11084

Szczegóły
Tytuł 11084
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11084 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11084 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11084 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jadwiga coulcmahler K�opotliwa scheda Tytu� orygina�u: Die Testamentklausel � Copyright by Gustav H. Liibbe Yerlag GmbH, Bergisch Gladbach � Copyright for the Polish edition by Edytor, Katowice � Translation by Hildegarda Salacz 8767-1 ISBN 83-86812-21-4 Projekt ok�adki i strony tytu�owej Marek Mosi�ski * Redakcja Piotr Sto�y Korekta Henryka Dobrza�ska Wydanie pierwsze. Wydawca: Edytor s. c., Katowice 1996 Sk�ad i �amanie: �Studio-Sk�ad", Katowice Druk i oprawa: Opolskie Zak�ady Graficzne � Arminie, chod�my na bal dziennikarzy! � Po co? � Zabawimy si�. � Stary, to nic mi nie pomo�e! � Przynajmniej troch� si� rozerwiesz! � M�wisz tak, jakby� nie wiedzia�, gdzie kr��� moje my�li! Wola�bym p�j�� do domu! � Chcesz podda� si� czarnej rozpaczy? Przecie� to nie ma sensu! � Tak samo nie ma sensu ten ca�y bal dziennikarzy. Tam musia�- bym na dobitk� by� dowcipny! Nie, Hansie, nie chc� dzisiaj nikogo widzie�. � Sam dla siebie jeste� najgorszym towarzystwem! Chod��e ze mn�! Schliven i Werdern te� tam b�d�! � Jeszcze jeden pow�d, �ebym nie poszed�. Dla tych dw�ch wrog�w kobiet by�bym znakomitym obiektem z�o�liwych uwag. Oni te� wiedz�, �e Aleksandra Wendhoven wychodzi dzisiaj za m�� i �e zrobi�a ze mnie wariata. Tylko na mnie czekaj�! Nie znosz� tych pesymist�w! Mimo �e zdradzi�a mnie kobieta, jednak wierz� w kobiety! Za bardzo kocha�em i czci�em matk�, by wszystkie kobiety bez wahania zmiesza� z b�otem. Zostaw mnie w spokoju! Id� sam na ten bal, je�eli masz ochot�! Hans von Rippach wzruszy� ramionami. � Nie zale�y mi na tym. Chcia�em, �eby� si� troch� rozerwa�. � Dzi�kuj� ci, wiem, �e mi dobrze �yczysz. W tym wypadku rozrywka na nic. Takie godziny musi cz�owiek po prostu przebole�. Czy s�dzisz, �e dzisiaj m�g�bym my�le� o czym� innym ni� o niej? Dzisiaj zostanie �on� innego i b�dzie si� �mia�a z durnia, kt�ry chcia�, �eby z nim dzieli�a bied�! Czy� dla Aleksandry nie by�o nic lepszego na �wiecie ni� czekanie, a� wielbiciel wywalczy dla niej i dla siebie skromn� egzystencj�? Armin von Leyden wypowiedzia� te s�owa z ironi� i wida� by�o, �e zadano mu ci�ki cios. Przyjaciele w milczeniu szli obok siebie. Rippach doszed� do wniosku, �e lepiej zostawi� przyjaciela w spokoju. Po chwili za- pyta�: � Czy chcesz, �ebym sobie poszed�? Powiedz mi. Nie b�d� si� gniewa�. � Nie. Je�eli m�j z�y humor nie zniech�ca ci�, chod�my do jakiego� zacisznego lokalu. Napijemy si� wina! � Dobra my�l! Dok�d p�jdziemy? � Wszystko jedno! � No to skr�cimy tam w prawo, za rogiem jest przyjemna knajpka. Nied�ugo weszli do ma�ej winiarni, w kt�rej w niszach wy�o�onych ciemn� boazeri� sta�y okr�g�e stoliki i pluszowe kanapy. Usiedli i zam�wili wino. Rippach wzni�s� toast. r � �ycz�, �eby� szybko zapomnia� o tym, co ci� spotka�o! Alek- sandra nie jest warta, �eby m�czyzna mia� przez ni� zmarnowa� swoje �ycie. Leyden skin�� g�ow�, nic nie m�wi�. Rozmowa nie klei�a si�. Rippach nie m�g� znale�� odpowiednich s��w, �eby poprawi� nastr�j przyjaciela. Na jego przystojnej twarzy odbi�o si� zmartwienie. O p�nocy Leyden wsta�: � Hans, nie gniewaj si�, jestem zm�czony i chc� p�j�� do domu. � Dobrze, jak sobie �yczysz! Zawo�a� kelnera, zap�aci� i opu�cili winiarni�. Rippach odprowadzi� Leydena. Przed domem po�egnali si� u�cis- kiem d�oni: � Do zobaczenia jutro! Armin powoli wspina� si� po schodach do mieszkania sk�adaj�cego si� z sypialni i gabinetu. Po ciemku zdj�� p�aszcz, potem zapali� lamp�, kt�ra o�wietli�a jego m�sk� twarz z czarnymi oczami. Opad� na krzes�o i d�ugo siedzia� bez ruchu. Kiedy poczu� ch��d, wsta� i podszed� do okna. By�a zima, na ulicy le�a� �nieg. Latarnie rzuca�y �wiat�o na przechodni�w. Armin zgasi� lamp� i poszed� do sypialni., Tej nocy nie m�g� zasn��. Kiedy nast�pnego dnia wr�ci� po pracy do domu, przyszed� do niego Rippach. � Witaj, Arminie! Znikn��e� mi w t�umie przy wyj�ciu z urz�du. Wiedzia�em jednak, �e zastan� ci� w domu. Czy masz co� do picia? � Mo�esz dosta� koniak. � Dawaj! Wyj�� z biurka butelk� i dwa kieliszki, nape�ni� je, po czym po�o�y� na stole papierosy i zapalniczk�. � We� sobie! � Dzi�kuj�! Nie zapalisz? � Zaraz. Siedzieli tak, palili i patrzyli przed siebie w milczeniu. Nagle Leyden wsta�, stan�� przy krze�le przyjaciela i po�o�y� mu r�k� na ramieniu: � S�uchaj, stary, ni� musisz si� po�wi�ca�. Doceniam twoj� dobr� wol� i jestem ci wdzi�czny. Naprawd� nie musisz si� nudzi� w moim towarzystwie. � Nie m�w bzdur. Wcale nie czuj� si� �le w twoim towarzystwie! Wiesz, czasem bardzo lubi� w spokoju sp�dzi� par� chwil. � Hm, to co� nowego! W�a�ciwie tak� kontemplacj� m�g�by� o wiele przyjemniej sp�dzi� w twoim eleganckim mieszkaniu. � A mnie bardzo podoba si� w�a�nie tutaj! � Dobrze, zosta� wi�c. Ale ja dzisiaj nie zamierzam wychodzi� z domu. � Doskonale! Ja r�wnie� nie mam na to ochoty. Czy naprawd� ka�dy wiecz�r trzeba sp�dza� w teatrze, na koncercie czy w restauracji? Armin za�mia� si� g�o�no: � Jeste� hipokryt�! Hans promienia�. � Bogu dzi�ki. Wreszcie znowu si� �miejesz! Powiedz mi, czy ju� jeste� po kolacji? � Nie. Moja gospodyni podaje zwykle herbat� i kanapki. Czy zjesz ze mn�? � Ch�tnie! Jestem g�odny, a skoro nie masz ochoty wyj�� z domu, musisz mnie ugo�ci�. � Postaram si�, �eby� by� zadowolony. Wierny z ciebie kompan. � Dlaczego? � Dobrze wiesz dlaczego! Ka�� przynie�� piwo albo wino, co wolisz? � Niech b�dzie piwo! Przy kolacji sporo rozmawiali. Rippach opowiada� dowcipy i cieszy� si� jak dziecko, widz�c, �e Leyden si� �mieje. Byli zaprzyja�nieni od wielu lat. Ojciec Leydena, lekarz, zmar�, kiedy Armin by� na trzecim roku studi�w. Nie dorobi� si� du�ego maj�tku, ale matka otrzymywa�a odsetki wystarczaj�ce na skromne �ycie. Pani von Leyden by�a jedn� z kobiet gotowych na wszystko, byle zapewni� byt synowi. Odmawia�a sobie dos�ownie wszystkiego, umo�liwiaj�c Ar- minowi uko�czenie studi�w prawniczych. Kiedy zosta� asesorem, matka zmar�a. Odsetki od ma�ego kapita�u, dotychczas dzielone na dwie osoby, zapewnia�y mu spokojne �ycie. Rippach, jak przysta�o na przyjaciela, dzieli� z nim wszystkie smutki i rado�ci. Mia� zamo�nych rodzic�w. Zawsze weso�y i pogodny wywiera� korzystny wp�yw na nieco flegmatycznego przyjaciela uznaj�c � bez zawi�ci �jego intelektualn� wy�szo�� i przewag� fizyczn�. W zamian Armin hamowa� Hansa, kiedy ten za bardzo szala� na balach i hula� z kolegami. Przyjaciele uzupe�niali si� pod ka�dym wzgl�dem, a ich przyja�� pog��bia�a si� z roku na rok. Kiedy Hans zorientowa� si�, �e Armin zakocha� si� na zab�j w pi�knej, lecz biednej i bardzo rozpieszczonej Aleksandrze Wend- hoven, powa�nie si� zmartwi�. Ostrzega� go przed ni�, poniewa�, jako realista zauwa�y�, �e Aleksandra jest pr�n� kokietk�, zbyt rozpieszczo- n�, �eby chcie� zosta� �on� biednego asesora. Niestety, jego ostrze�enia zosta�y bez echa. Czy do zakochanego m�czyzny kiedykolwiek dociera- �y rozs�dne argumenty? Zawiadomienie o zar�czynach ukochanej Armin otrzyma� dwa dni po balu, na kt�rym Aleksandra obdarza�a go szczeg�ln� czu�o�ci�. Cios by� tym bardziej bolesny, �e r�wnocze�nie przekona� si� o prawdziwym charakterze m�odej damy. Mimo i� czu� do niej pogard�, nie m�g� przesta� jej kocha�. Wczoraj Aleksandra zosta�a �on� m�czyzny, kt�ry nie mia� �adnych zalet, tylko du�o pieni�dzy. Hans jak zwykle okaza� si� wiernym przyjacieitfr^ Armin by� wdzi�czny, chocia� �aden z nich o tym nie m�wi�. W samym �rodku las�w Turyngii stoi na wzg�rzu zamek Burgwer- ben. Z dwu stron p�yn� w�skie odnogi rzeki czyni�c ze� wysp�. Szeroki most nad rzek� si�ga do drogi prowadz�cej ku zamkowi. Burgwerben jest du��, szar� budowl� z wy�szym �rodkowym budynkiem i dwoma czworok�tnymi wie�ami. Mimo swojej surowo�ci zamek na wyspie wr�s� w krajobraz i by� bardzo malowniczy. Za rzek� rozci�ga�y si� �yzne pola, a wy�ej stare, g�ste lasy. U podn�a le�a�a ma�a wioska o tej samej nazwie. Domy, kryte czerwon� dach�wk�, rozsypa�y si� wzd�u� obu w�skich odn�g, kt�re za wzg�rzem z zamkiem, ��czy�y si� w szerok� rzek�. Na skraju lasu, nad brzegiem rzeki pobudowali wille zamo�ni ludzie zachwyceni urokiem tego zak�tka. Zamek i ogromny obszar ziemi nale�a�y do Fryderyka von Leydena. �eni�c si� z ostatni� hrabin� z rodu Burgwerben jego ojciec zosta� w�a�cicielem du�ego maj�tku. Teraz Fryderyk uko�czy� sze��dziesi�t lat, nie mia� rodze�stwa, nigdy si� nie o�eni�. Przed laty by� weso�ym, kochaj�cym �ycie m�odzie�cem, dop�ki pewnego dnia, przed dwudzies- tu pi�ciu laty, nie wr�ci� do zamku ponury i cichy. Zdradzony przez ukochan� spowodowa� wypadek, w kt�rym zabi� przyjaciela. Odt�d zmieni� si�. Jednak nikt nie pozna� nigdy szczeg��w tragedii. Fryderyk von Leyden sta� si� dziwakiem. W swoim otoczeniu nie znosi� kobiet. Kucharka, pokoj�wki i s�u��ce mieszka�y w oddzielnej przybud�wce. Mia�y zakaz pokazywania si� panu dziedzicowi na oczy. Nie by�o to trudne, poniewa� Fryderyk von Leyden przebywa� stale ^ zamku, �y� w�r�d swoich ksi��ek i stamt�d zarz�dza� maj�tkiem. Jego najbli�szym pomocnikiem by� inspektor Scheveking, ma�om�wny i, tak jak jego pan, ponury stary kawaler. Mieszka� w s�u�bowym mieszkaniu sam i tak�e nie znosi� kobiet. �e�sk� s�u�b� kierowa�a panna Wunderlich. Rezolutna, niska, tegawa os�bka m�ci�a si� za pogard� okazywan� kobietom na zamku Burgwerben w ten spos�b, �e nie ukrywa�a wrogo�ci wobec m�czyzn. Stale k��ci�a si� z inspektorem, codziennie obrzucali si� wyzwiskami, co widocznie by�o niezb�dne dla ich dobrego samopoczucia. Fryderyk von Leyden mia� wielu krewnych. Byli jednak biedni tak jak jego ojciec, zanim o�eni� si� z bogat� hrabin�. W miar� up�ywu lat, gdy Fryderyk wci�� nie zak�ada� rodziny, krewni zacz�li go odwiedza�. By�o to bezwzgl�dne polowanie na sched�, wszyscy prze�cigali si� w okazywaniu mu mi�o�ci i przywi�zania. Ponury dziedzic broni� si� ironicznym u�mieszkiem przed pochleb- stwami. Kobiet w og�le nie przyjmowa�. Uknuto wi�c spisek. Zor- ganizowano zjazd rodu w nadziei �e mo�e Fryderyk zdecyduje si� poj�� za �on� jedn� z dziewcz�t z rodziny. Wynaj�to hotel. Po d�ugim molestowaniu Fryderyk uleg� i obieca�, �e zjawi si� na uroczysto�ci. Jad�c do miasta mia� kamienn� twarz. Nie inaczej by�o po powrocie do zamku. Nast�pnego dnia wezwa� notariusza i w obecno�ci Scheve- kinga sporz�dzi� testament, kt�ry zdeponowa� w s�dzie. Te wydarzenia mia�y miejsce przed pi�tnastu laty. Potem �ycie znowu toczy�o si� jak dawniej. Intrygi krewnych, kt�rzy nawzajem oczerniali si� przed Fryderykiem, obrzyd�y staremu kawalerowi. �adna z pa�, kt�re pozna� na rodzinnym zje�dzie, nie zrobi�a na nim dobrego wra�enia. Wszyscy si� zawiedli w swoich oczekiwaniach. Panna Wunderlich i Scheveking zgadzali si� tylko co do jednego: nienawidzili �kochanych krewnych". Najch�tniej prze- p�dziliby z zamku lizus�w i hipokryt�w, kt�rzy zatruwali �ycie dziedzicowi. t Schevening mia� jednak powody do satysfakcji, poniewa�, poza notariuszem, tylko on wiedzia�, kto odziedziczy maj�tek po �mierci pana. W duchu �mia� si� ze stara� krewnych wiedz�c, �e �aden z nich nie osi�gnie celu. P�n� jesieni� Leyden zapad� na zdrowiu. Nie wstawa� z ��ka. Sta� si� jeszcze bardziej milcz�cy, a jego oczy melancholijnie patrzy�y przez Nie przyjmowa� odwiedzin, nawet krewni, mimo usilnych pr�b, . zostali dopuszczeni do pana zamku. S�dz�c po wyrazie twarzy, Fryderyka von Leydena gn�bi�y ponure my�li. Od notariusza otrzymywa� d�ugie raporty, kt�re bardzo go interesowa�y. Tylko te sprawozdania wyrywa�y go z zadumy. Pewnego razu zdecydowa� wezwa� notariusza i uaktualni� tes- tament. Doda� pewn� klauzul�, o kt�rej nawet Scheveking nic nie wiedzia�. Gdyby wiedzia�, ze zdumienia kr�ci�by szpakowat� g�ow�. Fryderyk von Leyden nie wraca� do zdrowia, cho� opu�ci� ��ko i chodzi� po pokoju. W noc sylwestrow�, jak co roku, nie odm�wi� sobie wyprawy saniami do starego, za�nie�onego lasu. Niestety, przezi�bi� si� i dosta� zapalenia p�uc. Nie przyjmowa� wci�� wizyt krewnych. Poza doktorem tylko wierny s�uga, Dillenberger, i Scheveking piel�gnowali chorego i nikogo nie dopuszczali do swojego pana. Po zapaleniu p�uc wywi�za�y si� komplikacje z nerkami. Stan chorego budzi� powa�ne obawy. Min�a zima, zbli�a�a si� wiosna. Znikn�y �nieg i l�d. Trzeba by�o my�le� o pracach na polu. Scheveking cz�sto musia� zostawia� chorego pod opiek� Dillenbergera. Pewnego s�onecznego marcowego przedpo�udnia inspektor wraca� konno do zamku. Mia� zmartwion� min�. Na skraju lasu, gdzie bieg� tor kolejowy, spotka� m�od� dziewczyn� w �a�obie. Na bladej twarzy widnia�y �lady p�aczu. Scheveking zatrzyma� wierzchowca.1-' � Dzie� dobry panno Delius! � Dzie� dobry panu! Jak zdrowie pana von Leydena? � Ma za sob� ci�k� noc. Obawiam si� najgorszego! ~ Biedny stary pan! Ton tej wypowiedzi zdradza� szczere wsp�czucie. Scheveking skin�� g�ow�: ~ Tak, zas�uguje na wsp�czucie. Bardzp cierpi. A pani? Znowu Pani p�aka�a! Czy wraca pani z cmentarza? Odwr�ci�a g�ow�, �eby ukry� �zy: Zanios�am kwiaty na gr�b ojca. Tak bardzo kocha� r�e! Scheveking skin�� g�ow�. ,, ' l � Z pani to dobre dziecko. Wyj�tek w�r�d kobiet. Min�y ju� trzy tygodnie od �mierci pana profesora. Jego te� ma na sumieniu z�a ko- bieta! A co porabia macocha, h�? W jego g�osie wyczuwa�o si� niech��. Ewa Maria Delius zmarszczy�a czo�o. � Stale narzeka na bied�! Drogi panie inspektorze, marz�, �eby pan von Leyden wyzdrowia�! Obieca�, �e kupi nasz dom z ogrodem za trzydzie�ci pi�� tysi�cy marek. Odsetki od tego kapita�u wystarcz� mojej macosze. � No a pani? � Skoro tylko troch� wr�c� do si�, poszukam sobie posady. Jestem m�oda, zdrowa i umiem wiele rzeczy. � Pani by�aby w stanie pope�ni� takie g�upstwo? Bzdura! �eby wszystko odda� macosze? Pani jest tak �atwowierna, jak by� pani ojciec! � zirytowa� si� inspektor. Dziewczyn� westchn�a. � Nie mog� d�u�ej s�ucha�, jak �le m�wi o moim ojcu! Niech sobie wszystko zabierze, �eby si� tylko uspokoi�a. Scheveking za�mia� si� szyderczo. � Oczywi�cie, niech jej pani wszystko odda: t� reszt� maj�tku ojca, kt�rej jeszcze nie zd��y�a roztrwoni�. A pani b�dzie na �asce obcych ludzi? Do jasnej cholery! Nie mog� tego znie��! � krzykn�� tak g�o�no, �e ko� skoczy� na bok. � Niech pan nie klnie! Wiem, �e pan nie jesta� taki srogi, za jakiego pan chce uchodzi�. Scheveking skin�� g�ow�. � �egnam! Musz� si� spieszy� do chorego! � odpar� i szybko odjecha�. Ewa Maria przez chwil� patrzy�a za nim, potem posz�a dalej. W pobli�u stacji kolejowej, na skraju lasu, sta� skromny dom letniskowy otoczony �adnym egrodem. Dawniej profesor Delius i jego rodzina sp�dzali tutaj letnie wakacje. Od kiedy jego druga �ona roztrwoni�a maj�tek, a na dodatek profesor powa�nie zachorowa� i musia� przej�� na emerytur�, na sta�e zamieszkali we wiosce. �ona profesora, niegdy� znana pi�kno��, by�a teraz t�gaw� kobiet�. �ycie m�a i jego c�rki zamieni�a w prawdziwe piek�o. Stale gdera�a i narzeka�a na �n�dz�" � do czego zreszt� sama doprowadzi�a swoj� rozrzutno�ci�. 10 Ewa Maria stara�a si� zapewni� ojcu, otrzymuj�cemu nisk� emerytu- zno�ne �ycie. By� botanikiem i kocha� kwiaty. Jego najwi�ksz� ado�ci� by�y r�ne ro�liny, kt�re hodowa� w ogrodzie, gdzie pracowa� od rana do wieczora. Ros�y tam najpi�kniejsze r�e w ca�ej okolicy. C�rka dzielnie pomaga�a mu w pracy. Od trzech tygodni profesor Delius nie �y�. Z dniem jego �mierci wygas�a emerytura. Obie panie nie posiada�y nic poza domem z ogro- dem i bogat� bibliotek�. Wi�kszo�� zbior�w pani Delius sprzeda�a zaraz no �mierci m�a za tysi�c marek. Teraz musia�y z tego �y�. Po powrocie do domu Ewa Maria posz�a do swojego pokoju. Z kuchni dochodzi� piskliwy g�os macochy. Krzycza�a na m�od� dziewczyn�, kt�ra gotowa�a im i sprz�ta�a. Wo� przypalonego mleka dociera�a wsz�dzie i to by�o powodem awantury i narzeka�. Ewa ba�a si� podobnych wybuch�w z�o�ci swojej macochy. Nie mog�a poj��, jak jej ukochany, szlachetny ojciec m�g� pokocha� tak� kobiet�, kt�rej zachowanie stale wprawia�o j� w zak�opotanie. Ewa Maria by�a m�oda i niedo�wiadczona. Nie zna�a �ycia, nic nie wiedzia�a o tajemniczych nami�tno�ciach, kt�re ci�gn� m�czyzn� do kobiety bez wzgl�du na^jej wady. Nie wiedzia�a, �e zakochany m�czyzna traci poczucie rzeczywis- to�ci i jest za�lepiony wy��cznie zewn�trznymi walorami ub�stwianej kobiety. Ewa Maria bardzo kocha�a ojca i by�a do niego przywi�zana, ale do macochy nigdy nie zdo�a�a si� zbli�y�. Od pierwszego dnia by�a dla niej obc� osob� i nie istnia�o mi�dzy nimi porozumienie. Po �mierci ojca postanowi�a opu�ci� macoch�. Je�eli jej zostawi wszystkie pieni�dze ze sprzeda�y domu z ogrodem, nie b�dzie jej broni�a odej��. Chcia�a zosta� tutaj jeszcze kilka miesi�cy, do dnia sprzeda�y domu, a potem wyruszy w �wiat, do obcych ludzi. Fryderyk von Leyden zmar� dwudziestego marca na r�kach wier- nego Dillenbergera. Obecni przy tym byli tylko doktor i inspektor vekmg. Do ostatniej chwili dzielnie bronili krewnym dost�pu do umieraj�cego. Pan na zamku umar� nie niepokojony. li Zanim zosta� pochowany, krewni ��dali od Schevekinga ujawnienia czy zosta� spisany testament i kto jest g��wnym spadkobierc�. Scheve- king, oburzony brakiem delikatno�ci i nale�ytego szacunku, ostro przywo�a� wszystkich do porz�dku. Krewni zgodnie ustalili, �e inspektor �wyleci", kiedy s�d ujawni spadkobierc�. Wi�kszo�� krewnych nie wierzy�a zreszt� w istnienie testamentu. A skoro s�dzili, �e nie ma testamentu, wi�c b�d� dziedziczy� jednakowe cz�ci ogromnego maj�tku: ka�dy otrzyma pi�tnast� cz��. Wyliczyli nawet, ile to wyniesie! Kiedy nagle gruchn�a wie��, �e Fryderyk von Leyden jednak sporz�dzi� testament, powsta�o zamieszanie! Wszyscy byli bardzo zaniepokojeni, poniewa� nikt nie m�g� si� pochwali�, �e Fryderyk von Leyden w�a�nie jemu okazywa� �yczliwo��. By�o wr�cz przeciwnie! Nikt nie przyznawa� si�, �e nienawidzi� zmar�ego, poniewa� by� nieprzyst�pny i zamkni�ty w sobie. Armin von Leyden po pewnym czasie odzyska� spok�j wewn�trzny. Kosztowa�o go to jednak sporo wysi�ku. Hans von Rippach z zadowole- niem stwierdzi�, �e przyjaciel jest znowu pogodny. By�y to jednak pozory. Nadal kocha� Aleksandr� i przyznawa� si� do tego wy��cznie przed samym sob�. Z Hansem nie rozmawia� na ten temat. Na szcz�cie m�oda para sp�dza�a miesi�c miodowy na Rivierze i Armin nie m�g� spotka� Aleksandry na balach i przyj�ciach. Obu przyjacio�om nie brakowa�o rozrywek. Cz�sto bywali w domu stryja Hansa, kt�ry ch�tnie otacza� si� m�odzie��. Poniewa� sam nie mia� dzieci, zaprasza� cz�sto bratank�w i siostrzenice. Jego �ona, wtajem- niczona przez Hansa, z du�ym taktem i delikatno�ci� stara�a si� umniejszy� b�l i rozczarowanie, jakie prze�ywa� Armin. Tak te� min�a zima. Pewnego dnia przyjaciele siedzieli w kawiarni i przegl�dali gazety. Nagle Armin wyda� okrzyk zdziwienia. � Co si� sta�o? � W�a�nie przeczyta�em, �e zmar� Fryderyk von Leyden! 12 __ Czy to tw�j krewny? __ Tak, dziesi�ta woda po kisielu. Kuzyn mojego ojca. Poza tym si�dmy cud �wiata! _ W jakim sensie/ __ Fryderyk to jedyny z rodu Leyden, kt�ry ma pieni�dze, a opr�cz tego wspania�y maj�tek w Turyngii. S�ysza�em o tym od mojego ojca. __ A wi�c bogaty wujek! Gratuluj�! _ I\fie ma powodu! By� wprawdzie kawalerem i nie mia� natural- nego bezpo�redniego spadkobiercy, lecz ca�y zast�p bli�szych i dalszych krewniak�w p�aszczy� si� przed nim, �eby wy�udzi� cz�� schedy. M�j ojciec zawsze trzyma� si� na uboczu, unika� Fryderyka, poniewa� by� dumny i nie chcia� wzbudza� podejrze�, �e liczy na spadek. Fryderyk che�pi� si� swoim bogactwem i by� najbardziej niesympatycznym cz�owiekiem, jakiego mo�na sobie wyobrazi�. Hans od�o�y� gazet� i z zaciekawieniem patrzy� na przyjaciela. � Czy ty go zna�e�? � Spotka�em go tylko jeden raz, ale by�o to dawno temu. Chodzi- �em wtedy do liceum. Nie wiem ju� z jakiego powodu cz�onkowie mojego rodu zorganizowali zjazd rodzinny. Do przyjazdu na uroczys- to�� namawiali te� mojego ojca. Poniewa� akurat wtedy ojciec sp�dza� ze mn� wakacje w Turyngii, m�g� bez trudu przyby� do miasta po�o�onego niedaleko maj�tku Fryderyka. Oczywi�cie ojciec zabra� mnie ze sob�. Wyobra�a�em sobie wtedy, �e �zjazd rodzinny" to co� wspania�ego, w ka�dym razie co� wyj�tkowego. Zobaczy�em jednak tylko du�o nieciekawych os�b bardzo zabiegaj�cych o wzgl�dy jednego m�czyzny � tego w�a�nie Fryderyka. Ojciec opowiada� mi, �e on zastrzeli� w pojedynku swojego przyjaciela. By�o to bardzo dawno temu. Mo�esz sobie wyobrazi�, �e patrzy�em na niego z uczuciem podziwu, ale i grozy. � Mog� to sobie wyobrazi�! Opowiadaj, co dalej? � Niewiele jest do opowiedzenia. Ojciec trzyma� si� na uboczu. Nie mog�em zrozumie�, dlaczego ci wszyscy ludzie uni�enie znosili pogard- liwe zachowanie tego cz�owieka. Nie wiem z jakiego powodu nagle podszed� do nas i badawczo patrzy� na mnie. By�em nieco przestraszony, a'e nie spu�ci�em oczu. Wytrzyma�em jego �widruj�cy wzrok. Poda� mojemu ojcu r�k� i zapyta�: 13 � Czy ty jeste� Adolf von Leyden, a to jest tw�j syn, Armin? � Tak � odpar� ojciec �ciskaj�c jego d�o�. � Dlaczego stoisz na uboczu i nie witasz si� tak wylewnie, jaj^ pozostali krewniacy? Ojciec wzruszy� ramionami. � Jestem szczery. Nie chc� udawa� wi�cej przyja�ni, ni� jej odczuwam. � A wi�c nie darzysz mnie przyja�ni�? � Znam ci� zbyt ma�o! � Tak, to prawda. Nigdy mnie nie odwiedzasz. Inni bardzo cz�sto przychodz�, ty nigdy. � Jestem lekarzem, mam ma�o wolnego czasu. A poza tym nic tu po mnie! Co mia�bym robi� na zamku? Wtedy Fryderyk von Leyden u�miechn�� si� ironicznie i rzek} z gorycz�: � No, powiedzmy: stara� si�, �ebym ci co� zapisa� w testamencie! Ojciec powa�nie na niego spojrza� i odpowiedzia�: � Gdyby� mnie zna�, nie powiedzia�by� tego! Mam z czego �y�, nie musz� liczy� na spadek. Nawet gdybym by� w potrzebie, nie zrobi�bym tego. � O, czy�by� by� a� tak bogaty? � Nie, ale jestem lekarzem i mog� utrzyma� rodzin�! � Przecie� masz syna! Nie zrobi�by� tego dla niego? , � M�j syn b�dzie uczciwie zarabia� na �ycie tak, jak jego ojciec. Nie martwi� si� o jego przysz�o��. Fryderyk von Leyden d�ugo patrzy� na ojca, a potem na mnie. W ko�cu po�o�y� r�k� na mojej g�owie. � Tak s�dzisz? Mia�em wtedy chyba trzyna�cie lat, z przekor� potrz�sn�wszy g�ow� krzykn��em: , � Zostaw mnie, nie kocham ci�, zostaw mojego ojca w spokoju! Fryderyk von Leyden u�miechn�� si� i dziwnie patrzy� na pozo- sta�ych krewnych. S�ysz�c moje s�owa tym bardziej przymilali si� do bogacza. Odwr�ci� si� od nas. Ojciec zabra� mnie i opu�cili�my hotel. Po drodze �le wyra�a�em si� o Fryderyku von Leydenie. __ Arfflinie, nie wolno tak m�wi�. On jest bardzo nieszcz�liwym Ciekiem mimo swojego ogromnego bogactwa. P zez chwil� panowa�a cisza, przyjaciele milczeli. Potem Armin powiedzia�: F _ \Viesz, nigdy nie zapomnia�em tych s��w. Cz�sto rodzice roz- wiali o nim i zawsze s�ucha�em z du�ym zainteresowaniem, chocia� . wszyStko rozumia�em. Odk�d opu�ci�em dom, �adna wiadomo�� o nim nie dotar�a do mnie. _ Wiesz, jestem ciekawy, kto odziedziczy jego maj�tek? Mo�e jednak dostaniesz jak�� cz��! Armin za�mia� si� serdecznie. ' _ To s� pobo�ne �yczenia. Wierzysz w to, poniewa� jeste� moim przyjacielem i dobrze mi �yczysz. Mo�esz spokojnie spa�! Jestem pewien, �e nie zapomnia� i nie wybaczy� mojego gburowatego zachowa- nia. Zr�b mi przyjemno�� i nie m�wmy ju� o tym. � No dobrze! A wi�c, co zrobimy z dzisiejszym wieczorem? � Nie wiem, podaj mi gazet�! Armin zaczai czyta� og�oszenia: Opera � �Carmen "�przedstawie- nie wyprzedane, Teatr Dramatyczny � �Przysi�ga wierno�ci" � to nie dla mnie, Teatr Narodowy, to samo, Operetka � �Opowiadania Hoffmanna" � to co� dla nas! P�jdziemy? � Zgoda. Zap�acili i opu�cili kawiarni�. Na ulicy panowa� du�y ruch. Spotyka- li wielu znajomych, zatrzymywali si� i rozmawiali. Nagle stan�� przed nimi m�ody oficer, Otto von Sanden. Poniewa� te� mia� wolny wiecz�r, zaprosili go na spektakl. Kilka dni p�niej, gdy Leyden siedzia� przy �niadaniu, gospodyni jak co dzie� przynios�a poczt�: listy, druki i gazety, kt�re przegl�da� przed wyj�ciem do urz�du. znalaz� nic ciekawego z wyj�tkiem jednego listu: 15 14 �F1T Szanowny Panie von Leyden! Musz� z Panem porozmawia� w wa�nej sprawie. Je�eli nie otrzyman od Pana innej wiadomo�ci, odwiedz� Pana dzisiaj po poludniu w Pa�skm mieszkaniu. Z powa�anie^ Heinrich Beckmann, notariusz Armin pokr�ci� g�ow� i zdziwiony mrukn�� sam do siebie: � Nie znam pana Beckmanna. Gdzie on mieszka? Aha, hotel �Keiserhof Hm! A wi�c o trzeciej. Wr�c� wcze�niej do domu. Prawdopodobnie ghodzi o jak�� s�u�bow� spraw� ale o �prywatnym" znaczeniu. Doko�- czy� �niadanie i wyszed� do urz�du. Wr�ci� przed trzeci�. Punktualnie o wyznaczonej godzinie zjawi� si� notariusz. Kiedy usiedli, Armin zapyta�: � Czym mog� panu s�u�y�? Notariusz wyj�� z kieszeni pismo i rzek�: � Prosz�, �eby pan to przeczyta�. Jest to odpis testamentu mojego zleceniodawcy, pana Fryderyka von Leydena. Armin z wahaniem wzi�� pismo. � Czy pan jest upowa�niony, �eby mi wr�czy� ten odpis? � Tak, mam polecenie od zmar�ego, pana von Leyden. Pr�sz? przeczyta�, zanim zaczniemy omawia� spraw� spadku. Armin zacz�� czyta�. Na jego twarzy pojawi� si� wyraz zdumienia potem niedowierzanie. � Prosz� pana, to jest kiepski �art! Notariusz u�miecha� si�. � To jest prawda, prosz� pana, sprawa jest powa�na � rzeki z naciskiem. Armin przetar� r�k� czo�o, zrobi� kilka krok�w, a potem stan�' przed Beckmannem. � Trudno mi w to uwierzy�. Nie mog� poj��, �e Fryderyk von Leyden wyznaczy� mnie na spadkobierc� swojego maj�tku! Ja by� jedynym spadkobierc�? Dlaczego w�a�nie ja? Przecie� nigdy go odwiedza�em, by�em dla niego w�a�ciwie obcym cz�owiekiem! � Wszystko wyja�ni to pismo, kt�re spadkodawca poleci� przekaza�*. Zanim jednak oddam je panu, prosz�, �eby pan przeczy�3 nik do testamentu, kt�rego tre�� musi pan przyj�� do wiadomo�ci Z zi� zgod� na spe�nienie warunku zmar�ego pana Fryderyka von Leydena. . Z tymi s�owami notariusz poda� Armmowi kopert�. Dr��cymi r�koma ch�opak otworzy� kopert� i zacz�� czyta�. Z nie- dowierzaniem kr�ci� g�ow� i wreszcie zapyta�: _ pan cz�sto widywa� pana Fryderyka von Leydena? _ jak^ bardzo cz�sto z nim rozmawia�em. _ Czy zdaniem pana by� cz�owiekiem zdrowym na umy�le? Prosz� wybaczy� to pytanie, ale to, co jest tutaj napisane, brzmi bardzo dziwnie i zaskoczy�o mnie! _ pan von Leyden by� normalnym cz�owiekiem do ostatniej chwili swojego �ycia. Nie spotka�em wielu tak m�drych ludzi. By� dziwakiem, samotnikiem i stroni� od ludzi. Spowodowa�y to chyba jego ci�kie prze�ycia. Zreszt� testament zosta� sporz�dzony przed pi�tnastu laty, teraz tylko doda� ten za��cznik i to w ostatnich dniach swojego �ycia, kiedy ju� nie opuszcza� ��ka. Armin nadal nie potrafi� uwierzy�. � Ja mia�bym odziedziczy� maj�tek i zamek Burgwerben oraz ogromny kapita�? � Z wyj�tkiem kilku legat�w. � Czy pozostali krewni nic nie dostan�? Notariusz u�miechn�� si�. termin roku. Armin z�apa� si� za g�ow�. � Niezupe�nie. Ka�dy cz�onek rodu Leyden otrzyma dwa ty- si�ce marek, ale pod warunkiem, �e zobowi��e si�, i� nigdy nie zbli�y si� do zamku Burgwerben ani nie poka�e si� w tamtych okolicach. Poza tym inspektor Hermann Scheveking za wiern� s�u�b� dostanie Pi?� tysi�cy marek, a panna Wunderlich i lokaj Karl Dillenberger po trzy tysi�ce. Ostatnie trzy osoby maj� do�ywotne prawo korzy- stania z mieszkania i utrzymania na zamku. Ca�y pozosta�y ma- j�tek: nieruchomo�ci i kapita� w banku nale�� do pana pod warun- kiem, �e spe�ni pan ��danie pana Fryderyka von Leydena, to znaczy, ze o�eni si� w ci�gu roku od dnia obj�cia schedy. Ostateczny zawarcia �lubu up�ynie trzydziestego marca w przysz�ym 16 i scheda � Prosz� pana, przepraszam, jestem zaskoczony, nie wiem, Co pocz��. Nie mog� si� zaraz zdecydowa�. � Panie von Leyden, to wcale nie jest konieczne.. Ma pan czas, �eby spokojnie wszystko przemy�le�. Zostawiam odpis testamentu i ljst zmart�go. Je�eli b�d� potrzebny, prosz� o zawiadomienie lub wizyt�. Armin westchn�� i zapyta�: � Czy zostaje pan w Berlinie? � Nie, wyje�d�am dzisiaj wieczorem. S� pilne sprawy kt�re czekaj� na za�atwienie. � W takim razie dam panu odpowied� listownie. Po�egnali si�, a kiedy Armin zosta� sam, opad� na krzes�o. Mia� wra�enie, �e �ni. Min�o sporo czasu, zanim m�g� sobie zada� pytanie: Dlaczego w�a�nie mnie wyznaczy� na spadkobierc�? Nagle przypomnia� sobie list, kt�ry mu wr�czy� notariusz Beck- mann. Mo�e w tym li�cie b�dzie wyja�nienie albo przynajmniej jaka� wskaz�wka? Koperta by�a gruba, zawiera�a kilka arkuszy zapisanych zde- cydowanym charakterem pisma. Roz�o�y� je i zacz�� czyta�: Kochany Arminie! B�dziesz zdziwiony, �e w�a�nie Ciebie wyznaczy�em na spadkobierc� ca�ego mojego maj�tku i kapita�u w bankach. B�dziesz r�wnie� zaskoczo- ny moim warunkiem, kt�ry musisz spe�ni�, �eby m�c obj�� sched�. Poniewa� by�em kawalerem, ��dam od Ciebie, �eby� w ci�gu roku zalo�yl rodzin�. Mo�e pomy�lisz, �e jest to dziwactwo starego kawalera lub kaprys samotnika i dziwaka, za jakiego mnie powszechnie uwa�ano. Jednak to nie tak! Wszystko dok�adnie obmy�li�em i doszed�em do wniosku, �e tak nale�y post�pi�. Czuj�, �e nie b�d� d�ugo �y� i opanowa�a mnie przemo�na ch�� by przed kim� odkry� swoj� dusz�. Wola�bym wszystko wyzna� przed Twoim ojcem, poniewa� by� starszy i bardziej do�wiadczony od Ciebie, ale zmarl wcze�niej ni� ja. Tak wi�c maj�tek, kt�ry pierwotnie chcia�em zostacie jemu, przejdzie na Ciebie. Prosz� wi�c, wys�uchaj mojej spowiedzi. Wiem, �e teraz prze�ywasz bolesne mi�osne rozczarowanie, jednak w�a�nie to u�atwi Ci lepsze zrozumienie mnie. � u mojego �ycia wiele cierpia�em z powodu fa�szu, ob�udy inno�ci, ale mam na sumieniu ci�k� win�. W�a�nie to zatruwa�o ni inl. � zrobUo ze mnie nieszcz�liwego cz�owieka, pozbawionego rado�ci pienia na tym �wiecie. p foeztroskim, pi�knym dzieci�stwie na zamku Burgwerben, sp�dza- moimi ukochanymi rodzicami, zat�skni�em za szerokim �wiatem, 'podr�owa�em i u�ywa�em �ycia, dop�ki czysta g��boka mi�o�� nie spowodowa�a zupe�nej zmiany w moim �yciu. Nigdy nie wypala�em si� w ma�ych mi�ostkach, dlatego moje serce z ca�� nami�tno�ci� odda�em ukochanej kobiecie. Kiedy dowiedzia�em si�, �e kocham z wzajemno�ci�., s�dzi�em, �e jestem najszcz�liwszym cz�owiekiem. Los obdarzy� mnie trzema miesi�cami upojenia, rozkoszy i zachwytu. W dodatku mia�em przyjaciela, kt�ry dzieli� ze mn� to szcz�cie. Wtedy zmarli moi rodzice. Znios�em to bez g��bokiego wstrz�su. Pociesza�a mnie ukochana kobieta i wierny przyjaciel. Poniewa� byli wtedy dla mnie wszystkim, poczu�em si� �ebrakiem w chwili, kiedy straci�em ich oboje! Kobieta, kt�r� kocha�em, by�a ladacznic�. Uwiod�a r�wnie� mojego przyjaciela. Pewnego dnia zasta�em j� w jego obj�ciach i strzeli�em do niego. Umieraj�c prosi� mnie o przebaczenie i ��da�, �ebym przysi�g�, i� nie oddam si� w r�ce policji. Przyrzek�em, �e post�pi� zgodnie z jego �yczeniem. Przyjaciel przy �wiadkach o�wiadczy�, �e to by� pojedynek i �e zosta� ranny. Przyjaciel zmarl, ta kobieta znikn�a ,i nigdy wi�cej jej nie widzia�em. Po odbyciu kary w wi�zieniu � pojedynki s�, jak wiesz, zakazane � wr�ci�em do Burgwerben. Sta�em si� dziwakiem. Nasi wsp�lni krewni nie przyj�li do wiadomo�ci, �e nie chc� si� �eni�. Nachodzili mnie, poni�ali si� przymilaj�c, �eby zyska� moje uznanie i zosta� spadkobiercami. By�o to odra�aj�ce widowisko. A teraz opowiem o Tobie. Czy pami�tasz rodzinny zjazd, kiedy wiazieli�my si� po raz pierwszy i ostatni? Mia�e� wtedy trzyna�cie lat. HO/' ojciec i Ty r�nili�cie si� od pozosta�ych cz�onk�w rodu Leyden. e ) rozmawia�em z Wami, przekona�em si�, �e jeste�cie szlachetnymi c-ciwymi lud�mi. W tym dniu postanowi�em, �e b�dziecie moimi spadkobiercami. /, ./ a , � PraSnaJem nawi�za� przyja�� z Twoim ojcem. W jego oczach i os co mnie poci�galo do niego. Musia�em sobie jednak tego odm�wi�, "ogtem zabiega� o przyja��, poniewa� zabi�em przyjaciela! 18 19 Tak wie c pozosta�em samotny w moim pi�knym zamku, jak w grobo< cu! Cz�sto t�skni�em za Tob�, chcia�em, �eby� si� o�eni�, �eby dzieci� �miech rozbrzmiewa� w murach Burgwerben i uspokaja� moj� dusz�, jy zrobi�em tego, moje �ycie by�o pokut�. Poleci�em �eby Ci� z dala obserwowano. Wiem, �e jeste� uczciwy cz�owiekiem, wiem, �e dzielnie walczysz z przeciwno�ciami losu i Tok zawdzi�czam troch� rado�ci, kiedy docieraj� do mnie dobre wiadomo�, o Twoim �yciu. Wiem, �e niewierna kobieta zada�a Ci bolesny cios. /e^ moje s�owo a mog�a zosta� Twoj� �on�! Ale dowiedzia�em si�, �e je. egoistyczn�, p�ytk� kokietk�, kt�ra zrujnowa�aby Twoje �ycie. Zostat wi�c �on� innego, a Ty wyobra�asz sobie, �e jej nigdy nie zapomnis. Z tego powodu ��dam, �eby� w ci�gu roku za�o�y� rodzin�, poniewa� m chc�, by� zosta� sam, tak jak ja, i by� nieszcz�liwy. Staro�� bez �on i dzieci to bezgraniczne cierpienie, uwierz mi! Teraz, kiedy jeszcze bolejes nad niewierno�ci� ukochanej, �atwiej znajdziesz odpowiedni� �on�, ponie- wa� nie b�dziesz si� kierowa� nami�tno�ci�, ale zdrowym rozs�dkiem! Poszukaj kobiety, kt�ra b�dzie Twoim przyjacielem, Twoim wiernym druhem i dobr� matk� Twoich dzieci. Mam nadziej�, �e teraz wszystko zrozumia�e� i nie odtr�cisz m�j r�ki, jak wtedy, kiedy krzykn��e�: �Nie kocham ci�!", lecz powie�. �Op�akuj� ci�, Fryderyku von Leyden!" Je�eli sprawi�em Ci rado�� oddaj�c sched� w Twoje r�ce, prosz�, spe�nij moje �yczenie i rozejrzyj si� za uczciw�, zdrow� kobiet� i zadbaj, �eby w zamku Burgwerben ros�o nowe, szlachetne pokolenie. Na zako�czenie chc� poleci� Twojej opiece mojego starego inspektora, Hermanna Schevekinga. Robi wra�enie szorstkiego cz�owieka, leczjes uczciwym i oddanym pracownikiem, kt�ry ch�tnie b�dzie s�u�y� rad� di> dnia, kiedy sam zostaniesz do�wiadczonym gospodarzem na zamku Burgwerben. R�wnie� panna Wunder�ich � mimo swoich dziwactw �Jes! doskonal� ochmistrzyni�. To, �e z�o�liwie zakaza�em krewniakom pokazywa� si� w zamku i w te) okolicy, uchroni Ci� przed natr�tami, kt�rzy mi zatruwali �ycie. Poza tyM z oburzenia nie b�d� si� przewraca� w grobie. Tobie �ycz�, �eby� w starym kochanym, zamku sp�dzi� bard:'eJ radosne i szcz�liwe dni, ni� Tw�j nieszcz�liwy poprzednik Fryderyk von 20 rzeczytaniu listu Armin d�ugo siedzia� nieruchomo i patrzy� 'ebie By� do g��bi wzruszony. Przed oczyma stan�o mu ca�e Prze ^ycie starego cz�owieka. Serce bola�o go i nape�ni�o si� traS�czuciem. W�asny b�l i cudze cierpienie z��czy�y si�. W Jak�e biedny by� ten bajecznie bogaty m�czyzna! Armin pogr��y� . ,ozmy�laniach. Nie by� zachwycony, �e musi si� tak szybko o�eni�, iednak ciep�e, �yczliwe ostrze�enia Fryderyka von Leydena zapad�y mu w serce. �yczy� mu dobrze i chcia� go uchroni� przed losem, jaki sam musia� znosi�. W ka�dym razie Armin zrozumia�, �e to ��danie podyktowane by�o dobroci� i trosk� o jego przysz�o��. Wyrz�dzi� mu krzywd�, �le ocenia� tego cz�owieka. W my�lach przeprasza� go i postanowi� spe�ni� jego �yczenie. Przecie� znajdzie kobiet�, kt�r� b�dzie m�g� po�lubi�, �eby �y� w harmonii i wzajemnym szacunku. Tak jak Aleksandry nie pokocha ju� �adnej innej, jednak wiedzia�, �e istniej� ma��e�stwa zawarte bez nami�tnej mi�o�ci, kt�re nie nale�� do najgorszych! � Ch�opie, ty szcz�ciarzu! To co� wspania�ego! Wielkie nieba! Chyba zwariuj� z rado�ci! A wi�c jeste� g��wnym spadkobierc�, no i co? Nie m�wi�em, �e i ty co� dostaniesz! Oczywi�cie nie prze- widywa�em, �e a� tyle. Arminie, musz� ci� u�ciska�! Ciesz� si� razem z tob�! Gdy Hans dowiedzia� si� o szczeg�ach testamentu, krzykn��: � A to ci heca! Musisz si� o�eni�! Stary �wietnie wszystko obmy�li�! S�uchaj no, Aleksandra si� w�cieknie! Mog�a zosta� pani� na zamku, a tak jest �on� bankiera! Nie �a�uj� jej ani troch�. Nie r�b takiej miny, ju� nic nie m�wi�! Musimy si� zaraz zacz�� rozgl�da� za odpowiedni� Pann�. A mo�e zainteresujesz si� kt�r�� z moich kuzynek? No dobrze, w'em, �e te panny nie s� w twoim typie. S� niskie i pulchne, a ty wolisz szczup�e, wysokie, no... wiem, jak powinna wygl�da�, znajd� co� odpowiedniego. Armin po�o�y� r�k� na ramieniu przyjaciela: ~~ UcnaJ> stary, przecie� to ja musz� si� o�eni�! 21 la� � Oczywi�cie �e ty. Ostatecznie wcale nie musz� si� poniewa� sam jestem bardzo zaanga�owany. � Wiem, �e by�e� zim� zakochany, ale od czasu, kiedy sko�czy�y-- bale, wyra�nie och�on��e�. � Pozory myl�. Nie chc� si� sparzy�. W tych sprawach trzeba post�powa� wyj�tkowo ostro�nie. � Na co czekasz? Kto� mo�e ci� wyprzedzi�! � Po pierwsze, czekam na ciebie. Wiesz, taki podw�jny �lub, to cojl bardzo, bardzo romantycznego, a ja jestem w takim rozmarzonym nastroju. � Co ty m�wisz! Od kiedy? � Od kiedy jestem zakochany, o�le! � Dzi�kuj�! A po drugie? � Po drugie, dama mojego serca jest bardzo m�oda. Tej zimy by�a na swoim pierwszym balu. Oczywi�cie w oczach m�odej dziewczyny idea�em jest tylko doskona�y tancerz. A ja bynajmniej nie mog� si� pochwali�, �e jestem wspania�ym tancerzem. � Czy to znaczy, �e �le ta�czysz? � �artowa� Armin. � Tego nie powiedzia�em! Ale nie przerywaj mi, chc� ma�ej da� czas do namys�u. Je�eli do przysz�ej zimy nie wyleczy si� z mi�o�ci do mnie... no, reszty nie musz� dodawa�. � Dobrze! Zaczekam i ja do przysz�ej zimy. Przecie� nie musz� si� �eni� jutro. Mam jeszcze przed sob� rok wolno�ci. Je�eli w tym czasie nie znajd� nic wyj�tkowego, zaczekam na ciebie. � Zgoda! Jakie masz plany na przysz�o��? Czy porzucisz prac? w s�downictwie i zostaniesz rolnikiem? � Tak! Zawsze kocha�em przyrod� i interesowa�em si� agrono- mi�. Zrezygnuj� z pracy w urz�dzie. � Czy zamierzasz ca�y rok sp�dza� w Burgwerben? � Zim� zamsze mog� przyjecha� do Berlina, �eby zobaczy� przyjaci� i starych znajomych, a lato ty musisz sp�dza� u mme- S�ysza�em, �e zamek Burgwerben le�y w pi�knym zak�tku w Turyngii. � Kiedy tam wyje�d�asz? � Natychmiast po za�atwieniu wszelkich formalno�ci. Zawiadom' �em ju� Beckmanna. Hm! A wi�c nie pozosta�o nam nic innego, ni� uczci� to nTrzenie butelk� szampana! _! Zgoda! Mog� by� nawet dwie! Wiesz, Hans, czego mi �al? __ Czego? __ �e moja matka tego nie do�y�a. Ojciec te� cieszy�by si�, cho� on vwi�zywa� wagi do d�br doczesnych. Moja matka ca�e �ycie �y�a "kromnie, m�j Bo�e, jaka by to by�a rado��! Armin mia� �zy w oczach. Hans bez s�owa u�cisn�� mu r�k�. Wyszli z mieszkania i udali si� do znanej winiarni na ulicy Unter den Linden. Zdrowa, uczciwa kobieta o �agodnym charakterze i dobrym sercu... czy taka istota w og�le istnieje? Nie musi by� pi�kna, jednak powinna by� sympatyczna i mi�a. Koniecznie musi by� inteligentna. Nie musi tryska� dowcipem, nie zale�y mu na tym. Ale musi mie� �adne r�ce, zdrowe z�by i dobre oczy. Tak Armin wyobra�a� sobie swoj� przysz�� �on�. Powinna' tak wygl�da� i mie� taki charakter. By� wielkim estet� i nie m�g�by znie�� obok siebie kobiety, kt�ra dra�ni�aby go b�d� zewn�trznym wygl�dem, b�d� sposobem bycia. Min�y dwa miesi�ce od �mierci Fryderyka von Leyden. Armin poza�atwia� wszystkie sprawy, zlikwidowa� mieszkanie, spakowa� wali- zy i nazajutrz rano zamierza� wyjecha� do ma�ego miasta w pobli�u ourgwerben, gdzie oczekiwa� go Beckmann. Razem mieli uda� si� do zamku. len wiecz�r po�wi�ci� na po�egnanie z przyjacielem. Zgodnie z urnow� Hans przyszed� po niego. Wyszli razem. By� pi�kny, majowy leczor, wia� lekki wietrzyk i nawet na g��wnej ulicy berli�skiej mo�na ," � 0(iczu� nadchodz�ce lato. Kobiety zak�ada�y ju� eleganckie jasne lurny. W parku Tiergarten zieleni�y si� krzewy i drzewa, pojawia�y '? Pierwsze kwiaty na licznych klombach i rabatach. ^~mm Patrzy� na to wszystko, jakby chcia� na d�ugo zachowa� ?ci stolic�. A jednak cieszy� si� na wyjazd do Burgwerben. Musi 22 23 tam by� pi�knie, kiedy wszystko kwitnie i dojrzewa. Kocha� przyr0n Teraz olbrzymi� po�a� ziemi mo�e nazwa� swoj�, na niej b�dzie si j a potem czeka� na �niwa. Stale my�la� o matce. Przed domem w kt�ry� mieszkali, mia�a ma�y ogr�dek. Pozwala�a mu pomaga� sobie kied sia�a i sadzi�a kwiaty oraz warzywa. Gdyby teraz mog�a by� z njmi Niestety, na tym padole nie ma jednak pe�nego szcz�cia. Szli obok siebie. Milczeli. Hans z �alem rozstawa� si� z przyjacielem Wiecz�r sp�dzili w �swojej" winiarni, ale po�egnali si� wcze�nie poniewa� Armin nast�pnego dnia musia� wyjecha� o �wicie. Nazajutrz Hans odprowadza� druha na dworzec. Kiedy zajechali przed budynek kolejowy, min�li otwarty pow�z. Armin spojrza� w t� stron� i drgn��. Rippach r�wnie� skierowa� wzrok na mijaj�cy ich pojazd, w kt�rym siedzia�a dama ze z�oto-czerwonymi w�osami. Takie w�osy mia�a tylko Aleksandra Wendhoven. Hans po�o�y� r�k� na ramieniu przyjaciela i z trosk� spojrza� na jego twarz. � �e te� w�a�nie ona musia�a teraz zjawi� si� tutaj! � rzek� rozgniewany. � Uspok�j si�, Hansie! Przecie� szybko jej nie zobacz�! � Bogu dzi�ki! To �agodzi m�j b�l rozstania z tob�! Wyraz twojej twarzy troch� mnie przerazi�! Widz�, �e nadal cierpisz. � Nie, nie cierpi�. Rana si� zagoi�a, cho� jeszcze nie wolno jej dotyka�. Dziesi�� minut p�niej nadjecha� poci�g. Jeszcze jeden u�cisk d�oni, u�miech i przyjaciele rozstali si� na d�u�szy czas. Ewa Maria Delius siedzia�a w swoim pokoju i patrzy�a przez okno na przyrod� w pe�nym rozkwicie. By�o cicho, na drodze mi�dzy ogrodem a torami nic si� nie porusza�o. Natomiast z domu dochodzi� ostry g��s macochy, kt�ra z trzaskiem zamkn�a drzwi wchodz�c do pokoju- Dziewczyna drgn�a i speszona patrzy�a na starzej�c� si� kobiet�, niec� oty��, ale jeszcze zdradzaj�c� �lady dawnej urody. Pretensjonalne uczesanie, makija� i pasuj�ca raczej do podlotka suknia �a�obna 24 , �e kobieta ta nie mo�e zapomnie�, i� min�y lata, kiedy by�a �wiadczy ' ukry� sw�j prawdziwy wiek, cudaczn� fryzur� i nie- �adna 'ednimi sukniami robi�a z siebie karykatur�. � Siedzisz tutaj z za�o�onymi r�kami, a ja musz� si� u�era� z t� wie. trzymuj�! ~~~ dziewuch�! � krzykn�a. � Moje nerwy tego ju� nie wy- m�j Bo�e, jaka jestem nieszcz�liwa! Onad�a na kanap� i st�ka�a. Ewa Maria wsta�a, odgarn�a z czo�a kasztanowe w�osy i spokojnie powiedzia�a: _ Manio, nie powinna� $i� denerwowa� ka�d� drobnostk�! Macocha za�mia�a si� szyderczo. � Chcia�abym mie� tw�j olimpijski spok�j! �Drobnostk�" jest u nas niestety wszystko. Kt�ra wr�ka przepowiedzia�a mi przy ko�ysce taki los! Pani Delius kocha�a takie zwroty. Wychowa�a si� w domu, kt�ry by� o wiele skromniejszy od domku letniskowego profesora, a �adna wr�ka niczego nie mog�a jej przepowiedzie�, poniewa� nie by�o tam ko�yski. Rodzice nie zajmowali si� dzieckiem. Mimo to wdowa wierzy�a, �e urodzi�a si� po to, by mie� wspania�e �ycie. Kiedy profesor Delius pozna� biedn�, �adn� ekspedientk� i poj�� j� za �on�, uderzy�a jej do g�owy przys�owiowa woda sodowa. Wydawa�a pieni�dze na lewo i na prawo, a zakochany ma��onek niczego jej nie odmawia�. Toalety poch�ania�y ogromne sumy, musia�a te� mie� pow�z do dyspozycji, �eby je�dzi� na spacery i da� si� podziwia�. Chcia�a, �eby jej wszyscy zazdro�cili. Doprowadzi�a m�a do ruiny i szybko zestarza�a si� w ci�gu ostatnich lat. Uwa�a�a to za wielk� krzywd�. To, �e cierpieli jej m�� i jej pasierbica nie liczy�o si� w og�le, nale�a�o wsp�czu� wy��cznie jej ci�kiemu losowi. Tak, gdyby by�a m�odsza, mog�aby jeszcze raz wyj�� bogato za m��. A tak? Co jej zosta�o z tego �ycia? twa Maria dobrze zna�a te wieczne narzekania na okrutny los 1 wcale si� nie wzrusza�a. , ,~~ Mamo, musisz okaza� Minie wi�cej cierpliwo�ci. Dziewczyna ma � ^ ch?ci' ale jest m�oda i niedo�wiadczona. J^T � . to W�a�nie chodzi. Sp�jrz, jak zasznurowa�a moje p�buciki! JPierw zbyt mocno, a teraz spadaj� mi z n�g. ozwol, �e ci pomog�! Przecie� ju� nie raz, nie dwa proponowa- : ch�tnie b�d� ci pomaga�a przy toalecie. 25 Pani Delius potrz�sn�a g�ow�: Jak � Nie. Nie chce, by mnie obgadywali, �e pasierbica us�uguje mi p�atna pokoj�wka! W rzeczywisto�ci ch�tnie zgodzi�aby si� na pomoc, ale nie chcia� �eby pasierbica wiedzia�a o wszystkich jej tajemniczych za' upi�kszaj�cych. Ewa Maria wstawa�a, gdy macocha zapyta�a: � Dok�d si� wybierasz? � P�jd� do lasu, jest tam tak pi�knie! � Oczywi�cie! Idziesz sobie na spacer i zostawiasz mnie sam� wszystkimi zmartwieniami! Dziewczyna odpowiedzia�a spokojnie: � Musimy zaczeka� do przyjazdu nowego pana na zamku. Ma przyby� dzisiaj albo jutro. Panowie Beckmann i Scheveking obiecali, �e zaraz porozmawiaj� z nim o kupnie naszego domu. � To jeszcze jedna kropla w moim kielichu goryczy. Musz� rozmawia� z tymi gburami! � Prosi�am ci�, �eby� tego nie robi�a. Rozmawia�am z inspektorem. Wcale nie jest taki z�y, na jakiego wygl�da. Przecie� okaza� nam niejedn� uprzejmo��, a ojciec bardzo go ceni�. � Tw�j ojciec, tw�j ojciec! W ka�dym cz�owieku widzia� tylko zalety i dlatego wszyscy wykorzystywali go, a� wszystko straci�, a teraz cierpimy z tego powodu. Co ja mia�am z tym upartym i �atwowiernym cz�owiekiem! Ewa Maria zblad�a i odpowiedzia�a zdecydowanym g�osem: � Nie powinna� tak m�wi� o moim ojcu! Nie mog� tego s�ucha�! By� prawym cz�owiekiem, dlatego wierzy� wszystkim ludziom. Z tego powodu nie wolno go szkalowa�! � Nie mo�esz jednak zaprzeczy�, �e zostawi� nas w beznadziejnej sytuacji. Za sprzedane ksi��ki dosta�am dwa tysi�ce marek. Musi naf to wystarczy� na �ycie do dnia, kiedy sprzedamy dom. A potem te� n|L b�dzie lepiej. Je�eli dostaniemy za dom trzydzie�ci pi�� tysi�cy, to odsetki od kapita�u nie starcz� nawet dla jednej osoby, nie m�wi? o dw�ch! � Dla jednej osoby wystarcz�! Pani Delius bacznie spojrza�a na pasierbic�: ___ Co chcesz przez to powiedzie�? Odsetki zostawi� tobie, poniewa� po sprzeda�y domu zamierzam kac posady wychowawczyni lub opiekunki starszej osoby. Co� na P�s znaid�. Chc� pracowa� i zarabia� na w�asne utrzymanie. Pe _ Bardzo m�dra my�l. Chcia�am ci to zaproponowa�, ale wiem, �e 'e�aby� tak� rad� za bezduszno�� z mojej strony. Oczywi�cie to jest H na mo�liwo�� zapewnienia nam godnego �ycia. Jeste� m�oda i �adna, it wie mo�e spotka ci� wielkie szcz�cie? Gdybym by�a m�oda, Dost�pi�aby� tak samo. Ale co mog� pocz�� ja: stara, z�amana �yciem kobieta? Kiedy przyszed� ci do g�owy ten pomys�? � Ju� dawno, ale zrealizuj� go, kiedy tutaj wszystko zostanie za�atwione. _ Trzeba by�o tak od razu m�wi�. Zaoszcz�dzi�aby� mi wielu niepotrzebnych zmartwie�. � Czeka�am, a� wszystko si� wyja�ni. B�dziesz mog�a wynaj�� ma�e mieszkanie w mie�cie i tam spokojnie �y�. � Tak, tak, b�d� jednak musia�a oszcz�dza� na wypadek, gdyby� zachorowa�a lub straci�a posad�! B�d� przecie� zmuszona zaj�� si� tob�. � Mam nadziej�, �e nic podobnego si� nie stanie. W ka�dym razie b�d� bardzo oszcz�dza�, �eby nawet w razie potrzeby nie by� dla ciebie ci�arem. � No, musz� przyzna�, �e jeste� roztropn� dziewczyn�. By�y to jedyne s�owa uznania, jakie Ewa Maria us�ysza�a z ust macochy za to, co zdecydowa�a dla niej po�wi�ci�. Dziewczyna nie oczekiwa�a podzi�kowa�. Pragn�a sprzeda� dom i na zawsze zerwa� stosunki z macoch�. Nigdy nie mog�a si� zdoby� na odrobin� uczucia dla tej kobiety, od pierwszej chwili, gdy j� ujrza�a jeszcze jako ma�a dziewczynka. Kiedy doros�a i zm�drza�a, czu�a do acochy odraz�. Tylko z mi�o�ci do ojca nie okazywa�a swoich uczu�. Wa Maria by�a wobec wszystkich ludzi serdeczna i mi�a, ale dla cocny nie mog�a si� zdoby� na zrozumienie, wybaczenie, nie m�wi�c 0 Przyja�ni. ^~ Czy mog� wyj�� na spacer do lasu? Wr�c� za godzin�. ,,-, . czYwi�cie, moje dziecko! Przecie� musz� si� zacz�� przyzwycza- J^-^e b�d� sama. ~~ DO zobaczenia! 26 27 � �egnaj, Ewo Mario! Dziewczyna szybko posz�a na pierwsze pi�tro. Na parterze by�p0K, bawialny, ma�y salon i gabinet, w kt�rym profesor pracowa�. W tJ domu umieszczono kuchni� i spi�arni�. Na pierwszym pi�trze zna- dowa�y si� sypialnie, �azienka i ma�y pokoik, gdzie przechowywan niepotrzebne meble i inne przedmioty. Kiedy Ewa Maria sz�a przez ogr�d, us�ysza�a turkot nadje�d�aj�cej bryczki. Podesz�a do p�otu... nagle z przera�enia unios�a r�ce i szeroko otwartymi oczami patrzy�a na par� sp�oszonych koni. Wo�nica naj- widoczniej straci� panowanie nad zwierz�tami. Zobaczy�a nadje�d�aj�cy poci�g. Wprawdzie dr�nik opu�ci� ro- gatki, ale i on widzia� p�dz�ce konie. Ze zgroz� czeka� na katastrof�. Rozp�dzone konie nie mia�y ju� czasu, �eby si� zatrzyma� i grozi�o niechvhna zHprypni^ �? 1^.1���4...�- im Kiedy Ewa Maria ubiera�a si� do wyj�cia, pani Delius wsta�a z kanapy, poprawi�a przed lustrem loczki na czole i posz�a do bawialnj Tam ma�ym kluczykiem, kt�ry zawsze nosi�a przy sobie, otworzy(a szafk� i wyj�a z niej pude�ko czekoladek z rumem. Przepada�a za s�odyczami i stale trzyma�a w domu ich zapas. Usiad�a w fotelu i zacz�a je��. _ __, ��M..I. j j t*^j WLjLl niechybne zderzenie z lokomotyw�. Nagle Ewa Maria ujrza�a, �e z ty�u bryczki wsta� wysoki m�czyzna. Wyszarpn�� lejce z r�k wo�nicy i usi�owa� zatrzyma� pojazd. Jeden z koni upad� na kolana, bryczka nachyli�a si� i uderzy�a o przydro�ne drzewo. Ze �rodka jak z katapulty wyrzuci�o cz�owieka. W tym momencie obok szlabanu przejecha� poci�g. Podr�ni przez okna obserwowali wypadek. Z przewr�conej bryczki wydosta� si� blady. starszy m�czyzna � Beckmann. Wo�nica przera�ony wygramoli� sif spod bryczki. By� w szoku. Mamrocz�c co� niezrozumiale podbieg}"� koni. Ewa Maria pogna�a na miejsce wypadku i nachyli�a si� nieprzytomnym, wyrzuconym z bryczki m�czyzn�. Dopiero po zauwa�y�a notariusza i zawo�a�a zdziwiona: 28 nad iii koni. To pan, panie Beckmann? A wi�c ten nieszcz�nik to pan von L6^ e Taj^ p