10576

Szczegóły
Tytuł 10576
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

10576 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 10576 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 10576 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

10576 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Theodor Fontane GRETA MINDE ROZDZIA� 1 GNIAZDO MAKOL�GWY � Wiesz, Greto, w naszym ogrodzie jest gniazdo, i to zupe�nie nisko nad ziemi�, a w �rodku dwa m�ode. � Doprawdy? Gdzie? Czy to zi�ba, czy s�owik? � Nie powiem. Powinna� zgadn��. Zgadnij. Rozmowa toczy�a si� przy ton�cym w g�szczu p�ocie, dziel�cym dwa s�siaduj�ce ze sob� ogrody. Rozmawiaj�cych, dziewczynk� i ch�opca, ledwo mo�na by�o zauwa�y�, bo cho� wspi�li si� wysoko, to jednak krzaki malin z jednej i drugiej strony by�y jeszcze wy�sze i si�ga�y im do ramion. � Prosz� ci�, Valtin � ci�gn�a dziewczynka � powiedz mi... � Zgadnij. � Nie umiem. A zreszt� nie chc�. � Na pewno zgad�aby�, gdyby� chcia�a. Popatrz tylko � i wskaza� palcem ma�ego ptaszka, kt�ry przelecia� w�a�nie nad ich g�owami, by usi��� na d�ugiej �odydze konopi. � Popatrz � powt�rzy� Valtin. � Makol�gwa? � Zgad�a�. Ptaszek hu�ta� si� przez chwil�, za�wierka� i zn�w wr�ci� do ogrodu, gdzie mia� swe gniazdo. Dzieci z ciekawo�ci� wiod�y za nim oczyma. � Wyobra� sobie � powiedzia�a Greta � �e jeszcze nigdy nie widzia�am ptasiego gniazda; tylko te dwa jask�cze w naszej sieni. Ale jask�cze to si� w�a�ciwie nie licz�. � Wiesz, Greto, chyba masz racj�. � Prawdziwe gniazdo, mam na my�li prawdziwe ptasie gniazdo, a nie wrony czy bociana, musi by� mi�ciutkie niby len na Reginowej k�dzieli. � I takie w�a�nie jest. Chod� tu, to ci poka��. � I zeskoczy� z p�otu do ogrodu przy rodzicielskim domu. � Nie mog� � odrzek�a Greta. � Nie mo�esz? � Nie, nie powinnam. Truda zabroni�a. � Ach Truda, Truda! Truda jest twoj� bratow�, a bratowa to to samo co siostra. Gdybym mia� siostr�, mog�aby mi zabrania� od rana do nocy, a ja bym i tak nie s�ucha�. Siostra to tylko siostra. Skacz. Ja ci� z�api�. � Przynie� drabin�. � Nie, skacz. Skoczy�a, on za� zr�cznie z�apa� j� w ramiona. Dopiero teraz mo�na si� jej by�o przyjrze�. By�a dorastaj�cym dziewcz�ciem, bardzo drobnej budowy, a jej delikatne rysy, zw�aszcza owal twarzy i cera, wskazywa�y, �e pochodzi�a z innych stron. � Skaka� to ty potrafisz � przyzna� Val-tin, kt�ry z kolei mia� i�cie po brandenbursku okr�g�� g�ow� i wystaj�ce ko�ci policzkowe. � Ty po prostu fruwasz. A teraz chod�, poka�� ci to gniazdo. Wzi�� j� za r�k� i mi�dzy grz�dkami, gdzie stercza�y wysokie, baldaszkowate badyle kopru i pasternaku, poprowadzi� do g��wnej �cie�ki ko�cz�cej si� tu� przed oplecion� powojem altan�. � To tu? � Nie, w krzakach bzu. Odchyli� kilka ga��zi i pokaza� jej gniazdo. Greta zajrza�a, pe�na ciekawo�ci, i ju� chcia�a si�gn�� r�k�, ale w�a�nie kr��y� nad nimi ptaszek i Valtin powiedzia�: � Zostaw � on si� boi. Chodzi mu o m�ode. Nasze matki tak si� o nas nie l�kaj�. � Ja nie mam matki � ostro uci�a Greta. � Wiem � powiedzia� Valtin � ale ci�gle o tym zapominam. Ona wygl�da tak, jakby by�a twoj� matk�, to znaczy macoch�. Ty si� strze�, Greto! Ona jest pi�kna, pi�kna, ale z�a. Znasz przecie� chyba bajk� o ja�owcu? � Oczywi�cie, �e znam. To moja ulubiona bajka i Regina musi mi j� wci�� na nowo opowiada�. Ale teraz chc� ju� wr�ci� do naszego ogrodu. � Nie odchod�, musisz jeszcze zosta�. Tak si� zawsze ciesz�, kiedy ci� tu mam. Jeste� taka �adna. I tak ci sprzyjam. � Ach, co za g�upstwa. C� ja bym tu mia�a robi�? � Chc� na ciebie jeszcze popatrze�. Tak mi zawsze dobrze i smutno zarazem, kiedy patrz� na ciebie. I wiesz co, Greto, kiedy ju� b�dziesz doros�a, musisz zosta� moj� narzeczon�. � Twoj� narzeczon�? � Tak, moj� narzeczon�. A potem si� z tob� o�eni�. � A c� ty wtedy b�dziesz ze mn� robi�? � Wtedy b�d� ci� zawsze stawia� na tym obro�ni�tym malinowym p�ocie i b�d� m�wi�: �Skacz". A ty b�dziesz skaka�a. A ja ci� b�d� �apa� i... � I? � I b�d� ci� ca�owa�. Spojrza�a na niego filuternie i powiedzia�a: � Gdyby to kto� us�ysza�! Emrentz albo Truda... � Ach Truda, znowu Truda. Nie cierpi� jej. A teraz chod� i usi�d� tu. Powiedzia� to, gdy stali u wej�cia do altany, gdzie z prawej strony by�o co� w rodzaju niskiej, ogrodowej �aweczki, kt�r� sam zmajstrowa� z czterech palik�w i przymocowanej do nich deszczu�ki. Lubi� to miejsce, bo by�o jego w�asne i wida� st�d by�o ogr�d s�siad�w. � Usi�d� � powt�rzy�, a gdy usiad�a, przysun�� si� do niej. Po chwili wyci�gn�� z ziemi kij podpieraj�cy malwy i nakre�li� na piasku kilka liter. � Przeczytaj � powiedzia�. � Potrafisz? � Nie. � No to musz� ci powiedzie�, Greto, �e nie potrafisz przeczyta� w�asnego imienia. To jest pi�� liter i one znacz�: Greta. � Ach, po grecku � roze�mia�a si�. � Teraz dopiero rozumiem; chcesz, �ebym ci� podziwia�a. Zupe�nie zapomnia�am. Nale�ysz przecie� do tych siedmiu wybranych, kt�rzy od Wielkanocy chodz� do starego Gigasa. Czy on naprawd� jest taki surowy? � I tak, i nie. �- On potrafi przejrze� ka�dego na wylot. I te jego czerwone, pozbawione rz�s oczy... � Daj spok�j � uspokaja� j� Valtin. � Gigas jest dobry... Je�li nie natknie si� na kalwina albo katolika. Wtedy natychmiast robi si� z�y i zapala si� jak �agiew. � No widzisz, w�a�nie o to chodzi... Valtin nadal rysowa� kijem po ziemi. W ko�cu powiedzia�: � Czy to prawda, �e twoja matka by�a katoliczk�? � Oczywi�cie. � A sk�d si� wzi�a w naszym kraju i w waszym domu? � Poznali si�, gdy ojciec by� w Brydze. Tam jest du�o Hiszpan�w. S�ysza�e� o Brydze? � Pewnie, �e s�ysza�em. To jest to miasto, gdzie �ci�to dw�ch graf�w. � Ale� nie. Znowu wszystko pomyli�e�. Wci�� wszystko mieszasz. Pami�tasz... Ananiasza i Eneasza? Ale to by�o jeszcze wtedy, zanim zacz��e� chodzi� do Gigasa... Ach, Gigas! Teraz i ja mam tam p�j��, bo przecie� mam ju� prawie czterna�cie lat. Truda ju� u niego by�a i wszystko z nim om�wi�a, moj� nauk� i konfirmacj�... Ale sp�jrz, macie jeszcze wi�nie na drzewie. A jakie czarne! Tak bym je chcia�a zerwa�. � To za wysoko; tam mog� dosta� si� tylko ptaki. Ale poczekaj, Gretko, ja dla ciebie po nie p�jd�... je�li... � Je�li? � Je�li zechcesz mnie poca�owa�. A w�a�ciwie powinna�. Jeste� mi to winna. � Winna? � Tak, od Sylwestra. � Ach, to by�o dawno. Wtedy by�am jeszcze dzieckiem. � Dawno, niedawno. D�ug to d�ug. � I pami�taj, �e jutro id� do Gigasa... � To dopiero jutro. Zanim zd��y�a mu cokolwiek odpowiedzie�, wskoczy� na drzewo i zr�cznie wdrapa� si� na wierzcho�ek, kt�ry natychmiast zacz�� si� mocno chwia�. � Na Boga, spadniesz! � krzykn�a; on jednak u�ama� ga��zk�, na kt�rej wisia�y dwie wi�nie. W mgnieniu oka stan�� na najni�szym konarze, a potem po�o�y� si� na nim, mocno trzymaj�c nogami. � Zerwij teraz! � krzykn�� wyci�gaj�c ku niej ga��zk�. � Nie, nie tak. Ustami... Stan�a na palcach, by uczyni�, jak chcia�. W tym samym jednak momencie Valtin upu�ci� wi�nie, pochyli� g�ow� i poca�owa� j�. Tego by�o za wiele. Przestraszona, pr�bowa�a go uderzy� i uciek�a ku drabinie, stoj�cej niedaleko miejsca, gdzie rozmawiali w�r�d malin. Dopiero gdy si� na ni� wspi�a, gniew jej ust�pi�. Odwr�ci�a si� i przyja�nie pomacha�a r�k� wci�� jeszcze zaskoczonemu ch�opcu. Potem rozchyli�a krzewy malin i lekko zeskoczy�a do w�asnego ogrodu. ROZDZIA� 2 TRUDA I EMRENTZ W ogrodach panowa�a zupe�na cisza, a jednak ich rozmowa zosta�a pods�uchana. Pi�kna m�oda kobieta, pani Truda Minde, modnie odziana, lecz o surowych rysach twarzy, przechodzi�a przez dziedziniec, gdy tych dwoje gaw�dzi�o ze sob�, i ukry�a si� za szpalerem winnej latoro�li, oddzielaj�cym obszerne, otoczone budynkami podw�rze Mind�w od nieco ni�ej po�o�onego ogrodu. Prowadzi�o do niego sze�� stopni. Nic nie usz�o jej uwagi, a w sercu k��bi�y si� najr�niejsze uczucia; lecz �adne nie by�o przyjazne. Greta jest jeszcze dzieckiem, m�wi�a sobie; wszystko, co widzia�a z ukrycia, by�o tylko dziecinn� igraszk�. Niczego nie by�o i nic to nie znaczy�o. A jednak to by�a mi�o��, t a mi�o��, do kt�rej ona sama t�skni�a, a kt�rej do dzi� tak ma�o by�o w jej w�asnym �yciu. By�a �lubn� ma��onk� bogatego m�czyzny, ale nigdy, jak daleko si�ga�a pami�ci�, nie siedzia�a �miej�c si� i �artuj�c na ogrodowej �awce. Nigdy �aden dziarski m�odzik nie wdrapywa� si� dla niej na wierzcho�ek drzewa, nie obejmowa� jej z dziecinn� niewinno�ci� i nie ca�owa�. Krew uderzy�a jej do g�owy, zazdro�� i niech�� targa�y sercem. Poczeka�a, a� Greta zn�w przesz�a przez p�ot, po czym szybkim krokiem przemierzy�a podw�rze, sie� i wysz�a na ulic�. Zamierza�a odwiedzi� sw� krewniaczk� Zernitzow�, drug� �on� starego radcy, a zarazem macoch� Val-tina. W drzwiach domu s�siad�w spotka�a ch�opca, kt�ry usun�� si�, aby jej zrobi� miejsce, bowiem Truda Minde by�a w bogatym stroju, z wysokim stoj�cym ko�nierzem i z�otym �a�cuchem. � Dzie� dobry, Valtin. Czy Emrentz jest w domu? To znaczy twoja matka... � S�dz�, �e tak. Na g�rze. � Id� do niej i powiedz, �e tu jestem. � Lepiej sama id�. Ona nie lubi, gdy wchodz� do jej pokoju. Zabrzmia�o to troch� kpi�co. Ale Truda, mimo �e by�a zdenerwowana, nie da�a nic po sobie pozna� i min�wszy Valtina wesz�a na pi�terko, do obszernej izby w g��bi domu, gdzie zwykle przebywa�a pani Emrentz. Pok�j frontowy, r�wnie obszerny, ale pozbawiony s�o�ca, za to pe�en wysokich foteli, obwieszony zas�oni�tymi portretami rodzinnymi, by� dla niej zbyt smutny i odstr�czaj�cy. W dodatku by� to ulubiony pok�j pierwszej pani Zernitz, sztywnej i nudnej kobiety, o kt�rej ze �miechem mawia�a jako o swej �poprzedniczce na urz�dzie". Truda wesz�a nie pukaj�c. Zaskoczy� j� mi�y widok, jaki ujrza�a. Wszystkie trzy skrzyd�a szerokiego �rodkowego okna by�y rozwarte, s�o�ce �wieci�o, a za ods�oni�tym oknem �miga�y jask�ki. Poduszki le��ce na �o�u z baldachimem � jego b��kitne zas�ony rozsuni�to � by�y pokryte koronk�, a z podw�rza dochodzi�o gdakanie kur i rze�kie pianie koguta. � O, Truda... � Emrentz podnios�a si� od okna i podesz�a do siostrzenicy, aby j� powita�. � O tak wczesnej porze. I ju� tak elegancka! Poka� si�. Ach, to jest ta suknia, kt�r� mia�a� na sobie nazajutrz po twoim weselu. Ile to ju� czasu min�o? Siedzia�am naprzeciwko ciebie, Zernitz ko�o mnie, a szare oczy poczciwej starej Zernitzowej robi�y si� coraz wi�ksze i coraz bardziej z�e, poniewa� on opowiada� mi swoje nie ko�cz�ce si� historie i tak si� ca�y czas serdecznie �mia�, �e i ja w ko�cu musia�am si� �mia�, ale z niego. Wtedy nie my�la�am, �e za dwa lata b�d� siedzia�a przy tym oknie i b�d� tak�e pani� Zernitz. � Ale inn�. � Dzi�ki Bogu inn�... Chod�, usi�d� tu... S�dz�, �e Zernitz te� tak my�li. Trzeba ci bowiem wiedzie�, �e m�czy�ni s� najlepsi w drugim ma��e�stwie. Po pierwsze, zapominaj� o swej dawnej �onie, po drugie, robi� wszystko, czego tylko chcemy. A to jest najwa�niejsze. Ach, Trudo, to niemal �mieszne; po prostu wstydz� si� i przepraszaj� nas, �e przedtem ju� mieli jedn�... By� mo�e, nie wszyscy s� tacy; za mego starego Zernitza daj� jednak g�ow� i gdyby nie by�o Valtina... � Ot� w�a�nie przychodz� z jego powodu � przerwa�a Truda, kt�ra s�ucha�a ciotki jednym uchem. � W�a�nie z powodu twego Valtina. S�uchaj, to� oni z Gret� zachowuj� si�, jakby byli narzeczonymi. On musi st�d wyjecha�. My�l�, �e nie b�dzie ci go brakowa�o. � Daj spok�j. To s� przecie� dzieci. � Nie, to ju� nie dzieci. Valtin ma szesna�cie lat albo je wkr�tce b�dzie mia�, a Greta jest ponad wiek rozwini�ta, i podobna do swej matki. � To� ja by�am taka sama. � To twoja sprawa, Emrentz. � A ciebie to z�o�ci � roze�mia�a si� ciotka. � Tak, mnie to z�o�ci, bo wywo�uje zgorszenie w domu i mie�cie. A ja tego nie znosz� i nie chc� znosi�. Ty jeste� lekkomy�lna, Emrentz, i niczego nie widzisz, bo za du�o patrzysz w lustro. Mo�esz si� �mia�; ja dobrze wiem, �e to on tego chce. Ka�dy stary jest taki � kobieta ma si� tylko stroi� i by� dla niego lalk�. Ale ja, ja patrz� na to, co si� dzieje, a to, czego by�am �wiadkiem... jeszcze mi serce bije, Emrentz. Wracam od Gigasa, szukam Grety, chc� jej powiedzie�, �e ma si� przygotowa� i skupi� w sobie do konfirmacji, a znajduj� j�... zgadnij, gdzie? W ogrodzie, w�r�d malin. A kto jej towarzyszy? Tw�j Val-tin... � I on j� poca�owa�. Ach, Trudo, ja to tak�e widzia�am, widzia�am wszystko z mojego okna. I przypomnia�y mi si� dawne czasy, tamto lato, gdy mia�am trzyna�cie lat i bawi�am si� w chowanego z Hansem Hensenem, i bit� godzin� siedzia�am za dymnikiem, trzymali�my si� za r�ce i tylko si� ba�am, �e mog� nas za wcze�nie odnale�� i zbyt szybko zburzy� nasze szcz�cie. Daj�e spok�j, Trudo, nie b�d� zazdrosna, czu�o�� starc�w nic nie jest warta i wola�abym by� dzi� znowu na miejscu Grety. To by�o tak pi�kne i tyle mi da�o rado�ci. Teraz mam trzydziestk�, a on dwa razy tyle. Pomy�l, Trudo, gdybym nawet poczeka�a jeszcze cztery lata, �wi�cie w to wierz�, i tak bardziej pasowa�abym do m�odego ni� do starego. Nie patrz z tak� z�o�ci�, pomy�l, �e nie ka�dy trafia tak dobrze jak ty. R�wny na r�wnego, m�ody na m�odego. � M�ody na m�odego! � powt�rzy�a z gorycz� Truda. � Idzie ju� na trzeci rok od dnia �lubu, a nasz dom jest pusty i smutny. � M�ody czy stary, trudno, musimy si� z tym pogodzi�... M�wi�c to Emrentz wzi�a siostrzenic� pod r�k� i przechadza�a si� z ni� po rozleg�ej izbie. � M�j stary jest za m�ody, a tw�j m�ody � za stary; no i tak w�a�nie z nami jest, but ci-�nie nas w r�nych miejscach. Nie przejmuj si�, a je�li nie mo�esz tego �cierpie�, przynajmniej b�d� sprawiedliwa. Bo w czym�e jest rzecz? S�dz�, Trudo, �e nie ofiarowa�y�my zbyt wiele, nie mo�emy wi�c za du�o wymaga�. Po prostu � w�eni�y�my si�. Czy by�o lepiej, gdy�my maj�c lat dwadzie�cia pi�� czy nawet rok wi�cej siedzia�y na rynku w Gardelegener, robi�y na drutach ziewaj�c i z naszych okien liczy�y ch�opkom jaja w kobia�kach? Teraz je przynajmniej kupujemy i �yje nam si� nie�le. Przys�owie m�wi, �e nie mo�na mie� wszystkiego. Czego nie ma, tego nie ma. A jak ci� w sercu �ciska, �e nic nie p�acze w ko�ysce, to czepiasz si� teraz Gigasa, jego kaza� i litanii. Ale to i tak na nic, bo to jeszcze nikomu nie pomog�o. Trzymaj si� �ycia. Ja to robi� i czekam przysz�o�ci, A je�li stary Zernitz wzi�� sobie drug� �on�, to dlaczego ja potem nie mia�abym wzi�� drugiego m�a? Oto moja m�dro��; oto dlaczego jest mi dobrze. Wi�cej �miechu, mniej modlitwy. Wydawa�o si�, �e Truda chce co� odpowiedzie�, ale w tym momencie z ulicy dobieg�y d�wi�ki tr�bki i dudnienie b�bna. Muzyka si� przybli�a�a i Emrentz powiedzia�a: � Chod�, to na pewno komedianci. Widzia�am ich wczoraj na b�oniach, gdy wraca�am z moim starym z Wawrzy�cowego Lasku. Obie m�ode kobiety przesz�y do frontowego pokoju pani Zernitzowej, tego z wysokimi fotelami i zas�oni�tymi portretami rodzinnymi, i stan�y przed jednym z okien, kt�re szybko otworzy�y. Rzeczywi�cie byli to komedianci, dw�ch m�czyzn i fantastycznie przybrana kobieta, kt�rzy konno obje�d�ali miasteczko. Za nimi cisn�y si� setki ciekawskich. Najwidoczniej nie zamierzali si� tu zatrzymywa�, tylko nieco dalej, ko�o jednego z naro�nych dom�w w rynku, gdy nagle ten jad�cy z prawej strony, ubrany w d�ugi trykot w czarne i ��te pasy oraz obcis�y kabat z jedwabiu i at�asu, zauwa�y� obie kobiety. Zatrzyma� konia i da� znak chudemu b�aznowi, kt�rego bia�a koszula i spiczasta filcowa czapka wywo�ywa�y uciech� wszystkich dzieci, by na chwil� przesta� wali� w b�ben. R�wnocze�nie zdj�� beret i rycerskim gestem sk�oni� si� ku oknu domostwa Zernitz�w. Po czym odezwa� si�: � Dzi� wieczorem o si�dmej, za zezwoleniem wysokiej zwierzchno�ci, w ratuszu tutejszego elektorskiego miasta Tangerm�nde: S�d Ostateczny. Je�dziec w czarno-��te pasy zn�w podni�s� tr�bk�, towarzyszy� jej przera�liwy �oskot b�bna. � S�d Ostateczny! Wielki dramat w trzech cz�ciach, grany ju� przez nas przed w�adcami chrze�cija�skimi, przed rzymskim cesarzem i kr�lem, przed kr�lami Polski i W�gier. A tako� przed wszystkimi elektorami i ksi���tami Rzeszy, czego mamy �wiadectwa najja�niej o�wieconych. S�d Ostateczny! Wielki dramat w trzech cz�ciach, z Chrystusem i Mari�, dobro nagrodzone, z�o pot�pione. Anio�y i diab�y, sztuczne ognie, ale bez huku, strzelaniny i innych niebezpiecze�stw, aby tym pi�knym paniom, kt�re tu ujrze� mamy nadziej�, w niczym nie uchybi� i poklask zdoby�. Zn�w �oskot b�bna i g�os tr�bki i je�d�cy ruszyli ku rynkowi, a kuglarz w trykocie jeszcze raz pok�oni� si� domowi Zernitz�w. Sk�oni�a si� r�wnie� ciemnow�osa kobieta, siedz�ca na koniu mi�dzy dwoma m�czyznami. Wygl�da�a imponuj�co, na g�owie mia�a diadem z d�ugim, czarnym welonem, usianym z�otymi gwiazdami. � P�jdziesz tam dzisiaj? � spyta�a Emrentz. � Nie. Ani dzi�, ani jutro. Mierzi mnie, �e Boga i diab�a maj� przedstawia� zwyk�e kuk�y. S�d Ostateczny nie jest zabaw� i nie rozumiem naszych rajc�w, a w ka�dym razie zacnego Petera Guntza. Jest przecie� tak pobo�ny... To s� poganie i Turcy. Widzia�a� t� kobiet�? I t� jej d�ug� czarn� zas�on� na g�owie? � Ja jednak p�jd� � roze�mia�a si� Emrentz. Kobiety si� rozsta�y, a Truda, niezadowolona z rozmowy i udaremnienia jej plan�w, wr�ci�a do domu Mind�w w jeszcze gorszym humorze. ROZDZIA� 3 S�D OSTATECZNY I CO SI� PӏNIEJ STA�O Dzie� przemin�� w zwyk�ym dla domu Mind�w spokoju; tylko indor gulgota� na grz�dzie, a ze stajni s�ycha� by�o parskanie konia, pi�knego zwierz�cia rasy flandryjskiej, kt�rego stary Minde przywi�z� z Holandii z okazji swego drugiego ma��e�stwa. By�o to pi�tna�cie lat temu, teraz ko� zestarza� si� tak samo jak jego pan. Wszak�e by�o mu lepiej ni� w�a�cicielowi. Greta prosi�a, by pozwolono jej obejrze� przedstawienie marionetek w ratuszu, i mimo sprzeciw�w Trudy uzyska�a zezwolenie od swego ojca, starego Minde, gdy ten dowiedzia� si�, �e r�wnie� Emrentz, Valtin, a nawet stary Zernitz wybieraj� si� na widowisko. Na d�ugo przed si�dm� zabrano wi�c Gretk� i razem, ca�� gromad�, niczym jedna rodzina, wszyscy poszli ku ratuszowi. Na wiod�cych do ratusza stopniach pe�no ju� by�o ciekawskich oraz tych, kt�rzy zaj�li sobie miejsca w �rodku, ale wyszli, by mo�liwie jak najd�u�ej cieszy� si� �wie�ym powietrzem. Bowiem w nisko sklepionej sali by�o duszno i nie dociera�o tu �adne �wiat�o poza wpadaj�c� z korytarza i schod�w smug�. Dzi�ki pomocy starego wo�nego zatrzymano dla nich kilka �rodkowych miejsc w drugim rz�dzie, na kt�rych wygodnie si� rozsiedli, najpierw Zernitz i Emrentz, potem Valtin i Greta. W takim te� siedzieli porz�dku. Greta od pocz�tku ca�a zamieni�a si� w s�uch i siedzia�a zapatrzona, gdy za� Emrentz pocz�stowa�a j� s�odyczami z pude�ka z sanda�owego drzewa � jak to w�wczas by�o w zwyczaju � lukrowanymi owocami i cukierkami, podzi�kowa�a, wzbraniaj�c si� wzi�� cokolwiek. Valtin zauwa�y� to i szepn��: � Boisz si�? � Tak, Valtin. Pami�taj, �e to S�d Ostateczny. � Ach, c� znowu! To przecie� tylko kuk�y. � Ale one co� oznaczaj� i ja nie wiem, czy to tak mo�na. � Ju� na pewno Truda ci nagada�a � roze�mia�a si� Emrentz, a Greta skin�a potakuj�co g�ow�. � Nie wierz jej; to pobo�na sprawa. A w Stendal wyst�pili z tym w domu bo�ym. � M�wi�c to Emrentz wzi�a jeden z kandyzowanych owoc�w i wetkn�a go w wielk�, pokryt� piegami d�o� swego m�a, a on to potraktowa� jako objaw mi�o�ci. Gdy tak rozmawiali, na sali zape�ni�y si� wszystkie miejsca. Wielu ludzi sta�o przy wej�ciu, a przed Zernitzami siedzia� stary Peter Guntz, kt�ry ju� po raz czwarty by� burmistrzem, bo wci�� go wybierano z powodu jego m�dro�ci i zacno�ci, mimo �e dobiega� ju� osiemdziesi�tki. � To� to Greta Minde � powiedzia�, gdy zauwa�y� dziewczynk�. � Dobrze si� sprawuj, Greto. � I popatrzy� na ni� przyja�nie swymi ma�ymi, g��boko osadzonymi oczkami. Wreszcie gwar ucich�, jako �e na wie�y ratuszowej wybi�a si�dma i powoli rozsun�a si� kotara dotychczas zas�aniaj�ca wn�k� sceny. Pocz�tkowo wszystko ton�o w szarym mroku, gdy jednak oczy przyzwyczai�y si� do ciemno�ci, mo�na by�o wyra�nie rozpozna� przygotowan� scen�. By�a podzielona na trzy cz�ci; cz�� �rodkowa, wznosz�ca si� na kszta�t schod�w, by�a nieco wi�ksza ni� obie boczne, z tych za� jedna � z w�skimi drzwiami � przedstawia�a niebo, druga za� � z drzwiami szerokimi � piek�o. Anio�y i diab�y sta�y lub siedzia�y po odpowiednich stronach, a d�uga kuk�a w bia�ej szacie i spiczastej filcowej czapce, do z�udzenia przypominaj�ca �ywego b�azna z przedpo�udniowej kawalkady, siedzia�a u st�p schod�w w �rodkowej cz�ci, kt�re wiod�y w g�r�, ku Chrystusowi i Marii. Co tu robi ten chudzielec? � zastanawia�a si� Greta i nie umia�a sobie na to odpowiedzie�; wszyscy inni za� nie mieli �adnych w�tpliwo�ci, dlaczego si� tu znalaz�: odgrywa� rol� pacho�ka, mia� oddziela� dusze z�e od dobrych, zgodnie z otrzymanymi poleceniami, a mo�e te� i wed�ug w�asnego uznania. Chrystus podni�s� si� ze swego tronu i da� znak prawic�, by s�d si� rozpocz��. Gestowi r�ki towarzyszy� grzmot i rozwar�a si� ziemia, z kt�rej najpierw l�kliwie i powoli, p�niej szybko i niecierpliwie zacz�y wycho-dzi� najr�niejsze postaci, jakby si� tu wzi�y z kt�rego� ze s�awnych Ta�c�w �mierci; �atwo wi�c mo�na by�o rozpozna� papie�a, cesarza, mnicha, rycerza i wielu innych. Po�piech i popychanie si� postaci by�y nie po my�li najwy�szego S�dziego, na jego wi�c skinienie poderwa� si� �w dziwny pacho�ek, wepchn�� umar�ych z powrotem do grobu i zamkn�� za nimi pokryw�, na kt�rej dumnie si� rozsiad�. Dwie tylko postaci zosta�y na zewn�trz: opas�y opat z czerwonym krzy�em na piersi i m�oda dziewczyna, niemal dziecko jeszcze, w d�ugiej bia�ej sukni, z kwiatami we w�osach, z kt�rych przy ka�dym ruchu opada�y p�atki. Greta patrzy�a oniemia�a, jakby oto ona sama sta�a przed Bogiem, serce jej bi�o, ca�a dr�a�a. Co si� stanie z tym dzieckiem? Ale zadaj�c sobie to trwo�liwe pytanie musia�a cierpliwie poczeka�, gdy� pierwsze�stwo mia� opat i Chrystus odezwa� si� g�osem, w kt�rym wyra�nie mo�na by�o wyczu� kpin�: Mniszku, sam widzisz, �e nie masz wyboru, furta nieba za ciasna dla twego basioru. W tym momencie pacho�ek chwyci� go i popchn�� przez szerok� bram� na lewo, gdzie co jaki� czas strzela�y w g�r� p�omienie. Teraz przed Chrystusowym tronem stan�a dziewczynka. Ale Maria prosz�co odwr�ci�a si� do swego syna i Zbawiciela i odezwa�a si� zamiast niego: Tw�j dzie� by� kr�tki, czyste serce twoje, niechaj wi�c ci niebo otworzy podwoje. Wejd� i w�r�d anio��w te� miej skrzyde� dwoje. I otoczy�y j� anio�y, rozleg�y si� d�wi�ki harfy oraz cichy �piew. Greta �cisn�a d�o� Valtina. Wszystkich obecnych r�wnie� ogarn�o wzruszenie, za� stary Zernitz szepn�� do Emrentz: � Ci znaj� si� na rzeczy. Teraz wierz�, �e grali przed cesarzem i ksi���tami. A widowisko toczy�o si� dalej. Tymczasem zacz�o si� �ciemnia�. Mindowie zebrali si� na dole w pokoju po�o�onym na prawo od drzwi wej�ciowych i zasiedli do kolacji przy stole nakrytym tylko do po�owy. Miejsce u szczytu sto�u zajmowa� stary Jakub Minde. Truda za� i Gerdt, synowa i syn, siedzieli naprzeciwko siebie przy d�ugich bokach sto�u, Truda sztywna i wyprostowana, Gerdt niedba�y w ubraniu i postawie. We wszystkim by� przeciwie�stwem swej �ony; tak�e swego ojca, kt�ry mimo trawi�cej go gor�czki, maj�c silne poczucie tego, co mu przystoi, stara� si� przezwyci�a� s�abo�� cia�a i brzemi� lat. Zapewne Truda zn�w musia�a powtarza� swe uwagi na temat widowiska, te, kt�re przed po�udniem us�ysza�a Emrentz, poniewa� Jakub Minde, si�gaj�c po jedn� z dorodnych malin, kt�re, jak lubi�, zrywano razem z �ody�kami, odezwa� si�: � Jeste� zbyt surowa, Trudo, a to dlatego, �e wiesz tylko to, co przystoi i co nie przystoi u nas, w Tangerm�nde. W Alt-Gardelegen te� nie jest inaczej. Jednak�e na �wiecie, w wielkich krajach i miastach, sztuka si�ga ku wszystkiemu, co najwi�ksze i naj�wi�tsze. Tote� maj� tam pobo�nych i s�awnych mistrz�w, kt�rzy my�l� przede wszystkim o tym, jak utrwali� w poezji, obrazie i kamieniu wspania�o�ci nieba i okropno�ci piek�a. � Wiem o tym, ojcze � powiedzia�a Truda nieust�pliwie. � Widzia�am takie obrazy w naszym ko�ciele w Gardelegen, ale obraz jest czym� innym ni� kuk�a. � Obraz czy kuk�a � u�miechn�� si� stary � s�u�� temu samemu, a zatem si� nie r�ni�. � A jednak, ojcze, my�l�, �e to r�nica, czy jaki� pobo�ny i s�awny mistrz, jak ojciec m�wi, maluje obraz ku bo�ej chwale, czy te� jaki� poganin z Turczynk� i b�aznem w�druj� dla zysku po kraju i dzi�ki swej grze zape�niaj� szynki, a wyludniaj� ko�cio�y. � Ach, wi�c o to chodzi? � za�mia� si� Gerdt i jeszcze wygodniej usadowi� si� w swym krze�le. � O to wi�c chodzi! By�a� dzi� w ko�ciele, dlatego mamy ko�cielny wiatr. Tak, to Gigas; boi si� o siebie i o swoj� ambon�. A teraz jeszcze ten S�d Ostateczny! To jego poletko i on sam je powinien uprawia�. Przynajmniej on tak s�dzi. M�j Bo�e, nie s�ysza�em jeszcze ani jednego kazania, nawet na weselu czy przy chrzcinach, by z jakiej� szczeliny czy szparki nie strzela� piekielny ogie�. A teraz przyje�d�aj� kuglarze i ubiegaj� go, zapalaj�c prawdziwy fajerwerk... Nie zd��y� doko�czy� zdania, gdy w tym samym momencie od rynku dobieg� g�uchy huk, tak pot�ny, �e a� w pokoju zadr�a�y i zadzwoni�y wszystkie przedmioty; wstrz�s powt�rzy� si� trzy, cztery razy, ale ju� s�abiej. Truda podnios�a si�, �eby wyj�� na ulic�, g�sty dym unosz�cy si� nad s�siednimi domami nie pozostawia� w�tpliwo�ci, �e podczas widowiska komediant�w musia�o zdarzy� si� jakie� nieszcz�cie. Pospiesznie uciekaj�cy ludzie potwierdzili to przypuszczenie i Truda, odwr�ciwszy si� twarz� do pokoju, powiedzia�a z triumfem: � Wiedzia�am! B�g nie pozwala z siebie drwi�. Na bladej i nabrzmia�ej twarzy Gerdta malowa� si� l�k i zmieszanie, co nie dodawa�o mu wdzi�ku, stary Minde natomiast od�o�y� sw�j szkaplerz i p�g�osem prosi� Boga o zmi�owanie, a wszystkich �wi�tych o pomoc. Wychowany by� bowiem jeszcze w czasach katolickich. Truda, kt�ra zwykle ch�tnie manifestowa�a sw� surowo��, w odruchu wsp�czucia podesz�a do starego i po�o�y�a d�o� na oparciu jego krzes�a. Gdy jednak po raz trzeci us�ysza�a z jego ust imi� Grety, odsun�a si� niezadowolona i niespokojnie zacz�a przechadza� si� po pokoju. Wida� by�o, �e jest obca w tym domu i �e nic j� z Mindami nie ��czy. W�a�nie zn�w podesz�a do okna i patrzy�a na rynek, gdy nagle ujrza�a Gret� otoczon� grup� ludzi; niesiono j� na noszach pod�o�ywszy co� pod g�ow�. Czy�by nie �y�a? Cz�sto jej tego �yczy�a, lecz ten widok ni� wstrz�sn��. � O Bo�e, Greta! � krzykn�a i opad�a na krzes�o Niebawem tragarze postawili nosze i wnie�li na r�kach z ulicy do pokoju to pi�kne dziecko, kt�rego r�ce zwisa�y bezw�adnie. � Tutaj � odezwa� si� Gerdt, gdy zobaczy�, �e ludzie stan�li bezradnie i nie�mia�o, i wskaza� na przykryt� poduszkami skrzyni�. Po�o�yli na niej Gret�, jak si� zdawa�o, bez �ycia. R�wnocze�nie pojawi�a si� tak�e stara Regina, piastunka Grety, p�acz�c i lamentuj�c. Uspokoi�a si� dopiero wtedy, gdy ocucona �wie�� wod�, jej ulubienica otworzy�a oczy. � Gdzie� ja jestem? � spyta�a Greta. � Ach... to nie piek�o. � O Bo�e, moja s�odka Gretko � rozszlocha�a si� Regina. � Co te� ty m�wisz? Jeste� dobrym, kochanym dzieckiem. A dobre kochane dzieci id� do nieba. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie pr�dko. Nie posz�a� jeszcze do nieba. Jeszcze jeste� tu z nami, Bogu niech b�d� dzi�ki, Bogu dzi�ki. No widzisz, widzisz, to przecie� ja, twoja stara Regina. Tragarze wci�� jeszcze stali zmieszani, a� stary Minde poprosi�, by opowiedzieli, co si� sta�o. Ale oni niewiele wiedzieli, gdy� z powodu t�oku stali na zewn�trz, na schodach. S�yszeli tylko, �e gdzie� pod koniec przedstawienia p�on�cy strz�p papieru wpad� do beczki z fajerwerkami i ogniami bengalskimi i w jednym momencie nast�pi� wybuch, po czym natychmiast zrobi� si� straszliwy t�ok. W tym �cisku straci�y �ycie dwie kobiety i sze�cioletnie dziecko. Greta podnios�a si� � najwyra�niej po to, by opowiedzie� co� z w�asnych prze�y�; gdy jednak ujrza�a swoj� szwagierk�, odwr�ci�a si� i powiedzia�a: � Nie, nie mog�. Truda dobrze wiedzia�a, w czym rzecz. Wzi�a wi�c swego m�a za r�k� i rzek�a: � Chod�. Lepiej zostawmy Gret� sam�. P�jdziemy do miasta i zobaczymy, czy kto� nie potrzebuje pomocy. � I oboje wyszli. Gdy ich ju� nie by�o, Greta zn�w si� podnios�a i zacz�a m�wi� nie czekaj�c na �adn� zach�t�: � To by�o tak: Ten chudy z pajacowatymi nogami i w obrzydliwej spiczastej czapce w�a�nie prosi� Go, by pozwoli� uwolni� jedn� z dusz jako nagrod� za swe zas�ugi. I wtedy co� hukn�o, a gdy si� obejrza�am, zobaczy�am, �e wszyscy cisn� si� do drzwi. Tam, gdzie odbywa�o si� przedstawienie, by�y tylko k��by dymu i ogie�. I my�la�am, �e to ju� dzie� S�du Ostatecznego. I Emrentz wzi�a mnie za r�k� i poci�gn�a za sob�. Ale nagle rozdzielono nas, a ja sta�am i krzycza�am, bo wydawa�o mi si�, �e mnie zadusz�, i w ko�cu nie mia�am ju� czym oddycha�. Wtedy Valtin z�apa� mnie z ty�u, wyrwa� z t�umu i z powrotem wci�gn�� do sali. My�la�am, �e mu si� zmys�y pomiesza�y, i zn�w chcia�am dosta� si� mi�dzy ludzi. Ale mnie zmusi�, �ebym usiad�a na �awce i mocno przytrzyma� r�kami. �Chcesz mnie zabi�!?" � krzykn�am. � �Nie, chc� ci� uratowa�". I tak d�ugo mnie trzyma�, a� mu si� wyda�o, �e t�um si� przerzedzi�. Dopiero wtedy wzi�� mnie na r�ce i ni�s� przez przedsionek i schody, a� znale�li�my si� na rynku. Tam straci�am czucie. Co by�o dalej, nie wiem. Ale wiem jedno, �e bez Valtina zosta�abym zaduszona, spalona lub umar�abym ze strachu. Stary Minde podszed� do szafy i nala� kilka kropel spirytusu melisowego, kt�ry zdoby� jeszcze u karmelitanek w Brydze, do w�skiego kieliszka z winem i wod�. Greta wypi�a, a gdy p� godziny p�niej Truda i Gerdt wr�cili do domu, zapewni�a wszystkich, �e jest wystarczaj�co silna, by bez niczyjej pomocy p�j�� na g�r� do swej mansardy. ROZDZIA� 4 REGINA Ow� mansard� dzieli�a ze star� Regin�, kt�ra od dawna prowadzi�a dom Mind�w. Co prawda od czasu, gdy pojawi�a si� Truda, wiele si� zmieni�o i w�a�ciwie nikt nie by� z tego zadowolony. Najmniej zadowolona by�a stara Regina. Teraz usiad�a przy ��ku swej ulubienicy, a Greta powiedzia�a: � Wiesz, Regino, Truda si� na mnie gniewa. Regina kiwn�a potakuj�co g�ow�. � I dlatego nie mog�am opowiedzie�... � ci�gn�a Greta � tego o Valtinie, �e mnie wyni�s� z ognia; a na pewno wiedzia�a, o co chodzi, dlaczego zamilk�am i odwr�ci�am si�. Pomy�l tylko, nie wolno mi z nim rozmawia�. Tak, taka jej wola; wiem to od niego. Sam mi to dzisiaj powiedzia�. A on wie to od Emrentz. Ale Emrentz si� �mia�a. Wiesz, Regino, dla niej by�abym dobra. Ach, gdybym mia�a tak� matk� jak ona! Moja mama! My�lisz, �e by mnie kocha�a? � Na pewno � powiedzia�a Regina i otar�a oczy. � Na pewno. Ka�da matka kocha swoje dziecko, a twoja matka... ach, nie mog� o tym nawet my�le�. Tak, moja Gretko, by�oby zupe�nie inaczej, dla ciebie i dla mnie. I dla ojca r�wnie�.. Teraz jest chory, a Truda jest dla niego surowa i nie wierzy w jego chorob�. Ale ja wierz� i wiem, czego mu brak: serca. To go w�a�nie niszczy. Tak, Greto, brak mu twojej matki. Nie by� ju� taki m�ody, gdy j� sobie z Brygi sprowadzi� do domu, ale tak bardzo j� kocha� i jak�eby mog�o by� inaczej, to� ona by�a anio�em. Tak, tak, taka w�a�nie by�a. � Powiedz, jak wygl�da�a? � Przecie� wiesz. Jeste� do niej podobna. Tyle, �e by�a �adniejsza, cho� i ty jeste� �adna. Jeste� jej jakby bladym odbiciem... I tak by�o zaraz pierwszego dnia, gdy tw�j ojciec wzi�� ci� na r�ce i powiedzia�: �Widzisz, Gerdt, oto twoja siostra". A on nie chcia� na ciebie nawet spojrze�. Gdy m�wi�am: �Popatrz tylko na jej ciemne oczka, ma je po matce", wtedy on ucieka� i krzycza�: �Po swojej matce! Nie po mojej!" � A jaka by�a jego matka? Czy ty j� jeszcze zna�a�? � No pewnie. � By�a �adniejsza od mojej? � Ach, jak�e mo�esz o to pyta�! �adniejsza od twojej mamy? Od niej nie by�o pi�kniejszej .. To by�a tylko taka sobie Stendalka, nic wi�cej, a stary Zernitz, kt�ry jej nie znosi� i wci�� si� z niej wy�miewa� � chocia� nie r�ni�a si� od jego w�asnej �ony � mawia�: �S�uchaj, Regino, czy ona nie wygl�da jak kamienny Roland ze Stendal?" I rzeczywi�cie taka by�a, sztywna, wysoka i uroczysta. I bielu�ka jak go��b, bo zawsze ubiera�a si� w len, kt�ry sama te� bieli�a. A dlaczego? Bo by�a sk�pa; i to z czasem coraz bardziej i bardziej. By�a c�rk� bogatego gospodarza i wszystkie pieni�dze, jakie mamy, s� po niej. � A ojciec j� tak�e kocha�? � Ja tam mu do serca nie zagl�da�am. Ale tak po prawdzie to nie wierz� w to. Nie by�o w niej mi�o�ci, a kto nie ma w sobie mi�o�ci, ten jej te� nie znajdzie. Tak to ju� bywa na �wiecie; i tak samo jest z Trud�. Ale r�ni� si� one jednak od siebie; nasza Truda, cho� sprawia b�l, jest pi�kna, m�dra, wie, czego chce, pasuje do tego domu i nosi si� godnie. Tacy s� ci z Gardelegen. Ale tamta Stendalka tego nie mia�a, dla nikogo nie by�a �askawa i do domu n i e pasowa�a; i �eby nie nagrobek z d�ugim napisem, nikt by nic o niej nie wiedzia�. Nawet Gigas. A z nim trzyma�a i chodzi�a do niego do spowiedzi. � I to do niego w�a�nie i ja mam i�� teraz, Regino; ju� jutro. Truda z nim rozmawia�a. Teraz maj� si� sko�czy� zabawy i �a�enie po drzewach, mam by� rozs�dna, oni tak m�wi�. A ja si� boj� Gigasa. On tak patrzy �widruj�cym wzrokiem i zawsze mam uczucie, jakby m�wi�, �e co� kryj� w swoim sercu i po matce wci�� jestem katoliczk�. � Och, nie m�w tak, Gretko. Przecie� to on ci� ochrzci�. I ka�dej niedzieli jeste� w ko�ciele, i �piewasz pie�ni doktora Lutra, i to tak, �e sam Gigas tak nie potrafi. Wci�� s�ysz� tw�j czysty, m�dry g�osik. Nie, nie, daj spok�j, nie b�j si�. On chce dla ciebie dobrze. A teraz �pij i je�li b�dziesz �ni�a o komediantach, to uwa�aj, moja Gretko, i �nij tylko o tej stronie, gdzie stoj� anio�y. M�wi�c to zamierza�a ju� p�j�� do swej po�o�onej obok izdebki. Ale zatrzyma�a si� jeszcze i doda�a: � Wiesz, Greto, Valtin to dobry ch�opiec. Wszyscy Zernitzowie s� dobrzy... O Valtinie r�wnie� mo�esz �ni�. Ja ci na to pozwalam, j a, twoja stara Regina. ROZDZIA� 5 GRETA U GIGASA Nast�pnego popo�udnia, gdy w�a�nie u �wi�tego Stefana bi�a dziesi�ta, Truda i Greta sz�y w g�r� ulicy D�ugiej. Mimo wczesnej godziny s�o�ce ju� mocno przygrzewa�o i obie mimowolnie przystan�y odetchn�wszy, gdy dotar�y do cienistej �cie�ki pod lipami wzd�u� cmentarnego muru, prowadz�cej do domu kaznodziei. Sam dom by� r�wnie� ukryty w�r�d starych lip, w kt�rych teraz �wierka�y setki wr�bli. Gdy zabrzmia� d�wi�k dzwonka, z dziedzi�ca czy te� kuchni wysz�a im naprzeciw stara s�u��ca i nie witaj�c ani o nic nie pytaj�c obie skierowa�a do biblioteki. Dobrze wiedzia�a, �e pani� Trud� zawsze tu ch�tnie widziano. By�a to przestronna izba, z trzema du�ymi, wysokimi oknami bez firanek, prawdopodobnie dlatego, by nie zabiera�y i tak nik�ego �wiat�a, jakie przepuszcza�y drzewa. Wzd�u� �cian bieg�y wysokie rega�y z setkami ksi��ek oprawnych w br�zow� i bia�� sk�r�, a na wystaj�cym filarze na wprost drzwi wisia� krzy� z rozpi�tym Chrystusem p�naturalnej wielko�ci, spogl�daj�cym na d�ugi d�bowy st�. Na tym stole, mi�dzy otwartymi ksi��kami i stosami papier�w, ale podsuni�te a� do �ciany z krucyfiksem, sta�y schodki hebanowe, sk�adaj�ce si� z pi�ciu stopni, na kt�rych jakby dla kontrastu, zamierzonego lub przypadkowego, le�a�y � wy�ej trupia czaszka, a ni�ej wieniec z bia�ych i czerwonych r�, pochodz�cych z w�asnego ogrodu. By�o ich dziesi�� czy dwana�cie i wype�nia�y pok�j swym zapachem. Gigas, gdy us�ysza�, �e drzwi si� otwieraj�, odwr�ci� si� na obrotowym sto�ku i na widok Trudy podni�s� si�. � Prosz� spocz��, pani Minde. M�wi�c to podsun�� jej krzes�o i ci�gn�� dalej: � A wi�c to jest Greta, o kt�rej mi pani m�wi�a, pani szwagierka i pani dziecko. To jej sprawy le�� pani na sercu, to jej rado�ci i smutki pani dzieli. Ceni� to w pani, pani Minde. Albowiem podst�pny szatan kr��y wsz�dzie, a najbardziej w�r�d m�odych i do nich g��wnie odnosi si� ta przestroga: �Strze� si� i m�dl si�, by� nie uleg� pokusom". Czy ty si� modlisz, Greto? � Tak � Cz�sto? � Ka�dego wieczora. Widzia�, �e Greta dr�y i wci�� spogl�da na Trud�, ale nie szukaj�c u niej rady i pociechy, lecz ze wstydu i l�ku. A Gigas, kt�ry nie tylko zna� ludzkie serca, lecz w�r�d za�artej walki o wiar� zachowa� r�wnie� skarb prawdziwej mi�o�ci bli�niego, odwr�ci� si� teraz do Trudy i powiedzia�: � Ch�tnie porozmawia�bym z dzieckiem na osobno�ci. Je�li pani nie ma nic przeciwko temu, pani Minde, prosz� na mnie zaczeka� przed domem lub w ogrodzie. Pani zna drog�. Truda podnios�a si� i opu�ci�a pok�j. Greta nads�uchiwa�a chwil� i uspokoi�a si� dopiero wtedy, gdy us�ysza�a zgrzyt otwieranych i zamykanych ci�kich drzwi wej�ciowych. Gigas r�wnie� czeka�. Teraz ci�gn�� dalej: � A wi�c modlisz si� ka�dego wieczora, Greto. Mi�o to s�ysze�. Ale jak si� modlisz? � Modl� si� o siedem �ask. � To dobrze. A co jeszcze? � M�wi� jeszcze tak� modlitw�, kt�rej nauczy�a mnie nasza stara Regina. � To ta s�u��ca, kt�ra ciebie wychowywa�a, zanim do waszego domu przysz�a szwagierka? � Tak, panie. � No, a jaka� to modlitwa? Ch�tnie bym j� us�ysza�. Albowiem musisz, Greto, wiedzie� to raz na zawsze: jak si� modlimy, tacy jeste�my. O cz�owieku du�o m�wi spos�b, w jaki zwraca si� do ludzi, ale to, jak cz�owiek przemawia do Boga, �wiadczy, czy jest z�y, czy dobry. Czy zechcesz mi powiedzie� t� modlitw�? Nie powinna� si� mnie ba�. Uspok�j si�. Popatrz, dam ci r��: oto ona. I jak ci z ni� do twarzy. Jeste� podobna do twojej matki, ale my�l�, �e nie we wszystkim! Wiesz przecie�, �e trzyma�a si� dawnej wiary. I unika�a mnie, kiedy przychodzi�em do waszego domu. Ale modli�em si� za ni�. A teraz powiedz mi t� modlitw�. � My�l�, panie, �e to raczej piosenka. � To te� dobrze. Mo�e by� piosenka. Ale ju� zaczynaj. Greta z�o�y�a d�onie i patrz�c na starca powiedzia�a: Bo�e, gniewne serce moje zechciej schroni� w d�onie swoje. Spraw, bym by�a mi�osierna, Ubogim i chorym wierna, Bo co rozdam tu na ziemi, Zyskam �aski niebieskiemi. Gigas u�miechn�� si�. S�odycz dziecka sprawi�a, �e p�omienie, kt�re w ka�dym innym wypadku wyst�pi�yby na jego obliczu, nie by�y zbyt silne. Powiedzia� tylko: � Nie, Greto, to nie tak; dostrzegam tu jeszcze te dawne, katolickie g�upstwa o dobrych uczynkach. Nauczmy si� lepiej innej modlitwy. Bo widzisz, nasze dobre uczynki s� niczym i nic nie znacz�, gdy� wszystko, co robimy, jest od pocz�tku grzeszne. Nie mamy niczego poza wiar� i tylko jeden jest, kt�ry pokutuje i jest tego godzien: Ukrzy�owany. � Tak, panie... ja wiem... mam drzazg� z jego krzy�a. � M�wi�c to w radosnym podnieceniu wyj�a zza gorsetu z�ote puzderko. Gigas na moment cofn�� si�, a jego czerwone oczy zdawa�y si� jeszcze czerwie�sze. Ale i tym razem szybko si� opanowa�, wzi�� puzderko i zacz�� je ogl�da�. Wisia�o na �a�cusz-ku, na wieczku delikatnymi liniami wygrawerowana by�a Matka Boska, a w �rodku le�a� skrawek aksamitu i drzazga. Starzec zatrzasn�� wieczko i powiedzia� spokojnym g�osem: � To ba�wochwalstwo, Greto. � To pami�tka, panie! Pami�tka po mojej mamie. To wszystko, co po niej mam. Pan wie, �e jej nie zna�am. Ale Regina powiesi�a mi �a�cuszek na szyi, gdy sko�czy�am dziesi�� lat. Obieca�a to mojej matce, od tego czasu zawsze to nosz�. � Ja ci nie chc� tego odbiera�, Greto. Nie teraz. Ale my�l�, �e nadejdzie dzie�, gdy sarna mi to oddasz. Zrozum mnie dobrze: chcemy nosi� jego krzy�, ale nie drzazgi, i nie na naszym sercu ma spoczywa�, lecz w nim. A teraz zosta�my przyjaci�mi. Widz�, �e masz otwart� g�ow� i jeste� inna, ni� my�la�em. Ale co� jeszcze tkwi w tobie, a Regina, z kt�r� musz� porozmawia�, nie zadba�a o wyp�dzenie z ciebie dawnych upior�w, chytrych i podst�pnych. My�l�, Greto, �e b�dziemy musieli oczy�ci� ten ugor, oddzieli� ziarno od plew. Masz dobre serce, ale jeszcze nie masz prawdziwej wiary, a dop�ki b��dzi si� w wierze, dop�ty i serce b��dzi. Teraz odejd�. Greto, i niechaj B�g b�dzie z tob�. Chcia�a poca�owa� go w r�k�, ale nie pozwoli� na to i odprowadzi� j� a� do stopni prowadz�cych z sieni do drzwi wyj�ciowych. Dopiero tutaj zawr�ci�, przeszed� przez korytarz i dziedziniec do ogrodu, gdzie po bukszpanowej �cie�ce dostojnie przechadza�a si� Truda. Przywitali si�, a s�u��ca, kt�ra widzia�a przez okno kuchenne, jak Gigas szed� wyprostowany i o�ywiony bardziej ni� zazwyczaj, skrzywi�a si� i mrukn�a pod nosem: �Nie do wiary!... A taki stary i taki pobo�ny!" Zachichota�a, a u�miech na jej twarzy zdradza�, �e w duchu ci�gn�a te rozwa�ania dalej. Tymczasem Truda i Gigas poszli w g��b ogrodu i zatrzymali si� przed klombem g�sto obsadzonym ostr�kami i ��tymi aksamitkami. � Nie mog� zgodzi� si� z tym, co m�wi�a mi pani o tym dziecku, pani Trudo � powiedzia� Gigas. � Pani jej nie docenia. To serce jest trwo�liwe, a nie krn�brne. Widzia�em, jak dr�a�a i wiersz, kt�ry mia�a mi powiedzie�, nie chcia� jej przej�� przez usta. Nie, nie, to dobre i pi�kne dziecko. Jak matka. W oczach Trudy zamigota�o. Niech�tnie s�ucha�a, gdy kogo� chwalono. Cierpkim tonem powt�rzy�a: � Jak matka... Musz� wierzy�, �e by�a pi�kna. Pan to m�wi, pastorze, i ca�y �wiat tak twierdzi. Wola�abym, by by�a brzydsza. Bo t� swoj� pi�kno�ci� rzuci�a na nasz dom czar i sprawi�a, �e wr�cono do dawnych zabobon�w. Tego si� boj�. I je�li ju� mam by� szczera, nie ufam staremu Jakubowi Minde i nie ufam Reginie. Gdyby przeszpiegi we w�asnym domu nie by�y mi wstr�tne, to z pewno�ci� znalaz�abym co� wi�cej ni� obraz i drzazg�. � Niech pani tak nie m�wi, pani Trudo. Waszego ojca, starego radc�, znam ze spowiedzi i komunii i zawsze wydawa� mi si� oddany wierze. Za� za ten zam�t w domu Mind�w, przed kt�rym B�g w swej �askawo�ci zechce go uchroni�, musia�bym pani� obwinia�, pani Trudo, a spodziewa�em si� po pani wszystkiego najlepszego. To przecie� pani rz�dzi domem. Ojciec jest stary, ma��onek jak wosk w pani r�kach. A pani dobrze wie, �e wszystkie nasiona rozrzucone przez chwasty i pieni�ce si� s� nieszcz�ciem i szkodz� ziarnu naszych niebieskich spichlerzy. Zn�w zacz�li przechadza� si� wok� klombu, z kt�rego tr�jk�tnych grz�dek m�oda kobieta zrywa�a od czasu do czasu kwiaty. Milczeli oboje. W ko�cu Truda powiedzia�a: � M�wi pan, �e ja rz�dz� domem. Tak, rz�dz� nim i s�uchaj� mnie; ale to jest martwe pos�usze�stwo, bez udzia�u serca. A serce ze mnie drwi i chodzi w�asn� drog�. � Ale� Greta jest jeszcze dzieckiem. � I tak, i nie. Pan j� jeszcze pozna. Prosz� zwr�ci� uwag� na jej oczy. Ona jeszcze �pi, ale lada moment si� zbudzi. W niej jest co� z�ego. � W nas wszystkich, pani Trudo. I tylko dwie rzeczy mog� to poskromi�: wiara, o kt�r� si� modlimy, i mi�o��, jak� potrafimy sobie nakaza�. Czy pani kocha to dziecko?. A ona spu�ci�a wzrok. ROZDZIA� 6 MAJOWE �WI�TO Min�� prawie rok i mieszka�cy Tangerm�nde jak zwykle obchodzili swe majowe �wi�to. Odbywa�o si� to na zmian� raz w jednej, raz w drugiej cz�ci lasu, kt�ry du�ym p�kolem otacza� miasto. Tego roku kolej przypad�a na Lasek Lorenzy, kt�ry mieszka�cy szczeg�lnie lubili, gdy� wi�za�o si� z nim podanie o dziewicy Lorenzy. A legenda by�a taka: Lorenza, dzieci� Tangerm�nde, zab��dzi�a kiedy� w wielkim lesie, ci�gn�cym si� wzd�u� dolnego biegu rzeki, kt�ry w�wczas nazywa� si� jeszcze Puszcz� Po�absk�. Gdy zapad� wiecz�r, a Lorenza wci�� nie mog�a znale�� drogi, zacz�a modli� si� do Matki Boskiej o zmi�owanie i pomoc. Gdy si� tak modli�a, pojawi� si� przed ni� jele� z roz�o�ystymi rogami, przykl�kn�� u jej st�p i patrzy� tak, jakby m�wi�: �To ja, wsi�d� na mnie". Siad�a wi�c mu odwa�nie na grzbiecie � czu�a, �e to Matka Boska, wys�uchawszy modlitwy, zes�a�a to pi�kne zwierz� � i chwyci�a si� korony rog�w. Zwierz� nios�o j� mi�dzy pot�nymi pniami le�nej g�stwiny, ku miejskim bramom, a potem ku rynkowi. Tutaj jele� zatrzyma� si� i pozwoli� si� schwyta�. A miasto da�o mu kawa� ogrodzonego pastwiska, chroni�c go i dbaj�c o niego, jak d�ugo �y�. Nawet p�niej uczczono pobo�ne zwierz�, kt�re s�u�y�o Matce Boskiej, i jego rogi zawieszono w ko�ciele obok o�tarza. A las, z kt�rego wysz�a dziewica, nazwano Lasem Lorenzy. Tam w�a�nie udano si� dzisiaj. Szli gwarkowie z muzyk� i chor�gwiami, za nimi dzieci, dziewcz�ta i ch�opcy. Maj witano piosenk�: Azali� to nie wiecie, �e wiosna jest na �wiecie? Powie wam to ptak�w �piewka, powie wam to ziele� drzewka, �e wiosna jest na �wiecie. Poznacie j� po gajach, p:znacie po ruczajach, tam, gdzie g�os ptaka rozbrzmiewa, kto tylko �yw, ten �piewa, �e wiosna jest na �wiecie. Po po�udniu r�wnie� Truda i Gerdt, w dobrym nastroju, opu�cili miasto. Za nimi posz�y Greta z Regin�. A pod lasem spotkali Zernitz�w, starego i m�odych; wygodnie rozsiedli si� na przewr�conych do g�ry dnem koszach, kt�re przynie�li ze sob�. Teraz z rado�ci� i zadowoleniem patrzyli, jak m�odzi Mindowie, z kt�rymi ch�tniej przestawali ni� z innymi mieszka�cami miasta, zajmowali obok nich miejsca. Valtin i Greta r�wnie� si� przywitali i niebawem wszyscy �artowali w najlepsze. Rej wodzi� stary Zernitz, kt�ry odst�piwszy swe miejsce Trudzie, po�o�y� si� na murawie i najwyra�niej z coraz wi�ksz� przyjemno�ci� prawi� komplementy m�odej kobiecie, wyst�puj�cej tu w ca�ym blasku swej urody. Mimo �e surowa i cierpka, by�a jednak na tyle kobiet�, by cieszy� si� pochlebstwami. Emrentz odgra�a�a si� wprawdzie zazdro�ci�, ale czyni�a to z u�miechem, Gerdt nuci� co� pod nosem lub splata� �odygi kacze�c�w i w�r�d �art�w i przekomarza� wszyscy spogl�dali ku os�onecznionej ��ce, gdzie wok� bud i karuzeli gromadzi�y si� barwne grupki: m�czy�ni strzelali do kurk�w, a dzieci bawi�y si� w k�ko graniaste. Ich �piew dociera� spod wielkiej lipy, z kt�rej dolnych ga��zi zwisa�y czerwone i ��te wst��ki. W ten spos�b min�o chyba z p� godziny, gdy wtem spostrzegli, �e od miasta nadje�d�a stary Minde, zgarbiony, na swym flandryjskim wierzchowcu. W samotno�ci ogarn�a go nagle g��boka t�sknota, by raz jeszcze powita� wiosn�; i oto teraz jecha� szerok� le�n� drog�, ku temu miejscu, gdzie wsp�lnie roz�o�yli si� Zernitzowie i Mindowie. Obok konia szed� s�u��cy prowadz�c go za cugle. Czego stary tu chcia�? Po co przyjecha�? Truda i Gerdt zarzucili go kr�tkimi, szybkimi pytaniami, kt�re zdradza�y raczej niech�� ni� zainteresowanie, i tylko Greta z ca�ego serca si� ucieszy�a, podbiegaj�c do ojca. Roz�o�ono mu koce, a on zsiad� z konia i zaj�� wygodne miejsce w cieniu lasu, maj�c przed sob� o�wietlon� s�o�cem polan�. Greta zerwa�a kwiaty i zapyta�a: � Czy mam ci uple�� wianek? � Ale stary si� roze�mia�. � Jeszcze nie, Greto. Jeszcze troch� zaczekam. Popatrzy�a na niego swymi du�ymi oczyma i gwa�townie poca�owa�a jego wyschni�t� r�k�. Dobrze zrozumia�a, co mia� na my�li. Jego przyjazd by� zgrzytem, wszyscy to tak odczuli, by� mo�e nawet on sam. Stary Zernitz stawa� si� coraz bardziej milcz�cy, Emrentz r�wnie�. A Truda, �eby co� powiedzie� i, by� mo�e, uwolni� si� od badawczych spojrze� Grety, powiedzia�a do niej: � Powinna� p�j�� pod lip�, Greto, a Valtin z tob�. Oboje si� zaczerwienili, bo ju� nie byli dzie�mi. Ale nie powiedzieli ani s�owa i poszli na ��k�. � Chc� by� sami � powiedzia�a Greta � wi�c i my b�d�my... Min�li kiermaszowe budy i zacz�li kr��y� mi�dzy grupami zabawiaj�cymi si� trafianiem do pier�cienia i strzelaniem do kurk�w. Ale pod lip�, pod kt�r� bawi�y si� dzieci, nie poszli. By�o bardzo gor�co, tak �e wkr�tce zacz�li szuka� cienia i dotar�szy do przeciwnej strony polany, weszli na zaro�ni�t� �cie�k�, prowadz�c� w g��b lasu. Wierzcho�ki drzew jarzy�y si� w s�o�cu, przed nimi migota�a wa�ka. Greta powiedzia�a: � Popatrz, wa�ka. Tam gdzie s� wa�ki, musi te� by� woda. Grz�zawisko lub staw. Czy lilie wodne ju� kwitn�? Tak je lubi�. Chod�, poszukajmy ich. I tak szli dalej. Ale staw jako� nie chcia� si� pokaza�, i nagle strach ogarn�� Gret�: � Gdzie my jeste�my, Valtin? Boj� si�, �e zab��dzili�my. � Ale� nie. Przecie� s�ysz� muzyk�. I stan�li nas�uchuj�c. Ale czy to by�o z�udzenie, czy te� muzyka w�a�nie teraz przesta�a gra�, w ka�dym razie pr�no wyt�ali s�uch, by uchwyci� cho� jeden d�wi�k. Nawet przyk�adanie ucha do ziemi nic nie pomaga�o. � Wiesz co, Greto � powiedzia� Valtin � wejd� na drzewo. O, tam jest takie wysokie, z g�ry b�d� mia� dobry widok, to nie mo�e by� dalej ni� tysi�c krok�w st�d. I wdrapa� si� do g�ry, wspina� si� z ga��zi na ga���, a Greta sta�a na dole i poczucie osamotnienia przyprawia�o j� o dr�enie. Tymczasem ch�opiec by� ju� na samej g�rze. � Czy co� tam widzisz? � krzykn�a ku niemu. � Nie, woko�o s� wysokie drzewa. Ale zaczekaj, s�o�ce poka�e nam drog�; tam, gdzie zachodzi, jest zach�d, a miasto le�y na po�udniu. Tyle to wiem z ca�� pewno�ci�. A wi�c tam musimy i��. I ju� by� na dole, przy niespokojnie oczekuj�cej go Grecie. � Moja s�odka Greto � powiedzia� � ale� nie b�j si�. Obj�� j� i serdecznie poca�owa�. A ona pozwoli�a, nie broni�c si� jak wtedy pod wi�ni�; mimo strachu ogarn�o j� uczucie bezmiernego szcz�cia i powiedzia�a: � Nie chc� ju� p�aka�, Valtin. Jeste� taki dobry. A jak kto� jest dobry, to pokazuj� mu si� znaki i cuda. Wiesz, jestem ca�kiem pewna, �e je�li b�dziemy prosi� Boga o pomoc, to On nam pomo�e i wyprowadzi z tego lasu z powrotem do domu. Tak jak Lorenz� dziewic�. Przecie� jeste�my w Lesie Lorenzy. � Tak, Greto, jeste�my w Lesie Lorenzy. Ale gdyby przyszed� jele� i naprawd� chcia� dla nas dobrze, w�wczas my�l�, �e wyni�s�by nas w jakie� inne miejsce, nie do domu. Bo my, Greto, w�a�ciwie go nie mamy. Ani ty, ani ja. Emrentz jest dobra, o wiele lepsza ni� Truda, i codziennie dzi�kuj� za to Bogu; ale cho� nie jest mi z ni� �le, to nie jest i dobrze. Stroi si� dla siebie i ojca,

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!