10516
Szczegóły |
Tytuł |
10516 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10516 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10516 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10516 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Anatol France
BOGOWIE �AKN� KRWI
T�um. Jan Sten
I
Malarz Ewaryst Gamelin, ucze� Davida, cz�onek sekcji Pont-Neuf, zwanej poprzednio sekcj�
Henryka IV, uda� si� wczesnym rankiem do dawnego ko�cio�a Barnabit�w, kt�ry od trzech
lat, od 21 maja 1790 r., by� miejscem zgromadze� og�lnych sekcji. Ko�ci� ten wznosi� si� na
ponurym i w�skim placu, tu� obok kraty gmachu s�dowego. Na fasadzie, zbudowanej w
dw�ch rodzajach stylu klasycznego, zdobnej odwr�conymi wspornikami i brzuchatymi
medalionami, osmuconej przez czas i nie poszanowanej przez ludzi, na miejscu str�conych
emblemat�w religijnych widnia�a nad drzwiami wypisana czarnymi literami dewiza
republika�ska: �Wolno��, R�wno��, Braterstwo lub �mier�".
Ewaryst Gamelin wszed� do nawy. Sklepienia, pod kt�rymi rozlega� si� dawniej �piew
kleryk�w regu�y �wi�tego Paw�a, w kom�ach odprawiaj�cych s�u�b� bo��, teraz widzia�y
czerwone czapki patriot�w, zgromadzonych dla wyboru urz�dnik�w municypalnych lub dla
narad nad sprawami sekcji. �wi�tych usuni�to z nisz i wg��bie� i zast�piono popiersiami
Brutusa, Jana Jakuba Rousseau i Le Peltiera. Na o�tarzu, ogo�oconym z ko�cielnych sprz�t�w,
wznosi�y si� Tablice Praw Cz�owieka.
W tej to nawie dwa razy na tydzie�, od pi�tej po po�udniu do jedenastej w nocy, odbywa�y si�
zgromadzenia publiczne. Kazalnica, przybrana w chor�giew o barwach narodowych, s�u�y�a
za trybun� dla m�wc�w. Naprzeciw estrada, z prostych desek wzniesiona, przeznaczona by�a
dla kobiet i dzieci, do�� licznie przybywaj�cych na te zebrania. Tego ranka, przed biurkiem
pod ambon�, w czerwonej czapce i karmanioli, siedzia� stolarz z placu Thionville, obywatel
Dupont starszy, jeden z dwunastu cz�onk�w Komitetu Nadzoru. Na stole sta�a butelka wina,
szklanki, ka�amarz i zeszyt zawieraj�cy tekst petycji wzywaj�cej Konwent do usuni�cia ze
swego grona dwudziestu dw�ch niegodnych cz�onk�w.
Ewaryst Gamelin wzi�� pi�ro i podpisa� petycj�.
� Wiedzia�em � rzek� urz�dnik-rzemie�lnik � �e przyjdziesz da� swe nazwisko, obywatelu
Gamelin. Jeste� szczerym republikaninem. Ale sekcji brak zapa�u, brak cnoty obywatelskiej.
Proponowa�em Komitetowi Nadzoru, by nie wydawa� �wiadectw prawomy�lno�ci tym
wszystkim, kt�rzy nie podpisz� petycji.
� Jestem got�w krwi� podpisa� surowe zarz�dzenia przeciw zdrajcom federalistom �
odrzek� Gamelin. � Chcieli �mierci Marata: niech gin�!
� Gubi nas indyferentyzm � odrzek� Dupont starszy. � W sekcji z�o�onej z dziewi�ciuset
obywateli z prawem g�osu nawet pi��dziesi�ciu nie przychodzi na zgromadzenia. Wczoraj
by�o nas dwudziestu o�miu. oczy, nami�tne i s�odkie, jej blado�� i nie�mia�o��. Ojciec za�,
in�ynier-optyk, dostawca kr�lewski, kt�rego w trzydziestym roku �ycia ta sama zabra�a
choroba, przekaza� mu umys� bystry i prawy.
� A ty, obywatelu, jak si� masz? � rzek� nie przerywaj�c pisania.
� Dobrze. Co nowego?
� Nic, nic. Widzisz przecie, wszystko tu spokojnie.
� A sytuacja?
� Sytuacja zawsze taka sama.
Po�o�enie by�o straszne. Najpi�kniejsza armia Republiki zamkni�ta w Moguncji,
Valenciennes obl�one, Fontenay zdobyte przez Wandejeczyk�w; Lyon zbuntowany,
Sewenny w r�ku powsta�c�w, granica otwarta dla Hiszpan�w; dwie trzecie departament�w
zaj�tych lub zbuntowanych; Pary� pod armatami Austriak�w, bez pieni�dzy, bez chleba.
Fortunat Trubert spokojnie pisa� dalej. Z rozkazu Komuny sekcjom poruczono powo�a� pod
chor�gwie dwana�cie tysi�cy ludzi do Wandei i Trubert redagowa� odno�ne polecenia w
sprawie zaci�gu i uzbrojenia rekruta, jakiego dostarczy� mia�a sekcja Pont-Neuf, dawniej
sekcja Henryka IV. Wszystkie karabiny maj� by� wydane zmobilizowanym, gwardia
narodowa sekcji b�dzie uzbrojona w strzelby do polowania i piki.
� Przynosz� ci � rzek� Gamelin � wykaz dzwon�w, kt�re maj� by� wys�ane do
Luksemburgu dla przetopienia na armaty.
Ewaryst Gamelin, cho� nie posiada� ani grosza, zapisany by� w�r�d czynnych cz�onk�w
sekcji. Prawo przywilej ten dawa�o tylko obywatelom do�� zamo�nym, by mogli wnie��
op�at� r�wnaj�c� si� warto�ci trzech dni pracy; nadto wymaga�o sk�adki r�wnej dziesi�ciu
dniom, by wyborca m�g� by� wybranym. Ale sekcja Pont-Neuf, zami�owana w r�wno�ci i
zazdro�nie strzeg�ca swej autonomii, uwa�a�a za wyborc� i wybieralnego ka�dego, kto za
w�asne pieni�dze sprawi� sobie mundur gwardzisty narodowego. Tak mia�a si� rzecz z
Gamelinem: by� on obywatelem czynnym sekcji i cz�onkiem Komitetu Wojskowego. Fortunat
Trubert po�o�y� pi�ro.
� Obywatelu Ewary�cie, zajd� do Konwentu i za��daj, by przys�ano nam instrukcje w
sprawie przekopania piwnic, przep�ukania ziemi i gruzu i wybrania z nich saletry. Nie do��
mie� armaty, proch te� nam jest potrzebny.
Ma�y garbusek z pi�rem za uchem i papierami w r�ku wszed� do zakrystii. By� to obywatel
Beauvsage z Komitetu Nadzoru.
� Obywatele � rzek� � telegraf optyczny z�e nam przynosi wie�ci: Custine opu�ci� Landau.
� Custine jest zdrajc�! � zawo�a� Gamelin.
� P�jdzie pod gilotyn� � rzek� Beauvisage. Trubert g�osem nieco przerywanym rzek� ze
zwyk�ym swym spokojem:
� Konwent nie dla zabawki powo�a� do �ycia Komitet Ocalenia Publicznego. Post�powanie
Custine'a b�dzie tam dok�adnie rozpatrzone. Nieudolny czy te� zdrajca, b�dzie on zast�piony
przez genera�a mocno zdecydowanego na zwyci�stwo i... dobrze b�dzie. Przerzuci� papier i
powi�d� po nich zm�czonym wzrokiem.
� Aby �o�nierze nasi bez troski i zniech�cenia pe�nili sw�j obowi�zek, musz� by� spokojni,
�e los tych, kt�rych w domu pozostawili, jest zabezpieczony. Je�li tak�e jeste� tego zdania,
obywatelu Gamelin, to na najbli�szym zgromadzeniu za��dasz wraz ze mn�, by Komitet
Dobroczynno�ci porozumia� si� z Komitetem Wojskowym co do wspomo�enia ubogich
rodzin, maj�cych krewnych w armii.
U�miechn�� si� i zanuci�:
� Ca ira!... ca ira!...
Przy prostym stole dwana�cie do czternastu godzin na dob� pracuj�c nad obron� zagro�onej
ojczyzny, skromny ten sekretarz sekcji nie spostrzega� nawet przepa�ci mi�dzy ogromem
zadania a ma�o�ci� swych �rodk�w � tak mocno we wsp�lnym wysi�ku czu� si� z��czony z
og�em patriot�w, tak wciela� si� w nar�d, tak zupe�nie �ycie jego jednoczy�o si� z �yciem
wielkiego ludu. By� on z tych, co zapaleni i cierpliwi, po ka�dej pora�ce przygotowuj� nowy
triumf � niemo�liwy, a jednak pewny. Bo przecie zwyci�y� musieli. Ci ludzie z nizin,
kt�rzy znie�li w�adz� kr�lewsk� i obalili stary porz�dek �wiata, ten Trubert, mizerny optyk,
ten Gamelin, malarz nieznany, nie liczyli na wzgl�dno�� swych nieprzyjaci�. Mieli wyb�r
tylko mi�dzy zwyci�stwem a �mierci�. St�d sz�a ich �arliwo�� i spok�j ducha.
II
Wyszed�szy od Barnabit�w, Ewaryst Gamelin skierowa� si� na plac Delfiny, obecnie nazwany
placem Thionville na cze�� niezwalczonego grodu.
Plac ten, po�o�ony w najbardziej ucz�szczanej dzielnicy Pary�a, ju� od wieku prawie straci�
by� sw�j pi�kny uk�ad; za czas�w Henryka IV z trzech stron okolony jednakimi pa�acami z
czerwonej ceg�y w obramowaniu bia�ych kamieni, siedzibami wspania�ych i mo�nych pan�w,
teraz zamieni� pi�kne �upkowe dachy na dwu- i trzypi�trowe n�dzne przybud�wki. Niekt�re
pa�ace, zr�wnane z ziemi�, niezaszczytnie zast�piono �le bielonymi domami; mia�y one
fasady nieregularne, biedne, brudne, �wiec�ce mn�stwem okien nier�wnych, w�skich,
o�ywionych tylko doniczkami kwiat�w, klatkami pe�nymi ptak�w i susz�c� si� bielizn�.
Tu gnie�dzi�o si� mn�stwo r�kodzielnik�w, jubiler�w, rytownik�w, zegarmistrz�w, optyk�w,
drukarzy, szwaczek, modniarek, praczek i kilku starych sadownik�w, kt�rych nie unios�a
zawierucha wraz z dawnym s�downictwem.
By� wiosenny ranek. Jasne promienie s�o�ca, upajaj�ce jak s�odkie wino, �mia�y si� na
brudnych murach i weso�o wciska�y si� do poddaszy. Ramy zasuwanych okien by�y
podniesione i spod nich wychyla�y si� rozczochrane g�owy gospody�. Wo�ny Trybuna�u
Rewolucyjnego, wychodz�c z domu na s�u�b�, g�aska� po drodze twarzyczki bawi�cych si�
pod drzwiami dzieci. Od strony Pont-Neuf s�ycha� by�o g�osy, okrzykuj�ce zdrad� niecnego
Dumourieza.
Ewaryst Gamelin mieszka� od strony Quai de l'Horloge, w domu datuj�cym si� jeszcze od
Henryka IV. Dom ten przedstawia�by si� wcale nie�le, gdyby nie pi�terko bielone i strych
pokryty czerwonymi dach�wkami, kt�rymi podwy�szono go za przedostatniego tyrana. Aby
dostosowa� mieszkania dawnych dygnitarzy do potrzeb mieszcza�skich i rzemie�lniczych
rodzin, obecnie je zamieszkuj�cych, pomno�ono w nich przepierzenia i pawlacze. Obywatel
Remacle, od�wierny-krawiec, gnie�dzi� si� w antresoli bardzo skr�conej na wysoko�� i
szeroko�� i wida� go by�o przez oszklone drzwi, jak siedzi ze skrzy�owanymi nogami na
warsztacie, z g�ow� u powa�y, i szyje mundur narodowego gwardzisty, podczas gdy
obywatelka Remacle, kt�rej schody s�u�y�y za komin dla kuchni, truje lokator�w zapachami
swych przypraw, a c�rka ich J�zia, uwalana syropem i pi�kna jak poranek, igra u drzwi z
Moutonem, psem stolarza.
Przeb�kiwano, �e obywatelka Remacle, obdarzona szerokim sercem i takimi� piersiami i
biodrami, nie odmawia swych wzgl�d�w s�siadowi, obywatelowi Dupont starszemu, jednemu
z dwunastu cz�onk�w Komitetu Nadzoru. M�� przynajmniej gwa�townie j� o to pos�dza! i
ma��onkowie Remacle dzie� ca�y nape�niali dom odg�osami swych wa�ni i pojedna�. Wy�sze
pi�tra domu zamieszkiwa� obywatel Chaperon, z�otnik maj�cy sklep na Quai de l'Horloge,
pewien urz�dnik s�u�by zdrowia, prawnik i kilku urz�dnik�w s�dowych.
Ewaryst Gamelin wszed� po staro�ytnych schodach na czwarte i ostatnie pi�tro, gdzie mia�
pracowni� i pok�j dla matki. Tu ko�czy�y si� drewniane stopnie, zast�puj�ce kamienne
schody pi�ter ni�szych. Przystawiona do �ciany drabina prowadzi�a na strych, z kt�rego
schodzi� teraz niem�ody, oty�y cz�owiek o weso�ej, rumianej twarzy, z trudem d�wigaj�cy
ogromny t�umok; to nie przeszkadza�o mu pod�piewywa�:
Gdzie si� zapodzia� m�j s�u��cy...
Przerwa� piosnk� i grzecznie powita� Gamelina, kt�ry r�wnie� przyja�nie go witaj�c, pom�g�
mu wywlec t�umok, za co staruszek podzi�kowa� serdecznie.
� Widzisz � rzek� podnosz�c t�umok � to s� pajace, kt�re id� odnie�� do sk�adu zabawek
na ulic� de la Loi. Jest tu tego ca�y t�um; s� to w�asne moje twory, ode mnie otrzyma�y cia�o
znikome, wolne od rado�ci i cierpienia. Nie da�em im my�li, jestem wi�c dobrym Bogiem.
By� to obywatel Maurycy Brotteaux, dawny dzier�awca podatk�w, by�y arystokrata: ojciec
jego zbogaciwszy si� kupi� sobie szlachectwo. W dawnych dobrych czasach Maurycy
Brotteaux nazywa� si� panem des Ilettes i w pa�acyku swoim przy ulicy de la Chaise dawa�
wykwintne kolacyjki, kt�re blaskiem u�wietnia�a �ona prokuratora, pani de Rochemaure,
kobieta zacna, na kt�rej wierno�ci nie zawi�d� si� ani razu, p�ki Rewolucja pozostawia�a
Maurycemu Brotteaux des Ilettes jego urz�d, pa�ac, dobra, dochody i nazwisko. Rewolucja
zabra�a mu je wreszcie. Zarabia� wi�c na �ycie malowaniem portret�w pod bramami dom�w,
wypiekaniem wafli i p�czk�w na Quai de la M�gisserie, uk�adaniem przem�wie� dla
reprezentant�w ludu i udzielaniem lekcji ta�ca m�odym obywatelom. Obecnie na strychu
swoim, do kt�rego wsuwano si� za pomoc� drabiny i w kt�rym nie mo�na by�o stan�� prosto,
Maurycy Brotteaux, posiadacz garnczka klajstru, wi�zki szpagatu, pude�ka farb
akwarelowych i skrawk�w papieru, fabrykowa� pajace dla wielkich handlarzy zabawek,
kt�rzy odprzedawali je roznosicielom, a ci na d�ugich kijach roznosili je po Polach
Elizejskich, gdzie by�y przedmiotem po��da� drobnej dziatwy. W�r�d publicznych zamieszek
i niedoli, kt�r� osobi�cie by� dotkni�ty, Brotteaux zachowa� dusz� pogodn�; dla rozrywki
czytywa� Lukrecjusza, kt�rego nosi� zawsze w szeroko rozwartej kieszeni brunatnego surduta.
Ewaryst Gamelin pchn�� drzwi swego mieszkania; otwar�y si� natychmiast, ub�stwo jego
czyni�o zamykanie ich zbytecznym k�opotem. Gdy matka jego z przyzwyczajenia zamyka�a je
na zasuwk�, mawia�:
� Po co? Paj�czyn nikt nie kradnie, wi�c i moich nie wezm�.
W pracowni, pod grub� warstw� py�u lub odwr�cone do �ciany, zgromadzone by�y pierwsze
jego prace, te, w kt�rych id�c za mod�, mi�kkim i pie�ciwym p�dzlem kre�li� sceny mi�osne,
opr�nione ko�czany, odlatuj�ce ptaki, niebezpieczne igraszki, sielskie mi�ostki, sny o
szcz�ciu, podkasane g�siarki i pasterki z �onem uwie�czonym r�ami.
Ale ten rodzaj nie odpowiada� jego usposobieniu. Sceny takie, traktowane na zimno,
zdradza�y nieuleczaln� czysto�� malarza. Mi�o�nicy poznawali si� na tym i Ewaryst Gamelin
nigdy nie uchodzi� by� za malarza scen erotycznych.
Dzi�, nie maj�c jeszcze lat trzydziestu, mia� wra�enie, jakby obrazy te pochodzi�y z
niepami�tnych czas�w. Widzia� w nich zepsucie monarchiczne i haniebny skutek rozpusty
dwor�w. Mia� �al do siebie: zajmowa� si� by� rodzajem malarstwa godnym pogardy i
okazywa� talent ska�ony niewolnictwem. Teraz, jako obywatel wolnego ludu, kre�li� z
wielkim rozmachem postacie Wolno�ci, Prawa Cz�owieka, Konstytucje francuskie, Cnoty
republika�skie, Herkules�w ludowych, zwalczaj�cych Hydr� Tyranii � i wk�ada� w te
kompozycje ca�� �arliwo�� swego patriotyzmu. Niestety! Nie zarabia� tym na �ycie. Czasy
by�y z�e dla artyst�w. Nie by�o to zapewne win� Konwentu. Konwent na wszystkie strony
ciska� armie przeciwko kr�lom: dumny, niewzruszony, stanowczy wobec sprzysi�onej
Europy, chytry i okrutny wzgl�dem siebie, rozszarpywa� si� w�asnymi r�kami, sia� zgroz�,
ustanawia� dla karania spiskowc�w bezlitosny trybuna�, kt�remu wkr�tce mia� da� w�asnych
cz�onk�w na po�arcie; jednocze�nie za� zwolennik my�li i przyjaciel wiedzy i pi�kna,
reformowa� kalendarz, tworzy� szko�y zawodowe, rozpisywa� konkursy malarstwa i rze�by,
ustanawia� nagrody dla zach�ty artyst�w, urz�dza� doroczne wystawy, otwiera� Muzeum i, za
przyk�adem Aten i Rzymu, nadawa� wznios�� cech� obchodom �wi�t i uroczysto�ciom
�a�obnym.
Ale sztuka francuska, tak dawniej ceniona w Anglii, Niemczech, Rosji, Polsce, nie mia�a ju�
zbytu za granic�. Amatorzy malarstwa, mi�o�nicy sztuki, wielcy panowie i finansi�ci, byli
zrujnowani, emigrowali lub si� ukrywali. Ludzie, kt�rych Rewolucja zbogaci�a, ch�opi-
nabywcy d�br narodowych, gie�dziarze, dostawcy wojskowi, ajenci z Palais-Royal nie �mieli
jeszcze pokaza� swego bogactwa; zreszt� nie interesowali si� malarstwem. Aby sprzeda�
obraz, trzeba by�o rozg�osu takiego Regnault lub zr�czno�ci m�odego Gerarda. Greuze,
Fragonard, Houin doprowadzeni byli do n�dzy. Prud'hon ledwie m�g� wy�ywi� �on� i dzieci
ma�ymi rysunkami, kt�re Copia rytowa� technik� punktowania. Patriotyczni malarze
Hennequin, Wicar, Topino-Lebrun przymierali g�odem. Gamelin, nie mog�c ponie�� koszt�w
obrazu, nie maj�c czym zap�aci� modela ani kupi� farby, m�g� zaledwie naszkicowa� wielkie
p��tno przedstawiaj�ce �Tyrana gnanego do piek�a przez Furie�. P��tno to pokrywa�o p�l
pracowni strasznymi nie doko�czonymi postaciami i mn�stwem zielonych w��w,
wyci�gaj�cych podw�jne haczykowate j�zyki. Na pierwszym planie, na lewo, mo�na by�o
rozpozna� chudego i pos�pnego Charona na �odzi. By�a to praca pot�na, o pi�knym rysunku,
ale tr�ci�a manier� szkoln�. Dlatego wi�cej talentu i naturalno�ci by�o w drugim obrazie,
mniejszych rozmiar�w, tak�e nie wyko�czonym, wisz�cym w najlepiej o�wietlonym miejscu
pracowni. Obraz przedstawia� Orestesa, kt�remu siostra, Elektra, pomaga unie�� si� na �o�u
bole�ci. M�oda dziewczyna tkliwym gestem odgarnia�a zwichrzone w�osy, zas�aniaj�ce oczy
brata. G�owa Orestesa, tragiczna i pi�kna, mia�a wielkie podobie�stwo do twarzy samego
artysty.
Gamelin cz�sto ze smutkiem patrza� na t� kompozycj�. Nieraz r�ce jego, dr��ce ch�ci�
malowania, wyci�ga�y si� ku �mia�o naszkicowanej postaci Elektry i opada�y bezsilnie.
Malarz pe�en by� zapa�u i dusza jego po��da�a rzeczy wielkich, ale musia� wyczerpywa� si�
pracami robionymi na obstalunek, co wykonywa� bardzo miernie, musia� bowiem zadowala�
pospolite gusta, nie umia� te� drobnym rzeczom nada� cechy talentu. Rysowa� obrazki
alegoryczne; przyjaciel jego Desmahis do�� zr�cznie rytowa� je czarno lub barwnie, za marn�
cen� nabywa� je ode� handlarz rycin z ulicy Honor�e, obywatel Blaise. Ale handel rycinami
szed� coraz gorzej, jak mawia� Blaise, kt�ry od jakiego� czasu nie chcia� nic kupowa�.
Tym razem jednak Gamelin, kt�rego potrzeba czyni�a przemy�lnym, powzi�� nowy i
szcz�liwy pomys�, maj�cy, jak mu si� zdawa�o, przynie�� maj�tek handlarzowi rycin,
rytownikowi i jemu: tym pomys�em by�a talia kart patriotycznych, w kt�rej kr�l�w, damy i
walet�w dawnego porz�dku zastepowa�y obrazki Wolno�ci, Geniusz�w, R�wno�ci.
Wszystkie figury by�y ju� naszkicowane, niekt�re zupe�nie wyko�czone i pilno mu by�o
odda� przyjacielowi Desmahis te, kt�re uwa�a� za gotowe do rytowania. Najlepsz� zdawa�a
mu si� figura przedstawiaj�ca ochotnika w tr�jgraniastym kapeluszu, w niebieskim mundurze
z czerwonymi wypustkami, w ��tych spodniach i czarnych kamaszach, siedz�cego na
skrzyni, z nogami na stosie kul, z karabinem mi�dzy kolanami. By� to �obywatel kierowy�,
zast�puj�cy waleta kier. Od sze�ciu miesi�cy Gamelin z zawsze jednakim upodobaniem
rysowa� ochotnik�w. Sprzeda� ich kilku w dniach zapa�u. Kilku wisia�o na �cianach pracowni,
pi�ciu czy sze�ciu, malowanych akwarel�, gwaszem, kredkami, wala�o si� po stole i
krzes�ach. W lipcu 92 roku, gdy na wszystkich placach Pary�a wznosi�y si� estrady dla
zaci�gu ochotnik�w, gdy ze wszystkich szynk�w przybranych zieleni� rozlega�y si� okrzyki:
�Niech �yje nar�d! �y� wolnym lub umrze�!�, Gamelin nie m�g� przej�� mimo Ratusza lub
Pont-Neuf, �eby serce jego nie wyrywa�o si� pod namiot flagami przybrany, w kt�rym
urz�dnicy z tr�jkolorow� szarf� zapisywali nazwiska ochotnik�w przy d�wi�kach
�Marsylianki�. Ale gdyby si� by� zaci�gn�� do szereg�w, matka pozosta�aby by�a bez chleba.
Poprzedzona �wistem swego ci�kiego oddechu, obywatelka wdowa Gamelin wesz�a do
pracowni spocona, czerwona, zdyszana. Narodowa kokarda niedbale by�a przyczepiona do jej
czepka i ka�dej chwili grozi�a odpadni�ciem. Postawi�a koszyk na krze�le i, stoj�c, aby
�atwiej jej by�o oddycha�, zacz�a biada� nad dro�yzn� �ywno�ci.
Za �ycia m�a by�a w�a�cicielk� sklepu no�owniczego w ulicy Grenelle-Saint-Germain pod
god�em �La Ville de Ch�tellerault�; teraz biedna kobiecina �y�a przy synu malarzu. By� on
starszym z jej dwojga dzieci. Co do c�rki Julii, niegdy� modniarki z ulicy Honor��, lepiej
by�o nie wiedzie�, co si� z ni� dzieje, bo niebezpiecznie by�o przyznawa� si�, �e
wyemigrowa�a z jakim� arystokrat�.
� Bo�e, Bo�e � wzdycha�a obywatelka pokazuj�c synowi bochenek ciemnego pieczywa �
chleb dochodzi cen bajecznych, a nie jest nawet czysto pszenny. Na targu nie ma ani jaj, ani
jarzyn, ani sera. Od �ywienia si� kasztanami sami zamienimy si� w kasztany.
Po d�ugiej chwili ci�gn�a dalej:
� Widzia�am na ulicy matki, kt�re nie mia�y czym po�ywi� drobnych dzieci. N�dza jest
wielka w�r�d biednego ludu. I to tak trwa� b�dzie, a� sprawy nie powr�c� do porz�dku.
� Matko � rzek� Gamelin marszcz�c brwi � g��d ten zawdzi�czamy aferzystom i
gie�dziarzom, kt�rzy og�adzaj� lud i w zmowie z zewn�trznymi nieprzyjaci�mi chc�
zniszczy� wolno��, a Republik� obywatelom nienawistn� uczyni�. Oto do czego prowadz�
spiski Brissot�w, zdrady P�tion�w i Roland�w! To szcz�cie jeszcze, �e uzbrojeni federali�ci
nie morduj� w Pary�u patriot�w, kt�rych g��d nie do�� szybko t�pi! Nie ma czasu do
strac�nia: trzeba wyznaczy� cen� na m�k� i gilotynowa� ka�dego, kto spekuluje na �ywno�ci
ludu, podsyca bunt i zmawia si� z nieprzyjacielem. Konwent w�a�nie ustanowi� nadzwyczajny
trybuna� do s�dzenia spiskowc�w. Sk�ada si� on z patriot�w � ale czy cz�onkowie jego b�d�
mieli do�� energii, by broni� Ojczyzny przeciwko wszystkim jej wrogom? Brak nam ludzi.
Danton jest dzielny, ale zepsuty! Robespierre posiada cnoty obywatelskie, ale nie ma wp�ywu
na koleg�w. Ca�a nadzieja nasza jest w Maracie; ten kocha lud, pojmuje jego interesy i s�u�y
im. On pierwszy zawsze demaskowa� zdrajc�w i uniemo�liwia� spiski; jest nieustraszony i
nieprzekupny. On jeden jest w stanie ocali� zagro�on� Republik�.
Obywatelka Gamelin potrz�sn�a g�ow�, przy czym kokarda spad�a z jej czepka.
� Daj pok�j, Ewary�cie! Tw�j Marat jest cz�owiek jak ka�dy inny i nie wi�cej wart od
innych. M�ody jeste�, masz jeszcze z�udzenia. Co dzi� m�wisz o Maracie, m�wi�e� dawniej o
Mirabeau, o Lafayetcie, o P�tionie, Brissocie.
� Nigdy! �zawo�a� Gamelin, szczerze niepami�tliwy.
Oczy�ciwszy r�g sto�u z papieru, ksi��ek, p�dzli i o��wk�w, obywatelka ustawi�a fajansow�
waz�, dwie blaszane miseczki, dwa widelce, bochenek czarnego chleba i dzban kwa�nego
wina.
Syn i matka w milczeniu zjedli zup� i zako�czyli obiad kawa�kiem sma�onej s�oniny. Matka,
po�o�ywszy s�onin� na chleb, powa�nie scyzorykiem wk�ada�a kawa�ki do swych bezz�bnych
ust i z szacunkiem �u�a po�ywienie, kt�re tak drogo kosztowa�o. Najlepsz� cz�� pozostawi�a
dla syna, kt�ry by� roztargniony i zadumany.
� Jedz, Ewary�cie � m�wi�a od czasu do czasu � jedz! � i s�owo to mia�o w jej ustach
powag� religijnego dogmatu.
I na nowo rozpocz�a �ale nad dro�yzn� �ywno�ci, a Gamelin na nowo ��da� ustanowienia
cen, jako jedynego leku na to z�o.
� Nie ma ju� pieni�dzy � m�wi�a stara � emigranci wszystko zabrali. Nie ma ju� kredytu.
O wszystkim zw�tpi� trzeba.
� Nie szemraj, matko! � zawo�a� Gamelin. � C� znaczy nasza bieda i cierpienia
chwilowe? Rewolucja na wieki ca�e da szcz�cie ludzko�ci.
Zacna niewiasta zamoczy�a chleb w winie. Humor jej o�ywi� si�, z u�miechem my�la�a o
czasach m�odo�ci, kiedy to w dzie� urodzin kr�la ta�czy�a na murawie. Przypomnia�a sobie
dzie�, w kt�rym J�zef Gamelin o�wiadczy� si� o jej r�k�, i szczeg�owo opowiada� zacz�a,
jak si� to sta�o.
Matka powiedzia�a: �Ubierz si�, p�jdziemy na plac de Greve do sklepu pana Bienassis,
jubilera, przyjrze� si� ka�ni Damiensa�. Trudno im by�o przecisn�� si� przez ci�b�
ciekawych. W sklepie pana Bienassis m�ode dziewcz� zasta�o J�zefa Gamelina, przybranego
od�wi�tnie; zrozumia�a te� od razu, o co chodzi. Ca�y czas, gdy sta�a przy oknie, by widzie�,
jak kr�lob�jc� targano kleszczami, polewano topionym o�owiem, szarpano czw�rk� koni i
rzucano w ogie�, pan J�zef Gamelin, stoj�cy za ni�, prawi� jej komplementy, unosi� si� nad
jej kibici�, cer�, w�osami.
Tu wychyli�a kieliszek do dna i dalej rozpami�tywa�a swoje �ycie.
� Wyda�am ci� na �wiat, Ewary�cie, pr�dzej, ni� si� spodziewa�am, bowiem ci�arn� b�d�c,
przel�k�am si� bardzo na Ponf-Neuf, gdzie niemal obalili mnie ciekawi, biegn�cy patrze� na
stracenie pana de Lally. Urodzi�e� si� drobny i nik�y. Doktor nie s�dzi�, �e �y� b�dziesz. Ale
ja wiedzia�am, �e B�g zrobi mi t� �ask� i ciebie zachowa. Wychowa�am ci�, jak mog�am
najlepiej, nie szcz�dz�c ani trud�w, ani wydatk�w. Nale�y przyzna�, Ewary�cie, �e okaza�e�
si� wdzi�czny za to i �e od dzieci�stwa o ile mo�no�ci wynagradza�e� te starania. Z natury
by�e� �agodny i pieszczotliwy. Siostra twoja nie mia�a z�ego serca, ale by�a samolubna i
gwa�towna. Ty mia�e� wi�cej lito�ci dla nieszcz�liwych ni� ona. Gdy urwisy z naszej
dzielnicy wybierali gniazda z drzew, stara�e� si� zawsze wyrwa� ptaszyny z ich r�k, by
zwr�ci� je matce, i ust�powa�e� dopiero, gdy ci� bole�nie pobili i skopali. Maj�c lat siedem,
zamiast sprzecza� si� z rozmaitymi �obuzami, szed�e� spokojnie ulic�, powtarzaj�c katechizm.
Wszystkich spotykanych ubogich sprowadza�e� do domu, by da� im ja�mu�n�, tak �e
zmuszona by�am wybi� ci�, aby� si� od tego odzwyczai�. Nie mog�e� patrze� bez �ez na czyje�
cierpienie. Wyros�e� na bardzo pi�knego ch�opca. Ku wielkiemu memu zdziwieniu zdawa�e�
si� nie wiedzie� o tym, nie tak jak wi�kszo�� �adnych ch�opc�w, kt�rzy pyszni s� ze swej
urody. Stara matka m�wi�a prawd�. Ewaryst w dwudziestym roku �ycia mia� �liczne i
powa�ne rysy twarzy, pi�kno�� zarazem surow� i kobiec�, rysy Minerwy. Teraz jego pos�pne
oczy i blada twarz by�y wyrazem duszy smutnej i nami�tnej. Jednak wzrok jego, gdy zwr�ci�
go na matk�, odzyska� na chwil� s�odycz pierwszej m�odo�ci.
� M�g�by� by� korzysta� z twej urody � m�wi�a dalej � by lata� za dziewcz�tami, ale
wola�e� zostawa� przy mnie w sklepie i zdarza�o mi si� nieraz przemoc� odrywa� ci� od mych
sp�dnic, by� szed� zabawi� si� z towarzyszami. I na �o�u �miertelnym, m�j Ewary�cie,
za�wiadcz�, �e jeste� dobrym synem. Po �mierci ojca wzi��e� mnie pod opiek� i chocia�
zaw�d tw�j niewiele ci przynosi, nie pozwoli�e� nigdy, by mi na czymkolwiek zbywa�o. Je�li
dzi� oboje jeste�my biedni i wszystkiego pozbawieni, nie mog� ci z tego robi� zarzutu; winna
temu Rewolucja.
Malarz zrobi� gest przeczenia, ale ona, wzruszaj�c ramionami, m�wi�a dalej:
� Nie jestem arystokratk�. Zna�am mo�nych w ca�ej ich pot�dze i mog� powiedzie�, �e
nadu�ywali swoich przywilej�w. Widzia�am, jak ojca twego obili lokaje ksi�cia de
Canaleilles dlatego, �e nie do�� szybko ust�pi� z drogi ich panu. Nie lubi�am Austriaczki; by�a
dumna i za du�o wydawa�a. Co do kr�la, s�dzi�am, �e jest dobry, i dopiero proces jego i
skazanie zmieni�y m�j pogl�d. Jednym s�owem, nie �a�uj� dawnego porz�dku rzeczy, chocia�
prze�y�am w�wczas niejedn� chwil� weso��. Ale nie m�w mi, �e Rewolucja zaprowadzi
r�wno��: ludzie nigdy nie b�d� r�wni, to jest niemo�liwe, cho�by kraj do g�ry nogami
przewr�cono; zawsze b�d� wielcy i mali, t�u�ci i chudzi.
Tak rozmawiaj�c, ustawia�a kuchenne sprz�ty. Malarz ju� jej nie s�ucha�. Szuka� w my�li
sylwetki sankiulota w czerwonej czapce i karmanioli, kt�ry mia� w jego talii kart zast�pi�
waleta pik, skazanego na zag�ad�. Wtem zaskrobano do drzwi i do pracowni wesz�a
dziewczyna wiejska, szeroka, niska, ruda, z krzywymi nogami, z bielmem na lewym oku, z
okiem prawym tak bladoniebieskim, �e zdawa�o si� bia�e, z ogromnymi wargami i
wystaj�cymi zza nich z�bami.
Zapyta�a Gamelina, czy to on jest malarzem i czy mo�e zrobi� portret jej narzeczonego,
Ferranda (Juliana), ochotnika w armii arde�skiej.
Gamelin odrzek�, �e bardzo ch�tnie zrobi portret za powrotem dzielnego wojaka. Dziewczyna
�agodnie, a natarczywie prosi�a, by zechcia� uczyni� to zaraz.
Malarz, u�miechaj�c si� mimo woli, zauwa�y�, �e bez modelu malowa� nie mo�e. Biedna
dziewczyna nic na to nie odrzek�a: widocznie nie przewidzia�a by�a tej trudno�ci. Z g�ow�
przechylon� na lewe rami�, z r�kami z�o�onymi na brzuchu, sta�a nieruchoma, milcz�ca,
troch� przygn�biona. Rozbawiony i wzruszony t� wielk� naiwno�ci� malarz, chc�c pocieszy�
zmartwion� kochank�, wsun�� jej w r�k� wizerunek ochotnika malowany akwarel� i zapyta�,
czy tak wygl�da jej narzeczony z Ardenn�w. Dziewczyna wlepi�a w papier spojrzenie swego
martwego oka, kt�re powoli o�ywi�o si�, zab�ys�o, zaja�nia�o; szeroka twarz jej rozkwit�a
radosnym u�miechem.
� To jego prawdziwe podobie�stwo � rzek�a wreszcie � to Ferrand, jak �ywy.
I zanim malarz pomy�la� o odebraniu jej kartki, ona drobno i starannie z�o�y�a, j� swymi
grubymi czerwonymi palcami i, wsun�wszy j� szybko mi�dzy gors i koszul�, da�a arty�cie
asygnat� na pi�� frank�w, sk�oni�a si� i wysz�a, lekko kulej�c.
III
Po po�udniu tego� dnia Ewaryst uda� si� do obywatela Jana Blaise, handlarza rycin,
sprzedaj�cego te� pude�ka, tektur� i r�nego rodzaju gry na ulicy Honor��, naprzeciwko
Oratoire, w blisko�ci Messageries, pod god�em �Mi�o�� malarzem�. Magazyn mie�ci� si� na
parterze starego domu; prowadzi�o do� szerokie wej�cie, u g�ry uwie�czone rogatym
maszkaronem, �uk nad wej�ciem wype�niony by� olejnym malowid�em, przedstawiaj�cym
�Sycylijczyka, czyli Mi�o�� malarzem� wed�ug kompozycji Bouchera. Malowid�o to ojciec
Jana Blaise'a umie�ci� kaza� w roku 1770; zaciera�o je s�o�ce i deszcze. Z obydw�ch stron
drzwi znajdowa�y si� okna, r�wnie szerokie jak wej�cie, z g�owami nimf u szczytu i
najwi�kszymi szybami, jakie mo�na by�o znale��; w nich wystawiano przed oczy
przechodniom modne ryciny i naj�wie�sze nowo�ci w rytownictwie barwnym. Tego dnia
wystawione tam by�y sceny mi�osne, traktowane z nieco sztywnym wdzi�kiem przez
Boilly'ego, jako to: �Nauka mi�o�ci ma��e�skiej�, ��agodny op�r�. Ryciny oburza�y
jakobin�w, prawdziwi za� mi�o�nicy sztuki zachwalali je Towarzystwu Sztuk Pi�knych. By�a
tam jeszcze �Przechadzka w parku publicznym� z elegantem w ��tych spodniach
rozwalonym na trzech krzes�ach, konie m�odego Carle'a Vemeta, aerostaty, �K�piel Wirginii�
i pos��ki wed�ug wzor�w staro�ytnych.
Spo�r�d obywateli, kt�rzy fal� przep�ywali mimo sklepu, najgorsi oberwa�cy najd�u�ej
zatrzymywali si� przed pi�kn� wystaw�, radzi rozrywce, chciwi napatrzenia si� obrazkom,
chc�c cho� wzrokiem bra� udzia� w dobrach tego �wiata. Podziwiali oni te cuda z szeroko
otwartymi ustami, podczas gdy arystokraci zaledwie okiem rzucali, marszczyli brwi i oddalali
si� spiesznie.
Z daleka, jak tylko m�g� dojrze�, popatrzy� Ewaryst w okno ponad sklepem, okno z lewej
strony, za kt�rego balkonikiem w kszta�cie muszli sta�a doniczka czerwonych go�dzik�w.
By�o to okno pokoju Elodii, c�rki Jana Blaise. Handlarz rycin z jedyn� sw� c�rk�
zamieszkiwa� pierwsze pi�tro domu. Ewaryst, zatrzymawszy si� chwilk� przed sklepem, aby
zaczerpn�� oddechu, nacisn�� klamk�.
Obywatelka Elodia w�a�nie sprzeda�a by�a dwie ryciny, dzie�a Fragonarda syna i Naigeona,
starannie wybrane spo�r�d wielu innych. Przed schowaniem otrzymanych asygnat do kasy
przegl�da�a je kolejno pod �wiat�o, by sprawdzi� cienko��, pr��kowanie i znaki papieru,
niespokojna, gdy� fa�szywych pieni�dzy by�o prawie tyle� w obiegu, co prawdziwych; bardzo
szkodzi�o to handlowi. Jak dawniej podrabiacze podpisu kr�la, tak teraz podrabiacze monety
narodowej karani byli �mierci�, znajdowano jednak r�czne drukarnie asygnat w ka�dej
piwnicy. Szwajcarzy wprowadzali miliony fa�szywych asygnat, stosami paczek rozrzucano je
po ober�ach; Anglicy cale �adunki dostawiali na nasze wybrze�a, chc�c zdyskredytowa�
Republik� i patriot�w doprowadzi� do n�dzy. Elodia obawia�a si� otrzyma� z�y banknot, a
bardziej jeszcze ba�a si� pu�ci� go w dalszy obieg, aby nie uchodzi� za wsp�lniczk� Pitta.
Ufa�a jednak swojemu szcz�ciu i pewna by�a, �e w ka�dej okoliczno�ci ze sprawy si�
wywinie.
Ewaryst spojrza� na ni� tym wzrokiem pos�pnym, kt�ry lepiej ni� wszelkie u�miechy wyra�a
mi�o��. Ona spojrza�a na� z mink� nieco szydercz�, podnosz�c czarne oczy; pochodzi�o to
st�d, �e wiedzia�a, i� jest kochana, i rada by�a temu, a minka taka podnieca zakochanego, ka�e
mu si� skar�y� i doprowadza do o�wiadczyn � je�li nie nast�pi�y dot�d, jak to by�o w�a�nie z
Ewarystem.
Schowawszy asygnaty do kasy, wyj�a z koszyczka bia�� szarf�, kt�r� zacz�a by�a haftowa�,
i zabra�a si� do roboty. By�a pracowita i zalotna, a poniewa� ig�� w�ada�a jednocze�nie w celu
podobania si� i sporz�dzenia sobie ozdoby, wi�c haftowa�a na r�ne sposoby, stosownie do
tego, kto patrza� na ni�. Haftowa�a niedbale dla tych, kt�rym udzieli� chcia�a mi�kkiego
omdlenia; kapry�nie, je�li z czyim mi�osnym zmartwieniem poigra� chcia�a. Dla Ewarysta,
kt�rego powa�ne uczucie chcia�a utrzyma�, haftowa�a starannie.
Elodia nie by�a ani bardzo m�oda, ani bardzo �adna. Na pierwsze wejrzenie mog�a raczej
uchodzi� za brzydk�. Brunetka, mia�a cer� oliwkow�, czarne, a� w granat wpadaj�ce w�osy,
wymykaj�ce si� spod wielkiej bia�ej chustki niedbale okr�conej oko�o g�owy, czo�o niskie,
pod kt�rym pa�a�y ogniste oczy. W jej okr�g�ej, �miej�cej si� twarzy o wydatnych ko�ciach
policzkowych, nieco p�askiej, sielskiej i zmys�owej, malarz dopatrywa� si� podobie�stwa z
g�ow� fauna z willi Borghese, kt�rego bosk� swawolno�� podziwia� w odlewie. Ma�e w�siki
dodawa�y wyrazu jej nami�tnym wargom. �ono, kt�re zdawa�o si� wezbrane tkliwo�ci�,
podnosi�o chusteczk�, skrzy�owan� na piersiach wed�ug najnowszej mody. Gibka jej kibi�,
nogi szybkie, ca�e silne jej cia�o porusza�o si� z prostym i rozkosznym wdzi�kiem. Spojrzenie
jej, tchnienie, dreszcze przebiegaj�ce cia�o, wszystko po��da�o serca i obiecywa�o upojenia
mi�osne. Za lad� kupcowej wygl�da�a jak nimfa ta�ca, bachantka z Opery, pozbawiona rysiej
sk�ry, tyrsu i wie�c�w bluszczu, ukryta i zakl�ta czarami w skromn� posta� gosposi � la
Chardin.
� Ojca nie ma w domu � rzek�a do malarza � zaczekaj pan na niego, niebawem przyjdzie.
Ma�e �niade r�czki szybko przebiega�y ig�� po baty�cie.
� Podoba si� panu ten wz�r, panie Gamelin? Gamelin nie umia� udawa�. Mi�o�� dodawa�a
mu
odwagi i podnieca�a jego szczero��.
� Haftujesz z wielk� wpraw�, obywatelko � rzek� � ale prawd� m�wi�c dese�, jaki ci
narysowano, nie jest do�� prosty, do�� nagi; przebija w nim efektowny gust, kt�ry zbyt d�ugo
panowa� we Francji w ozdabianiu materii, mebli, tapet. Te kokardy, girlandy przypominaj�
ma�ostkowy, sztuczny styl, jaki by� w modzie za czas�w tyrana. Dzi� smak odradza si�.
Niestety! Wiele tu mamy do naprawienia. Za niecnego Ludwika XV ornamentyka mia�a w
sobie co� chi�skiego. Robiono brzuchate komody z antabami �miesznie pokrzywionymi,
przydatne na to tylko, aby je w piec rzuci�, �eby si� patrioci przy nich grzali. Tylko prostota
jest pi�kna. Trzeba powr�ci� do wzor�w staro�ytnych. David rysuje ��ka i fotele wed�ug waz
etruskich i malowide� Herkulanum.
� Widzia�am takie ��ka i fotele � rzek�a Elodia � s� bardzo pi�kne. Nied�ugo nikt nie
zechce innych. Razem z panem uwielbiam wzory staro�ytne.
� Tote�, obywatelko � odrzek� Ewaryst � gdyby� by�a szarf� t� ozdobi�a wyszyciem � la
grecque, li��mi bluszczowymi, w�ami i skrzy�owanymi strza�ami, by�aby ona godn�
Spartanki... i ciebie. Mo�esz jednak zachowa� ten dese�, upraszczaj�c go nieco, sprowadzaj�c
go do linii prostej.
Zapyta�a go, co trzeba by usun��.
Ewaryst nachyli� si� nad szarf�; policzki jego musn�y loki Elodii. R�ce ich spotyka�y si� na
baty�cie, oddechy si� miesza�y. Ewaryst do�wiadcza� w tej chwili niezmiernej rado�ci; ale
czuj�c. przy swych wargach wargi Elodii, cofn�� si� nagle, zal�kniony, �e mo�e obrazi� m�od�
dziewczyn�.
Obywatelka Blaise kocha�a Ewarysta Gamelin; uwa�a�a, �e jest wspania�y z tymi
p�omiennymi oczami, z pi�knym owalem bladej twarzy, z bujnymi czarnymi w�osami
rozdzielonymi nad czo�em i fal� spadaj�cymi na ramiona, z t� powa�n�, ch�odn� min�,
surowym obej�ciem i stanowczym s�owem, nie schlebiaj�cym nigdy. A �e go kocha�a,
przypisywa�a mu dumny talent artysty, kt�ry kiedy� objawi si� arcydzie�ami i imi� jego
rozs�awi, i za to kocha�a go jeszcze mocniej. Obywatelka Blaise nie �ywi�a kultu dla
skromno�ci i czysto�ci m�skiej. Jej poczucie moralne nie by�oby obra�one, gdyby m�czyzna
uleg� nami�tno�ci, upodobaniu, po��daniu; kocha�a Ewarysta czystym, ale nie dlatego kocha�a
go, �e takim by�; widzia�a w tym tylko t� korzy�� dla siebie, �e nie potrzebuje obawia� si�
rywalek i �e nie zazna m�ki zazdro�ci i podejrze�.
Tym razem jednak wyda� jej si� zbyt pow�ci�gliwym. Je�li Racine'owska Arycja, kochaj�c
Hipolita, podziwia�a surow� cnot� m�odego bohatera, czyni�a to w nadziei, �e t� cnot�
pokona; zapewne biada�aby nad surowo�ci� obyczaj�w, kt�rych by nie by� z�agodzi� dla niej.
I gdy tylko nadarzy�a si� sposobno��, o�wiadczy�a na wp� swoje uczucia, by zmusi� go do
o�wiadczyn zupe�nych. Za przyk�adem tkliwej Arycji obywatelka Blaise ch�tnie wierzy�a, �e
w mi�o�ci pierwszy krok winna uczyni� kobieta. Najbardziej zakochani � my�la�a sobie �
s� najmniej �miali; potrzeba im pomocy, zach�ty. Niewinno�� ich jest tak wielka, �e kobieta
przebiegnie p� drogi i wi�cej, a oni ani to spostrzeg�, byle tylko zachowa� im poz�r �mia�ego
z ich strony ataku i s�aw� zdobywc�w. Co do wyniku sprawy by�a spokojna, wiedzia�a
bowiem na pewno (i nie ulega�o to �adnej w�tpliwo�ci), �e Ewaryst, zanim Rewo�ucja zrobi�a
ze� bohatera, kocha� bardzo po ludzku kobiet�, proste stworzenie, od�wiern� akademii.
Elodia, nie b�d�c ju� niewini�tkiem, pojmowa�a r�ne rodzaje mi�o�ci. Uczucie, jakie
wzbudza� w niej Ewaryst, by�o dostatecznie g��bokie, by nie zawaha�a si� po�wi�ci� mu
�ycia. By�a gotowa po�lubi� go, byk jednak pewna, �e ojciec nie przystanie na zwi�zek
jedynaczki z artyst� ubogim i nieznanym. Gamelin nie posiada� nic, handlarz rycin obraca�
wielkimi sumami pieni�dzy. Sk�ad rycin pod god�em �Mi�o�� malarzem� przynosi� dobre
dochody, spekulacje gie�dowe � jeszcze wi�ksze, nadto od niedawna Blaise wszed� by� w
sp�k� z dostawc� trzciny i st�ch�ego owsa dla konnicy Republiki. Zreszt� syn no�ownika z
ulicy �w. Dominika by� niewiele znacz�c� osobisto�ci� w por�wnaniu z wydawc� rycin,
znanym w ca�ej Europie, spokrewnionym z Blaizotami, Basanami, Didotami, bywaj�cym u
obywateli Saint-Pierre i Florian. Mimo �e pos�uszna c�rka, nie uwa�a�a, by zgoda ojca by�a
jej koniecznie potrzebna do ustalenia losu. Ojciec jej wcze�nie owdowia�; z usposobienia
lekkomy�lny i chciwy, wielki kobieciarz, ci�gle zaj�ty interesami, nigdy nie troszczy� si� o
ni� zbytecznie, da� jej r�� i rozwija� si� swobodnie, bez rad, bez przywi�zania. Nie chodzi�o
mu o to, by jej strzec, lecz raczej o to, by nie wiedzie� o post�powaniu c�rki, kt�rej ognisty
temperament i silniejsze od pi�knej twarzy pon�ty, jako znawca, doskonale ocenia�. Zbyt
wspania�omy�lna, by si� strzec zbytnio, zanadto m�dra, by si� zgubi�, rozumna w swych
szale�stwach, nigdy nie pozwoli�a mi�o�ci przekroczy� granic konwenansu. Ojciec
wdzi�cznym jej by� za tyle ostro�no�ci, a �e odziedziczy�a po nim zmys� kupiecki i
zami�owanie do przedsi�biorstw, nie troszczy� si� o tajemnicze przyczyny, kt�re odstr�cza�y
od ma��e�stwa dziewczyn� tak dojrza�� i zatrzymywa�y j� w domu, gdzie zast�powa�a, mo�na
rzec �mia�o � s�u��c� i czterech subiekt�w. Maj�c lat dwadzie�cia siedem, uwa�a�a, �e lata i
do�wiadczenie pozwalaj� jej samej urz�dzi� swe �ycie, bez zasi�gania rad i spe�niania woli
ojca, m�odego, roztargnionego i lekkoducha.
Ale by mog�a po�lubi� Gamelina, musia�by pan Blaise pomy�le� o losie tego biednego zi�cia,
dopu�ci� go do udzia�u w interesie, zapewni� mu robot�, jak j� zapewnia� innym artystom,
wreszcie w ten lub inny spos�b stworzy� mu dochody; tu by�a trudno��, uwa�a�a bowiem za
niemo�liwe, �eby ojciec to zaofiarowa�, a za w�tpliwe, by Ewaryst to przyj�� � tak ma�o
sympatii by�o mi�dzy tymi dwoma lud�mi.
Trudno�� ta by�a wielk� trosk� dla tkliwej i rozumnej Elodii. Niestraszn� jej by�a my�l
po��czenia si� z ukochanym zwi�zkiem tajemnym i zaprzysi�enia sobie obop�lnej wiary
jedynie w obliczu tw�rcy przyrody. Filozofia jej nie widzia�a nic zdro�nego w takim zwi�zku.
Swoboda, w jakiej �y�a, czyni�a ten zwi�zek mo�liwym; uczciwy i cnotliwy charakter
Ewarysta zapewnia� jej sta�o�� niezmienn�. Ale Gamelin zaledwie mia� sam z czego �y� i
utrzyma� star� matk�; zdawa�o si� niemo�liwe, by w takim ub�stwie mog�o znale�� si�
miejsce dla mi�o�ci, cho�by ograniczonej do prostoty natury. Zreszt� Ewaryst nie o�wiadczy�
by� jeszcze swych uczu� i zamiar�w. Obywatelka Blaise spodziewa�a si� wkr�tce do tego go
zmusi�.
Zatrzyma�a jednocze�nie sw� ig�� i rozmy�lania.
� Obywatelu Ewary�cie � rzek�a � szarfa ta podoba� mi si� b�dzie, o ile podoba� si�
b�dzie panu. Narysuj mi pan wz�r, prosz�. Czekaj�c na�, rozpruj� jak Penelopa to, co
zrobi�am w twej obecno�ci.
Ewaryst odrzek� z ponurym zapa�em:
� Podejmuj� si� tego, obywatelko. Wyrysuj� ci miecz Harmodiosa: szpad� w�r�d wie�ca. �
I wyj�wszy o��wek pocz�� szkicowa� miecze i kwiaty w swym umi�owanym, prostym i
nagim stylu. R�wnocze�nie wyk�ada� swoje teorie.
� Odrodzeni Francuzi � m�wi� � musz� odrzuci� wszystkie spu�cizny s�u�alstwa: z�y gust,
z�y kszta�t, z�y rysunek. Watteau, Boucher, Fragonard pracowali dla tyran�w i niewolnik�w.
W pracach ich ani �ladu dobrego stylu, czystej linii, nigdzie natury, prawdy. Maski, lalki,
szmaty, ma�piarstwo. Potomno�� pogardzi ich b�ahymi pracami. Za sto lat wszystkie obrazy
Watteau wzgardzone przepadn� na strychach; w 1893 roku m�odzi ucz�cy si� malarze pokryj�
swymi szkicami p��tna Bouchera. David wskaza� drog�: zbli�a si� on do wzor�w
staro�ytnych; ale nie jest jeszcze do�� prosty, do�� wielki, do�� nagi. Nasi arty�ci jeszcze
bardzo wiele nauczy� si� mog� z fryz�w Herkulanum, z p�askorze�b rzymskich, z waz
etruskich...
M�wi� d�ugo o pi�knie staro�ytnym, po czym powr�ci� do Fragonarda, do kt�rego czul gor�c�
nienawi��.
� Czy znasz go, obywatelko? Elodia skinieniem g�owy przytakn�a.
� Znasz te� zapewne ojca Greuze'a; zaiste, jest on dostatecznie �mieszny ze swym
czerwonym frakiem i szpad�. Ale wygl�da jak m�drzec grecki w por�wnaniu z Fragonardem.
Spotka�em w tych dniach tego n�dznego starca, drepc�cego pod arkadami Palats-Egalite; by�
wypudrowany, wy�wie�ony, u�miechni�ty, wstr�tny. Na ten widok zapragn��em, by w braku
Apollona jaki� dzielny mi�o�nik sztuk pi�knych powiesi� go na drzewie i zdar� ze� sk�r� jak z
Marsjasza, na wieczny przyk�ad dla z�ych malarzy.
Elodia zwr�ci�a na� spojrzenie swych weso�ych, p�omiennych oczu.
� Umiesz nienawidzi�, panie Gamelin; czy nale�y przypuszcza�, �e umiesz tak�e ko...
� To ty, Gamelin? � ozwa� si� g�os tenorowy, g�os obywatela Blaise, kt�ry wraca� do
sklepu w skrzypi�cych butach, z brz�cz�cymi brelokami, z rozwianymi po�ami futra, w
ogromnym czarnym kapeluszu, kt�rego krysy opuszcza�y mu si� a� na ramiona.
Elodia wsta�a, zabra�a koszyk i posz�a na g�r� do swego pokoju.
� I c�, Gamelin � zapyta� obywatel Blaise � czy mi co� nowego przynosisz?
� By� mo�e � rzek� malarz. I przedstawi� my�l swoj�.
� Nasze karty do gry � rzek� � to ra��cy kontrast ze stanem obyczaj�w. Nazwy walet, kr�l
obra�aj� uszy patriot�w. Obmy�li�em i wykona�em now� tali� kart rewolucyjnych, w kt�rej
kr�l�w, damy, walety zast�puj� Wolno�ci, R�wno�ci, Braterstwa; asy otoczone r�zgami
liktorskimi nazywaj� si� Prawami... Zapowiada si�: Wolno�� trefl, R�wno�� pik, Braterstwo
karo, Prawo kier... Zdaje mi si�, �e karty te s� dobrze narysowane, mam zamiar da� je
rytowa� akwafort� u Desmahisa i wzi�� na nie patent.
I wyjmuj�c z teczki kilka akwarel� wyko�czonych figur, artysta poda� je handlarzowi rycin.
Obywatel Blaise nie przyj�� ich i odwr�ci� g�ow�.
� M�j ch�opcze � rzek� � zanie� to do Konwentu, kt�ry zaszczyci ci� mo�e specjalnym
pos�uchaniem. Ale nie spodziewaj si� wyci�gn�� cho� szel�ga ze swego nowego pomys�u,
kt�ry nowym nie jest. Przyszed�e� za p�no. Twoja rewolucyjna talia kart jest trzeci� z rz�du,
kt�r� mi przynosz�. Tw�j kolega Dugourc ofiarowa� mi w zesz�ym tygodniu karty do pikiety
z czterema Geniuszami, czterema Wolno�ciami, czterema R�wno�ciami. Proponowano mi
inn� tali�, z m�drcami, wodzami, Katonem, Rousseau, Hannibalem, nie wiem z kim
jeszcze!... A karty te mia�y nad twymi, m�j przyjacielu, t� wy�szo��, �e by�y grubo rysowane
i ryte na drzewie scyzorykiem. Jak�e ma�o znasz ludzi, skoro przypuszczasz, �e gracze
u�ywa� b�d� kart rysowanych w gu�cie Davida, a rytych na spos�b Bartolozziego! A i to jest
dziwnym z twej strony z�udzeniem, by tyle zachodu trzeba by�o dla zastosowania starych kart
do nowego porz�dku rzeczy. Poczciwi sankiuloci radz� sobie sami i poprawiaj� t�
nieprawomy�lno��, zapowiadaj�c �tyran� lub po prostu �gruba �winia�! Pos�uguj� si� swymi
brudnymi kartami i nigdy nie kupi� innych. Du�o potrzeba kart w szulerniach Palais-Egalite;
radz� ci i�� tam i zaofiarowa� swoje Wolno�ci, R�wno�ci i... jak tam powiedzia�e�?... Prawa
kier... krupierom i graczom... Wr�cisz potem i powiesz mi, jak ci� przyj�li!
Obywatel Blaise usiad� na ladzie, palcami strzepn�� �d�b�a tabaki ze swych ��tych
nankinowych spodni i, patrz�c na Gamelina z �agodnym wsp�czuciem, rzek�:
� Pozwolisz, obywatelu malarzu, bym da� ci dobr� rad�: je�li chcesz zarobi� na �ycie, porzu�
twoje karty patriotyczne, twoje symbole rewolucyjne, Herkules�w, Hydry, Furie �cigaj�ce
zbrodnie, twoich geniusz�w Wolno�ci, a maluj mi �adne dziewczyny. Zapa� obywateli do
odrodzenia si� stygnie z czasem, natomiast m�czy�ni zawsze b�d� kocha� kobiety. Maluj mi
�adne r�owiutkie kobietki z ma�ymi n�kami i r�czkami. I wsad� sobie w g�ow�, �e nikt si�
ju� nie interesuje Rewolucj�, nikt nie chce s�ysze� o niej.
Ewaryst Gamelin oburzy� si� na te s�owa.
� Co! Nie chc� ju� s�ysze� o Rewolucji? Ale� zdobycie wolno�ci, zwyci�stwa naszych armii,
kara na tyran�w zadziwia� b�d� najodleglejsz� potomno��! Jak�e my mieliby�my si� tym nie
przejmowa�?... Co? Sekta sankiuloty Jezusa przetrwa�a prawie osiemna�cie wiek�w, a kult
Wolno�ci mia�by by� zniesiony zaledwie po czterech latach istnienia! ?
Jan Blaise odpar� tonem wy�szo�ci:
� Ty tkwisz w marzeniu, m�j kochany, a ja w rzeczywisto�ci, w �yciu. Wierz mi, m�j
przyjacielu, Rewolucja nudzi: trwa za d�ugo. Pi�� lat zapa�u, pi�� lat ucisku, rzezi, przem�w,
�Marsylianki�, bicia w dzwony, �arystokrat�w na latarni�, g��w obnoszonych na dzidach,
kobiet jad�cych na armatach, drzew Wolno�ci wie�czonych czerwon� czapk�, starc�w i
dziewic w bia�ych szatach na ukwieconych wozach, pi�� lat wi�zie�, gilotyny, niedostatku,
afisz�w, kokard, pi�ropuszy, szabel, karmanioli � to du�o, bardzo du�o! Zreszt� zaczynamy
ju� nic nie rozumie�. Za du�o widzieli�my tych wielkich obywateli, kt�rych powiedli�cie na
Kapitol po to tylko, by ich str�ci� ze Ska�y Tarpejskiej: Necker, Mirabeau, La Fayette, Bailly,
Petion, Manuel i tylu innych. Kt� nam zar�czy, �e nie taki sam los czeka waszych nowych
bohater�w?... Ju� nic nie wiadomo!
� Wymie� ich, obywatelu Blaise, wymie� ich, tych bohater�w, kt�rych zamierzamy
po�wi�ci�! � rzek� Gamelin tonem, kt�ry przywo�a� handlarza rycin do ostro�no�ci.
� Jestem republikaninem i patriot� � odrzek� z r�k� na sercu. � Jestem takim�e
republikaninem, takim�e patriot� jak ty, obywatelu Ewary�cie Gamelin. Nie podejrzewam
twojej prawomy�lno�ci i nie oskar�am ci� bynajmniej o zmienno��. Wiedz, �e o mojej
prawomy�lno�ci i po�wi�ceniu dla sprawy publicznej �wiadcz� liczne czyny. Chcesz zna�
moje zasady, oto s�: zaufaniem swym darz� ka�dego, kto zdolny jest s�u�y� narodowi. Przed
lud�mi, kt�rych g�os publiczny powo�a� na niebezpieczne stanowiska dla sprawowania
w�adzy prawodawczej, jak Marat, Robespierre, korz� si� i got�w jestem pomaga� im w miar�
mych s�abych si�, zapewni� im wsp�dzia�anie dobrego obywatela. Komitety za�wiadczy�
mog� o mojej gorliwo�ci i po�wi�ceniu. Wesp� z dobrymi patriotami dostawia�em owies i
fura� dla naszej dzielnej konnicy, obuwie dla naszych �o�nierzy. Dzi� nawet wysy�am
sze��dziesi�t wo��w do Vernon dla armii po�udniowej, przez kraj roj�cy si� od rozb�jnik�w i
emisariuszy Pitta i Kondeusza. Ja nie rozprawiam; dzia�am.
Gamelin spokojnie w�o�y� swoje akwarele do teczki, zawi�za� je tasiemkami i wsun�� pod
pach�.
� Dziwna w tym sprzeczno�� � wyrzek� z zaci�ni�tymi z�bami � pomaga� naszym
�o�nierzom, roznosi� na �wiat wolno��, kt�r� u siebie zdradza si�, siej�c niepok�j i zam�t w
duszy jej obro�c�w... �egnam, obywatelu Blaise!
Nim zapu�ci� si� w uliczk� ci�gn�c� si� wzd�u� Oratoire, Gamelin, z sercem wezbranym
mi�o�ci� i gniewem, zwr�ci� wzrok na czerwone go�dziki kwitn�ce na parapecie okna. Nie
w�tpi� on o zbawieniu ojczyzny. Nieobywatelskim s�owom Jana Blaise przeciwstawia� swoj�
gor�c� wiar� rewolucyjn�. Musia� jednak przyzna�, �e ten kupiec nie bez pozoru s�uszno�ci
m�wi�, �e teraz lud paryski przestaje interesowa� si� wypadkami. Niestety! A� nazbyt
widoczne by�o, �e zapa� pierwszej chwili zast�pi�a og�lna oboj�tno�� i �e nie zobaczy si�
wi�cej tych na jeden ton nastrojonych t�um�w z roku osiemdziesi�tego dziewi�tego, tych
milion�w dusz harmonijnych, t�ocz�cych si� w dziewi��dziesi�tym roku ko�o o�tarza
skonfederowanych. Wi�c c�! Dobrzy obywatele podwoj� sw� gorliwo�� i �mia�o��,
rozbudz� drzemi�cy lud, daj�c mu do wyboru wolno�� lub �mier�. Tak duma� Gamelin, a
my�l o Elodii podtrzymywa�a jego odwag�.
Zaszed�szy na wybrze�e, ujrza� s�o�ce na widnokr�gu, w�r�d ci�kich chmur, podobnych do
g�r p�on�cej lawy; dachy miasta p�awi�y si� w z�otym blasku; szyby okien rzuca�y
b�yskawice. I Gamelin wyobra�a� sobie tytan�w, jak ze szcz�tk�w starych �wiat�w kuj� Dice,
gr�d spi�owy.
Nie maj�c k�sa chleba dla siebie i matki, marzy� o niesko�czonym biesiadnym stole
wszech�wiata, do kt�rego zasi�dzie odrodzona ludzko��. Tymczasem stara� si� przekona�
sam siebie, �e ojczyzna, jak dobra matka, wy�ywi swego wiernego syna. Nie daj�c pokona�
si� wzgardom handlarza rycin, wmawia� w siebie, �e jego pomys� kart rewolucyjnych jest
dobry i nowy i �e w tych udatnych akwarelach pod pach� trzyma maj�tek. �Desmahisowi
powierz� ich rytowanie � my�la�. � Wydamy sami te patriotyczne karty i w miesi�c
sprzedamy z pewno�ci� z jakie dziesi�� tysi�cy, po franku talia�. I niecierpliwie, chc�c jak
najpr�dzej urzeczywistni� ten projekt, skierowa� swe kroki na Quai de la Ferraille, gdzie nad
szklarzem mieszka� Desmahis.
Wchodzi�o si� do� przez sklep. Szklarzowa uprzedzi�a Gamelina, �e obywatela Desmahisa
nie ma w domu; malarza nie mog�o to zadziwi�, zna� bowiem kapry�ne i leniwe usposobienie
swego przyjaciela i dziwi� si� zawsze, jak przy takim braku wytrwa�o�ci m�g� tak du�o i tak
dobrze rytowa�. Gamelin postanowi� na� poczeka�. �ona szklarza poda�a mu krzes�o. By�a
mrukliwa i �ali�a si�, �e interesy �le id�, chocia� m�wiono, �e Rewolucja, rozbijaj�c szyby,
wzbogaca szklarzy.
Noc zapada�a; nie chc�c czeka� d�u�ej, Gamelin po�egna� szklarzow�. Przechodzi� w�a�nie
przez Pont-Neuf, gdy od strony Quai des Morfondus ukazali si� konni gwardzi�ci z
pochodniami. Roztr�cali przechodni�w i z wielkim szcz�kiem szabel eskortowali w�zek,
wolno wioz�cy na gilotyn� cz�owieka, kt�rego nazwiska nikt nie zna�, jakiego� by�ego
arystokrat�, pierwszego skaza�ca nowego Trybuna�u Rewolucyjnego. Spomi�dzy kapeluszy
stra�y wida� go by�o niewyra�nie; siedzia� ze zwi�zanymi na pl