1089

Szczegóły
Tytuł 1089
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1089 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1089 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1089 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maria D�browska Noce i dnie. Tom I Bogumi� i Barbara Tom II Wieczne zmartwienie Nasza Ksi�garnia Warszawa 1996 Na dysk przepisa� Franciszek Kwiatkowski Tom I Bogumi� i Barbara Dawnymi czasy Niechcicowie �yli mniej wi�cej tak, jak �yj� wszyscy po dworach na wsi. Utrzymywali za�y�e i urozmaicone stosunki z ca��, nawet najdalsz� rodzin� siedz�c� przewa�nie na takich samych jak i oni folwarkach lub na zwi�zanych �r�d�ami dochod�w ze wsi� pa�skich posesjach �r�d ogrod�w na skrajach miast. Czuli si� organiczn� cz�ci� pot�nego jakby plemienia, kt�re wystarcza�o samo sobie, mia�o w�asn� rodzinno-przyjacielsk� gwar�, zastanawia�o si�, w jaki spos�b wychowywa� swe dzieci, aby je raz na zawsze uchroni� przed wp�ywami z zewn�trz, za�atwia�o wszystkie sprawy �yciowe, prawie �e nie wychodz�c poza granice �rodowiska, a nawet zgo�a poza granice narastaj�cego ci�gle od wszystkich stron rodu. Ale dziad Bogumi�a Niechcica, Maciej, zacz�� si� niepostrze�enie z tego �wiata wydziela�. W domu jego pojawiali si� coraz cz�ciej znajomi i przyjaciele spoza klanu, uczeni, profesorowie, arty�ci, pisarze dziennik�w, dzia�acze i cz�onkowie klub�w politycznych, ludzie niepewnego pochodzenia albo kt�rzy wyszli ze swojej sfery. M�wiono, �e Maciej Niechcic traci dla obcych rozum, serce, a przede wszystkim pieni�dze. Uznano go za cz�owieka niespokojnego i zacz�to si� go wystrzega�. Za okoliczno�� �agodz�c� jego dziwactwa starali si� wzgl�dniejsi spo�r�d krewnych uwa�a� domnieman� ambitn� ch�� na�ladowania wielkich pan�w, magnat�w i dostojnik�w rz�du, patronuj�cych nauce, sztuce lub ruchom politycznym. Wpr�dce jednak przekonano si�, �e tego rodzaju ambicje nie przy�wieca�y Niechcicowi, gdy� nie wida� by�o, aby znaczenie i �wietno�� jego domu wzrasta�y pod jakimkolwiek wzgl�dem. Maciej Niechcic zdawa� si� raczej wszystko czyni� po temu, aby zbiednie� i zmarnie�. Mi�dzy innymi, po wojnie 1830 roku, zapragn�� jeden ze swoich trzech dziedzicznych maj�tk�w zamieni� na inny, z jakich� wzgl�d�w lepiej odpowiadaj�cy jego widokom. Przy prowadzeniu zwi�zanych z tym uk�ad�w okaza� wi�cej ufno�ci do ludzi ni� przezorno�ci w dopilnowaniu swych interes�w, na skutek czego kupi� maj�tek ze stanem hipoteki, kt�ry wnet sta� si� powodem utraty i �wie�ego nabytku, i jednego z pozosta�ych rodzinnych folwark�w. Syn Macieja Niechcica, Micha�, odziedziczy� tedy po ojcu dobra Jarosty mocno ju� okrojone, wzi�� te� po nim niespokojne usposobienie. Wyrywa� si� tak samo niesfornie z granic swojego �wiata, a �ycie samodzielne rozpocz�� od gorsz�cego uczynku. O�eni� si� z nowicjuszk� panien dominikanek, Florentyn� Klick�, bardzo �adn� i bardzo ubog� panienk� znakomitego nazwiska, kt�ra wst�pi�a by�a do klasztoru, �eby nie by� na �asce bogatych krewnych. Powiadano, �e Micha� Niechcic potajemnie si� z ni� w tym klasztorze widywa� i �e j� w�a�ciwie stamt�d wykrad�. A chocia� potem przeprowadzono wszystko wed�ug prawa i obyczaju, panna odby�a pokut� i uzyska�a zwolnienie z nowicjatu, a oboje dostali rozgrzeszenie i �lub, to przecie� dwory i dworki d�ugo nie mog�y darowa� Niechcicowi tego post�pku. On jednak bardzo si� tym nie przejmowa�, bo chocia� dobrym by� dla ka�dego cz�owiekiem, to uczu�, na kt�rych mu zale�a�o - powa�ania, przyja�ni, blisko�ci - szuka� tak jak i ojciec, nie po s�siednich dworach, ale po �wiecie, �r�d ludzi zajmuj�cych si� prac� umys�ow� albo sprawami publicznymi. Pani Florentyna za� czu�a si� szcz�liwa w tych nowych dla siebie stosunkach, zar�wno dlatego, �e zaznawszy w m�odo�ci wiele upokorze� od ludzi r�wnego sobie stanu uwa�a�a towarzystwo innego pokroju za wielk� �ask� losu, jak i dlatego, �e czu� si� szcz�liw� by�o zgodne z jej mi�uj�cym wszystko usposobieniem. To byli rodzice Bogumi�a Niechcica. Bogumi� Adrian by� ich najm�odszym synem, przyszed� na �wiat w wiele lat po �lubie. Starsze dzieci powymiera�y, co by�o, jak m�wiono w okolicy, kar� Bo�� za odwr�cenie si� pani Florentyny z drogi �wi�tego powo�ania. Bogumi� chowa� si� zdrowo, a maj�c pi�tna�cie lat wzi�� z ojcem udzia� w powstaniu 1863 roku. Do powstania Micha� Niechcic przysta� te� nie wtedy, kiedy to zosta�o postanowione przez ziemia�stwo, ale od razu na pocz�tku, razem z mieszcza�stwem, inteligencj� miejsk�, rzemie�lnikami i r�nego rodzaju m�odzie��. Jego udzia� w walkach by� o tyle wybitny, �e po kl�sce Jarosty zosta�y skonfiskowane, a on sam zes�any na Syberi�. �ona pod��y�a za nim. Syna, Bogusia, wzi�li pod opiek� krewni, jedni z tych, kt�rzy potomstwo Macieja Niechcica uwa�ali za rodzin� wariat�w. Obowi�zki wychowawcze wobec powierzonego im m�odzie�ca pojmowali w taki spos�b, �e Bogumi� po niejakim czasie uciek� od nich, i to tak akuratnie, �e �lad po nim zagin��. Przez ten czas pani Florentyna pochowa�a w dalekich tajgach m�a, wr�ci�a do Polski i op�akawszy zaginionego syna zosta�a gospodyni� w pewnym znajomym dworze. By�a z tego kawa�ka chleba zadowolona, gdy� odznacza�a si� w dalszym ci�gu skromn� pogod� ducha, kt�ra jej nie opuszcza�a w �adnych okoliczno�ciach �ycia. Po niejakim czasie jej sterane wiekiem i przej�ciami zdrowie niezmiernie podupad�o. Wtedy w�a�ciciele d�br Kr�pa, u kt�rych pracowa�a, wyporz�dzili dla niej mieszkanko w oficynie i tam umie�cili j� razem z bratem, r�wnie� by�ym powsta�cem, Klemensem Klickim, kt�ry dot�d, jako nie maj�cy �rodk�w do �ycia i przy tym s�aby na umy�le, znajdowa� si� by� w przytu�ku. Do tego to domku, gdzie rezydentka Florentyna Niechcicowa do�ywa�a swych dni wesp� z Klemensem Klickim - pewnego dnia zapuka� wracaj�cy z wieloletniej tu�aczki syn Bogumi�. Barbara Joanna, p�niejsza �ona Bogumi�a Niechcica, by�a z domu Ostrze�ska. Jej znowu dziad, Jan Chryzostom Ostrze�ski, straci� maj�tek Lorenki �r�d mn�stwa niepomy�lnych okoliczno�ci natury gospodarczej, �wiadcz�cych tyle� o ci�kim po�o�eniu ca�ego w og�le kraju, co i o tym, �e gromadzenie i utrzymywanie d�br ziemskich nie le�a�o w charakterze owego Jana Chryzostoma. Lecz je�li posiada� on podobnie jak Niechcicowie zdolno�� do tracenia maj�tno�ci doczesnych, to nie zdradza� natomiast �adnych upodoba� do obejmowania w posiadanie lub tworzenia jakichkolwiek innych d�br, bardziej niematerialnych. Nie wydziera� si� te� do nik�d ze swojej sfery, przeciwnie, marnowa� ojcowizn� �yj�c z rodzin� i s�siedztwami w najlepszej komitywie. By� pe�nym �ycia hulak�, kt�rego wszyscy lubili, gdy� ze wszystkimi pi�, polowa�, gra� w karty i ta�cowa�. Synom nie zostawi� ju� w�asno�ci, tylko drobne dzier�awy. Jeden z nich, Adam, by� powabnej powierzchowno�ci i mia� usposobienie ojca. Podczas gdy jego bracia podochodzili na powr�t do w�asnych maj�teczk�w, on straci� na swej dzier�awie wszystko, a �e nie cierpia� wsi, przeni�s� si� niebawem do miasta, gdzie zosta� urz�dnikiem skarbowym. Stosunki jednak towarzyskie utrzymywa� wy��cznie z okoliczn� ziemia�sk� szlacht�, gdy� tylko z ni� potrafi� dobrze si� bawi�. Mia� szcz�cie do ludzi, mimo braku maj�tku by� wsz�dzie dobrze widziany i wkr�tce o�eni� si� z Jadwig� Jaraczewsk�, pann� na dwu folwarkach. Do o�enku, pr�cz szcz�cia, pom�g� mu i przypadek. Ojciec, mianowicie, panny m�odej wyda� j� za niego z gniewu, �e si� o�mieli�a zakocha� w guwernerze z s�siedztwa, cz�owieku niemieckiego i mieszcza�skiego pochodzenia. Ojciec �w by� mason, demokrata i dawny major napoleo�ski, przenikni�ty idea�ami rewolucji francuskiej, co mu jednak nie przeszkadza�o �ywi� �lepe przywi�zanie do tradycji, do herbu i do rodu. Chcia� on by� wyda� swoj� c�rk� za m�� tak, �eby to by�o zgodne zar�wno z wymaganiami rodu, jak i z jej uczuciami. Gdy jednak po odkryciu romansu z nauczycielem zacz�a mu si� upiera�, �e je�li nie p�jdzie za niego, to wst�pi do klasztoru - w napadzie przekory, okrucie�stwa i dumy postanowi� j� wyda� bez uwagi na jej uczucia za pierwszego, kto si� trafi, byle to tylko by� szlachcic. Trafi� si� w�a�nie Adam Ostrze�ski, kt�ry nadto dzi�ki urokowi osobistemu zdoby� sobie ju� dawniej �yczliwo�� rodzic�w panny. Panna wst�pi�a z p�aczem w nakazane jej zwi�zki ma��e�skie i nie by�a z m�em szcz�liwa. Adam Ostrze�ski w bardzo nied�ugim czasie straci� obydwa posagowe folwarki i zacz�� �on� na d�ugie miesi�ce porzuca� dla innych kobiet - ona za� nie mog�a zapomnie� swego nauczyciela. Posiadali jednak oboje tyle wdzi�k�w i czu�o�ci usposobienia, �e nie mogli pozosta� dla siebie oboj�tnymi. Po ka�dej stracie maj�tkowej, po ka�dym nieporozumieniu i rozej�ciu si� uczu� wracali do siebie na nowo �r�d wybuch�w rozpaczliwej mi�o�ci i mieli ze sob� sze�cioro dzieci, z kt�rych czworo si� chowa�o. Barbara by�a najm�odszym z tych dzieci, podobnie jak Bogumi� by� najm�odszy u swych rodzic�w. Nie pami�ta�a ona ju� domu swego zamo�nym. Urodzi�a si� w miasteczku, w kt�rym Adam Ostrze�ski po wielu odmianach losu obj�� stanowisko burmistrza. Mia�a pi�� lat, kiedy straci�a ojca. Adam Ostrze�ski zgin�� od pioruna we w�asnym mieszkaniu, w chwili gdy stan�wszy w czasie burzy przy oknie usi�owa� lepiej je domkn��, �eby woda deszczowa nie ciek�a na pod�og�. Owdowiawszy pani Jadwiga Ostrze�ska za namow� seniora rodu, bogatego radcy Joachima Ostrze�skiego, poczuwaj�cego si� do opieki nad rodzin� lekkomy�lnego krewniaka, przenios�a si� do miasta gubernialnego Kali�ca. Otworzy�a tam stancj� dla uczni�w kszta�c�c zarazem i wychowuj�c z wielkim trudem w�asne swe dzieci. Po roku takiego �ycia wybuch�o powstanie 1863 r; wszyscy ch�opcy ze stancji, nie wy��czaj�c najstarszego Ostrze�skiego, Daniela, poszli do lasu. Pani Jadwiga zbiednia�a wtedy do reszty i musia�a zmieni� obszerne mieszkanie na pokoik z poddaszem oraz wyprzeda� nieomal wszystkie meble. Ani na chwil� jednak nie podupad�a na duchu i ani na chwil� nie dopu�ci�a, by dzieci przesta�y si� uczy�. Smutne do�wiadczenia m�odych lat rozczarowa�y j� do honor�w i korzy�ci p�yn�cych z maj�tku lub urodzenia. Wierzy�a tylko w wykszta�cenie. Pragn�a, by jej synowie byli uczonymi, a przynajmniej, by zaj�li stanowiska wymagaj�ce zaj�� wy��cznie umys�owych; to samo chcia�a uprzyst�pni� i c�rkom. Gdy powstanie upad�o, a Daniel, ranny w nog�, wr�ci� ostatecznie do domu, pani Jadwiga poruszy�a wszystkie mo�liwe stosunki a� do znanego radcy Joachimowi kalinieckiego wicegubernatora w��cznie - aby synowi umo�liwi� uko�czenie gimnazjum, a potem wst�pienie do Szko�y G��wnej. L�kliwa i niepewna siebie z natury - stawa�a si� za�art� i nieugi�t�, gdy sz�o o pokonanie szykan albo trudno�ci zwi�zanych z kszta�ceniem dzieci. Pod tym wzgl�dem by�a gotowa na najwi�ksze ofiary i upokorzenia, a� do wstr�tnego jej szukania protekcji u czynnik�w rz�dowych. Tylko pomocy materialnej nigdy od nikogo nie przyjmowa�a - pod tym wzgl�dem by�a niemile i opryskliwie dumna - z niech�ci� godzi�a si� jedynie na letnie wyjazdy do Piekar Wielkich, maj�tku radcy Joachima. Poza tym wierzy�a, �e w najgorszych warunkach da sobie zawsze rad� i �e z czasem dzieci jej dopomog�. Jeden syn mia� by� przyrodnikiem, drugi in�ynierem. Byli oni ju� w wy�szych zak�adach naukowych, Daniel w Warszawie, a Julian w Petersburgu, i zarabiali na swe �ycie lekcjami. Matce jednak wci�� jeszcze nic nie mogli przysy�a�, mo�e te� nie poczuwali si� do tego, zaj�ci sprawami wiedzy. Tak, �e pani Jadwiga z dwiema c�rkami �y�a w niewys�owionym ub�stwie. Przez pierwsze lata utrzymywano si� prawie wy��cznie ze sprzeda�y ostatk�w dawnej �wietno�ci: p��ciennych obrus�w, starych futer, webowej bielizny i pami�tkowych sreber. Gdy tego zabrak�o, starsza c�rka, Teresa, doszed�szy do wy�szych klas gimnazjalnych, zacz�a dawa� lekcje, kt�re nie zawsze starcza�y na obiad, ale nie pozwala�y umrze� z g�odu. Po�o�enie rodziny znacznie si� polepszy�o, kiedy Daniel i Julian sko�czyli studia. Julian pozosta� w Petersburgu i tylko listem zawiadomi�, �e ma ju� dobr� posad�, lecz Daniel zamieszka� z matk� i siostrami i zacz�� wyk�ada� przyrod� w �wie�o za�o�onej prywatnej szkole realnej w Kali�cu. Zaw�d nauczyciela by� jednym z tych niewielu zawod�w, jakie si� otwiera�y w�wczas w Polsce przed lud�mi z wykszta�ceniem. Tak�e i c�rka Teresa zosta�a niebawem nauczycielk� w gimnazjum, do kt�rego przedtem sama chodzi�a - a gdy najm�odsza, Basia, uko�czy�a szko�� - i ona zacz�a udziela� �wie�o nabytej wiedzy po r�nych prywatnych domach. 1 W domu pani Adamowej Ostrze�skiej zrobi�o si� teraz weso�o, gwarno i rojno. Wzi�to jak si� nale�y mieszkanie w �rodku miasta, a przyjaciele Daniela i znajome Teresy schodzili si� do niego po po�udniu i wieczorami na herbat�, na wsp�lne czytanie ksi��ek, na �piewy i na ta�ce. M�odziutka panna Basia, mimo powa�nych zarobk�w dochodz�cych do kilku rubli miesi�cznie, nosi�a jeszcze kr�tk� sukni�. Uwa�ana by�a przez towarzystwo zbieraj�ce si� u pani Adamowej prawie �e za dziewczynk�, ale w spos�b, kt�ry nie upokarza� jej mi�o�ci w�asnej. Nie tylko bowiem dopuszczano j� do wszystkich uciech bardziej doros�ego zespo�u, ale wyr�niano j� niejednokrotnie w najrozmaitszy spos�b. Przyjaciele Daniela Ostrze�skiego byli to m�odzi studenci lub �wie�o poko�czeni adwokaci, doktorzy i nauczyciele, przyrodnicy, historycy i matematycy. Wszyscy mieli w sobie zapas si� i zdolno�ci na miar� wielkich przedsi�wzi��, a w braku rozleglejszego pola dzia�ania, do kt�rego rz�d nikogo nie dopuszcza�, wy�adowywali nadmiern� energi� w gaw�dach i zabawach. Czytano wsp�lnie "Histori� cywilizacji Anglii" Buckle'a albo "Przyczyny zjawisk w przyrodzie organicznej" Huxleya, dyskutowano teori� Darwina, grano etiud� rewolucyjn� i preludium zwane "powsta�cze" Szopena oraz sonat� Patetyczn� Beethovena, �piewano ballady Mickiewicza albo pie�ni: "Orle, powsta� z wi�z�w, z ran...", "Schowaj, matko, suknie moje, per�y, wie�ce z r�...", "Czemu sercu smutno..." i tym podobne, odbywano przy ksi�ycu spacery nad rzek� i po parku, ta�czono do bia�ego dnia, wyprawiano si� �odziami w okolice Kali�ca albo pod przewodnictwem Daniela urz�dzano ekskursje botaniczne. Latem przenoszono ten sam tryb sp�dzania wolnego czasu na wie�, do radcy Joachima, kt�ry ch�tnie gromadzi� ko�o siebie zar�wno ubog� rodzin�, jak i jej przoduj�cych pod wzgl�dem towarzyskim i umys�owym przyjaci�. Panna Barbara zasmakowa�a wtedy w rozmaito�ci �ycia oraz w duchowych rozrywkach, kt�rych udzielaj�c� si� weso�o�� bra�a za istot� swojej w�asnej natury. Czu�a si� w owym czasie osob� radosn� i szcz�liw�, zw�aszcza gdy �r�d go�ci znajdowa� si� pan J�zef Toliboski, m�ody prawnik niewysokiego wzrostu, ale zgrabny, brunet z czarn� brod� i jasnymi oczami, kt�rych kolor by� zimny, stalowy, a wyraz ognisty i pieszczotliwy. Zdawa� si� on by� mocno zaj�ty m�odsz� pann� Ostrze�sk�. Chocia� nie widywali si� nigdy sam na sam, ale �r�d ludzi zawsze by� przy niej. Razu pewnego, w czasie wycieczki, ca�e towarzystwo spocz�o na wzg�rku nad rzek�. Cz�� �o�yska w tym miejscu by�a zaro�ni�ta i okryta kwitn�cymi nenufarami, kt�re bardzo si� podoba�y pannie Barbarze. - Szkoda - powiedzia�a - �e nie mo�na ich dosta�. J�zef Toliboski spojrza� na ni� i nic nie m�wi�c, bez u�miechu, jakby to nie by� zalotny figiel, ale surowe �wiadectwo jego gotowo�ci na wszystko, wszed�, jak sta�, w rzek�, pogr��y� si� w ni� do ramion i wr�ci� z nar�czem ci�kich, bia�ych kwiat�w. Pozostali na brzegu przez ca�y czas dowcipkowali zanosz�c si� od �miechu, a panna Barbara p�aka�a. Po tym wydarzeniu by�a tym bardziej szcz�liwa, gdy pan J�zef znajdowa� si� �r�d go�ci. Min�o par� lat. Daniel zar�czy� si�. Teresa tak�e niebawem zosta�a narzeczon�. Panna Barbara przepada�a za Danielem i uwielbia�a Teres�. Tote� ich narzecze�stwo nape�nia�o j� jednocze�nie rado�ci� i rozpacz�, cieszy�a si� ich szcz�ciem, a martwi�a si�, �e ich do pewnego stopnia utraci. I nie tylko ich. Obawia�a si�, �e gdy brat i siostra ub�d� z domu, rozpierzchnie si� r�wnie� to mi�e, rozumne towarzystwo, �r�d kt�rego tak b�ogo up�ywa�a jej m�odo��. Chocia� bywa�o nieraz, �e czu�a si� sama nieod��czn� cz�ci�, a nawet o�rodkiem wieczor�w, zabaw i pogaw�dek, nie mia�a o sobie tak dobrego mniemania, aby przypuszcza�, �e ci przyjemni ludzie schodz� si� tak�e i dla niej. Przychodzili dla brata, kt�ry by� najm�drszym i najucze�szym z nich wszystkich, i dla siostry, kt�ra by�a niezwykle interesuj�c� i pi�kniejsz� od niej osob�. Obie uroczysto�ci weselne ma�o zosta�y pannie Barbarze w pami�ci, gdy� ca�y czas my�la�a o tym, czy przyjaciele brata b�d� nadal bywa� w ich domu. Wszelkie nadzieje co do tego straci�a ostatecznie, ujrzawszy swoj� now� bratow�. Daniel Ostrze�ski o�eni� si� z pann� Michalin� Polesk�, c�rk� ziemia�skiego domu spod Warszawy. Rodzice panny m�odej byli w�a�nie w przededniu utraty maj�tku, ich z�e interesy odstraszy�y ostatnio kilku po��danych konkurent�w i w tych warunkach uwa�ali ma��e�stwo z m�odzie�cem dobrego rodu i kt�remu wr�ono wielk� przysz�o�� naukow� za rzecz nie do pogardzenia. Wszelako nie mogli si� powstrzyma�, �eby tu i �wdzie nie opowiada�, �e c�rka ich pope�ni�a mezalians, usprawiedliwiony tylko wielk� mi�o�ci�, kt�rej oni jako rodzice nie chcieli sta� na zawadzie. G�osy te dosz�y do pani Adamowej i z tego powodu przyj�cie nowej synowej wypad�o nieco wynio�le. Danielowa Ostrze�ska by�a m�odsza od panny Barbary, mia�a lat siedemna�cie, ale by�a ju� rozro�ni�t�, pysznie zbudowan�, dojrza�� kobiet�, strojn�, rumian�, przyci�gaj�c� wszystkie oczy. Panna Barbara wygl�da�a przy niej na niedoros�� dziewczynk� i tak� si� te� poczu�a. Zdawa�o jej si�, �e po raz pierwszy zobaczy�a prawdziw� kobiet�, wobec kt�rej takim jak ona nie pozostaje nic innego, jak tylko usun�� si� w cie�. Gdy tedy po jednym i drugim weselu nast�pi�o w istocie kilka cichych, pustych i oszcz�dnych tygodni - uzna�a skrycie sw� m�odo�� za sko�czon�, a przy sposobno�ci op�aka�a r�wnie� nieuniknion�, jak mniema�a, utrat� przyja�ni pana Toliboskiego. Bowiem je�eli nie zakocha si� on w bratowej, czego oczywi�cie b�dzie si� musia� wystrzega�, to w ka�dym razie w bij�cym od niej blasku przestanie zauwa�a� drobn� Basi�. Rzeczy jednak nie posz�y tak �le. Przeciwnie, po kr�tkiej przerwie dawne stosunki znowu si� nawi�za�y, grono przyjaci� zacz�o ponownie si� spotyka�, ju� nie w jednym domu, a w trzech. Michasia Danielowa by�a w istocie ��dna ho�d�w, ale nie wierzy�a te�, aby czyjekolwiek wsp�zawodnictwo mog�o jej te ho�dy odebra�. Lubi�a pod ka�dym wzgl�dem b�yszcze�, lecz na �wiat�o, w kt�rym chodzi�a, wyci�ga�a innych, nawet, owszem, posiada�a wyj�tkowe zdolno�ci do organizowania udanych przedsi�wzi�� towarzyskich. Czy na przyj�ciu, czy na wycieczce lub �lizgawce, czy w czasie powa�niejszych zebra� umia�a uwydatni� rol� i zalety ka�dego z uczestnik�w, tak �e wszyscy czuli si� dobrze, na swoim miejscu, potrzebni i po��dani - i ch�tnie wobec tego przyznawali jej we wszystkim pierwsze�stwo. Nie posiada�a wielkiego wykszta�cenia, nie uko�czy�a nawet gimnazjum, jak Basia i Teresa Ostrze�skie, tote� gdy rozprawiano w tym m�odym towarzystwie na tematy z historii, przyrody lub filozofii, potrafi�a nieraz powiedzie� zabawne g�upstwo, miesza�a og�lnie znane fakty, zdarza�o jej si� nawet przekr�ca� bardziej oderwane wyrazy, nie m�wi�c o nazwiskach. Za to z upodobaniem urz�dza�a deklamacje, �ywe obrazy i przedstawienia amatorskie i do tych rzeczy poci�gn�a za sob� wszystkich, o co zreszt� nikt nie mia� pretensji, bo stosunki towarzyskie zyska�y dzi�ki temu ogromn� rozmaito��. Specjalno�ci� pani Michasi by�o robi� wszystko z niczego. - Z niczego - m�wi�a - wytrzasn�am kolacj�, z niczego urz�dzi�am kurtyn� i dekoracje. I t� sukni�, kt�r� si� wszyscy tak zachwycaj�, uszy�am sobie, po prostu m�wi�c, z niczego. Wobec panny Barbary nowa bratowa okaza�a si� bardzo serdeczna i obie m�ode osoby pr�dko si� ze sob� zaprzyja�ni�y. Przyja�� ta by�a nawet ze strony pani Michaliny bardziej zupe�na, bo panna Barbara �ywi�a zawsze niejakie zastrze�enia. Mi�dzy innymi pani Michalina do objaw�w przyjaznej blisko�ci zalicza�a wsp�lne omawianie stroj�w i stara� dotycz�cych piel�gnowania urody. Panna Barbara za� z trudem znosi�a tego rodzaju poufno��. Zar�wno mi�o�� w�asna, jak jej wstydliwo�� strasznie cierpia�y, gdy bratowa gani�a lub chwali�a j� pod tym wzgl�dem, albo kiedy si� rozbiera�a, �eby pokaza� nowy kr�j gorsetu czy te� majtek. Za to rozmawia� z ni� o potocznych wydarzeniach by�o weso�o i przyjemnie. Znik�a te� obawa o utrat� wzgl�d�w pana Toliboskiego. Danielowa Ostrze�ska w og�le by�a w tej dziedzinie znacznie mniej niebezpieczna, ni� si� zdawa�o. Panowie uwielbiali j�, ale z daleka. Mimo wielkiej swobody obej�cia by�a zbyt pot�na i zbyt od�wi�tna, �eby wznieca� bardziej osobiste uczucia. Zapewne i mi�o�� do Daniela czyni�a j� niedost�pn�, niekt�rzy jednak panowie twierdzili, �e i dla m�a jest ona oboj�tna, gdy� w og�le nie posiada w sobie uczu� i temperamentu mi�o�nicy. Daniel wszelako musia� w zwi�zku z ni� o czym innym by� przekonany; panna Barbara nie wyobra�a�a sobie, aby mo�na by�o widzie� kogo� r�wnie szcz�liwie wygl�daj�cym i bez pami�ci zakochanym, jak on by� w tym okresie. Tak czy inaczej, �adnej z panien m�odego towarzystwa pani Michalina nie odbi�a adoratora, a panna Barbara zyska�a nawet �r�d zabaw, przez bratow� urz�dzanych, dwu powa�nych konkurent�w, kt�rzy jednak z powod�w nie do�� wyra�nych dla otoczenia zostali odrzuceni. Za� J�zef Toliboski mimo oczywistej pi�kno�ci pani profesorowej, jak zwano Danielow� Ostrze�sk�, mimo jej falistych, kruczych, kunsztownie uczesanych splot�w, z�ocistych oczu i umiej�tno�ci obracania si� w �wiecie - nie przesta� w dalszym ci�gu asystowa� pannie Barbarze. I to nie tylko na oczach ludzi - chodzili teraz razem na samotne spacery, w czasie kt�rych m�ody cz�owiek nie by� tak nadskakuj�cy jak na wieczorkach, ale potrafi� zawsze spojrzeniem, u�ciskiem r�ki albo s�owem - zw�aszcza s�owem - da� pozna� swoj� przyja��. Panna Barbara cierpliwie radowa�a si� tym stanem rzeczy w ci�gu dwu nast�pnych lat, a� p�ki nie rozesz�a si� wiadomo��, �e J�zef Toliboski si� �eni. Rozrywki i spotkania towarzyskie by�y ju� w owym czasie rzadsze, praca zawodowa poch�ania�a coraz to wi�cej czasu, Danielowi i Teresie urodzi�y si� dzieci. �lub J�zefa Toliboskiego z nie�adn�, bogat� pann� Nareck� odby� si� w Warszawie, gdzie rodzice narzeczonej sp�dzali zim�. J�zef Toliboski wyrzek� si� pi�knej przysz�o�ci, jak� mu rokowano w adwokaturze, i pa�stwo m�odzi zamieszkali w oddalonym o kilka mil od Kali�ca Borownie, maj�tku posagowym panny m�odej. Barbar� Ostrze�sk� ogarn�� wkr�tce potem jakby przestrach przed uczestnictwem w �yciu. Odsun�a si� zupe�nie od �wiata, ubiera�a si� czarno i surowo, a �e nosi�a kr�tkie w�osy i wygl�d mia�a nieco ch�opi�cy, zacz�to j� nazywa� "klerykiem". Bliskie stosunki utrzymywa�a tylko z siostr�, kt�ra by�a, zdaje si�, jej powiernic�. Pewna za�y�o�� ��czy�a j� r�wnie� ze szwagrem. By� to niezbyt przystojny, ale weso�y, dowcipny i energiczny Litwin, nazwiskiem Kocie��, kt�ry siostr� swojej �ony bardzo lubi� i zawsze potrafi� j� rozrusza�. Panna Barbara, jak przedtem marzy�a wci�� o dalszych studiach i o nieokre�lonym bli�ej odznaczeniu si� w dziedzinie pracy umys�owej, a mo�e literackiej, tak teraz straci�a nagle wszelkie pod tym wzgl�dem ambicje i postanowi�a nauczy� si� krawiectwa. W tym celu za po�yczone od szwagra pieni�dze wyjecha�a do Warszawy, gdzie w znanym magazynie si�str Kunke, na rogu Kr�lewskiej i Krakowskiego Przedmie�cia, zacz�a pobiera� odpowiednie nauki. Ten rodzaj pracy wyr�wna� pewne niedoci�gni�cia jej przyja�ni z bratow� Michalin�. Teraz z punktu widzenia zawodowego mog�a z przyjemno�ci� rozprawia� z ni� o strojach i bieli�nie. A poniewa� czu�a si� winn�, �e nie potrafi�a dawniej sprosta� pod tym wzgl�dem upodobaniom Michasi, wi�c s�a�a do niej cz�ste listy z opisami najodpowiedniejszych w danym sezonie ubior�w, czarnych ze z�otem at�as�w, b��kitnych sukien z ��tymi adamaszkowymi stanikami, modnych ciemnoszafirowych aksamit�w oraz najbardziej noszonych w Pary�u kostium�w koloru "wydra". Po wyczerpaniu si� po�yczonego funduszu panna Barbara rzuci�a krawiectwo, ale nie opu�ci�a Warszawy. Zacz�a na nowo zarobkowa� udzielaj�c lekcji arytmetyki i rob�t r�cznych na pensji, za�o�onej przez jej szkoln� kole�ank�. Tym sposobem wr�ci�a do dawnego rodzaju towarzystwa i dawnych upodoba� intelektualnych. Pozna�a przy tym nowy rodzaj duchowych przyjemno�ci, nie zwi�zany z osobistymi stosunkami. Dostarcza�y go jej zbiory muzealne, teatry, wystawy obraz�w, poranki w Towarzystwie Muzycznym i odczyty publiczne. Ten nowy spos�b obcowania z wiedz� i sztuk� nazywa�a w listach do siostry "prawdziwym u�ywaniem �ycia". Odzyska�a weso�o��, dawn� kalinieck� band� przesta�a uwa�a� za niezast�pion�, latem ju� nie zawsze je�dzi�a do siostry i do matki. Sp�dza�a wakacje i ferie �wi�teczne albo na Litwie u niedawno poznanej rodziny szwagra, gdzie za kt�r�� bytno�ci� odrzuci�a zn�w o�wiadczyny staraj�cego si� o ni� m�odzie�ca - albo u dalszej krewnej Ostrze�skich, pani �adziny, zamieszka�ej w miasteczku Borku, na p�nocnym Mazowszu. Do tego Borku panna Barbara lubi�a je�dzi�, gdy� czu�a si� tam po��dana; ogl�dano j� i podziwiano jako warszawiank�, osob� z wielkiego �wiata. A pr�cz tego by�y to okolice zupe�nie inne ni� pod Kali�cem. Wsz�dzie naoko�o rozci�ga�y si� mieszane li�ciaste lasy i przez te lasy wiod�a droga od kolei do Borku. Je�d��c t� drog� panna Barbara z przyjemno�ci� zapomina�a o tym, co by�o i co b�dzie, i ton�a ca�ym jestestwem w �niadym g�szczu, w r�nolitej, pe�nej �piewu i szumu zieleni. Oczywi�cie we dnie, gdy� o ile zdarzy�o si� przebywa� lasy noc�, dr�a�a nieco, zw�aszcza przy mijaniu olbrzymiego lasu w dobrach Kr�pa, gdzie zawsze pr�chno �wieci�o blado w ciemno�ciach. Jan �ada pochodzi� z drobnej szlachty, ale pami�� o morgach, co musia�y by�y nale�e� do jego dziad�w - dawno zgin�a. Bywa� pisarzem prowentowym i oficjalist� w wielkich maj�tkach, a �e odznacza� si� skrz�tno�ci� i mia� szcz�cie, wi�c si� troch� dorobi�. Troch� si� dorobi�, a troch� wzi�� w posagu za �on�. Kiedy panna Barbara go pozna�a, by� cz�owiekiem nieubogim, pe�ni� obowi�zki s�dziego gminnego, mia� posad� sekretarza w jakim� przedsi�biorstwie Towarzystwa Rolniczego, a nadto by� na powr�t jakby po trosze ziemianinem, posiada� na w�asno�� przytykaj�cy do miasteczka pi�kny dw�r, ogr�d i par� w��k ziemi po rozpad�ym dominium Borek Dworski. ��czy� w sobie kilka zawod�w, a wygl�da�, jakby go sta� by�o na kilkana�cie. By� to urodziwy, silny ch�op o krzaczastych czarnych brwiach, jasnych pod nimi oczach, szerokim czole, w�skiej a okr�g�ej brodzie i pysznych, spadaj�cych na malinowe usta w�sach. O�eni� si� z rozumn�, ale chorowit�, niepoka�n� i l�kliw� pann�, kt�rej potem ca�e �ycie nie cierpia�. Pani Zenobia �adzina by�a w por�wnaniu z nim, zar�wno z urodzenia, jak z wychowania, wielk� dam�, za co tym bardziej lubi� j� spycha� w k�t i dotkliwymi �artami wymawia� jej to brak urody, to chorob�. W zwi�zku z tym w�cieka� si� r�wnie� wiecznie na w�t�e, inteligentne, nerwowe po matce dzieci i bi� je, a� �wista�o. Dla obcych by� go�cinny, serdeczny i weso�y i nie mia�o si� wra�enia, �e to przez fa�sz. Po prostu ka�dego lubi� wi�cej ni�li swoj� rodzin�. Dla pani �adziny przyjazdy Barbary Ostrze�skiej by�y czym� prawdziwie opatrzno�ciowym. Przywozi�a ksi��ki i pisma, mo�na by�o w rozmowie z ni� zapomnie� o smutnym, cierpkim �yciu, na kt�re patrz�c panna Barbara my�la�a: - Jak to dobrze, �e ja nie wysz�am i nigdy nie wyjd� za m��. �ada obecno�� panny Ostrze�skiej uwa�a� za sposobno�� do urz�dzania wieczork�w i przyj��, za kt�rymi przepada�. Na jednym z takich ta�cuj�cych wieczork�w znajdowa� si� kto�, kto zrazu ta�czy�, a potem wycofa� si� za pr�g s�siedniego pokoju i stamt�d zacz�� wodzi� spojrzeniem za jedn� z bawi�cych si� os�b. Zasuwa� si� przy tym coraz to bardziej w cie� aksamitnej portiery, jakby pragn�� kierunek swego wzroku os�oni� tajemnic�. Nie by� to ju� m�odzieniec, ale m�czyzna, wysoki, o d�ugich i pi�knych nogach, w�skim stanie, rozleg�ej piersi i szerokiej, przyjemnej twarzy. M�oda osoba, z kt�rej nie spuszcza� oczu, mia�a na sobie czarn�, uk�adan� sp�dniczk� z bokami podpi�tymi nie tak przesadnie, jak to widzia� u innych, i staniczek ca�y naszywany d�etami. Wygl�da�a najwy�ej na lat osiemna�cie, w�osy jej by�y czarne i kr�tko obci�te, oczy - jeszcze nie zdo�a� zauwa�y� jakie, twarz drobna, lecz wyra�na, harda i szczera. Uk�ad ca�ej postaci by� swobodny i pow�ci�gliwy, ruchy niewymuszone, a gdy uwija�a si� po sali w swym l�ni�cym pancerzyku, �wiat�o mieni�o si� na nim tysi�cem z�otych zygzak�w i b�yskawic. Kto� z domowych przeszed� mimo zaj�tego patrzeniem go�cia, kt�ry drgn�� i zapyta� zmieszany: - Kto jest ta panienka w takim staniczku w zygzak? M�odym cz�owiekiem, kt�ry si� tak zapyta�, by� Bogumi� Niechcic. 2 Panna Barbara Ostrze�ska mia�a ju� dwadzie�cia pi�� lat w ow� zim�, w kt�r� pozna�a Bogumi�a Niechcica - on za� by� cz�owiekiem trzydziestosze�cioletnim. Nie zrobi� na niej wra�enia i gdy nazajutrz po wieczorku, na kt�rym zosta� jej przedstawiony, wyjecha�a do Warszawy, to ju� w drodze pami�ta�a go jedynie o tyle, �e gdy sanki wjecha�y w mroczne kr�pskie lasy, pomy�la�a: - Aha, to tu gdzie� mieszka �w Niechcic, co si� tak na mnie gapi�. - Gdy�, owszem, zauwa�y�a, �e si� jej przypatruje. Na Wielkanoc nie je�dzi�a tego roku do Borku, by�a u Kocie���w, u kt�rych mieszka�a ju� teraz i matka Ostrze�ska, i gdzie ka�de przybycie cioci Basi by�o mocno oczekiwane przez dwie c�reczki pani Teresy, Oktawi� i Sabin�. Dopiero latem uda�a si� znowu panna Barbara do �ad�w, a gdy tylko do nich przyjecha�a, Bogumi� Niechcic zacz�� bywa� w ich domu coraz to cz�stszym go�ciem. Panna Barbara patrzy�a na niego teraz du�o �askawszym okiem, zw�aszcza gdy si� dowiedzia�a, �e by� w powstaniu i �e potem do�wiadcza� niezwyk�ych przyg�d tu�aj�c si� d�ugo po �wiecie. Co prawda jej nadzieja, �e co� o tych rzeczach us�yszy, okaza�a si� p�onna; Bogumi� Niechcic nie �yczy� sobie czy te� nie umia� nic powiedzie� o swych ciekawych zapewne prze�yciach. Panna Barbara by�a patriotk� i przebywaj�c w Borku cz�sto chodzi�a za miasto na wzg�rek zwany mogi�� powsta�c�w, �eby sk�ada� tam wianki. Wzg�rek by� poro�ni�ty dzik� r� i zielem, a znajdowa� si� na skraju lasu w pobli�u bia�ych mur�w parafialnego cmentarza. Pola przytykaj�ce do drogi, co sz�a mi�dzy cmentarzem i lasem, nale�a�y ju� do d�br Kr�pa, w kt�rych Bogumi� Niechcic by� rz�dc�. Cz�sto go te� tam w swoich wycieczkach spotyka�a, to na koniu, to pieszo, i zawsze wtedy towarzyszy� jej a� do posesji �ad�w. Pr�bowa�a przy tej sposobno�ci zagadn�� go ostro�nie o przesz�o��. Ale Bogumi� i wtedy nie m�g� si� zdoby� na �adne opowiadanie. Zapytany za pierwszym razem, czy wie, �e ten kopczyk to jest mogi�a powsta�c�w, odpowiedzia�: - Tak, wiem - i spojrzawszy przelotnie na cmentarz nagle si� g�o�no roze�mia�. Panna Barbara wzi�a to za prostactwo i przez reszt� drogi milcza�a nieprzychylnie, �piesz�c tak, jakby pragn�a okaza�, �e nie chce, by jej nad��y�. Bogumi� nad��a� jednak przygn�biony i ze spuszczon� g�ow�, wreszcie rzek� tonem prosz�cym o przebaczenie: - Wiem o tym, bo jestem sam z tych stron. St�d pochodz�. Z niedaleka. I tu - doda� - i tu... - zaj�kn�� si�. Nie powiedzia� nic wi�cej. Lecz dziwna rzecz, ta niejasna odpowied� w zupe�no�ci zadowoli�a pann� Barbar�. �egnaj�c si� zapyta�a jeszcze tylko, jakby na znak, �e go poj�a: - Umie pan jak�� pie�� z tych czas�w? - Owszem - odpar� niezmiernie ucieszony. - Umiem i zaraz jutro za�piewam. I od tego czasu cz�sto w saloniku pa�stwa �ad�w �piewa� soczystym barytonem r�ne piosenki powsta�cze. Jedn� z tych pie�ni bardziej ni� innymi zachwyca�a si� panna Barbara. S��w jej nie mog�a nigdy zapami�ta�. Wiedzia�a tylko, �e po ka�dej zwrotce powtarza si� tam: a wi�c polami, borem, lasami i ost�pem marsz �piewaj�c, bracia, partyzantko, �yj... czasami te� przypomina�a sobie ze �rodka s�owa: broni nie mamy, a wi�c co masz, z tym w b�j... reszta wiecznie gin�a w niepami�ci. Za to melodi� tego �piewu potrafi�a wywo�a� w sobie na ka�de zawo�anie, teraz i przez ca�e �ycie, i zawsze ��czy�a si� ona ze wspomnieniem Borku i czas�w tu prze�ytych. Dzi�ki tej pie�ni panna Barbara pogodzi�a si� z tym, �e Bogumi� Niechcic nie umia� nic powiedzie� o rzeczach, kt�re by�y w nim dla niej najbardziej interesuj�ce. Zacz�a nawet przek�ada� t� skryto�� nad ch�tn� wymowno�� dawnych swoich znajomych i przyjaci�, gdy nagle Bogumi� sam popsu� jej dobre usposobienie. Raz na przyj�ciu u sekretarza s�du, na kt�re j� zaproszono wesp� z �adami, obecni byli dwaj oficerowie rosyjscy z pobliskiego garnizonu. Panna Barbara zrazu si� nasro�y�a. Wprawdzie przed kilku laty sama w Kali�cu dawa�a lekcje w rosyjskim domu wicegubernatora Rybnikowa, ale przy bli�szym poznaniu okazali si� to ludzie szlachetni, krytycznie wobec swojego rz�du usposobieni, a Polsce �ycz�cy wyzwolenia, przy tym z tradycjami udzia�u w ruchach post�powych i rewolucyjnych. Stary Rybnikow nieraz sam oprowadza� pann� Barbar� po mogi�ach i pobojowiskach powsta�czych, znajduj�cych si� w okolicach Kali�ca. Tu za� mia�a przed sob� obcych oficer�w, o kt�rych nie wiedzia�a nic pr�cz tego, �e byli �o�dakami nosz�cymi znienawidzony mundur. Takich nie spotyka�a w swym otoczeniu. Ani w Kali�cu, ani w Warszawie wojskowi w prywatnych domach nie byli przyjmowani. Lecz na g�uchej prowincji by�o to we zwyczaju, zw�aszcza gdy brakowa�o partner�w do winta lub m�odzie�y do ta�ca. Tak �e po pewnym czasie panna Barbara oswoi�a si� z tym dra�ni�cym widokiem, a nawet by�a rada, bo nadarza�a si� jej mo�e jedyna sposobno�� zetkn�� si� z wrogami swej ojczyzny i da� im pozna�, co o nich my�li. Uczyni�a to w ten spos�b, �e jednemu z oficer�w pozwoli�a si� do siebie z lekka zaleca�, a gdy j� po podwieczorku zaprosi� do ta�ca - wynios�ym spojrzeniem i odmow� uprzytomni�a mu, jaki dystans dzieli c�rk� ujarzmionego narodu od naje�d�cy. Gdy w poczuciu odniesionego zwyci�stwa rozgl�dn�a si� mimo woli doko�a, ujrza�a, �e Bogumi� Niechcic siedzia� tymczasem przy niedu�ym stoliku z drugim oficerem i pi� z nim krupnik. Pi� po prostu na um�r i nawet zdawa� si� ju� by� troch� podpity, gdy� poczerwienia�, a jego modre oczy zmala�y i mia�y niem�dry wyraz. Co gorsza, gdy si� podsun�a, us�ysza�a, �e Niechcic w�a�nie jemu, temu Moskalowi, opowiada o swych przygodach powsta�czych. M�wi� po polsku i panna Barbara najwyra�niej us�ysza�a: - My za� wtedy wyszli�my z tego lasu i dalej�e na Ruska. - Oficer odpowiada� po rosyjsku co�, w czym panna Barbara nie mog�a si� po�apa�. S�ysza�a tylko pojedyncze s�owa: - mo�odiec... mo�odiec... lubieznyj drug, Bogumi� Michaj�owicz... - i widzia�a, �e pan Bogumi� z tym oficerem bardzo sobie �wiadczyli. Zgorszona wysz�a do bocznego pokoju i nie mia�a ju� ochoty powraca� do zabawy. Gdy si� nazajutrz zobaczy�a z Niechcicem, powiedzia�a do niego ostro: - �adnego pan sobie znalaz� powiernika do tych zwierze�, kt�rych my jeste�my niegodni. Niechcic stropi� si� i przerazi�. - Co ja zrobi�em? Czy ja co m�wi�em? - j�ka�. - Pewno by�em pijany. Jezus Maria, na pewno by�em pijany - doda� z rozpacz�. Nie pr�bowa� ju� si� nawet t�umaczy�. Powtarza� tylko: - Czy pani mi to kiedy daruje? Nie da�a mu co do tego na razie �adnej pewno�ci, ale oczywi�cie, niebawem rzecz posz�a w zapomnienie i przez nast�pne tygodnie Bogumi� Niechcic uchodzi� nawet po trosze za staraj�cego si� o r�k� panny Ostrze�skiej. Pani �adzina powiedzia�a jej pewnego dnia, �e o�wiadczy�by si� on dawno, tylko nie �mie. A panna Barbara odrzek�a na to: - Niech nie �mie. Ja go nie chc�. Potem jednak �a�owa�a tych s��w. Dr�czy�a j� my�l, �e powt�rzone mog�y zrobi� panu Niechcicowi zbyt wielk� przykro��. Usi�owa�a obmy�li� co� innego, bardziej �askawego, co mog�aby mu za po�rednictwem pani �adziny oznajmi�. Gdy jednak zacz�a m�wi� z ni� o tym i dowiedzia�a si� na wst�pie, �e tamte s�owa nie zosta�y powt�rzone - uspokoi�a si� i zaniecha�a zamiar�w dawania mu nadziei. Tym bardziej �e po kr�tkim okresie wyrozumia�o�ci pod tym wzgl�dem razi� j� w nim znowu brak jakiegokolwiek wyrobienia umys�owego. Niechcic by� mo�e na sw�j spos�b rozumny, ale nie mia� znajomo�ci literatury i mn�stwa b�d�cych w obiegu wiadomo�ci naukowych, nie mia� te� krzty dowcipu, bez kt�rego rozmowa towarzyska by�a wszak rzecz� bez powabu i czcz�. Panna Barbara dziwi�a si� temu wszystkiemu, bo s�ysza�a od pani �adziny, �e rodzina Niechcic�w by�a kiedy� znana z r�nych umys�owych zami�owa� i �e po konfiskacie maj�tku Jarosty wywieziono podobno z tamtejszego dworu znaczn� i warto�ciow� bibliotek� do jakich� rosyjskich zbior�w. Poza tym przecie� Niechcic przebywa� tyle lat za granic�. Jak�e si� m�g� tam nie kszta�ci�? Raz, mimo �e sobie wci�� obiecywa�a o nic go ju� nie pyta�, zagadn�a go, czy zna jakie j�zyki. Odpar�, �e umie po niemiecku, a na dow�d za�piewa�: Der Mensch lebt nicht von Brot allein, er muss auch etwas gl�cklich sein. Pannie Barbarze piosenka ta wyda�a si� g�upia i prostacka, popsu�a jej nawet wspomnienie tamtych innych pie�ni, kt�re jej si� w panu Niechcicu wi�cej podoba�y ni�li on sam. Wi�cej ni� on - mimo �e przecie� Bogumi� Niechcic by� przystojny, a nawet mia� w sobie co�, co wi�cej znaczy ni�li foremne cia�o. Wszystko od st�p do g�owy by�o w nim sympatyczne. Patrz�c na jego twarz spogl�da�o si� niby w czysty, przestronny dziedziniec wiod�cy do bezpiecznego domu. Wystarcza�o go ujrze�, aby by� dobrze usposobionym, nie tylko do jego osoby, lecz w og�le do �ycia. Wszelako panna Barbara m�wi�a sobie, �e przystojnych jest wsz�dzie du�o na �wiecie i �e to wszystko tak si� na tle Borku wydaje. Gdy tylko sobie wyobrazi�a siebie z nim w Warszawie albo w Kali�cu, wnet doznawa�a uczucia, przed kt�rym sama by�a rada skry� si� cho� w mysi� dziur�. Doznawa�a prze�wiadczenia, �e b�dzie si� go wstydzi�a. Na takich r�nego rodzaju niepewno�ciach zesz�y wakacje. W ostatnim dniu, a nawet w ostatniej godzinie pobytu panny Ostrze�skiej w Borku, Niechcic wyzna� jej swe uczucia. By�o to w ogrodzie, po kt�rym wyszli pochodzi� przed wyruszeniem na kolej. Panna Barbara da�aby w�wczas nie wiem co za to, �eby mog�a nie odpowiedzie�, �eby j� kto zwolni� z tej konieczno�ci. - Zaraz - rzek�a wreszcie, zaczerpn�wszy ze wszystkich si� powietrza - zaraz. Niech pan si� namy�li, mo�e pan nie wie na pewno, czy pan mnie kocha. Mnie si� to zdaje niemo�liwe. Ja si� tego nie czuj� godna. - Wiem na pewno, �e pani� kocham - odpar� chmurnie. - Ale skoro pani tak m�wi, to znaczy, �e ja pani jestem niemi�y - doda� takim g�osem, jakby m�wi� o ci���cym nad sob� wyroku �mierci. - Nie jest mi pan niemi�y - zaprzeczy�a zrozpaczona - tylko mnie si� zdaje, �e my nie... �e my nie jeste�my dla siebie. - Dlaczego? - zapyta� usi�uj�c opanowa� wra�enie, jakie te s�owa na nim sprawi�y. I nagle odpowiedzia� sam sobie: - Tak, rzeczywi�cie, my nie jeste�my dla siebie. S�usznie mnie pani odrzuca. Pani z jej wykszta�ceniem, z jej urod�, z jej stanowiskiem w �wiecie zas�uguje na lepszy los ni� zwi�zanie �ycia z takim jak ja cz�owiekiem. - To jest, jak to? Co? - zawo�a�a stropiona, ale od domu zacz�to wo�a�, �e ju� najwy�szy czas jecha�. Rozmowa si� przerwa�a i panna Barbara wpad�a jeszcze do swojego pokoiku, �eby zobaczy�, czy czego nie zostawi�a. Gdy wysuwa�a i zatrzaskiwa�a z powrotem puste szufladki, raptem poj�a odpowied� pana Niechcica. My�la�, �e go nie chcia�a, poniewa� by� rz�dc� i ubogim cz�owiekiem. A tymczasem ona dopiero w tej chwili uprzytomni�a sobie t� okoliczno��. A przez ca�y czas dot�d w swych s�dach o nim nigdy, przenigdy nie bra�a jej pod uwag�. Na mi�o�� bosk�, nie mog�a go zostawi� z tego rodzaju my�l�, r�wnie przykr� dla niego, jak dla niej. Wypad�a na werand� potr�caj�c, niezbyt przytomnie czekaj�ce by j� po�egna� towarzystwo, odszuka�a Niechcica i poci�gn�a go za sob� w g��b mieszkania. - Panie - t�umaczy�a po�piesznie - panie, ja bym by�a nie wiem jak szcz�liwa z takim jak pan cz�owiekiem. Nie mam �adnego stanowiska w �wiecie. Nie jestem niczym lepszym... to jest... nie jestem niczym w og�le. Nie mam �adnego tam wykszta�cenia. To nie o to idzie... Zatchn�a si�. Co jeszcze chcia�a powiedzie�? Chcia�a - o, wi�cej, ni� chcia�a, potrzebowa�a ze wszystkich si� obja�ni� mu, jaki by� stan jej serca. �e czuje si� ju� spalona i zu�yta, niezdolna do mi�o�ci, gdy on zas�ugiwa� na dar wielkiego i pierwszego uczucia. Dar wielkiego, tak, wielkiego i pierwszego uczucia. Bogumi� patrzy� na ni� dok�adnie oczy w oczy, a widz�c jej pasuj�ce si� ze sob� milczenie rzek� po prostu: - Rozumiem, pani kocha innego. Panna Barbara rzuci�a si� na to jak uderzona. - Nic pan nie rozumie! - krzykn�a z gniewem, kt�ry jednak wyda� si� Bogumi�owi jakby czym� dobrze wr�cym. - I sk�d ten pomys�? Ja nikogo, jako �ywo, nie kocham - przeczy�a ju� �agodnie i tylko z l�kiem, �e kto� w og�le m�g� o tej rzeczy m�wi�. Wezbra� w niej m�ciwy �al nadaj�c inny bieg my�lom i s�owom. - Ja nie odmawiam, pan mnie �le poj��. Tylko teraz tak ma�o czasu i jestem zaskoczona. Trudno si� porozumie�. S�yszy pan? Ju� nas wo�aj�! Rzeczywi�cie z balkonu wo�ano: - No, m�odzi pa�stwo, do�� ju�, do�� ju� tajemnic! - Wi�c um�wmy si�, um�wmy si� tak. Je�eli ja przyjad� tu na Bo�e Narodzenie, to znaczy, �e wszystko dobrze, �e si� zgadzam. Albo nie - ja napisz� i w li�cie wszystko wyja�ni�. Albo nie... Lepiej niech pan przyjedzie do Warszawy, na Wszystkich �wi�tych. Albo niech pan napisze, a ja panu odpowiem. I niech pan si� nie martwi. Wszystko b�dzie dobrze. Tylko trzeba troch� poczeka�. Bogumi� patrzy� na ni� uwa�nie i powtarza�: - Dzi�kuj�. Dobrze. Przyjad�. Napisz�. B�d� czeka�. W chwil� potem panna Barbara wyrwa�a si� z u�cisk�w zebranego na ganku, �artuj�cego grona, skoczy�a do powozu, zapyta�a: - A gdzie moja walizka?! - po czym spojrzawszy na zegarek krzykn�a i ju� do ko�ca drogi dr�a�a, czy si� nie sp�ni. 3 Tak wi�c zostali mniej wi�cej narzeczonymi. Mniej wi�cej, bo panna Barbara do ostatniej chwili nie by�a pewna swych uczu� ni zamiar�w. W jednym z list�w do siostry, pani Teresy Kocie��owej, z kt�r� jedn� jedyn� porusza�a te sprawy, �r�d opisu przedstawienia Hamleta i wystawy obraz�w wspomina�a mimochodem: "podobno tam u was m�wi�, jakobym by�a narzeczon�. Zaprzeczaj, kochana siostrzyczko, tym pog�oskom, wszak�e to nic pewnego. Czuj�, �e kiedy przyjdzie co do czego, powiem: nie - i wszystko si� rozchwieje. Ale wracam do wystawy obraz�w. Zapomnia�am ci jeszcze napisa�, �e widzia�am przepi�kny obraz Matejki "Portret pana". Od razu mo�na pozna�, �e to mistrz wielki malowa�. I wiesz, je�dzi�am na t� wystaw� wind�. Co za niezwyk�y wynalazek!" W innym li�cie donosi, �e otrzymuje czasem listy od Bogumi�a Niechcica. "Nazywa mnie w nich - pisze - gwiazd�, kt�ra zaja�nia�a nad jego ciemnym �yciem. Chc� mu napisa�, �e mam dla niego siostrzan� przyja��, i na tym niech poprzestanie. Jak my�lisz, czy powinnam tak zrobi�?" Cz�ciej powtarza�y si� w tych listach wzmianki o kim� innym, kogo z kolei panna Barbara zwa�a gwiazd�. "Nie wiem, czemu imi� pana J. T. wci�� si� powtarza w mych listach - dziwi�a si� sama jednym razem. - Przecie� go ju� nie kocham". A kiedy indziej donosi�a, �e zwiedza�a z kilku przyjaci�kami gabinet zoologiczny w uniwersytecie, i dodawa�a: "Gdy przechodzi�y�my dziedziniec uniwersytecki, domy�lasz si�, o czym wtedy my�la�am. My�la�am o tych, kt�rych pozna�am, gdy nosili jeszcze niebieskie czapki z bia�ymi obw�dkami. Gdy nie byli takimi jak teraz sztywnymi panami w tu�urkach, lecz ch�opcami, pe�nymi zapa�u, a w oczach rozumnych �wieci�o tyle ognia, tyle wiary, tyle mi�o�ci. Tak �ywo stan�a wtedy przed moimi oczami posta� tego, kt�ry jest ukrytym kwiatem mojej duszy i kt�rego wspomnienie jak brylantowa gwiazda zawsze przy�wieca� b�dzie mojemu �yciu. - Niech ci� to nie przera�a jednak, nie kocham go ju�, lecz te obrazy przesz�o�ci s� mi zawsze tak drogie. Nimi �yj�". Przy ko�cu innego listu znajdowa� si� dopisek: "Na Kr�lewskiej ulicy na wystawie w oknie zobaczy�am cudn� fotografi� Byrona. Musz� si� dowiedzie�, ile kosztuje, bo musz� j� sobie kupi�. Co za wyraz i co za oczy! A cho� bez brody, wiesz, kogo mi przypomina?!..." W pocz�tkach zimy Bogumi� Niechcic zacz�� nieco wi�cej miejsca zajmowa� w tych zwierzeniach. "Z panem Bogumi�em - pisa�a w po�owie grudnia - dot�d jeszcze nic nie postanowi�am, boj� si�, bym p�niej nie �a�owa�a, cho� gdyby mnie kto zapyta�, czy go nie kocham, musia�abym powiedzie�, �e cz�sto czuj� dla niego co� wi�cej ni� �yczliwo��. Lecz przyt�umi� t� �yczliwo��, a nawet zapomnie� o niej przychodzi mi z wielk� �atwo�ci�. Jestem widocznie wprawna. Przecie� st�umi�am tysi�c razy mocniejsze uczucie". Przed samym Bo�ym Narodzeniem donios�a energicznie: "Czy wiesz, co postanowi�am w kwestii l'amour? Ot� widz�, �e Bogumi� naprawd� mnie kocha. Ostatni jego list tak dobrze maluje jego proste i szczere uczucia. A wobec mi�o�ci c� st�d, �e ju� niem�ody. Jam tak�e ju� niem�oda, cho�, �miech powiedzie�, niedawno wzi�� mnie tu kto� na pensji za jedn� z uczennic. A i pan Bogumi� podobno my�li, �e mam osiemna�cie lat. Ciekawa jestem, jak� min� zrobi, kiedy go wyprowadz� z b��du. Jednak mimo smutnych do�wiadcze�, kt�re ju� mam za sob�, nie czuj� si� zn�w tak bardzo rozczarowan� do �ycia. Nawet z pewn� nadziej� patrz� w przysz�o��. Tak wi�c, ko�ci rzucone. Pojad�, tak jak obieca�am, do Borku i niech si� dzieje wola nieba, co b�dzie, to b�dzie". I wkr�tce po Nowym Roku zacz�y wychodzi� zapowiedzi Bogumi�a Niechcica i Barbary Ostrze�skiej - w Warszawie w ko�ciele Karmelit�w na Lesznie. W Warszawie, a nie w Borku, gdy� o to prosi�y kole�anki i przyjaci�ki panny Barbary, kt�rych �yczenie by�o dla niej �wi�te. Pr�cz tego mia�a nadziej�, �e do Warszawy zjedzie na jej wesele Julian, in�ynier z Petersburga. Co prawda, obiecywa� on ju� dawniej przyby� na �lub Daniela i Teresy, a jednak nie przyjecha�. W og�le od czasu osiedlenia si� poza stronami rodzinnymi ani razu jeszcze nie widzia� si� ni z matk�, ni z rodze�stwem. Tym razem jednak tak si� z�o�y�o, �e mia� swoje zawodowe sprawy do za�atwienia w Warszawie, a wi�c mo�e jednak przyjedzie. Wyjazd do jakiego� na ko�cu �wiata po�o�onego Borku by�by go na pewno odstraszy�, a panna Barbara ani si� spostrzeg�a, jak zacz�a dzie� swego �lubu uwa�a� po trosze za okazj� do zobaczenia si� z bratem. Zaraz w czasie �wi�t w Borku, kiedy jej zar�czyny sta�y si� oficjalne, panna Barbara poprosi�a Niechcica, �eby j� zawi�z� do matki. Bogumi� westchn��, gdy si� z tym do niego zwr�ci�a. - Nie chcia�bym - powiedzia� - �eby pani my�la�a, �e si� mojej rodziny wstydz�, ale boj� si�, �e moja matka nie spodoba si� pani. To ju� zupe�nie niedo��na staruszka. A je�li pani idzie o zado��uczynienie zwyczajom, to ona biedna przesz�a ju� tyle i stoi tak dalece poza �yciem, �e nie przywi�zuje do tego wagi. A ja tym bardziej. Panna Barbara pomy�la�a, �e jej narzeczony te� nie zna si� na zwyczajach, gdy� te wymaga�y, aby starsza pani Niechcicowa z�o�y�a wizyt� rodzinie przysz�ej synowej. Wiedzia�a jednak, �e to jest ze wzgl�du na stan jej zdrowia, a tak�e na r�ne inne okoliczno�ci, jak odleg�o��, koszty itp., niemo�liwe. Zreszt� konwenanse obyczajowe nie by�y dla niej �adnym bo�yszczem, nie chcia�a by� ma�ostkow� i nie podj�a tej sprawy, ale nalega�a stanowczo, �e b�d�c tak blisko musi pozna� sw� �wiekr�. S�ysza�a zawsze, �e synowe ze �wiekrami �le �yj�, pragn�a jak najpr�dzej okaza�, �e b�dzie pod tym wzgl�dem stanowi�a wyj�tek. P�on�a ch�ci� oczarowania swej �wiekry, wzbudzenia w niej mi�o�ci do siebie, dania jej pozna�, �e inteligentna, taktowna panna wie dobrze, co si� matce nale�y od syna, i �e nie b�dzie pragn�a nigdy go jej odebra�. Spo�r�d czekaj�cych j� w ma��e�stwie zada� i obowi�zk�w to wydawa�o jej si� w tej chwili najwa�niejszym. Wobec tego Bogumi� przyjecha� po ni� nazajutrz w niezwykle pi�knych, l�ni�cych sankach. �r�d pobrz�kiwania dzwonk�w zasiedli oboje na granatowych mro�nych poduszkach i wsun�li nogi w kud�y przepysznej, pokrytej suknem baranicy, a sanie szarpn�y nimi po cichu, a� odchylili si� w ty�, i pomkn�y z sykiem i �wistem po srebrzystej od s�o�ca drodze. Panna Barbara �a�owa�a nami�tnie, �e pan J. T. jej nie widzi. Gdy skr�cili i wiatr mieli nie w twarze, a z boku, Bogumi� obja�ni�, �e to s� najlepsze dworskie sanki, kt�re pa�stwo Kr�pscy polecili mu wzi��, gdy si� dowiedzieli, �e jedzie po narzeczon�. - Tak? - ucieszy�a si� panna Barbara. - Wi�c to wida� przyjemni, rozumni ludzie - i stosunki z nimi musz� by� dobre. - Stosunki s� dobre - odpar� Bogumi� - p�ki �yj� starzy Kr�pscy, kt�rzy pami�taj� jeszcze, �e m�j ojciec by� takim jak i oni cz�owiekiem. Lecz teraz syn ma obj�� poma�u rz�dy w maj�tku, a z tym nie wiem, jak b�dzie. Panna B