10688
Szczegóły |
Tytuł |
10688 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10688 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10688 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10688 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Teodor Jeske-Choi�ski
TIARA I KORONA
Tom 1
OD AUTORA
Grzegorz VII i Henryk IV nale�� do tych postaci historycznych, o kt�re nami�tno�� stronnicza
stacza dot�d b�j zaci�ty. Zwolennicy prymatu w�adzy �wieckiej uwa�aj� sobie za obowi�zek,
tak samo dzi�, jak niegdy�, w jedenastym stuleciu, pot�pi� papie�a � zwolennicy prymatu
Ko�cio�a ods�dzaj� cesarza od czci i wiary.
Niewielu autorom przysz�o na my�l postawi� si� na stanowisku dw�ch m��w, z kt�rych ka�dy
by� wcieleniem i obro�c� idei historycznej, wnikn�� w ich psychologi�, zbada� �r�d�o i
pobudki sporu i charaktery os�b, bior�cych w nim �ywy udzia�.
A tylko na tle pewnej epoki rysuj� si� wypuk�e tej epoki postacie wybitne, tylko w o�wietleniu
zwyczaj�w i obyczaj�w, poj�� i d��no�ci danej chwili widzi si� dok�adniej aktor�w tej chwili.
Chwila, w kt�rej szala� sp�r pomi�dzy Grzegorzem VII a Henrykiem IV, nie by�a ani jasna,
ani spokojna. Wszystko si� w niej k��bi�o, gotowa�o, hucza�o jak w kotle pe�nym ukropu.
Tworzy�y si� w�a�nie nowe poj�cia i wyobra�enia, odleg�ych przyczyn skutki, tworzy�y si�
nowe formy spo�eczne, nowe zwyczaje i obyczaje. Co by�o, co ludzie nazywali dot�d prawem i
prawd�, rozprz�ga�o si�, zapada�o, traci�o sw� dawn� moc, a nowe podwaliny �ycia
spo�ecznego chwia�y si� jeszcze niepewne, nieoparte na trwa�ych, uznanych powszechnie
zasadach.
I �agodne nie by�o stulecie jedenaste. Pi��, ubrana w �elazn� r�kawic�, narzuca�a s�abszym
swoj� wol� i samowol�. Zuchwalstwo miecza sz�o r�ka w r�k� z zuchwalstwem charakter�w,
kt�rych gwa�towno�� mia�a wstr�t do porz�dku i uleg�o�ci. W takich czasach przybiera
wszelki sp�r mocarzy tej ziemi rozmiary burzy. Rozwaga, sprawiedliwo��, bezstronno��
milkn�, ust�puj�c miejsca �lepemu gniewowi rozp�tanych nami�tno�ci. Strony walcz�ce z
sob� nie przebieraj� w �rodkach.
Odczytuj�c dzi� pisma polemiczne, kt�re wychodzi�y, z pracowni biskup�w i opat�w
jedenastego stulecia p�on�cymi rakietami, gorszymy si� zaciek�o�ci� s�ug o�tarza. Gwa�towni
pra�aci siali nienawi�� zamiast pokoju.
Za�lepieni nami�tno�ci� nie widzieli, nie chcieli widzie� przyjaciele Grzegorza i Henryka, i�
jeden i drugi mieli ze swojego stanowiska s�uszno��. S�usznie broni� Grzegorz wolno�ci
Ko�cio�a � s�usznie sta� Henryk przy odziedziczonych przywilejach.
Papie�, najwy�szy przedstawiciel pot�gi duchownej, nic m�g� si� zgodzi� na zale�no�� Stolicy
Apostolskiej od samowoli �wieckiej, cesarz, najwy�szy przedstawiciel si�y fizycznej, nie m�g�
uzna� bez oporu prymatu kap�ana. Zwyci�y� ten, kt�remu pom�g� duch czasu, kt�rego nios�a
idea historyczna, posuwaj�ca si� ci�gle naprz�d. Wybra�cem przysz�o�ci by� Grzegorz �
synem przesz�o�ci Henryk. Wi� m�oda przysz�o�� po�o�y�a stop� swoj� na zgi�tym,
upokorzonym grzbiecie starej przesz�o�ci.
Tylko w takim o�wietleniu rysuj� si�. wyra�nie dwie wielkie postacie dziejowe, oczernione
nies�usznie przez zaciek�o�� stronnicz�, tylko jako przedstawiciele dw�ch walcz�cych z sob�
idei staj� � Grzegorz i Henryk � �ywi przed oczami potomnych.
Zarzucaj� Henrykowi weso�e �ycie. By�o tak w istocie. M�ody, bardzo urodziwy, bardzo
rycerski, gor�cego temperamentu w�adca nie stroni� od mi�o�ci, wina i zabawy, ale mi�o�� i
wino lubili prawie wszyscy znakomitsi wojownicy, nie pomin�wszy nawet tych, kt�rych
czczono powszechnie, jak Karola Wielkiego i innych. Po�owa zreszt� winy za hulaszczo��
Henryka spada na jego niesumiennych wychowawc�w. To weso�e usposobienie Henryka w
po��czeniu z hojno�ci� i wierno�ci� w przyja�ni sprawia, �e sympatia przeci�tnego czytelnika
stoi po stronie jego. By� cz�owiekiem z cia�a i krwi, zwyk�ym �miertelnikiem z wszystkimi
wadami i cnotami ludzkimi. �y�, bawi� si�, b��dzi�, grzeszy� i cierpia� jak cz�owiek i dlatego
przebacza mu cz�owiek �ywy wybryki jego temperamentu.
Pod ka�dym wzgl�dem wy�ej od niego sta� Grzegorz, asceta, rozebrany z wszelkich
nami�tno�ci doczesnych, kap�an, wpatrzony t�sknym: okiem w niebo, genialny reformator,
oddany ca�� dusz� swojej idei. Jak orze� nad ska�ami i rozpadlinami, tak unosi� si� papie� nad
n�dz� i brudem tej ziemi, ale w�a�nie dlatego wydaje si� jego post�powanie czasami zbyt
surowe, bezwzgl�dne. Wydaje si�, w rzeczywisto�ci bowiem tak nie by�o. Reformator tej
miary, co Grzegorz, nie mo�e by� zbyt pob�a�liwy. Grzeszy�by przeciw swojemu pos�annictwu,
gdyby si� okaza� s�aby.
Cz�owiek jednak przeci�tny nie lubi takich olbrzym�w. Spogl�da na nich z uwielbieniem, ale z
uwielbieniem ch�odnym, z jak�� trwog�, upokorzony ich wielko�ci�. Trzeba by� samemu
or�em, aby odczu�, zrozumie� or�a.
Wyja�nieniem powy�szym uwa�a�em za konieczne poprzedzi� moj� �Tiar� - i Koron�",
ciasnota bowiem stronnicza zarzuci�a mi przekrzywienie fakt�w na niekorzy�� Grzegorza.
B�d�c katolikiem nie tylko z chrztu, ale tak�e z przekona� i sympatii osobistych, nie mog�em
mie� zamiaru ani ch�ci obni�enia warto�ci m�a, kt�ry nale�y do najbardziej zas�u�onych
w�adc�w Ko�cio�a. Z tego jednak nie wyp�ywa, abym powtarza� za Wrogami Henryka
wszystkie p�otki i oszczerstwa i robi� tendencyjnie �czarnym charakterem" nieszcz�liwego
cesarza za to, �e broni� przywilej�w, kt�re uwa�a� szczerze za swoje prawo. M�g� si� myli�,
ale myli� si� uczciwie, bo wierzy� w bosko�� korony � post�powa� niew�tp�iwie zbyt
gwa�townie, zbyt porywczo, ale w dwudziestym sz�stym roku �ycia nie bywa nawet geniusz
m�em dojrza�ym, spokojnym, zw�aszcza gdyby si� znalaz� w takim po�o�eniu, w jakim by�
Henryk, osaczony zewsz�d przez sfor� rokoszan i niewdzi�cznych zdrajc�w.
Odtwarzaj�c w formie artystycznej sp�r Grzegorza z Henrykiem, stara�em si� by�
przedmiotowy � o ile to w mocy cz�owieka � sprawiedliwy dla stron obu. Pe�ny, do prawdy
zbli�ony obraz danej epoki jest tak samo celem powie�ciopisarza historycznego, jak historyka
w �cis�ym znaczeniu � tak samo artysty, jak uczonego. Tego beletry�ci katoliccy, zw�aszcza
niemieccy, nie chc� zrozumie� i dlatego s� ich dzie�a sztuki zwykle pamfletami.
Teodor Jeske-Choi�ski
I
S�o�ce dziewi�tego czerwca tysi�c siedemdziesi�tego pi�tego roku zasz�o krwawo nad
�czerwon�" ziemi� Sas�w.
Gdy wschodzi�o, wita�a je nadzieja walecznego narodu, kt�ry wyszed� w pole, by broni�
swojej odr�bno�ci przeciw gniewowi korony niemieckiej; gdy gas�o, �egna�a je rozpacz
zwyci�onych.
Sze��dziesi�t tysi�cy Sas�w roz�o�y�o si� dzi� z rana �ywym wa�em w pobli�u miejscowo�ci
Langensalza i Hohenburg, wzd�u� rzeki Unstrut. Stawili si� ze swoimi dru�ynami prawie
wszyscy wojewodowie, hrabiowie, margrabiowie, biskupi i opaci; przywdziali na siebie
zbroje i wolni kmiecie.
Ka�dy rycerz przypasa� do boku dwa miecze, wzi�� z sob� cztery kopie, zaopatrzy� tarcze
nowymi brzegami i roznieci� w sercu star� nienawi�� do dumnego plemienia Frank�w, co
usi�owa�o zarzuci� na niesforn� dusz� germa�sk� w�dzid�o karno�ci.
Wychowani w szkole Rzymu, kt�remu s�u�yli nasamprz�d przez dwa wieki jako najemnicy,
zanim postawili m�od� stop� na jego zwi�d�ym karku, ocieraj�c si� od wielu pokole� o resztki
cywilizacji dogorywaj�cego �wiata poga�skiego, zrozumieli Frankowie pierwsi spomi�dzy
lud�w niemieckich znaczenie jednolito�ci pa�stwa. Odziedziczywszy po swoich mistrzach
geniusz polityczny, budowali z ich cierpliwo�ci� na gruzach starego imperium cesarstwo
nowe, opromienione blaskiem krzy�a. Ogniem i mieczem naginali wsp�plemie�c�w do
pos�usze�stwa i nawracali na wiar� Chrystusow�. Przed wojskami ich szli misjonarze, a z
krwawych p�l ich zwyci�stw wyrasta�y ko�cio�y, klasztory, biskupstwa i opactwa, strze�one
przez zamki warowne. Prz�dz� tej roboty dziejowej Frank�w psu�a bezustannie swawola
barbarzy�ska p�nocnych szczep�w germa�skich, nie znosz�ca nad sob� pana, okrom w boju.
G��wnie Sasi opierali si� ich geniuszowi politycznemu. Daremnie zdepta� ich Karol Wielki,
daremnie nak�adali im obro�� prawie wszyscy znakomitsi cesarze.
Powaleni korzyli si�, przysi�gali wierno��; wylizawszy si� z ran podnosili chor�giew rokoszu
i zak��cali spok�j cesarstwa.
I teraz, w pocz�tkach drugiej po�owy jedenastego stulecia, korzystaj�c z ma�oletno�ci kr�la
postanowili Sasi oderwa� si� od rzeszy niemieckiej i rz�dzi� si� po swojemu, starodawnym
obyczajem. Ale Henryk, czwarty tego imienia, by� Frankiem i synem, i wnukiem wielkich
monarch�w, przeto gdy mu przypasano miecz do boku, gdy poczu� si� w�adc� mnogich
lud�w, podj�� dzie�o swojego plemienia i swoich przodk�w i prowadzi� je dalej, r�wnie
nieub�agany jak oni.
Przez kilka lat walczy� z Sasami na w�asn� r�k�; nie mog�c jednak podo�a� licznemu a
bitnemu narodowi, rozes�a� wici po ziemiach germa�skich z wezwaniem do wyprawy
powszechnej.
Dzi�, gdy s�o�ce sta�o ju� wysoko na niebie, podni�s� si� nagle w okolicy Eisenach olbrzymi
s�up kurzu i zbli�a� si� szybko do rzeki Unstrut.
S�up zatrzyma� si�, kurz opad�, i przed zdumionymi oczami Sas�w rozla�a si� bezbrze�na,
b�yszcz�ca fala.
To szed� kr�l Henryk z mieczem karz�cym.
Przyby� z nim Rudolf Szwabski z tymi, co �mieszkali wedle Chur", i z tymi, co �pili z rzeki
Araris i Rodanu"; ci�gn�� Welf z walecznym ludem Bawar�w, s�ynnym z boj�w z W�grami;
prowadzi� swoich znakomitych je�d�c�w garbaty Gotfryd Lotary�ski, Sprawiedliwym zwany.
I stary Ditrych, wojewoda Lotaryngii Wy�szej, i czeski Wracis�aw, i wszyscy arcybiskupi,
biskupi i opaci stawili si� na rozkaz kr�la. S�dziwy, kulawy, chory Widerad, opat Fuldy, nie
mog�c si� utrzyma� na koniu, kaza� si� wie�� za wojskiem dop�ty, dop�ki trud pochodu nie
porazi� jego w�t�ego cia�a.
Sasi nie spodziewali si� takiego po�piechu. Rozebrawszy si� z ci�kich zbroi, odpoczywali po
d�u�szym marszu.
Zaledwie zd��yli sprawi� szyk bojowy, kiedy po drugiej stronie zabrzmia�y tr�by i
Szwabowie wpadli na nich tak gwa�townie, �e stargali od razu porz�dek pierwszych
szereg�w.
Broni� si� zrozpaczony nar�d, jak broni si� osaczony znienacka przest�pca, kt�ry wie, �e nie
znajdzie lito�ci u s�dzi�w. Ale za Szwabami szli Bawarowie, za Bawarami lennicy biskup�w
i opat�w, szed� w ko�cu kr�l Henryk na czele Frank�w.
Wida� go by�o z daleka.
Zakuty ca�y w z�ot� zbroj�, �wieci� na tle srebrnych i �elaznych napier�nik�w rycerstwa jak
miesi�c po�r�d gwiazd. Nie zach�ca� do boju, nie rozkazywa�, lecz bi� sam. Du�y miecz
niemiecki migota� w jego r�ku z szybko�ci� b�yskawicy. Krew la�a si� obficie jego �ladami.
Walka trwa�a tylko kilka godzin. Zachodz�ce s�o�ce o�wietla�o ty�y zgromionego okrutnie
narodu.
Na karki uciekaj�cych w pop�ochu Sas�w wsiad� garbaty Gotfryd Lotary�ski i dokona� dnia
rzezi� straszliw�.
Drog� wiod�c� do Meersburga p�dzi�a gromadka je�d�c�w.
P�dzi�a bez porz�dku, jak stado sp�oszonych dzik�w na o�lep, nie ogl�daj�c si� ani w prawo,
ani w lewo.
Czyj ko� si� potkn��, kto zachwia� si� w siodle, temu nie poda� nikt r�ki �yczliwej.
Zostawiano go w prochu ulicy i spieszono dalej i dalej bez wytchnienia. Niech ka�dy pami�ta
o sobie...
Trwoga odebra�a ludziom rozwag�, a zwierz�tom przypi�a skrzyd�a do piersi.
Bo z ty�u, od strony rzeki Unstrut, nadp�ywa�y jeszcze ostatnie echa st�umionej wrzawy, jakby
brz�k niezliczonego mn�stwa pszcz� i muszek le�nych. Gotfryd Lotary�ski nie usta� dot�d w
krwawej robocie.
Na wschodzie, ku Meersburgowi, odcina�a si� od szarego nieba ciemna wst�ga, kt�ra
wyst�powa�a coraz wyra�niej w miar�, jak si� do niej uciekaj�cy zbli�ali.
Konie dobywa�y bez ostrogi ostatnich si�. Robi�c bokami sz�y wyci�gni�tym k�usem. Byle
dotrze� do owej ciemnej wst�gi, pod dach odwiecznych d�b�w, buk�w i �wierk�w, a pogo�
przestanie by� gro�na. Cisza lasu obejmie rozbitk�w przyjaznym, mi�kkim u�ciskiem,
s�dziwe drzewa zas�oni� ich przed w�ciek�o�ci� zwyci�zc�w...
Przodem gromadki, odsadziwszy si� od niej o kilkana�cie krok�w, lecia�o dw�ch m��w. W
cieniach wieczoru rysowa�y si� sylwetki niezwykle ros�ych koni i niezwykle du�ych ludzi.
Pochyleni w siod�ach, jechali w milczeniu.
Ju� by�o czu� wo� lasu. Wtem st�kn�� pod jednym z owych m��w ko�, jak cz�owiek
�miertelnie ra�ony, wyrzuci� przednimi nogami, zacharcza� i run�� �bem w piasek.
� �wi�ty Piotrze, ocal mnie! � j�kn�� rycerz, spadaj�c na ziemi�.
Jego towarzysz zdar� swojego ogiera w miejscu, podni�s� prawic� do g�ry i zawo�a� g�osem
tak pot�nym, i� zapanowa� nad �oskotem p�dz�cej gromadki.
� Zwolni� kroku!
Rzek�szy to, zsiad� z konia i, pochyliwszy si� nad le��cym, zapyta� troskliwie:
� Czujecie swoje ko�ci, biskupie?
� Wi�cej ni� potrzeba � odpar� m�� nazwany biskupem. � Rozepnijcie mi napier�nik,
wojewodo, dusz� si�.
Kilku z gromadki, kt�rzy przypadli pierwsi, rozwi�zali szybko rzemyki na ramionach i pod
szyj� biskupa i, uj�wszy go pod r�ce, postawili na nogach.
� Czy mo�ecie si� swobodnie porusza�? � spyta� jeszcze wojewoda.
Biskup post�pi� kilka krok�w.
� Wszystko we mnie ca�e � m�wi� � zdawa�o mi si�, �e rozsypuj� si� w skorupy jak
garnek rozbity. Wr�ciwszy do miejsca, w kt�rym ko� jego pad�, przypatry wa� si� przez
pewien czas stygn�cemu zwierz�ciu, potem rzek� p�g�osem:
� Nie mog� ci� nawet ziemi� przykry�, aby si� nad tob� wilki nie pastwi�y.
Wyci�gn�� pi�� w stron� Unstrutu i zawo�a�:
� Oddamy ci to, pysza�ku franko�ski!
� Oddamy! � wt�rowali mu rycerze. Jeden tylko wojewoda nie grozi� zwyci�zcy.
Spojrza� w stron� pola bitwy. Tam, na zachodnim skraju nieba, zar�owi�y si� ob�oki, jakby
s�o�ce dopiero co zasz�o.
� Lotary�ski garbusek �wieci sobie przy robocie naszymi sio�ami � m�wi�.
Wzi�� konia za uzd� i wyrzek� g�osem rozkazuj�cym:
� Wszyscy z siod�a! Do lasu!
Cicho stal b�r spowity w mg�y wieczoru. Jego skrzydlaci mieszka�cy zamilkli ju� dawno.
Nawet jastrz�b, wracaj�cy ostatni z p�l i ��k pod strzech� zielon�, przysiad� na ga��zi i
spoczywa�.
Gromadka uciekaj�cych Sas�w odetchn�a swobodnie, gdy ujrza�a za sob� pierwsze drzewa.
Prowadzi� j� wojewoda. Posuwa� si� naprz�d pewn� stop�, nie szukaj�c drogi. Zna� widocznie
dobrze miejscowo��. Brz�k miecz�w i chrz�st zbroi p�oszy� ptactwo i straszy� zwierz�
czworono�ne. Od czasu do czasu zrywa�a si� z gniazda przebudzona sroka z wrzaskiem
przera�liwym, chrapn�a zdumiona kraska, za�wiszcza� go��b skrzyd�ami. Jele�, sarna i dzik
pierzcha�y z daleka
W milczeniu przedzierali si� Sasi przez g�szcz zaro�li i paproci. �a�oba dnia odebra�a nawet
m�odym ochot� do gaw�dy.
Szli ju� przesz�o godzin�, kiedy wydostali si� na obszern� polank�, przeci�t� strumykiem.
� Tu nie znajdzie nas pogo� Gotfryda � odezwa� si� wojewoda. � Rozpali� ognie.
Wkr�tce ze stos�w, u�o�onych z suchych li�ci i ga��zi, buchn�y cztery p�omienie, tworz�ce
czworobok. Konie wprowadzono do �rodka i, sp�tawszy im przednie nogi, puszczono na
pastwisko. Czerwony blask ognia o�wietli� teraz olbrzymi� posta� wojewody, kt�ry
przewy�sza� innych rycerzy o ca�� g�ow�. Jego d�ugie, jasne na ramiona spadaj�ce w�osy,
g�st� brod� i srebrn� zbroj� pokrywa� kurz zmieszany z krwi�. Po jedwabnym p�aszczu,
obramowanym gronostajem, zosta�y tylko brudne strz�py.
By� to Otton z Nordheimu, naczelny w�dz Sas�w, pan znany z m�stwa i szybkiej rady.
Jeszcze niedawno wojewoda Bawar�w, nale�a� on do najmo�niejszych dygnitarzy rzeszy
niemieckiej. Wypad�szy z �aski m�odego monarchy, pozbawiony urz�d�w pa�stwowych i
dworskich, przeszed� na stron� rokoszan, do kt�rych nale�a� pochodzeniem.
Rozebrany przez giermk�w ze zbroi, pod kt�r� mia� mi�kki kaftan ze sk�ry �osiowej, spocz��
obok ogniska na siodle i, opar�szy g�ow� na d�oni, zapatrzy� si� w p�omie�.
Jego towarzysz, ni�szy od niego wzrostem, lecz odznaczaj�cy si� tak samo jak on muskularn�
budow� cia�a, rzuci� si� na traw�. Gdyby nie ogolona twarz, kr�tko uci�te w�osy i tonsura, nie
pozna�by w nim nikt duchownego. Tyle by�o w jego ruchach fantazji �o�nierskiej, a w
grubych rysach zaci�tej stanowczo�ci. Ten cz�owiek umia� �miertelnie nienawidzi� i m�ci� si�
bez mi�osierdzia. M�wi�y to czarne, ponuro patrz�ce oczy i pogardliwie wyd�te, w k�tach
obwis�e usta.
I on, Buko, biskup halbersztadzki, zasiada� w radzie kr�la, dop�ki jego wuj, arcybiskup
kolo�ski, Anno, trzyma� w krzepkiej d�oni ster pa�stwa. Lecz kiedy Henryk, wyzwoliwszy si�
spod nadzoru opieki, oddali� od swojego boku wszystkich tych, kt�rzy t�umili jego m�ode
porywy, w�wczas straci� biskup wp�yw i znaczenie. Nie chc�c si� pogodzi� z nowym stanem
rzeczy, przy��czy� si� do rokoszu, chocia� nie urodzi� si� na ziemi saskiej. Jego ko�yska sta�a
w Szwabii.
� Tak szybkiego ko�ca nie spodziewa�em si� nigdy � odezwa� si� g�osem ochryp�ym z
kurzu i zm�czenia.
� To dopiero pocz�tek � odpowiedzia� wojewoda. Buko, kt�ry le�a� wyci�gni�ty na ziemi z
r�koma splecionymi pod g�ow�, zwr�ci� zdziwione oczy na wojewod�.
� Jak m�wicie? � zapyta�.
� M�wi�, �e walka kr�la Henryka z nami dopiero si� zacz�a.
� C� by nas jeszcze gorszego mog�o spotka�? Rycerstwo pobite, gmin przera�ony, ca�y kraj
padnie do st�p tego m�okosa.
� Rycerstwo pobite, gmin przera�ony, kraj ukorzy si� przed zwyci�zc�, ale my, tw�rcy
rokoszu, uszli�my pogoni. Poniewa� schodzi�em ostatni z pola, przeto wiem, �e ani jeden z
naszych wodz�w nie wpad� w r�ce Henryka. Widzia�em przed sob� wojewod� Magnusa,
palatyna Fryderyka, hrabiego Hermana, arcybiskupa Wernera. Schronili si� wszyscy przed
nami w lasach.
� S�dzicie, �e...
Biskup uni�s� si� na r�kach i wpatrzy� si� uwa�nie w twarz wojewody.
� S�dz�, �e Henryk nie spocznie dop�ty, dop�ki nas nie obezw�adni. Wie on bardzo dobrze,
�e bez nas nie by�oby oporu Sas�w. Nie rycerstwo i gmin niepokoj� jego dum�, lecz my,
panowie �wieccy i duchowni, pobudzamy go do czyn�w gwa�townych. Nasz� si�� stara si�
zmia�d�y�, a�eby m�g� rz�dzi� sam bez udzia�u ksi���t.
� Te zuchwa�e marzenia nie spe�ni� si� nigdy � wtr�ci� biskup.
� Dlaczego? � m�wi� wojewoda. � Gdy zdruzgocze Sas�w, kt� o�mieli si� stawi� czo�o
jego pot�dze? Dzi� utoczy� nam du�o krwi. Po �niwach najedzie po raz drugi ziemi� sask� i
dokona reszty.
� Niech nas �w. Piotr ma w swojej opiece.
� �wi�ty Piotr nie sprzyja naszej sprawie. Wszak�e po�cili�my przed wojn�, jak mnichy
kluniackie, le�eli�my krzy�em w ko�cio�ach, tarzali�my si� w prochu i popiele, w��czyli�my
si� na kolanach przed relikwiarzami, b�agaj�c �w. Piotra i wszystkich �wi�tych o pomoc.
�wi�ci byli dzi� po stronie Henryka. Po winobraniu wr�ci ten zuchwa�y m�okos, okuje was,
mnie, Magnusa, Hermana, Fryderyka i wszystkich pan�w Saksonii w kajdany i zamknie nas
tam, sk�d nie wysz�a jeszcze �ywa noga ludzka. Czy znacie zamek Trifels, biskupie?
Buko obejrza� si� z trwog� doko�a, jak gdyby si� gro�ba wojewody ju� zbli�a�a.
Ale b�r spa� bez ruchu, bez szelestu. Najl�ejszy wietrzyk nie ko�ysa� wierzcho�kami drzew.
Czasem tylko rozleg� si� w oddali suchy trzask ga��zi, zdruzgotanych racic� grubszego
zwierza.
� Warn krukiem by�, wojewodo � odpar� biskup, zawijaj�c si� w p�aszcz fioletowy. �
Krakaliby�cie z przyjemno�ci� nad �cierwem. �aden z ksi���t rzeszy nie gni� dot�d w
podziemiach zamku Trifels.
� Co si� dot�d nie sta�o, mo�e jutro, pojutrze nast�pi� � m�wi� wojewoda. � Szanowali�
przodkowie Henryka godno�� ksi���c�? Czy�cie ju� zapomnieli, jak jego ojciec sponiewiera�
starszego Gotfryda? A Henryk IV jest nieodrodnym synem swojego pysznego szczepu. Kipi
w nim krew Waibling�w, wielkich wojownik�w i gwa�townych w�adc�w. Dzieckiem jeszcze
by�, a ju� rwa� si� do miecza na �wi�tobliwego Anna. Zaledwie usamowolni�a go rada ksi���t,
kiedy nas rozp�dzi� na wszystkie wiatry i otoczy� si� swoimi ulubie�cami. Jak on dzi� szed� w
najgor�tszy b�j! Oczu od niego oderwa� nie mog�em. �wieci� i bi� jak archanio� Micha�. A
m�wili, �e w�t�y, �e zniewie�cia�e wychowanie i rozpusta wyssa�y z niego si�y m�skie.
Po twarzy biskupa przesun�� si� cie� zadumy.
� Okaza� si� dzi� w istocie godny wielkiego imienia Waibling�w � odezwa� si� po kr�tkim
milczeniu. � Kt� by si� by� spodziewa�, �e z tego rozpustnika wyro�nie tak nieustraszony
rycerz?... Ale w�a�nie dlatego nie mo�emy s�u�y� jego. zamiarom. Uczyni�by nas bezwolnymi
filarami korony, kt�rej blask powinien przygasn��, je�eli nasze mitry maj� zaja�nie� nad
ziemiami �wi�tego pa�stwa rzymskiego. Im s�abszy b�dzie tron, tym mocniej stan� nasze
stolice ksi���ce. Nam nie potrzeba kr�la pot�nego. Rad�cie, wojewodo, w jaki spos�b
podkopa� m�od� si�� Henryka.
D�ugo namy�la� si� Otton z Nordheimu, zanim odpowiedzia�. Jego g�ste brwi zsun�y si� nad
orlim nosem, szerokie czo�o marszczy�o si�, powieki przys�oni�y do po�owy b��kitne, bystro
patrz�ce oczy.
� Zwyk�ymi �rodkami nie wytr�cimy ju� z r�k Henryka miecza zemsty � m�wi� wolno. �
Jeszcze przed miesi�cem mogliby�my si� byli porozumie� z panami innych dzielnic rzeszy,
niejeden bowiem z ksi���t spogl�da kosym okiem na rosn�c� pot�g� korony. Sam Rudolf
Szwabski korzy si� tylko niech�tnie przed jej blaskiem. Wola�by, a�eby ona jego m�dr�
g�ow� opromienia�a. Ale dzisiejsze zwyci�stwo przeci�o nam drog� do niezadowolenia
ksi���t. Wi�kszo�� idzie zawsze za powodzeniem chwili, a szcz�cie odwr�ci�o si� od nas. Na
pan�w Szwabii, Bawarii, Karyntii i Lotaryngii nie mo�emy liczy�.
Zamilk�, utkwiwszy wzrok w ziemi.
� Mieli�cie radzi�, wojewodo � wtr�ci� Buko z wyrzutem. Jak gdyby uwagi biskupa nie
s�ysza�, ci�gn�� Otton dalej, nie podnosz�c g�owy:
� Jest na ca�ym �wiecie tylko jedna pot�ga, kt�ra mo�e zdruzgota� dum� Henryka. T� pot�g�
trzeba dla naszej sprawy pozyska�.
Zn�w usta�.
� M�wcie, nie dr�czcie mojej niecierpliwo�ci � zawo�a� biskup �ywo. � Wiecie przecie�,
jak tego pysza�ka franko�skiego nienawidz�.
� Wiem � rzek� wojewoda. � Kr�l oderwa� od waszego biskupstwa jakie� lenno. I wy,
biskupie, nie domy�lacie si� owej pot�gi?
Buko wzruszy� ramionami.
� Szukam jej daremnie w ziemiach niemieckich � m�wi�.
� Bo nie w ziemiach rzeszy szuka� jej trzeba, lecz w Rzymie, w pa�acu Lateran�w.
� Hildebrand?! �artujecie, wojewodo. Ubo�szy on od ka�dego z nas i s�abszy od ostatniego
z biskup�w niemieckich. Gdyby nie pomoc Matyldy Toska�skiej, nie utrzyma�by si� nawet w
Rzymie. Wiadomo wam, �e go wi�ksza cz�� biskup�w lombardzkich nie chce uzna�.
� A jednak jest ten s�aby, ubogi, przez biskup�w Lombardii nie uznany Hildebrand jedynym
m�em w cesarstwie rzymskim, kt�rego pot�ga Henryka nie przerazi � odpar� Otton. �
Znam go z czas�w, kiedy przebywa� na dworze Henryka III jako kapelan Grzegorza VI,
str�conego ze Stolicy Apostolskiej. Ma�e to by�o, szczup�e, chuderlawe, �niade na g�bie i
szpetne z wygl�du mnisz�tko, ale w du�ych, czarnych oczach gorza�y p�omienie i czai�y si�
pioruny. Kiedy m�wi� o pos�annictwie �wi�tego Ko�cio�a, zdawa� si� rosn��. Jakie� dziwne
ognie bi�y od niego. Ju� nieboszczyk cesarz przepowiada�, �e z tego wysch�ego ksi�yny
wyro�nie kiedy� wielki rycerz naszego Pana Jezusa Chrystusa. I zdaje si�, �e si� ojciec
obecnego kr�la nie myli�, bp z chwil�, gdy Hildebrand zasiad� na Stolicy Piotrowej, pad�
strach na wszystkich simonist�w i na ca�e �wieckie duchowie�stwo. Ju� dawno nie mia�
�wi�ty Ko�ci� powszechny tak surowego rz�dcy.
Pochlebny rysopis papie�a Grzegorza VII nie sprawia� snad� biskupowi przyjemno�ci, bo
s�ucha� chwalby wojewody z czo�em zachmurzonym.
� Nowy pan papie� chcia�by narzuci� ca�emu duchowie�stwu regu�� �w. Benedykta �
odezwa� si� z niech�ci�. � Czasy inne, ludzie inni... Surowy on rz�dca �wi�tego Ko�cio�a
powszechnego, nie przecz�, ale nie widz� w jego odwa�nej d�oni miecza, kt�ry by nam,
panom niemieckim, m�g� przyj�� z pomoc�.
Wojewoda podni�s� si� z siod�a i przykucn��- na ziemi obok biskupa. Schyliwszy si� nad nim,
m�wi� g�osem zni�onym:
� W odwa�nej d�oni Hildebranda spoczywa miecz �w. Piotra, kt�ry jest mocniejszy od
mocniejszych pot�g �wiata. Gdyby papie� b�ysn�� tym mieczem nad g�ow� Henryka,
strzeli�by w tron niemiecki piorun druzgoc�cy. Szeroko otwartymi oczami wpatrywa� si�
Buko w twarz Ottona, jak gdyby nie rozumia� ukrytej tre�ci jego rady. "W jego spojrzeniu
malowa�o si� nasamprz�d zdziwienie, potem przestrach.
� M�wicie o... kl�... twie... � szepn�� � o kl�twie na kr�la rzymskiego?... Zuchwa��
dajecie rad�, wojewodo... Takiego wypadku nie by�o jeszcze w dziejach chrze�cija�stwa.
�aden biskup rzymski nie o�mieli� si� jeszcze rzuci� kl�twy na
kr�la rzymskiego.
� Ale Hildebrand nie cofnie si� przed czynem naj�mielszym, gdy b�dzie uwa�a�, �e wykl�cie
kr�la rzymskiego pomno�y si�� Ko�cio�a i przyczyni blasku Stolicy Piotrowej.
� Czy was �al do Henryka nie �udzi, wojewodo?
� Jestem pewny tego, co m�wi�, biskupie. Tacy jak Hildebrand urodzili si� na w�adc�w
wielkich pa�stw. Dusza starego Rzymu wst�pi�a w n�dzne cia�o tego zwi�d�ego mnicha. On
jeden nie schyli czo�a przed Henrykiem.
Zamilkli.
Wojewoda patrzy� zn�w w p�omie�, podsycany od czasu do czasu przez giermka, biskup
pos�a� zamy�lony wzrok ponad siebie, wysoko w g�r�, gdzie na ciemnob��kitnym niebie
iskrzy�y si� gwiazd miliardy i posuwa� si� wolno blady sierp ksi�yca. Opodal, przy innych
ogniskach, gwarzyli p�g�osem rycerze sascy.
Nikt nie przeczuwa�, �e w tej chwili zadzierzgiwa� si� w�ze� straszliwej tragedii, kt�ra mia�a
wstrz�sn�� ca�ym �wiatem chrze�cija�skim a� do najg��bszych g��bi; �e zbiera�a si� burza, co
mia�a szale� nad Europ� przez trzy wieki, zalewaj�c ziemie niemieckie, francuskie, w�oskie i
angielskie nie zasychaj�cym nigdy potokiem krwi, a� zahucza�a orkanem nienawi�ci
powszechnej, znanym w dziejach pod nazw� reformacji.
Gdyby Otton z Nordheimu i biskup Buko mogli byli uchyli� r�bka zakrytej przysz�o�ci i
spojrze� w jej oblicze, stargane bole�ci�, cofn�liby si� niew�tpliwie ze zgroz� przed
odpowiedzialno�ci� za skutki swoich knowa�, byli bowiem obaj szczerymi katolikami. Ale
oni widzieli przed sob� tylko najbli�sze dzi�, swoje krzywdy osobiste, obra�on� dum�, utrat�
wp�ywu na rz�dy pa�stwa, zmniejszone dochody, odebrane przez koron� dobra lenne.
Jeden tylko cichy wyrzut wgryza� si� w ich sumienie.
Chocia� nienawidzili Henryka, by� ten nienawistny im Henryk mimo to ich kr�lem
prawowitym, kt�remu z�o�yli przysi�g� wierno�ci. U swojego monarchy mogli si� oni,
panowie niemieccy, upomina� zwyczajem czasu o rzekome lub istotne krzywdy nawet z
broni� w r�ku. Tak czynili wszyscy wojewodowie, margrabiowie i hrabiowie jedenastego
stulecia, gdy im si�a pozwoli�a odwa�y� si� na krok zuchwa�y. Ale tylko najgorsi z
najgorszych odwo�ywali si� do pomocy obcej przeciw koronie.
Jakby odpowiada� przykrym my�lom, kt�re go niepokoi�y, odezwa� si� Otton z Nordheimu po
d�u�szej przerwie:
� Nie moja wina. Dlaczego obrazi� mnie Henryk tak �miertelnie, dlaczego wyp�dzi� mnie z
rady, jak niepos�usznego niewolnika... By�bym mu wiernie s�u�y�...
� I ja nie by�bym prowadzi� lennik�w biskupstwa halbersztadzkiego do boju przeciw
pomaza�cowi, gdyby si� korona nie wtr�ci�a do spraw mojej diecezji � m�wi� Buko. � Ale
nie widz� jeszcze, w jaki spos�b mo�na by si� pos�u�y� mieczem �w. Piotra? Pan papie� nie
wyklina bez powodu.
Powt�rnie nachyli� si� do niego Otton i odrzek� g�osem przyciszonym, chocia� nie by�o
nikogo w pobli�u. Jego samego przera�a� pomys�, wyl�g�y w jego nienawi�ci.
� Powody gromadz� si� od dw�ch lat i mno�� si� ci�gle. Wiadomo wam, �e Henryk wezwa�
zn�w na dw�r doradc�w, wykl�tych przez papie�a, aczkolwiek Hildebrand ��da� wyra�nie,
a�eby ich nie dopu�ci� do swojego boku przed spe�nieniem pokuty. Ten w�ciek�y pies, Ulryk
z Godesheimu, nie tylko, �e nie podda� si� pokucie, lecz drwi nawet g�o�no z miecza �w.
Piotra. Tak samo hrabiowie z Nellenburga, Bertold z Meersburga, rycerz Hartmann i biskupi
dworscy. By�oby dobrze, a�eby Hildebrand o tym wiedzia�, a jeszcze lepiej, gdyby wiedzia�
wi�cej, ani�eli jest w istocie. Po�lijcie natychmiast do Rzymu jakiego zr�cznego i
wymownego mnicha. Niech wasz zaufany nie oszcz�dza Henryka i jego dworu, niech m�wi
du�o o jego mi�ostkach, rozpu�cie i niesprawiedliwo�ci. Reszt� zrobi gwa�towno�� kr�la. Gdy
takie dwie twarde wole, jak jego i Hildebranda, uderz� o siebie, trysn� iskry, iskry za�
wzniecaj� po�ary... Ja ze swej strony roze�l� go�c�w do pan�w szwabskich. Mo�e mi si� uda
przeci�gn�� kt�rego z nich na nasz� stron�. Hrabia z Kalwu by� kiedy� moim przyjacielem, a
on ma wielkie powa�anie u Rudolfa. Ale nie zwlekajcie. Szybko�� wygrywa cz�sto bitwy. Z
Henrykiem trzeba si� spieszy�. Nie namy�la si� on nigdy d�ugo.
Gdzie� w g��bi lasu podni�s� si� w tej chwili wiatr i przesuwa� si� wolno nad wierzcho�kami
buk�w, d�b�w i �wierk�w.. Zako�ysa�y si� lekko ga��zie, zadr�a�y li�cie i dziwnie smutny
szum przep�yn�� nad polank�. Zdawa�o si�, �e kto� skar�y si� pod niebem �kaniem
st�umionym.
Biskup i wojewoda spojrzeli na siebie i prze�egnali si� z trwog� zabobonn�.
� Nie moja wina... � m�wi� Otton z Nordheimu, ukrywaj�c twarz w d�oniach. � Dlaczego
obrazi� mnie Henryk tak �miertelnie...
II
W miesi�c p�niej pru�o pi�� statk�w modre fale Jeziora Bode�skiego. Pierwszy z nich,
smuk�y, bia�o malowany okr�t, z dziobem w kszta�cie lwiego �ba, prowadzi� cztery du�e
promy, obrze�one por�czami.
I okr�t, i promy posuwa�y si� wolno naprz�d, zanurzone g��boko w wodzie. Snad� wioz�y
ci�ar niepospolity.
Gor�cy dzie� lipca utrudnia� prac� wio�larzy. Chocia� pozrzucali z siebie kaftany, koszule i
buty, zalewa� im pot oczy, sp�ywaj�c strugami po opalonych, wiatrem poci�tych twarzach.
Nadmierny wysi�ek milczy, jak nadmierny b�l i wielka, niespodziewana rado��. Ale z
prom�w wylewa�a si� na l�ni�c� szyb� jeziora zamaszysta pie�� �o�nierska, zmieszana z
g�o�nym �miechem.
�piewali ci, co potnieli przy wios�ach, i ci, co roz�o�ywszy si� na twardych, nieociosanych
pniach, ch�odzili si� piwem.
Nawet konie bra�y udzia� w og�lnym weselu. Rozgl�daj�c si� doko�a, r�a�y zadowolone.
I jak�e nie mia�a rado�� przepe�nia� serc wojownik�w, kt�rzy wracali po kilkomiesi�cznej
w��cz�dze do domu, pod w�asny dach, do w�asnego ogniska?
Kiedy szli w pocz�tkach maja na dalek� p�noc, do czarnych bor�w Saksonii, �egna� niejeden
z nich zielone brzegi jeziora t�sknym spojrzeniem strace�ca. Ujrz� jeszcze raz te modre fale,
tak g�adkie, jak szyba lustrzana, tak ciche, jak szcz�cie w pokoju? Wojna nie lituje si� nad
dzieckiem opuszczonym i nad �on� p�acz�c�... Lecz teraz by�a ju� troska o niepewne jutro
poza nimi. Wracali zdrowi, okryci chwa�� rycersk�, wracali ze zwyci�skiego pola nad
Unstrutem, obdarzeni hojnie przez kr�la. Ca�y ob�z zdobyty na Sasach, wszystek �up, wzi�ty
w zamkach, odda� Henryk wojsku, w�asn� szkatu�� wypr�ni� a� do ostatniego pier�cienia,
aby rycerz wiedzia�, �e korona umie by� wdzi�czna.
Przeto rozbrzmiewa�y promy, st�kaj�ce pod ci�arem bogatych dar�w, weso�ym �piewem i
nieopatrznym �miechem. Szcz�liwych �o�nierzy nie utrudza�a praca przy wio�le i nie
dokucza�o im s�o�ce.
Tylko na bia�ym okr�cie t�umi�a s�u�ba g�o�n� rado�� przez szacunek dla pana i seniora
powracaj�cej z wojny dru�yny. Sta� on na przedzie pok�adu, wpatrzony w sin� dal. �redniego
wzrostu, kszta�tnej budowy, nie liczy� wi�cej nad lat dwadzie�cia kilka. Wszystkie jego
suknie, zacz�wszy od niebieskiej, okr�g�ej czapeczki bez daszka, a� do wysokich po�czoch,
by�y jedwabne. Mia� na sobie kaftan pomara�czowego koloru, w rodzaju rzymskich tunik,
ozdobiony pod obna�on� szyj�, u spodu i przy r�kawach szerokim srebrnym haftem, spi�ty w
biodrach z�otym, drogimi kamieniami nabijanym pasem, kt�rego jeden koniec, puszczony
wolno, spada� a� do kolan. Takiej samej barwy kr�tkie spodnie tkwi�y w d�ugich,
czerwonych, obcis�ych po�czochach, przymocowanych do �ydki ��tymi ta�mami. Jego stopy
okrywa�y trzewiki bez obcas�w, ze sk�ry z�oconej, przed�u�one szpiczastymi zakrzywionymi
nosami. Na piersiach l�ni� z�oty �a�cuch. Miecz i p�aszcz le�a�y tu� przy nim na �awce.
Bujne, rudawego po�ysku w�osy, utrefione starannie, porusza�y si� lekko, pieszczone ciep�ym
wietrzykiem, kt�ry nadp�ywa� z po�udnia. Twarzy �ci�g�ej, o rysach regularnych,
wyrze�bionych dostatkiem kilku pokole�, nadawa� w�s franko�ski, podkr�cony do g�ry,
wyraz zuchowaty. Ale z du�ych, niebieskich oczu, wpatrzonych z zachwytem w przepi�kny
krajobraz, wyziera�a dusza, sk�onna do marze�.
� Mo�e kaza� ci poda� lutni�, Bertoldzie? � odezwa� si� obok niego g�os szorstki.
Z zydla, na kt�rym siedzia�, podni�s� si� m��, podobny wzrostem i jasnymi w�osami do
Ottona z Nordheimu. Mia� on na sobie takie same bogate i wykwintne suknie, jak Bertold, i
liczy� te same lata.
Zagadni�ty odwr�ci� wolno g�ow� do towarzysza. �agodny u�miech okwieci� jego usta, gdy
odrzek�:
� Mia�bym istotnie ochot� uderzy� w z�ote struny lutni i �piewa� ca�� piersi�. Widok tych
modrych w�d, kt�rych cichy szum usypia� mnie do snu na �onie matki, dzia�a na mnie zawsze
jak psalmy, nucone przez kanonik�w w kaplicy kr�lewskiej.
Jego g�os d�wi�czny, mi�kki, szed� z serca do serca.
� Ja za�, gdy patrz� na takie du�e jezioro jak wasze � m�wi� jego towarzysz � my�l�
sobie, ile te� garncy ryb mo�na by z niego rocznie wy�owi�, a gdy s�ysz� pianie golonych
�b�w, obliczam, ile wojska da�oby si� uzbroi� za ich dobra i dziesi�ciny. Je�li tak dalej
p�jdzie, rozdrapi� te darmozjady wszystkie lenna koronne.
� Oni pracuj� po�yteczniej od nas, Ulryku � wtr�ci� Bertold z wyrzutem w g�osie � bo
modl� si� za nasze grzechy i po�rednicz� mi�dzy nami a S�dzi� Odwiecznym. Bez nich nie
znaliby�my tajemnic �wi�tej wiary i nie przest�piliby�my nigdy progu Kr�lestwa
Niebieskiego.
Po ustach Ulryka przemkn�� u�miech szyderski. Machn�wszy r�k� niedbale, odpar�:
� Oby�oby si� bez tego po�rednictwa.
� Nie blu�nij! � zawo�a� Bertold. � Niedaremnie przezwali ci� Sasi Godeshass. Ulryk z
Godesheimu, hrabia-palatyn �wi�tego pa�stwa rzymskiego i cz�onek przybocznej rady kr�la
Henryka, �ci�gn�� g�ste brwi i podkr�ci� w�sa.
� Za niewczesny dowcip odp�aci�em tym �winiom saskim nad Unstrutem pismem tak
trwa�ym, i� nie wyma�� go d�ugo ze �b�w upartych. Tobie za� dziwi� si�, �e stajesz zawsze
po stronie mnich�w. Bo �eby ci� za to przynajmniej: kochali. Ale oni wykluczyli ci� tak
samo, jak mnie, ze spo�eczno�ci Ko�cio�a. Wszak�e nie zdj�� Hildebrand z twojej g�owy
kl�twy, kt�r� nas papie� Aleksander chcia� zdruzgota�. Zdruzgota�? C� nam zrobi�? Jak
zasiadali�my w radzie pa�stwa, tak jeste�my w niej dot�d. Nie z naszym Henrykiem wojowa�
biskupowi rzymskiemu! Da on sobie z nim rad�. Gdy ugniemy na jesie� kark�w saskich
wielmo��w, zabierzemy si� do Hildebranda. Ju� czas poskromi� tego pysza�ka. Na jego
kl�twy mamy doskona�y �rodek.
Ulryk z Godesheimu dotkn�� r�k� z�otej g�owicy miecza. � Ten milcz�cy przyjaciel zamyka
najzuchwalsz� g�b� � doda�.
Z jego olbrzymiej, zwi�z�ej w sobie postaci bi�a brutalna si�a cielesna. Mimo wykwintnego
stroju, robi� on wra�enie barbarzy�cy, przebranego przypadkiem w suknie cywilizowanego
narodu. W grubym karku i w ma�ych, szarych oczach, osadzonych g��boko pod niskim
czo�em, mia� up�r i zaci�to�� tura. Chocia� nazywa� Sas�w ��winiami", jak Frankowie,
nale�a� w�a�ciwie do ich plemienia, zamek jego bowiem rodzinny wyr�s� z �czerwonej ziemi"
Westfalii.
Okr�t zbli�a� si� teraz do pod�u�nej wyspy, pokrytej ogrodami owocowymi i winnicami. Z
zielonego, g�stego klombu drzew wychyla�a si� czworoboczna wie�a, �wiec�ca z daleka
z�otym krzy�em. Przez ga��zie przegl�da�y szare mury licznych budynk�w, rozrzuconych
doko�a �wi�tyni.
� Podobno opat z Reiechenau hoduje wyborne wino � odezwa� si� Ulryk. � Warto by
kiedy najecha� wielebnego Ekkeharda i przetrz�sn�� jego piwnic�. Nale�a�oby mu si� to za
jego przyja�� do Hildebranda. Z trzcin nadbrze�nych wysun�a si� g�owa ogolona, a za ni�
wysoka posta�, przyodziana w czarny habit benedyktyna. Zakonnik trzyma� w r�ku �uk
napi�ty.
Ulryk, spostrzeg�szy mnicha, pogrozi� mu pi�ci� i zawo�a� po �acinie:
� Czy�cie ju� w Reichenau zapomnieli o postanowieniach synod�w augsburskich? Polowa�
zachciewa si� oblubie�cowi Kr�lestwa Niebieskiego.
� A tobie co do tego! � odkrzykn�� mnich. Ulryk roze�mia� si� weso�o.
� Gadasz po ludzku, ojcze �wi�tobliwy � odpowiedzia�. � Lubi� takich zuch�w. Jak mi
przyjdzie kiedy ochota podpali� wasz� nor� i napi� si� bez pozwolenia opata wina z waszej
piwnicy, dopuszcz� ci� do kompanii. Zanim to jednak nast�pi, pozdr�w wielebnego
Ekkeharda od Ulryka z Godesheimu i Bertolda z Meersburga i powiedz mu, �eby. nie je�dzi�
tak cz�sto na drug� stron� Alp, bo wszechwidz�ce oko naszego pana, Henryka, idzie ju�
�ladami jego zdrady.
Nazwiska doradc�w kr�la podzia�a�y na zakonnika dora�niej od strza�y, kt�r� by
wypuszczono w jego stron�.
Przykucn�� natychmiast w trzcinie i pomyka� chy�kiem ku zabudowaniom klasztoru.
� A widzisz, jaki to z ciebie zuch � wo�a� za nim Ulryk, �miej�c si� rubasznie.
Zwr�ciwszy si� do Bertolda, rzek�:
� Warto by istotnie nastraszy� troch� Ekkeharda, a�eby mu si� odechcia�o konszacht�w z
Rzymem. Na wypraw� sask� przys�a� najgorszych ludzi, samych niedo��g�w, aczkolwiek
wiadomo powszechnie, �e otacza si� t�gimi pi�ciami. Poniewa� zostaniesz czas d�u�szy w
Meersburgu, m�g�by� najecha� s�siaduj�ce z tob� dobra opactwa reichenauskiego. Nie
potrzebujesz zabija�. Wystarczy spali� gumna, zburzy� winnice, wygarbowa� dobrze sk�r�
najzuchwalszym burgrabiom zamk�w klasztornych. A gdyby� tam i kt�remu �eb rozwali�, nie
b�dzie dziury w niebie. Nasz Henryk nie pogniewa si� za to na ciebie. Uczyni�bym to sam z
wielk� przyjemno�ci�, ale m�j czas mierzony Musz� by� w ko�cu miesi�ca w Lombardii, aby
si� dowiedzie�, co Rzym knuje przeciw Henrykowi. Na synodzie lutowym zapad�y jakie�
postanowienia, kt�re obra�aj� majestat korony niemieckiej i wdzieraj� si� w jej prawa.
Hildebrand trzyma dot�d owe nowinki w tajemnicy, czekaj�c na chwil� naszej s�abo�ci.
Prawdopodobnie mniema�, �e nas Sasi zmog�. By�by w�wczas jawnie ze swoimi zamiarami
wyst�pi�. Jak si� teraz po naszym zwyci�stwie zachowa, to ju� jego rzecz. My ze swojej
strony powinni�my wiedzie�, o czym golone �by rozprawia�y na synodzie lutowym. Powiedz�
mi to biskupi lombardzcy, kt�rzy chcieliby si� Hildebranda jak najpr�dzej pozby�. Kiedy ja
b�d� po drugiej stronie Alp nadstawia� dobrze uszu, ty rozgl�daj si� tymczasem uwa�nie w
Szwabii po�udniowej. Donios�a mi tajna stra�, �e w okolicy Jeziora Bode�skiego w��cz� si�
mnichy kluniackie i podburzaj� mot�och przeciw naszemu �wieckiemu duchowie�stwu.
Gdyby� z�apa� takiego czarnego kruka, zamknij go w najciemniejszej klatce wie�y
meersburskiej, aby straci� na zawsze ochot� do poprawiania obyczaj�w naszych poczciwych,
oddanych koronie klech�w. W chwilach za� dobrego usposobienia zabaw si� z opatem
Ekkehardem. Tylko b�d� ostro�ny, bo wielebny ojciec reichenauski nie lubi �art�w.
Sko�czywszy, spojrza� Ulryk spod krzaczastych brwi na towarzysza.
Bertold z Meersburga milcza�, zapatrzony ci�gle w sin� dal. Jego szerokie czo�o sfa�dowa�o
si� lekko.
Kiedy nie odpowiada�, odezwa� si� zn�w Ulryk:
� Budz� ci�. Chyba zostawi�e� w domu jak� bogdank�, kt�rej g�adkie liczko przes�ania ci
sprawy pa�stwa. Obud� si� i przetrzyj dobrze oczy, bystry bowiem wzrok b�dzie wkr�tce
przyjacio�om korony bardzo potrzebny.
Bertold przesun�� po czole r�k�, ubran� w jedwabn� purpurow� r�kawiczk� i zacz�� g�osem
cichym, smutnym:
� Bogdanki nie zostawi�em w domu, ale kochaj�c� i kochan� matk�, kt�ra le�y codziennie
krzy�em w kaplicy zamkowej i prosi naszego Pana Jezusa Chrystusa, aby o�wieci� w dobroci
Swojej zb��kan� dusz� syna.
� Wiadomo, �e niewiasty przywi�zuj� do gadaniny mnich�w warto�� zbyteczn� � wtr�ci�
Ulryk niech�tnie.
� Nie do samych tylko serc niewie�cich przemawia s�owa Bo�e. I nasz pan, kr�l Henryk,
sk�ada troski swoje ch�tnie w lito�ciwe r�ce Pana pan�w.
Ulryk mrukn�� co� niewyra�nego pod w�sem, a Bertold m�wi� dalej:
� My, rycerze, nie wiemy nigdy, gdzie i kiedy kres naszych dni niepewnych. Dzi� budzi
nasza b�yszcz�ca zbroja zazdro�� mieszczanina i kmiecia, a jutro szarpi� kruki i s�py nasze
zw�oki skrwawione. A z tych zw�ok uchodzi dusza i leci daleko przed bramy Kr�lestwa
Niebieskiego. Nie tylko tch�rzliwa niewiasta, lecz i m�� odwa�ny pragnie gor�co, aby si� te
bramy przed nim otworzy�y, albowiem kr�tkie jest �ycie doczesne, a wiecznie trwa pokuta
lub rado�� pozagrobowa.
Ulryk z Godesheimu s�ucha� z pogardliwym u�miechem na grubych wargach.
� M�wisz jak arcybiskup Limar � rzek� � z kt�rym zbyt cz�sto przestajesz. Sk�d
przychodz� ci takie ponure my�li cmentarne? B�dzie na nie do�� czasu, gdy lata wyss� z
ciebie si�� m�odo�ci.
� Sk�d mi takie my�li? Wszak�e tak samo, jak ty, lekcewa�y� duchowie�stwo hr. Eberhard,
a gdy kona� w piasku nad Unstrutem, przek�uty na wskro� kopi� Ottona z Nord-heimu, b�aga�
mnie, abym przywo�a� kt�rego z biskup�w.
� Eberhard? Nellenburg? � zawo�a� Ulryk z niedowierzaniem. � Jeszcze w przeddzie�
bitwy drwili�my z kl�twy Hildebranda. Chyba si� mylisz.
� Eberhard skona� na moich r�kach � odpar� Bertold. � Gasn�c, rzuca� si� jak raniony
jele� i wo�a� poblad�ymi ustami: chleb zbawienia mi podajcie! Widzisz, Ulryku... Inaczej
wierzy �miertelnik, gdy mu si�y lat m�odych odejm� strach przed nag�ym zgonem, a inaczej,
kiedy widzi przed sob� gr�b bliski, otwarty. Nie zapomn� nigdy trwogi przed�miertnej
Eberharda.
� I dlatego odst�pisz naszego pana i przejdziesz na stron� jego wrog�w.
Na twarz Bertolda wyp�yn�� ciemny rumieniec. Z jego oczu, dot�d �agodnie patrz�cych,
trysn�y b�yskawice gniewu, prawa r�ka rzuci�a si� gwa�townym ruchem do lewego boku,
gdzie wisia� zwykle miecz obosieczny.
Przez kilka chwil milcza�, mierz�c Ulryka wzrokiem wynios�ym, potem rzek� dr��cymi
wargami:
� Nadu�ywasz praw przyja�ni, hrabio z Godesheimu! Jestem Frankiem, a Frankowie nie
zdradzaj� swych kr�l�w. W z�ej czy dobrej doli sta� b�d� przy Henryku, jak stali moi
przodkowie obok jego przodk�w. Je�eli wypadnie zgin�� za pana prawowitego rzeszy
niemieckiej, zgin�; je�li b�dzie trzeba koniecznie zaprzepa�ci� dusz� swoj�, zaprzepaszcz� j�.
Ty mnie nie ucz wierno�ci lennika, powinnej koronie.
W�t�y w por�wnaniu z Ulrykiem Bertold wyprostowa� si� dumnie, rzucaj�c towarzyszowi
spojrzenie wyzywaj�ce. Jego posta� wykwintna, na kt�rej by�o zna� rze�bi�c� r�k� d�u�szej
cywilizacji, nie robi�a w tej chwili wcale wra�enia s�abo�ci. I on potrafi� by� gro�ny.
� Ty mnie nie ucz obowi�zk�w rycerza dla wodza! � zawo�a� g�osem ochryp�ym z
wewn�trznego oburzenia. � Ty...
� Nied�wiedziu westfalski! � doko�czy� za niego szybko Ulryk z Godesheimu.
Nie gniewa� si�. Z przyjemno�ci� raczej s�ucha� wybuchu Bertolda.
� Nie zniewa�y� ci� chcia�em, Berti � rzek� �agodnie � lecz tylko podra�ni�. Kt� by
�mia� w�tpi� o twojej wierno�ci dla korony? Wszak�e chowali�my si� razem z Henrykiem od
lat dzieci�cych, byli�my mu towarzyszami zabaw, nauki, szcz�cia i trosk, kt�rych mu
chciwo�� ksi���t nie sk�pi�a. Z tych, co wzro�li po spo�u z kr�lem, co znaj� najlepiej jego
dobre serce, jego hojno��, �askawo�� i wierno�� w przyja�ni, zosta�o po �mierci twojego brata
i dw�ch Nellenburg�w tylko czterech: ty, ja, rycerz Hartmann i biskup � Henryk spirski.
Kt� broni�by go przed oszczerstwami Sas�w i przed knowaniami mnich�w, gdyby�my go,
my, jego r�wie�nicy i przyjaciele, opu�cili? Nazywacie mnie zwykle nied�wiedziem, ale i
nied�wiedzie znaj� rzadk� cnot� wdzi�czno�ci. Podobno znaj� j� nawet lepiej od ludzi, kt�rzy
ka�� sobie p�aci� za przywi�zanie dobrami koronnymi.
Wyci�gn�� r�k� do przyjaciela.
� Nie gniewaj si�, Berti � prosi�. � Takich starych druh�w jak my nie powinno kilka s��w
nieuwa�nych rozdziela�.
Bez wahania z�o�y� Bertold swoj� drobn� prawic� w du�ej, niezgrabnej d�oni Ulryka.
� I ty nie miej do mnie �alu za mow� zbyt gor�c� � odrzek� mi�kko � ale przyznasz, Ulri,
�e twoje podejrzenie mog�o mnie dotkn�� do �ywego. Ty wiesz, �e kocham kr�la i �e uczyni�
wszystko, co jego wola rozka�e. Gdy wypadnie p�j�� na Rzym, p�jd�; Lateran podpal�,
Hildebranda wyp�dz� z wiecznego miasta, jego kardyna��w i biskup�w zamkn� w klasztorze,
wola�bym jednak, a�eby korona rzymska zawar�a pok�j z rzymsk� tiar�. Zgoda z Ko�cio�em
zapewnia wiernemu katolikowi konanie bez trwogi o �wiat�o�� wiekuist�. Zamiast dra�ni�
Henryka, powinni�my jego gwa�towno�� �agodzi�. Nabroili�my razem du�o. Czas opami�ta�
si�, ustatkowa�.
� I ja nie pochwalam niecierpliwych, co nagl� Henryka do gwa�townego zerwania z
Rzymem � m�wi� Ulryk. � Mamy obecnie tyle do roboty w rzeszy niemieckiej... Trzeba
ksi���t zmusi� do pos�usze�stwa, oczy�ci� drogi z rozboju publicznego, broni� miast przed
chciwo�ci� rycerstwa. Ale nasza to wina, �e Hildebrand burzy ca�y porz�dek dotychczasowy?
Co za� do twoich strach�w przed S�dem Ostatecznym, to niech ci troska o zbawienie duszy
nie zatruwa dni m�odych. S� od tego biskupi. Ich rzecz� wprowadzi� nas do Kr�lestwa
Niebieskiego, kt�rego klucze powierzy� im Chrystus Pan. Oni, bardziej uczeni od nas w
pi�mie, o�wieceni p�omieniem Ducha �wi�tego, powinni wiedzie�, co nale�y czyni�, aby
dost�pi� �aski Bo�ej. Skoro znakomita wi�kszo�� biskup�w niemieckich nie pot�pia naszej
nienawi�ci do Hildebranda, to c� nam, �wieckim, do tego? Je�li b��dzimy, niech oni, nasi
duszpasterze, nasi przewodnicy w rzeczach �wi�tej wiary, za nas przed trybuna�em Boga
odpowiadaj�. Jest zreszt� spos�b na grzechy. Gdy mi sumienie, kt�re dot�d milczy, zacznie
dokucza�, postawi� klasztor, obsadz� go mnichami i sypn� sporo grosza, aby �by golone
mog�y pia� psalmy dop�ty, dop�ki mi nie wypiej� zbawienia. A gdyby i przysz�o podda� si�
jakiej twardej pokucie, b�dzie na to do�� czasu na staro��. Wielka mi rzecz odzia� si� w
worek, posypa� g�ow� popio�em i po�ci�, gdy cz�owiekowi jad�o i wino nie smakuje, a
niewiasty przesta�y by� dawno pon�tne. T� sztuk� potrafi� i ja. B�d� pokutowa� jak ten stary
�otr lotary�ski, rodzic naszego garbuska, co przez ca�e �ycie k�ama�, zrywa� przysi�gi,
rabowa� opactwa i �upi� kupc�w, a na kilka tygodni przed �mierci� �azi� na czworakach do
ko�cio��w i wy� razem z mnichami psalmy po ca�ych nocach. Nie l�kaj si� szatana. Takich
porz�dnych ludzi, jak ty i ja, wypluje piek�o ze wstr�tem.
� Godeshass � szepn�� Bertold i pos�a� zn�w wzrok przed siebie.
Okr�t wsun�� si� tymczasem w w�sk� szyj� Renu, kt�ra ��czy mniejsze, jezioro dolne, z
g�rnym, wi�kszym. Po prawej stronie ukaza�y si� s�omiane i gontowe dachy Konstancji.
Wysoko nad miastem wznosi�y si� pot�ne wie�e tumu, rzucaj�ce si� z daleka w oczy
podr�nych.
Kiedy statki Bertolda wp�yn�y zn�w z rzeki na jezioro, zahucza�a nagle wrzawa przera�liwa.
Ca�a ludno�� Konstancji wyleg�a na brzeg i posy�a�a za bia�ym okr�tem okrzyki niek�amanej
rado�ci.
S�dziwy gr�d, zbudowany przez Germanikusa Druzusa, a rozszerzony przez imperatora
rzymskiego, Konstancjusza Chiorusa, nieprzychylny Grzegorzowi VII, wita� szczerze
swojego ziomka, pana na Meersburgu, g�o�nego doradc� i przyjaciela kr�la. Bertold by�
chlub� stron rodzinnych. Jemu zawdzi�cza�a Konstancja przywileje, kt�rych Henryk IV nie
szcz�dzi� miastom.
� Heil Hero! Heil Liebo! � rozleg�o si� na brzegu, a na promach uderzali rycerze tarczami o
tarcze, mieczami o miecze; s�u�ba powiewa�a kaftanami, konie r�a�y rado�nie. S�o�ce zacz�o
si� zbli�a� do wierzcho�k�w g�r, na kt�rych �wieci�y tu i �wdzie bia�e p�aty wiecznego
�niegu. Ziemi� ogarnia�a powoli cisza wieczoru, t�umi�ca wszystkie odg�osy dnia, zdaj�ca si�
przenika� ludzi, drzewa, zwierz�ta. Jezioro sta�o si� g�adkie jak zwierciad�o. Czasem rzuci�a
si� tylko ryba gwa�townie pod sam� powierzchni� ciemniejszych w�d, wychyli�a pyszczek i
znikn�a.
Okr�t, min�wszy Konstancj�, zatoczy� �uk i zwr�ci� si� na lewo, ku p�nocnemu brzegowi
jeziora. Tam na wzg�rzu, kt�rego stoki, obsiad�a gromadka ma�ych domk�w, na samym
szczycie rysowa�a si� czarna sylwetka starych, ci�kich mur�w, pami�taj�cych czasy
Merowing�w.
Bertold zdj�� z g�owy czapeczk� i wyci�gn�� do tych mur�w ramiona.
By� to zamek Meersburg, gniazdo jego przodk�w, jego ko�yska i dziedzictwo.
S�o�ce zsuwa�o si� w�a�nie �a �cian� g�r. Ostatni potok �wiat�a trysn�� z kuli p�omiennej i
rozes�a� si� smug� z�ocist� w poprzek jeziora.
Ju� zbli�a� si� okr�t Bertolda do brzegu, kiedy opodal odezwa�y si� ciche, s�odkie d�wi�ki.
Z trzcin wysun�a si� na ciemne fale ma�a ��dka, ozdobiona �aglem purpurowym. Przy sterze
siedzia�a posta� niewie�cia, odziana w bia�e suknie. P�aszcz czarnych, rozpuszczonych
w�os�w okrywa� jej ramiona. Na kolanach trzyma�a lutni�, z kt�rej wyp�ywa�a spod jej
palc�w jaka� pie�� ko�cielna. Bez szelestu wk�ada� stary rybak, stoj�cy na przedzie, wios�o do
wody.
� Baczno��! nie zbli�a� si� do okr�tu! � zawo�a� Bertold. Ale rybak, czy nie s�ysza�, czy nie
chcia� s�ysze� przestrogi, w�o�y� wios�o g��biej w wod�, uczyni� kilka szybkich porusze� i
��dka przemkn�a jak strza�a, chwiej�c si� i ko�ysz�c tu� pod dziobem okr�tu.
� Jaka� odwa�na dziewczyna � zauwa�y� Ulryk. Panowie uchylili mimo woli czapek.
��dka sz�a teraz szybko ku �rodkowi jeziora. Dopiero kiedy stan�a na z�otym szlaku
gasn�cego s�o�ca, zwolni�a biegu. W�wczas podnios�a si� owa posta� niewie�cia i do okr�tu
dolecia� g�os �wie�y, m�ody:
� Witaj na ziemi przodk�w, wolny panie z Meersburga, i przypomnij sobie przy sposobno�ci
dawnych, dobrych znajomych.
Bertold pos�a� wzrok zdumiony za uchodz�c� ��dk�. � Nie znam mojej dobrej znajomej �
rzek� do Ulryka. A przechyliwszy si� przez burt� okr�tu, zawo�a� g�o�no:
� Powiedz, kim jeste�, urocza rusa�ko, abym wiedzia�, kto powita� mnie pierwszy na progu
Meersburga.
Ale ze z�otego szlaku odpowiedzia�y mu tylko coraz dalsze, coraz cichsze d�wi�ki lutni.
III
S�o�ce wychyla�o si� dopiero spoza Alp, kiedy si� Bertold nazajutrz przebudzi�. Spa� w
niskiej, ponurej izbie, o�wietlonej sk�po ma�ym okienkiem. Opr�cz ��ka i zydla nie by�o tu
�adnego innego sprz�tu.
Wykwintny dygnitarz dwor