11084
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 11084 |
Rozszerzenie: |
11084 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 11084 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 11084 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
11084 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Jadwiga coulcmahler
K�opotliwa scheda
Tytu� orygina�u: Die Testamentklausel
� Copyright by Gustav H. Liibbe Yerlag GmbH, Bergisch Gladbach
� Copyright for the Polish edition by Edytor, Katowice
� Translation by Hildegarda Salacz
8767-1
ISBN 83-86812-21-4
Projekt ok�adki i strony tytu�owej
Marek Mosi�ski
*
Redakcja
Piotr Sto�y
Korekta
Henryka Dobrza�ska
Wydanie pierwsze. Wydawca: Edytor s. c., Katowice 1996
Sk�ad i �amanie: �Studio-Sk�ad", Katowice
Druk i oprawa: Opolskie Zak�ady Graficzne
� Arminie, chod�my na bal dziennikarzy!
� Po co?
� Zabawimy si�.
� Stary, to nic mi nie pomo�e!
� Przynajmniej troch� si� rozerwiesz!
� M�wisz tak, jakby� nie wiedzia�, gdzie
kr��� moje my�li!
Wola�bym p�j�� do domu!
� Chcesz podda� si� czarnej rozpaczy?
Przecie� to nie ma sensu!
� Tak samo nie ma sensu ten ca�y bal
dziennikarzy. Tam musia�-
bym na dobitk� by� dowcipny! Nie, Hansie, nie
chc� dzisiaj nikogo
widzie�.
� Sam dla siebie jeste� najgorszym
towarzystwem! Chod��e ze
mn�! Schliven i Werdern te� tam b�d�!
� Jeszcze jeden pow�d, �ebym nie poszed�.
Dla tych dw�ch
wrog�w kobiet by�bym znakomitym obiektem
z�o�liwych uwag. Oni te�
wiedz�, �e Aleksandra Wendhoven wychodzi
dzisiaj za m�� i �e zrobi�a
ze mnie wariata. Tylko na mnie czekaj�! Nie
znosz� tych pesymist�w!
Mimo �e zdradzi�a mnie kobieta, jednak wierz�
w kobiety! Za bardzo
kocha�em i czci�em matk�, by wszystkie kobiety
bez wahania zmiesza�
z b�otem. Zostaw mnie w spokoju! Id� sam na ten
bal, je�eli masz ochot�!
Hans von Rippach wzruszy� ramionami.
� Nie zale�y mi na tym. Chcia�em, �eby�
si� troch� rozerwa�.
� Dzi�kuj� ci, wiem, �e mi dobrze �yczysz.
W tym wypadku
rozrywka na nic. Takie godziny musi cz�owiek
po prostu przebole�.
Czy s�dzisz, �e dzisiaj m�g�bym my�le� o czym� innym ni� o niej?
Dzisiaj zostanie �on� innego i b�dzie si� �mia�a z durnia, kt�ry
chcia�, �eby z nim dzieli�a bied�! Czy� dla Aleksandry nie by�o nic
lepszego na �wiecie ni� czekanie, a� wielbiciel wywalczy dla niej i dla
siebie skromn� egzystencj�?
Armin von Leyden wypowiedzia� te s�owa z ironi� i wida� by�o, �e
zadano mu ci�ki cios.
Przyjaciele w milczeniu szli obok siebie. Rippach doszed� do
wniosku, �e lepiej zostawi� przyjaciela w spokoju. Po chwili za-
pyta�:
� Czy chcesz, �ebym sobie poszed�? Powiedz mi. Nie b�d� si�
gniewa�.
� Nie. Je�eli m�j z�y humor nie zniech�ca ci�, chod�my do jakiego�
zacisznego lokalu. Napijemy si� wina!
� Dobra my�l! Dok�d p�jdziemy?
� Wszystko jedno!
� No to skr�cimy tam w prawo, za rogiem jest przyjemna knajpka.
Nied�ugo weszli do ma�ej winiarni, w kt�rej w niszach wy�o�onych
ciemn� boazeri� sta�y okr�g�e stoliki i pluszowe kanapy. Usiedli
i zam�wili wino. Rippach wzni�s� toast. r
� �ycz�, �eby� szybko zapomnia� o tym, co ci� spotka�o! Alek-
sandra nie jest warta, �eby m�czyzna mia� przez ni� zmarnowa� swoje
�ycie.
Leyden skin�� g�ow�, nic nie m�wi�. Rozmowa nie klei�a si�. Rippach
nie m�g� znale�� odpowiednich s��w, �eby poprawi� nastr�j przyjaciela.
Na jego przystojnej twarzy odbi�o si� zmartwienie.
O p�nocy Leyden wsta�:
� Hans, nie gniewaj si�, jestem zm�czony i chc� p�j�� do domu.
� Dobrze, jak sobie �yczysz!
Zawo�a� kelnera, zap�aci� i opu�cili winiarni�.
Rippach odprowadzi� Leydena. Przed domem po�egnali si� u�cis-
kiem d�oni:
� Do zobaczenia jutro!
Armin powoli wspina� si� po schodach do mieszkania sk�adaj�cego
si� z sypialni i gabinetu. Po ciemku zdj�� p�aszcz, potem zapali� lamp�,
kt�ra o�wietli�a jego m�sk� twarz z czarnymi oczami.
Opad� na krzes�o i d�ugo siedzia� bez ruchu. Kiedy poczu� ch��d,
wsta� i podszed� do okna. By�a zima, na ulicy le�a� �nieg. Latarnie
rzuca�y �wiat�o na przechodni�w. Armin zgasi� lamp� i poszed� do
sypialni.,
Tej nocy nie m�g� zasn��.
Kiedy nast�pnego dnia wr�ci� po pracy do domu, przyszed� do niego
Rippach.
� Witaj, Arminie! Znikn��e� mi w t�umie przy wyj�ciu z urz�du.
Wiedzia�em jednak, �e zastan� ci� w domu. Czy masz co� do picia?
� Mo�esz dosta� koniak.
� Dawaj!
Wyj�� z biurka butelk� i dwa kieliszki, nape�ni� je, po czym po�o�y�
na stole papierosy i zapalniczk�.
� We� sobie!
� Dzi�kuj�! Nie zapalisz?
� Zaraz.
Siedzieli tak, palili i patrzyli przed siebie w milczeniu. Nagle Leyden
wsta�, stan�� przy krze�le przyjaciela i po�o�y� mu r�k� na ramieniu:
� S�uchaj, stary, ni� musisz si� po�wi�ca�. Doceniam twoj� dobr�
wol� i jestem ci wdzi�czny. Naprawd� nie musisz si� nudzi� w moim
towarzystwie.
� Nie m�w bzdur. Wcale nie czuj� si� �le w twoim towarzystwie!
Wiesz, czasem bardzo lubi� w spokoju sp�dzi� par� chwil.
� Hm, to co� nowego! W�a�ciwie tak� kontemplacj� m�g�by�
o wiele przyjemniej sp�dzi� w twoim eleganckim mieszkaniu.
� A mnie bardzo podoba si� w�a�nie tutaj!
� Dobrze, zosta� wi�c. Ale ja dzisiaj nie zamierzam wychodzi�
z domu.
� Doskonale! Ja r�wnie� nie mam na to ochoty. Czy naprawd�
ka�dy wiecz�r trzeba sp�dza� w teatrze, na koncercie czy w restauracji?
Armin za�mia� si� g�o�no:
� Jeste� hipokryt�!
Hans promienia�.
� Bogu dzi�ki. Wreszcie znowu si� �miejesz! Powiedz mi, czy ju�
jeste� po kolacji?
� Nie. Moja gospodyni podaje zwykle herbat� i kanapki. Czy zjesz
ze mn�?
� Ch�tnie! Jestem g�odny, a skoro nie masz ochoty wyj�� z domu,
musisz mnie ugo�ci�.
� Postaram si�, �eby� by� zadowolony. Wierny z ciebie kompan.
� Dlaczego?
� Dobrze wiesz dlaczego! Ka�� przynie�� piwo albo wino, co
wolisz?
� Niech b�dzie piwo!
Przy kolacji sporo rozmawiali. Rippach opowiada� dowcipy i cieszy�
si� jak dziecko, widz�c, �e Leyden si� �mieje.
Byli zaprzyja�nieni od wielu lat. Ojciec Leydena, lekarz, zmar�, kiedy
Armin by� na trzecim roku studi�w. Nie dorobi� si� du�ego maj�tku, ale
matka otrzymywa�a odsetki wystarczaj�ce na skromne �ycie. Pani von
Leyden by�a jedn� z kobiet gotowych na wszystko, byle zapewni� byt
synowi. Odmawia�a sobie dos�ownie wszystkiego, umo�liwiaj�c Ar-
minowi uko�czenie studi�w prawniczych.
Kiedy zosta� asesorem, matka zmar�a. Odsetki od ma�ego kapita�u,
dotychczas dzielone na dwie osoby, zapewnia�y mu spokojne �ycie.
Rippach, jak przysta�o na przyjaciela, dzieli� z nim wszystkie smutki
i rado�ci. Mia� zamo�nych rodzic�w. Zawsze weso�y i pogodny wywiera�
korzystny wp�yw na nieco flegmatycznego przyjaciela uznaj�c � bez
zawi�ci �jego intelektualn� wy�szo�� i przewag� fizyczn�. W zamian
Armin hamowa� Hansa, kiedy ten za bardzo szala� na balach i hula�
z kolegami. Przyjaciele uzupe�niali si� pod ka�dym wzgl�dem, a ich
przyja�� pog��bia�a si� z roku na rok.
Kiedy Hans zorientowa� si�, �e Armin zakocha� si� na zab�j
w pi�knej, lecz biednej i bardzo rozpieszczonej Aleksandrze Wend-
hoven, powa�nie si� zmartwi�. Ostrzega� go przed ni�, poniewa�, jako
realista zauwa�y�, �e Aleksandra jest pr�n� kokietk�, zbyt rozpieszczo-
n�, �eby chcie� zosta� �on� biednego asesora. Niestety, jego ostrze�enia
zosta�y bez echa. Czy do zakochanego m�czyzny kiedykolwiek dociera-
�y rozs�dne argumenty? Zawiadomienie o zar�czynach ukochanej
Armin otrzyma� dwa dni po balu, na kt�rym Aleksandra obdarza�a go
szczeg�ln� czu�o�ci�. Cios by� tym bardziej bolesny, �e r�wnocze�nie
przekona� si� o prawdziwym charakterze m�odej damy. Mimo i� czu� do
niej pogard�, nie m�g� przesta� jej kocha�. Wczoraj Aleksandra zosta�a
�on� m�czyzny, kt�ry nie mia� �adnych zalet, tylko du�o pieni�dzy.
Hans jak zwykle okaza� si� wiernym przyjacieitfr^ Armin by�
wdzi�czny, chocia� �aden z nich o tym nie m�wi�.
W samym �rodku las�w Turyngii stoi na wzg�rzu zamek Burgwer-
ben. Z dwu stron p�yn� w�skie odnogi rzeki czyni�c ze� wysp�. Szeroki
most nad rzek� si�ga do drogi prowadz�cej ku zamkowi. Burgwerben
jest du��, szar� budowl� z wy�szym �rodkowym budynkiem i dwoma
czworok�tnymi wie�ami. Mimo swojej surowo�ci zamek na wyspie
wr�s� w krajobraz i by� bardzo malowniczy. Za rzek� rozci�ga�y si�
�yzne pola, a wy�ej stare, g�ste lasy.
U podn�a le�a�a ma�a wioska o tej samej nazwie. Domy, kryte
czerwon� dach�wk�, rozsypa�y si� wzd�u� obu w�skich odn�g, kt�re za
wzg�rzem z zamkiem, ��czy�y si� w szerok� rzek�.
Na skraju lasu, nad brzegiem rzeki pobudowali wille zamo�ni ludzie
zachwyceni urokiem tego zak�tka.
Zamek i ogromny obszar ziemi nale�a�y do Fryderyka von Leydena.
�eni�c si� z ostatni� hrabin� z rodu Burgwerben jego ojciec zosta�
w�a�cicielem du�ego maj�tku. Teraz Fryderyk uko�czy� sze��dziesi�t
lat, nie mia� rodze�stwa, nigdy si� nie o�eni�. Przed laty by� weso�ym,
kochaj�cym �ycie m�odzie�cem, dop�ki pewnego dnia, przed dwudzies-
tu pi�ciu laty, nie wr�ci� do zamku ponury i cichy. Zdradzony przez
ukochan� spowodowa� wypadek, w kt�rym zabi� przyjaciela. Odt�d
zmieni� si�. Jednak nikt nie pozna� nigdy szczeg��w tragedii.
Fryderyk von Leyden sta� si� dziwakiem. W swoim otoczeniu nie
znosi� kobiet. Kucharka, pokoj�wki i s�u��ce mieszka�y w oddzielnej
przybud�wce. Mia�y zakaz pokazywania si� panu dziedzicowi na oczy.
Nie by�o to trudne, poniewa� Fryderyk von Leyden przebywa� stale
^ zamku, �y� w�r�d swoich ksi��ek i stamt�d zarz�dza� maj�tkiem. Jego
najbli�szym pomocnikiem by� inspektor Scheveking, ma�om�wny i, tak
jak jego pan, ponury stary kawaler. Mieszka� w s�u�bowym mieszkaniu
sam i tak�e nie znosi� kobiet.
�e�sk� s�u�b� kierowa�a panna Wunderlich. Rezolutna, niska,
tegawa os�bka m�ci�a si� za pogard� okazywan� kobietom na zamku
Burgwerben w ten spos�b, �e nie ukrywa�a wrogo�ci wobec m�czyzn.
Stale k��ci�a si� z inspektorem, codziennie obrzucali si� wyzwiskami, co
widocznie by�o niezb�dne dla ich dobrego samopoczucia.
Fryderyk von Leyden mia� wielu krewnych. Byli jednak biedni tak
jak jego ojciec, zanim o�eni� si� z bogat� hrabin�. W miar� up�ywu lat,
gdy Fryderyk wci�� nie zak�ada� rodziny, krewni zacz�li go odwiedza�.
By�o to bezwzgl�dne polowanie na sched�, wszyscy prze�cigali si�
w okazywaniu mu mi�o�ci i przywi�zania.
Ponury dziedzic broni� si� ironicznym u�mieszkiem przed pochleb-
stwami. Kobiet w og�le nie przyjmowa�. Uknuto wi�c spisek. Zor-
ganizowano zjazd rodu w nadziei �e mo�e Fryderyk zdecyduje si� poj��
za �on� jedn� z dziewcz�t z rodziny. Wynaj�to hotel. Po d�ugim
molestowaniu Fryderyk uleg� i obieca�, �e zjawi si� na uroczysto�ci.
Jad�c do miasta mia� kamienn� twarz. Nie inaczej by�o po powrocie
do zamku. Nast�pnego dnia wezwa� notariusza i w obecno�ci Scheve-
kinga sporz�dzi� testament, kt�ry zdeponowa� w s�dzie.
Te wydarzenia mia�y miejsce przed pi�tnastu laty.
Potem �ycie znowu toczy�o si� jak dawniej. Intrygi krewnych,
kt�rzy nawzajem oczerniali si� przed Fryderykiem, obrzyd�y staremu
kawalerowi. �adna z pa�, kt�re pozna� na rodzinnym zje�dzie, nie
zrobi�a na nim dobrego wra�enia. Wszyscy si� zawiedli w swoich
oczekiwaniach. Panna Wunderlich i Scheveking zgadzali si� tylko
co do jednego: nienawidzili �kochanych krewnych". Najch�tniej prze-
p�dziliby z zamku lizus�w i hipokryt�w, kt�rzy zatruwali �ycie
dziedzicowi.
t
Schevening mia� jednak powody do satysfakcji, poniewa�, poza
notariuszem, tylko on wiedzia�, kto odziedziczy maj�tek po �mierci
pana. W duchu �mia� si� ze stara� krewnych wiedz�c, �e �aden z nich
nie osi�gnie celu.
P�n� jesieni� Leyden zapad� na zdrowiu. Nie wstawa� z ��ka. Sta�
si� jeszcze bardziej milcz�cy, a jego oczy melancholijnie patrzy�y przez
Nie przyjmowa� odwiedzin, nawet krewni, mimo usilnych pr�b,
. zostali dopuszczeni do pana zamku.
S�dz�c po wyrazie twarzy, Fryderyka von Leydena gn�bi�y ponure
my�li. Od notariusza otrzymywa� d�ugie raporty, kt�re bardzo go
interesowa�y. Tylko te sprawozdania wyrywa�y go z zadumy.
Pewnego razu zdecydowa� wezwa� notariusza i uaktualni� tes-
tament. Doda� pewn� klauzul�, o kt�rej nawet Scheveking nic nie
wiedzia�. Gdyby wiedzia�, ze zdumienia kr�ci�by szpakowat� g�ow�.
Fryderyk von Leyden nie wraca� do zdrowia, cho� opu�ci� ��ko
i chodzi� po pokoju. W noc sylwestrow�, jak co roku, nie odm�wi� sobie
wyprawy saniami do starego, za�nie�onego lasu. Niestety, przezi�bi� si�
i dosta� zapalenia p�uc.
Nie przyjmowa� wci�� wizyt krewnych. Poza doktorem tylko wierny
s�uga, Dillenberger, i Scheveking piel�gnowali chorego i nikogo nie
dopuszczali do swojego pana.
Po zapaleniu p�uc wywi�za�y si� komplikacje z nerkami. Stan
chorego budzi� powa�ne obawy.
Min�a zima, zbli�a�a si� wiosna. Znikn�y �nieg i l�d. Trzeba by�o
my�le� o pracach na polu. Scheveking cz�sto musia� zostawia� chorego
pod opiek� Dillenbergera.
Pewnego s�onecznego marcowego przedpo�udnia inspektor wraca�
konno do zamku. Mia� zmartwion� min�. Na skraju lasu, gdzie bieg� tor
kolejowy, spotka� m�od� dziewczyn� w �a�obie. Na bladej twarzy
widnia�y �lady p�aczu.
Scheveking zatrzyma� wierzchowca.1-'
� Dzie� dobry panno Delius!
� Dzie� dobry panu! Jak zdrowie pana von Leydena?
� Ma za sob� ci�k� noc. Obawiam si� najgorszego!
~ Biedny stary pan!
Ton tej wypowiedzi zdradza� szczere wsp�czucie. Scheveking skin��
g�ow�:
~ Tak, zas�uguje na wsp�czucie. Bardzp cierpi. A pani? Znowu
Pani p�aka�a! Czy wraca pani z cmentarza?
Odwr�ci�a g�ow�, �eby ukry� �zy:
Zanios�am kwiaty na gr�b ojca. Tak bardzo kocha� r�e!
Scheveking skin�� g�ow�. ,, '
l
� Z pani to dobre dziecko. Wyj�tek w�r�d kobiet. Min�y ju� trzy
tygodnie od �mierci pana profesora. Jego te� ma na sumieniu z�a ko-
bieta! A co porabia macocha, h�? W jego g�osie wyczuwa�o si� niech��.
Ewa Maria Delius zmarszczy�a czo�o.
� Stale narzeka na bied�! Drogi panie inspektorze, marz�, �eby pan
von Leyden wyzdrowia�! Obieca�, �e kupi nasz dom z ogrodem za
trzydzie�ci pi�� tysi�cy marek. Odsetki od tego kapita�u wystarcz� mojej
macosze.
� No a pani?
� Skoro tylko troch� wr�c� do si�, poszukam sobie posady. Jestem
m�oda, zdrowa i umiem wiele rzeczy.
� Pani by�aby w stanie pope�ni� takie g�upstwo? Bzdura! �eby
wszystko odda� macosze? Pani jest tak �atwowierna, jak by� pani ojciec!
� zirytowa� si� inspektor.
Dziewczyn� westchn�a.
� Nie mog� d�u�ej s�ucha�, jak �le m�wi o moim ojcu! Niech sobie
wszystko zabierze, �eby si� tylko uspokoi�a.
Scheveking za�mia� si� szyderczo.
� Oczywi�cie, niech jej pani wszystko odda: t� reszt� maj�tku ojca,
kt�rej jeszcze nie zd��y�a roztrwoni�. A pani b�dzie na �asce obcych
ludzi? Do jasnej cholery! Nie mog� tego znie��! � krzykn�� tak g�o�no,
�e ko� skoczy� na bok.
� Niech pan nie klnie! Wiem, �e pan nie jesta� taki srogi, za jakiego
pan chce uchodzi�.
Scheveking skin�� g�ow�.
� �egnam! Musz� si� spieszy� do chorego! � odpar� i szybko
odjecha�.
Ewa Maria przez chwil� patrzy�a za nim, potem posz�a dalej.
W pobli�u stacji kolejowej, na skraju lasu, sta� skromny dom letniskowy
otoczony �adnym egrodem. Dawniej profesor Delius i jego rodzina
sp�dzali tutaj letnie wakacje. Od kiedy jego druga �ona roztrwoni�a
maj�tek, a na dodatek profesor powa�nie zachorowa� i musia� przej�� na
emerytur�, na sta�e zamieszkali we wiosce. �ona profesora, niegdy�
znana pi�kno��, by�a teraz t�gaw� kobiet�. �ycie m�a i jego c�rki
zamieni�a w prawdziwe piek�o. Stale gdera�a i narzeka�a na �n�dz�"
� do czego zreszt� sama doprowadzi�a swoj� rozrzutno�ci�.
10
Ewa Maria stara�a si� zapewni� ojcu, otrzymuj�cemu nisk� emerytu-
zno�ne �ycie. By� botanikiem i kocha� kwiaty. Jego najwi�ksz�
ado�ci� by�y r�ne ro�liny, kt�re hodowa� w ogrodzie, gdzie pracowa�
od rana do wieczora. Ros�y tam najpi�kniejsze r�e w ca�ej okolicy.
C�rka dzielnie pomaga�a mu w pracy.
Od trzech tygodni profesor Delius nie �y�. Z dniem jego �mierci
wygas�a emerytura. Obie panie nie posiada�y nic poza domem z ogro-
dem i bogat� bibliotek�. Wi�kszo�� zbior�w pani Delius sprzeda�a zaraz
no �mierci m�a za tysi�c marek. Teraz musia�y z tego �y�.
Po powrocie do domu Ewa Maria posz�a do swojego pokoju.
Z kuchni dochodzi� piskliwy g�os macochy. Krzycza�a na m�od�
dziewczyn�, kt�ra gotowa�a im i sprz�ta�a. Wo� przypalonego mleka
dociera�a wsz�dzie i to by�o powodem awantury i narzeka�. Ewa ba�a si�
podobnych wybuch�w z�o�ci swojej macochy. Nie mog�a poj��, jak jej
ukochany, szlachetny ojciec m�g� pokocha� tak� kobiet�, kt�rej
zachowanie stale wprawia�o j� w zak�opotanie. Ewa Maria by�a m�oda
i niedo�wiadczona. Nie zna�a �ycia, nic nie wiedzia�a o tajemniczych
nami�tno�ciach, kt�re ci�gn� m�czyzn� do kobiety bez wzgl�du na^jej
wady. Nie wiedzia�a, �e zakochany m�czyzna traci poczucie rzeczywis-
to�ci i jest za�lepiony wy��cznie zewn�trznymi walorami ub�stwianej
kobiety.
Ewa Maria bardzo kocha�a ojca i by�a do niego przywi�zana, ale do
macochy nigdy nie zdo�a�a si� zbli�y�. Od pierwszego dnia by�a dla niej
obc� osob� i nie istnia�o mi�dzy nimi porozumienie. Po �mierci ojca
postanowi�a opu�ci� macoch�. Je�eli jej zostawi wszystkie pieni�dze ze
sprzeda�y domu z ogrodem, nie b�dzie jej broni�a odej��. Chcia�a zosta�
tutaj jeszcze kilka miesi�cy, do dnia sprzeda�y domu, a potem wyruszy
w �wiat, do obcych ludzi.
Fryderyk von Leyden zmar� dwudziestego marca na r�kach wier-
nego Dillenbergera. Obecni przy tym byli tylko doktor i inspektor
vekmg. Do ostatniej chwili dzielnie bronili krewnym dost�pu do
umieraj�cego. Pan na zamku umar� nie niepokojony.
li
Zanim zosta� pochowany, krewni ��dali od Schevekinga ujawnienia
czy zosta� spisany testament i kto jest g��wnym spadkobierc�. Scheve-
king, oburzony brakiem delikatno�ci i nale�ytego szacunku, ostro
przywo�a� wszystkich do porz�dku.
Krewni zgodnie ustalili, �e inspektor �wyleci", kiedy s�d ujawni
spadkobierc�. Wi�kszo�� krewnych nie wierzy�a zreszt� w istnienie
testamentu. A skoro s�dzili, �e nie ma testamentu, wi�c b�d� dziedziczy�
jednakowe cz�ci ogromnego maj�tku: ka�dy otrzyma pi�tnast� cz��.
Wyliczyli nawet, ile to wyniesie!
Kiedy nagle gruchn�a wie��, �e Fryderyk von Leyden jednak
sporz�dzi� testament, powsta�o zamieszanie! Wszyscy byli bardzo
zaniepokojeni, poniewa� nikt nie m�g� si� pochwali�, �e Fryderyk von
Leyden w�a�nie jemu okazywa� �yczliwo��. By�o wr�cz przeciwnie! Nikt
nie przyznawa� si�, �e nienawidzi� zmar�ego, poniewa� by� nieprzyst�pny
i zamkni�ty w sobie.
Armin von Leyden po pewnym czasie odzyska� spok�j wewn�trzny.
Kosztowa�o go to jednak sporo wysi�ku. Hans von Rippach z zadowole-
niem stwierdzi�, �e przyjaciel jest znowu pogodny. By�y to jednak
pozory. Nadal kocha� Aleksandr� i przyznawa� si� do tego wy��cznie
przed samym sob�. Z Hansem nie rozmawia� na ten temat.
Na szcz�cie m�oda para sp�dza�a miesi�c miodowy na Rivierze
i Armin nie m�g� spotka� Aleksandry na balach i przyj�ciach. Obu
przyjacio�om nie brakowa�o rozrywek. Cz�sto bywali w domu stryja
Hansa, kt�ry ch�tnie otacza� si� m�odzie��. Poniewa� sam nie mia�
dzieci, zaprasza� cz�sto bratank�w i siostrzenice. Jego �ona, wtajem-
niczona przez Hansa, z du�ym taktem i delikatno�ci� stara�a si�
umniejszy� b�l i rozczarowanie, jakie prze�ywa� Armin. Tak te� min�a
zima.
Pewnego dnia przyjaciele siedzieli w kawiarni i przegl�dali gazety.
Nagle Armin wyda� okrzyk zdziwienia.
� Co si� sta�o?
� W�a�nie przeczyta�em, �e zmar� Fryderyk von Leyden!
12
__ Czy to tw�j krewny?
__ Tak, dziesi�ta woda po kisielu. Kuzyn mojego ojca. Poza tym
si�dmy cud �wiata!
_ W jakim sensie/
__ Fryderyk to jedyny z rodu Leyden, kt�ry ma pieni�dze, a opr�cz
tego wspania�y maj�tek w Turyngii. S�ysza�em o tym od mojego ojca.
__ A wi�c bogaty wujek! Gratuluj�!
_ I\fie ma powodu! By� wprawdzie kawalerem i nie mia� natural-
nego bezpo�redniego spadkobiercy, lecz ca�y zast�p bli�szych i dalszych
krewniak�w p�aszczy� si� przed nim, �eby wy�udzi� cz�� schedy. M�j
ojciec zawsze trzyma� si� na uboczu, unika� Fryderyka, poniewa� by�
dumny i nie chcia� wzbudza� podejrze�, �e liczy na spadek. Fryderyk
che�pi� si� swoim bogactwem i by� najbardziej niesympatycznym
cz�owiekiem, jakiego mo�na sobie wyobrazi�.
Hans od�o�y� gazet� i z zaciekawieniem patrzy� na przyjaciela.
� Czy ty go zna�e�?
� Spotka�em go tylko jeden raz, ale by�o to dawno temu. Chodzi-
�em wtedy do liceum. Nie wiem ju� z jakiego powodu cz�onkowie
mojego rodu zorganizowali zjazd rodzinny. Do przyjazdu na uroczys-
to�� namawiali te� mojego ojca. Poniewa� akurat wtedy ojciec sp�dza�
ze mn� wakacje w Turyngii, m�g� bez trudu przyby� do miasta
po�o�onego niedaleko maj�tku Fryderyka. Oczywi�cie ojciec zabra�
mnie ze sob�. Wyobra�a�em sobie wtedy, �e �zjazd rodzinny" to co�
wspania�ego, w ka�dym razie co� wyj�tkowego. Zobaczy�em jednak
tylko du�o nieciekawych os�b bardzo zabiegaj�cych o wzgl�dy jednego
m�czyzny � tego w�a�nie Fryderyka. Ojciec opowiada� mi, �e on
zastrzeli� w pojedynku swojego przyjaciela. By�o to bardzo dawno temu.
Mo�esz sobie wyobrazi�, �e patrzy�em na niego z uczuciem podziwu, ale
i grozy.
� Mog� to sobie wyobrazi�! Opowiadaj, co dalej?
� Niewiele jest do opowiedzenia. Ojciec trzyma� si� na uboczu. Nie
mog�em zrozumie�, dlaczego ci wszyscy ludzie uni�enie znosili pogard-
liwe zachowanie tego cz�owieka. Nie wiem z jakiego powodu nagle
podszed� do nas i badawczo patrzy� na mnie. By�em nieco przestraszony,
a'e nie spu�ci�em oczu. Wytrzyma�em jego �widruj�cy wzrok. Poda�
mojemu ojcu r�k� i zapyta�:
13
� Czy ty jeste� Adolf von Leyden, a to jest tw�j syn, Armin?
� Tak � odpar� ojciec �ciskaj�c jego d�o�.
� Dlaczego stoisz na uboczu i nie witasz si� tak wylewnie, jaj^
pozostali krewniacy?
Ojciec wzruszy� ramionami.
� Jestem szczery. Nie chc� udawa� wi�cej przyja�ni, ni� jej
odczuwam.
� A wi�c nie darzysz mnie przyja�ni�?
� Znam ci� zbyt ma�o!
� Tak, to prawda. Nigdy mnie nie odwiedzasz. Inni bardzo cz�sto
przychodz�, ty nigdy.
� Jestem lekarzem, mam ma�o wolnego czasu. A poza tym nic tu po
mnie! Co mia�bym robi� na zamku?
Wtedy Fryderyk von Leyden u�miechn�� si� ironicznie i rzek}
z gorycz�:
� No, powiedzmy: stara� si�, �ebym ci co� zapisa� w testamencie!
Ojciec powa�nie na niego spojrza� i odpowiedzia�:
� Gdyby� mnie zna�, nie powiedzia�by� tego! Mam z czego �y�, nie
musz� liczy� na spadek. Nawet gdybym by� w potrzebie, nie zrobi�bym
tego.
� O, czy�by� by� a� tak bogaty?
� Nie, ale jestem lekarzem i mog� utrzyma� rodzin�!
� Przecie� masz syna! Nie zrobi�by� tego dla niego?
, � M�j syn b�dzie uczciwie zarabia� na �ycie tak, jak jego ojciec. Nie
martwi� si� o jego przysz�o��.
Fryderyk von Leyden d�ugo patrzy� na ojca, a potem na mnie.
W ko�cu po�o�y� r�k� na mojej g�owie.
� Tak s�dzisz?
Mia�em wtedy chyba trzyna�cie lat, z przekor� potrz�sn�wszy g�ow�
krzykn��em: ,
� Zostaw mnie, nie kocham ci�, zostaw mojego ojca w spokoju!
Fryderyk von Leyden u�miechn�� si� i dziwnie patrzy� na pozo-
sta�ych krewnych. S�ysz�c moje s�owa tym bardziej przymilali si� do
bogacza. Odwr�ci� si� od nas.
Ojciec zabra� mnie i opu�cili�my hotel. Po drodze �le wyra�a�em si�
o Fryderyku von Leydenie.
__ Arfflinie, nie wolno tak m�wi�. On jest bardzo nieszcz�liwym
Ciekiem mimo swojego ogromnego bogactwa.
P zez chwil� panowa�a cisza, przyjaciele milczeli. Potem Armin
powiedzia�:
F _ \Viesz, nigdy nie zapomnia�em tych s��w. Cz�sto rodzice roz-
wiali o nim i zawsze s�ucha�em z du�ym zainteresowaniem, chocia�
. wszyStko rozumia�em. Odk�d opu�ci�em dom, �adna wiadomo��
o nim nie dotar�a do mnie.
_ Wiesz, jestem ciekawy, kto odziedziczy jego maj�tek? Mo�e
jednak dostaniesz jak�� cz��!
Armin za�mia� si� serdecznie. '
_ To s� pobo�ne �yczenia. Wierzysz w to, poniewa� jeste� moim
przyjacielem i dobrze mi �yczysz. Mo�esz spokojnie spa�! Jestem
pewien, �e nie zapomnia� i nie wybaczy� mojego gburowatego zachowa-
nia. Zr�b mi przyjemno�� i nie m�wmy ju� o tym.
� No dobrze! A wi�c, co zrobimy z dzisiejszym wieczorem?
� Nie wiem, podaj mi gazet�!
Armin zaczai czyta� og�oszenia: Opera � �Carmen "�przedstawie-
nie wyprzedane, Teatr Dramatyczny � �Przysi�ga wierno�ci" � to nie
dla mnie, Teatr Narodowy, to samo, Operetka � �Opowiadania
Hoffmanna" � to co� dla nas! P�jdziemy?
� Zgoda.
Zap�acili i opu�cili kawiarni�. Na ulicy panowa� du�y ruch. Spotyka-
li wielu znajomych, zatrzymywali si� i rozmawiali. Nagle stan�� przed
nimi m�ody oficer, Otto von Sanden. Poniewa� te� mia� wolny wiecz�r,
zaprosili go na spektakl.
Kilka dni p�niej, gdy Leyden siedzia� przy �niadaniu, gospodyni jak
co dzie� przynios�a poczt�: listy, druki i gazety, kt�re przegl�da� przed
wyj�ciem do urz�du.
znalaz� nic ciekawego z wyj�tkiem jednego listu:
15
14
�F1T
Szanowny Panie von Leyden!
Musz� z Panem porozmawia� w wa�nej sprawie. Je�eli nie otrzyman
od Pana innej wiadomo�ci, odwiedz� Pana dzisiaj po poludniu w Pa�skm
mieszkaniu.
Z powa�anie^
Heinrich Beckmann, notariusz
Armin pokr�ci� g�ow� i zdziwiony mrukn�� sam do siebie: � Nie
znam pana Beckmanna. Gdzie on mieszka? Aha, hotel �Keiserhof
Hm! A wi�c o trzeciej. Wr�c� wcze�niej do domu. Prawdopodobnie
ghodzi o jak�� s�u�bow� spraw� ale o �prywatnym" znaczeniu. Doko�-
czy� �niadanie i wyszed� do urz�du.
Wr�ci� przed trzeci�. Punktualnie o wyznaczonej godzinie zjawi� si�
notariusz. Kiedy usiedli, Armin zapyta�:
� Czym mog� panu s�u�y�?
Notariusz wyj�� z kieszeni pismo i rzek�:
� Prosz�, �eby pan to przeczyta�. Jest to odpis testamentu mojego
zleceniodawcy, pana Fryderyka von Leydena.
Armin z wahaniem wzi�� pismo.
� Czy pan jest upowa�niony, �eby mi wr�czy� ten odpis?
� Tak, mam polecenie od zmar�ego, pana von Leyden. Pr�sz?
przeczyta�, zanim zaczniemy omawia� spraw� spadku.
Armin zacz�� czyta�. Na jego twarzy pojawi� si� wyraz zdumienia
potem niedowierzanie.
� Prosz� pana, to jest kiepski �art!
Notariusz u�miecha� si�.
� To jest prawda, prosz� pana, sprawa jest powa�na � rzeki
z naciskiem.
Armin przetar� r�k� czo�o, zrobi� kilka krok�w, a potem stan�'
przed Beckmannem.
� Trudno mi w to uwierzy�. Nie mog� poj��, �e Fryderyk von
Leyden wyznaczy� mnie na spadkobierc� swojego maj�tku! Ja
by� jedynym spadkobierc�? Dlaczego w�a�nie ja? Przecie� nigdy go
odwiedza�em, by�em dla niego w�a�ciwie obcym cz�owiekiem!
� Wszystko wyja�ni to pismo, kt�re spadkodawca poleci�
przekaza�*. Zanim jednak oddam je panu, prosz�, �eby pan przeczy�3
nik do testamentu, kt�rego tre�� musi pan przyj�� do wiadomo�ci
Z zi� zgod� na spe�nienie warunku zmar�ego pana Fryderyka von
Leydena. .
Z tymi s�owami notariusz poda� Armmowi kopert�.
Dr��cymi r�koma ch�opak otworzy� kopert� i zacz�� czyta�. Z nie-
dowierzaniem kr�ci� g�ow� i wreszcie zapyta�:
_ pan cz�sto widywa� pana Fryderyka von Leydena?
_ jak^ bardzo cz�sto z nim rozmawia�em.
_ Czy zdaniem pana by� cz�owiekiem zdrowym na umy�le?
Prosz� wybaczy� to pytanie, ale to, co jest tutaj napisane, brzmi bardzo
dziwnie i zaskoczy�o mnie!
_ pan von Leyden by� normalnym cz�owiekiem do ostatniej chwili
swojego �ycia. Nie spotka�em wielu tak m�drych ludzi. By� dziwakiem,
samotnikiem i stroni� od ludzi. Spowodowa�y to chyba jego ci�kie
prze�ycia. Zreszt� testament zosta� sporz�dzony przed pi�tnastu laty,
teraz tylko doda� ten za��cznik i to w ostatnich dniach swojego �ycia,
kiedy ju� nie opuszcza� ��ka.
Armin nadal nie potrafi� uwierzy�.
� Ja mia�bym odziedziczy� maj�tek i zamek Burgwerben oraz
ogromny kapita�?
� Z wyj�tkiem kilku legat�w.
� Czy pozostali krewni nic nie dostan�?
Notariusz u�miechn�� si�.
termin
roku.
Armin z�apa� si� za g�ow�.
� Niezupe�nie. Ka�dy cz�onek rodu Leyden otrzyma dwa ty-
si�ce marek, ale pod warunkiem, �e zobowi��e si�, i� nigdy nie zbli�y
si� do zamku Burgwerben ani nie poka�e si� w tamtych okolicach.
Poza tym inspektor Hermann Scheveking za wiern� s�u�b� dostanie
Pi?� tysi�cy marek, a panna Wunderlich i lokaj Karl Dillenberger
po trzy tysi�ce. Ostatnie trzy osoby maj� do�ywotne prawo korzy-
stania z mieszkania i utrzymania na zamku. Ca�y pozosta�y ma-
j�tek: nieruchomo�ci i kapita� w banku nale�� do pana pod warun-
kiem, �e spe�ni pan ��danie pana Fryderyka von Leydena, to znaczy,
ze o�eni si� w ci�gu roku od dnia obj�cia schedy. Ostateczny
zawarcia �lubu up�ynie trzydziestego marca w przysz�ym
16
i scheda
� Prosz� pana, przepraszam, jestem zaskoczony, nie wiem, Co
pocz��. Nie mog� si� zaraz zdecydowa�.
� Panie von Leyden, to wcale nie jest konieczne.. Ma pan czas, �eby
spokojnie wszystko przemy�le�. Zostawiam odpis testamentu i ljst
zmart�go. Je�eli b�d� potrzebny, prosz� o zawiadomienie lub wizyt�.
Armin westchn�� i zapyta�:
� Czy zostaje pan w Berlinie?
� Nie, wyje�d�am dzisiaj wieczorem. S� pilne sprawy kt�re czekaj�
na za�atwienie.
� W takim razie dam panu odpowied� listownie.
Po�egnali si�, a kiedy Armin zosta� sam, opad� na krzes�o. Mia�
wra�enie, �e �ni. Min�o sporo czasu, zanim m�g� sobie zada� pytanie:
Dlaczego w�a�nie mnie wyznaczy� na spadkobierc�?
Nagle przypomnia� sobie list, kt�ry mu wr�czy� notariusz Beck-
mann. Mo�e w tym li�cie b�dzie wyja�nienie albo przynajmniej jaka�
wskaz�wka?
Koperta by�a gruba, zawiera�a kilka arkuszy zapisanych zde-
cydowanym charakterem pisma. Roz�o�y� je i zacz�� czyta�:
Kochany Arminie!
B�dziesz zdziwiony, �e w�a�nie Ciebie wyznaczy�em na spadkobierc�
ca�ego mojego maj�tku i kapita�u w bankach. B�dziesz r�wnie� zaskoczo-
ny moim warunkiem, kt�ry musisz spe�ni�, �eby m�c obj�� sched�.
Poniewa� by�em kawalerem, ��dam od Ciebie, �eby� w ci�gu roku zalo�yl
rodzin�. Mo�e pomy�lisz, �e jest to dziwactwo starego kawalera lub kaprys
samotnika i dziwaka, za jakiego mnie powszechnie uwa�ano. Jednak to nie
tak! Wszystko dok�adnie obmy�li�em i doszed�em do wniosku, �e tak
nale�y post�pi�.
Czuj�, �e nie b�d� d�ugo �y� i opanowa�a mnie przemo�na ch�� by przed
kim� odkry� swoj� dusz�. Wola�bym wszystko wyzna� przed Twoim
ojcem, poniewa� by� starszy i bardziej do�wiadczony od Ciebie, ale zmarl
wcze�niej ni� ja. Tak wi�c maj�tek, kt�ry pierwotnie chcia�em zostacie
jemu, przejdzie na Ciebie. Prosz� wi�c, wys�uchaj mojej spowiedzi. Wiem,
�e teraz prze�ywasz bolesne mi�osne rozczarowanie, jednak w�a�nie to
u�atwi Ci lepsze zrozumienie mnie.
� u mojego �ycia wiele cierpia�em z powodu fa�szu, ob�udy
inno�ci, ale mam na sumieniu ci�k� win�. W�a�nie to zatruwa�o ni
inl. � zrobUo ze mnie nieszcz�liwego cz�owieka, pozbawionego rado�ci
pienia na tym �wiecie.
p foeztroskim, pi�knym dzieci�stwie na zamku Burgwerben, sp�dza-
moimi ukochanymi rodzicami, zat�skni�em za szerokim �wiatem,
'podr�owa�em i u�ywa�em �ycia, dop�ki czysta g��boka mi�o�� nie
spowodowa�a zupe�nej zmiany w moim �yciu. Nigdy nie wypala�em si�
w ma�ych mi�ostkach, dlatego moje serce z ca�� nami�tno�ci� odda�em
ukochanej kobiecie. Kiedy dowiedzia�em si�, �e kocham z wzajemno�ci�.,
s�dzi�em, �e jestem najszcz�liwszym cz�owiekiem. Los obdarzy� mnie
trzema miesi�cami upojenia, rozkoszy i zachwytu. W dodatku mia�em
przyjaciela, kt�ry dzieli� ze mn� to szcz�cie. Wtedy zmarli moi rodzice.
Znios�em to bez g��bokiego wstrz�su. Pociesza�a mnie ukochana kobieta
i wierny przyjaciel. Poniewa� byli wtedy dla mnie wszystkim, poczu�em si�
�ebrakiem w chwili, kiedy straci�em ich oboje! Kobieta, kt�r� kocha�em,
by�a ladacznic�. Uwiod�a r�wnie� mojego przyjaciela. Pewnego dnia
zasta�em j� w jego obj�ciach i strzeli�em do niego. Umieraj�c prosi� mnie
o przebaczenie i ��da�, �ebym przysi�g�, i� nie oddam si� w r�ce policji.
Przyrzek�em, �e post�pi� zgodnie z jego �yczeniem. Przyjaciel przy
�wiadkach o�wiadczy�, �e to by� pojedynek i �e zosta� ranny.
Przyjaciel zmarl, ta kobieta znikn�a ,i nigdy wi�cej jej nie widzia�em.
Po odbyciu kary w wi�zieniu � pojedynki s�, jak wiesz, zakazane
� wr�ci�em do Burgwerben. Sta�em si� dziwakiem.
Nasi wsp�lni krewni nie przyj�li do wiadomo�ci, �e nie chc� si� �eni�.
Nachodzili mnie, poni�ali si� przymilaj�c, �eby zyska� moje uznanie
i zosta� spadkobiercami. By�o to odra�aj�ce widowisko.
A teraz opowiem o Tobie. Czy pami�tasz rodzinny zjazd, kiedy
wiazieli�my si� po raz pierwszy i ostatni? Mia�e� wtedy trzyna�cie lat.
HO/' ojciec i Ty r�nili�cie si� od pozosta�ych cz�onk�w rodu Leyden.
e ) rozmawia�em z Wami, przekona�em si�, �e jeste�cie szlachetnymi
c-ciwymi lud�mi. W tym dniu postanowi�em, �e b�dziecie moimi
spadkobiercami.
/, ./ a , � PraSnaJem nawi�za� przyja�� z Twoim ojcem. W jego oczach
i os co mnie poci�galo do niego. Musia�em sobie jednak tego odm�wi�,
"ogtem zabiega� o przyja��, poniewa� zabi�em przyjaciela!
18
19
Tak wie c pozosta�em samotny w moim pi�knym zamku, jak w grobo<
cu! Cz�sto t�skni�em za Tob�, chcia�em, �eby� si� o�eni�, �eby dzieci�
�miech rozbrzmiewa� w murach Burgwerben i uspokaja� moj� dusz�, jy
zrobi�em tego, moje �ycie by�o pokut�.
Poleci�em �eby Ci� z dala obserwowano. Wiem, �e jeste� uczciwy
cz�owiekiem, wiem, �e dzielnie walczysz z przeciwno�ciami losu i Tok
zawdzi�czam troch� rado�ci, kiedy docieraj� do mnie dobre wiadomo�,
o Twoim �yciu. Wiem, �e niewierna kobieta zada�a Ci bolesny cios. /e^
moje s�owo a mog�a zosta� Twoj� �on�! Ale dowiedzia�em si�, �e je.
egoistyczn�, p�ytk� kokietk�, kt�ra zrujnowa�aby Twoje �ycie. Zostat
wi�c �on� innego, a Ty wyobra�asz sobie, �e jej nigdy nie zapomnis.
Z tego powodu ��dam, �eby� w ci�gu roku za�o�y� rodzin�, poniewa� m
chc�, by� zosta� sam, tak jak ja, i by� nieszcz�liwy. Staro�� bez �on
i dzieci to bezgraniczne cierpienie, uwierz mi! Teraz, kiedy jeszcze bolejes
nad niewierno�ci� ukochanej, �atwiej znajdziesz odpowiedni� �on�, ponie-
wa� nie b�dziesz si� kierowa� nami�tno�ci�, ale zdrowym rozs�dkiem!
Poszukaj kobiety, kt�ra b�dzie Twoim przyjacielem, Twoim wiernym
druhem i dobr� matk� Twoich dzieci.
Mam nadziej�, �e teraz wszystko zrozumia�e� i nie odtr�cisz m�j
r�ki, jak wtedy, kiedy krzykn��e�: �Nie kocham ci�!", lecz powie�.
�Op�akuj� ci�, Fryderyku von Leyden!"
Je�eli sprawi�em Ci rado�� oddaj�c sched� w Twoje r�ce, prosz�,
spe�nij moje �yczenie i rozejrzyj si� za uczciw�, zdrow� kobiet� i zadbaj,
�eby w zamku Burgwerben ros�o nowe, szlachetne pokolenie.
Na zako�czenie chc� poleci� Twojej opiece mojego starego inspektora,
Hermanna Schevekinga. Robi wra�enie szorstkiego cz�owieka, leczjes
uczciwym i oddanym pracownikiem, kt�ry ch�tnie b�dzie s�u�y� rad� di>
dnia, kiedy sam zostaniesz do�wiadczonym gospodarzem na zamku
Burgwerben. R�wnie� panna Wunder�ich � mimo swoich dziwactw �Jes!
doskonal� ochmistrzyni�.
To, �e z�o�liwie zakaza�em krewniakom pokazywa� si� w zamku i w te)
okolicy, uchroni Ci� przed natr�tami, kt�rzy mi zatruwali �ycie. Poza tyM
z oburzenia nie b�d� si� przewraca� w grobie.
Tobie �ycz�, �eby� w starym kochanym, zamku sp�dzi� bard:'eJ
radosne i szcz�liwe dni, ni� Tw�j nieszcz�liwy poprzednik
Fryderyk von
20
rzeczytaniu listu Armin d�ugo siedzia� nieruchomo i patrzy�
'ebie By� do g��bi wzruszony. Przed oczyma stan�o mu ca�e
Prze ^ycie starego cz�owieka. Serce bola�o go i nape�ni�o si�
traS�czuciem. W�asny b�l i cudze cierpienie z��czy�y si�.
W Jak�e biedny by� ten bajecznie bogaty m�czyzna! Armin pogr��y�
. ,ozmy�laniach. Nie by� zachwycony, �e musi si� tak szybko o�eni�,
iednak ciep�e, �yczliwe ostrze�enia Fryderyka von Leydena zapad�y
mu w serce. �yczy� mu dobrze i chcia� go uchroni� przed losem, jaki sam
musia� znosi�. W ka�dym razie Armin zrozumia�, �e to ��danie
podyktowane by�o dobroci� i trosk� o jego przysz�o��.
Wyrz�dzi� mu krzywd�, �le ocenia� tego cz�owieka. W my�lach
przeprasza� go i postanowi� spe�ni� jego �yczenie. Przecie� znajdzie
kobiet�, kt�r� b�dzie m�g� po�lubi�, �eby �y� w harmonii i wzajemnym
szacunku. Tak jak Aleksandry nie pokocha ju� �adnej innej, jednak
wiedzia�, �e istniej� ma��e�stwa zawarte bez nami�tnej mi�o�ci, kt�re
nie nale�� do najgorszych!
� Ch�opie, ty szcz�ciarzu! To co� wspania�ego! Wielkie nieba!
Chyba zwariuj� z rado�ci! A wi�c jeste� g��wnym spadkobierc�,
no i co? Nie m�wi�em, �e i ty co� dostaniesz! Oczywi�cie nie prze-
widywa�em, �e a� tyle. Arminie, musz� ci� u�ciska�! Ciesz� si� razem
z tob�!
Gdy Hans dowiedzia� si� o szczeg�ach testamentu, krzykn��:
� A to ci heca! Musisz si� o�eni�! Stary �wietnie wszystko obmy�li�!
S�uchaj no, Aleksandra si� w�cieknie! Mog�a zosta� pani� na zamku,
a tak jest �on� bankiera! Nie �a�uj� jej ani troch�. Nie r�b takiej miny,
ju� nic nie m�wi�! Musimy si� zaraz zacz�� rozgl�da� za odpowiedni�
Pann�. A mo�e zainteresujesz si� kt�r�� z moich kuzynek? No dobrze,
w'em, �e te panny nie s� w twoim typie. S� niskie i pulchne, a ty wolisz
szczup�e, wysokie, no... wiem, jak powinna wygl�da�, znajd� co�
odpowiedniego.
Armin po�o�y� r�k� na ramieniu przyjaciela:
~~ UcnaJ> stary, przecie� to ja musz� si� o�eni�!
21
la�
� Oczywi�cie �e ty. Ostatecznie wcale nie musz� si�
poniewa� sam jestem bardzo zaanga�owany.
� Wiem, �e by�e� zim� zakochany, ale od czasu, kiedy sko�czy�y--
bale, wyra�nie och�on��e�.
� Pozory myl�. Nie chc� si� sparzy�. W tych sprawach trzeba
post�powa� wyj�tkowo ostro�nie.
� Na co czekasz? Kto� mo�e ci� wyprzedzi�!
� Po pierwsze, czekam na ciebie. Wiesz, taki podw�jny �lub, to cojl
bardzo, bardzo romantycznego, a ja jestem w takim rozmarzonym
nastroju.
� Co ty m�wisz! Od kiedy?
� Od kiedy jestem zakochany, o�le!
� Dzi�kuj�! A po drugie?
� Po drugie, dama mojego serca jest bardzo m�oda. Tej zimy by�a
na swoim pierwszym balu. Oczywi�cie w oczach m�odej dziewczyny
idea�em jest tylko doskona�y tancerz. A ja bynajmniej nie mog� si�
pochwali�, �e jestem wspania�ym tancerzem.
� Czy to znaczy, �e �le ta�czysz? � �artowa� Armin.
� Tego nie powiedzia�em! Ale nie przerywaj mi, chc� ma�ej da� czas
do namys�u. Je�eli do przysz�ej zimy nie wyleczy si� z mi�o�ci do mnie...
no, reszty nie musz� dodawa�.
� Dobrze! Zaczekam i ja do przysz�ej zimy. Przecie� nie musz�
si� �eni� jutro. Mam jeszcze przed sob� rok wolno�ci. Je�eli w tym czasie
nie znajd� nic wyj�tkowego, zaczekam na ciebie.
� Zgoda! Jakie masz plany na przysz�o��? Czy porzucisz prac?
w s�downictwie i zostaniesz rolnikiem?
� Tak! Zawsze kocha�em przyrod� i interesowa�em si� agrono-
mi�. Zrezygnuj� z pracy w urz�dzie.
� Czy zamierzasz ca�y rok sp�dza� w Burgwerben?
� Zim� zamsze mog� przyjecha� do Berlina, �eby zobaczy�
przyjaci� i starych znajomych, a lato ty musisz sp�dza� u mme-
S�ysza�em, �e zamek Burgwerben le�y w pi�knym zak�tku
w Turyngii.
� Kiedy tam wyje�d�asz?
� Natychmiast po za�atwieniu wszelkich formalno�ci. Zawiadom'
�em ju� Beckmanna.
Hm! A wi�c nie pozosta�o nam nic innego, ni� uczci� to
nTrzenie butelk� szampana!
_! Zgoda! Mog� by� nawet dwie! Wiesz, Hans, czego mi �al?
__ Czego?
__ �e moja matka tego nie do�y�a. Ojciec te� cieszy�by si�, cho� on
vwi�zywa� wagi do d�br doczesnych. Moja matka ca�e �ycie �y�a
"kromnie, m�j Bo�e, jaka by to by�a rado��!
Armin mia� �zy w oczach. Hans bez s�owa u�cisn�� mu r�k�.
Wyszli z mieszkania i udali si� do znanej winiarni na ulicy Unter den
Linden.
Zdrowa, uczciwa kobieta o �agodnym charakterze i dobrym sercu...
czy taka istota w og�le istnieje? Nie musi by� pi�kna, jednak powinna
by� sympatyczna i mi�a. Koniecznie musi by� inteligentna. Nie musi
tryska� dowcipem, nie zale�y mu na tym. Ale musi mie� �adne r�ce,
zdrowe z�by i dobre oczy.
Tak Armin wyobra�a� sobie swoj� przysz�� �on�. Powinna' tak
wygl�da� i mie� taki charakter. By� wielkim estet� i nie m�g�by znie��
obok siebie kobiety, kt�ra dra�ni�aby go b�d� zewn�trznym wygl�dem,
b�d� sposobem bycia.
Min�y dwa miesi�ce od �mierci Fryderyka von Leyden. Armin
poza�atwia� wszystkie sprawy, zlikwidowa� mieszkanie, spakowa� wali-
zy i nazajutrz rano zamierza� wyjecha� do ma�ego miasta w pobli�u
ourgwerben, gdzie oczekiwa� go Beckmann. Razem mieli uda� si� do
zamku.
len wiecz�r po�wi�ci� na po�egnanie z przyjacielem. Zgodnie
z urnow� Hans przyszed� po niego. Wyszli razem. By� pi�kny, majowy
leczor, wia� lekki wietrzyk i nawet na g��wnej ulicy berli�skiej mo�na
," � 0(iczu� nadchodz�ce lato. Kobiety zak�ada�y ju� eleganckie jasne
lurny. W parku Tiergarten zieleni�y si� krzewy i drzewa, pojawia�y
'? Pierwsze kwiaty na licznych klombach i rabatach.
^~mm Patrzy� na to wszystko, jakby chcia� na d�ugo zachowa�
?ci stolic�. A jednak cieszy� si� na wyjazd do Burgwerben. Musi
22
23
tam by� pi�knie, kiedy wszystko kwitnie i dojrzewa. Kocha� przyr0n
Teraz olbrzymi� po�a� ziemi mo�e nazwa� swoj�, na niej b�dzie si j
a potem czeka� na �niwa. Stale my�la� o matce. Przed domem w kt�ry�
mieszkali, mia�a ma�y ogr�dek. Pozwala�a mu pomaga� sobie kied
sia�a i sadzi�a kwiaty oraz warzywa. Gdyby teraz mog�a by� z njmi
Niestety, na tym padole nie ma jednak pe�nego szcz�cia.
Szli obok siebie. Milczeli. Hans z �alem rozstawa� si� z przyjacielem
Wiecz�r sp�dzili w �swojej" winiarni, ale po�egnali si� wcze�nie
poniewa� Armin nast�pnego dnia musia� wyjecha� o �wicie.
Nazajutrz Hans odprowadza� druha na dworzec. Kiedy zajechali
przed budynek kolejowy, min�li otwarty pow�z. Armin spojrza� w t�
stron� i drgn��. Rippach r�wnie� skierowa� wzrok na mijaj�cy ich
pojazd, w kt�rym siedzia�a dama ze z�oto-czerwonymi w�osami. Takie
w�osy mia�a tylko Aleksandra Wendhoven.
Hans po�o�y� r�k� na ramieniu przyjaciela i z trosk� spojrza� na jego
twarz.
� �e te� w�a�nie ona musia�a teraz zjawi� si� tutaj! � rzek�
rozgniewany.
� Uspok�j si�, Hansie! Przecie� szybko jej nie zobacz�!
� Bogu dzi�ki! To �agodzi m�j b�l rozstania z tob�! Wyraz twojej
twarzy troch� mnie przerazi�! Widz�, �e nadal cierpisz.
� Nie, nie cierpi�. Rana si� zagoi�a, cho� jeszcze nie wolno jej
dotyka�.
Dziesi�� minut p�niej nadjecha� poci�g. Jeszcze jeden u�cisk d�oni,
u�miech i przyjaciele rozstali si� na d�u�szy czas.
Ewa Maria Delius siedzia�a w swoim pokoju i patrzy�a przez okno na
przyrod� w pe�nym rozkwicie. By�o cicho, na drodze mi�dzy ogrodem
a torami nic si� nie porusza�o. Natomiast z domu dochodzi� ostry g��s
macochy, kt�ra z trzaskiem zamkn�a drzwi wchodz�c do pokoju-
Dziewczyna drgn�a i speszona patrzy�a na starzej�c� si� kobiet�, niec�
oty��, ale jeszcze zdradzaj�c� �lady dawnej urody. Pretensjonalne
uczesanie, makija� i pasuj�ca raczej do podlotka suknia �a�obna
24
, �e kobieta ta nie mo�e zapomnie�, i� min�y lata, kiedy by�a
�wiadczy ' ukry� sw�j prawdziwy wiek, cudaczn� fryzur� i nie-
�adna 'ednimi sukniami robi�a z siebie karykatur�.
� Siedzisz tutaj z za�o�onymi r�kami, a ja musz� si� u�era� z t�
wie.
trzymuj�!
~~~ dziewuch�! � krzykn�a. � Moje nerwy tego ju� nie wy-
m�j Bo�e, jaka jestem nieszcz�liwa!
Onad�a na kanap� i st�ka�a. Ewa Maria wsta�a, odgarn�a z czo�a
kasztanowe w�osy i spokojnie powiedzia�a:
_ Manio, nie powinna� $i� denerwowa� ka�d� drobnostk�!
Macocha za�mia�a si� szyderczo.
� Chcia�abym mie� tw�j olimpijski spok�j! �Drobnostk�" jest
u nas niestety wszystko. Kt�ra wr�ka przepowiedzia�a mi przy ko�ysce
taki los!
Pani Delius kocha�a takie zwroty. Wychowa�a si� w domu, kt�ry by�
o wiele skromniejszy od domku letniskowego profesora, a �adna wr�ka
niczego nie mog�a jej przepowiedzie�, poniewa� nie by�o tam ko�yski.
Rodzice nie zajmowali si� dzieckiem. Mimo to wdowa wierzy�a, �e
urodzi�a si� po to, by mie� wspania�e �ycie. Kiedy profesor Delius
pozna� biedn�, �adn� ekspedientk� i poj�� j� za �on�, uderzy�a jej do
g�owy przys�owiowa woda sodowa. Wydawa�a pieni�dze na lewo i na
prawo, a zakochany ma��onek niczego jej nie odmawia�. Toalety
poch�ania�y ogromne sumy, musia�a te� mie� pow�z do dyspozycji, �eby
je�dzi� na spacery i da� si� podziwia�. Chcia�a, �eby jej wszyscy
zazdro�cili. Doprowadzi�a m�a do ruiny i szybko zestarza�a si� w ci�gu
ostatnich lat. Uwa�a�a to za wielk� krzywd�. To, �e cierpieli jej m�� i jej
pasierbica nie liczy�o si� w og�le, nale�a�o wsp�czu� wy��cznie jej
ci�kiemu losowi. Tak, gdyby by�a m�odsza, mog�aby jeszcze raz wyj��
bogato za m��. A tak? Co jej zosta�o z tego �ycia?
twa Maria dobrze zna�a te wieczne narzekania na okrutny los
1 wcale si� nie wzrusza�a.
, ,~~ Mamo, musisz okaza� Minie wi�cej cierpliwo�ci. Dziewczyna ma
� ^ ch?ci' ale jest m�oda i niedo�wiadczona.
J^T � . to W�a�nie chodzi. Sp�jrz, jak zasznurowa�a moje p�buciki!
JPierw zbyt mocno, a teraz spadaj� mi z n�g.
ozwol, �e ci pomog�! Przecie� ju� nie raz, nie dwa proponowa-
: ch�tnie b�d� ci pomaga�a przy toalecie.
25
Pani Delius potrz�sn�a g�ow�:
Jak
� Nie. Nie chce, by mnie obgadywali, �e pasierbica us�uguje mi
p�atna pokoj�wka!
W rzeczywisto�ci ch�tnie zgodzi�aby si� na pomoc, ale nie chcia�
�eby pasierbica wiedzia�a o wszystkich jej tajemniczych za'
upi�kszaj�cych.
Ewa Maria wstawa�a, gdy macocha zapyta�a:
� Dok�d si� wybierasz?
� P�jd� do lasu, jest tam tak pi�knie!
� Oczywi�cie! Idziesz sobie na spacer i zostawiasz mnie sam�
wszystkimi zmartwieniami!
Dziewczyna odpowiedzia�a spokojnie:
� Musimy zaczeka� do przyjazdu nowego pana na zamku. Ma
przyby� dzisiaj albo jutro. Panowie Beckmann i Scheveking obiecali, �e
zaraz porozmawiaj� z nim o kupnie naszego domu.
� To jeszcze jedna kropla w moim kielichu goryczy. Musz�
rozmawia� z tymi gburami!
� Prosi�am ci�, �eby� tego nie robi�a. Rozmawia�am z inspektorem.
Wcale nie jest taki z�y, na jakiego wygl�da. Przecie� okaza� nam niejedn�
uprzejmo��, a ojciec bardzo go ceni�.
� Tw�j ojciec, tw�j ojciec! W ka�dym cz�owieku widzia� tylko
zalety i dlatego wszyscy wykorzystywali go, a� wszystko straci�, a teraz
cierpimy z tego powodu. Co ja mia�am z tym upartym i �atwowiernym
cz�owiekiem!
Ewa Maria zblad�a i odpowiedzia�a zdecydowanym g�osem:
� Nie powinna� tak m�wi� o moim ojcu! Nie mog� tego s�ucha�!
By� prawym cz�owiekiem, dlatego wierzy� wszystkim ludziom. Z tego
powodu nie wolno go szkalowa�!
� Nie mo�esz jednak zaprzeczy�, �e zostawi� nas w beznadziejnej
sytuacji. Za sprzedane ksi��ki dosta�am dwa tysi�ce marek. Musi naf
to wystarczy� na �ycie do dnia, kiedy sprzedamy dom. A potem te� n|L
b�dzie lepiej. Je�eli dostaniemy za dom trzydzie�ci pi�� tysi�cy, to
odsetki od kapita�u nie starcz� nawet dla jednej osoby, nie m�wi?
o dw�ch!
� Dla jednej osoby wystarcz�!
Pani Delius bacznie spojrza�a na pasierbic�:
___ Co chcesz przez to powiedzie�?
Odsetki zostawi� tobie, poniewa� po sprzeda�y domu zamierzam
kac posady wychowawczyni lub opiekunki starszej osoby. Co� na
P�s znaid�. Chc� pracowa� i zarabia� na w�asne utrzymanie.
Pe _ Bardzo m�dra my�l. Chcia�am ci to zaproponowa�, ale wiem, �e
'e�aby� tak� rad� za bezduszno�� z mojej strony. Oczywi�cie to jest
H na mo�liwo�� zapewnienia nam godnego �ycia. Jeste� m�oda i �adna,
it wie mo�e spotka ci� wielkie szcz�cie? Gdybym by�a m�oda,
Dost�pi�aby� tak samo. Ale co mog� pocz�� ja: stara, z�amana �yciem
kobieta? Kiedy przyszed� ci do g�owy ten pomys�?
� Ju� dawno, ale zrealizuj� go, kiedy tutaj wszystko zostanie
za�atwione.
_ Trzeba by�o tak od razu m�wi�. Zaoszcz�dzi�aby� mi wielu
niepotrzebnych zmartwie�.
� Czeka�am, a� wszystko si� wyja�ni. B�dziesz mog�a wynaj�� ma�e
mieszkanie w mie�cie i tam spokojnie �y�.
� Tak, tak, b�d� jednak musia�a oszcz�dza� na wypadek, gdyby�
zachorowa�a lub straci�a posad�! B�d� przecie� zmuszona zaj�� si� tob�.
� Mam nadziej�, �e nic podobnego si� nie stanie. W ka�dym razie
b�d� bardzo oszcz�dza�, �eby nawet w razie potrzeby nie by� dla ciebie
ci�arem.
� No, musz� przyzna�, �e jeste� roztropn� dziewczyn�.
By�y to jedyne s�owa uznania, jakie Ewa Maria us�ysza�a z ust
macochy za to, co zdecydowa�a dla niej po�wi�ci�.
Dziewczyna nie oczekiwa�a podzi�kowa�. Pragn�a sprzeda� dom
i na zawsze zerwa� stosunki z macoch�. Nigdy nie mog�a si� zdoby� na
odrobin� uczucia dla tej kobiety, od pierwszej chwili, gdy j� ujrza�a
jeszcze jako ma�a dziewczynka. Kiedy doros�a i zm�drza�a, czu�a do
acochy odraz�. Tylko z mi�o�ci do ojca nie okazywa�a swoich uczu�.
Wa Maria by�a wobec wszystkich ludzi serdeczna i mi�a, ale dla
cocny nie mog�a si� zdoby� na zrozumienie, wybaczenie, nie m�wi�c
0 Przyja�ni.
^~ Czy mog� wyj�� na spacer do lasu? Wr�c� za godzin�.
,,-, . czYwi�cie, moje dziecko! Przecie� musz� si� zacz�� przyzwycza-
J^-^e b�d� sama.
~~ DO zobaczenia!
26
27
� �egnaj, Ewo Mario!
Dziewczyna szybko posz�a na pierwsze pi�tro. Na parterze by�p0K,
bawialny, ma�y salon i gabinet, w kt�rym profesor pracowa�. W tJ
domu umieszczono kuchni� i spi�arni�. Na pierwszym pi�trze zna-
dowa�y si� sypialnie, �azienka i ma�y pokoik, gdzie przechowywan
niepotrzebne meble i inne przedmioty.
Kiedy Ewa Maria sz�a przez ogr�d, us�ysza�a turkot nadje�d�aj�cej
bryczki. Podesz�a do p�otu... nagle z przera�enia unios�a r�ce i szeroko
otwartymi oczami patrzy�a na par� sp�oszonych koni. Wo�nica naj-
widoczniej straci� panowanie nad zwierz�tami.
Zobaczy�a nadje�d�aj�cy poci�g. Wprawdzie dr�nik opu�ci� ro-
gatki, ale i on widzia� p�dz�ce konie. Ze zgroz� czeka� na katastrof�.
Rozp�dzone konie nie mia�y ju� czasu, �eby si� zatrzyma� i grozi�o
niechvhna zHprypni^ �? 1^.1���4...�-
im
Kiedy Ewa Maria ubiera�a si� do wyj�cia, pani Delius wsta�a
z kanapy, poprawi�a przed lustrem loczki na czole i posz�a do bawialnj
Tam ma�ym kluczykiem, kt�ry zawsze nosi�a przy sobie, otworzy(a
szafk� i wyj�a z niej pude�ko czekoladek z rumem. Przepada�a za
s�odyczami i stale trzyma�a w domu ich zapas. Usiad�a w fotelu i zacz�a
je��.
_ __, ��M..I. j j t*^j WLjLl
niechybne zderzenie z lokomotyw�.
Nagle Ewa Maria ujrza�a, �e z ty�u bryczki wsta� wysoki m�czyzna.
Wyszarpn�� lejce z r�k wo�nicy i usi�owa� zatrzyma� pojazd. Jeden
z koni upad� na kolana, bryczka nachyli�a si� i uderzy�a o przydro�ne
drzewo. Ze �rodka jak z katapulty wyrzuci�o cz�owieka.
W tym momencie obok szlabanu przejecha� poci�g. Podr�ni przez
okna obserwowali wypadek. Z przewr�conej bryczki wydosta� si� blady.
starszy m�czyzna � Beckmann. Wo�nica przera�ony wygramoli� sif
spod bryczki. By� w szoku. Mamrocz�c co� niezrozumiale podbieg}"�
koni.
Ewa Maria pogna�a na miejsce wypadku i nachyli�a si�
nieprzytomnym, wyrzuconym z bryczki m�czyzn�. Dopiero po
zauwa�y�a notariusza i zawo�a�a zdziwiona:
28
nad
iii
koni.
To pan, panie Beckmann? A wi�c ten nieszcz�nik to pan von
L6^ e Taj^ p