10583
Szczegóły |
Tytuł |
10583 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10583 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10583 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10583 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Poema synchroniczne
I oto zobaczył flrjuna uu tej kosmicznej postaci nieskończenie wiele ust i nieskończenie wiele oczu. fl wszystko to było zdumiewajqce. Postać ta była udekorowana boskimi, oślepiającymi ozdobami, przystrojona w mnogość szat. Przepiękne girlandy wieńczyły Pana, a ciało Jego namaszczone było upajającymi wonnościami. Wszystko to było cudowne, nieograniczone i wypełniało sobq wciąż bezkresną przestrzeń — wciąż i wciąż. To właśnie ujrzał flrjuna. I gdyby setki tysięcy słońc nagle rozbłysło na niebie, może dałyby one blask podobny światłości Najwyższej Osoby w tej kosmicznej formie.
I zobaczył flrjuna w kosmicznej formie Pana niezliczone ekspansje tego wszechświata, usytuowane w jednym miejscu — chociaż podzielone na wiele, wiele tysięcy.
Wtedy, oszołomiony i zdumiony, z włosami na ciele zjeżonymi na skutek wielkiej ekstazy, flrjuna zaczął się modlić ze złożonymi rękoma, ofiarowując Najwyższemu Panu głębokie pokłony.
Bhogovod-gito Taką Jaką Jest, 11 : 10-14
Opublikowane uu 1991, Wydawnictwo „Miniaturo", Kraków Rys. Leopolda Buczkowskiego, Wrocław 1981
© Copyright by findrzejPańta
Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w ogólnie dostępnym systemie ani rozpowszechniana w żadnej formie, ani za pomocq żadnych środków — elektronicznych, mechanicznych, fotomechanicznych, nagrań ani żadnych innych — bez pisemnej zgody Ru-tora lub Tłumacza bqdź Wydawcy.
1
Tańcz sobie i krzycz UJ otwartej ranie Zdziwionych bólem -
I tak nie poznasz We w rz q c y m kotle Fartuszków naszych
Potomstwa ducha.
2
Walczgce z sobq smoki przeciwieństw Zmieniajq szatnię w jurne pastwisko. Gdzie święty Jerzy umywa dłonie I jest mi przykro w mżawce tchórzostwa
Na którym trawie budzq się głowy Martwoty smoków, gdy patrzę w zieleń Ich nienawiści uśpionej w ciałach Poprzecinanych jak niezależność
Wyłgcznie mego w mowie cierpienia.
Spraw, bym rozpoznał
UJ kwiatach znużenia
Ten jeden płatek.
Co chciał być skałq
Twojego głosu,
UJ którym się miesza
UJ s z y s t k o , co żywe.
By się wyłamać
Z rozpaczy trwania.
4
Nie chcemy już gwałtu, ni rqk
Mieć brudnych, niesionych w tłumie
Jawnej przemocy świecqcych
UJ oko, tak dobrze nam znanych.
Tych naszych spotkań z własnq
lstotq, którq jest kamień.
Bo on przemienia nos w s z y s t k i c h w chleba
Obfitość; tym samym stajemy się
UJ s z y s c y ziarnem z upadłych aniołów.
Którzy nie przeszli przez chaos głodu,
UJ i ę c im nie znane sq w q t p I i w o ś c i,
Jakie nas dręczq, gdy nie ma różnić.
6
Zużyte płuca
Ś w i a t a , wewnętrzny las
Dyskretnych spojrzeń —
Taki jest ogień
Życia, jak poczytalność
UJrogich zdrożności —
I już cię nie ma
Tam, skqd ciqgle słychać wiatr
UJ a I e c z n y c h skroni.
Piekło jest w tobie, gdy wracasz do domu Po żmudnej nocy czekania na pełnię UJ tej pustej łodzi księżyca i głowy
Z daremnych sieci.
8
UJ ogień wrzuciłem Język braterstwa Jako zabytek Pradawnych dqżeń Bezgrzesznej złudy Życia w wolności.
9
Flaki istnienia UJ brzuchu konkretu Trawiq realność Gestów ascezy.
10
Sq jeszcze oczy, które widziały
Zgliszcza m ę c z e ń s t w a przekłutego boku
Sq także uszy, które słyszały
Skargę na ogień we włóczni pragnienia;
Miałem świadomość, że to już koniec, UUszystko to jednak tylko pozór wiedzy.
1 1
UUierzyłem wtedy w niewinność kwiatów.
Kiedy pytany nie miałem pojęcia.
Co odpowiedzieć na ten rozgardiasz.
Który roztaczał przede mnq widoki
Szerokich rynien życia w boleści.
Że się miotałem z przekleństwem milczenia
UJ objęciach walki o własny spokój
Na ustach świata ciggłych niepewności.
1 3
Na próżno szukam
Kwiatów; wszystkie sq teraz
Plecami z głazów.
flby nie upaść
Pod ich ciężarem, łamię
Podkowy wzlotu.
Lecz się wstrzymuję. Jakbym już tracił władzę UJ ogniu słabości.
14
I ciekła ślina Żywego ciepła UJokół cokołów.
Gdy dopuściło Nagłe nieszczęście Za progi z trawy
UJysokie nogi.
1 5
Przytulał sobie Każdy grosz, n a w e t Wdowi niepokój Targał za włosy Jak własng matkę Poczęcia z ręki.
16
Nad wszystkie sprawy
Chorego świata
Przedkładam życie
Wolne od zgryzot
Przebrań ej miary
W sukienkę czasu.
1 7
Wolałbym spłacić wszystkie kredyty.
Które dostałem przez zaufanie.
Jakie budziłem u możnych świata
Pełni wśród piękna doznań zmysłowych.
Niż prać bieliznę niewinnych dziatek.
Które w swych pieśniach chwalg Heroda
Słonecznych krajów bez wgtpliwości.
18
Kto żyje w prawdzie. Ten nam sprzed nosa Zabiera mleko Naszych fałszywych. Szkodliwych podniet.
19
Było nas wielu z miotu cierpliwości. Którzy na Ziemi próbowali wskrzeszać Ku własnej chwale istotę człowieczg,
R doszli prochu.
20
Calutki ranek Szukałem grosza. Jakim podcierał Mnie prawy pienigdz. Gdzieś pośród wieprzy Rozwianych uciech.
21
Trup objawienia
Szukania dziury
UJ ciałach natury
Nie może ulec
Kwiatom zgnilizny
Spod oka żqdzy
Własnych skłonności.
Skoro pochodzi
Z bieli j ej że b e r.
Na co ma dowód
UJ swoim szkielecie.
22
Iskro nadziei
Nie śmiej się z bożków
Szukania dziury
UJ opłotkach życia
UJstydliwej twarzy.
23
Rośnie napięcie, więc słabnie wola Możności bycia już tylko wiernym Martwym literom przegranych w życiu Idei z taśmy umysłu w pełni Księżyca, który popadł na głowę I stał się bratem tak roztrzęsionym. Że już nie mogę powiedzieć prawdy Z mroku oddechów życia wśród figur.
24
UJ i ę c przestań szydzić Z naszych namiotów Rozmytych deszczem Twego istnienia Schowanej twarzy.
25
Kiedy obłokiem Będę przez rękę Swobodnych czynów
UJtedy dopiero UJyznam, co dzisiaj
Ponad tron z tortur Wieńczy korono UJ milczgcych wargach. Zamkniętych bólem
UJ potok porodów.
26
Że się wstrzymuję
Przed dalszym żarciem, to rzecz
Normalna w sztuce
Puszczania wiatrów.
27
Sita sprawcza procesu zmartwychwstania UJ ostatecznym rachunku kosztów własnych Sprawdza się w zainwestowanym błotku
Pustego grobu.
8
28
Jakby w niewiedzy Głodnego serca Czuł ciężar życia Bliskiego buntu.
Bo nie dotrzymał Danego słowa UJłasnym kaprysom Spłoszonej dumy
UJ chłodzie zdziwienia
29
Że się przydarza naturze bytu Kurewska skłonność do wywyższania Podrzędnych stworzeń na królów życia
UJidzę po sobie, gdy patrzę w lustro Mego umysłu w igraszkach natręctw. Którym hołubię, choć jestem wolny
Z pyłu tej drogi zwanej zazdrościg.
30
Z uwagq śledzę obraz bez granic.
Dlatego nie wiem, gdzie się zaczyna
Konturów jego, cieni muzyko. Do której roszczę zoróuuno ucho. Jak też te oczy uupatrzone w głębię. Choć nic nie w i d z ę i nic nie słyszę, R czuję tylko tę szczyptę ognia. Gdyż podejrzewam jq o zaćmienie.
31
Będziemy nagość Poskramiać w sobie Popędu śmierci.
Solennie światu Obiecujemy Prawie codziennie.
Że się nie damy Złamać natręctwom Pobożnych życzeń,
flle sp oj rżymy UJ spokojne oczy UJiecznej harmonii
Już bez obawy.
32
Byłbym się mylił, gdybym określał UJłaściwość środka na oczyszczenie UJłasnego wnętrza od gnoju duszy, UJ którym jest ono cuchngcym łonem, UJłaśnie się rodzi genialny pomysł. By zaraz upaść w jeszcze czarni ejszq Rozpacz, na jakq nie zdobył się nikt Z tych, co kochaj q trzeźwości świata.
33
Jeszcze się śniły Łagodne łqki, kiedy Kogut się wypiqł
Na honor słowa.
34
Ponad szczytami
Gór była kiedyś
Cisza;
Dziś zlatuje z drzew
Olśniona t uu a r z q
liści;
I zdruzgotang
LUpycham jq uu serce
Ś uu i a t a ,
Chociaż truchleję Na sam j ej uu i d o k W e mnie.
35
Znałem sekrety.
Co do złudzenia były
Z przegniłych sztachet
Rajskim ogrodem.
7 0
36
LUszystko to było
Ukartouuane:
Młotek i g uu o ź d z i e ,
Kielich z pouuietrza;
Prauudziuug gorycz Rozczarouuania Przeżyłem patrzgc Na obu łotróuu;
Jednemu stało Już bez różnicy. Zepsuł zabauuę Nam pojednaniem;
Drugi natomiast Nie chciał umierać. Sypał nazuuiskiem UJażni ej szych person
Tak z r y uu a ł z życiem.
37
Nie było to życie godne zachodu Słonecznych klapsóuu troskliuuej opieki Nad zuuierzętami ciggle doskonałej Speluny truuania.
38
Który z kamienia
Ma tylko serce —
Resztę zaś ż y w q
P rz e s z y t q bólem
Ulżenia światu
UJ jego cierpieniach.
Ten jest człowiekiem. Który mnie gnębi Dreszczem wieczności Przez wszystkie noce Nasz ej wędrówki UJ błogości życia.
39
Jakbym się o c k n q ł już w przyszłym życiu Tak mnie paliła nadzieja zmiany. Że będzie lepiej, bo bez powietrza Gorszgcych oczy przyjaznych z w i e r z q t Z mojego serca sypigcych popiół Na to, co chore i w świecie znane.
40
Jesteśmy jednym Ciałem na Ziemi Mimo rozwodu, R więc rozdziału Stołu i ło ż a;
Siedzgc samotnie
Przy wiecznym ogniu
Samoudręki,
C i q g I e tęsknimy
Za wielkim słowem
Dawnej jedności.
41
Nie to jest ważne, że się spieramy
UJ czeluściach serca gasngcych światów
UJ o b e c śmieszności z powagi życia,
flle że c i q g I e buty nam szyjq
I kroki stawiać trzeba wciqż głowq
UJ obłokach złudzeń przez bruk pewności
42
Zdobyć się chociaż na tę serdeczność
Podania ręki zbędnych nam przecież
Groszy rozumu, od których umysł Spełnia się w ś p i q c z c e i mu się zdaje. Że poznał w s z y s t k i e rzeczy w olśnieniu Nagłej eksplozji w głupocie uuiosny.
43
Dostrzegł w zuuierciadle
Miażdżqcq belkę
Nie tylko kuuiaty —
Zdjqł jq wraz z uuzrokiem: Inaczej nie szło Powstrzymać kwiatów
Przed źdźbłem szaleństwa
7 2
44
Dolce mqdrości Udajq dzisiaj miękkq UUalutę pochwał
Nad własnym czarem.
45
Działo się białko Poprzez ukropy Jednego stań się UJ gorqczce słowa.
46
Zamknięci w bronach świeckich uciech świata Przedni kapłani przekornego ducha Siedzq przed lustrem stawania się pyłem
UJ grzechu mqdrości.
47
Niejedno pęka 6łyszczqce serce. Jeśli z nicości Znów je usłyszy.
48
Po co się spierać
O to, co będzie
Tylko etapem
Na w y ż s z y szczebel
Naszego życia
UJ drabinie śmierci?
49
UJierzę na słowo UJ istnienie p t a k ó w Lżejszych od głowy,
Na którq upadł flnioł ni ej eden Kopniakiem z nieba
Zwrócony Ziemi.
50
Po to, by przyszła upiorów banda
I z nieszczęść zmyła nam wszystkim głowy
Które sq teraz sennym widziadłem
UJ świecie usłanym z grzechów milczenia:
Upadek jego znaczą oklaski
Z substancji naszych umysłów próżnych.
51
Dajcie mi dłonie wolne od kajdanek, R dalszq drogę przebędę spokojnie. Nawet gdybyście słali mi pod nogi
Pola minowe.
52
Zagrzebię w piasku UJiecznego życia Jedynie głowę —
Reszta niech zwiędnie Jak biedne kwiaty. Którym zbyt mroźno
Biec ku korzeniom.
53
Kto zna tęsknotę Za sobq samym. Ten wie, co znaczy P o t k n q ć się w życiu O k r w a w q chustę Z własnego potu UJ namiocie dziejów Już bez rozpaczy.
54
Nas wszak ocalił
Przed piaskiem z głodu.
Który w tym świecie
Zaprószył źródła
Ogniem i miecza
Błyskotliwościg.
7 4
55
Przeklęte zyski
Na szali miecza
Majq coś w sobie
Z niewiary w męstwo
Powszechnych łowów
UJ dojeniu ludzi.
56
Śpiewam zwycięstwo pustych kieszeni Nad niedołęstwem robigcych w szmalu Przyziemnych wiatrów łatania nieba Grozq skromności, umiarkowaniem;
Bo nic już nie chcę zgwałcony w schronie, Gdzie me bogactwo cieszyło nogi, I to jest szczęście na chybił strzelił. Jak mi zazdroszczę ci przypadkowi —
flle tych głaszczę w łopocie czasu.
57
Tak mi się żarzył UJ oczach papieros Żmudnej roboty Nad całokształtem Kopniaków z grobu Życia w rozkoszy.
58
Całkiem prawdziwe sq sny o kasztanach Wielkiej budowli wewngtrz szarych zwojów Strachu przed życiem w niebie ciggłych batów
Z żywego ognia.
59
Brak mi energii, jak też zapału,
flby poznawać za każdym razem.
Kiedy spotykam w przechodniu brata.
Jedynie dobro, które mi niesie.
Chociaż na czole ma wypisane.
Że chowa węża wrogich skłonności.
Więc dobrze gdybym już sobie poszedł.
Byłoby niebo bez zbędnych myśli.
60
Z tego świata zmiotły mnie wiechcie hymnów Rozśpiewanej ciemności zdradzonego Brata; zaparłem się w sobie z nadmiaru
Rozwianych wygód.
61
Bez nienawiści Patrzymy w oczy. Które zgarniajq Z ulic kamienie Niewinnych naszych Snów o potędze.
62
Nie chcę już więc ej Grzeszyć wśród światów Logicznych zwigzków — Teraz przymkniętych Wulkanów z powiek.
63
Bicze gwiazd
Iskry jak
Niepokój;
P o d q ż a m Ku nim sam, W uścisku
; 5
Znużonych
N o m i śc i o n , Ż o Iq c się
Z kłamstwo krwi,
64
Wszechświat jest grudq mego zmęczenia.
Które mnie wciqga w odpowiedzialność
Za jego zieleń na wszystkie drzewa.
Lecz nie upadnę pod tym ciężarem
Z cienkich gatqzek w otchłań owoców.
7 6
65
Schowam się w ścianę śmierci za życia.
Żeby uwolnić się od tej młócki.
Która w młodości jest rakiem skrzydeł
Tchórzliwych orłów wpatrzonych w niebo
Tak samo nieme, jak przerażenia
Głos wołajqcy, cóż robić dalej.
Kiedy z jasności obciętq rękę
Widzę w popisach gwiazd wykrwawionych
Tam, gdzie przed chwilq jeszcze krzyczałem
O wolne krzesło, jak o ratunek.
66
Tak mi dopomóż. Żeby to było Ostatnie cięcie Tej gilotyny Nazwań ej życiem Jeszcze jednego Smutku wcielenia Z koła narodzin.
67
Z czystych bezmiarów zdzierał sens błyskawic Głodnego serca nad rzekq wybuchu Pokornych brzegów między wód nadziejq
Na pojednanie.
68
Znowu jestem sam W ogrodzie rzeczy Odjętych z ręki Chciwych namysłów;
Bez Boga, ludzi.
Pomniejszych diabłów Zła w stanie czystym. Ściskam paluchy —
Zbroczone życie.
69
Chytrośćjest maskq. Pod którq prostak Grzechy szczerości. Sklerozę grzebie.
70
N i e w i n n e dziatki tylko w gazetach Ponad bieg rzeczy w s z y s t k i c h ś w i ę t o ś c i UJ y n o s z q chwałę swego męczeństwa;
60 w mroku zdarzeń to one właśnie Panu swojemu zgotowały dzban Mocnego trunku w przewrotnej zdradzie,
Tak Herod padł, ojciec — nie morderca.
; 7
71
R napomnienie Jest jak trucizna Utraty głowy Całego mienia, UJ którym się pienig Obłoki duszy.
72
Przed nami świeci
To trzecie ślepie.
Chętnie widziane
Na wszystkich stołach
Zakopleksionych
UJ sobie € d y p ó w .
73
Prostota życia UJinna dopomóc Potrzebuj qcym Ukryć cios losu.
74
Tylko bez łaski jasnowidzenia
Możemy sprostać skopanym w życiu
Przez tę nieśmiałość w naszych marzeniach
Prześlicznym tuuarzom n a d c h o d z q c y c h dni
Zagłady w s z y s t k i c h na drzeuuach ziszczeń,
O których w iemy, że sq pytaniem.
75
llliele się jeszcze nasłuchasz bajek
0 przyszłym życiu w skórze błogości, Skoro poskromisz złośliuuość w ę ż a Takiego życia, które porządek
Ceni nad złoto czynności jasnych
1 zrozumiałych n a w e t dla zwierząt.
7 8
76
Nazmyślać k w i a t ó w
Krzywych zwierciadeł
Przecież potrafię
UJ obłokach ciepłych.
Serdecznych dłoni.
77
Gałęzie smrodu
Sterczą z roztropnych zadów
Pokryte szronem
Genialnych myśli.
78
UJyrwij serce z piersi świata.
Niech się zieleń w krew przemieni,
Którq jesteś od początku,
Kiedy żyłeś jeszcze w sobie —
Nie pamiętasz nic o schodach?
Tych, co diabłem były z rogów
UJ s z e c h b o I e ś c i wszystkich kwiatów,
R to rozpacz jest w ogrodach.
79
Jestem zbyt młody,
Niedopieszczony,
Rbym już zbierał
Z żqdła goryczy
Plon doświadczenia
Kosmaty łzami.
80
UJ i ę c z ci w i e r z y t e m w u c z c i w o ś ć Rzeczy, które ruszyły wbrew Woli słońca; wydaje się Teraz, że ogień z ciemności UJ y p y c h a ufność pewnościg UJ i a r y , tg ggbkg porzgdku.
81
Jak długo żyję jeszcze nie słyszałem, Żeby ktoś zdołał poruszyć kamień. Który pozostał na wieki z piekła Znaczgcym gestem tęsknoty w sercu Dgżenia w górę z wigzkg na plecach I z nożem w garści spełnienia siebie.
82
To straszne wnętrze chorych na miękkość
Dotykam w sobie, gdy boli żywot
UJ wypukłym brzuchu pisklę wieczności
UJiercgc się zmienia pieska naiwnych
UJ wyrachowang z serca złośliwość.
Choć tak nie chciałem — otwieram oczy.
83
Jeśli zrozumiesz
Stojgc na mrozie
Tę jedng z godzin
UJ wieczności chwili.
Jesteś żyjgcym
Już poza czasem.
Bez zwłok wgtpliwych,
UJstydliwej skruchy.
84
Kosmiczna czasza Niemiłych wspomnień Jest spadochronem.
Który otwieram Na sygnał z ziemig Zmieszanych prochów
Przodków zdziwienia.
85
Wśród ciszy nocnej Płaczem rozlega się śmierć Z piekła narodzin.
86
Popatrz na życie bezbrzeżnych sierot, Które tak chciały usłać z galaktyk Tylko dla siebie praktyczne łoże Ozdobne w guuiazdy swej pasywności, Teraz się tłamszg z kołdrg rozpaczy.
87
UJ szkole d u c h ó w obsługiwałem nożem Każdq możliwg dwuznaczność niezgody Na pójście w życie szare i bez zwierzeń
Bogactwa kształów.
2 0
88
UJ r z q t e k umiaru Łagodzi serca Gwałtowng skruchę,
UJ trudng tożsamość Trzciny myślgcej
Z łamigcym wiatrem.
89
Tak bardzo chciałem
Spłukać wraz z deszczem
Me znieważane
Jak mgdrość ciało.
90
Suchy rozsgdek
I dyscyplina
Tych wszystkich świętych
Lepigcych garnki.
Gdy potrzebuję Płaskich talerzy, R świat się zmienia UJ gorqcq kulę —
Szorstkg od stołów.
91
Lecz batem się nieco życia wśród mydeł, Św i ad o m y następstw rozłożenia w pianie Czystości serca w brudzie jego naczyń. Choć deszcz był z ognia.
92
Właściwie nie wiem, o co chodzi w grze Urojonych wielkości w umysłach Naszych; jest jednak coś, co mnie boli. Gdy patrzę na ten stadion rozpadu W o I n y c h od wózków tabliczek sensu Spowitych jeszcze w chustach milczenia.
93
Zapragnął zrodzić Bliźniaka góry — Myszkę m a I e ń k q ; Lecz to, co przyszło Na ten świat nędzy Było świadome
Klęski tworzenia.
2 1
94
Dałem się złapać we własne sidła Jak na małżeństwo z bezprawiem czasu. Którym splamiłem czystość serca — Spadam ze schodów bycia bez miary.
95
Ulecz nas mowo Z kalectwa słowa Jednym dotknięciem Groźnej twej pały Po gołych plecach —
Chociaż już teraz
Czujemy świeże
Znaczenie słowa.
Bij odstajgce
UJ stwardnieniach rany
Piekła przypuszczeń.
96
Rozwijam skrzydło
Z piór; tę tęsknotę duszy
Nie diabelskich sztuk.
97
Odpowiedzialność Za zamęt w głowach Niewinnych dziatek Na swoje barki Zabrał Sokrates.
98
To pierwsza miłość Łaskawym rzuca okiem UJ naszq n i e zg r a b n o ś ć.
99
I przeholował:
U t o n q ł przecież
UJ podświadomości
Zawsze zawistnych.
Młodzieńczych starców
100
Jak w górze, tak i
UJ zwiędłych dolinach
Ubliżać c i q g I e Spokojnym sercem
Snom rozbestwionym Naiwnych spojrzeń
UJ możliwość walki Z własnym królestwem
Bycia bez szansy Na drżgce trony
Źdźebełka światła.
101
Na tym się kończy.
Co się zaczyna
Naprawdę sprauudzac Wraz z moim życiem — Powstanie z martwych. Cudacznych światów UJ zagładzie cierni.
2 3
flndrzej Pańta, ur. 10 kuuietnia 1954 r. uu Bytomiu. Studiouuał filologię polskg i biologię na Uniwersytecie Ślgskim. Debiut poetycki uu Poglądach (1973), ksigżko-uuy — tomik UJyspo no jeziorze (Katouuice 1977). Zajmuje się także przekładami poezji i prozy niemieckojęzycznej, publikouuał m. in. uu Rrkadii, Portrede, Śląsku, Hresach, Poezji, Integracjach, Hulturze\ uu Nowym UJyrazie. LJUydał m. in. UJieczna naiwnośćwróżek(1985), Counter-Re\/ołution (~\989), ^0/7(1992), Nicwięcej'(1995). UJ formie ksigżkouuej ukazały się także jego przekłady Bienka {Czas po temu, 1987), Schopenhauera {Metafizyka miłości płciowej, 1985), R. Ruslander {UJ kotle czarownic, 1995) i Jakoba Bóhmego {O nowych, powtórnych narodzinach, 1993). Za przekłady utuuoróuu Horsta Bienka otrzymał nagrodę Czeruuonej Róży uu Gdańsku (1990) oraz stypendium Fundacji Pomocy Niezależnej Nauce i Literaturze Polskiej uu Paryżu (1991). UJ latach 1994/96 represjonouuany policyjnie uu Piekarach Ślgskich uu zuuigzku z tzuu. aferq o prauua do utuuoróuu Horsta Bienka. Ostatnie publikacje uu pismach Plama, Łabuź, Hrasnogruda oraz uu antologii Borussia. Ziemia i ludzie (1999). Opublikouuał także ksigżkę L. Moholy-Nagy'a Malarstwo, Fotografia, Film (Katouuice 1999) i uuybór pism J. Bóhmego Rurora (Zgorzelec 1999) oraz uuybór opouuiadań Dietera Kalki Podwójne ipotrójne (Bydgoszcz 1999). Uczestnik Statku Poetóuu '98 i '99 oraz uu latach 1997-99 festiuualu pn. Fortalicje uu Zamościu. Należy do Die Kunstlergilde uu €sslingen i Stouuarzyszenia 6UROOP6RR uu Zgorzelcu, mieszka na Górnym Ślgsku i uu Berlinie.