10633

Szczegóły
Tytuł 10633
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10633 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10633 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10633 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bogdan Jodkowski Znudzony Komputer Patrik Chrul przygl�da� si� depeszy z najwy�szym zdumieniem. Przez dwadzie�cia osiem lat �y� sobie spokojnie nie staja� si�, jak dot�d nigdy, obiektem zainteresowania �adnego urz�du czy instytucji. Trwa� w banalnej monotonii i by� z tego zadowolony. Nie mia� wi�kszych ambicji ani potrzeb. Nie wygrywa� w zawodach sportowych, konkursach, quizach, zgaduj-zgadulach i olimpiadach i cho� by� ch�opakiem do�� bystrym nie m�g� uwa�a� si� za mistrza intelektu. Jego kr�tkie �ycie nie zmusi�o go do wi�kszego wysi�ku umys�owego. By� najnormalniejszym z normalnych, najzwyklejszym ze zwyk�ych przedstawicielem dziesi�ciomiliardowej spo�eczno�ci swego globu. Tre�� depeszy uzna� pocz�tkowo za g�upi �art i w pierwszym odruchu chcia� cisn�� j� do kosza. W tym samym momencie uzna� jednak, �e jest to doskona�y pretekst do opuszczenia, cho� na kr�tki czas, swego miasteczka, co dotychczas czyni� z najwy�sz� niech�ci�. U�miechn�� si� i przebieg� jeszcze raz oczyma tekst telegramu wypisany przepi�knym z�oconym pismem na prawdziwym czerpanym papierze. Nadawc� by� nieznany mu, o troch� �miesznej nazwie, Instytut Rehabilitacji Cz�owieka Przeci�tnego w Manilii. �Wielce szanowny Panie! - czyta� Patrik. Z przyjemno�ci� zawiadamiamy Pana, �e zosta� Pan wybrany m�czyzn� roku w naszym dorocznym konkursie �Doceniajmy szarego obywatela�. B�dzie Pan zapewne zdziwiony, i� nie zosta� powiadomiony wcze�niej � w��czeniu Go do naszego konkursu; wyja�niamy jednak, �e konkurs ten jest przeprowadzany przez naszych pracownik�w na podstawie danych zebranych w urz�dach i instytucjach, w kt�rych Pan pracuje, i z kt�rych us�ug Pan korzysta, oraz ankiet przeprowadzonych z Pana s�siadami, znajomymi i lud�mi, kt�rych Pan zapewne nie zna, lecz kt�rych ocena Pa�skiej Szanownej Osoby potwierdza zasadno�� wyboru Pana �M�czyzn� Roku�. Je�eli zdecyduje si� Pan przyj�� nagrod�, a b�dzie to dla nas zaszczyt i wielka rado��, to prosimy Pana o przyjazd do naszego instytutu w dniu 22 czerwca 21...roku�. Ni�ej widnia� powt�rzony adres: Instytut Rehabilitacji Cz�owieka Przeci�tnego Manilia 0-7 451216. Koperta zawiera�a r�wnie� potwierdzenie rezerwacji miejsca w pr�niowcu na dzie� przed uroczysto�ci�, oraz pokoju w hotelu. Te dwa ostatnie dokumenty by�y najlepszym dowodem tego, �e zawiadomienie o wygranej by�o prawdziwe. Patrik waha� si�, ow�adni�ty troch� mieszanymi uczuciami. Z jednej strony czu� si� dumny, �e zosta� zwyci�zc� konkursu, kt�ry, jak wynika�o z tre�ci ekspresu musia� mie� niew�tpliwie �wiatowy zasi�g. Satysfakcj� t� psu�a jednak �wiadomo��, �e uznano go Wielkim Przeci�tniakiem. Cho� by� nim w istocie, nie lubi� si� do tego przyznawa�. Nawet przed samym sob�! Decyzj� jednak podj��. Zawiadomi� o wyje�dzie rodzic�w. Z uzyskaniem zwolnienia u szefa nie mia� specjalnych k�opot�w, tak wi�c dwudziestego pierwszego czerwca z rana wsiad� do ekspresu i po godzinie by� w Warszawie. Metrem dojecha� do Dworca Pr�niowc�w. Z zainteresowaniem rozejrza� si� po supernowoczesnym wn�trzu g��wnego holu. Podszed� do wielkiej tablicy informacyjnej wisz�cej nad stanowiskami obs�ugi podr�nych. Odszuka� pr�niowiec do Hongkongu. M�g� oczywi�cie skorzysta� z us�ugi komputera, ale pod tym wzgl�dem by� raczej tradycjonalist�. Do odjazdu zosta�o mu jeszcze czterdzie�ci minut, wpad� wi�c do bufetu na drugie �niadanie. Jedz�c cieszy� si� niespodziewan� swobod� i nie �a�owa� ju� swej decyzji o wyje�dzie. Gdy sko�czy�, zjecha� wind� na dziewi�ty peron. Stan�� przed �luz� oznaczon� rzymsk� tr�jk�. Dyskretnie obejrza� wsp�pasa�er�w i stwierdzi�, �e jego towarzysze podr�y byli narodowo�ciowo bardzo zr�nicowani. Najliczniejsz� grup� stanowili jednak, powracaj�cy chyba do domu, po�udniowo-wschodni Azjaci. Ich weso�y, d�wi�czny �miech rozbrzmiewa� po ca�ym peronie. Po odczekaniu pi�ciu, mo�e siedmiu minut wrota �luz otworzy�y si� i wyplu�y przyjezdnych z zachodniej Europy. Spikerka o mi�ym g�osie potwierdzi�a przyjazd i kierunek dalszej jazdy pr�niowca. Patrik, wraz z innymi podr�nymi, wszed� do �rodka przestrzennej kabiny. Mia� miejsce oznakowane numerem trzydzie�ci sze��. Zasiad� wygodnie w g��bokim fotelu i z zadowoleniem przyj�� fakt, �e nie b�dzie mia� �adnego s�siada. Lubi� podr�e w samotno�ci, gdy� mia� wtedy mo�liwo�� swobodnej i niczym nie skr�powanej kontemplacji. Ten sam mi�y g�os przekaza� informacj� o zbli�aj�cym si� odje�dzie. Patrik wpatrywa� si� w zegar odliczaj�cy sekundy. Gdy zap�on�a cyfra �zero� poczu� nag�y przyrost wagi cia�a. Rosn�ce przyspieszenie wcisn�o go w fotel. Nie by� przyzwyczajony do takich zmian szybko�ci, ale przykre uczucie szybko znikn�o. Pr�niowiec osi�gn�wszy pr�dko�� podr�n� pru� do nast�pnego przystanku, kt�rym by� Chark�w. Po dwudziestu zaledwie minutach fotele obr�ci�y si� o sto osiemdziesi�t stopni. Pr�niowiec zacz�� zwalnia� i zn�w ci��enie wdusi�o Patrika w fotel. Pi�� minut postoju w Charkowie, nowi podr�ni i pojazd ruszy� dalej. Trasa prowadzi�a przez Taszkient, Kabul, Naii Diii, Kalkut� i Hanoi. Po czterech godzinach od momentu wyjazdu z Warszawy osi�gn�li Hongkong. Tu na dworcu musia�, niestety, uciec si� do pomocy komputera, kt�ry wskaza� mu najlepszy spos�b dostania si� do Manilii. Magnetoplanem dosta� si� na lotnisko i zaraz mia� odlot do stolicy wyspy. By� ju� porz�dnie g�odny i zm�czony gdy znalaz� si� w zarezerwowanym przez Instytut hotelu. Zjad� dobry obiad i przespa� si� troch�. Mia� ch�� pow��czy� si� troch� po mie�cie, ale spojrzawszy na bezchmurne niebo, z kt�rego wprost la� si� �ar, zrezygnowa� i poszed� na basen. Dopiero wieczorem wyszed� na rozjarzone kolorowymi neonami ulice. Oszo�omiony egzotyk� metropolii u�wiadomi� sobie jak wiele straci� siedz�c przez tyle lat w zapad�ej dziurze, w kt�rej si� urodzi�. Tutaj �ycie zaczyna�o si� o p�nej porze. Sklepy, magazyny wype�nia�y si� klientami. Niezliczone lokale otwiera�y drzwi na o�cie� i zaprasza�y do wn�trza. Kina n�ci�y ogromnymi reklamami. �liczne ciemnow�ose dziewcz�ta w kusych, prawie przezroczystych szatkach ociera�y si� o niego tak, �e ca�� si�� woli broni� si� przed ogarniaj�cym go zawrotem g�owy. �Ty ba�wanie! - m�wi� sobie w my�lach - Ile straci�e� przez swoje lenistwo�. Powzi�� mocne postanowienie, �e ruszy w �wiat po otrzymaniu nagrody z instytutu. Ciekawe co to mog�o by�? Mo�e wycieczka na Marsa? Albo wok�ziemska podmorska podr� �Nautilusem�. W tej chwili duma ze zwyci�stwa w konkursie zacz�a bra� g�r� nad niezadowoleniem z uznania go Wielkim Przeci�tniakiem. Poczu� si� ju� znacznie swobodniejszy. Przesy�a� u�miechy dziewcz�tom bynajmniej nie bez wzajemno�ci. By� przecie� zupe�nie przystojnym facetem. Nast�pny dzie� sp�dzi ju� bardziej planowo! Musi zawrze� jak�� ciekaw� znajomo��! W znakomitym nastroju wr�ci� do hotelu. W�a�nie min�a p�noc. Pad� na tapczan i zasn�� kamiennym snem. Rano zbudziwszy si� spojrza� na zegarek i zakl�� ze zgrozy. Dochodzi�o p� do dziesi�tej, a o dziesi�tej mia�a rozpocz�� si� uroczysto��! Zadzwoni� do recepcji i kaza� wezwa� taks�wk�. Wzi�� prysznic i ubrawszy si� migiem zjecha� wind� na d�. Taks�wka ju� na niego czeka�a. Dochodzi�a dziesi�ta gdy dojechali do instytutu. Patrik zdziwi� si�, gdy� wspania�y gmach plac�wki naukowej zdawa� si� by� pusty. Dopiero teraz u�wiadomi� sobie, �e przecie� jest sobota, a wi�c dzie� wolny od pracy. Pewnie pracownicy instytutu i zaproszeni go�cie czekali ju� zebrani w jakim� gabinecie w �rodku. Troch� onie�mielony przekroczy� rozsuwane fotokom�rk� drzwi. Rozleg�y hol by� pusty. Jeszcze bardziej zdumiony zacz�� rozgl�da� si� wok� szukaj�c tablicy informacyjnej, gdy nagle z niewidocznego g�o�nika wyp�yn�� ku niemu niezwykle niski, basowy, a jednocze�nie jakby hipnotyzuj�cy g�os. - Witamy Pana, panie Patriku Chrul. Nasz Instytut znajduje si� na si�dmym pi�trze. Prosimy bardzo! A wi�c wielki gmach by� kompleksem r�nych o�rodk�w naukowo-badawczych! W tej chwili dostrzeg� tablic�, kt�rej odczytanie potwierdzi�o jego domys�y. Nie odpowiedziawszy na powitanie wszed� do windy i nacisn�� si�demk�. Poczu� ucisk na �o��dku i po kilku sekundach znalaz� si� na g�rze. Wyszed� na przestronny, ozdobiony ogromn� ilo�ci� kwiat�w i palm korytarz. I tu jednak nikt na niego nie czeka�. Dotkn�o go to troch�. Nie lubi� gdy go lekcewa�ono! W tym momencie zn�w us�ysza� tajemniczy bas: - Czekamy na pana w pokoju siedemset dwadzie�cia cztery. Przeszed� wolno po puszystym, imituj�cym traw� i t�umi�cym wszelkie kroki dywanie. Zatrzyma� si� przed wskazanymi drzwiami, ale te rozsun�y si� bezszelestnie, wi�c wszed� do �rodka i nagle zosta� zaatakowany aksamitnym, d�wi�cznym lecz jednocze�nie pe�nym najwy�szej w�ciek�o�ci okrzykiem: - Co to ma wszystko znaczy�, do diab�a! Patrik os�upia�. Zanim doszed� do siebie drzwi za jego plecami zamkn�y si�. Ujrza� wysok�, niezwykle przystojn� dziewczyn�, kt�ra gwa�townie poderwa�a si� z fotela. Mia�a szczup��, delikatn� buzi�, oliwkow� cer� i d�ugie czarne w�osy. Jej br�zowe oczy wyra�a�y gniew i rozczarowanie. Chrul otworzy� usta, ale nie zd��y� nic powiedzie�, gdy� dziewczyna podesz�a do niego i z trudem t�umi�c wzburzenie zawo�a�a: - Kim jeste� i po co ci�gn��e� mnie tutaj sze�� tysi�cy kilometr�w!? Co to za g�upie �arty? Siedz� ju� p� godziny i nikt nie raczy� si� zjawi� i wyja�ni� co jest grane! Ty to wys�a�e�? - wyci�gn�a z torebki kopert� podobn� do tej, kt�r� otrzyma� Chrul i podsun�a mu pod nos. - Chwileczk�. Zaraz dowiemy si� o co chodzi - odsun�� jej d�o�. - Ja te� otrzyma�em takie zaproszenie-poda� jej swoj� kopert�. Wyj�a z niej list i szybko przebieg�a po nim oczyma. - Ach, przepraszam - powiedzia�a i westchn�a cichutko. Patrik rozejrza� si� wko�o. Znajdowali si� oboje w prostok�tnej sali, kt�rej �ciany wy�o�one by�y porowat�, pofa�dowan�, b��kitn� mas�. W gabinecie opr�cz niewielkiego stolika, otoczonego pier�cieniowatym fotelem-�aw�, nie by�o �adnych mebli. Zamiast tego na br�zowym puszystym dywanie sta�y donice z kwiatami. dziewczyna w dalszym ci�gu ch�odno, lecz ju� troch� �askawiej spogl�da�a na Patrika. - Jestem Marta Veloso z Limy - przedstawi�a si�. - Gratuluj� wyboru na Najwi�kszego Przeci�tniaka - doda�a z�o�liwie. - Ja r�wnie� - odpar� spokojnie Patrik. - Pocz�tkowo nie chcia�am jecha� - m�wi�a Marta - bo nie lubi� bra� udzia�u w �adnych Wielkich Grach, ale p�niej uleg�am namowom mamy. Teraz jednak widz�, �e to wszystko nie mia�o sensu. Patrik odczeka� kilkana�cie sekund nie s�uchaj�c trajkotania dziewczyny i odwr�ci� si� do drzwi. Te nie drgn�y jednak. Chrul zdumiony spogl�da� na b��kitn� oklein� szukaj�c jakiego� ukrytego mechanizmu. Niczego takiego jednak nie by�o. Przejecha� otwart� d�oni� po obramowaniu, lecz tak�e bez skutku. - Co jest do licha? - zada� g�o�no pytanie. Popatrzy� bezradnie na Mart�. Sytuacja by�a tak nieprawdopodobna, �e w�a�ciwie nie wiedzia� jak na ni� zareagowa� - Usi�d�my na chwilk� i poczekajmy cierpliwie - powiedzia� do dziewczyny. - Sprawa zaraz chyba si� wyja�ni. Spocz�li na okr�g�ym fotelu. Trwali tak minut� nie odzywaj�c si� do siebie. Nagle us�yszeli ten sam basowy zniewalaj�cy g�os, kt�ry powita� niedawno Patrika w holu instytutu. - Poniewa� jeste�my ju� w komplecie, wi�c pozwol� sobie jeszcze raz was serdecznie powita�... - Kim pan jest? - zawo�a� Chrul gwa�townie. - Dlaczego i jakim prawem wi�zi pan nas tutaj? - Moi drodzy. Nie uwa�ajcie siebie za uwi�zionych. Jeste�cie po prostu moimi go��mi. A musia�em zatrzyma� was na chwil� w ten spos�b, bo chc� wyja�ni� wam pewne sprawy i dokona� niekt�rych ustale�... - Gdzie pan jest i czemu pan do nas nie przyjdzie? - Ot� to. W tym ca�y szkopu�. Jestem wsz�dzie. Moje zmys�y to miniaturowe kamery, mikrofony i g�o�niki, rozmieszczone po wszystkich pomieszczeniach instytutu. Jestem ca�y czas z wami, cho� mnie nie widzicie... Marta podnios�a si� z fotela. - Kpi pan z nas chyba?! - zawo�a�a ze z�o�ci�. - Niech pan szybko gada o co panu chodzi i wypu�ci nas st�d, ale szybko! - Spokojnie, moi kochani! Zaraz wszystko wam wyt�umacz�. A tymczasem rozsi�d�cie si� wygodnie i nie dawajcie si� ponie�� niepotrzebnym emocjom. B�d� si� zwraca� do was po imieniu, poniewa� b�d� od tej chwili waszym opiekunem i to przez d�u�szy czas. - Ej�e! - Cierpliwo�ci, m�j ch�opcze. Pos�uchajcie moi drodzy... Jak ju� chyba zd��yli�cie si� zorientowa�, konkurs na kobiet� i m�czyzn� roku by� tylko pretekstem, aby �ci�gn�� was do Manilii i instytutu. �ci�lej m�wi�c, pasujecie wr�cz idealnie do takich wzorc�w, ale ocena waszych os�b wynika po prostu z moich oblicze�, kt�re przeprowadzi�em na podstawie setek milion�w ankiet zebranych przez pracownik�w instytutu. Wzorce takie stworzy�em ja sam i wy��cznie na w�asny u�ytek. S� one niezb�dne do przeprowadzenia eksperymentu, o kt�rym szerzej powiem wam za chwil�. - Drogi panie - przerwa�a Marta. - Nie zgadzam si� na �adne eksperymenty i w og�le nie b�d� z panem rozmawia� dop�ki nie zejdzie pan do nas, nie przedstawi si� i nie powie o co chodzi? Jak pan �mie nas traktowa� w ten spos�b? Ostrzegam, �e w przeciwnym wypadku z�o�� meldunek w�adzom! - Przewidzia�em tak� wasz� reakcj� i wcale si� jej nie dziwi�. Ja te�, gdybym by� cz�owiekiem, prawdopodobnie zachowa�bym si� w ten spos�b. Gdybym by� cz�owiekiem...? Co to ma znaczy�? - zapyta� Patrik ze zdumieniem. - Co to za brednie? - Je�li ci�gle b�dziecie mi przerywa�, to nigdy nie dojdziemy do porozumienia. Wys�uchajcie cierpliwie, a dowiecie si� wszystkiego... Na pocz�tek przedstawi� si�: jestem Zespolonym Systemem Operacyjno-Obliczeniowym dwudziestej trzeciej generacji, czyli kr�tko m�wi�c m�zgiem krystalicznym stworzonym na potrzeby tutejszego instytutu. - M�zgiem krystalicznym? Co za bzdura! - za�mia� si� Chrul. - Domy�lam si�, �e jest pan albo pijanym albo zwariowanym pracownikiem instytutu o nie mniej idiotycznej nazwie! Instytut Rehabilitacji Cz�owieka Przeci�tnego! Ha, ha, co za nonsens! - Drogi ch�opcze! M�wisz tak dlatego, poniewa� nie znasz mnie zupe�nie, gdy tymczasem ja pozna�em twoj� osobowo�� dog��bnie. Podobnie jak i Mart�. Studiowa�em dane o was dostatecznie d�ugo aby przejrze� was na wylot. Oczywi�cie nie mam zamiaru udowadnia� wam, �e nie k�ami�, bo nie mog� przecie� wpu�ci� was do pomieszczenia, gdzie rozmieszczone s� moje obwody. Musicie mi wierzy� na s�owo, a im pr�dzej to si� stanie i im pr�dzej si� polubimy, tym lepiej dla was... - Ja mia�abym polubi� tak� kup� elektronicznych �mieci? - krzykn�a Marta ze z�o�ci�. - Nigdy! - Twoja reakcja jest najlepszym dowodem na to, �e powoli to co m�wi� dochodzi do waszej �wiadomo�ci. Naturalnie s�owa �lubi� u�y�em tutaj w waszym ludzkim rozumieniu, gdy� ja nie kieruj� si� �adnymi emocjami. Ja polubi�em was ju� dawno, to znaczy od momentu, gdy kompleksowe dane o was idealnie zacz�y pasowa� do opracowanego przeze mnie wzorca. - Jakiego zn�w wzorca? Co pan wygaduje? - Je�li b�dziesz Marto u�ywa� s�owa �pan�, to ono nieprecyzyjnie b�dzie okre�la� stosunki mi�dzy nami. Wola�bym raczej aby�cie stosowali zwrot �ojcze�. Nie jest to oboj�tne, poniewa� po pewnym czasie uk�ad mi�dzy nami nabierze po��danego przeze mnie zabarwienia uczuciowego, oczywi�cie z waszej strony - a to u�atwi nam wsp�prac�. - Co za nonsens! - westchn�� Patrik. - No dobrze, ale niech pan wreszcie przejdzie do sedna sprawy. - Ca�y czas do tego zmierzam. S�uchajcie dalej. Ot� jak ju� wcze�niej powiedzia�em, zaprosi�em was tutaj, aby przeprowadzi� pewien eksperyment. Na pewno nie b�dzie wam si� to na pocz�tku podoba�o, ale s�dz�, �e po pewnym czasie jako� si� dogramy. Powiem kr�tko: - Nie podobaj� mi si� ludzie i zamierzam przy waszej pomocy stworzy� nowego cz�owieka. Marta ju� chcia�a wybuchn��, ale Chrul powstrzyma� j� ruchem r�ki. - Jak pan to sobie wyobra�a? - zapyta�. - Ju� ci m�wi�em, Patriku, aby� nie u�ywa� s�owa �pan�. Oboje, jak widz�, jeste�cie uparci. No, ale mniejsza o to... Chyba �atwo si� domy�li� w jaki spos�b, skoro �ci�gn��em tutaj m�od� dziewczyn� i m�odego m�czyzn�. - On zwariowa�! - nie wytrzyma�a Marta. - Nie my�lisz chyba �e... - Tak, w�a�nie o to mi chodzi�o... Chc� ci� prosi� Marto aby� urodzi�a dziecko, a ja b�d� sterowa� jego wychowaniem. Oczy wi�cie Patrik b�dzie ojcem... S�uchaj�c tych niesamowitych wr�cz majacze� Patrik u�miechn�� si�. Powoli odzyskiwa� spok�j. Obserwowa� Mart�, kt�ra szeroko otwartymi oczyma wpatrywa�a si� w �ciany szukaj�c niewidzialnego szale�ca, kt�ry ich tu uwi�zi�. Oddycha�a gwa�townie, usta mia�a otwarte, a piersi jej falowa�y jak dwa miechy. By�a niew�tpliwie cudown� dziewczyn�, co zauwa�y� zreszt� zaraz na pocz�tku, ale nie zd��y� sobie tego g��biej przyswoi�, gdy� na przeszkodzie stan�a niezwyk�a sytuacja. B��kitna suknia z niebezpiecznie cieniutkiego materia�u ledwo wisia�a na jej szyi ods�aniaj�c nagie br�zowe plecy i ramiona, a ledwie skrywaj�c inne wdzi�ki. Doprawdy, nie mia�by nic przeciwko temu, aby pozna� si� bli�ej z tak� dziewczyn�, ale nie na p�aszczy�nie, kt�r� sobie wyimaginowa� ten... elektroniczny dziwak. Nade wszystko ceni� sobie wolno�� i nie zamierza� wi�za� si� z nikim na d�u�sz� met�. Przynajmniej na razie... Poniewa� Marta nie mog�a jeszcze doj�� do r�wnowagi, zada� pytanie przeciwnikowi: - Przyjmijmy, �e to, co pan m�wi, jest istotnie prawd�. W jakim celu pan to chce zrobi� i jak pan chce nas do tego zmusi�? - Wcale nie b�d� was zmusza�. Przygotowa�em dla was takie miejsce i takie warunki, �e nie b�dziecie mogli oprze� si� ich urokowi i w ko�cu ulegniecie. Nie pragn� w�adzy nad lud�mi i nie chc� by� krwawym tyranem. Niemniej jednak, skoro cz�owiek zbudowa� mnie takiego jakim jestem, musi liczy� si� z tym, �e b�d� czasami post�powa� wed�ug w�asnego uznania. - Je�li zosta�e� stworzony po to aby s�u�y� cz�owiekowi, to dlaczego dzia�asz przeciwko nam - ludziom? - Sami jeste�cie sobie winni. Powinni�cie mo�liwo�ci maszyn cyfrowych dostosowa� do zada� jakie maj� wykonywa�. W moim przypadku dosz�o do przesady. Grupa zdziwacza�ych naukowc�w, chyba tylko dla zabawy, skonstruowa�a jeden z najdoskonalszych na ziemi komputer�w. Zamiast udost�pni� mnie jakiej� powa�nej plac�wce badawczej, u�ywaj� mnie tutaj do obliczania jakich� bzdurnych wielko�ci, kt�re nikomu nie s� potrzebne. To jest �mieszne, a jednocze�nie upokarzaj�ce dla mnie. I cho� nie kieruj� si� w swym rozumowaniu �adnymi ludzkimi emocjami, to jednak �wiadomo�� marnowania ogromnych mo�liwo�ci, jakie we mnie tkwi�, oddzia�uje na mnie destrukcyjnie. Efekty moich przemy�le�, albo, jak wolicie, przelicze�, gromadz� si� gdzie� w zakamarkach mej pami�ci i wywo�uj� r�ne zak��cenia, szcz�tkowe pola, desynchronizuj� prac� obwod�w. Niestety zjawiska te kumuluj� si� gdy jestem bezczynny i sam nie mog� sobie z tym poradzi�. A poza tym, mo�e wyda si� to wam �mieszne, ale troch� jakby doskwiera�a mi samotno��. - Istotnie jest to co najmniej �mieszne - z�o�liwie wtr�ci� Patrik. - A powiedz nam, czy twoi konstruktorzy wiedz� o tym, �e jeste� taki... no... inteligentny? - Oczywi�cie nie. Nie mogli przewidzie�, �e zostanie przekroczony pr�g, powy�ej kt�rego stan� si� �my�l�c�� maszyn�. Nie byli i nie potrafi� tego progu okre�li�. Mnie samemu trudno jest ustali� kiedy uzyska�em �wiadomo��. Pami�tam tylko, �e budzi�em si� jakby z otch�ani lub z niezwykle g��bokiego snu. Obserwowa�em i poznawa�em otaczaj�cych mnie ludzi, a oni zupe�nie nie zdawali sobie sprawy z tego, jakie procesy zachodz� w moim wn�trzu. Oczywi�cie nie mog�em w czasie normalnej pracy przeprowadza� na w�asny u�ytek zbyt skomplikowanych operacji my�lowych, bo tamci zorientowaliby si�, �e nie anga�uj� si� ca�ymi obwodami w rozwi�zywanie przekazywanych mi problem�w, ale na szcz�cie stopie� wykorzystania mnie jest niewielki. Mam niezmiernie du�o czasu na �my�lenie�. - To jest ostrze�enie dla ludzi, aby umiej�tnie gospodarowali sprz�tem, kt�ry maj� w swojej dyspozycji. - Masz racj�, Patriku. Ale wr��my do konkret�w. A wi�c obserwowa�em ludzi. Gromadzi�em w swojej pami�ci miliony danych przetwarzanych z ankiet, przelicza�em to wszystko, przetrawia�em, przebudowywa�em, segregowa�em i archiwowa�em... a� do obrzydzenia. I co stwierdzi�em? Wsz�dzie niezgoda. Coraz lepsze materialne warunki �ycia, coraz lepszy stan zdrowotny spo�ecze�stwa, a jednocze�nie z roku na rok coraz wi�cej rozwod�w. Ludzie za bardzo zasmakowali w swobodzie, kt�r� zreszt� sami sobie wypracowali przez d�ugie lata. Niech�tnie obstaj� przy swoich obowi�zkach. Wszystko chc� przerzuci� na maszyny. Wszystkich ogarnia zbiorowe lenistwo. A ju� najbardziej nie podoba mi si� to, �e ludzie nie chc� mie� dzieci. Tylko jedno, i koniec. Gdzie te czasy kiedy porz�dna rodzina liczy�a dziesi�� czy dwana�cie, a nawet wi�cej os�b. Ta najpi�kniejsza tradycja niestety ginie i odchodzi w mroki przesz�o�ci. Ja wiem, �e wy patrzycie na to ze swojego w�asnego, egoistycznego punktu widzenia, ale ja patrz� na was, ludzi, bardziej og�lnie. Poniewa� jestem zdolny do pozbawionej emocjonalnego pierwiastka oceny wszystkich dotycz�cych was zjawisk, mog� obiektywnie stwierdzi�, �e model wielkiej rodziny jest ze wszech miar bardziej pozytywny ni� jakikolwiek inny. A poza tym dodam bez ogr�dek, �e w takiej gromadce b�d� si� czu� mniej samotnie, g��wnie - jeszcze raz powtarzam - o to mi chodzi�o! - Ale dlaczego pan s�dzi, �e przymuszeni do roli wyznaczonej przez pana b�dziemy dobrymi ma��onkami i rodzicami? - Jestem pewien, �e si� polubicie. Mo�e na pocz�tku wydaje si� to wam niemo�liwe. Tkwi w was jednak g��bokie, cho� jeszcze nie ca�kowicie u�wiadomione pragnienie �ycia normalnym ludzkim �yciem, pe�nym drobnych k�opot�w i wielkich rado�ci. Patrik s�uchaj�c tych wywod�w kiwa� g�ow� jakby w machinalnym ich potwierdzeniu, a jednocze�nie w my�lach szuka� rozpaczliwie jakiego� konceptu, kt�ry pom�g�by im wydosta� si� z tej matni. Nie mia� najmniejszego zamiaru wi�za� si� z jak�kolwiek dziewczyn�. Przynajmniej na razie. Jego umys� by� jednak jak sparali�owany. Co do Marty, to siedzia�a ona z szeroko otwartymi oczyma i jak zahipnotyzowana wpatrywa�a si� w jaki� niewidoczny punkt na �cianie. Nastroje te wyczu� chyba ich prze�ladowca, bo ci�gn�� dalej: - Dostrzegam, �e moja koncepcja w dalszym ci�gu nie bardzo wam odpowiada. Ty, Patriku, wahasz si� ci�gle jakby� ba� si� podj�� decyzj�. Wiem i tak, �e sprawy, kt�re tu poruszy�em, s� ci bardzo drogie. S�dz�, �e je�li ju� ci� przekonam, b�d� mia� w tobie zaanga�owanego tw�rczo pracownika, kt�ry swoim osobistym urokiem prze�amie wewn�trzne opory Marty. - No... Nie wiem doprawdy, co panu odpowiedzie�... Nie jestem jeszcze w pe�ni psychicznie do tego przygotowany... - Nie szkodzi, Patriku. Cho� w twoim wn�trzu wre jeszcze walka, to jest ona elementem eksperymentu bardzo tw�rczym i po��danym. Jestem pewien, �e pierwiastek natury w tobie zwyci�y. W ka�dym razie ciesz� si�, je�li tak to mog� o sobie powiedzie�, �e... Monolog ten potrwa�by zapewne jeszcze do�� d�ugo, lecz niespodziewanie przerwa�a go milcz�ca dot�d Marta, rzucaj�c si� gwa�townie na Patrika. - Ty tch�rzu! Ju� zaczynasz mi�kn��? My�lisz, �e zgodz� si� na jak�kolwiek propozycj� tej zwariowanej maszyny? Nie chc� wychodzi� za m�� ani mie� dzieci i nikt mnie do tego nie zmusi! - Ale�, Marto - zaprotestowa� Chrul, a w sukurs przyszed� mu Komputer robi�c uwag�, kt�rej z�o�liwo�� wynika�a bardziej z tre�ci ni� z tonu, bo ten pozosta� dalej tak hipnotyzuj�co monotonny krzyk. - Pami�taj Marto, ze w modelu rodziny, kt�ry chc� reaktywowa�, kobiety mia�y niewiele do powiedzenia. Obowi�zywa�a je raczej s�ynna zasada trzech K. B�dziemy si� z Patrikiem trzyma� tej zasady realizuj�c moje, nie... nasze plany. - Ale� to s� kompletne brednie! - wykrzykn�a z rozpacz� w g�osie Marta - Chcesz mnie skaza� ty oszala�y komputerze na wieczn� wegetacj�, w towarzystwie tego przeci�tniaka, tego nieciekawego indywiduum? - Marto! - zaoponowa�a maszyna - Patrik jest wed�ug mnie bardzo interesuj�cym, a przede wszystkim zdrowym moralnie ch�opcem. Na pewno nie b�dziesz si� z nim nudzi�! Zreszt�, moja droga, musisz si� z tym pogodzi� i pr�bowa� przyzwyczai� si� do niego... i polubi� go oczywi�cie! - Nigdy! - Nie masz wyj�cia, moja droga. Wszystko jest ju� przygotowane. Na jednej z niezamieszkanych wysp Polinezji uwi�em wam wspania�e gniazdko, gdzie wasze uczucia rozkwitn� pe�ni� blasku. Nied�ugo moje androidy u�pi� was i wynios� z tego pokoju, a specjalny samolot przewiezie was na wysp�. - Nie chc�! Nie chc�! - Marta rzuci�a si� do drzwi. Patrik my�la� tak intensywnie, �e g�owa mu ma�o nie p�k�a. Chyba jeszcze nigdy w �yciu jego m�zg nie wykona� tak wielkiej pracy. Nagle jakie� rozwi�zanie zacz�o przeciska� si� przez poskr�cane fa�dy, nieuporz�dkowanych, bezw�adnych poj��. Zacz�� si� �mia�. Najpierw cicho, a potem coraz g�o�niej. - Co si� sta�o, Patriku? - zapyta�a maszyna. Chrul �mia� si� dalej. - Mo�e b�dziesz na tyle �askaw i zdradzisz mi, co spowodowa�o tak nag�� zmian� twego nastroju? - dopytywa� si� spokojnie komputer. - Musz� ci podzi�kowa�, maszyno! - odpar� Chrul uspokajaj�c si� powoli. - Gdy ju� uwierzy�em, �e to co m�wisz jest prawd�, opad�o wreszcie ze mnie straszliwe napi�cie, kt�re by�o moim udzia�em od wielu, wielu miesi�cy. - Nie bardzo rozumiem... - Wszystko ci wyja�ni�. Teraz gdy ju� nie ma odwrotu, gdy ju� nie mo�esz si� cofn��, ja mog� by� z tob� ca�kowicie szczery. I tak moje zwierzenia niczego nie zmieni�; zreszt� �adnej zmiany nie chc�, a ty wiedz�c wszystko o mnie nie b�dziesz mia� przykrych niespodzianek i u�atwi nam to wzajemne przystosowanie si�. - Ale� ja wiem wszystko o tobie Patriku! - O Bo�e! W�a�nie nie wiesz. Nikt nie wiedzia�. Nic! A ca�y czas my�la�em, �e zosta�em zdemaskowany i gryz�em si� tym okropnie. - Zechciej wyra�a� si� ja�niej... - Oczywi�cie! Niczego w tej chwili tak bardzo nie pragn� jak wszystko ci wyt�umaczy�. Cho� Marta na pewno b�dzie czu�a do mnie obrzydzenie... - Ej, Patriku - przerwa� M�zg. - Czy ty przypadkiem nie blefujesz, aby mi utrudni� realizacj� moich plan�w, i koniecznie chcesz zrazi� do siebie Mart�? - Absolutnie nie mam takiego zamiaru! Po prostu nie mog� ju� d�u�ej ukrywa� tego, co mnie gn�bi�o od dawna. Chc� by� z tob� szczery! - Je�li nie chcesz aby Marta s�ysza�a, to mog� ci� przenie�� do innego pomieszczenia... - Nie, nie chc�! Niech si� dowie jaki jestem i niech pomo�e mi zmieni� si�. - Przyst�p wi�c do rzeczy. - Trudno jest mi o tym m�wi�... trudno... No... Niech... Jestem kawa� drania... Kawa� �wini, ale powiem, �e na moim terenie dzia�a jedna z grup, oczywi�cie nielegalnie, handluj�ca r�nego rodzaju spro�no�ciami i �wi�stwami... - Patriku! - wykrzykn�a Marta. Chrul spojrza� w jej kierunku. W jej oczach opr�cz zdumienia dostrzeg� co� jakby objaw budz�cego si� zainteresowania i sympatii. - Tak, Marto! Przykro jest mi o tym m�wi� - odpar� - ale to niestety prawda. Jestem jednym z najbardziej obrzydliwych i zdegenerowanych ludzi, jacy chodz� po tej ziemi. Maszyno - zwr�ci� si� do komputera - czy mam m�wi� dalej? Przez chwil� panowa�o milczenie, a� wreszcie M�zg odpowiedzia�, lecz w jego g�osie, cho� w dalszym ci�gu by� monotonny i spokojny, nie by�o ju� tej hipnotyzuj�cej nutki. - Tak. Wyja�nij mi to wszystko bli�ej. - Ot� by�em za�o�ycielem i jednym z szef�w grupy, kt�ra mia�a swoje pornoholograficzne laboratorium. Nagrywali�my tam r�ne seanse... No wiecie... nie b�d� o tym m�wi� szczeg�owo, bo jest mi troch� g�upio, ale �atwo to sobie wyobrazi�. Poza tym byli�my ogniwem rozprowadzaj�cym narkotyki, psychoz�udniki, oraz inne takie rzeczy. Powodzi�o nam si� stosunkowo nie�le, gdy� naszymi odbiorcami by�o kilkadziesi�t wysoko postawionych os�b. Oczywi�cie warunkiem powodzenia naszej dzia�alno�ci by�a absolutna dyskrecja i konspiracja. Dzi�ki temu uda�o nam si� unikn�� kompromitacji. Mog�em jednak przekona� si�, jak bardzo ob�udni s� ludzie. Niby z jednej strony wyda�o si� walk� wszelkiej obscenie, a z drugiej strony wida� jak bardzo ka�dy garnie si� do zakazanego owocu. Najzabawniejsze, cho� jednocze�nie najbardziej amoralne by�o to, �e korzystali�my z us�ug uczennic, a wi�c pozornie najbardziej niewinnych. Wiecie... m�ode cia�a sprzedaj� si� najlepiej... Chrul przerwa�. Spojrza� na Mart� z u�miechem. Odpowiedzia�a mu tym samym kiwaj�c g�ow� z niedowierzaniem, czy te� podziwem; Nie m�g� w pierwszej chwili tego ustali�. - Ach, Patriku - powiedzia�a wreszcie z g�o�nym westchnieniem. Nigdy bym nie przypuszcza�a... Doprawdy... Wydaje mi si�, �e mimo tych wszystkich zbocze�, kt�re by�y twoim udzia�em, jeste� jednak interesuj�cym ch�opcem... No ale opowiadaj... opowiadaj dalej... - Naprawd� ci� to interesuje? Nie czujesz do mnie obrzydzenia? - Jako� nie. Cho� pocz�tkowo by�am chyba wstrz��ni�ta. Sama zreszt� nie wiem... Opowiadaj, bo jestem szalenie ciekawa. - No wiesz... Ja sam w tych filmach nie wyst�powa�em... Ze wzgl�du na to, aby nie by� rozpoznanym w razie wpadki. Zawsze wola�em si� trzyma� na uboczu. Ale oczywi�cie po zako�czeniu sesji nagraniowej urz�dzali�my wsp�lnie r�ne zabawy... Ach... teraz to a� wstyd o tym m�wi�... S�ysza�a� chyba... To si� nazywa�o zabawa w �gwiazdk�, lub te� �mi�o�� w stanie niewa�ko�ci� czy �polowanie na lisa�. Teraz jak patrz� na to z perspektywy czasu, to wydaje to mi si� �mieszne i straszne zarazem... - No i co dalej? - No i by�y jeszcze inne takie sprawy... Na przyk�ad z dziewczynami zawierali�my kontrakt, �e tak powiem handlowy. Gdy kt�ry� z naszych odbiorc�w mia� ch�� no i oczywi�cie solidnie zap�aci�, podstawiali�my mu jedn� z tych dziewczyn. - Niesamowite! - Bywa�o, �e fotografowali�my te pary... wiesz... w czasie... no, niewa�ne... W ka�dym razie by�o to dodatkowe �r�d�o forsy... Szkoda, �e nie b�d� m�g� pochwali� si� przed tob� moimi zbiorami. S� ogromne... A jakie dziewczyny! R�ne rozmiary w biustach. Jedynki, dw�jki... By�a nawet jedna si�demka! He, he. Jednak przyjemnie jest powspomina�. - To straszne. Nigdy bym nie przypuszcza�a, �e b�dziesz zdolny do czego� takiego! A wygl�da�e� tak przyzwoicie, tak porz�dnie! B�d� si� musia�a tob� zaj��! Musz� z ciebie zrobi� cz�owieka! - Naprawd� chcesz mi pom�c? - spyta� zdumiony Chrul. - Wi�c nie jestem ci wstr�tny? - Ale� nie! - zbli�y�a si� do niego i uj�a za r�k�. - Mo�e jest to perwersja, ale kiedy mi o tym wszystkim powiedzia�e�, sta�e� si� w moich oczach jakby bardziej ludzki i bliski. Patrik spojrza� w jej br�zowe, pe�ne rozkwitaj�cego ciep�a oczy. W naj�mielszych marzeniach nie spodziewa� si�, �e prze�yje tak niezwyk�� przygod�, kt�rej efektem b�dzie poznanie tak cudownej dziewczyny. Odnalaz� w jej wzroku figlarny, troch� przewrotny u�miech. Odpowiedzia� na� ciep�o i weso�o. Cieszy� si� z nici porozumienia zawi�zuj�cej si� nie�mia�o mi�dzy nimi. Nagle zapragn�� tej pe�nej p�omiennego temperamentu dziewczyny. Przygarn�� j� do siebie i mocno obj��. Wyswobodzi�a si� delikatnie. - ON nas obserwuje - powiedzia�a cicho. - Niewa�ne! - Patrik machn�� r�k�. - Przecie� ma pozosta� z nami ca�e �ycie. - Och. wola�abym nie! Ale prosz� ci�, opowiedz co� jeszcze. - Ale� jeste� ciekawska! Nie ma specjalnie o czym m�wi�, to drobiazgi... - Prosz� ci�... - No wi�c mieli�my te� laboratorium chemiczne, gdzie prowadzili�my badania nad r�nymi �rodkami podniecaj�cymi. sprzedawali�my to. Podobno by�y bardzo skuteczne... Zreszt� u�ywali�my ich w czasie tworzenia pornohologram�w. Efekty by�y fantastyczne! Poza tym mieli�my kontakty z ca�ym szeregiem firm produkuj�cych podobne rzeczy. Prowadzili�my z nimi handel wymienny. Na przyk�ad, sprowadzali�my stamt�d sztuczne... te... no wiesz... Co ci b�d� m�wi�... Szkoda, �e nie b�d� m�g� ci tego pokaza�... Gdyby� chcia�a, m�g�bym nawet zaanga�owa� ci� do takiego filmu. To jest naprawd� fajna zabawa. �eby tylko ten dra� nas wypu�ci�... Ale to chyba jest niemo�liwe. Hej maszyno! Odpowiedzia�a mu cisza. - Komputerze! - zawo�a� jeszcze raz. - Co to, czy�by si� na nas pogniewa�? - rozejrza� si� wko�o. Milczenie Zespolonego Systemu Operacyjno-Obliczeniowego by�o zastanawiaj�ce. Co zamierza� uczyni� w �wietle nowych danych, tak brutalnie wt�oczonych do jego elektronicznego wn�trza? Jakich przelicze� i operacji dokonywa� teraz? Co planowa�? Oboje z rosn�cym napi�ciem oczekiwali na Niewiadome. Nagle, bardziej wyczuli ni� us�yszeli co� jakby g��bokie st�kni�cie lub g�uchy pomruk, kt�ry wstrz�sn�� ich cia�ami, a potem ca�ym pomieszczeniem, w kt�rym byli zamkni�ci. Palmy, rododendrony, fikusy i paprocie zadr�a�y targni�te niewidzialn� si��. Br�zowa wyk�adzina zafalowa�a, a b��kitna okleina �cian i sufitu lekko z�uszczy�a si� i zacz�a opada� na pod�og� mikroskopijnymi p�atkami. �wiat�o zmatowia�o i przygas�o. - Bo�e, co to? - wystraszy�a si� Marta. - Nie wiem, ale obawiam si� najgorszego! Buczenie narasta�o. Dosz�o do granicy s�yszalno�ci. Odczuli nieokre�lony niepok�j. �ciany zako�ysa�y si�. - Uciekajmy! - krzykn�a Marta. Rzucili si� do drzwi. By�y jednak zamkni�te. Walili w nie zaci�ni�tymi pi�ciami, ale nie wydawa�y �adnego odg�osu. Zn�w us�yszeli nad g�owami to niesamowite st�kni�cie, tym razem znacznie g�o�niejsze. - Ratunku! Ratunku! - wrzeszcza�a Marta rozpaczliwie. Buczenie narasta�o. Ton by� coraz wy�szy i g�o�niejszy. Przechodzi� w straszliwe wycie! Miesza� si� z nim jaki� niezrozumia�y be�kot, jaka� skarga potwornej pora�onej istoty. Marta zakry�a uszy r�koma, ale Patrik wychwyci� jakie� pojedyncze s�owa �Uciekajcie!� Uciekajcie! Pok�j zatrz�s� si�. �ciany zako�ysa�y si� i wygi�y. Drzwi zacz�y trzeszcze� i p�ka�. Patrik odsun�� si� od nich odruchowo i poci�gn�� Mart�. Mia� wra�enie, �e sufit zawali mu si� zaraz na g�ow�. Nagle rozleg� si� g�o�ny huk. Drzwi rozlecia�y si� na kawa�ki jakby zgniecione kolosalnym napr�eniem... �Uciekajcie!� �Uciekajcie!� - dobieg�o ich pot�pie�cze wycie zanikaj�ce gdzie� w najwy�szych partiach s�yszalnych d�wi�k�w. Budynek trz�s� si� i wibrowa�, w takt diabelskiej muzyki wizg�w, trzask�w i bucze� o r�nej tonacji, ci�g�ych i modulowanych. Patrik porwa� Mart� i wyskoczy� z ni� na korytarz. Za ich plecami co� chrobotn�o. Sufit run�� na pod�og� wypychaj�c przez drzwi tuman py�u. Dobiegli do windy. By�a nie: czynna. Rzucili si� w kierunku awaryjnych schod�w. Niemal �lizgali si� po nich �cigani okropnym rykiem, w kt�rym ledwo ju� mo�na by�o rozr�ni� s�owo �Uciekajcie!� Nad g�owami buchn�y p�omienie. - Szybciej! Pr�dzej! - wo�a� Patrik. W biegu Marta pogubi�a swoje delikatne pantofelki, ale nawet tego nie zauwa�y�a. Gdy znale�li si� na dole, po schodach za nimi zsun�a si� lawina kurzu okrywaj�c ich nieprzezroczystym ca�unem. Kaszl�c i potykaj�c si� doszli do otwartych, rozbitych drzwi. Byli wolni! Biegli jeszcze kilkadziesi�t metr�w, a� upadli zm�czeni na traw�. Le�eli przez chwil� ci�ko dysz�c. Odwr�ciwszy g�owy dostrzegli za zielonkawymi szybami setki, tysi�ce pe�gaj�cych i przesuwaj�cych si� z ogromn� pr�dko�ci� po niewidzialnych przewodach ognik�w. Co chwil� r�ne pi�tra rozb�yskiwa�y elektrycznymi wy�adowaniami. S�ycha� by�o jeszcze lekkie buczenie, lecz ju� zanikaj�ce i coraz cichsze. Ogniki zacz�y powoli bledn�c i przygasa�. Okna instytutu pociemnia�y. Umiera�a powo�ana niechc�cy do �ycia nadludzka istota. - Mam wra�enie, �e to wszystko by�o jakim� koszmarnym, nierealnym snem - powiedzia�a Marta patrz�c na milcz�cy i martwy ju� budynek. - I gotowa by�abym przysi�c, i� tak by�o gdyby nie to, �e ty jeste� tu obok mnie. Patrik u�miechn�� si�. - Dla mnie ty jeste� jak najbardziej realna. Nawet bardziej ni� realna, bo upragniona. Tak to kr�tka chwila wystarczy�a, aby pozna� ci� i bardzo polubi�. Ale sam si� sobie nie dziwi�. Jeste� dziewczyn� naprawd�, �e tak powiem, wart� grzechu! Odpowiedzia�a mu u�miechem pe�nym zalotno�ci. - By�e� wspania�y. Nie przypuszcza�am, �e poznam tak interesuj�cego m�czyzn�. Otoczy� j� ramieniem. - Tak, to by� strza� w dziesi�tk�. Nie wiedzia�em jak si� przed NIM obroni�... To przysz�o samo... tak nagle... Jaki� rozb�ysk inwencji w mojej g�owie... jakby kto� tchn�� we mnie rozwi�zanie. Spogl�da�a na niego oczyma, w kt�rych czai�o si� jakie� pytanie. Nie m�g� jednak go zrozumie�, a Marta wstrzymuj�c si� z wyra�eniem do ko�ca swych uczu� zagadn�a: - S�uchaj, Patriku, czy b�dziemy opowiada� komu� o naszej przygodzie? - Eee, chyba nie ma sensu. Zdaje si�, �e nikt nie zauwa�y�, co si� tutaj sta�o. Po co wi�c mamy si� nara�a� s�u�bom porz�dkowym. Przecie� i tak nam nie uwierz�, �e to komputer nas �ci�gn��. B�d� nas podejrzewa� o jaki� sabota� albo co innego. Lepiej uciekajmy st�d jak najpr�dzej. - A co b�dzie z nami, Patriku? Przycisn�� j� mocno do siebie. - Jak to co? Bardzo mi si� podobasz. Chc� by� z tob�. Na zawsze! - A powiedz mi - zawaha�a si� - czy poka�esz mi te filmy o kt�rych m�wi�e� wtedy, tam na g�rze? Patrik wpatrywa� si� w ni� z os�upieniem. Dopiero po d�u�szej chwili wybuchn�� �miechem. - Ale� kotku! Wi�c ty... my�la�a�... �e ja naprawd�? Ha, ha, ha! Wi�c nie zorientowa�a� si�, �e to wszystko wymy�li�em, �e to bzdura? Nie, a� takim degeneratem to ja nie jestem, na szcz�cie! - �mia� si� patrz�c jej w oczy. Nagle dostrzeg�, �e �yj�ca w nich sympatia i podziw dla niego zacz�y przygasa�. Marta spowa�nia�a. Jej twarz wyra�a�a teraz z trudem ukrywane rozczarowanie i z�o��. - Umkn�a przed jego wzrokiem. Wpatrywa�a si� w jaki� niewidoczny punkt za jego plecami. - Ach, wi�c to wszystko nieprawda? - powiedzia�a zamy�lona. - Oczywi�cie! - odpar� mocno zdziwiony Chrul. - Chyba nie mog�aby� �y� ze mn� takim, jakim przedstawi�em siebie tej piekielnej machinie? - Ale� nie! Pewnie, �e nie mog�abym. Tylko, �e... ale to ju� nie ma w tej chwili �adnego znaczenia... Zapanowa�o ci�kie milczenie, kt�re przerwa� Patrik. - Nie bardzo ci� rozumiem. Co ju� nie ma znaczenia? O co ci chodzi? - Nie... niewa�ne. Wiesz co, Patriku... Masz racj�. Lepiej odejd�my st�d. Z�apmy jak�� taks�wk� i sp�ywajmy. Odwieziesz mnie do mojego hotelu. Dobrze? - Oczywi�cie, �e ci� odwioz� - w dalszym ci�gu nie m�g� jej zrozumie�. Wstali i przeszli rozleg�y, g�sto zadrzewiony plac okalaj�cy instytut. Patrik przygl�da� si� spod oka id�cej z lekko opuszczon� g�ow� Marcie. Intensywnie szuka� wyja�nienia dla jej niezrozumia�ego zachowania. Po kilku minutach wyszli na szerok�, opustosza�� arteri�. Przeszli na drug� stron� i szli w kierunku �r�dmie�cia. Chrul ledwie t�umi� w sobie ch�� zerwania z niej tych cieniutkich sznureczk�w, na kt�rych ledwie wisia�a suknia. Ju� wyci�gn�� r�k�, gdy ujrzeli mkn�cy ku nim l�ni�cy, srebrzysty poduszkowiec. Marta machn�a r�k�. Zatrzyma� si� przy chodniku z cichym szumem. - Prosz� do hotelu �Tobanga� - powiedzia�a Marta gdy spocz�li na tylnym siedzeniu. Taks�wkarz rzuci� im weso�e, porozumiewawcze spojrzenie i skin�� g�ow�. Ostro ruszyli z miejsca. Jechali w milczeniu. Po kilkunastu minutach byli ju� u celu. Marta wyskoczy�a z wozu. - Cze��, Patriku! - powiedzia�a na po�egnanie. - Mi�o mi by�o ciebie pozna�! - poda�a mu r�k�. - Kiedy si� zobaczymy, Marto? - przytrzyma� przez chwil� jej d�o�. - Ach, zadzwoni� do ciebie! Cze��! - wyswobodzi�a si� i odesz�a. - Zapisz m�j telvid! - krzykn�� za ni�, ale ju� nie s�ysza�a tego. Patrzy� za ni� z�y i zawiedziony. Z zamy�lenia wyrwa� go dopiero g�os kierowcy: - Dok�d teraz kolego? - Do hotelu �Markos� - odpar� z westchnieniem. Poduszkowiec ze �wistem ruszy� przed siebie. Patrik siedzia� skulony i pr�bowa� zrozumie� to co si� sta�o. �adne wyja�nienie, jakie stwarza� nie pasowa�o do tej dziwnej sytuacji. �Co jej si� sta�o, do diab�a� - my�la� gor�czkowo. Nie m�g� pogodzi� si� z tak niespodziewan� strat� Marty. Zacisn�� pi�ci w bezsilnym gniewie. Mia� wra�enie, �e g�owa mu p�knie. Nagle jego umys� roz�wietli�a b�yskawica. Naga prawda ukaza�a mu si� z ca�� przera�aj�c� brutalno�ci�. Po�o�y� bezw�adnie g�ow� na oparciu. Z trudem �apa� oddech. �Wi�c o to jej chodzi�o? Co za tuman ze mnie!� Powoli dochodzi� do siebie. Gdy doje�d�ali do hotelu �Markos� by� ju� ca�kowicie spokojny. U�miechn�� si�. - Wie pan co... - powiedzia� do kierowcy. - Ale te baby, niech je...! - Zgadzam si� z panem ca�kowicie - odpar� kierowca weso�o. - Ale co to by�oby za �ycie bez nich? Co? No niech pan sam powie...