� z grubsza, w jakim kierunku musi popycha� kraj, ale w jaki spos�b tam dotrze�, i co robi� dalej, to ju� trudniejsza sprawa. Facet ma jaja, i na pewno nie boi si� gra� w ciemno. - Wygl�da na to, �e go polubi�e�. Nie by�o to pytanie. - mia� niedawno okazj� mnie sprz�tn�� tak �atwo, jak by� ty zgniata� t� puszk�, i nie zrobi� tego. - Jack u�miechn�� si�, dodaj�c: - Sam widzisz, �e nale�y mu si� ode mnie troch� ciep�ych uczu�. Zreszt� tylko dure� mo�e nie szanowa� Narmonowa. Taki kto� zyska�by sobie szacunek nawet jako wr�g. - Chcesz powiedzie�, �e wrogo�� si� sko�czy�a - Alden skrzywi� si� nieznacznie. - Jaka zn�w wrogo��? - Jack uda� zdumienie. - Sam prezydent og�osi�, �e czasy wojny to przesz�o��. - Politycy zawsze co� takiego m�wi� - zauwa�y� szef sztabu Bia�ego Domu i odchrz�kn��. - Za to bior� pieni�dze. Powiedz lepiej, czy Narmonow si� utrzyma. Jack Ryan z niesmakiem spojrza� w okno. Niesmak bra� si� g��wnie z faktu, �e sam nie umia� odpowiedzie� na to pytanie. - Ujmijmy rzecz w ten spos�b: Andriej Iljicz musi okaza� si� najzr�czniejszym macherem, jakiego zna�a rosyjska polityka. Tak czy siak st�pa po linie. Naturalnie, nie ma sobie r�wnych w akrobacji, ale pami�tacie czasy niezr�wnanego akrobaty Karla Wallendy? Ten sam Wallenda sko�czy� jako mokra plama na chodniku, a dlaczego? Bo zdarzy� mu si� jeden z�y dzie� akurat w chwili, kiedy nie mia� prawa paln�� g�upstwa. Andriej Iljicz jedzie na podobnym w�zku. Czy mu si� uda? To samo pytanie s�ysz� od o�miu lat! Moje biuro uwa�a, �e tak. My�l� podobnie, z tym �e. Arnie, sam wiesz, w tych sprawach nie ma prorok�w. Idziemy przez nieznany teren, do cholery, tak samo jak Narmonow. G�upi go�� od pogody w telewizji ma �atwiejsze �ycie i ca�� baz� danych do swojej dyspozycji. Pyta�em dw�ch najlepszych specjalist�w od historii Rosji: Jake'a Kantorowitza w Prineeton i Dereka Andrewsa w Berkeley, i co? Jeden m�wi mi "czarne", a drugi zaraz, �e "bia�e". Dwa tygodnie temu zaprosili�my ich obu do Langley. Osobi�cie sk�aniali si� do oceny Jake'a ale zn�w szef naszych sowietolog�w zgadza si� z tym, co twierdzi Andrews. Klient p�aci, klient wybiera odpowied�. Dok�adnie tyle wiemy. Chcecie wyroczni, to zajrzyjcie do pierwszej lepszej gazety. Van Damm skin�� g�ow� i zapyta�: - A ich nast�pny kryzys? - My�l�, �e za diab�a nie dojd� do �adu z ruchami w�r�d mniejszo�ci etnicznych - zacz�� Jack - ale to sami wiecie nawet beze mnie. W jaki spos�b ZSRR b�dzie si� rozpada�, i kt�re republiki si� od��cz�, kiedy, jak, pokojowo czy w�r�d zamieszek? Narmonow boryka si� z tym na co dzie�. Te sprawy niepr�dko ucichn�. - Sam powtarzam to samo ju� od roku - skwitowa� s�owa Jacka Ryana Alden. - Ile up�ynie czasu, zanim si� to wszystko utrz�sie? - Mnie pytasz? O Niemczech Wschodnich twierdzi�em, �e zjednoczenie zabierze im przynajmniej rok, a i tak by�em wtedy najwi�kszym optymist� w Waszyngtonie. Pomyli�em si� o jedena�cie miesi�cy. Cokolwiek ci powiem, ja czy ktokolwiek b�dzie to wzi�te z sufitu. - Inne punkty zapalne? - zapyta� zn�w Van Damm. - Zawsze pozostaje Bliski Wsch�d... - zacz�� Ryan, kt�ry zauwa�y� b�ysk w oku rozm�wcy. - Zajmiemy si� tym ju� wkr�tce. - W takim razie �ycz� du�o szcz�cia. Pracujemy nad zagadnieniem od czasu rozr�by z Nixonem i Kissingerem w siedemdziesi�tym trzecim roku. Wszystko niby przysch�o, ale zasadniczy sp�r trwa w najlepsze, wi�c pr�dzej czy p�niej zn�w si� zaczn� hocki-klocki. Tyle dobrego, �e Narmonow nie chce si� ju� w to miesza�. B�dzie wspiera� starych przyjaci�, nie zrezygnuje z handlu broni�, bo sk�d niby ma wzi�� walut� jak nie od Arab�w, ale je�li zacznie si� tam draka, nie b�dzie si� rozpycha� tak, jak dawniej. Podobnie by�o ju� nad Zatok� Persk�. Narmonow mo�e nadal dozbraja� podopiecznych, chocia� nie s�dz�, by si� na to zdecydowa�, ale poza tym palcem nie kiwnie, �eby pom�c Arabom w jakiej� nowej wojnie z Izraelem. Nie wy�le okr�t�w i nie zmobilizuje wojska. W�tpi� nawet, czy poprze Arab�w, je�li ci znowu zechc� na pr�b� potrz�sn�� szabelk�. Andriej Iljicz powtarza, �e sprzedaje im sprz�t obronny, nie zaczepny, i zdaje si�, �e faktycznie tak jest, wbrew temu, co s�yszymy od Izraelczyk�w. - To pewne? - zapyta� Alden. - Departament Stanu m�wi mi co innego. - Departament si� myli - uci�� Ryan. - Ale to samo powtarza tw�j szef - przypomnia� Jackowi Van Damm. - Powiem panom na to, �e z ca�ym szacunkiem dla szefa CIA, nie zgadzam si� z jego ocen�. - Teraz wiem, za co ci� tak lubi Trent - pokiwa� g�ow� Alden. - Nie umiesz wyra�a� si� jak prawdziwy biurokrata. Je�eli zawsze m�wisz to, co my�lisz, jakim cudem uda�o ci si� utrzyma� na tym sto�ku? - Mo�e kazano mi tak robi� na pokaz - roze�mia� si� Ryan, po czym, powa�niej�c, doda�: - Prosz� tylko pomy�le�. Narmonow ma do�� zabawy ze swoimi mniejszo�ciami, �eby babra� si� na serio z Bliskim Wschodem, gdzie wi�cej straci, ni� zyska. Jemu wystarcza, �e sprzedaje bro� za tward� walut�, a i to tylko wtedy, kiedy nie robi� si� z tego k�opoty. Handluje sobie, ale nic z tego nie wynika. - Innymi s�owy, je�eli znajdziemy spos�b, �eby uspokoi� region... - zacz�� zastanawia� si� na g�os Alden. - Narmonow nam w tym nie przeszkodzi, a mo�e nawet pomo�e. W najgorszym razie przyczai si� i b�dzie kl��, �e go nie dopuszczamy do gry. Ale, ale... Wjaki spos�b chcecie uspokoi� Bliski Wsch�d? - Przytrzemy nosa Izraelowi - odpowiedzia� Van Damm z prostot�. - To g�upi pomys�, i to z dw�ch powod�w. Po pierwsze, nie mo�emy naciska� na Izrael, dop�ki ten faktycznie ma powody obawia� si� o w�asne bezpiecze�stwo. Po drugie, Izrael nie przestanie obawia� si� o bezpiecze�stwo, dop�ki nie znajdzie si� rozwi�za� kilku podstawowych kwestii spornych. - Jak na przyk�ad? - Jak na przyk�ad, w kwestii, od kt�rej zacz�� si� ca�y konflikt. W kwestii, o kt�rej wszyscy jako� milcz�. - Wiadomo, �e chodzi o religi�, ale sam powiedz, jedni i drudzy idioci wierz� w�a�ciwie w to samo! - warkn�� Van Damm. - Kurcz�, nie dalej jak miesi�c temu czyta�em Koran i znalaz�em tam dok�adnie to, co mi wyk�adano w szk�ce niedzielnej. - To fakt - zgodzi� si� z nim Jack Ryan. - Tylko co z tego? Katolicy i protestanci s� przekonani, �e Chrystus by� Synem Bo�ym, ale nie przeszkadza to im wysadza� w powietrze Irlandii P�nocnej. W dzisiejszych czasach rzeczywi�cie najbezpieczniej by� �ydem: pieprzni�ci chrze�cijanie morduj� si� wzajemnie z tak� gorliwo�ci�, �e nie maj� nawet czasu na antysemityzm. Sam popatrz, Arnie. Mimo �e my, na zewn�trz, prawie nie zauwa�amy r�nic mi�dzy tymi religiami, dla nich stanowi� one wystarczaj�cy pow�d nawet do rzezi. Dlatego nie ma o czym m�wi�, przyjacielu. - Pewnie masz racj� - niech�tnie zgodzi� si� z Ryanem szef sztabu. Po mal�tkim namy�le wiedzia� ju�, o jak� sporn� kwesti� chodzi Ryanowi. - Chcia�e� powiedzie�: Jerozolima? - TraFi�e�! - potwierdzi� Ryan, kt�ry, dopiwszy col�, zgni�t� w d�oni puszk� i cisn�� j� do kosza na �mieci u st�p Van Damma strza�em za dwa punkty. - Jerozolima to �wi�te miasto trzech r�nych religii, powiedzmy, trzech zwa�nionych plemion. Fizycznie miasto nale�y tylko do jednego plemienia, kt�re na dodatek wojuje zawsze z kt�rym� z dw�ch pozosta�ych: W tak wojowniczym rejonie wszystko trzeba obsadzi� wojskiem, ale czyim wojskiem? Pami�tajcie, �e nie tak dawno temu paru muzu�ma�skich czubk�w urz�dzi�o jatki w samej Mekce. To samo si� zdarzy, je�li si� wprowadzi do Jerozolimy arabskie si�y bezpiecze�stwa: Izrael stanie wobec bezpo�redniej gro�by. Je�eli zostanie wszystko po staremu, czyli je�li w Jerozolimie nadal b�dzie wojsko izraelskie, obra�� si� na nas Arabowie. Aha, zapominam o si�ach ONZ. Te z kolei nie b�d� si� podoba�y Izraelowi, bo �ydzi od dawna maj� z ONZ na pie�ku. Arabowie zn�w nie cierpi� si� ONZ, bo w ko�cu wi�kszo�� b��kitnych he�m�w to chrze��ijanie. Nawet my nie lubimy ONZ, bo ONZ za cz�sto z nami zadziera. Odpadaj� wi�c jedyne si�y mi�dzynarodowe, jakie wchodzi�yby tu w gr�. Impas panowie. - Prezydent bardzo nalega, �eby co� wymy�li� - przypomnia� szef sztabu w Bia�ym Domu. - Musimy co� zrobi�, bo inaczej powiedz�, �e si� opieprzamy. - No to mo�e, niech prezydent przy nast�pnym spotkaniu z papie�em poprosi go o interwencj� z wy�szego szczebla - za�artowa� do�� bezceremonialnie Ryan, lecz u�miech zgas� mu na ustach. Van Damm wiedzia�, �e Jack powtarza sobie w duchu, by nie zadziera� z prezydentem, kt�rego nie cierpi. Ryan zamilk� jednak i siedzia� z kamiennym wzrokiem. Arnie nie zna� zast�pcy dyrektora CIA na tyle, by rozpozna� t� min�. - Chwileczk�, panowie. Szef sztabu za�mia� si� pod nosem. Prezydentowi rzeczywi�cie nie zaszkodzi�oby spotkanie z papie�em. Wyborcom nieodmiennie podobaj� si� podobne sztuczki, zreszt� zaraz p�niej prezydent m�g�by da� si� zaprosi� na bankiet ligi �ydowskiej B'nai B'rith i udowodni� w ten spos�b, �e uwielbia wszystkie religie. Van Damm wiedzia� doskonale �e odk�d dzieci prezydenta doros�y, chadza do ko�cio�a jedynie na pokaz, traktuj�c wiar� jako jeszcze jedn� zabawn� stron� codziennego �ycia. ZSRR zacz�� ostatnio zwraca� si� ku religii, szukaj�c w niej warto�ci spo�ecznych, lecz ameryka�ska lewica dawno odsun�a si� od Ko�cio�a i nie mia�a najmniejszego zamiaru powr�ci� na jego �ono, obawiaj�c si� sk�din�d, �e odnajdzie w wierze te same warto�ci, kt�rych poszukuj� Rosjanie. Van Damm sam zaczyna� karier� jako nawiedzony lewicowiec lecz dwadzie�cia pi�� lat pracy w rz�dzie wyleczy�o go ze z�udze�. Dzi�ki tej lekcji nie dowierza� dzi� r�wnie �arliwie ideologom zar�wno z jednego, jak i drugiego skrzyd�a. Szef sztabu by� cz�owiekiem poszukuj�cym tylko takich rozwi�za�, co mog� sprawdzi� si� w praktyce. Zaduma nad �wiatem polityki oderwa�a go na chwil� od trwaj�cej dyskusji. - Nad czym tak si� zastanawiasz? - zapyta� wreszcie Ryana Alden. - My�l� o tym, co Ewangelia m�wi o "ludziach jednej Ksi�gi" - mrukn�� Ryan, czuj�c �e z zam�tu zaczyna mu si� wy�ania� pewna my�l. - Co z tego? - Przypomnia�em sobie, �e Watykan to formalnie osobne pa�stwo, z w�asn� s�u�b� dyplomatyczn�, ale bez si� zbrojnych... opr�cz gwardii szwajcarskiej... A Szwajcaria jest neutralna, nie nale�y nawet do ONZ. Arabowie je�d�� tam wp�aca� pieni�dze i pohula�... No, nie, zastanawiam si�, czy kto� by na to poszed�... - Jack zamilk�, a jego twarz ponownie straci�a wszelki wyraz. Van Damm zauwa�y�, �e �renice Ryana zw�zi�y si� zarazem, jak o�wietlone latark�. Ciekawie jest patrze�, jak rodz� si� nowe pomys�y, cho� jeszcze ciekawiej by�oby us�ysze�, na czym w�a�ciwie polegaj�. - Na co by poszed�? Kto by poszed�? - zapyta� wi�c szef sztabu nie kryj�c irytacji. Alden z kolei czeka� bez s�owa. Ryan przedstawi� im sw�j pomys�. - Wiecie ju�, o co chodzi, prawda? Wi�kszo�� ca�ego zamieszania wynika ze sporu o �wi�te przybytki. Powinienem porozmawia� z moimi lud�mi w Langley. Mamy tam naprawd� pierwszorz�dne... Van Damm zn�w rozpar� si� w fotelu i zapyta�: - A jak tam wasze kontakty? Wybierasz si� pogada� z nuncjuszem papieskim? Ryan zaprzeczy� ruchem g�owy. - Kardyna� Giancatti jest poczciwym staruszkiem, ale to zwyk�y figurant. Jeste� tu od tak dawna, Arnie, �e nie musz� ci tego m�wi�. Nie, je�li chcesz porozmawia� z kim�, kto wie, o co chodzi, wal prosto do ojca Rileya z uniwersytetu Georgetown. Uczy� mnie, kiedy robi�em na Georgetown doktorat, dobrze si� znamy od tamtej pory. Riley ma kabel do samego genera�a. - Jakiego zn�w genera�a? - Do genera�a Towarzystwa Jezusowego. Do szefa jezuit�w, Hiszpana, Francisco Alcalde. Alcalde i ojciec Tim Riley wyk�adali razem na uniwersytecie �w. Roberta Bellarmine w Rzymie. Obaj s� profesorami historii, a ojciec Tim to waszyngto�ska wtyczka genera�a. Nie mieli�cie okazji spotka� ojca Tima? - Jako� nie. A warto? - Pewnie, �e warto. Jeden z najlepszych profesor�w, jacy mnie uczyli. Zna ca�y Waszyngton od podszewki. Ma �wietne kontakty w swojej centrali - doda� jeszcze �artem Ryan, lecz Van Damm nie zrozumia� dowcipu. - Mo�esz zorganizowa� cichy lunch? - zapyta� Alden. - Nie tutaj, rzecz jasna, gdzie� w mie�cie. - W Cosmos Club na Georgetown. ojciec Tim jest cz�onkiem klubu. Klub uniwersytetu jest, oczywi�cie, bli�ej, ale... - Wiadomo. Czy ten Riley zachowa wszystko dla siebie? - Jezuita mia�by zachowa� wszystko dla siebie? - za�mia� si� Ryan. Chyba nie jeste� katolikiem, co? - Na kiedy mo�esz zorganizowa� to spotkanie? - Na jutro, ostatecznie na pojutrze. - Komu w�a�ciwie s�u�y ten Riley? - pad�o jak grom z jasnego nieba pytanie Van Damma. - Ojciec Tim jest obywatelem ameryka�skim, wi�c je�li chodzi o jego lojalno��, nic nam nie zagra�a. Z drugiej strony, jako ksi�dz, ojciec Tim z�o�y� �luby nakazuj�ce mu pos�usze�stwo w�adzy wy�szej ni� nasza konstytucja. Mo�na mu ufa�, �e jako cz�owiek honoru uszanuje wszystkie zobowi�zania, lecz prosz� nie zapomina�, jak delikatne s� te zobowi�zania. Aha, ojciec Tim nie da sob� komenderowa� - ostrzeg� jeszcze Ryan. - Prosz� nas um�wi� na lunch. Wygl�da na to, �e tak czy inaczej powinienem go pozna�. Prosz� mu powiedzie�, �e chodzi o nawi�zanie cennego kontaktu - poleci� Ryanowi Alden. - Liczy si� po�piech. Rezerwuj� dla siebie czas jutro i pojutrze po po�udniu. - Tak jest. - Ryan podni�s� si� na po�egnanie. Waszyngto�ski Cosmos Club mie�ci si� u zbiegu alei Massachusetts i Florida w dawnej posiad�o�ci Sumnera Wellesa. Zdaniem Jacka Ryana, by�aby ona na swoim miejscu nie w mie�cie, lecz w otoczeniu pi�ciuset m�rg faluj�cych wzg�rz, gdzie obok stajni pe�nokrwistych koni mia�by swoj� nor� lis, na kt�rego w�a�ciciel grunt�w polowa�by od cz