10583

Szczegóły
Tytuł 10583
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10583 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10583 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10583 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Poema synchroniczne I oto zobaczył flrjuna uu tej kosmicznej postaci nieskończenie wiele ust i nieskończenie wiele oczu. fl wszystko to było zdumiewajqce. Postać ta była udekorowana boskimi, oślepiającymi ozdobami, przystrojona w mnogość szat. Przepiękne girlandy wieńczyły Pana, a ciało Jego namaszczone było upajającymi wonnościami. Wszystko to było cudowne, nieograniczone i wypełniało sobq wciąż bezkresną przestrzeń — wciąż i wciąż. To właśnie ujrzał flrjuna. I gdyby setki tysięcy słońc nagle rozbłysło na niebie, może dałyby one blask podobny światłości Najwyższej Osoby w tej kosmicznej formie. I zobaczył flrjuna w kosmicznej formie Pana niezliczone ekspansje tego wszechświata, usytuowane w jednym miejscu — chociaż podzielone na wiele, wiele tysięcy. Wtedy, oszołomiony i zdumiony, z włosami na ciele zjeżonymi na skutek wielkiej ekstazy, flrjuna zaczął się modlić ze złożonymi rękoma, ofiarowując Najwyższemu Panu głębokie pokłony. Bhogovod-gito Taką Jaką Jest, 11 : 10-14 Opublikowane uu 1991, Wydawnictwo „Miniaturo", Kraków Rys. Leopolda Buczkowskiego, Wrocław 1981 © Copyright by findrzejPańta Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w ogólnie dostępnym systemie ani rozpowszechniana w żadnej formie, ani za pomocq żadnych środków — elektronicznych, mechanicznych, fotomechanicznych, nagrań ani żadnych innych — bez pisemnej zgody Ru-tora lub Tłumacza bqdź Wydawcy. 1 Tańcz sobie i krzycz UJ otwartej ranie Zdziwionych bólem - I tak nie poznasz We w rz q c y m kotle Fartuszków naszych Potomstwa ducha. 2 Walczgce z sobq smoki przeciwieństw Zmieniajq szatnię w jurne pastwisko. Gdzie święty Jerzy umywa dłonie I jest mi przykro w mżawce tchórzostwa Na którym trawie budzq się głowy Martwoty smoków, gdy patrzę w zieleń Ich nienawiści uśpionej w ciałach Poprzecinanych jak niezależność Wyłgcznie mego w mowie cierpienia. Spraw, bym rozpoznał UJ kwiatach znużenia Ten jeden płatek. Co chciał być skałq Twojego głosu, UJ którym się miesza UJ s z y s t k o , co żywe. By się wyłamać Z rozpaczy trwania. 4 Nie chcemy już gwałtu, ni rqk Mieć brudnych, niesionych w tłumie Jawnej przemocy świecqcych UJ oko, tak dobrze nam znanych. Tych naszych spotkań z własnq lstotq, którq jest kamień. Bo on przemienia nos w s z y s t k i c h w chleba Obfitość; tym samym stajemy się UJ s z y s c y ziarnem z upadłych aniołów. Którzy nie przeszli przez chaos głodu, UJ i ę c im nie znane sq w q t p I i w o ś c i, Jakie nas dręczq, gdy nie ma różnić. 6 Zużyte płuca Ś w i a t a , wewnętrzny las Dyskretnych spojrzeń — Taki jest ogień Życia, jak poczytalność UJrogich zdrożności — I już cię nie ma Tam, skqd ciqgle słychać wiatr UJ a I e c z n y c h skroni. Piekło jest w tobie, gdy wracasz do domu Po żmudnej nocy czekania na pełnię UJ tej pustej łodzi księżyca i głowy Z daremnych sieci. 8 UJ ogień wrzuciłem Język braterstwa Jako zabytek Pradawnych dqżeń Bezgrzesznej złudy Życia w wolności. 9 Flaki istnienia UJ brzuchu konkretu Trawiq realność Gestów ascezy. 10 Sq jeszcze oczy, które widziały Zgliszcza m ę c z e ń s t w a przekłutego boku Sq także uszy, które słyszały Skargę na ogień we włóczni pragnienia; Miałem świadomość, że to już koniec, UUszystko to jednak tylko pozór wiedzy. 1 1 UUierzyłem wtedy w niewinność kwiatów. Kiedy pytany nie miałem pojęcia. Co odpowiedzieć na ten rozgardiasz. Który roztaczał przede mnq widoki Szerokich rynien życia w boleści. Że się miotałem z przekleństwem milczenia UJ objęciach walki o własny spokój Na ustach świata ciggłych niepewności. 1 3 Na próżno szukam Kwiatów; wszystkie sq teraz Plecami z głazów. flby nie upaść Pod ich ciężarem, łamię Podkowy wzlotu. Lecz się wstrzymuję. Jakbym już tracił władzę UJ ogniu słabości. 14 I ciekła ślina Żywego ciepła UJokół cokołów. Gdy dopuściło Nagłe nieszczęście Za progi z trawy UJysokie nogi. 1 5 Przytulał sobie Każdy grosz, n a w e t Wdowi niepokój Targał za włosy Jak własng matkę Poczęcia z ręki. 16 Nad wszystkie sprawy Chorego świata Przedkładam życie Wolne od zgryzot Przebrań ej miary W sukienkę czasu. 1 7 Wolałbym spłacić wszystkie kredyty. Które dostałem przez zaufanie. Jakie budziłem u możnych świata Pełni wśród piękna doznań zmysłowych. Niż prać bieliznę niewinnych dziatek. Które w swych pieśniach chwalg Heroda Słonecznych krajów bez wgtpliwości. 18 Kto żyje w prawdzie. Ten nam sprzed nosa Zabiera mleko Naszych fałszywych. Szkodliwych podniet. 19 Było nas wielu z miotu cierpliwości. Którzy na Ziemi próbowali wskrzeszać Ku własnej chwale istotę człowieczg, R doszli prochu. 20 Calutki ranek Szukałem grosza. Jakim podcierał Mnie prawy pienigdz. Gdzieś pośród wieprzy Rozwianych uciech. 21 Trup objawienia Szukania dziury UJ ciałach natury Nie może ulec Kwiatom zgnilizny Spod oka żqdzy Własnych skłonności. Skoro pochodzi Z bieli j ej że b e r. Na co ma dowód UJ swoim szkielecie. 22 Iskro nadziei Nie śmiej się z bożków Szukania dziury UJ opłotkach życia UJstydliwej twarzy. 23 Rośnie napięcie, więc słabnie wola Możności bycia już tylko wiernym Martwym literom przegranych w życiu Idei z taśmy umysłu w pełni Księżyca, który popadł na głowę I stał się bratem tak roztrzęsionym. Że już nie mogę powiedzieć prawdy Z mroku oddechów życia wśród figur. 24 UJ i ę c przestań szydzić Z naszych namiotów Rozmytych deszczem Twego istnienia Schowanej twarzy. 25 Kiedy obłokiem Będę przez rękę Swobodnych czynów UJtedy dopiero UJyznam, co dzisiaj Ponad tron z tortur Wieńczy korono UJ milczgcych wargach. Zamkniętych bólem UJ potok porodów. 26 Że się wstrzymuję Przed dalszym żarciem, to rzecz Normalna w sztuce Puszczania wiatrów. 27 Sita sprawcza procesu zmartwychwstania UJ ostatecznym rachunku kosztów własnych Sprawdza się w zainwestowanym błotku Pustego grobu. 8 28 Jakby w niewiedzy Głodnego serca Czuł ciężar życia Bliskiego buntu. Bo nie dotrzymał Danego słowa UJłasnym kaprysom Spłoszonej dumy UJ chłodzie zdziwienia 29 Że się przydarza naturze bytu Kurewska skłonność do wywyższania Podrzędnych stworzeń na królów życia UJidzę po sobie, gdy patrzę w lustro Mego umysłu w igraszkach natręctw. Którym hołubię, choć jestem wolny Z pyłu tej drogi zwanej zazdrościg. 30 Z uwagq śledzę obraz bez granic. Dlatego nie wiem, gdzie się zaczyna Konturów jego, cieni muzyko. Do której roszczę zoróuuno ucho. Jak też te oczy uupatrzone w głębię. Choć nic nie w i d z ę i nic nie słyszę, R czuję tylko tę szczyptę ognia. Gdyż podejrzewam jq o zaćmienie. 31 Będziemy nagość Poskramiać w sobie Popędu śmierci. Solennie światu Obiecujemy Prawie codziennie. Że się nie damy Złamać natręctwom Pobożnych życzeń, flle sp oj rżymy UJ spokojne oczy UJiecznej harmonii Już bez obawy. 32 Byłbym się mylił, gdybym określał UJłaściwość środka na oczyszczenie UJłasnego wnętrza od gnoju duszy, UJ którym jest ono cuchngcym łonem, UJłaśnie się rodzi genialny pomysł. By zaraz upaść w jeszcze czarni ejszq Rozpacz, na jakq nie zdobył się nikt Z tych, co kochaj q trzeźwości świata. 33 Jeszcze się śniły Łagodne łqki, kiedy Kogut się wypiqł Na honor słowa. 34 Ponad szczytami Gór była kiedyś Cisza; Dziś zlatuje z drzew Olśniona t uu a r z q liści; I zdruzgotang LUpycham jq uu serce Ś uu i a t a , Chociaż truchleję Na sam j ej uu i d o k W e mnie. 35 Znałem sekrety. Co do złudzenia były Z przegniłych sztachet Rajskim ogrodem. 7 0 36 LUszystko to było Ukartouuane: Młotek i g uu o ź d z i e , Kielich z pouuietrza; Prauudziuug gorycz Rozczarouuania Przeżyłem patrzgc Na obu łotróuu; Jednemu stało Już bez różnicy. Zepsuł zabauuę Nam pojednaniem; Drugi natomiast Nie chciał umierać. Sypał nazuuiskiem UJażni ej szych person Tak z r y uu a ł z życiem. 37 Nie było to życie godne zachodu Słonecznych klapsóuu troskliuuej opieki Nad zuuierzętami ciggle doskonałej Speluny truuania. 38 Który z kamienia Ma tylko serce — Resztę zaś ż y w q P rz e s z y t q bólem Ulżenia światu UJ jego cierpieniach. Ten jest człowiekiem. Który mnie gnębi Dreszczem wieczności Przez wszystkie noce Nasz ej wędrówki UJ błogości życia. 39 Jakbym się o c k n q ł już w przyszłym życiu Tak mnie paliła nadzieja zmiany. Że będzie lepiej, bo bez powietrza Gorszgcych oczy przyjaznych z w i e r z q t Z mojego serca sypigcych popiół Na to, co chore i w świecie znane. 40 Jesteśmy jednym Ciałem na Ziemi Mimo rozwodu, R więc rozdziału Stołu i ło ż a; Siedzgc samotnie Przy wiecznym ogniu Samoudręki, C i q g I e tęsknimy Za wielkim słowem Dawnej jedności. 41 Nie to jest ważne, że się spieramy UJ czeluściach serca gasngcych światów UJ o b e c śmieszności z powagi życia, flle że c i q g I e buty nam szyjq I kroki stawiać trzeba wciqż głowq UJ obłokach złudzeń przez bruk pewności 42 Zdobyć się chociaż na tę serdeczność Podania ręki zbędnych nam przecież Groszy rozumu, od których umysł Spełnia się w ś p i q c z c e i mu się zdaje. Że poznał w s z y s t k i e rzeczy w olśnieniu Nagłej eksplozji w głupocie uuiosny. 43 Dostrzegł w zuuierciadle Miażdżqcq belkę Nie tylko kuuiaty — Zdjqł jq wraz z uuzrokiem: Inaczej nie szło Powstrzymać kwiatów Przed źdźbłem szaleństwa 7 2 44 Dolce mqdrości Udajq dzisiaj miękkq UUalutę pochwał Nad własnym czarem. 45 Działo się białko Poprzez ukropy Jednego stań się UJ gorqczce słowa. 46 Zamknięci w bronach świeckich uciech świata Przedni kapłani przekornego ducha Siedzq przed lustrem stawania się pyłem UJ grzechu mqdrości. 47 Niejedno pęka 6łyszczqce serce. Jeśli z nicości Znów je usłyszy. 48 Po co się spierać O to, co będzie Tylko etapem Na w y ż s z y szczebel Naszego życia UJ drabinie śmierci? 49 UJierzę na słowo UJ istnienie p t a k ó w Lżejszych od głowy, Na którq upadł flnioł ni ej eden Kopniakiem z nieba Zwrócony Ziemi. 50 Po to, by przyszła upiorów banda I z nieszczęść zmyła nam wszystkim głowy Które sq teraz sennym widziadłem UJ świecie usłanym z grzechów milczenia: Upadek jego znaczą oklaski Z substancji naszych umysłów próżnych. 51 Dajcie mi dłonie wolne od kajdanek, R dalszq drogę przebędę spokojnie. Nawet gdybyście słali mi pod nogi Pola minowe. 52 Zagrzebię w piasku UJiecznego życia Jedynie głowę — Reszta niech zwiędnie Jak biedne kwiaty. Którym zbyt mroźno Biec ku korzeniom. 53 Kto zna tęsknotę Za sobq samym. Ten wie, co znaczy P o t k n q ć się w życiu O k r w a w q chustę Z własnego potu UJ namiocie dziejów Już bez rozpaczy. 54 Nas wszak ocalił Przed piaskiem z głodu. Który w tym świecie Zaprószył źródła Ogniem i miecza Błyskotliwościg. 7 4 55 Przeklęte zyski Na szali miecza Majq coś w sobie Z niewiary w męstwo Powszechnych łowów UJ dojeniu ludzi. 56 Śpiewam zwycięstwo pustych kieszeni Nad niedołęstwem robigcych w szmalu Przyziemnych wiatrów łatania nieba Grozq skromności, umiarkowaniem; Bo nic już nie chcę zgwałcony w schronie, Gdzie me bogactwo cieszyło nogi, I to jest szczęście na chybił strzelił. Jak mi zazdroszczę ci przypadkowi — flle tych głaszczę w łopocie czasu. 57 Tak mi się żarzył UJ oczach papieros Żmudnej roboty Nad całokształtem Kopniaków z grobu Życia w rozkoszy. 58 Całkiem prawdziwe sq sny o kasztanach Wielkiej budowli wewngtrz szarych zwojów Strachu przed życiem w niebie ciggłych batów Z żywego ognia. 59 Brak mi energii, jak też zapału, flby poznawać za każdym razem. Kiedy spotykam w przechodniu brata. Jedynie dobro, które mi niesie. Chociaż na czole ma wypisane. Że chowa węża wrogich skłonności. Więc dobrze gdybym już sobie poszedł. Byłoby niebo bez zbędnych myśli. 60 Z tego świata zmiotły mnie wiechcie hymnów Rozśpiewanej ciemności zdradzonego Brata; zaparłem się w sobie z nadmiaru Rozwianych wygód. 61 Bez nienawiści Patrzymy w oczy. Które zgarniajq Z ulic kamienie Niewinnych naszych Snów o potędze. 62 Nie chcę już więc ej Grzeszyć wśród światów Logicznych zwigzków — Teraz przymkniętych Wulkanów z powiek. 63 Bicze gwiazd Iskry jak Niepokój; P o d q ż a m Ku nim sam, W uścisku ; 5 Znużonych N o m i śc i o n , Ż o Iq c się Z kłamstwo krwi, 64 Wszechświat jest grudq mego zmęczenia. Które mnie wciqga w odpowiedzialność Za jego zieleń na wszystkie drzewa. Lecz nie upadnę pod tym ciężarem Z cienkich gatqzek w otchłań owoców. 7 6 65 Schowam się w ścianę śmierci za życia. Żeby uwolnić się od tej młócki. Która w młodości jest rakiem skrzydeł Tchórzliwych orłów wpatrzonych w niebo Tak samo nieme, jak przerażenia Głos wołajqcy, cóż robić dalej. Kiedy z jasności obciętq rękę Widzę w popisach gwiazd wykrwawionych Tam, gdzie przed chwilq jeszcze krzyczałem O wolne krzesło, jak o ratunek. 66 Tak mi dopomóż. Żeby to było Ostatnie cięcie Tej gilotyny Nazwań ej życiem Jeszcze jednego Smutku wcielenia Z koła narodzin. 67 Z czystych bezmiarów zdzierał sens błyskawic Głodnego serca nad rzekq wybuchu Pokornych brzegów między wód nadziejq Na pojednanie. 68 Znowu jestem sam W ogrodzie rzeczy Odjętych z ręki Chciwych namysłów; Bez Boga, ludzi. Pomniejszych diabłów Zła w stanie czystym. Ściskam paluchy — Zbroczone życie. 69 Chytrośćjest maskq. Pod którq prostak Grzechy szczerości. Sklerozę grzebie. 70 N i e w i n n e dziatki tylko w gazetach Ponad bieg rzeczy w s z y s t k i c h ś w i ę t o ś c i UJ y n o s z q chwałę swego męczeństwa; 60 w mroku zdarzeń to one właśnie Panu swojemu zgotowały dzban Mocnego trunku w przewrotnej zdradzie, Tak Herod padł, ojciec — nie morderca. ; 7 71 R napomnienie Jest jak trucizna Utraty głowy Całego mienia, UJ którym się pienig Obłoki duszy. 72 Przed nami świeci To trzecie ślepie. Chętnie widziane Na wszystkich stołach Zakopleksionych UJ sobie € d y p ó w . 73 Prostota życia UJinna dopomóc Potrzebuj qcym Ukryć cios losu. 74 Tylko bez łaski jasnowidzenia Możemy sprostać skopanym w życiu Przez tę nieśmiałość w naszych marzeniach Prześlicznym tuuarzom n a d c h o d z q c y c h dni Zagłady w s z y s t k i c h na drzeuuach ziszczeń, O których w iemy, że sq pytaniem. 75 llliele się jeszcze nasłuchasz bajek 0 przyszłym życiu w skórze błogości, Skoro poskromisz złośliuuość w ę ż a Takiego życia, które porządek Ceni nad złoto czynności jasnych 1 zrozumiałych n a w e t dla zwierząt. 7 8 76 Nazmyślać k w i a t ó w Krzywych zwierciadeł Przecież potrafię UJ obłokach ciepłych. Serdecznych dłoni. 77 Gałęzie smrodu Sterczą z roztropnych zadów Pokryte szronem Genialnych myśli. 78 UJyrwij serce z piersi świata. Niech się zieleń w krew przemieni, Którq jesteś od początku, Kiedy żyłeś jeszcze w sobie — Nie pamiętasz nic o schodach? Tych, co diabłem były z rogów UJ s z e c h b o I e ś c i wszystkich kwiatów, R to rozpacz jest w ogrodach. 79 Jestem zbyt młody, Niedopieszczony, Rbym już zbierał Z żqdła goryczy Plon doświadczenia Kosmaty łzami. 80 UJ i ę c z ci w i e r z y t e m w u c z c i w o ś ć Rzeczy, które ruszyły wbrew Woli słońca; wydaje się Teraz, że ogień z ciemności UJ y p y c h a ufność pewnościg UJ i a r y , tg ggbkg porzgdku. 81 Jak długo żyję jeszcze nie słyszałem, Żeby ktoś zdołał poruszyć kamień. Który pozostał na wieki z piekła Znaczgcym gestem tęsknoty w sercu Dgżenia w górę z wigzkg na plecach I z nożem w garści spełnienia siebie. 82 To straszne wnętrze chorych na miękkość Dotykam w sobie, gdy boli żywot UJ wypukłym brzuchu pisklę wieczności UJiercgc się zmienia pieska naiwnych UJ wyrachowang z serca złośliwość. Choć tak nie chciałem — otwieram oczy. 83 Jeśli zrozumiesz Stojgc na mrozie Tę jedng z godzin UJ wieczności chwili. Jesteś żyjgcym Już poza czasem. Bez zwłok wgtpliwych, UJstydliwej skruchy. 84 Kosmiczna czasza Niemiłych wspomnień Jest spadochronem. Który otwieram Na sygnał z ziemig Zmieszanych prochów Przodków zdziwienia. 85 Wśród ciszy nocnej Płaczem rozlega się śmierć Z piekła narodzin. 86 Popatrz na życie bezbrzeżnych sierot, Które tak chciały usłać z galaktyk Tylko dla siebie praktyczne łoże Ozdobne w guuiazdy swej pasywności, Teraz się tłamszg z kołdrg rozpaczy. 87 UJ szkole d u c h ó w obsługiwałem nożem Każdq możliwg dwuznaczność niezgody Na pójście w życie szare i bez zwierzeń Bogactwa kształów. 2 0 88 UJ r z q t e k umiaru Łagodzi serca Gwałtowng skruchę, UJ trudng tożsamość Trzciny myślgcej Z łamigcym wiatrem. 89 Tak bardzo chciałem Spłukać wraz z deszczem Me znieważane Jak mgdrość ciało. 90 Suchy rozsgdek I dyscyplina Tych wszystkich świętych Lepigcych garnki. Gdy potrzebuję Płaskich talerzy, R świat się zmienia UJ gorqcq kulę — Szorstkg od stołów. 91 Lecz batem się nieco życia wśród mydeł, Św i ad o m y następstw rozłożenia w pianie Czystości serca w brudzie jego naczyń. Choć deszcz był z ognia. 92 Właściwie nie wiem, o co chodzi w grze Urojonych wielkości w umysłach Naszych; jest jednak coś, co mnie boli. Gdy patrzę na ten stadion rozpadu W o I n y c h od wózków tabliczek sensu Spowitych jeszcze w chustach milczenia. 93 Zapragnął zrodzić Bliźniaka góry — Myszkę m a I e ń k q ; Lecz to, co przyszło Na ten świat nędzy Było świadome Klęski tworzenia. 2 1 94 Dałem się złapać we własne sidła Jak na małżeństwo z bezprawiem czasu. Którym splamiłem czystość serca — Spadam ze schodów bycia bez miary. 95 Ulecz nas mowo Z kalectwa słowa Jednym dotknięciem Groźnej twej pały Po gołych plecach — Chociaż już teraz Czujemy świeże Znaczenie słowa. Bij odstajgce UJ stwardnieniach rany Piekła przypuszczeń. 96 Rozwijam skrzydło Z piór; tę tęsknotę duszy Nie diabelskich sztuk. 97 Odpowiedzialność Za zamęt w głowach Niewinnych dziatek Na swoje barki Zabrał Sokrates. 98 To pierwsza miłość Łaskawym rzuca okiem UJ naszq n i e zg r a b n o ś ć. 99 I przeholował: U t o n q ł przecież UJ podświadomości Zawsze zawistnych. Młodzieńczych starców 100 Jak w górze, tak i UJ zwiędłych dolinach Ubliżać c i q g I e Spokojnym sercem Snom rozbestwionym Naiwnych spojrzeń UJ możliwość walki Z własnym królestwem Bycia bez szansy Na drżgce trony Źdźebełka światła. 101 Na tym się kończy. Co się zaczyna Naprawdę sprauudzac Wraz z moim życiem — Powstanie z martwych. Cudacznych światów UJ zagładzie cierni. 2 3 flndrzej Pańta, ur. 10 kuuietnia 1954 r. uu Bytomiu. Studiouuał filologię polskg i biologię na Uniwersytecie Ślgskim. Debiut poetycki uu Poglądach (1973), ksigżko-uuy — tomik UJyspo no jeziorze (Katouuice 1977). Zajmuje się także przekładami poezji i prozy niemieckojęzycznej, publikouuał m. in. uu Rrkadii, Portrede, Śląsku, Hresach, Poezji, Integracjach, Hulturze\ uu Nowym UJyrazie. LJUydał m. in. UJieczna naiwnośćwróżek(1985), Counter-Re\/ołution (~\989), ^0/7(1992), Nicwięcej'(1995). UJ formie ksigżkouuej ukazały się także jego przekłady Bienka {Czas po temu, 1987), Schopenhauera {Metafizyka miłości płciowej, 1985), R. Ruslander {UJ kotle czarownic, 1995) i Jakoba Bóhmego {O nowych, powtórnych narodzinach, 1993). Za przekłady utuuoróuu Horsta Bienka otrzymał nagrodę Czeruuonej Róży uu Gdańsku (1990) oraz stypendium Fundacji Pomocy Niezależnej Nauce i Literaturze Polskiej uu Paryżu (1991). UJ latach 1994/96 represjonouuany policyjnie uu Piekarach Ślgskich uu zuuigzku z tzuu. aferq o prauua do utuuoróuu Horsta Bienka. Ostatnie publikacje uu pismach Plama, Łabuź, Hrasnogruda oraz uu antologii Borussia. Ziemia i ludzie (1999). Opublikouuał także ksigżkę L. Moholy-Nagy'a Malarstwo, Fotografia, Film (Katouuice 1999) i uuybór pism J. Bóhmego Rurora (Zgorzelec 1999) oraz uuybór opouuiadań Dietera Kalki Podwójne ipotrójne (Bydgoszcz 1999). Uczestnik Statku Poetóuu '98 i '99 oraz uu latach 1997-99 festiuualu pn. Fortalicje uu Zamościu. Należy do Die Kunstlergilde uu €sslingen i Stouuarzyszenia 6UROOP6RR uu Zgorzelcu, mieszka na Górnym Ślgsku i uu Berlinie.