1078
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 1078 |
Rozszerzenie: |
1078 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 1078 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1078 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
1078 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Ken Follett
Papierowe pieni�dze
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1994
T�umaczy� -
Jerzy Choci�owski
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych
w Drukarni PZN
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 180 g kl. III_B�1
Przedruk z Wydawnictwa
Wojciecha Pogonowskiego
Warszawa 1990
Pisa�a K. Pabian
Korekty dokona�y:
L. Wi�ckowska
i K. Kruk
Nota autora
Niniejsza ksi��ka jest fikcj�
literack�. Nazwiska, postaci, sceneria, wydarzenia s� b�d�
wytworem wyobra�ni autora, b�d�
zosta�y zbeletryzowane.
Jakiekolwiek podobie�stwo do
os�b autentycznych, �ywych lub
zmar�ych, do przebiegu lub
miejsca zdarze� jest ca�kowicie
przypadkowe.
Wst�p
Powie�� ta zosta�a napisana w
roku 1976, tu� przed "Ig��", i
uwa�am j� za najlepsz� z moich
ksi��ek, kt�re nie odnios�y
sukcesu. Nawet jej wydawca ukry�
si� pod pseudonimem Zachary
Stone, tak jak to by�o w
przypadku "Afery z Modiglianim".
Rzeczywi�cie, obie powie�ci s�
do siebie podobne. Brak w nich
g��wnego bohatera, za to
wyst�puj� grupy postaci, kt�rych
losy s� ze sob� powi�zane i
kt�re ��czy wsp�lny punkt
kulminacyjny.
Tyle �e w "Papierowych
pieni�dzach" te wi�zy s� mniej
przypadkowe. Chodzi�o mi bowiem
o pokazanie, w jaki spos�b
korupcja ogarnia �wiat
przest�pczy, elity finansowe i
dziennikarskie, i stwarza
wzajemne powi�zania. Zako�czenie,
prawd� powiedziawszy, jest
przygn�biaj�ce - nieomal
tragiczne w zestawieniu z "Afer�
z Modiglianim". Lepszego zatem
materia�u do por�wna� mo�e
dostarczy� "Ig�a". (Czytelnik,
kt�ry woli ciastka od
przepis�w, winien opu�ci� ten
wst�p i przej�� niezw�ocznie do
rozdzia�u pierwszego.) Fabu�a
"Papierowych pieni�dzy" nale�y
do najbardziej misternych, jakie
kiedykolwiek obmy�li�em, niska
za� sprzeda� tej ksi��ki
przekonuje mnie, �e dobre
pomys�y sprawiaj� wi�ksz�
satysfakcj� autorom ni�
czytelnikom. Akcja "Ig�y",
przeciwnie, jest niezwykle
prosta, da si� zapisa� w trzech
akapitach, co te� uczyni�em,
przyst�puj�c do pracy. W "Igle"
wyst�puje zaledwie trzech czy
czterech bohater�w, w
"Papierowych pieni�dzach"
kilkana�cie postaci. I chocia�
w�tki ulegaj� tu znacznej
rozbudowie tudzie� licznym
komplikacjom, "Papierowe
pieni�dze" zaj�y tylko po�ow�
obj�to�ci "Ig�y". Jako pisarz
stara�em si� zawsze broni� przed
asekuranctwem, ale w
"Papierowych pieni�dzach", jak
wida�, to mi si� nie uda�o. W
rezultacie rysunek wielu postaci
jest �ywo i ostro naszkicowny,
sprawia te� wra�enie, �e autor
nie anga�uje si� w ich osobiste
�ycie, a tego w�a�nie czytelnik
domaga si� w bestsellerach.
Mocn� stron� tej powie�ci jest
jej forma. Akcja dotyczy jednego
dnia z �ycia londy�skiej
popo�udni�wki. (Pracowa�em dla
takiej gazety w latach
1973_#1974.) Ka�dy rozdzia�
obejmuje wydarzenia jednej
godziny, zamkni�te w trzech czy
czterech scenach. Ukazuj� one
to, co dzieje si� przy pulpitach
dziennikarskich, oraz to, co
przynosi rzeczywisto��, o kt�rej
gazeta pisze (lub zapomina napisa�). "Ig�a" odznacza si�
konstrukcj� jeszcze bardziej zwart�, chocia�, o ile mi
wiadomo, nikt tego nie zauwa�y�.
Mamy tu sze�� cz�ci, z kt�rych
ka�da podzielona jest na sze��
rozdzia��w (z wyj�tkiem
ostatniej, bo ta zawiera ich
siedem). Pierwszy rozdzia�
ka�dej cz�ci opowiada o
szpiegu, drugi o jego
prze�ladowcach i dalej podobnie,
a� do sz�stego, w kt�rym
omawiane s� konsekwencje
mi�dzynarodowej sytuacji
militarnej, jakie wy�oni�y si�
wskutek tego, co wydarzy�o si�
wcze�niej. Czytelnicy takich
rzeczy nie dostrzegaj� - bo i po
co? - ale przypuszczam, �e
regularno�� i swego rodzaju
symetria s�, w ich mniemaniu,
kryterium dobrze napisanej
ksi��ki.
Inn� cech� wsp�ln�
"Papierowych pieni�dzy" i "Ig�y"
jest galeria ciekawych postaci
drugoplanowych: dziwek,
z�odziei, niedorozwini�tych
dzieci, kobiet pracuj�cych i
samotnych starc�w. Odst�pi�em od
niej w kolejnych powie�ciach, by
nie odrywa� czytelnika od
g��wnych bohater�w. Teraz
zastanawiam si�, czy nie
przedobrzy�em.
Co do powi�za� �wiata
przest�pczego z finansjer� i
dziennikarzami - nie mam ju� tej
pewno�ci, jak� mia�em w roku
1976. Niemniej s�dz�, �e ksi��ka
w jakim� sensie zachowa�a prawd�
o Londynie lat siedemdziesi�tych
- razem z wizerunkiem policjanta
i oszusta, bankiera i
prostytutki, reportera i
polityka, jak te� w opisie
sklep�w i slums�w, ulic i
Tamizy.
Kocham tamten Londyn i mam
nadziej�, �e wy te� go
pokochacie.
Sz�sta rano
1
By�a to najszcz�liwsza noc w
moim �yciu - pomy�la� Tim
Fitzpeterson, gdy otworzy� oczy
i spojrza� na le��c� obok
dziewczyn�, wci�� pogr��on� we
�nie. Nie poruszy� si�, by jej
nie zbudzi�, lecz spogl�da� na
ni� ukradkiem w zimnym �wietle
londy�skiego �witu. Le�a�a na
plecach, beztroska jak dziecko.
Tim przypomnia� sobie swoj�
Adrienne, kiedy by�a malutka,
ale natychmiast pozby� si� tej
my�li.
Dziewczyna mia�a rude w�osy,
kt�re przylega�y do g�owy jak
czapeczka, ods�aniaj�c male�kie
uszy. Mia�a drobne rysy: nos,
brod�, ko�ci policzkowe i
filigranowe z�by. W nocy
przes�oni� jej twarz szerokimi,
niezgrabnymi d�o�mi, naciskaj�c
�agodnie palcami wg��bienia oczu
i policzki, rozchylaj�c kciukami
jej mi�kkie wargi, jakby chcia�
sprawdzi� namacalnie jej pi�kno,
niby �ar bij�cy od ognia.
Lewa r�ka dziewczyny le�a�a
swobodnie na ko�drze, kt�ra
zsun�a si�, ods�aniaj�c jej
szczup�e, delikatne ramiona i
jedn� malutk�, prawie p�ask�
pier�.
Le�eli w pewnym oddaleniu od
siebie, ale czu� ciep�o jej uda
tu� przy swoim. Oderwa� od niej
wzrok i spojrza� na sufit,
poddaj�c si� na chwil� radosnemu
wspomnieniu nocnych rozkoszy, po
czym wsta�.
I spojrza� na ni� jeszcze raz.
Spa�a spokojnie. W jasnym
�wietle dnia wygl�da�a tak samo
pon�tnie jak wczoraj, mimo
potarganych w�os�w i resztek
kunsztownego makija�u. Tim
Fitzpeterson wiedzia�, �e ranek
b�dzie dla niego mniej �askawy.
Dlatego nie budzi� dziewczyny;
chcia� si� przejrze� w lustrze,
zanim ona go zobaczy.
Przeszed� nago z salonu do
�azienki po wyblak�ym zielonym
dywanie. Przez chwil� rozgl�da�
si� po mieszkaniu, tak jakby je
widzia� po raz pierwszy. By�o
beznadziejnie ma�o atrakcyjne.
Dywan dopasowany by� do r�wnie
wyblak�ej zielonej sofy ze
sp�owia�ymi poduszkami w kwiaty.
Sta�o tam jeszcze proste,
drewniane biurko, jakie mo�na
zobaczy� w ka�dej instytucji,
przedpotopowy czarno_bia�y
telewizor, szafa na akta oraz
p�ka z podr�cznikami prawa,
ekonomii i kilkoma tomami
"Hansarda", zawieraj�cymi
protok�y z posiedze�
parlamentu. Dawniej posiadanie
garsoniery w Londynie wydawa�o
mu si� czym� bardziej szykownym.
W �azience wisia�o ogromne
lustro, kupione przez �on� Tima,
zanim zrezygnowa�a z �ycia w
mie�cie. Czekaj�c, a� nape�ni
si� wanna, przegl�da� si� i
zastanawia�, jak m�czyzna w
�rednim wieku m�g� wzbudzi�
po��danie pi�knej,
dwudziestopi�cioletniej
dziewczyny. Owszem, dopisywa�o
mu zdrowie, ale nie by� tak
sprawny fizycznie, jak
m�czy�ni, kt�rzy �wicz� i
regularnie odwiedzaj� sale
gimnastyczne. By� niski, kr�py,
a na piersi, biodrach i
po�ladkach zebra�o si� sporo
zb�dnego t�uszczu. Jak na
czterdzie�ci jeden lat wygl�da�
nie�le, tyle �e nie mia� w sobie
nic, co mog�oby poci�ga� cho�by
najbardziej zmys�ow� kobiet�.
Lustro zasz�o par� i Tim
zanurzy� si� w wannie. Opar�
g�ow� i zamkn�� oczy. Spa�
nieca�e dwie godziny, a mimo to
czu� si� rze�ko. Wychowywano go
w prze�wiadczeniu, �e z�e
samopoczucie, dolegliwo�ci
cielesne, nie m�wi�c o
chorobach, s� skutkiem zarywania
nocy, dancing�w, cudzo��stwa i
mocnego alkoholu. Wszystkie te
grzechy razem wzi�te ju� powinny
by�y sprowadzi� gniew bo�y.
Ale nie, zap�at� za wyst�pek
by�a czysta rozkosz. Namydlaj�c
si� powoli, Tim wspomina�
miniony wiecz�r. Pocz�tek nie
wydawa� si� zach�caj�cy - jedna
z tych okropnych kolacji z
koktajlem grejpfrutowym,
przesma�anym stekiem i popijaw�
dla trzystu cz�onk�w jakiej�
bezsensownej organizacji.
Przem�wienie Tima dawa�o jeszcze
jedn� sposobno�� zapoznania si�
z obecn� strategi� rz�du, lecz
by�o wywa�one emocjonalnie, dla
pozyskania sympatii audytorium.
Potem jeden z koleg�w -
b�yskotliwy m�ody ekonomista -
nam�wi� go, by poszli gdzie� na
drinka.
Wyl�dowali w nocnym lokalu,
kt�ry normalnie by�by poza
zasi�giem finansowych mo�liwo�ci
Tima, gdyby kto� nie op�aci� za
niego wst�pu. Zacz�� si� tak
dobrze bawi�, �e zam�wi� butelk�
szampana i ju� na swoj� kart�
kredytow�. Do��czyli tak�e inni
go�cie: dyrektor wytw�rni
filmowej, znany Timowi raczej ze
s�yszenia, dramaturg, kt�rego
nigdy nie widzia� na oczy,
lewicuj�cy ekonomista, kt�ry
podawa� r�k� z kwa�nym u�miechem
i unika� rozm�w na tematy
zawodowe, oraz dziewcz�ta.
Tim rozochoci� si� pod
wp�ywem szampana i estradowych
wyst�p�w. Dawnymi czasy, w
takiej chwili, zabra�by Juli� do
domu, aby j� brutalnie posi��� -
lubi�a, kiedy to si� zdarza�o.
Teraz ju� nie przyje�d�a�a do
miasta, a on przesta� chodzi� do
nocnych lokali.
Dziewcz�ta nie zosta�y im
przedstawione. Spr�bowa� zatem
rozmowy z siedz�c� obok niego,
szczup��, rudow�os� dziewczyn� w
d�ugiej, jasnej sukni. Wygl�da�a
na modelk�; okaza�o si�, �e jest
aktork�. Spodziewa� si�, �e
b�dzie nudna, i on te� jej nie
zaciekawi. Wiecz�r zapowiada�
si� ca�kiem interesuj�co:
dziewczyna by�a Timem
zafascynowana.
Poch�oni�ci za�y�� rozmow�,
nie zwracali uwagi na reszt�
towarzystwa, a� kto�
zaproponowa� zmian� lokalu. Tim
bezzw�ocznie o�wiadczy�, �e
wraca do domu. Wtedy dziewczyna
chwyci�a go za rami� i
poprosi�a, by tego nie robi�.
Tim po raz pierwszy od
dwudziestu lat, zachowa� si�
szarmancko wobec pi�knej
kobiety i przychyli� si�
natychmiast do jej pro�by.
Wychodz�c z wanny, zastanawia�
si�, o czym tak d�ugo
rozmawiali. Ministerialna praca
w resorcie energetyki raczej nie
dostarcza�a temat�w do
koktajlowej pogaw�dki; co nie
by�o nazbyt fachowe, musia�o by�
wysoce poufne. By� mo�e,
dyskutowali o polityce. Czy
opowiada� jej z�o�liwe anegdotki
o znanych politykach, pos�uguj�c
si� monotonnym g�osem, kt�ry by�
u niego jedynym �wiadectwem
poczucia humoru? Nie pami�ta�.
Za to przypomnia� sobie, jak
wielkie w dziewczynie wzbudzi�
zainteresowanie, co zdawa�a si�
potwierdza� ka�da cz�� jej
cia�a: g�owa, ramiona, kolana,
stopy. Ta fizyczna blisko��
podnieca�a i zarazem by�a
intryguj�ca.
Przetar� zaparowane lustro nad
umywalk� i sprawdzi� zarost
przed goleniem. MIa� bardzo
ciemne w�osy; gdyby zapu�ci�
brod�, ros�aby g�sto. Reszta -
m�wi�c najogl�dniej - wygl�da�a
zwyczajnie. Cofni�ty podbr�dek,
nos ostro zako�czony, u nasady
odci�ni�te �lady po okularach,
kt�re nosi� od dwudziestu pi�ciu
lat, spore usta o wyrazie nieco
pos�pnym, za du�e uszy i wysokie
czo�o intelektualisty. Trudno
by�oby odczyta� z tej twarzy
charakter. Zna� na niej by�o
umiej�tno�� skrywania my�li i
uczu�.
W��czy� golark� i wykrzywi�
usta, by lepiej widzie� lewy
policzek. Prawd� m�wi�c, Tim nie
by� brzydki. Niekt�re dziewczyny
maj� podobno s�abo�� do
szpetnych m�czyzn, ale takie
uog�lnienia by�y poza zasi�giem
jego do�wiadcze�. Tim
Fitzpeterson nie pasowa� nawet do
tej w�tpliwie uprzywilejowanej
kategorii.
By� mo�e jednak nadszed� czas,
by ponownie zastanowi� si�, do
jakiej kategorii pasuje.
Nast�pny lokal okaza� si� tak
okropny, �e Tim dobrowolnie nigdy
by si� tu nie wybra�. Przede
wszystkim nie przepada� za
muzyk�, a tu, w "Czarnej Jamie",
panowa� taki ha�as, �e g�uszy�
wszelk� rozmow�. Mimo to Tim
ta�czy� przy tej muzyce -
podrygiwa� jak op�tany, co zdaje
si�, by�o bardzo stylowe. Uzna�,
�e spisa� si� ca�kiem nie�le;
inni go�cie nie wydawali si� tym
rozbawieni, jak si� obawia�, by�
mo�e dlatego, �e wielu z nich
by�o w jego wieku.
M�ody, brodaty dyskd�okej w
sportowej koszulce z nadrukiem
"Harvard Business School"
nastawi� dla kaprysu powoln�
ballad�, �piewan� przez mocno
zakatarzonego Amerykanina. Byli
w�a�nie na ma�ym parkiecie.
Dziewczyna przytuli�a si� i
zarzuci�a mu ramiona na szyj�.
Wiedzia�, �e musi si� powa�nie
nad tym zastanowi�, czy chce si�
odwzajemni�. Czu� jej gor�ce,
gibkie cia�o, przylegaj�ce do
niego jak mokry r�cznik, i
podj�� szybk� decyzj�.
Nachylaj�c si� - by�a troch�
ni�sza - szepn�� jej do ucha: -
Chod�my do mnie na drinka.
Ca�owa� si� z ni� w taks�wce;
ogarn�o go uczucie, jakiego nie
do�wiadczy� od wielu lat.
Poca�unek by� jak ze snu i tak
rozkosznie soczysty, �e zacz��
dotyka� jej piersi, ma�ych i
j�drnych pod lu�n� wieczorow�
sukni�; potem ju� z trudem nad
sob� panowali, zanim dotarli do
mieszkania.
Dali sobie spok�j z drinkiem,
kt�ry by� tylko pretekstem.
Znale�li�my si� w ��ku chyba w
nieca�� minut�, pomy�la�
che�pliwie Tim. Sko�czy� si�
goli� i si�gn�� do szafki w
�cianie po stary flakon z wod�
kolo�sk�.
Wr�ci� do sypialni. Dziewczyna
wci�� spa�a. W�o�y� szlafrok,
wzi�� papierosy i usiad� w
wysokim krze�le przy oknie.
Okaza�em si� kapitalny w ��ku
- pomy�la�, cho� �wiadom by�, �e
si� oszukuje: to ona przejawia�a
inicjatyw�, i to tw�rcz�. Pod
jej kierunkiem robili rzeczy,
kt�rych nie m�g�by zaproponowa�
Julii po pi�tnastu latach
wsp�lnego ��ka.
TAk, Julia. Spojrza�
bezwiednie na stoj�c� po drugiej
stronie w�skiej ulicy
wiktoria�sk� szko�� z czerwonej
ceg�y, na jej mizerne boisko, i
wytarte ��te linie na placu do
siatk�wki. Wci�� �ywi� te same
uczucia dla Julii. Je�li kocha�
j� przedtem, kocha� j� i teraz.
Ta dzewczyna jest jednak inna.
Ale czy nie to samo wmawiaj�
sobie wszyscy g�upcy, pakuj�c
si� w romans?
Nie spieszmy si�, pomy�la�.
Dla niej m�g� to by� wyskok na
jedn� noc. Nie ma prawa
zak�ada�, �e zechce si� zn�w z
nim spotka�. Wszelako pragn��
ustali� swe zamierzenia, zanim
dowie si� od niej, na co mo�e
liczy�: praca w rz�dzie nauczy�a
go, �e przed ka�d� konferencj�
trzeba si� starannie
przygotowa�.
Mia� w�asn� formu�� dla
skomplikowanych zagadnie�. Po
pierwsze, co mam do stracenia?
Znowu Julia: pulchna,
inteligentna, zadowolona z
siebie. Jej horozonty zaw�a�y
si� nieub�aganie z ka�dym rokiem
macierzy�stwa. By�y czasy,
kiedy �y� dla niej: kupowa�
ubrania wed�ug jej gustu, czyta�
powie�ci, bo ona je czyta�a,
cieszy� si� swoimi sukcesami
politycznymi, bo i jej sprawia�y
przyjemno��. Jednak�e p�niej
�rodek ci�ko�ci ich �ycia
przesun�� si�. Julia zacz�a si�
sk�ania� ku bana�om. Zapragn�a
mieszka� w Hampshire, a �e dla
niego nie mia�o to znaczenia,
wi�c tam zamieszkali. Chcia�a,
aby nosi� marynarki w kratk�,
ale westminsterska moda wymaga�a
stonowanych garnitur�w, wi�c
ubiera� si� na granatowo i w
ciemne szaro�ci.
Po przeanalizowaniu uczu�,
stwierdzi�, �e z Juli� wi��e go
niewiele. By� mo�e troch�
sentymentu. Zachowa� jej
nostalgiczny wizerunek,
ta�cz�cej jazzowe rytmy w
sto�kowatej sp�dnicy, z w�osami
zwi�zanymi w ko�ski ogon. Czy
by�a to mi�o��? W�tpi� w to.
Dziewczynki? Z nimi to inna
sprawa. Katie, Penny i Adrienne.
Tylko Katie jest do�� du�a, by
zrozumie� o co chodzi w mi�o�ci
i ma��e�stwie. Niecz�sto go
widywa�y, uwa�a� jednak, �e
nawet sk�pe dowody mi�o�ci
ojcowskiej znacz� du�o wi�cej
ani�eli zupe�ny brak ojca. Nie
podlega�o to dyskusji, by� o tym
g��boko przekonany.
No i jego kariera. Rozw�d nie
musia� zaszkodzi�
podsekretarzowi stanu, lecz m�g�
zrujnowa� cz�owieka na wy�szym
szczeblu. Nie by�o nigdy
rozwiedzionego premiera. A Tim
Fitzpeterson przymierza� si� do
tego fotela.
Tak wi�c mia� sporo do
stracenia. A w�a�ciwie wszystko,
na czym mu zale�a�o. Znowu
spojrza� na ��ko. Dziewczyna
przekr�ci�a si� na bok, twarz�
do �ciany. S�usznie zrobi�a,
przycinaj�c kr�tko w�osy,
uwydatnia�o to jej smuk�� szyj�
i �liczne ramiona. Plecy zw�a�y
si� ku cienkiej talii i kry�y
si� pod zmi�tym prze�cierad�em.
By�a opalona.
Ale mia� te� sporo do
uzyskania. Prawdziwa frajda
rzadko mu si� w �yciu zdarza�a,
ale teraz przysz�o mu na my�l to
s�owo. NIe pami�ta� ju�, kiedy
jej zazna�. Zadowolenie tak: z
pisania m�drych, fachowych
raport�w, z wygrywania
niezliczonych potyczek w
komisjach i w Izbie Gmin; z
odpowiedniej ksi��ki lub dobrego
wina. Jednak�e nieludzko
krystaliczna rozkosz, jak� da�a
mu ta dziewczyna, by�a czym�
nowym.
No wi�c takie by�y "za" i
"przeciw". Wedle przyj�tej
formu�y nale�a�o je podsumowa� i
por�wna�. Jednak�e tym razem nie
da�o si� zastosowa� tej formu�y.
Niekt�rzy znajomi Tima
twierdzili, �e nie sprawdza si�
nigdy. By� mo�e mieli racj�.
B��dem by�oby obliczanie racji
niczym funtowych banknot�w; ni z
tego, ni z owego przypomnia� mu
si� fragment z wyk�adu filozofii
w college'u: "Zaczarowanie
naszej inteligencji za
po�rednictwem j�zyka". Co jest
d�u�sze - samolot czy sztuka
jednoaktowa? Co wol� -
zadowolenie czy frajd�? Poczu�
zam�t w g�owie. Odchrz�kn��
g�o�no, poirytowany, i spojrza�
szybko na ��ko, by sprawdzi�,
czy nie zak��ci� snu dziewczyny.
Spa�a nadal. To dobrze.
Na ulicy, niedaleko od okna,
zatrzyma� si� przy kraw�niku
szary rolls_royce. Nikt nie
wysiad�. Tim popatrzy� uwa�niej
i dostrzeg�, �e kierowca
rozk�ada gazet�. By� mo�e szofer
kogo� zabiera o sz�stej
trzydzie�ci. Biznesmen, kt�ry
jecha� ca�� noc i przyby� za
wcze�nie? Tim nie m�g� odczyta�
tablicy rejestracyjnej. Ale
zauwa�y�, �e kierowca jest
ros�ym m�czyzn�, tak pot�nym,
�e wype�nia� sob� ca�e wn�trze
wozu.
Ponownie wr�ci� do swego
dylematu. Jak post�puje si� w
polityce - rozmy�la� - gdy
stajemy wobec dw�ch gwa�townych,
ale sprzecznych ��da�? Odpowied�
przysz�a natychmiast: wybieramy
taki spos�b dzia�ania, kt�ry - w
istocie, b�d� na poz�r - godzi
obie sprzeczno�ci. Analogia by�a
oczywista. Pozostanie �onaty z
Juli� i b�dzie mia� romans z t�
dziewczyn�. Rozwi�zanie wydawa�o
si� politycznie s�uszne i nawet
mu si� spodoba�o.
Zapali� nast�pnego papierosa i
zacz�� my�le� o przysz�o�ci.
Sprawia�o mu to przyjemno��.
Sp�dz� jeszcze wiele nocy w tym
mieszkaniu; od czasu do czasu
weekend w prowincjonalnym
hoteliku, by� mo�e nawet
s�oneczne dwa tygodnie na
jakiej� ma�ej dyskretnej pla�y w
p�nocnej Afryce lub Indiach
Zachodnich. W bikini b�dzie
robi�a sensacj�.
W zestawieniu z t� perspektyw�
wszystko inne przyblad�o.
Nawiedzi�a go my�l, �e zmarnowa�
dotychczasowe �ycie, lecz zda�
sobie spraw�, �e to przesada.
Mo�e nie zmarnowa�, ale odnosi�
wra�enie, �e sp�dzi� m�odo�� na
dzieleniu du�ych sum i nigdy nie
odkry� rachunku r�niczkowego.
Postanowi�, �e porozmawia z
ni� o tym problemie i jego
rozwi�zaniu. Ona o�wiadczy, �e
nie da si� tego zrobi�, a on
odpowie, �e ma szczeg�lny talent
do kompromis�w.
Jak zacznie? Kochanie, chc� to
zn�w robi�, cz�sto. Zdaje si�,
�e brzmi to, jak trzeba. Co ona
powie? Ja tak�e, albo zadzwo�
pod ten numer, albo przykro mi,
Tim, ale jestem dziewczyn� na
jedn� noc.
Nie, nie to. To niemo�liwe.
Minionej nocy on tak�e pokaza�,
�e jest dobry. Uzna�a, �e jest
niezwyk�y. Tak powiedzia�a.
Podni�s� si� i zgasi�
papierosa.
Podejd� do ��ka - pomy�la� -
odgarn� z niej delikatnie koce i
przez chwil� popatrz� na jej
nago��; potem po�o�� si� obok i
b�d� ca�owa� jej brzuch, uda,
piersi, dop�ki si� nie obudzi. I
wtedy zn�w b�d� si� z ni�
kocha�.
Oderwa� wzrok od dziewczyny i
wyjrza� przez okno, delektuj�c
si� oczekiwaniem. Rolls wci��
tam by�, niby szary �limak w
rynsztoku. Nie wiadomo dlaczego
niepokoi� go ten samoch�d, ale
przesta� o nim my�le� i
postanowi� obudzi� dziewczyn�.
2
Feliks Laski nie mia� du�o
pieni�dzy, cho� by� bardzo
bogaty. Na jego fortun� sk�ada�y
si� udzia�y, posiad�o�ci, budynki oraz
r�ne dziwne aktywa, jak po�owa
scenariusza filmowego b�d� jedna
trzecia wynalazku b�yskawicznych
frytek ziemniaczanych. W
gazetach cz�sto pisano, �e gdyby
wszystkie jego zasoby
przekszta�ci� w got�wk�, mia�by
wiele milion�w funt�w, Laski
natomiast r�wnie cz�sto i
ch�tnie podkre�la�, �e obr�cenie
jego maj�tku w got�wk� by�oby
prawie niemo�liwe.
Szed� piechot� do City ze
stacji Waterloo, poniewa�
uwa�a�, �e leniwe �ycie jest
przyczyn� atak�w serca u
m�czyzn w jego wieku. By�a to
przesadna troska o zdrowie,
albowiem trudno by�oby znale�� w
City pi��dziesi�ciolatka w
lepszej formie. Mia� niemal
sze�� st�p wzrostu, klatk�
piersiow� jak rufa okr�tu
wojennego i by� zapewne r�wnie
podatny na zawa� serca jak m�ody
w�.
Zwraca� na siebie uwag�, gdy w
nik�ym jeszcze s�o�cu wczesnego
ranka maszerowa� przez Most
Blackfriars. Ubrany by� bardzo
kosztownie, w niebiesk� jedwabn�
koszul� i buty na zam�wienie.
Wed�ug kryteri�w City by�
dandysem. Poniewa� w rodzinnej
wiosce Laskiego m�czy�ni nosili
bawe�niane drelichy i sukienne
czapki, wytworne ubranie by�o
dla niego jak brz�czyk
przypominaj�cy o tym, co
pozostawi� za sob�.
Ubi�r stanowi� nieod��czn�
cz�� jego wizerunku, kt�ry mia�
w sobie co� z ryzykanta. Jego
transakcje zazwyczaj ��czy�y si�
z ryzykiem lub oportunizmem,
b�d� jednym i drugim; dba� o to,
by sprawia�y wi�ksze wra�enie
ni� w istocie na to zas�ugiwa�y.
Reputacja magika by�a dla niego
wi�cej warta ani�eli bank
handlowy.
Temu w�a�nie wizerunkowi da�
si� uwie�� Peters. Laski
rozmy�la� o nim, krocz�c �wawo
obok katedry �w. Paw�a w
kierunku miejsca ich spotkania.
Ma�y, ograniczony cz�owieczek,
kt�rego specjalno�ci� by�
przep�yw got�wki: nie po�yczki,
ale namacalne fundusze,
pieni�dze zrobione z papieru.
By� pracownikiem Banku Anglii,
podstawowego �r�d�a prawnych
�rodk�w p�atniczych. Do jego
zada� nale�a�o organizowanie
transportu nowych i
przeznaczonych do zniszczenia
banknot�w oraz monet. Sam nie
inicjowa� dzia�a�, to odbywa�o
si� na wy�szym szczeblu, zapewne
w rz�dzie, ale wiedzia�
wcze�niej ni� ludzie w Barclays
Bank, ile b�dzie im trzeba
nowych, pi�ciofuntowych
banknot�w.
Laski pozna� Petersa na
koktajlu z okazji otwarcia
budynku, w kt�rym mie�ci�y si�
biura domu handlowego z towarami
o zani�onych cenach. Laski
ucz�szcza� na takie imprezy
w�a�nie po to, aby poznawa�
ludzi pokroju Petersa,
kt�rzy kiedy� mogli si� okaza�
u�yteczni. Zatelefonowa� do
niego, prosz�c o polecenie mu
numizmatyka, kt�ry m�g�by s�u�y�
rad� przy rzekomym zakupie
starych monet. Peters
o�wiadczy�, �e sam jest drobnym
zbieraczem i m�g�by je obejrze�.
- Wspaniale - powiedzia� Laski i
natychmiast postara� si� o
monety. Peters poradzi�, �eby je
kupi�. Niespodziewanie zostali
przyjaci�mi.
Nabytek sta� si� zacz�tkiem
kolekcji, kt�rej obecna warto��
dwukrotnie przekracza�a sum�,
jak� Laski zap�aci�. By� to
w�a�ciwie przypadek, ale
rozpiera�a go duma.
Okaza�o si�, �e Peters jest
rannym ptaszkiem. Zawsze lubi�
wcze�nie wstawa�, a poza tym
pieni�dze ekspediowano rano i
wi�kszo�� jego roboty musia�a
by� wykonana przed dziewi�t�.
Laski dowiedzia� si�, �e Peters
codziennie o p� do si�dmej
pije kaw� w tej samej kawiarni,
i zacz�� mu towarzyszy�,
najpierw od czasu do czasu,
potem ju� regularnie. Laski
udawa�, �e tak�e jest rannym
ptaszkiem, i basowa� Petersowi,
chwal�c spokojne ulice i rze�kie
ranne powietrze. W
rzeczywisto�ci lubi� wstawa�
p�no, lecz got�w by� na wiele
po�wi�ce�, je�li istnia�a cho�by
niewielka szansa doprowadzenia
do skutku jego dalekosi�nego
planu.
Do kawiarni dotar� zadyszany.
Po tak d�ugim marszu nawet
sprawny m�czyzna w jego wieku
mia� prawo si� zasapa�. Lokal
pachnia� kaw� i �wie�ym
pieczywem. Na �cianach wisia�y
plastikowe pomidory i akwarelki
z widokami rodzinnego miasta
w�a�ciciela we W�oszech. Za
kontuarem d�ugow�osy m�odzian i
kobieta w fartuchu szykowali
g�r� kanapek dla setek ludzi,
kt�rzy w porze lunchu posilali
si� na �apu capu przy biurkach.
S�ycha� by�o nastawione gdzie�
radio, lecz niezbyt g�o�no.
Peters ju� siedzia� przy stoliku
ko�o okna.
Laski zam�wi� kaw� oraz
sandwicza z pasztetow� i usiad�
naprzeciw Petersa, kt�ry zajada�
p�czki; nale�a� do ludzi,
kt�rzy zdawali si� nigdy nie
przybiera� na wadze.
- Zapowiada si� �adny dzie� -
odezwa� si� Laski. G�os mia�
g��boki i d�wi�czny, niczym
aktor, z lekkim
wschodnioeuropejskim akcentem.
- Pi�kny - przytakn�� Peters.
- A o wp� do pi�tej b�d� ju� w
moim ogr�dku.
Laski upi� �yk kawy i spojrza�
na niego: mia� kr�tko
przystrzy�one w�osy, ma�y w�sik
i wymizerowan� twarz. Nie zacz��
jeszcze pracowa�, a ju� marzy� o
powrocie do domu. Tragiczne -
pomy�la� Laski. Na moment
ogarn�o go wsp�czucie dla
Petersa i wszystkich tych ma�ych
ludzi, dla kt�rych praca by�a
�rodkiem, a nie celem.
- Lubi� moj� prac� - rzek�
Peters, jakby czyta� my�li
Laskiego.
- Ale bardziej lubi pan sw�j
ogr�dek - odpar� Laski,
skrywaj�c zaskoczenie.
- W tak� pogod�... tak. Czy ma
pan ogr�dek... Feliksie?
- Moja gospodyni piel�gnuje
skrzynki w oknach. Nie mam
�adnego hobby - oznajmi� Laski.
Zastanowi�o go wahanie, z jakim
Peters wypowiedzia� jego imi�.
(Troch� si� mnie l�ka - doszed�
do wniosku. - To dobrze.)
- Brak czasu, przypuszczam.
Pracuje pan pewnie bardzo
ci�ko.
- Tak o mnie m�wi�. Po prostu
wol� sp�dza� czas mi�dzy sz�st�
po po�udniu a p�noc�,
zarabiaj�c pi��dziesi�t tysi�cy
dolar�w, ni� ogl�da� w
telewizorze aktor�w, kt�rzy
udaj�, �e si� zabijaj�.
- Okazuje si�, �e obdarzony
najwi�ksz� wyobra�ni� umys� w
City nie ma zupe�nie wyobra�ni.
- Nie bardzo pojmuj�.
- Nie czyta pan tak�e powie�ci
i nie chodzi do kina, prawda?
- Nie.
- Widzi pan? To pa�ski s�aby
punkt, ma pan ma�� wyobra�ni�.
Przypadek wielu najbardziej
przedsi�biorczych biznesmen�w.
Ograniczenie, kt�re zdaje si�
i�� w parze ze spot�gowan�
bystro�ci�, jak u �lepca
maj�cego nadwra�liwy s�uch.
- By� mo�e - rzek� Laski
marszcz�c brwi. Analizwanie jego
osoby stawia�o go w mniej
korzystnym po�o�eniu.
Peters zdawa� si� wyczuwa�
jego zak�opotanie.
- Fascynuj� mnie kariery
wielkich przedsi�biorc�w -
oznajmi�.
- Mnie tak�e - odrzek� Laski.
- Jestem te� zwolennikiem
podw�dzania cudzych pomys��w.
- Jaki by� pa�ski pierwszy
wyczyn, Feliksie?
Laski odpr�y� si�. W tej
dziedzinie czu� si� swobodniej.
- Chyba z Woolwich Chemicals -
powiedzia�. - To by�a niedu�a
wytw�rnia �rodk�w
farmaceutycznych. Po wojnie
otworzyli niewielk� sie� sk�ad�w
aptecznych przy High Street, aby
mie� zapewniony zbyt. K�opot
polega� na tym, �e znali si�
�wietnie na chemii, ale nie na
handlu detalicznym i sklepy
poch�ania�y wi�kszo�� dochodu
zak�ad�w.
W tym czasie pracowa�em jako
makler gie�dowy i spekuluj�c
zarobi�em troch� pieni�dzy.
Poszed�em do swego szefa i
zaproponowa�em mu po�ow� udzia�u
w zyskach, je�li sfinansuje
transakcj�. Kupili�my firm� i
natychmiast sprzedali�my
wytw�rni� konsorcjum Imperial
Chemical Industry prawie za tyle
samo, ile kosztowa�y nas akcje.
Nast�pnie zamkn�li�my sklepy i
sprzedali�my je - wszystkie by�y
w �wietnych punktach.
- Nigdy nie zrozumiem tego
rodzaju operacji - rzek� Peters.
- Skoro fabryka i sklepy by�y
warte tak du�o, dlaczego akcje
by�y tanie?
- Poniewa� przedsi�biorstwo
przynosi�o straty. Od lat nie
p�acili dywidend. Zarz�d nie
mia� do�� ikry, by zamieni� swe
�etony na got�wk�, �e si� tak
wyra��. My mieli�my. W
interesach trzeba mie� odwag� -
oznajmi� i zacz�� je�� kanapk�.
- To fascynuj�ce - zauwa�y�
Peters. - Musz� ju� i�� - doda�
spogl�daj�c na zegarek.
- Wielki dzie�? - rzuci� lekko
Laski.
- Jeden z tych dni, a to
zawsze oznacza mn�stwo k�opot�w.
- Czy rozwi�za� pan tamten
problem?
- Jaki?
- Problem trasy - Laski
zni�y� nieco g�os. - Pa�ska
s�u�ba bezpiecze�stwa chcia�a,
�eby pan za ka�dym razem posy�a�
konw�j inn� drog�.
- Nie - odpar� Peters z
za�enowaniem, bo pope�ni�
niedyskrecj� zwierzaj�c si�
Laskiemu z tego dylematu. - Jest
w istocie tylko jedna sensowna
droga dojazdowa. Jednak�e... -
podni�s� si� z krzes�a.
Laski u�miechn�� si�.
- A wi�c dzisiejsza wielka
przesy�ka jedzie star�,
bezpo�redni� tras� - zauwa�y�
oboj�tnie.
Peters przy�o�y� palec do ust.
- Wzgl�dy bezpiecze�stwa -
powiedzia�.
- Jasne.
- Do widzenia - rzek� Peters
si�gaj�c po p�aszcz
przeciwdeszczowy.
- Do zobaczenia jutro -
u�miechn�� si� szeroko Laski.
3
Artur Cole wysiad� z poci�gu i
wspi�� si� na wyj�ciowe schody;
w p�ucach niezdrowo mu �wista�o.
Z g��bi kolei podziemnej wion�a
fala ciep�ego powietrza, spowi�a
go i odp�yn�a. Kiedy wyszed� na
ulic�, zatrz�s� si� z zimna.
Zaskoczy�o go s�o�ce - gdy
wsiada� do poci�gu, ledwie
�wita�o. Powietrze by�o ch�odne
i przyjemne. P�niej b�dzie tak
zatrute, �e mo�e zwali� z n�g
policjanta na posterunku. Cole
pami�ta�, kiedy to si� sta�o po
raz pierwszy: "Evening Post"
zdoby� wy��czno�� na t�
histori�.
Szed� wolno, dop�ki oddech mu
si� nie uspokoi�. Dwadzie�cia
pi�� lat pracy w dziennikarstwie
zrujnowa�o mi zdrowie -
pomy�la�. W istocie ka�de inne
zaj�cie spowodowa�oby to samo,
poniewa� wykazywa� sk�onno�� do
picia i zamartwiania si�, a
nadto mia� s�abe p�uca; jednak�e
zwalanie winy na zaw�d
przynosi�o mu ulg�.
W ka�dym razie rzuci� palenie.
Nie pali� ju� - zerkn�� na
zegarek - od stu dwudziestu
o�miu minut, nie licz�c nocy, co
stanowi�o osiem godzin. Mia� ju�
za sob� kilka ryzykownych pokus;
kiedy zadzwoni� budzik o p� do
pi�tej (wypala� zazwyczaj
jednego w W$c); po wyje�dzie z
domu, w chwili gdy wrzuci�
najszybszy bieg i w��czy� radio,
�eby wys�ucha� wiadomo�ci o
pi�tej rano; na pierwszym
szybkim odcinku A_12, kiedy
przyspieszy� i jego du�y ford
osi�gn�� normaln� szybko�� na
zimnej, naziemnej stacji metra
w East London, w oczekiwaniu na
pierwszy dzienny poci�g.
Poranne wiadomo�ci B$b$c nie
nape�ni�y go otuch�. Skupi� na
nich ca�� uwag�, poniewa� drog�
zna� tak dobrze, �e pokonywa�
ronda i zakr�ty automatycznie,
na pami��. �r�d�em
najwa�niejszej informacji by�
Westminster: parlament uchwali�
naj�wie�sz� ustaw� o
dzia�alno�ci przemys�owej, ale
nieznaczn� wi�kszo�ci� g�os�w.
Cole wiedzia� ju� o tym z
wczorajszej wieczornej
telewizji. Oznacza�o to, �e
rzecz znajdzie si� z pewno�ci� w
porannych gazetach, co z kolei
znaczy�o, �e "Post" nie b�dzie
m�g� zrobi� z tego u�ytku, chyba
�e w ci�gu dnia wy�oni si� co�
nowego.
By� jeszcze temat wska�nika
cen detalicznych. Dane
pochodzi�y z oficjalnego �r�d�a
rz�dowego i by�y odblokowane o
p�nocy, a wi�c podchwyc� je
tak�e poranniaki.
Nic dziwnego, �e strajk
robotnik�w zak�ad�w
samochodowych wci�� trwa - nie
m�g� si� przecie� sko�czy� z
dnia na dzie�.
Zawody krykietowe w Australii
rozwi�zywa�y problem redakcji
sportowej, ale wynik nie by� na
tyle sensacyjny, by m�g� trafi�
na pierwsz� stron�.
Cole zaczyna� si� trapi�.
Wszed� do budnyku "Evening
Post" i skorzysta� z windy.
Dzia� wiadomo�ci bie��cych
zajmowa� ca�e pierwsze pi�tro.
By�a to ogromna sala w kszta�cie
litery "I". Cole przekroczy� jej
pr�g od strony dolnej kreski. Na
lewo sta�y maszyny do pisania i
telefony maszynistek, kt�re
stuka�y teksty dyktowane im
telefonicznie; na prawo
znajdowa�y si� szafy kartoteczne
i p�ki komentator�w - polityki,
przest�pczo�ci, spraw
gospodarczych, wojskowych i tak
dalej. Cole szed� dalej �rodkiem
d�ugiej sali mi�dzy rz�dami
biurek nale��cych do zwyczajnych
reporter�w od wszystkiego i
podszed� do d�ugiego biurka
wiadomo�ci bie��cych, kt�re
dzieli�o sal� na p�. Z ty�u by�
st� adiustator�w w kszta�cie
litery "U", a dalej za nim w
poprzecznej kreseczce "I", dzia�
sportowy - na po�y niezawis�e
kr�lestwo ze swym w�asnym
redaktorem, reporterami i
adiustatorami. Od czasu do
czasu Cole oprowadza� tam
ciekawskich i zwyk� im mawia�: -
To powinno dzia�a� jak linia
produkcyjna, a na og� wygl�da
jak herbatka u cioci. - By�a w
tym przesada, ale zawsze budzi�a
�miech.
Pok�j by� jasno o�wietlony i
pusty. Jako zast�pca redaktora
dzia�u, Co�e mia� wydzielon� dla
siebie przegrod�. Otworzy�
szuflad�, wyj�� z niej monet�,
podszed� do automatu i nacisn��
guziki od herbaty z mlekiem i
cukrem. Zagada� dalekopis,
przerywaj�c cisz�.
Kiedy Cole wraca� do biurka z
papierowym kubkiem w d�oni,
drzwi w g��bi rozwar�y si� z
�omotem i pojawi� si� w nich
niski, siwy m�czyzna w p�katej
futrzanej wiatr�wce z kapturem i
spinaczami rowerowymi przy
mankietach spodni. Cole pomacha�
r�k� i zawo�a�:
- Dzie� dobry, George!
- Halo, Artur. Nie za ch�odno
dla ciebie?
George zdj�� kurtk�, by�
drobnej budowy i chudy. Cho� ju�
nie najm�odszy, pe�ni� funkcj�
szefa zespo�u go�c�w. Mieszka� w
Potters Bar i do pracy
przyje�d�a� rowerem, co Artur
uwa�a� za zdumiewaj�cy wyczyn.
Artur odstawi� kubek, zrzuci�
p�aszcz przeciwdeszczowy,
w��czy� radio i usiad�. Radio
zacz�o mrucze�. �ykn�� troch�
herbaty i popatrzy� przed
siebie. Sala by�a niechlujna -
krzes�a sta�y byle gdzie, na
biurkach wala�y si� gazety i
arkusze przebitek, a odnawianie
od�o�ono z powodu zesz�orocznej
nagonki oszcz�dno�ciowej - by�
to jednak widok tak znajomy, �e
nikt ju� tego nie dostrzega�.
My�l Cole'a kr��y�a w�r�d
pierwszego wydania, kt�re za
trzy godziny powinno by� ju� na
ulicach.
Dzisiejsza gazeta mia�a si�
sk�ada� z szesnastu kolumn.
Czterna�cie z nich ju� istnia�o
w postaci p�kolistych
metalowych p�yt tkwi�cych w
maszynach na parterze. Zawiera�y
og�oszenia, d�u�sze artyku�y,
program telewizyjny i
informacje, kt�re starano si�
poda� w taki spos�b, by w oczach
czytelnika mog�y uchodzi� za
aktualne. Pozostawa�a ostatnia
kolumna dla redaktora sportowego
i frontowa dla Artura Cole'a.
Parlament, strajk, inflacja,
to by�o ju� wczoraj. Niewiele
mo�na jeszcze z tego wycisn��.
Ka�dy z tych temat�w da�by si�
ustroi� we wst�pik w rodzaju:
"Ministrowie badali dzi�
przyczyny przesilenia, z kt�rego
rz�d cudem wyszed� ca�o". Co�
takiego dawa�o si� przy�o�y� do
ka�dej sytuacji. Wczorajsza
katastrofa stawa�a si� nazajutrz
nowin� typu "Dzisiejszy ranek
ujawni� pe�n� groz�"...
Wczorajsze morderstwo
profitowa�o tekstem "Detektywi
przetrz�sali dzi� Londyn w
poszukiwaniu cz�owieka,
kt�ry"... Problem Artura
owocowa� tuzinami takich
oklepanych chwyt�w. Pomy�la�, �e
w cywilizowanym spo�ecze�stwie,
je�li brak by�o nowin, gazety
nie powinny si� ukazywa�. Nie
by�a to nowa my�l, tote�
odtr�ci� j� zniecierpliwiony.
Wszyscy byli zgodni co do
tego, �e na sze�� pierwszych
wyda� trzy sk�ada�y si� z
bredni. By�a to jednak kiepska
pociecha, poniewa� w�a�nie
dlatego Artur Cole otrzyma�
posad� kierownika tego wydania.
Od pi�ciu lat by� zast�pc�
redaktora dzia�u. Dwukrotnie w
tym czasie opr�nia�o si� krzes�o
jego szefa i za ka�dym razem
awans dostawa� cz�owiek m�odszy
od Cole'a. Kto� zdecydowa�, �e
funkcja numer dwa to kres jego
mo�liwo�ci. Artur by� odmiennego
zdania.
Jedynym sposobem, w jaki
m�g� udowodni� sw�j talent,
by�oby zrobienie �wietnego
wydania. Niestety, zale�a�o to w
du�ej mierze od szcz�cia.
Strategia Cole'a polega�a na
tym, aby jego robota by�a
ustawicznie lepsza ani�eli
pierwsze wydanie gazety
konkurencyjnej. S�dzi�, �e mu
si� to udaje; nie mia� poj�cia,
czy dostrzega to ktokolwiek na
g�rze, ale i nie zaprz�ta� sobie
tym g�owy.
George podszed� od ty�u i
cisn�� mu na biurko stert�
gazet.
- Goniec Stefan zawiadomi�,
�e znowu jest chory - burkn��.
- Co tym razem, kac czy
katar? - u�miechn�� si� Artur.
- Pami�tasz, co nam m�wili?
Je�li mo�esz usta� na nogach,
mo�esz pracowa�. Ale to inne
pokolenie. Mam racj�?
- Masz racj� - przytakn��
Artur.
Obaj byli kiedy� go�cami w
"Evening Post". Po wojnie Artura
przyj�to do Stowarzyszenia
Dziennikarzy. George, kt�rego
nie powo�ano do wojska, pozosta�
go�cem.
- Zale�a�o nam. Chcieli�my
pracowa� - powiedzia� George.
Artur si�gn�� po gazet�
le��c� na wierzchu sterty. Nie
pierwszy raz George skar�y� si�
na sw�j personel i nie pierwszy
raz Artur okazywa� mu
wsp�czucie. Ale Artur wiedzia�,
co jest nie w porz�dku z
dzisiejszymi go�cami.
Trzydzie�ci lat temu bystry
ch�opak m�g� zosta� reporterem;
dzisiaj ta droga by�a dla niego
zamkni�ta. Nowy system powodowa�
dwa skutki: zdolna m�odzie�
uczy�a si� dalej, zamiast
zasila� szeregi go�c�w, a ci,
kt�rzy zostawali go�cami, nie
mieli perspektyw, wi�c robili
wszystko, �eby si� nie
przem�cza�. Jednak�e Artur nie
m�g� tego powiedzie� George'owi,
poniewa� wykaza�by, �e jemu
powiod�o si� znacznie lepiej ni�
staremu koledze. Przysta� wi�c
na to, �e dzisiejsza m�odzie� to
zgni�ki.
George mia� ochot� nadal
psioczy�, ale Artur przerwa� mu
pytaj�c:
- Co� nowego w nocnych
depeszach?
- Przynis� je. Tylko �e musz�
sam roznie�� wszystkie gazety...
- Lepiej przejrz� wpierw
depesze - rzek� Artur odwracaj�c
si�.
Nie cierpia� podkre�lania
wy�szo�ci swej pozycji. Nigdy
nie nauczy� si� okazywa� tego w
spos�b naturalny, by� mo�e
dlatego, �e nie sprawia�o mu to
przyjemno�ci. Spojrza� na
"Morning Star": dali na czo��wk�
ustaw� przemys�ow�.
Ma�o prawdopodobne, aby
dalekopis wystuka� jakie�
krajowe doniesienia, by�o na to
za wcze�nie. Ale wiadomo�ci
zagraniczne nap�ywa�y
sporadycznie w ci�gu nocy i
najcz�ciej znajdowa�o si� w
nich co�, co mog�o z braku laku
pos�u�y� jako sensacja. Prawie
zawsze gdzie� na �wiecie
zdarzy�y si� po�ary, morderstwa,
zamieszki albo zamach stanu.
"Post" by� jednak gazet�
londy�sk� i starali si� nie
robi� czo��wki z wiadomo�ci
zagranicznych, chyba �e by�y
naprawd� sensacyjne. Ale zawsze
lepsze to, ni� "Ministrowie
badali dzisiaj przyczyny"...
George rzuci� mu na biurko
d�ug� p�acht� dalekopisu. Nie
rozci�� jej na poszczeg�lne
pozycje, demonstruj�c w ten
spos�b swoje niezadowolenie.
Zapewne liczy� na to, �e Artur
zaprotestuje, bo wtedy mia�by
sposobno�� wytkn��, ile to na
niego spada roboty, gdy dy�urny
goniec choruje. Artur znalaz� na
biurku no�yczki i zabra� si� do
czytania.
Przebrn�� przez polityczny
komentarz z Waszyngtonu,
sprawozdanie z rozgrywek
krykietowych i przegl�d wydarze�
na Bliskim Wschodzie. By� w
po�owie opowie�ci o ma�o wa�ynm
rozwodzie w Hollywood, kiedy
zadzwoni� telefon.
Podni�s� s�uchawk� i
powiedzia�:
- Dzia� wiadomo�ci bie��cych,
s�ucham.
- Mam co� dla waszej kroniki
towarzyskiej - odezwa� si�
m�czyzna, be�kocz�c cockneyem.
Cole z miejsca nastawi� si�
sceptycznie. Nie by� to g�os
cz�owieka, kt�ry mia�by dost�p
do romansowych perypetii
arystokracji.
- S�ucham - powiedzia�. -
Mo�e zechce pan poda� swoje
nazwisko?
- Mniejsza o to. Wie pan, kto
to jest Tim Fitzpeterson?
- Oczywi�cie.
- NO wi�c, ten facet robi z
siebie g�upka z jak�� rud�
cizi�. Jest chyba ze dwadzie�cia
lat m�odsza od niego. Chce pan
jego numer telefonu?
- Prosz� bardzo.
Cole zapisa� numer. To go
zainteresowa�o. Gdyby ma��e�stwo
ministra si� rozlatywa�o, by�by
to dobry temat, co� wi�cej ni�
notatka w kronice towarzyskiej.
- Kim jest ta dziewczyna? -
spyta�.
- M�wi, �e jest aktork�. Tak
naprawd� to dziwka. Niech pan
zaraz do niego zadzwoni i spyta
o Dizi Disney.
Po��czenie si� urwa�o.
Cole zmarszczy� brwi. By�o to
nieco dziwne: przewa�nie
donosiciele ��dali pieni�dzy,
szczeg�lnie za tego rodzaju
informacje. Wzruszy� ramionami.
Rzecz jest warta sprawdzenia.
Przeka�� to p�niej kt�remu� z
reporter�w.
Po chwili zmieni� zdanie.
Niezliczone tematy przepada�y na
zawsze z powodu kilkuminutowej
zw�oki. Fitzpeterson mo�e wyj��
do Izby Gmin lub do swego biura
przy Whitehall. A informator
powiedzia�: "Niech pan zaraz
zadzwoni".
Cole spojrza� w notatnik i
wykr�ci� numer.
Si�dma rano
4
- Czy robi�e� to kiedykolwiek
przed lustrem? - spyta�a; gdy
Tim przyzna�, �e nigdy,
nam�wi�a go, by spr�bowali.
Stali w�a�nie naprzeciw
d�ugiego lustra w �azience, gdy
zadzwoni� telefon. Tim drgn��, a
dziewczyna rzek�a:
- Uuch! Uwa�aj.
Mia� zamiar nie odbiera�, ale
ta zewn�trzna ingerencja zgasi�a
w nim po��danie. Zostawi�
dziewczyn� i poszed� do
sypialni. Telefon sta� na
krzese�ku nakryty stosem jej
fata�aszk�w. Odszuka� go i
podni�s� s�uchawk�.
- Tak?
- Pan Fitzpeterson?
By� to g�os m�czyzny w
�rednim wieku o londy�skim
akcencie. Brzmia� z lekka
astmatycznie.
- Tak. Kto m�wi?
- "Evening Post", prosz�
pana. Przepraszam, �e dzwoni�
tak wcze�nie. Chcia�bym zapyta�,
czy to prawda, �e si� pan
rozwodzi?
Tim opad� ci�ko na krzes�o.
Przez chwil� nie m�g� wydusi� z
siebie s�owa.
- Jest pan tam?
- Kto, u diab�a, to panu
powiedzia�?
- Informator, kt�ry wymieni�
kobiet� nazwiskiem Dizi Disney.
Zna j� pan?
- Nigdy o niej nie s�ysza�em -
odpar� odzyskuj�c r�wnowag�. -
Nie bud�cie mnie z powodu
bzdurnych plotek.
Od�o�y� s�uchawk�. W sypialni
pojawi�a si� dziewczyna.
- Mocno poblad�e� -
powiedzia�a. - Kto dzwoni�?
- Jak si� nazywasz? - warkn��.
- Dizi Disney.
- Chryste Panie!
D�onie mu si� trz�s�y.
Zacisn�� pi�ci i wsta�.
- Kto� podsun�� prasie, �e si�
rozwodz�.
- Wci�� im donosz� takie
historie o znanych ludziach.
- Wymienili twoje nazwisko -
uderzy� pi�ci� w otwart� d�o�
drugiej r�ki. - Jak mogli to tak
szybko wyniucha�? Co mam robi�?
Dziewczyna odwr�ci�a si� i
na�o�y�a majtki.
Popatrzy� przez okno. Szary
rolls sta� nadal, ale by� teraz
pusty. Ciekawe, gdzie si�
podzia� kierowca. Zirytowa�a go
ta zab��kana my�l. Stara� si�
ch�odno oceni� sytuacj�. Kto�
zobaczy� go, jak wychodzi� z
dziewczyn� z lokalu, i
zatelefonowa� do reportera.
Informator podkolorowa� to dla
udramatyzowania efektu. Ale Tim
by� pewien, �e nikt nie widzia�
ich wchodz�cych razem do
mieszkania.
- S�uchaj - powiedzia�. -
Wczoraj wieczorem o�wiadczy�a�,
�e nie czujesz si� dobrze.
Wyszed�em z tob� z klubu i
wezwa�em taks�wk�. Odwioz�a ci�
do domu, ja wysiad�em po drodze.
W porz�dku?
- Niech ci b�dzie.
Jej postawa rozw�cieczy�a go.
- Na mi�o�� bosk�, jeste� w to
wmieszana!
- My�l�, �e moja rola jest ju�
sko�czona.
- Co to ma znaczy�?
Rozleg�o si� pukanie do drzwi.
- O Jezu, nie! - j�kn�� Tim.
- To ja ju� p�jd� - rzek�a
dziewczyna zaci�gaj�c suwak u
sukienki.
- Nie b�d� tak� cholern�
idiotk� - chwyci� j� za rami�. -
Nikt ci� nie mo�e tu zobaczy�,
rozumiesz? Zosta� w sypialni.
Otworz� drzwi. Je�li b�d� musia�
ich wpu�ci�, sied� cicho, a� si�
wynios�.
Id�c do drzwi, nak�ada� po
drodze szlafrok. Malutki
przedpok�j prowadzi� do
frontowych drzwi z wizjerem. Tim
odsun�� klapk� i przy�o�y� oko
do szybki.
M�czyzna wyda� mu si� jakby
znajomy. Mia� twarz boksera,
szerokie ramiona, atletyczn�
postur�, m�g� mie� wag� ci�k�.
By� w szarym p�aszczu z
welwetowym ko�nierzem. Tim
oszacowa�, �e dobiega
trzydziestki. Nie wygl�da� na
repoetera.
Odsun�� zasuw� i otworzy�
drzwi.
- W jakiej sprawie? - spyta�.
M�czyzna bez s�owa odepchn��
Tima, wszed� do �rodka, zamkn��
za sob� drzwi i wkroczy� do
pokoju.
Tim zaczerpn�� powietrza,
pr�buj�c zapanowa� nad
ogarniaj�c� go panik�.
- Wezw� policj� - powiedzia�
id�c za m�czyzn�.
- Jeste� tam Dizi? - zawo�a�
m�czyzna siadaj�c.
Dziewczyna podesz�a do drzwi
od sypialni.
- Zr�b nam kawy, ma�a - rzek�
intruz.
- Znasz go? - zapyta� Tim z
niedowierzaniem.
Dziewczyna pomin�a milczeniem
pytanie i posz�a do kuchni.
- Czy mnie zna? - za�mia� si�
m�czyzna. - Ona dla mnie
pracuje.
Tim usiad�.
- O co w tym wszystkim chodzi?
- spyta� s�abym g�osem.
- Wszystko w swoim czasie. Nie
powiem, �eby pan mia� tu mi�e
mieszkanko - zauwa�y� m�czyzna
rozgl�daj�c si� - bo tak nie
jest. Spodziewa�em si� czego� z
odrobin� szpanu, wie pan, co mam
na my�li? M�wi�c nawiasem, je�li
mnie pan nie rozpozna�, jestem
Tony Cox - wyci�gn�� d�o�, co
Tim zignorowa�.
- Jak pan uwa�a - powiedzia�
Cox.
Tim nat�a� pami�� - twarz i
nazwisko by�y znajome. Pomy�la�,
�e Cox jest zamo�nym
biznesmenem, ale nie m�g� sobie
przypomnie�, w jakiej
dziedzinie. Widzia� chyba jego
fotografi� w gazecie, mia� co�
wsp�lnego ze zbi�rk� pieni�dzy
na kluby sportowe dla ch�opc�w z
East Endu.
- By�o z ni� panu przyjemnie?
- odezwa� si� Cox, robi�c ruch
g�ow� w stron� kuchni.
- Na mi�o�� bosk�! -
wykrzykn�� Tim.
Wysz�a dziewczyna nios�c tac� z
dwoma kubkami kawy.
- By�o mu przyjemnie? -
zagadn�� Cox.
- A jak my�lisz? - odpar�a
kwa�no.
Cox wydoby� portfel i odliczy�
kilka banknot�w.
- Masz - powiedzia�. -
Odwali�a� dobr� robot�. Teraz
mo�esz spierdala�.
Wzi�a pieni�dze i schowa�a je
do torebki.
- Wiesz, Tony, najbardziej mi
si� chyba w tobie podobaj� twoje
nienaganne maniery - powiedzia�a
i wysz�a, nie patrz�c na Tima.
Pope�ni�em najwi�kszy b��d
mego �ycia - pomy�la� Tim.
Rozleg�o si� trza�ni�cie
drzwi, Dizi opu�ci�a
mieszkanie.
- Poczciwa z niej dziewczyna
- mrugn�� okiem Cox.
- Najnikczemniejszy gatunek
rodzaju ludzkiego - splun�� Tim.
- No, niech pan tak nie m�wi.
To po prostu dobra aktorka.
Mog�aby wyst�powa� w filmach,
gdybym jej przedtem nie odnalaz�.
- Przypuszczam, �e jest pan
alfonsem.
Oczy Coxa b�ysn�y gniewem,
ale opanowa� si�.
- Po�a�uje pan tego �arciku -
o�wiadczy� �agodnie. - Je�li
chodzi o mnie i o Dizi, to musi
pan wiedzie�, �e ona robi
wszystko, co jej ka��. I je�li
powiem: powiedz mi�emu panu z
"News of the World", jak
minister Fitzpeterson ci�
uwi�d�, zrobi to. Kapuje pan?
- Domy�lam si�, �e to pan
skontaktowa� si� z "Evening
Post"?
- Nie martw si� tak! Nie mog�
nic zrobi� bez potwierdzenia
fakt�w. A tylko trzy osoby mog�
je potwierdzi�: pan, Dizi i ja.
Pan nic nie pi�nie, Dizi jest
pozbawiona woli, a ja umiem
dochowa� sekretu.
Tim zapali� papierosa.
Zaczyna� nabiera� zn�w pewno�ci
siebie. Cox to zwyk�y miejski
opryszek pomimo welwetowego
ko�nierza i szarego rollsa.
Poczu�, �e da sobie z nim rad�.
- Je�li to ma by� szanta� -
powiedzia� - czeka pana zaw�d.
Nie mam �adnych pieni�dzy.
- Ca�kiem tu ciep�o, co? - Cox
wsta� i zdj�� p�aszcz. - Dobrze
- podj��. - Je�li nie ma pan
forsy, b�dziemy musieli
pomy�le� o czym� innym, co
mog� od pana dosta�.
Tim �ci�gn�� brwi. By� zn�w
zbity z tropu.
- Przez ostatnie kilka
miesi�cy - ci�gn�� Cox - kilka
sp�ek z�o�y�o oferty na
uprawnienia do wierce� na nowym
polu ropono�nym o nazwie Shield,
mam racj�?
Tim by� zaskoczony. Przecie�
ten �obuz nie m�g� mie� powi�za�
z �adn� z tych przyzwoitych
sp�ek.
- Tak - potwierdzi� - ale jest
za p�no, bym m�g� cokolwiek
zdzia�a�. Decyzja ju� zapad�a.
B�dzie og�oszona dzi� po
po�udniu.
- Bez pochopnych wniosk�w.
Wiem, �e jest za p�no na zmian�
decyzji. Ale powie mi pan, kto
dosta� licencj�?
Tim wlepi� w niego wzrok. Czy
to wszystko, czego ��da? Zbyt
pi�kne, aby by�o prawdziwe.
- Jak� korzy�� mo�e pan mie� z
tego rodzaju informacji? -
zapyta�.
- W�a�ciwie �adn�. Chc� j�
przehandlowa� na inn�
informacj�. Mam umow� z jednym
go�ciem, rozumie pan? On nie
wie, w jaki spos�b dostan� ten
cynk, nie wie te�, co zrobi� z
towarem, jaki od niego dostan�.
Teraz pan rozumie? No, dobra,
kto otrzyma licencj�?
Takie to �atwe - pomy�la� Tim.
Dwa s�owa i koszmar zniknie.
Owszem, naruszenie zaufania mo�e
mu zrujnowa� karier�, lecz je�li
na to nie p�jdzie, b�dzie i tak
sko�czony.
- Je�li si� pan waha, niech
pan wyobrazi sobie nag��wki:
"Minister i aktorka. Nie chce,
abym by�a uczciw� kobiet� -
szlocha showgirl!".
- Zamknij si� pan - powiedzia�
Tim. - Ta firma to Hamilton
Holdings.
- M�j przyjaciel si� ucieszy -
u�miechn�� si� Cox. - Gdzie jest
telefon?
- Tam - rzek� Tim znu�onym
g�osem, wskazuj�c kciukiem.
Cox ruszy� do sypialni, a Tim
przymkn�� oczy. Jaki naiwny by�
s�dz�c, �e m�oda dziewczyna, w
rodzaju Dizi, mo�e straci� g�ow�
dla kogo� takiego, jak on. By�
frajerem, pionkiem w czyjej�
wyrachowanej grze - znacznie
powa�niejszej ni� drobny
szanta�.
Dobieg� go g�os Coxa.
- Laski? To ja. Hamilton
Holdings. Zrozumia�e�? Komunikat
dzi� po po�udniu. A teraz co ty
masz dla mnie? - Chwila przerwy.
- Dzisiaj? Fantastycznie.
Ch�opie, jestem w si�dmym
niebie. A prasa? - Zn�w pauza. -
Co to znaczy, �e chyba jak
zwykle? Powiniene�... dobra,
dobra. Cze��!
Tim s�ysza� o Laskim, �e to
podstarza�y cwaniak z City, ale
by� tak udr�czony, �e nawet nie
sta� go by�o na zdumienie. Teraz
m�g� uwierzy� we wszystko o
wszystkich.
Cox wr�ci�, a Tim si�
podni�s�.
- C�, pod ka�dym wzgl�de