10499
Szczegóły |
Tytuł |
10499 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10499 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10499 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10499 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBERT E. HOWARD
JACK PETERS
CONAN W�ADCA MIASTA
TYTU� ORYGINA�U: THREE�BLADED DOOM
PRZEK�AD GRZEGORZ RUKAT
ROZDZIA� 1
OSTRZE W CIEMNO�CI
Gdy min�� ciemne przej�cie, us�ysza� za plecami szybkie, st�umione kroki. To ostrzeg�o
Conana. Obr�ci� si� z koci� szybko�ci� i zobaczy� pod �ukowatym sklepieniem wysok� posta�
zadaj�c� mu pot�ny cios. Na w�skiej, przypominaj�cej zau�ek, ulicy, by�o ciemno, ale Conan
dostrzeg� dzik�, brodat� twarz oraz b�ysk stali w uniesionej d�oni. Zobaczy� to, pr�buj�c
jednocze�nie skr�tem ca�ego cia�a, unikn�� �miertelnego uderzenia. N� rozerwa� mu koszul�.
Nim napastnik odzyska� r�wnowag� Cymeryjczyk chwyci� jego rami� i trzasn�� napastnika w
twarz, mocno zaci�ni�t� pi�ci�. M�czyzna pad� na ziemi� bez s�owa.
Conan stan�� nad nim, nas�uchuj�c w napi�ciu. W g�rze ulicy, za najbli�szym rogiem,
us�ysza� kroki kogo� w sanda�ach, oraz st�umione, stalowe pobrz�kiwania. Powiedzieli mu, �e
ulice Khorshemish w nocy b�d� �mierteln� pu�apk� dla maj�cego tu wielu wrog�w Conana.
Zawaha� si�, na wp� wyjmuj�c z pochwy wielki, obosieczny miecz, potem wzruszy�
ramionami i po�pieszy� w d� ulicy, omijaj�c z daleka ciemne, sklepione �ukami przej�cia,
pojawiaj�ce si� w �cianach budynk�w, wyznaczaj�cych ulic�. Skr�ci� w inn�, szersz� ulic� i
w kilka chwil p�niej stuka� delikatnie do drzwi, nad kt�rymi p�on�a oliwna lampa.
Drzwi otwarto prawie natychmiast i Conan szybko wkroczy� do �rodka.
� Zamknij drzwi!
Wysoki, zaro�ni�ty Kothyjczyk, kt�ry wpu�ci� Cymeryjczyka, zatrzasn�� ci�ki rygiel i
odwr�ci� si�. Zaniepokojony szarpa� swoj� brod� badaj�c wzrokiem przyjaciela.
� Twoja koszula jest rozci�ta, Conanie! � zagrzmia�.
� Jaki� cz�owiek pr�bowa� pchn�� mnie no�em � odpowiedzia� Conan. � Inni mnie
�ledzili.
Dzikie oczy Kothyjczyka rozb�ys�y, a jego muskularna r�ka spocz�a na r�koje�ci miecza
wisz�cego przy jego biodrze. Miecz mia� oko�o metra d�ugo�ci, lecz nie dor�wnywa�
mieczowi, kt�ry wisia� a boku Conana.
� Pozw�l nam wyruszy� i u�mierci� te psy! � nalega�.
Conan potrz�sn�� g�ow�. By� wysokim, wspaniale zbudowanym m�czyzn� i jego
powierzchowno�� wywo�ywa�a g��bokie wra�enie. Pot�na klatka piersiowa, pokryty
w�z�ami mi�ni kark i szerokie ramiona przedstawia�y obraz prawie pierwotnej si�y i
wytrzyma�o�ci. Poza tym, porusza� si� z mi�kko�ci� i swobod�, kt�ra zdradza�a mo�liwo��
b�yskawicznego dzia�ania.
� Niech odejd�. S� wrogami Akariona, kt�rzy wiedzieli, �e p�jd� do kr�la dzi� w nocy,
by prosi� go o �ask� dla niego.
� A co powiedzia� kr�l?
� Jest zdecydowany zniszczy� Akariona. Nieprzyjaciele Serota�czyka zatruli umys� kr�la
przeciwko niemu, a Akarion jest nieust�pliwy. Odm�wi� powrotu do Khorshemish i odparcia
oskar�enia o bunt. Kr�l przysi�ga, �e wyruszy w przeci�gu tygodnia, zr�wna Khrosh� z
ziemi� i zdob�dzie g�ow� Akariona, je�li on z w�asnej woli nie przyb�dzie i nie podda si�.
Wrogowie Akariona nie che� jego przyjazdu. Wiedz�, �e oskar�enia, kt�re rzucili, nie
utrzymaj si�, je�li ja b�d� go broni�. To dlatego pr�buj� osun�� mnie z drogi. Nie o�mielaj�
si� jednak uderzy� otwarcie. Chc� si� przekona�, czy zdo�am nak�oni� Akariona, by przyby� i
podda� si�,
� Tego W�dz Khroshy nigdy nie zrobi � powiedzia� Kothyjczyk.
� Prawdopodobnie nie, ale mam zamiar spr�bowa�. Akarion jest moim przyjacielem.
Obud� Medasha i przygotuj konie, ja tymczasem spakuj� rzeczy. Natychmiast ruszamy do
Khroshy.
Kothyjczyk ani s�owem nie sprzeciwi� si� nocnej podr�y przez Wzg�rza i nie wspomnia�
o p�nej porze. M�czy�ni towarzysz�cy Conanowi przywykli do trudnych wypraw i
nieludzkich godzin.
� A Slikh? � spyta� przed odej�ciem.
� Zostaje w pa�acu. Kr�l ufa Slikhowi bardziej ni� w�asnym stra�nikom i pragnie
zatrzyma� go jaki� czas, jako stra� przyboczn�. Jest niespokojny odt�d Imperator Brythunii
zosta� zamordowany przez tego fanatyka Gastona. Wrogowie Akariona prawdopodobnie
obserwuj� dom, ale nie wiedz� o drzwiach, kt�re prowadz� do zau�ku za stajniami.
Wymkniemy si� tamt�dy.
Pot�ny Kothyjczyk wkroczy� do wewn�trznej komnaty i potrz�sn�� m�czyzn� �pi�cym
tu na stercie futer.
� Obud� si�, synu diab�a. Ruszamy na wsch�d.
Medash, kr�py Zamora�czyk, usiad� ziewaj�c.
� Gdzie?
� Do miasta Serota�czyk�w, do Khroshy, gdzie ten zbuntowany pies Akarion bez
w�tpienia wyrwie nam wszystkim nasze serca � warkn�� Yarali Nakh.
Medash wstaj�c z ��ka u�miecha� si� szeroko.
� Nie kochasz Serota�czyka, ale on jest przyjacielem Conana.
Yarali Nakh rzuci� gniewne spojrzenie i zamrucza� co� pod nosem wychodz�c � godno�ci�
na wewn�trzny dziedziniec. Skierowa� si� ku stajni. Stajnia sta�a za wysokim ogrodzeniem i
nikt poza lud�mi Conana nie wiedzia�, �e ukryte drzwi ��cz� j� z alej� na ty�ach. Dlatego
wszystkie cienie, kt�re czai�y si� przy jego domu tej nocy, obserwowa�y inne fragmenty
posiad�o�ci w czasie, gdy ma�a grupa oddala�a si� ukradkiem ciemn� alej�. W p� godziny od
momentu, gdy Conan zapuka� do drzwi swojego domu, stukot kopyt na skalistej drodze poza
miastem da� �wiadectwo, �e trzech m�czyzn pojecha�o szybko na wsch�d.
*
Tymczasem w pa�acu, kothyjski kr�l do�wiadcza� niepokoj�w; jakie nawiedzaj� wszystkie
koronowane g�owy.
Wy�oni� si� z wewn�trznej komnaty z wyrazem zatroskania na twarzy i automatycznie
pozdrowi� wspaniale zbudowanego Slikha, kt�ry wypr�y� si� w pe�nej gotowo�ci postawie.
Kr�l skr�ci� w korytarz, daj�c znak r�k�, �e chce by� sam. Slikh pok�oni� si� i cofn�� zajmuj�c
z powrotem swoje stanowisko przy drzwiach, nie�wiadomie pieszcz�c pokryt� sk�r� rekina
r�koje�� swojej d�ugiej szabli.
Jego ciemne oczy pod��a�y za kr�lem id�cym wzd�u� korytarza. Wiedzia�, �e jego
przyjaciel Conan mia� prywatne trwaj�ce kilka godzin, spotkanie z kr�lem, z kt�rego wyszed�
z gwa�towno�ci� �wiadcz�c� o irytacji.
Spotkanie to by�o obecne r�wnie� w umy�le kr�la, gdy wkroczy� do ogromnej o�wietlanej
pochodniami komnaty i podszed� do okratowanego z�otem okna, kt�re wychodzi�o na �pi�ce
miasto. Rozmowa sta�a si� pierwsz� rys� w jego stosunkach z Cymeryjczykiem, kt�ry gra�
rol� nieoficjalnego doradcy, wywiadowcy i najemnego �o�nierza. Otoczony przez pot�ne
narody, kt�re u�ywa�y jego g�rzystego kr�lestwa jako pionka w swych grach o imperium,
kr�l silnie polega� na awanturniku z Pomocy, kt�ry udowodni� swoj� niezawodno�� mn�stwo
razy.
W�adca zmarszczy� brwi, by� wzburzony, spogl�da� ja�owo na kotar� os�aniaj�c� alkow�,
kt�rej zachowanie wskazywa�o na nasilaj�cy si� wiatr, poniewa� gobelin lekko si� ko�ysa�.
Rzuci� okiem na z�otem okratowane okno i zamar�. Cienkie zas�ony wisia�y nieporuszone.
Jednak kotara przy alkowie rusza�a si�
Kr�l by� pot�nym m�czyzn�, posiadaj�cym mn�stwo osobistej odwagi. Prawie
instynktownie skoczy�, chwyci� tkanin� i rozerwa� j� � sztylet w ciemnej d�oni wyprys� ze
szczeliny w materiale i uderzy� go prosto w pier�: Krzykn��. Padaj�c poci�gn�� przeciwnika
ze sob�. M�czyzna warcza� jak dzika bestia, jego rozszerzone oczy b�yszcza�y szale�stwem.
Sztylet rozerwa� kr�lewsk� szat�, ods�oni� kolczug�, kt�ra nie raz uratowa�a �ycie w�adcy.
Poza komnat� niski okrzyk odpowiedzia� na wo�anie kr�la o pomoc i wzd�u� korytarza
zadudni�y kroki biegn�cych. W�adca chwyci� napastnika za gard�o i nadgarstek r�ki, w kt�rej
by� n�, ale �ylaste mi�nie m�czyzny przypomina�y stalowe w�z�y. Gdy toczyli si� po
pod�odze sztylet �lizga� si� na kolczudze, rani�c kr�la w rami�, udo i d�o�. Morderca
przytrzyma� s�abn�cego w�adc� pod sob�, chwyci� go za gard�o i ponownie uni�s� n�. Co�
mign�o w �wietle pochodni, jak b��kitna b�yskawica i morderca oklap� z g�ow�
rozszczepion� a� do szcz�ki.
� Wasza Wysoko��, m�j Panie! � Slikh pod czarn� brod� by� blady. � Czy zgin��e�?
Nie, ty krwawisz! Spokojnie!
Odepchn�� trupa na bok i podni�s� kr�la. W�adca ci�ko �apa� oddech, ca�y by� pokryty
krwi�,, w�asn� i napastnika. Opad� na dywan, a Slikh zacz�� oddziera� pasma jedwabiu z
zas�on, aby opatrzy� jego rany.
� Sp�jrz! � sapn�� kr�l na co� wskazuj�c. By� w�ciek�y, d�o� mu si� trz�s�a. � N�!
N�!
Sztylet le�a� b�yszcz�c przy d�oni zabitego � dziwaczna bro� z ostrzem w kszta�cie w�a.
Slikh spojrza� i zakl�� pod nosem.
� Sztylet, Sztylet W�a! � wydysza� kr�l, w kt�rego oczach pojawi� si� strach. �
No�em tego rodzaju zabito Imperatora Brythunii i Kr�la Corynthii!
� Znak Ukrytych! � mrukn�� Slikh, niespokojnie przypatruj�c si� z�owieszczemu
symbolowi straszliwego kultu, kt�ry w ci�gu ostatnich, lat ci�gle uderza� w ludzi zajmuj�cych
wysokie stanowiska.
W pa�acu narasta� ha�as, ludzie biegali po korytarzach, wykrzykuj�c pytania o to co si�
wydarzy�o.
� Zamknij drzwi � zawo�a� kr�l. � Wpu�� tylko marsza�ka dworu*
� Ale potrzebujemy lekarza, Wasza Wysoko�� � zaprotestowa� Slikh. � Te rany nie
zasklepi� si� same, sztylet m�g� by� zatruty.
� Wi�c wy�lij kogo� po Hakima. Ukryci skazali mnie!
Kr�l by� odwa�nym cz�owiekiem, ale jego do�wiadczenie sprawia�o, �e trz�s� nim strach.
� Kt� przeciwstawi si� sztyletowi w ciemno�ciach, w�owi pod stopami, truci�nie w
pucharze wina? � odpar� Slikh.
� Slikh, id� szybko do domu Conana i powiedz mu, �e rozpaczliwie go potrzebuj�!
Sprowad� go do mnie! Je�li jest kto� w Koth, kto mo�e mnie ochroni� przed tymi ukrytymi
diab�ami, to tylko on!
Slikh uk�oni� si� i po�piesznie opu�ci� komnat�. Potrz�sa� z niedowierzaniem g�ow�,
wspominaj�c strach na obliczu, na kt�rym strach nigdy nie go�ci�.
Istnia� pow�d przera�enia kr�la. Obcy i straszliwy kult zrodzi� si� na ziemi. Kim oni byli,
jaki by� ich ostateczny cel, nikt nie wiedzia�. Nazwano ich Ukryci. Zabijali no�ami o kszta�cie
wij�cego si� w�a,; wykonanych ze z�ota, cz�sto zatrutych ostrzach. To wszystko co o nich
wiedziano. Ich agenci pojawiali si� nagle, uderzali i znikali, albo gin�li nie daj�c si� wzi��
�ywcem. Niekt�rzy uwa�ali ich za zwyk�ych fanatyk�w jakiego� kultu. Inni wierzyli, �e
dzia�ania sekty maj� znaczenie polityczne. Slikh wiedzia�, �e nawet Conan nie mia� �adnych
pewnych informacji. Ale by� prze�wiadczony o zdolno�ci Cymeryjczyka do pomocy i
ochrony przed tymi przebieg�ymi mordercami.
*
Trzy dni po po�piesznym opuszczeniu Khorshemish, Conan siedzia� w towarzystwie
jednego cz�owieka na szlaku, w miejscu, gdzie przekracza� on skalist� kraw�d� i opada� ku
miastu Khrosh�.
� Stoj� pomi�dzy tob� i �mierci�! � ostrzeg� m�czyzn� siedz�cego naprzeciw.
Cz�owiek ten poci�ga� w zamy�leniu sw� purpurowo zabarwion� brod�. By� pot�nie
zbudowany, mia� szerokie ramiona, a jego pas je�y� si� �d r�koje�ci sztylet�w. By� to
Akarion, w�dz nieposkromionych Serota�czyk�w, oraz absolutny zwierzchnik Khroshy i jego
trzystu dzikich wojownik�w.
Jednak na jego twarzy nie go�ci� najmniejszy cie� arogancji.
� Niech bogowie ci� b�ogos�awi�! Jednak kt� mo�e unikn�� swego przeznaczenia?
� Proponuj� ci spos�b osi�gni�cia pokoju z kr�lem:
Akarion potrz�sn�� g�ow� z fatalizmem charakterystycznym dla jego plemienia.
� Mam zbyt wielu wrog�w na dworze kr�lewskim. Gdybym uda� si� do Khorshemish,
kr�l da�by wiar� ich k�amstwom. Przywi�za�by mnie do s�upa na stosie, albo powiesi� w
�elaznej klatce, jako pokarm dla s�p�w. Nie, nie pojad�!
� Wi�c we� swoich ludzi i znajd� inn� siedzib�. S� miejsca na tych wzg�rzach, gdzie
nawet kr�l nie pod��y za tob�.
Akarion spojrza� w d�, wzd�u� stoku, na grup� wie� z kamienia, kt�re g�rowa�y ponad
otaczaj�cym osiedle murem z tego samego materia�u. Jego cienkie nozdrza rozszerzy�y, si�, a
w oczach rozb�ys� ciemny p�omie�, jak u or�a, kt�ry ogl�da w�asne gniazdo.
� Nie, na Croma! M�j klan posiada Khrosh� od czas�w Akara. Niech kr�l rz�dzi w
Khorshemish. Tu jestem u siebie!
� Kr�l tak samo w�ada Khrosh� � stwierdzi� przyby�y Yarali Nakh, kucn�wszy za
Conanem wraz z Medashem.
Akarion spojrza� w przeciwnym kierunku, gdzie szlak na wschodzie znika� pomi�dzy
stercz�cymi ska�ami. Na ska�ach kawa�ki bia�ego materia�u powiewa�y na gwa�townym
wietrze. Obserwuj�cy to wiedzieli, �e jest to odzie� �o�nierzy, kt�rzy strzegli przej�cia dzie� i
noc.
� Niech przyb�dzie � powiedzia� Akarion ponuro. � Utrzymamy miasto.
� Sprowadzi pi�� tysi�cy ludzi, z wie�ami obl�niczymi � ostrzeg� Conan. � Spali
Khrosh� i zabierze twoj� g�ow� do Khorshemish.
� Wiem o tym � zgodzi� si� Akarion spokojnie, niez�omnie i z przekonaniem, �e takie
jest przeznaczenie.
Conan, jak to cz�sto w przesz�o�ci, zdusi� narastaj�c� z�o��. Ka�dy instynkt jego zawzi�tej
natury, przeciwstawia� si� tej filozofii oboj�tno�ci. W tym momencie sytuacja przypomina�a
impas, nie odrzek� wi�c nic, tylko siedzia� patrz�c na ska�y na zachodzie, nad kt�rymi wisia�o
s�o�ce, kula ognia na ostrym wietrznym b��kicie.
Akarion przyjmuj�c milczenie Conana za uznanie pora�ki, oddali� problem niedba�ym
machni�ciem r�ki.
� Conanie � powiedzia� � jest co� co pragn� ci pokaza�. Tam na dole, przy tej
zrujnowanej chacie, kt�ra stoi poza murem miasta, le�y martwy m�czyzna, jakiego nigdy nie
widzia�em ani ja ani nikt z Khroshy. Nawet po �mierci wygl�da obco i strasznie; my�l�, �e nie
jest w og�le cz�owiekiem, ale �.
Ostry, d�wi�k okrzyku rozleg� si� echem pomi�dzy ska�ami na zachodzie i natychmiast
wszyscy czterej m�czy�ni, zerwali si� na r�wne nogi, patrz�c w tamt� stron�.
Wiatr przyni�s� odg�osy pe�nych z�o�ci wrzask�w. P�niej na urwisku pojawi�a si� jaka�
posta�, skacz�ca zr�cznie z wyst�pu na wyst�p. M�czyzna ta�czy� jak g�rski diabe�
wymachuj�c w��czni�; jego postrz�piony p�aszcz trzepota� na wietrze.
� Ohai, Akaronie! � wrzeszcza� walcz�c z porywami wiatru. � Jaki� cz�owiek podaj�cy
si� za Slikha, na ochwaconym koniu czeka za prze��cz�. ��da rozmowy z Conanem!
� Slikh! � sapn�� Conan, sztywniej�c. � Wpu�� go natychmiast!
Akarion potwierdzi� rozkaz rykiem, kt�ry zawibrowa� w powietrzu pomi�dzy urwiskami, a
wartownik wspi�� si� z powrotem po wyst�pach. Niebawem na prze��czy pojawi� si� je�dziec.
Ko� sprawia� wra�enie, �e padnie po ka�dym nast�pnym kroku. �eb mia� opuszczony, a sk�r�
pokryt� pian� i potem.
� Slikh! � wykrzykn�� Conan.
� Na Croma! � Slikh z grymasem na twarzy zsun�� si� sztywno na ziemi�. � S�usznie
zw� ci� Amra � Lew Pustyni! Nie wydaje mi si� aby� mia� wi�cej ni� godzin� przewagi
nade mn�, gdy przeje�d�a�em wrota Khorshemish, ale mimo mych wysi�k�w, zmiany
�wie�ych koni w ka�dej napotkanej wiosce, przez trzy dni nie mog�em ci� dogoni�.
� Twe wie�ci musz� by� pilne, Slikhu.
� S�, Conanie � zapewni� Slikh. � Kr�l wys�a� mnie za tob� z pro�b�, o tw�j
natychmiastowy powr�t do Khorshemish. Sztylet W�a uderzy� w kr�la!
Silne cia�o Conana st�a�o jak cia�o pantery wietrz�cej niebezpiecze�stwo.
� Opowiedz mi o tym � za��da�, a Slikh w kilku zwi�z�ych s�owach opowiedzia� o ataku
na kr�la.
� W twojej kwaterze dowiedzia�em si�, �e wyruszy�e� do Khroshy � powiedzia� Slikh.
� Wr�ci�em do pa�acu i kr�l pchn�� mnie w po�cig za tob�. Kaza� ci� sprowadzi�. Cierpia�
od ran i prawie umiera� z przera�enia.
� Czy powiedzia� co� o wypraw�, jak� planowa� poprowadzi� przeciwko Khroshy? �
spyta� Conan.
� Nie. Ale my�l�, �e nie opu�ci pa�acu a� do twojego powrotu. A na pewno nie do chwili,
kiedy jego rany wygoj� si�, je�li nie umrze od trucizny, kt�r� pomazano ostrze sztyletu.
� Otrzyma�e� od Przeznaczenia szans� � powiedzia� Conan do Akariona, a do Slikha
rzek�: � Id� do miasta, zjedz i wy�pij si�. Ruszamy do Khorshemish o �wicie.
Gdy pi�ciu m�czyzn ruszy�o w d� stoku, prowadz�c za sob� zm�czonego, ci�ko
st�paj�cego konia, Akarion spojrza� na Conana.
� Co o tym my�lisz? � spyta�.
� To, �e kto� poci�ga za sznurki w Aquilonii, Turanie albo w Stygii � odpowiedzia�
Cymeryjczyk.
� Doprawdy? Ja uwa�am Ukrytych za zwyk�ych fanatyk�w.
� Obawiam si�, �e s� czym� wi�cej � powiedzia� Conan. � Najwyra�niej jest to tajne
stowarzyszenie, kieruj�ce si� nie znanymi nam zasadami. Zauwa�y�em jednak, �e ka�dy
w�adca, kt�rego zabito czy zaatakowano by� sprzymierzony lub zaprzyja�niony z waszym
kr�lem. S�dz� wi�c, �e stoi za tym, kt�ra� z pot�g. Ale co chcia�e� mi pokaza�?
� Zw�oki w zrujnowanej chacie � Akarion skr�ci� w bok i poprowadzi� ich ku szopie. �
Moi wojownicy natkn�li si� na niego u st�p urwiska, z kt�rego spad� lub zosta� zepchni�ty.
Kaza�em im przynie�� go tutaj, ale zmar� w drodze mamrocz�c w obcym j�zyku. Moi ludzie
bali si�, �e sprowadzi on przekle�stwo na osad�. Uwa�aj� go za maga lub diab�a, i maj� ku
temu powody, � O jeden d�ugi dzie� drogi na p�noc, po�r�d g�r tak dzikich i ja�owych, �e
nikt nie mo�e tam mieszka�, le�y kraj, kt�ry zwiemy Tryptysthan.
� Tryptysthan! � zawt�rowa� Conan z�owieszczo. � Po aquilo�sku lub stygijsku znaczy
to Kraina R�, ale w j�zyku Corinthian oznace Kraj Upior�w.
� Tak, kraj wampir�w, z�y obszar czarnych turni i dzikich w�woz�w unikanych przez
rozs�dnych ludzi. Wydaje si� niezamieszka�y, jednak ludzie tam �yj�. Ludzie i demony.
Czasem kto� umiera, albo kobieta lub dziecko znika z odosobnionego szlaku i wtedy wiemy,
�e to ich robota. Spostrzegali�my i pod��ali�my za niewyra�nymi postaciami przemykaj�cymi
noc�, ale zawsze trop urywa� si� na pustym urwisku, kt�re tylko demon m�g�by przeby�.
Niekiedy s�yszeli�my g�osy demona odbijaj�ce si� echem po�r�d turni. D�wi�k ten obraca
serca m�czyzn w l�d.
Dotarli do ruin i Akarion otworzy� przekrzywione drzwi. W chwil� p�niej pi�ciu
m�czyzn pochyla�o si� nad kszta�tem le��cym na pod�odze. Posta� by�a obca i absurdalna:
niski, przysadzisty m�czyzna o szerokich, kwadratowych, p�askich rysach, koloru ciemnej
miedzi i w�skich sko�nych oczach � prawdziwy demon. Krew zastyg�a na g�stych, czarnych
w�osach w tyle jego g�owy. Nienaturalne po�o�enie da�a �wiadczy�o o z�amanych ko�czynach,
� Czy� nie ma wygl�du demona? � spyta� Akarion niespokojnie.
� To Quanag � odpowiedzia� Conan. � S� tysi�ce takich jak on w kraju sk�d przyby�,
daleko na wsch�d i nie s� to magowie ani demony. Ale co on tutaj robi�, tego nie umiem
zgadn�� �
Nagle jego ciemne oczy rozb�ys�y, chwyci� i rozdar� poplamion� krwi� szat�. Ukaza�a si�
poplamiona, we�niana koszula i Yarali, spogl�daj�c ponad ramieniem Conana wydal
gwa�towny okrzyk. Na koszuli, wyhaftowany karmazynow� nitk� tak, �e na pierwszy rzut oka
mo�na by go pomyli� z plam� krwi, ukaza� si� dziwny symbol. Ludzk� pi�� zaci�ni�ta na
r�koje�ci, z kt�rej wyrasta�o ostrze w kszta�cie wij�cego si� w�a.
� Sztylet W�a � wyszepta� Akarion, cofaj�c si� na widok przera�aj�cego emblematu,
kt�ry sta� si� symbolem przepowiadania �mierci, i, destrukcji dla w�adc�w.
Wszyscy spojrzeli na Conana, ale nikt nie rzek� s�owa. On patrzy� w d� na ponure god�o,
pr�buj�c po��czy� niejasny ci�g skojarze�, kt�re powsta�y; zamglone wspomnienia
staro�ytnego kultu z�a, kt�ry u�ywa� takiego samego symbolu dawno temu.
� Czy mo�esz rozkaza�, aby twoi ludzie zaprowadzili mnie do miejsca, gdzie znaleziono
tego cz�owieka, Akarionie? � spyta� w ko�cu.
� Tak, Conanie. Ale to z�e miejsce. Znajduje si� w W�wozie Demon�w, blisko granic
Tryptysthanu i�
� Dobrze. Slikh, ty i pozostali id�cie spa�. Wyruszamy o �wicie.
� Do Khorshemish?
� Nie. Do Tryptysthanu.
� Wi�c my�lisz�
� Nic nie my�l�; jeszcze. Wyruszamy na poszukiwanie prawdy.
ROZDZIA� 2
MROCZNY KRAJ
Zmierzch okrywa� poszarpany horyzont, gdy pochodz�cy z Khroshy przewodnik Conana
zatrzyma� si�. Przed nimi nier�wny teren przecina� g��boki kanion, za kt�rym wznosi� si�
zakazany obszar czarnych ska� i srogich urwisk. Przemiana szarych �upk�w, br�zowych
stok�w i czerwonawych g�az�w by�a nag�a, jakby kanion okre�la� wyra�ny geograficzny
dzia�. Za w�wozem nie, dostrzegli nic z wyj�tkiem dzikiego krajobrazu, przypominaj�cego
rumowisko pe�ne zniszczonych, czarnych ska�.
� Tam zaczyna si� Tryptysthan � powiedzia� Serota�czyk. Jego jastrz�bioocy
towarzysze instynktownie wydobyli no�e i zazgrzyta�y pochwy od wyci�ganych mieczy. �
Poza tym w�wozem, W�wozem Demon�w, zaczyna si� kraj przera�enia i �mierci. Nie
pojedziemy dalej, Conanie.
Conan przytakn��, jego przenikliwe spojrzenie sprawdza�o szlak, kt�ry wi� si� w d�
nier�wnego stoku a� do kanionu. By� to zanikaj�cy �lad staro�ytnej drogi, kt�r� jechali od
wielu mil. Wygl�da�o jednak, �e drog� u�ywano cz�sto i to niedawno.
Serota�czyk, domy�laj�c si� jego wniosk�w, kiwn�� g�ow�.
� Ten szlak jest u�ywany. Demony czarnych g�r przybywaj� nim i odchodz�. Ludzie,
kt�rzy pod��aj� za nimi, nigdy nie wracaj�.
Yarali Nakh szarpa� wojowniczo brod� i chocia� w g��bi ducha podziela� ich przes�dy,
zakpi�:
� Demony? Czy� demony potrzebuj� szlaku?
� Kiedy demony przyjmuj� ludzk� posta�, mog� chodzi� jak ludzie.
Medash mrukn�� co� w g��bi swojej g�stej brody. Slikh pozosta� niewzruszony. Jego
w�asna mitologia by�a pe�na potwornych demon�w, ale Slikh sk�pi� szacunku zabobonom
innych ras.
� Demony lataj� jak nietoperze! � zapewni� Yarali Nakh. Serota�czyk postanowi�
zignorowa� Kothyjczyka i wskaza� na omijany przez szlak, stercz�cy wyst�p.
� U st�p tego stoku znale�li�my cz�owieka, kt�rego nazwa�e� Quanagiem. Bez w�tpienia
jego brat demon k��ci� si� z nim i zepchn�� go.
� Bez w�tpienia pope�ni� b��d i stoczy� si� ze szlaku � mrukn�� Conan. � Quangowie to
ludzie pustyni. Nie nawykli do wspinaczek, a ich nogi s� wykrzywione i s�abe przez �ycie w
siodle. Kto� taki m�g� �atwo potkn�� si� na w�skim szlaku.
� Gdyby by� cz�owiekiem, to by� mo�e tak � ust�pi� Serota�czyk. � Jednak m�wi� �
bogowie!
Wszyscy, z wyj�tkiem Conana, drgn�li. Serota�czycy zbledli i unie�li miecze, spogl�daj�c
jak przestraszono wilki. Spomi�dzy ska� na po�udniu dotar� dziwny d�wi�k o szczeg�lnym
brzmieniu i ostro�ci, szorstki, przenikliwy ryk, wibruj�cy pomi�dzy ska�ami.
� To g�os demona! � wykrzykn�� jeden z wojownik�w, nie�wiadomie szarpi�c wodze
tak silnie, �e zwierze r��c przera�liwie cofn�o si�. � Panie, w imi� Vaala, b�d� rozs�dny!
Wracaj z nami do Khroshy!
� Jed�cie do swojej osady. Taka by�a umowa. Ja ruszam dalej.
� Akarion b�dzie Ci� op�akiwa� � przyw�dca grupy krzykn�� z wyrzutem ponad
ramieniem, potem kopn�� swego wierzchowca czym nak�oni� go do dzikiego galopu. �
Kocha ci� jak brata! W Khroshy nastanie �a�oba! Aie! Ahai! Ohee!
Jego lamenty zamilk�y po�r�d stukotu kopyt o kamienie, gdy Serota�czycy, ostro
ok�adaj�cy swe konie, wspinali si� w g�r� zbocza i znikali z pola widzenia.
� Uciekajcie, synowie beznosych matek � wrzasn�� Yarali Nakh, kt�ry nigdy nie omija�
okazji, aby da� upust plemiennym uprzedzeniom i pyszni� si� osobist� wy�szo�ci�, �
Napi�tnujemy wasze diab�y i przywleczemy za ogony do Khroshy. Zamilk�, gdy jego ofiary
umkn�y z pola s�yszalno�ci.
Conan i jego towarzysze zostali na swych rumakach sami, przy kraw�dzi kanionu, patrz�c
w kierunku, z kt�rego nadlecia� z�owieszczy odg�os.
Medash uni�s� si� nerwowo w siodle, a Yarali Nakh poszarpywa� obfit� brod� i spod oka
patrzy� na Conana, przypominaj�c przestraszonego wampira z metrow� maczet�. Ale, Conan
odezwa� si� do Slikba.
� Czy kiedykolwiek przedtem s�ysza�e� podobny d�wi�k?
Wysoki Slikh przytakn��.
� Tak, w g�rach �odzi, kt�rzy s�u�� diab�u.
Conan uni�s� wodze bez komentarza. On tak�e s�ysza� ryk trzymetrowych, spi�owych tr�b,
kt�re grzmia�y ponad nagimi, czarnymi g�rami odleg�ego Quanagu, w r�kach ogolonych do
go�ej sk�ry kap�an�w Erlika.
Yarali Nakh prychn��. On nie s�ysza� tych tr�b i jego nikt nie pyta� o rad�. By� tak
wojowniczo zazdrosny o uwag�; Conana, jak ulubiony pies go�czy jest zazdrosny o swego
pana. Wepchn�� swego konia przed Slikha tak, aby by� przy Conanie, gdy zje�d�ali stromymi
zboczami w purpurowym blasku zmierzcha. Wyszczerzy� z�by do Slikha, kt�ry by� zbyt
przyzwyczajony do takich przejaw�w niecywilizowanej pychy, aby si� obra�a� i powiedzia�
szorstko do cz�owieka, kt�rego przyja�� ceni� bardziej ni� cokolwiek na �wiecie:
� Teraz, gdy zostali�my zwabieni do tego kraju diab��w, przez zdradzieckie, serota�skie
psy, kt�re z pewno�ci� skradaj� si� z ty�u i poder�n� nasze gard�a podczas snu, co
zaplanowa�e� dla nas?
Tak m�g� warcze� stary, wierny pies na swego pana za to, �e g�aszcze innego psa. Conan
pochyli� g�ow� i splun��, aby ukry� u�miech.
� Rozbijemy ob�z dzisiaj w kanionie. Konie s� zm�czone i nie ma sensu boryka� si� z
tymi parowami w ciemno�ciach. Jutro przeprowadzimy troch� bada� i ma�y rekonesans. Nie
ma w�tpliwo�ci, �e, Quanag nale�a� do Ukrytych, Musia� w�drowa� pieszo, kiedy spad�. �
Gdyby jecha� konno, nie spad�by bez konia. Serota�czycy nie znale�li martwego zwierz�cia,
tylko martwego cz�owieka. Je�li by� pieszo, to jest pewne, �e znajdowa� si� blisko jakiego�
obozu czy spotkania. Quanag nie uszed�by daleko; tak naprawd�, na takim stoku nie uszed�by
wi�cej ni� paru metr�w. Im wi�cej o tym my�l�, tym bardziej wydaje mi si�, �e Ukryci
spotykaj� si� gdzie� w tym kraju za w�wozem. Tworzy on doskona�� kryj�wk�. Wzg�rza w
tym szczeg�lnym miejscu nie s� g�sto zamieszka�e. Khrosha jest najbli�sz� osad�, a le�y w
odleg�o�ci jednego dnia ostrej jazdy, jak si� przekonali�my. W�drowne klany trzymaj� si� z
dala, boj�c si� Serota�czyk�w, a ludzie Akariona s� zbyt przes�dni, by przekracza� w�w�z
niepotrzebnie. Ukryci, chowaj�cy si� gdzie� tam, mog� porusza� si� prawie niezauwa�eni.
Stara droga, kt�r� jechali�my wi�kszo�� dnia, by�a g��wnym szlakiem transportowym wieki
temu i ci�gle jest przejezdna dla ludzi na koniach. A co wa�niejsze, omija miejsca
zamieszka�e i obecnie nie jest u�ywana przez plemiona. Ludzie nim jad�cy mog� dotrze� na
odleg�o�� jednego dnia drogi od Khroshy, nie obawiaj�c si� spotkania kogokolwiek.
Pami�tam, �e ogl�da�em ten szlak na starych mapach, narysowanych na pergaminie wieki
temu. Szczerze m�wi�c, nie wiem co zrobimy. Przede wszystkim b�dziemy mie� oczy
szeroko otwarte i czeka� na rozw�j wydarze�. Nasze przeznaczenie � powie Conan bez
cynizmu � le�y w r�kach Croma.
� Tak by� musi � zgodzi� si� Yarali dono�nie.
Gdy zje�d�ali do kanionu, spostrzegli, �e szlak prowadzi w poprzek pokrytego ska�ami
terenu i w g��b w�skiego przepastnego w�wozu, kt�ry wpada� do kanionu z po�udnia.
Po�udniowa �ciana kanionu by�a wy�sza od p�nocnej i o wiele bardziej stroma. Pi�a si� w
g�r� jak ponury wa� obronny z masywnej, czarnej ska�y przerywanej co jaki� czas przez
w�skie, szczelinowate otwory prze�om�w. Conan wjecha� w gardziel, w kt�r� skr�ca� szlak i
pod��y� nim do pierwszego zakr�tu, odkrywaj�c, �e zakr�t jest pierwszym z szeregu p�tli.
Par�w biegn�cy pomi�dzy prostopad�ymi, skalnymi �cianami wi� si� i zakr�ca�, jak �lad w�a,
ciemno�� wype�nia�a go po kraw�dzie.
� T�dy ruszymy jutro � powiedzia� Conan, a jego ludzie kiwn�li w milczeniu g�owami,
gdy prowadzi� ich z powrotem do g��wnego kanionu, gdzie ci�g�e jeszcze pozosta�o troch�
�wiat�a. G�stniej�cy mrok wygl�da� upiornie. Stukot ko�skich kopyt wydawa� si� rozrywa�
ponur�, okrutn� cisz�.
Kilkadziesi�t metr�w na zach�d od parowu poch�aniaj�cego szlak, kolejny, w�szy jar
rozdziera� �ciany kanionu. Jego skaliste pod�o�e nie wskazywa�o na istnienie jakiejkolwiek
drogi. Zw�a� si� tak gwa�townie, �e Conan sk�oni� si� ku wnioskowi o �lepym ko�cu.
Mniej wi�cej w p� drogi, pomi�dzy tymi szczelinami parow�w, ale bli�ej pomocnej
�ciany, kt�ra by�a w tym miejscu urwista, tryska�o niewielkie �r�d�o w naturalnej niecce, w
wyp�ukanej przez wieki skale.
Przy �r�dle, w niszy przypominaj�cej jaskini�, ros�a rzadka trawa sucha i sztywna jak drut.
Tam sp�tali zm�czone konie, a przy �r�dle rozbili ob�z. Jedli, nie ryzykuj�c rozpalenia ognia,
kt�ry m�g� zosta� spostrze�ony z daleka, przez wrogie oczy, chocia� zdawali sobie spraw�, �e
ju� mogli zosta� odkryci przez ukrytych obserwator�w. Taka szansa zawsze istnieje w
g�rach. Namioty zosta�y w Khroshy. Derki roz�o�one na ziemi by�y i tak luksusem dla
Conana i jego twardych towarzyszy.
Ich pozycja wydawa�a si� strategiczna. Grupa nie mog�a zosta� zaatakowana z p�nocy z
powodu stromego urwiska; nikt nie m�j dotrze� do koni bez przej�cia przez ob�z. Conan
zabezpieczy� si� prze� niespodziankami z po�udnia, ze wschodu i z zachodu.
Wybra� ze swojej grupy dw�ch obserwator�w. Slikha umie�ci� na stra�y zachodniej strony
obozu, w pobli�u w�szego parowu, a Medash dosta� stanowisko blisko szczeliny
wschodniego jaru, kt�rym zgodnie z logik�, mog�o nadej�� niebezpiecze�stwo. Medash zaj��
ten posterunek zamiast Slikha, kt�rego przewy�sza� w dowolnym rodzaju walki, poniewa�
mia� zmys�y odrobin� bardziej czu�e ni� Slikh; zmys� ka�dego barbarzy�cy s� w naturalny
spos�b bardziej wyostrzone od specjalnie wytrenowanych zdolno�ci cywilizowanego
cz�owieka.
Ka�da wroga banda poruszaj�ca si� w g�r� lub w d� kanionu, czy wy�aniaj�ca si� z
ka�dego z jar�w, musia�aby min�� kt�rego� ze stra�nik�w, kt�rych czujno�� Conan
wypr�bowa� wiele razy w przesz�o�ci. P�niej w nocy on i Yarali Nakh zajm� ich miejsca.
Ciemno�� nadesz�a szybko. W kanionie wydawa�o si�, �e sp�ywa dotykalnymi falami po
czarnych stokach i s�czy si� z jeszcze ciemniejszych szczelin i parow�w. Gwiazdy migota�y
zimne, bia�e i bezosobowe. Wysoko tkwi�y zamy�lone, wielkie i mroczne g�ry, okrutnej i
pierwotne. Gdy Conan zasypia�, zastanawia� si�, jakich ponurych widowisk by�y �wiadkami
od pocz�tku Czasu i jakie nieludzkie istoty ukrywa�y si� po�r�d nich, nim nasta� cz�owiek.
Pierwotne instynkty drzemi�ce w ka�dym cz�owieku, staj� si� ostre jak brzytwa przez
�ycie w ci�g�ym ryzyku. Conan obudzi� si� natychmiast, gdy Yarali Nakh go dotkn��,
Cymeryjczyk wiedzia�, �e niebezpiecze�stwo wisia�o w powietrzu. To pe�ne napi�cia
dotkni�cie na jego ramieniu m�wi�o mu jasno o bliskim zagro�eniu.
Natychmiast podni�s� si� i ukl�k� na jednym kolanie z no�em w r�ku.
� O co chodzi?
Yarali Nakh kucn�� przy nim, jego gigantyczne ramiona rysowa�y si� niewyra�nie w
mroku. Oczy Kothyjczyka �wieci�y w ciemno�ci, jak oczy kota. Z ty�u, w cieniu urwiska,
niewidoczne konie porusza�y si� niespokojnie. By� to jedyny d�wi�k w nocnym kanionie.
� Niebezpiecze�stwo! � wysycza� Kothyjczyk. � Blisko nas, pe�za w ciemno�ci!
Medash nie �yje!
� Co?
� Le�y blisko ska�y, przy parowie, z gard�em przeci�tym od ucha do ucha. �ni�em, �e
�mier� skrada si� pomi�dzy nami, podczas naszego snu i l�k mnie obudzi�. Bez przerywania
twojego snu zakrad�em si� do wej�cia wschodniego parowu, i oto widz�, le�y tam Medash we
krwi. Musia� umrze� w milczeniu i nagle. Nie widzia�em nikogo i nie s�ysza�em niczego w
parowie, kt�ry jest tak czarny jak piek�o. Potem po�pieszy�em wzd�u� po�udniowej �ciany do
zachodniego parowu i nie znalaz�em nikogo! M�wi� prawd�, Mitra mi �wi�tkiem. Medash nie
�yje, a Slikh znikn��. Diab�y wzg�rz zamordowa�y jednego, porwa�y drugiego nie budz�c nas,
kt�rzy �pimy lekko jak koty! �aden d�wi�k nie nadbieg� z parowu, przed kt�rym Slikh mia�
posterunek. Nic nie widzia�em, nic nie s�ysza�em, ale czu�em czaj�c� si� tam �mier�. �mier�
o czerwonych oczach, straszliwie g�odn� i o palcach ociekaj�cych krwi�. Conanie, jacy ludzie
mogli bezg�o�nie poradzi� sobie z takimi wojownikami, jak Slikh i Medash? Ten w�w�z jest
naprawd� W�wozem �mierci!
Conan nie odpowiedzia�, tylko przykucn�� wyt�aj�c wzrok i s�uch w ciemno�ciach.
Jednocze�nie rozwa�a� zdumiewaj�ce zdarzenia jakie mia�y miejsce. Nie przysz�o mu na
my�l, �eby w�tpi� w histori� Kothyjczyka. M�g� zaufa� temu cz�owiekowi tak, jak ufa�
swoim oczom i uszom. To, �e Yarali Nakh m�g� wykra�� si� z obozu bez obudzenia jego
samego nie by�o niespodziank�, poniewa� Kothyjczyk nale�a� do tej rasy ludzi, kt�rzy
w�lizguj� si� nago, we mgle, do strze�onych namiot�w aquilo�skich �o�nierzy, aby kra��
bro�. Ale to, �e Medash zgin��, a Slikh rozp�yn�� si� bez odg�osu walki, by�o wprost
niemo�liwe. Mia�o to diabelski posmak.
� Kto mo�e wygra� z diab�em, Conanie? Wsi�d�my na konie i jed�my�
� S�uchaj!
Gdzie� tam go�a stopa plasn�a o skaliste pod�o�e, Conan wsta� bacznie wpatruj�c si� w
mrok. W ciemno�ciach poza obozom porusza�y si� jakie� kszta�ty. Jakie� cienie, odcinaj�c si�
od ciemnego otoczenia, podkrada�y si� do nich. Conan wyci�gn�� miecz, a n� wepchn�� z
powrotem do pochwy. Slikh by� gdzie� tam je�cem, prawdopodobnie znajdowa� si�
kilkana�cie metr�w od nich. Yarali Nakh kucn�� przy nim chwytaj�c sw�j miecz, teraz w
�miertelnym milczeniu, podobny do wilka na polowaniu, przekonany, �e stoj� w obliczu
ohydnych diab��w ciemnych g�r, ale gotowy do walki z lud�mi czy duchami, je�li Conan
tego pragn��.
S�abo widoczne kontury powi�ksza�y si� powoli, a Conan i Kothyjczyk cofn�li si� kilka
krok�w, �eby mie� ska�� za plecami i uchroni� si� przed otoczeniem przez te widmowe
postacie.
Uderzenie by�o nag�e, porywiste jak wiatr, gole stopy klapi�ce mi�kko a skaliste pod�o�e,
stal b�yskaj�ca w przy�mionym �wietle gwiazd. Conan w ciemno�ci widzia� jak kot, a oczy
Yarali Nakha mog�y nale�e� do kogo� urodzonego i wychowanego w przepastnej czerni
wzg�rz. Mimo to mogli dostrzec niewiele � tylko masywno�� swoich napastnik�w oraz
l�nienie stali. Uderzali i parowali ciosy instynktownie, kieruj�c si� bardziej wyczuciem ni�
wzrokiem.
Conan zabi� pierwszego m�czyzn�, kt�ry znalaz� si� w zasi�gu miecza, a Yarali Nakh
pobudzony przez �wiadomo��, �e ich wrogowie mimo wszystko s� lud�mi wyda� g��boki ryk
i wpad� w sza� wilczego okrucie�stwa. Sam g�rowa� nad otaczaj�cymi ich przysadzistymi
postaciami za� jego metrowej d�ugo�ci miecz wyprzedza� ostrza, kt�re si�ga�y ku niemu i ci��
g��boko. Stoj�c rami� przy ramieniu, maj�c �cian� za plecami byli obaj zabezpieczeni przed
atakiem z ty�u i flanki. Sta� d�wi�cza�a ostro, a b��kitne iskry wzlatywa�y o�wietlaj�c przez
chwil� dzikie brodate twarze. Wzmaga�y si� nieprzyjemne odg�osy kramu rze�nickiego,
odg�osy ostrych narz�dzi tn�cych cia�o i ko�ci. M�czy�ni krzyczeli lub charczeli z
przeci�tych garde�. Przez kilka chwil skr�cony, ludzki w�ze� wi� si� i wykrwawia� blisko
skalnej �ciany. Akcja by�a zbyt szybka, zaciek�a i �lepa, by kierowa� si� jakim� planem, czy z
g�ry przyj�t� my�l�. Ale przewag� mieli m�czy�ni przy skale. Widzieli tyle co i ich
przeciwnicy, ale byli silniejsi i zr�czniejsi; wiedzieli r�wnie�, �e kiedy uderzaj�, ich stal
zag��bia si� tylko w ciele wroga. Atakuj�cy mieli przewag� w swojej liczebno�ci i
ciemno�ciach, ale �wiadomo��, �e ciosem na o�lep mog� zabi� towarzysza musia�a studzi�
ich szale�stwo.
Conan robi�c uniki przed ciosami mieczy, znalaz� jeszcze czas na dokonanie
zadziwiaj�cego odkrycia. Trzykrotnie jego ostrze zgrzytn�o o co� ust�pliwego, ale nie do
przebicia. Ci ludzie nosili kolczugi. Ci�� tam, gdzie wiedzia�, �e s� nieos�oni�te uda, g�owy i
szyje, a m�czy�ni umieraj�c tryskali na niego krwi�.
P�niej atak odp�yn�� r�wnie nagle, jak zaistnia�. Atakuj�cy odst�pili i rozp�yn�li si�, jak
fantomy w ciemno�ci, kt�ra nie by�a ju� tak absolutna. Wschodnia kraw�d� kanionu
b�yszcza�a srebrnym ogniem wywo�ywanym przez wschodz�cy ksi�yc.
Yarali Nakh zaskowycza� jak wilk i splun�� za niewyra�nymi, uciekaj�cymi postaciami.
Krwawa plama pokrywa�a jego brod�. Potkn�� si� o jakie� cia�o, ci�� mieczem dziko w d� nie
u�wiadamiaj�c sobie, �e to trup. Wtedy Conan chwyci� jego r�k�, szarpn�� mocno, by go
powstrzyma�. Prawie zbi� Cymeryjczyka z n�g, gdy pr�bowa� si� wyrwa� i pogoni� za
wrogiem. Oddychaj�c gwa�townie, opad� na ziemi�, jak schwytany na lasso byk.
� Co robisz, idioto! Chcesz wpa�� w pu�apk�? Niech uciekaj�!
Emocje Yarali Nakha opad�y do stanu wilczej ostro�no�ci, co nie oznacza�o, �e jest mniej
gro�ny ni� b�d�c w szalonej furii. Dopiero wtedy pod��yli za niewyra�nymi postaciami
znikaj�cymi w szczelinie wschodniego parowu. Tam �cigaj�cy zatrzymali si� przygl�daj�c
bacznie ciemnej g��bi parowu. Gdzie� daleko w skale roztr�cane kamyki gruchota�y o
pod�o�e. Obaj m�czy�ni, jak nieufne pantery mimowolnie napi�li mi�nie.
� Psy, nie zatrzymuj� si� � zamrucza� Yarali Nakh, � Wci�� uciekaj�. Pod��amy za
nimi?
Nie powiedzia� tego z przekonaniem. Conan po prostu potrz�sn�� g�ow�. Nie �mieliby
nawet zag��bi� si� w t� ciemn� studni�, gdzie zasadzka mo�e grozi� �mierci� przy ka�dym
kroku marszu. Cofn�li si� do obozu i oszala�ych ze strachu koni, kt�re wprawia� w
przera�enie od�r �wie�ej krwi.
� Gdy ksi�yc wzejdzie na tyle wysoko, by o�wietli� kanion � rzek� Yarali Nakh �
wystrzelaj� nas z ukrycia.
� To ryzyko musimy podj�� � wyszepta� Conan. � Mo�e nie s� dobrymi �ucznikami.
Przy pomocy niewielkiego p�omienia z zapalonego suchego krzaka Conan zbada� czterech
martwych m�czyzn, kt�rych pozostawili napastnicy. Ma�y p�omie� �wiat�a przesuwa� si� od
twarzy do twarzy. Wszyscy mieli brody. Yarali Nakh spogl�daj�c ponad jego ramieniem
mrukn��:
� Czcidele diab�a, na pazury demon�w! Ragorsi! Synowie Menega Taurusa!
� Nic dziwnego, �e przekradaj� si� przez mrok jak koty � mrucza� Conan, kt�ry dobrze
zna� ludzi posiadaj�cych talent doskona�ego podkradania si�, nale��cych do staro�ytnego i
wstr�tnego kultu, kt�ry czci� Czerwonego W�a w �Mie�cie Seta.
Yarali Nakh wykona� gest obrony przed diab�ami, kt�re mog�y si� czai� w pobli�u miejsca,
gdzie ich czciciele zgin�li.
� Odejd�my st�d, Conanie. Nie przystoi aby� dotyka� t� padlin�. I Nic dziwnego, �e
morduj� i kradn� jak demony ciszy. S� dzie�mi nocy i ciemno�ci, maj� w sobie cechy
�ywio��w, kt�re da�y im �ycie.
� Ale co oni tu robi�? � zastanowi� si� Conan. � Ich ojczyzn� i jest Stygia i Miasto
Seta. Jest to ostatnia forteca ich rasy, do kt�rej wyp�dzili ich wrogowie. Quanag ze wschodu i
czciciele diab�a ze Stygii. Jaki tu istnieje zwi�zek?
Chwyci� szorstk� bawe�nian� szat� najbli�ej le��cego cia�a, co wywo�a�o natychmiastowy
sprzeciw Yarali Nakha.
� To cia�o jest przekl�te � skrzywi� si� Kothyjczyk, wygl�daj�cy jak zgorszony wampir,
z ociekaj�cym krwi� mieczem w r�ku i poplamion� brod�. Krew s�czy�a mu si� z wybitego
z�ba. � Dotykanie ich nie przystoi, wojownikowi takiemu jak ty. Je�li to musi zosta�
zrobione to pozw�l mi�
� Och zamilknij! Ha! Tak jak my�la�em!
Nik�y blask �wiat�a spocz�� na kaftanie, kt�ry okrywa� pot�n� klatk� piersiow� g�rala.
B�yszcza� tu podobny do plamy �wie�ej krwi, emblemat d�oni zaci�ni�tej na sztylecie o
kszta�cie w�a.
� Uaa! � odrzucaj�c skrupu�y, Yarali Nakh zdar� wierzchnie szaty z pozosta�ych trzech
zw�ok. Ka�dy nosi� na sobie znak pi�ci i sztyletu.
� Czy Quanagowie s� cywilizowani Conanie? � spyta� po drwili.
� Niekt�rzy tak. Ale cz�owiek w chacie u Akariona nie. Mia� spi�owane, ostre k�y. By�
wyznawc� Erlika, ��tego Boga �mierci, Kanibalizm jest elementem ich rytua��w�
� M�czyzna, kt�ry zabi� imperatora Brythunii by� Aesirem � zastanowi� si� Yarali
Nakh. � Niekt�rzy z nich tak�e potajemnie czcz� Menega Taurusa. Jednak w�adc� Corinthii
zamordowa� Kushyta, a do wicekr�la Zamory wystrzeli� z �uku Shemita. Co cywilizowani
ludzie robili w towarzystwie Quanag�w i Ragors�w, czcicieli diab�a?
� Po to tu jeste�my, by si� tego dowiedzie� � odpowiedzia� Conan gasz�c p�omie�.
Milcz�c przykucn�li w cieniu urwiska, podczas gdy �wiat�o ksi�yca, niesamowite i
upiorne, opanowywa�o kanion, a ska�y, wyst�py i zbocza przybiera�y swoje kszta�ty. �aden
d�wi�k nie przerywa� panuj�cej wok� ciszy.
Yarali Nakh w ko�cu podni�s� si� i stan�� wyra�nie o�wietlony przez magiczne promienie
ksi�yca. Stanowi� doskona�y cel dla kogo� czaj�cego si� u wej�cia do parowu. Nie rozleg� si�
jednak �aden d�wi�k.
� Co teraz?
Conan wskaza� na wyra�ne, ciemne plamy na nagim skalnym pod�o�u, kt�re ujawni�o
�wiat�o ksi�yca.
� Zostawili nam �lad, kt�ry dziecko mo�e rozpozna�.
Bez s�owa Yarali Nakh schowa� do pochwy sw�j n� i umocowa� �uk pomi�dzy zwojami
koca. Conan uzbroi� si� podobnie. Przymocowa� r�wnie� do pasa zw�j cienkiej, mocnej liny
zako�czonej kr�tkim �elaznym hakiem. Odkry� kiedy�, �e taka lina jest czasami bezcenna w
g�rach. Ksi�yc wzeszed� wy�ej i ca�kowicie o�wietli� kanion, przeci�gaj�c cienkie nitki
srebra wzd�u� �rodka parowu. Tyle �wiat�a wystarczy�o Conanowi i Yarali Nakhowi.
W �wietle ksi�yca zbli�ali si� do szczeliny z mieczami w d�oniach, obawiaj�c si�
�ucznik�w, kt�rzy mimo wszystko mogli si� tam ukrywa�, ale gotowi podj�� ryzyko
szcz�cia, zguby, bogactwa, czy czegokolwiek co czeka ludzi na szlaku w nieznane. Nie
nadlecia�a jednak �adna strza�a, �adne postacie nie przemyka�y po�r�d cieni. Krople krwi
znaczy�y skaliste pod�o�e g�sto. Najwidoczniej Ragorsi mieli kilku powa�nie rannych.
Conan pomy�la� o Medashu le��cym w kanionie bez kopca przykrywaj�cego jego da�o.
Teraz jednak nie nale�a�o traci� czasu na zmar�ych.
Zamora�czyk to bolesna przesz�o��, a Slikh by� wi�niem w r�kach ludzi, kt�rych
mi�osierdzia nikt nie zazna�. Cia�em Medasha mo�na b�dzie zaj�� si� p�niej. Teraz
najpilniejszym zadaniem by�o wy�ledzenie Ragors�w i wydostanie od nich Slikha nim go
zabij�, je�li nie zrobili tego do tej pory.
Bez wahania ruszyli parowem z uniesionymi mieczami. Poruszali si� pieszo, bo uwa�ali,
�e ich wrogowie tak�e uciekaj� na w�asnych nogach, a konie maj� ukryte gdzie� w g�rze
parowu. W tak w�skim i wyboistym w�wozie je�dziec by�by w bardzo niekorzystnej sytuacji
w razie jakiej� potyczki.
Przy ka�dym zakr�cie parowu oczekiwali zasadzki, ale krwawy �lad ci�gn�� si� dalej i
�adna posta� nie zagrodzi�a im drogi. Krople krwi nie by�y ju� tak g�ste, ale w
wystarczaj�cym stopniu oznacza�y drog�.
Conan przy�pieszy� krok maj�c nadziej�, dop�dzenia Ragors�w, kt�rzy teraz rzeczywi�cie
wydawali si� ucieka�. Mieli przewag�, kt�ra prawdopodobnie gwa�townie mala�a, bo jak
uwa�a�, nie�li jednego lub wi�cej rannych i byli obarczeni wi�niem, kt�ry na pewno sprawia�
wi�cej k�opotu ni� pomaga�. S�dzi�, �e Slikh �yje poniewa� nie znale�li jego cia�a. Gdyby
Ragorsi zabili go, to nie mieli powodu ukrywa� zw�ok.
Droga opada�a stromo, jar zw�a� si� i rozszerza�. Nagle za zakr�tem pojawi� si� nast�pny
kanion maj�cy tylko kilkadziesi�t metr�w szeroko�ci i ci�gn�cy si� w przybli�eniu ze
wschodu na zach�d. �lad krwawych kropel bieg� wprost ku pionowej po�udniowej �cianie� i
urywa� si�.
Yarali Nakh mrukn��:
� Serota�skie psy m�wi�y prawd�. �lad znika przy urwisku, kt�re tylko ptak rab demon
m�g�by pokona�.
Conan zatrzyma� si� u st�p urwiska, zaskoczony. Zgubili pozosta�o�� staro�ytnego szlaku
w W�wozie Demon�w, ale t� drog� przybyli bez w�tpienia Ragorsi. Krew pokrywa�a szlak u
st�p urwiska � p�niej znika�, jak gdyby ci, kt�rzy krwawili rozp�yn�li si� w powietrzu.
Przebieg� wzrokiem po pionowej �cianie, kt�ra wznosi�a si� na wysoko�� kilkudziesi�ciu
metr�w. Bezpo�rednio nad nimi, oko�o pi�ciu metr�w nad ich g�owami, stercza� w�ski wyst�p
skalny, d�ugo�ci trzech czy pi�ciu i szeroko�ci oko�o jednego metra. Wydawa�o si�, �e nie jest
to rozwi�zanie tajemnicy, ale w po�owie drogi do wyst�pu Conan zobaczy� na skale nik��
czerwon� plam�.
Kieruj�c si� t� wskaz�wk� Conan rozwin�� swoj� lin�, zakr�ci� obci��ony koniec nad
g�ow� i rzuci� w g�r�. Hak uderzy� w kraw�d� wyst�pu i zaczepi� si�. Conan wspi�� si� po
cienkiej i g�adkiej linie tak szybko i swobodnie, jakby by�a to drabinka sznurowa. Po
przep�yni�ciu wielu m�rz zyska� do�wiadczenie we wspinaniu si� po linach przy ka�dym
rodzaju pogody.
Gdy mija� plam� na kamieniu, przekona� si�, �e by�a to krew. Ranny zosta� wci�gni�ty na
skalny wyst�p, lub wspina� si� sam, i zostawi� taki �lad.
Yarali Nakh, poni�ej, niepokoi� si�. Trzyma� w r�kach �uk i pr�bowa� uzyska� lepszy
widok na wyst�p. Na przemian krytykowa� post�powanie swojego towarzysza i zaklina� go o
zachowanie ostro�no�ci. Jego pesymistyczna wyobra�nia zaludnia�a skalny wyst�p
niewidocznymi mordercami le��cymi p�asko na skale. Jednak p�ka okaza�a si� pusta, kiedy
Conan przeczo�ga� si� przez kraw�d� skaln�.
Pierwsz� rzecz� jak� zobaczy� by� ci�ki, metalowy pier�cie� osadzony g��boko w skale
tak nisko, �e z do�u nikt go nie m�g� dostrzec. Metal l�ni�, jakby wytarty przez cz�ste
u�ywanie. Krew pokrywa�a obficie miejsce, gdzie kto� przeczo�ga� si� nad pier�cieniem,
musia� wspi�� si� po linie do niego przymocowanej, � A mo�e zosta� wci�gni�ty.
Krople krwi plami�ce ska��, prowadzi�y po przek�tnej do pionowej ska�y, kt�ra w tym
miejscu okaza�a si� do�� zwietrza�a. Poza tym Conan zobaczy� co� innego, zamazany, ale
niew�tpliwy czerwony odcisk palc�w na kamieniu. Sta� bez ruchu przez kilka chwil, nie
zwa�aj�c na nawo�ywania Yarali Nakha, i bada� szczelin� w skale. W ko�cu po�o�y� d�o� na
skale ponad krwawym odciskiem palc�w i pchn��. Natychmiast, g�adko, cz�� skalnej �ciany
obr�ci�a si� w g��b i ukaza� si� w�ski tunel, s�abo o�wietlony przez ksi�yc l�ni�cy gdzie� w
g��bi.
Ostro�ny, jak skradaj�ca si� pantera wkroczy� do �rodka i od razu us�ysza� okrzyk
przestraszonego Yarali Nakha, dla kt�rego Conan wst�pi� po prostu w lit� ska��. Conan
wychyli� si� z korytarza, by zbeszta� swego zdumionego towarzysza i nakaza� mu spok�j.
P�niej podj�� na nowo poszukiwania.
Tunel okaza� si� kr�tki. �wiat�o ksi�yca wlewa�o si� do niego z przeciwnej strony. Drugi
koniec korytarza ko�czy� si� rozpadlin�. �wiat�o wpada�o z g�ry do rozpadliny, kt�ra bieg�a
prosto przez jakie� trzydzie�ci metr�w, a potem nagle zakr�ca�a. Dalsza obserwacja nie by�a
mo�liwa. Koniec rozpadliny przypomina� ciecie no�em przez lit� ska��.
Wrota, przez kt�re wszed�, tworzy�a nieregularna p�yta wisz�ca na pot�nych, dobrze
naoliwionych, �elaznych zawiasach. P�yta pasowa�a idealnie do otworu, a jej nieregularny
kszta�t powodowa�, �e szczeliny wprost zlewa�y si� z naturaln� erozj� skalnej �ciany.
Drabina sznurowa o ci�kich pokrytych sk�r� szczeblach le�a�a zwini�ta na skalnej p�ce
wewn�trz tunelu. Conan wr�ci� z ni� do wyst�pu. Wci�gn�� i zwin�� � swoj� lin�, potem
umocowa� drabin� i spu�ci� j� na d�. Yarali Nakh wdrapa� si� z szale�cz� niecierpliwo�ci�,
chc�c ponownie znale�� si� u boku przyjaciela.
Zakl�� cicho, gdy zrozumia� tajemnic� znikaj�cego �ladu.
� Ale dlaczego wrota nie s� zaryglowane od �rodka?
� Prawdopodobnie ludzie ci�gle wchodz� i wychodz�. M�czy�ni na zewn�trz mog�
rozpaczliwie pragn�� wej�� bez zwracania niczyjej uwagi. Szansa, �e przej�cie zostanie
odkryte jest niniejsza ni� jeden do tysi�ca. Nie odkry�bym go, gdyby nie �lady krwi; to
przeczucie kaza�o mi pchn�� ska��.
Yarali Nakh chcia� natychmiast zag��bi� si� w rozpadlinie, ale Conan sta� si� ostro�ny. Nie
s�ysza� ani nie wiedzia� nic co �wiadczy�oby o obecno�ci stra�y, jednak nie wierzy�, �e ludzie,
kt�rzy okazali tak wiele kunsztu w ukryciu swego kr�lestwa pozostawiliby bez ochrony
wej�cie, mimo nieznacznych szans na jego odkrycie.
Wci�gn�� sk�rzano�sznurow� drabin�, zwin�� j�, po�o�y� na skalnej p�ce i zamkn�� wrota
przecinaj�c obieg ksi�ycowego �wiat�a i pogr��aj�c ten koniec tunelu w ciemno�ci. Rozkaza�
Yarali Nakhowi, aby czeka� na jego powr�t. Kothyjczyk zakl�� szeptem, ale, Conan uwa�a�,
�e jeden cz�owiek lepiej zbada teren za tajemniczym zakr�tem i jak zwykle postawi� na
swoim. Yarali Nakh kucn�� w ciemno�ci przy wej�ciu bior�c w obj�cia w�asne kolana i
mamrocz�c kl�twy. Conan poszed� tunelem w kierunku rozpadliny.
By�a to zwyk�a skalna szczelina w pot�nej masie skalnej. Nieregularny, ostro zarysowany
fragment kraw�dzi widoczny na tle usianego gwiazdami nieba, wznosi� si� dziesi�tki metr�w
ponad g�ow� Conana. Jednak wystarczaj�ca ilo�� �wiat�a ksi�ycowego dociera�a na dno
rozpadliny. Wystarczaj�ca dla kocich oczu Conana.
Nie dotar� jeszcze do zakr�tu, gdy przed niebezpiecze�stwem ostrzeg� go odg�os krok�w. Z
trudno�ci� ukry� si� za od�amem ska�y, kt�ry odpad� kiedy� od jednej ze �cian. Pojawi� si�
stra�nik. Szed� leniwie, zachowuj�c si�, jak kto� dokonuj�cy niedbale rutynowego zadania,
chroni�cy � w swoim przekonaniu niedost�pnego azylu. By� to przysadzisty Quanag o
miedzianej cerze i szerokich ustach. Generalnie jego powierzchowno�� przypomina�a nieco
opisy demon�w, w kt�re obfitowa�y legendy Wzg�rz.
Gdy mija� kryj�wk� Conana jaki� mroczny instynkt kaza� mu si� b�yskawicznie odwr�ci�.
Natychmiast uni�s� miecz, obna�y� z�by, zaskoczony warkn��. W tym momencie jednak
stalowe spr�yny mi�ni Conana rozpr�y�y si� i momentalnie znalaz� si� na r�wnych nogach.
Gdy ostrze przeciwnika opada�o ju� w d�, uderzy� swoim mieczem. Quanag pad� jak w� z
okr�g�� g�ow� przeci�t� do szcz�ki.
Conan przykucn�� bezszelestnie, spogl�daj�c wzd�u� korytarza skalnego. Poniewa� �aden
d�wi�k nie wskazywa� na obecno�� kogo� innego w pobli�u, zaryzykowa� ciche gwizdni�cie,
kt�re sprowadzi�o p�dz�cego na �eb na szyj� Yarali Nakna. Oczy mu b�yszcza�y ch�ci� walki.
Wyda� pe�en ekspresji okrzyk na widok trupa.
� Tak, jeszcze jeden czciciel Erlika. Tylko diabe�, kt�ry ich sp�odzi� wie ilu jeszcze
ukrywa si� w tym w�wozie. Wci�gniemy go za ska��, za kt�r� ja si� ukrywa�em. Gdy zabi�e�,
ukrycie cia�a zwykle jest po�yteczne. Chod�! Je�li za tym zakr�tem by�o ich wi�cej, s�yszeli
ha�as, kt�ry wywo�a�em.
Conan mia� racj�. Lecz za zakr�tem d�ugi w�w�z okaza� si� pusty, a� do nast�pnego
skalnego zakr�tu. Conan uwa�a�, �e m�czyzna, kt�rego zabi� by� jedynym stra�nikiem
postawionym na posterunku w rozpadlinie i bez wahania ruszyli dalej. �wiat�o ksi�yca w
w�skim gardle nad ich g�owami blad�o, W ko�cu wydostali si� na, otwart� przestrze�. W�w�z
rozpad� si� w chaos zgruchotanych ska�. Pojedynczy korytarz zmieni� si� w p� tuzina �cie�ek
wij�cych si� pomi�dzy ponurymi, samotnymi ska�ami i szczelinami w urwiskach.
Przypomina�o to rzek�, kt�ra zmienia si� przy uj�ciu do morza w delt�. Pokruszone szczyty i
wie�yce z czarnego kamienia, sta�y, jak pos�pne duchy w szarym �wietle, kt�re zdradza�o
nadchodz�cy �wit. Przekrad�szy si� pomi�dzy tymi ponurymi stra�nikami, ujrzeli poziom�,
pokryt� kamieniami p�aszczyzn�, kt�ra ci�gn�a si� przez trzysta metr�w d