10841

Szczegóły
Tytuł 10841
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

10841 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 10841 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 10841 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

10841 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

John Dos Passos 42 r�wnole�nik (The 42nd Paralel ) t�umaczenie: Krzysztof Zarzecki USA M�ody cz�owiek kroczy szybko, sam jeden w rzedn�cym wieczornym t�umie; nogi bol� go od wielogodzinnego chodzenia; oczy wypatruj� zarysu �yczliwej twarzy, b�ysku zrozumienia w oczach, skinienia g�owy, wzniesionej r�ki, d�oni wyci�gni�tej do u�cisku; krew w �y�ach kipi nie zaspokojonymi pragnieniami; w g�owie roi si� jak w ulu od bzycz�cych, k��liwych nadziei, mi�nie si� pr꿹 do trudu nie znanych zawod�w, do ci�aru kilofa i �opaty w r�kach drogowca, do sprawno�ci rybaka wci�gaj�cego o�lizg�y w�ok przez burt� chwiejnego trawlera, do szerokich ru- ch�w robotnika zak�adaj�cego rozgrzane do bia�o�ci nity na mo�cie, do pewno�ci d�oni mechanika spoczywaj�cej na zaworze, do napi�cia wszystkich mi�ni farmera, kt�ry pokrzykuj�c na mu�y wyci�ga p�ug z bruzdy. M�ody cz�owiek kroczy sam jeden, wypatruje spragnionymi oczami, nas�uchuje spragnionymi uszami, sam jeden w t�umie. Ulice opustosza�y. Ludzie wt�oczyli si� do metra, wsiedli do tramwaj�w i autobus�w, rozbiegli si� na stacjach do poci�g�w podmiejskich; znikn�li w kamienicach czynszowych, wjechali windami do apartament�w. Za witryn� dwu bladych dekorator�w bez marynarek ustawia maneki- na w czerwonej sukni, na rogu dwu spawaczy z os�oni�tymi twarzami pochylonymi nad niebieskim j�zykiem p�omienia reperuje tory tramwajowe, paru pijak�w zatacza si� po trotuarze, smutna ulicznica spaceruje nerwowo pod �ukow� latarni�. Od rzeki dochodzi g�uchy ryk syreny odp�ywaj�cego parowca. Gdzie� w oddali buczy holownik. M�ody cz�owiek kroczy sam jeden, szybko, lecz nie do�� szybko, daleko, lecz nie do�� daleko (twarze nikn� z oczu, rozmowy rw� si� na potargane strz�py, kroki cichn� w zau�kach); spieszy si�, by z�apa� ostatnie metro, tramwaj, autobus, wbiec po trapach na wszystkie parowce, zameldowa� si� we wszystkich hotelach, pracowa� we wszystkich miastach, odpowiedzie� na wszystkie anonsy, nauczy� si� wszystkich zawod�w, obj�� wszystkie posady, zamieszka� we wszystkich domach, spa� we wszystkich ��kach. Jedno ��ko to za ma�o, jedna posada to za ma�o, jedno �ycie to za ma�o. Wi�c kroczy noc�, sam jeden, z g�ow� wiruj�c� od pragnie�. Bez pracy, bez kobiety, bez domu, bez miasta. Tylko uszy nas�uchuj�ce mowy ludzkiej chroni� go przed samotno�ci�; baczne uszy, przykuwane silnym ogniwem frazy, niespodziewan� puent� dowcipu, blakn�cym recytatywem opowie�ci, szorstk� kadencj� zdania. Zespalaj�ca wi� mowy wije si� przez kwarta�y miast, rozpo�ciera po brukach, sunie szerokimi ocienionymi alejami, p�dzi za ci�ar�wkami wyruszaj�cymi w dalekie nocne kursy po ruchliwych szosach, szele�ci na piaszczystych drogach polnych ko�o wyja�owionych farm, ��cz�c miasta i stacje benzynowe, parowozownie, statki, aeroplany zagubione na powietrznych szlakach; s�owa rozlegaj� si� na g�rskich pastwiskach i sp�ywaj� z nurtem rzek, coraz szerszych w miar� zbli�ania si� do morza i milcz�cych pla�. To nie d�ugie nocne w�dr�wki w potr�caj�cym si� t�umie koi�y nieco jego samotno��, nie przeszkolenie wojskowe w Allentown, nie dni sp�dzone w dokach Seattle, nie gor�ce letnie noce dzieci�stwa w wyludnionym dusznym Waszyngtonie, nie posi�ki na Market Street, nie k�piel ko�o czerwonych ska� w San Diego, nie zapchlone ��ko w Nowym Orleanie, nie zimny tn�cy jak brzytwa wiatr od jeziora, nie szare twarze wstrz�sane dudnieniem ci�ar�wek w tunelu pod Michigan Avenue, nie wagony dla pal�cych w ekspresach z miejsc�wkami, nie piesze w��cz�gi po kraju, nie przeja�d�ki suchymi g�rskimi kanionami, nie noc bez �piwora w�r�d zamarzni�tych trop�w nied�wiedzich w Parku Yellowstone, nie niedzielne wycieczki �odzi� po Quinnipiacu; lecz s�owa matki opowiadaj�cej co by�o dawnodawnotemu, wspomnienia ojca jak by�em ch�opcem, prze�miewki wuj�w, k�amstwa ch�opc�w w szkole, gadki parobka, naci�gane historyjki �o�nierzy snute po capstrzyku; to mowa ludzka jest tym, co pozostaje w uchu, wsp�lnot�, kt�ra pulsuje we krwi; USA USA to szmat kontynentu. USA to grupa towarzystw akcyjnych, kilka centrali zwi�zk�w zawodowych, zbi�r praw w ciel�cej sk�rze, sie� radiostacji i kinematograf�w, kolumna notowa� gie�dowych wypisywanych na tablicy i �cieranych przez urz�dnika towarzystwa telegraficznego Western Union, czytelnia publiczna pe�na starych gazet i podr�cznik�w historii z pozaginanymi kartkami i protestami nagryzmolonymi o��wkiem na marginesach. USA to litery na ko�cu adresu, kiedy wyje�d�asz z kraju. USA to najwi�ksze zlewisko wodne �wiata, zamkni�te �a�cuchami g�r i wzg�rz. USA to garstka wyszczekanych urz�dnik�w z nadmiarem kont bankowych. USA to legion �o�nierzy pochowanych w mundurach na cmentarzu w Arlingtonie. USA to litery na ko�cu adresu, kiedy wyje�d�asz z kraju. Lecz USA to przede wszystkim mowa narodu. KRONIKA I Dumni to byli ojczyzny synowie, Pod g�r� do szturmu szli - Gdzie na nich czekali, do strza�u gotowi Insurrectos ��dni krwi STULECIE STOLICY DOBIEG�O KO�CA Wszystkie oczy przyci�ga� genera� Miles w paradnym mundurze, na ognistym rumaku, tym bardziej �e wierzchowiec zachowywa� si� nadzwyczaj niespokojnie. Akurat min�a g��wnodowodz�cego orkiestra, kiedy ko� stan�� d�ba, w pozycji prawie pionowej. Genera� Miles momentalnie �ci�gn�� cugle i wbi� przera�onemu zwierz�ciu ostrogi, lecz ko�, ku przera�eniu widz�w, przewr�ci� si� do ty�u, przygniataj�c genera�a. Ku powszechnej rado�ci genera� Miles nie dozna� jednak szwanku, jakkolwiek jego ko� ma z boku zdarty poka�ny p�at sk�ry. Py� uliczny pokry� prawie ca�y p�aszcz genera�a, a pomi�dzy �opatkami powsta�a dziura oko�o cala �rednicy. Nie czekaj�c, �eby go kto� otrzepa�, genera� Miles dosiad� z powrotem konia i przyjmowa� dalej defilad�, jak gdyby takie wypadki by�y rzecz� codzienn�. Incydent przyci�gn�� oczywi�cie zainteresowanie t�umu, a to zwr�ci�o uwag� na fakt, �e g��wnodowodz�cy nigdy nie omieszka odkry� g�owy przed sztandarem i pozostaje tak, dop�ki poczet go nie minie. Kompania B, a na jej przedzie Kapitan kroczy jak chwat, Do boju �mia�o ch�opc�w wiedzie, Z kulami za pan brat W�ADZE NIE WIEDZ� O SIEDLISKU ZGORSZENIA Inspektorzy sanitarni kieruj� wody rzeki Chicago do podziemnego kana�u JEZIORO MICHIGAN PODAJE D�O� OJCU W�D . Konkurs �piewu dla kanark�w zorganizowany staraniem niemieckiego Zuchtervereinu walka o utrzymanie bimetalizmu w stosunku 16 do 1 nie zosta�a jeszcze przegrana, twierdzi Bryan . KL�SKA BRYTYJCZYK�W POD MAFEKINGIEM Niejeden dobry �o�nierz poleg� na Luzonie RO�CI SOBIE PRAWO DO WYSPY PO WIECZNE CZASY Klub im. Hamiltona Wys�ucha� Mowy Ekskongresmana Poseya z Indiany WRZAWA WITA NOWE STULECIE ROBOTNICY WITAJ� NOWE STULECIE KO�CIO�Y WITAJ� NOWE STULECIE Prezydent McKinley poch�oni�ty prac� w swoim gabinecie, gdy rozpoczyna� si� nowy rok. NAR�D WITA �WIT NOWEGO STULECIA Odpowiadaj�c na toast "Wiwat, kraju Kolumba!" na bankiecie Klubu Kolumbijskiego w Indianapolis w stanie Indiana eksprezydent Benjamin Harrison o�wiadczy� mi�dzy innymi: "Nie mam nic przeciwko ekspansji terytorialnej; nie uwa�am jednak, tak jak niekt�rzy, ekspansji terytorialnej za najbezpieczniejsz� i najbardziej po��dan� drog� rozwoju narodowego. Dzi�ki korzy�ciom, jakie ci�gniemy z obfitych i tanich z�� w�gla i �elaza, z olbrzymiej nadprodukcji �rodk�w spo�ywczych oraz z wynalazk�w i oszcz�dno�ci w produkcji, bijemy obecnie na g�ow� najstarsze i najwi�ksze mocarstwa kolonialne". Panny z Towarzystwa Oburzone: Ta�czy�y z Detektywami Niejeden dobry �o�nierz poleg� na Luzome i Mindanao GIRLASKI OBLʯONE PRZEZ T�UM W NEW JERSEY Jedna z litografii przedstawia s�awn� aktork� siedz�c� na rozgrzanym do czerwono�ci piecu, w stroju bardziej kusym od kostium�w k�pielowych, jakie widuje si� obecnie w Atlantic City; z pieni�cym si� kielichem w jednej r�ce, drug� �ci�ga aktorka wst��ki stanowi�ce uprz�� pary rozbrykanych homar�w. Niejeden dobry �o�nierz poleg� na Luzonie i Mindanao, i na Samarze W odpowiedzi na toast "Za wiek dwudziesty" senator Albert J. Beveridge stwierdzi� mi�dzy innymi: "Wiek dwudziesty b�dzie nale�a� do Amerykan�w. Zapanuje w nim my�l ameryka�ska. Ameryka�ski post�p nada mu barw� i kierunek. Rozs�awi� go czyny Amerykan�w. Cywilizacja nigdy nie utraci gruntu w Szanghaju. Cywilizacja nie wycofa si� nigdy z Hongkongu. Bramy Pekinu nie zamkn� si� ju� wi�cej przed metodami wsp�czesnego cz�owieka. Odrodzenie �wiata, zar�wno fizyczne jak moralne, ju� si� rozpocz�o, a rewolucja nigdy si� nie cofa". Niejeden dobry �o�nierz pad� na Filipinach, Na wieki w ciemnym grobie �pi OKO KAMERY (1) id�c ulic� trzeba st�pa� ostro�nie zawsze na kamienie, �eby nie nadepn�� na blade trwo�ne �d�b�a traw �atwiej kiedy trzymasz Mamusi� za r�k� kiedy si� uwiesisz bo mo�esz wyrzuca� wysoko nogi a id�c szybko depczesz tyle trawek i biedne zgniecione zielone �d�b�a kurcz� si� pod twoimi butami mo�e dlatego ci ludzie s� tacy gniewni id� za nami wygra�aj� rzucaj� kamienie doro�li ludzie rzucaj� kamienie Mamusia idzie szybko zaczyna biec jej spiczaste pantofle wbijaj� si� mi�dzy biedne stratowane �d�b�a traw podskakuj� plisy grubej br�zowej sp�dnicy Englander kamie� stukocze po bruku Szybko kochanie szybko do tego sklepu z poczt�wkami tu spokojnie ci �li ludzie zostali na ulicy nie wejd� do �rodka non nem nicht Englander amenkanisch Americam Hoch Amenka Vive l'Amenque Mamusia �mieje si� Kochana pani ale mi nap�dzili strachu wojna w buszu Kruger Bloemfontein Ladysmith i kr�lowa Wiktoria starsza pani w spiczastym koronkowym czepku pos�a�a �o�nierzom na gwiazdk� czekolad� pod kontuarem jest ciemno i ta pani ta mi�a Holenderka kt�ra lubi Amerykan�w i ma krewnych w Trenton pokazuje widok�wki kt�re b�yszcz� w p�mroku pi�kne hotele i zamki O que c'est beau schon �adne �adne i ksi�yc marszczy si� marszczy pod mostem i te ma�e reverberes �wiec� w mroku pod kontuarem i te ma�e okienka hotel�w dooko�a portu O que c'est beau la lune i ksi�yc w pe�ni MAC Kiedy wiatr wia� od strony fabryki sreber za rzek�, w szarym drewnianym domu czterorodzinnym, gdzie Fainy McCreary przyszed� na �wiat, od rana do wieczora d�awi� zapach tranu wielorybiego, na kt�rym robiono myd�o. W pozosta�e dni pachnia�o kapust�, pieluszkami i praniem matki. Fainy nigdy nie m�g� bawi� si� w domu, bo ojciec, kulawy m�czyzna o zapad�ej piersi i rzadkich siwoblond w�sach, by� nocnym str�em w fabryce Chadwicka i ca�y dzie� spa�. Dopiero ko�o pi�tej przez drzwi pokoju zaczyna�a przeciska� si� do kuchni spiralna smu�ka dymu tytoniowego. By� to znak, �e ojciec wsta�, �e jest w dobrym humorze i �e zaraz b�dzie chcia� kolacj�. W�wczas matka kaza�a Fainy'emu biec na jeden z dwu rog�w kr�tkiej b�otnistej uliczki, zabudowanej identycznymi drewnianymi domkami. Na prawo, nie dochodz�c do rogu, by� szynk Finleya, gdzie Fainy d�ugo czeka� przed szynkwasem, w lesie zab�oconych nogawek, dop�ki piwo i whisky nie zatka�y na chwil� cuchn�cych krzykliwych gardzieli doros�ych nad jego g�ow�. Potem wraca� do domu, ostro�nie st�paj�c krok za krokiem, a r�czka ba�ki kipi�cej pian� wrzyna�a mu si� w palce. Na lewo, nie dochodz�c do rogu, by� sklep Maginniego, Artyku�y Spo�ywcze Krajowe i Kolonialne. Fainy lubi� tekturowego Murzyna na wystawie reklamuj�cego kasz� mann�, szklan� gablot� z r�nymi gatunkami w�dlin, beczki kartofli i kapusty, brunatny zapach melasy, trocin, imbiru, w�dzonych �ledzi, szynki, octu, chleba, pieprzu, smalcu. - Bochenek chleba, pszepana, p� funta mas�a i paczk� ciasteczek imbirowych - m�wi�. Czasami wieczorem, kiedy matka czu�a si� kiepsko, musia� wyprawia� si� dalej. Min�wszy sklep Maginniego skr�ca� w Riverside Avenue, kt�r�dy kursowa�y tramwaje, i po czerwonym mo�cie przechodzi� na drug� stron� rzeczki, kt�ra p�yn�a w dole, czarna pomi�dzy oblodzonymi podmytymi zaspami zim�, ��ta i spieniona podczas wiosennych roztop�w, brunatna i t�usta latem. Za rzek�, a� po r�g Main Street, gdzie mie�ci�a si� apteka, Riverside Avenue zamieszkiwa�y Pepiczki i Polaczki. Ich dzieciaki wiod�y nieustann� wojn� z dzieciakami Murphych, O'Har�w i O'Tlanagan�w mieszkaj�cych na Orchard Street. Fainy szed� na uginaj�cych si� nogach, przez r�kawice �ciska� z ca�ych si� butelk� z lekarstwem zapakowan� w bia�y papier. Na rogu Quince Street stoi banda ch�opak�w, musi ich min��. Min�� to jeszcze nietrudno; dopiero jak si� oddali o jakie� dwadzie�cia jard�w, ko�o uszu zaczn� mu gwizda� �nie�ne pigu�y. Ale nie ma wyj�cia. Je�li zacznie ucieka�, b�d� gonili. Je�li upu�ci lekarstwo, dostanie w domu lanie. Mi�kka kula pacn�a go w ty� g�owy i topniej�cy �nieg j�� �cieka� po szyi. Kiedy znalaz� si� w p� drogi do mostu, m�g� ju� ryzykowa� i bra� nogi za pas. - Zmyka jak kr�lik! Dziad irlandzki! Murphy na krzywych nogach! Te, le� si� poskar�y� mamusi - wrzeszcza�y Polaki i Pepiczki mi�dzy jedn� �nie�n� kul� a drug�. �eby kule by�y twardsze, polewali je wod� i zostawiali na noc na dworze. Jak trafi�a taka obmarzni�ta pigu�a, to rozcina�a sk�r� do krwi. Jedynym bezpiecznym miejscem do zabawy by�o podw�rko za domem. Mia� tam wal�ce si� parkany, powyginane kub�y na �mieci, stare garnki i patelnie zbyt przypominaj�ce sita, �eby nadawa�y si� do reperacji, pusty kurnik, gdzie jeszcze wala�o si� pierze i odchody, latem zielsko, zim� b�oto; ale prawdziw� chlub� podw�rka McCrearych stanowi�a klatka, w kt�rej Tony Harriman trzyma� belgijskie kr�liki. Tony Harriman by� suchotnikiem i mieszka� z matk� na parterze po lewej. M�wi�, �e kiedy� b�dzie hodowa� jeszcze inne ma�e zwierz�tka, szopy, wydry, mo�e nawet srebrne lisy; zrobi na nich maj�tek. Kiedy umar�, nigdzie nie mo�na by�o znale�� klucza od wielkiej k��dki na drzwiczkach klatki. Przez kilka dni Fainy karmi� kr�liki wciskaj�c li�cie kapusty i sa�aty w ciasne oczka podw�jnej siatki. Ale potem nasta� tydzie� deszczu i �niegu i Fainy nie wychodzi� z domu. Kiedy pierwszego pogodnego dnia poszed� zajrze� do kr�lik�w, jeden ju� zdech�. Fainy zblad� jak �ciana; pr�bowa� wm�wi� sobie, �e zwierz�tko tylko �pi, ale le�a�o sztywne i niezdarne, wcale nie u�pione. Reszta kr�lik�w, zbita w k�cie, rozgl�da�a si� z drgaj�cymi noskami i bezradnie oklapni�tymi wielkimi uszami. Biedne kr�le; Fainy'emu zbiera�o si� na p�acz. Pobieg� p�dem na g�r�, da� nura pod desk� do prasowania, z szuflady kuchennego sto�u wyci�gn�� m�otek. Za pierwsz� pr�b� r�bn�� si� w palec, ale za drug� uda�o mu si� rozbi� k��dk�. W klatce panowa� dziwny, kwa�ny zapach. Podni�s� zdech�ego kr�la za uszy. Mi�kki bia�y brzuszek zacz�� si� ju� wzdyma�, jedno otwarte oko patrzy�o przera�liwie martwo. Co� nagle �cisn�o go za gard�o, wrzuci� kr�la do pierwszego z brzegu kub�a i pogna� na g�r�. Wstrz�sany lodowym dreszczem wyszed� na palcach na kuchenn� werand� i spojrza� w d�. Z zapartym tchem obserwowa� pozosta�e kr�liki. Ostro�nymi susami zbli�a�y si� do drzwiczek klatki, jeden ju� wyszed� na podw�rko. Matka zawo�a�a z kuchni, �eby poda� dusz� z pieca. Kiedy wr�ci� na werand�, kr�lik�w ju� nie by�o. Tej zimy w fabryce Chadwicka wybuch� strajk i ojciec zosta� bez pracy. Przesiadywa� po ca�ych dniach w pokoju, pal�c i wyrzekaj�c: Rany boskie, jestem silny ch�op, jeszcze bym z�oi� sk�r� ka�demu jednemu z tych cholernych Polak�w, nawet z t� kul� przywi�zan� do ty�ka. Tak�em powiedzia� temu Barry'emu; i ani mi w g�owie �adne strajki. Panie Barry, powiadam, jestem spokojny cz�owiek i z olejem w g�owie, a do tego troch� kaleka i �on� mam, bachory na karku. Osiem lat by�em str�em nocnym i teraz mnie wylewacie, �ci�gacie �amignat�w z jakiej� agencji. Sukinsyn niemyty z nosem jak kartofel. Strajku im si� zachcia�o, przyb��dom zawszonym - potwierdza� ka�dy, �eby go pocieszy�. Strajk nie by� popularny na Orchard Street. Przez niego matka musia�a harowa� coraz ci�ej i ci�ej, pra� coraz wi�ksze i wi�ksze balie brud�w, a Fainy i jego starsza siostra Milly po powrocie ze szko�y musieli jej pomaga�. A� kt�rego� dnia matka zachorowa�a i zamiast wzi�� si� do prasowania musia�a wraca� do ��ka. Le�a�a z t� swoj� okr�g��, blad�, pobruzd�on� twarz� bielsz� od poduszki i z pomarszczonymi od prania r�kami splecionymi pod brod�. Przyszed� doktor i piel�gniarka dzielnicowa i wszystkie trzy izby mieszkania przesi�k�y zapachem doktor�w, piel�gniarek i lekarstw, a jedynym miejscem, gdzie Fainy i Milly mogli siedzie�, by�y schody. Wi�c siedzieli i chlipali cichutko we dwoje. Potem twarz matki skuli�a si� na poduszce w co� tak ma�ego, skurczonego i bia�ego jak zgnieciona chusteczka do nosa; powiedzieli, �e matka nie �yje, i zabrali j� z domu. Wyprowadzenie odby�o si� z zak�adu pogrzebowego na Riverside Avenue, zaraz za najbli�sz� przecznic�. Fainy czu� si� wa�ny i rozpiera�a go duma, bo wszyscy go ca�owali i g�askali po g�owie, i m�wili, �e zachowuje si� jak ma�y m�czyzna. Mia� tak�e nowe czarne ubranko, uszyte jak na doros�ego, z kieszeniami i ze wszystkim, tyle �e z kr�tkimi spodenkami. W kaplicy pogrzebowej zebrali si� r�ni ludzie, z kt�rymi nigdy bli�ej si� nie styka� - rze�nik pan Russel, ksi�dz O'Donnell, wuj Tim O'Hara, kt�ry przyjecha� a� z Chicago - i pachnia�o whisky i piwem zupe�nie jak u Finleya. Wuj Tim by� ko�cistym m�czyzn� o czerwonej gruz�owatej twarzy i m�tnych niebieskich oczach. Mia� na szyi lu�ny czarny jedwabny krawat, kt�ry niepokoi� Fainy'ego, i raz po raz zgina� si� w pasie sztywno jak sk�adany scyzoryk, by ochryp�ym g�osem szepn�� Fainy'emu w ucho: - Nic sobie z nich nie r�b, zuchu, to banda nierob�w i hipokryt�w, prawie wszyscy ju� ululani na cacy. Popatrz na ksi�dza 0'Donnella, spa�ny wieprz, ju� kalkuluje, ile we�mie za pogrzeb. Ale nic sobie z nich nie r�b, pami�taj, jeste� O'Hara po matce czy nie? Ja te�, zuchu, nic sobie z nich nie robi�, a przecie� by�a moj� siostr� z krwi i ko�ci. Kiedy wr�cili do domu, Fainy by� okropnie �pi�cy, mia� przemoczone i zzi�bni�te nogi. Ale nikt na niego nie zwraca� uwagi. Siedzia� po ciemku, pop�akuj�c na brzegu ��ka. Z pokoju od ulicy dochodzi�y g�osy, szcz�k no�y i widelc�w, ale nie mia� odwagi wej��. Skuli� si� pod �cian� i zasn��. Obudzi�o go �wiat�o padaj�ce prosto w oczy. Wuj Tim z ojcem stali nad nim, g�o�no rozprawiaj�c. Wygl�dali dziwnie i jako� nie bardzo pewnie trzymali si� na nogach. Wuj Tim �ciska� lamp�. - No, Fainy, stary zuchu - rzek�, niebezpiecznie przechylaj�c lamp� nad g�ow� Fainy'ego. - Fenianie O'Hara McCreary, podnie� si� i uwa�aj, �eby� nam powiedzia�, co my�lisz o przeprowadzce do wielkiego i wci�� rosn�cego miasta Chicago. Middletown to cuchn�ca zakazana dziura, jakby si� kto pyta�... Bez urazy, John... Nie to co Chicago. Rany boskie, ch�opie, dopiero jak si� znajdziesz w Chicago, zrozumiesz, �e� si� tu kisi� przez te wszystkie lata. Fainy si� ba�. Podci�gn�� kolana pod brod� i z dr�eniem patrzy� na dwie wielkie chwiejne postacie, o�wietlone przez chwiejn� lamp�. Pr�bowa� si� odezwa�, ale s�owa wi�z�y mu w gardle. - Dzieciak jest rozespany, Tim, na nic twoje gadanie. Rozbierz si�, Fainy, i w�a� do ��ka. Musisz si� porz�dnie wyspa�, rano wyje�d�amy. Wyruszyli p�nym d�d�ystym rankiem, bez �niadania, z wielkim starym wybrzuszonym kufrem przywi�zanym sznurami, balansuj�cym niebezpiecznie na dachu doro�ki, kt�r� Fainy biega� zam�wi� w stajni u Hodgesona. Milly p�aka�a, ojciec nie odzywa� si� s�owem, tylko ssa� nie zapalon� fajk�. Wszystko za�atwia� wuj Tim; przez ca�y czas sypa� dowcipami, z kt�rych nikt si� nie �mia�, a w krytycznych sytuacjach wyjmowa� z kieszeni zwitek banknot�w i z bulgotem solidnie poci�ga� z flaszki, kt�r� te� mia� w kieszeni. Milly chlipa�a i chlipa�a. Fainy patrzy� wielkimi, suchymi oczami na dobrze znane ulice, przesuwaj�ce si� ko�o doro�ki, nagle jakie� odmienione, jakby przekrzywione. Czerwony most, ospowate kryte gontami domy, w kt�rych mieszkaj� Polacy, drogeria Smith�w na rogu. O, w�a�nie wychodzi Billy Hogan z paczk� gumy do �ucia w r�ku. Znowu wagaruje. W pierwszej chwili Fainy mia� ch�� krzykn�� na niego, ale co� go zmrozi�o. Main Street z wi�zami i tramwajami, d�ugi szereg sklep�w na Church Street, stra� po�arna. Po raz ostatni zapu�ci� �urawia w mroczn� pieczar�, w kt�rej urzekaj�co po�yskiwa�y mosi�dzem i miedzi� ob�e kszta�ty sikawki. Dalej tekturowe frontony pierwszego ko�cio�a Kongregacjonist�w i ko�cio�a Baptyst�w pod wezwaniem G�ry Karmel, ceglany ko�ci� Episkopalny �wi�tego Andrzeja, ustawiony w poprzek parceli, nie tak jak inne ko�cio�y surowym obliczem prosto do ulicy, potem trzy �eliwne jelenie na trawniku przed Hotelem Kupieckim i wille, ka�da z trawnikiem, z werand� wyrzynan� w esy-floresy i z krzewem hortensji. Potem domy zrobi�y si� mniejsze, znikn�y trawniki; doro�ka zakr�ci�a ko�o Sk�ad�w Ziarna i Paszy Simpsona, przetoczy�a si� uliczk� fryzjer�w, knajp i garkuchni i ju� wysiadali na dworcu. W bufecie dworcowym wuj Tim postawi� wszystkim �niadanie. Osuszywszy Milly �zy i wytar�szy Fainy'emu nos w wielk� nowiutk� chustk�, kt�ra jeszcze mia�a w rogu etykietk�, kaza� im si� bra� do jaj sma�onych na boczku i kawy. Fainy nigdy nie pi� kawy, wi�c bardzo mu pochlebia�o, �e siedzi i pije jak m�czyzna. Ale Milly kawa nie smakowa�a, orzek�a, �e jest gorzka. Potem zostali sami i przez jaki� czas siedzieli nad pustymi talerzami i pustymi fili�ankami, pod pe�nym dezaprobaty wzrokiem kobiety o paciorkowatych oczach, d�ugiej szyi i spiczastej kurzej twarzy, kt�ra przygl�da�a si� zza kontuaru. Wreszcie z og�uszaj�cym grzmotem i �oskotem, �up-puf, �uup-puuf, na stacj� wjecha� poci�g i m�czy�ni zgarn�li ich i powlekli przez peron, przez zasnuty fajkowym dymem wagon. Ani si� spostrzegli, kiedy poci�g ruszy� i za oknami j�� dudni� brunatny zimowy krajobraz Connecticut. OKO KAMERY (2) zat�ch�y cuchn�cy stajni� omnibus p�dzi� ko�ysz�c jak statek a On powtarza� w k�ko Co by� zrobi�a Lucy gdybym zaprosi� kt�rego� do sto�u? To bardzo mili ludzie Lucy ci czarni w ma�ym srebrnym puzderku mia� go�dziki a z ust pachnia�o mu �ytni�wk� p�dzili�my �eby z�apa� po��czenie do Nowego Jorku a Ona m�wi�a Och z�otko �eby�my si� tylko nie sp�nili i Scott czeka� z biletami biegiem wpadli�my na peron przy Si�dmej Ulicy te ma�e armatki wysypywa�y si� jedna po drugiej z Olimpu i wszyscy schylali si� �eby je podnie�� a konduktor Wsiada� szybko pszepani szybko armatki by�y mosi�ne b�yszcza�y w s�o�cu na peronie przy Si�dmej Ulicy i Scott wsadzi� nas wszystkich poci�g ju� ruszy� i dzwon dzwoni� na lokomotywie Scott wcisn�� w r�ce gar�� male�kich mosi�nych armatek ale dosy� du�ych �eby zmie�ci�y si� w nie te najmniejsze petardy podczas bitwy w Zatoce Manilskiej i powiedzia� Ale artylerzysta z ciebie Jack i On perorowa� w wagonie klubowym Ale� Lucy jakby by�o trzeba te� bym przyst�pi� do strajku i mo�e by mnie zastrzelili pewnego pi�knego dnia i ty by� te� przyst�pi� prawda Jack? i pan te� prawda panie konduktorze? Bo akurat konduktor roznosi� wod� mineraln� a On wozi� podr�czn� flaszk� w torbie podr�nej gdzie jedwabne chusteczki z inicja�ami pachnia�y zawsze wod� laurow� a kiedy dojechali�my do Havre de Grace powiedzia� Pami�tasz Lucy przeprawiali�my si� zawsze promem przez Susquehanne zanim wybudowali most i przez Gunpowder Creek te� MAC Brunatne pag�rki, pasma lasu, farmy, krowy, gniady �rebak wierzgaj�cy na pastwisku, drewniane p�oty, skrawki podmok�ej ��ki. Czuj� si� jak ostatni kundel, Tim. Jak d�ugo �yj�, zawsze post�powa�em, jak si� nale�y - powtarza� ojciec terkoc�cym g�osem. - I co teraz o mnie powiedz�? Rany boskie, ch�opie, co innego mog�e� zrobi�, powiedz sam? Co, u licha, mo�na zrobi�, jak cz�owiek nie ma centa przy duszy, nie ma roboty, a tu ci jeden za drugim z�a�� doktor, grabarz, gospodarz, wszyscy z rachunkami? O dzieciakach musisz my�le�! Zawsze by�em spokojnym, przyzwoitym cz�owiekiem, Tim. O�eni�em si�, ustatkowa�em, uwa�aj�cy by�em, cho� mi si� nigdy nie wiod�o. A teraz co sobie o mnie pomy�l�? Tak czmychn�� jak zbity kundel! John, wierz mi, jestem ostatni, kt�ry by chcia� �ci�gn�� ha�b� na nieboszczk�. By�a przecie� moj� siostr� z krwi i ko�ci! Ale to ani nie twoja wina, ani nie moja. To wina n�dzy, a n�dza to wina systemu... Fenianie, pos�uchaj no, co m�wi wuj Tim O'Hara. I ty, Milly, te� pos�uchaj, bo w dzisiejszych czasach dziewczyna powinna wiedzie� te rzeczy tak samo jak ch�opak. Pos�uchajcie, jak raz w �yciu Tim O'Hara m�wi prawd�... To wina systemu, co zabiera cz�owiekowi owoce jego pracy. Tylko kanciarze maj� co� z kapitalizmu, taki to ci dojdzie raz dwa do milion�w. A uczciwy robociarz jak John albo ja, taki cho�by sto lat harowa�, nie zostawi nawet na pogrzeb jak si� patrzy. Dym faluje za oknami i z jego splot�w wynurzaj� si� drzewa, s�upy telegraficzne, ma�e kwadratowe domki o dachach krytych gontami, miasta, tramwaje i d�ugie szeregi stoj�cych jedna za drug� bryczek zaprz�onych w paruj�ce konie. - A kto zbiera owoce naszego tyrania? Biznesmeni, agenci, po�rednicy, kt�rzy w �yciu nie zha�bili si� �adn� po�yteczn� prac�. Spojrzenie Fainy'ego wznosi si� i opada w �lad za drutami telegraficznymi. Chicago to te� nie raj, �eby� wiedzia�, John. Ale tam lepiej ni� na wschodzie mo�na spieni�y� prac� mi�ni i m�zgu. Dlaczego, pytasz, dlaczego? No, stosunek popytu i poda�y, potrzeba teraz ludzi do pracy w Chicago. M�wi� ci, Tim, czuj� si� jak ostatni kundel. Wszystkiemu winien system, John, przekl�ty parszywy system. Obudzi� Fainy'ego ruch, jaki si� zrobi� w wagonie. By�o ciemno. Milly znowu p�aka�a. W pierwszej chwili nie wiedzia�, gdzie jest. - No, panowie - informowa� wuj Tim - zaraz b�dziemy w poczciwym starym Nowym Jorku. Na stacji by�o widno; zaskoczy�o to Fainy'ego, kt�ry my�la�, �e jest ju� noc. Zostawiono go z Milly na walizce w poczekalni. Poczekalnia by�a ogromna, pe�na obcych ludzi, przera�aj�cych jak postacie w ksi��kach z obrazkami. Milly ci�gle p�aka�a. - Hej, Milly, bo ci dam s�jk� w bok, jak si� nie przestaniesz maza�. - Dlaczego? - chlipa�a Milly, zalewaj�c si� jeszcze obfitszymi �zami. Fainy stan�� jak m�g� najdalej, �eby ludzie nie my�leli, �e s� razem. Ale sam by� bliski p�aczu, kiedy ojciec i wuj Tim wr�cili wreszcie i zabrali ich wraz z walizk� do restauracji. Mocny �wie�y zapach whisky bi� im z ust, oczy wydawa�y si� dziwnie b�yszcz�ce. Usiedli wszyscy przy stoliku na- krytym bia�ym obrusem i �yczliwy Murzyn w bia�ej kurtce poda� im d�ug� kart� zadrukowan� od g�ry do do�u. No, zjemy kolacj� jak si� patrzy - oznajmi� wuj Tim. - Niech si� dzieje, co chce. - Cholerny wydatek - powiedzia� ojciec. - Wszystkiemu winien system. - Do diabla z papie�em - odrzek� wuj Tim. - Zrobimy jeszcze z ciebie socjaldemokrat�. Zam�wili Fainy'emu ostrygi z patelni i kurczaka, lody i ciastko i kiedy potem musieli wszyscy biec do poci�gu, dosta� okropnego k�ucia w boku. Wpadli do wagonu, w kt�rym pachnia�o dymem i nie mytymi pachami. - Kiedy wreszcie p�jdziemy do ��ka? - j�a zawodzi� Milly. - Wcale nie p�jdziemy do ��ka - powiedzia� wuj Tim od niechcenia. - B�dziemy tutaj spali jak kury... jak kury na grz�dzie. - Nie lubi� kur - wrzasn�a Milly zalewaj�c si� na nowo �zami, kiedy poci�g ruszy�. Fainy'ego piek�y oczy, w uszach mia� nieprzerwane dudnienie, �omot-�omot na zwrotnicach, gniewne niespodziewane warkni�cia, kiedy przelatywali pod wiaduktami. Jakby jechali tunelem, jakby przez ca�� drog� do Chicago jechali nie ko�cz�cym si� tunelem. Naprzeciwko majaczy�y twarze ojca i wuja Tima, czerwone i gniewne, nie podoba� mu si� ich wygl�d, �wiat�o by�o m�tne i chwiejne, za oknami ucieka� tunel, oczy go bola�y, ko�a i tory dudni�y w uszach... Z tym zasn��. Kiedy si� obudzi�, byli w jakim� mie�cie, poci�g jecha� tu� ko�o szerokiej ulicy. By� s�oneczny poranek. Widzia� ludzi zaj�tych swoimi sprawami, sklepy, bryczki i wozy stoj�ce przy chodniku, gazeciarzy sprzedaj�cych gazety, drewniane figury Indian przed trafikami . Z pocz�tku my�la�, �e to sen, ale po chwili przypomnia� sobie wszystko i doszed� do przekonania, �e to musi by� Chicago. Ojciec i wuj Tim spali na przeciwleg�ej �awce. Usta mieli otwarte, twarze plamiste - nie podoba� mu si� ich wygl�d. Milly spa�a skulona, owini�ta z g�ow� we�nianym szalem. Poci�g zwalnia�, wje�d�a� na stacj�. Je�eli to Chicago, powinni wysi���. Szcz�liwie nadszed� konduktor, starszy m�czyzna z wygl�du podobny do ksi�dza 0'Donnella. - Pszepana, to Chicago? - Do Chicago jeszcze kawa� drogi, synu - powiedzia� konduktor bez u�miechu. - To Syracuse. Wszyscy si� pobudzili i przez d�ugie, d�ugie godziny za oknami przesuwa�y si� s�upy telegraficzne, miasteczka, drewniane domki, fabryki z czerwonej ceg�y, z rz�dami i rz�dami b�yszcz�cych okien, wysypiska �mieci, bocznice kolejowe, zaorane pola, pastwiska, krowy, a� Milly zrobi�o si� niedobrze od d�ugiej jazdy, a Fainy my�la�, �e nogi mu odpadn� od siedzenia na �awce; w jednych miejscach pada� �nieg, w innych �wieci�o s�o�ce, Milly wci�� mia�a md�o�ci i czu� j� by�o rozpaczliwie wymiotami; potem zrobi�o si� ciemno i wszyscy zasn�li, potem znowu si� rozwidni�o i w ko�cu miasteczka, domki i fabryki zacz�y si� zbija� coraz cia�niej, przechodzi� w zgarbione sk�ady i elewatory, bocznice rozbieg�y si� jak okiem si�gn�� po obu stronach toru - i to by�o Chicago. Ale panowa� taki zi�b, wiatr tak bi� piaskiem w twarz, oczy tak si� klei�y od py�u i zm�czenia, �e Fainy nic nie widzia�. Czekali d�ugo na dworze, Fainy i Milly tulili si� do siebie w ch�odzie, potem wsiedli w tramwaj i jechali, jechali. Byli tacy �pi�cy, �e p�niej nie mogli sobie zupe�nie przypomnie�, gdzie sko�czy� si� poci�g, a zacz�� tramwaj. G�os wuja Tima perorowa� dumnie, entuzjastycznie; Chicago, Chicago, Chicago. Ojciec siedzia� z brod� opart� na kuli. Tim, czuj� si� jak ostatni kundel - powtarza�. Przez dziesi�� lat Fainy mieszka� w Chicago. Z pocz�tku chodzi� do szko�y, gra� w sobotnie popo�udnia w baseball na pustych parcelach, ale potem przysz�a ostatnia promocja, dzieci od�piewa�y ch�rem "Tw� chwa�� g�osz�, kraju m�j" - i ju� by�o po szkole, trzeba by�o i�� do pracy. Wuj Tim mia� w tym czasie w�asn� drukarenk� na parterze starej wys�u�onej kamienicy z czerwonej ceg�y, na jednej z brudnych przecznic North Clark Street. Drukarenka zajmowa�a niewielk� cz�� budynku, przerobionego poza tym na sk�ady i s�yn�cego ze szczur�w, i mia�a jedn� d�ug� witryn�, b�yszcz�c� z�otymi gotyckimi literami: TIMOTHY O'HARA, DRUKARNIA AKCYDENSOWA. - No, Fainy, stary zuchu - powiedzia� wuj Tim - masz okazj� nauczy� si� zawodu od podstaw. Odt�d Fainy biega� na posy�ki, roznosi� paki cyrkularzy, anons�w, afisz�w, uskakiwa� przed tramwajami, przemyka� si� pod munsztukami spienionych perszeron�w, czepia� furgon�w pocztowych. Kiedy nie by�o posy�ek, zamiata� pod prasami, czy�ci� kaszty, opr�nia� kosze w kantorku, a gdy si� zdarzy�a nagl�ca robota, gania� za r�g po kaw� i sandwicze dla zecera albo po buteleczk� kukurydzianej whisky dla wuja Tima. Ojciec obija� si� przez kilka lat o kuli, wci�� szukaj�c pracy. Wieczorami pali� fajk� na schodkach od podw�rza, kln�c swoje szcz�cie i od czasu do czasu odgra�aj�c si�, �e wr�ci do Middletown. A� kt�rego� dnia dosta� zapalenia p�uc i umar� cicho w szpitalu Serca Jezusowego. Jako� w tym samym czasie wuj Tim kupi� linotyp. By� tym tak przej�ty, �e przez trzy dni nie wzi�� whisky do ust. Okaza�o si�, �e drewniana pod�oga jest zupe�nie przegni�a i trzeba by�o przez ca�� wysoko�� piwnicy budowa� podstaw� dla maszyny. - No, ale jak b�dziemy kupowa� nast�pny linotyp, to si� wybetonuje ca�� pod�og� - opowiada� wszystkim wuj Tim. Tego dnia nikt nie pracowa� w drukarni. Wszyscy stali z za�o�onymi r�kami i gapili si� na czarn� maszyn�, zwalist� i skomplikowan� jak organy w ko�ciele. Kiedy j� uruchomiono i drukarnia wype�ni�a si� pal�c� woni� roztopionego metalu, wszyscy wodzili oczami za drgaj�cym badawczym ramieniem, kt�re raz po raz wyskakiwa�o i zgina�o si� nad klawiatur�. Potem, kiedy podawali sobie z r�ki do r�ki ciep�e b�yszcz�ce odlewy z�o�onych wierszy, stary zecer, Niemiec, kt�rego nie wiadomo dlaczego nazywano Mike'em, zsun�� na czo�o okulary i rozp�aka� si�. - Pi��dziesi�t pi�� lat jestem drukarzem i na co mi przysz�o na stare lata? Chyba ceg�y b�d� dygowa�, �eby zarobi� na �ycie. Pierwszym tekstem, kt�ry wuj Tim z�o�y� na nowej maszynie, by�o zdanie: "Proletariusze wszystkich kraj�w ��czcie si�; nie macie nic do stracenia pr�cz swych kajdan". Kiedy Fainy mia� siedemna�cie lat i zaczyna�y go niepokoi� sp�dniczki, nogi i majtki dziewczyn, gdy wraca� wieczorem do domu i migotliwe wielkomiejskie �wiat�a odbija�y si� na odurzaj�cym migotliwym niebosk�onie zachodu, w przemy�le drukarskim Chicago wybuch� strajk. Tim O'Hara zawsze zatrudnia� wy��cznie zwi�zkowc�w i wszystkie druki zwi�zkowe wykonywa� po cenie kosztu. Przyj�� r�wnie� ulotk� podpisan� "Obywatel" i opatrzon� nag��wkiem "Energiczny sprzeciw", kt�r� pozwoli� z�o�y� Fainy'emu samodzielnie na linotypie, kiedy zecer poszed� wieczorem do domu. Jedno zdanie utkwi�o Fainy'emu szczeg�lnie w pami�ci i powtarza� je, kiedy po�o�y� si� w nocy do ��ka: "Czas najwy�szy, �eby wszyscy uczciwi ludzie z��czyli si� w walce przeciwko wyzyskowi bogaczy". Nast�pnego dnia przypada�a niedziela i Fainy wyszed� na Michigan Avenue z plikiem ulotek do rozdania. By� przedwczesny wiosenny dzie�. Znad ��tej kry topniej�cej na jeziorze lekkie powiewy nios�y nieoczekiwan� wo� kwiat�w. Dziewczyny wygl�da�y piekielnie pon�tnie, wiatr rozwiewa� im sp�dnice. Fainy czu� wiosenny �ar krwi pulsuj�cej w �y�ach, mia� ochot� ca�owa�, tarza� si� po ziemi, biega� po krach na jeziorze, wyg�asza� mowy z wierzcho�k�w s�up�w telegraficznych, przesadza� jednym susem tramwaje; zamiast tego rozdawa� ulotki, wstydzi� si� przetartych spodni i pragn�� mie� szykowne ubranie i szykown� dziewczyn�, z kt�r� by m�g� chodzi� pod r�k�. - Hej, kawalerze, masz pozwolenie na rozdawanie tych ulotek? - warkn�� mu nad uchem g�os policjanta. Rzuci� okiem przez rami�, cisn�� ulotki i wzi�� nogi za pas. Da� nura pomi�dzy b�yszcz�ce czarne fiakry i powozy, przebieg� boczn� uliczk� i szed�, szed� nie ogl�daj�c si� za siebie, p�ki nie min�� zwodzonego mostu, kt�ry tu� za nim podni�s� si� do g�ry. Zreszt� policjant i tak go nie goni�. Sta� d�ugo na kraw�niku, a nad uchem piszcza� mu drwi�co gwizdek na straganie z orzeszkami ziemnymi. Wieczorem przy kolacji wuj Tim zapyta� o ulotki. - Jasne, wszystkie rozda�em nad jeziorem. Chcia� mnie zatrzyma� jeden policaj, ale mu z miejsca powiedzia�em, �eby si� odwali�. Obla� si� krwawym rumie�cem, kiedy wszyscy przy stole odpowiedzieli ch�ralnym "uuuu". Napcha� w usta t�uczonych kartofli i nie odezwa� si� ju� s�owem. A ciotka, wuj i trzy ich c�rki �mieli si� i �mieli. - No, dobrze, �e� wyrywa� pr�dzej od tego policjanta - powiedzia� w ko�cu wuj. - Bo inaczej musia�bym za ciebie p�aci� kaucj�, a to kosztuje. Nast�pnego dnia z samego rana, kiedy Fainy zamiata� w kantorku, po schodkach wszed� m�czyzna z twarz� jak befsztyk po tatarsku; pali� cienkie czarne cygaro, jakiego Fainy jeszcze nigdy nie widzia�. Zapuka� w szklane drzwi. - Chc� m�wi� z panem O'Hara, z panem Timothym O'Hara. - Jeszcze go nie ma. Ale zaraz b�dzie, prosz� pana. Poczeka pan? - Pewnie, �e poczekam. M�czyzna usiad� na brzegu krzes�a i splun��, uprzednio wyj�wszy z ust pogryziony koniuszek cygara, i skrupulatnie, z namys�em go obejrzawszy. Po chwili nadszed� wuj Tim i drzwi kantorka zamkn�y si� z trzaskiem. Fainy kr�ci� si� w pobli�u, troch� niespokojny, czy m�czyzna nie jest tajniakiem badaj�cym spraw� ulotek. G�osy w kantorku podnosi�y si� i opada�y, g�os nieznajomego w kr�tkich burkliwych tyradach, g�os wuja Tima w d�ugich perswaduj�cych okresach. Raz czy dwa Fainy us�ysza� zdanie: "Cofam prawo wykupu", po czym drzwi si� ot- worzy�y gwa�townie i nieznajomy wybieg� z twarz� jeszcze bardziej purpurow� ni� przedtem. Na �elaznych schodkach zatrzyma� si� i, wyci�gn�wszy z kieszeni nowe cygaro, przypali� od starego. Cedz�c s�owa spoza k��bu niebieskiego dymu, powiedzia�: - Ma pan dwadzie�cia cztery godziny do namys�u, panie O'Hara. Powiesz pan s�owo i natychmiast wstrzymuj� post�powanie. Z tym odszed� w g��b ulicy, pozostawiaj�c za sob� d�ug� smug� cuchn�cego dymu. W minut� p�niej z kantorka wysun�� si� wuj Tim z twarz� bia�� jak papier. - Fenianie, stary zuchu - powiedzia� - b�dziesz musia� rozejrze� si� za prac�. Zwijam interes... P�ki co, miej oczy otwarte. Id� si� czego� napi�. By� pijany przez nast�pne sze�� dni. Pod koniec tygodnia zacz�li pojawia� si� potulni osobnicy z pozwami i wuj Tim musia� wytrze�wie� na tyle, by p�j�� do s�du i z�o�y� o�wiadczenie o niewyp�acalno�ci. Ciotka grzmia�a i wyrzeka�a. - A m�wi�am ci, O'Hara, m�wi�am, �e nic dobrego nie wyjdzie z tych konszacht�w z bezbo�nikami, z tymi wszystkimi zwi�zkowcami, socjaldemokratami i rycerzami pracy . Wszystko to takie same pijaki i nieroby jak ty, O'Hara. Nic dziwnego, �e cech wykupi� twoje weksle. Zmia�d�y ci� na proch. Dobrze ci tak, O'Hara, za twoje bezbo�nictwo, za twoje pija�stwo, za tw�j socjalizm. Mogli byli tylko pomy�le� o twojej biednej �onie i o tych bezradnych male�stwach. Z g�odu teraz wszyscy pozdychamy razem z tymi pociotkami, paso�ytami, kt�rych na�ci�ga�e� do domu. - No, co� podobnego! - krzykn�a siostra Fainy'ego, Milly. - Bo to mo�e nie tyra�am, r�k sobie nie urabia�am do �okci za ka�dziute�ki kawa�ek chleba, kt�ry zjad�am w tym domu! Zerwa�a si� od �niadania i wypad�a z pokoju. Famy siedzia�, dop�ki burza szala�a nad g�ow�; potem wsta� i wsun�wszy do kieszeni kukurydzian� bu�eczk�, wymkn�� si� z pokoju. W sieni wyszuka� dzia� og�osze� o pracy w "Chicago Tribune", wzi�� czapk� i wyszed� w ch��d niedzielnego poranku, pe�nego bicia dzwon�w. Wsiad� do tramwaju i pojecha� do parku Lincolna. Usiad� na �awce i �uj�c bu�eczk�, d�ugo przegl�da� kolumn� og�osze� zaczynaj�cych si� od s��w: "Ch�opiec potrzebny". Ale �adne nie wygl�da�o zbyt zach�caj�co. Jednego by� pewien: nie dostanie pracy w �adnej drukarni, dop�ki strajk si� nie sko�czy. Nagle wpad�o mu w oko: Ch�opiec inteligentny potrzebny, ambitny, zami�owania liter., do�wiadcz, druk. i wyd. Dyskr. przedsiewz. kolport.-handl. 15 dol. tyg. Zg�oszenia list. skryt. poczt. 1256 b G�owa zrobi�a mu si� nagle lekka. "Ch�opiec inteligentny, co� dla mnie, ambitny, zami�owania literackie. Jezuniu, musz� sko�czy� to Spojrzenie w przesz�o�� . Jak rany, czyta� lubi�, linotyp umia�bym obs�u�y�, sk�ada� r�cznie te�, jakby mi pozwolili. Pi�tna�cie dolar�w tygodniowo, niczego sobie, potem dycha podwy�ki..." I w my�li zacz�� uk�ada� list z pro�b� o prac�: Szanowny Panie! (Wielce Szanowny Panie!) a mo�e: Szanowni Panowie! Odno�nie do og�oszenia w dzisiejszej niedzielnej "Chicago Tribune" chcia�bym donie�� (pragn� stwierdzi�), �e mam siedemna�cie, nie, dziewi�tna�cie lat, i kilkuletni� praktyk� w przemy�le drukarskim i wydawniczym, jestem ambitny, mam doskona�� znajomo�� i zami�owanie do drukarstwa i pracy wydawniczej... "Nie, nie mog� si� powtarza�... Ogromnie mi zale�y na tej pracy..." Ale w miar� jak si� posuwa� naprz�d, wszystko coraz bardziej miesza�o mu si� w g�owie. Ockn�� si� przy w�zku z fistaszkami. Zimno by�o jak diabli, �wiszcz�cy wiatr ci�� jak brzytwa po p�kaj�cych krach i czarnych plamach wody na jeziorze. Wydar� og�oszenie, a reszt� gazety pu�ci� z wiatrem. Potem kupi� sobie torebk� gor�cych fistaszk�w. KRONIKA II Przyjd� i pos�uchaj, Przyjd� i pos�uchaj, Przyjd� i pos�uchaj, W mowie skierowanej do Izby Ustawodawczej stanu Michigan ust�puj�cy gubernator, Hazen S. Pingree , powiedzia� mi�dzy innymi: "Je�li ci, kt�rzy sprawuj� w�adz� i w kt�rych r�kach spoczywa ustawodawstwo, nie zmieni� obecnego systemu nier�wno�ci spo�ecznej, to nie minie �wier� wieku, a nasz kraj pogr��y si� w krwawej rewolucji". CARNEGIE M�WI O SWOIM EPITAFIUM Opu�ci ci� chandra, Gra najlepszy w kraju, Gra najlepszy w kraju Lunch, kt�ry zosta� podany w laboratorium fizycznym, obfitowa� w pomys�owe atrakcje. Na stole bankietowym sta� miniaturowy piec hutniczy wielko�ci czterech st�p, a dooko�a bieg�y szyny w�skotorowej kolejki d�ugo�ci czterdziestu st�p. Z pieca zamiast roztopionego metalu la� si� do wagonik�w gor�cy poncz. Lody by�y uformowane na wz�r podk�ad�w kolejowych, chleb mia� kszta�t lokomotyw. Pan Carnegie, wychwalaj�c korzy�ci p�yn�ce z wy�szego wykszta�cenia we wszystkich dziedzinach wiedzy, doszed� na koniec do nast�puj�cej konkluzji: "Praca r�k okazuje si� najlepsz� po�ywk� dla wielkiego wysi�ku my�li". WICEPREZES OPRӯNIA KASY BANKU Przyjd� i pos�uchaj, Opu�ci ci� chandra, Gra najlepszy w kraju, Gra najlepszy w kraju brat Jesse Jamesa o�wiadcza, �e sztuka przedstawiaj�ca go jako bandyt�, rabusia kolejowego i wyrzutka jest demoralizuj�ca lokalny op�r k�adzie koniec poligamii wci�� jeszcze, jak wykaza�y badania duchownych z Salt Lake City, uprawianej przez mormon�w cz�onkinie klubu nie mog�y wykrztusi� s�owa Gra najlepszy w kraju Jazzband Alexandra twierdzi, �e tylko zwierz�ta cyrkowe jedz� chicagowsk� konin� aukcja parcel w Indianie na pokrycie zaleg�ych podatk�w fina�em koniunktury spowodowanej Wystaw� �wiatow� z flagi uszy� worek na ga�gany zabity na wyspie ludo�erc�w dozorca wpada do wody i atakuj� go lwy morskie W ko�cu barkas podp�yn�� do pow�oki sterowca, z kt�rej ju� usz�a po�owa gazu i kt�ra w ka�dej chwili mog�a przydusi� Santos-Dumonta , i ten ni to wgramoli� si�, ni to zosta� wci�gni�ty przez burt� do �odzi. Ksi��� Monako nalega�, �eby pozwoli� si� zabra� na pok�ad jachtu, gdzie m�g�by si� osuszy� i przebra�, ale Santos-Dumont nie zgodzi� si� opu�ci� barkasu, dop�ki wszystko, co mo�na by�o uratowa�, nie zosta�o przewiezione na brzeg, po czym mokry, lecz u�miechni�ty i nie- wzruszony, wyszed� na l�d po�r�d frenetycznych wiwat�w t�umu. OKO KAMERY (3) O qu'il a des beaux yeux powiedzia�a pani siedz�ca naprzeciwko ale Ona odpar�a �e nie trzeba m�wi� takich rzeczy dzieciom i ma�y poczu� jak oblewa go gor�cy pot zapada� zmierzch i lampa w kszta�cie przekrojonego arbuza rozjarzy�a si� m�tnym �wiat�em a poci�g dudni� i nagle zapad�em w sen jesk czarna noc i granatowy chwast ta�czy na kraw�dzi mrocznej czerni kt�ra ma kszta�t arbuza i wsz�dzie wida� ostre p�okr�g�e cienie (kiedy przyszed� pierwszy raz przyni�s� arbuza s�o�ce pr�szy�o przez wysokie koronkowe firanki przekroili�my go i zapach arbuza nape�ni� ca�y pok�j) No ale nie jedz pestek kochanie bo dostaniesz zapalenia �lepej kiszki wygl�dasz przez okno w dudni�c� czarn� noc nagle poci�t� zwalistymi kominami i ogarnia ci� strach przed czarnym dymem i k��bami ognia kt�re buchaj� z komin�w potem bledn� Fabryki porcelany kochanie pracuj� przez ca�� noc Kto pracuje przez ca�� noc? Robotnicy pro�ci ludzie czarnoroboczy travailleurs Meksykanie jak si� wtedy ba�e� ale mrok znowu poczernia� lampa w przedziale niebo i wszystko zn�w przybra�o granatowy odcie� i Ona opowiada�a jak Dawnodawnotemu Przedwystaw��wiatow� Nimsi�urodzi�e� jechali do Meksyku salonk� po nowo otwartej mi�dzynarodowej linii kolejowej i m�czy�ni z tylnego pomostu strzelali antylopy i wielkie kr�le nazywali je k�apouchami i raz w nocy Dawnodawnotemu Przedwystaw��wiatow� Nimsi�urodzi�e� kt�rej� nocy Mamusia ma�o nie umar�a ze strachu przez t� kanonad� ale wszystko si� wyja�ni�o okaza�o si� �e to nic tylko taka ma�a strzelaninka polowali na jakiego� Meksykanina i tyle to by�o w dawnych czasach MI�O�NIK LUDZKO�CI Debs by� kolejarzem, urodzi� si� w drewnianym baraku w Terre Haute. Mia� dziewi�cioro rodze�stwa. Jego ojciec przyby� do Ameryki na �aglowcu w roku 49, Alzatczyk z Colmaru; groszor�b by� z niego kiepski, lubi� muzyk� i lubi� czyta�, dzieciom umo�liwi� uko�czenie szko�y publicznej, to by�o wszystko, co m�g� dla nich zrobi�. Maj�c pi�tna�cie lat Gene Debs pracowa� ju� w parowozowni na kolei Indianapolis - Terre Haute. Pracowa� jako palacz na parowozie, subiekt w sklepie, wst�pi� do miejscowej kom�rki Bractwa Palaczy Kolejowych, zosta� wybrany sekretarzem, zje�dzi� ca�y kraj jako agitator. By� wysoki, niezgrabnie pow��czy� nogami, mia� porywaj�cy spos�b m�wienia, kt�rym rozpala� kolejarzy w salach z sosnowych desek, budzi� w nich t�sknot� do �wiata, kt�rego sam pragn��, �wiata w braterskim w�adaniu, �wiata, w kt�rym wszyscy dzieliliby si� r�wno: Nie jestem przyw�dc� zwi�zkowym. Nie chc�, �eby�cie szli za mn� ani �eby�cie szli za kimkolwiek innym. Je�li szukacie Moj�esza, kt�ry was wyprowadzi z kapitalistycznej puszczy, zosta�cie lepiej tam, gdzie jeste�cie. Ja nie zaprowadz� was do ziemi obiecanej, nie zrobi�bym tego, gdybym nawet m�g�, bo gdybym ja m�g� was zaprowadzi�, kto inny by was wyprowadzi�. Oto jak przemawia! do �adowaczy i dr�nik�w, do palaczy, zwrotniczych i maszynist�w, wbijaj�c im do g�owy, �e nie wystarczy zorganizowa� kolejarzy, �e trzeba zorganizowa� wszystkich robotnik�w, �e wszyscy robotnicy musz� si� zjednoczy� we wsp�lnocie robotniczych kooperatyw. Niejedn� noc sp�dzi� bezsennie na dalekich szlakach, palacz w k��bach dymu trawiony ogniem, ogniem, kt�ry potem bucha� porywczymi s�owami w salach z sosnowych desek; chcia�, �eby jego bracia byli wolnymi lud�mi. Byli wolni, gdy zgromadzili si� t�umnie na stacji przy Old Wells Street, �eby go powita�, kiedy wyszed� z wi�zienia po strajku w zak�adach Pullmana, byli wolni, kiedy w 1912 oddali na niego dziewi��set tysi�cy g�os�w, straszakiem socjalistycznej prezydentury rzucaj�c pop�och na pan�w w anglezach i cylindrach i udiamentowane panie bawi�ce go�ci w Saratoga Springs, Bar Harbor i Lake Geneva . Lecz gdzie byli bracia Gene'a Debsa w 1918, kiedy Woodrow Wilson kaza� go zamkn�� w Atlancie za mowy antywojenne, gdzie byli ci ro�li amatorzy whisky, towarzystwa takich jak oni sami, dobrodusznie ci�gn�cy niesk�adne opowie�ci przy barach w ma�ych miasteczkach �rodkowego Zachodu, spokojni ch�opcy t�skni�cy do domku z werand�, na kt�rej mogliby majstrowa�, i do pulchnej �ony, kt�ra by im gotowa�a, do kieliszka i do cygar, do ogr�dka, w kt�rym mogliby kopa�, i do kumpli, z kt�rymi mogliby sobie uci�� pogaw�dk�, gotowi na to zapracowa�, przekonam, �e inni te� na to powinni zapracowa�; gdzie byli ci palacze i maszyni�ci kolejowi, kiedy go wleczono do wi�zienia w Atlancie? A potem przywie�li go z powrotem, �eby dogorywa� w Terre Haute; i m�g� siedzie� na werandzie w fotelu na biegunach, z cygarem w ustach, a obok mia� bukiet r�, kt�re �ona mu uk�ada�a w wazonie; mieszka�cy Terre Haute, mieszka�cy Indiany, mieszka�cy ca�ego �rodkowego Zachodu lubili go i bali si� go, my�leli o nim jako o starym dobrotliwym wujaszku, kt�ry ich kocha, chcieli by� z nim, i chcieli, �eby ich karmi� �akociami, a jednocze�nie bali si� go, tak jakby by� zara�ony jak�� chorob� spo�eczn�, syfilisem albo tr�dem, przyznawali w duchu, �e to wstyd, lecz ze wzgl�du na sztandar, na koniunktur� i na walk� o zapewnienie �wiatu demokracji bali si� przebywa� w jego towarzystwie, nawet my�le� o nim za wiele, bo jeszcze by mu uwierzyli, gdy m�wi�: P�ki istniej� klasy ni�sze, ja do nich nale��; p�ki istniej� klasy przest�pcze, ja do nich nale��; p�ki cho�by jedna �ywa dusza �ywa przebywa w wi�zieniu, i ja nie jestem wolny. OKO KAMERY (4) jad� ty�em w deszcz w dudni�cym pudle doro�ki przede mn� ich twarze w faluj�cym �wietle doro�ki na dachu �omoc� Jej kufry a On recytuje Otella swoim adwokackim g�osem Jej ojciec lubi� mnie; cz�sto, bywa�o, W dom mnie zaprasza�, bada� mnie o dzieje Mojego �ycia w tych a tych epokach, O bitwy, szturmy, przebyte koleje. Opowiada�em mu one, pocz�wszy Od lat ch�opi�cych a� do owej chwili, W kt�rej mi one kaza� opowiada�; Prawi�em mu o ci�kich moich przej�ciach, Strasznych przygodach na morzu i l�dzie; Jakem to o w�os ledwie si� wydoby� Z �mierci� ziej�cych bresz ... ale� to ju� Schuylkill po kocich �bach kopyta koni grzechocz� ostro na g�adkim mokrym asfalcie przez szare smugi deszczu po�yskliwa rzeka toczy zimowe m�tne wody Kiedy by�em w twoim wieku Jack skaka�em z mostu na g�ow� przez barier� wida� w dole zimn� po�yskuj�c� w deszczu wod� Tak w ubraniu skaka�e�? Tylko w koszuli MAC Fainy sta� przy drzwiach w zat�oczonym wagonie kolei nadziemnej i na plecach t�giego jegomo�cia, trzymaj�cego si� sk�rzanej r�czki nad g�ow�, odczytywa� raz po raz list na mi�sistym blankiecie ze znakiem wodnym: LITERACKIE TOWARZYSTWO KOLPORTA�OWE POSZUKIWACZY PRAWDY, SP. Z O.O. Biura: 1104 South Hamlin Avenue, Chicago, Illinois 14 kwietnia 1905 Fenian O'H. McCreary 456 North Wood Street Chicago, III. Szanowny Panie! Z przyjemno�ci� potwierdzamy odbi�r listu Pa�skiego z 10 bm. Co do sprawy, o kt�r� chodzi, uwa�amy, ze wskazana by�aby osobista rozmowa. Gdyby Pan wi�c wpad� pod powy�szym adresem w poniedzia�ek 16 kwietnia o godzinie dziewi�tej, mogliby�my om�wi� dok�adnie spraw� i od razu zdecydowa�, czy nadaje si� Pan na stanowisko, o kt�re si� Pan ubiega. Pa�ski w poszukiwaniu Prawdy EMANUEL R. BINGHAM, Doktor Teologii Fainy mia� pietra. Dojecha� za wcze�nie i zosta�o mu pi�tna�cie minut na przej�cie dwu przecznic. Wl�k� si� ulic�, ogl�daj�c wystawy. W sklepie preparatora sta� wypchany zloty ba�ant; nad nim wisia�a wielka p�aska zielonkawa ryba z d�ugim dziobem w kszta�cie pi�y, na kt�rym hu�ta�a si� karteczka: RYBA PI�A (pristis perrotetti) Zamieszkuje wybrze�a Florydy i Zatoki Meksyka�skiej. Ch�tnie przebywa w p�ytkich zatoczkach i odnogach morskich. Mo�e w og�le nie i��? W g��bi wystawy czai� si� ry�, po drugiej stronie kuguar, ka�dy na swoim konarze. Nagle Fainy zaczerpn�� tchu. Sp�ni si�. Pu�ci� si� p�dem wzd�u� cho

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!