10748
Szczegóły |
Tytuł |
10748 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10748 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10748 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10748 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ewa Bia�o��cka
Pier�cie� dla bestii
Karczma nazywa�a si� "Pod weso�ym zaj�cem", ale wszyscy m�wili "Pod piszcz�cym zaj�cem",
bo blaszana wywieszka nad d�wierzami dyndoli�a si� od byle powiewu i skrzypia�a tak
niemi�osiernie, �e mia�o si� do wyboru: oszale� albo przywykn��. Mo�e dlatego pi�o si� tu wi�cej
ni� gdzie indziej - aby si� znieczuli�. Akurat ja pi�em umiarkowanie, nauczony smutnym
do�wiadczeniem z panem Gzygzo�em Raweln. W zgodzie ze �wie�o nabytym rozs�dkiem, nie
chcia�em te� pokazywa�, �e mam za du�o pieni�dzy. Nie brak poczciwc�w, kt�rzy z dobrego
serca ul�yliby mym kieszeniom, bym si� nie pod�wiga�.
Drug� moj� zgryzot�, zaraz po piszcz�cym szyldzie by� kot. Owo rzadkie zwierz�tko
zafundowa� sobie onegdaj w�a�ciciel "Zaj�ca". Pono� jaki� cudzoziemiec zap�aci� cz�� rachunku
czarnobia�ym kociakiem. Skubaniec a to �azi� po sto�ach i macza� w�sy w kuflach, a to zn�w czai�
si� na belce pod powa�� i paca� �ap� po g�owach przechodz�cych pod spodem. Nic by mi to nie
wadzi�o, ale kot z niepoj�tych powod�w mnie sobie upodoba�. Zasypia� mi na bucie i nie mog�em
si� ruszy�, bo drapa� i wydobywa� z siebie pe�ne urazy "mooooouuuuu..." a karczmarz
podejrzewa�, �e krzywdz� jego ulubie�ca.
Trzeci� zgryzot� by�a Oura.
Ukradkiem przegl�da�em si� w wypolerowanym kuflu cynowym, czy czasem nie zaczynam
siwie� z tego wszystkiego, ale wygl�da�o na to, �e w�osy mam tak samo bure, jak zawsze. Zaraz
pierwszego dnia jaki� podpity �artowni� klepn�� Our� w ty�ek. Obejrza�a si�, jakby troch�
zdumiona... i zanim zd��y�em cokolwiek zrobi�, odda�a. Czy ja wspomina�em, �e rusa�ki s�
piekielnie silne? Lun�a go przez �eb, a� tamten pooo-le-cia�. Ca�e szcz�cie, �e wyora� g�b�
niezgorsz� bruzd� w piachu, co to nim jest pod�oga wysypana. To tak rozbawi�o jego
kompanion�w, �e zapomnieli o srogiej zem�cie. I bardzo dobrze, bo nie u�miecha�a mi si�
rozr�ba pod dachem. Nie do��, �e ciasno do robienia �elastwem, to ju� bym si� "Pod zaj�cem"
pokaza� nie m�g�. Chyba, �e mia�bym konieczne �yczenie dostawa� szczyny w piwie. Ubawieni
najemnicy postawili Ourze kufel najmocniejszego elberskiego. Wypi�a i nawet okiem nie
mrugn�a. Anim si� obejrza�, a zacz�y si� pojedynki na gorza�k�. Rusa�eczka moja bra�a
wszystkich jak tylko chcia�a, a wygrane srebro przynosi�a mnie. Niez�a korzy�� z tego by�a, ale
ci�gle niepokoi�em si�, czy si� cierpliwo�� bywalcom "Zaj�ca" nie sko�czy, i czy nie zechc� nas
sp�awi� rzeczk� w �elaznych ko�nierzach.
A czwartym zmartwieniem by� sam tajemniczy pan Gzygzo� z Raweln. Nie mia�em zielonego,
bladego, ani w og�le �adnego poj�cia, jak on wygl�da. Tam, gdzie powinny tkwi� sobie
wydarzenia z poprzedniego miesi�ca, zia�a mi wielka dziura. Tylko spisany dokument, kt�ry pali�
mi kiesze�, �wiadczy� o pope�nionej g�upocie. Pierwszy raz chyba si� zdarzy�o, aby d�u�nik z
ut�sknieniem oczekiwa� wierzyciela, ale mo�e ju� tak mam zapisane, �e nic u mnie nie ma i��
powszedni� drog�. Tak wi�c siedzia�em w karczmie i czeka�em, licz�c na to, �e ja�nie pan
Gryzmo� sam mnie znajdzie i rozpozna. Okaza�o si�, �e mia�em racj�.
Jako� tak na trzeci dzie� po up�ywie terminu zak�adu, w gospodzie pojawi� si� niepospolity
go��. Akurat siedzia�em g�b� do drzwi, wi�c zobaczy�em go od razu jak tylko wszed� i a� w
oczach mi si� za�mi�o.
To by�o wstrz�saj�ce prze�ycie. Do tej pory takie umaszczenie widywa�am wy��cznie na wielkich,
�mierdz�cych �ukach. Przybysz mia� w�ciekle zielony brzuch... to znaczy kaftan, a na ramionach
okrycie w barwie oran�owej (r�wnie jaskrawej) z czarnymi ozdobami. Od patrzenia na ten zestaw
kolor�w oczy ucieka�y w ty� czaszki. Jego spos�b poruszania natomiast sygnalizowa� co� takiego,
co u nas zosta�oby odczytane bezb��dnie jako "jestem najwi�kszym i najwa�niejszym samcem,
spr�buj tylko zrobi� co� nie tak." Rzuci�am okiem na Erila... oj, nie... Eril nie by� dominuj�cym
samcem. Powiedzia�abym, �e raczej stara si� jak najmniej rzuca� w oczy - w tym swoim
wyszarza�ym kubraku i w�osami w kolorze zaj�czego futra. Ma�o m�wi�, ma�o si� rusza� i
zajmowa� ma�o miejsca. Gdyby by� smokiem, to pewnie u nas jad�by jako jeden z ostatnich. Mimo
to wzrok dominanta wy�uska� go z t�umu b�yskawicznie.
- Aaaa...! Witam pana ze Stabord! Ca�y? �ywy? A gdzie moja smocza sk�ra? Cha cha cha!
Nie podoba� mi si� ju� w pierwszej chwili, ale kiedy si� odezwa�, to ju� go po prostu
znienawidzi�am. Wyobra�cie sobie, �e by� to nie kto inny jak ten oble�ny robal, kt�ry zam�wi� u
Erila smocz� g�ow�! A dok�adniej: MOJ�!!
- Pan Raweln... - mrukn�� Eril bez entuzjazmu, lecz jakby z pewn� ulg�.
Pomara�czowy rozsiad� si� obok nas. Machn�� na mnie r�k�.
- Przynie� wina, a �ywo! I to najlepszego!
Oczywi�cie nie ruszy�am si� ani �d�b�a. Co te� on sobie wyobra�a�?
- G�ucha jeste�, dziewko?!
- Ona tu nie us�uguje - odezwa� si� Eril. - To moja przyjaci�ka i nie b�dzie przynosi� niczego
nikomu.
Raweln prychn�� z przek�sem.
- Przyjaci�ka! Ju� my znamy takie damy!
Oddaj mi ten parszywy papier, panie Raweln. Za�atwmy to szybko, bo nie chc� pana ogl�da�
zbyt d�ugo - w g�osie Erila pojawi�o si� co� takiego, �e musia�am zweryfikowa� swoj� ocen�.
Chyba jednak nie jad�by ostatni, by�by raczej gdzie� w �rodku hierarchii.
- A masz pieni�dze?
Wtedy Eril si�gn�� za kubrak, do takiej ma�ej kieszonki, kt�r� sobie wszy� od �rodka i
wyci�gn�� jedn� z tych b�yskotek, jakie znale�li�my u kolekcjonera. Poda� j� tamtemu cz�owiekowi
z zwini�tej d�oni, ale i tak dostrzeg�am, �e by�o to z�ote k�ko z l�ni�c� kulk�. Eril nazywa� j�
per��. Kiedy w domu wy�awia�am sobie z morza ma��e, to w niekt�rych muszlach znajdowa�am
w�a�nie takie paskudztwa. Nic przyjemnego, kiedy w mi�kkim �limaku raptem natrafia si� na co�
twardego, co utyka mi�dzy z�bami. I pomy�le�, �e ludzie uwa�ali tego rodzaju �mieci za cenne.
Zwariowana rasa.
- To powinno wystarczy� - powiedzia� Eril cicho.
- A je�li uznam, �e nie? - odpar� tamten, ale ju� wiedzia�am, �e starczy a� nadto, bo jego my�li
goni�y jedna drug�, jak oszala�e norniki.
- Lepiej, �eby starczy�o - warkn�� Eril.
- Jak� mam gwarancj�, �e kto� si� nie upomni o ten drobiazg? Razem z moim palcem?
- Jak� masz gwarancj�, �e nie strac� zaraz cierpliwo�ci i nie zrobi� ci drugich ust pod brod�?
Raweln wskaza� niedbale kciukiem w stron� drzwi, gdzie sta�o sobie dw�ch drab�w w
sk�rzanych kaftanach, nabijanych g�sto �wiekami. Patrzyli czujnie na �pomara�czowego�,
gotowi podej��, gdyby ich tylko wezwa�.
Tak to sobie panowie milutko gwarzyli. Okaza�o si�, �e w�a�ciciel osza�amiaj�cego p�aszcza i
dw�ch przybocznych "ps�w", nie ma przy sobie potrzebnego dokumentu. Eril za��da� wi�c
spisania nowego, gdzie by�oby wyra�nie zaznaczone, �e ju� nic nikomu nie jest winien. M�wi�am,
�e on potrafi by� inteligentny, jak tylko mu si� chce my�le�. Jednak mimo wszystko by�o do��
irytuj�ce - to sztuczne podtrzymywanie pami�ci z pomoc� znaczk�w mazanych na papierze.
Ludzka pami�� jest �a�o�nie nietrwa�a. Nie by�am ciekawa tych manewr�w, wi�c kiedy pokiwa� na
mnie znajomek, z przyjemno�ci� w��czy�am si� do zabawy w si�owanie na r�k�. Dostawa�am za to
metalowe kr��ki, kt�re p�niej mo�na by�o wymieni� na mi�so. Jeszcze jeden interesuj�cy ludzki
obyczaj.
Papier, jaki da� mi w�a�ciciel "Zaj�ca", pami�ta� chyba jeszcze czasy jego dziadka, a pi�ro by�o w
niewiele lepszym stanie - podejrzewam, �e zwyczajnie wyrwa� je g�si z ty�ka i zaostrzy� napr�dce.
Do inkaustu musia�em naplu�, bo od d�ugiego stania zg�stnia� jak smo�a.
Jednak�e dawa�o si� tego u�ywa� i Raweln (z wyra�nym obrzydzeniem) napisa�, �e mimo
niedostarczenia przeze mnie smoczego �ba, czuje si� sp�acony �pier�cieniem z�otym, w
ornamenty r�ni�tym, z per�� bia�� wielko�ci ziarna grochu�. Niestety, podpisa� si� zn�w jakim�
niepoj�tym zygzakiem, wi�c nadal nie wiedzia�em, jak ma na imi�. Odcisn�� nawet sygnet
herbowy w wosku. Dopiero wtedy odetchn��em. Mia�em w tym wszystkim wi�cej szcz�cia ni�
rozumu. Gdyby nie Oura, to ju� pewno bym ogl�da� smoka od �rodka albo poznawa� uroki �ycia
banity.
- A tak szczerze... Sk�d pan TO ma? - spyta� Gryzmo� zni�onym g�osem, kiedy ju� obaj
pochowali�my swoje skarby - on pier�cie�, a ja dokument.
U�miechn��em si� tylko, patrz�c ponad jego ramieniem na Our�, kt�ra wyka�cza�a kolejnego
zawodnika w walce na kciuki.
- Stamt�d, gdzie pan by nie odwa�y� si� nigdy p�j�� - powiedzia�em.
Przesta� si� dopytywa�, ale wida� by�o, �e da�em mu do my�lenia.
Nie mieli�my ju� nic do roboty "Pod piszcz�cym zaj�cem", wi�c wyjechali�my z Our� zaraz
nast�pnego ranka. Kasztan parska� ra�no - zadowolony, �e zn�w w�drujemy. Wysta� si� i
wynudzi� w ko�skiej zagrodzie. Wpierw chcia�em zawie�� Our� w okolice, gdzie spotkali�my si�
po raz pierwszy, ale nie chcia�a. Wola�a nadal w��czy� si� ze mn�, a mnie si� serce rwa�o do
domu, wi�c na to wysz�o, �e mia�em przedstawi� rodzinie rusa�k� o do�� dziwacznych
obyczajach. W�tpi�em, aby przypad�a do gustu mej matce, ale nic to...
Kasztan st�pa� sobie po go�ci�cu z wodzami puszczonymi lu�no, jak mu si� spodoba�o to od
czasu do czasu przechodzi� w k�usik. S�oneczko �wieci�o, ptaszki �piewa�y, nie mia�em �adnych
k�opot�w i �wiat by� pi�kny. I raptem, po�rodku ca�ego tego szcz�cia, rozleg�o si� gwa�towne
drapanie wewn�trz juku i przyt�umione "muueeee�����". W�osy mi stan�y d�ba! Czym pr�dzej
otwar�em torb�, a ze �rodka wyprysn�� na drog� �aciaty, troch� zmechrany kociak. Pr�dzej bym
uwierzy� w istnienie kwietnych wr�ek, ni� w to, �e kot sam si� wpakowa� do mojego t�umoka i
jeszcze zapi�� sprz�czk�.
- Ouuuuuuraaaaa!!!!! Ukrad�a� kota!!!!???
- Nie - odpar�a bezwstydnie. - Przecie� nie mo�na ukra�� czego� �ywego. Sam wlaz� do torby i
tam zasn��. Chcia� z nami by�.
Z�apa�em si� za w�osy z desperacji. Kociak siad� na skraju go�ci�ca i zacz�� si� tyln� �ap�
drapa� pod brod�. Niech to zaraza! Zrobili�my tego dnia szmat drogi, a zanosi�o si� na to, �e
b�dziemy musieli wraca� po w�asnych �ladach, by zwr�ci� owo kosmate cudo prawowitemu
w�a�cicielowi. Jako� nie bardzo mi si� to u�miecha�o. Ju� sama kradzie� kota by�a g�upia, ale
oddawanie go - chyba jeszcze durniejsze. Ju� lepiej, aby ober�ysta my�la�, �e ten zwierzak sam
gdzie� si� zawieruszy�, bez mojego w tym udzia�u. W ko�cu, ile� mo�e kosztowa� taki k��bek
k�ak�w, nawet sprowadzony zza granicy? Z pewno�ci� nie a� tak wiele.
Pojechali�my dalej, ale kot kica� skrajem drogi za nami, co wyra�nie si� Ourze podoba�o, bo
co rusz si� ogl�da�a i chichota�a. Wygl�da�o na to, �e ten cholerny kot w��czy� si� w m�j stan
posiadania zupe�nie niezale�nie od mych ch�ci. Na najbli�szym popasie wlaz� mi zn�w do torby,
moszcz�c si� na zapasowej koszuli. Zacisn��em z�by i postanowi�em go ca�kowicie zlekcewa�y�.
Nie b�d� drania karmi�, dotyka� ani nawet patrza� na niego - mo�e si� zniech�ci i pow�druje
gdzie�.
Eril udaje, �e nie lubi tego kota. Kot udaje, �e lubi nas, a naprawd� lubi erilow� torb� oraz resztki
w�dzonej ryby, jakimi go karmi�. Wchodz� dla rozrywki w ten cia�niutki umys� i ogl�dam �wiat
kocimi �lepkami. To nie jest jeszcze ca�kiem doros�y kot, wi�c lubi si� bawi�, a jest do tego
szalenie ciekawski. Niewiele my�li mie�ci si� w tym ma�ym �ebku: pobiega�, podrapa�, g�odny...
nieg�odny... co� szura, z�apa�!!! W�a�ciwie przypadkiem zauwa�y�am, �e mog� tak wp�ywa� na
tego kociaka, �eby robi� to, co ja chc�. Podsuwa�am mu drobne, nienatr�tne sugestie, a on chyba
uwa�a�, �e sam wpada na rozmaite pomys�y.
- Ten zwierzak jest zupe�nie ob��kany! - o�wiadczy� Eril ze zgroz�, widz�c, jak kot usi�uje �azi�
na tylnych �apach.
Wiedzia�em, �e spok�j nie potrwa d�ugo. Po prostu czu�em to przez sk�r�. Istotnie, kiedy
drugiego dnia podr�y zag��bili�my si� w le�ny dukt, nie min�o wiele czasu, kiedy drog�
zagrodzi�o nam trzech opryszk�w na koniach, z dobyt� broni�. Rzuci�em okiem do ty�u - dw�ch
nast�pnych w�a�nie odcina�o nam odwr�t, wy�aniaj�c si� z zaro�li. Natychmiast rozpozna�em w
nich najemnik�w z Raweln. Zapewne sam Gryzmo� by� tak�e w pobli�u. Spodoba� mu si�
pier�cionek i chcia� sprawdzi�, czy mam co� wi�cej.
- Oura... zejd� na ziemi� i uciekaj - powiedzia�em niezbyt g�o�no.
Na szcz�cie pos�ucha�a od razu, bez zwyk�ego gadania �a po co? a dlaczego?�, ale nie
ucieka�a, tylko stan�a przy Kasztanie.
- Czego chc�?
- Reszty kolekcji - mrukn��em, w po�piechu wk�adaj�c byle jak he�m i dobywaj�c miecza.
- To im daj i id�my dalej!
Nie by�o to takie g�upie, zw�aszcza, �e ja by�em jeden, a ich pi�ciu. Oury nie liczy�em. To, �e
potrafi�a z�ama� komu� r�k�, liczy�o si� mo�e w karczemnej bitce, ale nie tu - przeciw pi�ciu
drabom z ostrym �elastwem. Nie by�o jednak ju� czasu na �adne przetargi. Ruszyli z dw�ch stron
na raz.
Ju� po chwili zorientowa�em si�, �e nie chc� nas zabi�, tylko wzi�� �ywcem. To by�o jeszcze
bardziej niepokoj�ce. �mier� mieszka na sztychu miecza - rzecz zwyczajna, ale jak kto zaczyna
mota�, aby ofiara prze�y�a, to mo�na si� spodziewa� czego� gorszego ni� �mier�.
- Poddaj si�! - us�ysza�em. Poza wrogim kr�giem ujrza�em tego pomara�czowego parszywca.
- W dup� mnie poca�uj!
Oura zanurkowa�a pod ko�skim brzuchem. Nikt jej nie zatrzymywa�, wida� by�em wa�niejszy,
niech to zaraza. Spi��em Kasztana i spr�bowa�em staranowa� najbli�szego je�d�ca. Kasztan by�
du�ym koniskiem, liczy�em, �e samym ci�arem zmusi tamtego do cofni�cia si�. Przeciwnik
ca�kowicie mnie zlekcewa�y�, by� leniwy albo zwyczajnie g�upi. Odci��em mu d�o�, a potem
d�gn��em prosto w rozdziawion� g�b�. To rozw�cieczy�o reszt� tak bardzo, �e ju� mowy nie by�o
o braniu do niewoli. Pewnie by mnie rozsiekali w trymiga, gdyby nie przeszkadzali sobie
nawzajem. Zd��y�em jeszcze jednego rani�.... a potem zrobi�o si� ciemno.
Rozleg� si� �wist i co� w rodzaju g�uchego "domg". Zobaczy�am, jak Eril bezw�adnie wali si� z
siod�a wprost pod ko�skie kopyta. Paznokcie uros�y mi same, prawie bez udzia�u �wiadomej woli.
Nie my�l�c zupe�nie o tym, co robi�, rzuci�am si� najbli�szemu cz�owiekowi do gard�a. Mia�am za
ma�e z�by! Rozpacz! K�apn�am nimi w pr�ni. Za to pazurami zdar�am mu sk�r� z niemal ca�ego
pyska. Wrzasn��, poderwa� r�ce do zalanych krwi� oczu, a ja ju� obr�ci�am si�, warcz�c z
w�ciek�o�ci i szukaj�c nast�pnej zdobyczy. Wtedy to zabito mnie po raz pierwszy.
To nie jest przyjemne wspomnienie i niech�tnie je przywo�uj�. Spiczaste �elazo przebi�o mnie
na wylot - przez �ebra, serce - i wysz�o a� na grzbiecie. Mieli�cie kiedy dziur� w sercu? Nie? No
to nie �ycz� tego nikomu. Pompa przestaje dzia�a�, krew nie dop�ywa tam gdzie trzeba. Cia�o robi
si� mi�kkie jak meduza, mi�nie odmawiaj� wsp�pracy, bo organizm stwierdza, �e natychmiast
trzeba przej�� na bardzo oszcz�dno�ciow� gospodark� tlenem i od�ywia� przede wszystkim m�zg.
T�tnice usi�uj� podj�� prac� serca, przepychaj� krew na si��, co jest naprawd� g�upawym
uczuciem. Te ma�e drobinki, kt�re ka�dy ma w sobie, lataj� jak zwariowane i �ataj� uszkodzenia.
No i przede wszystkim... przede wszystkim, to naprawd� przera�liwie BOLI.
Pad�am jak sta�am, w jakie� zielska. Tyle, �e jeszcze g�ow� uda�o mi si� przekr�ci�, wi�c
widzia�am, co robi� z Erilem. Wygl�da� jak nie�ywy - jeszcze bardziej nie�ywy ni� ja.
Raweln podszed� sobie wolniutko, niedbale zrzuci� na ziemi� niesion� na ramieniu kusz�.
Wiedzia�am, �e to si� nazywa kusza, bo Eril mia� tak� sam�. Pochyli� si� nad moim ch�opakiem
ciekawie.
- �yje?
- �yje, wielmo�ny panie, ino go zamroczy�o. Ale oko to wielmo�ny pan ma jako sok� - podliza�
si� jeden z podw�adnych.
W ten spos�b dowiedzia�am si�, �e Erila nie zabito ca�kowicie, co by�o spor� ulg�.
Kasztan ry� ziemi� kopytami i pieni� si�; a� dw�ch ludzi trzeba by�o, �eby go przytrzyma�.
Uwiesili si� na wodzach. Raweln otworzy� torb� przy ko�skim siodle i wtedy prosto w twarz
wyskoczy� mu nasz kot, z w�ciek�ym syczeniem! Tamten ma�o nie przewr�ci� si� na plecy z
zaskoczenia! Gdyby mnie tak nie bola�o, to rykn�abym �miechem.
Z�oczy�ca w oran�owych kolorkach wybebeszy� juki, przeszuka� nieprzytomnemu Erilowi
kieszenie. Znalaz� wszystko, co zabrali�my stukni�temu staruszkowi z Miedzianki, ale, o dziwo, to
go nie zadowoli�o. Spod przymkni�tych powiek obserwowa�am, jak przewieszaj� Erila przez
siod�o i gdzie� go zabieraj�. By�am ci�ko ranna, nie mog�am zrobi� nic, pr�cz jednej rzeczy -
przyklei�am cienk� ni� swej ja�ni do paskudnego umys�u tego jaskrawego potwora, �ledz�c ca�y
czas jego ruchy. Tymczasem moje cia�o naprawia�o si� z mozo�em. Mog�am tylko czeka�.
Moja g�owa by�a b�bnem, a kto� bezlito�nie wali� w ni� miarowo pa�k�. Jaki� czas trwa�o, zanim
doszed�em do tego, �e nie ma b�bna, ani tym bardziej b�bnisty. M�j biedny �eb wyczynia� takie
sztuki po prostu dlatego, �e by�em ranny. Kiedy otwar�em oczy, wszystko by�o rozmazane w
r�nobarwne plamy. Najwi�ksza z nich mia�a kolor w�ciekle marchwiany. Plama poruszy�a si� i
rzek�a:
- Witamy w�r�d �ywych, Stabort.
Aha, Stabort to ja... My�la�em z takim trudem, jakbym g�azy przetacza�. A kto m�wi�...? Jako�
to powitanie nie zabrzmia�o przyja�nie. Rozdy�gana jaskrawa plama przemieni�a si� nareszcie w
siedz�cego na pie�ku Gryzmo�a Raweln. Obraca� w r�kach m�j he�m. Jeszcze mi chwilami �wiat
p�ywa� przed oczami, ale dojrza�em, �e metal jest wgnieciony z jednej strony. Kto� mi musia�
naprawd� pot�nie przywali�.
- St�pionych be�t�w u�ywa si� do g�uszenia ptak�w i zaj�cy. I uwa�am, �e by�a to bro�
znakomicie pasuj�ca do ciebie. Bo jeste� szarakiem, Stabort. Szaraczkiem, kt�remu jakim�
niepoj�tym cudem co� si� powiod�o.
Rzuci� m�j he�m w traw�. Na palcach mia� oba pier�cienie - ten z per�� i ten ze szmaragdem.
Spr�bowa�em si� poruszy� - by�em zwi�zany. No c�, czeg� innego mo�na si� by�o
spodziewa�... Nagle przypomnia�em sobie Our�. Rozejrza�em si�, ale nigdzie nie by�o jej wida�.
Mo�e jednak zdo�a�a uciec. Na le�nej polanie by� roz�o�ony niewielki ob�z: namiot, konie, tl�ce
si� ognisko, zbrojni zajmuj�cy si� jakimi� swoimi sprawami... oraz co�, od czego oprzytomnia�em
do reszty.
Nie by�o absolutnie �adnych w�tpliwo�ci, �e mam przed sob� nast�pnego cz�onka rodu
Raweln. Nie do��, �e by� podobny z twarzy do Gryzmo�a, to gust w ubieraniu mia� bodaj�e
jeszcze gorszy. Mia� na sobie d�ug� fioletow� tunik�, lamowan� ta�mami koloru dyni. Jaskrawo
zielone nogawice na dole i ��ty beret na g�rze. Ca�o�� nowa, bardzo wytworna oraz
przyprawiaj�ca niemal o �lepot�. Podszed�, zmierzy� mnie taksuj�cym spojrzeniem i zacmoka�
przez z�by z niesmakiem.
- Ordynarny. Tak... zdecydowanie ordynarny.
No wiecie...?! Mo�e i nie by�em najwi�kszym cudem tego �wiata, ale z pewno�ci� nie
zas�ugiwa�em na co� takiego.
- Ojfinesie, czy naprawd� musia�e� go masakrowa�?
Ojfines??? Nic dziwnego, �e podpisuje si� nieczytelnym zygzakiem! Nie wytrzyma�em i
parskn��em �miechem. To by� b��d. Ja�nie pan Ojfines wsta� z pie�ka i (zupe�nie nie zmieniaj�c
miny) kopn�� mnie z ca�ej si�y w bok. Straci�em oddech na d�ug� chwil�, co� trzasn�o - chyba
p�kaj�ce �ebro - a mo�e tylko mi si� zdawa�o.
- Nie zmasakrowa�em go, braciszku, jeszcze nie. Zmasakrowany b�dzie, jak z nim sko�cz�.
Fioletowy zamacha� r�kami, krzywi�c si� niemi�osiernie.
- Nie chc� tego ogl�da�! To rani moje poczucie estetyki! Zawsze wszystko ubabrzesz krwi�!
No tak, mog�em si� za�o�y�, �e ten pierwszy cacu� w dzieci�stwie otwiera� brzuchy
szczeni�tom, �eby zobaczy� co maj� w �rodku. A je�li drugi tego nie robi�, to pewnie dlatego, �e
wola� je dusi� - jedwabn� wst��eczk�.
Braciszek "marchwiany" pochyli� si� na de mn�.
- Mo�e by� dwojako: z b�lem, albo bez b�lu. To ju� zale�y od tego, czy masz w g�owie co�
wi�cej, ni� wi�ry. A wi�c... sk�d masz klejnoty?
Oczywi�cie, �e nie mia�em trocin zamiast rozumu.
- Smok zdech�, ale zostawi� po sobie skarbiec - odpowiedzia�em szybko. Niech sobie wezm� te
�wiecide�ka i id� do piek�a, gdzie ich miejsce.
Rawelnowi zw�zi�y si� wredne oczka.
- Istotnie, to prawdopodobne. Ten zbi�r jest wyj�tkowo... eklektyczny, wi�c mo�e i m�wisz
prawd�. Interesuj�ce..
Co znaczy "ekleptyczny"??? Mo�e za�niedzia�y?
- No dobrze, Stabort. Widz�, �e jeste� rozs�dny. A gdzie jest reszta?
Wytrzeszczy�em na niego oczy ze zdziwienia.
- Reszta? Nie ma reszty. Znalaz�em tylko tyle.
- Masz mnie za durnia? Wszyscy wiedz�, �e smoki �yj� tysi�ce lat i gromadz� ogromne
skarbce. Je�li faktycznie trafi�e� na co� takiego, to zabra�e� ze sob� zaledwie drobn� cz�stk�, a
reszta le�y gdzie�, dobrze ukryta, a� po ni� wr�cisz.
- Szukajcie na Miedziance - burkn��em zgry�liwie. - �ycz� szcz�cia. Na pewno si�
wzbogacicie.
Chcia�bym zobaczy� ich miny, kiedy natkn� si� na s�awetny p�ug, niecnie zagrabiony
wie�niakom spod Miedzianki - ta ochota trwa�a jednak ledwo chwilk�. Tamten parszywiec
wyci�gn�� n�. Bawi� si� nim, a min� mia� tak�, jakby kombinowa� co� paskudnego. Chyba to
samo przysz�o do g�owy jego fioletowemu bratu, bo odezwa� si�:
- Przypominam, �e on ma by� naszym przewodnikiem i do tego powinien by� ma�o
sfatygowany. Przynajmniej na razie.
Pi�kne dzi�ki.
- Bez uszu, albo bez paznokci da si� przewodniczy� - warkn�� Ojfines. - A ich brak
znakomicie od�wie�a pami��.
- Masz tak ma�o finezji, �e zmie�ci�aby si� w skorupce jajka, Ojfinesie. Jak kochasz krew, to
sobie kup rze�ni�. Pan Stabort b�dzie znacznie ch�tniejszy do rozm�w, kiedy sobie wypocznie na
s�oneczku. Godzin�, albo dwie...
Z dziur� w sercu da si� prze�y�, to ju� m�wi�am. Co nie znaczy jednak, �e s� to wra�enia radosne.
Kiedy te ma�e cosie sko�czy�y naprawy, by�am tak s�aba, �e mog�am tylko czo�ga� si� na brzuchu.
Musia�am odnowi� zapasy energii. Musia�am si� naje��, ale jak tu upolowa� cokolwiek, b�d�c w
tak beznadziejnym stanie? U�wiadomi�am sobie, �e czuj� zapach krwi. Mia�am szcz�cie.
Zlizywa�am krzepn�ce krople z chwast�w - smakowa�y kurzem i by�y niewiarygodnie smaczne.
Nos m�wi� mi, �e gdzie� w pobli�u jest mi�so. Kot b��dzi� po lesie - ju� go nie prowadzi�am, zaj�ta
wa�niejszymi sprawami. G��d by� tak silny, �e prawie wariowa�am. Z wysi�kiem pe�z�am do �r�d�a
zapachu, kt�re okaza�o si� trupem, byle jak przysypanym cienk� warstw� ziemi.
Nie, zwykle nie jadamy ludzi. Ich mi�so jest md�e, ma�o warto�ciowe, a w dodatku nie
wiadomo, czy jedzenie traktowa� jak posi�ek, czy mo�e jak pogrzeb. Rozumiecie - oni jednak m y �
l �. Nie by�o to mo�e szczeg�lnie moralne, ale mia�am do wyboru - zdechn�� z g�odu, albo nagi��
zasady, ratuj�c zar�wno siebie jak i przyjaciela
Nie wiem, kt�ry z nich by� gorszy. Szli chyba �eb w �eb. Odpoczynek na s�oneczku znaczy� tyle,
�e na rozkaz fioletowego braciszka Raweln pacho�ki rozci�gn�y mnie mi�dzy dwoma ko�kami
wbitymi w ziemi� - na samym �rodku polany, w upale, od kt�rego m�zg si� gotowa� w czaszce.
Mia�em na ko�cu j�zyka, �e ta fatyga jest zbyteczna. Starczy�oby, �ebym jeszcze troch� musia�
popatrze� na to s�odkie rodze�stwo. Te kolory po prostu wypala�y oczy. Pewnie pod koniec dnia
b�aga�bym, �eby podci�li mi gard�o. A na razie sma�y�em si� powolutku. �ar zia� z nieba, jak z
kowalskiego paleniska. S�o�ce razi�o nawet przez zamkni�te powieki. To by�a ta "finezja", niech
to zaraza... wida� to m�dre s��wko znaczy�o w�a�nie gotowanie cz�owieka �ywcem. Wiedzia�em,
�e d�ugo tak nie poci�gn�. Torturowali mnie, nawet si� przy tym nie fatyguj�c. Siedzieli sobie w
cieniu pod drzewami, popijaj�c winko. �yczy�em im ud�awienia i nag�ej �mierci. Jedyne, co
mog�em zrobi�, to przekr�ci� g�ow� i zas�oni� jedno oko ramieniem. Za to piek�o mnie w ucho.
Co jaki� czas popatrywa�em na drzewa i gorzko �a�owa�em, �e nie jestem d�bem... albo chocia�
najpodlejsz� osik�. Sta�bym sobie w ch�odku i nie wiedzia� nic o skarbach, smokach, ani o
ludzkiej pod�o�ci.
I w�a�nie wtedy zobaczy�em kota. Wpierw my�la�em, �e mi rozgor�czkowana �epetyna
szwankuje, ale kociak nie znika�. Pe�z� wolniutko mi�dzy wyp�owia�ymi trawami i by� coraz
bli�ej. Upa� dawa� si� we znaki tak�e mym oprawcom. Wszyscy drzemali, nikt nie zauwa�y�
ma�ego zwierzaka. Kocisko tymczasem podlaz�o tu� do mnie. Rozgl�da� si�, w�szy�. Wlaz� mi na
pier� i �askota� w�sami po szyi!
- Sio! - wyszepta�em. - Wynocha! Poszed� won!
Ale kot nie mia� zamiaru si� odczepi�. Z�b, jaki znalaz�em w smoczym legowisku, omota�em
ju� dawno rzemieniem i nosi�em na szyi jak talizman. Gryzmo�owi jako� nie przysz�o do g�owy
sprawdza�, co mam za koszul�. Mo�e dlatego, �e tak bardzo zaj�� si� tym, co mia�em w
kieszeniach. Poczu�em, jak kociak ostro�nie skubie z�bami ten rzemie�. Przew�drowa� mi
bezczelnie po twarzy, ci�gn�c go za sob�. W ten spos�b �ci�gn�� mi smoczy wisiorek przez g�ow�
i powl�k� go a� do r�k przykr�powanych do ko�ka. Ten kot to by� cud przez Pana zes�any.
Smoczy z�b nie by� mo�e bardzo du�y, ale kraw�dzie mia� ostre, ��obkowane jak pi�a. Gdyby
mnie Gryzmo� z braciszkiem kazali zawiesi� na ga��zi, mia�bym ju� kompletnie zdr�twia�e r�ce, a
tak zachowa�em w nich jeszcze nieco czucia. Zdo�a�em schwyta� z�b palcami i zacz��em
mozolnie pi�owa� sznur.
"Kocham tego kota - my�la�em przy tym bez�adnie. - Uwielbiam. Wezm� go ze sob�. Kupi�
sobie drugiego kota. Dziesi�� kot�w... b�d� mia� mn�stwo kot�w. Kocham koty..."
Kociak przyczai� si� w k�pie trawy i patrzy� zielonymi �lepiami na to co robi�.
M�j organizm w szybkim tempie trawi� mi�so, kt�rym wy�adowa�am �o��dek. By�am oci�a�a, ale
w coraz lepszej kondycji. Pod��y�am kocim tropem, czuj�c, jak z ka�d� chwil� wst�puj� we mnie
nowe si�y. Gdzie� przede mn� l�ni�y emanacje ludzkich my�li - tam byli ci, kt�rych mia�am zabi�; i
Eril, wci�� na szcz�cie �ywy, ale unieruchomiony w samym �rodku wrogiego stada. Trzeba by�o
zadba� najpierw o to, by nie ucierpia� w wyniku nieszcz�liwego wypadku.
Kociak �atwo dawa� si� prowadzi�. Nawet �atwiej, ni� si� spodziewa�am.
Dotar�am na miejsce tu� po tym, jak Eril uwolni� r�ce. Mia�am nadziej�, �e poradzi sobie dalej
sam. Ja potrzebowa�am swoich starych z�b�w, mocnych szcz�k i pazur�w. Przyczai�am si� w
g�stym poszyciu i zabra�am do pracy. Zmuszone m� wol� wi�zania kom�rek p�ka�y. Cia�o,
uwolnione z tymczasowego kszta�tu, przybiera�o form� praoceanu, z kt�rego wyszli�my.
Wsi�ka�am w ziemi�, jad�am j� ca�� sob�, zagarnia�am i zmusza�am do tego, by stawa�a si� mn�.
Czy� nie jest tak, �e zwierz�, ro�lina, woda i kamie� s� krewnymi? Kszta�towa�am siebie sam�,
dopasowuj�c do siebie milion milion�w element�w, tak, by ka�dy znalaz� swe miejsce. Czerpa�am
cia�o z ziemi, wilgo� krwi z powietrza, a gdy wreszcie otworzy�am oczy... wszystko doko�a by�o
mniejsze.
Nie by�em taki g�upi, �eby od razu pr�bowa� zerwa� si� na r�wne nogi. Ukradkiem rozciera�em
nadgarstki, aby przywr�ci� w nich czucie. Napina�em mi�nie. W�a�ciwie nic mnie nie bola�o,
poza pot�uczon� g�ow� i �ebrami, gdzie trafi� mnie but Gzygzo�a. Nie sztuk� by�o lecie� na o�lep
w las, da� si� z�apa� natychmiast i zn�w dosta� po �bie. Kusi�o mnie, by pr�bowa� dosta� si� do
Kasztana. Rozgl�da�em si� i czeka�em na stosowny moment. Ten piekielny upa� obezw�adnia�
nawet w cieniu. Razem z Gryzmo�em i jego braciszkiem by�o tu co� z dziesi�ciu ludzi. Wi�cej ni�
po�owa zwyczajnie si� pospa�a, a pozosta�ym te� niewiele brakowa�o.
�eb mnie bola� i troszk� mi si� �wiat rozmazywa� chwilami. Ale kiedy zobaczy�em
wy�a��cego na polan� smoka - dopiero wtedy doszed�em do tego, �e musz� by� bardzo ci�ko
chory. Ciekawe, jakie to przedziwne rzeczy l�gn� si� w pot�uczonej g�owie. Przygl�da�em si�
smokowi, wygl�da� znajomo. Chyba ostatnio mia�em za du�o do czynienia ze smokami, st�d te
majaki.
Smoczysko rozpostar�o skrzyd�a, przygarbi�o si� i zawarcza�o g�ucho, obna�aj�c k�y.
Odpowiedzia� mu straszny odg�os - co� jakby powolne za�ynanie os�a. Mimo woli poderwa�em
si� z ziemi, obejrza�em. Stali tam dwaj pacho�kowie. �lepia omal nie wyskoczy�y im z g�owy,
g�by rozwarli jak wrota stodo�y. Jeden zgrzyta� w�a�nie jak za�ynany. Drugi z�apa� dech i rozdar�
si�:
- SMOOOOOOOOOK!!!!
Niespodzianie zrobi�o mi si� zimno. Smok... o�esz... kur... TO ONI TE� GO WIDZ�?!!
Potem wszystko posz�o bardzo szybko. Smok przeskoczy� mi nad g�ow�. Jakim� cudem uda�o
mi si� jednym ci�ciem uwolni� nogi. Bestia wpad�a mi�dzy ludzi, siej�c spustoszenie. Pobieg�em
do Kasztana, kt�ry wraz z innymi ko�mi szala� z przera�enia. Kto� na mnie wpad�. Zupe�nie nie
my�l�c o tym, co robi�, ci��em go po gardle tym ostrym kawa�kiem ko�ci, kt�ry ci�gle trzyma�em
w r�ku. Upu�ci� miecz, z�apa� si� za szyj�. Kopn��em go dla pewno�ci i obali�em na ziemi�. Z
jego broni� od razu poczu�em si� pewniej. Na polanie trwa�a straszliwa jatka. Na moich oczach
smok odgryz� g�ow� Gryzmo�owi, a� krew chlapn�a wielk� strug� na ten jego ohydny p�aszcz.
Fioletowy braciszek pr�bowa� ucieczki - na swe nieszcz�cie przebieg� za blisko mnie. Ci��em go
w kark i pad� jak kwiatek pod kos�. Smok porusza� si� tak szybko, �e nie spos�b by�o rozezna� si�
w jego ruchach. Chyba nikt nie zdo�a� uciec. W mgnieniu oka by�o po wszystkim.
Smok obr�ci� ku mnie zakrwawiony pysk. Mocniej zacisn��em palce na r�koje�ci miecza.
Cofa�em si� krok po kroczku, chocia� tak naprawd� nie mia�em �adnych szans. Smok patrzy�
wci�� na mnie, obliza� sobie nos, a potem powiedzia�:
- No, no... nie wyg�upiaj si�.
W�a�ciwie by�o to: "no no... ne fyghufjaj sie", bo z tak� paszcz� trudno m�wi� po ludzku.
Potem pomy�la�em sobie, �e ten smok jest naprawd� bardzo podobny do psa... a potem, �e tak
w�a�ciwie to wcale si� nie boj�... a potem raptem ziemia skoczy�a mi do twarzy i przywali�a w
z�by, a� mi w oczach pociemnia�o.
Mia�em najg�upszy sen w �yciu. �ni�o mi si�, �e jestem ciastem. Takim ciastem na chleb a matka
wyrabia mnie w dzie�y. Oczywi�cie ciasto ust nie ma, wi�c nie mog�em oprotestowa� takiego
traktowania. Uciek�em, wykipia�em na pod�og�, a gospodyni mnie cabas i dalej�e mi�tosi�...!
Oprzytomnia�em na tyle, �e ten durny sen ulecia�, ale mi�toszenie trwa�o. Podnios�em powiek� i
zobaczy�em nad sob� ogromniasty, wilgotny nos. A potem co� wielgachnego, ciep�ego i mokrego
przejecha�o mi po twarzy. Brrrrr.... Obrzydliwe!
Miejsce nosa zaj�o wielkie, czerwone oko. Zrozumia�em, �e gapi si� na mnie smok.
- Tylko nie r�b g�upstw - us�ysza�em. - Tyle czasu jeste�my ju� razem, �e nie powiniene�
ucieka� tylko dlatego, �e wygl�dam inaczej ni� zwykle.
G�owa mnie nadal bola�a, ale ju� mniej. Troch� mnie mdli�o. Zobaczy�em, �e na smoczej �apie
przycupn�� kot - by� �ywy, nie naruszony i nawet wygl�da� na zadowolonego. Przez d�ug� chwil�
przetrawia�em to wszystko, wreszcie spyta�em (a zabrzmia�o to do�� �a�o�liwie):
- Oura...???
- Tak, tak... wreszcie dotar�o do ciebie, �e nie jestem rusa�k� - rzek�a kwa�no.
Ano, nie by�a rusa�k�, ale czy nie mo�na si� pomyli�? Czy ja si� znam na rusa�kach? Czy ja si�
znam na smokach?! Smok by� od tego, �eby napada� na pasterzy i kra�� im owce, i od tego, �eby
zbiera� klejnoty. Nikt mi nigdy nie m�wi�, �e smok mo�e by� gadatliw� bab�, co liczy nogi
robalom, a do tego mo�e przepi� dru�yn� drwali. Takich m�dro�ci to mnie nie uczono!!
Jakby mi kto co� takiego opowiada�, to bym w �yciu nie uwierzy�... siedzie� sobie w�r�d lasu i
gaw�dzi� ze smokiem! To znaczy ze smoczyc�. Sam sobie nie wierzy�em, a� musia�em jej
dotkn��. Nos mia�a taki aksamitny jak ko�skie chrapy, a futro grube i mi�kkie jak wilczura zim�.
- I co teraz? - zapyta�em niepewnie.
Jako� dziwnie mi by�o. Taki szmat czasu razem. Ze smokiem! Z besti� krwio�ercz�! Jad�em z
ni� i spa�em, i gada�em ca�ymi godzinami. �miali�my si� czasem jak szale�cy z jakich� g�upot. I
to mia� by� ten straszny, okrutny smok?? Mo�e i by�a straszna, zw�aszcza jak by�a w�ciek�a, ale
nie by�a okrutna, na pewno nie.
- Teraz chyba wr�c� do domu - odrzek�a, rozgl�daj�c si� woko�o.
Te� si� rozejrza�em. Doko�a le�a�o pe�no trup�w, a nad nimi ju� zaczyna�y lata� muchy.
Rzeczywi�cie lepiej by�o tu nie zostawa�. Przede wszystkim odszuka�em zw�oki Gryzmo�a i
�ci�gn��em mu oba pier�cienie z paluch�w. Potem przeszuka�em tobo�y w poszukiwaniu swojej
w�asno�ci. Przy okazji znalaz�em kilkana�cie weksli d�u�niczych, kt�re �wiadczy�y, �e Raweln nie
tylko mnie podle naci�gn��. Z niek�aman� przyjemno�ci� spali�em wszy�ciutkie. By�o tam te�
kilka mieszk�w ze z�otem i przyw�aszczy�em je sobie bez najmniejszych wyrzut�w sumienia.
Nale�a�o mi si� za rozbit� �epetyn�, za powolne gotowanie we w�asnym pocie i za grabie�. Poza
tym musia�bym by� kompletnym durniem, gdybym je tu zostawi�. Ale jako� nie budzi�o ono we
mnie jakich� mocnych uczu�. Jeszcze niedawno bym szala� z rado�ci, �e mi si� taki maj�tek trafi�,
a tymczasem tylko zajrza�em do kalet i wrzuci�em je do swej torby. Pomy�la�em, �e dobrze, bo
dachy nam przeciekaj� na pot�g�, wi�c trzeba je naprawi� przed jesiennymi s�otami.
Pier�cienie by�y bli�niacze - zupe�nie takie same z�ote obr�czki ze wzorem - tylko jeden by� z
per��, a drugi z okr�g�ym szmaragdem osadzonym w pazurkach. Co� mi za�wita�o, jak na nie
patrzy�em. Oura nigdy nie chcia�a �adnego udzia�u w �upach, a przecie� bez niej niczego bym nie
zyska�. Zupe�nie jej nie zale�a�o na najmarniejszej nawet b�yskotce. To ona zaprowadzi�a mnie na
Miedziank� i nikt inny, tylko ona uratowa�a mi �ycie. Nawet dwa razy - w smoczym jarze i tutaj.
Co� jej si� za to nale�a�o, cokolwiek. Uci��em spory kawa�ek sznura ze znalezionego zapasu,
naniza�em na niego pier�cie� z per�� i poszed�em do Oury, kt�ra beztrosko bawi�a si� z kotem.
- My�l� sobie, �e powinna� to wzi�� - powiedzia�em, podnosz�c ten dziwaczny wisior w obu
r�kach.
- Nie potrzebuj� - odpowiedzia�a, ale nadstawi�a g�ow�, �ebym m�g� przeci�gn�� jej p�tl�
przez uszy i kark, a� do do�u szyi, gdzie pier�cie� uton�� w puchatym futrze.
- To na pami�tk� - wyja�ni�em. - Co prawda daje si� pier�cionki �onom, no ale nie mo�esz... to
znaczy mog�aby� gdyby� by�a dziewczyn�, ale smoki... ech!
Machn��em r�kami bezradnie. Zapl�ta�em si� w tym wszystkim g�upio i wola�em nie brn��
dalej. Przecie� jasne by�o, �e nie o�eni�bym si� ze smoczyc�, nawet je�li potrafi�a si� zmienia� w
dziewcz� tako� pon�tne jak i nieg�upie.
- Rozumiem. Ja i tak b�d� ci� pami�ta�. Zawsze. Nigdy ciebie nie zapomn�, Eril, bo my,
smoki, nigdy niczego nie zapominamy. Rzeczy s� niewa�ne, pami�� jest wa�na.
Ja te� b�d� j� pami�ta� do ko�ca �ycia. Takich rzeczy si� nie zapomina.
- W�a�ciwie dlaczego mi pomaga�a�? Chcia�em ci� zabi�.
Niedbale poliza�a �ap�.
- Nudzi�am si�. By�am samotna. Jeste� mi�y. Mo�e nie za m�dry, ale mi�y. Mia�e� k�opoty,
czemu nie mia�abym ci pom�c?
Czu�em wr�cz, �e w g�owie mi si� co� przekr�ca. Nigdy ju� nie b�d� w stanie my�le� o
smokach jak o bezrozumnych, �apczywych bestiach, nigdy! Mo�e mnie kto uzna za szalonego, ale
wi�cej znalaz�em w Ourze ca�kiem ludzkich zalet, ni� w takim chocia�by Bazgrole Raweln, kt�ry
by� zwyk�ym bydl�ciem, maj�cym poz�r cz�owieka.
Rozp�ta�em wszystkie konie i pogna�em je w las. Jako� sobie poradz�. Bra� je z sob� nie by�oby
nierozs�dne, cho� ka�dy by� sporo wart. Nie daj Panie, by kto� czasem rozpozna� je jako
przynale�ne do Raweln! Do�� mia�em k�opot�w.
Kasztana prowadzi�em kr�tko przy pysku, bo p�oszy� si� i rzuca� �bem, zaniepokojony tym, �e
smoczyca idzie tu� za nami. Kot siedzia� mi na ramieniu, churgota� jak m�ynek, a od czasu do
czasu wyciera� si� o moje ucho. Zabawny zwierzak.
Oura eskortowa�a nas do drogi.
- Bywaj, Oura. Dzi�kuj�. B�d� pami�ta�.
- Oczywi�cie. Do zobaczenia.
Zwyczajnie rozeszli�my si� w przeciwne strony. W jedn� niedorobiony zab�jca smok�w z
obr�czk� na palcu, cha cha cha... a w drug� bestia z klejnotem na szyi. Nie by� to �lub, ale
wiedzia�em, �e gdziekolwiek nie p�jd�, cokolwiek nie b�d� robi�, cie� Oury b�dzie mi
towarzyszy�. B�d� j� czu� za plecami i nape�nia�o mnie to dziwn� otuch�.
Zaraz, co ona powiedzia�a? "Do zobaczenia"?? O niebiosa...!!
KONIEC
opowiadanie ukaza�o si� w magazynie Click!Fantasy