1064
Szczegóły |
Tytuł |
1064 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1064 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1064 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1064 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GRZEGORZ ZALEWSKI
Z�ODZIEJE NA WOLNO�CI
SFABULARYZOWANA, PSYCHOPEDAGOGICZNA ANALIZA ZACHOWA� NIELETNICH, AGRESYWNYCH PRZEST�PC�W
W CZASIE TYGODNIOWEJ WYPRAWY G�RSKIEJ
Recenzja naukowa:
prof. dr hab. Wenancjusz Panek, prof. dr hab. Kazirnierz Pospiszyl, prof. dr hab. Julian Radziewicz,
DTP, projekt graficzny ok�adki, redakcja techniczna: Wojciech Siwak
Redakcja i korekta: Trans Humana
Copyright by Grzegorz Zalewski
Copyright by Trans Humana
przy Stowarzyszeniu Absolwent�w i Pracownik�w Wydzia�u Pedagogiki i Psychologi i
Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Bia�ymstoku
I S-328 Bia�ystok, ul �wierkowa 20, tel. (085) 45-74-23, tel./fax.: 4S-73-95
Wszystkie prawa zastrze�one
All rights reserved
No part of this publication covered by the copyright hereon
may be reproduced in any form without the per�mission of the pul>lisher
ISBN 83-86696-19-2
Bia�ystok 1996
Wydanie publikacji dofinansowane przez
Komitet Bada� Naukowych DNSiA-2-71/DOT-2/l5/9G
Druk: ORTHDRUK, Sp. z o.o., Bia�ystok, u(. Sk�adowa 9
Spis tre�ci
Wprowadzenie ............................................................. S
Rozdzia� 1 ................................................................... 7
Rozdzia� 2 ................................................................. 23
Rozdzia� 3 ................................................................. 40
Rozdzia� 4 ................................................................. 56
Rozdzia� _5 ................................................................. 71
Rozdzia� 6 ................................................................. 86
Rozdzia� 7 . . .. . ......... . . .. . . . . .. .. ... ........... . .. .. ..... . ... . ... . . ... 103
Rozdzia� 8 ...............................................................112
Rozdzia� 9 ............................................................... 129
Rozdzia� 10 .............................................................: 144
Literatura ................................................................. 157
3
Wprowadzenie
W latach 1990-199? czteroosobowy zesp� psycholog�w i pedagog�w (dr Gra�yna Olszewska-Baka, dr Grzegorz Zalewski, mgr Roman Baka i mgr Piotr Chlebowski) realizowa� program resocjalizacyjno-terapeutyczny w Zak�adzie Poprawczym i Schronisku dla Nieletnich w Bia�ymstoku. Po rozdzieleniu zada� na cztery osoby, rozpocz��em prac� z wyselekcjonowan� grup� agresywnych, nieletnich przest�pc�w. Moje zadanie polega�o na ukierunkowaniu aktywno�ci wychowank�w na cele spo�ecznie akceptowane. Zamiast dotychczasowych destrukcyjnych zachowa�, takich jak rozboje, kradzie�e, picie alkoholu, w�chanie kleju itp. powinni byli nauczy� si� zachowa� konstruktywnych. Oducza�em ich agresji ucz�c wy��cznie obrony przed zachowaniami agresywnymi; zainteresowa�em ich sportem, turystyk�, medytacj�. Rozmawiali�my o najbardziej intymnych sprawach. Zorganizowa�em im trzy tygodniowe wyprawy w Beskidy.
W tej ksi��ce prezentuj� niekt�re do�wiadczenia, zdobyte podczas pracy z nieletnimi przest�pcami. Zrezygnowa�em z przedstawienia dziennika zdarze�, poniewa� ta forma prezentowania fakt�w by�aby nu��ca i monotonna. Zdecydowa�em si� na sfabularyzowan�, skondensowan� wersj� wydarze�, abstrahuj�c� od - moim zdaniem - ma�o istotnych fakt�w i opisuj�c� trzy wyprawy w g�ry jako jedn�. Imiona i pseudonimy ch�opc�w, kt�rzy rozpocz�li ju� doros�e �ycie i prosili o zapewnienie im anonimowo�ci, zosta�y zmienione. Najwa�niejsze wydarzenia przedstawiam w ustalonym przeze mnie porz�dku, zapewniaj�c im jednocze�nie wieloaspektow� interpretacj� psychopedagogiczn�. W ten spos�b powsta�a ksi��ka, kt�r� mo�na by okre�li� jako "metodyk� pracy z nie
letnimi, agresywnymi przest�pcami w warunkach wolno�ciowych". Jednocze�nie - jak w swojej recenzji stwierdzi� prof. .fulian Radziewicz ksi��ka utrzymana jest w konwencji prac Janusza Korczaka, Marii Grzegorzewskiej, Aleksandra Neilla, Celestyna Freineta, czy nawet Antoniego Makarenki i Wasyla Such�rnlinskiego.
Ksi��ka sk�ada si� z dziesi�ciu rozdzia��w i obejmuje okres sze�ciu dni. Rozdzia�y nie maj� tytu��w, co wi��e si� z jednolitym potraktowaniem ci�gu zdarze�.
Jako t�o tej relacji naszkicowa�em psychologiczno - literacki obraz wsp�czesnego spo�ecze�stwa, kt�ry niespodziewanie sta� si� jego karykatur .
Rozdzia� 1
Wyszed�em z ch�opcami z Zak�adu Poprawczego. Stra�nik otworzy� nam drzwi i u�miechn�� si� do nas na po�egnanie. Przez tydzie� b�dzie mia� o�miu wychowank�w mniej do pilnowania. Warto by�o u�miechn�� si�.
Us�yszeli�my za sob� trzask zamykanych drzwi wej�ciowych i powoli schodzili�my po schodach nak�adaj�c plecaki na ramiona. Nie by�o powodu do po�piechu; ch�opcy wiedzieli, �e nikt ju� nie zabierze im przepustek, a ja spodziewa�em si�, �e czeka mnie ci�ka praca w czasie pobytu z wychowankami w g�rach. Zza krat dochodzi�y do nas krzyki, �miechy, wrzaski i wycia pozosta�ych wychowank�w, kt�rzy nie mieli jednak do nas �alu o to, �e musz� zosta�. By� koniec maja i prawie wszyscy wiedzieli, �e wyjad� na wakacje. �egnali nas w typowy spos�b. Co prawda niekt�rzy nie mogli w czasie wakacji wraca� do rodzin, bo te praktycznie nie istnia�y; trudno nazwa� rodzin� matk� alkoholiczk� i ojca w wi�zieniu lub samotn� matk� - prostytutk�, czy wreszcie ojca, kt�ry za�o�y� now�, wzgl�dnie "normaln�" rodzin� i wita syna przyje�d�aj�cego na �wi�ta uderzeniem w twarz oraz s�owami typu: (.'..-,ego tu pr~yjechale�, .skurwaelu? Twoja matka, wariatka, le�y pr.ecie~ ner cmerttar~u. 7'am_jest tej twoje miejsce.
Czekali na nich jednak z otwartymi r�kami w�a�ciciele r�nych przest�pczych melin. Z takim ma�olatem stary zgred m�g� zawsze bezpiecznie i�� "na robot�", bo w razie wpadki ma�olat bra� ca�� win� na siebie, a recydywista nie przyznawa� si� do niczego i z regu�y mia� alibi. Ch�opakowi nic nie grozi�o - do siedemnastego roku �ycia m�g� robi�, co chcia�. Najwy�szy wymiar kary ju� otrzyma�; by� przecie� wyrokiem
Grzegurr. Zalewski
s�du umieszczony w /akl:ul~m I'y~rawcrvm, teoretycznie na czas nieograniczony,, Ir:lktyurm~~ ilu ir;mn uknircr.cm.l sr.ko�y podstawowej lub zawodowej, clurur;y ul~wlvwv prrc:hy4val na prrclustce. W razie "wpadki" poliLj:l.uclwor.llu Esu wylnulnym samochodem do miejsca odbywania kary I'u rakim r.~l;rlrcnlu por.yc,j;r wychowanka w nieformalnej struktur-x~: %,;Iklmlu rnucr,nie rusln.
W mojcl gluwie myli o zhliiaj�cych si� wakacjach nak�ada�y si� na mli~rnmc,jc u wyclwwankach; przez m�j umys� przep�ywa� typowy struIlll~:ll �WIIIdO1110SC1. Szli�my chodnikiem w kierunku bramy i ostatnich krul ('icply my dociera� do nas jednakowo, chocia� oni byli nieletnimi lrr~sl�pc,mi, a ja trzydziestokilkuletnim doktorem psychologii, trener~�m pulo, :r prr,ede wszystkim cz�owiekiem, kt�remu oni chwilowo zaulull Wicdr.ialcm, ye inni wychowawcy te� wyjd� lub wyjad� z ch�opc,lmm:l wycieczki i cz�� z nich z pewno�ci� im ucieknie; wiedzia�em, ie r. wakacj i du�a grupa wychowank�w nie wr�ci i dopiero p�n� jesieni:l przywiezie ich policja. By�em te� pewien, �e z mojej grupy nikt nie ucieknie. Pracowa�em z nimi ju� ponad rok. Znajdowa�em si� te� w komfortowej sytuacji w por�wnaniu z innymi wychowawcami, poniewa� dyrekcja Zak�adu stworzy�a mi warunki do autentycznej pracy psychoterapeutycznej. Sam opracowa�em sobie program pracy, kryteria doboru wychowank�w, jak te� ich liczb�. Moje post�powanie by�o uzasadnione tym, �e realizowa�em fragment programu badawczego, zaproponowanego przez trzy osoby. Sugerowano mi co prawda, �e powinienem zaj�� si� grup� agresywnych, nieletnich przest�pc�w, bo kolega pracowa� ju� z nie�mia�ymi neurotykami, a kole�anka usi�owa�a modyfikowa� zachowania po�redniej grupy, ale ja wiedzia�em, �e nie potrafi� nawi�za� i utrzyma� kontaktu z najbardziej agresywnymi psychopatami. Dobiera�em sobie grup� wed�ug jakich� nieznanych mi pocz�tkowo kryteri�w, kieruj�c si� psychologiczn� intuicj� i pod�wiadomo�ci�. Teraz ju� wiem, �e szuka�em wychowank�w podobnych do mnie osobowo�ciowo. Byli oni co prawda agresywni i niebezpieczni, ale r�nili si� od agresywnych psychopat�w chocia�by tym, �e nie grypsowali w mojej obecno�ci, tylko starali si� pos�ugiwa� poprawnym j�zkiem. To nie ja musia�em dostosowywa� si� do nich, tylko oni dostosowywali swoje s�ownictwo do j�zyka jakim pos�ugiwa�em si� ja i inni ludzie �yj�cy na wolno�ci.
Z�odzieje na wolno�ci
Nie ba�em si� agresywnych psychopat�w, ale nie lubi�em ich. Zniech�ca�a mnie ich g�upota, bezmy�lne zn�canie si� nad s�abszymi i bezczelno��. Na pocz�tku mojej pracy jeden z nich wychodz�c z jadalni bekn�� mi prosto w twarz. Dw�ch stoj�cych obok wychowawc�w nie zareagowa�o na takie zachowanie; powsta�a sytuacja, w kt�rej musia�em si� jako� znale��. By�em w dresie, kt�ry nie kr�powa� moich ruch�w i chcia�em tego wychowanka z�apa� za d�ugie w�osy, rzuci� na pod�og� i przytrzyma� go w takiej pozycji. Co� mnie powstrzyma�o. Mo�e nie chcia�em tego robi� na oczach kilkudziesi�ciu wychowank�w opuszczaj�cych w�a�nie jadalni�, a mo�e nie chcia�em znale�� si� w nietypowej i niezr�cznej sytuacji. Nie ba�em si� go na pewno, bo od jedenastu lat trenowa�em judo, chodzi�em po g�rach, du�o p�ywa�em i biega�em; by�em od niego silniejszy i sprawniejszy. Spojrza�em temu wychowankowi g��boko w oczy, a nast�pnie odwr�ci�em wzrok i zacz��em rozmawia� z jednym z wychowawc�w. Sytuacja ta nie by�a jednak p�niej komentowana ani przez wychowank�w, ani przez wychowawc�w. Wszyscy j� zbagatelizowali albo nawet nie zauwa�yli. Niepotrzebnie si� przejmowa�em. Po kilku tygodniach ten sam zakapior zg�osi� si� do mnie na zaj�cia. Zachowywa� si� zupe�nie inaczej; by� bardzo grzeczny i mia� pokorny wyraz twarzy. Od zaufanych ch�opc�w dowiedzia�em si�, �e chce nauczy� si� walczy�, aby pokona� najsilniejszego wychowanka w Zak�adzie. Po kilku dniach rozmowy z nim zauwa�y�em, �e coraz mniej si� rozumiemy. Kt�rego� dnia przebrali�my si� w kimona, wyszli�my na mat� i rozpocz�li�my treningow� walk� judo. Jak zwykle walczy�em bardzo skoncentrowany; judo by�o moim sposobem medytacji. Na czas walki �wiat istniej�cy poza mat� przestawa� istnie�. Kiedy uda�o mi si� z�apa� go za lewy ko�nierz i za prawy r�kaw, poci�gn��em go z ca�ej si�y na siebie, przekr�caj�c si� jednocze�nie tak, �e m�j prawy bark dotyka� jego klatki piersiowej. M�j u�cisk sta� si� �elazny i wtedy podci��em jego obie nogi wykonuj�c rzut hcrrcrigoshi. Wa�y� mniej wi�cej tyle co ja, a wylecia� w g�r� jak spr�yna i z �oskotem upad� na mat�. Przez moment chcia�em go jeszcze - zgodnie z regu�ami walki - dusi� albo za�o�y� mu d�wigni�, ale on przestraszony zacz�� spe�za� z maty. Wtedy si� ockn��em i zrozumia�em, �e nie potrafi� rozmawia� ani walczy� z lud�mi takimi jak on. Musieli�my si� rozsta� i to on zaproponowa� mi rozstanie. Od tej pory k�ania� mi si� grzecznie i jednocze�nie unika�. Walka z nim odbywa�a si� w obecno�ci
Grzegorz Zalewski
mojej grupy i bardzo podnios�a m�j presti� w oczach tych ch�opc�w, z kt�rymi rozumia�em si�. Bola� mnie wtedy troch� kr�gos�up i zdawa�em sobie spraw�, �e ju� za kilka lat nie b�d� m�g� aktywnie medytowa� poprzez walk�. B�d� si� wtedy zachowywa� jak typowy wychowawca lub psycholog, tzn. b�d� diagnozowa�, naucza�, perswadowa� i apelowa�, co w przypadku spotkania z psychopatami bywa nieskuteczne.
Z wi�kszo�ci� wychowank�w potrafi�em jednak porozumie� si� bez walki, lubi�em z nimi rozmawia� i stara�em si� ka�dego pozna�. T�umaczy�em im, �e powinni unika� b�jek, z powodu kt�rych wielu z nich otrzyma�o wyroki. Nawet kiedy bronili si� lub byli sprowokowani, to i tak s�dy cz�sto uwa�a�y ich za sprawc�w. W wielu przypadkach byli oni rzeczywistymi sprawcami. M�wilem im i pok~uywa�em, �e kiedy kto� ich pcha, to oni powinni wykorzysta� jcl;o sil� i ci�gn�� go, a kiedy kto� ich ci�gnie, to powinni wykorzysta� jct;o sili; i pcha� go. Powinni by� pozornie ulegli w stosunku do agrcsywnc~;o przeciwnika i og�lnie elastyczni w �yciu, a nie ci�gle zbuntowani i si.uknj�cy obary. Nie powinni nikogo kopa� ani bi� r�kami; o wiele c~icknwsze i m�drzejsze jest skuteczne bronienie si� przed kopni�ciami i uderzeniami przy pomocy technik judo. Wiedzia�em, �e niekt�rzy z nich nadal b�d� napadali o zmroku z regu�y na pijanych m�czyzn Inh na s,unotnie id�ce kobiety i dlatego profilaktycznie oducza�em wsayslkic~h bicia i kopania. By�o to trudne zadanie, bo ch�opcy przyzwyczaili sil p~. ~.ur,ibia� na �ycie agresywnymi napadami na przechodni�w, a pur.a tym cr.~ato ogl�dali filmy, w kt�rych modna i reklamowana byia prr.cn~uc arar, karate. T�umaczy�em im jednak konsekwentnie, �e filo~olia.judo polega na tym, aby nie atakowa� �adnego cz�owieka, bo przed kai.clym mcona si� obroni�; trzeba by� spokojnym, a nadmiar energii roz�adowywa� poprzez sport i turystyk�. Trudna to by�a praca, ale przy okazji poznawa�em osobowo�ci nieletnich przest�pc�w, cz�sto ciekawsze od osobowo�ci np. doros�ego, pocz�tkuj�cego biznesmena, te� my�l�cego przede wszystkim o pieni�dzach lub jego zarozumia�ej, z regu�y nowobogackiej �ony, czasami r�wnie prymitywnej, jak moi wychowankowie.
Drugi stra�nik otworzy� nam bram� i odetchn�� z ulg�, �e tych o�miu ja b�d� pilnowa�, a nie on. Spojrza�em ostatni raz na budynek Zak�adu. Trzypi�trowy gmach troch� przypomina� szko��, podobnie jak niekt�re banki sp�dzielcze troch� przypomina�y prawdziwe, bezpieczne banki.
Z�odzieje na wolno�ci
Stara�em si� nie my�le� o tym, co dzieje si� we wn�trzu tego budynku, chocia� nie dzia�o si� tam nic nadzwyczajnego; z pewno�ci� by�o tam spokojniej i bardziej przyzwoicie, ni� to wyobra�ali sobie mieszka�cy miasta. Nie lubi�em jednak przebywa� za kratami, chocia� p�acono mi za to. U wychowank�w Zak�adu Poprawczego, internowanych po raz pierwszy, ju� po dw�ch, trzech miesi�cach pobytu pojawia�y si� cz�sto reaktywne zaburzenia psychiczne, prowadz�ce do depresji lub �miania si� bez zewn�trznych powod�w, paradoksalnego l�ku przed opuszczeniem Zak�adu z jednoczesnym koncentrowaniem si� przede wszystkim na ucieczce i strachu przed przechodzeniem przez ulic�, nawet na pasach i przy zielonym �wietle. Nie m�wi�o si� o tym otwarcie, bo dyrekcja i wychowawcy nie byli merytorycznie przygotowani do psychologicznej analizy osobowo�ci wychowank�w, ale jako� wyczuwali, �e m�ody ch�opak, pozbawiony zbyt d�ugo przepustki, mo�e po prostu "zwariowa�". Dyrekcja i kadra w internacie by�a nastawiona do �ycia praktycznie i post�powa�a racjonalnie. Stara�a si� ona nie utrudnia� �ycia wychowankom, kiedy nie by�o to absolutnie konieczne. Kadra sk�ada�a si� g��wnie z nauczycieli wychowania technicznego, kt�rzy nieustannie majsterkowali z wychowankami i grali z nimi w katty oraz z by�ych, do�wiadczonych oficer�w s�u�by bezpiecze�stwa, kt�rych nie oszuka doros�y cz�owiek, a tym bardziej ma�olat. Najwa�niejsi byli jednak magister fizyki i prawa administracyjnego. Siln� pozycj� w�r�d wychowawc�w w internacie mia� te� jeden polonista, natomiast historyk oraz by�y ksi�dz nie sprawdzili si� jako wychowawcy i musieli odej��. Na emerytur� odchodzi� te� jedyny pracownik, kt�ry uko�czy� dzienne studia w zakresie resocjalizacji i profilaktyki spo�ecznej. Kadra w internacie radzi�a sobie jednak dobrze z wychowankami, co potwierdzali wizytatorzy z s�du. W ci�gu roku szkolnego ch�opcy obowi�zkowo chodzili do szko�y; niekt�rzy nawet czego� si� nauczyli, inni spali na lekcjach po nocnym w�chaniu kleju, je�eli uda�o im si� przemyci� go do internatu, ale wszyscy raczej starali si� nie przeszkadza� nauczycielom. Dobra opinia w szkole umo�liwia�a im cz�stsze otrzymywanie przepustek. Na warsztatach wychowankowie uczyli si� wykonywania prac stolarskich i �lusarskich, otrzymywali za to wynagrodzenie, z wysoko�ci kt�rego byli niezadowoleni, podobnie jak ludzie doro�li, ale za to mieli okazj� do przemycenia do internatu pilnika lub innego narz�dzia potrzebnego do pi�owania lub podwa�ania krat. O ucieczce my�leli jednak
10
Orrc~;ori 'lalewski
g��wnie ci mni w ulymW n vs~ychowankowie, bo nieco m�drzejsi wiedzieli, 2c wvnamir w szkulc pozorowa� nauk�, prac� na warsztatach i zachowyw,n vi4 wzgl�dnie poprawnie w internacie, a to z pewno�ci� wystarc:r.y clc> ur,ysk.rrlia najpierw jednorazowej, a nast�pnie sta�ej przepustki .IcHl,rk wi4ksio�� nieletnich .przest�pc�w trafia�a do Zak�adu I'cyr;nvczcgo nic po to, aby poprawnie zachowywa� si�, tylko �eby rozrohi,r�, rc sr.kod� dla siebie i wychowawc�w.
I~yliW yju� poza Zak�adem. Po prawej stronie mijali�my jeszcze ogrodr.enic boiska sportowego, ale po lewej wy�ania�y si� ju� jakie� grube rury prowadz�ce do du�ego zak�adu przemys�owego. W oddali znajdowa�y si� pola i las, kt�rych zapach miesza� si� ze smrodem dolatuj�cym i fabryki. Spaliny samochod�w dobiega�y do nas r ruchliwej ulicy, co po�rednio dowodzi�o, �e miasto rozbudowalo sig wkcil Zak�adu stoj�celto dawniej na uboczu. Dooko�a l�ni�y wi~;ksr.c i mniejsze domki jednorodzinne. Niekt�re architektonicznie prr.yunninaly ma�e pa�ace, burzone zwykle i rabowane przy okazji ludowych r~:wolucji. Prowokowa�y one swoim bogactwem i przepychem do cli.ialaniat moich podopiecznych, ale jednocze�nie zniech�ca�y solidnym iahcxlieczeniem i szczekaniem du�ych ps�w za ogrodzeniem. ('z4se wychowank�w Zak�adu Poprawczego otrzyma�a jednak wyroki ra ohr;rhc~wanie takich w�a�nie pa�cyk�w. Nie my�leli oni o tym w tyj chwili, wni.niejszy by� wyjazd w g�ry, kt�re niekt�rzy z nich znali tylko r tc~l~~wii.ji.~ Na ten wyjazd zapracowali swoim poprawnym; p�rocznym raclu>waniem.
Przypomina�em swoje m�ode lata i cicsrylcm si�, i.e moje m�odzie�cze zachowania nigdy nie zosta�y zaklasyfikowanc .jako przest�pcze, chocia� nie by�y one z pewno�ci� wzorowe. .I ui.jako pracownikowi ci�ko mi by�o wytrzyma� za kratami kilka godzin i dlatego stara�em si� rozumie� potrzeby tych, kt�rzy musieli przebywa� za kratami wiele miesi�cy, a cz�sto i lat. Moja sytuacja �yciowa i zawodowa umo�liwi�a mi zaproponowanie tym zdeprawowanym m�odzie�com, aby zamiast kradzie�y na przepustkach, picia w�dki i w�chania kleju, zaj�li sie turystyk�, sportem i medytacj�. Mia�em du�o argument�w, aby ich przekona�; przede wszystkim mogli wychodzi� ze mn� z Zak�adu kiedy tylko mia�em wolny czas. Chocia� byli gro�nymi przest�pcami, to jednak wcze�niej z regu�y zostali odrzuceni przez rodziny, a w grupie terapeutycznej czuli si� wzgl�dnie bezpiecznie. Przy okazji mogli nauczy� si� czego� konstruktywnego. W Zak�adzie mieli zapewnion� szko�� i war
Z�odzieje na wolno�ci
sztaty; ja organizowa�em im czas wolny, staraj�c si� w ten spos�b modyfikowa� ich wypaczone osobowo�ci. Dwa razy w tygodniu chodzili ze mn� na treningi judo, na kt�rych uczy�em ich nowych technik obrony przed biciem i kopaniem, a nast�pnie walczy�em z ka�dym z nich. Pozwala�em si� pokona� tylko wtedy, kiedy to ja wykonywa�em kopni�cie lub uderzenie, a wychowanek broni� si� wykonuj�c rzut. W ten spos�b w praktyce przekonywa�em ich o wy�szo�ci obrony nad atakiem. Po treningu rozmawiali�my o turystyce g�rskiej i dwa razy w roku wyje�d�ali�my w ten rejon, kt�ry omawiali�my przez ostatnie p� roku. Cz�sto te� rozmawiali�my o ich problemach rodzinnych i osobistych, ale tylko wtedy, kiedy oni sami albo jeden z nich zaproponowa� tak� rozmow�. Narzucanie im takich temat�w, a szczeg�lnie m�wienie o ich matce bez ich zgody, automatycznie oznacza�o zerwanie porozumienia.
Poci�g odje�d�a� za godzin�. Mieli�my jecha� ca�� noc, aby rano dotrze� do miejsca przeznaczenia i od razu wyruszy� w g�ry. Postanowi�em wi�c, �e zrobimy podstawowe zakupy w najbli�szym sklepie. Dopiero teraz przesta�em rozmy�la� i zauwa�y�em obecno�� ch�opc�w. Szli spokojnie obok mnie, rozmawiaj�c o swoich sprawach. Nawet nie zapytali mnie, czemu nie idziemy na przystanek autobusowy, tylko skr�cili�my w kierunku sklepu spo�ywczego. Na tym etapie naszej znajomo�ci ufali mi i czuli�my si� wzgl�dnie dobrze razem. Nagle Dzi�cio� zatrzyma� si� i spojrza� na szereg willi ci�gn�cych si� a� po horyzont. Wielokrotnie chodzili�my t� tras�, ale dopiero teraz, kiedy wakacje by�y tak blisko, ch�opiec powiedzia�:
- Du�o szmalu jest w tych domach.
- Sami z�odzieje tu mieszkaj�- doda� Kuferek.
- Po�owa z�odziei, a reszta zarobi�a uczciwie - odezwa� si� Grabarz, patrz�c na mnie i szukaj�c wsparcia.
- Nie wtr�caj si� frajerze jeden! - krzykn�li prawie wszyscy na Grabarza, kt�ry mia� najs�absz� pozycj� w grupie, ale mimo to stara� si� mie� w�asne zdanie.
Nie m�wcie do niego frajerze. Jeste�my ju� za bram�, na wolno�ci i b�dziemy si� zachowywali jak zwyczajni ludzie - przerwa�em ich dyskusj�. - Wszyscy mieszkaj�cy tu ludzie uczciwie zarobili na swoje domy - rozstrzygn��em sp�r, bo taka by�a moja rola, chocia� zrobi�em to bez przekonania. Ch�opcy zauwa�yli, �e nie jest to -rozmowa ani szczera,
I? 13
i ' III I I Grzegorz Zalewski
ani potrzebna i w milczeniu usiedli pod sklepem. Tylko Dzi�cio� pr�bowa� jeszcr.c nlc�n~ialo broni� swojego stanowiska:
- Przecief f'rajerry w tym kraju nie zarabiaj� du�o - powiedzia�. - Sk�d wobec tego sct.te wille i samochody? To, co zarabiaj�, starczy�oby im tylko na p�oty. Mo�e babcia im z renty pomaga, tak jak Robertowi.
. I, , - I )r,i�ciol, czep si� swojej babci - odpowiedzia� Robert, chyba naj spokoj nicjszy i najbardziej porz�dny ch�opiec w mojej grupie. Mia� trud ' ' ml sytuacj� rodzinn�, chocia� niepatologiczn�. O jego ojcu nic nie wie
' I dzialem. Nie lubi�em czyta� akt wychowank�w; wola�em poznawa� ich ' ' ', w czasie zaj��, kt�re z nimi prowadzi�em. Jego matka wychowywa�a siedmioro dzieci, z czego cz�� by�a ma��e�skich, a cz�� pochodzi�a ze zwi�zku z konkubinem. Matka nie pracowa�a, natomiast konkubin od czasu do czasu bra� si� do jakiej� pracy, ale og�lnie mia� opini� cz�owieka niezaradnego. Robert posiada� sta�� prxcpustk�, z kt�rej m�g� korzysta� w dni codzienne po zako�czeniu nauki w szkole i na warsztatach, tzn. od godziny pi�tnastej do dWUd'I,ICSIC,I, .1 W dni �wi�teczne Zak�ad Poprawczy by� dla niego domem ca�kowicie otwartym. Nale�a� on do tych nielicznych wychowank�w, kt�remu przepustka ca�kowicie nale�a�a si�. Wychodz�c z Zak�adu nie poszukiwa� on obsesyjnie papieros�w, alkoholu, pieni�dzy i weso�ej panienki, tylko potrafi� godzinami spokojnie spacerowa�. Ch�tnie poszed�by rmwca do kina, czy do teatru, ale nigdy nie mia� pieni�dzy. Wracaj�c r dc~lnu nie sp�nia� si� o jeden czy dwa dni, tak jak wielu jego koleg�w. %.awsre by� tego dnia, kiedy ko�czy�a si� mu przepustka i to przed kolacji. Wielu wychowank�w przyje�d�a�o do Zak�adu g�odnych, ale o nim kry�yla opinia, �e czasami stara� si� zd��y� nawet na obiad. Inni tego raczej nie robili, bo woleli przebywa� poza Zak�adem tak d�ugo, jak to tylko by�o mo�liwe, a poza tym w Zak�adzie czeka�y na nich r�ne prace i rejony do sprz�tania, kt�re w ka�dej chwili mog�y by� im przydzielone. Robert by� wi�c troch� nietypowym wychowankiem, bo nie unika� pracy przy u�yciu wszystkich mo�liwych i pozornie niemo�liwych sposob�w oraz potrafi� relaksowa� si� na spacerze, nie planuj�c jednocze�nie co mo�na by ukra�� lub kogo by tu obrobi� z pieni�dzy.
- Przesta�cie ju� gada� o tych babciach - wtr�ci� si� do rozmowy Micha�, wysoki, inteligentny blondyn. - Cz�owiek nie ukrad�, dop�ki mu si� tego nie udowodni, albo nie "przybije". Zbudowali domy, mog� do nich wchodzi� i wychodzi� kiedy tylko chc�; mog� usi��� za kierowni
Z�odzieje na wolno�ci
cy wygodnego merca i pojecha� w daleki �wiat, nie tak jak my poci�yem. Nie s� wi�c frajerami ani z�odziejami.
- No w�a�nie, za nieca�� godzin� odje�d�a nasz poci�g. �d� szybko, kupi� jakie� napoje, chleb, �er, troch� w�dliny i konserwy. Wyci�gnijcie z plecak�w foliowe torebki, aby w�o�y� do nich chleb - powiedzia
�em wchodz�c do sklepu.
Znalaz�em si� w du�ym pawilonie. Po lewej stronie p�ki by�y wype�ttione r�nymi owocami i warzywami, w �rodku w kilku rz�dach sta�y produkty spo�ywcze, a po prawej stronie by�o tak du�o mi�sa, kie�bas i przer�nych w�dlin, �e cz�owiek �yj�cy wy��cznie w systemie socjalistycznym nie uwierzy�by w�asnym oczom. Na szcz�cie dane mi by�o ty� i pracowa� na prze�omie upadaj�cego, zad�u�onego socjalizmu i rodz�cej si� hybrydy drapie�nego kapitalizmu z pozorn� demokracj�. Ekspedientki leniwie snu�y si� mi�dzy p�kami, poniewa� kupuj�cych by�o niewielu. Szybko wrzuci�em do jednego koszyka kilka kilogram�w Chleba, a do drugiego potrzebne nam produkty. Nagle zauwa�y�em, �e ekspedientki o�ywi�y si�; jedna z nich do niedawna sta�a na drabince i uk�ada�a na g�rnej p�ce jakie� puszki - przerwa�a swoj� prac� i zbieg�a z drabinki omal nie przewracaj�c si�, druga zostawi�a n�, kt�rym przed chwil� spokojnie kroi�a mi�so i pobieg�a w tym kierunku, gdzie zmierza� prawie ca�y personel sklepu. Kasjerki te� obejrza�y si� niespokojnie do ty�u. Gdybym zna� �ycie g��wnie z literatury klasycznej, to pomy�la�bym, �e do sklepu raczy� wej�� jaki� szlachcic lub mo�e nawet murgrabia, kt�ry �yczy� sobie by� obs�u�ony w szczeg�lny spos�b, przez wszystkie obecne w sklepie panie; gdybym natomiast zna� �ycie g��wnie z literatury lat siedemdziesi�tych i osiemdziesi�tych dwudziestego wieku, to pomy�la�bym, �e do sklepu raczy� wej�� jaki� wa�ny aktywista, sekretarz lub tajny wsp�pracownik s�u�by bezpiecze�stwa, kt�ry znudzi� si� ju� bezkolejkowymi, p�darmowymi zakupami w komitetowym bufecie i chcia� popatrze�, jak nieudolnie dokonuje zakup�w lud pracuj�cy. Ostatecznie jednak by�y czasy wsp�czesne i do sklepu m�g� wej�� podrz�dny dzia�acz zwi�zkowy, kt�ry jednak, maj�c nierozwi� zane problemy finansowe, rodzinne i osobiste, �yczy�by sobie by� traktowany jak wa�na osoba, aby si� wewn�trznie dowarto�ciowa� i wzmocni�. Nic takiego nie mia�o jednak miejsca. Do sklepu wszed� po prostu jeden z moich podopiecznych, Bosman, kt�ry z pozosta�ymi ch�opcami nazbiera� z trudem ilo�� pieni�dzy wystarczaj�c� do zakupienia jednej
14 15
Grzegorz Zalewski
paczki najta�szych Iryncrosciw. Bosman wzi�� spokojnie koszyk, podszed� do pulhi i, palncmsami, w�o�y� jedno opakowanie do koszyka, a nast�pnie hc~dsrcd� do stoiska ze s�odyczmi i zachowa� si� tak, jak wi�kszo�� clricci w.jego wieku - si�gn�� po czekolad�. Obejrza� si� jednak do ty�u n,r towarzysz�ce mu ekspedientki, kt�re w liczbie pi�ciu sta�y za dobrze znanym im klientem i od�o�y� czekolad� na p�k�. Zrobi�o mi si� ial Bosmana, tych ekspedientek, kt�re k�opotliwy klient oderwa� od monotonnej pracy i ca�ego tego g�upiego �ycia. Nie mog�em jednak kupi� E3osmanowi czekolady. Pieni�dzy musia�o nam starczy� na siedem dni, a z moich oblicze� wynika�o, �e wystarczy ich tylko na sze��. Zak�ad Poprawczy da� nam tylko skromne diety, przedstawiciele instytucji charytatywnych popatrzyli tylko na mnie ze zdziwieniem i niesmakiem, bo wiedzieli, �e potrzebuj� pieni�dzy na wyjazd w g�ry z przest�pcami, kt�rych dodatkowo jeszcze uczy�em technik,judo, a oni byli temu przeciwni. Tylko jeden du�y zak�ad pracy da� nam troch� pieni�dzy, po znajomo�ci, ale za to mniej ni� obiecali jego przedstawiciele i du�o mniej, ni� realnie mogli. Tak, czy inaczej, zrealizowa�em to, co obiecywa�em swoim wychowankom od p� roku - jechali�my w g�ry i mieli�my jedzenie. Trzeba by�o tylko jeszcze kupi� bilety na poci�g, a czasu by�o coraz mniej.
Zap�aci�em w kasie za potrzebne nam produkty spo�ywcze, wyszed�em przed sklep i rozdzieli�em wszystko mi�dzy wychowank�w. Wi�kszo�� z nich po�o�y�a chleb do plecaka berpo�rcdno na ubrania, chocia� powiedzia�em im, aby ze wzgl�d�w higienicznych wk�adali go do foliowych toreb. Ekspedientki smutne, powaync i wierz�ce w g��boki sens swojego post�powania odprowadza�y w tym czasie Bosmana do wyj�cia. Rozstawali si� bez s��w, przekonani do swoich sprzecznych racji; m�ody z�odziej, kt�ry tym razem niczego nie ukrad� i zapracowane kobiety, kt�rym tym razem uda�o si� ochroni� sklep przed z�odziejem.
Po chwili jechali�my ju� autobusem komunikacji miejskiej na odleg�y o trzy przystanki dworzec kolejowy. Zbli�a� si� pi�tkowy wiecz�r i autobus by� wype�niony lud�mi, kt�rzy musieli d�u�ej zosta� w pracy, b�d� robili ostatnie zakupy, czy te� jechali zabawi� si� lub odpocz��. Po ich zm�czonych twarzach by�o jednak wida�, �e raczej jad� odpocz��. Autobus by� ci�gle wyprzedzany przez szybsze samochody; znajduj�cy si� w nich ludzie jechali raczej zabawi� si�. Prowadzona przeze mnie grupa nie wyr�nia�a si� ubiorem; ch�opcy mieli na sobie sk�rzane lub jeanso
Z�odzieje na wolno�ci
wc kurtki, kolorowe koszule, modne spodnie. Nie wyr�niali si� te� nuchowaniem; stali lub siedzieli spokojnie. Domy�la�em si�, �e troch� pe~rozrabiaj�dopiero w g�rach. Wytatuowane na ich twarzach ma�e kropki by�y prawie niewidoczne. Niekt�rzy z nich mieli banda�e na d�oniach, pod kt�rymi znajdowa�y si� skaleczenia po wywabionych tatua~sch przy u�yciu prymitywnych metod. Nie pyta�em ich o szczeg�y, als pod banda�ami mieli ropiej�ce bruzdy, kt�re powsta�y od brzytwy lub �yletki. Nie by�y to klasyczne samookaleczenia, b�d�ce efektem d�ugotrwa�ej frustracji lub pr�b� zaimponowania sobie czy te� innym. W tym przypadku u�ycie brzytwy lub �yletki s�u�y�o usuni�ciu z d�oni tatua�u, kt�rym mo�na by�o zaimponowa� kolegom w Zak�adzie, ale kt�ry jednocze�nie demaskowa� delikwenta na wolno�ci. Pozosta�e tatua�e by�y zakryte koszul� i nie trzeba by�o ich wywabia�. Ch�opcy chcieli na wycieczce pozna� dziewczyny i znaki ewidentnie �wiadcz�ce o ich przynale�no�ci do Zak�adu Poprawczego nie by�y im przez nadchodz�cy tydzie� do niczego potrzebne.
W ci�gu dziesi�ciu minut dojechali�my na miejsce. Kiedy szli�my na dworzec, zbli�y� si� do mnie niski, chudy, ale kr�py wychowanek, kt�ry nazywa� si� Czeczen i zapyta� mnie, pokazuj�c jednocze�nie z�oty �a�cuszek:
- Kupi trener za 100 tysi�cy?
Komu on zgin��? - zapyta�em odruchowo, my�l�c o pilnej potrzebie zakupienia dziewi�ciu bilet�w ulgowych do Warszawy na poci�g po
�pieszny, a dalej osobowy.
- Niech trener nie �artuje - w��czy� si� z u�miechem Dzi�cio�, najbardziej rozmowny w grupie, podobno przystojny i podobaj�cy si� dziewczynom. - �a�cuszek jest warty co najmniej sto dolar�w. Okazja! '
- Co wy ze mnie pasera robicie? Ja jestem trenerem - odpowiedzia�em wchodz�c ju� do poczekalni dworcowej. - Poczekajcie tutaj na mnie. Zaraz przynios� bilety.
Ch�opcy usiedli w rogu poczekalni na jedynej wolnej �awce, a ja stan��em w kolejce do kasy. Przede mn� by�y tylko dwie osoby. Po chwili mia�em ju� bilety w d�oni i w tym momencie kto� delikatnie dotkn�� mojego ramienia. Mia�em przeczucie, �e jest to kto� spoza mojej gra Chyba jaka� kobieta. Obejrza�em si� i zobaczy�em Renat�, dziew � '`~' kt�r� wczoraj przypadkowo spotka�em w autobusie, a przedtem d~~`~'~- ~= �em ponad rok temu. Przypomnia�em sobie teraz, �e po raz pi >~s!~
16 17
Grzegorz Zalewski
spotkali�my si� w ciluyey kolejce do biura paszportowego. By�o to w lutym, podcr.us bardro mro�nej zimy. Ludzie ubrani w szare palta lub grube kotuchy przypominali kolejk� po chleb w Nowosybirsku w czasie siedemdziesi�cioletniego, przej�ciwego kryzysu zaopatrzeniowego. Prawie wszyscy ludzie z naszej kolejki chcieli wyjecha� na wymarzony Z..ach�d, tak jakby byli tam do czego� potrzebni, poza sprz�taniem i wykonywaniem innych prac fizycznych. Przede mn� sta�o kilka szarych i smutnych os�b, a przed nimi znajdowa�a si� i wyr�nia�a z t�umu m�oda, wysoka blondynka, maj�ca kr�cone, d�ugie w�osy. Jako jedyna osoba w kolejce by�a' bez czapki. Mia�a na sobie d�ugi, jasny p�aszcz. Stali�my tak bezmy�lnie kilka godzin, nast�pnie ona otrzyma�a paszport, a ja kilkana�cie minut p�niej. My�la�em, �e ju� jej nie zobacz�. Spotka�em j� jednak ponownie na przystanku. Zobaczy�em wtedy jej twarz. By�a naprawd� pi�kn� dziewczyn�. Nie mia�em jednak odwagi, aby do niej podej��. Nie wiedzia�em zreszt�, co mam jej powiedzie�. Wsiad�em jednak za ni� do nadje�d�aj�cego autobusu, chocia� tak naprawd� powinienem by� uda� si� w przeciwn� stron�. Skoro zacz��em ju� post�powa� irracjonalnie, to postanowi�em kontynuowa� takie zachowanie. Podszed�em wtedy do nieznajomej i powiedzia�em dr��cym g�osem:
-Ale zimno na dworce.
Dziewczyna spojrza�a na mnie z zaciekawieniem, chocia� by�em starszy od niej o kilkana�cie lat.
- D�ugo .stali.�my w tej kolejce - doda�em, podtrzymuj�c rozmow�.
- Wid-ialcrm pana, slcrl pcrn ~a mn� - odpowiedzia�a z u�miechem, dodaj�c mi otuchy. Zacz��em domy�la� si� wtedy, �e ta znajomo�� mo�e zako�czy� si� konstruktywnie. Jacy� ludzie przepychali si� w autobusie i rozdzielili nas w tym momencie. Wiedzia�em ju� jednak, �e pierwsze lody zosta�y prze�amane. Po chwili wysiad�a przednimi drzwiami. Wyskoczy�em z autobusu w ostatniej chwili i zobaczy�em j� kolejny raz spokojnie czekaj�c� na przystanku.
- Mam lu ~r~e.sicrdk� - wyt�umaczy�a swoje nieo�zekiwane zachowanie.
Ponios�a mnie wtedy fantazja i zacz��em improwizowa�:
- Paka pi�kna dziewczyna nie powinna podr�~owcr� samcy. (.'hcictlbym .si� paniq ~cropiekowa�.
U�miechn�a si� wtedy drugi raz i powiedzia�a �agodnym g�osem:
Z�odzieje na wolno�ci
- l'u moje wejdziemy do "Barci" i napijemy sil gr~crnego miodu. Kawiarnia o~nazwie "Bar�" znajdowa�a po drugiej stronie ulicy. Po
chwili ju� wchodzili�my do jej wn�trza. Pomog�em dziewczynie zdj�� p�aszcz i zobaczy�em, �e ma na sobie bardzo oryginalny sweterek. W tym momencie wszystko mi si� w niej i na niej podoba�o. Sama kawiarnia by�a do�� ponura, zadymiona i siedzieli w niej g��wnie ludzie g�uchoniemi, energicznie gestykuluj�cy r�kami w celu wzajemnego porozumienia si� i pij�cy grzany mi�d z brzydkich kubk�w. Na tle tej scenerii poznana przeze mnie dziewczyna wygl�da�a jeszcze pi�kniej. Usiedli~my przy jednym z wolnych stolik�w i przedstawili�my si� wzajemnie. hziewczyna przej�a inicjatyw� i zacz�a �artowa� oraz opowiada� ct sobie. Odpowiada�a mi taka konwencja; wola�em jej s�ucha�, ni� m�wi� sam. Moja podstawowa praca na Uniwersytecie polega�a na ci�g�ym m�wieniu i udawaniu, �e za ka�dym razam informuj� student�w o rzeezach nowych i wa�nych. W Zak�adzie Poprawczym na szcz�cie m�wi�o si� ma�o, ale za to konkretnie, chocia� o sprawach oczywistych.
Dowiedzia�em si� od Renaty, �e jest szwaczk�, ma osiemna�cie lat, niedawno uko�czy�a szko�� zawodow� i pracuje od kilku miesi�cy w prywatnej firmie, kt�ra prawdopodobnie zbankrutuje za kilka tygodni. Nie uprzedzam si� zbyt szybko do ludzi i dlatego nadal wydawa�a mi si� pi�kna. Moje wyobra�enie o niej by�o chyba obiektywne, bo wi�kszo�� g�uchoniemych przygl�da�a si� jej r�wnie� z wyrazem po��dania
`w oczach. Niekt�rzy z nich robili w jej kierunku jednoznaczne gesty, ile mo�e kompensowali sobie w ten spos�b trudno�ci w s�ownym zako _= munikowaniu swoich - w ich mniemaniu - typowo m�skich potrzeb. g_ denata by�a w ko�cu jedyn� kobiet� w tym lokalu i na niej koncentro
wia�o si� zainteresowanie wszystkich tych m�czyzn, kt�rzy nie byli je 3zcze zupe�nie pijani. Ona jednak totalnie ignorowa�a impertynenckie ~_ zachowania sta�ych bywalc�w; prawdopodobnie nie pierwszy raz sku
tecznie radzi�a sobie w takiej sytuacji. Ja czeka�em spokojnie na pierw _ szy kubek lub kufel lec�cy w nasz� stron�, bo wtedy m�g�bym pr�bo wa� wykaza� si� przed Renat� swoj� si�� i sprawno�ci� fizyczn�, ale ani wyzwiska (co zrozumia�e), ani twarde przedmioty nie dolatywa�y do nas (co ze wzgl�du na sytuacj� by�o ju� mniej zrozumia�e). Co prawda szanuj�cy si� intelektualista nie powinien bra� udzia�u w karczemnych b�jkach, ale tak� tez� lansuj� g��wnie ci intelektuali�ci, kt�rzy przesie dzieli zaj�cia z wychowania fizycznego na zwolnieniach pisanych przez
18 19
Grzegorz Zalewski
mamy, s� bici w domu przez �ony oraz byle �achudr� na ulicy i ci�gle skar�� si�, �c rzeczywisto�� jest dla nich zbyt okrutna lub oni s� zbyt delikatni.
W rzeczywisto�ci w tym lokalu by�o jednak spokojnie. Prawdopodobnie stoj�cy za lad� du�y barman cieszy� si� tu autorytetem i panowa� nad pozornie niebezpieczn� sytuacj�. Barman wygl�da� na cz�owieka w pe�ni sprawnego psychicznie oraz fizycznie i oblizywa� si� patrz�c na Renat�, jakby chcia� j� schrupa� na kolacj�, albo raczej - b�d�my realistami - pokocha� si� z ni�. Dziwna to by�a sytuacja, podobnie jak knajpa, pe�na dymu, zapachu pitnego miodu i kwa�nych lub �mierdz�cych oddech�w. By�o w tej pseudokawiarni jednak co� z atmosfery otaczaj�cej nas rzeczywisto�ci, kt�r� werbalnie chcemy ci�gle zmienia�, ale do kt�rej przyzwyczaili�my si� ju� bardzo dawno temu.
Napili�my si� grzanego miodu zgodnie z propozycj� Renaty i wyszli�my powoli z ponurego lokalu. Co� jednak we mnie zmieni�o si�. Wracaj�c w mro�ne popo�udnie na przystanek autobusowy, u�wiadomi�em sobie, �e dobrze mi si� spaceruje z t� niedawno poznan� dziewczyn�.
Spotyka�em si� z Renat� jeszcze kilka razy, ale za ka�dym razem mieli�my sobie mniej do powiedzenia. Ze wzgl~;d�w obyczajowych nasze spotkania odbywa�y si� w pokoju akademickim, zajmowanym przez ambitnego asystenta, kt�ry ca�e dnie sp�dzal w czytelniach. Mieli�my wi�c zawsze mo�liwo�� dyskretnego sp�dzenia kilku godzin. W czasie takich spotka� Renata du�o �artowa�a, co bardzo mi odpowiada�o i cz�sto m�wi�a mi, �e chcia�aby wyj�� z� m��, po to, aby uwolni� si� od despotycznej matki, co ju� mniej mi odpowiadalo. Dopiero ma��e�stwo - jej zdaniem - da�oby jej pe�n� swobod�. M~;�a zdradza�aby zawsze, kiedy tylko zapragn�aby tego. To ju� zupelnie mi nie odpowiada�o. Poza tym by�em �onaty i mia�em jedno dziecko. Wyja�nia�em jej, �e trudno jej b�dzie znale�� takiego tolerancyjego albo g�upiego m�a. Ona wtedy sugerowa�a mi, �e jest sprytna, m�oda, �adna i jako� to b�dzie. Na tej p�aszczy�nie nie mogli�my si� wi�c porozumie�. Rozmawiali�my te� o jej ewentualnej, dalszej edukacji. Nie mia�a nic przeciwko temu, aby studiowa�, ale z trudem dociera�y do niej moje uwagi, �e musi najpierw kontynuowa� nauk� w szkole �redniej, a potem zrobi� matur�. Obra�a�a si� wtedy z regu�y na mnie i wypomina�a mi, �e mam ma�o pieni�dzy, nie mam samochodu i nie wiadomo dlaczego spotykam si� z ni� w akademiku, a nie w swoim mieszkaniu. Oboje mieli�my racj�,
Z�odzieje na wolno�ci
ku�eryli�my wi�c wszelkie spory. Otwierali�my butelk� wina, s�uchali~roy muzyki oraz przytulali�my si� do siebie. Spotkania te nie mia�y j~drrak �adnej przysz�o�ci. Ona �y�a seksualnie ze swoim ch�opakiem, )u by�em �onaty. Opowiada�a ci�gle te same dowcipy, a moje "dobre lady" traga�y w pr�ni�.
Z pocz�tku bardzo mi zale�a�o na tych spotkaniach, ale ona umawia�a si� ze mn� i cz�sto nie przychodzi�a. Bawi�a si� mn� i ca�ym swoim byciem. P�niej zacz�y spotyka� j� niepowodzenia, kt�rych przyczyn nie; potrafi�a zrozumie�. Straci�a prac�, rozsta�a si� z ch�opakiem, zawiod�a si� na kole�ance... Szuka�a u mnie pomocy, ale tak naprawd�, to lubi�a mnie wykorzystywa�, g��wnie finansowo. Pomog�em znale�� jej teow� prac�, zacz�a te� uczy� si� w wieczorowym liceum og�lnokszta�c�cym. Nie da�em si� jej jednak dalej wykorzystywa� psychicznie i materialnie. Najlepszym sposobem na to by�o definitywne rozstanie. I tak si� sta�o.
Mam tak� swoj� prywatn� teori�, kt�ra potwierdza si� r�wnie cz�sto jek teorie naukowe. Z mojej potwierdzonej teorii wynika, �e niekt�rzy ludzie spotykaj� si� ze sob� znacznie cz�ciej ni� to wynika z rachunku pt'awdopodobie�stwa uwzgl�dniaj�cego wszystkie mo�liwo�ci takiego spotkania. Ludzie potrac� w jaki� spos�b zwi�kszy� prawdopodobie�stwo takiego spotkania; kiedy np: wchodzimy na klatk� schodow� bloku mieszkalnego, to cz�ciej spotykamy osoby nielubiane ni� neutraltte; w przypadkowych miejscach spotykamy ludzi, kt�rzy przechodz� t� tirog� raz w miesi�cu i to o r�nych godzinach, a kt�rzy s� nam akurat potrzebni, potrzebuj� nas lub kt�rych udawa�o nam si� ca�y miesi�c unika�. B�g nie po to stworzy� ludzi; aby mijali si�, ale po to, aby wcho
~' dzili ze sob� w interakcje. Tak jest ciekawiej i B�g ma wi�cej mo�liwo i_ �ci do oceny zachowania si� ka�dego cz�owieka w stosunku do innych ludzi. By� mo�e spotanie z Renat� po rocznym niewidzeniu si�, na dzie� przed wyjazdem w g�ry z nieletnimi przest�pcami, nie by�o zupe�nie przypadkowe.
Sta�em wtedy zamy�lony w autobusie, a ona zauwa�y�a mnie i podesz�a.
- ('~e.�� - powiedzia�a rozpromieniona jak zawsze. - Dawno nie wi
d~ieli.�my .si�. Ty chyba mnie unikcrs~? - Unikcrlem.
?0 21
:Y $y.
Grzegorz Zalewski
- Znowu .strcrcilcrm prcrc~, cr ncruc~ycielce od pols~kie~o powiel..-icrlam co o niej my.~~l~, cr ta w.slr�tncr malpa wyr~ucila mnie ~e .s~kvly.
Nie 'mod� ci _ ju� pom�c. Jutro jad� w g�ry, tym wieczornym pocict
l;iem, co ~crws~e.
- Mok�. jecha� ~ tobq?
-.lad~,ju~ ~ takimi kilkoma malymi ~boc~e�cami.
- Z tymi Iwoimi ~lodziejami? - No.
- A tv nie_ jady. - To cze��.
- C~e.��.
Rozstali�my si� i dzisiaj nieoczekiwanie - przynajmniej dla mnie spotkali�my si� ponownie.
- Cze�� - powiedzia�a Renata. - Nie mam co robi�. Jad� z wami. Mia�a przecie� nie jecha�. Nie posiada�a te� oczywi�cie pieni�dzy. Ja z kolei nie mia�em czasu, aby z ni� rozmawi�. Poci�g odje�d�a� za siedem minut. Wiedzia�em wtedy, �e b�d� musia� na wycieczce p�aci� za ni� swoimi pieni�dzmi, kt�rych te� mia�em ma�o. Kiwn��em g�ow� na ch�opc�w i przeciskaj�c si� przez t�um podr�tnych ruszyli�my w kierunku poci�gu. Pi�kna, wyrzucona ze szko�y i pracy szwaczka, o�miu nieletnich przest�pc�w oraz doktor psychologii udawali si� w nieznane w poszukiwaniu przygody. Dziesi�ciu wspania�ych. Ma�o prawdopodobna, groteskowa bajka by�a jednak prawd�.
Rozdzia� 2
Poci�g ruszy� z peronu. Uda�o nam si� zaj�� wszystkie miejsca w jedtlym z przedzia��w. Z pocz�tku wydawa�o si� to trudne, albo nawet nie~fo�liwe, poniewa� t�um ludzi szturmowa� drzwi wszystkich wagon�w. filie ustalali�my wcze�niej strategii wsiadania do ewentualnie przepe�tlionego poci�gu. Okaza�o si� jednak, �e przed odjazdem poci�gu ma�o�l�wny Robert znalaz� si�, w sobie tylko wiadomy spos�b, po drugiej �tronie peronu, otworzy� z zewn�trz okno jednego z wagon�w, podci�
-=yn�� si� na r�kach i wtoczy� si� na plecach do przedzia�u. Opowiada� p�niej, �e w przedziale tym siedzia�a ju� jaka� zakochana para i starBzy m�czyzna. Chwali� si�, �e po wtoczeniu si� do przedzia�u po�o�y�
'- g�ow� na kolanach dziewczyny, a ja zwr�ci�em mu uwag�, �e zachowa� ~~i� niew�a�ciwie. Podobno w czasie tego zdarzenia narzeczony panien ki by� bardziej milcz�cy, ni� zwykle bywa� ma�om�wny Robert i bar
~_ dziej spokojny, ni� nieruchome drzewo. Co� na temat z�ego wychowania wsp�czesnej m�odzie�y m�wi� tylko starszy m�czyzna, ale w tym momencie do przedzia�u wtargn�li koledzy Roberta. Przepychali si� przez w�ski korytarz wagonu z plecakami na ramionach, ha�asuj�c oraz powi�kszaj�c i tak panuj�ce zamieszanie. Podr�ni zadawali im podniesionym g�osem retoryczne pytania, typu:
- Gdzie si� pchacie, g�wniarze?
Otrzymywali jednak tak dosadne odpowiedzi, �e z regu�y nie mieli ju� ochoty na zadawanie dalszych pyta�.
Dotarli�my wreszcie z Renat�do przedzia�u zajmowanego przez o�miu nieletnich przest�pc�w. W tym czasie wychodzili stamt�d: oburzony,
23
Grzegorz Zalewski
starszy m�czyzna i pewna m�oda, roztrz�siona para. Dziewczyna miota�a jakie� prreklc�stwa, a jej partner by� blady i milcz�cy.
- Wol� sta� na korytarzu, ni� jecha� z byd�em - o�wiadczy� starszy d�entelmen.
- Chamstwo, chamstwo, brak elementarnej kultury - dysza�a skromna panienka.
Ch�opcy zauwa�yli mnie i usiedli spokojnie w przedziale. By�o ich o�miu, ale podsun�li si� tworz�c jedno dodatkowe miejsce do siedzenia, kt�re by�o przeznaczone dla mnie. Renaty wtedy jeszcze nie znali. Sta�em tak popychany przez przeciskaj�cych si� ludzi i patrzy�em w milczeniu na swoich wychowank�w. Wiedzia�em, �e zwr�cenie im uwagi w tym momencie wywo�a zainteresowanie podr�nych. Doprowadzi�oby to wy��cznie do negatywnych dla mnie konsekwencji. Nie mia�em ochoty t�umaczy� si� przed nieznajomymi, wyja�nia� im sk�d s� ch�opcy, ani tym bardziej przedstawia� si� przypadkowym osobom. Spojrza�em k�tem oka na s�siedni przedzia�, w kt�rym krz�ta�o si� tylko sze�� os�b.
- Tu nie ma ju� wolnych miejsc - powiedzia�em do Renaty, wskazuj�c na przedzia� zaj�ty przez moj�grup�. - Poszukamy szcz�cia w przedziale obok.
Weszli�my do s�siedniego przedzia�u, a ja zapyta�em znajduj�cych si� tam podr�nych:
- Czy s� tu mo�e wolne miejsca?
Moje pytanie zosta�o niedos�yszane lub zignorowane, ale uzna�em, �e w czasach demokaracji milczenie oznacza potwierdzenie i usiad�em na jednym z wolnych miejsc. Cztery osoby nadal zajmowa�y si� porz�dkowaniem swoich rzeczy i nie zwr�ci�y na mnie uwagi. Tylko jedna osoba spojrza�a na mnie ze zdziwieniem, a druga z wyrzutem dotycz�cym prawdopodobnie mojego braku cierpliwo�ci i nie czekania na �askaw� odpowied�. Zignorowa�em te zaskoczone spojrzenia i poprosi�em Renat�, aby usiad�a obok mnie. Oczywi�cie moi wychowankowie i by� mo�e ja zachowali�my si� niezupe�nie w porz�dku, ale t�umacz� si� w tym miejscu tylko przed tymi podr�nymi, kt�rzy jechali kiedy� w wagonie drugiej klasy ca�� noc na stoj�co, maj�c nast�pnego dnia w perspektywie co najmniej pi�ciogodzinne podej�cie do najbli�szego schroniska g�rskiego. Jednocze�nie zdaj� sobie ca�kowicie spraw� z faktu, �e problemy, kt�re pojawi�y si� przy wsiadaniu do tego poci�gu s� zupe�nie obce
Z�odzieje na wolno�ci
~Ntttmm sukcesu, kt�rzy cisn�cy si� t�um podr�nych znaj� tylko z telewiry, okien wygodnych samochod�w lub w ostateczno�ci z miejsc obJ~tych rezerwacj�. Poza tym nieletni przest�pcy zostali ju� jako dzieci
tzuceni przez rodziny i spo�ecze�stwo, a obecnie szukali sobie miej~a, nie tyle w spo�ecze�stwie, co w poci�gu, bo nie mieli ochoty jecha� ~~ wycieczk� stoj�c ca�� drog�. By� mo�e nie mieli racji.
L~y�em troch� g�odny, wi�c wsta�em, zdj��em plecak z p�ki i wyj��em ~te~bion� przez siebie turystyczn�, grub� kanapk�. Renata bezmy�lnie kpi�a si� w okno, a mo�e to obraz mijanych, bezkresnych p�l odbija� ~t� na jej twarzy. Spojrza�a na mnie pustymi oczami, zobaczy�a, �e jem i~~ttapk� i powiedzia�a bez sensu:
� Kanapka czerezo.
Mia�o to prawdopodobnie oznacza�, �e kanapka jest zbyt gruba i niezdolnie zrobiona. Poniewa� by� to �art, roze�mia�a si� beztrosko, pokal~ttj�c bia�e z�by. Nie wiem jak� mia�a dusz�, ale z�by mia�a b�yszcz�ce I odrowe.
� Nie gadaj g�upstw, tylko daj mi co� do picia - powiedzia�em zdener~owany, zastanawiaj�c si�, czy ta wyprawa sko�czy si� przynajmniej ~k pomy�lnie, jak poprzednie, tzn. bez kradzie�y, b�jek i policyjnych sport�w.
M�czyzna siedz�cy naprzeciwko mia� do�� t�py wyraz twarzy i przy mina� ludowy archetyp diab�a. Przys�uchiwa� si� jednak z zaintereso yaniem naszej wymianie zda� i kiwa� g�ow� z aprobat�. Widocznie
odpowiada� mu m�j stosunek do siedz�cej obok mnie dziewczyny, kt�r� poniewa� wygl�da� na statecznego i konwencjonalnego cz�owieka ~i va�a� prawdopodobnie za moj� c�rk�.
- W dzisiejszych czasach dzieci s� niedobre - powiedzia� po chwili, mownie kiwaj�c g�ow� i przytakuj�c tym razem samemu sobie.
_ - Pewnie pan jedzie do dzieci albo od nich wraca - odpowiedzia�em lnu zgry�liwie, prze�ykaj�c ostatni k�s kanapki.
- A w�a�nie, �e mam picie - w��czy�a si� Renata. - Zrobi�am kompot 1ta drog�.
- Panie, moje dzieci te� niedobre - kontynuowa� m�czyzna, a jego twarz jakby przybra�a troch� bardziej inteligentny wyraz. - A pana c�rka pomocna? - zapyta� patrz�c na Renat�, kt�ra zaczerwieni�a si� i poda�a mi kompot w turystycznym bidonie.
~4 ~5
Grzegorz Zalewski
- Robotna, panie - powiedzia�em z u�miechem - sama kompot robi. - A umiesz ty co� jeszcze? - zwr�ci�em si� do Renaty, kt�ra natychmiast obrazi�a si� na mnie na jakie� pi�� minut.
W tym momencie uaktywni� si� m�czyzna siedz�cy pod oknem. Mia� na sobie tioletowy garnitur, bia�� koszul�, ale twarz zdecydowanie bardzi�j inteligentn� od mojego pierwszego rozm�wcy. W tym przedziale mo�na go by�o trafnie nazwa� inteligentem, przynajmniej na podstawie wygl�du. By� jednak moim zdaniem ma�o taktowny.
- Te dwa miejsca, na kt�rych pa�stwo siedzicie s� zaj�te - powiedzia� z wyrzutem, patrz�c w nasz� stron�.
- Teraz tak, bo na nich siedzimy - odpowiedzia�em mu spokojnie. - Moi dwaj koledzy wyszli do toalety i zaraz wr�c�.
- Zawsze tak razem chodz� do toalety? - zapyta�em prowokuj�co. - Widzia�em tylko jednego - w��czy� si� pierwszy rozm�wca.
Nikt pana nie pyta! - krzykn�� na niego inteligent w fioletowym garniturze, a nast�pnie z pretensjami zwr�ci� si� do mnie: - Jak wr�c� moi znajomi, to pan z t� pani� b�dziecie musieli opu�ci� te miejsca.
- Dobrze, jak wr�c� - powiedzia�em pojednawczo, domy�laj�c si�, �e m�j pierwszy rozm�wca m�wi� prawd� i chodzi tu jeszcze tylko o jednego dodatkowego pasa�era, a nie o dw�ch. Inteligent po prostu chcia� wygodnie siedzie�; mia� prawdopodobnie bogate, egoistyczne do�wiadczenia i wiedzia�, �e znacznie lepiej mu b�dzie siedzie� w przedziale w siedem ni� w osiem os�b.
Wsta�em w tym momencie i postanowi�em zobaczy�, jak zachowuj� si� moi podopieczni. By�o podejrzanie cicho. Renata niepewnie czu�a si� w przedziale i chocia� by�a na mnie obra�ona, to wyszli�my razem. Na korytarzu znajdowa�o si� znacznie mniej ludzi; uda�o si� im znale�� miejsca w przedzia�ach, kt�re tylko pozornie i na skutek pocz�tkowego zamieszania wydawa�y si� ca�kowicie zaj�te. Stan�li�my przy oknie i po raz pierwszy od rozstania mieli�my czas i okazj�, aby spokojnie porozmawia�. Za du�o po tej rozmowie nie obiecywa�em sobie, ale jak ju� mieli�my sp�dzi� razem tydzie� w g�rach, to wypada�o pewne sprawy wyja�ni�.
Powiedzia�a� rodzicom, �e jedziesz na wycieczk�? - zapyta�em j�.
- Matki nie ma ju� od p� roku w domu. Wyjecha�a do W�och do pracy, a ojcu powiedzia�am, �e jad� do kole�anki.
Z�odzieje na wolno�ci
Nic boisz si� z nimi jecha�? - zapyta�em ponownie, wskazuj�c na wini przedzia�, gdzie za chwil� mieli�my si� uda�.
A ju� mi jest wszystko jedno. Co� mi si� w �yciu nie uk�ada. Ci ~lt�npcy nic mi nie zrobi�. Zreszt� obronisz mnie. Przyda mi si� odpoip~ynek - powiedzia�a kilka pozornie oderwanych od siebie zda�, ale ~d~wierciedlaj�cych jej prywatn� logik�, kt�r� kierowa�a si� ostatnio.
� Masz jakie� pieni�dze? - zapyta�em.
� Przecie� wiesz, �e nie pracuj� - odpowiedzia�a mi Renata.
� My te� mamy ma�o pieni�dzy - kontynuowa�em trudny temat.
� Nie szkodzi. Nie chc� by� sama, wol� ju� by� z wami zbocze�cami, ~~wet biednymi - za�artowa�a w swoim stylu.
Nigdy si� nie zmienisz.
- Wiem, powinnam