10860
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 10860 |
Rozszerzenie: |
10860 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 10860 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 10860 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
10860 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Katarzyna i Andrzej Pilipiukowie
Po drugiej stronie
Warszawa odbudowana po zniszczeniach wojennych jest miastem bez duszy. Niewiele
�yje tu zasiedzia�ych rodzin, ma�o kto mo�e pochwali� si� domem czy mieszkaniem
pozostaj�cym od stulecia w r�kach jego rodu. Z punktu widzenia kolekcjonera nie jest to z�a
sytuacja. Na rynku pojawiaj� si� bowiem do�� regularnie drobne antyki. Przedmioty, kt�re
w Krakowie by�yby cennymi pami�tkami rodzinnymi, tu najcz�ciej trafi�y w r�ce swoich
aktualnych w�a�cicieli zupe�nie przypadkowo. Na strychach i w piwnicach spoczywaj�
skarby, kt�re nikogo nie interesuj�, nikogo nie przyprawiaj� o szybsze bicie serca. Nikogo
poza takimi jak ja...
�lady Chi�czyk�w zamieszkuj�cych do�� licznie stolic� przywi�la�skiego kraju
w ostatnich dekadach XIX wieku, tropi�em od dobrych kilku lat. Penetrowa�em gie�dy
i bazary, tocz�c nieustanny wy�cig z kolegami po fachu i z zawodowymi handlarzami.
R�nili�my si� jednak. Oni szukali przede wszystkim mo�liwo�ci zarobku, ja gromadzi�em
swoje skromne na razie zbiory. Zdobycie naprawd� ciekawych drobiazg�w nie by�o �atwe.
Nale�a�o wsta� rankiem, najcz�ciej w sobot� lub niedziel�, i ruszy� na jedno z targowisk
po�o�one w starszych i mniej zburzonych cz�ciach miasta. Nast�pnie, omijaj�c zawodowych
spekulant�w, przegl�da� cierpliwie stosy wszelakiego badziewa roz�o�one na starych
gazetach lub kawa�kach folii. W�r�d sztucznych szcz�k, plastikowej bi�uterii, obt�uczonych
kubk�w, popielniczek z epoki g��bokiej komuny i przedwojennych poczt�wek bystre oko
zatrzymywa�o si� czasem na jakim� drobiazgu.
Figurki rybek ci�te w steatycie, ma�e flakoniki z trawionego dwukolorowego szk�a,
czasem co� jeszcze ciekawszego... Kiedy� kupi�em spory kawa�ek �akardu z wzorem
w chryzantemy. Materia� utyt�any by� b�otem � stanowi� bowiem nie przedmiot handlu ale,
nazwijmy to, element konstrukcyjny stoiska. Wszystkie te drobiazgi sprzedawali ludzie nie
maj�cy zielonego poj�cia o ich faktycznej warto�ci. Z regu�y oddawali je za p�darmo lub
��dali kwot niebotycznych. Pewnego razu od dresiarza o chytrych oczkach kupi�em pi�kny
n� do papieru z r�czk� rze�bion� w ko�ci s�oniowej i kling� wykut� z �elaza meteorytowego.
Zap�aci�em r�wnowarto�� butelki najta�szej gorza�y. Rok p�niej u staruszka
w wy�wiechtanej marynarce dokupi�em pasuj�c� do niego pochewk� ozdobion� kilkoma
chi�skimi znaczkami. Wy�o�y� musia�em blisko dwudziestokrotno�� ceny no�a, a i to po
dwugodzinnym targu, bo pocz�tkowo dziadek ��da� twardo tysi�ca dolar�w...
Ten dzie� nie wyr�nia� si� niczym szczeg�lnym spo�r�d setek innych. Obudzi�em si�
o pi�tej i ruszy�em pod Hal� Mirowsk�. Stara, pami�taj�ca jeszcze carskie czasy hala targowa
stoi na skraju d�ugiego parku wyznaczaj�cego historyczn� O� Sask�. Pomi�dzy ni� a pierwsze
drzewa wcisn�y si� dziesi�tki bazarowych budek, a chodnik od strony ulicy Niepodleg�o�ci
okupuj� regularnie dzicy handlarze. Zazwyczaj koczuje ich tam kilkuset. Ten dzie� nie by�
wyj�tkiem.
Drobni pijaczkowie, kln�c, rozk�adali na wilgotnym chodniku gazety. Wyrzucali z toreb
rozmaite �mieci, znalezione na strychach, wygrzebane w szufladach... Zia�o od nich
st�chlizn�, tanimi alkoholami, nawet czasem denaturatem. Wi�kszo�� cierpia�a straszliwe
m�ki skutkiem kaca i kl�a, na czym �wiat stoi. Szed�em, omiataj�c ich skarby uwa�nym
spojrzeniem. Zacz�o m�y�, jedyne perspektywa napicia si� trzyma�a ich jeszcze na miejscu.
Szkatu�k� wypatrzy�em w chwili, gdy zzi�bni�ty i przemoczony na wylot zbiera�em si� ju� do
odej�cia. Na pierwszy rzut oka wydawa�a si� plastikowa. Sta�a na kawa�ku gazety, pokryta
zaskorupia�ym brudem. Dziewi�ciu na dziesi�ciu �owc�w antyk�w posz�oby dalej, ale
zauwa�y�em fragment powierzchni, kt�ry cz�ciowo oczy�ci�y spadaj�ce z drzewa krople.
Br�zowoczarna, znajomy wz�r. Szylkret.
Nauczony do�wiadczeniem nie podszed�em od razu. Najpierw drobiazgowo przejrza�em
rupiecie zgromadzone na s�siednim stoisku, spyta�em o ceny kilku z nich. P�niej zbli�y�em
si� do interesuj�cego mnie kawa�ka gazety, d�ugo sta�em, otaksowa�em przerdzewia�e na
wylot �elazko oraz koszmarn� figurk� s�onia z masy plastycznej. W ko�cu uj��em w d�o�
kasetk�.
� Ile to kosztuje? � spyta�em niedbale.
� Dwie st�wy � odpar� sprzedawca z cwaniackim u�mieszkiem.
Cholera. Przejrza� mnie. Zauwa�y�, co naprawd� mnie interesowa�o. Chocia�... Te
zniszczone d�insowe spodnie, poplamiona i podarta kurtka ortalionowego dresu, wo�
przetrawionego alkoholu... Co mi szkodzi spr�bowa�...
� Dycha � rzuci�em. � Na dwie flaszki wystarczy.
Odruchowo obliza� spierzchni�te wargi.
� To lepiej wyrzuc� � mrukn��.
� Dwana�cie � podwy�szy�em ofert�.
Zamy�li� si�. Odwr�ci�em si� na pi�cie i ruszy�em do kolejnego straganiku. Handluj�cy tu
typek musia� przegrzeba� chyba skup makulatury. Na roz�cielonej szmacie mok�o kilkana�cie
ksi��ek. S�dz�c po ich op�akanym stanie nie by� to pierwszy deszcz, kt�rego zazna�y...
Ruszy�em w stron� kolejnego stoiska, gdy dogoni� mnie kole� w ortalionie. Szkatu�k� trzyma�
w r�ce.
� Pi�tna�cie � zaproponowa�.
Zamy�li�em si� g��boko.
� Z pi��dziesi�t jest warta, skoro w og�le pana zainteresowa�a � burkn��. � Gadaj�, �e ma
pan oko do takich...
Odrobin� mnie zaskoczy� � nie s�dzi�em, �e handlarze nie tylko mnie zapami�tali, ale
i jeszcze obgaduj�. Wyszczerzy�em z�by w krzywym u�miechu. Odliczy�em mu dwa
banknoty dziesi�cioz�otowe i schowa�em �up do siatki. W domu obejrz� na spokojnie..
Zewn�trzne drzwi, zupe�nie zwyczajne z dykty, jak wszystkie w tym bloku. Wewn�trzne
s� ze stali, osadzone w solidnej framudze, wedle zapewnie� producenta wytrzyma�yby
eksplozj� �wier� kilograma trotylu. Zapali�em �wiat�o. Blask halogenk�w wydoby� z mroku
�cian� z gablotek, oddzielaj�c� przedpok�j od gabinetu. Kilkana�cie chi�skich figurek,
buteleczek, przybor�w do pisania...
Po�o�y�em szkatu�k� na biurku. Le��c na nawoskowanym, wypolerowanym do po�ysku
intarsjowanym blacie wygl�da�a jeszcze bardziej niepozornie ni� na stoisku. B�d� mia� z ni�
du�o pracy.
Bardzo lubi� niespodzianki. Zawsze gdy dostaj� prezent, staram si� odwlec moment
rozpakowania. Teraz te�, cho� r�ce �wierzbi�y, zostawi�em dzisiejszy nabytek w pracowni
i uda�em si� do kuchni. Najpierw obowi�zki, potem przyjemno��. Popatruj�c t�sknie w stron�
gabinetu, zabra�em si� za gotowanie obiadu.
Tego dnia Anita wr�ci�a z pracy nieco wcze�niej ni� zwykle. Ledwie zd��y�em
z wszystkimi przygotowaniami. Pami�taj�c o jej jutrzejszych urodzinach, przybra�em
od�wi�tnie st�, postawi�em w wazonach kwiaty, a obok jej nakrycia po�o�y�em male�k�
paczuszk� ze z�ot� broszk� w kszta�cie smoka. Wypatrzy�em klejnocik w niewielkim
antykwariacie na Star�wce. Kosztowa� fortun�, ale czego si� nie robi dla ukochanej kobiety...
Zasiedli�my do obiadu. Moja �ona zachwyci�a si� prezentem.
� Kochanie, to jest cudowne! Sk�d j� wzi��e�?
� Nie powiem. Moja s�odka tajemnica. A zreszt�... Ten smok jeszcze dzi� rano lata� sobie
na swobodzie. Na jego nieszcz�cie wynaj��em czarownika, kt�ry zakl�ciem zamieni� go
w z�oto. Odt�d ma s�u�y� tobie i tylko tobie.
� Oj, uwa�aj, bo jeszcze uwierz� � �mia�a si�. � A w jaki spos�b mo�na go odczarowa�?
� Z pewno�ci� nie poca�unkiem � zachichota�em. � Zastrzeg�em ten warunek ju� we
wst�pnych pertraktacjach z magiem.
Posi�ek up�yn�� nam w�r�d dalszych �art�w i �miechu. W ko�cu podnios�em si� od sto�u.
� Kochanie, czy mog�...
� Oczywi�cie, ja teraz p�jd� wzi�� prysznic. Co tam nowego dzi� wyszpera�e�?
� Szkatu�k�. Niestety na razie jest w fatalnym stanie. Okropnie zabrudzona. Chcesz
zobaczy�?
� Dzi�kuj�. Chyba poczekam, a� j� odczy�cisz.
� W takim razie...
� No id� ju�, id�. Przecie� widz�, �e nie mo�esz si� doczeka�.
Szylkret zazwyczaj nie�le znosi up�yw czasu, jednak jak ka�de tworzywo organiczne
w niesprzyjaj�cych warunkach niszczeje. Szkatu�ka przez d�u�szy czas musia�a wala� si� po
strychu lub wilgotnej piwnicy. P�ytki pofa�dowa�y si� tu i �wdzie. A gdyby rozebra�
pude�eczko, namoczy� �cianki, przywr�ci� im plastyczno�� i spr�bowa� naprostowa�?
Ryzykowne. Wod� z myd�em i szczoteczk� z ostrego w�osia oczy�ci�em nabytek. Materia�
mocno zmatowia� z wierzchu. Co z tym fantem zrobi�? Czy wystarczy natrze� gliceryn� czy
mo�e lepszy b�dzie wosk meblarski? A mo�e warstwa zewn�trzna utleni�a si� i nale�y j� po
prostu zeszlifowa�?
Odmy�em puzderko. Teraz nale�a�o zaj�� si� wieczkiem. Ju� wcze�niej zauwa�y�em, �e
osadzono je bardzo mocno � teraz badaj�c spoin� przy u�yciu lupy, stwierdzi�em, �e zosta�o
po prostu przyklejone. Potrz�sn��em szkatu�k�, ale z wn�trza nie dobieg� mnie �aden d�wi�k.
Zapali�em lampk� i unios�em pude�ko do �wiat�a. Blask stuwatowej �ar�wki przenikn�� przez
�cianki, wydobywaj�c przy okazji ich ca��, zdawa�oby si�, utracon� na zawsze urod�.
Wewn�trz nie by�o nic.
Po d�u�szej chwili namys�u zdecydowa�em si� u�y� mikrotronu. Powoli i ostro�nie ci��em
po spoinie, a� wreszcie wieczko by�o wolne. Podwa�y�em je szpatu�k�. Jeszcze przez chwil�
stawia�o mi op�r, a� odskoczy�o z cichym cmokni�ciem.
W przeciwie�stwie do tego, co widoczne by�o na wierzchu, wn�trze l�ni�o jak nowe.
�cianki by�y g�adkie, natomiast na dnie wygrawerowano skomplikowany ornament.
W samym �rodku widnia� ozdobny znak. Nie zna�em go. Zanotowa�em sobie w pami�ci, �eby
sprawdzi� przy najbli�szej okazji. Na razie nale�a�o zaj�� si� powierzchni� �cianek oraz
wieczka. Pracowa�em kilka godzin, nim uda�o mi si� osi�gn�� zadowalaj�ce efekty.
O si�dmej musia�em przerwa� prac�. Wybierali�my si� z Anit� do teatru. Z �alem od�o�y�em
szkatu�k� do gablotki. Nast�pnego dnia czeka� mnie s�u�bowy wyjazd do innego miasta,
wiedzia�em, �e szybko nie zdo�am do niej wr�ci�.
Warszawa noc� nie jest zbyt przyjaznym miastem. Mimo to postanowili�my po spektaklu
wpa�� gdzie� na kieliszek wina. Z uwagi na okazj� � urodziny Anity ju� za kilka godzin �
wybrali�my si� do Fukiera. Zasiedli�my przy jedynym wolnym stoliku. By�o gor�co, wi�c
solenizantka zdj�a po chwili marynark�. Przy mi�kkim wyci�ciu dekoltu sukienki pyszni� si�
z�oty smok. Gdy rozmawiali�my o niedawno obejrzanym przedstawieniu, jej palce
bezustannie w�drowa�y w jego kierunku, opuszki wodzi�y wzd�u� kr�tego grzbietu, g�adzi�y
wygi�t� g�ow�.
� Sk�d pani go ma?!!!
Wzdrygn��em si�. Pytanie pad�o ca�kiem nieoczekiwanie. Za moimi plecami sta�a niska
starsza, nienagannie ubrana kobieta. Mog�a mie� ko�o siedemdziesi�tki, cho�, mimo siwych
w�os�w, na jej twarzy nie by�o zbyt wielu zmarszczek. Jej oczy, jeszcze bystre i b�yszcz�ce,
patrzy�y oskar�ycielsko na Anit�.
� S�ucham? Czy pani m�wi�a do mnie? � spyta�a moja �ona.
� Owszem. � W g�osie wiekowej damy brzmia� t�umiony gniew. � Pyta�am, sk�d u pani
wzi�� si� m�j smok.
� Pani...?
� Owszem, m�j. To bardzo cenna pami�tka rodzinna.
� Chwileczk� � wtr�ci�em si�. � Chyba zasz�a jaka� pomy�ka. T� brosz� kupi�em kilka dni
temu...
� Zosta� skradziony w listopadzie ubieg�ego roku � przerwa�a mi kobieta. � Je�li m�wi
pan prawd�, naby� pan j� niew�tpliwie z nielegalnego �r�d�a!
� Kochanie � odezwa�a si� Anita z obaw� w g�osie. � Gdzie kupi�e� smoka? Masz jakie�
pokwitowanie?
� Oczywi�cie. Gdzie� tu... � Si�gn��em do kieszeni. W tej chwili przypomnia�em sobie, �e
wczoraj m�j garnitur by� w pralni chemicznej. W kieszeni nie by�o ju� dowodu zakupu. � Nie,
przepraszam... Niestety przepad�o.
� Ach tak! � Staruszka z trudem maskowa�a triumf. � Wobec tego udamy si� na policj�...
� O Bo�e! � j�kn�a Anita. � Tomku, gdzie to kupi�e�... Mo�e pami�taj�?
� Z pewno�ci� � uspokoi�em j�. � Czy b�dzie pani sk�onna zaczeka� do jutra? �
zwr�ci�em si� do wiekowej damy.
� Do jutra! � prychn�a. � Do jutra zd��y pan uciec i gdzie� si� zaszy�! O nie, m�j drogi,
wzywamy policj�. � Z tymi s�owy si�gn�a do torebki po telefon kom�rkowy.
Dziesi�� minut p�niej, na zapleczu winiarni, sk�ada�em zeznania. Anita, smutna
i zdenerwowana, siedzia�a w k�cie. Staruszka dr�a�a z podniecenia. Poda�em adres miejsca,
gdzie kupi�em broszk�. Tymczasem zosta�a ona wzi�ta w depozyt.
Gdy wracali�my do domu, moja �ona by�a dziwnie milcz�ca. Dopiero gdy zamkn�li�my
drzwi mieszkania, odezwa�a si�.
� Tomku... Powiedz, naprawd� w antykwariacie? � wyszepta�a. � Nie odnowi�e�
przypadkiem swojej znajomo�ci z Edkiem? Nie kupi�e� u niego?
� Kochanie, sk�d, naprawd� by�em w antykwariacie. Gdyby nie ta cholerna pralnia,
mia�bym dow�d w r�ku. A tak � policja sama sprawdzi. Na pewno antykwariusz rozpozna
smoka. Kilka dni i b�dzie po sprawie.
Patrzy�a na mnie nieufnie. Rzeczywi�cie, nie bez powodu. Gdy wraca�em my�lami do
wydarze� sprzed pi�ciu lat, nadal d�awi� mnie wstyd. Pozwoli� si� tak da� wrobi�... Wszystko
przez tego kr�tacza Edka. Podobno wyszed� z wi�zienia, ale nie zamierza�em si� z nim
zadawa�.
W ko�cu Anita u�miechn�a si�.
� Wierz� ci � powiedzia�a.
Wkr�tce poszli�my do sypialni. Przytuli�em �on� i natychmiast zapad�em w sen.
Anita zdj�a marynark�. Przy mi�kkim wyci�ciu dekoltu sukienki pyszni� si� z�oty smok.
Gdy rozmawiali�my o niedawno obejrzanym przedstawieniu, jej palce bezustannie
w�drowa�y w jego kierunku, opuszki wodzi�y wzd�u� kr�tego grzbietu, g�adzi�y wygi�t�
g�ow�.
� Sk�d pani go ma?!!!
Wzdrygn��em si�. Pytanie pad�o ca�kiem nieoczekiwanie. Za moimi plecami sta�a niska
starsza, nienagannie ubrana kobieta. Mog�a mie� ko�o siedemdziesi�tki, cho�, mimo siwych
w�os�w, na jej twarzy nie by�o zbyt wielu zmarszczek. Jej oczy, jeszcze bystre i b�yszcz�ce,
patrzy�y oskar�ycielsko na Anit�.
� S�ucham? Czy pani m�wi�a do mnie? � spyta�a moja �ona.
� Owszem. � W g�osie wiekowej damy brzmia� t�umiony gniew. � Pyta�am, sk�d u pani
wzi�� si� m�j smok.
� Pani...?
� Owszem, m�j. To bardzo cenna pami�tka rodzinna.
� Chwileczk� � wtr�ci�em si�. � Chyba zasz�a jaka� pomy�ka. T� brosz� kupi�em kilka dni
temu...
� Zosta� skradziony w listopadzie ubieg�ego roku � przerwa�a mi kobieta. � Je�li m�wi
pan prawd�, naby� pan j� niew�tpliwie z nielegalnego �r�d�a!
� Kochanie � odezwa�a si� Anita z obaw� w g�osie. � Gdzie kupi�e� smoka? Masz jakie�
pokwitowanie?
� Oczywi�cie. Gdzie� tu... � W tej chwili przypomnia�em sobie, �e wczoraj m�j garnitur
oddany by� do pralni chemicznej. W kieszeni nie by�o ju� dowodu zakupu. � Nie,
przepraszam... Niestety przepad�o.
� Ach tak! � Staruszka z trudem maskowa�a triumf. � Wobec tego udamy si� na policj�...
� O Bo�e! � j�kn�a Anita. � Tomku, gdzie to kupi�e�... Mo�e pami�taj�?
� Z pewno�ci� � uspokoi�em j�. � Czy b�dzie pani sk�onna zaczeka� do jutra? �
zwr�ci�em si� do wiekowej damy.
� Do jutra! � prychn�a. � Do jutra zd��y pan uciec i gdzie� si� zaszy�! O nie, m�j drogi,
wzywamy policj�. � Z tymi s�owy si�gn�a do torebki po telefon kom�rkowy.
Dziesi�� minut p�niej, na zapleczu winiarni, sk�ada�em zeznania. Anita, w�ciek�a,
siedzia�a w k�cie. Staruszka dr�a�a z podniecenia. Poda�em adres miejsca, gdzie kupi�em
broszk�. Tymczasem zosta�a ona wzi�ta w depozyt.
Gdy wracali�my do domu, moja �ona nadal milcza�a. Dopiero gdy zamkn�li�my drzwi
mieszkania, odezwa�a si�.
� Naprawd� w antykwariacie? � wysycza�a. � Czy u twojego kolesia Edka? Pami�tasz
jeszcze, co mi kiedy� obiecywa�e�?
� Kochanie, naprawd� by�em w antykwariacie. Gdyby nie ta cholerna pralnia, mia�bym
dow�d w r�ku. A tak � policja sama sprawdzi. Na pewno antykwariusz rozpozna smoka.
Kilka dni i b�dzie po sprawie.
� Pralnia, jasne, taki zbieg okoliczno�ci � prychn�a ironicznie. � O nie, m�j drogi. Je�eli
cokolwiek na�ga�e�... � zawiesi�a g�os.
� Ale� Anito � j�kn��em. � Dlaczego mi nie wierzysz?
� Po tym co przesz�am pi�� lat temu?
� Ja te� swoje przeszed�em!
� Przekonamy si� co powie policja � uci�a i uda�a si� do �azienki.
Spa� po�o�y�em si� sam. Moja �ona zamkn�a si� w swoim gabinecie. Nie �mia�em jej
przeszkadza�.
Obudzi�em si� zlany potem... �ona, pomrukuj�c co� przez sen, spa�a obok. Co za debilny
koszmar. Poszed�em do kuchni i nala�em sobie szklank� zimnej wody. Szok powoli mija�.
Popatrzy�em na zegar, za pi�tna�cie sz�sta � nie by�o ju� sensu k�a�� si� spa�.
S�dzi�em, �e z konferencji wr�c� oko�o p�nocy. Niby do Poznania nie jest daleko, dwie
i p� godziny poci�giem Intercity, ale ostatnie spotkanie robocze mia�o sko�czy� si�
o dziewi�tnastej. Tymczasem okaza�o si�, �e dwaj prelegenci zachorowali, i ju� o pi�tej
mog�em si� urwa�. W ostatniej chwili uda�o mi si� wskoczy� do ruszaj�cego poci�gu. Gdy
przekr�ca�em klucz w zamku, w�a�nie ko�czy�y si� wiadomo�ci.
� Ju� jeste�? � zawo�a�a Anita z pokoju. � By� do ciebie telefon z policji. � Stan�a
w drzwiach z kieliszkiem wina w r�ce. � Jaki� funkcjonariusz w�cieka� si�, �e wyjecha�e�.
Prosili, �eby� natychmiast si� zg�osi� � wyrecytowa�a jednym tchem.
Zauwa�y�em, �e kieliszek lekko dr�a�. Podszed�em do niej i pog�aska�em po policzku.
� Kochanie, spokojnie, nie martw si�. Pojad� teraz na komisariat i z�o�� zeznania.
A potem wr�c� i sp�dzimy razem tw�j urodzinowy wiecz�r. Wszystkiego najlepszego
kochanie � wyszepta�em, wyjmuj�c zza plec�w kupion� przy dworcu r��.
Policjant by� stary, poczciwy i wygl�da� na zm�czonego. Otworzy� dwie teczki. Jedna,
nieco zakurzona, by�a pe�na jakich� papierzysk, druga, nowiutka, na razie pusta. Wyci�gn��
z szuflady arkusz papieru z urz�dowym nadrukiem i d�ugopis.
� Dobra � powiedzia�, patrz�c do notatek sporz�dzonych wczoraj. � Smok...
Pogrzeba� w starej teczce i wyci�gn�� czarno-bia�� fotografi� broszki. Obok po�o�y�
kolorowe zdj�cie skonfiskowanego wczoraj przedmiotu.
� Wygl�daj� identycznie � oceni�. � Ale sekcja fotogrametrii jeszcze por�wna.
A rzeczoznawca b�dzie dopiero w przysz�ym tygodniu...
� Wyr�b chi�ski, pierwsza po�owa osiemnastego wieku, robota prawdopodobnie
kanto�ska. Nie sygnowany. Forma na wosk tracony, powierzchnia ozdobiona poprzez
grawerowanie. � Wzruszy�em ramionami.
Spojrza� na mnie znad okular�w.
� Zna si� pan na tym?
� O tyle, o ile. Interesuj� si� nieco sztuk� Dalekiego Wschodu... Troch� kolekcjonuj�,
szukam po r�nych targach staroci.
� Niech mi pan powie: to rzadkie?
Zamy�li�em si� na chwil�.
� U nas bardzo � przyzna�em. � Na Zachodzie wyroby chi�skiej sztuki z�otniczej trafiaj�
si� ciut cz�ciej. Kupi�em go, bo prawdopodobnie nigdy w �yciu nie trafi mi si� nic podobnej
klasy.
� Czy mog� istnie� dwa takie smoki?
� Teoretycznie tak, ale jest skrajnie ma�o prawdopodobne, by dwie identyczne broszki
wyp�yn�y niemal jednocze�nie w Warszawie. My�l�, �e to ten sam egzemplarz, skradziony
tamtej pani...
� Gdzie naby� pan to cacko?
� Przecie� poda�em wczoraj adres? � Zdziwi�em si�.
� Ale tak go zapisali, �e nie doczyta�em � westchn��, pokazuj�c kartk� z jakimi�
bazgro�ami, zapewne wczorajsz� notatk� s�u�bow� policjant�w, kt�rzy mnie przes�uchiwali.
Poda�em adres raz jeszcze.
� I dow�d zakupu przepad�? � Indagowa� dalej policjant.
� Tyle z niego zosta�o. � Wyj��em z kieszeni plastikow� kopertk� ze strz�pkami papieru.
� Lepsze to ni� nic � mrukn��. � Mo�e laboratorium co� z tej sieczki z�o�y. Teraz musz�
tylko pokombinowa�, jak podej�� tego antykwariusza, �eby si� nie wypar�... Ile to jest warte?
� Potrz�sn�� zdj�ciem
� Zap�aci�em cztery tysi�ce osiemset � wyja�ni�em.
� O ku�wa � przekl�� z uznaniem.
� Ale przypuszczalnie dowolny kolekcjoner na Zachodzie da�by od r�ki dwa, trzy razy
tyle � uzupe�ni�em.
� P�aci� pan kart�? � Funkcjonariusz spojrza� na mnie z uwag�.
� Oczywi�cie. Przecie� nikt normalny nie nosi takiej sumy przy sobie.
Spojrza� na mnie z politowaniem i pokiwa� po ojcowsku g�ow�.
� I po co panu kwit, skoro bank potwierdzi, gdzie dokona� pan zakupu?
� No tak � przyzna�em. � O tym nie pomy�la�em. Jutro wezm� wyci�g z konta... �
Odetchn��em z ulg� i odpr�y�em si�.
� No to z podejrzanego awansujemy pana na �wiadka. A st�d ju� niedaleko do
uniewinnienia � za�artowa�. � A powa�nie: jeszcze pana troch� poci�gamy...
Policjant by� m�ody, energiczny i wygl�da� na skrajnie wkurzonego. Otworzy� z trzaskiem
dwie teczki. Jedna, nieco zakurzona, by�a pe�na jakich� papierzysk, druga, nowiutka, na razie
pusta. Wyci�gn�� z szuflady arkusz papieru z urz�dowym nadrukiem i d�ugopis.
� Dlaczego wyjecha� pan z miasta bez zapowiedzi? � warkn��. � Jest pan podejrzanym,
obowi�zuje pana zakaz oddalania si� z miejsca zamieszkania.
� Nie wiedzia�em. Przecie� zostawia�em wam m�j numer � b�kn��em. � Dosta�em SMS�a
w poci�gu i zaraz z dworca przybieg�em tutaj...
Troch� by�em zaskoczony. By�em pewien, �e to oskar�onym nie wolno opuszcza� miejsca
zamieszkania! A mo�e tylko tak straszy�? Chyba tak.
� I ca�e szcz�cie, bo ju� szykowali�my list go�czy. Dobra � powiedzia�, patrz�c do
notatek sporz�dzonych wczoraj. � Smok...
Pogrzeba� w starej teczce i wyci�gn�� czarno-bia�� fotografi� broszki. Obok po�o�y�
kolorowe zdj�cie skonfiskowanego wczoraj przedmiotu.
� Wygl�daj� identycznie � oceni�. � A sekcja fotogrametrii jeszcze por�wna.
Rzeczoznawca b�dzie dopiero w przysz�ym tygodniu...
� Wyr�b chi�ski, pierwsza po�owa osiemnastego wieku robota prawdopodobnie
kanto�ska. Nie sygnowany. Forma na wosk tracony, powierzchnia ozdobiona poprzez
grawerowanie. � Liczy�em �e drobna pomoc nieco go udobrucha.
Spojrza� na mnie znad okular�w. Oczy mia� r�wnie sympatyczne jak dwie lufy
karabinowe.
� Zna si� pan na tym?
� O tyle, o ile. Interesuj� si� nieco sztuk� Dalekiego Wschodu... Troch� kolekcjonuj�,
szukam po r�nych targach staroci.
� Niech mi pan powie: to rzadkie?
Zamy�li�em si� na chwil�.
� U nas bardzo � przyzna�em. � Na Zachodzie wyroby chi�skiej sztuki z�otniczej trafiaj�
si� ciut cz�ciej. Kupi�em go, bo prawdopodobnie nigdy w �yciu nie trafi mi si� nic podobnej
klasy.
� Czy mog� istnie� dwa takie smoki?
Czu�em, �e szuka na mnie haka � ale zdecydowa�em si� odpowiada� szczerze i zgodnie
z prawd�.
� Teoretycznie tak, ale jest skrajnie ma�o prawdopodobne, by dwie identyczne broszki
wyp�yn�y niemal jednocze�nie w Warszawie. My�l�, �e to ten sam egzemplarz, skradziony
tamtej pani...
� To ju� wiemy � uci��. � Gdzie naby� pan to cacko?
� Przecie� poda�em wczoraj adres? � zdziwi�em si�.
� Ale tak go zapisali, analfabeci wt�rni, �e nie doczyta�em � burkn��, pokazuj�c kartk�
z jakimi� bazgro�ami, zapewne wczorajsz� notatk� s�u�bow� policjant�w, kt�rzy mnie
przes�uchiwali.
Poda�em adres raz jeszcze.
� I dow�d zakupu przepad�? � indagowa� dalej policjant.
� Tyle z niego zosta�o. � Wyj��em z kieszeni plastikow� kopertk� ze strz�pkami papieru.
� Jaaasne � mrukn��. � Nawet laboratorium nic z tej sieczki nie z�o�y. Ile to jest warte? �
Potrz�sn�� zdj�ciem.
� Zap�aci�em cztery tysi�ce osiemset � wyja�ni�em.
� O ku�wa � warkn�� z zawi�ci�.
� Ale przypuszczalnie dowolny kolekcjoner na Zachodzie da�by od r�ki dwa, trzy razy
tyle � uzupe�ni�em.
� P�aci� pan kart�? � Funkcjonariusz spojrza� na mnie z uwag�.
� Oczywi�cie. Przecie� nikt normalny nie nosi takiej sumy przy sobie.
Spojrza� na mnie z politowaniem i pokiwa� g�ow�.
� I s�dzi pan, �e niepotrzebny ju� panu kwit, skoro bank potwierdzi, gdzie dokona� pan
zakupu?
� No tak � przyzna�em. � Jutro wezm� wyci�g z konta... � Odetchn��em z ulg�
i odpr�y�em si�.
� Tylko �e na wyci�gu nie b�dzie napisane, czy kupi� pan broszk�, czy sznur korali. �
Spojrza� na mnie z b�yskiem w oku. � Wi�c takie alibi na wiele si� nie zda. Jest pan wolny.
Powinni�my zapuszkowa� pana na czterdzie�ci osiem godzin, p�ki s�d nie wyda nakazu
aresztowania, ale jak na z�o�� cele przepe�nione. Zmiataj pan, do jutra.
Przekr�ci�em klucz w zamku mojego mieszkania. Ze zdumieniem stwierdzi�em, �e za
drzwiami panuje ciemno��. By�o cicho, tylko krople deszczu bi�y o szyby. Przecie� Anita
powinna ju� by� w domu... Zapali�em �wiat�o na przedpokoju. Pusto... Na szafce pod lustrem
le�a�a kartka:
Wybacz, wydarzenia wczorajszego wieczoru przepe�ni�y czar� goryczy. Nie mam si�y
d�u�ej wys�uchiwa� Twoich k�amstw. Odchodz�. Nie pro� mnie, �ebym wr�ci�a. Pi�� lat temu
da�am Ci ostatni� szans�. Zaprzepa�ci�e� j� � Twoja sprawa. Zabra�am wi�kszo�� swoich
rzeczy. Po reszt� przy�l� kogo� p�niej. Nie pr�buj si� ze mn� kontaktowa�.
Anita
Sta�em bez ruchu, wpatruj�c si� w tekst. Po mojej twarzy pop�yn�y �zy. W ko�cu nogi
odm�wi�y mi pos�usze�stwa. Oparty o �cian�, osun��em si� na pod�og�. �kaj�c, od�o�y�em na
list kupion� przy dworcu r��.
� O do licha. � Sprzedawca spostrzeg� policjanta w drzwiach antykwariatu. � Co� si�
sta�o?
� No w�a�nie. � Str� prawa kiwn�� g�ow�. � Prowadz� dochodzenie w pewnej sprawie.
� Czym mog� s�u�y�? � Antykwariusz wskaza� mu krzes�o.
� Czy zna pan tego cz�owieka? � Poda� mu fotografi�.
Staruszek przez chwil� studiowa� j� uwa�nie.
� No, osobi�cie to nie, ale bywa u mnie od czasu do czasu. Interesuje si� sztuka Dalekiego
Wschodu, czasem kupi jaki� drobiazg. Gust to on ma...
� Ostatnio zrobi� u pana drobny zakup...
� Tak, z�ot� broszk� w kszta�cie smoka. Jak zgaduj�, w tej sprawie pan przyszed�?
� Chcia�bym wiedzie�, od kogo i kiedy kupi� pan ten drobiazg. Niestety, wedle naszych
ustale�, pochodzi on z w�amania, kt�re mia�o miejsce w ubieg�ym roku. � Po�o�y� przed nim
zdj�cie broszki.
Sprzedawca poblad� lekko.
� Oczywi�cie, zaraz sprawdz�. � Podrepta� do masywnego sejfu, w kt�rym
prawdopodobnie przechowywa� dokumentacj�. � Z tego, co pami�tam, posz�a za cztery
tysi�ce dziewi��set z�otych?
� �wiadek zezna�, �e cztery osiemset � sprostowa� uprzejmie policjant.
� Oczywi�cie, oczywi�cie zwr�c� mu natychmiast ca�� kwot�, reputacja firmy i honor s�
dla mnie najwa�niejsze. Nie mam tyle got�wki w kasie, ale prosz� mu przekaza�, �e je�li
poda mi numer konta, zaraz zrobi� przelew...
Wyci�gn�� ksi�g� buchalteryjn� i przez chwil� j� kartkowa�.
� U mnie jak w przedwojennej aptece: wszystko musi by� zanotowane � za�artowa�
smutno. � O prosz�, tu s� dane sprzedawcy, spisa�em go z dowodu.
� Du�o nam to nie da, je�li przedstawi� fa�szywy � westchn�� policjant.
� A mo�e po fotografii da si� go zidentyfikowa�?
� Ba, a sk�d j� wzi��?
Staruszek popatrzy� na dat� a potem siad� do laptopa. Przez chwil� grzeba� w jakich�
plikach, po czym tryumfalnie odwr�ci� ekran w stron� funkcjonariusza. Dziwnie wygl�daj�cy
typek w garniturze siedzia� w tym samym miejscu co on, przed nim na ladzie le�a� drobiazg,
w kt�rym bez trudu da�o si� rozpozna� broszk�.
� Ukryta kamera � mrukn�� policjant. � Sprytne.
� �ycie nauczy�o � wyja�ni� antykwariusz. � Czasy teraz takie parszywe, �e nikomu nie
mo�na wierzy�...
Policjant zakl��, z�o�y� parasol i wszed� do sklepu. Za lad� siedzia� ciemnow�osy, m�ody
m�czyzna w sk�rzanej kurtce. Po�piesznie upycha� w szufladzie jakie� papierzyska.
� Czym mo�emy s�u�y�? � zapyta�, po czym podni�s� wzrok. Gdy spostrzeg� policjanta,
jego twarz st�a�a. � Co� si� sta�o?
� Owszem. � Str� prawa kiwn�� g�ow�. � Prowadz� dochodzenie w pewnej sprawie,
a ten kole� jest na razie g��wnym podejrzanym... � Rzuci� fotografi� na blat.
� Wygl�da na niez�ego gagatka. � Sprzedawca nie wykona� najmniejszego gestu, wi�c
policjant sam przysun�� sobie krzes�o i rozsiad� si� jak basza.
� Kupi� tu podobno broszk� w kszta�cie smoka � powiedzia�.
� Mo�liwe. � Wzruszy� ramionami typek za lad�. � Ale tyle towaru przechodzi nam przez
r�ce, �e trudno wszystko spami�ta�. Ma dow�d zakupu?
� Tylko wyci�g z konta...
Poda� mu wydruk. M�ody z szuflady wyci�gn�� rolk� papieru od kasy fiskalnej i przez
chwil� sprawdza� kolumny cyfr.
� No faktycznie, by�a taka transakcja � powiedzia�. � Ale jaki konkretnie przedmiot zosta�
sprzedany, tego nie wiem. Ruch w interesie jest spory. Zreszt� z tego, co widz�, nie by�o mnie
wtedy w pracy.
� Notujecie, co i od kogo kupili�cie? � zapyta� policjant.
� Nie ma takiej potrzeby, poza tym za du�o by�oby z tym roboty. Mamy sta�ych
i zaufanych dostawc�w, ryzyko, �e trafi nam si� trefny towar, jest znikome.
� Ale to bardzo charakterystyczna rzecz...
Poda� sprzedawcy wydruk.
� Mo�e by�o co� takiego a mo�e nie. � Wzruszy� ramionami ch�opak. � Ale raczej nie.
Chyba bym zapami�ta�, cho� bi�uterii sprzedajemy tu na kilogramy...
Obudzi�em si� szcz�liwy i pe�en nadziei. Si�gn��em ramieniem, by przytuli� �on�. Nagle
dobry nastr�j prys�. Wr�ci� koszmar wczorajszego wieczoru. Anity nie ma. Odesz�a. Ech... ten
sen... taki realistyczny... Anita by�a w domu, rozmowa w antykwariacie wykaza�a, �e jestem
niewinny. Z przera�eniem spojrza�em na zegarek. P� godziny! Nie zd���!
W po�piechu naci�gn��em na siebie wymi�te spodnie, nie�wie�� koszul� i marynark�. Na
krawat nie by�o ju� czasu. Rozchlapuj�c ka�u�e, pobieg�em do miasta.
� Sp�ni� si� pan dziesi�� minut � oznajmi� zimno policjant, taksuj�c m�j str�j. � M�j
czas jest cenny. Prosz� wchodzi�.
Siedli�my w gabinecie. Stre�ci� mi, co sta�o si� w antykwariacie.
� Ma pan jeszcze jakie� alibi? � Spojrza� na mnie z mieszanin� pogardy i politowania.
Pokr�ci�em g�ow�. Czu�em si� ca�kowicie bezsilny. Bez s�owa wzi��em w d�o� karteczk�
z terminem kolejnego przes�uchania, odwr�ci�em si� na pi�cie i poszed�em do domu. Do
domu, w kt�rym nikt na mnie nie czeka�.
Przekr�ci�em klucz w zamku i, zamiast zapala� �wiat�o, si�gn��em po pistolet. S�aby
przeci�g wskazywa� wyra�nie, �e kto� si� do mnie w�ama�. Szczelne zamkni�cie okien
i uruchomienie alarmu by�y rytua�em, kt�ry sumiennie odprawia�em ka�dego ranka. Anita
o tej porze jeszcze by�a w pracy. Stoj�c w drzwiach, wyj��em telefon i zadzwoni�em po
policj�. Nast�pnie poruszaj�c si� mo�liwie ostro�nie, spenetrowa�em szybko pokoje
w poszukiwaniu w�amywaczy. Pusto. Wycofa�em si� na korytarz, aby nie zadepta�
ewentualnych �lad�w i tu cierpliwie czeka�em na ekip�.
Oczywi�cie, jak ka�dy kolekcjoner, liczy�em si� z ryzykiem w�amania. Wydawa�o mi si�,
�e mieszkanie zabezpieczy�em wzorowo. Atestowane drzwi antyw�amaniowe, specjalne okna
o stalowych ramach i szybach, kt�rych nie da si� przer�ba� nawet siekier�. Na wszelki
wypadek moje zbiory kry�y si� w pancernych gablotkach, z zameczkami na klucze kodowe.
Niestety, nie przewidzia�em jednego. Mieszkanie na lewo ode mnie sta�o przez kilka miesi�cy
puste. Z�odzieje, udaj�c ekip� remontow�, w�amali si� tam, a potem spokojnie i metodycznie
wypi�owali dziur� w cienkiej �ciance oddzielaj�cej obie �azienki. Musieli u�y� szlifierki
k�towej i po�wi�ci� na to sporo czasu, ale ostatecznie w trakcie remontu ha�asy to zupe�nie
naturalna rzecz. Nikt z s�siad�w nie zwr�ci� na to uwagi... Na szcz�cie samo wej�cie du�o
im nie da�o. Gablotki by�y naprawd� solidne. Pierwsze dwie usi�owali otworzy�, tn�c zamki.
Jednak bolce z w�glik�w spiekanych, stal samohartuj�ca to naprawd� piekielnie twarde
materia�y. Do kolejnych dwu przedzierali si� przez szyby. Pewnie s�dzili, �e to zwyk�e
hartowane szk�o. Po wierzchu owszem, ale wewn�trzn� warstw� stanowi� specjalistyczny
polimer, kt�ry, nie do��, �e piero�sko twardy, w wy�szej temperaturze topi� si� i oblepia�
tarcz�, powoduj�c jej �lizganie... Wcze�niej czy p�niej musia� si� jednak podda�. To
wcze�niej w tym przypadku oznacza�o oko�o godziny...
Z�odzieje wybierali przedmioty na chybi� trafi�. Straci�em w sumie cztery rzeczy. Zabrali
wachlarz za mo�e trzysta z�otych, podczas gdy obok spoczywa�a szesnastowieczna figurka
Buddy, warta stokrotnie wi�cej. Po�aszczyli si� na flaszeczk� ze steatytu, podczas gdy sztylet
wykuty z �elaza meteorytowego nie wzbudzi� ich zainteresowania. Zabrali te� m�j najnowszy
nabytek � szkatu�k�, kt�rej nie zd��y�em nawet do ko�ca od�wie�y�. A wi�c zwyk�e leszcze,
a nie fachowcy. Tylko sk�d wiedzieli, �e do mnie warto?
Policjanci pojawili si� po dwudziestu minutach. Wyskoczyli z windy z broni� gotow� do
strza�u, os�aniaj�c si� wzajemnie... Zachcia�o mi si� �mia�, ale nie by� to weso�y �miech...
Sprawdzili szybko i sprawnie oba mieszkania. W tym czasie zadzwoni�em do �ony,
powiedzie� jej co si� sta�o...
Krzykn��em i zerwa�em si� ze spoconej po�cieli. Cisza. Puste mieszkanie, puste ��ko.
Nie ma Anity... Ju� pewnie nie wr�ci... Spojrza�em na zegarek. Sz�sta rano. Nie warto k�a��
si� z powrotem. Co za koszmar mi si� przy�ni�...W�amanie przez �cian� s�siedniego
mieszkania. Okropno��!
Podszed�em do gablotek z mymi skarbami. Wzi��em w d�o� wachlarz i g�adzi�em jego
bambusowy szkielet. Si�gn��em po szkatu�k�. Zaraz... Gdzie ona jest? Gor�czkowo
rozgl�da�em si� po pomieszczeniu. Przegl�da�em bibeloty zgromadzone na p�kach... nic!
Wczoraj wieczorem jeszcze by�a! W�amanie? Nie, przecie� to tylko sen!!! Miota�em si� po
mieszkaniu, zagl�da�em w ka�dy k�t. Nic. Znikn�a. Zrezygnowany, usiad�em za biurkiem
i schowa�em twarz w d�oniach. Dlaczego... dlaczego od kilku dni prze�laduje mnie jaki�
pech? Broszka, policja, utrata Anity, teraz szkatu�ka... Spojrza�em na zegarek. Musia�em
wzi�� si� w gar��. Tego dnia czeka�o mnie kolejne przes�uchanie.
Autobus, jak na z�o��, nie przyjecha�. Po dwudziestu minutach bezowocnego oczekiwania
na smaganym deszczem przystanku, postanowi�em p�j�� pieszo. Kul�c si� pod siek�cymi
biczami ulewy, stawiaj�c op�r porywom wichru, brodz�c po kostki w ka�u�ach, bieg�em przez
miasto. Na posterunku by�em pi�� minut po czasie. Skostnia�� d�oni� przekr�ci�em lodowat�
mosi�n� ga�k� w drzwiach.
Przez chwil� ciep�o oszo�omi�o mnie. Na par� sekund popad�em w rodzaj drzemki na
jawie. Sucho, cicho...
� No prosz�, jednak zdecydowa� si� pan pojawi�. � K��liwy g�os policjanta brutalnie
wdar� si� w moj� �wiadomo��. � Prosz� do gabinetu.
Siad�em na krze�le i zgarbi�em si� nieco.
� W zasadzie powinienem pana od razu aresztowa� � powiedzia�. � Ale, psiama�, s�dzia
nie wyrazi� zgody, bo mamy przepe�niony areszt �ledczy. Jest jednak pewna kwestia, kt�ra
nie daje mi spokoju. Odciski palc�w si� nie zgadzaj�.
� Nie rozumiem? � zdziwi�em si�.
� Od rozumienia to ja tu jestem � warkn��. � �lady daktyloskopijne z mieszkania tamtej
staruszki i twoje nie zgadzaj� si�.
� To chyba dow�d mojej niewinno�ci? � Uczepi�em si� rozpaczliwie tej szansy.
� To znaczy, cwaniaczku, �e nie poszed�e� na w�am sam, tylko z jakim� wsp�lnikiem �
rzuci� twardo. � I lepiej, �eby� wszystko teraz wy�piewa�...Jak na spowiedzi.
Wszed�em na posterunek. Po upale na dworze wn�trze powita�o mnie mi�ym ch�odem.
Co� podobnego, mieli tu klimatyzacj�, a tyle si� m�wi�o ostatnio o niedofinansowaniu
policji...
� Niepotrzebnie si� pan fatygowa�. � Znajomy policjant wyszed� mi na przeciw. �
Dorwali�my ptaszka. Odciski palc�w z tamtego w�amania pasuj�, zreszt� od razu przyzna� si�
do wszystkiego... I jeszcze jedno, poznaje pan? � Po�o�y� przede mn� dwie fotografie.
� To moje! � Rozpozna�em natychmiast przedmioty skradzione poprzedniego dnia.
� A to nasz ptaszek. � Pokaza� mi fotografi�.
Zaraz, zaraz... Przecie� to Edek!!! �winia! W�ama� si� do dawnego kumpla!
� Wyci�gn�li�my z magazynu jego teczk�. Wtedy, jak go pan wsypa� po transakcji z t�
kradzion� waz�...
� A teraz si� do mnie w�ama�, bo... � zacz��em.
� To normalne, chcia� si� odegra�. Albo tylko zdoby� cenne fanty. Od kiedy go
wypuszczono z wi�zienia, �pa na pot�g�. A wie pan, narkomani szybko trac� poczucie
rzeczywisto�ci, przestaj� zwraca� uwag� na �lady, kt�re zostawiaj�. To tylko kwestia czasu,
zanim wpadn�.
� Czyli ja...
� Jest pan wolny. � Wzruszy� ramionami. � Sprawa jest ewidentna. Nie przypuszczam,
�eby s�d chcia� pana bra� na �wiadka, ale musi si� pan liczy� z tak� ewentualno�ci�, wi�c
przez najbli�sze trzy tygodnie prosz� nigdzie nie wyje�d�a�...
Wyszed�em z posterunku radosny jak skowronek. A zatem oczyszczono mnie
z wszystkich zarzut�w. Anita na pewno te� si� ucieszy... Nogi same zanios�y mnie pod
feralny antykwariat. Hmmm... Na wszelki wypadek nie b�d� tu nic kupowa�. Ale gryz�o mnie
jedno pytanie...
Wszed�em.
� Ach, to pan. � Staruszek ucieszy� si� na m�j widok. � By� rano ten gliniarz,
przyskrzynili drania. Kto wie, mo�e nawet odzyskam pieni�dze, kt�re bydlakowi zap�aci�em
za smoka, je�li jeszcze wszystkiego nie przepu�ci�... I prosz� o numer konta, zaraz przelej�
panu...
� Taka strata dla pana... � b�kn��em.
� E, nie ma problemu, transakcje s� ubezpieczone. � Uspokoi� moje wyrzuty sumienia.
� Mam pytanie � wyb�ka�em. � Czy zna si� pan na chi�skich ideogramach?
� Troch�. � Spojrza� na mnie znad okular�w.
� Mam takie znaczki. � Po�o�y�em przed nim kartk� z przerysowanymi ze szkatu�ki
symbolami.
Podrepta� na zaplecze i po chwili wr�ci� z opas�ym s�ownikiem. Kartkowa� go d�ugo.
� Wie pan � mrukn�� � to chyba nie jest wsp�czesny zapis... My�l�, �e to �redniowieczne
pismo mandary�skie...
� Czy zna pan kogo�, kto by�by w stanie to odczyta�? � zas�pi�em si�.
� Jest taki cz�owiek, gada�em z nim kiedy�. Chi�ski profesor wyrzucony z uniwersytetu
w Pekinie...
� Gdzie mog� go znale��?
� Handluje na stadionie dziesi�ciolecia. W kt�rym dok�adnie miejscu, nie umiem
powiedzie�, ale niech pan popyta. Nazywa si� mistrz Wu.
Wyszed�em z antykwariatu i zamy�lony ruszy�em w stron� domu. Na skrzy�owaniu
mia�em zielone �wiat�o. Ruszy�em niespiesznie po pasach.
Pot�ny tir zarycza� klaksonem. Co on g�upi, przecie� mam pierwsze�stwo!
Zignorowa�em palanta, szed�em dalej. Klakson zarycza� ponownie. Spojrza�em lewo
i dostrzeg�em za szyb� przera�on� twarz kierowcy. I nagle zrozumia�em. To nie by� pirat
drogowy. Co� zawiod�o. Mo�e sprz�g�o, mo�e hamulec. Po prostu nie m�g� si� zatrzyma�
przed przej�ciem. A ja by�em na jego drodze. Szarpn��em si� do ucieczki, ale by�o ju� za
p�no. Poczu�em straszliwe uderzenie i wszystko wok� zala�a ciemno��.
Poderwa�em si� na r�wne nogi. Sen, paskudny sen. Co to by�o? A tak, potr�ci�a mnie
ci�ar�wka, trafi�em do szpitala w stanie �pi�czki. Wszystko s�ysza�em, a nie mog�em si�
ruszy�. A mo�e... Anity nie by�o obok mnie. Zaraz, przecie� to jest sen, ten ohydny koszmar,
w kt�rym jestem podejrzany o kradzie�...Sam ju� nie by�em pewien, co jest snem, a co
rzeczywisto�ci�. Uszczypn��em si�, zabola�o. Nie, to niemo�liwe...
Na stadion przyszed�em o �wicie. Wia� paskudny, zimny wiatr. Stan��em na koronie
i patrzy�em, jak jego podmuchy szarpi� p�achty folii i plandeki os�aniaj�ce stoiska. Gdzie�
tam, po�r�d stos�w but�w i ubra�, kt�rymi handlowali przybysze z Dalekiego Wschodu,
kry�a si� odpowied� na moje pytanie. Tylko jak w tej zbieraninie ludzi przyby�ych
z kilkunastu r�nych azjatyckich kraj�w odnale�� mistrza Wu?
Niepotrzebnie si� martwi�em. Po czterech godzinach bezowocnego w��czenia si�
pomi�dzy straganami poczu�em ostry b�l �o��dka. No tak, od wczorajszego obiadu nie
prze�kn��em ani k�sa... Znalaz�em budk� z dalekowschodnim fast foodem. Wszed�em do
�rodka i zamar�em z przera�enia. Nie powinienem tu wchodzi�. Przy plastikowych stolikach
siedzia�o kilku Chi�czyk�w. Wygl�dali niby normalnie, ale ow�osione �apska i tatua�e
m�wi�y wszystko. Mafia. Prawdziwa chi�ska triada. Otaksowali mnie spojrzeniami, a jeden
z nich gestem wskaza� mi pusty stolik. Zrozumia�em, �e je�li spr�buj� ucieka�, zabij� mnie od
razu.
Usiad�em na krzywym plastikowym krze�le. Bandyci zamawiali sporo alkoholu, mo�e si�
spij� i zapomn� o mnie? Zam�wi�em sobie ry� wie-ku-wo, czyli z wieprzowin�, kurczakiem
i wo�owin�. By�em kompletnie wyko�czony. S�dzi�em, �e nic nie prze�kn� ale g��d
zwyci�y�. Gangsterzy jedli, co jaki� czas popatruj�c na mnie. No i co? Przynajmniej umr�
syty! Ry� dosta�em rozgotowany, mi�so dla odmiany by�o niedopieczone. W��czy�em telefon.
By�o mi ju� wszystko jedno. Je�li gliniarze zechc� mnie aresztowa�, prosz� bardzo, niech
mnie namierzaj�. Lepiej i�� do pud�a ni� trafi� w r�ce tych z s�siednich stolik�w. Oderwa�em
wzrok od b�otnistego sosu w plastikowej misce i wtedy go zobaczy�em. By� bardzo stary,
siwy i pomarszczony. Ale jego oczy patrzy�y na mnie bystro.
� Szuka�e� mnie � m�wi� po rosyjsku z bardzo dziwnym akcentem, ale rozumia�em go.
� Mistrz Wu?
Kiwn�� dostojnie g�ow�. Nag�a cisza wr�cz zadzwoni�a mi w uszach. Rozejrza�em si�
odruchowo. Jeszcze przed chwil� bar by� pe�en bandyt�w. Teraz nie by�o tu nikogo.
� Musieli wyj�� � wyja�ni�. � Masz pytanie.
Wyj��em z kieszeni kartk� i poda�em mu. Wzi�� j� z pozoru oboj�tnie, a rzuciwszy okiem
na ideogramy bez s�owa, zrozumia�em, �e wie, �e od razu wiedzia�, po co przyszed�em.
� Klatka na �wierszcze czy szkatu�ka? � zapyta�.
� Szkatu�ka. � Spu�ci�em oczy. � Co si� ze mn� dzieje?
� Jeste� nie tu, gdzie chcia�by� by� � powiedzia� mistrz Wu. � Trafi�e� na drug� stron�.
� Co to znaczy? � zdziwi�em si�.
� Jin i Jang, dwa kosmiczne pierwiastki, dwie strony rzeczywisto�ci � m�wi� wolno, jakby
chcia�, �ebym dobrze zrozumia�. � Dwa �wiaty. W pierwszym uk�ada si� wszystko idealnie.
Ale ten drugi te� jest potrzebny, by zachowa� r�wnowag�. Twoja dusza cieszy si� wolno�ci�
w zwyk�ym �wiecie, ale twoja mara cierpi w tym, by� m�g� by� silny tam, cho� nie
przechodzisz pr�b. Tu si� m�czysz, a tam zbierasz owoce tych przykrych do�wiadcze�.
� Tutaj...
� To ta gorsza strona. Bandyci, z�odzieje, mordercy... Wieczny pech, wieczne cierpienie.
Tu ci�gle pada deszcz. Tu zawsze dostaniesz do jedzenia rozgotowany ry� i mi�so z kota..
Z obrzydzeniem odsun��em od siebie misk�.
� A nie powiniene� tu by� � doda�. � Twoje miejsce jest tam. Zacz�o si� od sn�w?
� Tak � wykrztusi�em. � �ni�em, jakbym jednocze�nie by� tu i tam...
� Szkatu�ka. By�o ich kilka. Gdy hitlerowcy mordowali na Pradze naszych, stworzono je
jako pu�apki. Ten, kto j� otworzy... Jego dusza, ta prawdziwa, zostaje w �rodku. Cz�owiek
�yje potem ju� tylko swoj� mar�, do�wiadczaj�c tylko tego, co najgorsze... My�la�em, �e
wszystkie zosta�y dawno zniszczone. Nie s�dzili�my, �e ucierpie� mo�e kto� niewinny.
� Co mam teraz robi�?
� Masz j�?
Zaprzeczy�em.
� W�amali si� do mnie i ukradli. Tam w prawdziwym �wiecie. W tym te� znik�a.
Pokiwa� powoli g�ow�.
� Ona jest jedna � powiedzia�. � W tym �wiecie i w tym prawdziwym. W niej kryje si�
rozwi�zanie twoich problem�w. Odnajd� j�, otw�rz. Twoja dusza stanie si� wolna. Zeskrob
ideogramy, a nigdy ju� nie do�wiadczysz bezpo�rednio istnienia tej gorszej
rzeczywisto�ci...Ruszaj.
Wsta� na znak, �e rozmowa sko�czona. Przeliczy�em pieni�dze, kt�re mi zosta�y.
Trzydzie�ci z�otych. Na koronie stadionu kupi�em maczet�. Ruski, kt�ry j� sprzedawa�,
podarowa� mi z�aman� ose�k�. Siedzia�em d�ugo w krzakach nad Wis��, poleruj�c blaszane
ostrze. Je�li w tamtym prawdziwym �wiecie szkatu�k� ukrad� Edek, to i w tym znajduje si�
w jego r�kach. Je�li tam jest z�odziejem i �punem to tu, w gorszym �wiecie, jest zapewne
bandyt� i morderc�. C�, je�li to ta gorsza rzeczywisto��, to i ja b�d� gorszy. Je�li trzeba,
rozwal� mu �eb. Odnajd� j�, otworz� i zniszcz� dziwne znaki.
I wszystko b�dzie dobrze. Uwolni� swoj� dusz�. Obudz� si� ze �pi�czki, a ten �wiat...C�,
zniknie na zawsze z mojego �ycia.
Wsta�em z kamienia i sprawdzi�em opuszk� kciuka ostrze. By�o jak brzytwa. Czekaj
cierpliwie, Anito. Niebawem wr�c� do ciebie. I ju� na zawsze b�dziemy razem...