10549
Szczegóły |
Tytuł |
10549 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10549 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10549 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10549 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JOHN DOCKING
CONAN I SZMARAGDOWY
LOTOS
PRZEK�AD LESZEK KROWICKI
TYTU� ORYGINA�U CONAN AND THE EMERALD LOTUS
Ta ksi��ka jest po�wi�cona pami�ci Roberta E. Howarda i Lin Carter
PROLOG
Ethram�Fal sta� w staro�ytnej komnacie i patrzy� na ko�ci. Le�a�y porozrzucane,
pociemnia�e i porowate, w grubej warstwie kurzu pokrywaj�cego kamienn� pod�og�.
Migocz�cy czerwony blask pochodni zape�nia� okr�g�� izb� podryguj�cymi cieniami. Ros�y
�o�nierz w pe�nej zbroi sta� bez ruchu obok drzwi, w d�oni mocno trzyma� uniesion�
pochodni�.
Ethram�Fal przykl�kn�� z szelestem swych szarych szat i z ukrytej pochwy wyci�gn��
ozdobny sztylet o nieregularnych kszta�tach. Cho� by� m�odym m�czyzn�, to jego
przygarbione i pokurczone cia�o przypomina�o raczej czarodzieja w podesz�ym wieku. Z
wygolonej czaszki zaczyna�y odrasta� cienkie, mysiobr�zowe w�osy. Zmarszczy� w
zamy�leniu swe krzaczaste, zdeformowane brwi. Czubkiem sztyletu grzeba� w�r�d ko�ci oraz
py�u i powoli traci� nadziej�.
Teraz jest martwe � my�la�. � Oczywi�cie, �e teraz jest martwe, ale mia�em nadziej�, �e
co� tu pozosta�o, przynajmniej resztki. �Czubek sztyletu przegarn�� wiekowy kurz i nic nie
odkry�. Ethram�Fal nagle wsta�, a �o�nierz z pochodni� si� wzdrygn��.
� Na k�y Seta � zakl��. � Czy� tak daleko w�drowa�em na pr�no? � Jego g�os odbi�
si� g�uchym echem.
Czarodziej spojrza� w g�r�. Sklepienie okr�g�ego pokoju by�o tak wysoko, �e gin�o w
migocz�cej ciemno�ci, poza zasi�giem blasku pochodni. R�wny pas wy��obionych
hieroglif�w bieg� po �cianie na wysoko�ci dwukrotnego wzrostu m�czyzny. Znaki wi�y si� w
przy�mionym �wietle.
� Nie ma w�tpliwo�ci � powiedzia� g�ucho Ethram�Fal � to ta komnata. � Obr�ci� si�,
a czyni�c to, postawi� sanda� na czym�, co cicho chrupn�o. Odst�piwszy na bok spojrza� w
d� i zesztywnia�. � Opu�� pochodni�, Ath. � �o�nierz pos�usznie opu�ci� pochodni�, by
o�wietli� pod�og�, a Ethram�Fal ponownie przykl�kn��.
Nadepn�� na co�, co okaza�o si� ludzkim �ebrem, kt�re p�k�o na p�. Delikatny czarny py�
wysypywa� si� ze z�amanej ko�ci. Ethram�Fal wyda� cichy okrzyk triumfu.
� Oczywi�cie! To zasn�o. Musi wch�on�� do szpiku pokara i wtedy zakie�kuje. Da Set,
�e wci�� tu jest �ycie! � Gestykulowa�; odzian� na szaro r�k�. � Sprowad� tu mego ucznia,
Ath. � �o�nierz; opu�ci� pok�j, a �wiat�o jego pochodni oddali�o si� korytarzem,
pozostawiaj�c Ethrama�Fala w ciemno�ci. Ale Ethram�Fal nie przejmowa� si� ciemno�ci�,
gdy widzia� przed sob� ja�niej�c� i pe�n� chwa�y przysz�o��. Odg�os jego oddechu, jedyny
d�wi�k w tej kamiennej ciszy, zacz�� si� przy�piesza�.
Po kilku chwilach Ath powr�ci�, a jego jastrz�bie stygijskie oblicze by�o pos�pne i
beznami�tne. Za nim przywl�k� si� smuk�y wyrostek, odziany w ��te szaty. Cho� by� wy�szy
od Ethrama�Fala, to, czubek jego potarganej g�owy znajdowa� si� dobrze poni�ej podbr�dka
Atha. Ch�opiec rozejrza� si� po komnacie z wyra�nym zniecierpliwieniem.
� Pomaga�em ludziom rozbi� ob�z w wielkiej komnacie � powiedzia� rozdra�niony. �
Czy wreszcie jest dla mnie jakie� po�yteczniejsze zaj�cie?
Ethram�Fal nie odpowiedzia�, lecz wlepi� spojrzenie w ko�ci u swoich st�p.
� Ath � powiedzia� � zabij go.
Jednym p�ynnym ruchem �o�nierz wyci�gn�� sw�j miecz, zatopi� go w brzuchu
m�odzie�ca, obr�ci� i wyci�gn��. Ucze� wyda� z siebie piskliwy j�k, chwyci� si� za brzuch i
upad�. Wi� si� chwil� w kurzu, a� os�ab� i przesta� oddycha�. Wtedy Ath wytar� sw�j miecz o
cia�o ch�opca i schowa� do pochwy. Patrzy� na Ethrama�Fala wyczekuj�co. D�o� dzier��ca
pochodni� nawet nie drgn�a.
Ze sk�rzanego mieszka u pasa czarodziej wysup�a� gruby, czerwonawy li�� i poda�
Athowi, kt�ry natychmiast wsun�� go do ust. Oczy �o�nierza si� przymkn�y, a policzki
zapad�y, gdy zacz�� go ssa�.
Ethram�Fal na to nie zwa�a�. Pochyli� si� i ostro�nie, dwoma palcami podni�s� z�amane
�ebro. Delikatnie potrz�saj�c ko�ci�, rozsypywa� cienk� stru�k� czarnego py�u na rozci�gni�te
cia�o swego ucznia. Opr�ni� makabryczne naczynie, koncentruj�c jego zawarto�� na
rozszerzaj�cej si�, ciemnej plamie na brzuchu. Gdy py� przesta� si� wysypywa�, odrzuci�
�ebro na bok i sta� wpatruj�c si� milcz�co w cia�o.
Min�a godzina, podczas kt�rej Ath �u� i wysysa� sw�j li��, a Ethram�Fal sta� w bezruchu.
Gdy druga godzina dobiega�a kresu, Ethram�Fal uni�s� g�ow�. Nas�uchiwa� delikatnego
d�wi�ku dochodz�cego z oddali. Cia�o na pod�odze drgn�o, a czarodziej spl�t� palce w
ekstazie. Wilgo� i skrzypienie wype�ni�o nieruchome powietrze. Zw�oki szarpn�y si� i
zadr�a�y, jakby ponownie obdarzone m�kami �ycia. Ethram�Fal wstrzyma� oddech. Z
martwego cia�a jego ucznia zacz�y wy�ania� si� obrzmienia wielko�ci pi�ci. Z powodu
gwa�towno�ci, jaka wstrz�sa�a ko�czynami i powodowa�a rozdzieranie si� ��tych szat,
zw�oki by�y w wielu miejscach groteskowo zdeformowane.
Z cia�a wystrzeli�y zielone kwiaty wielko�ci pi�ci w takiej obfito�ci, �e niemal zas�oni�y
ca�� posta�. Sze�ciop�atkowe, opalizuj�ce kwiaty uwalnia�y si� z wn�trza, ko�ysz�c si� i
otrz�saj�c, jak pod wp�ywem podmuchu wiatru. Po chwili znieruchomia�y i komnat� zacz�a
powoli wype�nia� narastaj�ca, ostra pi�mowa wo�, b�d�ca zar�wno zapachem nektaru, jak i
rozk�adu.
Gromki �miech Ethrama�Fala obija� si� o kamienne �ciany jak d�wi�k wielkiego dzwonu.
I
Nocne powietrze by�o ciep�e i ci�kie, ale w por�wnaniu z g�st� atmosfer� tawerny
zdawa�o si� tchn�� polarn� �wie�o�ci�. Silny, mocno zbudowany m�czyzna w kolczudze
najemnik�w Akkharii otworzy� jednym pchni�ciem drzwi i zmierzy� wzrokiem wn�trze.
G��wna sala by�a obszerna, lecz zat�oczona pstrokat� rzesz� miejscowych, najemnik�w i
podr�nych. Go�� przyg�adzi� swe siwiej�ce w�osy stwardnia�� d�oni� i przyjrza� si�
zgromadzonym wypatruj�c cz�owieka, kt�rego chcia� spotka�.
W najbli�szym k�cie kilku m�czyzn gra�o w ko�ci na przemian wyj�c triumfalnie lub
przeklinaj�c przegran�. �rodek wysypanej trocinami pod�ogi by� zaj�ty przez olbrzymi st�,
na kt�rym le�a�a na wp� rozebrana tusza upieczonego w ca�o�ci prosiaka. Wok� siedzia�a
grupka popijaj�cych i opychaj�cych si� m�czyzn.
� Hej, Shamtare! � zagrzmia� g�os nad wrzaw� tawerny. Tam, w najodleglejszym k�cie,
znajdowa� si� cz�owiek, kt�rego szuka�. Shamtare ruszy� przez sal� z wytrenowan� �atwo�ci�
wymijaj�c gestykuluj�cych pijak�w i obs�uguj�ce dziewki.
Ten, kt�ry wykrzykn�� jego imi�, siedzia� rozparty przy tylnej �cianie tawerny, a jego
d�ugie, muskularne nogi spoczywa�y na stole. By� niezgrabnym, pot�nie wygl�daj�cym
m�czyzn� o twarzy ogorza�ej na ciemny br�z od sta�ego wystawiania jej na dzia�anie wiatru i
s�o�ca. Odziany by� w kr�tk� kolczug� i sp�owia�e bryczesy z czarnej bawe�ny. U pasa mia�
dwusieczny miecz w zniszczonej sk�rzanej pochwie. Cho� do tej twarzy bardziej pasowa�by
gniew, to z�by b�ysn�y w u�miechu i rozja�nia�y przenikliwe b��kitne oczy, gdy w
zawadiackim pozdrowieniu uni�s� sw�j dzban z winem zapraszaj�c Shamtare, by si� do niego
przy��czy�. Porysowany blat sto�u d�wiga� bochen chleba i kawa� wo�owiny, a tak�e
kilkupoziomow� pater� z owocami, orzechami i serem. S�dz�c �upinach i skorupach, uczta
trwa�a ju� jaki� czas.
� Conanie � rzek� Shamtare � zdawa�o mi si�, �e m�wi�e�, i� ko�cz� ci si� ju�
pieni�dze.
� I tak jest � odpowiedzia� tamten z barbarzy�skim akcentem. � I co z tego? Jutro
zapewne b�d� pracowa� dla jednego z oddzia��w najemnik�w tego przekl�tego miasta, a dzi�
stwierdzi�em, �e oddali�em si� od cywilizacji bardziej, ni� my�la�em. � Barbarzy�ca
przep�uka� gard�o wielkim haustem wina.
Shamtare usiad� i wzi�� gar�� dojrza�ych owoc�w.
� Przybywasz z daleka, czy� nie? � zapyta�, rozgryzaj�c pestki owocu granatu.
� Tak, z serca Kush, przez pustynie stygijskie. Wygl�da na to, �e nie jestem ju� mile
widziany w po�udniowych kr�lestwach.
Shamtare uni�s� swe krzaczaste brwi z zak�opotaniem.
� Ale chyba jeste� z P�nocy�
� Z Cymmerii � odpar� Conan. � Ale wiele podr�owa�em.
� Zapewne � mrukn�� Shamtare, dla kt�rego Cymmeria by�a zimnym, odleg�ym i na p�
mitycznym miejscem. � Ale m�wi�e� o zatrudnieniu ci� jako najemnika�
Conan odgryz� kawa� wo�owiny i zacz�� energicznie prze�uwa�.
� Wci�� pr�bujesz mnie sk�oni�, bym przy��czy� si� do twego oddzia�u?
Shamtare uni�s� r�ce.
� Nie mo�esz mnie za to wini�. Kiedy ujrza�em twoje wyniki na placu �wicze�,
wiedzia�em, �e b�dziesz cennym nabytkiem dla ka�dego oddzia�u, kt�ry ci� zwerbuje. A
musisz wiedzie�, �e dostaj� premi� za ka�dego nowego rekruta. Przyznaj� wi�c, �e kiedy
pyta�em, gdzie b�dziesz dzi� je��, my�la�em o czym� wi�cej ni� tylko tr�ceniu si� z tob�
kubkiem. I jeszcze raz powtarzam, �e Legion Mameluk�w potrafi dobrze spo�ytkowa�
takiego cz�owieka, jak ty.
Conan wzruszy� ramionami i potrz�sn�� czarn�, prosto przyci�t� grzyw�.
� Przygl�da�em si� wszystkim czterem oddzia�om w tym przekl�tym mie�cie i wszystkie
z nich oferuj� ten sam �o�d. Kr�l musi mie� dobre baczenie na swych dow�dc�w, je�li �aden
z nich nie mo�e przelicytowa� innych przy naborze do�wiadczonego �o�nierza. Ale swoj�
drog�, po c�, w imi� Ymira, kr�lowi Sumuabi potrzebne s� cztery oddzia�y najemnik�w?
� Kr�l dba o swych zaci�nych, poniewa� ma wobec nich pewne plany. � G�os
Shamtare �cich� do konspiracyjnego szeptu. � Chodz� pog�oski, �e Sumuabi mo�e ju�
wkr�tce potrzebowa� wszystkich czterech armii.
� Na Croma, wygl�da na to, �e wy, Shemici, lubicie si� czai� w swych male�kich
miastach�pa�stwach i raz do roku pr�bujecie szcz�cia w nag�ym wypadzie, by podbi�
swego s�siada. To taka rozwini�ta wersja wojen klanowych z mojej ojczyzny. Staczacie kilka
bitew i chy�kiem wracacie do domu, nic nie osi�gn�wszy. A to wszystko z g�oduj�cym Koth
na swych rubie�ach.
� To prawda � przyzna� wyrozumiale Shamtare. � Lecz tym razem m�wi si� po cichu,
�e mamy wspom�c rewolt� w Anakii. Sumuabi mo�e wkr�tce kr�lowa� dw�m miastom. Je�li
tak b�dzie, to �upy powinny by� obfite nawet dla ostatniego piechura.
Conan rozmy�la� nad tym, co us�ysza�, a Shamtare zaj�� si� kubkiem wina.
� To dobre nowiny, ale wci�� nie ma wi�kszego znaczenia, do kt�rego z oddzia��w
do��cz�.
� Daj spok�j, Conanie. � Shamtare z trzaskiem odstawi� pusty kubek. � Czego ode
mnie chcesz? M�wi�em ci ju�, �e jestem w wielkiej przyja�ni ze zbrojmistrzem oddzia�u i
obiecuj� ci najlepsz� z akbitana�skich kolczug, je�li zapiszesz si� do nas. Kolczuga, kt�r�
nosisz, wygl�da, jakby potarga� j� diabe�.
Conan parskn�� �miechem i spojrza� na sw� zniszczon� kolczug�. D�ugie, pionowe
rozdarcia siatki by�y prowizorycznie naprawione rdzewiej�cym ju� drutem po�ledniejszego
gatunku.
� Mo�e nie sam diabe�, ale obrzydliwy demon z jego orszaku. Umowa stoi, Shamtare.
Shamtare u�miechn�� si� pod w�sem, otworzy� usta, by o co� zapyta� i zaraz z powrotem je
zamkn��. Drzwi tawerny rozwar�y si� szeroko i dwie nowe postacie wkroczy�y do wn�trza.
Ten na przedzie, prawie tego wzrostu co Conan, najwidoczniej by� wojownikiem. Na
b�yszcz�cej, stalowej kolczudze nosi� czarno oksydowany napier�nik. Pod pach� trzyma�
czarny, grzebieniasty he�m. Granatowe w�osy sp�ywa�y obfit� kaskad� na jego kwadratowe
bary. Szeroka bia�a blizna po prawej stronie ust przecina�a starannie przystrzy�on� brod�.
Rozejrza� si� po komnacie z wyczuwaln� pogard�. T�um w tawernie przycich� nieco z chwil�
przybycia tych dw�ch, ale ci, kt�rzy odwracali wzrok od nowo przyby�ych, robili to nie z
powodu wojownika, lecz jego towarzysza.
M�czyzna, kt�ry sta� w ciemnym wej�ciu, r�wnie� by� wysoki, ale lekko przygarbiony,
jakby by� chory lub ranny. Od st�p do g��w owini�ty by� opo�cz� z grubego zielonego
aksamitu. Jego d�onie os�oni�te by�y zielonymi aksamitnymi r�kawicami. Twarz mia�
przys�oni�t� kapturem.
Obaj przez chwil� wahali si�, a potem ruszyli szybko przez tawern�, t�um za� rozst�powa�
si� przed nimi. Przeszli do pokoju i ty�ach i znikn�li za drzwiami.
� Kto to by�, do diab�a? � zapyta� Conan si�gaj�c po kubek.
� Lepiej nie wiedzie� � odpowiedzia� cicho Shamtare.
� Niewa�ne. A c� to? Nie ma wina? Hej, dziewko! � Conan zamacha� pustym dzbanem
nad g�ow�. � Wi�cej wina! Usycha z pragnienia! � Obs�uguj�ca dziewczyna, us�yszawszy
wrzask barbarzy�cy, skoczy�a jak d�gni�ta ostrog�. D�wigaj�c na ramieniu pe�ny dzban,
zacz�a torowa� sobie drog� do sto�u Conana. Jej cienka bawe�niana koszula, zmoczona
potem i rozchlapanym winem przylgn�a do kszta�tnej kibici. Barbarzy�ca wyszczerzy� z�by
w szerokim u�miechu, ze szczerym podziwem obserwuj�c j�, jak si� zbli�a. Dziewczyna
zarumieni�a si�, postawi�a ci�ki dzban na stole i wbi�a wzrok w pod�og�.
� Pi�� miedziak�w, ja�nie panie � wymamrota�a.
� Sztuka srebra � rzek� Conan. Rzuci� jej monet�, kt�r� schwyci�a w locie ze zr�czno�ci�
�wiadcz�c� o du�ej wprawie. � Reszta dla ciebie � doda� ca�kiem niepotrzebnie, bo ona i
tak ju� odchodzi�a. Chwyci� pe�ny dzban, gdy na jego rami� opad�a ci�ka d�o�. Conan
spojrza� w g�r� i zobaczy� nad sob� kamienn� twarz wojownika w czerni, kt�ry przyby� z
cz�owiekiem odzianym w szmaragdowy aksamit.
� M�j pan chce z tob� m�wi� � wychrypia� wojownik. Conan strz�sn�� jego d�o� i
obejrza� si� na Shamtare. Ale krzes�o po drugiej stronie sto�u by�o puste, a drzwi tawerny
jeszcze si� porusza�y.
� Mitra chroni mnie przed cywilizowanym towarzystwem � wymrucza� barbarzy�ca.
� B�d� rozs�dny i zr�b dok�adnie to, czego ��da m�j pan. � Wojownik g�rowa� nad
siedz�cym Cymmerianinem, a szrama na jego brodzie powi�kszy�a si�, gdy zacisn�� wargi w
grymasie niezadowolenia. Refleksy ognia ta�czy�y na oksydowanym napier�niku. Conan
poci�gn�� powoli i ha�a�liwie kilka haust�w wina, wyra�nie ignoruj�c niechciane
towarzystwo, a potem ostro�nie odstawi� dzban na st�.
� Czy� jestem psem, bym bieg� na wezwanie obcego?
Zlekcewa�ony wojownik zrobi� g��boki wdech, z wyra�nym wysi�kiem panuj�c nad sob�.
Jego ciemne oczy p�on�y t�umion� furi�. Wbi� wzrok w Conana, a potem zamruga�.
� Jest w tym � wycedzi� przez zaci�ni�te z�by � �jest w tym z�oto dla ciebie. Du�o
z�ota.
Conan czkn��, a potem niepewnie wsta�, wci�� obejmuj�c szyjk� dzbana z winem.
� Powiniene� od tego zacz��. Prowad� do swego pana.
Wojownik sta� nieruchomo, a jego twarz zdradza�a niepohamowan� w�ciek�o��,
powstrzymywan� jedynie wysi�kiem woli. Po chwili przeszed� przez drzwi na ty�y tawerny i
obejrza� si� przez rami�.
� Nie b�dziesz tego potrzebowa� � rzek�, wskazuj�c na niesiony przez Conana dzban.
Cymmerianin wzi�� nast�pny �yk i ruszy� za wojownikiem.
� W�a�nie go kupi�em. � Po�o�y� d�o� na ci�kich drzwiach i pchn�� je.
II
Pok�j za drzwiami by� d�ugi i w�ski, gdzie prawie ca�e miejsce zajmowa� prostok�tny st�,
ozdobiony trzema mosi�nymi kandelabrami. Na wszystkich czterech �cianach zawieszono
ciemne, grubo przetykane brokatem kotary, kt�re t�umi�y wszelkie d�wi�ki. Na drugim ko�cu
sto�u, na krze�le z wysokim oparciem, zasiada� nieruchomo cz�owiek w zielonej, aksamitnej
opo�czy. P�omienie �wiec zata�czy�y w podmuchu powietrza z otwartych drzwi. Conan
wkroczy� do pokoju, zatrzyma� si� przy stole i popatrzy� na cz�owieka, kt�ry go wezwa�.
� Ty jeste� Conanem z Cymmerii. � G�os by� silny i m�ski, cho� wyczuwa�o si� w nim
jakie� dr�enie, jakby m�wienie sprawia�o mu pewien wysi�ek.
� Jam jest � zagrzmia� barbarzy�ca. � A kim ty jeste�?
Wojownik w czerni zamkn�� za nimi drzwi i stan�� obok Cymmerianina.
� Psie � zachrypia� brodacz � jeste� tu po to, by odpowiada� na pytania, a nie je
zadawa�.
� Gulbanda! � Zakapturzony m�czyzna uni�s� d�o� w zielonej r�kawiczce i Conan
spostrzeg�, �e r�ka mu dr�y. � Sta� obok mnie. Prostemu barbarzy�cy nale�y si� troch�
pob�a�ania.
Wojownik podszed� dumnie do boku swego pana i stan�� tam pos�pnie z r�koma
skrzy�owanymi na szerokiej piersi.
� Dla ciebie nie ma najmniejszego znaczenia, kim jestem. Wa�ne jest jedynie, by�
wiedzia�, �e je�li wype�nisz moje zlecenie, to uczyni� ci� bogatym � powiedzia� cz�owiek w
zieleni.
� Dlaczego ja?
Spod aksamitnego kaptura wydoby� si� chrapliwy �miech. Cz�owiek w zieleni wskaza� na
stoj�cego przy nim Gulband�.
� M�j stra�nik przyboczny widzia�, jak zd��asz do Akkharii i rozpozna� ci�. Osobi�cie
przeprowadzi�em ma�e �ledztwo i uzna�em, �e zas�ugujesz na swoj� s�aw�.
� Rozpozna� mnie? � Conan gor�czkowo spogl�da� swymi b��kitnymi oczami to na
jednego, to na drugiego.
� Kilka lat temu ujrza�em ci� pojmanego przez Stra� Miejsk� Shadizaru. By�e� znany
jako wielki z�odziej. � Gulbanda m�wi�, wyra�nie znajduj�c satysfakcj� w upokorzeniu
Cymmerianina. Cz�owiek w aksamicie pochyli� si� do przodu, k�ad�c obie d�onie p�asko na
stole.
� M�wi si�, �e ukrad�e� Oko Erlika i Tiar� Hesharkny. A stary zamora�ski z�odziej
m�wi� mi nawet, �e zabra�e� Serce S�onia z wie�y Yary w Arenjun.
� To k�amstwo � odrzek� Conan stanowczo.
� Niewa�ne � prychn�� cz�owiek w zieleni. � Niewa�ne. Zg�d�my si� po prostu, �e
jeste� z�odziejem z krwi i ko�ci, a takiego cz�owieka w�a�nie potrzebuj�. Zap�ac� ci stokro�
wi�cej za prac� na jedn� noc, ni� m�g�by� otrzyma� wynajmuj�c sw�j miecz przez miesi�c
jako szeregowy �o�nierz Sumuabiego.
Conan odsun�� krzes�o od sto�u i ci�ko usiad�. Poci�gn�� wina z dzbana i odchyli� si� do
ty�u.
� Co chcia�by�, �ebym zrobi�?
Cz�owiek w zieleni wydoby� z r�kawa zwini�ty zw�j pergaminu i pchn�� go w stron�
Conana. Conan rozwin�� rulon.
� To jest dok�adny plan rezydencji Lady Zelandry. Czy co� ci o niej wiadomo?
� Jest czarodziejk� ubiegaj�c� si� o stanowisko na dworze kr�la Sumuabiego, czy� nie?
� ton Conana by� sceptyczny.
� To prawda. Po �mierci nadwornego czarnoksi�nika kr�la Sumuabiego wysun�o si�
kilku pretendent�w na to stanowisko. Lady Zelandra jest w�r�d nich. Powiniene� jednak
wiedzie�, �e jej umiej�tno�ci s� mocno przeceniane.
Barbarzy�ca zacz�� wierci� si� na krze�le. Rozmowy o magii przyprawia�y go o md�o�ci.
� Cymmerianinie � kontynuowa� cz�owiek w zieleni � tej nocy masz si� w�ama� do
domu Lady Zelandry. Tam j� u�miercisz i skradniesz dla mnie srebrn� szkatu�k�. Szkatu�ka
jest bli�niaczk� tej.
Na stole umieszczono delikatnie cyzelowan� srebrn� kasetk� wielko�ci dw�ch z�o�onych
razem pi�ci. Zal�ni�a w ��tym �wietle �wiec.
� Z bardzo wiarygodnego �r�d�a wiem, �e szkatu�ka Zelandry w ka�dym szczeg�le
przypomina moj�. Wa�ne jest, by� zabezpieczy� t� ma�� kasetk� i przyni�s� j� bezpo�rednio
do mnie. Mo�esz te� z domu zabra� wszystko, co wpadnie ci w oko. Wszystko inne jest
twoje. Szkatu�ka b�dzie gdzie� w wewn�trznych komnatach, najprawdopodobniej przy jej
�o�u. Musz� j� mie�.
M�wi� coraz g�o�niej, a s�owa gor�czkowo goni�y jedno za drugim. Gdy przesta�, w
d�wi�koszczelnym pokoju wyra�nie by�o s�ycha� jego nier�wny oddech. Os�oni�te
r�kawiczkami d�onie kurczowo zacisn�y si� na stole.
Conan wyprostowa� si� na krze�le. Jego d�o� przesuwa�a si� powoli po kolczudze, p�ki nie
spocz�a na zniszczonej r�koje�ci miecza.
� Wygl�da na to, �e po wszystkich twoich badaniach wcale mnie nie pozna�e� � rzek�
Conan dobitnie. � Nie jestem zab�jc� i nie walcz� z kobietami. Poszukaj kogo� innego do tej
roboty.
Okutany w ziele� cz�owiek wzdrygn�� si� jak spoliczkowany. Rysy stoj�cego obok
Gulbandy stwardnia�y w gniewie.
� Zap�ac� � powiedzia� cz�owiek w zieleni zduszonym g�osem � ca�� komnat� z�ota.
Nigdy wi�cej nie b�dziesz musia� pracowa�. Mo�esz zosta� bogaczem i ca�� reszt� �ycia
sp�dzi� na hulankach z dziewkami.
Gulbanda powoli opu�ci� r�ce, a d�o� Conana zacisn�a si� mocniej na r�koje�ci miecza. W
zamkni�tym pokoju wyczuwa�o si� ogromne napi�cie.
� Szukaj innego do tej roboty � powt�rzy� barbarzy�ca.
� Chcesz mi odm�wi�? � g�os m�czyzny sta� si� jadowity. �Niech tak b�dzie.
My�lisz, �e moje �ledztwo ograniczy�o si� tylko do twej kariery z�odziejskiej? Dobrze wiem,
gdzie� przebywa� przez ostatnie kilka lat, Amra mi �wiadkiem! Nie ma takiego miasta w
Shem, kt�re z rado�ci� nie powiesi�oby na szubienicy najkrwawszego z pirat�w Oceanu
Zachodniego! Zrobisz, co powiedzia�em, albo zobacz�, jak sp�dzasz swe ostatnie dni w
r�kach sabatejskich oprawc�w kr�la Sumuabiego!
Zamiast odpowiedzi Conan poderwa� si� tak nagle, �e krzes�o polecia�o do ty�u uderzaj�c
g�o�no o drzwi. Sam rzuci� si� w stron� m�czyzn wyci�gaj�c z impetem miecz z pochwy.
Cz�owiek w zieleni krzykn�� przestraszony, spadaj�c na bok ze swego krzes�a, a
r�wnocze�nie Gulbanda ruszy�, by go os�oni� przed rozw�cieczonym barbarzy�c�. Klinga
stra�nika unios�a si� w�a�nie wtedy, gdy Conan opu�ci� swoj�. Stal zad�wi�cza�a o stal, gdy
Gulbanda zataczaj�c si� pod ciosem odparowa� pot�ne uderzenie ci�kiego miecza.
Wojownik mia� niewiele czasu na podziwianie si�y przeciwnika, gdy� musia� zaj�� si�
rozpaczliwym odparowywaniem dzikich uderze�. Szermuj�c swoim masywnym mieczem z
tak� �atwo�ci�, jakby to by� lekki rapier, Cymmerianin zmusza� stra�nika do desperackiej
obrony, przypieraj�c do zas�oni�tej kotar� �ciany. Gulbanda schwytany w pu�apk� ujrza�, jak
twarz Conana przybiera naprawd� gro�ny wyraz, i poczu�, jak oblewa go zimny pot. Ka�dy
kolejny cios odpiera� w ostatniej chwili, maj�c nadziej�, �e si�y barbarzy�cy si� wyczerpi�,
albo przynajmniej w�ciek�o�� ataku cho� na chwil� os�abnie.
Nagle jego oczekiwania spe�ni�y si�. Conan rzeczywi�cie zacz�� zdradza� objawy
zm�czenia. Po mocnym poziomym ci�ciu miecz odbi� si� od gardy Gulbandy i odskoczy� w
bok, ods�aniaj�c pier� barbarzy�cy. Stra�nik rzuci� si� do przodu, by kling� przeszy�
Cymmerianina, lecz miecz Conana powr�ci� z niesamowit� pr�dko�ci� na miejsce. Teraz
klinga barbarzy�cy uderzy�a w zaci�ni�t� na r�koje�ci d�o�. Krew trysn�a, gdy Conan
wyci�ga� miecz, wyrywaj�c dwa palce u d�oni Gulbandy. Wojownik zwali� si� do ty�u na
�cian� ze zwierz�cym rykiem, kurczowo �ciskaj�c sw� okaleczon� d�o� i zapl�tuj�c si� w
draperi�. Conan odwr�ci� si� z koci� zr�czno�ci�, by zmierzy� si� z drugim przeciwnikiem.
Cz�owiek w zielonym p�aszczu sta� bezbronny obok swego krzes�a. Jego prawa r�ka nagle
rzuci�a co�, co zad�wi�cza�o o kolczug� na piersi Conana. Barbarzy�ca cofn�� si�.
Ujrza� wilgotn� plam� na swej piersi oraz okruchy pot�uczonego szk�a rozb�yskuj�ce na
pod�odze. Poczu� zawr�t g�owy i ostra, s�odkawa wo� wype�ni�a jego nozdrza. Conan
zatoczy� si� do przodu, uniesienie miecza przeros�o ju� jego si�y. Spojrza� przed siebie, ale
jego przeciwnik sta� si� szmaragdow� plam�.
� Niech ci� diabli � wyszepta� dr�twiej�cymi wargami. Ziemia gwa�townie uciek�a mu
spod n�g i nawet nie poczu� uderzenia o pod�og�.
III
Shamtare siedzia� w k�cie nie znanego sobie szynku i pi� wino nie czuj�c smaku. Gapi� si�
w poszczerbiony gliniany kubek i nie zwraca� uwagi na otoczenie. Najemnik wszed� po prostu
do pierwszej napotkanej tawerny, usiad� i zacz�� pi� na um�r. Strach zacz�� znika�, a na jego
miejsce pojawi�o si� uczucie wstydu.
Shemita Shamtare by� najemnikiem od niemal �wierci wieku i nie ba� si� �adnego
przeciwnika, kt�ry chcia�by si� z nim zmierzy� przy u�yciu mi�ni i stali. Wiele widzia�
przemocy podczas wielu bitew, kt�rych nie by� w stanie ju� nawet spami�ta�. Lecz od czasu,
gdy by� �wiadkiem, jak po�owa jego oddzia�u z krzykiem znikn�a w czarnej chmurze
wyczarowanej przez zuagirskiego szamana, Shamtare nie lubi� magii. By�a czym�
nienaturalnym, odbieraj�cym odwag� i zamieniaj�cym ko�ci w wod�.
Najemnik znowu poci�gn�� �yk wina czuj�c, �e znowu uby�o mu nieco odwagi.
� Hej, bia�y bracie � ciemn� posta� zasiad�a przy jego stole, unosz�c krzes�o i
pochylaj�c si� konfidencjonalnie naprz�d. Shamtare zamruga� oczami i opu�ci� kubek.
Nowo przyby�y by� smuk�ym Kushit� w ozdobnej zbroi towarzystwa najemnik�w Atlacha
Maczugi. Z ty�u jego g�owy podskakiwa� gruby p�k t�ustych warkoczyk�w, a u ramion
bia�ego p�aszcza falowa�y karmazynowe strusie pi�ra.
� Czy dobrze si� rozejrza�e�, przyjacielu? � ton czarnosk�rego wyra�a� g��bokie
zdumienie. � Ta tawerna jest ucz�szczana przez je�d�c�w Atlacha Maczugi. Czy poza sob�
widzisz tu kogo� z zespo�u Mameluk�w?
Shamtare po raz pierwszy rozejrza� si� wko�o i poczu� skurcz �o��dka.
� Ma�o tego � kontynuowa� jego nowy kompan � czy w og�le widzisz kogo� o twoim
kolorze sk�ry? � W odpowiedzi Shemita przecz�co potrz�sn�� g�ow�. � Dla mnie wszyscy
s� tacy sami. Walczymy z tymi samymi wrogami dla tego samego kr�la, ale s� tacy, kt�rzy
uwa�aj� wszystkie inne zaci�ne oddzia�y za rywali. I prawd� powiedziawszy jest tu kilku tak
my�l�cych ludzi. Tylko twoje siwiej�ce w�osy uchroni�y ci� przed zaczepkami tych typ�w.
B�d� wi�c rozs�dny, bia�y bracie, i zaspok�j swoje pragnienie gdzie indziej.
Shamtare wsta�, dotkn�� czo�a w pozdrowieniu i skierowa� si� do drzwi. Na ciemnej ulicy
wia� zimny nocny wiatr. Doszed� do rogu i zda� sobie spraw�, �e w�r�d przechodni�w
wypatruje wysokiego barbarzy�cy. Shamtare nie m�g� d�u�ej czeka�, u�miechn�� si� do siebie
i wr�ci� do tawerny, w kt�rej wcze�niej spotka� Conana Cymmerianina. Gdy przekracza�
pr�g, zupe�nie nie pami�ta� o odzianym na zielono cz�owieku.
Tawerna by�a teraz cichsza, bo pora obiadu ju� min�a, a wieczorne hulanki jeszcze si� nie
zacz�y. Pieczone prosi� znikn�o ze sto�u, a wielu pochodniom pozwolono dopali� si� do
ko�ca. Gracze w ko�ci ci�gle byli zaj�ci, ale teraz przekrzykiwali si� �agodniej. Shamtare nie
zauwa�y� nigdzie barbarzy�cy, wi�c pozdrowi� szynkarza.
� Dobry wiecz�r. Czy m�g�bym zamieni� z tob� s�owo?
� Je�li nie b�dziesz przynudza�. Musz� zajmowa� si� tawern�. � Szynkarz przetar�
swoj� �ysin� brudn� szmat�. Jego wy linia�a broda nie zdo�a�a przes�oni� obwis�ych
policzk�w. Mia� skwaszon� min�.
� By� tu wcze�niej wysoki, czarnow�osy barbarzy�ca. Czy widzia�e�, jak wychodzi?
� Nie widzia�em �adnego barbarzy�cy. Gadanie o klientach to marny interes. � Szynkarz
obr�ci� si� i chcia� odej��, ale d�o� Shamtare przytrzyma�a go za rami�.
� Jeszcze chwil� � rzek� cicho Shamtare. � Do czego s�u�y ten pok�j na zapleczu?
� Prywatne przyj�cia dla p�ac�cych klient�w. Zabierz r�k�.
� Kto dzi� zap�aci� za jego wynaj�cie?
� Zabierz ze mnie r�k�, najemniku, albo powiem moim synom, by wezwali stra� miejsk�.
� D�o� Shamtare spad�a z ramienia szynkarza i opad�a na r�koje�� miecza. � Nie znam
imienia tego cz�owieka � kontynuowa� po�piesznie szynkarz. � Wiem tylko, �e przebywa w
tej cz�ci miasta od prawie trzech miesi�cy. Mieni si� czarodziejem, a jego z�oto jest dobre.
To mi wystarcza, �eby wynaj�� mu pok�j i o nic nie pyta�.
Shamtare ruszy� na ty�y tawerny, gdzie na zapleczu znajdowa� si� wynajmowany pok�j.
Wydoby� z pochwy miecz i uderzy� w drzwi. Potkn�� si� o przewr�cone krzes�o le��ce w
pobli�u i rozejrza� po pokoju. Na stole sta�y trzy jasno �wiec�ce kandelabry. W ich ciep�ym
blasku wida� by�o wyra�nie, �e pok�j jest pusty.
Ciemna plama krwi jeszcze wilgotna b�ysn�a na dywanie i na tkaninie kotary. Shamtare
opu�ci� czubek miecza ku pod�odze. Szybko przeszed� przez pok�j w miejsce, gdzie draperie
zwisa�y krzywo nad przewr�conym krzes�em. By�y tam ukryte za kotar� drzwi. Rozwar�y si�
szeroko pod jego dotkni�ciem, ods�aniaj�c ciemny zau�ek, duszny od smrodu odpadk�w.
Shamtare wsun�� g�ow� w ciemne przej�cie, rozejrza� si� i soczy�cie zakl��.
� Zgubi�e� swego barbarzy�skiego przyjaciela? � Szynkarz wszed� za nim do pokoju.
Jego g�os nie by� ju� nieprzyjazny. � To nie pierwszy raz kto� mia� audiencj� u Zielonego
Cz�owieka i nikt go wi�cej nie widzia�. Nawet nie ryzykuj� przysy�ania tu dziewczyn z
obs�ugi. M�wi si�, �e Zielony Cz�owiek chce zosta� nowym magiem kr�la Sumuabiego i nie
pozwoli, by cokolwiek stan�o mu na drodze do tego celu. Przykro mi z powodu twego
przyjaciela. Rozs�dny cz�owiek nie igra z czarami.
� Wiem o tym � odrzek� Shamtare.
� Chod� st�d, nic tu wi�cej nie zdzia�asz. By� mo�e, Zielony Cz�owiek go nie zabi�.
Postawi� ci kubek wina.
� Cholera � Shamtare wsun�� miecz z powrotem do pochwy.
� No, tak lepiej � powiedzia� szynkarz. � Czy barbarzy�ca by� twoim starym druhem?
� Nie, ca�kiem nowym przyjacielem, kt�ry ju� nigdy nie stanie si� starym druhem.
� Wi�c zapomnij o nim. Dzi� by�a jego kolej, nasza mo�e b�dzie jutro. Chod�.
Dzielny najemnik pod��y� za szynkarzem do baru. Usiad� i przyj�� ofiarowany kubek wina.
Shamtare rozpozna� gatunek jako jeden z najlepszych rocznik�w z Ghazy, cho� w tej chwili
zdawa�o mu si� bardzo gorzkie.
IV
Gdy Conan odzyska� przytomno��, poczu� duszny powiew pachn�cy wilgotn� ziemi�.
Zamruga� i fala md�o�ci szarpn�a jego wn�trzno�ciami. Siedzia� na mocnym, stalowym
krze�le. Metalowe ta�my ciasno opasywa�y jego kostki, �ydki, nadgarstki i brzuch, nie
pozwalaj�c mu si� ruszy�. Przygarbiwszy si� nieco i zwiesiwszy g�ow� Conan przymru�y�
swe zm�tnia�e oczy i zobaczy�, �e krzes�o jest przybite do g�adkiej, marmurowej pod�ogi
komnaty. Niewyra�nie pami�ta�, �e by� wleczony cuchn�cym zau�kiem, nim zosta� ci�ni�ty na
w�z wype�niony wilgotn� s�om�.
Podmuch ciep�ego powietrza potarga� mu w�osy, kt�re spada�y na twarz, wi�c z du�ym
wysi�kiem uni�s� g�ow�, aby si� rozejrze�. Przed nim otwiera�y si� w noc dwuskrzyd�owe,
obramowane br�zem, szklane drzwi, a za nimi rozci�ga� si� na stoku cienisty ogr�d. Dalej
przez �cian� drzew wida� by�o �wiat�a Akkharii, wygl�daj�ce jak klejnoty rozsypane na
hebanowym stole. Ksi�yc nie �wieci�, ale gwiazdy m�wi�y mu, �e dochodzi p�noc.
� Zbudzi�e� si�, psie? � us�ysza� kroki. To by� Gulbanda, z d�oni� zawini�t� bia�ym
banda�em.
Z satysfakcj� przechadza� si� wok� bezradnego Cymmerianina, kt�ry w milczeniu
pr�bowa� ca�ej swojej si�y, by oceni� wi�zy. Przyboczny stra�nik dojrza� napinaj�ce si�
pot�ne mi�nie ramion i n�g Conana i roze�mia� si� ponuro. Jego ciemne oczy b�ysn�y w
p�mroku pokoju.
� Nie dasz rady si� uwolni�. Lepiej skieruj swe wysi�ki na b�aganie mnie, by twoja �mier�
by�a szybka i lekka. � Gulbanda stan�� przed barbarzy�c� i bardzo powoli wyci�gn�� z
pochwy sztylet.
Conan przesta� mocowa� si� z ta�mami i patrzy� wprost przed siebie z kamiennym
wyrazem twarzy. Nagie ostrze b�yska�o srebrzy�cie ta�cz�c przed twarz� Cymmerianina.
� Gadaj � czubek sztyletu wg��bi� si� w sk�r� pod prawym okiem Conana. � Nie masz
nic do powiedzenia?
Gulbanda przeni�s� kling� na przedrami� barbarzy�cy i przy�o�y� zimn� stal do opalonej
sk�ry.
� Czemu nie b�agasz swych poga�skich b�stw o ocalenie? Mo�e odpowiedz�, je�li
zaczniesz odpowiednio g�o�no krzycze�.
Ostra jak brzytwa klinga przesun�a si� powoli po ciele, a w �lad za ni� pojawi�a si�
cienka, szkar�atna stru�ka. Conan ods�oni� swe z�by w dzikim warkni�ciu, wlepi� wzrok w
Gulband� z tak �ywio�ow� nienawi�ci�, �e jego dr�czyciel cofn�� n� i mimowolnie zrobi�
krok w ty�.
� Gulbando, �le traktujesz naszego go�cia. � Sztylet szybko wr�ci� do pochwy i
wojownik wycofa� si� do ciemnego k�ta pokoju.
� Nie zrobi�em mu krzywdy � powiedzia�, a w jego g�osie wyczu� mo�na by�o zaw�d.
� Mam nadziej�, �e nie � rzek� cz�owiek w zielonym kapturze. � On ma co� wa�nego
do zrobienia tej nocy.
Cz�owiek sta� przed Conanem, sprawdzaj�c bolesne zadra�ni�cie. Kaptur sp�ywa� ci�kimi
fa�dami na jego ramiona, ods�aniaj�c g�ow�. By� czarnosk�ry o ostrych, arystokratycznych
rysach. Wysoko sklepione czo�o i silna szcz�ka czyni�yby go przystojnym, ale by� w tej
twarzy jaki� objaw zu�ycia i wyblakni�cia, kt�ry k��ci� si� z widoczn� go�ym okiem
m�odo�ci�. Oczy by�y ma�e i zaczerwienione jak u starego cz�owieka. Sk�ra twarzy sprawia�a
wra�enie maski, by�a obwis�a i matowa. Conan zauwa�y� zielonkaw� plam� pod doln� warg�
swego pogromcy. Pod wp�ywem spojrzenia barbarzy�cy cz�owiek odwr�ci� si� jakby w
zawstydzeniu i otar� usta aksamitnym r�kawem.
� Musisz nauczy� si� panowa� nad sob�, Gulbando. Ten cz�owiek jest warto�ciowym
narz�dziem. Je�li dobrze traktujesz swoje narz�dzia, to b�d� ci dobrze s�u�y�.
Czarny cz�owiek ponownie odwr�ci� si� w stron� Conana, wyci�gn�� z zanadrza
koronkow� chustk� i delikatnie otar� ni� krwawe przedrami� Cymmerianina. Potem zwin�� j�
pieczo�owicie i w�o�y� do kieszeni. Wpatrywa� si� w Conana swymi ciemnymi oczami,
pe�nymi jakiego� bezgranicznego uczucia.
� Jestem Shakar z Keshanu. Czy mnie znasz?
� Nie, ale musisz by� jeszcze jednym z tych, co chc� zosta� przybocznym magikiem
kr�la Sumuabiego. Co mi zrobi�e�?
� Jak na barbarzy�c� nie jeste� w ciemi� bity. Rozbi�em na twej piersi szklan� kulk�.
Kulka by�a wype�niona s�abym destylatem z Czarnego Lotosu. Jego opary powoduj� utrat�
przytomno�ci, ale nie wyrz�dzaj� �adnej trwa�ej krzywdy. Jednak przez jaki� czas mo�esz
czu� si� sko�owany i chory. Mam nadziej�, �e to ci nie przeszkodzi w misji dzisiejszej nocy.
Conan splun�� pod nogi Shakara.
� We� pieska pokojowego na swoje posy�ki. � Machn�� g�ow� w stron� Gulbandy. �
Nie b�d� ci s�u�y�.
Shakar pokiwa� g�ow� w zamy�leniu, spl�t� d�onie i odwr�ci� si� od wi�nia. Podszed� do
niskiej kom�dki ustawionej przy jednej z marmurowych �cian.
� Kap�ani Keshii niezbyt mnie lubi� � powiedzia� w zamy�leniu. � Bardzo utrudniali
mi �ycie. Wi�c przed opuszczeniem miasta ukrad�em im pewn� wiedz�. Wiedz� i kilka
drogocennych rzeczy, aby u�atwi� sobie �ycie poza Keshanem. Szklane kulki s� jedn� z tych
rzeczy, jakie zdoby�em. A to jest inna. � Shakar wyprostowa� si� i wyci�gn�� r�ce w stron�
Conana.
Z ka�dej z pi�ci zwisa� amulet wielko�ci i kszta�tu kurzego jaja. Mia�y barw� matowego
mosi�dzu i by�o na nich zapisane po jednej czarnej, wij�cej si� runie. Miast na �a�cuszku,
ka�dy z amulet�w ko�ysa� si� na elastycznej p�tli z cienkiego z�otego drutu. Shakar szybkim
ruchem zarzuci� jedn� z p�tli na szyj� Conana i pu�ci� j�. Dziwny wisior opad� ci�ko na pier�
Cymmerianina. Czarnosk�ry czarownik pochyli� si� do przodu i wyci�gn�� d�ugie w�osy
barbarzy�cy spod otaczaj�cego je drutu, a� metal spocz�� bezpo�rednio na ciele.
� Dobrze � mamrota�. � Dobrze. � G�aska� pieszczotliwie amulet. Nagle oczy mu
zw�zi�y si�, wargi zacisn�y, a on sam pochyli� si� gwa�townie i wbi� wzrok prosto w twarz
Conana.
� Hie Vakallar�Ftagn � zaszele�ci� g�osem, przypominaj�cym przegarnianie suchych
li�ci.
Conan zesztywnia�. Druciany naszyjnik zacz�� zaciska� si� wok� jego karku, p�ki
nieprzyjemny zimny amulet nie spocz�� w zag��bieniu jego szyi. Dreszcz przera�enia
przebieg� po plecach barbarzy�cy. Shakar wyprostowa� si� i szeroko u�miechn�� z
satysfakcj�. Drugi amulet trzyma� w wyci�gni�tej r�ce z dala od swego odzianego w aksamit
cia�a.
� Teraz zrobisz to, czego ��dam, barbarzy�co. Musisz to zrobi�, bo w przeciwnym razie
postradasz �ycie. Tej nocy p�jdziesz do posiad�o�ci Lady Zelandry, u�miercisz j� i ukradniesz
dla mnie jej srebrn� szkatu�k�. Przyniesiesz j� tu najp�niej o �wicie, albo pogadam z twoim
amuletem.
Drugi wisior, trzymany przez Shakara, obraca� si� powoli na drucie. Cz�owiek w zieleni
wbi� wzrok w amulet i rzek�.
� Hie Vakallar�Nectos � jego g�os zamar� i zapad�a pe�na wyczekiwania cisza. Wtem
ko�ysz�cy si� amulet rozb�ysn�� bia�ym �arem i ostry, skwiercz�cy d�wi�k wype�ni� komnat�.
Fala gor�ca uderzy�a w twarz Conana, jak �ar bij�cy z otwartego paleniska. Ognista jasno��
uk�u�a go w oczy. W jednej chwili amulet zawis� na swym drucie jak stopiona kropla o
trudnym do zniesienia blasku, a potem stopnia� jasn� strug� na wypolerowan� pod�og�.
Zacz�y unosi� si� smugi gryz�cego dymu, gdy p�ynny metal w�era� si� w marmur. Po
pewnym czasie wypali� si� pozostawiaj�c g��bokie bruzdy w pod�odze. Przera�liwy chichot
wyrwa� si� z ust Shakara.
� Na Damballaha! Odra�aj�ca �mier�, czy� nie? Je�li nie wr�cisz do �witu, wypowiem
zakl�cie. Je�li spr�bujesz usun�� amulet, zap�onie sam z siebie. Je�li mi w czym� uchybisz,
wypowiem zakl�cie. Czy� zrozumia�? � Szale�czy triumf dr�a� w g�osie czarownika.
Gulbanda poruszy� si� niespokojnie w k�cie. � Uwolnij go � poleci� Shakar.
� Panie? � Gulbanda waha� si� i Shakar w gwa�townej furii obr�ci� si� w jego stron�.
� Teraz, g�upcze! � Wojownik przyskoczy� do boku Conana i pochyli� si�, by wykona�
polecenie. Po chwili barbarzy�ca by� uwolniony, przynajmniej od stalowego krzes�a.
Przeci�gn�� si� pot�nie i pochyli�, by rozetrze� nogi w miejscach, w kt�rych okowy wpija�y
mu si� w cia�o.
� Czy znasz ulic� Siedmiu R�? � zapyta� czarnosk�ry czarodziej.
Conan przytakn��.
� To tam, gdzie sk�aduj� dostawy wina z Kyros.
� To dzielnica magazyn�w. Dom Zelandry jest w cz�ci mieszkalnej, na drugim ko�cu
ulicy, po przeciwnej stronie miasta. To szacowny rejon i cz�sto patrolowany przez stra�
miejsk�.
� Jest tam bardzo wysoki mur � doda� ch�odno Gulbanda. � G�adki mur. � Conan
spojrza� stra�nikowi w oczy wzrokiem zimnym i twardym jak klinga sztyletu.
� Chc� sw�j miecz � o�wiadczy�.
Shakar skin�� g�ow�.
� Oczywi�cie. Przynie� go, Gulbando. � Przez chwil� wojownik si� waha�, a potem
szybko wyszed� z pokoju. Czarny mag popatrzy� na Conana i w b�agalnym ge�cie uni�s� swe
okryte r�kawiczkami d�onie.
� Czy chcesz jeszcze raz zobaczy� map�?
� Nie. Czy dajesz mi s�owo, �e je�li przynios� ci szkatu�k�, to zdejmiesz mi to co�? �
Barbarzy�ca dotkn�� z odraz� amuletu na szyi, jakby to by� w��.
� Przysi�gam. A je�li zdarzy si�, �e nie u�miercisz tej kobiety, to mimo wszystko uwolni�
ci�, je�li tylko przyniesiesz mi szkatu�k�. Musz� j� mie�. Czy zrozumia�e�?
Cymmerianin ods�oni� z�by w krzywym u�miechu.
� Rozumiem wystarczaj�co dobrze.
� Jeszcze jedno, barbarzy�co, czy znasz Shemit�, zwanego Eldredem Kupcem? � Shakar
uwa�nie obserwowa� reakcj� Conana i by� wyra�nie rozczarowany jego odpowiedzi�.
� Nie. Pierwsze s�ysz�. Czy to jeszcze jeden z twoich konkurent�w do stanowiska
nadwornego czarnoksi�nika kr�la?
� Nie. To nie twoja sprawa. � W�a�nie wr�ci� Gulbanda, nios�c miecz i pochw� Conana.
Cisn�� w stron� Cymmerianina, kt�ry chwyci� je w powietrzu i przytroczy� do pasa id�c w
stron� ogrodu.
� Pami�taj o amulecie. Nie zawied� mnie � zawo�a� Shakar, ale Conan ju� rozp�yn�� si�
w mrokach nocy.
V
Wielki furgon sun�� oci�ale ulic� Siedmiu R�, pogr��on� w ciemno�ciach
bezksi�ycowej nocy. Ko�a o grubych szprychach ugi�y si� na kocich �bach, gdy wo�nica
skierowa� sw�j zaprz�g za r�g. Na wozie le�a�y niezgrabnie dwie olbrzymie beczki, a ich
ci�ar powodowa�, �e pow�z niepokoj�co si� ugina�. Wo�nica ponagla� swoje zm�czone
konie i skupiony na tym nie zauwa�y� cienia, kt�ry wy�oni� si� z mroku zau�ka, by ukradkiem
przebiec po bruku, wskoczy� na beczk�, znajduj�c� si� z ty�u, i przywrze� do niej jak kot.
Trzyma� si� zakrzywionej powierzchni wielkiej bary�y dzi�ki pot�nej sile swych ramion, a
furgon pracowicie kontynuowa� jazd�.
Za nast�pn� przecznic�, po lewej stronie ulicy pojawi� si� wysoki mur. Widz�c go,
m�czyzna podci�gn�� si� zr�cznie na g�r� beczki i przykucn��, pr꿹c si� do skoku. Wyj��
lekki sk�rzany he�m, kt�ry mia� zatkni�ty za pasem i nasun�� go na g�ow�.
Furgon zako�ysa� si� i przysun�� bli�ej muru. Ko�a zazgrzyta�y o kraw�nik i m�czyzna
skoczy�, wybijaj�c si� w g�r� z ca�� si�� swych silnych n�g. Wystrzeli� w stron� muru, jak
strza�a z kuszy. Cia�o z wielk� si�� trafi�o w mur, a d�onie p�asko przylgn�y do zimnego
kamienia i jedynie czubki palc�w znalaz�y oparcie, wbijaj�c si� w szczyt muru. Zawis� tak na
chwil�, wci�gaj�c ze �wistem powietrze przez zaci�ni�te z�by. Potem podci�gn�� si�,
przerzuci� jedn� nog� i wci�gn�� na g�r�, tak �e po chwili le�a� wyci�gni�ty ju� na szczycie
muru. Przez chwil� czeka� nieruchomo, a� przejdzie mu fala zawrot�w g�owy. Wygl�da�o na
to, �e dzia�anie narkotyku Shakara z Keshanu nie do ko�ca min�o. Pr�buj�c otrz�sn�� si� z
uporczywych md�o�ci, potrz�sn�� g�ow� jak zaniepokojony lew i spojrza� w ciemno�� poni�ej.
Pod nim, w cieniu, rozci�ga� si� wypiel�gnowany ogr�d. Zarysy drzew i krzew�w
prowadzi�y �agodn�, widowiskow� pochy�o�ci� ku eleganckiej willi, kt�ra wy�ania�a si� na tle
gwiazd jako nie o�wietlona i kanciasta sylwetka. Delikatny wietrzyk ni�s� z sob� aromat
kwiat�w.
Conan stan�� na w�skim szczycie muru. Nie bacz�c na wysoko��, pobieg� chy�o wzd�u� do
miejsca, gdzie wysokie drzewo wysuwa�o ga��zie w pobli�e muru. Przycupn��, przypatruj�c
si� badawczo drzewu, .a potem skoczy� nagle przed siebie i w d�, by �elaznymi palcami
chwyci� mocny konar. Li�cie zatrz�s�y si� i zaszumia�y, gdy ga��� najpierw ugi�a si� pod
jego ci�arem, a potem spr�y�cie wyprostowa�a. Cymmerianin spojrza� w d� i pu�ci� konar.
Spad�, uderzy� o ziemi� i potoczy� si� w zroszon� traw�. Stan�� na nogi w lekkim
przykucni�ciu � z d�oni� na r�koje�ci miecza i bojowo wypatruj�c w ciemno�ci �lad�w
nieprzyjaciela.
By� sam. Przed nim na dobrze utrzymanym trawniku dwie k�py krzak�w obramowywa�y
wysypan� bia�ym �wirem �cie�k�, kt�ra ja�nia�a matowo w �wietle gwiazd. �cie�ka wiod�a
pod g�r�, do domu Lady Zelandry. Barbarzy�ca posuwa� si� wzd�u� �cie�ki, skradaj�c w
cieniu tak cicho, jak poluj�cy wilk. Brzegiem przylegaj�cego do domu, wyk�adanego p�ytami
dziedzi�ca Conan zbli�y� si� do ciemnego okna i zamar� w p� kroku.
�wir �cie�ki zachrz�ci� pod czyimi� stopami. Conan skuli� si� w cieniu �ywop�otu, a jego
d�o� ponownie zacisn�a si� na r�koje�ci miecza. Na tle �cie�ki pojawi�o si� dw�ch
umundurowanych m�czyzn. Rozmawiali cicho, ale g�osy nios�y si� w nocnym powietrzu.
Cymmerianin przykucn�� nieruchomo, gdy oni zatrzymali si� nagle nie dalej ni� dziesi��
krok�w od niego. M�czy�ni nosili lekkie p�pancerze, mieli przypasane kr�tkie miecze, a
wi�kszy z nich taszczy� na ramieniu d�ugi haczykowaty dziryt. Cia�o Conana napi�o si�,
gotowe do natychmiastowej walki. Ten nios�cy dziryt wyci�gn�� jednak spod p�aszcza buk�ak
z winem, �ykn�� zdrowo i poda� swemu towarzyszowi. Drugi napi� si� i zwr�ci� buk�ak, w
objawie dobrego humoru klepi�c swego kompana po plecach. Nast�pnie ruszyli dalej �cie�k�,
nie maj�c nawet poj�cia, jak bliscy byli �mierci.
Conan odpr�y� si� i jeszcze raz odczu� delikatny zawr�t g�owy. Kl�� pod nosem, �ycz�c
nag�ej �mierci wszystkim niekompetentnym adeptom czarnej magii. Gdy atak min��, podkrad�
si� cicho po trawie do okna. Okiennice by�y szeroko otwarte, by pozwoli� ch�odnemu
nocnemu powietrzu dotrze� do nagrzanego w ci�gu dnia wn�trza. By�y te� kraty, ale cienkie.
Lekki ha�as by� nie do unikni�cia, lecz Conan dzia�a� powoli i z wielk� rozwag�, stara� si�
raczej, rozgina� pr�ty ni� wyrywa� z muru. Wkr�tce uzyska� przestrze� wystarczaj�co
szerok�, by m�c si� przecisn��. Dla pewno�ci spojrza� za siebie i w�lizn�� si� przez okno do
wn�trza rezydencji Lady Zelandry.
Znalaz� si� w d�ugim hallu, o�wietlonym pojedyncz� �wieczk�. Pod�oga by�a wy�o�ona
grubym dywanem, a �ciany pokrywa�y kosztowne, vendhya�skie gobeliny. Powietrze
przesyca� s�aby zapach drewna sanda�owego. Cisza okrywa�a rezydencj� grubym ca�unem.
Przypominaj�c sobie plan rezydencji, kt�ry pokaza� mu Shakar, Conan obra� kierunek i
ruszy� bezg�o�nie wzd�u� s�abo o�wietlonego hallu. Wyci�gn�� miecz, w kt�rym odbi�o si�
ciep�e �wiat�o �wieczki. Korytarz skr�ca� w prawo. Na rogu, na niskim pode�cie sta�a
��obkowana elegancka waza z khitaiskiej porcelany. Conan okr��y� r�g i ujrza� wyk�adany
boazeri� hali, rozci�gaj�cy si� a� do serca domu. Kolejna samotna �wieczka o�wietla�a
korytarz bursztynow� po�wiat�.
W hallu sta�a sztywno kobieta i patrzy�a na niego.
� Sza! � Conan opu�ci� miecz i uni�s� palec do ust. � Chcia�em powiedzie�, �eby�
nie�
Kobieta szybko si�gn�a za ciemn� aureol� swych w�os�w i gwa�townie, z ca�� si��
machn�a r�k� do przodu. W stron� Conana wylecia� sztylet, rzucony fachowo i precyzyjnie.
� Na Croma! � Barbarzy�ca obr�ci� si�, dzi�ki czemu ostrze rozci�o jedynie jego
r�kaw, miast wbi� si� mi�dzy �ebra. Sztylet do po�owy zatopi� si� w drewnianej �cianie, o
pi�� krok�w za jego plecami.
Conan run�� do przodu, dwoma d�ugimi susami pokonuj�c odleg�o�� mi�dzy sob� i
kobiet�. Wyci�gni�t� r�k� uderzy� j� w obojczyk, zbijaj�c z n�g i rozci�gaj�c na wznak w
nieprzystojnej pozie. Miecz Cymmerianina zatoczy� kr�tki �uk i zatrzyma� si� o w�os od jej
ods�oni�tej szyi. Zimna, wyostrzona stal spocz�a na jej pulsuj�cym gardle.
� Sza! � powt�rzy� Conan z u�miechem.
� Nikczemny z�odzieju! � zasycza�a kobieta. � Przekl�ty zab�jco! Zabij mnie i
sko�czmy z tym!
Barbarzy�ca uni�s� brwi. By�a to pi�kna kobieta. I nie ba�a si�. Jej g�ste w�osy rozrzucone
by�y na dywanie, jak hebanowy ob�ok, otaczaj�cy delikatn�, prowokacyjnie drwi�c� twarz. Jej
jasne oczy l�ni�y w p�mroku jak wypolerowane opale.
� Nie mam ochoty krzywdzi� ciebie ani nikogo innego w tym domu. � Conan odst�pi� o
krok, trzymaj�c jednak miecz poziomo nad powalon� kobiet�, ale usuwaj�c go z jej szyi.
Usiad�a, wykrzywiaj�c usta z pogard�.
� Wi�c jeste� szale�cem.
� Nie. Nie jestem tu z w�asnej woli. Na szali jest moje �ycie. Je�li mi pomo�esz, to rych�o
odejd�. � D�o� Conana pow�drowa�a do okropnego amuletu przydrutowanego do jego
gard�a. Ciemnow�osa kobieta ukucn�a i przyjrza�a mu si� spokojnie.
� B�d� krzycze�. Nie boj� si� �mierci.
� Wi�c czemu szepczesz?
Na chwil� zamilk�a.
� Czego tu szukasz? � spyta�a niespodziewanie, a jej g�os by� nieco g�o�niejszy i
bardziej o�ywiony ni� poprzednio. � Czy jeste� tu sam? Jak mog� ci pom�c? � Conan
zauwa�y�, �e jej wzrok przenosi� si� z jego twarzy do punktu znajduj�cego si� gdzie� nad jego
prawym ramieniem. Spoza plec�w dobieg�o go ledwie dos�yszalne skrzypni�cie deski w
pod�odze.
Conan obr�ci� si� i otrzyma� w g�ow� cios tak pot�ny, �e zsun�� mu z g�owy he�m, a on
sam zatoczy� si� na o�lep. Uderzy� ramieniem o �cian� z takim impetem, �e mia� wra�enie, i�
dom zachwia� si� w posadach. Piek�ca stru�ka krwi zala�a jego lewe oko. Barbarzy�ca,
warcz�c w�ciekle, machn�� na o�lep mieczem w prawo i lewo, ale ostrze na nic nie natrafi�o.
Zamruga�, strz�saj�c krew z twarzy.
Po drugiej stronie hallu sta� nagi do pasa gigantyczny m�czyzna. �wiat�o �wieczki
odbija�o si� na jego sk�rze, wyczarowuj�c ��te odblaski na mocnych ramionach i piersi,
kt�ra przechodzi�a w silny i twardy brzuch. G�owa m�czyzny by�a wygolona, a rysy twarzy
�wiadczy�y, �e by� Khitajczykiem czystej krwi. W d�oniach trzyma� kr�tk�, drewnian� pa�k�,
nabijan� �elaznymi �wiekami. M�czyzna w milczeniu wywija� niedbale pa�k� � sko�ne
oczy b�yszcza�y i mia�y zimny wyraz.
Rozjuszony Conan uderzy�, wk�adaj�c w atak tyle gwa�towno�ci, �e ma�o brakowa�o, a
Khitajczyk nadzia�by si�najego miecz. Zgrabnym unikiem muskularnego cia�a Khitajczyk
odtr�ci� kling� barbarzy�cy na bok, tak �e ca�� d�ugo�ci� przejecha�a po drewnianej pa�ce
rozrzucaj�c dooko�a drzazgi. Conan nie m�g� powstrzyma� impetu i r�bn�� z ca��si��w
nieprzyjaciela. Zacz�li si� mocowa�, a Khitajczyk pr�bowa� unieruchomi� r�k�, w kt�rej
Conan trzyma� miecz.
Conan zacharcza�, wydar� si� z pot�nego u�cisku i skierowa� sw� przypominaj�c� m�ot
kowalski pi�� w stron� twarzy wroga. Zaskoczony Khitajczyk zareagowa� jednak
prawid�owo, pr�buj�c przewr�ci� si� przy ciosie. Gdyby tego nie zrobi�, m�g�by mie�
przetr�cony kark. Ale nawet os�abione uderzenie powali�o go na kolana i krew zacz�a
�cieka� po jego wargach.
Gdy Cymmerianin wyrzuci� w g�r� miecz, by zada� �miertelny cios, straszliwe uderzenie
r�bn�o go w potylic�. Conan ujrza� nagle gwiazdy, upad�, a jego miecz waln�� o pod�og�.
Resztk� nadludzkiego wysi�ku barbarzy�ca przekr�ci� si� na wznak. Przez mg�� ujrza�
ciemnow�os� kobiet�, wpatruj�c� si� w niego i kurczowo �ciskaj�c� masywne krzes�o. Obie
nogi obsypane by�y drzazgami. Piek�cy s�odkawy smak mikstury Shakara wpe�za� do jego
gard�a. Conan pr�bowa� podnie�� si�, ale poczu� zawr�t g�owy oraz md�o�ci dobywaj�ce si�
gdzie� z wn�trza cia�a. Wymaca� sw�j miecz, po�o�y� d�o� na r�koje�ci i odp�yn�� pogr��aj�c
si� w ciemno�ci.
VI
Poczu�, �e ma w ustach st�ch�� s�om�. W miejscu, gdzie le�a�, pod�oga by�a wysypana
sple�nia�� pod�ci�k�. Conan splun�� z wysi�kiem, usiad�, znowu splun�� i opar� si� plecami o
wilgotn�, kamienn� �cian�. G�ow� mia� obola��, my�li pl�ta�y mu si�, ale najpierw si�gn��
r�kami do gard�a.
�mierciono�ny amulet Shakara wci�� by� na miejscu, wci�� obiecuj�c powoln�,
p�omienist� �mier�. Conan ostro�nie obmaca� palcami sw� sponiewieran� g�ow�. Zaschni�ta
krew sklei�a jego w�osy na dw�ch, wyra�nie wyczuwalnych guzach. Dotkn�� ich czubkami
palc�w i skrzywi� si� z b�lu, ale nie znalaz� �adnych powa�niejszych uszkodze�. Nieco
uspokojony skierowa� wzrok na swe wi�zienie.
By�a to w�ska cela bez okna, nieco d�u�sza ni� wyci�gni�te cia�o wysokiego m�czyzny, a
szeroka na tyle, �e dw�ch m�czyzn mog�o w niej stan�� rami� w rami�. Drzwi zrobione by�y
z grubych stalowych pr�t�w, z kt�rych ob�azi�y p�aty czerwonej rdzy.
Conan by� ciekaw, ile czasu zosta�o mu do rana. Poczu� bezdenn� pustk� w brzuchu.
Zosta� spopielonym na py� przez magi�, gdy jest uwi�ziony w klatce jak bezradne zwierz�, to
nie by�a �mier� godna wojownika.
Pr�ty by�y zbyt grube, by je odgi��, a zawiasy zbyt g��boko osadzone w kamieniu, by da�y
si� wyrwa�. Barbarzy�ca powoli uni�s� si� na nogach, wpatruj�c w pr�ty i zaciskaj�c pi�ci,
a� �ci�gna wyst�pi�y mu na wierzchu d�oni. Wola wolno�ci Conana by�a tak silna i
instynktowna, jak u osaczonego wilka. Niewa�ne, czy to co� pomo�e � b�dzie szarpa� kraty
swego wi�zienia, p�ki amulet nie spali mu gard�a.
Nozdrza Cymmerianina poruszy�y si�, gdy podszed� do drzwi celi i przez szpary w
pordzewia�ej kracie spogl�da� w p�mrok.
� Kto tu jest? � burkn��.
W mroku korytarza na zewn�trz ledwie wida� by�o sylwetk� kobiety, kt�r� wcze�niej
spotka� w hallu rezydencji. Cofn�a si� od kraty i blad� d�o� po�o�y�a na ustach.
� Sk�d wiedzia�e�, �e tu jestem? � wyj�ka�a.
� Twoje w�osy pachn�. Ten zapach nie pasuje do tej nory.
Kobieta chwil� poszuka�a czego� przy swoim pasie i nagle b�ysn�a iskierka kr