10420

Szczegóły
Tytuł 10420
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10420 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10420 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10420 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dariusz Filar Niepokonani Po�wiata w prawym rogu ekranu zwiastowa�a nadej�cie dnia. Czujne oko kamery wy�awia�o z rzedn�cego mroku coraz wi�cej szczeg��w; czerwone od rdzy wraki zniszczo- nych czo�g�w, ogromne, wype�nione b�otem leje, skr�cone rury rozbitych wyrzutni, kolorowe od�amki min, k��bowiska przewod�w i ruiny pot�nych konstrukcji. Siedz�cy przed ekranem m�czyzna podni�s� oczy na zawieszony wysoko zegar, a p�niej nagi�� ku sobie srebrny pa��k mikrofonu. - Kapral Jesse. Odcinek trzysta siedem - powiedzia�. - Aktywno�� zerowa. Znowu patrzy� na ekran. S�o�ce ju� wzesz�o i w jego jaskrawym �wietle zryta wybu- chami i zas�ana �elastwem r�wnina przybra�a jeszcze bardziej ponury wygl�d. Wojna toczy�a si� nieprzerwanie - dzie� po dniu przeciwnicy kierowali przeciw sobie coraz doskonalsze bronie i coraz gro�niejszych �rodk�w u�ywali do ich zniszczenia. Jedna ze �cian rozsun�a si� bezszelestnie, do wartowni wszed� m�czyzna i zapyta�: - Spok�j? Jesse w milczeniu skin�� g�ow�. - Ani drgnie - powiedzia� po d�u�szej chwili, wskazuj�c palcem r�g ekranu, w kt�rym wida� by�o b��kitn� �cian� ochronnej tarczy nieprzyjaciela. - Mo�esz ju� i�� - powiedzia� nowo przyby�y. - Przejmuj� obserwacj�. W swoim pokoju Jesse skre�li� jedn� z d�ugiego szeregu kresek, kt�rymi oznacza� dni dziel�ce go od ko�ca s�u�by, a potem zwali� si� na ��ko i prawie natychmiast zasn��. Wie- czorem wr�ci� na posterunek. G��wny ekran zgaszono. Md�� mieszanin� zieleni i fioletu b�yszcza�o okienko noktowizora. Wsz�dzie panowa� ca�kowity bezruch i Jesse wiedzia�, �e ma przed sob� kilka spokojnych godzin, bo atak�w nigdy nie rozpoczynano noc�. Pogr��y� si� w zadumie. My�la� o tych wszystkich m�czyznach, kt�rzy sp�dzali tutaj bezsenne go- dziny - czarna obudowa tablicy kontrolnej porysowana by�a d�ugim szeregiem wyrytych czubkiem no�a inicja��w. O �wicie Jesse w��czy� ekran g��wny i wbi� wzrok w wy�aniaj�ce si� wolno z porannych mgie� �elazne cmentarzysko. W nieruchomym krajobrazie zasz�a nagle zmiana: daleka p�yta ochronnej tarczy pocz�a zapada� si� pod ziemi�. Jesse szarpn�� czerwon� d�wi- gni� systemu alarmowego. Jego rola by�a sko�czona, teraz widowisko rozgrywaj�ce si� na ekranie obserwowa� z oboj�tno�ci� przygodnego widza. B��kitna tarcza ochronna znik�a ods�aniaj�c drug�, podobn�, a przed ni� rz�d pojaz- d�w o kszta�tach przypominaj�cych ogromne �uki. Jesse widzia� wyra�nie l�ni�ce po- wierzchnie pancerzy i stercz�ce nad nimi chybotliwe pr�ty, zapewne anteny. �Czy to tylko sterowane automaty? - pomy�la�. - Czy w �rodku nie ma nikogo?� �uki ruszy�y r�wnocze�nie i z ka�dym metrem nabiera�y szybko�ci. Jeden z nich p�- dzi� wprost na Jessego, r�s� coraz bardziej, wype�ni� sob� ca�y ekran; a w chwil� p�niej ob- raz zanik� - pierwsza kamera by�a zniszczona. Jesse w��czy� drug�, po�o�on� bli�ej wartowni. Znowu widzia� ogromniej�ce z ka�d� chwil�, l�ni�ce pancerze, p�ki na ca��, ogarnian� okiem obiektywu przestrze� nie powr�ci� spok�j - �uki min�y drug� kamer�. W��czy� trzeci�. P�- kate cielska maszyn by�y coraz bli�ej, zdawa�o si�, �e nic nie zdo�a ich powstrzyma�. Strza�ka dalmierza wskazywa�a, �e �uki zbli�a�y si� na odleg�o�� szesnastu kilometr�w, gdy jeden z pojazd�w zatrzyma� si� raptownie i rozb�ysn�� czerwieni� wybuchu. Potem to samo sta�o si� z drugim i trzecim, wreszcie na ca�ym ekranie zapanowa� szalej�cy bez�ad p�omieni, dy- mu i raz po raz wzbijanego z ziemi kurzu. Atak zosta� odparty. - Czerwony kr�g oznacza nasze pozycje - m�wi� Jesse do powierzonych mu rekrut�w, wskazuj�c p�tl�, kt�r� tworzy�y nakre�lone na mapie linie. - B��kitna plama na �rodku kr�gu to plac�wka nieprzyjaciela. Walk� rozpocz�to wkr�tce po og�oszeniu komunikatu o zbli�aj�cym si� ku Ziemi obcym statku. Wyl�dowa� w�a�nie tutaj, w samym sercu pustyni. Patrole, kt�re wys�ali�my na powitanie, zosta�y zaatakowane i zmuszone do odwrotu. Pr�by porozumienia podejmowano wiele razy. Niestety, bez rezultatu. Obecno�� nie- znanych istot na naszej planecie i ich wrogie wobec nas nastawienie rodzi powszechny nie- pok�j, ale nie mo�emy u�y� broni, kt�ra przynios�aby przybyszom zag�ad�. Wojowniczy sta- tek stanowi nasz� szans� nawi�zania kontaktu z obc� cywilizacj�, a znaczenia tej szansy nie musz� chyba nikomu wyja�nia�. Nawet je�eli wedrzemy si� do wn�trza statku si��, nie mo- �emy dokona� nadmiernych zniszcze�. Przybysze pozwalaj� nam zbli�y� si� na odleg�o�� nie mniejsz� ni� sto kilometr�w, pojazdy, kt�re usi�owa�y dotrze� bli�ej, zosta�y rozbite. Nie ata- kowano jedynie automatycznych w�zk�w, na kt�rych poruszaj� si� kamery obserwacyjne. Statek kontroluje wszystkie wiod�ce do� drogi, jego pociski trafia�y i niszczy�y nasze patrole na l�dzie, pod ziemi� i w powietrzu. Rakiety, kt�re wystrzelili�my pragn�c przebi� chroni�c� statek tarcz�, nigdy nie dotar�y do celu. W pierwszych miesi�cach po l�dowaniu statku za- mkni�to wok� p�tl� plac�wek - obserwacja prowadzona jest dniem i noc�. W rok po za- mkni�ciu p�tli przeciwnik podj�� pierwsz� pr�b� jej rozerwania. Jesse nacisn�� klawisz w��czaj�cy projektor. Na ekranie ukaza�a si� rozp�dzona lawa czarnych �uk�w. - Ataku nie oczekiwano - komentowa�. - Nim oddano pierwsze strza�y do �uk�w, dwa z nich zdo�a�y ju� prze�ama� obron� i nadal gna�y przed siebie. Postanowiono zepchn�� je do szerokiego koryta wysch�ego przed laty kana�u i tam uwi�zi�. �ywiono nadziej�, �e zbadanie czarnych pojazd�w pozwoli przenikn�� sekret kosmicznych przybysz�w. Akcja rozwija�a si� pomy�lnie - �uki zosta�y otoczone, wydawa�o si�, �e nie zdo�aj� si� wymkn��. Gdy czo�gi zacz�y zaciska� pier�cie� ob�awy, w obu �ukach nast�pi�a eksplozja. Nie wiemy, kto podj�� samob�jcz� decyzj� - o�rodek w statku czy zamkni�ta w pojazdach za�oga. Si�a wybuchu by�a tak wielka, �e przy najbardziej drobiazgowych badaniach terenu nie znaleziono �adnej cz�stki, kt�r� mo�na by uzna� za pochodz�c� z rozerwanych maszyn. Podobne wybuchy na- st�pi�y tak�e w �ukach trafionych pociskami naszej obrony - przybysze pragn�li pozosta� zagadk� i dbali, by nie dosta� si� w r�ce ludzi �aden szczeg� mog�cy pos�u�y� do jej rozwi- k�ania. Film sko�czy� si� i Jesse pocz�� zbiera� notatki, zamierzaj�c zako�czy� wyk�ad. - W latach p�niejszych - doda� jeszcze - przybysze wielokrotnie ponawiali ataki, lecz czarne �uki zawsze napotyka�y nasz op�r. - Jaki by� cel atak�w? - zapyta� jeden z rekrut�w. - Czy �uki zabija�y naszych �o�nie- rzy? - �uki nigdy nie u�ywa�y �adnej broni poza szybko�ci� i si�� swoich pancerzy - od- par� Jesse. - Usi�owa�y tylko wyrwa� si� z okr��enia. - Wi�c dlaczego zatrzymywali�cie je? - Nie wiedzieli�my, dok�d i po co jad�. Niekt�rzy utrzymuj�, �e mog�y dzia�a� bez wrogich zamiar�w, ale pierwszy atak na nasze patrole sprawi�, �e teza ta znajduje niewielu zwolennik�w. Kolejne miesi�ce przynios�y Jessemu zmian� funkcji - zosta� wcielony do kompanii wartowniczej, czuwaj�cej nad spokojem sztabu. Pot�ne bunkry dow�dztwa szeregiem kon- dygnacji opada�y w g��b ziemi, jedyna droga do nich prowadzi�a przez szyb z kursuj�c� w nim wind�. Koszary wartownik�w mie�ci�y si� na niewielkiej g��boko�ci, okre�lanej mianem po- ziomu drugiego, i �o�nierze je�dzili t� sam� wind�, kt�r� zje�d�ano na ni�sze kondygnacje, ale wst�p do g��wnej kwatery by� im surowo wzbroniony. Pewnego dnia Jesse pomyli� guziki wprawiaj�ce w ruch wind� i kabina zatrzyma�a si� dopiero na poziomie trzecim. Nie zauwa�y� niczego, wysiad� i ruszy� przed siebie. Po kilkudziesi�ciu krokach spostrzeg�, �e zab��dzi�, wi�c zawr�ci� ku windzie. Na pomo�cie cze- kali dwaj oficerowie. - Co tutaj robisz? - zapyta� jeden z nich. - Zab��dzi�em - powiedzia� Jesse. - Pomyli�em poziomy. - Unikaj takich omy�ek! - powiedzia� z naciskiem drugi oficer. - Natychmiast wracaj na g�r�! Gdy nadjecha�a winda, oficerowie kazali wsi��� Jessemu do �rodka, ale nie zamierzali mu towarzyszy�. W kilka dni po tym wydarzeniu w sztabie zapanowa� niezwyk�y ruch - meldunki na- p�ywa�y bez przerwy, ��te wozy ��cznik�w o ka�dej porze wyrusza�y we wszystkich kierun- kach. Przygotowywano now� akcj�: skonstruowane przed kilkoma tygodniami pociski mia�y rozbi� ochronn� tarcz� statku przybysz�w. W dniu ataku ca�a armia zgromadzi�a si� przy kontrolnych ekranach. W napi�ciu patrzono na nieruchom� �cian� tarczy, w kt�rej kierunku automatyczne wyrzutnie, salwa za salw�, posypa�y dziesi�tki pocisk�w. Po kilku chwilach ostrza�u na tarczy pojawi�a si� rysa, kt�ra wolno pocz�a rosn�� w poka�n� szpar�. Wsz�dzie rozlega�y si� okrzyki tryumfu, ale w�a�nie wtedy statek odpowiedzia� ogniem. Nim zdo�ano wyda� rozkaz przej�cia do obrony, wyrzutnie by�y rozbite, a szpara na powierzchni tarczy zasklepiona. Raz jeszcze nie uda�o si� przenikn�� tajemnicy przybysz�w, wr�ci�y jednostajne dni oczekiwania. W nudzie, kt�ra znowu nasta�a, przypadkowa wyprawa na ni�sze poziomy nie dawa�a Jessemu spokoju. Dziwi� go gniew oficer�w i rozkaz natychmiastowego powrotu. �Ukrywaj� co� - my�la�. - C� to mo�e by�?� Pe�ni�c warty, Jesse pocz�� liczy� przewijaj�cych si� przez sztab oficer�w i przekona� si� wkr�tce, i� niekiedy �aden z nich nie pozostawa� na noc w podziemiach. Cicha pustka niezliczonych korytarzy coraz bardziej kusi�a. Nadesz�a noc, gdy ostatni �mig�owiec do- w�dztwa odlecia� ku spokojniejszym stronom, a Jesse podj�� decyzj�: postanowi� zbada� strze�one zakazem wst�pu poziomy. Czeka�, a� wszyscy udadz� si� na spoczynek, po czym wymkn�� si� ze swojej sypialni. Po chwili by� w windzie. Nacisn�� guzik oznaczaj�cy po- ziom trzeci, ale kabina pozosta�a nieruchoma. Spr�bowa� kilka razy, p�niej nacisn�� guzik poziomu czwartego, ale pod�oga windy wci�� tkwi�a w tym samym miejscu. Pojecha� ku g�rze, na poziom, gdzie rozmieszczano posterunki warty. Znowu nacisn�� guzik z wyt�oczon� na �rodku owalu tr�jk�. Winda ruszy�a w d�, ale osi�gn�wszy poziom drugi znieruchomia�a. Jesse zrozumia�, �e w czasie nieobecno�ci oficer�w dolnych poziom�w pil- nuje mechanizm wstrzymuj�cy ruch windy. Spojrza� na zegarek: do nadej�cia dow�dc�w mia� jeszcze trzy godziny. Biegiem wr�ci� do swojej kwatery. Z szafy w �cianie wyci�gn�� grube r�kawice i okute, przeznaczone do g�rskiej wspinaczki buty. Do kieszeni kombinezonu wsu- n�� pakiet z kompletem narz�dzi. Znowu by� przy windzie. Odes�a� kabin� na g�r� i poci�gn�� za uchwyt wiod�cych do szybu drzwi. Zamek nie ust�powa�. Wydoby� z kieszeni cieniutkie d�uto i wsun�� je w szpar� przy uchwycie, pr�buj�c podwa�y� z�b zatrzasku. Po kilku pr�bach drzwi by�y otwarte. Jesse naci�gn�� r�kawice i zacisn�� d�onie na jednej z wisz�cych w szybie lin, a potem czubkiem buta szarpn�� ku sobie drzwi - zamkn�y si� z g�uchym �oskotem. Przesuwaj�c d�onie w d� liny i odbijaj�c si� nogami od betonowych �cian, ruszy� w g��b szybu. Zamierza� dotrze� na samo dno i stamt�d dosta� si� do pomiesz- cze� sztabu. Min�� drzwi wiod�ce na trzeci i czwarty poziom. Pot zalewa� mu oczy, ramiona poczyna�y dr�twie�, ale nie przerywa� w�dr�wki. Musia� zd��y� wydosta� si� z szybu, nim pierwsi oficerowie uruchomi� wind� - opadaj�ca w d� kabina mog�a z �atwo�ci� str�ci� go w czarn� czelu��. �A je�li nie zdo�am otworzy� drzwi od wewn�trz szybu?� - pomy�la�. Wyobrazi� sobie zbli�aj�c� si� szybko pod�og� kabiny i siebie samego, uwi�zionego na dnie szybu jak w cylindrze, ku kt�rego kra�com pod��a nieub�aganie ci�ki t�ok. Schodzi� dalej. W pewnej chwili jego nogi nie napotka�y oporu �ciany, ca�ym ci�arem cia�a wychyli� si� mocno do przodu. Zapali� zaczepion� na piersi latark�: przed nim otwiera� si� niczym nie zabezpieczony, niski chodnik. Jesse odbi� si� od przeciwleg�ej �ciany i skoczy�. Skulony run�� w g��b chodnika, padaj�c kilkakrotnie uderzy� g�ow� i ramionami o ostre wypuk�o�ci, ale nie my�la� o b�lu - by� bezpieczny. Odpocz�� troch�, a p�niej ruszy� przed siebie. Chodnik stawa� si� coraz ni�szy i po kilku minutach Jesse m�g� ju� tylko pe�za�. Doko�a panowa�a zupe�na ciemno��. Za �agodnym zakr�tem dostrzeg� migoc�ce daleko �wiat�o. Pocz�� czo�ga� si� szybciej i wkr�tce dotar� do ko�ca chodnika - w owalnym otworze obraca�o si� z furkotem �mig�o wentylatora. Jesse wydosta� z pakietu szerokie ostrze i obci�� wiruj�ce ramiona �mig�a, a p�niej rozebra� reszt� instalacji. Droga by�a wolna. Podci�gn�� si� na �okciach i wystawi� g�ow� przez otw�r. Wentylator umieszczony by� pod samym sufitem, ponad trzy metry dzieli�y go od pod�ogi biegn�cego tutaj korytarza. Pope�zn�� z powrotem ku szybowi. Dotar� do wy�szej cz�ci chodnika, wsta�, a p�niej po�o�y� si� znowu, ale nogami do otwartego przed chwil� wyj�cia. Szybko czo�ga� si� w ty�, po pewnym czasie namaca� czubkami but�w kraniec otworu. Wolno wysun�� si� z ciasnego pier�cienia, zawisn�� na r�kach, a p�niej rozlu�ni� palce i skoczy� w d�. By� w sztabie. Korytarz, do kt�rego dotar�, sprawia� wra�enie od dawna nie u�ywanego - pod�oga zas�ana by�a grub� warstw� �mieci, spo�r�d wielu umieszczonych pod sufitem lamp �wieci�o tylko kilka. Po obu stronach korytarza ci�gn�y si� szeregi drzwi, na ka�dych umieszczona by�a tabliczka ze stopniem i imieniem oficera. Po kilku krokach Jesse spostrzeg� gabinet oficera, kt�ry ka�dego dnia przychodzi� do sztabu. Pchn�� drzwi, nie by�y zamkni�te na klucz. W gabinecie panowa� porz�dek, ale tu tak�e czu�o si� d�ug� nieobecno�� ludzi. Przy ka�dym nieco gwa�towniejszym ruchu ze wszystkich mebli podnosi�y si� tumany kurzu. Jesse poszed� dalej. Korytarz sta� si� szerszy, a p�niej, za kolejnym zakr�tem, ukaza�a si� p�aszczyzna podestu. W g�r� i w d� wybiega�y st�d w�skie, �elazne schody. Jesse wybra� zej�cie. Ka�da ni�sza kondygnacja by�a pocz�tkiem nowego korytarza, we wszystkich uderza�y przybysza �lady ba�aganu i opuszczenia. Dotar� na samo dno. Najg��biej po�o�ony korytarz by� sprz�tni�ty i jasno o�wietlony, ale i tutaj nie by�o niczego godnego uwagi. Zawr�ci� ku g�rze. Znowu mija� pogr��one w p�mroku, puste korytarze, na jasne �wiat�a i czyste �ciany natrafi� dopiero u szczytu schod�w. Z przykr�conej do por�czy tabliczki pozna�, �e osi�gn�� poziom trzeci. Najistotniejsz� cz�� tego rejonu stanowi�a sala odpraw, w kt�rej kilkadziesi�t foteli skupia�o si� wok� wielkiego modelu pola bitwy. Setki kolorowych �wiate�ek oznacza�y pozycje poszczeg�lnych jednostek, ich nieprzerwany pier�cie� otacza� spor� b��kitn� lamp� - statek przeciwnika. Oczko pier�cienia stanowi�a du�a, ��ta �ar�wka, oznaczaj�ca po�o�enie sztabu. Obok sali odpraw mie�ci�y si� kabiny oficer�w dy�urnych obserwacji powietrznej, naziemnej i podziemnej. Tutaj zbiega�y si� meldunki od wszystkich tkwi�cych na posterunkach wartownik�w. W bocznej odnodze korytarza by�o jeszcze kilka pokoj�w mieszcz�cych bibliotek� i archiwum. �Jak oni mog� tutaj pracowa�? - pomy�la�. - Ka�dego dnia przybywa do sztabu oko�o dw�ch tysi�cy oficer�w. Na poziomie trzecim mo�e przebywa� stu, tyle� samo na poziomie ostatnim, ale gdzie podziewa si� reszta? Przecie� na innych poziomach na pewno od lat nie by�o nikogo. Czy s� pomieszczenia, kt�rych nie zauwa�y�em?� Zastanawia� si� jeszcze nad szczup�o�ci� pozostawionego do dyspozycji sztabu miejsca, gdy z g��bi korytarza dobieg� go st�umiony odg�os krok�w. Gor�czkowo my�la� o kryj�wce. Zawr�ci� ku schodom i zbieg� na podest ni�szego poziomu. Przystan�� i nas�uchiwa� t�umi�c oddech. Po chwili na �elaznych stopniach zatupota�y wojskowe buty. Jesse znowu pop�dzi� w d�, nieznany napastnik r�wnie szybko pod��a� za nim. Dotar� na najni�szy poziom. Bieg� korytarzem szukaj�c schronienia, ale drzwi wszystkich pokoj�w by�y zamkni�te. Min�� wej�cie do windy i kilka dalszych niedost�pnych pomieszcze�. Nieco dalej korytarz zakr�ca� ostro i stawa� si� bardzo w�ski. Tutaj by�y ju� tylko nagie �ciany. Jeszcze kilka krok�w i Jesse dostrzeg�, �e korytarz si� ko�czy. Dalsz� drog� udaremnia�y grube drzwi, przypominaj�ce swym wygl�dem szczelne pokrywy �odzi podwodnych. Poci�gn�� je - by�y otwarte. Przest�pi� bez wahania pr�g i zatrzasn�� drzwi za sob�. Wewn�trz pomieszczenia by�a jeszcze jedna klapa i przy tej Jesse tak�e mocno zakr�ci� zamykaj�ce przej�cie �ruby. Dopiero teraz poczu�, �e dygoce ze zm�czenia. Usiad� w ustawionym pod �cian� wygodnym fotelu. �Nie uciekn� - my�la�. - Znajd� mnie... Na pewno ju� wiedz�, gdzie jestem! Dostan� si� do mnie bez trudu... Co ze mn� zrobi�?� Gdy och�on��, poczu�, �e �ciany pomieszczenia i pod�oga raz po raz delikatnie dr��. �Bombarduj� mnie!� - przemkn�a przez jego �wiadomo�� niepokoj�ca my�l. Rzuci� si� do klapy, kt�r� przed chwil� zamkn��, i spr�bowa� odkr�ci� �ruby przytrzymuj�ce ci�kie rygle, ale te nawet nie drgn�y. Odwr�ci� si� szybko i pobieg� w przeciwnym kierunku. Po kilkudziesi�ciu krokach przekona� si�, �e nie zdo�a umkn�� - drog� zamyka�a przed nim druga klapa, kt�rej �ruby tak�e nie chcia�y ust�pi�. Ich grubo�� sprawia�a, �e narz�dzia, kt�re zabra� ze sob�, okaza�y si� zupe�nie nieprzydatne. Wstrz�sy nie ustawa�y, ale tak�e i nie przybiera�y na sile. Jesse usiad� znowu i spokojnie oczekiwa� dalszego rozwoju wypadk�w - nic wi�cej nie m�g� zrobi�. Gdy po kilkunastu minutach wstrz�sy usta�y, wr�ci� do pierwszej klapy, ale nie zdo�a� jej otworzy�. Przeszed� do drugiej i teraz z �atwo�ci� przesun�� rygle, otwarcie zewn�trznych drzwi nie przysporzy�o mu k�opotu. Wkroczy� do jasno o�wietlonego tunelu, w kt�rym porusza�y si� nieustannie ta�my ruchomych schod�w. Wszed� na stopie�, a ten zani�s� go na podest, kt�ry stanowi� pocz�tek kolejnych korytarzy. Jesse postanowi� zbada� wszystkie. W ka�dym znajdowa�y si� drzwi prowadz�ce do laboratori�w, sal wype�nionych maszynami licz�cymi, pokoj�w zastawionych deskami kre�larskimi i warsztatami modelarzy. Wsz�dzie zna� by�o, �e trwaj� intensywne prace, kt�re przerwano tylko na kr�tko. Jeden z korytarzy ko�czy� si� wysok� bram�. Jesse pchn�� uchylone skrzyd�o i wszed� do rozleg�ego hangaru. Wielka hala wyda�a si� pusta i ju� zamierza� j� opu�ci�, kiedy nagle z ust wyrwa� mu si� cichy okrzyk. Zatrzyma� si� i wlepi� przera�one oczy w odleg�y, ciemny k�t. Sta�y tam b�yszcz�ce czerni� polerowanych pancerzy - trzy nieprzyjacielskie �uki. W chwil� p�niej Jesse rzuci� si� do szalonej ucieczki. Serce bi�o mu szybko, na czo�o wyst�pi�y zimne krople potu. �Porwali mnie - szepta� do siebie. - Jestem w r�kach wrog�w, obcych przybysz�w�. Pojmanie przez oficer�w sztabu wydawa�o mu si� teraz czym� zwyczajnym, nawet mi�ym. Obawa przed spotkaniem przera�aj�cych, nieznanych stwor�w d�awi�a go coraz mocniej. Dobieg� ju� do ruchomych schod�w, gdy us�ysza� tupot licznych n�g. �Nadchodz� - pomy�la�. - Wielonogie potwory!� Zawr�ci� i pobieg� do hangaru. Zd��y� si� ukry� w ciemnym k�cie, gdy z oddali znowu pocz�� dobiega� szybki stukot. Jesse przesta� panowa� nad strachem i krzykn�� g�o�no. Stukot by� coraz bli�ej. Wlepi� oczy w bram�, a jego krzyk zmieni� si� w wysoki, histeryczny pisk. Kto� popchn�� mocno jedno z wysokich skrzyde� drzwi - do hangaru wesz�o kilku ludzi. M�czyzna, na kt�rego naramiennikach b�yszcza�y oficerskie gwiazdy, wysun�� si� na czo�o. - Kapralu Jesse, p�jdziesz z nami - powiedzia�. - Jeste� aresztowany. Zamkni�to go w ciasnej, pozbawionej lamp celi, tylko przez szpar� mi�dzy kraw�dzi� drzwi a pod�og� wpada�a w�ska smuga �wiat�a. Zza drzwi dolatywa� odg�os miarowych krok�w wartownika. �Gdzie jestem? - my�la� Jesse. - Czy w sztabie? Zdobyli trzy �uki, nie umieli pozna� ich konstrukcji i trzymaj� sw� niewiedz� w tajemnicy. U obcych? Aresztowa�y mnie podobne do ludzi automaty. Nie! Widzia�em ich twarze! Sk�d znaj� moje imi�? Zdobycie �uk�w nie mog�o pozosta� nie zauwa�one. Jestem u obcych! Tunel z zakr�canymi klapami m�g� by� ich pojazdem... Dlaczego przybyli w czasie mojej ucieczki?� Po kilku godzinach drzwi celi otwar�y si� gwa�townie. - Chod�! - powiedzia� wartownik. Zaprowadzi� Jessego do du�ej sali, gdzie przy okr�g�ym stole siedzia�o kilkunastu oficer�w. Na �cianach umieszczone by�y du�e, p�koliste ekrany. - Kapralu Jesse - powiedzia� jeden z oficer�w. - Zdecydowali�my si� wyjawi� ci tajemnic�. Podni�s� do ust le��cy na stole mikrofon. - Zapalcie ekrany - powiedzia�. Na szarych p�aszczyznach ukaza� si� dobrze znany Jessemu widok - zarzucona szcz�tkami broni pustynia. - Zauwa�y�e�? - spyta� oficer. - Nie. - Patrz uwa�nie. Jesse wyt�y� wzrok. Rozbite czo�gi, leje, ruiny wyrzutni... Szare bunkry! - Przed nami we wszystkich kierunkach s� jednostki nale��ce do pier�cienia! - wykrzykn�� Jesse. - Jestem w �rodku kr�gu?! - Tak - powiedzia� oficer. - W statku obcych? - Oni nigdy nie przybyli. To w�a�nie nasza tajemnica. - Jesse milcza�. - Dlaczego? - wykrztusi� wreszcie. - Dlaczego to zrobili�cie? W odpowiedzi podsun�li mu cienk�, bia�� ksi��eczk�. �Dwa podstawowe problemy wsp�czesno�ci� - g�osi� b��kitnymi literami tytu�, poni�ej kt�rego czernia� wybity drobnym drukiem dopisek: �Raport Sekretarza Generalnego Organizacji Narod�w Zjednoczonych�. - Raport opublikowano przed czterdziestu laty; ale zapewne s�ysza�e� o nim? Jesse potakuj�co skin�� g�ow�. - Przypomn� ci podstawowe problemy, o kt�rych mowa w tytule - powiedzia� oficer. Otworzy� ksi��eczk� i zacz�� czyta�: Gwa�towny rozw�j ludzkiej wiedzy usun�� sprzed naszych oczu problemy, kt�re jeszcze przed niewielu laty uwa�ali�my za nierozwi�zalne. G��d, choroby, wojny i wiele innych plag, kt�re przez stulecia n�ka�y ludzko��, nale�� do bezpowrotnej przesz�o�ci. Epoka, w kt�rej �yjemy, nie jest jednak wolna od trosk. Pierwszy z problem�w to rosn�ca z ka�dym rokiem bierno�� nauki. Ogromna liczba odkry� i wynalazk�w, jakie zanotowa�a historia minionego stulecia, sprawi�a, �e we wszystkich dziedzinach wiedzy pojawi� si� stan bliski nasycenia - coraz trudniej znale�� zagadnienia, kt�rych nie zd��ono rozwik�a�. Wt�rny, z konieczno�ci, charakter bada�, zalew publikacji zawieraj�cych drobiazgowe analizy, oboj�tne przyjmowanie wszelkich sukces�w przez nawyk�e do ich powszechno�ci spo�ecze�stwo - oto przyczyny zamieraj�cej aktywno�ci �wiata naukowego. Liczne rzesze uczonych porzuci�y tw�rcze rozwa�ania, wbrew przewidywaniom ubieg�owiecznych futurolog�w kroki na drodze ku pe�ni poznania s� coraz rzadsze i kr�tsze. Dok�adna ocena przedstawionego wy�ej zjawiska oraz obrazuj�ce jego rozw�j i obecne rozmiary dane statystyczne - zawarte s� w dw�ch pierwszych rozdzia�ach raportu. Drugi podstawowy problem wsp�czesno�ci zrodzi�y wyniki bada� przestrzeni kosmicznej. Ludzko��, mimo podj�cia niezliczonych wysi�k�w, nie zdo�a�a nawi�za� kontaktu z inn� cywilizacj�. Milczenie dalekich planet i nieobecno�� istot rozumnych w poznanych galaktykach zrodzi�y w naszym spo�ecze�stwie uczucie g��bokiego osamotnienia. Prze�wiadczenie o daremno�ci poszukiwa� i teorie uznaj�ce istnienie cz�owieka za jednorazowy wybryk przyrody uros�y, na przek�r twierdzeniom naukowym, do roli wiod�cego motywu w sztuce. Nastroje �rodowisk tw�rczych najpe�niej oddaje pr�d intelektualny zwany patonaturyzmem. Niebezpiecze�stwa, jakie niesie rosn�ca popularno�� patonaturyzmu, scharakteryzowano w trzecim rozdziale raportu. Sekretarz Generalny pragnie wyrazi�... Oficer przerwa� czytanie i zamkn�� ksi��eczk�. - Ju� przed czterdziestu laty nie brakowa�o ludzi, kt�rzy rozumieli, i� konieczny jest bodziec - powiedzia�. - Sygna�, kt�ry wyrwie ludzko�� z ogromniej�cego wci�� odr�twienia i wyzwoli na nowo jej u�pion� energi�. - Sygna�em m�g� by� statek? - spyta� Jesse. - Tak, przed trzydziestu laty zbudowano tutaj twierdz�, kt�ra do dzi� pe�ni rol� statku. Sto kilometr�w dalej ukryto w ziemi bunkry przysz�ego sztabu. Oba obiekty po��czy� podziemny kana� i kursuj�cy w nim wagon. Gdy wszystko by�o gotowe, og�oszono komunikat o l�dowaniu obcych... Sam wiesz, co zdarzy�o si� p�niej... Wszystkie osi�gni�cia ostatnich lat zwi�zane s� z istnieniem statku, tysi�ce uczonych szuka �rodk�w, kt�re ods�oni� tajemnic�... Ich wysi�ki nie przynosz� rezultatu. Ka�dy wynalazek przekazywany jest nam, a wtedy natychmiast podejmujemy przeciwdzia�anie, do tego s�u�� laboratoria, kt�re tutaj widzia�e�. - A �uki? - To efektowna dekoracja, przybysze musz� by� aktywni. - Kiedy wyjawicie �wiatu prawd�? - Nie wiem - powiedzia� zm�czonym g�osem oficer. - Czy mo�na j� wyjawi�? Pozostali wzruszyli ramionami. - Je�eli przyleci prawdziwy statek - doda� kto� z siedz�cych przy stole. - Co b�dzie ze mn�? - spyta� Jesse. - Nie masz wyboru. Nale�ysz teraz do wtajemniczenia i musisz pracowa� dla nas i z nami. - Tak - powiedzia� w zamy�leniu Jesse i popatrzy� na ja�niej�c� na ekranach pustyni�. - Tak - powt�rzy�. - Musz�.