10508
Szczegóły |
Tytuł |
10508 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10508 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10508 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10508 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karen Joy Fowler
Ich Prawdziwa Warto��
Taki czu� si� niemal tak, jakby by� sam. Zdawa� sobie z tego w pe�ni sprawa - przecie� w wi�kszym lub
mniejszym stopniu by� sam w�a�ciwie zawsze - ale
mia� wra�enie, �e jako� sobie z tym poradzi. Nie mia� zreszt� innego wyboru. Jego b��d polega� na tym, �e
spodziewa� si� przez pewien czas czego� innego.
Nad mostem wi�sz�cym, przerzuconym przez wyschni�t� rzek, pojawi�a si� druga gwiazda, drobna i matowa, po
czym do��czy�a do S�o�ca. Taki przeszed� przez
most i pospieszy� do domu; zbli�a�a si� naj�gor�tsza pora dnia.
Tu� przed nim co� zab�ys�o na dro�dze i Taki nachyli� si�, aby to pod�nie��. By� to jeden z wierszy Hesper,
prawie doko�czony. Le�a� na zewn�trz przez
ca�� noc. Taki od dawna ju� przesta� czytywa� wiersze Hesper; za�miast odzwierciedla� co� z jej �ycia, jakie
sp�dza�a tu z nim, by�y prze�pe�nione t�sknot�
za rzeczami i lud�mi z przesz�o�ci. Schowa� wiersz do kie�szeni. Przed drzwiami odkurzy� ubra�nie tward�
szczotk�, wisz�c nad wej��ciem, tak starannie,
jak tylko potrafi�, po czym uruchomi� kontrolk�. Roz�leg� si� cichy odg�os przypominaj�cy ssanie, kiedy drzwi
zamkn�y si� za nim ponownie.
Hesper przygotowa�a mu szklank� soku owocowego, ch�odzonego lodem, Taki wypi� go jednym haustem;
odci�ski jego brudnych r�k pokryty �lady palc�w Hesper,
s�abo widoczne na spotnia�ym szkle. Nap�j by� przes�o�dzony i wzm�g� tylko pragnienie.
Pomieszczenie przedziela�a kotara : niebieski materia� o kt�ry postara�a si� Hesper. W ten spos�b z jednej izby
uzyska�a dwie. Zza kotary dobieg� go
czyj� g�os. - Taki domy�li� si�, �e Hesper po raz nie wia�domo kt�ry wys�uchuje listu matki, listu
opowiadaj�cego o pogodzie na Ziemi i prze�yciach mi�osnych
jej m�od�szych kuzynek. List nadszed� ju� kilka tygodni temu, ale Taki starannie uni�ka� rozm�w, Kt�re
przypomnia�yby Hes�per, jak stare s� naprawd� te
wia�domo�ci. Skoro trzyma�a si� tak moc�no przekonania, �e �ycie jej rodziny rozgrywa si� na tej samej
p�aszczy��nie czasowej, co jej w�asne, to wi�docznie
owo samooszukiwanie by�o jej potrzebne. Wiedzia�a przecie�, jak wygl�da prawda. W tym czasie, jaki sp�dzi�a
tu z Takim, jej matka zesta�rza�a si� i w ko�cu
umar�a, a kuzyn�ki za�o�y�y bardziej lub mniej udane rodziny, albo te� pogodzi�y si� z �yciem w samotno�ci.
Listy, nadchodz�ce dosy� regularnie co jaki�
czas, by�y iluzj�, Odpowiedzi Hesper nast�powa��y a op�nianiem jednego ludzkiego �ycia.
Taki nachyli� si�, aby przej�� pod kotar� do drugiej izby. - Ale gor�co �powiedzia�, Jak gdyby by�o to co�
no�wego. Hesper le�a�a na brzuchu, ze skrzy�owanymi
w kolanach nogami. I stopami uniesionymi do g�ry, jaj twarz ton�a w d�ugich w�osach o barwie wysuszonej
trawy. Taki spogl�da� przez chwil� na ty� jej
g�owy.- Prosz� -Wyci�gn�� z kieszeni wiersz i po�o�y� obok jej d�oni. - Znalaz�em to na zewn�trz, z przodu.
Hesper wy��czy�a list i odwr�ci�a si� na wznak. Wiersz nie le�a� ju� teraz tu� przy niej. Stara�a si� nie patrze�
na Takiego. Mia�a zaczerwienione policzki,
co �wiadczy�o o tym, �e znowu p�aka�a. U�wiadomienie sobie tego faktu wzbudzi�o w nim mieszanin�
wsp�czucia i zniecierpliwienia, jak� odczuwa� ju� niejednokrotnie
przedtem i jaka ka�dorazowo wyka�cza�a go psychicznie.
- Z przodu - powt�rzy�a Hesper, a w jej g�osie zabrzmia� ostentacyjnie ton z�o�liwej oboj�tno�ci. - A w jaki
spo�s�b uda�o ci si� rozpozna� cz�� tej
pozbawionej wyrazu okolicy jako �prz�d"?
- Dzi�ki drzwiom. Mamy tu tylko jedne drzwi, a wi�c s� to drzwi fron�towe.
- Nle - zaprotestowa�a Hesper. �Gdyby by�y jeszcze drugie drzwi, mo�gliby�my podyskutowa�, kt�re z nich s�
tylne, a kt�re przednie. Poniewa� jednak mamy
wy��cznie jedne drzwi, nazywajmy je po prostu �drzwi". �Skierowa�a wzrok pionowo do g�ry. �U�ywasz s��w
tak beztrosko. To s�owa z innego �wiata. Tu zyska�y
inne zna�czenie.
Jej powieki dygota�y przez d�u�sz� chwil�, rz�sy pociemnia�y od �ez. �Rzecz nie tylko w tym, �e to mnie
z�o�ci, ale to mo�e te� zaszkodzi� twojej pracy.
- Moja praca to badania Men�w �odpar� Taki - a nie tworzenie nowe�go j�zyka.
Hespar zamkn�a oczy.
- Nie widz� tu �adnej r�nicy �o�wiadczy�a. Le�a�a tak w bezruchu, po czym otworzy�a z powrotem oczy i
spojrza�a mu prosto w twarz. - Nie mam ch�ci na
t� rozmow�. W og�le nie wiem, dlaczego j� zacz�am. Cof�nij to wszystko, odtworzymy t� scen� od nowa. Tym
razem b�d� mi�� kobietk�. Wejdziesz i powiesz
: "Kochanie jestem ju� w domu !", a ja zapytam, jak przeszed� ci poranek.
Taki chcia� ju� zwr�ci� jej uwag� na fakt, �e i ta scena pochodzi z in�nego �wiata, nie pasuje tu, kiedy nagle
us�ysza� zgrzyt zamka w drzwiach. Dostrzeg�,
jak twarz Hesper t�eje i blednie. Chwyci�a wiersz i wsun�a go sobie pod uwi�zan� w talii chust�. Zanim
zdo�a�a wsta�, w sypialni sta� ju� pierwszy Men.
Taki prze�lizn�� si� znowu pod ko�tar�, aby zamkn�� drzwi, zanim tem�peratura w domu wzro�nie. Pierwsze
pomieszczenie by�o pe�ne kurzu i r�ce, kt�re
wyci�gn�y si� ku niemu, kiedy przechodzi�, zostawi�y na jego ubraniu i ciele plamiste �lady. Naliczy� osiem
Men�w, otaczaj�cych go niczym �my, �my wielko�ci
ludzkich dzieci, ale o skar�owacia�ych, ow�osionych skrzyd�ach, cia�ach w kszta�cie klep�sydry i ko�czynach jak
kije. Natr�tnie kr�cili si� wok� niego,
zagl�dali do szafek, �ci�gali ze sto�u ta�my mag�netofonowe. Kiedy byli odwr�ceni do niego ty�em, m�g�
dostrzec symetrycz�ny uk�ad ciemnych plam, oznaczaj��cych
skrzyd�a. Wzory przywodzi�y na my�l ludzkie twarze, niezwykle smut�ne, powa�ne i zdecydowane. I by�y to
raczej twarze m�czyzn, takie przynaj�mniej odnosi�
wra�enie, chocia� Hes�per by�a innego zdania.
Grupa badawcza, kierowana przez Hansa Mene, kt�ra przed wieloma laty nawi�za�a po raz pierwszy ten
kontakt, uzna�a pomys� umieszczenia w swym sprawozdaniu
wzmianki o owych twarzach za zbyt niedorzeczny. Zamiast tego, za��czyli do sprawo�zdania zdj�cia, aby
przem�wi�y same za siebie. By� mo�e, pierwsi odkryw�cy
zadawali sobie to samo pytanie, co Hesper, kiedy Taki pokaza� jej po raz pierwszy te zdj�cia. Czy to
rzeczywi�cie twarz? A mo�e jest to tylko kolejny dow�d
potwierdzaj�cy d��enie cz�o�wieka do dostrzegania wsz�dzie swe�go podobie�stwa? Hesper zatytu�owa�a jeden
ze swych wierszy �Kuchenny b�g"; by�a to prawdziwa
historia ko�biety, kt�rej mniej wi�cej sto lat te�mu wyda�o si�, �e w stwardnia�ej pow�oce tortu dostrzeg�a obraz
Chrys�tusa. - Czy ONI widz� to samo?
�zapyta�a wtedy Takiego, ale pytanie to w odniesieniu do Men�w by�o nie na miejscu, gdy� - jak dot�d - nie by�o
mo�liwo�ci stwierdzenia, jak za�reagowali
na widok istot ludzkich �z przera�eniem czy aprobat� - jak�kolwiek bardziej uwa�na obserwacja oczu Men�w
pozwala�a dostrzec pew�n� g��bi�, co w spos�b
zdecydowany zmienia�o pierwsze wra�enie o obra�zie p�askim.
Taki uwa�a�, �e twarz Hesper r�w�nie� zmieni�a si� od owego dnia sprzed sze�ciu miesi�cy - ten okres przyj�li
za czas trwania podr�y �kiedy to powiedzia�a
mu, �e poleci z nim, a on pomy�la�, �e Hesepr chce to uczyni� z mi�o�ci. Przestudiowali mn�stwo materia��w
informacyjnych na temat Men�w i wtedy odczuwa�a
tylko jedno: wsp�czucie.
- Jakie to musi by� okropne - za�stanawia�a si� - kiedy kto�, kto umia� fruwa�, utraci� raptem t� umiej�tno��?
Jaki wp�yw ma taka strata na �wia�domo��
rasow� danego gatunku
- To sta�o si� tak dawno, �e z pew�no�ci� przesta�o by� traktowane jak strata - odpad wtedy Taki. -.Teraz to
tylko legenda, mit, w kt�ry nikt ju� chyba
nie wierzy. A mo�e nawet mniej, najwy�ej cichy szept w pami�ci tej rasy.
Nie trafi� jej do przekonania. - Ja�ka szkoda, �e oni nie pisz� wierszy �powiedzia�a. Ale z biegiem czasu
przesta�a uwa�a�, �e s� tak roman�tyczni. Ze
skwaszon� min� wesz�a do frontowego pokoju, gdzie krz�ta� si� Taki. Meni obst�pili ja natychmiast, muskaj�c
jej cia�o swymi nitkowatymi r�kami i wsuwaj�c
je nawet pod ubra�nie. Jeden z Men�w usi�owa� wepchn�� jej palec do ust i Hesper w ostatniej chwili zacisn�a
mocno war�gi. Utkwi�a wzrok w Takim. Z wyrzu�tem?
A mo�e b�agalnie? Taki nie zna�, si� za bardzo na odczytywaniu z oczu my�li innych. Odwr�ci� wzrok.
Zabawa zacz�a nudzi� Men�w; wy�chodzili w niewielkich grupach, cz�� jednak zosta�a jeszcze troch�, aby
poszpera� w skrzyniach stoj�cych w sypialni.
Wkr�tce odeszli r�wnie� oni I Hesper wraz z Takim zostali wresz�cie sami. Hesper obmy�a si�, tak do�k�adnie,
jak pozwala� na to skromny zapas wody. Taki
wymi�t� w tym cza�sie kurz. Zanim jeszcze sko�czy�, Hes�per podesz�a do niego i bez s�owa pokaza�a swoj�
opr�nion� szkatu�k� na klejnoty; bi�uteria nale�a�a
kiedy� do jej matki.
- Odnajd� je, kiedy tylko zrobi si� troch� ch�odniej - pocieszy� j� Taki. - Dzi�kuj�.
Meni zabierali zawsze jej rzeczy i tylko jej. Im bardziej odpychaj�cy wydawali si� jej, tym bardziej
fascy�nowa�a ich sw� osob�. Obmacywali ja, bobrowali
w jej rzeczach i nie by�o �adnej mo�liwo�ci zabezpieczenia zam�ka u drzwi przed ich zwinnymi r�ka�mi - nawet
gdyby Taki zgodzi� si� na porz�dne zamkni�cie,
on jednak i tak by� temu przeciwny.- Meni dotykali Hesper o wiele cz�ciej, ni� Taki, byli te� przy tym bardziej
natarczywi. Za�bierali jej bi�uteri�,
wiersze, listy, wszystkie te rzeczy, na kt�rych jej naj�bardziej zale�a�o, i Taki przypu�szcza� - mimo i� jego
badania nad gwarantowanymi przypuszczeniami
znajdowa�y si� jeszcze w zbyt wczes�nym stadium - �e potrafi� wyczyta� co� z tych przedmiot�w. Pierwsi
od�krywcy sadzili, �e Meni komunikuj� si� poprzez
telepati�. Je�eli tak by�o rze�czywi�cie, to przypuszczenia Takiego zawiera�y w sobie spor� cz�� praw�dy. Z
ca�� pewno�ci� przedmioty te, same w sobie
nie przedstawia�y �ad�nej warto�ci dla Men�w. Taki znajdy�wa� je ka�dorazowo wyrzucane w py� drogi tu�
obok wisz�cego mostu.
To, �e wszystko mo�na by�o odna�le�� potem bez �adnych trudno�ci, nie by�o dla Hesper �adnym
pocieszeniem, nadal czu�a si� zagro�ona. Przygoto�wa�a sobie
drinka i zamiesza�a meta�low� rurk� do picia. - Nie powinie�ne� na to pozwala� - powiedzia�a wreszcie, a Taki
zorientowa� si�, �e nie zamierza�a wszczyna�
znowu zna�nej od dawna sprzeczki, gdy� nie wy�powiedzia�a tej uwagi od razu. Doceni� jej trud w tym samym
stopniu, w jakim z�o�ci� go zaw�d, zwi�zany z
jej zachowaniem.
- To nale�y do mojej pracy - przy�pomnia� jej. - Musimy by� wobec nich bardzo przyst�pni. Ja ich badam. A
oni badaj� nas. Nie mo�na rozdzie�la� tych
dzia�a�, a ju� z ca�a pew�no�ci� nie mo�na liczy� na porozu�mienie, je�eli nie postaraj� si� o to obie strony
jednocze�nie.
- Pozwalasz im, by prowadzili ba�dania nad nami, przekazujesz im jed�nak fa�szywy obraz. S�dz�c po twoim
zachowaniu, musz� odnie�� wra�enie, �e wszyscy
ludzie naprzykrzaj� si� so�bie w ten spos�b. Czy przysz�o ci kie�dy� na my�l, �e u nich mog�yby obo�wi�zywa�
te same wzorce zachowa�? Je�eli tak w�a�nie
jest, to czego mogli�by�my nauczy� si� od siebie? �
Taki westchn�� g��boko. - T�sknota za nietkni�ta sfera intymno�ci nie jest mo�e tak pierwotna, jak
przypuszczasz. M�g�bym wyliczy� wiele ustroj�w istniej�cych
przed epok� plagi, kt�re nie d��y�y do tego. A je�eli chodzi o �wiadome fa�szowanie przekazu z ich strony - c�,
czy� nie jest to logiczne nast�pstwo faktu,
�e nie wysy�amy �adnych zespo��w badawczych? Czy nie zaszed�bym dalej, gdybym wsp�pracowa� z
socjologami, fizjologami i j�zykoznawcami? Ale niebezpiecze�stwo
zarazy wzrasta przy ka�dym na�st�pnym cz�owieku w stopniu zastrasza�j�cym. Nasza obecno�� by�aby zbyt
przemo�na. Oczywi�cie musz� by� nie�zwykle ostro�ny.
Je�eli chodzi o moje badania, to jeszcze d�ugo nie b�d� w stanie wyci�gn�� jakichkolwiek wniosk�w. Kiedy ich
odwiedzam...
- Aby pog��bi� �wiadomo��, �e tego typu wizyty odpowiadaj� zwy�k�ym zachowaniom cz�owieka... - Hes�per
rzuci�a na niego lodowate spoj�rzenie.
- Kiedy ich odwiedzam - m�wi� da�lej Taki - zachowuj� daleko id�c� ostro�no��. Swoje badania
przepro�wadzam tak pow�ci�gliwie, jak to tyl�ko mo�liwe.
- A na czym, twoim zdaniem, po�legaj� te badania? - zapyta�a Hes�per. Zacisn�a wargi na rurce i po�ci�gn�a.
Taki spogl�da� na ni� wnik�liwie, nie mog�c
opanowa� rozdra��nienia.
- Chcia�a� zaskoczy� mnie tym py�taniem? - zapyta�. - Moim zdaniem badam Men�w. A co ty s�dzisz na ten
temat? Co badam?
- To, co ludzie badaj� zawsze �odpar�a. - Ludzi.
Men�w nie widziano nigdy pojedyn�czo. Nigdy. Nigdy nie spotkano Me�na, kt�ry sam obserwowa�by zach�d
s�o�ca lub zanosi�by sw�j posi�ek do jakiej� odleg�ej
groty, aby zje�� go bez konieczno�ci dzielenia si� z kim� innym. Wszystko, co robili, czynili gro�madnie, i
chocia� Taki obserwowa� ich ju� od tygodni
i potrafi� rozr�ni� po�szczeg�lne osobniki, chocia� mia� ju� gotowe notatki o r�nych grupach, kt�re mia�y mu
pom�c w ustaleniu ewentualnych rodzin, przyja�ni
czy ze�spo��w roboczych, nie zdo�a� jeszcze doj�� do �adnych sensownych wnios�k�w.
R�wnie zniech�caj�ce okaza�y si� jego pr�by w dziedzinie komunikowa�nia si�. Pierwsze eksperymenty
prze�prowadzi� za pomoc� s��w, nie ocze�kuj�c w�a�ciwie
�adnej reakcji. Nie mia� poj�cia, w jaki spos�b mia�a�by si� u nich odby� transkrypcja fo�netyczna, chocia� z
pewno�ci� s�ysze�li. Nast�pnie pr�bowa� klaskaniem
i gestami, prostymi ruchami r�ki ozna�cza� przedmioty codziennego u�ytku, nie odni�s� jednak wra�enia, �e
jego wysi�ki zosta�y w og�le spostrze�one. Tamci
byli ca�kowicie roztargnieni, przemykali stale to tu, to tam. Spiry�tystyczny iloraz Takiego by� minimal�ny,
mimo to chwyci� si� r�wnie� tej mo�liwo�ci.
Zacz�� od prostej informa�cji. Ujmowa� na przyk�ad r�k� Mena i przyk�ada� j� sobie do policzka, sta�raj�c si�
jednocze�nie, aby w jego my�lach powsta�
obraz odpowiadaj�cy ruchowi. Kiedy nast�pnie wypuszcza� r�k�, kleiste palce Mena trwa�y jeszcze przez chwil�
na tym miejscu, albo te� odsuwa�y si� natychmiast
i wpe�za�y we w�osy lub zaczyna�y puka� o z�by. Z�by Men�w by�y spiczaste i drobne, Taki dostrzega� je tylko
wtedy, kiedy Meni jedli, zazwyczaj bowiem
pozo�stawa�y skryte w fa�dzie sk�rnej, kt�ra zakrywa�a r�wnie� niemal ca�kowicie ich oczy. Mo�liwe, �e ta
fa�da mia�a os�ania� usta i oczy przed py�em.
Taki doszed� do wniosku, �e twarze Men�w s� mniej wyraziste, ni� ich plecy. Od szyi w g�r� wydawali si� �lepi
i bez�duszni, jak p�ki kwiat�w. Chc�c od�r�ni�
jednego Mena od drugiego, Ta�ki spogl�da� na ich skrzyd�a.
Hesper ostrzeg�a go kiedy�, �e tu nie istnieje sztuka, a on zapyta� j� wtedy, dlaczego jest tego taka pew�na. -
Bo ich system komunikowa�nia si� jest
zbyt idealny - odpar�a. �Bezpo�rednio z jednego m�zgu do drugiego, bez nieporozumie�, bez po�trzeby
abstrahowania. Sztuka rodzi si� te stara�, by przezwyci�y�
niemo��no�� komunikowania si�. Sztuka ozna�cza stosowanie idealnych symboli, prawda? - Taki, kt�ry cz�sto
obserwowa� Men�w, jak czerpali wod� ze swych
podziemnych zbiornik�w, zasta�nawia� si� ju� od d�u�szego czasu, gdzie powinno przebiega� granica po�mi�dzy
narz�dziami a dzie�ami sztuki. Nie potrafi�
na przyk�ad znale�� �ad�nego sensownego powodu, dla kt�rego pojemniki na wod� by�y oznaczo�ne w �rodku
tak samo, jak cia�a Me�n �w.
Kiedy� uda� si� za nimi pod po�wierzchni� ziemi, w�skimi, z grubsza ociosanymi schodami w d�, w
ciem�no��. Kiedy nie by�o innego �r�d�a �wiat�a, Meni
sami emitowali promie�nie, chocia� dosy� s�abe. Nieraz pro�mieniowanie to by�o bardziej inten�sywne i Taki
odni�s� wra�enie, �e mia��o to zwi�zek z ich
�yciem seksual�nym. Ale r�wnie� w nik�ym blasku ich cia� Taki widzia� zupe�nie dobrze. Po�d��a� d�ugim
tunelem, tak niskim, �e musia� nachyla� si� przez
ca�y czas. Z przodu dobiega� go szum wody, a w�a�ciwie s�ysza� ten szczeg�lny rodzaj ciszy, kt�ry �wiadczy� o
tym, �e gdzie� w pobli�u musi by� woda. Jezioro
powsta�o najwidoczniej w spos�b sztuczny, zasilane za� by�o przez de�szcze, jakich nie do�wiadczy� tu, jeszcze
�aden cz�owiek. Tunel zw�zi� si� rap�townie.
Taki m�g�by jeszcze mimo to i�� dalej, ale nagle ogarn�� go l�k przestrzeni i czym pr�dzej wycofa� si� na
zewn�trz. Ciekawe, pomy�la�, jak Meni podeszli
do faktu, �e przysze�d�em tu bez Hesper?
Czy w og�le zwr�cili na to uwag�? Czy wyci�gn�li z tego jakie� wnioski, kt�re mog�y im si� przyda�?
- Ich wsp�ycie funkcjonuje ideal�nie - orzek�a Hesper. - Je�eli kiedy�kolwiek b�d� w stanie porozmawia� z
nami, to najwy�ej za pomoc� skrzy�de�.
To jasne, Hesper by�a poetk�. Jej �wiatem by� j�zyk.
Kiedy Taki spotka� j� po raz pierw�szy - na przyj�ciu wydanym przez je�go koleg� - zapyta� j�, czym si�
zaj�muje. - Nadaj� rzeczom nazwy �wyja�ni�a.
- Usi�uj� znale�� dla nich odpowiednie nazwy. - P�niej doszed� do przekonania, �e by�a to g�upia paplanina.
Nie m�g� zrozumie�, dla�czego to zagmatwane
stwierdzenie wy�war�o na nim wtedy tak olbrzymie wra�enie, podczas gdy prosta odpo�wied� �Pisze wiersze"
by�aby zupe�nie przejrzysta i jednoznaczna. Tak
samo ocenia� jej wiersze, uwa�a� je za nie�potrzebnie tajemnicze. W pewnym sen�sie zaklina�y czytelnika,
jednocze�nie jednak pozostawia�y go w przekona�niu,
�e wszed� na tym �le, �e zosta� oszukany; tak jakby chodzi�o o egza�min, na kt�rym si� nie popisa�. By�y to
wiersze niezwykle wyszukane i Ta�kiego kosztowa�o
wiele trudu, by je przeczyta�.
- Czy to o to chodzi�o? - pyta� j� ka�dorazowo po przeczytaniu wier�sza. - Czy to w�a�nie chcia�a� wyra�zi�? -
Ale ona odpowiada�a wtedy, �e wiersz musi
m�wi� sam za siebie.
- Kiedy wiersz znajduje si� ju� na papierze, nie mam na niego wp�ywu. Od tej chwili czytelnik decyduje o tym,
co on wyra�a i osi�ga. - Hesper mia�a szare
oczy o du�ych. wyrazistych t�cz�wkach, od kt�rych Taki doznawa� zawrotu g�owy. - Z tego wzgl�du mu�sisz
mie� racj�, zawsze. Wszystko zale�y od interpretacji.
Nawet je�eli w najmniejszym stopniu nie przypomina tego, co chcia�am wyrazi�.
Tym, czego Taki szuka� tak naprawd� w wierszach Hesper, by� on sam. Zazwyczaj czyta� je gorliwie, szukaj�c
chocia� cienia, kt�ry wskazywa�by na niego,
jakiegokolwiek punktu zaczepie�nia, �wiadcz�cego o tym, ile znaczy w jej �yciu. Nie znalaz� jednak nigdy,
niczego.
By�o to sprzeczne z wytycznymi, aby wysy�a� kogo� w pojedynk�. Oczywi��cie istnia�y argumenty za i tyle
samo przeciw, ale ostatecznie uznano izo�lacj�
pojedynczego badacza za zbyt okrutn�. W przypadku niewielkich pro�jekt�w okaza�o si� wskazane wysy�a�nie
grup trzyosobowych, ale przy ba�daniach trwaj�cych
d�u�ej dynamika grupowa w obr�bie takiego tria po�wodowa�a cz�sto powa�ne k�opoty. Za uk�ad idealny uznano
grup� dwuoso�bow� i Taki wiedzia�, �e ubiegali
si� o t� prac� Rawij i Heyen," ma��e�stwo przygotowane w�a�nie do tego typu bada�. Dziwi� si� do dzi�, �e
zamiast im zaproponowano to stano�wisko w�a�nie
jemu. I rzeczywi�cie nie mia�by �adnych szans na t� misj�, gdyby nie Hesper, kt�ra w przekony�waj�cy spos�b
okaza�a komisji egza�minacyjnej sw� gotowo��
towarzysze�nia mu. Na pewno zreszt� uczyni�a w tym kierunku du�o wi�cej. Musia�a wy�wrze� na kilku
cz�onkach komisji du�e wra�enie i przekona�a ich, �e
wy�kszta�cony ksenolog i poetka nadaj� si� bardziej ni� dw�ch wykszta�conych ksenolog�w. Komisja mia�a
pewne za�strze�enia co do ewentualnego zaka��enia,
do jakiego mog�o doj�� pomi�dzy dwoma wykszta�conymi zawodow�cami, ale Taki uzna� ten argument za
bezsensowny. - Co im takiego powie�dzia�a�? - wypytywa�
j� o przebieg egzaminu, ona jednak wzruszy�a tylko ramionami.
- Wiesz przecie� - odpar�a. �S�owa.
Podczas swojego egzaminu Taki za�tai� przed komisj� pewne fakty; fakty odnosz�ce si� do Hesper. Jej
humo�ry, silne przywi�zanie do matki, nie�pewny zwi�zek
z, nim samym. Powi�nien by� wiedzie�, �e to nigdy si� nie uda, ale w owym czasie pozwala� ma�mi� si� wiar�,
�e wszystko spada mu pod nogi, wystarczy si�
tylko nachy�li�. Czy mo�na by�o mie� mu za z�e, �e nie broni� si� przed tymi Czy mo��na by�o mie� mu za z�e,
�e uwierzy� w nag�� gotowo�� Hesper towarzyszeniu
mu? W jego odczuciu by�o to pewnego rodzaju r�wnanie. JE�ELI Hesper by�a gotowa rzuci� wszystko i uda�
si� z Takim, TO ZNACZY, �e Hesper kocha Takiego.
Normalny uk�ad ma��e�ski mo�na by�o rozwi�zywa� co pi�� lat; w tym przypadku chodzi�o o co� wi�k�szego.
Innego sensownego wyt�uma�czenia nie by�e.
W r�wnaniu tym kry� si� pewien spos�b rozumowania, jakiemu trudno by�o zaprzeczy�. A wi�c Hesper
ko�cha�a Takiego, gdy� zdecydowa�a si� towarzyszy� mu.
Oznacza to, �e kie�dy� Taki musia� uczyni� co� takiego, co spowodowa�o, i� Hesper przesta�a go kocha�. Gdyby
dowiedzia� si�, co to by�o, postara�by si�
sprawi�, by po�kocha�a go znowu. �Kochasz mnie?" Tylko raz zapyta� o to Hesper. By� zbyt dumny, by narzuca�
si� jej. �Mi��o�� to skomplikowane s�owo",
odpar��a wtedy, ale jej g�os przepe�niony by� nut� tak mi�kk�, tak osobliwie �agod�n�, �e Taki nie poczu� si� za
bardzo dotkni�ty.
Gwiazda dzienna wzesz�a ju� ponow�nie, kiedy Taki wr�ci� do domu. Hes�per przygotowa�a co� do jedzenia,
co pozwala�o mie� nadziej�, �e znajdu�je si�
dzi� w dobrym nastroju. Posi�ek sk�ada� si� mi�dzy innymi z czego� w rodzaju budyniu z tutejszych owoc�w,
kt�re uznali za dosy� smaczne. Hes�per nazwa�a
ten budy� �wiekiem trum�ny". Z pewno�ci� by� to jej �ci�le oso�bisty �art. Taki by� wdzi�czny za po�si�ek i za
�art, jakkolwiek nie zrozu�mia� go. Stara�
si� ogranicza� rozmo�w� do spraw bardziej powierzchow�nych i w tym celu zacz�� opowiada� jej o posiadanych
przez Men�w zbior�nikach na wod�. Kiedy wyrazi�
pogl�d, �e przedmiot, kt�ry nie jest a� tak u�yteczny, Jak m�g�by by�, stanowi dzie�o sztuki, Hesper roze�mia�a
si�. Przytoczy�a szereg przedmiot�w co�dziennego
u�ytku i za��da�a, by je okre�li�.
- Spinacz biurowy - powiedzia�a.
- Tu kszta�t nie zmieni� si� od stuleci. A wi�c nie jest to dzie�o sztu�ki - wyja�ni�.
- Agrafka?
Taki zawaha� si�. Na ile istotne by�o to wygi�cie na samym ko�cu �Nie - zadecydowa�. .- To nie sztuka.
- Szczotka do wtos�w.
- Z naturalnego wtosia?
- Drewniana r�czka.
- Sztuka. Z ca�� pewno�ci�.
U�miechn�a si�. - Mieszasz ozdob� i sztuk�. Ale czemu nie? Ka�da inter�pretacja jest dobra. Zjedz teraz
swo�je wieko trumny.
Sp�dzili ca�e popo�udnie sami, bez �adnych zak��ce�. Taki wzbogaci� do�kumenty o zapiski z rana i sprawdzi�
ta�my, Hesper nagra�a list, kt�rego adresat
nie mia� go nigdy otrzyma�, po czym nuci�a cicho Jak�� melodi�.
Tej nocy wyci�gn�� do niej r�k�, przesun�� lekko palcami po jej talii. Zesztywnia�a z lekka, ale uczyni�a
za�razem gest, stanowi�cy w jego odczuciu zach�t�
: przytkn�a mu d�o� do po�liczka. Kiedy jednak poca�owa� j�, jej wargi pozosta�y nieruchome. Zacz��
zachowywa� si� coraz gwa�towniej, powodowany ��dz�,
albo te� gniewem. Prosi�a go, by przesta�, on jednak nie s�ucha�. Po prostu nie by� w stanie, nie m�g� przesta�. -
Przesta� - powt�rzy�a i us�ysza�, jak
p�acze. - Oni s� tu. Prosz� ci�, Przesta� Oni nas obserwuj�!
- Oni badaj� nas - sprostowa� Taki. - Nie przeszkadzajmy im w tym�! Przeturla� si� nieco dalej i da� jej spok�j.
Byli w pokoju sami. Gdyby Meni przebywali
tu teraz, z pewno�ci� dostrzeg�by Ich, mimo ciemno�ci. �Hesper - odezwa� si� znowu - tu nikogo nie ma.
Le�a�a nieruchomo po swojej stronie ��ka. Przygl�da� si� linii jej plec�w, tam gdzie przechodzi�y w szyj�, I
na�gle odni�s� wra�enie, �e m�g�by j� przejrze�.
Widzia� teraz dok�adnie, jak jest zbudowana, jak wygl�da, i wtedy jego gniew ulotni� si�.
- Przykro mi - powiedzia�a Hesper, ale on nie uwierzy� jej. Mimo to zasn�� pierwszy. Nazajutrz z rana
przy�rz�dzi� sobie �niadanie sam, nie szy�kuj�c
nic dla niej, po czym wyszed�, zanim zd��y�a wsta�.
Meni gromadzili po�ywienie, suszyli �upiny, wystarczaj�co grube, by zacho�wa� wilgo� w owocach podczas
suszy drugiego okresu gwiezdnego, wygryzali w
nich dziurki owymi cienkimi jak ig�y z�bami. Cz�� z nich podesz�a do niego: witali si� dotykiem palc�w,
przeszukiwali mu kieszenie, wzi�li magnetofon
i zacz�li podawa� go so�bie z r�k do r�k, a� wreszcie kt�ry� z nich upu�ci� go w py� drogi.. Potem wzi�� si�
znowu do roboty. Taki pod�ni�s� magnetofon
i oczy�ci� go tak starannie, jak to by�o mo�liwe, a na�st�pnie usiad� i zacz�� ich obserwo�wa�, przy czym zwraca�
uwag� na ka�dy ich ruch; przede wszystkim
no�towa�, jak cz�sto dotykaj� si� wza�jemnie, chcia� bowiem dowiedzie� si�, co mog� oznacza� pojedyncze
gesty. Sympati�? Rozmow�? Przekazywane dalej rozkazy?
Nast�pnie uda� si� pod powierzch�ni� tym razem obra� inny tunel. Zde�cydowa� si� na taki, kt�ry nie zwꭿa�
si� za bardzo, ale i ten ko�czy� si� nad
tym samym jeziorem i takim sa�mym w�skim przej�ciem, jak tamten. Mimo to odwa�y� si� zapu�ci� dalej. Szed�
tak d�ugo, a� ugrz�z� w przej�ciu. Przed sob�
dostrzega �wia�te�ko, poczu� charakterystyczny dla Men�w zapach py�u, us�ysza� te� s�aby szelest i ruch, tak
jakby kto� pociera� jednym �d�b�em trawy o
drugie. Zatrzy�ma� si� i wyt�y� wzrok, aby dojrze� co� w tym nik�ym o�wietleniu. Efekt by� taki, jakby spojrza�
przez lornetk�, ale z drugiej strony.
Tunel zw�a� si� coraz bardziej, u jego wylotu mieli zapewne swoje domostwa Meni! Taki straci� nadziej�, �e
zdo�a tam dotrze�. Dopiero teraz przysz�o Mu
na my�l, �e w przeciwie�stwie do niego, Meni mieli �atwy dost�p do jego mieszka�nia. K�tem oka dostrzega
jaki� ruch, nie by� jednak pewien, czy to nie
z�udzenie. Poczu� lekki dotyk na karku i na wysoko�ci kolan - I przeszed� go dreszcz. "Odwr�ci� si� z trudem:
obok sta�a grupa Men�w, blokuj�c tunel. Poczu�
si� jak w pu�apce, w ostat�niej chwili powstrzyma� si� od gwa�townego ruchu i z wolna zacz�� torowa� sobie
drog� przez t�um Men�w, nie sprzeciwiaj�cych
si� temu, Ciemny dese� na ich skrzyd�ach odcina� si� wyra�nie od po�yskliwych cia�. Ludzkie twarze mala�y
stopniowo, a� w ko�cu znikn�y zupe�nie.
- Zostaw mnie w spokoju! - Wykrzykn�a Hesper. Taki spojrza� na ni� zaskoczony. Nie uczyni� nic, poza tym,
�e wszed� do sypialni; nie powiedzia� jeszcze
nawet jednego s�owa. - Zo�staw mnie w spokoju!
Nic nie wskazywa�o na to, �e wsta�wa�a ju� z ��ka. Le�a�a wsparta na podniesionej poduszce, na jej twarzy
odznacza�y si� jeszcze fa�dy zmi�to�szonego
prze�cierad�a. Najwidoczniej nie p�aka�a, ale w jej twarzy by�o co� dziwnego, co�, co go zaniepokoi�o.
- Hesper? - zapyta�. - Hesper? Ja�d�a� ju� co�? Zaraz ci co� przyrz�dz�. Hesper potrzebowa�a d�u�szej chwili,
zanim zdo�a�a mu odpowiedzie�. Kie�dy wreszcie
dosz�a do siebie, wygl��da�a tak, jak zwykle. - Dzi�kuj� �powiedzia�a. - Chyba rzeczywi�cie je�stem g�odna. -
Przesz�a wraz z nim do drugiego pokoju, otulaj�c
si� ko�cem. W�osy opada�y jej w nie�adzie na twarz. Nala�a sobie drinka, nast�p�nie opu�ci�a na pod�og� pusty
kieli�szek i nachyli�a si� po niego. Taki
odni�s� dziwne wra�enie, Jakby kieli�szek spada� zbyt wolno. Kiedy przybyli tu po raz pierwszy, uznali r�nice
w sile grawitacji za nieznaczn�; by�a niemal
taka sama jak na Ziemi. Jedyn� konsekwencj�, z jakiej nie zda�wa� sobie nawet tak zupe�ny sprawy, by�o
uczucie lekko�ci na sercu. Go�rzej znosi�a to Hesper:
skar�y�a si� na zaburzenia zmys�u orientacji I zawroty g�owy.
Przygotowa� na �niadanie zimny po�si�ek, kt�ry Hesper jad�a powoli, spo�gl�daj�c przy tym na swoje d�onie z
pewnego rodzaju fascynacj�. Taki od�wr�ci�
wzrok. - Widelec - odezwa�a si� nagle. Znowu spojrza� na ni�. U�miechn�a si�.
- Co prosz�?
- Widelec.
Teraz zrozumia�.
- Nie sztuka.
- Z czterema z�bami.
Nie odpowiedzia�.
- Z wygrawerowan� na r�czce r�.
-No dobrze, a wi�c dzie�o sztuki. Dzi�ki r�czce, nie z�bom. - Zdo�a� uspokoi� si� ju� troch�.
Kiedy opowiada� jej o tunelu, zjawi�li si� Meni. Wetkn�li do jej jedzenia swoje zakurzone palce i zacz�li w
nim babra�. Hesper od�o�y�a widelec i od�stawi�a
talerz. Wyci�gn�li ku niej r�ce, ale ona odsun�a je na bok. Nie da�wali za wygran� i Hesper zacz�a broni� si�
bardziej energicznie.
- Hesper odezwa� si� Taki.
Chc� tylko, aby zostawiono mnie w spokoju. A oni s� tak natr�tni. �Wsta�a; teraz znowu g�rowa�a nad
M�nami. Koc zsun�� si� na pod�og�. - Przylecieli�my
tu do was - wyja�ni�a Menom. - Nie widzieli�cie na�szego statku? Nie interesujecie si� tym? Lataniem? -
Roze�mia�a si� i za�macha�a ramionami w g�r� i
w d�, aby w ko�cu znieruchomie�, z r�kami rozstawionymi na boki. Meni ponownie wyci�gn�li do niej r�ce i
Hesper za�kry�a piersi d�o�mi. Uporczywie odtr��ca�a
ich, a� wreszcie sprzykrzy�o im si� to i wynie�li si� do sypialni. Nieba�wem powr�cili jednak, trzymaj�c jej
wiersze, i zatrzasn�li za sob� drzwi.
- Przynios� ci je z powrotem �obieca� Taki, ale Hesper odpar�a, �e to zbyteczne.
- Nie pisze ju� od tygodni - wy�ja�ni�a. - Je�eli sam tego nie zauwa��y�e�, to wiedz, �e odk�d tu jeste�my, nie
uko�czy�am �adnego wiersza. Utraci�am
te zdolno��. Tak samo jak wszystko inne. - Gestem rozpaczy chwyci�a si� obur�cz za w�osy. - Ale to nic. Moje
wiersze! To �adna sztuka!
- S�dzisz, �e jeste� odpowiedni� osob�, aby to oceni� - zapyta� Taki.
- Nie traktuj mnie Jak dziecko! �Hesper podesz�a znowu do sto�u i spojrza�a na talerze z resztkami �nia�dania,
zakurzonego przez dotyk r�k Men�w. - M�j
zmys� krytyczny nas ucierpia� jeszcze na tym wszystkim. Utraci�am jedynie zdolno�� tworzenia wierszy. - Zdj�ta
ze sto�u nakrycie, aby je zmy�, wrzuci�a
resztki do ku�b�a. - Moja poezja nigdy nie by�a wiele warta - powiedzia�a. - Jak my�lisz, dlaczego zdecydowa�am
si� tu przylecie�! Nie mia�am w�asnej sztuki
poetyckiej, pomy�la�am wi�c, �e b�d� mog�a wykorzysta� sztuk� Me�n�w. Przyby�am do �wiata pozbawio�nego
s��w. Mia�am nadziej�, �e wszystko si� wyja�ni.
Wiedzia�am te� jednak, �e to du�e ryzyko. - Porusza�a nerwowo r�kami. - Musisz wiedzie�, �e nie obarczam ci�
win�.
- Chod� tu i usi�d� na chwil�, Has�per! - powiedzia� Taki, ale ona po�trz�sn�a g�ow�. Powiod�a wzrokiem po
w�asnym ciele i przesun�a po nim d�o�mi.
- Sprawiamy im przykro�� wiesz o tym! Sprawiamy im przykro�� z powo�du naszych cia�.
- Jak na to wpad�a�? - zapyta�. - To logiczne. Mamy te ca�kowicie funkcjonalne cia�a. �adnych zb�dnych
skrzyde�. To �adna sztuka ! - Hesper podnios�a
koc i skierowa�a si� do sy�pialni. Kiedy podesz�a do kotary, za�trzyma�a si� na chwil�. - Ale uwiel�biaj� nasz�
samotno��. Moj� odebra�li mi ju�. Teraz
nie chc� zostawi� mnie w spokoju. - Gwa�townie machn�a praw� r�k�. Kotara wyd�a si�. �Id�cie st�d zawo�a�a
i przesz�a do drugiego pokoju.
Taki pod��y� za ni�. Poczu� strach. �Opr�cz nas nie ma tu nikogo, Hes�per - powiedzia�. Chcia� obj�� j�
ra�mieniem, odtr�ci�a go jednak i za�cz�a si�
ubiera�.
- Przesta� mnie ci�gle dotyka�! - ofukn�a go. Opad� na ��ko i pa�trzy�, Jak sznuruje buty.
Wychodzisz na zewn�trz, Hes�per? - zapyta�. Wybuchn�a �miechem.
- Hesper wysz�a ju� na zewn�trz �powiedzia�a. - Jest teraz miejscem i czasem, poza sam� sob�. Hesper
znik�n�a ca�kowicie z pola widzenia. Do�konano
w�amania do Hesper i skra�dziono j�.
Taki spl�t� mocno d�onie. - Prosz� ci�, Hesper, nie r�b mi tego! - b�aga�. - To naprawd� nie jest fair. Czy
kiedykolwiek ��da�em od ciebie zbyt du�o?
Przyj��em tylko to, co sama mi zaoferowa�a�. Nigdy nie bra�em wi�cej. Prosz� ci�, nie r�b mi tego !
Odszuka�a szczotk� i przesun�a ni� po w�osach. Taki wsta� i podszed� do niej; chwyci� j� mocno za ramiona,
usi�uj�c odwr�ci� twarz� do siebie. �Prosz�
ci�, Hesper?
Odtr�ci�a go machinalnie, tak jak�by nie czu�a w og�le u�cisku jego d�oni, i znowu zaj�a si� porz�dkowa�niem
fryzury. Kiedy znowu odwr�ci��a si� do
niego, jej twarz przybra�a ponownie sw�j normalny wyraz, ale w jaki� spos�b nie by�a to twarz Hes�per. Ta
twarz zaskoczy�a go ca�ko�wicie.
- Hesper nie ma ju� tu - powie�dzia�a. - Nale�y do nas. Utraci�e� j�. Jeste�my jednak gotowi podj�� z tob�
rokowania, chocia� nigdy tego nie zrozumiesz,
nigdy.
Wyci�gn�a r�k�, aby go dotkn��; po�o�y�a mu d�o� na policzku i nie cofn�a jej ju�.
przek�ad : Mieczys�aw Dutkiewicz