11123
Szczegóły |
Tytuł |
11123 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11123 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11123 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11123 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Bajki
Choinka
W niedalekim lesie , wśród dębów , sosen i świerków , rosła mała choinka . Z zazdrością patrzyła na
wielkie drzewa , które szumiały dumnie i opowiadały ile to już one widziały i słyszały w swoim życiu .
Mała choineczka nic jeszcze nie widziała , bo była malutka i choć podnosiła gałązki to i tak nic nie
mogła zobaczyć , bo inne drzewa były większe od niej kilkanaście razy , więc jak mogła między nimi
coś zobaczyć . Zazdrośnie słuchała o ludziach , którzy chodzą i jeżdżą samochodami , o małych
domkach stojących w polu i
^
wielkich miastach , gdzie domy są wyższe niż drzewa . Słuchała tego i nie
mogła pojąć jak to domy mogą być wyższe od najwyższych drzew rosnących w
lesie . A drzewa dalej opowiadały , że zimową porą przyjeżdżaj ą ludzie do lasu ,
wycinaj ą choinki i zabierają je do swych domów.
Ach , jak bym chciała , żeby mnie tak wycięli i zabrali ze sobą , marzyła
choinka , tyle bym mogła zobaczyć .
Ale lata mijały , a ona nadal rosła między innymi choinkami niezauważana
przez ludzi, którzy co roku przyjeżdżali po choinki.
Chyba jestem brzydka i nie podobam się nikomu , pewnie całe życie spędzę w
lesie i niczego nie zobaczę .
•
Aż pewnego dnia, gdy straciła już całkiem nadzieję, że ją ktoś znajdzie w tej
leśnej głuszy, las napełnił się gwarem, pokrzykiwaniem i nawoływaniem.
Były to dzieci z przedszkola, które wybrały się na wycieczkę do lasu z panem
leśniczym, bo obiecał, że podaruje im choinkę.Nowa nadzieja wstąpiła w
zwątpione serduszko choinki.
Może mnie jakoś zauważa i pojadę z dziećmi w nieznany świat.
Otrząsnęła śnieg , wyprostowała gałązeczki i z bijącym serduszkiem czekała .
Głosy dzieci były coraz bliżej i nagle zobaczyła gromadkę rozbrykanych
przedszkolaków , którzy piszczeli , pokrzykiwali i śmiali się wesoło .Leśniczy
kroczył na czele tej gromadki wypatrując dla nich choinki.
Tę chcemy , ta jest ładna , nie tamta , pokrzykiwały na wyścigi dzieci.
Tak rozmawiając zbliżyli się do oczekującej ich przybycia choinki . .Gromadka
zatrzymała się przed nią, pozadzierali buzie do góry i przyglądali się ciekawie,
obchodząc j ą dookoła .
Tą chcemy , krzyknęli wszyscy razem , ta jest najładniejsza .
Leśniczy wyjął siekierę , zbliżył się do drzewka i wziął zamach do cięcia.
Nie ! Krzyknęły dzieci.
Co nie , zdziwił się leśniczy , nie chcecie tej choinki ?
Chcemy , ale całą z korzeniami , a nie żeby umarła. Włożymy ją do dużej
doniczki, a po świętach posadzimy koło przedszkola.
Ha, skoro tak , to bardzo dobrze i cieszę się z tego , rzekł leśniczy , następnie
wyjął z pokrowca małą saperską łopatkę i ostrożnie wykopał jaz ziemi, włożył
korzeniami do foliowego worka , aby się nie uszkodziły i tak przygotowaną
oddał dzieciom.
Dzieci krzyknęły z radości i triumfalnie zaniosły j ą do samochodu .
To co później się działo , było dla choinki wielkim pasmem przygód.
Szczęśliwa, że ją dzieci wybrały , patrzyła jak szybko zmienia się świat wokół
niej ..Skończył się las , później pola , wjechali do miasta , gdzie zobaczyła
rzeczywiście większe domy niż drzewa , a następnie samochód podjechał pod
przedszkole . Tam zdjęto jaz samochodu i z wielką radością wniesiono na salę.
Wychowawczyni przyniosła ozdoby i zaczęło się ubieranie .
Choinka nie mogła się wprost nadziwić i nacieszyć tą swoją nagłą odmianą,
poczuła się bardzo dumna i wdzięczna dzieciom , że to właśnie ją wybrały . A
dzieci stroiły , wieszały łańcuszki , anielskie włosy , bombki , świeczki , tyle
tego było , że choinka sama nie mogła siebie poznać .A później wzięli się
wszyscy za rączki i okrążając j ą zaczęły śpiewać.
Choinko ma , choinko ma zielone twe listeczki
Gdy pierwsza gwiazdka błyśnie w noc stroimy gałązeczki
Czerwone wstążki, świeczek blask , anioły i gwiazdeczki
Choinko ma , choinko ma zielone twe listeczki.
Choinka słuchała tego śpiewu z radością. Nareszcie poczuła , że jest potrzebna, zwłaszcza dzieciom i
z tego powodu jest bardzo szczęśliwa . Lata mijały , przedszkolaki dawno już opuściły mury
przedszkola , ale gdy przechodziły koło niego patrzyły z dumą na pięknie rosnącą choinkę , której
kiedyś nie pozwolili ściąć .
A choinka rosła , była coraz wyższa, wyższa nawet niż przedszkole , dumnie szumiała swymi
gałązkami i opowiadała pobliskim drzewom i ptakom o małych dzieciach, które miały dobre serduszka
i uratowały j ą wiele lat temu od zagłady.
Czajniczek wędrowniczek
Bardzo dawno temu , a może nie tak dawno . Bardzo daleko , albo całkiem blisko , był sobie
czajniczek który marzył o dalekich wędrówkach . Gdy wzbierała się w nim para, bulgotał, sapał,
gwizdał i podśpiewywał tak:
Hej jestem czajniczek
I wędrówki lubię Czasem sobie gwiżdżę
Czasem parą buchnę
Ciekaw jestem świata Chcę mieć przygód wiele
Idźcie ze mną zatem
Drodzy przyjaciele.
Stój , poczekaj brzęknęła pokrywka , tylko trochę ostygnę to razem powędrujemy.
Ja też się z wami zabiorę pisnął kubeczek , tylko nabiorę wody dla ochłody . Może i mnie zabierzecie
w tę podróż , rzekł basem pogrzebacz, bo też lubię wędrpwki.
Proszę bardzo kto ma ochotę na wędrowanie niech zaraz przy mnie tutaj stanie . Wszyscy ustawili się
za czajniczkiem , który sapnął , gwizdnął i ruszyli. Tak rozpoczęła się podróż czwórki przyjaciół, którzy
chcieli poznać trochę świata . Gdy tylko wyszli na drogę zobaczyli kaczkę , która kołysząc się na boki
prowadziła rzędem swoje kaczęta. Dzień dobry brzęknęła pokrywka , gdzie wy wędrujecie . Dzień
dobry kwaknęła kaczka , prowadzę moje dzieci do pobliskiego stawu . Do stawu - gwizdnął czajniczek
, one są takie małe , potopią się . Kwa , kwa , kwa , zaśmiała się kaczka przecież kaczki od wyklucia z
jaka już pływają. A jeżeli tak to co innego , sapnął czajniczek Jednak uważaj na nie .
Tak rzekł basem pogrzebacz , uważaj , my zatrzymamy się nad brzegiem , na
wszelki wypadek.
W razie czego pospieszę z pomocą, brzęknęła pokrywka .
I ja pisnął kubeczek , gdyby coś to mam jeszcze trochę wody .
Naprawdę nic im się nie stanie rzekła , ale dziękuję za dobre chęci Jeżeli
chcecie popatrzeć na moje maleństwa , to proszę bardzo .
Tak rozmawiając zbliżyli się do stawu , gdzie już było mnóstwo ptactwa
wodnego . Dostojnie płynęły niczym statki , białe łabędzie , obok dzikie gęsi,
kaczki i inne ptaki.
A wszystko to baraszkowało , nurkowało w wodzie , aż się przyjaciołom
zakręciło w głowie .
Puf, sapnął czajniczek, a to ci heca jak żyję nie widziałem czegoś podobnego .
I my , i my przekrzykiwali się przyjaciele .
Tymczasem kaczka zbliżyła się do stawu i kaczęta jedno za drugim zaczęły
wskakiwać do wody , znikając pod jej powierzchnią.
Topią się krzyknęła pokrywka , trzeba spieszyć im na ratunek .
Ale co to , kaczęta zaczęły jedno po drugim wypływać na powierzchnię i razem
z mamą popłynęły w pobliskie szuwary . Przyjaciele odetchnęli z ulgą.
Mówiłam , że nic im się nie stanie kwaknęła kaczka , choćby chciały to nie
mogą utonąć .
Wiecie co , po tej przygodzie odechciało mi się dalszej wędrówki , gwizdnął
czajniczek , lepiej wracajmy do domu , bo tam jest najbezpieczniej .
Przyjaciele zgodnie przytaknęli i tak syci wrażeń powrócili ze swojej dalekiej
podróży.
Jeż Igiełka
Na skraju lasu w pobliskich zaroślach mieszkał jeż Igiełka . Domek zrobił z
suchych liści , trawy oraz łodyg , które podtrzymywały to jego choć niezbyt
duże ale wygodne mieszkanie . Najważniejszą częścią jego domku była
spiżarnia , którą Igiełka stale uzupełniał, by mieć zapasy gdy na polach już nic
nie będzie do jedzenia . Wędrował do pobliskiego sadu i gdy znalazł jabłka ,
które spadły pod wpływem wiatru , nabierał je na kolce i tak przenosił je do
swej spiżarni . Śmiesznie było patrzeć jak na grzbiecie Igiełki jechało jak na
jakimś wózku kilka owoców . Jeż był pracowity, więc spiżarnia jego zawsze
była pełna . Ale niełatwe jest życie jeża . Sam jest bardzo mały i większe
zwierzęta traktowały go lekceważąco . No bo co może zrobić taki mały, gdy
znajdzie się w tarapatach . Ale zwierzęta zapomniały , że jest on w wyposażony
w wyśmienitą broń, czyli kolce ostre jak igły .
Pewnego razu jeżyk usłyszał ujadanie psa a zaraz potem przemknął obok niego
zajączek , krzycząc- uciekaj , bo psy sąjuż blisko i sam nie wiem czy uda mi się
uratować .
Biegnij dalej, ja tu zaczekam i powstrzymam tę pogoń , rzekł jeżyk .
Ty! Krzyknął zajączek , taki mały i powstrzymasz psa.
Zobaczysz , że dam sobie radę , rzekł Igiełka .
Tymczasem zaszyj się gdzieś aby cię on nie zobaczył.
Zajączek nie dał sobie dwa razy tego powtarzać , tym bardziej, że bał się bardzo.
Odbiegł kilkadziesiąt kroków i zaszył się w gęsto rosnących krzakach .
Ciekawość jednak wzięła górę nad strachem , więc choć serce biło mu mocno
postanowił zobaczyć jak też jeżyk da sobie radę z olbrzymim psem . Igiełka
tymczasem wszedł na ścieżkę , którą przed chwilą biegł zając i powoli
wędrował po niej . Pies, któremu zając nagle zniknął z pola widzenia' zwolnił
biegu i z nosem przy ziemi, biegł ścieżką.
Naraz zobaczył przed sobą jakieś dziwne małe zwierzę , które bez zbytniego
pośpiechu szło tu2 przed jego nosem .
A ty niecnoto , warknął zaraz cię rozerwę na strzępy, jak śmiałeś stanąć na mej
drodze. Ł
To mówiąc otworzył pysk , by porwać nieznajomego. Nagle wrzasnął dziko ,
zaczął się kręcić jak opętany, bo oto kilka kolców wbiło mu się w sam nos.
Wreszcie zawrócił jak niepyszny i skomląc pognał z powrotem.
Zajączek zdumiał się bardzo , wylazł z krzaków, podszedł do jeża i rzekł z
podziwem, gdybym tego na własne oczy nie widział, to bym nie uwierzył , że
taka mała kuleczka może zwyciężyć nawet dużego psa.
Dziękuję ci bardzo, że byłeś taki dzielny i uratowałeś mnie od niechybnej
śmierci .Będę zaszczycony , jeżeli zechcesz zostać moim przyjacielem.
Bardzo chętnie zaprzyjaźnię się z tobą, rzekł jeżyk , bo przyjaciół nigdy nie ma
się za dużo.
Tak to zajączek został przyjacielem Igiełki.
Widywali się często, bo zajączek biegał trasą , którą przemierzał jeżyk i za
każdym razem patrzył z podziwem i pewnym niedowierzaniem na małą
kuleczkę, która ma takie odważne serce.
Powoli zbliżała się zima. Dnie stawały się coraz krótsze, skończyły się owoce w
sadach a pola świeciły pustkami.
Jeżyk obrósł sadełkiem , które jest niezbędne podczas długiego snu w porze
zimowej, był coraz wolniejszy i czuł już wielką ochotę do snu.
Pewnego dnia , gdy spotkali się z zajączkiem , rzekł.
Teraz cię pożegnam drogi przyjacielu, ja idę do swego domku, by przespać
zimę, może na wiosnę znów się spotkamy.
Do widzenia i życzę przyjemnego snu, rzekł zajączek.
Jeżyk podążył do swego domku , ułożył się wygodnie wśród liści i zasnął.
Śpij spokojnie Igiełko niech ci się śnią sady pełne złocistych jabłek i nowi
przyjaciele, których dużo jeszcze spotkasz w swym życiu .
Bajka o jabłoni
W ogródku pod oknem rosła rozłożysta jabłoń . Malutka Paulinka , gdy tylko spojrzała w okno ,
widziała jak z ciekawością przypatrywała się jej , machała gałązkami i coś tam podśpiewywała w rytm
kołyszących się gałązek. Paulinkę bardzo ciekawiło , co też ona może śpiewać stojąc sama w ogródku
. Kiedyś , gdy było już ciepło , wyszła na podwórze a następnie przypomniawszy sobie o jabłoni ,
pobiegła do niej myśląc , że może usłyszy o czym to ona śpiewa . I rzeczywiście , gdy wytężyła słuch
doleciał do niej śpiew , a właściwie taki cichy szept.
Rosnę ja tutaj rosnę
Hej już nie jedną wiosnę
A gdy coś mnie raduje
Kwieciem się obsypuję Jak będą ciepłe noce
Wydam piękne owoce .
Mała Paulinka słuchała tego szeptu , klaskała w rączki i powtarzała , oj będą piękne owoce .
Przyszło lato , upalne bez kropli deszczu . Jabłoń znosiła to cierpliwie , ale posmutniała , listki zaczęły
opuszczać się na dół , a niektóre nawet zaczęły usychać . Już nie było słychać śpiewu tylko jakby jęk
szedł od gubiącej liście jabłoni. Paulince żal było patrzeć na smutną jabłoń i więdnące liście . Chętnie
bym ci pomogła , rzekła , ale jak mam to uczynić , jak jestem taka malutka.
Wody Jęknęła jabłoń, wody bo uschnę całkiem i nie będzie na jesień owoców . Weź jakąś konewkę ,
lub kubek i przynieś mi wody , bo umieram . Paulinka przestraszyła się nie na żarty , pobiegła do
domu , wzięła duży litrowy kubek , bo większego nie mogła uradzić i zaczęła nosić wodę pod jabłoń.
Dziękuję ci moja droga , wyszeptała jabłoń .
A Paulinka codziennie nosiła i nosiła wodę dopóki nie przyszły deszcze . Jabłoń odżyła , listki
pozieleniały a owoce robiły się coraz to większe . Dziewczynka patrzyła z radością na tę
odmianę i słuchała radosnego podśpiewywania jabłoni . Tak przeszło lato , zbliżała się jesień ,
jabłka były już duże o pięknym czerwonym kolorze . Paulinka zadzierała główkę do góry , patrząc na
dojrzewające owoce i cieszyła się bardzo , bo to dzięki jej małym rączkom , które nosiły wodę w czasie
upałów wyrosły one takie piękne . Jabłoń też nie zapomniała o swej wybawicielce . Gdy Paulinka
bawiła się w pobliżu , przywołała j ą do siebie i rzekła. Nadstaw fartuszek , a gdy ona posłusznie
złapała za końce , jabłoń potrząsnęła gałązką i do fartuszka Paulinki posypały się jabłka wypełniając
go całkowicie . To w dowód wdzięczności za uratowanie mnie przed śmiercią . Masz dobre serduszko
, niech ci się szczęści w życiu , a gdy będziesz kiedyś czuła się samotna , przyjdź do mnie i usiądź w
mym cieniu a ja ci zaśpiewam piosenkę o przyjaźni.
Mijały lata , Paulinka rosła , ale nigdy nie zapomniała śpiewu jabłoni i smaku jej pierwszych
soczystych owoców .
Paulinka i gwiazdeczka.
Paulinka bardzo lubiła słuchać bajek. Powiecie pewnie , wszystkie dzieci bardzo
lubią bajki. Tak to jest prawda, ale Paulinka słuchała całą swą małą istotą .
Oczki jej błyszczały , co chwila wydawała okrzyki och , ach, jeżeli postacie z
bajek były narażone na jakieś niebezpieczeństwa. Po prostu brała poważnie ich
przygody i przeżywała je razem z nimi. Wieczorem po kąpieli zmówiwszy
modlitwę za wszystkich , mamusię , tatusia , babcię , dziadka kładła się do
łóżeczka Jeszcze rozgorączkowana przeżyciami bajkowych bohaterów po raz
wtóry przeżywała ich przygody . Patrzyła w okno na niebo , usłane rojem
gwiazd i na jedną taką ulubioną, gdyż wydawało jej się , że ona mruga wesoło
do niej jakby chciała coś jej powiedzieć .
Ach , gdyby tak przeżyć jakąś wielką przygodę wzdychała Paulinka , to by było
co opowiadać swoim koleżankom i kolegom .
Ale czas mijał, a przygoda żadna nie chciała się wydarzyć .
Chyba wyrosnę i nie przeżyję żadnej, pomyślała zasmucona Paulinka .Święta
Bożego Narodzenia są coraz bliżej , więc nic już wydarzyć się nie może .
Jednak pewnego dnia , gdy leżała w swym łóżeczku , wpatrzona w swoją
ulubioną gwiazdkę , wydało jej się , że ona zbliża się w szybkim tempie nie
przestając wesoło mrugać , aż zatrzymała się przed jej okienkiem .
Serce Paulinki zaczęło bić szybciej ze wzruszenia , czyżby jej marzenie się
spełniło i przeżyje jakąś przygodę?
Gwiazdeczka zastukała rogiem w okienko i rzekła:
Ubierz się ciepło , otwórz okienko , siadaj na moim rożku , bo spełnią się twoje
marzenia i polecimy zwiedzać wszechświat.
Paulinka posłusznie się ubrała , otworzyła okno , usiadła na jednym rożku ,
trzymając się drugiego i ruszyli. W pierwszej chwili Paulinka zamknęła oczy , a
gdy je otworzyła zobaczyła w dole mnóstwo małych światełek, które zaczęły
oddalać się coraz bardziej i bardziej aż znikły zupełnie z jej oczu .1 znikł też jej
dom , gdzie zostali pogrążeni w głębokim śnie mamusia i tatuś. Ale nie było
czasu o tym myśleć , bo księżyc i gwiazdy zaczęły się zbliżać w szybkim
tempie. Naraz wlecieli na jasną smugę , która rozświetlała mroki nocy.
To jest mleczna droga, rzekła gwiazdeczka , jakiś czas będziemy po niej lecieć .
A co to takiego , Paulinka wskazała na dużych rozmiarów bryły , które
przelatywały w niedalekiej odległości od nich .
Są to inne ciała niebieskie , które sobie szybują po wszechświecie, tak jak
gwiazdy , słońce czy księżyc .
Czy będziemy na księżycu ?
Pewnie , odrzekła gwiazdeczka Jeżeli tylko masz na to ochotę.
Oczywiście , że chcę , przecież co noc spoglądam na niego i wydaje mi się taki
mały.
Z odległości wszystko jest małe , ale poczekaj jak się zbliżymy to zobaczysz
sama , że jest duży .
I rzeczywiście księżyc robił się coraz większy , aż zakrył cały widnokrąg.
Paulinka dostrzegła już na jego powierzchni góry , doliny , ale były całkiem
inne niż nasze na ziemi.
Po krótkim czasie gwiazdeczka wylądowała na jednej z dolin , z której rozciągał
się widok na pobliskie góry .
Tylko uważaj , bo tu nie chodzi się tak jak na ziemi, lecz raczej jak piłka , która
się odbija .
I rzeczywiście , gdy Paulinka chciała zrobić krok do przodu poleciała do góry i
wylądowała kilkanaście metrów dalej.
Ale fajnie , zawołała i znów dała następny krok. Przy takim chodzeniu była
więcej w górze niż na księżycowej ziemi. Gdy stanęła ponownie , zobaczyła
mały, świecący różowym blaskiem kamyk, schyliła się , podniosła go i
schowała do kieszeni spodenek.
No musimy lecieć dalej , żebyś jeszcze mogła coś zobaczyć , rzekła
gwiazdeczka.
Paulinka posłusznie wsiadła i polecieli dalej .Im wyżej byli , tym więcej
ukazywało się przelatujących ciał niebieskich o różnych barwach i kształtach .
Nagle Paulinka zobaczyła pędzącą w kierunku ziemi gwiazdeczkę , na której tak
jak ona siedział chłopczyk machając do niej ręką .Była tak zbita z tropu tym
widokiem , że zanim zrobiła jakiś ruch chłopczyk był już daleko.
To inne dzieci też mają takie przygody ,spytała.
Tak , ale bardzo nieliczni, bo nie wszystkie zasługuj ą na takie wyróżnienie .
Mleczna droga zaczęła przybierać barwę błękitną, do której dołączały się inne
kolory , tak że Paulinka miała wrażenie , że jedzie po wielobarwnej tęczy ,
której kolory jakby pasemka mgły przenikały i wypełniały całą przestrzeń
wokoło . Patrzyła na to jak urzeczona powtarzając cicho : Ach, mamusiu , jak tu
jest pięknie !
Wreszcie gwiazdka zatrzymała się na jednej z większych płaszczyzn
niebieskich. Wówczas zaczęły dobiegać do Paulinki wpierw cichy a później
coraz głośniejszy śpiew.
O Boże , czyżbym była w niebie , szepnęła , bo tak pięknego śpiewu jeszcze nie
słyszałam.
Nie było jednak widać żadnych postaci, tylko ten rzewny , słodki śpiew , który
zapadał głęboko w serce.
Światło zaczęło być coraz bardziej intensywne i po chwili na horyzoncie ,
zbliżając się z każdą chwilą ukazała się olbrzymia choinka , której wierzchołek
był uwieńczony gwiazdami, a na gałązkach świeciło się mnóstwo migotliwych
punkcików .Z góry w dół spływały anielskie włosy a różnych ozdób było tyle ,
że aż oczy bolały od patrzenia na tyle piękna , które się tu znajdowało .
Paulinka chciała koniecznie dotknąć tej wspaniałej , zielonej choinki, od której
szedł jakiś dziwny spokój a zapach przypominał lasy świerkowe Już , już
wyciągniętą ręką dotykała jej , gdy nagle wszystko wokół zawirowało. Poczuła ,
że leci gdzieś , sama nie wiedząc gdzie a coś zaczęło nią potrząsać i jakiś głos
dolatywał do niej z góry .
Otworzyła z trudem oczy i zobaczyła nad sobą zaniepokojoną mamę , która
szarpiąc j ą za rękę mówiła : Paulinko , Paulinko , obudź się !
Paulinka spojrzała na mamę nieprzytomnym jeszcze wzrokiem i naraz
wykrzyknęła.
Ach , mamusiu , gdzie ja byłam , widziałam księżyc i mleczną drogę i taką dużą,
piękną choinkę a śpiewu to chyba nie zapomnę do końca życia .
Coś ci się musiało śnić , gdyż nie mogłam cię dobudzić , rzekła mama, ubieraj
się szybko , bo zaraz czas do szkoły .
Paulinka zaczęła się ubierać , nałożyła spodnie i coś twardego poczuła w
kieszonce .Włożyła rękę do kieszeni i oniemiała z wrażenia .Na jej dłoni lśnił
tajemniczym , różowym blaskiem dziwny kamień .
A jednak to nie był tylko sen , szepnęła.
Przygoda Zosi
Niedaleko lasu stał otoczony ogrodem dom. Z okien tego domku widać było
wijącą się drogę , która ginęła hen w oddali , zlewając się z otaczającymi ją
polami i drzewami . Przez te okna patrzyła na świat co za nimi się roztaczał
malutka Zosia . Podstawiła sobie stołeczek , gdyż główka jej sięgała tylko
parapetu , przytknęła nos do szyby i zachłannie chłonęła widoki , które
roztaczały się poza oknem .
Hej, jakie to wszystko piękne , myślała, kwiaty , drzewa , ogródek i las .
Ściana tego lasu przyciągała jej oczy jak magnez .
Co tam może być , takie wysokie drzewa i nic poza nimi nie widać . Mamusiu ,
czy za lasem już nic nie ma , pytała cała przejęta .
Jak to nie ma , mówiła mama , tam też są pola , łąki i następne lasy i góry .
Góry zdziwiła się Zosia , co to są góry ?
To są takie skały , czasem porośnięte lasem , krzewami, wiele razy większe niż
nasz dom.
Zosia pokręciła głową , jak coś może być większego od ich domu .W górach
nigdy nie była i nie mogła sobie wyobrazić ich wielkości.
»
Kiedyś jak podrośniesz to pojedziemy w góry i sama zobaczysz jakie są ogromne a zarazem i piękne ,
powiedziała mama.
Pewnego dnia , mama wyszła z domu do ogródka nie zamknąwszy za sobą drzwi. Zosia spoglądała
przez ten otwór na ogródek i pobliską drogę . Wreszcie sama nie wiedząc kiedy, przekroczyła próg i
znalazła się w ogrodzie . Słońce mrugało do niej swymi promykami , jakby zapraszając do dalszej
wędrówki . Dała jeden kroczek , drugi , główka obracała się w różne strony , a oczy nie mogły
uchwycić wszystkich kolorów i zmieniających się za każdym krokiem widoków. I ani się spostrzegła jak
była już na drodze , która biegła w kierunku lasu.
Zosia szła i szła, buzia jej promieniała , klaskała w małe rączęta i wykrzykiwała
ach jakie to wszystko piękne . Tak zachwycając i dziwując oddalała się , aż dom
zniknął jej z oczu , a ona rozgorączkowana , zauroczona światem jaki otworzył
się przed jej oczami, wędrowała wciąż dalej i dalej . Gdy wreszcie ocknęła się z
tego zauroczenia była w lesie sama , pomiędzy wysokimi drzewami . Powoli
zaczął zapadać wieczór . Zosia rozglądała się wokoło i nie mogła pojąć , gdzie
jest i gdzie podział się dom. Usiadła na chwilę pod drzewem i łzy zaczęły jej
płynąć strumieniem , boję się szeptała , bardzo się boję .
No pewnie , rozległ się nagle głos tuż koło niej, ja też bym się bał, gdybym był
tylko sam w lesie .
Kto tu jest, spytała Zosia .
A , ja, Szaraczek Kłapouszek , rzekł zajączek i kicając zbliżył się do niej .
A , to ty , dobrze , że jesteś , bo już się bardzo bałam .
A dlaczego, zapytał.
No , bo nie wiem , gdzie jest mój dom , rzekła płaczliwie Zosia .
Jak to nie wiesz , zdumiał się zajączek , przecież wyszłaś z domu .
No tak , ale tak mi się wszystko podobało wokoło , że teraz nie wiem gdzie on
się znajduje.
Hm , mruknął zajączek , ciężka sprawa , ale chyba coś pamiętasz o swoim
domku.
Tak pamiętam , był w ogródku , a przez okno widziałam drogę i las .
Czekaj, czekaj zawołał zajączek , a była w tym ogródku kapusta i marchewka ?
Była , rzekła Zosia . l
To ja już wiem , gdzie to jest , bo byłem w tym ogródku , aby zerwać listek
kapusty , chyba nie gniewasz się o to , zajączkowi jakoś nie bardzo szło
przyznanie się do buszowania w ogródku .
Nie , nie gniewam się , ale jak ja teraz tam trafię , a mamusia z pewnością już
się martwi, że mnie nie ma w domu .
Zaprowadzę cię tam , tylko poproszę sarenkę , by nam towarzyszyła , gdyż
będzie mi raźniej iść z powrotem .
Sarenka chętnie zgodziła się im towarzyszyć , więc szybko wybrali się w
powrotną drogę , dopóki nie zapadnie zmierzch .
Zosia wyciągała swe nożyny by podążyć za nimi i po niedługim czasie
zobaczyła swój dom i idącą w jej kierunku mamę .
No teraz już trafisz , my wracamy z powrotem rzekł zajączek i sarenka .
Dziękuję wam bardzo , bez was nie odnalazłabym domku rzekła uradowana
Zosia.
Mamusiu , mamusiu , tu jestem krzyknęła .
Mama podbiegła i z płaczem przytuliła j ą do siebie .
Przepraszam mamusiu , ja naprawdę nie chciałam rzekła Zosia , ale ten świat
był taki ciekawy , ze zapomniałam o wszystkim .
Dobrze już , córeczko , grunt, że jesteś z powrotem , a tak się o ciebie bałam .
Nie było się czego bać mamusiu , przyprowadził mnie tu zajączek , który
zaglądał do naszego ogródka i znał drogę .Chyba może czasem zajrzeć po
kapustę .
Oczywiście , że może , roześmiała się mama , niech mu służy na zdrowie .
Tak to szczęśliwie zakończyła się przygoda Zosi . Od tamtej pory sama bez
mamusi nigdy się nie oddalała od domu , bo mogłaby nie trafić na takiego
drugiego zajączka, co jadł kapustę i marchewkę z ich ogródka .
Prawda.
Ruda Kitka
W rozległym parku , który się roztaczał na obrzeżu miasta , w starej dziupli rozłożystej lipy, mieszkała
wiewiórka Ruda Kitka. Dlaczego Ruda, no bo wszystkie wiewiórki są rude , a jej ogon na kształt
wachlarza, pochylał się w różne strony stwarzając wrażenie, że jest tam poza nią ktoś jeszcze. Kto ją
tylko zobaczył jak stała na tylnych łapkach, wachlując się ogonem , od razu mówił na nią Ruda Kitka. I
tak to imię przylgnęło do niej na zawsze. Była ona bardzo urna, nie bała się ludzi a za słodyczami
wręcz przepadała. Gdy tylko pojawiły się w parku dzieci, zeskakiwała ze swego drzewa i stojąc o krok
przed nimi na tylnych łapkach , dopraszała się o łakocie. Brała w pyszczek podany cukierek i szybko
podążała z nim do swojej dziupli by za chwilę znów się pojawić przed dziećmi prosząc o następny
cukierek. A dzieci śmiejąc się i pokrzykując wesoło dawali jej następny i cały proceder z chowaniem
do dziupli rozpoczynał się od początku . Czasem , gdy dostała jakiś bardzo pachnący cukierek
odskakiwała kroczek do tyłu , brała go w przednie łapki, obracając wokoło , aż się rozwinął i zjadała go
smakowicie. A gdy nie było w pobliżu dzieci, Ruda Kitka wybierała się w pobliskie krzaki , gdzie rosły
jej następne przysmaki a mianowicie orzechy. Nosiła też ich ile się tylko dało do swej dziupli , aby
mieć zapasy na zbliżającą się zimę .W robieniu zapasów była niezmordowana, bo zima jest długa i
dzieci mniej przychodzą do parku , więc na smakołyki z ich strony nie zawsze można liczyć .
Ale niebezpieczeństwo zaczęło się czaić w tym samym parku, który jak się jej wydawało znała bardzo
dobrze. Oto niedaleko żył na wpół zdziczały duży kot. Obserwował wiewiórkę już od dłuższego czasu i
złość w nim wzbierała coraz to większa, gdy widział jak dzieci przynosząjej łakocie .
Mnie to nikt nie poczęstuje, mruczał zawistnie , tylko jej wszystko dają, a ja też bym, zjadł coś
dobrego. Tak to zawiść rosła w nim coraz bardziej. Wreszcie powiedział sobie , dość muszę się
zemścić na niej. Ruda Kitka była czujna , bo instynkt zawsze jej podpowiedział , że czai się
niebezpieczeństwo.
Pewnego razu wybrała się po swój przysmak, orzechy. Gdy tak poszukiwała ich skacząc z gałązki na
gałąź nagle coś ją zaniepokoiło . Rozejrzała się wokoło i niedaleko spostrzegła skradającego się w jej
kierunku dużego kota. Serduszko w niej zamarło, ale nie było czasu na strach. Dała dużego susa i
znalazła się na następnym , trochę większym drzewie. Kot widząc , że jego zamiary zostały odkryte
nie krył się już. Przeskoczył do drzewa i zaczął wdrapywać się na nie. Gdy był już dosyć wysoko
wiewiórka przeskakując z gałązki na gałąź zeskoczyła z drzewa i biegła szybko jak tylko umiała w
kierunku swej dziupli. Kot widząc , że go przechytrzono, opuścił również drzewo i pognał za nią. Tak
zaczęła się pogoń za uciekającą wiewiórką.
Aby tylko dopaść drzew , myślała biegnąc Ruda Kitka , ale kot był coraz bliżej a
do drzew jeszcze kawałek drogi.
Chyba nie dobiegnę pomyślała, bo siły zaczęły j ą opuszczać.
Kot dał potężnego susa , wiewiórka skoczyła momentalnie w bok a on siłą
rozpędu poleciał jeszcze parę kroków do przodu .Drzewa były tuż , tuż ,
wytężając resztki sił , dopadła pierwsze z nich i szybko wdrapała się na nie
dysząc ciężko. Ale kot nie dał za wygraną, wskoczył też na drzewo i zaczął
powoli zbliżać się do niej .
No teraz to mi już nie uciekniesz , miauknął.
Wiewiórka zaczęła rozglądać się rozpaczliwie jak wymknąć się kotowi.
Niedaleko rosło drugie drzewo, lecz nie wiedziała czy uda jej się jednym
skokiem pokonać tą odległość .Ale nie było czasu do namysłu. Kot był coraz
bliżej, przeskoczyła na gałązkę , która była najbliżej następnego drzewa i
sprężając wszystkie mięśnie skoczyła, lot był bardzo długi ale dosięgła
następnego drzewa i skryła się w jego gałęziach.
Kot będąc już tak blisko celu nie zastanawiał się nawet i skoczył za nią. Ale to
co udało się wiewiórce nie udało się już kotowi. Naraz spostrzegł , że leci
kilkadziesiąt metrów dół i grzmotnął o kamienie, które wystawały spośród
trawy. Leżał tak bez czucia dosyć długo, następnie wstał powoli i utykając
powlókł się w pobliskie zarośla.
Ruda Kitka już nie niepokojona przez nikogo pobiegła do swej dziupli rada , że
tak się szczęśliwie skończyła jej przygoda .
Przygody zajączka Szaraczka
Niedaleko lasu w pobliskich zaroślach mieszkała rodzina zajęcza. Rodzina była
liczna , więc mama miała dużo pracy z niesforną gromadką . Najbardziej
psotnym i krnąbrnym był Szaraczek. Na nic zdały się napominania mamy i taty .
Szaraczek niewiele sobie robił z ich wymówek . Hasał, skakał, ciągnął za uszy
swoje rodzeństwo , tak że nie mogli sobie dać z nim rady .
Pamiętaj, ze twoje figle , kiedyś obrócą się przeciwko tobie , mówili.
Ale Szaraczek myślał , ze wie już wszystko o życiu i nie musi niczyich nauk
słuchać, nawet rodziców.
Pewnego razu rzekł do nich , znudziło mi się słuchać ciągle waszych rad i
wymówek . Postanowiłem , że sam dam sobie radę , więc wybieram się na
dłuższą wędrówkę .
Rodzice spojrzeli z przerażeniem na siebie , ależ tam kryje się wiele
niebezpieczeństw .
Jestem już duży i z pewnością dam sobie radę .
Na nic zdały się perswazje rodziców , Szaraczek nie chciał ich już słuchać , tyle
czasu tu mieszkamy i nic się nie wydarzyło , mam już dosyć takiego życia ,
powiedział i poszedł . Szedł tak i szedł przed siebie , byle dalej od swej rodziny .
Doszedł do lasu i zapuścił się w jego gęstwinę . Nagle coś go szarpnęło za
przednią łapkę i zacisnęło się na niej . Był to wnyk , czyli pętla z drutu , którą
stawiają kłusownicy na zwierzynę . Szaraczek zaczął się szarpać , ale im
bardziej szarpał tym mocniej drut zaciskał się na jego łapce . Strach go obleciał,
dopiero teraz zrozumiał , • że rodzice mieli rację przestrzegając go przed
niebezpieczeństwem . Zaczął żałośnie jęczeć i płakać , aż echo niosło się po
lesie .
Pan leśniczy , który właśnie robił lustrację lasu , usłyszał to zawodzenie .
Oho , rzekł sam do siebie , z pewnością kłusownicy nastawili wnyki i ktoś się w
nie złapał. Podążając za głosem zbliżył się do miejsca wypadku .
No masz szczęście , że złapałeś się tylko za łapkę , bo gdyby to była głowa to
byś już nie żył. To mówiąc uwolnił łapkę zajączka z sidła .
l