1048

Szczegóły
Tytuł 1048
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1048 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1048 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1048 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BRUNO BETTELHEIM CUDOWNE I PO�YTECZNE O znaczeniach i warto�ciach ba�ni W serii z WAG� uka�� si�: HISTORIA EPIDEMII Od d�umy do AIDS Jacques Ruffie Jean Charles Sournia PRZYSZ�O�� MEDYCYNY Jean Bernard Bruno Bettelheim CUDOWNE I PO�YTECZNE O znaczeniach i warto�ciach ba�ni Prze�o�y�a, wprowadzeniem, obja�nieniami i pos�owiem opatrzy�a Danuta Danek WARSZAWA 1996 Tytu� orygina�u: The Uses of Enchantment. The Meaning and Importance of Fairy Tales. Copyright (c) 1975, 1976 by the Bettelheim estate Ali rights reserved under International and Pan-American Copyright Conventions. Published in the United States by Random House, Inc., New York and simultaneously in Canada by Random House of Canada Limited, Toronto. Originally published by Alfred A. Knopf, Inc., in 1976. Projekt ok�adki i strony tytu�owej: Krzysztof Jab�onowski Ilustracja na ok�adce: fragment rysunku Petera Backera z Hansel und Gretel (Altberliner Verlag, Berlin 1988) Wydanie drugie na podstawie wydania pierwszego: Biblioteka My�li Wsp�czesnej, Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1985, z wprowadzonymi obocznie nowymi polskimi propozycjami terminologicznymi i dodanymi obja�nieniami t�umaczki. Tekst "Elementarz cz�owieczy" poszerzony. Copyright for the Polish translation by Danuta Danek Copyright for the Polish edition by Agencja Wydawnicza Jacek Santorski & Co and Wydawnictwo W.A.B. Adres do korespondencji: 03-912 Warszawa 33, skrytka pocztowa 54 Biuro: ul. Podwale 11, Warszawa, tel., fax 31 14 64 w. 353 Wydawnictwo W.A.B. ul. Nowolipie 9/11 00-150 Warszawa tel., fax 635 15 25 Warszawa 1996 ISBN 83-85386-74-2 ISBN 83-87021-16-4 Wprowadzenie do drugiego wydania przek�adu polskiego Pierwsze wydanie niniejszego przek�adu, kt�re ukaza�o si� w 1985 roku, zosta�o doszcz�tnie zaczytane. Mia�am mo�no�� przekonywa� si� przy r�nych okazjach, �e ksi��ka zyska�a czytelnik�w w najr�niejszych kr�gach, daleko wykraczaj�cych poza kr�g os�b maj�cych ju� pewne przygotowanie w dziedzinie psychologii wsp�czesnej, a zw�aszcza psychoanalizy. Nawet dla nich okaza�a si� w pe�ni przyst�pna, osobi�cie przejmuj�ca, fascynuj�ca. Poj�cia bowiem, kt�rymi pos�uguje si� autor, staj� si� zrozumia�e w toku jego rozwa�a� r�wnie� wtedy, je�eli nie mia�o si� dotychczas okazji, aby zetkn�� si� bli�ej z psychoanalitycznym rozumieniem cz�owieka. Ta czaruj�ca -jak zgodnie wyznaj� czytelnicy - opowie�� o ba�niach to poza wszystkim innym, pe�en konkretnych tre�ci, a nie abstrakcyjny, �ywy, a nie akademicki, osobi�cie poruszaj�cy elementarz psychoanalityczny dla wszystkich. Pomagaj�cy nam lepiej zrozumie� siebie samych, a przez to te� innych, i dzi�ki temu - umie� czyni� w �yciu dobrze. Z my�l� jednak o czytelnikach z kr�g�w najszerszych, a przede wszystkim o m�odzie�y, wprowadzi�am w niekt�rych miejscach niniejszego, drugiego wydania przek�adu polskiego pewne proste wyja�nienia - aby u�atwi� wst�pn� orientacj� - gdy wa�ne poj�cie psychoanalityczne pojawia si� po raz pierwszy, a najbli�szy kontekst nie od razu pozwala uchwyci� jego sens. Uwa�am za bardzo wa�ne, aby ksi��ka ta mog�a by� czytana w�a�nie tak�e przez m�odzie�, ju� t� szkoln� m�odzie�, ze starszych 5 klas. Bo �e jest lektur� m�odzie�y studenckiej, i to na r�nych kierunkach studi�w, o tym, b�d�c nauczycielem akademickim, mam okazj� przekonywa� si� nieraz. Ale w�a�nie starsza m�odzie� szkolna - ile ju� ona mog�aby z obcowania z t� ksi��k�, z wej�cia w jej �wiat, skorzysta�! Wprowadzono w szko�ach przedmiot nauczania nazwany wychowaniem do �ycia w rodzinie. Przecie� dzieci, m�odzie�, ju� �yj� w rodzinach! W wi�kszo�ci, bo i rodzina niepe�na jest rodzin�, a nawet dzieci wychowuj�ce si� w instytucjach opieku�czych znaj� zazwyczaj co� z �ycia rodzinnego. Przecie� rodzina to nie jest co�, do czego m�odzie� szkolna dopiero zmierza, co dopiero czekaj� w przysz�o�ci, o czym ma si� dopiero dowiadywa� od os�b trzecich, w s�owach - to jest realno�� jej aktualnego �ycia, realno�� jej w�asnego, tu i teraz, do�wiadczenia. Pom�c zrozumie� t� realno�� aktualnego �ycia, pom�c zrozumie� w�asne do�wiadczenie, pom�c zrozumie�, co i dlaczego dzieje si� mi�dzy cz�onkami w�asnej rodziny dobrze - je�eli dzieje si� dobrze, a co i dlaczego dzieje si� mi�dzy jej cz�onkami �le -je�eli dzieje si� �le: czy jest lepszy spos�b przyczynienia si� do tego, aby w tej rodzinie, kt�r� m�oda dziewczyna czy m�ody ch�opiec by� mo�e sami stworz�, mog�o dzia� si� r�wnie dobrze albo aby nie dzia�o si� r�wnie �le? Tak� w�a�nie nieocenion� pomoc mo�e przynie�� ta ksi��ka. Oczywi�cie, mo�e pom�c w zrozumieniu siebie i innych ka�demu, niezale�nie od wieku i momentu �yciowego. Bo nie jest to bynajmniej tylko ksi��ka o ba�niach i dzieciach, i o rodzinie. W niniejszym, drugim wydaniu przek�adu polskiego wprowadzi�am te� inne jeszcze zmiany. Wi��� si� one z tym, czego nauczy�am si� od czasu jej pierwszego wydania, przede wszystkim przy pracy nad t�umaczeniem p�niejszej ksi��ki Brunona Bettelheima, Freud i dusza ludzka . *B. Bettelheim, Freud i dusza ludzka. Prze�o�y�a i przedmow� opatrzy�a D. Danek. Biblioteka My�li Wsp�czesnej, Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1991, wydanie drugie Jacek Santorski and Co. Agencja Wydawnicza, Warszawa 1994. Cytaty podaj� wed�ug wydania drugiego. 6 Po�wi�ci� j� autor w�a�nie sprawom przek�adowym. B�d�c podobnie jak Freud wiede�czykiem, dla kt�rego j�zyk niemiecki by� j�zykiem ojczystym, a zyskawszy te� gruntowne obycie z j�zykiem angielskim, bo w po�owie �ycia, w czasach hitlerowskich, zmuszony by� emigrowa� do Stan�w Zjednoczonych i odt�d prowadzi� prac� psychoterapeutyczn�, wyk�ada� i pisa� po angielsku, Bettelheim pokaza� w tej ksi��ce, jakim zniekszta�ceniom uleg�a psychoanaliza Freuda - a nawet sam wizerunek Freuda jako cz�owieka - w t�umaczeniach jego pism na angielski. Na wybranych przyk�adach przedstawi�, jak najwa�niejsze poj�cia psychoanalityczne wprowadzone przez Freuda brzmi� i znacz� w oryginale niemieckim, a jak mylnie, nawet wbrew sensom i duchowi orygina�u, przet�umaczono je na j�zyk angielski i wprowadzono w powszechne u�ycie w dziedzinie psychoanalizy na obszarze kultury anglosaskiej. Tu w�a�nie, w t�umaczeniach angielskich, nast�pi�o to, co nie tylko stworzy�o wprowadzaj�cy w b��d obraz psychoanalizy, ale nierzadko zniech�ca do niej, i zupe�nie s�usznie: t�umacze angielscy zrobili z niej sztuczny profesjonalny �argon, pe�en wysilonych termin�w, abstrakcyjnych poj�� i dogmatycznych twierdze�. �argon, kt�ry przez to nie mo�e te� budzi� w nikim �adnego odd�wi�ku osobistego, nie m�wi�c ju� o g��bszym osobistym zaanga�owaniu. �argon dotycz�cy zawsze innych - a nie mnie. Tymczasem prawdziwy obraz psychoanalizy Freudowskiej i stworzone przez Freuda j�zykowe �rodki wyrazu, s�u��ce ujmowaniu jego odkry�, s� inne. J�zyk ma w dziele Freuda przeogromne znaczenie; jest to najwspanialsze narz�dzie jego kunsztu. Pos�uguje si� on j�zykiem niemieckim w spos�b nie tylko mistrzowski, ale cz�sto poetycki; z regu�y wyra�a swoje my�li zgodnie z prawdziw� sztuk� wymowy. Wiedz� to i uznaj� powszechnie ci, kt�rzy poznali jego pisma w oryginale. [...] My�l Freudowska, odarta z w�a�ciwego s�owa czy pozbawiona odpowiedniego uj�cia, zamienia si� w grube 7 uproszczenie, a nawet ulega ca�kowitemu zniekszta�ceniu. Jaka za� by�a podstawowa zasada j�zykowa tworzonych przez Freuda, nowych psychoanalitycznych poj��? Wsz�dzie tam, gdzie w przekonaniu Freuda by�o to tylko mo�liwe, stara� si� on przekazywa� swoje nowe idee za pomoc� najzwyklejszych s��w, z kt�rymi czytelnik jego obeznany by� od dzieci�stwa; [...]. Kiedy dla przekazania czego� zwykle, codzienne s�owa okazywa�y si� niewystarczaj�ce, z owych zwyk�ych s��w tworzy� nowe, cz�sto przez po��czenie dwu takich s��w, co jest nagminn� praktyk� w j�zyku niemieckim. Jedynie wtedy, kiedy s�owa b�d�ce w powszechnym u�yciu - nawet wyposa�one w nowe znaczenia albo po��czone ze sob� czy uszeregowane - nie przekazywa�y w odpowiedni spos�b tego, co chcia� wyrazi�, ucieka� si� do greki lub �aciny, jak w przypadku terminu "zesp� edypalny", kt�ry wi��e si� z mitem greckim. Nawet w�wczas jednak wybiera� okre�lenia, o kt�rych wiedzia�, �e nie b�d� jego czytelnikowi obce i �e dzi�ki temu czytelnik wyposa�y je w te wa�ne sk�adniki znaczeniowe, kt�re w zamierzeniu Freuda s�u�y� mia�y przekazywaniu zar�wno jawnych sens�w, jak sens�w ukrytych, g��bszych. Zak�ada�, �e czytelnicy jego to osoby wykszta�cone, ludzie wychowani na klasykach, podobnie jak on sam. (Za czas�w Freuda w Gymnasium greka i �acina by�y przedmiotami obowi�zkowymi.) Tymczasem podstawow� tendencj� przek�ad�w angielskich, jak pokaza� Bettelheim jest tendencja dok�adnie przeciwna: zast�powanie zwyk�ych, codziennych s��w orygina�u niemieckiego sztucznymi terminami specjalistycznego j�zyka medycznego, a przede wszystkim - r�wnie sztucznymi zapo�yczeniami z greki i �aciny. I to w czasach, gdy powszechniejsza znajomo�� obu tych martwych j�- * Tam�e, s. 28-29. ** Tam�e, s. 29. 8 zyk�w (i zwi�zanej z nimi staro�ytnej kultury europejskiej) jest praktycznie r�wna zeru, gdy s� to wi�c j�zyki martwe podw�jnie. A psychoanaliza, przeciwnie, dotyczy �ywego �ycia ludzkiego, �ycia naszego powszedniego. Tendencja, o kt�rej mowa, doprowadzi�a do szczeg�lnie dotkliwego zniekszta�cenia trzech najwa�niejszych poj�� Freuda, kt�rych mylne odpowiedniki, wprowadzone w t�umaczeniach angielskich, zosta�y stamt�d niestety przej�te w powojennych t�umaczeniach pism Freuda na j�zyk polski, i dlatego kwestia ich w�a�ciwego przek�adu jest r�wnie wa�na, je�li chodzi o t�umaczenia polskie: dotyczy polskiej terminologii psychoanalitycznej. Te trzy terminy to �aci�skie nazwy id, ego i superego, kt�re nie s� bynajmniej, jak si� u nas powszechnie s�dzi, terminami wprowadzonymi w tym brzmieniu przez Freuda, lecz zosta�y wykoncypowane przez niefortunnych t�umaczy angielskich. Nie wyst�puj� te� w t�umaczeniach terminologii Freudowskiej na inne j�zyki, poza angielskim - i polskim (ale w dawniejszych polskich przek�adach by�o inaczej). W j�zyku francuskim na przyk�ad stworzono odpowiedniki z najzwyklejszych zaimk�w nale��cych do mowy codziennej: le ca, le moi, le surmoi, dok�adnie na wz�r Freudowskich termin�w niemieckich; podobnie jest w j�zyku w�oskim i hiszpa�skim. Trzy najwa�niejsze poj�cia teoretyczne Freuda oddawane s� w przek�adach angielskich nie przez wyra�enia angielskie, ale w j�zyku, kt�rego w naszych czasach u�ywa si� powszechniej ju� tylko przy wypisywaniu recept lekarskich. Przedstawiaj�c funkcjonowanie naszej psychiki, Freud pos�uguje si� poj�ciami tego, co �wiadome, przed�wiadome i nie�wiadome. Procesy psychiczne, o jakie mu chodzi, to procesy wewn�trzne i zindywidualizowane. Szukaj�c odpowiednich nazw na ich okre�lenie, Freud wybra� s�owa, kt�re nale�� do pierwszych s��w, jakich uczy si� ka�de dziecko m�wi�ce po niemiecku. Na oznaczenie nieznanych, nie�wiadomych tre�ci psychicznych wybra� zaimek osobowy es (ang. it, polskie "to, ono"), nadaj�c mu form� rzeczownikow�: das Es. Ale znaczenie tego terminu mo�na 9 w pe�ni uchwyci� dopiero w zestawieniu z zaimkiem ich (ang. I, polskie ,ja"), kt�remu Freud r�wnie� nadal form� rzeczownikow�: das Ich. O jakie tre�ci chodzi�o mu w tych terminach, pokazuje on jasno w pracy Das Ich wid das Es, w kt�rej po raz pierwszy wprowadzi� te przeciwstawne, a zarazem uzupe�niaj�ce si� poj�cia. To, �e w przek�adach angielskich stosuje si� �aci�skie odpowiedniki owych zaimk�w osobowych: ego i id, a nie odpowiednie wyra�enia angielskie, sprawia, i� mamy tu do czynienia z zimn� terminologi� techniczn�, pozbawion� jakichkolwiek skojarze� osobistych. W j�zyku niemieckim zaimki, kt�rymi pos�uguje si� Freud, maj� oczywi�cie g��bokie znaczenie emocjonalne, jako �e czytelnik niemiecki u�ywa ich przez cale �ycie; starannie obmy�lony przez Freuda wyb�r tych s��w u�atwia mu intuicyjne zrozumienie przekazywanych sens�w. �adne s�owo nie ma tak bogatych i tak osobistych konotacji jak zaimek "ja". Jest to jedno z najcz�ciej u�ywanych s��w w mowie codziennej, a co jeszcze wa�niejsze, jest to s�owo najbardziej i n d y w i d u a l i z u j � c e. Przez niew�a�ciwe oddanie das Ich jako ego, stworzono �argon, w kt�rym ca�kowicie znika osobiste zaanga�owanie, z jakim m�wimy "ja" - nie wspominaj�c ju� o tym, �e znika nasza pod�wiadoma pami�� g��bokich prze�y� z czas�w, gdy ucz�c si� m�wi� ,ja", odkryli�my siebie samych. Nie wiem, czy Freud znal powiedzenie Ortegi y Gasseta, �e tworzenie poj�� to zatracanie wi�zi z rzeczywisto�ci�, ale na pewno wiedzia� o tej prawdzie i stara� si� jak m�g� unikn�� tego niebezpiecze�stwa. Tworz�c poj�cie das Ich, powi�za� je z rzeczywisto�ci� - przez wyb�r s�owa - tak �ci�le, �e w praktyce niemo�liwo�ci� jest u�y� tego terminu w spos�b pozbawiaj�cy go owej wi�zi. Kiedy czytamy lub m�wimy ,ja", zmusza nas to do introspekcyjnego spojrzenia na samych siebie. Inaczej jest natomiast w przypadku, gdy dowiadujemy si�, �e ego pos�uguje si� w walce z id okre�lonymi mechanizmami, takimi jak przemieszczenie czy projekcja - w�wczas bowiem mamy do czynienia z czym�, co mo�na bada� z zewn�trz, obserwuj�c innych. Tego rodzaju przek�ad - niew�a�ciwy 10 i b��dny, je�li chodzi o budzony odd�wi�k emocjonalny - sprawia, �e psychologia o charakterze introspekcyjnym zostaje przekszta�cona w psychologi� typu behawioralnego, w kt�rej obserwacje dokonywane s� z zewn�trz. Rzecz prosta, w taki w�a�nie spos�b wi�kszo�� ludzi w Ameryce pojmuje i stosuje psychoanaliz�.* Sprawa tych trzech termin�w jest tak podstawowa, �e z rozwa�a� Bettelheima musz� przytoczy� przynajmniej jeszcze dwa fragmenty. Wprowadzaj�c terminy ego i id, stworzono sztuczny j�zyk konceptualny, a przecie� psychoanaliza zmierza przede wszystkim do tego, aby pom�c nam w uporaniu si� z najmniej konceptualnymi przejawami naszej psychiki - z tym wszystkim, co w nas najpierwotniejsze, najbardziej irracjonalne, a co daje si� wyrazi� (je�eli jest to w og�le mo�liwe) wy��cznie w j�zyku najprostszym, najmniej wyszukanym. Rozr�nienie mi�dzy ja a (o jest dla nas bezpo�rednio zrozumia�e i jasne, i nie wymaga �adnych zgo�a psychoanalitycznych wyja�nie�, bo znamy je z naszego sposobu m�wienia o sobie. Gdy na przyk�ad powiadamy: ,ja poszed�em tam", wiemy, co uczynili�my i z jakich powod�w. Kiedy natomiast m�wimy: "popchn�o mnie to w tym kierunku", dajemy wyraz poczuciu, �e co� w nas - nie wiemy, co - zmusi�o nas do okre�lonego dzia�ania. Je�li osoba cierpi�ca na depresje powiada: "znowu mnie to nasz�o", daje jasny wyraz poczuciu, �e ani jej intelekt, ani �wiadomo��, ani wola nie maj� udzia�u w tym, co si� z ni� dzieje - �e jest ona w mocy si� b�d�cych poza zasi�giem jej wiedzy i kontroli.** Bettelheim wyja�nia tak�e, dlaczego niew�a�ciwy jest wprowadzony przez t�umaczy angielskich termin superego: * Tam�e, s. 69-70. ** Tam�e, s. 72-73. 11 W trzecim poj�ciu, r�wnie� wprowadzonym przez Freuda w pracy Das Ich und das Es - w poj�ciu das uber-Ich, kt�re czytelnicy przek�ad�w angielskich znaj� jako superego, po��czone s� dwa s�owa nale��ce do potocznej niemczyzny. W z�o�eniu tym najwa�niejsza jest druga cz��, kt�ra uwydatnia, �e poj�cie to odnosi si� do czego�, co stanowi integraln� cz�� ka�dej osoby - do pewnego wewn�trznego urz�dzenia kontrolnego (cz�sto sprawuj�cego kontrol� nadmiern�), kt�re ka�da osoba sama w sobie wytwarza pod wp�ywem potrzeb wewn�trznych i uwewn�trznionego nacisku �wiata zewn�trznego. Funkcj� przyimka uber ("ponad, nad") jest oddzielenie sfery das uber-Ich od sfery das Ich. B��dny odpowiednik superego wprowadzony do przek�ad�w angielskich rych�o si� przyj�� i obecnie cz�ciej i powszechniej u�ywa si� tego s�owa ni� s��w ego czy id. Ludzie, kt�rym nigdy nie przyjdzie na my�l, aby m�wi� o swoim czy cudzym ego lub id, swobodnie m�wi� o swoim czy cudzym superego. Powodem jest tu mo�e okoliczno��, �e nie by�o dot�d s�owa, kt�re zawiera�oby nie tylko tre�ci wyra�one w s�owie "sumienie" - te tre�ci owo stare s�owo oddaje bardzo dobrze - lecz mia�o tak�e szerszy sens, obejmuj�cy zar�wno �wiadome i w znacznej mierze uzasadnione przejawy tej kontroli wewn�trznej, jak przejawy nie�wiadome, nieuzasadnione, przejawy, kt�re maj� charakter przymusowy, prze�ladowczy i wi��� si� z samoukaraniem. W systemie poj�ciowym Freuda ja, to i nad-ja s� tylko r�nymi czynnikami ca�o�ci naszej psychiki, zawsze i nieod��cznie zwi�zanymi ze sob�; oddzieli� je mo�na wy��cznie w teorii. Ka�dy z nich pe�ni w sobie w�a�ciwy spos�b donios�� a odmienn� rol� w funkcjonowaniu psychiki, acz ich dzia�ania na siebie zachodz�. W przypadku angielskiego terminu superego przeszkod� w emocjonalnym rozumieniu sensu poj�cia Freuda i roli, jak� przypisuje on temu czynnikowi, jest nie tyle cz�stka "super", co zn�w cz�on "ego". W z�o�eniu das uber-Ich cz�stka Ich ma przekazywa� - tak bezpo�rednio, jak to w og�le w przypadku s�owa jest mo�liwe - my�l, �e dana osoba sa- 12 ma wytworzy�a w swojej psychice takie urz�dzenie kontrolne, �e jej nad-ja (czy ja nadrz�dne} stanowi rezultat jej w�asnych do�wiadcze�, pragnie�, potrzeb i l�k�w, rezultat tego, czym owe do�wiadczenia, pragnienia, potrzeby i l�ki by�y dla niej samej, oraz �e urz�dzenie to zyska�o w�adz� nad ni� dlatego, �e sama umie�ci�a w nim uwewn�trznione wymogi co do siebie samej, jakie sobie stawia�a i stawia. Dzi�ki takiemu osobistemu zrozumieniu tego terminu �atwo pojmie ona, �e u innych dzieje si� podobnie i �e nad-ja (czyja nadrz�dne) pe�ni t� sam� rol� w psychice drugiego cz�owieka. Gdyby zamiast wprowadza� s�owo superego, utworzono angielskie z�o�enie, w kt�rego sk�ad wchodzi�oby ,ja", czytelnik �atwo i momentalnie wyczu�by, �e to on sam w�a�nie musi boryka� si� z t� cz�ci� w�asnej psychiki. Cz�stka s�owna natomiast, kt�ra ma charakter dookre�laj�cy, uber, przekazuje jedynie to, �e poj�cie owo odnosi si� do tych przejaw�w naszej psychiki, kt�re roszcz� sobie prawo do rz�dzenia nami w imi� swojej nadrz�dno�ci. Dzi�ki przytoczonym wyja�nieniom czytelnik, kt�ry chce przyst�pi� do lektury niniejszej ksi��ki, a z podstawowymi poj�ciami, kt�re tam napotka, nie by� jeszcze obeznany, zyska� chyba najlepsze - bo pochodz�ce spod pi�ra najwi�kszego psychoanalityka od czas�w Freuda - wprowadzenie do psychoanalitycznego rozumienia cz�owieka, kt�re le�y u podstaw Bettelheimowskich rozwa�a� o znaczeniach i warto�ciach ba�ni. Ale w�a�nie pozostaje jeszcze sprawa polskich odpowiednik�w podstawowych poj�� psychoanalitycznych, o kt�rych mowa. W dawniejszych polskich przek�adach pism Freuda jego terminy das Es, das Ich i das uber-Ich oddawano jako "ono", "ja��" i "nad-ja��". (Angielskich t�umacze� Freuda albo jeszcze wtedy nie by�o, bo polskie pojawi�y si� bardzo wcze�nie, albo nie anglizowali�my si� jeszcze w�wczas na pot�g�.) Odpowiedniki te, cho� bardzo bliskie intencjom Freuda, maj� jednak istotne mankamenty. *Tam�e, s. 73-75. 13 Tote� przed z g�r� dziesi�ciu laty, w pierwszym wydaniu polskiego przek�adu ksi��ki Bettelheima o ba�niach - w kt�rej autor, pisz�c dla czytelnik�w angielskich, u�ywa przyj�tych w psychoanalitycznej terminologii angielskiej, acz tak niefortunnych termin�w id, ego, superego - pos�u�y�am si� r�wnie� tymi w�a�nie trzema terminami, w takim brzmieniu. Jednak teraz, po wspomnianych analizach Bettelheima zawartych w jego p�niejszej ksi��ce Freud, i dusza ludzka, nie mog� ju� tych termin�w tak zostawi�, tym bardziej �e ksi��ka o ba�niach jest naprawd� dla wszystkich, jest naprawd� elementarzem cz�owieczym, jest naprawd� czym�, co mo�e poszerzy� w Polsce osobiste obycie z psychoanaliz�, osobiste jej prze�ycie. A tu takie przeciwdzia�aj�ce temu, �argonowe, bezduszne i tak dalece myl�ce twory s�owne! Do tego u nas - papuzie. T�umacz�c Freuda i dusze ludzk�, nie mog�am oczywi�cie pos�ugiwa� si� terminami id, ego i superego - poddawanymi tam mia�d��cej krytyce. Ze wzgl�d�w gramatycznych nie da�o si� tam zastosowa� owych dawnych polskich odpowiednik�w "ono", ja��" i "nad-ja��" (kt�re, jak ju� wspomnia�am, maj� r�wnie� inne mankamenty); k��ci�yby si� te� z wywodami autora. Wprowadzi�am wi�c, wyja�niaj�c to we wst�pnej Nocie, odpowiedniki to, ja i nad-ja, wyr�niane kursyw� dla odr�nienia ja w sensie w�szym, Freudowskim, oznaczaj�cym cz�� psychiki, od ,ja" w cudzys�owie, kiedy to zgodnie z powszechnym u�yciem chodzi o ca�o�� czyjej� psychiki czy osobowo�ci. Co wszak�e zrobi� z takim ja w j�zyku m�wionym? Gdy nie mo�na zastosowa� �adnych odr�niaj�cych znak�w graficznych? Ju� wtedy wi�c szuka�am czego� lepszego. I wspomnia�am w owej Nocie, �e sens Freudowski oddawa�yby chyba najlepiej - przy wszystkich niemo�liwo�ciach gramatycznych polszczyzny -odpowiedniki to we mnie, ja we mnie i nad-ja we mnie. Prosz� raz jeszcze wmy�li� si� w sens Freudowski, wyja�niany tak przekonywaj�co przez Bettelheima - i por�wna�. Nie wprowadzi�am tak brzmi�cych termin�w do przek�adu Freuda i duszy ludzkiej, uznaj�c, �e by�yby zbyt niepor�czne. Od tamtego czasu jednak raz po raz odzywa�o si� we mnie przekonanie, �e sens (i wszystkie jego ukazane tutaj konsekwencje) jest wa�niejszy 14 od por�czno�ci. Tote� w niniejszym, drugim wydaniu t�umaczenia ksi��ki Bettelheima o ba�niach wprowadzi�am odpowiednie zmiany. Nie s� one radykalne, s� bardzo �agodne. Czytelnikom, kt�rzy nawykli ju� do �argonu id, ego, superego u�atwiam pr�bne przej�cie do terminologii to we mnie, ja we mnie, nad-ja we mnie (utworzonej ze zwyk�ych polskich s��w, �atwych do intuicyjnego nawet zrozumienia i zastosowania bezpo�rednio do siebie), podaj�c j� w nawiasach, w formie dostosowanej do kontekstu, po danym terminie �argonowym. Czytelnikom natomiast, kt�rzy przeciwnie, z racji odmiennych zainteresowa� dotychczas nie zetkn�li si� z �argonem id, ego, superego, u�atwiam z kolei w ten sam spos�b zrozumienie - i co r�wnie wa�ne, odczucie - o co chodzi, gdy napotkaj� ten �argon w innych polskich tekstach psychoanalitycznych. I nie tylko psychoanalitycznych, bo rozpowszechni� si� on u nas tak�e poza sam� psychoanaliz�. Jeszcze jedna wa�na zmiana, kt�r� wprowadzi�am w niniejszym wydaniu, wi��e si� r�wnie� z tym, co zawdzi�czam rozwa�aniom autora Freuda i duszy ludzkiej. Pod ich wp�ywem przypatrzy�am si� teraz uwa�nie wszystkim miejscom tekstu ksi��ki o ba�niach, w kt�rych Bettelheim pos�uguje si� jeszcze sam - zgodnie z krytykowanym p�niej w ksi��ce o Freudzie, zwyczajem psychoanalitycznym angielskim - s�owem wind; uzna�am, �e w niekt�rych miejscach w�a�ciwsza jest "psychika", a nie "umys�", jak dawa�am poprzednio. Chocia� i w�wczas, jak s�dz�, nie pope�nia�am b��du. Bo w tradycji europejskiej to, co rozumie si� przez "umys�", ma w�a�nie ten szeroki charakter, o kt�ry wsp�cze�nie chodzi w poj�ciu "psychiki": "umys�" to bynajmniej nie jest w tej tradycji tylko "intelekt", czubek g�owy cz�owieka, tak jak "my�lenie" to bynajmniej nie jest tu tylko logiczno-poj�ciowe rozumowanie, nie jest tu tylko to, co w cz�owieku racjonalne. Wbrew rozpowszechnionym obecnie, a ca�kowicie mylnym wyobra�eniom, nie taki w�ski, intelektualistyczny i racjonalistyczny sens mia�o dla Kartezjusza jego s�ynne "my�l�, wi�c jestem". Jak nie mia�o go w filozofii europejskiej jeszcze przez ca�e nast�pne stulecie. W s�ynnej osiemnasto- 15 wiecznej Logice Condillaca czytamy wed�ug starego polskiego przek�adu: My�le� jest to czu�, uwa�a�, czyli dawa� baczno��, por�wnywa�, s�dzi�, rozwa�a�, imaginowa�, ��da�, mie� nami�tno�ci, spodziewa� si�, obawia� si� itd. Wobec zalewu anglicyzm�w w obecnej polszczy�nie, podda�am m�j przek�ad sprzed lat surowemu przegl�dowi pod tym wzgl�dem. Pozosta�e zmiany to niezbyt liczne ulepszenia stylistyczne, zw�aszcza tam, gdzie mo�na by�o uzyska� wi�ksz� jasno��, na czym zale�y mi najbardziej. Sprostowa�am dwie drobne omy�ki merytoryczne. CUDOWNE I PO�YTECZNE O znaczeniach i warto�ciach ba�ni Podzi�kowania Wielu ludzi mia�o sw�j udzia� w tworzeniu ba�ni. Wielu ludzi ma te� sw�j udzia� w powstaniu niniejszej ksi��ki. Przede wszystkim dzieci, kt�rych reakcje uprzytomni�y mi, jak donios�� rol� odgrywaj� ba�nie w ich �yciu, oraz psychoanaliza, kt�ra pozwoli�a mi dotrze� do g��bszych znacze� ba�niowych. Wprowadzenie w cudowny �wiat ba�ni zawdzi�czam matce; gdyby nie wp�yw, jaki na mnie wywar�a, nigdy by do napisania tej ksi��ki nie dosz�o. Podczas pracy nad ni� wielu przyjaci� okaza�o mi�e zainteresowanie zajmuj�cymi mnie problemami; przekazali mi oni liczne pomocne uwagi. Wyrazy wdzi�czno�ci niechaj przyjm� Marjorie i Al Flarsheim, Frances Gitelson, Elizabeth Goidner, Robert Gottlieb,JoyceJack, Paul Kramer, Ruth Marquis, Jacqui Sanders, Linnea Vacca i wielu innych. R�kopis m�j zredagowa�a Joyce Jack; dzi�ki jej cierpliwo�ci i niezwykle wnikliwemu opracowaniu otrzyma� on obecn� posta�. W osobie Roberta Gottlieba mia�em szcz�cie znale�� wydawc�, o jakim marzy ka�dy autor, bo ��cz�cego subtelne, dodaj�ce zach�ty zrozumienie z g��bokim krytycyzmem. Nie mniejsz� wdzi�czno�� chcia�bym tak�e wyrazi� Fundacji Spencera, kt�rej stypendium pozwoli�o mi ksi��k� napisa�. �yczliwe i przyjazne zrozumienie ze strony H. Thomasa Jamesa, prezesa Fundacji, by�o dla mnie nieocenionym wsparciem. WST�P Walka o nadanie sensu w�asnej egzystencji Je�li nie chcemy �y� z dnia na dzie�, ale pragniemy w pe�ni �wiadomie prze�ywa� w�asn� egzystencj�, w�wczas nasz� najwi�ksz� potrzeb� i najtrudniejszym zadaniem jest znalezienie jej sensu. Wiadomo powszechnie, jak wielu ludzi traci ch�� do �ycia i zaprzestaje wszelkich wysi�k�w, poniewa� wymkn�o im si� znaczenie w�asnej egzystencji. Nie pojmuje si� go nagle w okre�lonym wieku, nawet po osi�gni�ciu dojrza�o�ci liczonej w latach. Odwrotnie, dojrza�o�� psychiczn� zdobywa si� dopiero w�wczas, gdy dochodzimy do g��bokiego zrozumienia, jaki mo�e lub powinien by� sens naszego �ycia. A zrozumienie takie jest rezultatem d�ugiego rozwoju: w ka�dym wieku poszukujemy pewnego minimum owego sensu -i winni�my by� zdolni do tego, aby go odnale�� - zgodnie z przebywan� faz� rozwojow� umys�u i aktualnymi mo�liwo�ciami rozumienia. Wbrew staro�ytnemu mitowi, m�dro�� nie wy�ania si� w jednej chwili, w pe�ni ukszta�towana, jak Atena z g�owy Zeusa; dochodzi si� do niej niezmiernie powoli, a jej pocz�tki s� ca�kowicie irracjonalne. M�dre zrozumienie sensu w�asnej egzystencji na tym �wiecie mo�na zyska� dopiero w�wczas, gdy jest si� doros�ym, na podstawie prze�ytych do�wiadcze�. Niestety, bardzo wielu rodzic�w pragnie, aby umys�y dzieci funkcjonowa�y tak samo jak ich w�asne - podczas gdy dojrza�e pojmowanie samego siebie i �wiata, a tak�e wyobra�enia dotycz�ce sensu �ycia musz� rozwija� si� r�wnie powoli jak cia�o i umys�. 21 Najwa�niejsze, a zarazem najtrudniejsze zadanie w chowaniu dzieci, tak dawniej, jak dzi�, to pomaganie im w znajdowaniu sensu w�asnego �ycia. Aby to osi�gn��, musz� one przej�� przez wiele do�wiadcze� zwi�zanych z dorastaniem. Dziecko musi w miar� swego rozwoju uczy� si� krok po kroku lepiej rozumie� siebie; pozwala mu to lepiej rozumie� innych ludzi, a w rezultacie - nawi�zywa� z nimi wi�zi pe�ne znaczenia i wzajemnych satysfakcji. Chc�c odnale�� g��bszy sens �ycia, trzeba by� zdolnym do wyj�cia poza ciasne granice egzystencji egocentrycznej oraz wierzy� w mo�no�� wniesienia -je�li nie teraz, to kiedy� w przysz�o�ci - istotnego wk�adu w swoje �ycie. Poczucie to jest konieczne, je�li chce si� by� zadowolonym z siebie i z tego, co si� robi. A�eby nie by� zdanym na �ask� losu, trzeba rozwija� w�asne zasoby wewn�trzne -w taki spos�b, by uczucia, wyobra�nia i intelekt wzajemnie wspiera�y si� i wzbogaca�y. Uczucia pozytywne daj� nam si�y potrzebne do rozwijania naszej racjonalno�ci; nadzieja na przysz�o�� jest dla nas jedynym oparciem wobec nieuchronnych przeciwno�ci losu. Jako wychowawca i psychoterapeuta dzieci cierpi�cych na powa�ne zaburzenia emocjonalne mia�em za g��wne zadanie przywr�ci� im poczucie, �e w�asne �ycie ma sens. Praca nad tym dowiod�a mi, �e dzieci nie wymaga�yby specjalnego leczenia, gdyby chowano je tak, i� �ycie mia�oby dla nich sens. Musia�em dociec, jakie do�wiadczenia �yciowe dziecka najbardziej sprzyjaj� temu, �eby w�asne �ycie mia�o dla niego sens; dzi�ki jakim do�wiadczeniom �ycie w og�le ma wi�cej znaczenia. Najwa�niejszy jest w tej dziedzinie wp�yw rodzic�w i innych os�b opiekuj�cych si� dzieckiem, a nast�pnie - dziedzictwa kultury, je�li jest ono przekazywane dziecku we w�a�ciwy spos�b. M�odszemu dziecku przekazuj� je najlepiej utwory literackie. Zwa�ywszy te fakty uzna�em, �e powa�na cz�� literatury maj�cej rozwija� umys� i osobowo�� dziecka jest bardzo niezadowalaj�ca, nie pobudza bowiem i nie wzmacnia tych jego zasob�w, kt�re s� mu najbardziej potrzebne przy rozwi�zywaniu trudnych problem�w wewn�trznych. Elementarze, z kt�rych dziecko uczy si� czyta� w przedszkolu, a potem w szkole, maj� jedynie na celu rozwijanie 22 technicznej sprawno�ci, w oderwaniu od tre�ci. Przewa�aj�ca cz�� tzw. "literatury dzieci�cej" stara si� albo bawi�, albo poucza�, albo ��czy� nauk� z zabaw�. Lecz wi�kszo�� tych ksi��ek ma tre�� tak p�ytk�, �e nie daj� one nic istotnego. Zdobywanie okre�lonej sprawno�ci, takiej jak umiej�tno�� czytania, staje si� bezwarto�ciowe, je�eli poznawane dzi�ki niej tre�ci nie wnosz� nic wa�nego do naszego �ycia. Wszyscy sk�onni jeste�my ocenia� przysz�� warto�� jakiego� dzia�ania na podstawie tego, co daje nam ono obecnie. Odnosi si� to zw�aszcza do dziecka, poniewa� w znacznie wi�kszej mierze ni� cz�owiek doros�y �yje ono tera�niejszo�ci�, i cho� prze�ywa l�ki o w�asn� przysz�o��, ma jedynie bardzo niejasne wyobra�enie o tym, jaka b�dzie i czego b�dzie od niego wymaga�a. Je�eli opowie�ci, kt�rych dziecko s�ucha albo kt�re czyta, s� ja�owe, my�l, �e opanowanie umiej�tno�ci czytania pozwoli mu w przysz�o�ci wzbogaci� swoje �ycie, stanowi dla niego jedynie pust� obietnic�. Najwi�ksz� wad� wspomnianych ksi��ek dla dzieci jest to, �e okradaj� dziecko z tej warto�ci, jakiej powinno mu dostarcza� obcowanie z literatur�, a jak� jest umo�liwienie mu wgl�du w g��bsze znaczenie �ycia i w sprawy, kt�re s� dla dziecka najwa�niejsze w danej fazie rozwoju. Je�li opowie�� ma naprawd� przyku� uwag� dziecka, musi je zabawi� i obudzi� w nim ciekawo��. Je�li jednak ma wzbogaci� jego �ycie, musi pobudza� wyobra�ni�, pom�c dziecku w rozwijaniu inteligencji i porz�dkowaniu uczu�, musi mie� zwi�zek z jego l�kami i d��eniami oraz umo�liwi� mu pe�ne rozeznanie w�asnych trudno�ci, a zarazem podda� sposoby rozwi�zywania n�kaj�cych je problem�w. Kr�tko m�wi�c, musi si� odnosi� jednocze�nie do wszystkich aspekt�w dzieci�cej osobowo�ci i niczego przy tym nie bagatelizowa�. Przeciwnie, winna traktowa� trudne dylematy dzieci�ce z ca�� powag�, a zw�aszcza budzi� w dziecku wiar� w siebie i w swoj� przysz�o��. Z tych i wielu innych powod�w �adna "literatura dzieci�ca" (poza nielicznymi wyj�tkami) nie mo�e si� r�wna� - je�li chodzi o wzbogacanie wewn�trzne i przynoszone satysfakcje, i to zar�wno 23 w przypadku dzieci, jak doros�ych - z wywodz�c� si� z folkloru ba�ni�. To prawda, �e w warstwie zewn�trznej ba�nie niewiele m�wi� o specyficznych warunkach �ycia we wsp�czesnym spo�ecze�stwie masowym; ba�nie powsta�y na d�ugo przedtem, zanim pojawi�o si� ono w historii. Jednak o wewn�trznych problemach istoty ludzkiej i w�a�ciwych sposobach radzenia sobie z jej trudnym po�o�eniem w ka�dym spo�ecze�stwie ba�nie m�wi� znacznie wi�cej ni� jakikolwiek inny rodzaj opowie�ci dost�pnych dziecku. Poniewa� dziecko ma nieustannie do czynienia z otaczaj�cym je spo�ecze�stwem, na pewno nauczy si� stawia� mu czo�o, je�eli tylko pozwol� mu na to zasoby wewn�trzne. W�asne �ycie wydaje si� cz�sto dziecku niepoj�te, dlatego tym bardziej potrzebuje ono sposobno�ci, by m�c lepiej zrozumie� siebie w z�o�onym �wiecie, z kt�rym b�dzie musia�o si� upora�. Dlatego trzeba mu pom�c w pewnym uporz�dkowaniu chaotycznych emocji. Potrzebuje ono wskaz�wek, jak wprowadzi� �ad do swego wewn�trznego domostwa, aby nast�pnie m�c nada� �ad swemu �yciu. Nadto - a w obecnym momencie naszej historii nie wymaga to chyba specjalnych uzasadnie� - potrzebuje wychowania, kt�re w subtelny spos�b, jedynie przez ukazywanie nast�pstw, pokazywa�oby mu warto�� zachowa� zgodnych z wymogami moralno�ci -nie za po�rednictwem abstrakcyjnych poj�� etycznych, lecz poprzez to, co widzialnie i dotykalnie dobre, i tym samym maj�ce dla dziecka znaczenie. Tego rodzaju znaczenie dziecko odnajduje w ba�niach. Poeci od dawna o tym wiedzieli, jak zreszt� o wielu innych prawdach odkrytych przez wsp�czesn� psychologi�. Schiller napisa�: "W ba�niach opowiadanych mi w dzieci�stwie kryje si� g��bsze znaczenie ni� w prawdach, o kt�rych poucza �ycie" (Dwaj Piccolomini, akt III, scena 4). Opowiadane wci�� na nowo przez stulecia (je�li nie tysi�clecia), ba�nie wysubtelnia�y si�, zyskuj�c zdolno�� przekazywania zar�wno znacze� jawnych, jak ukrytych, jednoczesnego przemawiania do wszystkich warstw osobowo�ci ludzkiej, przekazywania swych tre�ci w taki spos�b, �e dost�pne s� w r�wnej mierze 24 nieuczonemu umys�owi dziecka, jak wysoko rozwini�tej umys�owo�ci doros�ego. Przyj�to w nich psychoanalityczny model osobowo�ci ludzkiej, kieruj�c donios�e przekazy do �wiadomej, przed�wiadomej i nie�wiadomej sfery psychiki, niezale�nie od tego, na jakim poziomie ka�da z tych sfer w danym momencie funkcjonuje u konkretnego s�uchacza. Opowie�ci te dotycz� uniwersalnych problem�w cz�owieka, zw�aszcza tych, kt�re zajmuj� umys� dziecka, przemawiaj� do jego zaczynaj�cego si� kszta�towa� ego (do jego ja w nim) i pobudzaj� jego rozw�j, �agodz�c zarazem przed�wiadome i nie�wiadome napi�cia. W miar� rozwoju fabu�y zostaj� uwyra�nione i uciele�nione presje id (presje tego w nas); jednocze�nie opowie�� ukazuje, jak zezwoli� na zado��uczynienie tym spo�r�d nich, kt�re zgodne s� z wymaganiami ego (ja w nas) i superego (nad-ja w nas). Jednak�e je�li zainteresowa�em si� ba�niami, to nie w rezultacie takiej formalnej analizy ich zalet. Przeciwnie, zainteresowanie moje zrodzi�o si� z pytania, dlaczego dzieci, z kt�rymi mia�em do czynienia - normalne i odbiegaj�ce od normy, a przy tym mniej lub bardziej inteligentne - czerpi� z ba�ni wywodz�cych si� z folkloru+ wi�cej satysfakcji ni� z jakichkolwiek innych opowie�ci dla dzieci. Im bardziej stara�em si� przenikn��, dlaczego ba�nie z takim powodzeniem wzbogacaj� wewn�trzne �ycie dziecka, tym wyra�niej zdawa�em sobie spraw�, �e w spos�b znacznie g��bszy ni� + Nie wszyscy czytelnicy pierwszego wydania niniejszego przek�adu zwr�cili uwag� na to, �e rozwa�ania autora i jego tezy dotycz�ce psychologicznego oddzia�ywania ba�ni na dzieci dotycz� pradawnych ba�ni wywodz�cych si� z tradycji ludowej r�nych kultur, przekazywanych i przetwarzanych przez wieki ustnie, a zapisywanych dopiero w nowszych czasach - nie za� ba�ni literackich (jak np. ba�nie Andersena), czyli utwor�w pisanych i w ca�o�ci wymy�lanych przez konkretnego autora w czasach wsp�czesnych. Co wi�cej, owe pradawne ba�nie i ich warto�ci s� przeciwstawiane w toku rozwa�a� wsp�czesnym ba�niom literackim. By� mo�e dlatego �atwo t� podstawow� kwesti� przeoczy�, �e wi�kszo�� ba�ni, o kt�rych autor pisze, pochodzi ze zbioru braci Grimm, a w potocznej �wiadomo�ci ba�nie z tego zbioru uwa�a si� za utwory, kt�rych autorami s� bracia Grimm, podczas gdy s� to w�a�nie owe pradawne ba�nie ludowe, przez nich tylko zebrane (spisane), cho� nie bez ingerencji pisarskiej z ich strony. (Przyp. D. D.) 25 cokolwiek, co napisano, uwzgl�dniaj� one rzeczywisty stan, wjakim dziecko znajduje si� pod wzgl�dem psychicznym i emocjonalnym. M�wi� one o dr�cz�cych je konfliktach wewn�trznych tak, �e dziecko je nie�wiadomie rozumie, oraz - nie bagatelizuj�c niezwykle powa�nych zmaga� wewn�trznych towarzysz�cych wzrastaniu - podaj� przyk�ady zar�wno chwilowego, jak trwa�ego wyj�cia z opresji wewn�trznych. Gdy stypendium Fundacji Spencera pozwoli�o mi podj�� badania nad tym, jaki wk�ad mog�aby wnie�� psychoanaliza w wychowanie dzieci, uzna�em, �e skoro czytanie dzieciom i czytanie przez dzieci nale�y do podstawowych �rodk�w wychowawczych, dobrze by�oby wykorzysta� t� sposobno��, aby dok�adniej i g��biej zbada�, dlaczego ba�nie wywodz�ce si� z folkloru stanowi� w wychowaniu dzieci tak cenn� pomoc. Mam nadziej�, �e w�a�ciwe zrozumienie jedynych w swoim rodzaju warto�ci ba�ni sk�oni rodzic�w i nauczycieli do przywr�cenia ba�niom wa�nego miejsca, jakie przez wieki zajmowa�y w �yciu dziecka. Ba�� i problemy egzystencjalne Je�li dziecko ma sobie poradzi� z psychologicznymi problemami wzrastania - takimi jak zawody narcystyczne , trudno�ci + W okre�leniu "narcystyczne" chodzi najog�lniej o sens: zwi�zane z poczuciem w�asnej warto�ci. Nie ma ono tu charakteru oceniaj�cego (negatywnego), jak zazwyczaj w u�yciu potocznym, ale opisowy. W szczeg�lno�ci chodzi o to, �e w pocz�tkowym okresie �ycia ma�e dziecko, je�li jego potrzeby s� we w�a�ciwy spos�b zaspokajane, ma co� w rodzaju poczucia, �e (m�wi�c slowami-poj�ciami doros�ych) jest jedyne i najwa�niejsze na �wiecie: ma wyolbrzymione poczucie w�asnej warto�ci i mocy. T� wczesn� faz� �ycia nazywa si� w psychoanalizie faz� narcyzmu pierwotnego. Jest ona dziecku niezb�dna do przetrwania i rozwoju. Gdy jednak dziecko nieco podrasta, odkrywa, �e nie jest jedyne i najwa�niejsze na �wiecie, i �e przeciwnie, bardzo ma�o mo�e, co stanowi dla niego trudny problem psychiczny. To w�a�nie najog�lniej ma si� na my�li w psychoanalizie, gdy m�wi si� o zawodach narcystycznych ma�ego dziecka. (Przyp. D.D. ) 26 edypalne , rywalizacja mi�dzy rodze�stwem, uwolnienie si� od zale�no�ci dzieci�cych, osi�gni�cie poczucia w�asnej odr�bno�ci osobowej i w�asnej warto�ci oraz wyrobienie w sobie poczucia powinno�ci moralnych - musi mie� mo�no�� rozumienia tego, co dzieje si� w �wiadomej sferze jego psychiki, tak aby mog�o radzi� sobie r�wnie� z tym, co dzieje si� w jego nie�wiadomo�ci. Mo�e ono to uzyska� nie w ten spos�b, �e dzi�ki racjonalnym wyja�nieniom pojmie, jaka jest natura i tre�� jego nie�wiadomo�ci, ale oswajaj�c si� z ni� w fantazjach na jawie - przez przetrawianie, przekszta�canie i wzbogacanie imaginacyjne element�w opowie�ci, na kt�re zareagowa�o w sferze nie�wiadomej. Tym samym wmieszcza ono tre�ci nie�wiadome w �wiadome fantazje, co umo�liwia mu uporanie si� z owymi tre�ciami. Tu w�a�nie ba�nie okazuj� sw� nieocenion� warto��, bo ofiarowuj� dziecku takie obszary wyobra�niowe, kt�rych nie odkry�oby samo. A jeszcze wa�niejsz� rzecz� jest, �e forma i struktura ba�ni poddaj� dziecku obrazy, z kt�rych mo�e korzysta�, kszta�tuj�c w�asne fantazje na jawie, przez co mo�e te� nadawa� lepszy kierunek swemu �yciu. Nie�wiadomo�� to czynnik, kt�ry zar�wno u dziecka, jak u doros�ego w pot�ny spos�b wp�ywa na zachowanie. Je�li jest ona t�umiona i tre�ci nie�wiadome nie maj� dost�pu do �wiadomo�ci, w�wczas albo okre�lone obszary �wiadomo�ci zostaj� opanowane przez elementy pochodne wobec owych tre�ci nie�wiadomych, albo dana jednostka zmuszona jest utrzymywa� tak siln� kontrol� + Sens psychoanalitycznego okre�lenia "edypalny" zostanie w wielu rozdzia�ach ksi��ki szczeg�owo ukazany. Najog�lniej chodzi o prze�ycia dziecka w tej fazie jego rozwoju, gdy odkrywa ono r�nic� p�ci, a wi�c r�wnie� r�nic� p�ci mi�dzy rodzicami i mi�dzy w�asn� p�ci� a p�ci� jednego z rodzic�w. Zazwyczaj uczucia dziecka wobec rodzica odmiennej p�ci i rodzica p�ci to�samej ulegaj� wtedy zr�nicowaniu: pragnie ono silniejszego, a nawet opartego na wy��czno�ci zwi�zku uczuciowego z rodzicem p�ci odmiennej (przy czym uczucia te zabarwiaj� si� erotycznie - na poziomie erotyzmu dzieci�cego), a miejsce, jakie w �yciu rodzica p�ci odmiennej zajmuje rodzic p�ci to�samej, budzi jego zazdro��, w tym nawet ch�� usuni�cia rodzica p�ci to�samej, cho� zarazem nie przestaje go kocha� i potrzebowa�. Te powik�ane, sprzeczne, trudne dla dziecka uczucia nazywa si� umownie edypalnymi, od imienia bohatera mitu o Edypie, kt�ry nie wiedz�c, co czyni (nie�wiadomie), zabi� swego ojca i po�lubi� matk�. (Przyp. D.D.) 27 nad nimi, maj�c� charakter wewn�trznego przymusu, �e osobowo�� jej dozna� mo�e okaleczenia. Je�li jednak tre�ci nie�wiadome dopuszczane s� w pewnej mierze do �wiadomo�ci i mog� znajdowa� wyraz w dziedzinie wyobra�ni, w�wczas mo�liwo�ci wyrz�dzania przez nie szkody - nam samym czy innym - s� znacznie ograniczone; cz�� si�y, z jak� tre�ci te oddzia�ywaj�, mo�e w�wczas zosta� wprz�gni�ta do cel�w pozytywnych. Jednak�e wi�kszo�� rodzic�w uwa�a, �e nale�y odwraca� uwag� dziecka od tego wszystkiego, co stanowi jego najwi�ksz� udr�k�: od nieokre�lonych, nie daj�cych si� wys�owi� l�k�w i chaotycznych, gniewnych, a nawet gwa�townych fantazji. Wielu rodzic�w s�dzi, �e dziecko powinno styka� si� jedynie z rzeczywisto�ci� �wiadomo�ci oraz z obrazami, kt�re sprawiaj� przyjemno�� i zgodne s� z naszymi �yczeniami - �e winno mie� do czynienia tylko z jasnymi stronami �ycia. Jednakowo� tego rodzaju jednostronny pokarm �ywi umys� te� tylko w jednostronny spos�b, a tymczasem �ycie ma nie tylko jasne strony. Istnieje rozpowszechniony zwyczaj ukrywania przed dzie�mi, �e �r�d�o tego, i� w �yciu bywa �le, le�y w znacznej mierze w naszej w�asnej naturze - w przejawianej przez wszystkich ludzi pochopno�ci do dzia�ania agresywnego, aspo�ecznego, egoistycznego, dzia�ania, kt�re wywo�ywane jest przez gniew lub l�k. Chcemy, aby nasze dzieci wierzy�y, �e przeciwnie, wszyscy ludzie s� na wskro� dobrzy. Dzieci wiedz� wszak�e, i� o n e nie zawsze s� dobre; a cz�sto, nawet gdy s� dobre, to wbrew w�asnym ch�ciom. Pozostaje to w sprzeczno�ci z tym, co m�wi� rodzice, i sprawia, �e dziecko samemu sobie wydaje si� potworem. W dominuj�cej obecnie kulturze pragnie si� stwarza� poz�r, zw�aszcza je�li chodzi o dzieci, �e ciemna strona cz�owieka nie istnieje, i wyznaje si� optymistyczn� wiar� w coraz-lepszo��. R�wnie� psychoanaliza uwa�ana jest za co�, co ma uczyni� �ycie lekkim - ale nie takie by�y intencje jej tw�rcy. Celem psychoanalizy jest pomaganie cz�owiekowi, by m�g� zyska� mo�no�� zaakceptowania problematycznej natury �ycia, nie daj�c si� pokona� przez ni� ani przed ni� nie uciekaj�c. Recepta Freuda brzmi, �e tylko w�wczas, gdy cz�owiek podejmie odwa�nie walk�, kt�ra sprawia przemo�ne 28 wra�enie nie daj�cej �adnych szans, mo�e on wym�c na swym istnieniu sens. To w�a�nie w najr�norodniejszy spos�b przekazuj� dziecku ba�nie: walka z powa�nymi trudno�ciami jest w �yciu nieunikniona, jest ona nieod��czn� cz�ci� istnienia ludzkiego - ale je�li si� nie ucieka przed ni�, lecz niewzruszenie stawia czo�o niespodzianym i cz�sto niesprawiedliwym ciosom, pokonuje si� wszelkie przeszkody i w ko�cu odnosi zwyci�stwo. Wsp�czesne opowie�ci dla dzieci przewa�nie wymijaj� owe problemy egzystencjalne, mimo �e s� one najwa�niejsze dla nas wszystkich. Zw�aszcza dziecko bardzo potrzebuje sugestii - przekazywanych w formie symbolicznej - jak radzi� sobie z tymi problemami i w bezpieczny spos�b przebywa� drog� wiod�c� ku dojrza�o�ci. "Bezpieczne" opowie�ci wsp�czesne nie m�wi� nic o �mierci i staro�ci, o ograniczeniach naszej egzystencji i pragnieniu �ycia wiecznego. Ba��, przeciwnie, konfrontuje dziecko w uczciwy spos�b z podstawowymi k�opotami egzystencjalnymi cz�owieka. I tak, fabu�a wielu ba�ni zaczyna si� od �mierci matki czy ojca, co stwarza -jak w rzeczywistym �yciu (realnie lub w sferze obaw) -niezwykle bolesne problemy. W innych ba�niach matka czy ojciec, do�ywszy p�nego wieku, postanawiaj� ust�pi� wobec nowego pokolenia. Ale przedtem nast�pca musi wykaza�, �e zdolny jest przej�� dziedzictwo i �e jest tego godny. Ba�� Trzy pi�rka ze zbioru braci Grimm'1" zaczyna si� w ten spos�b: " �y� raz pewien kr�l, kt�ry mia� trzech syn�w. [...] Kiedy by� ju� stary i s�aby, nie wiedzia�, kt�remu synowi przekaza� kr�lestwo." Aby w�tpliwo�ci rozstrzygn��, daje + Zbi�r braci Grimm (Ba�nie dzieci�ce i domowe. Zebrane przez braci Grimm), z kt�rego pochodzi wi�kszo�� ba�ni analizowanych przez autora, to sporz�dzony w pocz�tkach XIX w. przez dwu uczonych niemieckich, braci Jakuba i Wilhelma Grimm, zbi�r starych ba�ni ludowych, w wersjach (w wi�kszo�ci) opowiadanych �wcze�nie w�r�d okolicznych ch�op�w i mieszczan. Przy sporz�dzaniu tekst�w opublikowanych odgrywa�a pewn� rol� ingerencja zbieraczy. Zainteresowany czytelnik znajdzie bli�sze szczeg�y dotycz�ce tworzenia tego zbioru w Pos�owiu Heleny Kapelu� w tomie II Ba�ni braci Grimm (mylny tytu�!) w wydaniu Ludowej Sp�dzielni Wydawniczej z 1982 roku. (Przyp. D.D.) 29 ka�demu z nich trudne zadanie; ten, kt�ry wywi��e si� z niego najlepiej, zostanie kr�lem po jego �mierci. Jest charakterystyczn� w�a�ciwo�ci� ba�ni, �e ukazuje pewien problem egzystencjalny w spos�b prosty i zwarty. Pozwala to dziecku problem ten uchwyci�, bo pokazany jest w najistotniejszej formie, podczas gdy bardziej z�o�ona fabu�a utrudni�aby dziecku jego zrozumienie. Ba�� upraszcza wszystkie sytuacje. Wszystkie postacie zostaj� w niej zarysowane z wielk� wyrazisto�ci�. Szczeg�y za� -je�li nie maj� naprawd� istotnej wagi - s� pomijane. Bohater ba�niowy reprezentuje okre�lony typ, a nie niepowtarzalne indywiduum. Przeciwnie ni� w wielu wsp�czesnych opowie�ciach dla dzieci, w ba�niach niegodziwo�� jest r�wnie wszechobecna jak cnota, Praktycznie w ka�dej ba�ni w jedne postacie i ich uczynki wcielone zostaje dobro, w inne - z�o; podobnie wszechobecne jest dobro i z�o w �yciu, a sk�onno�� do jednego i drugiego przejawia si� w ka�dym cz�owieku. W�a�nie ta dwoisto�� stwarza problem moralny, a jego rozwi�zywanie wymaga walki. Z�o przedstawia si� w ba�niach w spos�b, kt�ry go nie pozbawia atrakcyjno�ci - symbolizowana jest przez pot�g� olbrzyma czy smoka, moc czarownicy, przebieg�o�� kr�lowej w Kr�lewnie �nie�ce - i cz�sto zyskuje chwilow� przewag�. W wielu ba�niach uzurpatorowi udaje si� na pewien czas zaj�� miejsce bohatera -jak w przypadku niegodziwych si�str w Kopciuszku. Je�li zanurzenie si� w �wiat ba�niowy przynosi pewne kszta�c�ce do�wiadczenie moralne, to nie dlatego, �e posta� niegodziwa zostaje w zako�czeniu ba�ni ukarana, cho� nie jest to pozbawione wagi. W ba�niach, jak w �yciu, kara lub obawa przed kar� jedynie w bardzo ograniczonej mierze powstrzymuje przed pope�nieniem zbrodni. Prze�wiadczenie, �e zbrodnia nie pop�aca, jest o wiele lepszym �rodkiem zapobiegawczym, tote� w ba�niach posta� niegodziwa zawsze ponosi kl�sk�. I nie dlatego ba�� zach�ca do powinno�ci moralnych, �e cnota na koniec zwyci�a, ale dlatego, �e bohater jest dla dziecka postaci� bardziej poci�gaj�c� ni� inne osoby wyst�puj�ce w ba�ni i �e identyfikuje si� ono z nim, gdy toczy on wszystkie swe walki. W procesie owej identyfikacji dziecko wyobra�a sobie, �e wraz z bohaterem 30 przechodzi jego pr�by i cierpienia, i �e tryumfuje wraz z nim, gdy cnota odnosi zwyci�stwo. Dziecko dokonuje tej identyfikacji ca�kowicie samodzielnie, a uto�samiaj�c si� z bohaterem w jego wewn�trznych i zewn�trznych zmaganiach, przejmuje tym samym sens moralny ba�ni. Postacie ba�niowe nie s� ambiwalentne - nie s� zarazem dobre i z�e, jak my wszyscy w �yciu realnym. Poniewa� w umy�le dziecka dominuje biegunowo��, charakterystyczna jest ona tak�e dla ba�ni. Posta� jest albo dobra, albo z�a; nic po�redniego nie istnieje. Jeden z braci jest g�upi, drugi m�dry. Jedna z si�str jest cnotliwa i pracowita, pozosta�e s� niegodziwe i leniwe. Jedna jest pi�kna, pozosta�e s� brzydkie. Jedno z rodzic�w jest na wskro� dobre, drugie jest z gruntu z�e. Zestawianie postaci przeciwstawnych nie ma na celu uwydatniania, kt�re zachowanie jest w�a�ciwe -jak to si� dzieje w przypadku opowie�ci buduj�cych. (Spotyka si� ba�nie nie wprowadzaj�ce p�aszczyzny moralnej, w kt�rych dobro i z�o, pi�kno�� i brzydota nie graj� �adnej roli.) Ukazywanie postaci tak biegunowo przeciwstawnych pozwala dziecku �atwiej uchwyci� zachodz�c� mi�dzy nimi r�nic�, ni� gdyby by�y one przedstawione w spos�b bli�szy rzeczywistemu �yciu, to znaczy z uwzgl�dnieniem ca�ej z�o�ono�ci, kt�ra w�a�ciwa jest realnym ludziom. Na niejednoznaczno�� ludzk� jest jeszcze za wcze�nie dla dziecka, kt�rego osobowo�� nie jest jeszcze wzgl�dnie skonsolidowana. Aby to mog�o u niego nast�pi�, potrzebuje ono pozytywnych identyfikacji. W�wczas dopiero zyskuje podstaw�, by rozumie�, �e ludzie bardzo r�ni� si� mi�dzy sob� i �e trzeba wybiera�, kim si� chce by�. Biegunowa przeciwstawno�� postaci ba�niowych u�atwia t� podstawow� decyzj�, od kt�rej zale�y ca�y dalszy rozw�j osobowo�ci. Nadto, dziecko uwzgl�dnia w swoich wyborach nie tyle fakt, �e posta� post�puje dobrze lub �le, ile sympati� b�d� antypati�, jak� w nim ona wzbudza. Tym �atwiej identyfikuje si� z postaci� dobr� (i odrzuca z��), im jest ona prostsza i bardziej bezpo�rednia. A identyfikuje si� z ni� nie dlatego, �e jest dobra, lecz dlatego, �e po�o�enie, w jakim si� ta posta� znajduje, budzi w nim g��boki pozytywny odd�wi�k. Dziecko nie zadaje sobie pytania, czy chce by� dobre, ale pytanie, do kogo chce si� upodobni�. I rozstrzyga je, 31 umieszczaj�c bez zastrze�e� siebie w bohaterze ba�niowym. Je�li posta� ta jest dobra, dziecko r�wnie� chce by� dobre. Ba�nie nie wprowadzaj�ce p�aszczyzny moralnej, w kt�rych nie ma przeciwstawienia postaci dobrych i z�ych, s�u�� zupe�nie innemu celowi. I tak, opowie�ci o kocie w butach, kt�ry dzi�ki przebieg�o�ci zapewnia bohaterowi sukces, czy o D�eku, kt�ry kradnie skarb olbrzymowi, wp�ywaj� na rozw�j dziecka nie przez zach�canie do wyboru mi�dzy dobrem a z�em, ale przez to, �e przekazuj� dziecku nadziej�, i� nawet najs�abszym mo�e si� w �yciu uda�. Ostatecznie, na co przyda� si� mo�e komu� postanowienie, �e b�dzie dobry, je�li czuje si� on kim� tak marnym, �e obawia si�, i� nigdy do niczego nie dojdzie? Ba�nie tego rodzaju nie dotycz� wybor�w moralnych, ale maj� na celu przekonywanie dziecka, �e mo�e osi�gn�� powodzenie. To tak�e bardzo istotny problem egzystencjalny: czy stawi� czo�o �yciu maj�c przekonanie, �e zdo�a si� pokona� �yciowe trudno�ci - czy te� oczekiwa�, �e poniesie si� kl�sk�. G��bokie konflikty wewn�trzne wywodz�ce si� z naszych pop�d�w pierwotnych i gwa�townych uczu� s� ca�kowicie nieobecne w wi�kszo�ci wsp�czesnej literatu