10923
Szczegóły |
Tytuł |
10923 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10923 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10923 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10923 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Frederick Forsyth
Fa�szerz
Prze�o�yli:
DANUTA G�RSKA, BARBARA JANKOWIAK, ZOFIA UHRYNOWSKA-HANASZ, ANDRZEJ SZULC
AMBER
Tytu� orygina�u: THE DECEIYER
Ilustracja na ok�adce: TOM HALLMAN
Opracowanie graficzne: ADAM OLCHOWIK
Redaktor: KRYSTYNA GRZESIK
Redaktor techniczny: JANUSZ FESTUR
Copyright (c) 1991 by FFS Partnership
For the Polish edition Copyright (c) 1991 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-85423-10-9
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 1991. Wydanie I
Sk�ad: Zak�ad Fototype w Milan�wku
Druk: ��dzka Drukarnia Dzie�owa
PROLOG
W lecie 1983 roku �wczesny szef brytyjskiej Tajnej S�u�by Wywiadowczej (Secret Intelligence Service) zezwoli�, pomimo sprzeciwu wewn�trznej opozycji, na utworzenie nowego wydzia�u.
Sprzeciw wyra�a�y g��wnie istniej�ce ju� wydzia�y, maj�ce w wi�kszo�ci rozleg�e wp�ywy niemal na ca�ym �wiecie, poniewa� nowy wydzia� mia� zosta� wyposa�ony w szerokie uprawnienia, przekraczaj�ce dotychczasowy zasi�g.
Dwa czynniki doprowadzi�y do utworzenia nowego wydzia�u. Pierwszym by� nastr�j wzburzenia w Westminsterze i Whitehallu, a zw�aszcza w rz�dz�cej Partii Konserwatywnej, jako rezultat brytyjskiego zwyci�stwa w zesz�orocznej wojnie o Falklandy. Pomimo militarnego sukcesu incydent ten wywo�a� gwa�towne i nierzadko napastliwe dyskusje w rodzaju: dlaczego zostali�my zaskoczeni, kiedy argenty�skie oddzia�y genera�a Galtieriego wyl�dowa�y w Port Stanley?
K��tnie pomi�dzy departamentami ci�gn�y si� przez ponad rok i nieuchronnie przerodzi�y si� w oskar�enia i wym�wki typu: "Nie byli�my ostrze�eni. - W�a�nie �e byli�cie". Minister spraw zagranicznych, lord Carrington, zmuszony by� z�o�y� rezygnacj�. Po latach podobna awantura mia�a wstrz�sn�� Ameryk� w rezultacie zniszczenia samolotu Pan American nad Lockerbie, kiedy to jedna agencja twierdzi�a, �e wys�a�a ostrze�enie, a druga twierdzi�a, �e �adnego ostrze�enia nie otrzyma�a.
Drugim czynnikiem by�o niedawne obj�cie w�adzy w Zwi�zku Sowieckim przez Jurija Andropowa, kt�ry przez pi�tna�cie lat by� szefem KGB, a teraz zosta� pierwszym sekretarzem partii komunistycznej. Rz�dy Andropowa, faworyzuj�cego swoj� dawn� agencj�, zapocz�tkowa�y narastaj�c� fal� szpiegostwa oraz "aktywnych dzia�a�" podejmowanych przez KGB przeciw Zachodowi. Wiadomo by�o, �e
Jurij Andropow najwy�ej ceni� aktywne pos�ugiwanie si� dezinformacj� - wprowadzanie zw�tpienia i demoralizacji za po�rednictwem k�amstw, wywieranie nacisk�w, oczernianie znanych osobisto�ci oraz sianie niezgody pomi�dzy sprzymierze�cami za pomoc� przeinaczania fakt�w.
Pani Thatcher, kt�ra wtedy w�a�nie otrzyma�a (nadany przez Sowiet�w) tytu� "�elaznej damy", postanowi�a pos�u�y� si� t� sam� broni� i o�wiadczy�a, �e nie b�dzie mia�a nic przeciwko, je�li brytyjski wywiad spr�buje odp�aci� Sowietom pi�knym za nadobne.
Nowy wydzia� otrzyma� szumn� nazw�: Dezinformacja, Operacje Tajne i Psychologiczne. Oczywi�cie nazw� natychmiast zredukowano do "Pe-De i O-Psy", a nast�pnie po prostu do "Pe-De".
Wyznaczono nowego kierownika wydzia�u. Podobnie jak cz�owiek kieruj�cy Zaopatrzeniem nosi� przezwisko Kwatermistrza, a cz�owiek kieruj�cy Wydzia�em Prawnym - przezwisko Prawnika, nowy naczelnik Pe-De zosta� przez jakiego� dowcipnisia w kantynie nazwany Fa�szerzem.
Szef, sir Arthur, dokonuj�c wyboru nowego kierownika nara�a� si� na krytyk� (i rzeczywi�cie zosta� p�niej skrytykowany, poniewa� �atwo by� m�drym poniewczasie). Nie wybra� karierowicza z centrali, przyzwyczajonego do ostro�no�ci wymaganej od urz�dnik�w pa�stwowych, tylko by�ego agenta terenowego, kt�rego przeni�s� z Wydzia�u Niemiec Wschodnich.
Ten cz�owiek nazywa� si� Sam McCready i kierowa� wydzia�em przez siedem lat. Ale wszystko, co dobre, kiedy� si� ko�czy. P�n� wiosn� 1990 roku w Whitehallu odby�a si� pewna rozmowa...
M�ody urz�dnik wsta� zza biurka w sekretariacie, u�miechaj�c si� rutynowo.
- Dzie� dobry, sir Mark. Podsekretarz poleci�, �eby od razu pana wprowadzi�.
Otworzy� drzwi prywatnego gabinetu sta�ego podsekretarza Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Wsp�lnego Rynku, wprowadzi� go�cia i zamkn�� za nim drzwi. Podsekretarz, sir Robert Inglis, podni�s� si� z powitalnym u�miechem.
- Mark, kochany ch�opie, jak to mi�o, �e przyszed�e�.
Je�li kto� jest szefem SIS, nawet od niedawna, musi nabra� podejrze� spotykaj�c si� z tak serdecznym przyj�ciem ze strony stosunkowo obcego cz�owieka, kt�ry nagle traktuje ci� jak brata. Sir Mark przygotowa� si� wewn�trznie na trudne spotkanie.
Kiedy usiad�, najstarszy rang� urz�dnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych otworzy� zniszczon� czerwon� teczk� le��c� na biurku i wyj�� sk�rzan� akt�wk�, oznaczon� uko�nym czerwonym krzy�em, si�gaj�cym od brzegu do brzegu.
- Objecha�e� wszystkie plac�wki i z pewno�ci� podzielisz si� ze mn� wra�eniami? - zagadn��.
- Oczywi�cie, Robercie... we w�a�ciwym czasie.
Obok akt�wki zawieraj�cej �ci�le tajne akta sir Robert po�o�y� czerwon� ksi��k� w papierowej ok�adce, spi�t� na grzbiecie czarn� plastikow� spiralk�.
- Przeczyta�em - oznajmi� - twoje propozycje "SIS w latach dziewi��dziesi�tych" do��czone do ostatniej listy zakup�w koordynatora wywiadu. Wygl�da na to, �e dok�adnie wype�ni�e� jego ��dania.
- Dzi�kuj�, Robercie - powiedzia� szef. - Wi�c mog� liczy� na poparcie Ministerstwa Spraw Zagranicznych?
U�miech dyplomaty zas�ugiwa� na pierwsz� nagrod� w ka�dym teleturnieju.
- M�j drogi Mark, wi�kszo�� twoich propozycji nie sprawi nam trudno�ci. Ale jest kilka punkt�w, kt�re chcia�bym z tob� przedyskutowa�.
Zaczyna si�, pomy�la� szef SIS.
- Na przyk�ad czy mog� przyj��, �e twoja propozycja utworzenia dodatkowych plac�wek za granic� zosta�a uzgodniona z Ministerstwem Skarbu i wymagane fundusze wykrojono z czyjego� bud�etu?
Obaj m�czy�ni dobrze wiedzieli, �e SIS nie jest w ca�o�ci finansowana przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. W rzeczywisto�ci zaledwie niewielka cz�� finans�w pochodzi z bud�etu MSZ. W�a�ciwe koszty utrzymania niemal niewidzialnej SIS, kt�re w przeciwie�stwie do bud�etu ameryka�skiej CIA s� wyj�tkowo niskie, zosta�y podzielone pomi�dzy wszystkie ministerstwa w rz�dzie. Ka�de ma w tym sw�j udzia�, nawet pozornie niezaanga�owane Ministerstwo Rolnictwa, Rybo��wstwa i Przetw�rstwa - prawdopodobnie na wypadek, gdyby pewnego dnia chcia�o wiedzie�, ile dorszy wy�awiaj� Islandczycy z p�nocnego Atlantyku.
Poniewa� bud�et jest tak starannie rozdzielony i tak dobrze ukryty, Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie mo�e "naciska�" na SIS gro��c wstrzymaniem funduszy, je�li jego �yczenia nie zostan� spe�nione. Sir Mark kiwn�� g�ow�.
- Nie ma problemu. Koordynator i ja odwiedzili�my Ministerstwo Skarbu, wyja�nili�my sytuacj� (co wcze�niej uzgodnili�my z Rad�
Ministr�w) i znale�li�my potrzebne fundusze, ukryte w bud�etach badawczych i rozwojowych ministerstw, kt�rych nigdy by� nie podejrzewa�.
- Wspaniale - rozpromieni� si� podsekretarz, szczerze albo i nie. - W takim razie przejd�my do tego, co wchodzi w zakres moich obowi�zk�w. Nie wiem, jak sobie radzicie z personelem, ale my mamy troch� trudno�ci z obsadzeniem dodatkowych stanowisk, w zwi�zku z zako�czeniem zimnej wojny i wyzwoleniem Europy �rodkowej oraz Wschodniej. Rozumiesz, o co mi chodzi?
Sir Mark rozumia� dok�adnie, o co chodzi. W ci�gu ostatnich dw�ch lat upadek komunizmu powodowa� szybkie zmiany na politycznej mapie planety. Korpus Dyplomatyczny liczy� na nowe mo�liwo�ci w Europie �rodkowej i na Ba�kanach, rozwa�ano nawet utworzenie miniambasad na �otwie, Litwie i w Estonii, je�eli te republiki uniezale�ni� si� od Moskwy. W konkluzji Inglis sugerowa�, �e obecnie, kiedy zimna wojna przesz�a do historii, jego kolega w wywiadzie b�dzie zajmowa� zupe�nie inn� pozycj�. Sir Mark bynajmniej tak nie uwa�a�.
- Nie mamy innej mo�liwo�ci opr�cz rekrutacji, podobnie jak wy. Nie m�wi�c ju� o rekrutacji, sam trening zajmuje sze�� miesi�cy, zanim mo�emy wprowadzi� nowego cz�owieka do Century House i zwolni� do�wiadczonego pracownika do s�u�by zagranicznej.
Dyplomata spowa�nia� i z przej�ciem pochyli� si� do przodu.
- M�j drogi Mark, to jest w�a�nie sedno sprawy, kt�r� zamierza�em poruszy�. Obsadzenie stanowisk w naszych ambasadach.
Sir Mark j�kn�� w duchu. Dra� dobiera� mu si� do sk�ry. Chocia� MSZ nie mo�e wywiera� finansowych nacisk�w na SIS, zawsze chowa jakiego� asa w r�kawie. Ogromna wi�kszo�� oficer�w wywiadu s�u��cych za granic� wykorzystuje ambasad� jako parawan dla swojej dzia�alno�ci. To jest ich baza. Je�li nie dostan� fikcyjnego stanowiska w ambasadzie, nie mog� pracowa�.
- A jaki jest tw�j generalny pogl�d na przysz�o��, Robercie? - zapyta�.
- Obawiam si�, �e w przysz�o�ci po prostu nie b�dziemy mogli ofiarowa� stanowisk niekt�rym z waszych... bardziej interesuj�cych pracownik�w. Oficerom, kt�rzy zostali zdemaskowani. Znanym twarzom. Podczas zimnej wojny to by�o do przyj�cia; w nowej Europie b�d� k�u� w oczy. Kamie� obrazy. Jestem pewien, �e to rozumiesz.
Obaj wiedzieli, �e agenci zagraniczni dziel� si� na trzy kategorie. "Nielegalni" agenci nie dzia�ali pod przykrywk� ambasady i nie
interesowali sir Roberta Inglisa. Oficerowie pracuj�cy w ambasadzie byli albo "jawni", albo "niejawni".
Oficer jawny, inaczej "znana twarz", to kto�, kogo prawdziwe funkcje s� powszechnie znane. Dawniej obecno�� takiego oficera wywiadu w ambasadzie czyni�a cuda. Wsz�dzie w pa�stwach obozu komunistycznego i Trzeciego �wiata dysydenci, malkontenci oraz wszyscy pozostali wiedzieli dok�adnie, do kogo mog� p�j�� i wyspowiada� si� ze swoich �al�w. Dzi�ki temu zebrano bogate �niwo informacji, a tak�e przeprowadzono kilka spektakularnych ucieczek.
Obecnie dyplomata dawa� do zrozumienia, �e nie �yczy sobie wi�cej takich oficer�w i nie b�dzie mia� dla nich miejsca. Broni� pi�knej tradycji swojego departamentu, polegaj�cej na tym, �eby ust�powa� wszystkim nie-Brytyjczykom.
- S�ysza�em, co powiedzia�e�, Robercie, ale nie mog� rozpoczyna� dzia�alno�ci jako szef SIS od czystki w�r�d oficer�w, kt�rzy s�u�yli lojalnie, d�ugo i dobrze.
- Znajd� im inne zaj�cie - zaproponowa� sir Robert. - Ameryka Po�udniowa i �rodkowa, Afryka...
- Nie mog� ich wys�a� do Burundi, dop�ki sami nie wyst�pi� o zwolnienie.
- Wi�c praca biurowa. Tutaj, w kraju.
- Masz na my�li te tak zwane nudne posadki - powiedzia� szef. - Niewielu si� na to zgodzi.
- Wi�c musz� odej�� na wcze�niejsz� emerytur� - o�wiadczy� g�adko dyplomata. Znowu pochyli� si� do przodu. - Mark, kochany ch�opie, nic si� nie da zrobi�. Pi�ciu M�drych Ludzi poprze mnie w tej sprawie, mo�esz by� pewien, zw�aszcza �e sam do nich nale��. Zgodzili�my si� na poka�n� rekompensat�, ale...
Pi�ciu M�drych Ludzi to stali podsekretarze Rady Ministr�w, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Spraw Wewn�trznych, Ministerstwa Obrony i Ministerstwa Skarbu. Ta pi�tka skupia w swoich r�kach ogromn� w�adz�. Mi�dzy innymi w�a�nie oni wyznaczaj� (lub rekomenduj� premierowi, co na jedno wychodzi) szefa SIS oraz dyrektora generalnego S�u�by Bezpiecze�stwa, MI 5. Sir Mark by� g��boko zasmucony, lecz wystarczaj�co dobrze orientowa� si� w realiach w�adzy. B�dzie musia� ust�pi�.
- Dobrze, ale potrzebne mi b�d� dyrektywy w kwestiach proceduralnych.
W ten spos�b poka�e wszystkim, �e zosta� zmuszony, dzi�ki czemu nie straci pozycji w�r�d personelu. Sir Robert by� wylewny; m�g� sobie na to pozwoli�.
- Dyrektywy otrzymasz natychmiast - zapewni�. - Poprosz� pozosta�ych M�drych Ludzi o spotkanie i wsp�lnie ustalimy nowe przepisy, kt�re b�d� obowi�zywa� w nowych okoliczno�ciach. Proponuj�, �eby� po wprowadzeniu nowych przepis�w zainicjowa� to, co prawnicy nazywaj� "procesem poszlakowym", i w ten spos�b wybra� okazowy egzemplarz.
- Proces poszlakowy? Okazowy egzemplarz? O co ci chodzi?
- O precedens, kochany Marku. Pojedynczy precedens, kt�ry b�dzie mo�na rozci�gn�� na ca�� grup�.
- Kozio� ofiarny?
- To nie�adne okre�lenie. Nikogo nie sk�adamy w ofierze, tylko wcze�niej przenosimy w stan spoczynku ze spor� rent�. Wybierz jakiego� oficera, kt�rego odej�cie nie wzbudzi sprzeciw�w, zwo�aj zebranie i tym sposobem ustanowisz precedens.
- Jakiego oficera? Masz kogo� konkretnego na my�li?
Sir Robert z�o�y� d�onie i spojrza� w sufit.
- No, zawsze jest Sam McCready.
Oczywi�cie. Fa�szerz. Sir Colin zdawa� sobie spraw�, �e odk�d przed trzema miesi�cami Fa�szerz wykaza� na Karaibach energiczn�, cho� samowoln� inicjatyw�, MSZ traktuje go jak spuszczonego ze smyczy D�yngis-chana. Dziwne, doprawdy. Taki... pokr�cony facet.
Sir Mark w g��boko introspektywnym nastroju wraca� do swojej kwatery g��wnej, Century House, po drugiej stronie Tamizy. Wiedzia�, �e najwy�szy rang� urz�dnik w Ministerstwie Spraw Zagranicznych nie tylko zaproponowa� zwolnienie Sama McCready'ego - nalega� na to. Z punktu widzenia szefa nie m�g� wysun�� trudniejszego ��dania.
W 1983 roku, kiedy Sam McCready zosta� mianowany kierownikiem wydzia�u Pe-De, sir Mark by� zast�pc� inspektora, r�wie�nikiem McCready'ego, przewy�szaj�cym go rang� tylko o jeden stopie�. Lubi� szorstkiego, bezceremonialnego agenta, kt�rego sir Arthur wyznaczy� na nowe stanowisko - no, ale prawie wszyscy go lubili.
Wkr�tce potem sir Mark zosta� wys�any na trzy lata na Daleki Wsch�d (w�ada� p�ynnie dialektem mandary�skim). Wr�ci� w 1986 roku i dosta� awans na zast�pc� szefa. Sir Arthur z�o�y� rezygnacj�, a nowy szef nie zagrza� d�ugo miejsca. W styczniu zesz�ego roku zast�pi� go sir Mark.
Przed wyjazdem do Chin sir Mark zak�ada�, podobnie jak wielu innych, �e Sam McCready nie utrzyma si� d�ugo na stanowisku. Fa�szerz, powtarzali ludzie, by� surowym diamentem, zbyt nieokrzesanym, �eby poradzi� sobie z wewn�trzn� polityk� Century House. �
Przede wszystkim inne wydzia�y nie zaakceptuj� nowego cz�owieka, kt�ry pr�buje dzia�a� na ich zazdro�nie strze�onym terenie. Rozpocznie si� wojna podjazdowa, kt�r� mo�e wygra� tylko wytrawny dyplomata, a McCready mimo licznych zalet nigdy dyplomat� nie by�. Po drugie niechlujny Sam niezbyt pasowa� do wymuskanych oficer�w, z kt�rych wi�kszo�� stanowi�a produkt ekskluzywnych brytyjskich szk� "publicznych".
Ku swojemu zdziwieniu sir Mark po powrocie stwierdzi�, �e Sam McCready jest u szczytu kariery. Zdoby� sobie ca�kowit� i godn� pozazdroszczenia lojalno�� podw�adnych, a jednocze�nie umia� prosi� o przys�ug� nie obra�aj�c przy tym nawet najbardziej zawzi�tych kierownik�w miejscowych wydzia��w.
Potrafi� znale�� wsp�lny j�zyk z innymi agentami terenowymi, kiedy przyje�d�ali do kraju na urlop lub szkolenie, i wyci�ga� od nich mas� informacji, do kt�rych niew�tpliwie nie powinien mie� dost�pu.
Wiadomo by�o, �e chodzi na piwo z personelem technicznym, tymi od m�otka i obc�g�w - towarzystwo niezbyt �yczliwe dla oficer�w - i dostaje czasem od nich ta�m� z nagraniem rozmowy telefonicznej, przechwycony list albo fa�szywy paszport, podczas gdy inni kierownicy wydzia��w ci�gle jeszcze wype�niaj� formularze.
Te i inne irytuj�ce zwyczaje, jak naginanie przepis�w i znikanie bez uprzedzenia, nie zaskarbi�y mu sympatii w�adz. Ale nadal trzymano go na stanowisku z prostego powodu - mia� wyniki, zdobywa� punkty, organizowa� operacje, kt�re przyprawia�y KGB o ci�k� niestrawno��. Wi�c zostawa�... a� do dzi�.
Sir Mark westchn�� wysiadaj�c z jaguara na podziemnym parkingu Century House. Wjecha� wind� do swojego gabinetu na najwy�szym pi�trze. Na razie nie musia� nic robi�. Sir Robert Inglis odb�dzie konferencj� ze swoimi kolegami i stworzy "nowy zbi�r przepis�w", dyrektywy, kt�re pozwol� nieszcz�snemu szefowi powiedzie� szczerze, lecz z ci�kim sercem: "Nie mam wyboru".
Dopiero na pocz�tku czerwca "dyrektywy", a w rzeczywisto�ci bezwzgl�dne rozkazy, nadesz�y z Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Wsp�lnego Rynku. Sir Mark wezwa� swoich dw�ch zast�pc�w do gabinetu.
- To troch� �wi�stwo - stwierdzi� Basil Gray. - Nie mo�e pan zaprotestowa�?
- Nie tym razem - odpar� szef. - Inglis zamierza postawi� na
swoim za wszelk� cen�, a jak widzicie, ma poparcie pozosta�ych czterech M�drych Ludzi.
Dokument, kt�ry da� do przeczytania swoim zast�pcom, by� przyk�adem klarowno�ci i nieodpartej logiki. Podkre�la�, �e poczynaj�c od trzeciego pa�dziernika Niemiecka Republika Demokratyczna, niegdy� najsilniejsze i najbardziej ortodoksyjne spo�r�d komunistycznych pa�stw Europy Wschodniej, praktycznie przestanie istnie�. Nie b�dzie ambasady w Berlinie Wschodnim, Mur sta� si� ju� fars�, straszliwa tajna policja SSD wpad�a w pop�och, a wojska sowieckie rozpocz�y odwr�t. To, co dawniej wymaga�o wielkich operacji SIS w Londynie, spadnie na drugi plan albo w og�le przestanie si� liczy�.
Co wi�cej, ci�gn�� dokument, ten mi�y pan Vaclav Havel przejmowa� w�adz� w Czechos�owacji i szpiedzy z tamtejszej tajnej s�u�by StB wkr�tce b�d� uczy� w szk�kach niedzielnych. Dodajmy do tego upadek w�adzy komunistycznej w Polsce, w Rumunii i na W�grzech, jej post�puj�cy rozk�ad w Bu�garii - i mo�emy sobie wyobrazi� przysz�o��.
- No c� - westchn�� Timothy Edwards - trzeba przyzna�, �e nie b�dziemy ju� przeprowadza� takich operacji w Europie Wschodniej i nie potrzebujemy tam tylu ludzi. Pod tym wzgl�dem maj� racj�.
- Jak to uprzejmie z twojej strony, �e tak m�wisz - u�miechn�� si� szef.
Basila Graya awansowa� osobi�cie i by�o to pierwsze, co zrobi� po obj�ciu stanowiska w styczniu. Timothy'ego Edwardsa odziedziczy�. Wiedzia�, �e Edwards desperacko pragnie zaj�� jego miejsce za trzy lata; wiedzia� r�wnie�, �e sam absolutnie nie zamierza popiera� kandydatury Edwardsa. Co nie znaczy, �e Edwards by� g�upi. Wr�cz przeciwnie, by� b�yskotliwy, ale...
- Nie wspominaj� o innych niebezpiecze�stwach - mrukn�� Gray. - Ani s�owa o mi�dzynarodowym terroryzmie, gangach handlarzy narkotyk�w, prywatnych armiach... i ani s�owa o proliferacji.
W swoim referacie "SIS w latach dziewi��dziesi�tych", kt�ry sir Robert Inglis przeczyta� i zaaprobowa�, sir Mark po�o�y� nacisk na fakt, �e globalne zagro�enie stale narasta zamiast si� zmniejsza�. Najbardziej niebezpieczna by�a proliferacja - gromadzenie ogromnych zapas�w broni przez dyktator�w, kt�rzy ledwo utrzymuj� si� przy w�adzy. Nie by�y to jedynie nadwy�ki wyposa�enia wojskowego, jak w dawnych czasach, ale najnowsze osi�gni�cia techniki, bro� rakietowa, chemiczna i bakteriologiczna, nawet g�owice atomowe. Dokument prze�lizgiwa� si� g�adko nad tymi zagadnieniami.
- I co teraz b�dzie? - zapyta� Timothy Edwards.
- Teraz - powiedzia� spokojnie szef - b�dziemy �wiadkami w�dr�wki lud�w. Nasi ludzie zaczn� wraca� do kraju z Europy Wschodniej.
To oznacza�o, �e weterani zimnej wojny, starzy �o�nierze, kt�rzy organizowali operacje, dowodzili akcjami i utworzyli siatki miejscowych agent�w w ambasadach za �elazn� Kurtyn�, wr�c� do kraju - i nie znajd� pracy. Na ich miejsce przyjd� m�odsi, nie ujawniaj�cy swojej prawdziwej profesji, kt�rzy niezauwa�alnie wtopi� si� w personel ka�dej ambasady - �eby nie nara�a� si� demokracjom �wie�o wyros�ym za Berli�skim Murem. Nadal b�dzie si� odbywa�o werbowanie; oczywi�cie szef musi robi� swoje. Ale pozostawa� problem weteran�w. Dok�d ich wys�a�? Odpowied� by�a tylko jedna: na zielon� trawk�.
- Musimy stworzy� precedens - o�wiadczy� sir Mark. - Pojedynczy precedens, kt�ry pozwoli bez zgrzyt�w przenie�� pozosta�ych na wcze�niejsz� emerytur�.
- Wybra� pan kogo�? - zapyta� Gray.
- To sir Robert wybra�. Sama McCready'ego.
Basil Gray zagapi� si� na szefa z otwartymi ustami.
- Szefie, nie mo�e pan wyla� Sama.
- Nikt nie zamierza wyla� Sama - odpar� sir Mark. Powt�rzy� s�owa Roberta Inglisa. - Po prostu wcze�niej przenosimy go w stan spoczynku ze spor� rent�.
Zastanawia� si�, czy te trzydzie�ci srebrnik�w otrzymane od Rzymian bardzo ci��y�o Judaszowi.
- Oczywi�cie to smutne, poniewa� wszyscy lubimy Sama - odezwa� si� Edwards. - Ale szef musi robi� swoje.
- W�a�nie. Dzi�kuj� - powiedzia� sir Mark.
Po raz pierwszy u�wiadomi� sobie, dlaczego nigdy nie poprze kandydatury Timothy'ego Edwardsa na swoje stanowisko. On, szef, robi� to, co by�o konieczne, poniewa� to by�o konieczne, i nienawidzi� tego. Edwards got�w by� robi� to samo dla kariery.
- B�dziemy musieli zaproponowa� mu trzy inne posady - przypomnia� Gray. - Mo�e we�mie kt�r��.
- Mo�liwe.
- Co pan ma na my�li, szefie? - zapyta� Edwards. Sir Mark otworzy� teczk� zawieraj�c� rezultaty konferencji z kierownikiem personalnym.
- Te mo�liwo�ci to komendant szko�y przygotowawczej, kierownik rachunkowo�ci lub kierownik centralnych archiw�w.
Edwards u�miechn�� si� nieznacznie. To za�atwia spraw�, pomy�la�.
Dwa tygodnie p�niej obiekt tych rozm�w biega� po swoim gabinecie, a jego zast�pca, Denis Gaunt, wpatrywa� si� ponuro w le��c� przed nim kartk� papieru.
- Nie jest tak �le, Sam - powiedzia�. - Chc�, �eby� zosta�. To tylko kwestia stanowiska.
- Kto� chce si� mnie pozby� - o�wiadczy� Sam McCready bezbarwnym tonem.
Tego lata Londyn przygniot�a fala upa��w. Okno gabinetu by�o otwarte, a obaj m�czy�ni zdj�li marynarki. Gaunt mia� na sobie eleganck� bladoniebiesk� koszul� od Turnbulla i Assera; McCready nosi� spran� koszul� z masowej konfekcji od Yiyelli, w dodatku krzywo pozapinan�. Gaunt przypuszcza�, �e jeszcze przed lunchem kt�ra� sekretarka zauwa�y przekrzywion� koszul� i gderaj�c naprawi zaniedbanie szefa. Dziewcz�ta w Century House zawsze chcia�y co� zrobi� dla Sama McCready'ego.
Gaunt nie m�g� tego zrozumie�. Nikt tego nie rozumia�. On sam, Denis Gaunt, maj�c sze�� st�p wzrostu przewy�sza� szefa o dwa cale. By� jasnow�osy, przystojny i jako kawaler nie unika� towarzystwa kobiet.
Szef by� �redniego wzrostu, �redniej tuszy, mia� rzedn�ce br�zowe w�osy, chodzi� wiecznie skrzywiony, a jego ubrania wygl�da�y tak, jakby w nich sypia�. Gaunt wiedzia�, �e McCready by� wdowcem od kilku lat, ale nie o�eni� si� ponownie. Widocznie wola� mieszka� sam w swoim ma�ym mieszkanku w Kensington.
Na pewno ma kogo�, my�la� Gaunt, kto u niego sprz�ta, zmywa i robi pranie. Chyba gosposia. Ale nikt o to nie pyta� i nikt tego nie wiedzia�.
- Przecie� mo�esz przyj�� kt�r�� propozycj� - zauwa�y� Gaunt. - To im wytr�ci bro� z r�ki.
- Denis - powiedzia� spokojnie McCready - nie jestem nauczycielem, nie jestem ksi�gowym i nie jestem �adnym cholernym bibliotekarzem. Powiedz im, �e prosz� o przes�uchanie.
- Mo�e ich przekonasz - przyzna� Gaunt. - Komisja pewnie nie b�dzie zachwycona t� spraw�.
Przes�uchanie w Century House odby�o si� jak zwykle w poniedzia�ek rano, w sali konferencyjnej, pi�tro ni�ej pod gabinetem szefa.
Przewodniczy� zast�pca szefa, Timothy Edwards, nieskazitelny jak zawsze w ciemnym garniturze i krawacie swojej uczelni. Po obu stronach mia� inspektora do spraw Operacji Krajowych i inspektora do spraw P�kuli Zachodniej. Pod �cian� siedzia� kierownik personalny,
a obok m�ody cz�owiek z archiw�w, przed kt�rym le�a� spory stos papier�w.
Sam McCready wszed� ostatni i usiad� w fotelu naprzeciwko sto�u. W wieku pi��dziesi�ciu jeden lat wci�� by� szczup�y i zachowa� dobr� kondycj�. Poza tym wygl�da� zupe�nie przeci�tnie, nie zwraca� niczyjej uwagi. W�a�nie dzi�ki temu by� kiedy� tak dobry, tak cholernie dobry w swoim fachu. A tak�e dzi�ki temu, co mia� w g�owie.
Wszyscy znali regu�y gry. Je�eli odrzuci trzy "nudne posadki", maj� prawo za��da�, �eby odszed� na wcze�niejsz� emerytur�. Ale on ma prawo ��da�, �eby go wys�uchali.
Przyprowadzi� ze sob� Denisa Gaunta, m�odszego o dziesi�� lat, kt�rego po pi�cioletnim sta�u awansowa� na swojego zast�pc�. Denis mia� przemawia� w jego imieniu. McCready uwa�a�, �e Denis, ze swoim ol�niewaj�cym u�miechem i krawatem szko�y publicznej, zrobi lepsze wra�enie na takim audytorium.
Wszyscy m�czy�ni w pokoju znali si� i m�wili sobie po imieniu, nawet urz�dnik z archiw�w. Century House stanowi zamkni�ty �wiat i mo�e dlatego panuje tu tradycja, �e wszyscy s� ze wszystkimi na ty, opr�cz szefa, do kt�rego pracownicy zwracaj� si� "sir" lub "szefie", a mi�dzy sob� nazywaj� go "stary" lub jeszcze inaczej. Drzwi zosta�y zamkni�te i Edwards odchrz�kn�� na znak, �e zamierza zabra� g�os.
- W porz�dku. Zebrali�my si� tutaj, �eby zapozna� si� z pro�b� Sama, dotycz�c� zmiany polecenia zarz�du, co nie jest r�wnoznaczne ze z�o�eniem skargi. Zgadza si�?
Wszyscy przytakn�li. Wiadomo by�o, �e Sam McCready nie z�o�y� skargi, skoro nie naruszono przepis�w.
- Denis, zdaje si�, �e masz m�wi� w imieniu Sama?
- Tak, Timothy.
SIS w swojej obecnej postaci zosta�a za�o�ona przez admira�a, sir Mansfielda Cumminga, dlatego wiele panuj�cych tu tradycji (chocia� nie bezceremonialno��) przypomina nieco zwyczaje marynarskie. Jedna z tych tradycji g�osi, �e przes�uchiwany cz�owiek ma prawo poprosi� koleg� oficera, �eby m�wi� w jego imieniu.
O�wiadczenie kierownika personalnego by�o kr�tkie i rzeczowe. Odno�ne w�adze postanowi�y przenie�� Sama McCready'ego z Pe-De do nowych obowi�zk�w. McCready nie przyj�� �adnej z trzech propozycji. To jest r�wnoznaczne z odej�ciem na wcze�niejsz� emerytur�. McCready prosi, je�eli nie mo�e ju� kierowa� wydzia�em Pe-De, o przeniesienie z powrotem do operacji terenowych albo do wydzia�u zajmuj�cego si� operacjami terenowymi. Takiego stanowiska mu nie zaproponowano. Quod erat demonstrandum.
Denis Gaunt wsta�.
- S�uchajcie, wszyscy znamy przepisy. I wszyscy znamy fakty. To prawda, �e Sam prosi�, �eby nie przydziela� go do szko�y, do rachunkowo�ci ani do archiw�w. Poniewa� on jest agentem terenowym obdarzonym instynktem i do�wiadczeniem. I to jednym z najlepszych, je�li nie najlepszym.
- Nie ma dw�ch zda� - mrukn�� inspektor do spraw P�kuli Zachodniej. Edwards rzuci� mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Rzecz w tym - ci�gn�� Gaunt - �e gdyby SIS naprawd� chcia�a, pewnie mog�aby znale�� miejsce dla Sama. Rosja, Europa Wschodnia, Ameryka P�nocna, Francja, Niemcy, W�ochy. Moim zdaniem Firma powinna zdoby� si� na ten wysi�ek, poniewa�...
Podszed� do cz�owieka z archiw�w i wzi�� do r�ki teczk�.
- Poniewa� za cztery lata Sam sko�czy pi��dziesi�t pi�� lat i b�dzie mu przys�ugiwa�a pe�na emerytura...
- Otrzyma hojn� rekompensat� - wtr�ci� Edwards - mo�na powiedzie�, a� nadto wystarczaj�c�.
- Poniewa� - zako�czy� Gaunt - s�u�y� lojalnie przez wiele lat, co cz�sto bywa�o niewygodne, a czasami bardzo niebezpieczne. Nie chodzi o pieni�dze, chodzi o to, czy SIS gotowa jest co� zrobi� dla jednego z nas.
Oczywi�cie nie mia� poj�cia, �e w zesz�ym miesi�cu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych odby�a si� pewna rozmowa pomi�dzy szefem, sir Colinem, a sir Robertem Inglisem.
- Chcia�bym przypomnie� kilka spraw prowadzonych przez Sama w ci�gu ostatnich sze�ciu lat. Poczynaj�c od tej...
Timothy Edwards zerkn�� na zegarek. Dot�d mia� nadziej�, �e zako�cz� spraw� w ci�gu jednego dnia. Teraz w to zw�tpi�.
- My�l�, �e wszyscy to pami�tamy - m�wi� Gaunt. - Przypadek by�ego sowieckiego genera�a, Jewgienija Pankratina...
DUMA I KRA�COWE UPRZEDZENIE
ROZDZIA� PIERWSZY
Maj 1983 roku
Rosyjski pu�kownik powoli, ostro�nie wyszed� z cienia, chocia� zobaczy� i rozpozna� sygna�. Wszystkie spotkania z brytyjskim ��cznikiem by�y niebezpieczne i w miar� mo�no�ci nale�a�o je ogranicza�. Ale tym razem sam poprosi� o spotkanie. Mia� wiadomo��, kt�rej nie m�g� podrzuci� do skrzynki kontaktowej. Obluzowany kawa�ek metalu na dachu szopy przy torach kolejowych drgn�� i zaskrzypia� na porannym wietrze. Rosjanin odwr�ci� si�, zlokalizowa� �r�d�o ha�asu i znowu spojrza� na plam� ciemno�ci przy obrotnicy lokomotywy.
- Sam? - zawo�a� cicho.
Sam McCready r�wnie� obserwowa�. Ju� od godziny czeka� w ciemno�ciach opuszczonej stacji rozrz�dowej na przedmie�ciach Berlina Wschodniego. Zobaczy� lub raczej us�ysza� przybycie Rosjanina, ale wci�� czeka�, �eby si� upewni�, �e na zakurzonych kamieniach nie rozlegaj� si� inne kroki. Robi� takie rzeczy mn�stwo razy, ale ucisk w �o��dku nigdy nie ust�powa�.
O wyznaczonej godzinie, przekonawszy si�, �e nikt ich nie �ledzi�, McCready potar� zapa�k� o paznokie� kciuka. Zapa�ka b�ysn�a kr�tko i zgas�a. Rosjanin zobaczy� sygna� i wyszed� zza starej szopy z narz�dziami. Obaj m�czy�ni mieli powody, �eby kry� si� w ciemno�ciach, poniewa� jeden by� zdrajc�, a drugi szpiegiem.
McCready wyszed� z cienia, �eby Rosjanin m�g� go zobaczy�, przystan��, chc�c pokaza�, �e jest sam, po czym ruszy� dalej.
- Jewgienij. Sporo czasu min�o, stary przyjacielu.
Z odleg�o�ci pi�ciu krok�w wyra�nie widzieli si� nawzajem i mogli si� przekona�, �e nie by�o �adnej zamiany, �adnego oszustwa. Spotkanie twarz� w twarz zawsze by�o niebezpieczne. Gdyby Rosjanin wpad� i zosta� z�amany w pokoju przes�ucha�, KGB i wschodnioniemiecka SSD mog�a zastawi� pu�apk� na najwa�niejszego brytyjskiego oficera wywiadu. A gdyby wiadomo�� Rosjanina zosta�a przechwycona, on sam m�g� wpa�� w pu�apk�, po czym czeka�oby go d�ugie, straszne �ledztwo, zako�czone nieuchronn� kul� w kark. Mateczka Rosja nie ma lito�ci dla wysoko postawionych zdrajc�w.
McCready nie u�cisn�� Rosjanina ani nawet nie poda� mu r�ki. Niekt�rzy tego potrzebowali: osobistego kontaktu, dotkni�cia, uspokojenia. Ale Jewgienij Pankratin, pu�kownik Armii Czerwonej przydzielony do PGW, by� zimny, pow�ci�gliwy, zamkni�ty w sobie, pe�en aroganckiej buty.
Po raz pierwszy zwr�ci� na niego uwag� pewien bystrooki attache brytyjskiej ambasady w Moskwie w 1980 roku. Dyplomatyczne przyj�cie, uprzejma, banalna rozmowa i nagle Rosjanin wyg�asza k��liw� uwag� pod adresem w�asnego kraju. Dyplomata nie zareagowa�, nie powiedzia� nic. Ale zapami�ta� i z�o�y� raport. Dwa miesi�ce p�niej spr�bowano pierwszego podej�cia. Pu�kownik Pankratin odpowiedzia� wymijaj�co, ale nie odm�wi�. To oznacza�o potwierdzenie. Potem dosta� przydzia� do Poczdamu, do P�nocnej Grupy Wojsk, czyli PGW, armii licz�cej 330 tysi�cy ludzi, sk�adaj�cej si� z dwudziestu dw�ch dywizji, kt�ra okupowa�a Niemcy Wschodnie, dyrygowa�a marionetkowym Honeckerem, budzi�a strach w mieszka�cach Berlina Zachodniego i trzyma�a w pogotowiu si�y NATO gro�b� przemarszu przez R�wnin� Niemieck�.
McCready przej�� zadanie: to by�a jego dzia�ka. W 1981 roku sam zwerbowa� Pankratina. Nie by�o �adnych dyskusji, �adnych wyja�nie� podyktowanych potrzeb� usprawiedliwienia... tylko zwyczajne ��danie pieni�dzy.
Ludzie zdradzaj� ojczyzn� z wielu powod�w: ideologia, skrywana uraza, brak awansu, nienawi�� do konkretnego zwierzchnika, wstyd z powodu w�asnych dziwacznych preferencji seksualnych, strach przed odes�aniem do kraju w nie�asce. W przypadku Rosjan by�o to zazwyczaj g��bokie rozczarowanie korupcj�, zak�amaniem i nepotyzmem, jakie spotykali na ka�dym kroku. Ale Pankratin by� prawdziwym sprzedawczykiem: chcia� tylko pieni�dzy. Pewnego dnia wycofa si�, m�wi�, ale dopiero kiedy b�dzie bogaty. Zorganizowa� poranne spotkanie w Berlinie Wschodnim, �eby podbi� stawk�.
Pankratin si�gn�� do kieszeni p�aszcza, wyj�� p�kat� br�zow� kopert� i poda� McCready'emu. Beznami�tnie wyja�ni�, co zawiera koperta, kt�r� McCready ukry� pod kurtk�. Nazwiska, miejsca, daty, pogotowie dywizyjne, rozkazy operacyjne, ruchy wojsk, stanowiska, dodatkowe uzbrojenie. Oczywi�cie kluczem by�o to, co Pankratin powiedzia� o SS-20, straszliwych radzieckich przeno�nych rakietach �redniego zasi�gu, o potr�jnych, niezale�nie sterowanych g�owicach atomowych, z kt�rych ka�da wymierzona by�a w jakie� europejskie lub brytyjskie miasto. Wed�ug Pankratina rakiety przenoszono w lasy Saksonii i Turyngii, bli�ej granicy, dzi�ki czemu strefa ra�enia si�ga�a �ukiem od Oslo poprzez Dublin a� do Palermo. Tymczasem na Zachodzie t�umy naiwnych, uczciwych ludzi maszerowa�y w pochodach pod socjalistycznymi has�ami ��daj�c od swoich rz�d�w, �eby pozby�y si� �rodk�w obronnych w ge�cie dobrej woli na rzecz pokoju.
- Oczywi�cie to kosztuje - powiedzia� Rosjanin.
- Oczywi�cie.
- Dwie�cie tysi�cy funt�w szterling�w.
- Zgoda. - To nie by�o uzgodnione, ale McCready wiedzia�, �e jego rz�d znajdzie pieni�dze.
- Jest co� jeszcze. Podobno wyznaczono mnie do awansu. Na genera�a-majora. I dostan� przeniesienie. Z powrotem do Moskwy.
- Gratulacje. Na jakie stanowisko, Jewgienij?
Pankratin zrobi� przerw� dla lepszego efektu.
- Zast�pca dyrektora Sztabu Planowania w Ministerstwie Obrony.
McCready by� poruszony. Wspaniale by�oby mie� cz�owieka w sercu Moskwy, w domu przy ulicy Frunzego 19.
- A kiedy wyjad�, chc� dosta� dom. W Kalifornii. Zapisany notarialnie na moje nazwisko. Mo�e w Santa Barbara. S�ysza�em, �e tam jest pi�knie.
- Owszem - przytakn�� McCready. - Nie wola�by� zamieszka� w Anglii? Zaopiekowaliby�my si� tob�.
- Nie, chc� mie� s�o�ce. S�o�ce Kalifornii. I milion dolar�w ameryka�skich, na rachunku w ameryka�skim banku.
- Mieszkanie mo�emy za�atwi� - powiedzia� McCready. - I milion dolar�w. Je�li towar b�dzie dobry.
- Nie mieszkanie, Sam. Ca�y dom z mieszkaniami do wynaj�cia. �eby zarabia� na czynszach.
- Jewgienij, prosisz o pi�� do o�miu milion�w ameryka�skich dolar�w. Nie wiem, czy moi ludzie mog� tyle zap�aci�. Nawet za tw�j towar.
Pod wojskowym w�sem z�by Rosjanina b�ysn�y w kr�tkim u�miechu.
- Kiedy b�d� w Moskwie, dam wam towar, kt�ry przekroczy wasze naj�mielsze oczekiwania. Znajdziecie pieni�dze.
- Zaczekajmy lepiej na tw�j awans, Jewgienij. Potem pogadamy o domu w Kalifornii.
Rozstali si� po pi�ciu minutach. Rosjanin wraca� za biurko w Poczdamie, Anglik musia� przemkn�� si� przez Mur na stadion w Berlinie Zachodnim. Zostanie zrewidowany na Checkpoint Charlie. Koperta przekroczy Mur inn� tras�, bezpieczniejsz�, cho� powoln�. Dopiero kiedy McCready j� odzyska, wr�ci samolotem do Londynu.
Pa�dziernik 1983 roku
Bruno Morenz zapuka� do drzwi i wszed� us�yszawszy jowialne "Herein". Jego zwierzchnik siedzia� sam w gabinecie, w imponuj�cym sk�rzanym obrotowym fotelu za imponuj�cym biurkiem. Ostro�nie miesza� swoj� pierwsz� porann� kaw�, prawdziw� kaw� w porcelanowej fili�ance. Fili�ank� przynios�a Fraulein Keppel, schludna, us�u�na stara panna, kt�ra odgadywa�a wszystkie �yczenia szefa.
Herr Direktor, podobnie jak Morenz, nale�a� do pokolenia, kt�re pami�ta�o koniec wojny i powojenne lata, kiedy Niemcy musieli si� obywa� naparem z cykorii, poniewa� tylko ameryka�scy okupanci i czasami Brytyjczycy mieli dost�p do prawdziwej kawy. Nikt wi�cej. Dieter Aust ceni� sobie porann� kolumbijsk� kaw�. Nie pocz�stowa� Morenza.
Obaj m�czy�ni dobiegali pi��dziesi�tki, ale na tym ko�czy�o si� podobie�stwo mi�dzy nimi. Aust, dyrektor kolo�skiego biura, by� niski, pulchny, starannie wygolony i elegancko ubrany. Morenz by� wy�szy, chocia� garbi� si� i pow��czy� nogami; mia� siwe w�osy, kr�p�, przysadzist� sylwetk� i wygl�da� niechlujnie w tweedowym garniturze. Co wi�cej, by� zaledwie urz�dnikiem �redniego szczebla, nigdy nie pretendowa� do stanowiska dyrektora z w�asnym imponuj�cym gabinetem i Fraulein Keppel nigdy nie przynosi�a mu kolumbijskiej kawy w porcelanowej fili�ance przed rozpocz�ciem dnia pracy.
Zwierzchnik wzywaj�cy podw�adnego do gabinetu na rozmow� to zwyczajna scena, kt�ra z pewno�ci� powtarza�a si� tego ranka w wielu niemieckich biurach. Ale ci dwaj m�czy�ni nie zajmowali si� zwyczajn� prac�, dlatego ich rozmowa r�wnie� by�a niezwyk�a. Dieter Aust kierowa� kolo�sk� plac�wk� zachodnioniemieckiego wywiadu, czyli BND.
Centrala BND znajduje si� w betonowym, otoczonym murem kompleksie budynk�w niedaleko ma�ej wioski Pullach, jakie� sze�� mil na po�udnie od Monachium, nad rzek� Izer� w po�udniowej Bawarii. Wyb�r tego miejsca wydaje si� dziwny, skoro od 1949 roku stolic�
federalnych Niemiec jest Bonn nad Renem, oddalone o setki mil. Pow�d jest historyczny. To Amerykanie zaraz po wojnie stworzyli zachodnioniemiecki wywiad, �eby przeciwdzia�a� wysi�kom nowego wroga, ZSRR. Wybrali do kierowania now� organizacj� by�ego szefa wojennych s�u�b szpiegowskich, Reinharda Gehlena. Pocz�tkowo wywiad nazywano po prostu Organizacj� Gehlena. Amerykanie chcieli mie� Gehlena we w�asnej strefie okupacyjnej, kt�ra obejmowa�a w�a�nie Bawari� i po�udnie Niemiec.
Burmistrz Kolonii, Konrad Adenauer, by� w�wczas nikomu nie znanym politykiem. Kiedy alianci w 1949 roku za�o�yli Niemieck� Republik� Federaln�, Adenauer jako pierwszy kanclerz umie�ci� stolic� w Bonn, swoim rodzinnym mie�cie, oddalonym od Kolonii o pi�tna�cie mil z biegiem Renu. Przeniesiono tam prawie wszystkie federalne instytucje, ale Gehlen odm�wi� przeniesienia i nowo nazwana Bundes-nachtrichtendienst pozosta�a w Pullach, gdzie ma siedzib� po dzi� dzie�. BND ma jednak plac�wki we wszystkich landach, czyli prowincjach Republiki Federalnej, a jedn� z najwa�niejszych jest plac�wka w Kolonii. Wprawdzie nie Kolonia, lecz Diisseldorf jest stolic� Nadrenii P�nocnej-Westfalii, Kolonia jednak le�y najbli�ej Bonn, kt�re jako stolica republiki stanowi centrum nerwowe rz�du. W dodatku pe�no tam cudzoziemc�w, a BND w przeciwie�stwie do swojej siostrzanej s�u�by kontrwywiadowczej, BfY, zajmuje si� obcymi wywiadami.
Morenz usiad� na miejscu wskazanym przez Austa i zastanowi� si�, czy zrobi� co� �le. Odpowied� brzmia�a: nic.
- M�j drogi Morenz, nie b�d� owija� w bawe�n�. - Aust delikatnie otar� wargi czyst� lnian� chusteczk�. - Za tydzie� odchodzi nasz kolega Dorn. Oczywi�cie wiesz o tym. Jego obowi�zki przejmie nast�pca. Ale on jest znacznie m�odszy i jak wiesz, du�o podr�uje. Niekt�re z tych obowi�zk�w wymagaj� wi�kszej dojrza�o�ci. Chcia�bym, �eby� ty je przej��.
Morenz kiwn�� g�ow�, jak gdyby zrozumia�, ale nic nie rozumia�. Aust spl�t� pulchne palce i zapatrzy� si� w okno z min� wyra�aj�c� ubolewanie nad wybrykami swoich koleg�w. Starannie dobiera� s�owa.
- Nasz kraj ci�gle odwiedzaj� go�cie, zagraniczni dygnitarze, kt�rzy pod koniec dnia sp�dzonego na negocjacjach lub oficjalnych rozmowach czuj� potrzeb� odmiany... rozrywki. Oczywi�cie nasze liczne ministerstwa z rado�ci� organizuj� wizyty w najlepszych restauracjach, koncerty, oper�, balet. Rozumiesz?
Morenz znowu kiwn�� g�ow�. To by�o proste jak drut.
- Niestety niekt�rzy, zw�aszcza ci z pa�stw arabskich albo afryka�skich, czasami z Europy, stanowczo domagaj� si� kobiecego towarzystwa. P�atnego kobiecego towarzystwa.
- Prostytutki - stwierdzi� Morenz.
- Kr�tko m�wi�c, tak. No wi�c rz�d nie chce, �eby wa�ni zagraniczni go�cie nagabywali taks�wkarzy czy portier�w hotelowych, pukali do okien wystawowych na Horn Strasse albo szukali guza w barach i nocnych klubach, dlatego woli zaproponowa� im pewien numer telefonu. Wierz mi, m�j drogi Morenz, to si� robi we wszystkich stolicach �wiata. Nie jeste�my wyj�tkiem.
- Zatrudniamy prostytutki? - zapyta� Morenz. Aust by� zaszokowany.
- Zatrudniamy? Z pewno�ci� nie. Nie zatrudniamy ich. Nie p�acimy im. Klienci p�ac�. Ani te�, co musz� podkre�li�, nie wykorzystujemy �adnego materia�u uzyskanego w ten spos�b od naszych go�ci. Tak zwane pu�apki na muchy. Nasze konstytucyjne prawa i przepisy s� jasno sformu�owane i nie b�dziemy ich narusza�. Zostawiamy pu�apki na muchy Rosjanom oraz - parskn�� pogardliwie - Francuzom.
Wzi�� z biurka trzy cienkie teczki i poda� je Morenzowi.
- To s� trzy dziewczyny. R�ni� si� typem fizycznym. Prosz� ci�, �eby� si� tym zaj��, poniewa� jeste� dojrza�ym, �onatym cz�owiekiem. Po prostu opiekuj si� nimi. Dopilnuj, �eby regularnie chodzi�y na badania i �eby dba�y o prezencj�. Sprawdzaj, czy nie wyjecha�y, nie zachorowa�y albo nie zrobi�y sobie wakacji. Jednym s�owem, czy s� do dyspozycji.
Teraz reszta. Od czasu do czasu zadzwoni do ciebie Herr Jakobsen. Nie ma znaczenia, �e g�os w telefonie b�dzie si� zmienia�, to zawsze b�dzie Herr Jakobsen. Zgodnie z upodobaniami go�ci, o kt�rych poinformuje ci� Jakobsen, wybierzesz jedn� z trzech dziewczyn, sprawdzisz, czy jest do dyspozycji i ustalisz por� wizyty. Kiedy Jakobsen oddzwoni, podasz mu czas i miejsce, a on przeka�e to go�ciowi. Reszta nale�y do klienta i dziewczyny. Zadanie nie jest uci��liwe i nie powinno kolidowa� z twoimi pozosta�ymi obowi�zkami.
Morenz niepewnie wsta� i wzi�� teczki. Wspaniale, pomy�la� wychodz�c z gabinetu. Trzydzie�ci lat lojalnej s�u�by w wywiadzie, za pi�� lat emerytura, a teraz ka�� mi nia�czy� kurwy dla cudzoziemc�w.
Listopad 1983 roku
Sam McCready siedzia� w zaciemnionym pokoju g��boko w podziemiach londy�skiego Century House, czyli kwatery g��wnej brytyjskiej Tajnej S�u�by Wywiadowczej - Secret Intelligence Service, w skr�cie SIS, kt�r� prasa b��dnie nazywa MI 6, a pracownicy nazywaj� "Firm�". Obserwowa� migocz�cy ekran, na kt�rym zmasowane si�y ZSRR (albo tylko ich cz��) przemierza�y bez ko�ca plac Czerwony. Zwi�zek Radziecki co roku urz�dza� dwie ogromne parady na tym placu: jedn� na Pierwszego Maja, a drug� dla uczczenia rocznicy Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Pa�dziernikowej. Ta ostatnia odbywa si� si�dmego listopada, a dzisiaj by� �smy. Kamera zarejestrowa�a przejazd dudni�cych czo�g�w i przesun�a si� po rz�dzie twarzy na szczycie Mauzoleum Lenina.
- Zwolnij - powiedzia� McCready.
Technik siedz�cy obok dotkn�� przycisk�w i film zwolni�. "Imperium z�a" prezydenta Reagana (kt�ry mia� u�y� tego okre�lenia p�niej) przypomina�o raczej dom starc�w. W lodowatym wietrze wiekowe, obwis�e twarze kry�y si� za postawionymi ko�nierzami p�aszczy, si�gaj�cymi do szarych filcowych kapeluszy albo futrzanych czapek.
Generalny sekretarz nawet nie zjawi� si� osobi�cie. Jurij W. Andropow, szef KGB od 1963 do 1978 roku, kt�ry przej�� w�adz� pod koniec 1982 roku po d�ugo wyczekiwanej �mierci Leonida Bre�niewa, sam powoli umiera� w klinice Politbiura w Kuncewie. Nie wyst�powa� publicznie od sierpnia i nie mia� ju� nigdy wyst�pi�.
Czernienko (kt�ry za kilka miesi�cy zostanie nast�pc� Andropowa) by� obecny, a tak�e Gromyko, Kirilenko, Tichonow oraz partyjny teoretyk Sus�ow o ostrych rysach twarzy. Minister obrony, marsza�ek Ustinow, opatuli� si� w wojskowy p�aszcz, obwieszony z przodu tyloma medalami, �e mog�y s�u�y� za os�on� od wiatru. Kilku by�o stosunkowo m�odych i kompetentnych - Griszyn, przewodnicz�cy partii w Moskwie, oraz Roman�w, w�adca Leningradu. Z boku siedzia� najm�odszy, wci�� uwa�any przez nich za obcego, kr�py m�czyzna nazwiskiem Gorbaczow.
Kamera przesun�a si� w g�r� i zatrzyma�a na grupie oficer�w za marsza�kiem Ustinowem.
- Zatrzymaj - powiedzia� McCready. Obraz znieruchomia�. - Ten facet, trzeci od lewej. Mo�esz go pokaza�? Zrobi� zbli�enie?
Technik przestudiowa� konsolet� i uwa�nie zacz�� dostraja� obraz. Grupa oficer�w powi�ksza�a si� coraz bardziej. Kilku wypad�o z kadru. Ten, kt�rego pokaza� McCready, przesun�� si� za daleko w prawo. Technik cofn�� kilka klatek, ustawi� tamtego na �rodku ekranu i dalej powi�ksza�. Oficer zas�oni�ty by� do po�owy przez jakiego� genera�a Strategicznych Wojsk Rakietowych, ale zdradzi�y go w�sy, rzadko
spotykane w�r�d radzieckich oficer�w. Naramienniki na wojskowym p�aszczu oznacza�y genera�a-majora.
- Cholera jasna - szepn�� McCready - on to zrobi�. Jest tam. - Odwr�ci� si� do oboj�tnego technika. - Jimmy, jak mo�emy zdoby� na w�asno�� dom mieszkalny w Kalifornii?
- No c�, m�j drogi Samie - powiedzia� Timothy Edwards dwa dni p�niej - odpowied� b�dzie kr�tka. Nie mo�emy. Nie damy rady. Wiem, �e to przykre, ale obgada�em to z szefem i ch�opcami od finans�w. On jest dla nas za drogi.
- Ale jego towar jest bezcenny - zaprotestowa� McCready. - Ten facet to wi�cej ni� �y�a z�ota, to �y�a czystej platyny.
- �adnych dyskusji - uci�� g�adko Edwards.
By� o dobre dziesi�� lat m�odszy od McCready'ego, karierowicz z dyplomem i prywatnym maj�tkiem. Zaledwie po trzydziestce, a ju� zast�pca szefa. M�odzi ludzie w jego wieku byli szcz�liwi kieruj�c zagraniczn� plac�wk�, z zachwytem przyjmowali kierownictwo wydzia�u i marzyli o awansie na inspektora. A Edwards dotar� ju� prawie do samego szczytu.
- S�uchaj - powiedzia� - szef jest w Waszyngtonie. Wspomnia� o twoim cz�owieku, po prostu na wypadek, gdyby tamten dosta� awans. Nasi kuzyni zawsze dostawali od niego towar, odk�d go zwerbowa�e�. Zawsze byli zachwyceni. Zdaje si�, �e bardzo ch�tnie go przejm�, bez wzgl�du na koszty.
- On jest dra�liwy, trudny. Zna mnie. Mo�e nie b�dzie chcia� pracowa� dla kogo� innego.
- Daj spok�j, Sam. Pierwszy przyznasz, �e on jest sprzedawczykiem. Zrobi wszystko dla pieni�dzy. A my dostaniemy towar. Prosz� ci�, dopilnuj, �eby przekazanie posz�o g�adko.
Zrobi� przerw� i b�ysn�� swoim najbardziej zniewalaj�cym u�miechem.
- Nawiasem m�wi�c szef chce ci� widzie�. Jutro rano, o dziesi�tej. Chyba nie pope�ni� przest�pstwa, je�li ci powiem, �e chodzi o nowy przydzia�. Krok w g�r�, Sam. Nie ma co ukrywa�, dobrze si� sk�ada. Pankratin wr�ci� do Moskwy, wi�c trudno ci b�dzie do niego dotrze�. Strasznie d�ugo mia�e� Niemcy Wschodnie. Kuzyni gotowi s� to przej��, a ty otrzymasz zas�u�ony awans. Mo�e kierownictwo wydzia�u.
- Jestem agentem terenowym - o�wiadczy� McCready.
- Pos�uchaj, co szef b�dzie mia� do powiedzenia - zaproponowa� Edwards.
Dwadzie�cia cztery godziny p�niej Sam McCready zosta� mianowany kierownikiem wydzia�u Pe-De i O-Psy. CIA przej�a kierowanie genera�em Jewgienijem Pankratinem oraz zwi�zane z tym koszty.
Lipiec 1985 roku
Gor�co by�o w Kolonii tego lata. Kto m�g�, wys�a� �on� z dzie�mi w g�ry, do lasu, nad jeziora czy nawet do w�asnej willi nad Morzem �r�dziemnym, �eby przy��czy� si� do nich p�niej. Bruno Morenz nie mia� letniej willi. Po�wi�ci� si� swojej pracy. Zarabia� marnie i nie spodziewa� si� podwy�ki, poniewa� trzy lata przed emerytur� w wieku pi��dziesi�ciu pi�ciu lat nie mia� �adnych szans na awans.
Siedzia� na tarasie kawiarni i popija� beczkowe piwo z wysokiej szklanki. Krawat mia� rozwi�zany, marynark� przewiesi� przez oparcie krzes�a. Nikt nie zwraca� na niego uwagi. Morenz pozby� si� swoich zimowych tweed�w na rzecz r�wnie bezkszta�tnego garnituru z sur�wki. Siedzia� zgarbiony nad piwem i od czasu do czasu przegarnia� palcami g�ste, zmierzwione siwe w�osy. Nie przywi�zywa� �adnej wagi do w�asnej powierzchowno�ci, inaczej uczesa�by si� i ogoli� dok�adnie, u�y� porz�dnej wody kolo�skiej (przecie� mieszka� w mie�cie, gdzie j� wynaleziono) i kupi� sobie elegancki, dobrze skrojony garnitur. Wyrzuci�by koszul� z lekko wystrz�pionymi mankietami i wyprostowa�by ramiona. Wtedy wygl�da�by ca�kiem przyzwoicie. Ale nie by� pr�ny.
W ka�dym razie mia� swoje marzenia. Chocia� to by�o dawno temu. Marzenia nigdy si� nie spe�ni�y. Bruno Morenz, lat pi��dziesi�t dwa, �onaty i ojciec dw�jki doros�ych dzieci, ponuro spogl�da� na ulicznych przechodni�w. Nie mia� poj�cia, �e cierpi na co�, co Niemcy nazywaj� Turschlusspanik. To s�owo nie istnieje w �adnym innym j�zyku, oznacza za� "panik� zamykanych drzwi".
Za fasad� spokojnego urz�dnika, kt�ry wykonuje swoj� prac�, bierze skromn� wyp�at� pod koniec miesi�ca i co wiecz�r wraca do domu na �ono rodziny, Bruno Morenz by� g��boko nieszcz�liwym cz�owiekiem.
W ma��e�stwie bez mi�o�ci czu� si� jak w wi�zieniu. Jego �ona Irmtraut, g�upia i podobna do krowy, z biegiem lat ju� nawet przesta�a robi� mu wym�wki o n�dzn� pensj� i brak awansu. Nie interesowa�a si� jego prac�, wiedzia�a tylko tyle, �e m�� pracuje w jednej z rz�dowych agencji zajmuj�cej si� sprawami pa�stwowymi. Je�eli chodzi� zaniedbany, w workowatym garniturze i koszuli z wystrz�pionymi mankietami, to cz�ciowo dlatego, �e Irmtraut tym r�wnie� przesta�a si� interesowa�. Utrzymywa�a we wzgl�dnej czysto�ci ich niedu�e mieszkanie na zwyczajnej ulicy w Porz i stawia�a na stole wieczorny posi�ek w dziesi�� minut po powrocie m�a do domu, wystyg�y, je�li m�� si� sp�ni�.
C�rka Uta odwr�ci�a si� plecami do obojga rodzic�w, jak tylko sko�czy�a szko��. Obecnie g�osi�a lewicowe has�a polityczne (Bruno by� wielokrotnie przes�uchiwany w biurze z powodu politycznej dzia�alno�ci Uty) i mieszka�a w Diisseldorfie, w domu przeznaczonym na rozbi�rk�, z r�nymi hipisami brzd�kaj�cymi na gitarze - Bruno nigdy nie wiedzia�, z kt�rym. Syn Lutz wci�� przebywa� w domu, wiecznie rozwalony przed telewizorem. Pryszczaty m�odzieniec, kt�ry zawala� ka�dy egzamin, do jakiego przyst�powa�, wreszcie obrazi� si� na szko�� i na spo�ecze�stwo przywi�zuj�ce zbytni� wag� do wykszta�cenia. Protestowa� przeciw spo�ecze�stwu punkowym strojem i fryzur�, ale nie zamierza� przyj�� �adnej pracy, jak� spo�ecze�stwo mog�o mu
zaproponowa�.
Bruno stara� si�, a przynajmniej tak uwa�a�. Zrobi�, co w jego mocy. Pracowa� ci�ko, p�aci� podatki, dba� o rodzin� i mia� niewiele przyjemno�ci w �yciu. Za trzy lata, ju� za trzydzie�ci sze�� miesi�cy, ode�l� go na emerytur�. Odb�dzie si� skromne przyj�cie w biurze, Aust wyg�osi mow�, stukn� si� kieliszkami musuj�cego wina i Bruno odejdzie. Dok�d? B�dzie mia� swoj� emerytur� i oszcz�dno�ci z "drugiej pracy", kt�re starannie ulokowa� na licznych kontach w r�nych bankach i pod r�nymi pseudonimami. Sporo tego by�o, wi�cej, ni� ktokolwiek m�g� przypuszcza�; wystarczy, �eby kupi� dom i pod koniec �ycia wreszcie robi�, co dusza zapragnie...
Za fasad� pospolito�ci Bruno Morenz by� bardzo skrytym cz�owiekiem. Nigdy nie powiedzia� Austowi ani nikomu innemu w biurze o swojej "drugiej pracy" - tak czy owak to by�o �ci�le zabronione i spowodowa�oby natychmiastow� dymisj�. Nigdy nie powiedzia� Irmtraut niczego o �adnej ze swoich dw�ch posad ani o tajnych oszcz�dno�ciach. Ale nie na tym polega� jego problem - tak mu si� zdawa�o.
Problem polega� na tym, �e Bruno chcia� by� wolny. Chcia� zacz�� od pocz�tku i jak na zawo�anie znalaz� spos�b. Ot� Bruno Morenz, m�czyzna w podesz�ym wieku, by� zakochany. Zakochany po uszy. A co najlepsze - Renata, m�oda, �liczna, czaruj�ca Renata kocha�a go r�wnie mocno.
Tutaj, w kawiarni, tego s�onecznego popo�udnia Bruno wreszcie podj�� decyzj�. Zrobi to. Powie jej. Powie, �e odejdzie od Irmtraut, kt�r� dobrze zabezpieczy�, poprosi o wcze�niejsz� emerytur�, zrezygnuje z pracy i wyjad� z Renat�, �eby rozpocz�� nowe �ycie na p�nocy, sk�d pochodzi� Bruno, w wymarzonym domu nad morzem.
Bruno Morenz nie zdawa� sobie sprawy, �e przechodzi w�a�nie g��boki kryzys wieku �redniego i tylko na tym polega jego problem. Poniewa� sam nie zdawa� sobie z tego sprawy i poniewa� by� profesjonalnym k�amc�, nikt inny r�wnie� tego nie zauwa�y�.
Renata Heimendorf mia�a dwadzie�cia sze�� lat, pi�� st�p siedem cali wzrostu, zgrabn� figur� i czarne w�osy. W wieku osiemnastu lat zosta�a kochank� i utrzymank� zamo�nego biznesmena, trzykrotnie starszego od niej. Ten zwi�zek trwa� przez pi�� lat. Kiedy biznesmen